|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Huncwot
| Temat: Re: Cmentarz Czw 13 Wrz 2018, 23:32 | |
| The member 'Sarah V. Rize' has done the following action : Dices roll
#1 'k6' : 4
--------------------------------
#2 'k10' : 5 |
| | | Mistrz Gry
| Temat: Re: Cmentarz Pią 14 Wrz 2018, 18:37 | |
| Lorcan A. Gillis:
Pomoc koledze po fachu, a przy tym przełożonemu było z całą pewnością czynem bohaterskim, jednym z tych, które powinny zostać nagrodzone przez los. Tak w każdym razie byłoby w idealnym świecie, a świat, niestety, ma wiele wad. Kiedy Lorcan zajmował się niwelowaniem skutków zaklęcia "Enuma Elish", w jego stronę pomknęło "Cor Defectum" rzucone przez Marcusa Gloma. Lorcan podniósł tarczę "Protego Horribilis" w celu obrony i zrobił to w samą porę, by nie rzec – w ostatniej chwili. Zaklęcie Gloma roprysnęło się w towarzystwie iskier tuż przed twarzą Lorcana. Auror zdążył wykonać swoją serię zaklęć rzuconą w stronę Gilgamesha, a ledwo padło ostatnie z nich, trafił w niego czar młodego Niemca, który na pierwszy rzut oka nie miał żadnych skutków. Nic bardziej mylnego, zaklęcie rozpoczęło krwotok wewnętrzny, który z czasem z pewnością o sobie przypomni. Teraz jednak Gillis miał większe problemy – Sectumsempra rzucona przez Franza powaliła go na ziemię, otwierając rany, z których obficie zaczęła sączyć się krew. Towarzyszył temu niebywały ból, ale i szybki spadek sił, uniemożliwiający jakikolwiek ruch. Zauważył to Abeforth Dumbledore, który z różdżką w ręku dopadł do Lorcana i zaczął pospiesznie szeptać zaklęcia, które chwilowo zatamowały krwawienie. Nie było jednak wątpliwości, że auror potrzebuje kogoś kto bardziej zna się na czarnomagicznych klątwach, dlatego teleportował się z nim w sobie tylko znane miejsce, które bez wątpienia było bezpieczniejsze niż kaplica.
Kostki: 1. Protego Horribilis na zaklęcie Cor Defectum Marcusa Gloma 2. Protego Horribilis na zaklęcie Haemorhaggia Franza Kruegera 3. Protego Horribilis na zaklęcie Sectumsempra Franza Kruegera
K10 na teleportację, 1 oznacza rozszczepienie. (kostka znajduje się w poście pod k6 ze względu na moją pomyłkę)
z/t dla Lorcana
Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Pią 14 Wrz 2018, 19:01, w całości zmieniany 2 razy (Reason for editing : wpisałam złe zaklęcie) |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Cmentarz Pią 14 Wrz 2018, 18:37 | |
| The member 'Mistrz Gry' has done the following action : Dices roll
'k6' : 5, 3, 2 |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Cmentarz Pią 14 Wrz 2018, 18:51 | |
| The member 'Mistrz Gry' has done the following action : Dices roll
'k10' : 8 |
| | | Daniel Blais
| Temat: Re: Cmentarz Pią 14 Wrz 2018, 23:03 | |
| Był sobie wdzięczny za podniesienie tarczy, a jednocześnie zbeształ się w myślach za to, że zlekceważył swojego przeciwnika. Użył najprostszej obrony, choć zdecydowanie stać go było na silniejsze zaklęcie, uznał jednak, że nie warto tracić energii na kogoś takiego jak Horn. Właściwie był pewien, że po pierwszym jego zaklęciu Ślizgon zostanie bez różdżki i pobladły zacznie błagać o litość. Życie zweryfikowało jego wyobrażenia. Zmarszczka między brwiami pogłębiła się znacznie kiedy liny uderzyły w jego zaklęcie z siłą, która spowodowała, że cofnął się o krok. Przeświadczenie o własnej nietykalności i nieśmiertelności prysło jak bańka mydlana, ale to dobrze, prawdziwie dobra zabawa powinna nieść ze sobą ryzyko. A bawił się przecież wybornie, tym bardziej, że został przez niego rozpoznany. Bardzo dobrze, niech wie z kim ma do czynienia. Niech zapamięta dobrze jego nazwisko jeśli zajdzie taka potrzeba, na pewno jeszcze się spotkają. Początkowo nic nie odpowiedział, w jego oczach Horn nie był wart ani słowa i nie musiał wiedzieć o tym jak dobrze zapadł mu w pamięć, potem jednak postanowił się odezwać i to właściwie był jego błąd. Ogromny błąd, którego skutkiem było niewłaściwie rzucone zaklęcie. Gdyby wpierw rzucił Sectumsemprę, a potem dopiero kłapał jadaczką, pewnie zdążyłby rzucić klątwę we właściwy sposób. — Zo... ekhm.. sta... — nie dokończył, dusząc się od chmury dymu, która, niesiona prądami powietrza, przybyła w ich stronę, wyciskając z oczu łzy i powodując kaszel. Widząc, że Ślizgon również ma problem ze złapaniem oddechu, rzucił niewerbalne zaklęcie, jednak jego koncentracja była na tyle osłabiona, że musiał coś pomylić. Co prawda płytkie rany, które zobaczył na jego ciele kiedy dym nieco się rozwiał wciąż dawały mu sporo satysfakcji, ale nie zaspakajały w pełni żądzy wyrządzenia Castielowi krzywdy. Miał wić się na podłodze w kałuży własnej krwi, do cholery! Krztusząc się i dusząc, przymknął na chwilę powieki, czując, że nie wytrzyma dłużej palącego dymu. Tym razem to Horn wykorzystał nadarzającą się okazję, nim Daniel zorientował się w swojej sytuacji, w jego stronę wystrzeliła salwa ostrych jak brzytwa strzał. Chciał rzucić tarczę, otoczyć się jakimś defensywnym zaklęciem, lecz było już za późno – jedna z nich rozorała mu policzek, jakimś cudem omijając ucho i lecąc dalej, prosto w kolumnę, kilka rozcięło materiał płaszcza i koszuli na prawym barku, dwie wbiły się w lewe ramię i jedna – w udo. Warknął, chwytając za wystającą z ręki strzałę i wyciągnął ją, zagryzając przy tym wargę. Uda, póki co, nie ruszał, bał się, że zacznie zbyt mocno krwawić, a nie miał czasu by wyleczyć rany. Na jego nieszczęście Horn zaczął krążyć między kolumnami, podczas gdy Blaisowi ciężko było ruszać nogą, ba, ciężko mu było nadążyć za nim wzrokiem, gdyż oczy atakowane przez dym łzawiły mu nieustannie. — Dobrze Ci radzę... — kaszlnięcie — żebyś więcej się do niej nie zbliżał. To nie Twoja liga. — zielone oczy przymrużyły się gniewnie, gdyż z w powodu panującego wokół chaosu, a wobec tego i hałasu usłyszał jedynie „Idioto... Alecto... weź” co odebrał oczywiście jako „Idioto, zostaw w spokoju Alecto, weź spierdalaj” lub coś bardzo podobnego. Postanowił, że owszem, zejdzie mu z oczu, ale zaraz po tym kiedy rozwali go w drobny mak. Długie, blade palce mocniej zacisnęły się na mahoniowym drewnie różdżki. Gdyby tylko usłyszał co Horn miał mu do powiedzenia, wszystko mogłoby potoczyć się inaczej. Złośliwy los postanowił zakpić z jego uporu, zagrać palącą zazdrością i wściekłością nagromadzoną od kilku miesięcy w sposób, który dla osoby postronnej mógł być nawet zabawny. Cor Defectum przeszyło powietrze i z wyjątkową siłą uderzyło w podniesioną naprędce tarczę Ślizgona, lecz niewystarczająco mocno by go trafić. W myślach klął szpetnie, ile jeszcze będzie się tak bawić z tą skaczącą małpą? Kiedy w końcu się zmęczy? Wykrzyczane w przestrzeń zaklęcie sprawiło, że niezdarnie uskoczył w bok, ze względu na ból i ograniczone ruchy w niczym mu to nie pomogło. Nie podniósł również wystarczająco silnej tarczy, choć oczywiście próbował. Prawda wyglądała tak, że panowanie nad żywiołami, a co za tym idzie, również obrona przed nimi, nigdy nie była jego mocną stroną, Franz radził sobie z tą dziedziną magii zdecydowanie lepiej. Nic więc dziwnego, że tarcza rozpadła się w ułamku sekundy, a strumień ognia bez problemu objął jego ciało, zamykając go w piekielnym uścisku niosącym ze sobą przerażenie. Zielone tęczówki zmieniły swój kolor na tę krótką chwilę gdy odbijała się w nich nieposkromiona siła żywiołu. Adrenalina, której poziom wzrósł jeszcze bardziej, skutecznie odcinała od jego umysłu świadomość bólu, choć bez wątpienia nie potrwa to długo. Przez niezwykle krótką chwilę patrzył jak czarne odzienie, wcześniej poszarpane przez ostre groty strzał, teraz zajmuje się ogniem, który w błyskawicznym tempie rozchodzi się dookoła, łakomie pożerając kolejne kawałki materiału oraz skóry, która się pod nim kryła. Otrzeźwiał, jak mu się wydawało, stosunkowo szybko, zrzucił z siebie płonący płaszcz i resztki koszuli. Chciał sobie pogratulować refleksu, nie widział bowiem płatów zwęglonej skóry pokrywających jego ciało, tak samo jak nie czuł bólu, który nadszedł dosłownie dwie sekundy później. Wrzasnął, nawet nie myśląc o jakiejkolwiek kontroli, w ogóle niewiele myśląc. Wściekłość wzmocniona palącym cierpieniem zawrzała w nim znowu, niemalże widać było uciekającą przez pory skóry magię, która pragnęła wydostać się na zewnątrz. Kątem oka zauważył leżący na ziemi scyzoryk, niepostrzeżenie przywołał go do swojej ręki bez użycia różdżki. Magia bezróżdżkowa to umiejętność, której nadal się uczył, ale w tym momencie go nie zawiodła, poczuł w dłoni chłód metalu. — Niech Cię szlag, Horn! — wrzasnął w jego stronę, a strużka krwi cieknąca po jego policzku wpadła mu do ust, wypełniając je metalicznym posmakiem. Z wprawą rozłożył nóż i cisnął go w powietrze. Nie myślał trzeźwo, ogrom bólu wzmacniał go, ale i przytłaczał. W swojej furii chciał trafić w szyję chłopaka, by spuścić z niego jak najwięcej krwi, właściwie nie sądził by coś takiego mogło go zabić, ale na nie wiele więcej było go stać. Nie przewidział jednak tego, że ciśnięty przez niego nóż zmiesza się z magią, która w niekontrolowany sposób kształtowała się w jego umyśle, wypływając przez różdżkę w postaci czarnej smużki. Nigdy w życiu nie czuł się w ten sposób, nie był nawet świadom tego, że jest w stanie dokonać czegoś podobnego – czarna moc wzmocniła lecący w stronę Castiela nóż, nadając mu ogromną prędkość, ale też siłę. Nie obserwował co działo po rzucie nożem, nie był świadom czego przypadkiem dokonał, zrobiło mu się słabo. Dla niego walka dobiegła końca. |
| | | Castiel Horn
| Temat: Re: Cmentarz Sob 15 Wrz 2018, 13:50 | |
| Dym skutecznie utrudniał orientację w terenie. Castiel krążył wokół otumanionego Daniela lecz przez silniejszy podmuch kłębu dymu rozkasłał się i potknął. Na całe szczęście utrzymał równowagę. Nie chciał przyglądać się temu, co leżało na podłodze. Za bardzo to coś przypominało czyjąś kończynę. Musiał skoncentrować się na wyeliminowaniu Daniela z pojedynku. Wolałby zaniechać mordu, nie czuł się mordercą jednak ten idiota nie pozostawiał mu wyboru. Horn prawie ucieszył się, że udało mu się poturbować Daniela na tyle, by ten odpuścił kontynuowanie walki. Każdy mógłby iść w swoją stronę zamiast bezsensownie ciągnąć próby dobicia się nawzajem. Łucznicze ostre jak brzytwa strzały trafiły przeciwnika, widział jego krew. W myślach kazał mu spierdalać, zrobić w tył zwrot, opuścić różdżkę... cokolwiek, by nie babrać się dalej we wzajemnej krwi. Nic z tego, Blaise nie był typem, który stronił od mordowania dla zabawy. Horn widział to po jego wykrzywionej furią twarzy. Z kim się ta Alecto zbratała? Jak mogła pokochać takiego potwora? Czy ona w ogóle wiedziała z kim ma do czynienia? Nie chciało mu się w to wierzyć. Posłana chmura ognia zaskoczyła Horna. Czuł w sobie pokłady mocy wyzwolonej przez walkę o własne życie. Spojrzał na swoją różdżkę, giętką, z odciskami palców na rączce z drzewa jesionowego. Wibrowała gorąca i gotowa wypluwać z siebie wszystkie klątwy, które zapewniłyby właścicielowi przetrwanie. Nie dane było mu podziwiać i roztrząsać się nad tym, czego dokonał, bowiem do jego uszu dobiegł wrzask. Wrzask bólu wypowiedziany głosem Daniela. Horn wykrzywił się i cofnął. To musi go powstrzymać. Muszę stąd uciekać. To nie moja wojna., myślał i mówił sam do siebie, byleby zagłuszyć wwiercający się w uszy dźwięk krzyku. Wiedział, że będzie go prześladował w snach. Odwrócił się, przeskoczył ławkę i ruszył ku wyjściu. Otworzył usta oniemiały dostrzegając na ziemi leżącego Miszę. To była przerażająca minuta zimnego strachu zanim przyjaciel jęknął i się poruszył. Szedł ku niemu, chciał go stąd zabrać, gdy nagle usłyszał w tym chaosie przepełniony zimną furią głos Blaise'a. Po jego plecach przebiegł lodowaty, paraliżujący dreszcz, bowiem odkrył, że ma do czynienia nie z człowiekiem, a potworem w ludzkiej skórze. Odwrócił się w kierunku głosu i na całą sekundę zamarł. W jego stronę leciał jakiś przedmiot. Przez prędkość, szok, rumor nie był w stanie dostrzec co to jest lecz wyraźnie dostrzegał wokół tego czarną jak śmierć mgiełkę. Horn nie spodziewał się, że zostanie zaatakowany czymś materialnym, przygotowany był jedynie na parowanie zaklęć. Czas na chwilę zwolnił, przynajmniej w jego odczuciu. Mimo hałasu słyszał świst. Nie zdążył unieść różdżki i wypowiedzieć zaklęcia tarczy. Szarpnął się całym ciałem w prawą stronę by zejść z pola rażenia. Przedmiot leciał na wysokości jego szyi więc zrobił to, co jedyne przyszło mu do głowy - zasłonił się ręką. Nóż trafił go wprost w lewą dłoń. Przez to, że Castiel się jednocześnie próbował przemieścić, ostrze przecięło jego skórę wewnętrznej strony dłoni, poleciało ku górze z każdym milimetrem zagłębiając się coraz bardziej, niczym w masło. I wtedy dopiero Horn zrozumiał co to znaczy poważny ból. Poczuł na dłoni gorącą ciecz, która w dosyć szybki sposób zaczęła spływać po dłoni, wsiąkła w rękaw i spływała do nadgarstka, dalej do łokcia. Nie to było jednak tak straszne, tylko ból, ten tępy i pulsujący ból promieniujący na całą lewą rękę. Usłyszał dźwięk spadającego na ziemię noża. Z pewnym lękiem spojrzał na swoją dłoń. Nie widział swojego koloru skóry, była pokryta gęstą karminową cieczą. Brakowało czegoś, wiedział to od razu, bowiem pośród tej czerwieni dostrzegł biel. Skąd...? Jak...? Chwycił rękę na wysokości przegubu i zaciskał na niej palce z siłą, która wywołała tylko dodatkową falę bólu. Z przerażeniem na twarzy odkrył, że ta biel to nie wymysł jego wyobraźni. To kość, przy których brakowało trzech paliczków. Nie chciał oglądać swojego ciała od środka. Chwila, gdzie jest palec? Gdzie jest ten drugi? Zaczął oddychać szybko, krzyk ugrzązł mu w gardle. Jakaś niewidzialna siła (to metafora -przyp. autora) kazała mu odwrócić głowę w lewo, w kierunku leżącego na podłodze kaplicy nożyka. Raptem metr dalej leżały w kałuży krwi jego... palce. Horn nie wytrzymał. Nie dał rady. Rzucił się w prawą stronę ku ławkom i tam zwymiotował; zatrząsł się cały od silnych atakujących jego ciało dreszczy. Świeży ból ręki oderwał jego myśli od obrzydzenia. Robiło mu się słabo, bowiem krew dalej wypływała z rany i kapała na jego buty. Jakby tego było mało, dym dostał się do jego płuc wywołując kolejną falę potężnego kasłania. Zgiął się wpół, osłaniał nos i usta rękawem prawej ręki, gdy jego wzrok mimowolnie znów padł na leżący nieopodal scyzoryk. Chciał użyć zaklęcia przywołującego lecz głos odmówił mu posłuszeństwa. Zrobił kilka kroków tamtą stronę, chwiejnych, niepewnych i nie patrząc w bok sięgnął po broń Daniela. Cisnął ją do kieszeni spodni. Nie był pewien dlaczego to zrobił, ale coś kazało mu to zabrać, skonfiskować. Czuł, że przyda się w przyszłości. Ranną rękę przyłożył do swojej klatki piersiowej, by zmniejszyć upływ krwi. Zdusił krzyk w gardle poranionym od czadu i gryzącego dymu. Udało mu się dostrzec zataczającego się Daniela, a więc miał jedyną okazję, by teraz uciec zanim stanie się coś gorszego. Poruszał się siłą woli. Ciało było nabuzowane od adrenaliny, dzięki czemu nie padł jeszcze na ziemię z szoku i bólu. Zataczając się i potykając podszedł do leżącego Asena. Poruszył bezgłośnie ustami chcąc powiedzieć cokolwiek lecz nie mógł. Castiel wyglądał przerażająco - upiornie blady, a jednak wciąż żywy. Ubranie ciężkie od krwi, wokół niego unosił się specyficzny jej zapach. Z rany ciągle wypływała krew, choć już wolniej przez dobre ułożenie jej powyżej wysokości serca. Nie patrzył tam, bał się znów ujrzeć biel kości. Wykrzywił się z bólu i pochylił nad przyjacielem. Schował swoją różdżkę, chwycił żelaznym uściskiem ramię przyjaciela. - Thele...theleportuję, ale trzymaj mnie. Wylądujemy to padnę. - wycharczał i cały spiął się od bólu podrażnionych strun głosowych, które celowo wprawił w ruch. Chciał krzyczeć, a nie mógł. Zacisnął mocno zęby. Gdy Asen chwycił jego łokieć, Horn spojrzał mu prosto w oczy. Poświęcił swoją rezerwę sił, by ich teleportować. We wszędobylskim chaosie rozległ się zbytnio nieinteresujący trzask. Hornem zatrzęsło, zemdliło ponownie. Teraz to Asen trzymał ich razem, nie on. Pozostawili po sobie ślady krwi prowadzące do małej kałuży - do miejsca, w którym się deportowali.
[zt x 2]
Ucieczka z Asenem. Rzut na ryzyko rozszczepienia podczas deportacji. Castiel: -2 palce lewej ręki, + zakrwawiony nóż D. Blaise'a.
Ostatnio zmieniony przez Castiel Horn dnia Sob 15 Wrz 2018, 14:08, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Cmentarz Sob 15 Wrz 2018, 13:50 | |
| The member 'Castiel Horn' has done the following action : Dices roll
'k10' : 8 |
| | | Resa Anderson
| Temat: Re: Cmentarz Sob 15 Wrz 2018, 21:08 | |
| Jakaż była z siebie zadowolona, jakaś pewna siebie. Kiedy poczuła pod swoim łokciem opór w postaci przeciwnika jej usta wygięły się w triumfalnym uśmiechu, a radość przesłoniła jej rzeczywistość. Nawet jeśli udało jej się go zaskoczyć, wciąż był dorosłym mężczyzną z parą w łapie i nigdy, przenigdy nie powinna była go zlekceważyć. A jednak zlekceważyła. Wszystko stało się tak szybko, że swój błąd pojęła dopiero w chwili, gdy zatrzymał jej nogę swoim niedźwiedzio silnym chwytem. Brwi Gryfonki zbliżyły się na moment do siebie, wyrażając zdumienie zmieszane z niezadowoleniem i... strachem? Przecież uderzyła go wystarczająco mocno, nie powinien móc się obronić, jak to możliwe, że nie jest niezniszczalna, że da się ją pokonać? Jej drętwota również okazała się być porażką, w zderzeniu z silnym zaklęciem Śmierciożercy zgasła jak zbłąkana iskierka, która wypadła z ogniska. Długie godziny treningów fizycznych, zaklęcia wkładane jej do głowy przez siedem lat i na co to wszystko? Po to by leżała teraz u stóp tego przebrzydłego, cuchnącego śmiercią człowieka, opakowana w liny jak kawał szynki gotowy do wędzenia? Poczuła jak magiczna lina oplata się wokół jej szyi i rąk, uniemożliwiając zarówno rzucenie w niego jakimkolwiek zaklęciem, jak i oddychanie. Otworzyła szeroko oczy, zdając sobie nagle sprawę ze swojej lekkomyślności, głupoty i beznadziejnej sytuacji. Tak miała skończyć? Mając siedemnaście lat, na pogrzebie osoby, której wcale nie znała, uduszona przez wytatuowanego półgłówka? Oczy zaszły jej łzami, co było wywołane zarówno bezsilnością, jak i dymem, który dostawał się wszędzie. Pomoc nadeszła nieoczekiwanie i trzeba przyznać, że naprawdę szybko. Nim na dobre zaczęła się dusić, usłyszała okrzyk, zobaczyła biegnącą w jej stronę Krukonkę, która z górnej części garderoby zachowała tylko stanik, a chwilę później zapanowała zupełna ciemność. Umarła, tak? Świetna pomoc, naprawdę. Nawet nie poczuła jak uchodzi z niej życie i już jej nie było, puff, tak po prostu. W dodatku dalej była skrępowana linami i czuła się coraz gorzej, jakby magiczne więzy miały odebrać jej ostatnie tchnienie. Czy to właśnie piekło? Będzie przeżywać moment swojej śmierci po wsze czasy? Dobrze, że ostatnim co zobaczyła był widok przyjemny, bo przecież dziewczyna była całkiem ładna. Lepszy kształtny biust niż maska Śmierciojada. Wtedy właśnie poczuła, że ktoś albo coś odciągnęło ją w inną stronę. Wspaniale, nie umarła zatem, po prostu oślepła. A mimo to miała w sobie przecież magię no i różdżkę w ręce, choć wycelowaną aktualnie w swoje udo. Naprędce odszukała w swojej pamięci zaklęcie, które nie miało swojej inkantacji, a podobno oswobadzało z tego typu lin. Skupiła się więc najmocniej jak potrafiła, choć było to, rzecz jasna trudne, robiło jej się przecież coraz słabiej i była naprawdę o krok od osunięcia się w prawdziwą ciemność, tę, która nie będzie miała końca. Wzięła haust powietrza gdy liny w magiczny sposób puściły i pożałowała, gdyż obolałe gardło protestowało, wywołując kaszel dodatkowo potęgowany dymem. Z deszczu pod rynnę, tak? Zaczęła krztusić się i dusić, wyrzucając z siebie przekleństwa, ale i podziękowania w stronę Sarah. Nie wiedziała co ma robić - nie mogła złapać powietrza, a do tego nic nie widziała. Powinna stać czy może się ruszyć?
Zaklęcie uwolnienia. |
| | | Marcus Glom
| Temat: Re: Cmentarz Sob 15 Wrz 2018, 21:44 | |
| Sytuacja robiła się coraz bardziej interesująca. W ogólnie panującym rozgardiaszu nawet jego zdolności obserwacyjne powoli zaczynały wymiękać. W tym tempie za kilka minut już naprawdę nie będzie miał pojęcia co się dzieje i jedyne co mu zostanie, to w pełni oddać się szałowi bitewnemu. Stracił koncentrację na tyle że jego cylinder stanął w ogniu. I to był ten moment, w którym faktycznie się wściekł. O ile ogólnie nie miał nic przeciwko chaosowi który wywołał Gross, to zniszczenie jego nakrycia głowy doprowadziło go do chęci mordu. Jego źrenice zwęziły się do swojego kociego kształtu. Co prawda nikt nie miał prawa tego zobaczyć, ale każdy kto go znał wiedział, że to jest ten moment w którym trzeba naprawdę uważać na swoje ruchy. Szczęściem przeciwnika Gloma był fakt, że chłopak nie zamierzał go zabić tylko osądzić - tylko to sprawiało że był bezpieczny, bowiem całkiem kreatywnie obronił się przed pierwszym zaklęciem. To dobrze rokowało na jego przyszłość, a kto jak kto ale Marcus zdecydowanie nie zamierzał pozbywać się ciekawych osobistości, w końcu było ich tak niewiele. Nie wiedział jednak, czy nie jest to zwykły łut szczęścia, musiał wiedzieć więcej. Najpierw jednak musiał pozbyć się swojego kapelutka, zanim ogień przeniesie się na włosy i usmaży mu czaszkę. Pieprzony Grossherzog, będzie się musiał na nim jakoś odegrać. Odrzucił więc cylinder, wprost na spotkanie lecącego w jego stronę zaklęcia, czym całkiem nieźle udało mu się je zablokować. Teraz dogasający cylinder na stałe był przytwierdzony do filaru, całkiem nieźle. Kątem oka zauważył Vincenta czającego się za jego przeciwnikiem. Hmm, co prawda nie potrzebował pomocy, bowiem nie była to walka na śmierć i życie, jednakże to miłe że duch postanowił trochę namieszać - to da mu krótką chwilę, na zajęcie się czymś ważniejszym. Ukarać Gilgamesha, w ten czy inny sposób za swoje piękne nakrycie głowy. Nie zamierzał jednak atakować go bezpośrednio, Ślizgon bowiem zauważył że ten pozornie egoistyczny koksik jest dość wrażliwy na krzywdę jego bliskich. Cholera, nie miał jak dostać się w stronę Kruegera żeby go uszkodzić. A szkoda. W pobliżu zauważył jednak Blaisa. O proszę, ciekawe. Miał nawet plan jak to wykorzystać, w końcu czemu miałby atakować go wprost? Wypatrzył szybko najbliższego śmierciożercę który stał do niego plecami i wycelował w niego różdżką, korzystając z niewerbalnego Imperio. Miał dla niego tylko jeden, acz dwuczęściowy rozkaz. "Potraktuj Daniela Blaisa Cruciatusem, po czym rzuć się na Bellatrix Lestrange i spróbują ją zabić" To powinno trochę namieszać w szykach śmierciojadów, prawda? Trochę dywersji, żeby było jeszcze ciekawiej. Szkoda że nie miał okazji trochę napsuć jeszcze aurorom, jednakże nie mógł kazać Aeronowi czekać, prawda? Musiał do niego wrócić, żeby chłopak nie poczuł się przypadkiem urażony brakiem zainteresowania, szczególnie że obdarzył go nim z własnego wyboru. Szybko dobrał zaklęcie i wycelował w lewy bark Krukona. Specjalnie wybrał rękę którą tamten nie trzymał różdżki. Był pewien że jego oponent zrozumie niewerbalne przekaz, w końcu gdyby chciał go faktycznie zabić, to nie bawiłby się w coś takiego. Rzucił niewerbalnie zaklęcie Infractos. Drobne uszczknięcia, zaczepki, nawiązywanie pojedynku bardziej niż faktyczna próba zniszczenia przeciwnika.
1. Rzut na Imperio
Ostatnio zmieniony przez Marcus Glom dnia Sob 15 Wrz 2018, 21:47, w całości zmieniany 2 razy |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Cmentarz Sob 15 Wrz 2018, 21:44 | |
| The member 'Marcus Glom' has done the following action : Dices roll
'k6' : 6 |
| | | Mistrz Gry
| Temat: Re: Cmentarz Nie 16 Wrz 2018, 21:20 | |
| Rzucenie zaklęciem w dach okazało się być całkiem dobrym pomysłem – nie zniszczyło go, co prawda, w całości, ale zdecydowanie większa jego część rozpadła się w drobny mak, zostawiając sporą dziurę, przez którą zaczął wpadać deszcz. Dym, który w końcu znalazł dobre ujście powędrował w górę, pozwalając pogrążonym w walce czarodziejom na zaczerpnięcie nieco swobodniejszego oddechu, a szalejąca wokół pożoga zwolniła, zmniejszając swój rozmiar i szybkość co najmniej o połowę. Decyzja ta miała jednak swoje złe strony, na głowy zgromadzonych w środku osób posypały się drzazgi, gwoździe, kilka kawałków cegieł, masa dachówki i ptasich odchodów. Spora część tych ostatnich przeleciała przez Vincenta, nie zostawiając po sobie żadnego śladu poza obrzydzeniem, które mogło ogarnąć zarówno ducha, jak ich osoby, które miały nieprzyjemność to zobaczyć. Niektóre z ptasich odchodów spadły również na głowę i bark Gilgamesha. Spora ilość rozbitej dachówki zaatakowała Franza oraz Fabiana, a przed mieszanką drzazg i gwoździ chronić swoje oczy musieli Aeron i Marcus, a także Regulus. Daniel oberwał kawałkiem cegły między łopatki kiedy nachylił się w poszukiwaniu utraconego scyzoryka, natomiast Resa prawie nadepnęła na gwoździa, nie zauważając go w całym tym rozgardiaszu. Nagle zapanowała nieprzebrana ciemność. Mało kto wiedział, że przyczyną takiego obrotu spraw była rozebrana do stanika dziewczyna o pozornie niewinnej twarzyczce. Na chwilę zapadła cisza, która po chwili przerwana została przejmującym wrzaskiem. Niedobrze było ignorować szatańską pożogę, nawet jeśli wydawała się być oswojona! Płonące postaci stały się niewidoczne do momentu, kiedy ktoś nie zbliżył się do nich za bardzo i najwyraźniej ktoś przekroczył tę cienką granicę, przypłacając to, jak się potem okazało, życiem. W powietrzu uniósł się zapach płonącego ubrania i włosów, różdżka nieszczęśliwca, która zajęła się ogniem pękła z przedziwnym jękiem, a chwilę potem do „aromatów” dołączył smród przypalanego mięsa. To właśnie dzikie, nieludzkie wrzaski umierającego człowieka przypomniały zebranym w kapliczce osobom o zaniechanej na chwilę walce, przerwany na chwilę chaos zapanował na nowo. Chwilowo pozbawieni zmysłu wzroku ludzie krążyli wokół, potykając się o płonące ławki lub siebie nawzajem. Oszołomiona Resa, próbując powrócić do przerwanej przed momentem walki, zrobiła kilka kroków, lecz skończyło się to dla niej dość niefortunnie – potknęła się o leżącą na podłodze, pokiereszowaną rzeźbę i upadła, boleśnie obcierając kolana oraz dłonie. Mężczyzna, który walczył z nią jeszcze przed chwilą wpadł na jedną z płonących ławek, zajmując się ogniem, który bez wątpienia stanowił dla niego duże niebezpieczeństwo, a Bellatrix oberwała w głowę przewracającą się na nią rzeźbą, której nie miała prawa zauważyć. W najgorszej sytuacji była chyba Alecto, która, szukając swojego przeciwnika, stanęła twarzą w twarz (pysk?) z wygłodniałym ognistym potworem. Po jakimś czasie mrok zaczął stopniowo rzednąć, ukazując wszystkim dymiące zwłoki spalone w takim stopniu, że nie można było ich rozpoznać. Castiel i Mikhail wychodzą z tematu, Mikhail jest poobijany, ma liczne zadrapania i rosnącego na środku czoła guza, co w obecnej sytuacji można uznać za szczęście. Osoby, które wyrzuciły liczbę nieparzystą otrzymują modyfikator -2 do pierwszej kości Post Belli pojawi się jutro :) Czas na odpisanie - do środy 19.09 do godz. 22:00 - Spoiler:
Rzucam kośćmi k10 na poruszanie się w nieprzebranych ciemnościach, gdzie 1 oznacza napotkanie pożogowego stwora, pozostałe liczby nieparzyste wpadnięcie na jakiś przedmiot lub osobę (i w konsekwencji modyfikator -2 do pierwszej kości!), liczby parzyste - nic się nie dzieje. Kości idą według kolejności podanej poniżej (alfabetycznie). Uwaga! 13 kostka znajduje się w poście pod dwunastoma, pomyliłam się. 1. Aeron Steward 2. Alecto Carrow 3. Anonim (XD) 4. Bellatrix Black 5. Daniel Blais 6. Fabian Prewett 7. Franz Krueger 8. Gilgamesh von Grossherzog 9. Marcus Glom 10. Regulus Black 11. Resa Anderson 12. Sarah V. Rize 13.Śmierciożerca na imperiusie (XD)
Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Pon 17 Wrz 2018, 00:15, w całości zmieniany 6 razy |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Cmentarz Nie 16 Wrz 2018, 21:20 | |
| The member 'Mistrz Gry' has done the following action : Dices roll
#1 'k10' : 8
--------------------------------
#2 'k10' : 1
--------------------------------
#3 'k10' : 5
--------------------------------
#4 'k10' : 7
--------------------------------
#5 'k10' : 4
--------------------------------
#6 'k10' : 6
--------------------------------
#7 'k10' : 10
--------------------------------
#8 'k10' : 2
--------------------------------
#9 'k10' : 4
--------------------------------
#10 'k10' : 4
--------------------------------
#11 'k10' : 9
--------------------------------
#12 'k10' : 1 |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Cmentarz Nie 16 Wrz 2018, 21:27 | |
| The member 'Mistrz Gry' has done the following action : Dices roll
'k10' : 8 |
| | | Mistrz Gry
| Temat: Re: Cmentarz Pon 17 Wrz 2018, 17:11 | |
| Panicz Glom, jakże celnie trafił w przypadkowego Śmierciożerce. Ten dojrzał kątem oka sylwetkę Marcusa, gdy się lekko obrócił, ale podnoszenie tarczy nie miało już sensu. Nim się wytworzyła, meżćzyzna już był pod wpływem jednego z niewybaczalnych. Jakby nigdy nic wycelował w miejsce, gdzie powinien być Blais. Cruciatus wyszedł z jego ust niema mechanicznie, jak z zaprogramowanego robota. Następne zaklęcie, czarnomagiczne, miało paść w stronę Lestrange. Była łatwym celem z racji uderzenia w głowę przez powaloną rzeźbę. *** 1. Obrona Śmierciożercy przed Imperio 2. Crucio w Daniela 3. Iniuramis w Bellatrix
Uwaga! Wszyscy mają modyfikator -1 do kostki, ci którzy na coś wpadli mają -2. Wcześniejszy brak informacji o modyfikatorze dla wszystkich jest wynikiem mojego zapominalstwa.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Pon 17 Wrz 2018, 17:19, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Cmentarz Pon 17 Wrz 2018, 17:11 | |
| The member 'Mistrz Gry' has done the following action : Dices roll
'k6' : 3, 3, 3 |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Cmentarz | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |