|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Spencer Delaney
| Temat: Re: Wielka Sala Pon 07 Lip 2014, 12:08 | |
| Spencer przybył tu jako jeden z pierwszych, jednakże robił co mógł aby nikt nie był świadom jego przybycia. Nie chciał się przecież rzucać w oczy, co niestety mu się nie udało, ponieważ prawdopodobnie jako jedyny nie ubrał się w jakieś niesamowicie gustowne i rzucające się w oczy ciuszki. Wręcz przeciwnie - dominowała czerń, zupełnie jakby postanowił zawędrować na pogrzeb tuż po uczcie. Niestety, nie było żadnych pogrzebów. Szkoda, wielka szkoda. Prawdopodobnie nie odezwałby się ani słowem przez całą ucztę, w końcu zamierzał tylko się najeść, gdyby nie fakt że coś pokrzyżowało jego plany. Właśnie sięgnął po babeczkę, kiedy zauważył że coś mu ją właśnie sprzątnęło sprzed nosa. Szybko zidentyfikował tego małego złodzieja sterczącego na stole. Czy to był...jeż? Co jeż robił tutaj w Hogwarcie? Spojrzał w lewo i zauważył osobę do której prawdopodobnie należało to stworzenie. Yumi Merberet. Nigdy nie interesował się nią w żaden sposób, więc w jego spisie widniał tylko opis jej wyglądu, imię i nazwisko, jednakże nic bardziej znaczącego. Z prostego powodu - to tylko czwartoklasistka, nie nadawała się raczej na ofiarę, czy też obiekt obserwacji. Chociaż, skoro miał już okazję to może powinien sprawdzić czy słusznie ją osądził jako niebudzącą zainteresowania. -Urocze stworzenie.-powiedział cicho patrząc na jeżyka po czym przeniósł spojrzenie swoich lodowatych oczu na Krukonkę, obserwując ją uważnie, zupełnie jakby chciał przewiercić jej głowę spojrzeniem i sprawdzić co ma w środku. De facto chciał, ale raczej nie miał takich możliwości, więc musiał zostać przy samej obserwacji. Zastanawiał się czy jej nie wystraszy, w końcu z jakiegoś powodu, wiele osób patrzyło na niego z przerażeniem, co było zupełnie irracjonalne. Zbyt dobrze wymazywał pamięć, żeby ktoś był w stanie powiedzieć o nim coś złego, dlatego wszelkie ich obawy były po prostu śmieszne. -Jak się zwie?-zapytał, próbując nawiązać zwykłą, "przyjacielską" konwersację. W końcu rozmowa to był wyjątkowo dobry sposób na wyciąganie z ludzi ich charakteru, chociażby patrząc na same wypowiedzi. Zresztą...wpisanie imienia jeża w akta wcale nie było przesadą, to może się kiedyś przydać. |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Wielka Sala Pon 07 Lip 2014, 12:32 | |
| Jeżyk był na tyle drobnym zwierzątkiem, że nie zwracał na siebie uwagi tak samo jak Yumi. Budził pewną formę sensacji, gdy ktoś go dostrzegł, wszak takie maleństwo nie było codziennością w murach Hogwartu. Przed pierwszą klasą miała okazję do wybrania pupila. Kot, żaba, sowa. Nie umiała zdobyć się na adopcję nikogo poza jeżykiem, którego właśnie wtedy znalazła i przygarnęła. Czasami żartowała, że to było na odwrót. Czika ją adoptowała i oswoiła ze sobą. Dziewczyna zdziwiła się, słysząc obok siebie cichy głos i słowa najwidoczniej skierowane pod jej adresem. Dotychczas nie zwracała uwagi na sąsiadów siedzących po swoich bokach, tak więc z zaskoczeniem zerknęła na chłopaka. Zmrużyła lekko powieki szukając w pamięci odpowiedniego imienia. Znany z widzenia chyba outsider, Spencer. Posłała mu pełen rezerwy uśmiech, niezrażona chłodem płynącym z jego oczu. Życie nauczyło ją patrzeć w identyczny, zjadliwy sposób tak samo jak i obrona przed takim atakiem. Uniosła rękę nad naczyniami i potrawami, sięgając po jeżyka i przestawiając go bliżej siebie, aby nie przeszkadzał innym. Wywnioskowała, że podwędził właśnie babeczkę innemu Krukonowi. Nie umiała się złościć na to urocze zachowanie. Ograniczyła się do przysunięcia Spencerowi misy z wyżej wymienionymi babeczkami w ramach minimalnych przeprosin. Zacisnęła lekko usta, zauważając, że właśnie zaproponowano jej luźną konwersację przy stole. Objęła kufelek soku dyniowego i zwilżyła napojem gardło, by móc swobodnie odpowiadać i wymieniać słowa. - Czika. - prosta odpowiedź ozdobiona beznamiętnym spojrzeniem, które mu posłała w odwecie na zaciekawione wpatrywanie się w nią. Nie odczuwała żadnych lęków z tym związanych, nie czuła się nawet niekomfortowo, jak to sugerowałoby jego zachowanie. - Przeszkadza ci? - zapytała chcąc podtrzymać kontakt, jaki się właśnie między nimi wywiązuje. Z drugiej strony nie dążyła do wadzenia komukolwiek. Nauczyła się schodzić na ugodę w szarej rutynie, nie czyniąc sobie dodatkowych problemów. Postanowiła na uprzejmość, niwelując pragnienie wyjścia z wielkiej sali i zniknięcia z powierzchni ziemi na dwa najbliższe miesiące. Jeżyk zajął się skubaniem okruszków babeczki robiąc wokół siebie bałagan. Yumi utkwiła w zwierzątku wzrok, przyglądając się mu z czułością i ciepłem. Marzyła o animagii. Transmutacja ciała w jeżyka i znikanie na pewien okres czasu, który znacznie wpłynie na jej życie. Gdyby to było takie łatwe, życie byłoby prostsze. Z daleka było widać, że Yumi nie cieszy się z zakończenia roku. Świadczyły o tym opadnięte barki, płytszy oddech i mocno zaciśnięte palce pod stołem. |
| | | Spencer Delaney
| Temat: Re: Wielka Sala Pon 07 Lip 2014, 16:52 | |
| -Nie przeszkadza.-odparł lakonicznie. Mimo swej obojętności dla całego świata, nie miał nic przeciwko zwierzętom. Wręcz przeciwnie, jeśli chodziło o jeże. Te stworzenia były odpowiednio zaopatrzone przez naturę, jeśli chodzi o możliwości obronne i odstraszające, więc w pewien sposób uważał je za wyjątkowo przemyślany twór. A wszystkie przemyślane stworzenia powinny być respektowane, więc jakże mógłby mieć coś przeciwko jeżowi? -Lubię zwierzęta.-rzucił nagle jakby znikąd. W przeciwieństwie do ludzi, stworzenia mniej lub bardziej magiczne zachowywały się schematycznie, przez co nie była potrzebna obserwacja aby z nich skorzystać, a to często ułatwiało sprawę, pomimo tego że odbierało czystą przyjemność z wyciągania z nich ich tajemnic, których po prostu nie posiadały. -Jakże pustą drogą byłoby życie, gdyby na swej drodze napotykać tylko narzędzia, bez możliwości podejmowania stworzeń bliskich naszym duszom.-powiedział cicho, nie interesując się tym czy Krukonka zrozumie co miał na myśli. Póki co nie miał powodów aby urywać konwersacje, ale nie widział też konieczności prowadzenia jej. Po prostu to robił, traktując to jako zbieranie informacji dodatkowych. Zdecydowanie Yumi nie wejdzie do programu obowiązkowego, tak przynajmniej póki co się prezentowała - bardzo odbiegała raczej od zakresu jego "zainteresowań" przez co nie widział jej jako ofiary. Chociaż mogła równie dobrze dać mu szybko do zrozumienia że się pomylił. Wziął jedną babeczkę i zajął się jej konsumpcją. |
| | | Symplicja Szafran
| Temat: Re: Wielka Sala Wto 08 Lip 2014, 00:05 | |
| Z ulgą stwierdziła, że chyba nikt jej nie zauważył. Ostatnie niby przypadkowe spojrzenie w stronę stołu Gryfonów i nadal zawiedzenie, czyżby on ją unikał, na tą myśl skrzywiła się nieznacznie, a w żołądku poczuła jak zawiązuje się jej jeszcze większy supeł. Cóż skoro tak się sprawy mają to niech będzie, chciałaby rzec, jednak te słowa nie przeszły jej przez gardło. Nie była pewna czy przez cały jej pobyt w Skrzydle Szpitalny, Remus odwiedził ją chociaż raz, chociaż w sumie nie mogła być tego pewna, bo w zasadzie całe te dwa tygodnie przespała, albo zaliczała jakieś egzaminy. Bez apatytu spojrzała na leżące przed nią półmiski, tyle dobrego jedzenia miało się zmarnować, bo jej się nie chciało jeść, tak bardzo przegrać życie, a miała przecież zamieszkać w domu Ciotki Grety, która gotowała przecież tak okropnie. Wiedziona wspomnieniem kuchni, przeszywanej cioci, nałożyła sobie na talerz kawałek szarlotki. Od tamtego felernego wypadku w ogóle nie miała apetytu, na każde podsuwane jej jedzenie patrzyła jak na wielką karę. Czego to była zasługa, nie wiedziała, o tak po prostu nie miała ochoty na jedzenie. Może było to spowodowane tym, że prawie całe dnie przesypiała, a jeśli nie spała to wlewano w nią jakieś okropne eliksiru o smaku kiszonych skarpetek. Po czymś takim każdemu odechciało by się jeść. Kolejne tęskne spojrzenie w stronę pysznie wyglądających potraw i kolejne westchnięcie. Trochę rozgrzebała po talerzu swoje ciastko po czym stwierdzając, że nie uda jej się przełknąć nawet kawałka odsunęła je od siebie. Nie wiedząc co powinna ze sobą robić, skoro nie zamierzała ucztować rozejrzała się dookoła. Wanda siedziała zbyt daleko by niepostrzeżenie do niej podejść, Aurory nigdzie nie widziała, dostrzegła Aerona, ale widząc jego towarzystwo, go też odkreśliła z listy osób, z którymi mogła by podyskutować. Nie wiedząc co w takim wypadku powinna zrobić postanowiła oddać się temu co tygryski lubią najbardziej czyli, fotografii. Szybko wygrzebała z przewieszonej przez ramię torby aparat i przy wtórze niezadowolonych Krukonów zaczęła wszystkim robić zdjęcia. Cieszyła się, że w zasadzie była niewidzialna, nikt nie przejmował się małą nic nie znaczącą Krukonką, z aparatem, taki stan rzeczy został więc szybko wykorzystany. Ukradkiem zrobiła zdjęcie Huncwotom, z tej odległości nie dało się łatwo rozróżnić kto był kim, ale cicho będzie się tym martwić po wywołaniu. Na kolejnym uchwyciła rozmowę Aerona, Chiary i Gilgamesha. Kolejne zdjęcie, kolejne postacie, kolejna historia. To właśnie Symplicja najbardziej kochała w fotografii, to, że można było uchwycić chwilę, zatrzymać ją na moment i nie pozwolić jej tak po prostu zniknąć odejść w zapomnienie. Mimo wszystko nie każdemu podobało jej się wszędobylskie, przeszklone oko i już po dziesięciu zdjęciach dostrzegła karcące spojrzenie ze strony stołu nauczycielskiego. Lekko naburmuszona schowała na nowo aparat do torby i wróciła do grzebania w swoim talerzu, który po za ciastkiem nie miał na sobie nic nałożonego... To będzie długa uczta. |
| | | Soleil Larsen
| Temat: Re: Wielka Sala Wto 08 Lip 2014, 10:26 | |
| Soleil nie była wielką entuzjastką Historii Magii. Należała co prawda do osób, które uważają, że żadna wiedza nie jest zbędna (pogląd ten ulegał pewnej ewolucji odkąd poznała Tytana), tym niemniej jednak pewne tematy na pewno były bardziej fascynujące od innych. No i warto tutaj dodać, że słuchanie kogoś, kto to wszystko przeżył, jeśli nawet nie w sensie dosłownym, to przynajmniej widział na własne oczy, jest czymś innym, niż opisów z którejś tam ręki lub czytanie książek. Ona na pewno entuzjastycznie zareagowałaby na możliwość prowadzenia przez Nicka choć jednej lekcji w zastępstwie za profesora Roginsky’ego. -Powiedziałabym, Sir Nicholasie, że ten rok był zróżnicowany. Prócz wielu smutków zdarzały się bowiem chwile radości. Dodałabym jeszcze, że były to miesiące niezwykle pouczające i może dzięki temu po wakacjach będziemy mądrzejsi i nie powtórzymy błędów z przeszłości. – odparła na słowa ducha i obdarzyła go trochę nieśmiałym uśmiechem. Często wygłaszała takie mądrości, ale tym razem kierowała je do kogoś, kto miał stulecia doświadczenia, a to trochę zmieniało postać rzeczy. Jej entuzjazm na myśl o występie Nicka nie osłabł wcale, kiedy zobaczyła jego zaskoczenie i zmieszanie. Wręcz przeciwnie. Zaczęła go zachęcać jeszcze bardziej, bo uważała, że należy łamać swoje wewnętrzne opory. No i naprawdę chciała usłyszeć prawdziwą, średniowieczną pieśń w wykonaniu kogoś, kto w tamtych czasach się wyedukował. To doświadczenie na pewno byłoby w swej wymowie niezwykłe i unikatowe. -Sir Nicholasie, wszyscy na pewno bardzo chcą Pana usłyszeć! – zawołała, chcąc skruszyć jego opory. W tym momencie pomógł jej jakiś starszy chłopak z Ravenclawu, którego obdarzyła swoim najbardziej promiennym uśmiechem. –Widzi Pan, Sir Nicholasie? Teraz musi się Pan zgodzić! – klasnęła w dłonie, kiedy duch ugiął się pod presją jej entuzjazmu i powszechnego zainteresowania. Wszyscy bowiem, którym dane było usłyszeć o czym mowa, odwracali swe spojrzenia na Nicka. Przez całą długość pieśni Soleil przyglądała się zmarłemu artyście z błyskami podziwu w oczach. Zasłuchana zapomniała o tym, że planowała się do niego przyłączyć. Nie chciała ponadto zepsuć jego występu, a ze swoimi zdolnościami wokalnymi zrobiłaby to bez żadnych wątpliwości. Kiedy zakończył, dziewczyna miała łzy wzruszenia w oczach, a na ustach zachwycony uśmiech. -To było naprawdę pięknie! Myślę, że powinien Pan śpiewać w szkolnym chórze. Byłabym zaszczycona, gdybym kiedyś mogła Panu akompaniować na dudach! – odezwała się, kiedy już odzyskała głos i przestała entuzjastycznie klaskać. Na moment odwróciła wzrok w kierunku stołu Hufflepuffu i odnalazła znajomą blond czuprynę, otoczoną kręgiem znajomych. Uśmiechnęła się lekko, odsunęła od siebie pełny talerz i ponownie skoncentrowała na Nicku.
|
| | | Remus Lupin
| Temat: Re: Wielka Sala Wto 08 Lip 2014, 12:32 | |
| W drzwiach prowadzących do Wielkiej Sali zamigotała lekko przygarbiona sylwetka młodzieńca, który będąc o wiele wyższym starał się wyglądać na jak najmniejszego. Brązowe włosy w kompletnym nieładzie, na który nie skutkowało nerwowe przeczesywanie palcami i odświętna szata, gdzieniegdzie jeszcze nosząca ślady nieuważnego, prędkiego zaklęcia prasującego zdradzały spóźnialskiego jeszcze bardziej, a on doskonale o tym wiedział. Co wcale nie umniejszało jego wyrzutów sumienia. - Nie wierzę. Po prostu nie wierzę, że się spóźniłem... Łapa, przesuń ogon, dajcie mi usiąść, do diaska. – Lupin przeczesał włosy kolejny raz i starając się nie zwracać na siebie uwagi większej, niż to było absolutnie niezbędne, syknął Syriuszowi prosto do ucha, chcąc oderwać złaknionego przyjaciela od talerza. Gdy to nie poskutkowało, zwyczajnie wepchnął się na miejsce tuż obok Blacka i pochylił nisko nad stołem, starając się przez kilka chwil udawać, że wcale go tam nie ma. Jego spóźnienie wynikało z rzeczy głupiej i tak niestosownie pospolitej, że sam nie mógł wyjść z podziwu – zwyczajnie zaspał. Ostatnie dni przynosiły ze sobą kolory nowości, oddech wolności i niezbyt płonne nadzieje na to, że coś wreszcie ruszy w odpowiednim kierunku. Nie oznaczało to jednak, że Lupin spał lepiej. Zdecydowanie nie. Noc dała mu się we znaki, przywołując na i tak bladą twarz blade sińce, rysujące się pod oczami. Być może gdyby spędził ją w łóżku, a nie w Pokoju Życzeń, przeglądając kolejne woluminy, szukając odpowiedzi na nurtujące go od dłuższego czasu pytanie... Może gdyby nie starał się tak desperacko sięgnąć po to, co nieosiągalne było dla żadnego innego czarodzieja, przynajmniej do tej pory, oszczędziłby sobie wstydu wchodzenia do Wielkiej Sali niemal w połowie cholernej uroczystości! Gdy uznał, że niebezpieczeństwo bycia potępionym przez któregokolwiek z nauczycieli minęło, sięgnął po kielich z dyniowym sokiem, przelotnie przesuwając wzrokiem po twarzach swoich przyjaciół. Lilianne wydawała się dzisiaj nachmurzona, wyraźnie zamyślona. Rogacz stał nad nią niczym anioł stróż lub... kat. Miał ściągnięte brwi i wyjątkowo niezadowoloną minę; ostatnimi czasy tylko taką twarz pokazywał wszystkim, odgradzając się jednocześnie od niewygodnych pytań. Syriusz... Syriusz był Syriuszem. Lupin westchnął głęboko, odwracając się dyskretnie i zerkając na stół Krukonów; jego spojrzenie prześlizgnęło się po twarzach mniej lub bardziej znanych mu uczniów, szukając tej jednej. Siedziała tam, bledsza niż on, zapatrzona w talerz. Dziobała kawałek ciasta widelcem, niezbyt przekonana chyba zarówno do samego łakocia, jak i pomysłu jedzenia. Zmarszczył czoło, przyglądając się Symplicji przez parę długich chwil; martwił się o nią. Nie mógł powiedzieć, że nie. Wewnętrzny opór przed wiązaniem się, komplikowaniem i tak trudnego życia, wplątywaniem nowych osób w swoje problemy walczył z nim z chęcią wpuszczenia kogoś po za Huncwotami, z chęcią zasmakowania normalności... Choć przez jakiś czas.
/przepraszam, jeśli coś jest nie tak, muszę ogarnąć, a w locie się nie da XD |
| | | Chiara di Scarno
| Temat: Re: Wielka Sala Wto 08 Lip 2014, 12:46 | |
| To chyba w dużej mierze kwestia oczekiwań. Jeśli są one zbyt wysokie, mało kto jest im w stanie dorównać, o przewyższeniu ich nie wspomniawszy. Natomiast jeśli stawia się społeczeństwu poprzeczkę niezbyt wysoko, czyli na dokładnie takiej wysokości, na jaką w mniemaniu Chi ono zasługuje, istnieje większe prawdopodobieństwo pozytywnego rozczarowania. Ostatecznie gdzieś tam istniały wybitne jednostki, ot choćby takie jak ich dwoje. Trzeba się było jedynie uzbroić w cierpliwość i nauczyć umiejętności oddzielania plew od ziaren. -W diecie przecież nie chodzi o to, aby się najadać. – odparła na jego stwierdzenie, ukrywając rozdrażnienie pod maską rozbawienia. Nie należała do dziewcząt chorobliwie liczących każdą kalorię i mających obsesję na punkcie własnego odbicia w lustrze. Jej ciało było jej świątynią, ostatnim bastionem, miejscem, w którym czuła się dobrze i którego nie planowała zmieniać na siłę. Z resztą… Zawsze była drobna i szczupła, nie musiała się o to martwić. Może była to kwestia dobrej przemiany materii, a może nieregularnego spożywania posiłków. Bo niejednokrotnie zdarzało jej się nie jeść przez dłuższy okres czasu, kiedy pochłaniały ją inne problemy. Kolejne pytanie Aerona rozbawiło ją już naprawdę. Ona? Lepiej poinformowana? Ciekawe na jakiej podstawie wysuwał to przypuszczenie… Zazwyczaj nie interesowały ją sprawy szkolne i w tym przypadku nie było inaczej. Wiedziała jedynie, że wieczorem jest koncert w Hogsmeade i najprawdopodobniej wszystko skończy się na jakiś czas przed jego rozpoczęciem. -Myślę, mój drogi przyjacielu, że możesz iść sobie stąd w każdej chwili. Chyba, że przykuto Cię do tego stołu kajdanami, których nie dostrzegam. – odparła ironicznym tonem, nakładając sobie na talerz odrobiny puddingu, który powinien jej jakoś przejść przez gardło, bo nie wymagał gryzienia ani innych zabiegów. Zakrztusiła się jednak pierwszym kęsem i przesunęła spojrzenie na Aerona. -Czyżbyś mnie zapraszał do siebie na wakacje? – zapytała, obrzucając go taksującym wzrokiem. No proszę, pan samotnik chyba jednak nie zamierzał siedzieć zamknięty bez towarzystwa przez całe wakacje. Jedno było pewne, taka wycieczka nie spodobałaby się Rosierowi. Na twarz Chiary wypłynął lekki uśmiech, ale nie zdążyła odpowiedzieć przyjacielowi, bo gdzieś za jej plecami rozległo się potępieńcze wycie, jak się okazało wydobywające się z Prawie Bezgłowego Nicka. Na twarzy Chiary pojawiła się niekryta pogarda. Żeby jeszcze duchy robiły z siebie idiotów… Stulecia „życia” powinny ich chyba nauczyć nieco większej ogłady. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Wielka Sala Wto 08 Lip 2014, 13:19 | |
| Dziewczyna zaraz to odwróciła się od Gilgamesha – bo ten jak widać wziął jej słowa na poważnie i wolał spędzić ten czas z kimś innym niż ona, na co ta tylko wzruszyła ramionami i podążyła wzrokiem za resztą Krukonów skupiających się w małych grupach. Machnęła do kilku z nich, posłała uśmiechy w tę czy we w tę, zahaczając spojrzeniem o Yumi, Chiarę i innych, gdy zaraz ktoś bardzo dla niej ważny przykuł jej uwagę. Blada twarz, nieobecny wzrok i gips. Wandzia już, już miała usiąść obok jednego ze swoich dobrych kolegów z domu, gdy poderwała się gwałtownie i jak strzała przepychając się łokciami, podeszłą do swojej najlepszej przyjaciółki, która tęsknie spoglądała na stół Gryfonów. Zaraz i Whisperówna tam spojrzała. No tak. Huncwoci, a raczej jeden z nich, Remus. Pokiwała smętnie głową i za moment znalazła się obok Polki. Nie pytając nawet o pozwolenie na zajęcie miejsca, stuknęła lekko paluszkiem dziewczynę siedzą tuż przy Sympci i zaraz usiadła na krześle. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, zawsze taki sam – lekki i beztroski. Objęła lekko swoją koleżankę od serca i oparła główkę o jej ramię. - Cześć, misiaczku. Nie masz apetytu czy może starasz się być tak jak ja całe życie na diecie? – Spytała cicho, trącając noskiem jej ucho i zaglądając jej w oczy. Martwiła się o Symplicję, o jej stan zdrowia no i o psychikę. Wiedziała, że z Lupinem było coś na rzeczy, więc… Chciała pokazać, że Krukonka może na nią liczyć, może jej się wygadać i porozmawiać z nią o wszystkim. Począwszy o głupim mugolskim programie, kończąc na temat braku nosa Voldzia. Korzystając z okazji nałożyła sobie kawałek pysznie wyglądającego sernika, nie szczędząc sobie, a co i chwyciwszy widelec wsadziła sobie jeden z większych kęsów do buzi, czując jak zaraz jej kubeczki smakowe dojdą pod wpływem tych wszystkich słodkości…
|
| | | Symplicja Szafran
| Temat: Re: Wielka Sala Wto 08 Lip 2014, 16:37 | |
| Czuła się wyczerpana. W sumie było to całkiem zabawne zakładając, że jej ostatni plan zająć nie zakładał nic po za spaniem, wypijaniem okropnych eliksirów i zaliczaniu egzaminów w Skrzydle Szpitalnym, no raz na jakiś czas pojawiał się też ktoś potocznie uważający się za jej przyjaciela, który swoją osobą postanawiał umilić jej czas, spędzony w łóżku. Nie było to takie złe, miło było, że istniały jeszcze osoby, które mimo wszystko chciały zobaczyć, czy z nią wszystko w porządku. Szkoda tylko, że część takich dobrych duszyczek przespała, albo nie zauważyła przez szumiące w jej głowie eliksiry. Pierwszej nocy po tym jak ją przynieśli, miała niezłe odpały. Była w jakimś dziwnym stanie gdzieś między jawą, a snem, gdzie nic nie wydawało się być prawdziwe, ale realność otaczających ją zjawisk, zbyt duża jak na senną marę, widziała jakieś białe postacie, które otaczały jej leżankę, zdawało się jej nawet, że coś do niej mówiły, ale ona ich nie rozumiała, czuła dotyk ich dłoni na swoich rękach, ramionach, jednak nie mogła na to zareagować. Po prostu tak leżała, ze wzrokiem utkwionym przed siebie, jakby dostrzegła tam największe dzieło tych czasów . Następnego dnia nie była pewna, czy wspomnienia z poprzedniej nocy były snem czy rzeczywistością, zniekształconą przez środku przeciwbólowe. Szybko jednak przestała zawracać sobie tym głowę, szukając ukojenia swoich myśli w śnie, albo w dobrej lekturze, udało się jej również narysować parę ciekawych szkiców, gdyż nie miała serca nikogo prosić by przyniósł jej pudełko z kredkami, leżące obok jej łóżka. Cieszyła się, że ktoś pomyślał i przyniósł jej torbę, z zeszytami i piórnikiem. To musiała być Wandzia, mimowolnie uśmiechnęła się na tą myśl. Leżąc na niewygodnej leżance w Skrzydle Szpitalnym za wszelką cenę starała się nie rozmyślać nad jej nieszczęściem. Tydzień po rozpoczęciu wakacji mieli jej zdjąć gips, jednak to nie zmieniało wcale faktu, że dostała jawny zakaz nadwyrężania nogi, co sprawiło, że jej miesięczny wypad w góry, w najlepszym wypadku przesunął się i skrócił, a w najgorszym stał się w ogóle niemożliwy. Chociaż wątpiła by Ciotka bardzo się przejęła stanem lokatorki i, i tak pozwoliła jej jechać, gorzej było jednak przekonać wujka. Nagle kątem oka zauważyła ruch przy drzwiach, ktoś się wemknął do Wielkiej Sali. Chwilę zabrało jej by zorientować się kto był tym spóźnialskim. Na chwilkę serce jej się zatrzymało, a potem podleciało do gardła, by zawiedzione, tym, że nie mogło wylecieć dalej opaść znowu na swoje miejsce. Śledziła go spojrzeniem swoich niebieskich ślepi. Z ciekawością przyglądała się jak przeczesuje swoje włosy ręką, spóźniony Remus był bardzo ciekawym i rzadko spotykanym obiektem obserwacji, w zasadzie nie pamiętała by kiedykolwiek widziała go w takim... "stanie". Na jej zmęczonej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, tak bardzo chciała do niego podejść. Jednak wisiała nad nią długa lista rzeczy, które jej to uniemożliwiały. Z zamyślenia wyrwał ją znajomy głos obok siebie i uczucie jak coś ciężkiego się na nią uwaliło. Widząc obok siebie Wandzię, na jej bladej twarzy mimowolnie pojawił się szeroki uśmiech. Skoro góra nie może przyjść do Mahometa, to Mahomet musi przyjść do góry. Chciała by rzec jednak nie pewna, czy nie miało to w angielskim jakiegoś swojego idiomu postanowiła jednak to przemilczeć. -Próbuj przez dwa tygodnie pić eliksiry na złamaną nogę i powiedz mi potem, że jesteś głodna. One smakują jak stare pranie.- Ponarzekała sobie przez chwilę po czym oparła sobie głowę na głowie Wandzi. Dobrze było mieć przyjaciółkę, która Cię wysłucha i pomoże. Nie była jednak do końca przekonana, czy jest już gotowa powiedzieć Krukonce wszystko. Zwykle przy swoich miłosnych uniesieniach, paplała jej wszystko, mówiła, że to ten jedyny i że życie bez niego nie ma sensu, tym razem miała jednak wrażenie, że nadmierne rozmowy na ten temat mogą sprawić, że to wszystko się skończy, że bańka jej szczęścia zniknie, chwilę po tym jak się narodziła.
|
| | | Gość
| Temat: Re: Wielka Sala Wto 08 Lip 2014, 17:18 | |
| Zakończenie roku. Te dwa słowa było już słychać w Hogwarcie od jakiegoś czasu. Xavier nie śpieszył się z pakowaniem, zawsze robił to na ostatnią chwilę. Nigdy nie lubił tego robić, bo zawsze było tak, że na koniec roku miał więcej rzeczy niż na początku, choć nie miał zielonego pojęcia, skąd one wszystkie się wzięły. To magia, której w szkole i tak było pełno. A i tak miał wrażenie, że wielu rzeczy brakuje mu w kufrze i nie pamiętał, czego nie wziął. Miał bajzel zarówno w głowie, jak i w swoich rzeczach. Jego matka zastanawiała się nawet, czy on w ogóle ma coś w głowie. Kolejnym minusem zakończenia roku, był fakt, że na ucztę musiał założyć garnitur. Ta myśl dobijała go jeszcze bardziej. Mógł wprawdzie założyć jeszcze szatę, jednak ta wydawała mu się gorsza niż garnitur. W końcu jednak poddał się i ubrał go. Nie lubił odświętnych ubrań. Trzecią rzeczą, która kompletnie rujnowała ten dzień, był fakt, że pewnie przez dwa miesiące nie będzie widział się z Tanją. Ta dziewczyna kompletnie go zauroczyła, więc perspektywa wakacji wydawała mu się straszna. Chciał z nią jak najwięcej czasu spędzać, więc umówił się z nią, że razem pójdą na zakończenie. A że Xavier nie śpieszył się, zapewne byli mocno spóźnieni, a Gryfonka mocno się niecierpliwiła. Także, gdy wyszedł z Dormitorium uśmiechnął się do niej przepraszająco i dał jej lekkiego buziaka. Po czym złapał ją za rękę. Po drodze do Wielkiej sali rozmawiali przez cały czas, a Xav opowiadał historię o tym, jak kiedyś jego młodsza siostra Riley wkurzała łabędzia, a gdy ten się zdenerwował, to zamiast gonić ją, zaczął gonić Gryfona. Ptaki nigdy go nie lubiły. Zresztą z wzajemnością. Gdy dotarli do Wielkiej Sali, chłopak otworzył drzwi i przepuścił Tanję, aby szła pierwsza. Po chwili do niej dołączył. Mógł stwierdzić, że spóźnili się mocno i że dyrektor już skończył dawno swoją mowę. Spojrzał na stół, gdzie lewitował Prawie Bezgłowy Nick, którego powitał uśmiechem. Przywitał jeszcze Huncwotów, Lily oraz Dorcas, po czym usiadł przy stole i nałożył sobie coś do jedzenia, oraz nalał sobie i Tanji soku, przy którym z uśmiechem stwierdził, że to ten sam, który Gryfonka wylała na jego koszulkę podczas ich pierwszego spotkania. Uśmiechnął się do niej, cały czas ściskając jej rękę. |
| | | Syriusz Black
| Temat: Re: Wielka Sala Wto 08 Lip 2014, 18:47 | |
| Jedzenie było pyszne. Łapa nie mógł oderwać się od talerza i bez skrupułów nakładał sobie dokładki. Bardzo troszczył się o swój psi, wielki żołądek. Nie dążył co prawda do bycia wielkości Grubego Mnicha, jednak nikt nie mógł mu zarzucić, że nie opiekuje się odpowiednio swoim brzuchem. Przez ten czas zrobiło się trochę zamieszania wokół. Pojawił się Rogacz, którego Łapa powitał niewyraźnym "gdzieś-się-szlajał-jeleniu-zobacz-jakie-pyszności" i Lucas, któremu machnął ręką na powitanie jednocześnie starając się przełknąć spory kęs piersi z kurczaka. Po paru minutach przetrawił pierwsze danie i wytarł usta, rozglądając się wokół. Lily skubała w talerzu wyraźnie czymś naburmuszona, a nad nią stał James z równie pochmurną miną. Łapa oparł łokieć o stół i tak patrzył na tę niezadowoloną trójkę. - Na gacie Merlina, jeśli zaraz nie zaczniecie się uśmiechać, zatańczę salsę. - pogroził im, a jego spojrzenie dopowiadało "na czterech łapach". Usłyszał wtem na co się szykuje duch. - Albo pomogę śpiewać z Prawie Bezgłowym Nickiem... nie chcecie tego, więc rozchmurzcie się, bo będę zmuszony dopuścić się radykalnych metod rozweselania. - wypiął dumnie pierś. Każdy gryfon w tej sali wiedział, że Black był do tego zdolny. Nie ma nic lepszego niż wyzwanie, a opinia innych? Nigdy się tym nie przejmował. Ba, Łapa nawet przerzucił nogi na drugą stronę ławki gotów wstać i zrobić porządne przedstawienie. - Ślizgoni lepiej się bawią, a wy co... - wskazał brodą bandę rozweselonych naćpanych uczniów slytha. Oni, Gryfoni tez mieli poważne powody do świętowania. Łapa nie czuł się dumny z powodu braku zapału ze strony przyjaciół. Rozumiał, że początek wakacji nie zapowiadał się wesoło szczególnie dla Dorcas i Jamesa, ale był tu Łapa. I jego zadaniem było rozruszanie towarzystwa. Zerknął na Rogacza i posłał wyzywające spojrzenie jego huncwockiej części. Jeśli jakaś jeszcze tam pozostała. - Siema Luniaku! - wydarł się na cały głos na widok spóźnionego huncwota nic sobie nie robiąc z tego, że ten starał się wtopić w tłum. Gdy Remus usiadł, Łapa dźgnął go w ramię zaczepnie za ten "ogon". - Wszyscy macie grobowe miny... Hej, Nick! - krzyknął i zerknął na ducha. Urwał i gorliwie przeczekał usypiający psalm... trzy razy stłumił ziewnięcie, przez ten czas zlokalizował źródło tego dopingu, czyli małą dziwaczną Sol, wywrócił oczami, gdy Mnich się rozbeczał, a gdy pieśń chyliła się ku końcowi, Łapa opierał głowę o ramię Dorcas i przysypiał. Ocknął się przy biciu braw. - Zaśpiewasz coś z biesiad? - skierował się z prośbą do Nicka i puścił oczko Soleil domyślając się, że pewnie poprze jego dziwny pomysł. Machnął do Wandy, gdy przechodziła niedaleko, do Symplicji zawołał "Cześć Szyszko", powitał Xaviera,a na widok Tanji trzymającej jego rękę, wybałuszył oczy. Następnie wyszczerzył się, nie okazując zdezorientowania. Dziwnie się poczuł, więc aby pozbyć się tego stanu, zaczął bawić się ręką Dorcas, całkowicie sobie ją przywłaszczając. - Fiu fiu, kolejna parka. - mruknął wesoło, zapamiętując, aby zaciągnąć tych grobowo nastawionych do świata tuzin gryfonów na koncert Upiornych Wyjców. Świat się walił, a więc Łapa przybywał na ratunek. - To jak? Mam zacząć się wygłupiać czy będzie poprawa? - zerknął na każdego po kolei, nie bojąc się gniewu Filcha. Zaprawdę zaprawdę powiadam wam. Nikt nie chce widzieć Blacka tańczącego na trzeźwo. |
| | | Aeron Steward
| Temat: Re: Wielka Sala Wto 08 Lip 2014, 19:01 | |
| Arcio nie oczekiwał wiele bo ludziach, toteż zbyt często się nie mylił. Zresztą, kto go dobrze znał, a mało było takich osób, ten wiedział jakie Arcio ma zdanie o tym. - Nie wiem, nie stosuje diet. Jedzenie ma sprawiać mi przyjemność i tyle.-. No tak, lubił zjeść. Oczywiście bez przesady, nie tak by od razu być grubym, ale tak by delektować się nim spokojnie. Niestety, ale dziś zupełnie nie miał ochoty nic jeść. Trzymało go tu tylko towarzystwo Chiary. I podzielał jej opinie w sprawie duchów; były one jednym z jego największych rozczarowań podczas pierwszych lat pobytu tutaj. Spodziewał się raczej jakichś upiorów albo czegoś podobnego, a co dostał? Przygłupów, którzy pajacują tylko po to by zwrócić na siebie uwagę. A są skuteczniejsze sposoby na to. Chyba od tych lat nieżycia poprzewracało im się w tych pustych głowach. O ile to w ogóle możliwe żeby coś tam się przewracało. Gdzieś w tłumie zauważył Symp... robiącą zdjęcia. Ehh, musi jej potem wytłumaczyć, że nie wszyscy cieszą się z tego że ktoś im zdjęcia robi. Dojrzał również jej złamaną nogę, co go nie zdziwiło tak jak wydawałoby się że mogło. Wiedział, że kto jak kto, ale ona na pewno zrobi sobie jakąś krzywdę raz w tygodniu. - Nie martw się, za niedługo nie będziesz już mnie tu widziała. Dotrzymam jednak towarzystwa damie jeszcze przez kilka chwil.- powiedział, ni to poważnie ni to żartobliwie. Na widok zielonego koloru, dominującego w całej sali, robiło mu się niedobrze. Czemu nie mogli wybrać sobie innego koloru na barwy domu? Na przykład czarny. Chciałby być w domu z czarnymi barwami. No ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma, jak to mawia stare porzekadło. - Odbierz to raczej jako bezpieczne schronienie, jeśli byś chciała kiedyś odpocząć od różnych rzeczy. Wątpię by Ci się tam spodobało, więc w wakacje wynudziłabyś się na śmierć.-. On na szczęście urodził się tam, więc był na coś takiego odporny. Głupie duchy. Gorzej niż żywa hałastra. Powinni ich zakneblować. |
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Wielka Sala Wto 08 Lip 2014, 19:12 | |
| Henry zaczął już wysłuchiwać monologu Mnicha skierowanego do starszego uczniaka, gdy w końcu pojawił się Matt. Przyjrzał mu się i z ciężkim sercem przyznał, że nie najlepiej wygląda. Ale przynajmniej miał apetyt, to się liczyło. - Siema. - uśmiechnął się do niego i też włożył sobie dokładkę, aby nie być gorszym. Uciekł gdzieś wzrokiem w bok, bo jeszcze nie rozmawiał z Mattem o tym, że między nim a Sol coś nie gra. Nie mieli okazji o tym mówić, ostatnie dni były wyjątkowo zabiegane. Henry nie miał zielonego pojęcia, że jako zwykły prefekt musi dopilnować tysiąca spraw, a do tego zakładać garnitury... zdjął więc z siebie marynarkę, o wiele lepiej czując się w koszuli. I tak czuł jak jego kark jest gorący, a dłonie zimne od pewnej formy spięcia. SUMy, cały miniony rok i tyle wydarzeń, w których wziął udział. Co przyniosą następne lata? - W przyszłym roku damy z siebie więcej niż wszystko w quidditchu, co? - zagadał Matta połykającego jedzenie. - Nie zakrztuś się i zwolnij. Hanna z siódmej klasy się na ciebie gapi. - uśmiechnął się szeroko zerkając ukradkiem na rudowłosą dziwną dziewczynę, wyglądającą jak jedno z popiersi na piętrach... Nagle ni stąd ni zowąd Mnich się rozbeczał. Puchon wywrócił oczami i uśmiechnął się do Harley machając do niej ponad głowami. Skinął też głową Kaynethowi śmiejąc się z jego miny na widok ekstrawaganckiego stroju Harley. Później Nick zaczął śpiewać pieśń mszalno-żałobną, co było niesamowicie zabawne. Henry roześmiał się pod nosem, bo nie patrząc na gryfonów wiedział już kto za tym stoi. Soleil z błyszczącymi oczyma i oczarowany nią duch. - Powinienem być zazdrosny? - zapytał Matta, wykrzywiając usta. Jego dziewczyna owija sobie wokół palca ducha... Henry zgubił się nie wiedząc jak ma na to zareagować. Lubił Nicka, ale chyba nie chciał wyzywać na pojedynek starożytnego rycerza. Bił brawo i przyglądał się dyskretnie duchowi, zastanawiając się jak powinien się zachować. Wybrał w końcu cierpliwe siedzenie w jednym miejscu i napawania się widok wesołej i wzruszonej Soleil. Miły widok; zastąpił tamte wystraszone oczy sprzed jakiegoś czasu. Widział, że nie jadła. Chcąc nie chcąc nauczyła go zwracać na to uwagę i zamierzał jej o tym wspomnieć, jak już w końcu uda mu się podnieść i do niej podejść. |
| | | Tanja Everett
| Temat: Re: Wielka Sala Wto 08 Lip 2014, 21:55 | |
| Obawiała się tego dnia tak bardzo, że jak na złość przyszedł bardzo szybko. W dzień zakończenia roku Tanję skręcało w żołądku i było jej niedobrze. Wiedziała, że to ostatni dzień względnego spokoju. Jutro będzie w drodze do.. domu. To nie był dom. Nie jej. Tylko wizja cierpiącej samotnie matki podtrzymywała ją w decyzji, by wrócić. Ostatni list wywołał niezłe zamieszanie w szkole, przez co nauczycielka zaklęć, Odineva uparła się, aby ktoś jej towarzyszył w drodze do domu. I co to da?! Przecież ojciec na widok kogos dorosłego nie dość, że będzie przykładnym ojcem, to potem się zemści. Ona nie mogła na to pozwolić. Musiała... musiała... to słowo gorączkowo zaglądało do jej myśli. Musiała przybyć do domu pierwsza. Uciec z matką. Nigdy nie wracać i mieć świadomość, że chociaż walczyła. Gryffindor byłby zażenowany tym, że taka tchórzliwa dziewczyna nosiła jego barwy. Oprócz spokoju zostawiała w zamku coś innego... szczęście. Kto by pomyślał, że takie przerażające dla niej wydarzenie jak próba gwałtu spowoduje, że los splącze drogi jej i Xaviera, za którym oglądała się od blisko pierwszej klasy? Smak jego ust powodował, że odpływała myślami daleko.. na prawdę daleko. Gdy ją przytulał, czuła się bezpiecznie i nie myślała o dramacie, jaki ją będzie czekał. No właśnie. Ich związek był niewinny, jeszcze młody, a ona nie miała serca mówić Xavowi, co ją czeka w wakacje.. możliwe, że nawet z nich nie wróci. Te czarne myśli tak ją paraliżowały, że gdy już.. już miała otworzyć usta by powiedzieć to Xavierowi.. jedno spojrzenie w jego oczy zmieniało temat rozmowy. Wiedziała, że kiedyś to wyjdzie.. wystarczy, że będzie chciała kiedyś pójśc z Xavierem do łóżka. Zobaczy blizny i na pewno o nie zapyta. Jeśli przeżyje wakacje. Z tą bolesną myślą dziewczyna zebrała się w sobie i ubrała zwykłą, czarną sukienkę . Nie miała ładniejszej, starała się kupować sobie jakieś ubrania w wiosce, ale to było jedno ubranie na dwa miesiące, pieniędzy z dorywczego zamiatania gospody Trzech Mioteł nie mogło być za wiele. Tanja pozwoliła swoim włosom szaleć, spinając je z boku bursztynową spinkę od mamy. Czekała niecierpliwie na Xaviera w salonie w głowie mając scenariusz najbliższej rozmowy. Jednak jego przepraszający uśmiech i pocałunek znowu wyczyściły jej umysł doszczętnie. Odwzajemniła niepewnie uśmiech i ścisnęła mocno jego dłoń. Niechaj chociaż ostatnie dni roku będą szczęśliwe. Oczywiście się spóźnili, a jakże! Jednak nie mogła narzekać, roześmiała się szczerze kiedy Xav opowiadał historię o łabędziu. Żałowała go oczywiście, ale dawno się tak nie czuła. Tak.. swobodnie. Tanja wchodząc pomachała lekko Jamesowi, Remusowi, Lily, Dorcas i Syriuszowi. Nie czuła się dziwnie na jego widok, nawet uśmiechnęła się lekko do niego. Chyba każde z nich było już na prawdę szczęśliwe i nie powinni byli wracać do tych dziecinnych niesnasek. Usiadła koło Xaviera i odebrała od niego sok. Upiła łyk. Tyle przecudnych potraw, a ona nie mogła żadnej przełknąć. Znowu upiła łyk. - Co robisz w wakacje? -zapytała Xaviera, głaszcząc kciukiem jego dłoń. |
| | | Soleil Larsen
| Temat: Re: Wielka Sala Sro 09 Lip 2014, 08:28 | |
| Soleil czuła się bardziej sobą niż przez cały ostatni tydzień. Tytan, najwyraźniej przytłoczony jej emocjami, odpuścił i pozwolił jej cieszyć się ucztą i ostatnimi przed wakacjami chwilami, spędzanymi w gronie znajomych. Tak bardzo ich wszystkich kochała! Lily z jej poczuciem odpowiedzialności za wszystkich, Dorcas z jej rozterkami, Łapę i plamy od jedzenia na jego koszuli, Tanję i Xava trzymających się za ręce, Pottera wodzącego zakochanym wzrokiem z rudą Panią prefekt, zestresowanego i trochę chyba zagubionego Lupina… Wszystkich, wszystkich ich uwielbiała, nawet jeśli oni widzieli w niej tylko dziwaczną ekscentryczkę. No i oczywiście był jeszcze Henry, z nim będzie najtrudniej się pożegnać. Może także dlatego, że wiedziała, że jeśli nie upora się z Tytanem, to te wspomnienia, które już stworzyli, będą dla nich jedynymi. Na tę myśl zbladła nieco i posmutniała, ale szybko otrząsnęła się ze stanu przygnębienia, bo Syriusz mrugnął do niej taki rozbawiony, a ona nie potrafiła się i tak długo martwić. Nie w towarzystwie innych. -Och! Sir Nicholasie, proszą Pana o bis! To taki zaszczyt! Niech Pan jeszcze coś zaśpiewa, bardzo proszę! Może coś weselszego. – Poparła Łapę w jego prośbie i obdarzyła ducha swoim najbardziej ujmującym spojrzeniem. Te wielkie, szare oczy naprawdę potrafiły być przekonujące. Nie wiedziała, że swoim zachowaniem w ogóle może budzić zazdrość. Po pierwsze nie znała i nie rozumiała tego uczucia, po drugie zaś nie przypuszczała, aby ktoś poza Lancasterem mógł być nią w ogóle zainteresowany. Nick był uroczy, szarmancki i potrafił doskonale śpiewać, ale był przy tym martwy i to do pewnego stopnia go dyskwalifikowało… |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Wielka Sala | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |