IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Dworek rodu Fawley

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3  Next
AutorWiadomość
Berenice Andriacchi
Berenice Andriacchi

Dworek rodu Fawley - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dworek rodu Fawley   Dworek rodu Fawley - Page 2 EmptyPon 02 Maj 2016, 19:22

Kiedyś uwielbiała je pasjami, nie omijała żadnego i bliska była wpraszania się nawet na te, na które nikt jej nie zaprosił - teraz omijała je szerokim łukiem, życzenia składając korespondencyjnie lub osobiście, ale nigdy na samym ślubie. Wesela. Były częścią tego życia, które straciła - lub też którego sama z premedytacją się pozbawiała - wraz ze śmiercią Theodora. Częścią, która teraz... Wracała? Sama Berenice wzbraniałaby się przed tak jednoznacznym stwierdzeniem, tym niemniej nie ulegało wątpliwości, że zaproszenie Marco przyjęła, a skoro przyjęła, to i na celebracji zaślubin się stawiła.
Nie wycofanie się ze swej zgody było jednak naprawdę bardzo trudne. Zmieniając wygodne, domowe dresy na prostą, czerwoną sukienkę, malując się, układając włosy w zgrabne fale, dobierając dodatki czy wreszcie wsuwając na stopy wysokie szpilki w kolorze wina - wahała się. Większość czynności wykonując automatycznie, zgodnie z zakodowanymi w podświadomości schematami, myślami była już tam, w kościele a potem na sali. Kolejne sceny, jakie podsuwała jej wyobraźnia, budziły w niej mocno ambiwalentne uczucia. Z jednej strony cieszyła się, naprawdę się cieszyła - brakowało jej atmosfery charakterystycznej dla wesel czy, jeśli spojrzeć na to szerzej, w ogóle jakichkolwiek imprez. Brakowało jej beztroski, szerokiego uśmiechu i tańców - na początku jeszcze w eleganckich obcasach, a potem także na boso. Brakowało jej alkoholu pitego nie samotnie, ale w towarzystwie rozbawionych ludzi, brakowało ludzkich spojrzeń i zdzierania gardła przy wyśpiewywaniu znanych piosenek. To wszystko było kiedyś tak bardzo naturalne, tak oczywiste - przyjmowała każde zaproszenie, bawiła się wszędzie tam, gdzie ją chcieli. Najpierw sama, potem z Theo - w jego towarzystwie każda zabawa zyskiwała dodatkowy koloryt i smak, którego nie sposób było niczym zastąpić. A potem to odeszło tak samo nagle, jak odszedł Andriacchi. Dziś natomiast mogła do tego wrócić, przynajmniej spróbować. Podkreślając usta ciemnoczerwoną szminką, niemal czuła przyjemne drżenie i gorąco rozlewające się po całym ciele. Wesele!
Była jednak i druga strona, ta gorsza, mniej przyjemna. Ta, gdzie dominował lęk i świadomość, że przeszłość znów nałoży się z teraźniejszością. W postaci Leslie zobaczy siebie, w sylwetce Fawley'a dopatrzy się siebie. Składając im życzenia, z trudem ukryje żal i pytanie, czy im wspólne życie uda się lepiej. A na weselu... Na weselu zatańczy, ale w pewnym momencie zamiast Rowana dojrzy przez moment swego męża, gdy zaś wrażenie to minie, skuli się w sobie jak smagnięta biczem. To wszystko mogło się wydarzyć, to wszystko musiało się wydarzyć. Mimo tego jednak...
Zebrała się. Zrobiła na bóstwo, jak za dawnych czasów. Marco, gdy po nią przyszedł, powitała z szerokim, zawadiackim uśmiechem. Wesele. Niech ją szlag trafi, jeśli nie będzie się dzisiaj dobrze bawić.
Oczywiście, miało miejsce wszystko, czego się obawiała. Przetrwanie samych zaślubin, składania życzeń i pierwszych chwil w tłumnej sali wymagało od niej tak wiele wysiłku, że nie była już w stanie ukryć swego spięcia. Prezentowała się godnie, dumnie, to jasne - nie przestawała być przecież sobą, kobietą, której zależało na tym, by wyglądać atrakcyjnie - ale zaciśnięte nieco bardziej zęby i dłonie trzymające kurczowo smukłą kopertówkę burzyły wrażenie rozluźnienia. Bo Berenice nie była rozluźniona, była nieprawdopodobnie wręcz zdenerwowana. Ostatnim, czego chciała, to popsuć wieczór - parze młodej jakimś swoim wybuchem, ale też sobie kompletnym rozsypaniem się.
Potem jednak, gdy pierwsze wrażenia ustąpiły, było lepiej. Ani ciąża Leslie - nie wiedziała o niej przedtem, ale teraz choćby nawet nie chciała jej zauważyć, dowiedziała się o tym od trzech plotkujących pań - ani jej szczęście, ani wspomnienia lepszych dni nie mogły trzymać się jej bez przerwy, tak przynajmniej sądziła. Wzniesiony szampanem toast, przywitanie się z kilkoma znajomymi osobami, które rzuciły jej się w oczy, wreszcie - możliwość korzystania z towarzystwa dżentelmena, jakim niewątpliwie był Rowan, to wszystko pozwoliło jej się zaaklimatyzować i powoli, bardzo powoli odprężyć. Było miło. Naprawdę miło.
- Dziękuję, że mnie wyciągnąłeś - rzuciła w pewnej chwili, zerkając z lekkim uśmiechem na Marco. - To było dość odważne z twojej strony, ostatecznie nie byłam i nie jestem w stanie zagwarantować, że będę dobrą towarzyszką, ale... - Zaśmiała się cicho i wzruszyła lekko ramionami. - Jest przyjemnie, nie sądzisz?
Mimowolnie obejrzała się lekko, prześlizgując spojrzeniem po zebranych. Niektórych znała, innych nie, ale... Och, świetnie. Gdy jej wzrok padł na Alexa, mimowolnie zacisnęła zęby. Chyba właśnie znalazła kogoś, kogo musiała tego wieczoru unikać. Bo jak na co dzień była zbyt dumna, by po prostu kryć się po kątach - szczególnie, że przecież nie miała do tego powodu, nie ona - tak teraz nie chciała, po prostu nie chciała psuć imprezy młodej parze. To było ich święto, wywlekanie swoich brudów przy tej okazji było... Żenujące. Niestosowne. Całe szczęście, Hall był jednak chwilowo zajęty, stąd Berry odetchnęła głęboko i zwróciła swą uwagę ponownie w stronę Rowana, który towarzystwem był znacznie sympatyczniejszym niż młody auror.
Alex Hall
Alex Hall

Dworek rodu Fawley - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dworek rodu Fawley   Dworek rodu Fawley - Page 2 EmptyNie 08 Maj 2016, 17:16

Zadziwiające, jak niewiele trzeba, by zamienić przyjemną, pełną lekkości i szczęścia sytuację w niewygodną aferę. Alice miała moc przeganiania ciemnych chmur oraz zawieszania na nieboskłonie słońca tak jasnego i emanującego ciepłem, że wypleniało ono z samego wnętrza kości ten specyficzny rodzaj chłodu, który ciężko zdefiniować lub opisać, a który zagnieżdżał się nieoczekiwanie, odbierając radość z życia. Teraz, gdy wreszcie zamienił z nią kilka słów po ponad miesiącu rozłąki, Alex wcale nie miał ochoty na kolejną separację – czuł przez skórę, że nie rozmawiając z rudą Szkotką, straciłby coś bardzo, bardzo cennego, prawdopodobnie znaczącego o wiele więcej niż mógłby podejrzewać. Szkoda, że porwania nie leżały w jego naturze, mógłby zarzucić sobie dziewczę na ramię, wynieść z tego wesela i trzymać w domu. Karmić słodyczami, poić herbatką, otaczać stosami poduszek i robić milion innych rzeczy, które by ją ucieszyły. Jak na przykład chronić przed brudem świata, czy zwiastunami wojny zaglądającymi coraz chętniej w okna, bo z jakiej racji pozwalać parszywym czarnoksiężnikom i sympatykom chorego dyktatora na brukanie kogoś tak niewinnego?
Wyglądało jednak niestety na to, że hallowy entuzjazm wywołany chwilką z Alicem i małym pokazem tego, jak bardzo się cieszył, mogąc ją zobaczyć, nie wszystkim był w smak. A konkretniej dwóm samcom, z którymi Alex miał przecież bardzo dobry, żeby nie powiedzieć świetny kontakt. Pierwszy z nich, Haldane, sympatyczny i wymagający mentor z lat szkolenia młodego aurora, którego Anglik głęboko szanował mimo niewielkiej różnicy wieku, pojawił się, zagarnął Szkotkę i dopiero po chwili przywitał. Seria alarmowych lampek zabłysła w głowie Halla, w uszach zabrzmiało polecenie ODWRÓT, ODWRÓT, ale przecież nie mógł tak po prostu się odwrócić i uciec, chociaż wzrok Aleca świdrował go na wskroś.
- Ciebie też – odparł więc, choć bez zwykłego sobie dziecięcego entuzjazmu, uśmiechając się  z zaciśniętymi mocno wargami. A więc tak. Ruda pufka znalazła sobie księcia na białym koniu, który ją powiezie ku zachodzącemu słońcu. Drobne nuty zazdrości, które odezwały się w alexowym sercu nie byłyby zapewne tak bolesne, gdyby nie fakt, że Haldane potraktował go – z braku elegantszego określenia – z buta, nie brudząc sobie przy tym rąk, jak rasowy arystokrata. W tym momencie trochę go za to nie lubił.
I być może wykręciłby się z tej sytuacji, odszedł pod pretekstem dojrzenia kogoś znajomego, ukrył kolejne części dyskomfortu... Tylko Nikolai pojawił się u jego boku jak rekin zwabiony plamą świeżej krwi, z wściekłością tak wyraźnie buchającą od całej postawy, że Hallowi nagle zrobiło się zimno, a wzdłuż kręgosłupa zbiegł tłum nieprzyjemnych dreszczy. Naciskany z dwóch stron, zakleszczony między dwoma źródłami złości i niechęci skierowanymi w swoją stronę, w jednej chwili poczuł się zaszczuty tak bardzo, że tylko głupia, gryfońska duma oraz brawura nie pozwoliły podkulić ogona i uciec. Z drugiej strony jednak w połączeniu z ogólną, ciągnącą się niechęcią do życia, nie wystarczyły też na nic więcej poza wyprostowaniem się i ciągnięciem rozmowy w wymuszenie uprzejmym, choć wyraźnie pełnym dyskomfortu tonie:
- To ja cię posłałem do znajomych? – rzucił najpierw w stronę Nikolaia w geście, który w tym momencie zakrawał o absolutny brak instynktu samozachowawczego. Co miał jednak poradzić, kiedy tak bardzo odpychało go to zimno bijące od Bułgara i zaborczość zabarwiona dominacją? O ile w bezpieczeństwie czterech ścian Hall nie miał absolutnie żadnych problemów z byciem tym posiadanym, a nie posiadającym, o tyle przy świadkach czuł się z tym zwyczajnie źle, nie chcąc być postrzeganym jako ktoś słabszy. Zmuszając się każdą komórką ciała, by choć spróbować się uśmiechnąć, przeszedł do przedstawiania sobie nawzajem ludzi, oczyma wyobraźni już widząc, jak zaraz zaszywa się w spokojnym, cichym kącie.
- Alec Haldane, brat panny młodej, mój mentor z czasów szkolenia, Alice Guardi, dobra przyjaciółka – nie, wcale nie poczuł tej odrobiny satysfakcji określając Szkotkę w ten sposób w towarzystwie dwóch poirytowanych ich relacją samców. - Nikolai Asen, pracuje w Gringottcie jako łamacz klątw i... – tutaj sobie przerwał, nagle tracąc wątek i zerkając uważniej na stojącego obok Bułgara. Jak miał ubrać w słowa to, kim dla siebie byli? Przyjaciele zdecydowanie odpadało, kochankowie brzmiało zbyt ckliwie jak na naturę tego, co naprawdę robili, partner też zdawał się nie odpowiadać, sugerując głębszą więź emocjonalną, której Alex zwyczajnie nie chciał po tym, co stało się z Williamem. Stał więc jak ten słup, coraz bardziej zakłopotany, nie potrafiąc dokończyć myśli.
Alice Guardi
Alice Guardi

Dworek rodu Fawley - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dworek rodu Fawley   Dworek rodu Fawley - Page 2 EmptyNie 08 Maj 2016, 23:20

Zawsze uważała się za niepozorną osóbkę, której jedynym zadaniem to przynosić odrobinę uśmiechu i słodkości w postaci muffinek. Nie wierzyła w te wszystkie komplementy, że potrafi odgonić chmury z czyjegoś nieba i pozwolić słonecznym promykom omieść zmartwione lico. Była malutką pchełką, która pozostawała niezauważona przez znaczną część ludzi i tak siebie widziała. Te wszystkie patetyczne słowa, którymi Alex określał rolę Alice w jego życiu zapewne doprowadziły by ją do zarumienienia policzków. To była przesada. Gruba przesada. Na szczęście jednak żadne z tych słów nie opuściło ust Alexa, dzięki czemu Alice mogła pozostać przy zdrowym kolorze skóry.
Nagła radość, która ogarnęła serce Szkotki musiała znaleźć swoje ujście w postaci rzucenia się na szyję aurorowi. Nie przewidziała żadnych konsekwencji, które mogły wyniknąć z powodu tego gestu. Cieszyła się widokiem najlepszego przyjaciela, martwiła się o niego. Dobrze wiedziała, że powodem jego braku nastroju jest śmierć Wiliama. Przyjaźnili się od małego, Alex nie raz jej to przytaczał. Wyczuwała, że między nimi jest specyficzna więź, która nigdy nie zaistniała między nimi, nawet jak byli w związku. Nigdy nie ingerowała w ich sprawy, ale widziała, jak Alex cierpi. Chciała mu jakoś ulżyć, chociażby zapraszając go na jego ulubione, waniliowe muffinki.
Alice z czułością i troską przyglądała się jego minie, lecz tę kontemplację przerwało pojawienie się Aleca. Alice spojrzała na ukochanego i uśmiechnęła się zaskoczona.
-Oh, nie wiedziałam, że tu będzie. Dawno się nie widzieliśmy. -powiedziała cicho, a do ich grona dołączył Nikolai. Ta buchająca z jego oczu zazdrość i wściekłość dało Guardi do namysłu. Nie chciała insynuować, ale wydawało jej się, że Alex darzył właśnie mężczyzn większym afektem niż kobiety, lecz nie mówiła tego głośno.
-Alec, nie mówiłeś, że znasz Alexa. Znamy się z czasów szkoły, nawet przez moment byliśmy parą, ale marną. Lepiej nam wychodzi bycie przyjaciółmi. -zażartowała, przytulając się do Aleca. Nagle jednak cała ta sytuacja zaczęła się jej klarować. Zrobiła najpierw mocno zaskoczoną, a potem speszoną minę.
-Ups. -wyszeptała prawie bezgłośnie. Narobiła niezłego bigosu. Kiwnęła lekko Nikolaiowi na powitanie. Chcąc jakoś ratować beznadziejną sytuację, stanęła na palcach i złożyła na ustach Aleca pocałunek. Przesunęła usta w kierunku ucha.
-Nie chciałbyś na chwilę zostać sam na sam bez tej całej widowni? -zapytała go cichutko, wyraźnie rozochocona ostatnim spotkaniem. Chyba musiała lekko go przeprosić za ten akt zazdrości, do jakiego był zmuszony. Alice uśmiechnęła się lekko do Alexa. Nie musiała nic mówić, Alex patrząc w te roziskrzone zielone tęczówki na pewno widział błogie szczęście, ale także i zrozumienie. Troskę o jego aurorską osobę.
Marco A. Rowan
Marco A. Rowan

Dworek rodu Fawley - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dworek rodu Fawley   Dworek rodu Fawley - Page 2 EmptyPon 16 Maj 2016, 18:27

Gładko przetrwał przeciągający się proces zaślubin. Na ustach miał na stałe przyklejony uśmiech, ten z dziedziny przyjemnych i życzliwych, jaki można spotkać u niego dzień w dzień od wielu, wielu lat. Był na ślubie i weselu Leslie i Cama, na weselu siostry jego przyjaciela i cieszył się tym w stu procentach. Nie odnosił uroczystości do swojego życia, nie rozpamiętywał ani nie czuł niczego, co mogłoby zakłócić wewnętrzny spokój i harmonię. Miał u boku czarującą kobietę, na którą starał się nie patrzeć dłużej niż to konieczne. Niestety, tak czy owak, zachwyt w jego oczach był aż zanadto widoczny. Dowiedział się o tym z wyszczerzu Aleca i parsknięcia Leslie. No tak, święty Marco jednak zauważa, że wybrał sobie do pary niezwykle urodziwą kobietę. Uprzejmie skomplementował jej strój i próbował powściągnąć rozmazany tok myśli, koncentrując się przede wszystkim na rozluźnieniu swojej towarzyszki. Już w pierwszej chwili zauważył, że to dla niej trudne. Było już za późno na wycofanie, choć tyko jeden Rowan wie jak zrobiło mu się przykro. Obiecał sobie wynagrodzić wszystko Berenice i wypełnić jej wieczór i noc tak, aby nie miała czasu na zbędne myślenie. Zmęczy ją tańcem i konwersacją.
- Cieszę się zatem, że cię wyciągnąłem. Chociaż zaczynam się zastanawiać czy to aby dobry pomysł. Tyle młodych osób się za tobą ogląda... nie jestem pewien czy zdołam cię przed nimi ochronić. - skinął głową z uśmiechem, wskazując brodą dwóch nieznanych mu paniczów. Z przyjemnością wziął od kelnera dwa kieliszki szampana i wręczył jeden Berenice. Mimochodem zapoznawał się z rozmieszczeniem osób i nastrojem Haldane'ów. Widząc Aleca, Alice i Alexa tylko się uśmiechnął. Nie dość, że podobne imiona to i podobne miny. Gdy wyłapał wzrok [/u]Aleca[/u], uniósł w jego stronę kieliszek szampana.
- To jak, jesteś gotowa? - odwrócił się bokiem do Berenice zaraz po tym jak równocześnie wznieśli toast za parę młodą. - Będziesz dziś bardzo dużo tańczyć. - powstał z krzesła i wyciągnął dłoń ku swej partnerce.
- Uczynisz mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną przez całą noc? - posłał w jej stronę całkiem zawadiacki uśmiech. Nie spocznie dopóki Berry nie zacznie śmiać się do łez. Marco nie był dobry w opowiadaniu żartów, ale w jakiś sposób doprowadzi do poprawy samopoczucia przyjaciółki. Dzieje się wesele jego przyjaciółki. Będą cieszyć się całą noc.
Alec Haldane
Alec Haldane

Dworek rodu Fawley - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dworek rodu Fawley   Dworek rodu Fawley - Page 2 EmptyPią 27 Maj 2016, 18:56

Trudno było nie zauważyć, że sytuacja z niekomfortowej prędko stała się mocno napiętą. To, co początkowo było całkiem sympatycznym powitaniem dwójki przyjaciół szybko przeistoczyło się w swego rodzaju arenę, teren samczych zmagań. Jednocześnie wciąż sporo było tu niejasności. Bo co tak naprawdę łączyło Alice i Alexa, że pozwalali sobie na podobną, nieprawdopodobnie drażniącą Haldane'a poufałość? Kim był ten przybyły mężczyzna i dlaczego z daleko czuć było od niego... Coś? Coś zimnego, niemal zwierzęcego. Przez jedną chwilę Alec pokusił się wręcz o myśl, że gdyby ludzie wyrażali emocje w sposób podobny do drapieżników, przybyły prawdopodobnie warczałby już gardłowo i szczerzył kły w ostrzegawczym wyrazie.
Nic takiego jednak się nie działo a sam Alec też prędko stracił zainteresowanie postawą nieznajomego. Cała jego uwaga została skutecznie odciągnięta przez kolejne słowa Alice, które, cóż, z pewnością nie wzbudziły jego entuzjazmu. Przyjaciele, w porządku. Nieszczególnie podobało mu się, że jego kobieta wpada w ramiona mężczyzny innego, niż on sam, ale póki chodziło o przyjaźń - zwykłą, pozbawioną jakichkolwiek niepokojących podtekstów relację, wtedy to było znośne, do zaakceptowania. Nigdy nie polubiłby takich objawów poufałości, ale też nie sabotowałby ich w żaden sposób. Panna Guardi miała prawo do swoich bliskich tak samo, jak miał je on, to zrozumiałe. Tylko, że tutaj chodziło o coś jeszcze. Tutaj była wspólna przeszłość, której charakter nie pomagał Alecowi w zachowaniu pokerowej twarzy.
Na wzmiankę o tym, że Alex i Alice byli kiedyś razem mimowolnie spiął się jeszcze bardziej i chyba nie ukrył wszystkiego tak dobrze, jak by sobie tego życzył. Zaciśnięte szczęki i ostre błyski w zielonych tęczówkach wyraźnie wskazywały, że Haldane wizja marności wspomnianego związku wcale nie uspokaja. I to nie tak, że żył w przeświadczeniu, że panna Guardi dotąd nie była z żadnym mężczyzną - i teraz, skoro okazało się, że jest inaczej, to nagle poczuł się z tym źle. Nie o to chodziło. Zdawał sobie przecież sprawę, że oboje prowadzili dotąd normalne życia i tak, jak on miał jakieś tam wcześniejsze wybranki, tak i u boku Alice mogli przewijać się partnerzy. Nie, tym, co mu w tym wszystkim nie pasowało było to, że choć związek ten był już historią, z boku wcale tak to nie wyglądało. I to właśnie ta swoboda zachowania, ta czułość i ciepło, z jakim się witali - to doprowadzało go do szewskiej pasji.
- Uczyłem go na aurorskim kursie. - Nie wypadało jednak tak po prostu czepić się tego tematu i zrobić Alice scenę. Alec nigdy nie sięgał po takie środki, był zbyt dumny, by pozwalać sobie na jawną wściekłość i, tym bardziej, odwrót. Nie, on zachowywał się normalnie. Tak normalnie, jak tylko potrafił. Był przecież dziedzicem dobrego nazwiska, arystokratą, Haldanem. Człowiekiem niemal zawsze i wszędzie spokojnym jak wagon pełen medytujących, tybetańskich mnichów. Powiedzmy. Powiedzmy, że tak właśnie było. 
- Dałem mu podstawy zawodu, które... - kontynuował więc, zdobywając się nawet na nieszczególnie wymuszony, pełen uznania uśmiech. - Które świetnie wykorzystał. Jest jednym z moich najlepszych dzieciaków. - Wzruszył lekko ramionami. Choć oficjalnie Hall był już jego przełożonym, Alec wciąż nazywał go dokładnie tak samo, jak wszystkich innych uczniów. Dzieciaki. Bez drwiny, za to z wyraźnym przywiązaniem i dumą.
Gdzieś w tym momencie zmuszony był też ostatecznie zainteresować się przybyłym. Słuchając wyjaśnień udzielanych przez Alexa skinął lekko głową i bez wahania wyciągnął prawicę na powitanie.
- Alec Haldane - przedstawił się i choć z jego strony nie padł żaden komentarz dotyczący nagłego wahania po stronie Halla, to bystre spojrzenie, jakie przez krótką chwilę omiatało Alexa, było aż nadto wymowne. I?
Swej ciekawości nie ubrał jednak w słowa, nie mógłby zresztą. W kolejnej chwili Alice skutecznie skradła jego uwagę, wyraźnie chcąc rozluźnić jakoś napiętą atmosferę. Odetchnął cicho, odwzajemniając krótki pocałunek i smakując przez moment jej wargi.
- Chciałbym - mruknął jej do ucha w odpowiedzi, na moment zanurzając nos w rudych włosach. - Daj mi tylko jeszcze jedną chwilę dla dobrego wychowania. - Wargi drgnęły mu odrobinę w rozbawieniu, gdy ucałował jeszcze policzek dziewczęcia i, obejmując ją w talii, ponownie zwrócił swą uwagę ku Nikolaiowi. Chwila. Jedna chwila na to, by zakończyć rozpoczęte powitanie.
Nikolai Asen
Nikolai Asen

Dworek rodu Fawley - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dworek rodu Fawley   Dworek rodu Fawley - Page 2 EmptyPią 27 Maj 2016, 19:20

Zaistniała sytuacja nie była dla niego niczym nowym, podobne manifestacje siły i własnych praw były właściwie integralną częścią jego życia. Już od nastoletnich lat Asen był tym, który pilnował granic swego terytorium i dość sugestywnie wskazywał, gdzie zaczyna się jego ziemia i gdzie gości sobie nie życzy. Czy to w Durmstrangu, czy później poza nim, czy w kontekście kobiety czy mężczyzny, Nikolai potrafił być zazdrosny, zaborczy i w tym wszystkim cholernie zimny. Negocjacje? Wyjaśnienia? Gdy w grę wchodziła zbyt ostentacyjna - w jego subiektywnej opinii - poufałość, Bułgar nie był szczególnie skory do słuchania tłumaczeń i kiwania głową ze zrozumieniem.
Tak też było i teraz. Gdy dotarł do centrum wydarzeń, gdy zatrzymał się o krok za plecami Halla, gdy nonszalancko schował dłonie w kieszeniach garnituru - nie wykazywał ani odrobiny zgody na kompromisy. To, co dane mu było zobaczyć, niezbyt mu się podobało. Co więcej, w tym niepodobaniu wyraźnie miał też sojusznika, przy czym jak tamten - Haldane, tak? chyba kiedyś zetknął się z tym nazwiskiem - doskonale nad sobą panował, kryjąc ewidentnie szarpiące nim uczucia, Nikolai nie widział powodu, dla którego miałby być tak samo opanowanym. Oczywiście, nie miał zamiaru urządzać scen, wydzierać się, tupać, psioczyć, robić czegokolwiek, co byłoby po prostu żałosne - dlaczego jednak miałby odmówić sobie odrobiny złośliwości? Dlaczego miałby nie wbijać kolejnych szpil i nie patrzeć, jak z alexowego serca ściekają pierwsze strugi gorącej krwi? Dlaczego miałby nie kąsać, a potem nie usiąść i patrzeć, jak Hall miota się w tej niekomfortowej sytuacji? Asen nie był sadystą. Po prostu pewne warunki dyktował sam i nie lubił, gdy ktokolwiek próbował mu się w to wcinać czy, nie daj Merlinie, krytykować.
Mimo tego jednak też miał maskę, to oczywiste. Nie wszystkie uczucia mogły zostać zamanifestowana, nie cała wściekłość miała prawo wyjść na światło dzienne. Byli przecież na weselu, pięknym weselu pełnym rozbawionych gości, jakżeż by mógł to popsuć? Zresztą, przecież on nigdy nie psuł tego, jak go postrzegano. Dobre wychowany, całkiem sympatyczny, z poczuciem humoru, o stalowych nerwach. Wymagający, ale bezsprzecznie fachowiec. Elegancki osobnik w garniturze, którzy w pracy nie pieprzy o głupotach, za to w towarzystwie nie dyskutuje na temat pracy. Był kimś takim, prawda? Oczywiście, że był. Po prostu nie tylko kimś takim. Po prostu krył w sobie więcej, nie wszystkim się dzielił.
- W porządku, może nie ty - rzucił więc z rozbawieniem na pytanie Alexa, uśmiechając się lekko, sympatycznie. Złość? Pewnie, drapieżny wyraz wciąż wyglądał z jego nie całkiem ludzkich w tym momencie ślepi. Postawa była jednak dość swobodna, bezczelnie rozluźniona, co przeczyło wszystkiemu temu, co można było odeń podświadomie wyczuć. - Może to mnie podkusiło powspominać stare dzieje w innym towarzystwie. - Wzruszył lekko ramionami, jak gdyby nigdy nic. Beztrosko. Bez szczególnego przejęcia. Instynkt samozachowawczy Halla jak najbardziej miał prawo w tym momencie szaleć.
Szaleństwo to zresztą mogło utrzymać się także i później, bo przedstawiony, początkowo jakby nie zwrócił uwagi na zacięcie się Alexa. Uścisnął silnie prawicę Haldane'a, uśmiechnął się lekko, skinął głową.
- Nikolai Asen - osobiście powtórzył jeszcze własne miano, w geście dobrego wychowania ucałował też wierzch dłoni pannu Guardi, by dopiero potem wrócić do normy. Tej normy, która budziła postawę ofensywną, która zmuszała do kontry, bo przecież nie można być tak bezczelnym, tak aroganckim i tak wyraźnie złośliwym. W spojrzeniu Aleca zauważył nieme pytanie i skoro rudzielec go nie wypowiedział, to zrobi to on. Bo czemu nie? Skoro Alex już zaczął, to niech dokończy. Bułgar zresztą chętnie usłyszy, co jeszcze mieściło się w formułowanym zdaniu przed kropką.
- No, dalej - rzucił więc lekko gdy dane mu już było wypuścić dłoń Aleca. Niedbałym uśmiechem witając chwilę czułości między rudowłosą parą, skorzystał z okazji i posłał Hallowi ostre, prowokujące spojrzenie. Uśmiechał się sympatycznie, życzliwie, dokładnie tak, jak mógłby się uśmiechać szczerze kogoś do czegoś zachęcając, ale jasnym było, że w tym momencie sytuacja była inna. Nikolai nie zachęcał. Nikolai arogancko rzucał wyzwanie. - Kim jeszcze jestem?
Alex Hall
Alex Hall

Dworek rodu Fawley - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dworek rodu Fawley   Dworek rodu Fawley - Page 2 EmptyNie 29 Maj 2016, 22:38

Z chwili na chwilę, przyjście na to wesele z Nikolaiem u boku zaczynało jawić się w hallowej głowie jako jeden z najgorszych pomysłów, jakie ostatnio miał. I nie chodziło o to, że Bułgar nie potrafił się zachować, czy puszczał na wolność wszystkie te skrywane na co dzień zapędy drapieżnika, o których zdążył się już co nieco nauczyć – nie, Asen zachowywał się wręcz wzorowo, nie wywołując choćby najmniejszego zamieszania. Nie dogryzał ludziom, nie nazywał ich otwarciem kretynami na poziomie umysłowym gumochłona, nie próbował brać wszystkich pod buta i nakręcać tej imprezy wedle własnego widzimisię. Nie, Nikolai tylko bezczelnie szarpał za sznurki Alexa, podobnie jak i Haldane karząc go niemo za fakt, że ośmielił się przywitać Alice wylewniej niż kogokolwiek innego. Mimo poczucia zaszczucia, napierającej z każdej strony gorzkiej, ostrej złości dwójki mężczyzn, Hall czuł w sobie narastającą ochotę, by im obu przemeblować twarze precyzyjnie wymierzonym prawym sierpowym. Dwa nadęte bufony mogły sobie w buty schować swoją zazdrość i wynieść się do miejsca, gdzie podawano alkohol, by tam powylewać trochę jadu – ależ nie, oczywiście nie mogli tego zrobić, bo niestety obaj zostali wyuczeni utrzymywać front, zawsze i wszędzie podsycając w otaczających ich osobach przeświadczenie, że byli przecież niezwykle dobrze wychowani. Łobuziarska natura Alexa szalała, burząc się przeciwko temu wszystkiemu, przeciwko kurtuazji tak sztucznej, że miał ochotę zaśmiać się gorzko, lub po prostu uciec z Alice z daleka od Aleca i Nikolaia. Sprawa była niestety dużo bardziej skomplikowana i wymagała zupełnie innego zachowania, czegoś choć odrobinę wyrafinowanego, w czym Hall nie miał ani odrobiny doświadczenia – zwykle zachowywał się dokładnie tak, jak podpowiadał mu instynkt, nie próbował zakładać zbyt wielu masek, to zawsze w gestii Williama pozostawało, by stopować jego zapędy dzikusa i obracać je w żart, gdyby przesadził. Tylko że teraz Lewis leżał na londyńskim cmentarzu i nijak nie mógł pomóc, pozostawiając aurora samego z tą chorą sytuacją.
Na domiar złego pannie Guardi wyrwała się informacja odnośnie tego, kim byli dla siebie za czasów szkolnych i równie dobrze mógł to być ostatni gwóźdź do jego trumny – Alex wziął tylko jeden głębszy oddech, próbując nie okazać zdenerwowania. Nie powinien, prawda? Nie kiedy dwójka innych samców zachowywała się z podtekstem sugerującym niezbyt subtelnie, że najchętniej pożarliby go na surowo na kolację. Jeśli wierzyć podszeptom hallowego instynktu przetrwania, w przypadku Asena nie byłaby to groźba tak daleka od prawdy – to z nim w końcu zostawał regularnie sam na sam, bez świadków... Gdyby się postarał, aurorskich resztek nigdy by nie odnaleziono.
I może udałoby się skończyć to przedstawianie wszystkich w miarę szybko, ale niefortunnie, absolutnie durnie i po szczeniacku, Alex doświadczył zacięcia. Resetu mózgu, nagłego zaćmienia wszystkich funkcji związanych z myśleniem, urywając zdanie, które miało streścić Alecowi i Alice jego relację z Nikolaiem. Koniec, widział po spojrzeniu Haldane'a, że zauważył to potknięcie, ale na szczęście nie zwrócił na nie uwagi. Ledwie zdążył podziękować w myślach siłom wyższym za uprzejmość dawnego mentora, gdy Bułgar pociągnął temat dalej, przyglądając mu się, jakby był wyjątkowo smakowitym kawałem mięsa. Trudno, by Alex nie spiął się, widząc w jego niebieskich oczach aroganckie błyski, by nie przekierował wszystkich zasobów ku ewentualnej ucieczce – szkoda tylko, że był już dorosły i tego typu szczeniactwo zwyczajnie nie mogło mieć miejsca.
- Na ciebie, mój drogi, nie ma odpowiedniego określenia – zaczął, zmuszając usta do choć lekkiego wygięcia, zawierzając pierwszym słowom, jakie cisnęły się na język. Nie było czasu nad nimi myśleć czy też analizować ich odpowiedniości. Zniósł jeszcze przez moment ostre jak brzytwa spojrzenie, które posyłało w dół kręgosłupa ten nieprzyjemny rodzaj dreszczy, po czym zerknął ku Alice i Alecowi, żegnając się krótko:
- Miło było was zobaczyć.
Zaraz ułożył też dłoń na ramieniu Nikolaia, napierając na tyle stanowczo, by zrozumiał aluzję, że to ten moment, w którym odchodzą i modląc się w duchu, by Asen nie zaczął się stawiać. Nie miał ochoty na przepychanki, ani słowne ani tym bardziej te z użyciem pięści.
Cam Fawley
Cam Fawley

Dworek rodu Fawley - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dworek rodu Fawley   Dworek rodu Fawley - Page 2 EmptyPon 30 Maj 2016, 23:23

Zabawa była przednia, a Cam był już lekko pijany. No, może bardziej niż lekko bo szczerze mówiąc to świat wirował mu już całkiem konkretnie, ale w końcu było jego wesele i miał ku byciu wstawionym ewidentne powody. Co prawda chciał się trzymać jeszcze całkiem prosto, bo należało jeszcze spełnić obowiązki podczas nocy poślubnej ale godzina jeszcze nie była tak późna by się tym zamartwiać. Zamiast tego obtańcował kolejne trzy ciotki, Leslie ze dwa razy, swoją osobistą i nową matkę z pięć aż w końcu kątem oka dostrzegł dziewczynę, która dzisiejszego wieczoru uchowała się przed mistrzem tanecznych pląsów Cameliusem Fawley'em. Auror trochę się przed nią początkowo ukrywał, bo po ich ostatniej wymianie listów podchodził do niej z pewną rezerwą. Nadal twierdził, że broszka, którą widział w dworku Haldane'ów należała do jego matki. F jak Fawley, dla niego to nadzwyczaj logiczne. Poza tym w dzieciństwie widywał ją niejednokrotnie a z czym jak z czym ale z pamięcią problemów nie miał.
W obecnym stanie jednak wszelkie uprzedzenia zostały póki co zepchnięte na bok. Minął koślawo kilka krzeseł, które nagle znalazły się na jego drodze, kierując się oczywiście w stronę zgromadzenia, zebranego przy stoliku świadków Chciał porwać panienkę Guardi na parkiet i nie poruszać wcale drażliwego tematu, ponieważ był w tym momencie tak szczęśliwy, że kompletnie o tym nie myślał.
Dopadł w końcu do tego kółka wzajemnej adoracji, nie czując się kompletnie winnym tego, że im za chwilę przerwie. Oparł się o bark Aleca i Halla i bełkocząc pijacko stwierdził:
- Ani nie tańczycie, ani nie pijecie, jakbyście byli na pogrzebie a nie na weselu.
Popatrzył na twarze zebranych dookoła i zauważył, że nie są one zbyt radosne. W zasadzie wszyscy mieli zakłopotaną minę, a ten facet, z którym przyszedł Alex, to w rzeczywistości był chyba zły.
No jak to tak. Jeśli się kłócili to zaraz zawoła tu skrzata z nalewką i rozluźni atmosferę. Najpierw jednak poprosi Alice do tańca.
- Przyjacielu, pozwolisz, że ukradnę ci chwilowo dziewczynę, skoro już wybaczyłeś mi, że ukradłem ci siostrę - oznajmił. Następnie z szerokim uśmiechem spojrzał na młodziutką nauczycielkę i wyciągnął dłoń w jej stronę.
- Alice, uczynisz mi ten zaszczyt?
Jego uśmiech jednak szybko zgasł a dłoń opadła wzdłuż biodra. Dlaczego musiała być tak bezczelna? Znów ta cholerna broszka. Jak gdyby nigdy nic przypięta na jej piersi drażniła Cameliusowe oczy sprawiając, że jego humor drastycznie się pogorszył.
Fuknął pod nosem i pokręcił głową z niedowierzaniem. Był zniesmaczony, ale jednocześnie gdyby nie alkohol w jego krwi pewnie by się nie odezwał. A na pewno nie przy wszystkich. Teraz jednak czuł w sobie tę odwagę. A raczej brak hamulców. I to właśnie przez to wyrzucił z siebie te okropne słowa:
- Mogłaś już sobie darować i nie zakładać na mój ślub broszki mojej matki.
Alice Guardi
Alice Guardi

Dworek rodu Fawley - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dworek rodu Fawley   Dworek rodu Fawley - Page 2 EmptySro 08 Cze 2016, 12:57

Panna Guardi z lekkim niepokojem obserwowała wszystkie osoby, które w krótkiej chwili pojawiły się obok niej i Alexa. Nie spodziewała się aż takiej reakcji na ich przywitanie, ale czemu się dziwić. Stażystka miała jak dotąd małe doświadczenie, a te które miała nie nauczyło jej, że zazdrość jest nieodłącznym elementem związku. Alice w swej dość naiwnej naturze wierzyła, że jak ktoś z kimś jest tak na prawdę, nie będzie szukał przyjemności gdzieś indziej. Przynajmniej w jej i Aleca przypadku. Obdarzała go stuprocentowym zaufaniem, tak jak i Alexa, że nie próbowałby jej kusić do złego. Zapomniała jednak, że nie każdy miał takie pojęcie o świecie. Może i Alec wierzył, że Alice i Alexa nic nie połączy, ale sama wizja zbyt bliskiego kontaktu mogła wzbudzać te pokłady niezadowolenia, które posiadał każdy samiec. Ala starała się to zrozumieć, dlatego teraz tak nerwowo przyglądała się mężczyznom. Odetchnęła jednak, kiedy nie nastąpił tak spodziewany wybuch. Wtulona w ramię Haldane'a spojrzała na Alexa z ulgą mówiąc mu niemo, że porozmawiają kiedy indziej. Musiała teraz obłaskawić rozjuszonego byka, który potrafił się uspokoić jedynie pod wpływem dotyku swojej oblubienicy. Tak o nią zazdrosny i zaborczy.
I kiedy mogło się wydawać, że sytuacja ulega rozproszeniu, na horyzoncie pojawił się Cam. W momencie Alice wspomniała listy, które z nim wymieniła parę dni temu. Trochę nieświadomie musnęła broszkę na swej sukience. Cam usilnie twierdził, że to drobiazg rodowy z jego rodziny, ale Alice pamiętała, że posiadała go od narodzin. Próby oskarżania jej rodziców o zawłaszczenie sobie broszki był niedorzeczny, więc sam widok Fawley'a lekko ją stresował. Może jednak oszczędzi ten dzień przed niepotrzebną konfrontacją?
Troszkę mocniej wtuliła się w ramię Aleca, gdy Cam do nich zawitał. Uśmiechnęła się do niego, oczekując zarzutów. Nic takiego jednak nie miało miejsca. Na razie. Rudowłosa obejrzała się na ukochanego.
-No nie wiem, Alec sam Ci powie, że tańczenie ze mną kończy się siniakami oraz ranami ciętymi... -zażartowała niepewnie. Miała już wyciągnąć swoją dłoń, kiedy mina Fawley'a zmieniła się drastycznie. Odliczanie do wybuchu dobiegło końca. Uśmiech na wargach Alice też zrzednął. Puściła ramię Aleca, czując się nieco pewniej, gdy mogła skrzyżować ręce na podołku.
-To chyba nie dzień aby wywlekać te sprawę. -rzuciła, ale widząc minę Cama, westchnęła ciężko i dotknęła broszki.
-Cam, wysłałam Ci dowód, że mam broszkę od małego. Moi rodzice są mugolami, nie mogli jej ukraść. Nie znają Twojej rodziny. Nie wiedzieli o magii dopóki nie dostałam listu. Nie sądzę, aby tacy ludzie jak Twoi rodzice zapuszczali się na mugolskie wsie na krańcach lądu. -mówiła spokojnie, ale wewnątrz drżała z smutku i przejęcia. Nie lubiła oskarżeń. Bezpodstawnych.
-Może niech Twoja mama sama to rozstrzygnie, jeśli faktycznie to jej drobiazg, oddam go. Ze smutkiem, ale oddam. Jestem jednak pewna, że należy pełnoprawnie do mnie. Nie mniej, mogła go zgubić i moja mama znalazła lub kupiła u znalazcy. Nie mów więc o mnie lub o moich rodzicach jak o złodziejach. -z każdym słowem mówiła pewniej. Odniosła się też do listów, które jawnie wytykały kradzież drobiazgu. Alice tak to zezłościło, że pragnęła teraz właśnie skomentować te oszczerstwa. Przy Alecu, który nie miał o sprawie najmniejszego pojęcia.
Cam Fawley
Cam Fawley

Dworek rodu Fawley - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dworek rodu Fawley   Dworek rodu Fawley - Page 2 EmptyPon 27 Cze 2016, 09:39

- Dowód - prychnął w odpowiedzi, jako że pijany Camelius Fawley był bardzo niuprzejmym Cameliusem Fawleyem. Tym bardziej gdy do tego dochodziła jeszcze złość na nową gąskę jego najlepszego przyjaciela, która okazywała się zwyczajną w jego oczach złodziejką.
Wolałby tak nie myśleć. Nie chciał skandalu na swoim własnym ślubie, w końcu kurde - to jedyny taki w życiu dzień i teraz przez tę małą rudą pannę radość przysłaniać będzie gruba krecha niedopowiedzeń i przykrego incydentu. Mimo wzrastającego w jego krwi stężenia alkoholu nie mógł nie myślec o tym co na to wszystko powie Alec. I tak miał u niego ostatnio przerąbane, przecież chajtał się z jego siostrą i jeszcze zrobił jej dzieciaka a teraz na dodatek obrażał na oczach wszystkich jego dziewczynę. Przez głowę przeszła mu myśl, że nawet by się nie zdziwił gdyby poczuł pięść rudzielca na swojej szczęce. Szkoda tylko, że Cam był za bardzo pewny swojej racji by teraz odpuścić.
- Moja matka w życiu nie sprzedałaby rodzinnej pamiątki - odpowiedział zgodnie z tym, co wiedział. Znał swoją rodzinę. Może i nie był to powód do tego by się wywyższać ale jednak Fawley'owie istnieli w skorowidzu czystości krwi od pokoleń. Ich nazwisko było znane i szanowane. Takie rodziny jak jego nie pozbywały się przedmiotów wiążących ich z przeszłością od tak, na jakimś pchlim targu.
Oczywiście istniała możliwość, że jego matka zwyczajnie broszkę zgubiła. Fawley to wiedział i wiele by teraz dał by taka alternatywa okazała się prawdą. Zaraz zawoła matkę i zapyta ją wprost i jeśli okaże się, że tak, że w istocie pamiątka od dobrych kilku lat została spisana na straty to przeprosi Alice. Przeprosi i spróbuje jej wynagrodzić przykrość jaką jej sprawił. Czuł jednak, że tu wcale jednak nie o to chodzi, toteż nie nastawiał się na przepraszanie i wyrażanie skruchy. Chciał odebrać własność jego rodzicielki i zakończyć tę farsę.
Spojrzał przez prawe ramię w kierunku, w którym ostatnio, jak mu się wydawało, widział siwą głowę pani Fawley. Była tam. Była i niczego nieświadoma śmiała się w głos z czegoś co musiał jej opowiedzieć wuj Aberonius.
- Przekonajmy się - powiedział i nie tak do końca prostym krokiem podszedł do końca suto zastawionego stołu i kładąc dłoń na ramieniu matki odwrócił jej uwagę od żartów jej brata. Poprosił ją na chwilę i wracając razem z nią do zgromadzenia nie mógł ukryć uśmiechu satysfakcji, który cisnął mu się na usta. Był tak pewien swego. Co jak co, ale pamięć miał jeszcze całkiem dobrą. Jednak gdy pani Fawley zatrzymała się przed Alice i dostrzegła swoją broszkę zareagowała w sposób który sprawił, że Cam miał zapamiętać ten dzień do końca swojego życia.
Anonim
Anonim

Dworek rodu Fawley - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dworek rodu Fawley   Dworek rodu Fawley - Page 2 EmptyWto 28 Cze 2016, 10:49

Ślub jedynego syna to wielkie wydarzenie w życiu każdej matki. Przez długi czas nie była świadoma, że Camelius z kimkolwiek się spotyka, kiedy więc dowiedziała się o zaręczynach wpadła w nieopisaną radość, która trwała do dziś. Nie mogła uwierzyć, że czas tak szybko przeleciał i że jej ukochany pierworodny syn jest już taki dorosły i przystojny, naprawdę. W dodatku wybrał sobie całkiem porządną dziewczynę. Znaczy, z porządnego rodu, ponieważ Leslie przez swój charakter nie była wyśnioną synową dla żadnej teściowej ale czysta krew była argumentem przemawiającym na znaczną korzyść rudowłosej panny młodej, toteż na jej nazbyt złożoną osobowość można było przymknąć oko.
Nie to co Alec. Pojawił się na ślubie swojego najlepszego przyjaciela z mugolką i pani Fawley, traktująca panicza Haldane'a przez większą część jego życia jak swojego własnego syna z trudem powstrzymywała się by nie podejmować prób przemówienia mu do rozsądku. Ktoś o TAKIM nazwisku i o TAKIEJ pozycji w Ministerstwie mógłby mieć na zawołanie każdą czarownicę. Pani Fawley miała jednak nadzieję, że zauroczenie rudzielca tą stażystką astronomii to tylko chwilowy wygłup i przejdzie mu tak szybko jak się pojawiło.
Tymczasem Aberonius zabawiał panią Fawley niewybrednym żartem na temat niezbyt urodziwego kelnera, który świadczył usługi na ślubie Cameliusa. Gdzieś tam jej mąż upijał się w towarzystwie ojca Leslie i Alec'a oświadczając po raz enty jak to bardzo jest rad z połączenia ich zacnych rodów. Jednym okiem łypała na córkę by mieć pod kontrolą wszystkich adoratorów, którzy starali się zwrócić jej uwagę, ale przede wszystkim starała się dobrze bawić uważając przy tym by nie skalać ich dobrego imienia żadnym nieuważnym słowem, czy uczynkiem. Widziała gdzieś reportera Proroka, który robił ukradkowe zdjęcia toteż w duchu cieszyła się, że być może wzmianka o ślubie pojawi się w porannej gazecie i po śniadaniu cała Anglia będzie wiedziała, że jej syn, jej Camelius założył własną rodzinę.
- Aberoniusie doprawdy... - powiedziała ze sztucznym uśmiechem sprawdzając czy aby nikt inny nie słyszał jak jej starszy brat rubasznie komentuje biust jednej z ciotek Leslie. Jeszcze tego jej brakowało, skandalu. Skandal był ostatnią rzeczą jaka była jej potrzebna w jej nieskalanym życiu. Nic jednak nie zapowiadało niepożądanych sytuacji, toteż rozluźniła się już do końca i pozwalając by Aberonius kontynuował swoje niewybredne komentarze wobec gości.
Dłoń na ramieniu odwróciła jej uwagę od tego co działo się na parkiecie. Dłoń należąca do jej syna. Gdy poprosił by za nim podążyła podniosła się bez wachania i chociaż Camelius już wykazywał oznaki porządnego wstawienia. Przeprosiwszy swojego brata, z uśmiechem kroczyła w stronę niewielkiego zgromadzenia zlokalizowanego po drugiej stronie ogrodu, obdarzając mijanych po drodze gości łaskawym spojrzeniem. Lubiła być w centrum uwagi. Lubiła to pełen podziwu wzrok innych gdy na nią patrzyli. Pani Fawley jeszcze nie miała pojęcia jak bardzo pożałuje tego lekkiego narcyzmu.
- Alecu, twój ojciec chyba nie odstąpi mojego męża dziś na krok. Tacy starzy, a tacy głupi - zachichotała, gdy już dotarła do miejsca do którego prowadził ją syn. Obiegła wzrokiem wszystkich zgromadzonych zastanawiając się w jakim celu Camelius ją tutaj poprosił. Na mugolkę starała się patrzyć jak najkrócej stwierdzając, że niedługo już będzie musiała mieć z nią do czynienia, toteż jej twarz nie była warta zapamiętania.
- Matko - usłyszała lekki bełkot swojego najstarszego dziecka. - Przyjrzyj się tej broszce i rozwiej moje wątpliwości ponieważ jestem na milion procent pewny, że kiedyś należała do ciebie.
No więc spojrzała. Nie do końca świadoma o jaką broszkę chodziło najpierw skierowała wzrok na swoją pierś, a następnie na dłoń Cama jakby to w niej miała się znajdować rzeczona biżuteria. Dopiero na końcu jej szmaragdowozielone tęczówki skupiły się na sukience Alice a na widok swojej własności krew momentalnie odpłynęła jej z twarzy a serce zamarło w ułamku sekundy. To nie mogło być... Ona nie...
Pani Fawley dostała hiperwentylacji i musiała przytrzymać się ramienia syna by nie upaść z hukiem na podłogę. Świat zawirował jej przed oczami i poczuła, że dusi się w swoim kostiumie, z którego była dotąd taka dumna. Nie wiedziała jak wybrnąć z całej tej sytuacji a targające nią sprzeczne emocje tylko pogarszały sprawę.
Dlaczego świat musiał być tak mały? Oboje z mężem myśleli, że nigdy już więcej nie spotkają ani młodej panny stojącej przed nią i wlepiającej w nią wielkie oczy, ani jej rodziny. Po drugie miała być przecież charłaczką. Jakim cudem trafiła do magicznego świata i została na dodatek stażystką w Hogwarcie? Pani Fawley przełknęła całe upokorzenie i starając się zachować w miarę spokojnie powiedziała:
- Ta broszka w istocie należała kiedyś do mnie. Cameliusie... - głos pani Fawley zadrżał. Pojedyncze krople łez pociekły po jej gładkich ale wiekowych już policzkach. Prawda musiała kiedyś ujrzeć światło dzienne, szkoda tylko, że w takich okolicznościach. - Pewnie nigdy nam tego nie wybaczysz ale... Poznaj swoją siostrę Adrię.
Alec Haldane
Alec Haldane

Dworek rodu Fawley - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dworek rodu Fawley   Dworek rodu Fawley - Page 2 EmptyPią 01 Lip 2016, 19:41

Za wiele się działo, zdecydowanie zbyt wiele. Standardowe weselne uprzejmości przeplatały się z nie zawsze zrozumiałymi podtekstami, uprzejmość szła ramię w ramię ze złośliwością, dobra zabawa mieszała się z niechęcią i pragnieniem, by uciec stąd jak najdalej. Taki był jednak urok zaślubin i związanych z nimi obchodów, w święcie Leslie i Cama pod tym względem nie było nic wyjątkowego. Wspominając wszystkie inne celebracje, na których zwykł bywać, Alec musiał wręcz z uznaniem przyznać, że wesele jego bliskich przebiega nad podziw spokojnie. Żadnych większych burd, żadnych rękoczynów, żadnego pijaństwa kończącego się wywlekaniem najgorszych brudów i krzyczeniem listy wszystkich życiowych błędów. Żadnych dramatów i... Stop. Nieobecność tych ostatnich to najwyraźniej byłoby już zbyt wiele szczęścia
Jeszcze nim stracił z oczu Alexa i Nikolaia - tylko głupi nie zauważyłby, że między nimi było coś na rzeczy, coś, co dodatkowo wymagało teraz bliżej niesprecyzowanych wyjaśnień - na horyzoncie pojawił się Cam. Cam, jego przyjaciel i aktualnie również szwagier. Cam może nie schlany jeszcze w trzy dupy, ale dość pijany, by było to widać. Cam, który sprawił, że odejście pozostałych dwóch mężczyzn zbył tylko ostatnim posłanym ku nim spojrzeniem, chwilę później wpadając w ten chaos, jaki przywlekł ze sobą Fawley.
- Jeśli Alice zechce. - Obejmując Szkotkę w pasie uśmiechnął się niedbale. Jak poufałość Alexa w stosunku do Guardi wybitnie go drażniła, tak już Cama szczególnie się nie obawiał. Od czasu złamania mu nosa przy okazji jego specyficznego coming outu z Leslie w roli głównej Haldane zdążył się nie tylko do nowej sytuacji przyzwyczaić, ale też utwierdzić w przekonaniu, że może nie było to takie najgorsze wyjście. Camelius był zapatrzony w swą świeżo upieczoną małżonkę jak w obrazek, a to sprawiało, że Alec mógł obdarzyć go nieco większym zaufaniem - zarówno w kontekście własnej siostry, jak i własnej kobiety.
To, co początkowo było jedynie kurtuazyjną prośbą szybko przerodziło się jednak w sytuację, która zupełnie umknęła zrozumieniu Aleca. Jaka broszka? I co to za ton? Odruchowo przytulił Alice silniej do siebie, spinając się i jedynie prędkie wprowadzenie na scenę kolejnej aktorki - dobrze mu znanej, była w końcu rodzicielką jego przyjaciela - sprawiło, że nie eksplodował. Jeszcze. Co, do cholery? Naprawdę, ten dzień był pełen wrażeń, im więcej jednak się działo, tym bardziej odnosił wrażenie, że tym razem nie zdzierży. Nie i już, pieprzyć całą godność i dumę.
- To całkiem prawdopodobne, mój staruszek zdaje się zupełnie nie wyobrażać sobie spędzenia wesela w towarzystwie innym niż pana Aberoniusa - przyznał jednak grzecznie, zmuszając się jednak do nieznacznego, ciepłego uśmiechu w kierunku przybyłej kobiety. Ona akurat nikomu niczym nie zawiniła i byłoby doprawdy niefortunne, gdyby teraz Alec nie potrafił okazać jej zwyczajowej sympatii.
Tylko, że potem chęci na całe to dobre wychowanie minęły mu do reszty. Z rosnącym zdumieniem śledził przebieg sytuacji, a słowa, które z pewnością słyszał, potrzebowały dobrych kilku chwil, żeby do niego dotrzeć. Poznaj swoją siostrę, Adrię.
- Co? - Żadne tam przepraszam, o co chodzi? czy wybaczcie, ale czegoś chyba nie rozumiem. Nie, grzeczne, dumne zwroty przysługujące dziedzicowi ulotniły się jak na zawołanie, pozostawiając w uszach Haldane'a irytujące brzęczenie i bardzo, bardzo wyraźny stan oszołomienia i irytacji. Dłoń spoczywająca dotąd miękko na talii Alice zesztywniała teraz, zamykając Szkotkę w nieco bardziej bezczelnych, twardych objęciach.
- Czy ktoś raczy mi to wyjaśnić? - Spod zmrużonych powiek strzeliły pierwsze iskry, gdy spojrzał najpierw na Cama, potem zaś na panią Fawley. Alice pominął nie dlatego, że nie mógł na nią patrzeć - nie bądźmy śmieszni, Alec był niemal pewien, że jego dziewczę było tak samo nieświadome tych dziwnych powiązań jak i on, że teraz walczyła z podobnym, jeśli nie większym zdumieniem - ale dlatego, by nie dostała rykoszetem jego ostrego wzroku i chłodu, którego w tym momencie nie potrafił się pozbyć.
Nikolai Asen
Nikolai Asen

Dworek rodu Fawley - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dworek rodu Fawley   Dworek rodu Fawley - Page 2 EmptyPią 01 Lip 2016, 20:38

To było zabawne, tak cholernie zabawne. Igranie z ludzkimi nerwami, podważanie starannie wypracowanego opanowania i póz stoicyzmu zawsze sprawiało mu znacznie więcej przyjemności niż powinno - i niż na to wyglądało. Dobrze wychowany, zdystansowany ale w sumie sympatyczny osobnik, jakim niewątpliwie był pan Asen, łamacz klątw w Gringottcie, nie wahał się przy wykorzystywaniu broni, jaką były słowa, bezczelnie wymierzając je w prawdopodobne słabości i ukrywane grzeszki drugiej osoby. Oczywiście, ta druga nie równała się z kimkolwiek, Nikolai większość po prostu ignorował, tolerował lub nawet lubił, co skutkowało trzymaniem swych zapędów na krótkiej smyczy - bo i po co miał zaogniać relacje z kimś, kto po prostu był, ani ważny, ani nieważny, po prostu sobie istniał i czasem był przydatny? Gdy jednak w grę wchodziły uczucia wyższe, skrajne, przechylone do któregokolwiek końca osi miłość-nienawiść, cóż, wtedy sytuacja diametralnie się zmieniała, a hamulce przestawały mieć na Bułgara aż taki wpływ. Paradoksalnie, im bardziej mu na kimś zależało, tym bardziej potrafił być bezczelny i arogancki, choć postawa taka niekoniecznie szła w parze z prawdopodobieństwem zatrzymania osoby przy sobie.
Teraz jednak Nikolai daleki był od takich rozważań, bynajmniej nie zamierzał zastanawiać się nad słusznością takiej a nie innej postawy. Nie zamierzał analizować, jakie konsekwencje może przynieść jego zachowanie i czy na pewno doprowadzi do tego, co by sobie życzył. To nie miało znaczenia, gdy do głosu doszła irytacja z całą świtą mniej lub bardziej nieprzyjemnych uczuć.
Na sugestię oddalenia się od dotychczasowego zbiorowiska zareagował jednak odpowiednio, przez kilka kolejnych kroków kierując się w stronę, w którą wskazał mu Hall. Z całą pozostawioną teraz za plecami resztą pożegnał się jeszcze uprzejmym, ciepłym uśmiechem - hej, to wydawali się być naprawdę sympatyczni ludzie, nie było powodu, dla którego miałby ich w tej chwili przekreślić - ten jednak spełzł wraz z chwilą, w której nikt już na niego nie patrzył, nikt się na nim nie koncentrował. Nikt poza Alexem. Nikt poza mężczyzną, któremu dał się odciągnąć, wobec którego milczał jeszcze przez kilka chwil i którego...
Gdy tylko dotarli pod jedną ze ścian sali, nie zawadzając już ani ucztującym, ani tańczącym, Asen obrócił się błyskawicznie i opierając się przedramieniem na wysokości obojczyków młodego aurora, popchnął go pod mur. W innej sytuacji zapewne nie poszłoby to tak bezproblemowo, ostatecznie Hall był świetnym, przygotowanym do walki o siebie i innych funkcjonariuszem, teraz jednak po stronie Nikolaia był element zaskoczenia, a to już wiele ułatwiało. Sam Bułgar nie miał zaś oporów przed wykorzystaniem tej chwilowej przewagi i nie wahał się przed bezczelnym unieruchomieniem Anglika pod ścianą.
- Mój drogi... - Sięgając po zwrot jeszcze parę chwil temu użyty przez Alexa, Nikolai uśmiechnął się leniwie i przekrzywił lekko głowę. Nie bacząc na potencjalne zainteresowanie, które mogli - mógł - wywołać, przyglądał się przez chwilę Hallowi drapieżnie, jak gdyby dając sobie czas na posmakowanie dwóch wypowiedzianych słów.
- Czyżbyś się mnie wstydził, Hall? - Beztroski, nonszalancki ton nijak nie współgrał z drapieżnymi błyskami w ślepiach Bułgara - a przynajmniej nie pasował do nich do chwili, gdy w słowa mężczyzny nie wsłuchało się lepiej. Poświęcając chwilę uwagi przyjętej przez Asena intonacji w którymś momencie można było bowiem wyłapać coś na kształt gardłowego warkotu, a ten, choć z pewnością nie był groźbą, tworzył już z ostrym spojrzeniem piękny, spójny obrazek. Nikolai był rozdrażniony, ale nie zły. Był spięty, ale nie w sposób sugerujący czystą, ludzką wściekłość. To było bardziej skomplikowane. Lub, jeśli spojrzeć na to z innej strony, znacznie prostsze.
Alex Hall
Alex Hall

Dworek rodu Fawley - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dworek rodu Fawley   Dworek rodu Fawley - Page 2 EmptyPią 01 Lip 2016, 23:02

Jedno, nieostrożne słowo. Dokładnie tyle wystarczyło, by sytuacja przybrała niechciany obrót, stwarzając problem, z którym Alex nie miał najmniejszej ochoty się borykać. Powinien uciąć sobie ten długi jęzor albo wreszcie zacząć myśleć, zanim zaczął nim chlapać na prawo i lewo, ale chyba nigdy nie miał się tego oduczyć, choć wiele razy próbował. Jedynym profitem pracy nad sobą było to, że czasem potrafił się w niego ugryźć.
Coś chyba jednak choć częściowo czuwało nad aurorem tego wieczora, bo Nikolai nie postanowił się opierać, gdy wyraźnie dał mu do zrozumienia, że to ten moment, kiedy się wynoszą, a i sam Alex dosyć zgrabnie wydostał się spod ramienia podchmielonego Fawley'a, uśmiechając się przy tym przepraszająco. Ucieczka od większej grupki nie znaczyła końca dzisiejszych problemów Halla, ale na ten moment zdecydowanie je zmniejszała i sprawiała, że łatwiej się było przysposobić do ich rozwiązywania.
Czuł, że choć Bułgar pozwolił się poprowadzić gdzie indziej w rzadkim pokazie ustąpienia czyjejś woli, gdy tylko zostaną względnie sami, coś się wydarzy. Asen na pewno będzie oczekiwał wyjaśnień, kiedy już się do czegoś przypiął, nie odpuszczał tak łatwo. Albo wcale? Nieważne. Faktem pozostawało, że auror tylko w pierwszej chwili odetchnął swobodniej, pozostawiając za ich plecami potencjalnie ciekawskich znajomych, mogących drążyć temat Nikolaia – jak miałby im odpowiadać na jakiekolwiek pytania, skoro sam nie wiedział, co tak naprawdę się między nimi działo? Wróć, wiedział, ale to nie było takie proste. A może właśnie stanowiło sprawę aż tak nieskomplikowaną, że dla Halla oznaczałoby to zbyt śmiałe obnażenie tej sfery prywatności, którą niekoniecznie chciał się dzielić? No bo jak tu w miarę kulturalnie wyjaśnić komuś, że osoba stojąca obok to ktoś komu pozwalasz, by robił ci wiele nieprzyzwoitych rzeczy i tylko tyle? A przynajmniej tak miało być, Alex nie chciał bowiem niczego więcej, bojąc się powtórnego zranienia. Tylko mimo wszystko chyba nie do końca dokładnie rozważył ten układ.
To właśnie to zamyślenie odzwierciedlane na twarzy zmarszczeniem brwi i lekkim zagryzieniem wargi pozwoliło Bułgarowi przyprzeć aurora do ściany oraz zatrzymać go tam ostrym, drapieżnym spojrzeniem. Sposób, w jaki Nikolai powtórzył użyty przez niego wcześniej zwrot, posłał w dół hallowego kręgosłupa kaskadę dreszczy pobudzających ciało do życia w bardzo przyjemny, elektryzujący sposób. Szkoda tylko, że w takich okolicznościach, gdy nic nie można było z tym zrobić. Biorąc głębszy wdech i kątem oka zerkając w bok, czy ktoś im się przypadkiem namolnie nie przyglądał, Alex zaraz zwrócił z powrotem uwagę ku mężczyźnie. Pięknie, wciąż domagał się wyjaśnień, tym razem uderzając dosyć blisko faktycznego problemu, choć nie ujmując go w do końca adekwatne słowa.
- Nie bądź śmieszny, gdyby tak było, nie proponowałbym ci przyjścia tutaj – skontrował postawiony mu zarzut, mówiąc zaskakująco spokojnie, aż sam się zdziwił, że nie wtrącił tam ani nuty sarkazmu. Jeszcze raz obrzucił spojrzeniem salę, ponownie upewniając się, iż nie stali się niczyim obiektem zainteresowań, ale najwyraźniej znajdowali się odpowiednio na uboczu.
- To trochę bardziej skomplikowane – rzucił, w nerwowym odruchu podnosząc dłoń i pocierając kark. Minął dłuższy moment, nim zorientował się, co robił, zaciskając palce w pięść i zmuszając się do ponownego opuszczenia ręki. - I nie chodzi o ciebie. Tobie się tylko obrywa rykoszetem – przyznał niechętnie, dla uzyskania większej wiarygodności nachylając się nieco i muskając wargami kąt ust Nikolaia w przelotnym pocałunku. Miał nadzieję, że nikt tego nie zauważył i nie zaczną się komentarze ze strony rodzin państwa młodych.
Nikolai Asen
Nikolai Asen

Dworek rodu Fawley - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dworek rodu Fawley   Dworek rodu Fawley - Page 2 EmptySob 02 Lip 2016, 20:16

Jakkolwiek przyparty do muru - w przenośni i dosłownie - Hall nie wydawał się być szczególnie bojowo nastawiony, co więcej, zaczynał jakby faktycznie coś tłumaczyć, Nikolai mimo wszystko nie uznał za stosowne go puścić, nie od razu. Niezależnie od mniej lub bardziej wścibskich spojrzeń, które mogły się w tej chwili pojawić, Asen czerpał pewną satysfakcję z podobnego rozkładu sił - teraz i w każdej innej relacji, w której zdarzyło mu się dominować. Żeby daleko nie szukać, podobnie było przecież z Martą - sprowadzenie charakternej jak i on kobiety do pozycji tej podległej, spacyfikowanej, zdanej w większym lub mniejszym stopniu na jego łaskę niezwykle silnie do Bułgara przemawiało, a z Alexem wcale nie było inaczej. Oczywiście, w przypadku eks-żony doprowadziło to w końcu do rozłamu - nie da się na dłuższą metę tak żyć, przynajmniej sam Niko nie sądził, by się dało - i tylko sporadycznych spotkań, z Hallem jednak... Cóż, z Hallem historia była zupełnie inna już od samego początku i póki co Asen nie widział podstaw, by pilnować się bardziej. Nie układali sobie razem życia. Nie współdzielili większości sfer ludzkiej egzystencji. To, co ich łączyło, było proste i łatwe w obsłudze, co więcej, całkiem nieźle dogadywało się też z takim bądź innym rodzajem dominacji.
- Mogłeś zaproponować mi przyjście tutaj po to, żeby mieć się do kogo odezwać gdy już będziesz miał dosyć wszystkich tych świetnie się bawiących jednostek... - Nikolai zupełnie więc się nie krępował, jeszcze przez kilka kolejnych chwil przytrzymując Alexa w dość sugestywnej w kontekście ról w ich relacji pozycji. Nie wahał się też przed naprostowaniem tych - jego zdaniem - niezbyt dokładnych wyjaśnień, jakich młody auror zaczął mu udzielać. Bo choć doceniał starania, to pewne rzeczy należało wyjaśniać i wskazywać różnice tam, gdzie te faktycznie istniały. 
- ...a mogłeś przyjść ze mną bo chciałeś przyjść ze mną. - Ostre rysy złagodniały nieco pod wpływem rozbawionego, zaskakująco szczerego uśmiechu. - To nie jest to samo, Hall.
Jeszcze przez chwilę przyglądając się spacyfikowanemu aurorowi uważnie i niemal odruchowo oddając krótki, pospieszny pocałunek, jakim Alex raczył go obdarzyć, ostatecznie westchnął cicho, puścił swego partnera i obejrzał lekko przez ramię nie tyle szukając potencjalnych świadków chwili czułości, co raczej...
- Chodź - rzucił krótko gdy znalazł już co chciał. Nie wziął Alexa za rękę, nie próbował też w żaden sposób popchnąć go w wybranym kierunku - zamiast tego wsunął ręce do kieszeni spodni i pewnym, szybkim krokiem ruszył do zlokalizowanych przed momentem drzwi prowadzących na tyły dworku. Te były teraz otwarte, umożliwiając gościom chwilowe ucieczki na świeże powietrze - a więc coś, z czego Asen zamierzał w tej chwili skorzystać, skorzystać razem z Asenem.
Obejrzał się tylko raz, tylko jeden raz sprawdzając, czy Hall idzie za nim. Potem już tego nie sprawdzał, zatrzymując się dopiero na tarasie, gdy po przedarciu się przez tłum bawiących się i znalezieniu względnie zacisznego kąta mógł oprzeć się ramieniem o ścianę dworku, wyciągnąć papierosa i, zaciągając się niespiesznie dawką nikotyny, spojrzeć na młodego aurora uważnie.
- Co jest więc takiego skomplikowanego? - zapytał spokojnie, jak gdyby nigdy nic wydmuchując pierwszy kłąb dymu gdzieś na bok, w kierunku pogrążonego w mroku nocy ogrodu. Pytanie było proste i jak najbardziej poważne, bo też sam Nikolai nie widział nic, co miałoby być problematyczne, skomplikowane i wymagające wyjaśnień.
Sponsored content

Dworek rodu Fawley - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Dworek rodu Fawley   Dworek rodu Fawley - Page 2 Empty

 

Dworek rodu Fawley

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 3Idź do strony : Previous  1, 2, 3  Next

 Similar topics

-
» Dworek rodziny Montgomery
» Dworek Merberetów [ Sheffield, hrabstwo Yorkshire]
» Cam Fawley
» Wilcze Wzgórze rodu O'Connor, Irlandia
» Stara rezydencja rodu Cronström [Szwecja]

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne
-