IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Dziedziniec

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next
AutorWiadomość
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Dziedziniec - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 2 EmptyPią 19 Gru 2014, 13:50

Grzebał widelcem w talerzu, znęcając się na smażonych żeberkach. Od rana na ONMS ledwie kontaktował. Umówił się z Miltonem na rozmowę o skrzatach, a gdy lekcja upłynęła (nie zauważył kiedy 90 min minęło), chodził z Dwayne'm po Hogwarcie i jednym uchem słuchał jego trajkotania. Napomniał mu,że umówił się znowu z Wandą i nie obyło się bez podejrzliwego wpatrywania. Henry'emu nawet przez myśl nie przeszło słowo "randka". Uznał, że Wanda nie mogła go zaprosić na piwo, bo dziewczyny tak nie robią. Anthony, jedyny dziadek przyklasnąłby jego pomysłowi złożenia odmowy i zaproszenia w rewanżu.
Smażone żeberka marnowały się na talerzu. Siedział nad nim od dwudziestu minut i nie przełknął nawet kęsa. Póki co karmił się bezpodstawną wściekłością na samego siebie. Gnębiło go niezidentyfikowane poczucie winy. Wrócił do codzienności i z każdym wschodem słońca zdawał sobie sprawę, że nieumyślnie we wszystkim nawalił. Nawet to, że Wanda zataiła przed nim prawdę, a nie miała obowiązku mu niczego mówić. Nie opuszczała go wściekłość od woczraj odkąd Dwayne wylał na niego kubeł zimnej wody, oświecając co to się nie działo u znajomych. Nie było to raczej przyjemne. Podniósł się z ławki i rzucił na odchodnym "do później" armii Puchonów, z którymi próbował normalnie rozmawiać. Odstraszał ich swoją miną, bo nie mógł się pozbyć beznadziejnego poczucia winy. Morison i Laurel szczegółowo opowiedzieli mu co działo się w zeszłym roku, a dla Heńka to dalej było mało. Nie mógł się pogodzić ze swoją niewiedzą i krążeniu po omacku w każdej rozmowie z napotykanym znajomym.
Udało mu się wygrzebać z kilkunastu Puchonów. W oddali widział Wandę. Nie musiał długo jej szukać, rozpoznał ją po włosach, wzroście i po profilu. Odruchowo się uśmiechnął. Ciekawe czy Dumbledore odpisze na ich tajemniczy apel przemalowania brody na musztarodowo... morsko... no, na niebieski i żółty. Zaraz po tej myśli powróciła poranna irytacja. Tak, na tę krukońską pannę. Nieźle się przed nią wydurniał. Nie zająknęła się słowem... Lancaster nie wiedział dlaczego jest na nią zły. Może potajemnie zazdrościł jej tej siły, że nie widać po niej utraty kogoś bliskiego ? Tak było,ale Henry nigdy się sam przed sobą do tego nie przyzna. Wanda zachowywała się naturalnie, pogodnie, obdarzała wszystkich szerokim uśmiechem, a poniosła większe szkody niż on. To była zazdrość, bo sam nie umiał nosić wysoko gardy gdy co chwila oglądał się przez ramię zastając tam pasmo urwanego filmu. Gigant kac. Ktoś go tak określił. Że ma ekstra gigantycznego kaca z całego roku i musi to przecierpieć a samo minie.
Drzwi do Wielkiej Sali się za nim cicho zamknęły. Heniek bezszelestnie stanął obok Wandy i dźgnął ją w bok ze skromnym "bu" wypowiedzianym tuż nad uchem. Zmierzył ją wzrokiem czując się dziwnie w tradycyjnym puchońskim mundurku. Kiedy te dziewczyny mają czas na przebranie się? Lancaster ledwie wyszedł z ONMS i zapuścił korzenie przy jedzeniu, nie myśląc nawet o ubraniu czegoś lżejszego, skoro ma zamiar wyjść gdzieś na piwo. Hogsmade czy błonia? Było mu to obojętne. Zawsze może przywołac do siebie butelki z dormitorium. Dwayne zadbał o zapas życiodajnego napoju na najbliższy tydzień, po cztery butelki dziennie.
- Nie zmarzniesz? Nie ufam tym chmurom. - nawiązał i do pogody, nieśmiertelnego tematu rozmów jak i do jej stroju. Henry zahaczał wzrok o wzorki na ścianie, byleby nie zająć sie pochłanianiem wzrokiem choćby odsłoniętych ud. No tak, Wanda jest dziewczyną i to ładną. Najwyższy czas to przyjąć do świadomości. Schował rękę do kieszeni, coby go nie świerzbiła. Nie, to nie jest randka, ledwie wymawial to słowo w myślach. Wanda zbiłaby go z tropu jakby głośno tak nazwała wypad na piwo. Henry powiercił się troche w miejscu, postąpił z nogi na nogę, poluzował krawat i zwiedził wzrokiem dziedziniec, fontannę, gromadkę liliputów (znaczy się pierwszaków).
- Hogsmade, błonia, zakazany las? Piwo świeże załatwię, a ty wybierz gdzie chcesz zajść zanim z wielkiej sali wyleją się moi znajomi. Lubią tratować i ciągnąc za sobą każdego. - posłał jej niepewny - stremowany? - uśmiech. Pilnował się, aby nie rozpoznała, że jest prawie wściekły. Nie musi wiedzieć o takich rzeczach.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Dziedziniec - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 2 EmptyPią 19 Gru 2014, 14:34

Przez ten czas kiedy była jeszcze sama pozwoliła sobie na zagłębienie się w zieleni otaczającej mury szkoły. Równo przystrzyżony trawnik, gdzie niegdzie rozłożyste drzewa skrywające uczniów podczas ogromnych upałów – pojawiały się nawet rabatki z kwiatami otoczone kilkoma ławkami, gdzie zazwyczaj zbierały się szkolne pary chcące spędzić miło czas. Wzrok panny Whisper ostał się na jednej z takich par – byli to chyba piątoklasiści pochłonięci wymienianiem się płynów ustrojowych. Widocznie odpuścili sobie posiłek, byle by tylko móc spędzić chwilę czasu samotnie, w swoim towarzystwie. Wanda poczuła się jak intruz, który wchodzi w buciorach w ich życie prywatne, jednak Ci na szczęście jej nie zauważyli. Była zbyt daleko, a oni zbyt pochłonięci sobą. Zupełnie jakby cała reszta nie istniała.
Nie spodziewała się, że Henry zjawi się tak szybko. Chłopakowi także zazwyczaj dopisywał apetyt, jednak dzisiaj także musiało coś się stać, skoro jego oczy nie lśniły dobrze znanym jej blaskiem.
Gdy poczuła delikatne dźgnięcie w bok, wszystkie mięśnie się jej napięły, a ta pisnęła, kompletnie zaskoczona, odwracając zdezorientowaną twarzyczkę stronę Lancastera, który znajdował się tak blisko! Widząc go, tutaj całego i zdrowego ubranego tylko w ten zabawny Pachoński mundurek uśmiechnęła się szeroko, hamując się by go nie zjeść wzrokiem. Mimo, że grymas był przyjazny, taki jak zwykle mu oferowała, to w jej oczach pojawiła się nutka żalu czy też czegoś innego. Było jej potwornie źle, że chłopak dowiedział się o śmieci jej ojca, nie w taki sposób w jaki powinien. Chciała uchronić go przed nawałem złych informacji, bo wolała oglądać jego wyszczerz, a nie smutne spojrzenie. O tym jednak później, trzeba czynić honory.
- Henry, cześć. Czekam tutaj już całe wieki. – Przywitała się już na sam początek udając, że trochę zrzędzi. Wolała oczyścić atmosferę na samym początku, dopowiedzieć to co było nie dopowiedziane. Korzystając z odległości jaka ich dzieliła, musnęła jeszcze przelotnie policzek blondyna i ścisnęła go za ramie, będąc wdzięczna za to, że w ogóle zechciał się z nią spotkać. Spojrzała mu prosto w oczy, w te jasne oczy i przygryzła wargę, nie wiedząc od czego zacząć.
No tak, miejsce. Niezbyt chciało się jej iść aż do Hogsmeade – wolała zostać na terenie szkoły, gdzie mimo wszystko dostęp do alkoholu był o wiele prostszy. Poza tym, jak trafnie zauważył Henryk pogoda mogła w każdej chwili się zmienić. Co by jednak nie martwić Puchona dziewczyna machnęła ręką.
- Nie jestem przecież z cukru, nie roztopię się. – Stwierdziła tylko i ruszyła w stronę jednej z polanek otoczonej kilkoma rosłymi drzewami, gdzie znajdowało się kilka drewnianych ławek z metalowymi ornamentami do ozdoby. Wanda wcześniej zajmowała to miejsce, wraz ze znajomymi i wiedziała, że pary się tutaj nie kręcą. Nie chciała by chłopak poczuł się nieswojo, dlatego zadbała o to, by piątoklasiści znaleźli się poza ich okręgiem i polem widzenia. Gdy zrównała się z nim krokiem zerknęła w jego stronę – przeszli zaledwie kilka kroków i kiwnęła głową.
- Zostańmy tutaj, będzie bliżej do zamku, jakby faktycznie zastał nas deszcz. A piwo się przyda, od razu kilka butelek. – Powoli zaczynała się rozkręcać i badać teren na jakim była. Czy Henry był bardzo na nią zdenerwowany? Pewnie tak, biorąc pod uwagę jego minkę – zachowywał się niepewnie, jakby sam nie wiedział co tutaj robi. Czyżby się jej obawiał? Nie chciał tutaj przychodzić? Zaprosił ją tylko z grzeczności? Panna Whisper zaczęła myśleć gorączkowo i wlepiła wzrok w swoje sandałki. Boże, może myśli, że to randka, a on tak naprawdę wcale nie chciał niczego takiego? Mogła ubrać się w stary dres albo w piżamę, przynajmniej wtedy poczułby się normalnie. Chwyciła za skrawek swojej sukienki i spojrzała na nią z niejakim obrzydzeniem, plując sobie w brodę, stwierdzeniem, że jak głupia chciała wyglądać ładnie. Zamrugała kilkukrotnie i przeniosła piwne spojrzenie na twarz Henryczka, za którym ohohoh, się stęskniła. Ale o tym cicho sza.
- Henry… – Zaczęła cicho, biorąc go pod ramię, delikatnie, z wyczuciem, by jej nie uciekł. No cóż. Czas na poważną rozmowę, która im umknąć nie może. Wandzia wolała od razu załatwić wszystkie rzeczy, niż potem sobie o nich przypomnieć, kiedy jest naprawdę dobrze. O problemach należy rozmawiać, bo potem one rosną w nas i rosną, zakorzeniają się w naszej podświadomości… Tego wolała uniknąć. Przełknęła ślinę.
- Domyślam się, że jesteś na mnie okropnie zły. I doskonale Cię rozumiem, chociaż może to tak nie wyglądać. Nie powiedziałam Ci o śmierci mojego ojca, bo naprawdę nie chciałam Cię martwić. Wiem, że masz na głowie swoje sprawy, a my dopiero zaczęliśmy od niedawna tak fajnie rozmawiać… Zaczynamy się poznawać i tak od razu nie chciałam Ci o tym mówić… – Zaczęła gadać, trochę gubiąc się w tym wszystkim, jednak starała się by sens jej słów został zachowany. Naprawdę głupio by jej było, gdyby na ‘dzień dobry’ wypaliła z tekstem typu Siema Lancaster. Głowa Cię boli? Nic nie pamiętasz? A, to Ci tylko powiem, że mój stary nie żyje. Odkryłam jego zwłoki w domu. Czadowo. To co, idziemy upiec pierniki? Wolała tą sprawę przemilczeć. Teraz jednak gdy na nowo zaczęła o tym mówić zrobiło się jej niedobrze. Czuła jak policzki się jej czerwienią, a oczy zaczynają szczypać. Swoje już przepłakała, starała się być silną osobą i iść naprzód, jednak nie było to łatwe. Zwłaszcza, że życie dalej podsuwa Ci pod nogi same kłody, które musisz omijać bądź przeskakiwać. Nie chciała się rozpłakać nie chciała pokazać swojej słabej strony, dlatego zmusiła się do uśmiechu, szczerego, aczkolwiek odrobinę smutnego i mówiła dalej.
- Nie chcę byś się złościł. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie tak naprawdę. I jeżeli spotkałeś się ze mną tylko z litości czy coś… To ja to uszanuję. – Powiedziała nagle, nie wiedząc, że coś takiego wyrwało się jej z gardła. Nie chciała by to tak zabrzmiało, dlatego spojrzała kontrolnie na Lancastera i jęknęła.
- Boże, przepraszam. To było głupie. Po prostu nie chcę by były między nami jakieś niedomówienia. Czuję się przy Tobie naprawdę super i to dzięki Tobie znowu śmieje się jak wariatka. – Odwróciła szybko wzrok, czując jak policzki palą ją jeszcze bardziej. Potem uśmiechnęła się i parsknęła ze swojej głupoty i z tego co powiedziała.
Może nie będzie tak źle? Wanda przeczuwała, że to spotkanie będzie wyjątkowe. Mimo, że początek zapowiada się niezbyt ciekawie.
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Dziedziniec - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 2 EmptyPią 19 Gru 2014, 15:16

Nie widział obściskującej się pary, mając w głowie co innego niż obserwowanie zakochańców. Czuł się staro, a miał szesnaście lat. Postarzał się i nie wyglądal już na nastolatka. Jeszcze trochę, jeszcze kilka kopów od losu, a z powodzeniem będzie mógł uchodzić za dwudziestopięciolatka. Oby to był już limit.
- Kości stare, stawy skrzypią... sorry za spóźnienie. Starość nie radość. - schylił plecy i pobiadolił trochę na kręgosłup, coby Wanda dalej była tak rozchmurzona. Mógłby ukradkiem uszczknąć sobie jej nastroju i uznać dzień za miły. Wyprostował się, uśmiechając bardziej od siebie. Przez chwilę czuł się prześwietlany gdy Wanda tak na niego patrzyła. Czyżby miał pora między zębami? Albo pognieciony mundurek, na którym leżały całą noc rzeczy Dwayne'a? Spuścił głowę i spojrzał na siebie nie znajdując niczego strasznego.
Odetchnął z ulgą, bo nie miał sił wlec się do Hogsmade. Gdyby Wanda chciała, to i by poszedł,a tak to mogli w spokoju usiąść i po prostu poprawiać sobie nastrój. Henry zawołał po imieniu trzecioklasistę z Hufflepuffu i krótko wyjaśnił co ma mu przynieść, gdzie to leży jednocześnie wsuwając mu do ręki kilka knutów. Mała łapówka nigdy nie zaszkodzi. Maluch żwawo pobiegł spełnic prośbę prefekta. Albo bał się, że sie wykrwawi i dlatego tak szybko uciekł? Dzieciaki.
Gdy ruszyli w drugą stronę dziedzińca, Henry chcąc nie chcąc przyzauważył obściskujących sie piątoklasistów. Wzniósł oczy ku niebu i uśmiechnął się z politowaniem. Na szczęście nie powiązał miejsca, par i ich spotkania w jedno, bo niechybnie wziąłby nogi za pas. Henry był kiepski w relacjach męsko-damskich. Piwo to piwo. Już na pewno nie zrozumiał jej stroju jako "nadmierne wystrojenie się". Aż tak domyślny nie był, w końcu był facetem.
Powietrze nabralo zapachu wanilii, to powietrze, którym właśnie oddychał. W miarę się rozluźnił, krzyżując rękę w łokciu, aby Wanda mogła oprzec się o niego podczas szukania najlepszej miejscówki na dziedzińcu. Z ulgą pożegnał śliniących sie piątoklasistów. Wystarczyło, aby Wanda wypowiedziała jego imię w inny sposób, zaczynając dokańczanie rozmowy z listów,a mina Puchonowi zrzedła. On wolał unikać niewygodnych tematów, z przyzwyczajenia i wygody kłębiąc to w sobie. Sam poruszył to na kartkach, a mówienie o tym na głos przyprawiało go o ból żołądka. Złość, znowu wróciła.
- Nie jestem na ciebie zły. Byłem wczoraj, ale teraz już nie. Nie musisz o niczym mówić. - chociaż przeczył jakiejkolwiek złości,trochę kłamał. Samo "bo się o ciebie martwiłam" powodowało,że krew w żyłach mu wrzała. Nienawidził, gdy ktoś robił coś dla jego dobra i jeszcze to przed nim zatajał. Zacisnął mocno szczękę i nie patrzył na profil Wandy uparcie szukając na dziedzińcu fajnego osłonecznionego miejsca. Teraz wydał się ze swoją złością. Wcześniej trzymał to w ryzach, ale Wanda znowu nieumyślnie nadepnęła nie na ten kamień co trzeba. Zarzucając mu spotykanie się z litości wbijała mu szpilę w oko. Zatrzymał się nagle w środku drogi i odsunął na metr od dziewczyny. Już zaczęła go przepraszać,a i tak Henry nie zdołał ukryć złości na... to wszystko. Jak tylko zobaczył jej załzawione oczy, zdrętwiał. Kubeł zimnej wody, znowu. Położył ręce na jej ramionach.
- Ej, już. Uspokój się, Wando. - próbował patrzeć jej w oczy, ale ograniczał to do minimum, aby nie wzbudzać w niej poczucia winy. Nieumyślnie zabił uśmiech na jej twarzy. Druga osoba. Najpierw Soleil, a teraz ona. Jak tu nie być wściekłym?
- Może jestem zły, ale na Merlina, nie na ciebie. Skąd przyszło to tobie do głowy? - nie ma nic bardziej strasznego od babskich łez. Henry nie mógł ich oglądać,bo to działało na niego jak bogin. Nogi wrastały w ziemię, zapominał jak się nazywa, że jest czarodziejem i co zrobić, żeby przeżyć. Przesunął rękę na łopatkę dziewczyny lekko ją popychając, aby poszła za nim do najbliższej ławki. Jeszcze ciepłej od promieni słonecznych, jak sie okazało gdy na niej usiadł. Musiał coś zrobić, inaczej przygarnąłby ją do siebie i pogodził się ze swoim losem, gdyby Wanda jednak się rozkleiła. Założył kostkę na kolano drugiej nogi i milczał,zaciskając szczękę. To było jak tlenoterapia. Oddychanie powietrzem o zapachu świeżej wanilii,a od razu odzyskiwał wodze i opanowanie. Własna samobójcza złość schodziła na drugi plan.
- Już spokojnie. Nie denerwuj się tak, nie gryzę, pamiętasz? - skierował głowę na krukonkę zaprzestając wyglądania malucha z ich piwami z dormitorium.
- Nie wiem za kogo się wczoraj uważałem, ale nie masz obowiązku mówienia mi o wszystkim. Byłem zły, ale już nie jestem. Nie na ciebie. - powtórzył drugi raz,aby Wanda zrozumiała, że złość ma wiele odcieni. Nie powinna przez się denerwować i stresować. Siedziała obok niego czerwona jak piwonia przez jego głupotę. Posłał jej pokrzepiające spojrzenie, upychając swoje winy i sumienie na dalszy plan.
- Pięknie wyglądasz,swoją drogą. Jacyś krukoni patrzyli na ciebie przez cały obiad. - próbował nieporadnie zmienic tor rozmowy. Wydał się nieumyślnie, że się jej przyglądał od czasu do czasu jak jadła. Henry miał szczęście, że to na niego czekała. Wielkie szczęście, że miał kogoś, kto chciał się dla niego wystroić wypić z nim piwo i marnować swój czas w jego towarzystwie.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Dziedziniec - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 2 EmptyPią 19 Gru 2014, 16:29

Urocza Krukonka nie miała nic przeciwko, gdy ten sobie trochę ponarzekał na stawy, na kręgosłup i na co tam jeszcze chciał. Sama miałaby ochotę ponarzekać, powymyślać jakieś absurdalne połączenia chorób z przewlekłymi bólami, jednak to Lancasterowi wychodziło najlepiej. Uśmiechała się półgębkiem, widząc jak ten się schyla i myśląc, że na urodziny kupi mu taką drewnianą laskę z głową borsuka, co by mógł się na czym podpierać. Nie chciała przecież by zniszczył sobie jeszcze bardziej plecki, tak?
Blondyn wyglądał o wiele dojrzalej niż w zeszłym roku. Minęła u już przecież ta magiczna bariera wieku szesnastego, kiedy to chłopcy mężnieją i rosną w oczach. Henryk mimo, że nie wyglądał na swoje lata [co było prawdą] to i tak przyjemnie się na niego spoglądało, z każdej perspektywy. Nie mogła jednak poświęcić temu zbyt wiele czasu, bo jej znajomy przywołał jakiegoś Puszka, którego Wandzia wcale nie kojarzyła i poprosił go o małą przysługę. Zauważyła również, że miłośnik jej pierników wsunął kilka monet w dłoń chłopaka, co miało go dodatkowo zachęcić do wykonania zadania. Spojrzała na niego pobłażliwie i zaśmiała się krótko.
- Nieładnie tak… żeby Prefekt przekupywał młodszych uczniów? Powinnam to gdzieś zgłosić. – Odgryzła się zupełnie niewinnie i ruszyła wraz z Henrym do wcześniej upatrzonego miejsca, czując delikatny powiew wiatru i promienie słońca ogrzewającego jej buźkę. Dalej biła się z myślami starając się określić ich spotkanie jednym słowem. Skoro pierwsza go zaprosiła to okej, spotykają się jako znajomi, przyjaciele. Potem jednak… on sam zaproponował spacer, więc jak to jest? Chociaż, w ich korespondencji ani razu nie padło słowo randka więc chyba powinni traktować to jako zwykły wypad na piwo. No tak, więc tą kwestię mają przynajmniej wyjaśnioną. No, Wanda ma w głowie. Bo przecież nie spyta się wprost czy właśnie są na randce czy też nie. Poza tym sama Krukonka rzadko chodziła na takie ‘imprezy’, a to z braku czasu, albo z braku odpowiedniego partnera…
Mogła się również jedynie domyślać, że blondynowi niezręcznie byłoby i jest rozmawiać o problemach, ale nie można ich wiecznie unikać. Trzeba o nich rozmawiać swobodnie, bo to też przez nie kształtuje się nasza osobowość. Unikanie ich tylko potęguje złe wspomnienia i sytuacje, które będą nam się do końca negatywnie kojarzyć. Trzeba to zmieniać, póki jest szansa i siła na to. Bo potem może już być tylko lepiej.
Szatynka widziała jego niezbyt zadowoloną minę, ale nie skomentowała jej, tylko ciągnęła swoje przeprosiny do odpowiedniego momentu. Nie musiał jej słuchać, wystarczyło tylko, że zrozumiał, że jest jej przykro. Widziała również, że Puchon jest wściekły, przez co zrobiło się jej przykro. Nie chciała by tak ich spotkanie wyglądało, nie chciała by był zły – nieważne czy na nią czy na cały świat. Po prostu nie chciała, bo wtedy i ona się źle czuła. Znowu będzie musiała go przekupywać pierniczkami , chociaż… Może jej głupie poczucie humoru go ożywi? Tak jak wcześniej.
Zdziwiła się gdy ten przystanął na środku dziedzińca i złapał ją za ramiona. Przez chwilę myślała, że nią potrząśnie, zrobi jej coś złego [sytuacja ekstremalna] czy powie coś, czego nie chciałaby usłyszeć. Czym prędzej odgoniła od siebie niechciane łzy, po których został tylko blask na czekoladowych tęczówkach i uśmiechnęła się delikatnie, wstydliwie, bojąc się, że jej zachowanie doprowadzi do szybkiego pożegnania się. Wzięła głęboki oddech, uspakajając się.
- Przepraszam. Straszne ze mnie babsko, wiem. Po prostu… No czasami tak jest. – Powiedziała ze śmiechem, przesuwając zewnętrzną częścią dłoni po twarzy by się nieco ogarnąć. Potem popchnięta przez Henryka opadła na ławkę, mamiąc przyjaciela zapachem słodkiej wanilii, którą dosłownie była przesiąknięta. Spojrzała na niego kątem oka, oddychając głęboko i rozluźniając się. Oparła się o ławkę i ułożyła tak, by być nastawioną bardziej na Lancastera, by go lepiej słyszeć. Widziała ruch szczęki i ogólne zdenerwowanie. Położyła mu dłoń na ramieniu i westchnęła. To nie tak, że nie uważała, że nie jest nikim ważnym dla niego. Zbliżyli się i dlatego dziewczyna miała teraz wyrzuty sumienia, że mu nic nie powiedziała. Zawsze jednak można to zmienić.
- Okej, to już wyjaśnione, tak? I rozchmurz się. Gdzie ten puchoński uśmiech, który tak uwielbiam, co? – Starała się mu zajrzeć w oczka, mówiąc już swobodnie i uśmiechając się naprawdę szczerze, będąc zadowolona z faktu, że siedzi sobie właśnie z nim, przed szkołą, gdzie nikt wokół nich się nie kręci. Mogą znowu porozmawiać, powygłupiać się i pośmiać, czując swoją obecność, która powoli zaczynała działać na Wandzię nie tak jakby chciała. Mrugnęła ponownie i wystawiła twarz do słońca, mrużąc przy tym oczy i zastanowiła się czy tak naprawdę w ogóle powinna się tu znajdować. Może Henry zawróci jej w głowie, podczas gdy w ogóle nie jest nią zainteresowany? Zerknęła na niego akurat w momencie, gdy ten powiedział jej komplement. Spuściła na moment spojrzenie szczerze ucieszona jego reakcją, która mówiła sama za siebie dziękuję, by zaraz wyszczerzyć się do niego szeroko i zaśmiać.
- Ojeju, tylko Krukoni? Myślałam, że jeszcze połowa Śizgonów z mojego rocznika, a tu tak bidnie. – Wzruszyła ramionami na powrót stając się Wandą z wcześniejszego ich spaceru po szkole.
- Chyba powinnam założyć krótszą sukienkę, może wtedy wszyscy zwróciliby na mnie uwagę. – Dodała, śmiejąc się do rozpuku, udając te dziewczyny ze szkoły, które zrobią dosłownie wszystko by reszta się za nimi oglądała. Panna Whisper wolała zostawać w cieniu, spędzać czas z zaufanymi jej osobami, co nie oznaczało, że była jakąś nudziarą. W swoich kręgach była raczej postrzegana jako sympatyczna dziewczyna, z którą zawsze można było porozmawiać. Nie można za wiele powiedzieć o jej popularności, jednak rozpoznawalna była, w tym dobrym kontekście.
Uśmiechając się dalej postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce, w ogóle nie zauważając tego, że blondyn mógł się jej przyglądać podczas uczty, co byłoby miłym stwierdzeniem… Szukał jej po Sali, wśród innych dziewcząt. Z pewnością dałoby jej to do myślenia.
Klasnęła w dłonie, zupełnie jakby sobie o czymś przypomniała.
- Henry! Wiesz o tym, że pojawił się artykuł o mnie w Lustrze ? – Spytała podekscytowana tym o czym dowiedziała się od samego woźnego. Dopiero po tym jak ten zapomniał zabrać swojej gazetki przejrzała artykuł dokładniej w dormitorium, gdzie szalały wokół niej rozanielone współlokatorki.
- Wiem, że tego nie czytasz bo to raczej takie typowe babskie pisemko, ale napisali o mnie i moich piernikach. O Merlinie, to pewnie któryś ze skrzatów musiał przekazać komuś, że coś takiego robię… No i masz… Twoje słowa się sprawdzają, będziemy sławni. – Ścisnęła lekko jego ramię, dalej się śmiejąc jak jakiś głupek, przypominając sobie cały artykuł poświęcony jej osobie. Aż coś serduszko załomotało jej szybciej na samo wspomnienie.
Musiała podzielić się tą radosną nowiną z Lancasterem. Może był z niej dumny?
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Dziedziniec - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 2 EmptyPią 19 Gru 2014, 20:33

Uniósł brwi szczerze zaskoczony słowami Wandy. Zgłaszać odwieczne łapówki?! Nigdy w życiu.
- Myślisz, że by poszedł za darmo taki kawał drogi? Motywacja musi być. - bezinteresowność w tych latach nie zawsze byla na porządku dziennym, ale nie ma co się nad tym roztrząsać. Jeszcze chwila,a będą trzymać w dloni zimniutkie butelki świeżutkiego piwa i wszystkie wątpliwości co do sposobu ich załatwienia znikną hen.
Nikt nie mówił, że Henry jest ideałem. Miał swoje poważne wady, w tym mocna powściągliwość i trudność z okazywaniem emocji, szczególnie tych dobrych. Gdy w grę wchodziła złośc, jak teraz, uciszał to, aby wyżyć się w sporcie bądź jakoś inaczej, gdy ma szansę to zatuszowac. Ponownie przypomniało mu się spojrzenie Amycusa Carrowa. Wydawał się bardzo zdziwiony zachowaniem Henry'ego. Patrzył na niego jakby Puchonowi wyrosła druga głowa. Podczas gdy on zatruwał życie personelowi medycznemu za uszkodzoną rękę, Henry był pacjentem wzorowym z dziurą w głowie. Niby zachowanie prawidłowe,ale nie zawsze zdrowe. Zupełnie jakby oczekiwano od Lancastera niekontrolowanych napadów wściekłości.
Przyłapał się na przyglądaniu Wandzie. Faktycznie, jego krukońska koleżanka ds. pierników była ładna. Oryginalnie ładna, co dobrze podkreślała. Tak,miał wielkie szczęście,że się z nią przyjaźni. W ciągu ostatniego roku stał się trudniejszy do zniesienia, a więc obecność najbliższych ceniła się mu dwa razy bardziej.
Nie umiał się nie uśmiechnąć po puchońsku skoro Wanda sama tego chciała.
-Uwielbiasz wyszczerz Puchonów? No no. - pokiwał głową i jak go sobie Krukonka przywołała, tak wyszczerz nie chciał zejść z jego twarzy. Tyle było potrzeba,żeby złość malała, a dzień stał się udany. Niewiele,to jest zastanawiające. Nie wytrzymał też długo, tak więc pięć minut po spotkaniu Henry się roześmiał, kręcąc głową do nieba. Skromna, nie ma co! Ale miała rację, tym eleganckim strojem robila furorę. Henry czuł się niezręcznie, że to dla niego się tak wystroiła, a on miał na sobie stary mundurek Hufflepuffu. Uszy też poczerwieniały jak niechcący wyobraził sobie Wandę w jeszcze krótszej sukience. Oj, na pewno zapomniałby jak się nazywa.
- Jeśli nie widzieli, nie wiedzą co stracili. Ale ze mnie szczęściarz. - wyszczerzył się i westchnął teatralnie, czując nawrót bólu twarzy od śmiechów. Nawet nie zdawał sobie sprawy jak za tym tęsknił. Ten spokój i śmianie się z braku skromności.
Ni stąd ni zowąd pojawił się Puchończyk z pięcioma butelkami piwa. Zziajany,roztrzepany przytulał do siebie napoje.
- Dzięki, Carl. - sięgnął po piwa i wręczył jeden Wandzie,zimny, lekko zaszroniały. Chłopczyk mimo, że spelnił swoją misję, stał przed nimi i patrzył bacznie to na Henry'ego to na Wandę. Lancaster uśmiechnął się i rzucił mu piątą butelkę,otrzymując w zamian spojrzenie pełne uwielbienia. Liliput-maluch pognał jeszcze szybciej z powrotem do szkoły,jakby Henry miał się zaraz rozmyślic. Prefekt odprowadził go z niemym śmiechem.
Otworzył kapsel i poluzował jeszcze bardziej krawat. Wanilia nie opuszczała go na chwile i mimo, że napił się piwa,dalej przeważał u niego węch. Dopiero potem dotyk i na końcu smak. A powinno być odwrotnie. No właśnie,powinno.
- Opisali ciebie w Lustrze? - odsunął od ust szyjkę butelki, omal nie zakrztuszając się pierwszym łykiem.
- No no, Wando... to ty będziesz sławna! I mówiłem,że skrzatom się nie ufa. Paple jak nie wiem. - uśmiechnął się z uznaniem i nawet skłonil nisko głowę przed sławną dziewczyną.
- Jak będziesz już znana, pamiętaj o swoim kumplu z Huffa. - niby to przerażony poprosił o zapamiętanie choćby jego imienia na przyszłość, gdy będzie na tyle sławna, że zapomni o przyziemnych znajomych. To normalne u ludzi. Szczerzyl się dalej.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Dziedziniec - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 2 EmptyPią 19 Gru 2014, 21:05

Bolała ją w sumie świadomość tego, że w tych czasach nic nie robimy bezinteresownie. Zawsze musi być coś za coś, odkąd pamięta. Sama starała się nie wysługiwać nikim innym, gdy miała tylko sposobność sama załatwiała swoje sprawy. Nie lubiła powierzać komuś swoich zadań, czuła się z tym niezręcznie. Jeżeli jednak chodzi o przyniesienie piwa to nie było to takie złe. Utwierdziła się w tym przekonaniu po tym, jak chłodne szkło zetknęło się z jej skórą.
Widząc wyszczerz na twarzy kolegi aż pojaśniała z zachwytu. To prawda, że uwielbiała ten szczery uśmiech, który Henry gdy tylko mógł to rozdawał na lewo i prawo. Było mu z nim do twarzy, wyglądał wtedy tak młodzieńczo i naturalnie, co się bardzo Wandzie podobało. Zdecydowanie wolała taki grymas od niezrozumiałych min wiecznie nadętych Ślizgonów.
- No widzisz, od razu lepiej. Jak chcesz to potrafisz. – odpowiedziała tylko śmiejąc się z jego mimiki twarzy, którą teraz nic nie zachwieje. O wiele przyjemniej spoglądało się na niego, kiedy atmosfera wokół nich trochę zelżała. Jej także było o wiele lepiej, kiedy już wszystko zdążyli sobie wyjaśnić. Miała nadzieję, że chłopak faktycznie nie chowa do niej już żadnej urazy, bo jeżeli by tak było to panna Whisper nie darowałaby sobie, że straciłaby zaufanie tego słodkiego Puchona.
Temat jednak zszedł na jej strój – bądź co bądź który zdecydowanie różnił się od jej codziennego mundurka szkolnego. Nie zauważała spojrzeń innych młodzieńców, bo w sumie nie za bardzo rozglądała się za nimi. Widocznie dziś po południu nie miała takiej potrzeby. Cieszyło ją jednak, że Lancaster docenił jej starania, a jej całkowicie nie przeszkadzało to, że ten jest w swoim zwykłym odzieniu. W białej koszuli, poluzowanym krawacie i roztrzepanymi włosami i tak wyglądał zadowalająco. Słysząc to jaki z niego szczęściarz, odchyliła głowę do tyłu i parsknęła, dźgając go pod bok łokciem, by przestał gadać takie głupoty. Czuła się nadzwyczajnie, gdy tak siedziała obok niego i znowu paplała o pierdołach tego świata. Było jej miło, że chłopak tak się do niej zwrócił, więc zaraz spojrzała na niego wdzięcznie i dalej się szczerząc mruknęła.
- Dobra, dobra. Nie przesadzaj. Aż taka wspaniała nie jestem. – Potem jak na zawołanie wpadł do nich ten trzecioklasista ? z naręczem zimnego piwa, które jedno z nich powędrowało do posłańca. Wanda nie powiedziała nic, tylko pomachała młodszemu koledze i odprowadziła go wzrokiem zadowolona zarówno z tego, że już poszedł jak i z tego, że Henryczek zdobył się na nie lada gest.
- Masz wyjątkowo dobre serce, wiesz? Podzielić się piwem? W takich czasach? Jestem pod wrażeniem, Lancaster. – Zrobiła niezwykle poważną minę i gdy się wyprostowała pokiwała głową, posyłając mu tak rozbawione spojrzenie, że jeszcze lada chwila a pęknie. Mimo, że powiedziała to wszystko w sposób prześmiewczy to naprawdę była pod wrażeniem, o. Była mile zaskoczona. Nie wszyscy są chamami i burakami, prawda?
Nie miała problemu z otwarciem piwa, toteż gdy kapsel odleciał z charakterystycznym dźwiękiem ta uraczyła się pierwszym, orzeźwiającym łykiem alkoholu, czując jak wszystko w niej buzuje od nadmiaru emocji. Tym razem pozytywnych. Uśmiechnęła się na reakcję Puchona dotyczącego jej występu w gazecie i oparła się ramieniem o ławkę, by mieć lepszy kontakt z chłopakiem.
- Opisali! No sama nie wiem jak to się stało, ale faktycznie… To chyba wina Skrzatów. Chociaż nie powinnam być na nich zła, bo mimo wszystko one są takie słodkie i kochane. – Rozczuliła się nad nimi, za chwilę jednak powracając do rzeczywistości. Ściskając butelkę z piwem spoglądała na towarzysza z uśmiechem i z entuzjazmem opowiadając o tym jak się z tym czuje.
- O Merlinie. Pierwszy raz widziałam swoje zdjęcie w gazecie. Całe szczęście, że wybrali jakiś ładny kadr, bo wstyd by był gdyby wzięli coś paskudnego. A ja mam takie szczęście, że na zdjęciach wychodzę jak troll. – Powiedziała ze śmiechem, czując jak policzki ją bolą od tego wyszczerzu. Nie przeszkadzało jej to. Znowu czuła się sobą, nie martwiła się o dzień jutrzejszy. Migały jej tylko przed twarzą te jasne oczy i białe zęby Puszka. Nie sposób było czuć się lepiej.
- Och, przeeestań. Przecież jak ja będę sławna to i Ty. W końcu to Ty jesteś moim asystentem i to Ciebie będę tuczyć moimi piernikami. Nie zapomniałabym o Tobie. – Zrobiła to niby obrażoną minkę, że ten posądził ją o coś takiego. Zaraz jednak napiła się znowu by oczyścić umysł – no i by zbytnio nie gapić się na blondyna, co było cholernie trudne.
Potem znowu zachłystnęła się powietrzem. Jakby chciała coś powiedzieć, jednak powstrzymała się. Rozejrzała się wokół czy nikt się w ich okolicach nie kręci, czy nikt nie podsłuchuje. Gdy się już upewniła, pochyliła się nad Henrykiem i niemalże dotykając wargami płatka jego ucha [omójboże, było tak blisko!] szepnęła.
- Nasz ulubieniec poprosił mnie o przyszykowanie specjalnej partii pierników. Chyba szykuje się na podryw roku. – Z żalem odsunęła się od niego i mrugnęła do kolegi porozumiewawczo mając na myśli naszego wielebnego woźnego, który pewnie z niecierpliwością czekał na jej miłosne wypieki. Twarz Wandzi była roześmiana, z uroczymi dołeczkami i zarumienionymi policzkami od śmiechu. I być może od czegoś innego. Jakby się zastanowić, to coś za lekko szły jej te rozmowy z Henrym.
Czekając na jego odpowiedź, spoglądała na niego roziskrzonymi oczami, wiedząc, że gdyby Filch dowiedział się jaka z niej jest papla, to miałaby przekichane. Dlatego przystawiła palec wskazujący do swoich warg.
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Dziedziniec - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 2 EmptyPią 19 Gru 2014, 22:39

Aby stracić jego zaufanie trzeba raczej czegoś więcej niż zwykłe niedopowiedzenie. Teraz nie było mu lekko, dlatego jeszcze bardziej doceniał obecność znajomych. Był zły, ale to wina leżała po stronie wady. Henry posiadał tę nieprzyjemną cechę, że wrzało w nim, gdy ktoś sie o niego zbytnio martwił. Nie wiadomo skąd się to u niego wzięło, ale też nie mógł zagwarantować, że wykluczy to całkowicie ze swojego otoczenia. Był tylko przeciętnym puchonem, jednym z wielu. I chyba tym zyskiwał nieprzeciętność, skoro wszyscy wokół na siłę chcieli być kimś wielkim.
Wyszczerz puchoński trwał dalej.
- Na twoje specjalne życzenie. - suszył zęby jak głupi i już czuł jak twarz go boli od śmiechu. Tęsknił za tym nieświadomie. Posiedzieć, pogadać, pośmiać się przy zimnym piwie i oderwać się od codzienności. Wanda miała ukryty talent, skoro udawało się jej zatrzymać na chwilę wariujące otoczenie. Kiedy to Henry tak się intensywnie śmiał? Robił się stary,bo nie pamiętał. To było dobre.
- Jesteś,jesteś. - odruchowo i trochę zbyt szybko potwierdził swoje wcześniejsze słowa co do bycia szczęściarzem. Wanda była tak sympatyczną osobą,że musiała zdobywać serca ludzi z dziecinną łatwością,a o jej towarzystwo na pewno zabiegało mnóstwo osób. A tu siedział Henry. Czuł się zaszczycony i wyróżniony. I trochę niezręczny,bo Wanda wystroiła się prawdopodobnie z jego powodu i marnuje swój cenny czas na głupie pogawędki. Niezwykłe wyrzeczenia, skoro Henry nie zawsze był do wytrzymania. Cenił to sobie bardzo.
Roześmiał się, bo innego wyjścia nie miał. Podzielił się piwem. Godne Orderu Merlina. Chociaż i tak się z tym nie zgadzał.
- Dobre serce to nie dać szlabanu temu liliputowi. Uwierzysz, że wczoraj czaił się z koleżką na ślizgonów? Z łajnobombą? - jak widać trzeba być bardzo dobrodusznym gdy ma się do czynienia z takimi sytuacjami. Henry starał się nie faworyzować swoich, ale nie zawsze umiał. Spłatanie figla zarozumiałym ślizgonom? Od czasu do czasu wychodziło to wszystkim na zdrowie, ale nikt nie musiał o tym wiedzieć. Napił się piwa i profilaktycznie otarł usta rękawem, aby nie zrobić sobie Dropsowych wąsów jak jakiś czas temu w kuchni. Kuksańcami od Wandy się nie przejmował, bo ledwie je zauważał. Znosił tłuczki, więc jakie tu porównanie z dziewczęcym łokciem.
- Słodkie i kochane skrzaty. Z której strony Wando? Mówimy o tych samych potworkach? - prychnął,bo od początku nie ufał tym ufoludkom. Zachowywały się zbyt grzecznie w kuchni. Dobrze wiedział, że zapuszczały ucha, aby teraz wszystkim rozpowiedzieć o piernikach. Henry był zły na te stwory. Chociaż podzielił się piwem z trzecioklasistą, tytułem Nadwornego Smakosza Wypieków Wandy ani się śnił dzielić! Wyrozumiałość ma swoje granice.
- Masz tę gazetę? Wytnę sobie, podpiszesz się i będę miał o czym opowiadać wnukom, jak się ich dorobię. - wyszczerz puchoński zrobił się szerszy. Zniknął zaraz,bo Henry westchnął i potrząsnął głową.
- Jak troll wygląda Filch, więc nie porównuj siebie do woźnego. - pogroził jej groźnie palcem. - Widziałaś się dzisiaj w lusterku, Wando? Do trolla baaardzo ci daleko, uwierz mi na słowo. - skoro zauważył, że panna Whisper jest ładna, powinien to raz na jakiś czas zaznaczyć i nadrabiać. Miał wyrzuty sumienia, że dopiero niedawno dotarło do niego, że Wanda należy do dziewczyn urodziwych. Miała oryginalną urodę,a Henry byl na to ślepy tyle lat. Najwyższy czas zdjąć klapki z oczu. Nie dość, że jest dziewczyną to i jeszcze ładną! Morison nie uwierzy. Indianin jak nikt czasami zapominał, że na świecie żyje płeć przeciwna.
Odetchnął teatralnie z ulgą, kładąc sobie rękę na klatkę piersiową w imitacji odzyskania spokoju.
- Kamień spadł mi z serca. Będę miał się kim chwalić. - sława oślepia, lepiej sobie zapewnić pamięć u ambitnych i inteligentnych znajomych, a nuż na stare lata jeden z nich przyzna się do znajomości ze starym,zbzikowanym uzdrowicielem, którym Henry będzie. Wlał sobie do gardła chłodnego napoju i westchnął. Lato odchodziło,a on nie zdążył się jeszcze nim nacieszyć.
Owionęło go znowu słodkie waniliowe powietrze. Wbiło go to w ławkę tak, jak za każdym razem jak reagował na nagłą bliskość Wandy. Nie mógł się poruszyć,bo wszystkie zmysły skupiły się na ciepłym łaskoczącym oddechu. Lancaster przywołał się do porządku i skupił na słowach, a nie na obmyślaniu czy loki Wandy są miękkie w dotyku.
- Co?! - z lekkim opóźnieniem dotarł do niego sens wypowiedzi Wandy. Nasz ulubieniec... Filch chce pierniki? NIE! - Chyba żartujesz! - nie wierzył w to,co słyszy. Może mają innego ulubieńca? Nie, to woźny. Henry odwrócił głowę, aby sprawdzić w ciemnych tęczówkach dziewczyny czy go wrabia i straszy czy mówi prawdę. I nie powinien tego robić, skoro Wanda szeptała mu wprost do ucha. Przez krótko-długą chwilę jej twarz,jej usta, jej nos, jej różowe policzki znajdowały się cholernie blisko. To byl dla niego szok i chociaż wszystko mu mówiło o natychmiastowym odwrocie,przez chwilę Henry pozwolił sobie na przyglądaniu się z bliska jej twarzy. Wytrąciło go to tylko z równowagi. O czym to oni rozmawiają...? Coś chyba o brodzie Dumbledore'a. A nie, to chyba nie dzisiaj tym mówili tylko kilka dni temu. Zaraz, jaki dzisiaj dzień ? Nie powinien być na ONMS? Wróć, już jest po zajęciach. Henry zastygł w bezruchu,bo nagle powróciło deja vu. Niczym hologram dwie postacie zlały się w jedną. Ciemne oczy, włosy Wandy pojaśniały do blondu, twarz stała się drobniejsza, źrenice większe, ze nieśmiertelnego zdziwienia. Zatrzęsły się zmieszane ze sobą,a potem z hukiem rozdzieliły. W jego głowie. Chłopak trochę pobladł i zanim przypasował drugie imię, wrócił na ziemię. Z jakiegoś magicznego powodu piwo w butelce zabulgotało jak po gwaltownym wstrząśnięciu. Ciśnienie płynu wzrosło. Gęsta biała piana wypłynęła z szyjki butelki i polała się po ręku Puchona.
- Na kości skrzata... - mruknął trochę nieprzytomnie, szybko odsuwając od siebie butelkę. Nie był jednak na to zły. Gdyby nie to, mógłby zrobić coś dziwnego w przypływie wspomnień i bliskości. Otrząsnął się szybko, aby nie zajmować tym myśli Wandy.
- Nie dzielę się tytułem Nadwornego Wyjadacza Wypieków. Tym bardziej z Filchem. On kogoś podrywa? - nie pasowało to do siebie za nic. Odczekał aż ciśnienie piwa osłabnie i dopiero wtedy wygramolił różdżkę, żeby coś zrobić z mokrą butelką i przemoczoną nogawką spodni. Nie interesował jak to sie stało, przecież żyli w magicznym świecie.
- Współczuję wybrance jego serca. Słyszałaś, że Irytek zakochał się w stażystce? U Miltona się uczy. To się nazywa adorator. - celowo zmieniał temat i za wszelką cenę unikał patrzenia w oczy Wandy. Nie chciał wiedzieć co by się stało, gdyby nie buzujące nagle piwo.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Dziedziniec - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 2 EmptyPią 19 Gru 2014, 23:28

Dlatego też szatynka niezmiernie cieszyła się z faktu, że może przesiadywać u boku swojego przyjaciela, z którym może zaśmiewać się do łez, zupełnie nie bacząc na to o czym teraz rozmawiają. Jej również tego brakowało, bo choć nie straciła pamięci, znała wiele szczegółów dotyczących jej znajomych, to czasem ciężko było znaleźć kogoś kto nie zwracał uwagi na to co się obecnie wokół niej dzieje, a brał ją taką jaka była teraz. Bez przeszłości, bez smutnych spojrzeń. Więc może dlatego zrobiło się jej wyjątkowo źle, gdy zauważyła że potraktowała Henry’ego tak samo jak reszta, skoro doskonale wiedziała o tym, że chłopak nie oczekuje od nikogo współczucia? No cóż, było – minęło stało się, teraz trzeba naprawić i zetrzeć złe wrażenie jakie pozostawiła po sobie.
Jak widać nie trzeba było długo czekać na efekty, bo ten faktycznie znowu szczerzył się po puchońsku i nawet znowu zaszczycił ją komplementem, chyba niezbyt świadomie, ale zawsze. Uśmiechnęła się na te słowa i mrugnęła kilkukrotnie, starając się znowu odgryźć, jednak nie znalazła żadnego zabawnego przytyku, którym mogłaby rzucić. Po prostu przyjęła to do wiadomości i tyle.
Zrobiła zdziwioną minkę, udając niedowierzanie kiedy Henryk napomknął coś o dręczeniu ślizgonów. Kącik ust zadrżał jej niebezpiecznie, a ona kiwnęła głową z uznaniem. Jeszcze chwila, a sama wtryniłaby coś w ręce trzecioklasisty.
- To powiem Ci szczerze, że Cię podziwiam. Ja bym go jeszcze dopingowała, wiesz? – Uśmiechnęła się szerzej i powiodła wzrokiem po polanie, by znowu utkwić wzrok w chłopaku popijającym piwo. Gdyby ona została prefektem to pewnie stawałaby po stronie swoich, po stronie przyjaciół. Być może robiła na złość innym? A może byłaby po prostu tą osobą przed, którą uciekaliby wszyscy? Wzruszyła ramionami do swoich myśli, szczerze mówiąc nie bardzo wiedząc co o tym sądzić, bo nie miała i nie będzie miała okazji by się o tym przekonać. Tym lepiej dla niej, bo będzie miała więcej czasu do nauki do egzaminów.
Na ziemię sprowadziło ją pytanie Lancastera dotyczące skrzatów domowych, które Wandzia wprost uwielbiała. Obruszyła się momentalnie i zmarszczyła brwi.
- Tak, o tych samych. Nie mam im tego za złe, że komuś tam wypaplały. W końcu nie widują nas, uczniów zbyt często, a też muszą mieć jakieś tematy do rozmów… Tak mi się przynajmniej wydaje. No ale mimo wszystko nie przejmuję się tym, bo może wyjdzie mi to na dobre, o. – Uniosła wspaniałomyślnie butelkę piwa ku górze i w niemym toaście upiła ze dwa – trzy łyki chłodnego napoju prawie, że wyskokowego. Ona w przeciwieństwie do swojego przyjaciela naprawdę lubiła te stworki, te ich nieporadne buźki i ogromne oczyska. Być może dlatego, że miała dużo empatii w sobie i po prostu obdarzała sympatią każdego kto na to zasługiwał?
Co do gazety spojrzała na niego przechylając głowę w bok i zrobiła głupią minę, starając się pokazać jak wychodzi na zdjęciach. Zaśmiała się zaraz po tym i odgarnęła kosmyk włosów za ucho.
- Nie ma problemu. Dam Ci nawet całą gazetę, bo jedną dostałam od Filcha. Zapomniał mi jej wyrwać. Podpiszę się, nawet coś namaluję, dowalę dedykację. Co tylko zechcesz. – Obiecała sumiennie kładąc dłoń na piersi i zasalutowała mu jeszcze niczym jakiś wojskowy czy coś. Mina jej zrzędła, kiedy ten pogroził jej palcem – ta zdobyła się tyko na wystawienie języka w jego stronę.
- Nie słodź mi. Myślisz, że takim słodzeniem załatwisz sobie kolejną porcję pierników? – obróciła wszystko w żart, by ukryć to, że bardzo ucieszyła się, że Henryk docenił jej urodę. Nie spodziewała się żadnych miłych słów na temat swojego wyglądu, bo wszystko co mówiła to było raczej spontaniczne… Niemniej jednak uśmiechnęła się do swoich myśli, przysięgając sobie, że wyśle mu swoje zdjęcie. Znaczy, gazetę, tak. Może horoskop poczyta.
Musiała przyznać, że mina Lancastera, ta patrząca na nią z niedowierzaniem była bardzo zabawna, co tylko zaowocowało wybuchnięciem kolejną salwą śmiechu, przez co jeszcze mu przytaknęła.
Potem jednak zamarła, bo zdała sobie sprawę jak blisko niego się znajduje. Mogła bez problemu zajrzeć w głąb jego tęczówek, policzyć jego rzęsy, a nawet posmakować ust, na których jej wzrok się zawiesił. Przełknęła ślinę nerwowo, czując jego ciało obok siebie, tak gorące i kuszące. Chłopak był od niej wyższy, cięższy, dlatego pewnie z łatwością zamknąłby ją w uścisku, o który niemo prosiła. Nie spuszczała wzroku z jego twarzy – po prostu nie mogąc się od niego oderwać. Poczuła jak serce bije jej szybko, jakby miało wyrwać się z jej piersi. Coś w głowie mówiło jej, by się odsunęła. Że powinna tak zrobić. Zapalała się czerwona kontrolka informująca ją o tym, że jeżeli czegoś teraz nie zrobi to dojdzie do katastrofy. Już miała sięgać dłonią do jego policzka, by poczuć jego miękką skórę pod palcami, kiedy nagle usłyszała ciche bulgotanie, a potem wybuch, jak się okazało wstrząśniętego piwa. Zamrugała gwałtownie i odsunęła się od Henryka, by spojrzeć na szkody jakie ich zastały. Na szczęście ona nie została oblana, tym razem ucierpiały tylko spodnie bondyna.Cmoknęła pod nosem i uśmiechnęła się pocieszycielsko.
- Nie ulało się zbyt dużo, więc nie ma się czym martwić. Widocznie ten chłoptaś zbytnio trząsł naszym skarbem. – Dodała, zapewne chcąc wyjaśnić co też zadziało się z napojem. Czyżby nie tylko oni zauważyli, że robi się wokół nich gorąco?
Na szczęście, czy też nie powrócił temat Filcha i jego tajemniczej wybranki. Wanda znowu oparła się wygodniej i tylko spoglądała jak chłopak osusza materiał i siebie, nie chcąc się wtrącać. Mogłaby zrobić dokładnie to samo co on, jednak po co, skoro świetnie sobie poradził?
- Niestety, ale jestem zmuszona upiec mu te pierniki. Jeżeli tego nie zrobię do końca tygodnia to zamknie mnie w składziku na miotły i nigdy stamtąd nie wypuści. – By pokazać jak sprawa jest poważna, dziewczyna przesunęła palcem wszerz swojej szyi, zupełnie jakby podrzynała sobie gardło i jęknęła zabawnie. Albo i nie.
- Może dowiem się czegoś więcej na ten temat, bo sama jestem ciekawa. I chyba nie wiem co jest gorsze. Być podrywaną przez Filcha czy przez Irytka. – Wywróciła oczami i wzdrygnęła się z obrzydzeniem, współczując obu damom. Oby znalazł się ktoś inny na horyzoncie, który przegoniłby dwóch przystojniaków. Potem znowu spojrzała na Puchona, który wyraźnie nie wiedział co ze sobą począć. Wiedziała, że między nimi… no, zaiskrzyło. Domyślała się tego, jednak tak jakby nie chciała dopuścić do siebie tej myśli. Może była ona zbyt niewygodna i nie dawała jej spokoju.
Jedno było pewne – jeszcze tak dobrze Wanda nie czuła się w towarzystwie żadnego chłopaka. Pod wpływem chwili klepnęła Lancastera w ramię i posłała mu jeden z tych dziewczęcych uśmiechów, od których mogłyby mięknąć kolana. Miała ochotę zrobić coś jeszcze, co można by zauważyć w odbiciu jej tęczówek, jednak znowu ugryzła się w język.
- Chociaż, chyba wolałabym Irytka. Z nim przynajmniej można się pośmiać. – Dodała niezobowiązująco.

Henry Lancaster
Henry Lancaster

Dziedziniec - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 2 EmptySob 20 Gru 2014, 09:42

- Myślisz, że ja go nie dopinguję? - odpowiedzial pytaniem na pytanie, szczerząc zęby na prawo i lewo chociaż już nie tak widowiskowo jak chwilę wcześniej. - Jakby ktoś sie dowiedział ile razy łamałem regulamin przez tę odznakę... haha, nie da się zliczyć. - przyznał się przed Wandą bez bicia, że faktycznie zdarza mu się ratować swoich z opresji. Niedlugo skończą mu się wymyslone alibi, które wciskal Filchowi i nauczycielom jak widział tylko Dwayne'a, Clary, Laurel, Jolene czy Elizabeth w tarapatach. Ciężkie życie prefekta, nie ma co.
Uniósł ręce w geście poddania nie kłócąc się już na temat skrzatów. Nie lubił ich i tyle i przekładało się to w szczególności na tego z domu,Groszka. Na ONMS rozmawiał z profesorem Miltonem chwilę o tych stworzeniach. Nauczyciel wydawał się tak fajnie zestresowany, ale obiecal mu prześledzenie zachowań Groszka, a nuż toto na coś choruje, stąd przesadna opieka i nawiedzanie w środku nocy. Wypił ten toast, nie kwestionując słów Wandy. Była dziewczyną, a więc miała podejście do każdego dziwnego stworzenia. Skoro nie bała sie przy nich mówić wszystkiego,to znaczy, że albo nie znała złej strony skrzatów albo za nimi szalała z miłości. Super.
- Yeah! - entuzjastycznie pokazał jak to się cieszy z otrzymania Lustra na wyłączność. Odkąd numer z pokoju wspólnego zgarnęła Laurel, tak go nie widział i nie byl na bieżąco. Zresztą, wtedy nie miał ochoty się na tym skupiać, zajęty złością... mniejsza,nie powinien tego roztrząsać, gdy powietrze zrobiło się gorące. Jeszcze bardziej poluzował krawat i odpiął jeden guzik koszuli. To lato czy już jesień w końcu?
- Kurczę, wydało się. - zestresował się i powstrzymywał uśmiech, że jego cel został tak łatwo wydany. Pierniki! Aż tak to widać? Chodzą za Henrym już długo i jak pomyśli, że Filch wyciąga je siłą... miał ochotę iść do niego i mu wygarnąć. Odgonił ten pomysł, bo nie wyszedłby z tego cało. Musi przecierpieć to jakoś. Będzie ciężko,ale sobie poradzi.
Chociaż miał przed oczami dwie zmieszane ze sobą osoby, oczy były te same. Coś błysnęło w jej tęczówkach,albo to może odbicie swoich? Mimo, że Henry był kaleką emocjonalnym, widział jak na dłoni co się dzieje. Nie sądził, żeby przypadło mu to do gustu. Pierwszy raz świadomie spojrzał na Wandę pod innym kątem. Zimny dreszcz przebiegł wzdłuż kręgosłupa Puchona, gdy zdał sobie sprawę z tego, co się mogło stać. Tak łatwo mógłby ją do siebie przytulić, a przecież sama o to niemo poprosiła. Gdyby jeszcze nie patrzyła na jego usta, jakoś by z tego wyszedl. A teraz przygasł, bo naprawdę mógł zrobić coś, o co siebie nie podejrzewał. Popsułby niechybnie ich relację,a nie mógł i nie chciał mieszać. Cicho, pod nosem szepnął Nie, co było odpowiedzią na własne myśli. Zacisnął rękę na butelce, zmuszając się do oglądania wylewającej się piany, a nie w rozchylone usta Wandy. To nie wyszłoby im na dobre.
Puścił mimo uszu wyjaśnienie zachowania piwa. Nie zaprzątał sobie tym głowy, bo sam był wstrząśnięty tym co widział przed oczami. Z trudem powrócił na normalny tor rozmowy.
- A w życiu nie będzie ciebie nikt zamykał w składziku na mojej zmianie. - zapewnił ją, że będzie walczył o nią nawet jeśli miałby stracić życie mając za przeciwnika woźnego. Niełatwo było mu teraz odzyskać dawny rytm, skoro nawet serce przesunęło się o centymetr,a nic przecież się nie stało. Jeszcze. Różdżka opornie słuchała jego polecenie. Zamiast wysuszyć pianę, zjadła ją i usunęła. Omal nie zrobiła tego samego z jego nogawką.
Wyprostował się, odstawiając butelkę na chodniku.
- Przepraszam. - sam nie wiedział dlaczego tak mówi. Potarł kciukiem i palcem wskazującym oczy, jakby chciał odpędzić od siebie dziwny obraz i spojrzenie Wandy czującej dokładnie to samo co on chwilę temu. Henry zachowywał się, jakby miało się stać coś złego. I stałoby się. Patrzyl na swoją rękę, wyglądającą teraz obco,skoro robiła coś bez konsultacji z właścicielem. Ścisnął dłoń Wandy mocno, w wynagrodzeniu zniknięcia puchońskiego wyszczerza.
- Chodźmy się przejść. - pomógł jej wstać i nawet jak juz Wanda stała, Henry potrzebował chwili aby odzyskać władzę nad ręką. Schował ją do kieszeni dżinsów, mrowiącą od ciepłej skóry Wandy. Nie podobała mu się gęsta atmosfera. Zaczarował butelki. Wzbiły się w powietrze i poleciały posłusznie za ich plecami, stukając o siebie wzajemnie.
- Deja vu. - odpowiedzial na nie zadane pytanie i uśmiechnął sie niewyraźnie, bagatelizując to, co było. - Okropne. - zmusił kończyny do spacerku i raz po raz patrzył na profil Wandy. Jak tylko to zrobił, zacisnął pięści w kieszeniach i odwrócił głowę. Już podejrzewał dlaczego tak łatwo było mu się śmiać przy pannie Whisper. Chyba za bardzo rościł sobie prawa do przebywania w jej towarzystwie.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Dziedziniec - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 2 EmptySob 20 Gru 2014, 17:13

Jak to dobrze się składało, że i ona w kręgach swoich znajomych z domu Kruka posiadała dwóch, a nawet trzech prefektów. Dwóch uczęszczało nawet do jej klasy, dzięki czemu nie miała aż takich problemów z omijaniem szlabanów. Do tego teraz dochodziło upieczenie pierniczków dla woźnego, więc może uda się jej umknąć przed pięścią sprawiedliwości? Byłoby naprawdę miło, bo skoro teraz Henry – chłopak z ogromną wyobraźnią miał problem z wymyślaniem pretekstów i alibi to co mają powiedzieć Sam czy Ben ? Którzy choć inteligentni to mniej zmyślni?
Widząc, że chłopak nie zamierza więcej dyskutować na temat skrzatów, o których miał zgoła odmienne zdanie odpuściła, bo nie chciała wszczynać żadnych kłótni czy dyskusji na ten temat. Każdy miał swoją opinię, i Wanda szanowała to. Nikt nie musiał się z nią w tym zgadzać, a nawet lepiej jeżeli tak nie było, bo cóż, zawsze to pretekst do przedłużenia rozmowy. Wzruszyła ramionami ucinając temat dotyczący skrzatów i innych pochodnych stworzeń i uśmiechnęła się szeroko słysząc reakcję na doniesienie dodatkowego numeru magazynu.
- Dałabym Ci jeszcze bransoletkę, która była w nowym numerze taką, która sprawia, że się śmiejesz, ale chyba Filch ją zakosił dla siebie. Muszę się mu przyjrzeć czy ją nosi. Taka kolorowa była. – Zmarszczyła nosek, przypominając sobie o dodatku do gazetki, który rzuciła gdzieś do kufra sądząc, że może za kilka dni, tygodni bądź miesięcy założy ją gdy faktycznie znowu złapie ją dół. Nie zauważyła kiedy blondyn zdążył znowu poluzować krawat. Nawet odpiął jeden guziczek, oho. Czyżby naprawdę tak się rozgrzał pod wpływem jej słów? Zerknęła ku niemu i ponownie zachłystnęła się zimnym napojem, ciesząc się przez ulotną chwilę smakiem, zanim ten nie powędrował do jej żołądka.
- Jak będę piec pierniki dla Filcha to i Tobie trochę podrzucę. Miała to być tajemnica, no aleeee… – Nie mogła sobie odmówi sprawienia przyjemności Henrykowi, skoro wiedziała, że uwielbia cynamonowe przysmaki. Skoro i tak będzie zajęta przesiadywaniem w kuchni to zrobi odrobinę więcej i mu wyśle. Albo doręczy osobiście. To jednak będzie zależało od humoru obojga uczniów, i od tego czy dalej będą chcieli się spotykać. Bo teraz, widząc co się wokół nich dzieje Wanda nie wiedziała czy Lancaster będzie życzył sobie widzieć ją w roli swojej przyjaciółki.
Być może gdyby nie rozlane piwo, gdyby nie wewnętrzny głos Puchona to coś by się stało, do czegoś by doszło. Niewiadomo jednak jak by to rzutowało na ich dalszą relację, czy byłoby lepiej czy gorzej, bo Wanda nie wiedziała jak postrzega ją znajomy. Nie wiedziała czy mu się podoba, czy jest w jego typie. Jak na razie spędzali ze sobą miło czas, poznawali siebie na nowo – zupełnie tak jakby i panna Whisper miała amnezję, bo dopiero teraz zaczęła zauważać szczegóły, które wcześniej nie były jej znane. Do jej uszu doszedł jednak szept chłopaka, dlatego odsunęła się póki jeszcze mogła, póki panowała nad swoimi emocjami, czując jednak jak serce nie chce się uspokoić.
Wydawało się jej, że wychodzi przed nim na idiotkę. Że sama się nadstawia i sama nęci, nie patrząc na konsekwencje tych czynów. Momentalnie zrobiło się jej głupio, dlatego by zająć czymś myśli chwyciła swoją różdżkę i machnąwszy zgrabnie wysuszyła nogawkę Puchona, który był chyba bardziej rozemocjonowany niż ona. Uśmiech jednak nie schodził z jej twarzy, niewiadomo czemu. Może podświadomie czuła, że się podoba chłopakowi? Może to jej chora wyobraźnia podsuwa różne scenariusze, które bardzo chciałaby wcielić w życie, ale brak jej odwagi? To dobry materiał na nocną rozminę. Chyba będzie musiała się zaopatrzyć w tony czekolady i alkoholu i pójść na wieżę astronomiczną, której była częstym gościem. Chociaż to chyba był zły pomysł, skoro od tego ciągłego myślenia głupieje jeszcze bardziej, aż sama nie wiedziała co dokładnie zrobić.
Postanowiła zostawić to tak jak jest – w końcu Henry chyba był zajęty… to znaczy miał dziewczynę. Miał, albo ma. Plotki dotyczące tego kto z kim jest, kto się z kim rozstał nigdy nie były mocną stroną Wandzi. Ledwo nadążała z tym co się dzieje teraz, w szkole, a co mówić dopiero o kolejnych parach i związkach. Z drugiej strony jednak gdyby Heniek miał sympatię to nie lepiej byłoby mu siedzieć z wybranką serca, a nie z nią? To było chyba logiczne.
Mimo, że Whisperówna wyglądała spokojnie to pod jej kopułą rozgrywała się właśnie jedna z ważniejszych debat na temat uczuć. Miała ogromny dylemat i sama nie wiedziała co począć. Odruchowo schowała swój magiczny badylek i zwróciła spojrzenie na towarzysza, który chyba znowu mówił coś o woźnym. Parsknęła chyba już automatycznie, starając doprowadzić swoje myśli do ogólnego porządku.
- No nie wiem. Może to byłby dobry pomysł, z tym zamknięciem. Ominęłyby mnie wtedy wszystkie testy, miałabym spokój. - Powiedziała usilnie starając się zmienić temat, by znowu wszystko było tak jak przedtem. By nie było tak nieznośnie cicho i niezręcznie. Przez moment poczuła się jak kryminalista, który popełnił zbrodnię. Czy życie i sprawy związane z chłopakami zawsze muszą być takie trudne? Jęknęła, a ten zaczął przepraszać. Przeprosił za co właściwie? Za to, że nic się nie stało? Że do niczego nie doszło? Czy za to, że myślał o kimś innym ? Spojrzała na niego nie rozumiejąc dokładnie o co chodzi i uniosła jedną brew w niemym zapytaniu. Chciała dowiedzieć się co też chodzi mu po głowie. Nie zdążyła nic powiedzieć, bo jego dłoń dotknęła jej ręki, na co ta tylko jeszcze bardziej się zdziwiła. Uśmiech dalej tkwił, teraz trochę zaskoczony, jednak był tam dalej. Jego natomiast zniknął, co nie podobało się Krukonce. Gdy wstali, a butelki znalazły się za ich plecami stanęła przed blondynem spoglądając na różnicę wzrostu jaka ich dzieli – zmarszczyła brwi z niezadowoleniem, że dalej jest od niego niższa i ustawiwszy kciuki w okolicach jego ust rozciągnęła mu je na siłę, zezując przy okazji, by go trochę rozśmieszyć. Nie chciała przebywać z nim w grobowej atmosferze, po prostu nie chciała. Znowu dotknęła jego twarzy, tym samym strzelając sobie w kolano. Poczuła jak nogi jej miękną, ale dalej spojrzenie miała twarde – przynajmniej starała się takie utrzymać.
- Nie smutamy. Uśmiechamy się. Jak nie to sama wrzucę Cię do skrytki pana woźnego. Odsunęła się zaraz szybko, by chłopak nie poczuł się źle i zgodnie z jego poleceniem ruszyła gdzieś tam, by w sumie okrążyć szkołę, a nie kręcić się w jednym miejscu. Minęli kilka grupek zrzeszających młodsze roczniki, które nawet nie zwróciły na nich uwagi. Trzymali się jednej, wydeptanej ścieżki prowadzącej … na skraj polany, o. Szatynka tylko uśmiechała się pod nosem bez sensu, słysząc pojedyncze słowa wypowiadane przez towarzysza i starając się skleić je w całość. Może faktycznie przypomniał sobie coś o Soleil? Przełknęła niewygodną gulę i zaczęła obserwować chmury na niebie, błękitne i jasne obłoki przesuwające się powoli i leniwie po nieboskłonie. One na pewno nie mają takich problemów jak ja, mogłaby z goryczą pomyśleć Wanda. Nie zauważyła wzroku chłopaka, po prostu na razie nic nie mówiła, chcąc dowiedzieć się co też do deja vu w jego przypadku oznacza.
- Rozumiem. – Powiedziała tylko, tak naprawdę wcale nie rozumiejąc co się z nią i z nim dzieje. Zacisnęła zęby i zmrużyła oczy czując jak lekki powiew wiatru przeczesuje jej ciemne włosy, a ta zaraz skręciła w jakąś alejkę, słysząc ciche pobrzękiwanie butelek o siebie. W sumie nie miałaby nic przeciwko gdyby jedną z nich sama niosła. Chciało się jej straszliwie pić. Być może ze stresu. Odwróciła się gwałtownie i zabrała swój przydział piwa i przytuliła je, nie chcąc oddawać.
- Jest strasznie gorąco. Wcale nie czuję się jakby była jesień. – Upiła łyk, a nawet dwa i dalej paplała co jej ślina na język przyniosła, byle by zetrzeć okropne wrażenie, które na nim zrobiła.
- I chyba potem będę musiała wpaść do biblioteki po materiały na historię magii… I czy wiedziałeś o tym, że Chińskie Ogniomioty są postrzegane jako jedne z bardziej tolerancyjnych ras smoków? To ciekawe, o one chyba nie rzucą się na Ciebie i Cię nie pożrą… – Przystanęła i spojrzała na niego poważnie, jakby naprawdę wkręciła się w gadanie o smokach. Chyba przez stres zaczęła mówić o wszystkim i o niczym.

Henry Lancaster
Henry Lancaster

Dziedziniec - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 2 EmptyNie 21 Gru 2014, 13:45

Wymyślanie alibi powinno zostać oddzielnym zawodem, bo to niełatwe wbrew pozorom. Bo ileż razy można wmawiać Filchowi, że najlepszy kumpel ma szlaban w drugiej części zamku? Albo wkręcać, że wszystkie miotły w szkole zachorowały na wściekliznę i nie wolno ich dotykać? Henry powinien napisać kiedyś książkę pt Co mówić woźnemu, gdy nadchodzi najgorsze?. To dobry pomysł.
- Bransoletki nie chcę, Laurel zgarnęła trzy. Czekać teraz tylko jak zacznie suszyć zęby u Lacroix, a zostanę jedynakiem. - biżuterii nie nosił, poza tym nie ufał dodatkom Lustra. Uprzedzenie po tym jak w pierwszej klasie od tego szmatławca dostał w gratisie przypominajkę, która omal nie połknęła jego ręki. Trauma.
- Dostanę pierniki? - zapytał z nagłym ożywieniem,odwracając się przodem do Wandy i posyłając jej spojrzenie pełne uwielbienia. - Chyba będę czcił twoje imię do końca mego marnego żywota. Dostanę pierniki. Tak wiele wygrać. - ostatnie słowa powiedział do siebie nie wierząc we własne szczęście. Wystarczy jedno słowo,a Henry wybudzał się z letargu i od razu jego myśli zaczynały krążyć wokół pierników. Jeszcze trochę, a się od nich uzależni i wyda się, że panna Whisper stworzyła potwora.
Uśmiechnął się, gdy wysuszyła mu nogawkę. Gospodarcze zaklęcia wychodziły mu marnie i nawet nie wiedział jak brzmi inkantacja do zrobienia z różdżki suszarki. Tyle razy był świadkiem dziewczęcych trików ułatwiających wykonywanie najprostszych czynności i dziwił się, że mają do tego taki dryg. Uśmiech Wandy cały czas majaczył mu przed oczami i chcąc nie chcąc, nie dane było mu się trochę poboczyć na świat. Na pytanie czy kogoś ma, nie umiałby odpowiedzieć. Bo skąd ma wiedzieć? Był z Soleil pół roku i nie rozmawiał z nią odkąd uciekła ze szpitala z miną, jakby Henry umarł. Powinien dowiadywać się szczegółów z prawdziwego źródła, lecz Soleil go unikała. Wymijali sie i Henry by sam. Nie miał dziewczyny, skoro go unika. Trapiło go to i zjadało od środka, ale miał związane ręce. Nie ułatwiały mu tego spotkania z Wandą. Coraz częściej myślał kiedy na siebie wpadną i zajmą się wybuchami śmiechu bez powodu. Za bardzo zaczynał mu się podobać ten mile spędzony czas, za bardzo się przyzwyczajał do tego niesystematycznego rytuału. Chyba oboje nie byli świadomi potencjalnych konsekwencji. Może to i dobrze?
Puchon spojrzał na dziewczynę zbity z tropu.
- Chcesz siedzieć w schowku na miotły z Filchem? - dotknął jej czoła i udał, że się sparzył,więc szybko zabrał rękę i pomachał nią w ręku. - Może już nie pij tego piwa? - uśmiechnął się złośliwie i podebrał jej butelkę, a potem schował za plecami. Zdarzało mu się pokazać wredną twarz, no ale teraz nie mógł się powstrzymać. Zastanawia się czy Wanda będzie walczyć o piwo czy przyzna mu rację, że od tego marnego alkoholu zaczyna bredzić.
Nie wyjaśniał za co przeprasza, bo sam nie wiedział. Byłoby mu milo, gdyby ktoś jemu wyjaśnił dlaczego to zrobił. Choć nakarmił Wandę błahym wyjaśnieniem, nie kontynuował tego tematu udając, że go nie poruszył. Miała rację, szkoda marnować waniliowego powierza i ciepłej atmosfery na rozgrzebywanie przeszłości i tego, czego nie da sie już naprawić.
Nie był w żaden sposób przygotowany, że Wanda dotknie jego twarzy. Miękkie, lekkie muśnięcie przy ustach sparaliżowało go i aż się zatrzymał gwałtownie. Potrzebował sporo sił,żeby odzyskać jasność umysłu. Jeszcze zapomni jak ma na imię i co się dzieje, a wolał się do tego przed nią przyznawać. Puścił zabraną jej butelkę piwa w powietrze, uśmiechając się przy tym niczym Irytek. Złapał nadgarstki Wandy i odsunął je od twarzy i zanim mogła zareagować, chwycił ją mocno w pasie. Przerzucił ją sobie przez ramię, trzymając rękę w zgięciu jej kolan. Nie pomyślał, bo przecież Wanda miała sukienkę.
- Okej, to zaniosę ciebie już do Filcha,żeby nie musiał ciebie szukac. - zarechotał tak jak poltergeist i okręcił się wokół własnej osi z Wandą na ramieniu. Jej ciężar nie był dotkliwy, a przyjemny. Nic nie robił sobie z jej protestów.
- Chyba się przesłyszałem, co? Grozisz mi skrytką na miotły? - zapytał zaczepnie dając jej szansę  odwołania tej groźby, skoro to Lancaster był górą. Nie komentował jej wypowiedzi na temat nauki, jesieni i lata, bo pojął, że to tylko wypełnianie ciszy, czego nie chciał. Mają rozmawiać ze sobą bez trudu i właśnie przywracał dawną atmosferę.
- Nie wierć się, bo wylądujemy na trawie. - znowu roześmiał sie typowo po puchońsku. Drugą ręką asekurował tyły Wandy, na wypadek gdyby jednak jakoś zsunęła mu się z ramienia. Henry ponownie szczerzył się jak idiota i jak gdyby nigdy nic ruszył dalej chodnikiem, schodząc tylko na trawę. Nie łatwo było spacerować z obciążeniem na ramieniu, ale dla zawodnika quidditcha nie ma rzeczy niemożliwych, ha.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Dziedziniec - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 2 EmptyNie 21 Gru 2014, 14:18

Szatynce wyrwało się niewinne parsknięcie, gdy usłyszała o tym jak młodsza siostra Puchona zgarnęła wszystkie bransoletki z gazety z zasięgu wzroku i pewnie obwiesiła nimi nadgarstki. Wizja młodej blondynki szczerzącej się do Smoczycy była naprawdę zabawna. Gorsze byłyby jej konsekwencje.
Jej uśmiech poszerzył się jeszcze o milimetr lub dwa – o ile było to możliwe, gdy chłopak spojrzał na nią wręcz z uwielbieniem, gdy wspomniała mu o kolejnej porcji pierniczków przyrządzonych specjalnie dla niego. To zachowanie ta reakcja w sumie utwierdziła ją w przekonaniu, że jej talent kulinarny nie pójdzie na marne, bo oto znalazła idealnego królika doświadczalnego. A raczej borsuka, który chętnie i skwapliwie będzie testował jej czekoladowe wyroby. Zanotowała również w pamięci by raz na jakiś czas podrzucać mu małą paczuszkę słodkości, by niespodzianka była jeszcze bardziej miła.
- Dostaniesz pierniki jak będziesz grzeczny i jak Twoje oceny będą wyglądać przyzwoicie. – Ostrzegła go jeszcze dobrodusznym tonem, chcąc pokazać mu nieco, że warto się jej czasami posłuchać – przynajmniej jeżeli chodzi o pilnowanie prac domowych i terminów testów. Prawda jest jednak taka, że nawet gdyby chłopak otrzymywał same nędzne to i tak byłby zasypywany jej wyrobami. Czy tego chciał czy nie. Machnęła tylko i wyszczerzyła się szerzej, zadowolona z takiego obrotu spraw.
No, może nie do końca – zaraz po tym został odebrany jej najlepszy przyjaciel – piwo, który z jękiem odleciał do niej by znaleźć się znowu za plecami Puszka. Dziewczyna zmarszczyła brwi i trochę zaskoczona uniosła spojrzenie do góry, by zerknąć na to co Henry wyprawia. Przecież nie miała żadnej gorączki! Może faktycznie była trochę rozpalona, tym co się przed chwilą działo, ale gorączki nie miała. Syknęła tylko i wyciągnęła łapska po alkohol, robiąc wielce pokrzywdzoną minkę.
- Och nieee, co Ty zrobiłeś. Chcesz bym umarła z pragnienia? – Spytała retorycznie i znowu zaczęła biadolić że jej źle, że nikt jej nie rozumie, że Filch jest miłością jej życia. Oczywiście wszystko było to przeplatane wybuchami śmiechu i kolejnymi błaganiami o butelkę. Po chwili jednak zaprzestała, bo stało się coś, czego się nie spodziewała. Serio.
- Hej! – Wyrwało się jej, gdy wyraz twarzy Lancastera się zmienił. Spojrzał na nią chytrze, jego uśmiech się wyostrzył, a jego dłonie zacieśniły się wokół jej talii. Ta przełknęła rosnącą gulę i spojrzała na niego niezrozumiałym wzrokiem, kompletnie nie wiedząc co się zaraz wydarzy. Ten jednak miał chyba jakieś psoty w planach bo zaraz ją pochwycił w ramiona i przerzucił sobie ją, niczym szmacianą lalkę przez bark. Ta pisnęła przerażona, bojąc się, że zaraz upadnie malowniczo na twarz. Momentalnie chwyciła chłopaka za koszulę, wręcz wbijając paznokcie w nią, by nie spaść. Miała lęk wysokości, i chociaż odległość między jej buźką, a ziemią nie była aż taka wielka to i tak coś ją ścisnęło w środku. Zamknęła oczy i czując lekkie kołysanie jęknęła.
- O mój Boże. Jesteś szalony, Henry. Niesiesz mnie jak worek ziemniaków. – Wymamrotała nie zdając sobie do końca sprawy z tego, że znajduje się tak blisko niego. Może początkowy stres, który ją podsycał całkowicie wyparował?
Otworzyła szerzej usta, kiedy ten zakręcił jej ciałem wokół ich osi i przekręciła głowę tak, by widzieć chociaż zarys twarzy Puchona, gdy tylko usłyszała gdzie chce ją zanieść.
- Wiesz co. Chcesz mnie zdradzić? Kto Ci będzie piekł pierniki jak mnie nie będzie? – Chciała wyperswadować mu ten pomysł z głowy, dodając nutkę dramatyzmu swemu głosowi. Westchnęła nazbyt teatralnie i próbowała odrzucić włosy z facjaty, jednak ten manewr był zdecydowanie dla niej za trudny. Wolała nie puszczać towarzysza, bo naprawdę bała się, że spadnie.
- Wiesz o tym, że mam lęk wysokości? – Spytała, gdy w miarę przyzwyczaiła się do chodu uzdrowiciela, nie po to by wwiercić mu dziurę w brzuchu by zrobiło mu się przykro, tylko tak, bo naszło ją na powiedzenie coś od siebie, z serca. Nie każdemu o tym mówiła, bo zazwyczaj ludzie się z niej śmiali, a nie chcieli w żaden pomóc zwalczyć u niej strachu.
- To dlatego nie gram w drużynie quidditcha. I niezbyt umiem latać. – Przyznała się, ciesząc się, że Henry nie widzi jej zażenowanej miny, którą akurat strzeliła.
Starała się nie wiercić zbytnio, chociaż może jeden czy drugi manewr zdołałby zepchnąć jej sylwetkę z ramienia chłopca. Ten jednak trzymał ją pewnie, co dawało jej tylko poczucie dodatkowego bezpieczeństwa. Nie było tak źle, było naprawdę… Przyjemnie.
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Dziedziniec - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 2 EmptyNie 21 Gru 2014, 14:50

Kto by nie chciał zostać borsukiem doświadczalnym? Henry zawsze był pierwszy do testowania jedzenia, spania, latania, kameleonowania się... jak był małym jedenasto- dwunastoletnim podrostkiem tworzył swoje pierwsze lecznicze eliksiry. Rzadko udawało mu się nimi poić Dwayne'a, Laurel czy Clarissę, więc z reguły sam je testował na sobie. Pomijając tygodniowe pobyty w skrzydle szpitalnym - były czadowe. Jeszcze chętniej zgłaszał się do jedzenia. Jak wróci na święta do domu to może dadzą mu spokoju i nie będą biadolić, że wygląda jak śmierć, chude i blade. Henry planował mocno przypakowac, lekceważąc zalecenia szpitalne o odsunięciu quidditcha przynajmniej na rok. O nie, z tego nie zrezygnuje.
- Jestem grzecznym prefektem, więc zasługuję na każdą ilość pierników. - postukał się palcem w odznakę, jego największą dumę. Uczył się pilnie... no czasami i przestrzegał regulaminu... też czasami. No ale gdyby nie posiadał tak wielu dobrych cech, to Dumbledore nie dałby mu prefekta. Chyba, że to była forma zadośćuczynienia dwukrotnego leżenia w szpitalu z dziurą w głowie. Potrząsnął głową, odpędzając od siebie filozoficzne myśli.
- Bredzisz, to od piwa. Słabiutka głowa, co? Nie dam. - zakpił z Wandy oczywiście w tonach żartobliwie chytrych. Nie uległ błaganiom i biadoleniom ani ujmującemu spojrzeniu Krukonki. Już on znał te gierki! Jeszcze go posądzą o rozpijanie dziewczyny, a potem kwestia czasu zanim przyjdzie Dorian i strzeli w niego klątwą za szlajanie się wokół jego siostry.
- Lepiej szaleństwo niż utrata zmysłów. Niosę bardzo ładny worek ziemniaków. I nawet mówi, to ci dopiero. - chociaż pierwsze słowa były trochę ponure, resztę wypowiedział tłumiąc wybuch śmiechu. Szedł koślawo dumny jak borsuk i witał każdego kto ich mijał wyszczerzem puchońskim. Jak nic rozniosą sie plotki, że Henry uprowadza Wandę. Może zdąży spisać testament zanim go dopadną?
- Szantażujesz mnie emocjonalnie! - zatrzymał się bardzo dotknięty groźbą. - Najpierw grozisz mi schowkiem, a teraz słodyczową głodówką. Dam ci szlaban i będziesz piekła mi pierniki co tydzień w sobotę. - znowu sie wyszczerzył, mocniej przytrzymując ciało Wandy. Nie no, nie spadnie jeśli nie rzuci na niego zaklęcia czy coś. Krzepę miał, trochę osłabioną, ale intensywne karmienie matuli i syte posiłki w Hogwarcie oddało mu sił. Henry miał w planach zanieść Wandę... gdziekolwiek i śmiać sie przy tym z jej popiskiwania, ale musiał zrezygnować. Postąpił trzy kroki na środek dziedzińca i zatrzymał się, zaskoczony jej słowami. Kuźwa, lęk wysokości. Nie przyszło mu to na myśl. Objął ramiona Krukonki i asekurując ją, przerzucił ją z ramienia na ręce. Potem postawił ją łagodnie na stałym gruncie, a minę miał speszoną.
- Nie wiedziałem. - marne usprawiedliwienie. Podrapał się w tył głowy napotykając tam plaster w borsuki. Opuścił rękę i uśmiechnął się niewinnie do Wandy. Zanim zdążył pomyśleć odsunął loki dziewczyny z jej twarzy, aby dowiedzieć sie czy mu wybaczy ten chytry występek.
- Szkoda, bo miałem w planach zawlec ciebie na boisko. Dwayne'a wcięło, a muszę sprawdzić czy przeżyję latanie na wysokości stu metrów nad ziemią. Wiesz, mecze. - zamyślił się i zgarbił, zasmucony rezygnacją z takich planów przeciągnięcia dłużej spotkania. - Jakbym nie przeżył, ktoś musi mnie wtedy zebrać z ziemi. No cóż, zadowolę się grożeniem tobie Filchem za grożenie mi schowkiem na miotły. - uniósł podbródek i odsłonił zębiska w puchońskim wyszczerzu. Nigdy jeszcze nie był w schowku na miotły. Nie chciał tam wchodzić, był za młody na takie przeżycia! Chyba, że siedziałby tam z Wandą to można przymknąć oko.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Dziedziniec - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 2 EmptyNie 21 Gru 2014, 15:19

Zabrano jej piwo, teraz wyśmiewano się z jej słabej głowy, której tak naprawdę nie miała, bo odkąd pamięta to zawsze mogła wypić więcej niż ill czy inny kolega z roku. Z Dorianem nigdy nie urządzała wyścigów i konkursów na to kto wypije szybciej whiskey – bała się chyba gniewu brata. Już nieraz musiała się gęsto tłumaczyć, gdy przyłapywał ją na potajemnym popijaniu z koleżankami. Jego mina była wtedy bezcenna.
- Nie mam słabej głowy, Lancaster! Jesteś paskudny. – Gdyby mogła to by tupnęła nogą, tak jej było źle. Oczywiście zaśmiewała się z tego, bo sytuacja było dość zabawna. Jeżeli chcesz wkurzyć koleżankę to najlepiej odbierz jej butelkę z alkohole. Efekt gwarantowany.
Odpuściła już płaszczenie się przed nim i tylko raz po raz prychała prawie, że rozgniewana. Widząc znajome twarze machała im tylko, uśmiechając się głupio i trochę nieprzytomnie, bo dopiero teraz dochodziło do niej to co sobie inni o nich pomyślą. Według osoby trzeciej, która widziała jak chłopak niesie krukonkę przewieszoną przez ramię to najnormalniej nie wyglądało. Nie wyglądało to również na to uczenie się do sprawdzianu. Odchrząknęła tylko i odpowiedziała na jego dogadanki.
- Pragnę Ci przypomnieć, że jak już staniesz się szanowanym i znanym uzdrowicielem, a ja zostanę władcą kotów i będę posiadać ich całą armię to i tak miałeś do mnie wpadać po bagaż pierników. Nie zapomniałam o tym, więc lepiej wymyśl coś lepszego, chłopcze! – Starała się by ton jej głosu wydał się poważny, iście nauczycielski, co kiepsko jej wychodziło, zważając na obecną sytuację i przypomnienie sobie jej obietnicy, którą mu złożyła podczas ich ostatniego spotkania. Uśmiechnęła się do swoich myśli i zaraz poczuła, jak chłopak przystaje – trawa przed jej twarzą zatrzymała się, a ona uniosła głowę, chcąc sprawdzić co się dzieje. Zaraz też zsunęła się delikatnie z jego barku, a potem ramion, pod stopami wyczuwając już twarde podłoże.
Uśmiechała się dalej, bo nie widziała niczego złego w swoim zachowaniu, jednak mina Henryka nie zdradzała niczego dobrego. Whisperówna uniosła zaskoczona brwi i ledwie poczuła dłoń Puchona, który odgarnął jej włosy, co zaowocowało tylko kolejnym zaciśnięciem się supła w brzuchu.
- Przestań, hejhejhejhej! Nic się przecież nie stało! Nic mi nie jest, jestem cała! – Mrugnęła i zamachała mu przed twarzą swoją łapką, chcąc pokazać, że naprawdę nic jej nie jest. Uśmiechnęła się do niego szeroko, by go uspokoić, bo wstyd przyznać, ale w jego ramionach czuła się naprawdę bezpiecznie. Stanęła przed nim pewniej i wysłuchała jego słów z uwagą. Przez chwilę nie mówiła nic, trawiąc jego wypowiedź w całości.
No tak, Lancaster to zapalony gracz, a ona ledwo co umiała wzbić się w powietrze. Spojrzała raz czy dwa na błękitne oczy chłopaka i westchnęła, dalej jednak się uśmiechając.
- Ojej, wiesz, zawsze to ja mogę być tą osobą, która zbierze Cię z ziemi. W sprzątaniu jestem naprawdę niezła. – Zaśmiała się dźwięcznie i przestąpiła z nogi na nogę, czując się trochę głupio, że przez jej głupi lęk teraz nie mają zbytnio co zrobić.
Chociaż zawsze pozostaje im piwo…na które zerknęła ukradkiem.
- Znaczy jak chcesz to możemy iść na boisko, i jak czujesz się na siłach to możesz… nie wiem, pouczyć mnie latania? – Spytała lekko, osuwając myśli o Filchu na drugi plan, skoro dopiero co popołudnie się zaczęło, a przed nimi jeszcze kilka godzin wspaniałej zabawy we własnym towarzystwie. Uśmiechnęła się zachęcająco i uniosła kciuk do góry, nie będąc pewnym czy aby przypadkiem na pewno da radę.
Henry Lancaster
Henry Lancaster

Dziedziniec - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 2 EmptyPon 22 Gru 2014, 09:54

Nie wiedział czy Wanda umie pić czy nie, ale też nie miało to teraz wielkiego znaczenia, skoro mógł jej dokuczać i nie oddać zabranej butelki. Sam zareagowałby z żalem, jakby ktoś mu kradł taki cenny napój. Teraz to on był górą i mógł się pośmiać z miny i biadolenia Wandy.
- W końcu to odkryłaś! - dalej szczerzył się jak idiota. Henry Paskudny? Był przystojny! Co z tego, że charakter mu się zmienił i raz na jakiś czas odbijała mu kolba i nachodziła go ochota na dokuczenie bądź złamanie regulaminu. Dwa razy zajrzał śmierci w oczy i nie miał zamiaru tracić czasu na chodzenie jak w zegarku. Miło było mu być sprawcą salwy śmiechu Wandy. Jej oczy wtedy tak ładnie błyszczały, zupełnie jakby na prawdę nadawała na tych samych falach co on.
- Sprawdzam czy się nie rozmyśliłaś po Lustrze. Złamiesz mi serce jak zaprosisz Filcha na pierniki a nie mnie! - złapał się za koszulę, gdzieś tak w okolicach serca i demonstrował wielkie cierpienie,a minę miał przy tym komiczną. Jedno oko w lewo, drugie w prawo (umie sie sztuczki!), język wywalony na usta i proszę bardzo, idealna podobizna woźnego. Wyprostował się po chwili i zrobił z sobą porządek. Jest prefektem, nie powinien zachowywać się tak niedojrzale. Nie udało mu się nie uśmiechnąć tajemniczo. Prefektem to dobrym on nie był, no ale...
- Czy cała to nie wiem, ale dmucham na zimne. Popsułabyś mi reputację, jakbyś zaczęła wrzeszczeć. I kto wtedy mnie zechce? - kolejna dramatyczna scenka, przygnębiona mina, zgarbienie barków, kręgosłupa... no tak, reputacja jest najważniejsza. Chociaż i tak najmłodsi na jego widok wyglądali mniej więcej jak Soleil - jakby był zombie. Złapał piwo... to piwo Wandy i napił się z niego, posyłając wyzywające spojrzenie dziewczynie. Czcze pogaduszki czy będzie nieudolnie próbowała zabrać mu swoje piwo, na które je niby zaprosił, a teraz sam wypije.
Uniósł wysoko brwi i chrząknął, ocierając usta mankietem koszuli. Bardzo odważna, skoro chce latania i mioteł, a ma lęk wysokości. Puchon zmrużył ślepia i przyglądał się podejrzliwie Krukonce. Coś mu tu nie grało...
- Przecież jak masz lęk wysokości... - zaczął pełen niedowierzania, ale nie skończył, bo nagle go olśniło. - Jasne! Już wiem co knujesz. Chcesz zabrać wszystkie piwa, gdy będę w powietrzu. - zacmokał i pokręcił głową, ale dalej dało się zauważyć na jego ustach zadatki na wyszczerz puchoński. Bardzo chętnie wsadziłby Wandę na miotłę i posłał ją jakieś pięćdziesiąt metrów nad ziemią, ale coś mu nie grało. Skoro miała lęk wysokości nie powinna nawet tego proponować, chyba, że lubiła adrenalinę. Jak tu zrozumiec rozumowanie dziewczyn? Henry przestał próbować, bo zawsze dochodził do ślepej uliczki.
Sponsored content

Dziedziniec - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dziedziniec   Dziedziniec - Page 2 Empty

 

Dziedziniec

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 8Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

 Similar topics

-
» Dziedziniec

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Hogwart
 :: 
Parter i lochy
-