IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Cmentarz

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next
AutorWiadomość
Bellatrix Lestrange
Bellatrix Lestrange

Cmentarz - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 7 EmptyPon 17 Wrz 2018, 22:23

Tak potężny, młody człowiek... taki nieoszlifowany diamencik w szeregach Czarnego Pana poległ. Przepadł w czeluściach Śmierci, nie mogąc już w żaden sposób przypodobać się Temu, któremu za niedługo będzie podporządkowany cały świat. Trudno, nie powie, że go lubiła, był tylko kolejnym pionkiem, który miał umierać za cele i nadzieje Czarnego Pana. Nie był kimś takim jak ONA. Jedną z najwierniejszych i najbardziej zaufanych popleczniczek. On zdradzał jej swoje plany, tajemnice, powierzał tak delikatne misje, że aż drżała z podniecenia. Pojawiła się na pogrzebie, bo tego wymagała etykieta. Niepisane zasady panujące wśród czystokrwistych rodzin, których zostało przecież tak niewiele...
Szlamy i zdrajcy krwi panoszyli się po całym świecie, prosząc się o słodką avadę. Bellatrix nie szczędziła uroków, kiedy tylko miała okazję. Nawet teraz. Ten durny pies, ohydny aurorzyna nie dość, że śmiał obrażać Evana na jego własnym pogrzebie, to stał za jego śmiercią.
Bellatrix jednym ruchem zerwała nakrycie głowy z woalką i oberwała obcasem rant spódnicy, by móc szybciej i zwinniej przeskakiwać między powalonymi ławkami. Ciskała zaklęciami gdzie popadło. Nie musiała się ukrywać za żałosnymi maskami. Nie wyprze się Czarnego Pana. Nigdy.
W rumorze zaklęć, pożaru, zawalonego dachu... nagle przed jej oczami zapanowała ciemność. Krzyknęła w wyrazie ogromnej złości. Wstała z ogromnym guzem na głowie i z szaleństwem w oczach podniosła tarczę. Rzucone w jej kierunku zaklęcie odepchnęło ją na ścianę i zaparło dech. Poczuła, jak rozdziera ją wewnętrzny ból, a z karminowych ust wydobywa się cienki strumyk krwi.
W całym tym ferworze dopadł ją Rabastan i deportował w bezpieczne miejsce.

Z tematu.
Huncwot
Huncwot

Cmentarz - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 7 EmptyPon 17 Wrz 2018, 22:23

The member 'Bellatrix Lestrange' has done the following action : Dices roll


'k6' : 2
Gilgamesh von Grossherzog
Gilgamesh von Grossherzog

Cmentarz - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 7 EmptyWto 18 Wrz 2018, 16:06

Plan by pozbyć się Lorcana był taki piękny, niestety jak powszechnie było wiadomo - Gilgamesh i obrona nigdy za bardzo się nie lubili, preferował raczej atakować. Co za tym idzie, oczywiście dostał zaklęciem aurora - trochę pokrzyżowało mu to plany, nie zdążył jednak nawet zacząć mu się odgrażać, bowiem jego przeciwnik nagle padł, a potem ktoś go zawinął. Sukinsynowi się upiekło, a chętnie by go dobił, niech to szlag. Miał jednak większy problem - był związany, a chciał do cholery walczyć. W sumie skorzystał na tym że ten podnóżek ministerstwa zniknął z jego oczu, miał chwilę dla siebie żeby się uwolnić.
- Diffindo - mruknął celując w sznury. Już właściwie miał się rzucić do pomocy Franzowi, tak w odwecie za jego nagłą szarżę, kiedy nagle coś się wydarzyło. Coś co całkowicie mogło zepsuć mu zabawę. Tylko kątem oka dostrzegł kto odważył się zniszczyć jego genialny plan na usmażenie wszystkich wokół i szczerze mówiąc, nigdy laski na oczy nie widział wcześniej. Jedno było pewne, zawaliła pół dachu. A to wredna suka. Jego pożoga zaczęła przygasać. To on tu się stara rozgrzać zziębniętych żałobników, a tu mu przeszkadzają. Może i jakoś by to zniósł, gdyby nie fakt że dostał ptasim łajnem. Pieprzonym ptasim łajnem. Punkt zwrotny, ten jeden impuls którego nie zamierzał powstrzymywać. Chciał ją zabić od ręki, w końcu szata którą mu właśnie zniszczyła w ten sposób była prawdopodobnie więcej warta niż jej żałosne życie - ba, za równowartość tej szaty mógłby sobie kupić trzy takie jak ona. Uznał jednak że śmierć to za mało - chciał żeby cierpiała, chociaż był prawie całkowicie pewien że jeśli nie zabije jej od razu to będzie kolejną osobą której cudem uda się uciec. Postanowił jednak zaryzykować. Chciał się trochę nad nią popastwić. Ruszył w jej stronę, coś mu jednak przeszkodziło. Ciemność. Pieprzona ciemność. Było tak cholernie ciemno, że nie widział czubka własnego nosa. Spryciula, schowała się przed jego gniewem. Nie zamierzał jednak stać w miejscu i czekać aż to wszystko minie. Przemieścił się trochę, głównie po to aby zmienić pozycję - na szczęście udało mu się uniknąć kolizji, do momentu w którym zaczynało się trochę przejaśniać. Kiedy tylko zlokalizował swój cel, zauważył że w jej towarzystwie jest Resa Anderson. Nie raz nie dwa byli przeciwnikami na meczu, teraz najwyraźniej również stała po przeciwnej stronie barykady, jednakże to nie to spostrzeżenie było dla niego najważniejsze. Czyżby nasza mała uciekinierka i Resa były przyjaciółeczkami? Wybornie. Ta deska która zniszczyła jego piękną pożogę będzie miała okazję popatrzyć na cierpienie swojej bliskiej zanim sama zacznie cierpieć. Dziewczynki wybrały złą stronę, chociaż szczerze mówiąc ta po której on pozornie stał również była pozbawiona sensu - przebywał wśród bandy kompletnych debili, przekonanych że skłoni głowę przed frajerem pozbawionym jakichkolwiek zdolności strategicznych. Gdyby nie fakt, że do perfekcji opanował sztukę nieokłamywania nikogo nie mówić prawdy, to pewnie byłby ugotowany już dawno, ale mniejsza. Przyszła pora się odegrać za psucie jego dzieła - w końcu nikt za bardzo nie lubił jak się niszczy jego starania prawda? Najpierw Resa. Wycelował w jej miednicę i rzucił najbardziej adekwatne zaklęcie:
- Summitte Capitis
A co, niech jej zmiażdży kawałek ciała - nawet jak ją odratują, a pewnie tak będzie, to proces leczenia na pewno nie będzie należał do najprzyjemniejszych, prawda? Teraz przyszła pora na tą drugą pindę. Wycelował różdżką w Sarah tym razem posługując się czymś mniej finezyjnym, za to równie skuteczny.
- Crucio
Czy naprawdę chciał jej zrobić krzywdę, wystarczająco mocno by zaklęcie było skuteczne? Oczywiście że tak. Świadczył o tym chociażby opętańczy uśmiech który wykwitł na jego wargach, rozpromieniając jego twarz. W końcu przez długi czas przebywał w odosobnieniu - już dawno nie miał okazji dręczyć uczniaków Hogwartu, a przecież to była wspaniała rozrywka. Szczególnie, gdy ofiara zasłużyła - był bowiem pewien, że prócz tego że dziewczyna jest wredną, psującą wszystko pizdą, jest również szlamą. A szlamy zasługują tylko na jedno. Szczególnie te, które mają deficyt biustu.

1. Summitte Capitis w Rese
2. Cruciatus w Sarah
Huncwot
Huncwot

Cmentarz - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 7 EmptyWto 18 Wrz 2018, 16:06

The member 'Gilgamesh von Grossherzog' has done the following action : Dices roll


'k6' : 1, 6
Regulus Black
Regulus Black

Cmentarz - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 7 EmptySro 19 Wrz 2018, 00:16

Stając twarzą w twarz z Alecto, po raz pierwszy poczuł ciężar swoich decyzji. Jak teraz, w całym tym motłochu i zgiełku miał wymierzyć w nią różdżkę i zadać bolesne uroki? Przecież miał w sobie sumienie, jeszcze niedawno przytulał ją i całował, spała w jego łóżku, taka gładka, niewinna i piękna. Niedostępna, ale czy to powód, by ją ranić? Pozbawiać życia? Czuł, jak kręci mu się w głowie. Pożar, duszący dym, to wszystko sprawiało, że oblatywał go strach. Widział, jak ona się dumnie prostuje i staje mu naprzeciw. Podziwiał ją w tej chwili, a mała iskierka nadziei podpowiadała, że może nie stanie po stronie Voldemorta.
Celnął zaklęciem, które pierwsze przyszło mu do głowy, a nie musiało jej ranić. Specjalnie chybił, ale też tak, żeby nikt mu nie zarzucił, że wcale nie chciał trafić. Miał już skorzystać z zasłony dymnej i się ulotnić, ale w tej samej chwili uderzył go urok. Ogromna siła odepchnęła go na ścianę. Stracił dech w piersiach, ale najszybciej jak potrafił, poderwał się na nogi. Smagnął różdżką.
-Saburra! -krzyknął odrobinę za głośno i dopiero później zaczął się modlić, żeby hałas w kaplicy zagłuszył jego głos na tyle, aby Alecto go nie rozpoznała.
Resa Anderson
Resa Anderson

Cmentarz - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 7 EmptySro 19 Wrz 2018, 11:06

O mało nie nadepnęła na tego cholernego gwoździa, właściwie to nadepnęła, po prostu poczuła coś nierównego pod podeszwą buta. Ze złością kopnęła zardzewiały kawałek metalu, tego tylko jej brakowało – dodatkowych uszkodzeń ciała. Potarła szyję, którą jeszcze przed chwilą obejmowały mocne więzy, zostawiając na niej siniejące stopniowo pręgi. Ciemność trwała i trwała, a ona postanowiła zrobić kilka kroków, wiedząc, że to najlepszy moment na zmianę swojej pozycji, co pomoże jej w dekoncentracji przeciwnika. Pierwsze dwa kroki dodały jej odwagi, ruszyła więc pewniej i... natychmiast tego pożałowała. Poczuła jak traci równowagę kiedy połowa jej stopy utknęła po czymś ciężkim i dużym, jakimś cudem zdążyła wyciągnąć ręce be ochronić twarz, ale kolana oraz dłonie zdecydowanie oberwały. Zaklęła w sposób, który nie przystawał damie i powtórzyła to przekleństwo, uświadamiając sobie, że wypuściła z rąk różdżkę. Wymacała patyk koło siebie, dziękując losowi, że nie ukarał jej aż tak surowo. W kaplicy rozległ się przerażający wrzask cierpiącego człowieka, który zmroził ją do szpiku kości. Tak, ludzie tu ginęli. Umierali. Bez powodu. Dopiero słysząc tego typu dźwięki dopuszczała to do świadomości. Powinna stąd uciekać, jak najprędzej.
Widząc, że zaczyna się przejaśniać, otrzeźwiała i zebrała się z podłogi, nie zwracając uwagi na krew sączącą się z rozciętego kolana. Zrobiła to, jak się okazało, w ostatniej chwili, bowiem z resztek ciemności wysunął się Gilgamesh von Grossherzog. Niemieckie Siły Pałkarskie, czy może Niemieckie Siły Voldemorta? Nigdy nie miała dobrego zdania o obu pałkarzach, a teraz tylko utwierdziła się w swoim przekonaniu. Dawno chciała zlać mu tyłek, choć przytomnie powstrzymywała się od zaczepek, wiedząc, że z odwetem przyjdzie mu większość Ślizgonów, każdy gotowy na nieczystą zagrywkę.
Expelliarmus! – to pierwsze zaklęcie, jakie przyszło jej do głowy, choć z drugiej strony w obliczu ognia i całego otaczającego ich chaosu stracenie różdżki z oczu choćby na kilka sekund mogło wiązać się z tym, że nigdy się jej nie odzyska. Przekonała się o tym niemal na własnej skórze. – Drętwota! – dodała, chcąc go na dobre unieszkodliwić.
Jeśli jej się udało, rozejrzała się dookoła, chcąc zlokalizować swojego wcześniejszego przeciwnika, ale jego już... nie było. Musiał wykorzystać chwilową ciemność. Jej uwagę przykuły dymiące się zwłoki, które sprawiły, że żołądek wywinął niepokojącego fikołka, chcąc zmusić ją do zwymiotowania śniadania. To chyba ten nieszczęśnik tak wrzeszczał. Zadrżała, zupełnie oniemiała. Powinna stąd uciekać, ale poczuła się tak jakby wrosła właśnie w ziemię.

1. Expelliarmus z Gilgamesha
2. Drętwota w Gilgamesha
Huncwot
Huncwot

Cmentarz - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 7 EmptySro 19 Wrz 2018, 11:06

The member 'Resa Anderson' has done the following action : Dices roll


'k6' : 1, 2
Jon Morensen
Jon Morensen

Cmentarz - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 7 EmptySro 19 Wrz 2018, 12:56

Proszę wybaczyć pomylenie kont, to nadal jest post Sary :x

Ogólny szał bitewny został niejako wyhamowany za sprawą ostatniego, rzuconego przez Sarah zaklęcia, które sprowadziło na całe pomieszczenie nieprzeniknioną ciemność. Wszelkie ataki i inkantacje na krótką chwilę ucichły. Pauza w symfonii wojennej nie trwała jednak długo, ponieważ została rozdarta przez krzyk, lub raczej: upiorny wrzask spopielającego się właśnie żywcem człowieka. Dla wielu być może było to zaskoczeniem lub wręcz niebywałym szokiem, szczególnie w połączeniu ze swądem przypalanego, ludzkiego mięsa oraz nieprzyjemnym zapachem włosów trawionych żywym ogniem. Duża część ludzi wzdrygnęła się w ciemności, a inni doznawali pewnie mdłości oraz ataku paniki i nie trudno im było się dziwić. Panna Velvet jednak dzielnie przemierzała ciemność, którą przecież sama wyczarowała ledwie pół minuty temu. Ostrożnie stawiała każdy krok, starając się jednocześnie prowadzić za sobą Resę, jednak jej starania spełzły na niczym, gdy Gryfonka padła na ziemię, nadepnąwszy na zbłąkany gwóźdź, o którym Rize nie miała prawa wiedzieć. Teresa wstała jednak szybko, a mrok w tym czasie zdążył się przerzedzić. W pierwszej chwili szatynka pomyślała, iż rozproszenie się zaklęcia jest nawet dobrą okolicznością, bo, jak mniemała, oddaliły się na relatywnie bezpieczną odległość od ów anonimowego Śmierciożercy. Dziewczyna jednak dopiero miała uświadomić sobie, w jak ogromnym błędzie była.
Niebezpieczeństwo zostało dostrzeżone w pierwszej kolejności przez Anderson. Dzięki swojemu upadkowi była teraz zwrócona w stronę napastnika, w którego zostały posłane dwa zaklęcia, jednak niestety, nie odniosły one skutku. Wszystko działo się tak szybko, że zanim Velvet zlokalizowała swojego nowego wroga, ten już zdążył ranić jej towarzyszkę jakimś paskudnym, czarnomagicznym zaklęciem, co zdawały się potwierdzać krzyki ofiary. Gilgamesh okazał się jednak jeszcze szybszy, ponieważ wycelował różdżkę w kierunku złotookiej i wymówił inkantację jednego z Zaklęć Niewybaczalnych. W dzikim odruchu bezwarunkowym, Krukonka spróbowała wznieść tarczę przy pomocy zwykłego zaklęcia, jakim jest ’Protego’, jednak wiedziała jeszcze przed uderzeniem klątwy, że na nic się to zda.
W nieco roznegliżowaną dziewczynę uderzył Cruciatus. Miotnęło nią tak, że w brutalny sposób została przygwożdżona do najbliższej ściany, niezależnie od swojej woli przyjmując pozycję osoby doświadczanej jednym z gorszych sposobów na uśmiercanie, a zgadzającej się niejako z nazwą Cruciatusa  – rozłożone horyzontalnie ręce, złączone, podkurczone nogi, plecy do ściany… Wygląd jednak nie oddawał nawet w małym ułamku tego, co czuła dziewczyna w swoim ciele, a także umyśle.
Jej tułów wyprężył się jak naginana bardzo niedelikatnym palcem, struna harfy. Kończyny zaczęły wykręcać się i dygotać, waląc o mur za nią. Lewa, przemieniona dłoń rozczapierzyła się i wbiła w ścianę, która w kilka sekund została przeorana twardymi pazurami, przez co pod ciałem Sarah zebrał się dodatkowy stos gruzu, tynku i fragmentów cegieł. Na szyję, twarz, a jeśli dobrze się przypatrzyć – także na jej tułowiu – wystąpiły żyły i tętnice, które zaznaczyły się pod bladą skórą misterną pajęczyną, zwykle pompującą krew, która ustąpiła tym razem płynnemu bólowi. Ból ów był tak nieopisanie wielki, że zdawał się (zarówno Velvet, jak i Jonowi) klątwą, która niemalże przybierała materialną postać, wypełniającą jej ciało, każdy najmniejszy jego zakamarek, zmuszając tym samy wszystkie komórki do osobnego wrzasku. Upiorny krzyk wydobył się jednak nie z tych najmniejszych jednostek ciała panny Rize, a z jej ust, o których istnieniu zdawała się już zapomnieć w całym swoim – niedługim przecież jeszcze – amoku. Jej ochrypły, chrapliwy, szorstki, zdawałoby się zabarwiony wilgocią posoki głos, urozmaicił symfonię bitwy o dodatkowe, upiorne interludium. Cały ten koszmarny obraz, przedstawiający rozkrzyżowaną na ścianie młodą kobietę, wijącą się z bólu  jak piskorz na patelni był niczym, w porównaniu z tym, co działo się w jej umyśle, z tym, co odczuwała razem z Jonem.
Każdy pojedynczy nerw w jej ciele zdawał się być nabijany szpilkami i posypywany solą. Kręgosłup sprawiał wrażenie, jakby za chwilę miał oddzielić się od reszty szkieletu, rozczepić na dwoje i potem dopiero rozpaść  w marny pył. Wszystkie przewody, w których tłoczona była krew, zdawały się zawierać teraz eliksir Ravenclaw lub stężony kwas siarkowy, a każde uderzenie serca było niczym wytworzenie czarnej dziury w swoim ciele, która przy każdym rozkurczu zdawało się rozdymać niczym trująca ryba fugu. Wszystko to wykraczało poza wszelkie pojęcia traktujące o bólu i definiowało go na nowo.
Tortura jednak zakończyła się równie nagle, jak się zaczęła. Ciało dziewczyny opadło bezwładnie na ziemię jak worek świeżo zebranych kartofli. Sarah była w takim stanie, że nie słyszała już nic. Z kącika jej ust ciekła strużka ciemnoczerwonej cieczy, mało co słyszała, ale na szczęście jako-tako widziała. Zaniepokoił ją nieco (o ile można w tej całej sytuacji użyć takiego określenia) fakt, że nie słyszy Jona, nie miałą jednak czasu nad tym rozmyślać. Najważniejsze było przetrwanie i pomoc, którą zaoferowała pannie Anderson.  Przeczołgała się z wysiłkiem jakieś pół metra od ściany i pochwyciła bezpańską różdżkę – jej własna była umieszczona teraz za pazuchą i nie było dogodnej pozycji, aby teraz ją wydobyć. Magiczny kijek, który znalazła, prawdopodobnie należał wcześniej do znokautowanego Puchona, który nie był zbyt mądrym człowiekiem.
Velvet uniosła się nieco na swoim lewym, dziwacznym łokciu, co kosztowało ją nie lada wysiłku i wycelowała w Gilgamesza, wydyszawszy szybko po kolei dwa zaklęcia:
- Diminuendo! Drętwota!
Skupienie było wystarczające, aby nadać dużą siłę obu zaklęciom, jednakże… Grossherzog okazał się dość zwinny, aby uniknąć świetlnych pocisków, wystrzelonych w jego stronę bez większej dbałości o celność. Czy Rize nie zadbała o to, aby dobrze wycelować? Sądziła zapewne, że trafi, jednak stan jej percepcji był gorszy, niż diagnozowała. Zarejestrowała beznamiętnie, że jej zaklęcia nie dosięgają celu, ale oszałamiacz trafia w zaskoczonego całym obrotem sprawy anonimowego Śmierciożercę, który chciał wcześniej udusić Gryfonkę. Przypadkowe trafienie? Nieważne. Mimo wszystko sytuacja dwójki dziewcząt nie wyglądała zbyt ciekawie.
Sarah przewróciła się na plecy i zaczęła z mozołem podciągać się na łokciach –  cały czas trzymając zdobytą różdżkę -  z powrotem w kierunku Anderson, która nadal zdzierała sobie gardło po wcześniej otrzymanym zaklęciu Niemca.



1. Protego przeciwko Cruciatusowi (huehuehueu i tak nie zadziała)
2. Diminuendo w Gilgamesza po tym, gdy przestanie działać Cruciatus
3. Drętwota w Gilgamesza jeszcze w czasie działania Diminuendo[/u]


Ostatnio zmieniony przez Jon Morensen dnia Czw 20 Wrz 2018, 10:40, w całości zmieniany 1 raz
Huncwot
Huncwot

Cmentarz - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 7 EmptySro 19 Wrz 2018, 12:56

The member 'Jon Morensen' has done the following action : Dices roll


'k6' : 4, 6, 6
Alecto Carrow
Alecto Carrow

Cmentarz - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 7 EmptySro 19 Wrz 2018, 20:34

Walka trwała, przybierając na silę, choć wielu jej uczestników wykruszyło się już jakiś czas temu. Blond włosa Ślizgonka dzierżyła w swojej delikatnej dłoni różdżkę stoją naprzeciwko mężczyzny odzianego w czarne szaty i maskę. Jej twarz ubrudzona była sadzą, zupełnie jak suknia, która z czarnej zrobiła się wręcz szara. Wokół nadal unosiły się kłęby dymu, drażniąc oczy i nos. Musiała mrugać częściej niż zwykle, by wytrzymać wśród panującego ognia, który strawił prawie wszystko. Jak pogrzeb Evana mógł przerodzić się w walkę między dwoma skrajnie różnymi ugrupowaniami? Alecto nie była w stanie odpowiedzieć na to pytanie, pragnęła jedynie z szacunkiem, który mu się należał pożegnać kolegę ze szkoły, nic więcej. Zamiast tego stała teraz pośród popiołu, dymu i ognia walcząc o życie. Zamiast smutku, w którym powinna się pogrążyć czuła wściekłość oraz wolę walki, o to by nastało jutro.
Zacięty wyraz twarzy, pewność siebie, która biła od niej mogła w przeciwniku wywołać cień strachu, jednak nawet ona wiedziała, że dla wyćwiczonego, doświadczonego Śmierciożercy jest jedynie zabaweczką. Więc dlaczego ten stojący przed nią zdawał się nie posiadać tych wszystkich umiejętności, które zdawały się być wyznacznikiem przynależności do szeregów Czarnego Pana? Jego zaklęcia chybiały, jej zdawały się zadawać ciosy silniejsze niż się spodziewała. Była zaskoczona, kiedy cisnęła w niego zaklęciem, a on z całym impetem walnął w betonową kolumnę. Zabrakło mu tchu, zupełnie jak jej, kiedy zdała sobie sprawę z tego, co udało jej się osiągnąć.
Szybko pozbierał się z pierwszego szoku, a powietrze przeszyło zaklęcie. Po raz kolejny chybione. Uśmiechnęła się, wyciągnęła przed siebie różdżkę –Drętwota! – krzyknęła trafiając prosto w jego pierś. Poczuła swego rodzaju radość i dumę, udało jej się pokonać osobę, która zdawała się być dużo silniejsza niż ona. Czarna postać zatrzymała się, Alecto kierowana dziwnym impulsem, wrodzoną ciekawością kim był jej przeciwnik podeszła do niego zdejmując mu ostrożnie maskę. Był to ułamek sekundy, szybka chwila w której odkryła prawdziwą twarz, jednak dla niej zdawała się trwać wiecznie. Serce z niewyobrażalną siłą biło w jej klatce, jakby zaraz miało z niej wyskoczy, dłoń trzęsła się z ekscytacji, ale i strachu. Czy aby na pewno chciała poznać jego tożsamość? Czy to coś zmieni w jej życiu? Nie zdążyła odpowiedzieć na te pytanie, kiedy biała maska osunęła się na ziemie pod wpływem szoku jakiego doznała. Słyszała jak z głuchym łoskotem opada na posadzkę, a może tylko tak jej się wydawało? Nie była pewna, zwłaszcza że poczuła się tak, jakby straciła wzrok. wokół zapanowała ciemność. W pierwszej chwili pomyślała, że to jakiś kiepski żarty, potem poczuła ogromny smutek, by po sekundzie uczucie to zostało zastąpione przez niewyobrażalne poczucie winy. Przed nią stał on. Nikt inny. To naprawdę on. Regulus Black. Zamrugała kilka razy, jednak nie widziała nic poza ogólnie panującą czernią. Nie wiedziała kto rzucił zaklęcie, czuła się jak otępiona. Pozbawiona jednego z ważniejszych zmysłów, rzuciła się do ucieczki.
Nie zdążyła nawet pogodzić się z zaistniałą sytuacją oraz posiadaną wiedzą kiedy nagle przed nią znikąd pojawił się wygłodniały ognisty potwór. Otworzyła szeroko oczy zdumiona jego rozmiarem oraz rządzą, która tchnęła go by zaatakować właśnie ją. Wystarczyły sekundy, żeby otrzeźwiała. Wyciągnęła przed siebie różdżkę po raz kolejny tego dnia –Aquamentus – rzuciła przed siebie, z drewnianego przedmiotu trysnął strumień wody pod sporym ciśnieniem wprost w ognistego potwora. To była chwila, którą wykorzystała. Chwyciła materiał sukni uciekając, jak najdalej z miejsca w którym była nadal narażona na atak potwora. Na tym jej walka jednak nie skończyła się, wtem przed nią pojawił się członek Zakonu Feniksa, jego usta drgały pod wpływem wypowiadanego zaklęcia. Nie zdążyła nawet zastanowić się nad ewentualną obroną kiedy jasne światło z niewyobrażającą prędkością mknęło ku niej. Była gotowa na wszystko.
Daniel Blais
Daniel Blais

Cmentarz - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 7 EmptySro 19 Wrz 2018, 22:33

Oparł się o jedną z ławek, słaniając się na nogach. Z całą świadomością wagi tego słowa mógł stwierdzić, że jeszcze nigdy nie czuł się w taki sposób. Ból poparzonego ciała rozrywał jego umysł, odbierał zdolność myślenia i działania. Na kilka chwil odsłonił się zupełnie, próbując złapać oddech, lecz zanim na dobre udało mu zebrać się w sobie by wykonać następny ruch jakim miała być ucieczka, wokół zapadła ciemność. Nie taka zwykła, nie. Przez chwilę poczuł się jakby stracił wzrok, ba, dreszcz strachu przebiegł mu wzdłuż kręgosłupa, spinając kolejne mięśnie. Może Castiel rzucił jakieś zaklęcie, które miało mieć opóźniony efekt? A może to ten ogień? Przetarł oczy, zamrugał, ale ciemność nie ustępowała. Zapadło coś na kształt ciszy przerywanej przekleństwami, a potem rozległ się ten dziki wrzask, który wydał mu się niezwykle znajomy. Bez cienia wątpliwości mógł stwierdzić, że ktoś właśnie spotkał się z ogniem, z szalejącą wokół pożogą, która w dziwaczny sposób skryła się za kurtyną mroku. Tak samo czuł się kilka chwil temu, podobnie wrzeszczał, choć nie tak przeciągle i nie aż tak głośno. Poczuł kolejną falę mdłości ogarniającą jego zmęczone ciało, jeszcze chwila i zwymiotuje.
I wtedy to się stało. Nie wiedział kto rzucił zaklęcie, nie był pewien z której strony nadleciało. Odsłonił się, a ktoś to wykorzystał. Był zupełnie nieprzygotowany na obronę, pewnie nie byłby do niej zdolny nawet gdyby atakujący go człowiek wykrzyczał formułkę zaklęcia prosto w jego twarz. Zresztą tarczy tak potężnej by powstrzymać klątwę w tym momencie zdecydowanie nie mógł wyczarować. Wymagała ogromnego skupienia i energii, a jemu brakowało obu tych czynników. Właściwie nie wiedział kiedy upadł, prawdopodobnie od razu. Jeszcze przed chwilą myślał, że dowiedział się czym jest prawdziwy ból. Mylił się. Tak bardzo się mylił. Całe jego ciało wypełniło się cierpieniem tak ogromnym, że nie byłby w stanie tego opisać. Nieświadomie wrzasnął, nie panując już nad swoim ciałem.
Nigdy nie rzucał cruciatusa ani nie widział by robił to ktoś inny, nie miał przyjemności oglądać kogoś kto zwija się z bólu tak jak on zwijał się w tym momencie, a mimo to doskonale wiedział, że to właśnie to zaklęcie. Niewyobrażalne tortury, tak je opisywano. I takie właśnie było. Miał wrażenie, że to się nie skończy, że będzie tak leżał dopóki ktoś go nie dobije. Nie ruszył się kiedy zaklęcie przestało działać, po takiej dawce cierpienia nie był w stanie dobrze rozróżnić w którym momencie ból minął. Choć, prawdę powiedziawszy, nie minął, jedynie zmalał. Uchylił zaciśnięte do tej pory powieki, ciemność zdążyła się rozrzedzić, ale nie potrafił ocenić kto mógł go zaatakować, z góry założył więc, że był to któryś z aurorów, który wykorzystał chwilę by użyć zaklęcia niewybaczalnego. Bo przecież nie Śmierciożercy, nie mieli żadnych powodów by go atakować.
Podniósł się na ręce i najzwyczajniej w świecie zwymiotował, na jego barki położono więcej niż był w stanie udźwignąć. Przymknął powieki, zbierając się do próby teleportacji, musiał stąd wiać póki stanowił w miarę cały kawałek człowieka. Wziął głęboki wdech i... usłyszał Alecto. Przerażony, otworzył znów oczy. Była niedaleko, walczyła z pożogowym stworem. Co ona tu jeszcze robiła?! Był pewien, że uciekła z tego okropnego miejsca już dawno temu, w innym wypadku spróbowałby jej szukać. Zaklął w myślach, zastanawiając się czy powinien ją stąd zabrać, choć nie wiedział czy samemu uda mu się deportować bez rozszczepienia. Nie zdążył sobie odpowiedzieć, zauważył mężczyznę, który podchodził do niej powoli, ewidentnie zadowolony, że trafił akurat na Carrow. Daniel zacisnął zęby i zmusił się do wstania, zacisnął palce na mahoniowej różdżce, obserwując nieznanego mu mężczyznę.
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Cmentarz - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 7 EmptySro 19 Wrz 2018, 23:50

Gilgamesh:
Młody Niemiec miał szczęście, że osłabiona Cruciatusem dziewczyna nie mogła zebrać się wystarczająco szybko, by włożyć w rzucone przez siebie zaklęcia całą swoją moc. Wydawać by się mogło, że zaklęcie było silne, a mimo to można było go uniknąć z dziecięcą łatwością, zwyczajnie odsuwając się o jeden krok w bok. Z drugim nie poszło już tak łatwo, czerwony promień Drętwoty świsnął tuż obok ucha Gilgamesha, który uchylił się w dosłownie ostatniej chwili i uderzył w wytatuowanego śmierciożercę (anonim), który zajęty był dogaszaniem szaty, która jeszcze przez chwilę stała w płomieniach.

Resa:
Zaklęcie Resy, choć bardzo proste, zdawało się mieć naprawdę dużą siłę! Starło się z klątwą rzuconą przez Gilgamesha i przez moment mogłoby się wydawać, że wygra, że wytrąci różdżkę z jego palców lub przewróci go na ziemię. W ostatnim momencie odzyskał swoją przewagę i Summite capitis ostatecznie pomknęło w stronę Anderson, obejmując jej miednicę w niewidzialne, niezwykle silne „szczęki” magii. Chwilę później można było usłyszeć wyraźny, wysoce nieprzyjemny dźwięk pękających kości, po którym nastąpił głośny krzyk dziewczyny zalewającej się łzami. Kiedy zaklęcie puściło, z jękiem upadła na podłogę, co jedynie pogorszyło jej stan i przyniosło ze sobą kolejną falę cierpienia. Ściskała różdżkę, była gotowa walczyć o swoje życie jeśli tylko zajdzie taka potrzeba, choć nie mogła stanąć na nogi. Starała się nie ruszać, licząc, że pomoc nadejdzie szybciej niż kolejny atak.

Alecto:
Ogień, choć wyglądał groźnie, gasł z każdą chwilą, a zaklęcie rzucone przez Carrow odpędziło go na dobre. Stwór zaniechał pogoni, zajmując się pożeraniem kawałka ławki, jakby to miało mu pomóc odzyskać siły. Ucieczka zdawała się być dobrym pomysłem, a mimo to trafiła z deszczu pod rynnę. Mężczyzna, który przyglądał jej się od dłuższego czasu był członkiem Zakonu Feniksa, a błąkający się na jego ustach uśmiech sugerował, że tak wartościowa zdobycz, jaką była dziewczyna o nazwisku Carrow sprawiała mu dużo radości i niosła ze sobą dreszcz ekscytacji. Wiedział o związku jej rodziny z Czarnym Panem, a dodatkowo widział jak ta z czułością pochyla się nad śmierciożercą, z którą wcześniej wymieniła kilka zaklęć. Zapewne była to przykrywka.
Nie wahał się ani chwili, w stronę Alecto powędrowała wpierw drętwota, która rozbiła się o pospiesznie rzuconą przez dziewczynę tarczę, a dosłownie sekundę później z pomocą zaklęcia Waddiwasi w jej stronę pomknęły kawałki szkła i kamienia, dość płytko rozdzierając jej skórę w kilku miejscach – między innymi na dekolcie, ramionach i policzku. Incarcerous również rozprysnął się o tarczę.

Rzucam na obronę Gilgamesha przed zaklęciami Sarah - każda kostka to unik.


Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Czw 20 Wrz 2018, 00:38, w całości zmieniany 2 razy
Huncwot
Huncwot

Cmentarz - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 7 EmptySro 19 Wrz 2018, 23:50

The member 'Mistrz Gry' has done the following action : Dices roll


'k6' : 6, 1
Daniel Blais
Daniel Blais

Cmentarz - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 7 EmptyCzw 20 Wrz 2018, 01:10

Nie wiedział co było większe – ból czy przerażenie kiedy widział jak Alecto w ostatniej chwili rozpościera przed sobą tarczę, o którą rozbił się czerwony promień drętwoty. Zaklął szpetnie, zacisnął zęby po raz kolejny w tak krótkim czasie i, utykając, ruszył w jej stronę, trzymając różdżkę w pogotowiu. Jedynym co pozwalało mu na pomoc Alecto była wypełniająca go adrenalina, która na nowo pozwoliła mu zignorować ból, która dała mu złudne uczucie, że posiada w sobie dość energii by zabrać ją z tego okropnego miejsca, które kojarzyło mu się wyłącznie z piekłem. Auror czy kimkolwiek był ten człowiek cisnął w nią odłamkami szkła, sprawiając, że Daniel jedynie przyspieszył kroku. Zawrzało w nim, wściekłość wypełniła go całego, biorąc górę nad wszelkimi innymi uczuciami. Widok krwi Alecto sprawiał, że chciał upuścić szkarłatnego płynu z jego żył, najlepiej w ilości, która gwarantowałaby śmierć. Gdyby tylko miał więcej siły, na pewno miło by się z nim pobawił, teraz jednak musiał być szybki i skuteczny.
Nie miał konkretnego planu, myślał, że ogłuszy czymś mężczyznę i zabierze stąd Alecto, kiedy jednak znalazł się wystarczająco blisko by móc działać, zrozumiał co należy zrobić. Wspomnienie rozrywającego go bólu, który sprawił mu cruciatus rzucony przez, jak podejrzewał, tego samego mężczyznę obudziło w nim pokłady nienawiści, o których istnieniu nie miał do tej pory pojęcia. Myślał, że znał siebie na wylot, a nawet w tej kwestii zupełnie się mylił. Uniósł różdżkę i jednocześnie wyciągnął rękę w stronę Alecto.
Avada kedavra — spokój z jakim to powiedział wcale nie pasował do piekła jakie przeżywał wewnątrz siebie. Nienawiść zdawała się bulgotać w jego żyłach. Ledwie rozbłysnęło zielone światło, a ich już nie było – deportował ich w bezpieczne miejsce, do obłożonego zaklęciami ochronnymi mieszkania w Hogsmeade, które od niedawna posiadał. Nie patrzył na efekt swojego zaklęcia, nie miał pojęcia czy trafił. Pochłonęła ich ciemność.

Z/t Daniel i Alecto
Rzut kością na teleportację wykonany był w offtopie, dowód:

Spoiler:
Vincent Pride
Vincent Pride

Cmentarz - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 7 EmptyCzw 20 Wrz 2018, 13:59

Coraz bardziej zaczynał się nudzić, szczególnie gdy z wielkim rozczarowaniem zauważył jak szybko Bellatrix opuściła miejsce całej zabawy. Doprawdy, po wszystkich mógł się tego spodziewać, ale po niej? Oczami wyobraźni widział raczej jak pełna wigoru, choćby i w połowie skąpana we krwi przeskakuje między ławami torturując kogo popadnie Cruciatusem lub ciskając pierwszą lepszą osobą w stronę jakiegoś ostro zakończonego fragmentu zdewastowanej kaplicy licząc, że stworzy gustowną chorągiew z przebitego delikwenta. Doprawdy, czuł jakby ubodło go to do żywego i zaczynał się cieszyć niczym wygraną na loterii, że zyskał satysfakcjonującą alternatywę poprzez poznanie Marcusa.
Jakby mało było nieprzyjemności - jakaś poczwara postanowiła ukrócić, utemperować działanie tak fantastycznego czaru jakim była Szatańska Pożoga. Na Rasputina i upadek Carstwa Rosyjskiego, czemu wszyscy wzięli sobie za punkt honoru, by zaprzepaścić pierwsząod dłuższego czasu szansę na faktyczną rozrywkę? Gdzie się podział ten duch imprezowicza? Vincent wolał nie myśleć, że ów duch oznaczał tylko i wyłącznie jego, dosłownie i w przenośni, bo to by świadczyło o Hogwarcie gorzej niż podejrzewał. Szczególnie, że albo mu się wydawało, albo ogólnie spora część osób, które jeszcze kilka dni temu wydawały mu się interesujące nagle powodowały jedynie rozczarowanie. Co za dzień, a zapowiadał się tak pięknie. W tych ciężkich czasach mógł liczyć najwyraźniej jedynie na zbłąkanego Niemca i o ile historycznie miało to rację bytu, w końcu jak Niemcy się gdzieś wbijają to kończy się to wojną prędzej czy później, ale to smutne, doprawdy. Czyżby wychodziła z tego koalicja francusko-bułgarsko-niemiecka? Kto to widział w ogóle?
Będąc duchem gwizdał na wszelkie ciemności i związane z tym czyhające niebezpieczeństwa. Przeleciał sprawnie pomiędzy zebranymi, nie przejmując się zauważeniem własnej obecności, gdyż towarzystwo wykruszało się coraz bardziej. W końcu odnalazł ją. Krukonkę, która tak perfidnie, ewidentnie po złośliwości zabierała mu zabawki i najwyraźniej wcale nie zamierzała ich oddać, gdy tylko zje obiad do końca. Perfidne, wynaturzone, nieludzkie. Niestety, żar szybko dogasał, zresztą znudziło mu się już ciskanie nim w oczy każdej jednej osobie. Postanowił wrócić do drzazg, ostrych kawałków kamienia i tym podobnych. Tęsknił za swoim skalpelem. znalazł jednak na podłodze Drzazgę, która zapewne przy większym nakładzie siły i odpowiednio wycelowana mogłaby i doprowadzić do śmierci. On jednak nie zamierzał nikogo uśmiercać, to raz. Dwa, w tej duchowej formie nie dysponował wystarczającą siłą, by postawić czyjeś życie w zagrożeniu. Postanowił więc ograniczyć się do maksimum swoich możliwości, bo jaki też miał wybór. Wytężył cała siłe swej woli, by podnieść jedną z większych drzazg, mierzącą prawie dwadzieścia centymetrów, choć do zbyt szerokich nie należała. Spojrzał na Sareh, a konkretniej na pewnien intrygujący punkt na jej plecach. Jeśli dobrze wymierzy to uda mu się przebić drzazgą pomiędzy żebrami, aczkolwiek zapewne zabraknie impetu, by przebić płuco. Nic to, trzeba było zadowolić się okrojonym arsenałem. Tak też zrobił, uprzednio odlatując nieco w tył, by przez odległość nabrać odpowiedniego rozpędu. Nie spuszczając oka z miejsca, w którym powinna znajdować się przerwa między żebrami w końcu wykorzystał całe nakłady duchowej energii i wbił drzazgę w ciało Krukonki. Nie zatrzymując się nawet przeniknął przez nią, by w następnej chwili podłapać parę drobniejszych kamieni i pobawić się w poznawanie zwyczajów innych kultur. Porzucał więc w Resę z różnych stron, starając się trafiać to w łopatki, to w kręgosłup, to w obojczyk. Byle w miejsca bolesne, z mniejszą warstwą mięśni, które mogłyby ją chronić.
W pewnym momencie poczuł jak słabnie. Uśmiechnął się gorzko, stwierdzając, że najprawdopodobniej jego limity siły duchowej są na wyczerpaniu. Zaczął nawet tracić wysokość, nie będąc w stanie nakazać samemu sobie, by wzbijać się wyżej i wyżej. Spłynął więc w pobliże ściany za ołtarzem, by następnie przez nią przeniknąć. Naprawdę nadszarpnął swoje możliwości, prawie mógłby przysiąc, że poczuł chłód kamienia. Mniejsza, zregeneruje się i byle czekać do następnego święta. A póki co pozostanie mu spacer. Może odpocznie we Wrzeszczącej Chacie? To całkiem miłe miejsce.

z/t
Sponsored content

Cmentarz - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Cmentarz   Cmentarz - Page 7 Empty

 

Cmentarz

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 7 z 8Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

 Similar topics

-
» Cmentarz
» Opuszczony Cmentarz

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Inne Magiczne Miejsca
 :: 
Hogsmeade
-