|
| Dworek Merberetów [ Sheffield, hrabstwo Yorkshire] | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Yumi Mizuno
| Temat: Dworek Merberetów [ Sheffield, hrabstwo Yorkshire] Sro 02 Lip 2014, 18:30 | |
| Nie jest to dwór szlachecki, tylko trochę mniejsza budowla z akcentami arystokratycznymi. Na parterze znajduje się jadalnia, duży salon, kuchnia, dwie toalety i piwnice z małą winnicą pana Joshepha Merbereta. Na piętrze jest sześć pokoi: sypialnia Yumi, Dereka i wiekowego lokaja Sorena (nie posiadają skrzata). Trzy pozostałe są dla gości. Znajdują się tu też dwie toalety (łącznie jest ich 4). Na poddaszu jest jeden nieduży pokój, w którym swoimi czasy bawiła się Yumi. Dostępny jest dość duży ogród z metalowymi, eleganckimi i ozdobnymi ławkami. W tym dworku mieszkają tylko cztery osoby, a zmieściłoby się ich przynajmniej trzykrotnie więcej.
Ostatnio zmieniony przez Yumi Merberet dnia Sob 30 Sie 2014, 10:47, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Dworek Merberetów [ Sheffield, hrabstwo Yorkshire] Sro 06 Sie 2014, 13:56 | |
| Powrót do domu był pomysłem dobrym. Ojciec otrzymał wiadomość o wyjeździe Dereka i przyjął to jako coś normalnego. Raz bądź dwa zwrócił uwagę na jego brak taktu, skoro wyjechał nagle i to w posiadłości Carrowów tuż po zaręczynach. Znał jednak swojego syna i jakoś przełknął, że ten zniknął na resztę wakacji do kolegów. Yumi za każdym razem siedziała z duszą na ramieniu przy posiłkach, gdy padał temat jej brata. W jej domu były teraz tylko trzy osoby, więc było tutaj jeszcze ciszej niż zazwyczaj. Nikt nie śmiał się, ojciec z reguły przesiadywał w swoim gabinecie bądź zapraszał kolegów na partyjkę pokera i ogniste whisky. Lokaj sunął po domu niczym zmora, nie zawadzając nikomu. Yumi wprawdzie miała cały dom dla siebie, jednak i tak odczuwała nudę. Myślała nad naskrobaniem listu do Anastasii, Lavinii bądź Yasmine z prośbą o przyjazd w odwiedziny, jednak po głębszym namyśle stwierdziła, że dziewczyny w mig pojmą co przeżyła Yu - próbę gwałtu. Chcąc oszczędzić sobie wyjaśnień i opowiadań, chodziła krok w krok za lokajem próbując go rozruszać i zagadać. Starała się wyciągnąć z niego informację gdzie został schowany klucz na strych, gdzie kryje się fortepian. Rozważała nawet wizytę u Zonka, aby znaleźć coś w zastępstwie, jednak jako niepełnoletnia bla bla, nie mogła sama szwendać się po Hogsmade bla bla, jest nieodpowiedzialna skoro została zaatakowana przez wilkołaka bla bla. Została więc skazana na suszenie głowy Sorenowi. Nie skontaktowała się ani razu z Amycusem. Wyjechała od niego w ciągu godziny, nie informując o tym nikogo poza jego matką. Pani Carrow była bardzo miła i rozumiała stres, na jaki narażona była młoda Yumi z powodu tak wielu wydarzeń i samych zaręczyn. W domu poczuła się lepiej. Przez parę dni bała się, że Derek wróci, lecz z czasem udało się jej uspokoić i przestać tym martwić. Nie będzie go przez trzydzieści dni. Nie pozwalała sobie na myślenie o nim ani o całej sprawie. Dzięki temu jej oczy pojaśniały,trochę odżyły, zaczęła normalnie jeść i dokuczać lokajowi. Siedziała na blacie w kuchni i upierdliwie pytała go, po co mu białe rękawiczki i czemu chodzi ubrany w garnitur, skoro jest tak gorąco. Sama rano zdecydowała się na odsłonięcie nóg, aby je trochę opalić, otulając się wiosenną sukienką. Nie ustawała w nękaniu lokaja i dyskretnego wypytywania o klucz na strych. |
| | | Mistrzyni Alpacalipsa
| Temat: Re: Dworek Merberetów [ Sheffield, hrabstwo Yorkshire] Sro 06 Sie 2014, 13:58 | |
| Joshpeh popalał cygaro na ganku. W rękach rozłożonego miał Proroka Codziennego, w tle słychać było radio i świergotanie ptaszków. Lubił tę ciszę w jego domu. Nie musiał zawracać sobie głowy niczym szczególnym i odpoczywać po pracy. Jeszcze dzisiaj musi wyjść do Ministerstwa w załatwieniu paru spraw. Z chęcią myślał o papierzyskach, które na niego czekają. Lubił ciszę, ale dom już nie. Był pusty, bez życia. Obcy. Starał się spędzać tu jak najmniej czasu w posiadłości, aby nie musieć ryzykować wspomnień tak dla niego bolesnych. Jego córka została w końcu zaręczona z młodym Carrowem, a był to niewątpliwy sukces. Wszystko było na swoim miejscu, wyda córkę za mąż i zrobi to, co należy do obowiązku głowy rodziny. Później naciśnie na swego syna, aby i ten wybrał sobie małżonkę i ją poślubił. Dopilnuje tylko, aby była właściwego pochodzenia. Przewidywał pewne problemy jako, iż Derek nie był czystokrwisty, jednak mając tak obszerne znajomości, znajdzie mu odpowiednią kandydatkę. Ciszę przerwał trzask teleportacji dochodzący zza bramy. Josh zdjął z nosa okulary, odłożył gazetę i wstał, aby sprawdzić któż to odwiedza ich bez zapowiedzi. Dodatkowo trafił od razu, a dobrze wiedział, że łatwo jest zgubić się w ścieżkach prowadzących do jego skromnej rezydencji. - Och, Amycusie? Cóż cię tutaj sprowadza? - zdziwił się na widok swego przyszłego zięcia. Podszedł do bramy, mruknął zaklęcie na goblina pilnującego wejścia i wpuścił chłopaka do środka, ściskając mu mocno rękę na powitanie. - Wejdź proszę, jesteś zawsze mile widziany w naszych progach. Jak tam rodzice się miewają? Proszę, usiądź, zaraz lokaj przyniesie coś orzeźwiającego. Masz może ochotę na alkohol? Jesteś już pełnoletni, gratuluję. Soren! Pospiesz się no, nakryj do stołu! I poinformuj Yumi o wizycie narzeczonego! - krzyknął za siebie wiedząc, że rozkaz zostanie spełniony. Zaprowadził Carrowa do stolika pod kasztanowcem i wskazał miejsce, gdzie powinien usiąść. Wziął paczkę cygar do ręki i wyciągnął je w stronę chłopaka. - Proszę się poczęstować, rocznik tysiąc osiemset osiemdziesiąty ósmy. - pochwalił się. Josheph był miłym panem w średnim wieku z niebieskimi oczyma, trochę posiwiałymi włosami i podwójnym podbródkiem. Dobrze wiodło mu się o czym świadczył rosnący brzuch. Nie był grubasem, lecz jeszcze trochę alkoholu, a będzie miał ku temu zadatki. Po przyjrzeniu się było widać pewne, drobne podobieństwo z zachowaniem Yumi. Oboje uśmiechali się z rezerwą i ostrożnością, jakby mieli do czynienia z jakimś szpiegiem - choćby był to pięcioletni sąsiad. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Dworek Merberetów [ Sheffield, hrabstwo Yorkshire] Sro 06 Sie 2014, 14:00 | |
| Nieobecność Yumi została dostrzeżona przez Amycusa dopiero po kilku godzinach, kiedy matka próbowała dowiedzieć się czegoś więcej o relacjach łączących go z drobną czwartoklasistką. Oczywiście wcześniej zadbała o odpowiednie „podłoże” siadając wygodnie z synem w salonie, pielęgnując przy tym kwiaty. Dzięki subtelnym zabiegom, wyciągnął od kobiety tę magiczną informację powrotu do swojej rodzinnej posiadłości z powodu złego samopoczucia. Dni mijały mu zadziwiająco spokojnie, spędzał je nie tylko na leżeniu do góry brzuchem na hamaku, ale przede wszystkim ćwiczył bez ograniczeń zaklęcia i tworzenie eliksirów. Zdążył wysłać również sowę do Alecto z pytaniem, czy potrzebuje swoich ubrań i gdzie ma je dosłać. Nie było w tym krztyny złośliwości, a list jaki zaniosła sowa należał do wyjątkowo długich. Tego dnia był mocno zirytowany nieustannie roznoszącym się zapachem malin w jego pokoju, wyganiając go na zewnątrz za każdym razem kiedy wchodził do niego. Minęło już wystarczająco dużo dni, aby wietrzenie pomieszczenia wystarczyło na oczyszczenie atmosfery i wprowadzenie starych elementów. Zakłócenie, jakie zrobiła swoją zaledwie kilkugodzinną obecnością, wystarczyło do wyprowadzenia Amycusa z równowagi. Coraz więcej czasu spędzał w pomieszczeniach piwnicznych bądź na dworze, atakując poszczególnie drzewa i naprawiając, wpadając w błędne koło. Kiedy zdarzyło mu się usnąć przy stole podczas kolacji stwierdził, że wystarczająco dużo czasu spędził na odganianiu postaci Yumi od swoich myśli. Wciąż powracał do pierwszego wrażenia, jakie na nim wywarła podczas zaręczyn i fascynacji, jaka się wówczas w nim obudziła. Nie powiedział nigdy szczerze co uważa o jej stroju, pielęgnując w sobie odpowiednie słowa i uczucia, jakie mógłby w przyszłości wyłożyć. Ostatnia noc przepełniona była snami z silnymi doznaniami, przeczącymi rzeczywistości i przedstawiającymi scenariusze, jakie nie miały prawa bytu. Z samego rana wziął prysznic i ubrał granatową koszulkę z krótkim rękawem, odsłaniając również wyleczone z poparzenia kończyny. Przed wyjściem łyknął jedną dawkę eliksiru maskującego to nieładne, fioletowe coś nad prawym łokciem i gotowy był do wyjścia. - Witam, panie Josephie. – Przywitał mężczyznę silnym uściśnięciem ręki oraz uśmiechem wysoce uprzejmym, odgrywając rolę jaką odgórnie mu narzucił ten oto nieznajomy człowiek. – Dzień po zaręczynach pańska córka nie czuła się najlepiej, więc chciałem sprawdzić czy stan jej zdrowia uległ poprawie. Wiem, że trochę czasu już minęło, ale cóż.. – delikatnie wzruszył ramionami, unosząc nieznacznie skromny [url= http://www.twojekwiaty.pl/do/image/_big/BOU06_79.jpg]bukiet[/u] i przywołał na twarz lekko zmieszany uśmiech. – …ufam, że zostanie mi to wybaczone. – Dokończył spokojnie, podchodząc do wyznaczonego przez mężczyznę miejsca. Wystarczyło krótkie spojrzenie na rozłożoną gazetę oraz uszykowany alkohol, aby Amycus zainteresował się osobą, do której przyszedł. Nie zamierzał spędzać dzisiejszego popołudnia w towarzystwie ojca Yumi, chociaż w przyszłości z pewnością nie uniknie takich sytuacji. Przyglądał mu się ukradkiem, przede wszystkim dbając o autentyczne utrzymanie grzecznego zainteresowania na twarzy. Położył bukiet żółtych kwiatów na swoich udach, dzięki czemu mógł usiąść wygodniej. – To bardzo miłe z pana strony. Rodzice miewają się dobrze, chociaż matka nie zapomina przypomnieć ojcu, że za dużo ostatnimi czasy pracuje. – Odparł lekkim tonem, kontynuując swobodną atmosferę i rozmowę jaka zapadła. I chociaż nie podziękował za alkohol, ignorując wzmiankę o nim, tak sięgnął ręką po wyciągnięte w jego stronę cygaro. Uniesione brwi w górę powiększyły zdziwienie chłopaka, który przysunął przedmiot do swojego nosa i zaciągnął się zapachem specyficznego „tytoniu”. Na szczęśnie nie niósł w sobie ani krztyny malin, co Amycus obrał za dobrą monetę. Kiedy uświadomił sobie o czym pomyślał, zacisnął nieco mocniej szczęki i odsunąwszy cygaro, pochylił się w kierunku mężczyzny. - Przyznam szczerze, że jeszcze nigdy nie próbowałem czegoś podobnego. – Powiedział z uznaniem, opierając się swobodnie i przesunął opuszkami drugiej ręki po pierścieniu. Gdzieś z tył głowy usłyszał głos nakazujący mu odgryzienie kapturka przed rozpoczęciem palenia, jednak póki co, Amycus nie dążył do spędzenia tutaj kilku godzin. Zerknął w kierunku kelnera, pełniącego rolę domowego skrzata. Nie zatrzymał jednak spojrzenia na jego sylwetce, ale pomknął dalej w kierunku domostwa, gdzie w środku kryła się maleńka, irytująca istota zaprzątająca umysł w niemalże każdej wolnej chwili. |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Dworek Merberetów [ Sheffield, hrabstwo Yorkshire] Sro 06 Sie 2014, 14:01 | |
| Yumi dobrze wiedziała kto przyszedł. Wystarczyło usłyszeć zachwycony głos ojca i jego trajkotanie, aby wywnioskowała, że spokój został zażegnany. Nie wyszła nawet jak lokaj poinformował ją o wizycie narzeczonego - nie dało słyszeć się poleceń ojca. Odparła, że przyjdzie za parę minutek. Stała przy oknie w kuchni i patrzyła na ogród, na ojca, sylwetkę Amycusa i idącego w ich stronę Sorena z tacą i zimnymi napojami. Zaciskała mocno usta i marszczyła brwi. Po co tutaj przyszedł? Mógł wysłać sowę... nie spodziewała się, że "zatęskni" i osobiście zaszczyci ją swoją obecnością. Przytuliła policzek do szyby i przez chwilę ze złośliwym uśmieszkiem przyglądała się Amycusowi rzuconemu na pastwę jej ojca. Jeszcze pożałuje, że przyjechał, gdy zostanie wręcz zagadany przez zachwyconego nim Josepha. Miała tę parę chwil, aby przyjrzeć się mu z daleka. Perfekcyjny w każdym calu... tylko co on tam trzyma w rękach? Nie mogła dostrzec, bo zasłaniał go gburowaty, wysoki i chudy jak kij lokaj. Potem pojawiła się myśl, jak ona wygląda. Ubrała się nadzwyczaj swobodnie nie spodziewając się żadnych wizyt... przejrzała się w odbiciu szafy, zirytowana ledwie widocznymi dołami pod oczami. Nie spała dobrze ostatniej nocy, gdy śnił się jej Derek.
Dni były bardzo spokojne. Zastanawiało ją czemu tylko we własnym pokoju nie wierciła się z miejsca na miejsce, jak robiła to będąc jeszcze u Carrowów. Może i jej powód był błahy i słaby na powrót domu, wszak osoba chora powinna leżeć w łóżku i nie podróżować, lecz musiała wyjechać. Nie tylko przez wzgląd na mocny bunt ze strony Alecto, której powrót z pewnością byłby widowiskowy, gdyby spotkała tam wciąż Yumi. Chodziło też o Amycusa, z którym spędzała zdecydowanie za dużo czasu. Musiała zniknąć najlepiej niespodziewanie i bez uprzedzenia, aby dać jemu chwilę wytchnienia i sobie samej również. Nie chciała mówić mu jak bardzo jego małe zamczysko przypomina jej do czego omal tam nie doszło. Jak blisko była zniszczenia sobie przyszłości. Postanawiając odwiedzić ją w jej domu narażał się na jeszcze więcej zapachu malin, wyczuwalnych w każdym miejscu, gdzie Yu przed chwilą przebywała. Choć mieszkała tutaj sama z trzema mężczyznami w różnym wieku, dało dostrzec się elementy kobiece. Pilnowała, aby dom miał pewien charakter i nie był pusty. Zwariowałaby. I gdy tak siedziała w kuchni coś przykuło jej uwagę. Na parapecie pod firanką leżały stare, zardzewiałe klucze. Te, które przypadkiem właśnie potrzebowała. Uznała, że weźmie je jak tylko wymówi się czymkolwiek przed siedzeniem z nimi w ogrodzie. Yumi zdawała sobie sprawę, że jeśli nie wyjdzie z domu do gościa, zostanie to odebrane jako coś bardzo nietaktownego, co z kolei doprowadzi do problemów ze strony ojca. Poprawiła więc włosy, odgarniając z czoła grzywkę i z przybranym na ustach uśmiechem otworzyła drzwi, wychodząc przed dom. Nie spieszyła się, szła powoli, stawiając ostrożnie kroki, jakby miało to zaważyć na jej życiu. Włosy powiewały na jej barkach, łaskocząc skórę i plecy, ciepłe słońce od razu ją znalazło, przystępując do przynajmniej minimalnego opalenia jej jaśniutkiej skóry. Dopiero gdy znalazła się wystarczająco blisko, uniosła głowę i od razu spojrzała na Carrowa niewerbalnie obiecując mu, że trochę się pomęczy z jej ojcem zanim go stąd uwolni. - Dzień dobry, Amycusie. Co cię tutaj sprowadza? - zapytała, jakby nie wiedziała. Nie usiadła do stolika, stała kilka metrów przed nimi z ułożonymi ładnie rękoma za plecami. - Ubolewam, że nie mogę pozostać w tym jakże miłym gronie. Nie czuję się jeszcze najlepiej. - kłamała, bo czuła się świetnie. Wyśmienicie, jak nigdy. Odgrywanie "chorej" w ostatnich dniach przydało się, bo ojciec musiał połknąć haczyk i przystać na jej tak bardzo złe samopoczucie. Z drugiej strony młoda dama nie powinna wdychać nieprzyjemnego aromatu dymu tytoniowego ani widzieć jak jej rodzic i narzeczony piją razem alkohol. Wszystko opowiadało się za tym, aby stąd odeszła szybciej, niż pojawiła się. |
| | | Mistrzyni Alpacalipsa
| Temat: Re: Dworek Merberetów [ Sheffield, hrabstwo Yorkshire] Sro 06 Sie 2014, 14:02 | |
| Mężczyzna był nim bardzo zachwycony. Idealny kandydat na męża jej córki. Świetny posag, czysta krew, chociaż to dla niego nie było tak bardzo istotne, bo łasił się na majątek. Zapewni sobie godziwą resztę życia i nie będzie musiał martwić się dziećmi. Szczególnie Yumi, której widok bolał go za każdym razem tak samo. Była nadzwyczaj podobna do swojej matki, a tego Joseph nie mógł znieść. - To zrozumiałe, że postanowiłeś Yumi osobiście odwiedzić. Ucieszy się z twojego widoku. Proszę, czuj się jak u siebie, Amycusie. - odparł gorliwie, zadowolony z jego manier i pomysłowości przyniesienia kwiatów. Usiadł dopiero wtedy, gdy zrobił to Amycus, zachowując wszelakie wzorce etykiety. Jego rodzinie nie wolno było nic zarzucić, mieli być idealni i tacy są. Uśmiechał się non stop, zadowolony, że przedstawi przyszłemu zięciowi oryginalne cygaro. Może później uda się go sprowadzić do jego małej winniczki i jeszcze bardziej zaimponować mu swoją kolekcją? Carrow powinien wypowiadać się o jego rodzinie jak najlepiej, stąd zabiegi aż zbyt uprzejme. - Prawdziwy czarodziej musi palić tylko tytoń oryginalnego wyrobu, a nie sprzedawane dzisiejsze podróbki. - dodał, powołując się na bogactwo, jakie obaj posiadali. Lokaj postawił przed nimi zimne piwo korzenne w porządnej wielkości kuflach takich jakie powinno się mieć w swoim domu. Joseph z opóźnieniem odwrócił się, gdy przybyła córka. Ledwie na nią zerknął, siedząc doń bokiem. - Jak dobrze, że jesteś Yumi. Mamy wyjątkowego gościa. - powiedział zbyt entuzjastycznie chcąc zatuszować swoją ukrywaną niechęć do patrzenia na swoje dziecko. Za bardzo, zdecydowanie za bardzo przypomina Natsumi. Na co dzień widują się rzadko, tylko tyle ile wymaga tego czas posiłku. Nawet nie mijają się na korytarzach, a teraz stała tutaj identyczna jak własna matka. - Jeszcze trzyma ciebie to choróbsko? Bardzo niedobrze. Przywitaj się z narzeczonym. Potem idź odpocząć, musisz wyzdrowieć jak najszybciej. Mam w planach zaprosić ojca Amycusa na partyjkę pokera. Nie chcę, żebyś roznosiła wirusa po domu. - powiedział trochę bardziej nerwowo, nie mając nic przeciwko, aby wróciła do swojego pokoju. Z przyjemnością potowarzyszy Amycusowi i opowie o swojej kolekcji win. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Dworek Merberetów [ Sheffield, hrabstwo Yorkshire] Sro 06 Sie 2014, 14:03 | |
| - Dziękuję, to bardzo uprzejme z pana strony. – Skinął grzecznie głową, wracając spojrzeniem do swojego niecodziennego rozmówcy. Amycus wielokrotnie widział podobnych jemu czarodziejów, wypychających swoje dzieci z domów, równocześnie napełniających swoje sakiewki. Nie widział w tym nic niepoprawnego, dostrzegając egoistyczną naturę ludzką, tak bardzo przesiąkniętą realizacją przyjemności potrzeb niższego rzędu. Tak jak on sam kierował się potrzebą wydobycia na zewnątrz gniewu i chuci, tak niektórzy zadowalali się zupełnie innymi elementami życia. W tym przypadku – chodziło o pieniądze. – Coś w tym jest. – Pokiwał głową z uznaniem, łaknąc całą przekazywaną dobrotliwie wiedzę przyszłego teścia, doświadczonego czarodzieja i ojca. Odłożył na stolik ofiarowane cygaro, stwierdzając że trzymanie go w rękach podczas powitania jest wysoce nieuprzejmym. Krzesło skrzypnęło cicho, wyrażając swój ból istnienia. - Dzień dobry, Yumi. – Powitał ją w formalny sposób, dostrzegając identyczne wręcz pytanie, jakie zadała. Ewidentnie była spokrewniona z człowiekiem siedzącym po lewej stronie Amycusa, skoro nawet układali w ten sam sposób zdania. Zignorował niemą obietnicę w oczach dziewczyny, nie domyślając się co oznaczają krótkie przebłyski w brązowych tęczówkach. Poprawił bukiet kwiatów w swoich dłoniach, zerkając tylko na moment na Merbereta. – Wybacz mi brak zapowiedzi, sądziłem że wróciłaś do zdrowia. Nie będę cię zbyt długo męczył swoją osobą, ukradnę tylko kilka minut, gdy poczujesz się lepiej. – Podszedł do niej i w połowie wypowiedzi pochylił się w kierunku jej twarzy, aby w niezwykle bezczelny sposób wykorzystać przysługujące mu prawo i sprzyjające okoliczności do jego realizacji. Szerokie wargi przesunęły się po lewym policzku dziewczyny, ogrywając scenkę przed rodzicielem. – Mam nadzieję, że ich zapach umili ci czas choroby. – Dodał po krótkiej chwili, wręczając zapewne do zesztywniałych kończyn bukiet świeżych kwiatów. Nie przejmując się złamaniem i zdeptaniem granic, jakie przecież dziewczyna sama ustawiła w ich relacji, odwrócił się bokiem w stronę Merbereta. Uśmiech jaki był przyklejony do twarzy Amycusa nie zamierzał zejść przez najbliższe pół godziny, kiedy mężczyźni będą rozmawiać o trywialnych sprawach. Yumi postawiła go w niezbyt komfortowym położeniu, zmuszając do przedłużenia spotkania z ojcem. Zamiast jednak załamać się czy marudzić, postanowił wyciągnąć z tego nauczkę i korzyści, idące za zacieśnieniem więzi z teściem. – Odprowadzić cię? – Zaproponował przymilnym tonem, do złudzenia przypominającym ten, jakiego ona sama używała podczas opowieści na temat niefortunnej drzemki i domniemanych krzyków Amycusa.
|
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Dworek Merberetów [ Sheffield, hrabstwo Yorkshire] Sro 06 Sie 2014, 14:04 | |
| Wiedziała co go tutaj sprowadza. Czysta ciekawość i sprawdzenie czy rzeczywiście czuje się tak źle, że musiała opuścić jego dom, skoro nic nie zapowiadało takiego zachowania. Nie sądziła, że ośmieli się zrobić jej aż taką niespodziankę. Zauważyła, że po raz drugi przyniósł kwiaty i tym razem dopilnowała, aby jej reakcja była wystarczająco entuzjastyczna. Włoży ów bukiet w wazon i postawi w bardzo widocznym miejscu, aby Carrow natknął się na niego kilkakrotnie, jeśli wejdzie do środka jej domu. Używali bardzo formalnych słów, będąc do bólu przykładni i eleganccy. Ojciec musiał być jeszcze bardziej zachwycony zięciem i jak go znała, z jeszcze większą chętką będzie siedział przy Carrowie choćby do wieczora. Zmrużyła ciemnobrązowe oczęta nie wierząc, że "nie będzie męczył" jej swoją osobą. Obiecała sobie, że nie poczuje się lepiej dopóki nie pozbędzie się go z pola widzenia. Do tego czasu będzie bardzo chorować. Mieli rozejm, nawet pogodzili się i jeszcze bardziej zrozumieli od czasu zaręczyn, jednak to nie wykluczało dalszych podobnych temu zachowań. Powinien poznać swojego teścia bardzo dobrze, a to sprowadza się do spędzania z nim czasu, a Yumi będzie udawać chorą i śmiać się z czekających Amycusa męczarni. Była pewna, że go zabije, jeśli zrobi to, co planował. Odczytała bezbłędnie jego zamiary sekundę przed tym, jak poczuła delikatne muśniecie warg na policzku. - Menda. - mruknęła cichutko, aby tylko i wyłącznie on to słyszał. - Bardzo umili, dziękuję, że o mnie pomyślałeś, drogi Amycusie. - to powiedziała już głośniej, jako wersja oficjalna. Przyjęła kwiaty, zabijając wzrokiem Carrowa za jego bezczelne zachowanie. Dobrze wiedział, że dalej będzie grała przed rodzicielem i świetnie to wykorzystywał. Tylko on mógł wpaść na taki pomysł... Dobrze, że ani ojciec ani lokaj nie patrzyli bezpośrednio na twarz Yumi. Ślepiec zauważyłby irytację dziewczyny za delikatnym uśmiechem, jaki słała trzem panom. Prawie ucieszyła się, że już poszedł na pastwę jej ojca, gdy znowu dał pokaz głębokiej troski o zdrowie swojej narzeczonej. Spiorunowała go wzrokiem w odpowiedzi. - Trafię sama. Jestem pewna, że tato chętnie opowie ci o imponującej kolekcji win. Nie będę już panom przeszkadzać. Do zobaczenia później. Ojcze, Amycusie.- dygnęła uprzejmie i skinęła głową lokajowi, który posłał jej blady uśmiech. Dobrze wiedział, że mała Merberet da popalić swojemu narzeczonemu. Yu odwróciła się na pięcie i z zadowoloną miną powróciła do domu. Pozbyła się Carrowa na jeszcze kilka godzin, zanim rodziciel go wypuści. Przeczuwała, że po gadce Josepha odechce mu się "przeszkadzać swoją osobą" podczas "choroby". Wiedziała, że będzie jej przeszkadzał. Za dobrze go znała. W domu znalazła wazon (w przeciwieństwie do Carrowa miała ich kilka), nalała tam wody i wstawiła bukiet, ustawiając dekorację w swoim pokoju na parapecie. Dzielnie lekceważyła mrowienie na policzku, nie ośmielając się go teraz dotknąć i westchnąć. Wróciła się po klucze do kuchni i przystanęła przy szybie. Z czystą satysfakcją oglądała uwięzionego Carrowa, zmuszonego do odgrywania uprzejmości. Nie mogła od razu iść na strych, nie mogąc pozbyć się lokaja. Soren wrócił do domu i nakrywał skromny poczęstunek dla gościa i głowy rodu. Pech chciał, że musiała przejść przez kuchnię do schodów, aby znaleźć się na strychu. Siedziała ukryta na przedpokoju, czekając aż lokaj sobie pójdzie. Przez ponad trzydzieści minut słuchała pięciu wersji "Miotło, miotło, przyjaciółko ma", cierpiąc w milczeniu, gdyż Soren nie umiał śpiewać w ogóle. Zerwała się na równe nogi słysząc zamykane drzwi i pobiegła czym prędzej przez kuchnię, pokonując schodki. Zatrzymała się przy starych drzwiach. Miała sporo czasu, aby sprawdzić czy fortepian tam ukryty wciąż działa. Może uda się jej namówić ojca na zniesienie instrumentu do salonu? Po tym dużym kuflu piwa powinien być bardziej ugodowy. Włożyła stary klucz do zamka i przekręciła go. Uśmiechnęła się i otworzyła drzwi, wchodząc do środka. W pomieszczeniu znajdowało się parę mebli okrytych szarą płachtą chroniącą drewno przed kornikami i kurzem. Yu z zaciekawieniem ruszyła slalomem między przedmiotami, od razu wyłapując kształt niewątpliwie skrywający fortepian. Przeszła obok wielkiej szafy... i zatrzymała się. Szafa trzęsła się i burczała, co Yumi od razu zaciekawiło. Cofnęła się trzy kroki i zsunęła płachtę z mebla. Rozkasłała się od wzbitego w powietrze kurzu, zasłaniając oczy. Szafa jeszcze mocniej poruszyła się zniecierpliwiona. Piętnastolatka uznała, że albo mebel jest zaczarowany albo posiada mieszkańca, którego chciałaby obejrzeć. Chwilę wahając się podeszła do drzwiczek. Przyłożyła ucho do drewna, zastukała pięścią dwa razy. Otrzymała odzew w postaci głośniejszego burczenia. Objęła dłonią klamkę i otworzyła. Cofnęła się gwałtownie, gdy coś wyskoczyło ze środka. Na początku był to czarny obłok, powoli formujący się niczym z gliny w syletkę. Na drewnianej podłodze stanęły bose stopy z czarnymi ostro zakończonymi paznokciami. Yumi już wtedy spanikowała. Uniosła spojrzenie i przerażająco wrzasnęła. Krzyk ten było słychać w całym domu i w ogrodzie... był to wrzask strachu, czystego pierwotnego strachu. Przed Yumi stał Frenir Greyback, szczerząc na nią swoje szpiczaste kły. |
| | | Mistrzyni Alpacalipsa
| Temat: Re: Dworek Merberetów [ Sheffield, hrabstwo Yorkshire] Sro 06 Sie 2014, 14:05 | |
| Krzyk usłyszał jako pierwszy lokaj. Wypuścił tacę z posiłkiem z rąk i rzucił się biegiem do środka domu. Widział, że za nimi pobiegli dwaj panowie, lecz nie mógł na nich czekać. Zatrzymał się na przedpokoju, a potem zobaczył otwarte na górze drzwi na strych. Zmarszczył krzaczaste brwi i lekceważąc swoje krzywe nogi pobiegł na górę, wpadając do środka. - O la boga! - wybałuszył oczy na widok potwora wcielonego, czyli wciąż nieuchwyconego wilkołaka. Za nim usłyszał ciężkie kroki Josepha i Amycusa. Mogli zobaczyć Greybacka dosłownie przez minutę. Postać bogina odwróciła się i napotkała starego Sorena. Zajrzał mu głęboko w oczy i zmienił swą formę w... przerośniętego, gigantycznego szczura. Soren pisnął, wydarł się jeszcze głośniej i rzucił biegiem, popychając na boki resztę. Zniknął z piętra, zniknął z domu, zwiał gdzie pieprz rośnie. Bogin znowu zmienił się, powrócił sylwetką do Greybacka, nie widząc kolejnych ofiar. Szedł w stronę Yumi, wyciągając do niej ręce. Dziewczyna jeszcze głośniej wrzasnęła... Joseph nie wiedział co się dzieje. Nie wiedział, że to jest bogin, był święcie przekonany, że to Greyback we własnej osobie. Wyciągnął starą różdżkę i wystrzelił potężne Protego. Szafa zawyła, szurając odsunęła się dwa metry. Yumi odrzuciło na parę metrów, wszak była lekka i mała... leciała, aby uderzyć prosto w ścianę. Wilkołak dalej stał i szedł w ich stronę. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Dworek Merberetów [ Sheffield, hrabstwo Yorkshire] Sro 06 Sie 2014, 14:07 | |
| Amycus spędził w towarzystwie starego Merbereta, wysłuchując o kolekcji win oraz odpowiednich rocznikach, które są mniej lub bardziej smaczne. Trudno było jednak powiedzieć o prawdziwym zaangażowaniu w dialog, ponieważ chłopak stosował zgrabną manipulację, wprowadzając raz na jakiś czas krótkie pytania podtrzymujące temat. Nie miał nic przeciwko rozgadaniu się mężczyzny i przede wszystkim wygadaniu, jeśli taka była jego obecna potrzeba. W chwili obecnej musieli oboje dać dużo czasu Yumi na poukładanie myśli oraz obranie jakiegoś planu na najbliższe godziny. Podejrzewał, że jeśli tylko by chciała, mogłaby ukryć się przed nim albo wymanewrować w taki sposób, żeby odechciało mu się przyjeżdżać tutaj. Między piętnastym a dwudziestym zdaniem dotyczącym zapachu wina, chłopak przebiegł się myślami w kierunku delikatnej skóry, jaką poczuł na swoich wargach. Ze wszystkich stron otoczony obecnością Krukonki, nie był w stanie dosięgnąć jej swoimi rękoma i sprowadzić na twarz prawdziwy, szczery uśmiech zadowolenia. Prosząc o pozytywną reakcję na swoją osobę żądał najwyraźniej zbyt wiele, więc postanowił iść po najcieńszej linii oporu. Jego potrzeby były sprzeczne z tymi, jakie ona próbowała realizować. I chociaż nie przekreślił ich realizację, przesunął nieznacznie w czasie, skupiając się na prezentach ofiarowanych przez los. Mógł, oczywiście że mógł przenieść całe swoje zainteresowanie w kierunku jakiejś innej dziewczyny. Bardziej inteligentnej, błyskotliwie podchwytującej dwuznaczną grę słów, przesączoną subtelnie zmysłowością i niezobowiązującym flirtem. I nagle, niespodziewanie dotarło do Amycusa to, iż nigdy nie próbował wciągnąć małoletnią Yumi w takiego typu zabawę. Wielokrotnie zasłaniali się niedopowiedzeniami i aluzjami, chociaż zazwyczaj miały one zupełnie inny wydźwięk niż czysto seksualny. Oczywiście zdawał sobie sprawę z chwilowego zaślepienia, jakie go ogarnęło. Póki nie było to groźne, postanowił podążać wyznaczoną przez siebie ścieżką, w pełni świadomie podejmując się prób zburzenia chyba najgrubszych murów wokół serca brunetki. Monolog ojca dotyczący dojrzewających winogron został brutalnie przerwany wrzaskiem wydobywającym się gdzieś z wnętrza domostwa. Amycus nie oglądał się przez ramię ani razu, wyciągając różdżkę już w trakcie biegu. Przy okazji szturchnął łokciem nieruszony kufel piwa, wylewając zawartość na nogawkę w okolicach kolana. Dźwięk tłuczonego szkła został stłumiony przez roznoszące się po jego umyśle echo krzyków, wwiercających się swoją intensywnością głęboko w pamięć Ślizgona. Przed oczyma ujrzał przebłysk wspomnień, tak starannie pielęgnowanych w jego umyśle – drżąca warga Yumi, przerażone oczy i blada niczym pergamin kartka. Zatrzymał się na krótką chwilę tylko w kuchni, dając tym samym możliwość lokajowi wdrapania się po schodach i dołączenie seniora rodu do pomieszczenia. Niczym przez mgłę słyszał ciężkie sapanie konesera win, zostawiając go daleko w tyle z powodu różnicy wieku i związane z tym – sił. Pchnięty przez lokaja zatoczył się do tył, dostrzegając bezkształtną masę wielkości porządnego arbuza, w kolorze zgniłego brązu, naznaczone różowymi plamkami i sznurkami. Ów coś zniknęło zadziwiająco szybko na strychu, pozwalając na zerknięcie na resztę sylwetki potwora czającego się na nieświadomych podróżników. Chłopak odbił się od ściany, w ostatniej chwili przytrzymując się poręczy i ratując swój kręgosłup przed połamaniem. Właśnie w tej chwili ojciec Yumi wyprzedził go i trzasnąwszy jakimś zaklęciem, wpadł do środka. Adrenalina buzowała w żyłach chłopaka, budząc do życia drzemiący sobie słodko gniew. Celowo wyobrażał sobie poturbowaną Yumi, wmuszając w siebie słowa pobudzające ten przymilny stan ciała. Derek nie miał prawa wrócić, chociaż to była pierwsza myśl po usłyszeniu dzikiego wrzasku. Dwa dni temu został odwiedzony przez Ślizgona, równocześnie zmuszony do napisania jednej z licznych sów do ojca. Zapach kurzu dotarł do jego nozdrzy z opóźnieniem, kiedy dojrzał homoidalną sylwetkę leżącą pod kartonami na przeciwległym końcu ściany. – Yumi! – Krzyknął ostrzegawczo oraz informacyjnie, aby rozeznać się czy dziewczyna znajduje się w tym niefortunnym pomieszczeniu czy jedynie była świadkiem ataku monstrualnego szczura. Fragment kwiecistej sukienki zmotywował go do pokonania niewielkiej odległości oraz pochylenia się nad półprzytomną dziewczyną. Z twarzą ściągniętą gniewem wsunął dłoń pod jej plecy, w drugiej wciąż trzymając różdżkę. – Yumi, słyszysz mnie? – Odezwał się do poturbowanej zaklęciem, przesuwając wzrokiem pośpiesznie, w celu dostrzeżenia plamek krwi lub otarć będących wyznacznikiem otwartej rany. Ochrypły warkot dotarł z lekkim opóźnieniem do Amycusa, zmuszając go do odwrócenia się przez ramię i dojrzenia potężnie zbudowanej sylwetki wilkołaka. Usta chłopaka zacisnęły się w niezwykle wąską linię, a chłodne oczy błysnęły w przejawie odszukiwania najprostszego rozwiązania. Nie mógł działać mechanicznie, ale opierał się na utartych schematach, dostosowując je do obecnej sytuacji. Pod uwagę nie wziął jednak bohaterskiej postawy ojca Yumi, który postanowił zasłonić młodych własnym ciałem. Amycus poderwał na krótko głowę, niezbyt zadowolony iż mu się przeszkadza, czekając na kolejne zaklęcie wystrzelone z różdżki Merbereta. W międzyczasie powiódł spojrzeniem po ukrytych na strychu meblach, próbując dostrzec chociaż kawałek ciała obskurnego zwierzęcia. Kątem oka dostrzegł czarny dym, dzięki czemu zmniejszył liczbę przeciwników do jednego.
|
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Dworek Merberetów [ Sheffield, hrabstwo Yorkshire] Sro 06 Sie 2014, 14:08 | |
| Uderzenie w ścianę pozbawiło ją tchu. Przez chwilę nie wiedziała gdzie jest dół, a gdzie góra, zajęta analizowaniem tępego bólu gdzieś w okolicach karku. Na szczęście nie uderzyła się w głowę, tylko w plecy. Wyglądało to całkiem groźnie w tej całej sytuacji. Zaklęcie było potężne, rzucone pod wpływem silnych emocji. Omal nie przewaliło szafy do tyłu, tak więc Yumi uderzyła się dosyć mocno. Nie miała nic przeciwko potencjalnej utracie przytomności. Wszystko było lepsze niż Greyback. W jej gardle formułował się kolejny krzyk, gdy wyczuła, że ktoś do niej podbiegł. Znajomy głos stłumił krzyk w zarodku. Yumi otworzyła szeroko oczy, mrugała i błądziła wzrokiem nie mogąc go zatrzymać. Wszystko było przez chwilę rozmazane, nie widziała kto przed nią klęka. Ojciec? Nie, ojciec stara się ją unikać i mieć ku temu usprawiedliwienie. To Amycus. Chwila, co Amycus robi w jej domu? Nie pamiętała, jakoby go miała zaprosić, może zrobił to ojciec? Słyszała zamieszanie. Przez chwilę widziała wielkiego szczura, potem był wrzask Sorena, przepychanie się, trzaskanie zaklęć. Nie była spokojna, twierdząc, że stał obok niej dwumetrowy szczur. Ciepły dotyk na zdrętwiałych i obolałych plecach ocucił ją. Kilka mrugnięć zwilżyło jej gałki oczne przywracając wyostrzony obraz. - Amycus. - wydusiła szeptem, łapiąc go odruchowo za rękę. Nie musiała okazywać radości na jego widok, a widziała po sobie jak wiele robi swoją obecnością. - Tam jest... - urwała, bo nagle zasłonił ich ojciec. Joseph stał przed nimi z rozłożonymi rękoma na boki jakby chcąc objąć Greybacka. - Tata! Ucieka... - chciała podnieść się gwałtownie, lecz mroczki przed oczami i stanowczy ścisk Amycusa przywrócił ją na miejsce. Pierwszy raz od pięciu lat nazwała ojca "tatą". Yumi bała się. Greyback nie może odebrać jej drugiego rodzica... nie mieściło się jej to w głowie. Chociaż nie potrafiła znaleźć już z ojcem wspólnego języka, była w stanie pobiec i stanąć twarzą w twarz z wilkołakiem, byleby tylko ojciec przeżył. Wpatrywała się przerażona w tęższą sylwetkę ojca i w Greybacka. Potwór przekrzywił rozbawiony głowę, a potem... skurczył się. Zmniejszył, zmienił. Obrócił się wokół własnej osi, a gdy stanął do nich przodem Yumi zobaczyła... siebie samą, tylko w starszej wersji. To mama. Po policzkach dziewczyny popłynęły strumienie łez, gdy razem z ojcem osłupiała wpatrywała się w sylwetkę stojącą obok szafy. Mama była drobną kobietą, z czarnymi włosami sięgającymi do pasa. Była piękna, byłaby przepiękną kobietą, gdyby nie krwawiące rany zdobiące jej policzki, usta, czoło, nos, dłonie, ramiona... tułowie, nogi. Wszędzie kapała krew. Natsumi płakała bezgłośnie, pokazując Josephowi swoje pogryzione dłonie. Upadła na kolana w czerwoną kałużę i patrzyła martwo na mężczyznę, który był jej mężem. Pan Merberet nie wierzył własnym oczom. Natsumi! Przepraszam, ja przepraszam, naprawdę...! Powinienem... Powinienem wtedy pojechać po ciebie... przepraszam, nigdy sobie tego nie wybaczyłem! Przepraszam.... dlaczego po ciebie nie pojechałem... przecież było późno..., łkał nie ruszając się z miejsca. Jego ręce opadły wzdłuż ciała, trzęsąc się w niemym szlochu. Yu starała się oddychać głęboko. Widząc martwe spojrzenie matki, już wiedziała, że to bogin. Nie uczyła się jeszcze o nich, ale czytała gdzieś o domowych szkodnikach zalęgających się w starych meblach. - Amycus, to bogin. Błagam, zniszcz go. - pisnęła, nie próbując już wstać. To w Carrowie widziała teraz rozwiązanie, to on mógł teraz zapanować nad sytuacją i nad jej ojcem, nieświadomym, że to tylko czary. Dziewczyna trzęsła się i nie mogła oderwać wzroku od sylwetki matki. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Dworek Merberetów [ Sheffield, hrabstwo Yorkshire] Sro 06 Sie 2014, 14:15 | |
| Można pokusić się o stwierdzenie, że strach i panika wisiały na ostatnim włosku, utrzymując się w tej atmosferze zarówno Yumi, jej ojca, a nawet durnego lokaja. Amycus nie martwił się bólem, całkiem prawdopodobne, że z prostego powodu – to nie on uderzył z ogromną siłą w gipsową ścianę strychu. Drobna brunetka, którą przytrzymywał lewą ręką nie kontaktowała aż tak dobrze, jakby sobie tego życzył chłopak. Nie musiał nawet na nią patrzeć, aby dostrzec jak śmiertelnie poważna próbuje uciec od źródła swoich skrajnych emocji. Mając nieprzyjemne doświadczenia z Hogsmeade, związane z pozostawieniem szramy na jednym z ramion, nie musiała witać wilkołaka z otwartymi ramionami. Ba! Nikt nie miał jej za złe tego, że jedyną reakcją na jaką się pokusiła był krzyk. Należała do płci pięknej, a co za tym idzie o wiele słabszej, z mniejszymi prawami wyboru. Krucha i niezwykle delikatna mogła pozwolić sobie na wylanie rzewnych łez, nie trzymając w ryzach ani swoich odczuć ani lęków, które właśnie zmaterializowały. Zadziwiające z jaką dokładnością szczegółów boginy potrafiły eksponować strachy ludzkie. Nawet teraz, zanim jeszcze czarny dym nie przedstawił kolejnej jego formy, Amycus odczuł zapach zaschniętej krwi oraz coś, co można by nazwać zapachem spoconego, zmokłego zwierzęcia. Gdzieś w głębi duszy łudził się, że nie będzie musiał podnosić różdżki i prezentować Merberetom widoku swoich najskrytszych obaw. Niewiedza wiązała się z pewnością, że przedstawiony twór może przedstawić ohydne zbrodnie, jakie były jego dziełem. Pamiętał dobrze moment, w którym podczas OPCM walczyli z boginem i jego własny przybrał formę torturowanej Alecto. Milczenie jakie zapadło wówczas w sali było niemalże namacalne i mimo, że chłopak szybko poradził sobie z tą wizją, wiele osób zaczęło omijać go szerokim łukiem. Co prawda inne zbliżyły się nieco bardziej niż powinny, zachęcone wyraźnym potencjałem okrucieństwa jaki w sobie nosił Amycus. Ostatecznie zaklęcie nie zostało wypowiedziane spomiędzy warg przysadzistego mężczyzny, ale potok żałosnych słów. Ciężkie powietrze wydobyło się z rozsuniętych nozdrzy chłopaka, kiedy zniecierpliwiony walczył z przemożoną chęcią użycia różdżki do oszołomienia starego Merbereta. I chociaż miał wiele do zarzucenia temu człowiekowi, atak w jego posiadłości pod byle pretekstem nie wchodziła w rachubę. Już nawet dłoń dziewczyny nie była w stanie być odpowiednią przystanią, którą próbowałby wykorzystać przy innej okazji. Teraz dziewczyna odzyskała nieco świadomości i z zadziwiającą wręcz łatwością wypowiedziała nazwę stwora czającego się w przyjemnie ciasnej szafie. Spojrzał na nią, nieubłaganie przedłużając agonię człowieka, którego nazwała „tatą” oraz jej samej, trzęsącej się z emocji. – Nie ruszaj się lepiej. – Ostrzegł ją stanowczym, ale przyjemnie miękkim głosem, układając ją w miarę bezpiecznej pozycji na plecach. Wątpił, aby leżała przez cały ten czas walki z boginem. Ludzie pod wpływem szoku i adrenaliny robią głupoty, a włączając w to silne emocje – nie trudno o tragedię. Wolałby upewnić się, że ból Yumi rozchodzi się tylko po mięśniach, a nie jest tłumiony przez pęknięte nerwy i kości. Nie bawił się w otaczanie bogina dookoła, ale machnął różdżką i rzucił krótkie Impervius, jako zaklęcie czysto odpychające. Wyciągnięte ręce pana Merbereta znajdowały się niebezpiecznie blisko widma, więc z braku możliwości – musiał ściągnąć uwagę tej istoty na siebie. Z dziwnym ciężarem na sercu skrzyżował spojrzenia z zakrwawioną matką Yumi, niewzruszony widokiem ran ani krwi na podłodze. W zaledwie mgnieniu oka pojawił się czarny dym, powiększając nieznacznie homoidalną zjawę. Uchylił usta do rzucenia Riddikulus zanim jeszcze forma się wyklaruje, jednak ciekawość zmusiła go do wstrzymania się. Jeszcze sekunda, jeszcze dwie i … Amycus zamarł, kiedy zaobserwował niemalże lustrzane odbicie siebie samego. Ubranego w elegancki garnitur skrzyżował spojrzenie z oryginałem, wyciągając na wierzch największy lęk. Czy możliwym było przestraszenie go na śmierć? Wyciągnięta ręka trzymająca różdżkę zadrżała, kiedy dostrzegł cieknące z błyszczących czystą rozpaczą łez. Nie obchodziła go nawet drżąca warga obcego mężczyzny, ani jego ściągnięte rysy twarzy, ani podobieństwo do niego samego. Zamarł nadal w wyczekiwaniu na pojawienie się jakiejś bestii, możliwe że samego Voldemorta odbierającego mu życie, ale za nic nie obstawiłby .. samego siebie. Dopiero krzyk Yumi przebił się przez oszałamiającą ciszę, jaka go otoczyła. Z końca jego różdżki wyleciało potężne zaklęcie, a stworzony przez bogina klon stracił wszystkie ubrania na korzyść … skąpego bikini. Dla pewności chłopak rzucił zaklęciem po raz drugi, zaś stwór próbujący zmienić postać ponownie na matkę Yumi – zmuszony był wycofać się do szafy. Ostry trzask drzwi został przypieczętowany dodatkowym zaklęciem, uniemożliwiając wyjście bogina do czasu, aż Merberet nie wyśle lokaja po kogoś z Ministerstwa. Wciąż trzymając różdżkę w ręku odwrócił się, obdarzając tylko krótkim spojrzeniem seniora. Wyminął go bez słowa w pośpiechu i przyklęknął przy Yumi – jeśli jeszcze tam w ogóle była. Zapewne podniosła się do siadu, zmuszając Amycusa do pouczającego: - Miałaś leżeć.
|
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Dworek Merberetów [ Sheffield, hrabstwo Yorkshire] Sro 06 Sie 2014, 14:31 | |
| Może była płcią słabszą, ale nie potrzebowała wylewania rzewnych łez, psioczenia na świat, piszczenia i skomlenia niczym zbity pies. Była w szoku. Greyback odebrał jej najważniejszą osobę w życiu, spotkała go na własne oczy w Hogsmade. Dotykał jej, przez chwilę chciał ją zabić. Zabiłby, gdyby nie łuta szczęścia i zaklęcie wystrzelone w jego krocze. Wydrapał na jej ramieniu znak i pamiątkę na przyszłość. To będzie prześladowało ją do końca życia. Nic dziwnego, że jej reakcją był krzyk. Jej różdżka leżała w pokoju na półce. Nieużywana od miesiąca. Nie zakładała zagrożeń we własnym domu. Nie umiała bronić się przed boginem, nie znając zaklęcia. Nie mogła go użyć, nie ryzykując utratą różdżki. Cała ta rozpacz, ból i wspomnienia sformułowały się w krzyk. Gdyby straciła ojca... poszłaby sama do Greybacka i poprosiła o dokończenie dzieła. O zabicie ostatniego Merbereta, skoro zabijał ich po kolei. Nie brała pod uwagi Dereka ani faktu, że to bogin. Przez chwilę naprawdę tak myślała, gotowa zrobić wszystko, byleby nie narażać się na potencjalne cierpienie po odebraniu rodzica. Joseph był marnym ojcem. Prawny opiekun, właściciel połowy genów, osoba po której otrzymała nazwisko. Nie wyszło mu, nie udało się stworzyć rodziny, gdy stracił żonę. Odkąd Natsumi odeszła, życie tej dwójki zmieniło się diametralnie. Ich reakcje były podobne, bo widzieli na własne oczy swoje najskrytsze lęki. Krzyk był niczym w porównaniu głębi uczucia jakie nimi teraz zapanowało. To był pierwszy bogin z jakim spotkała się w swoim piętnastoletnim życiu. Nie potrzebowała go, aby być świadoma tego, czego najbardziej boi się. Jego obecność zdradziła najskrytszy lęk jej ojca i... Amycusa. Łagodny rozkaz pozostania na miejscu został wpuszczony jednym uchem, a wypuszczony drugim. Znał ją na tyle, aby spodziewać się, że nie usiedzi w miejscu. Gdy tylko wystrzelił zaklęcie zwracające na siebie uwagę, Yumi usiadła bardziej prosto. Po omacku szukała ręką oparcia, by móc wstać. Powstrzymał ją ból w plecach. Obiła się mocniej niż przypuszczała, a ryzykowanie zawrotów głowy było ostatnią rzeczą jaką sobie życzyła. Joseph gapił się na Carrowa, potem zerknął na przytomną, całą i zdrową Yumi. Patrzył na nią z czystym przerażeniem, jakby to ona była boginem, jakby była jego tworem, zmorą, marą. Poruszył bezgłośnie ustami, a potem wyszedł. Po prostu zszedł ze strychu, prawdopodobnie próbując skontaktować się z kimś z Ministerstwa w sprawie usunięcia bogina z jego domu. Lokaj był człowiekiem słabym, chował się w ogrodzie, sprzątając rozbite naczynia i kufle. Niewiele ludzi potrafi stawić czoła lękom. Oni do nich nie należeli. Yumi też nie. Nie tylko Carrow był ciekawy swojego bogina. Yu traktowała go jako osobę nieustraszoną i do niedawna perfekcyjną, idealną. Te czary działają na każdego, nawet na osoby twierdzące, że nie boją się niczego. Nie ma takiego człowieka, przed którym bogin nie uformował się. Tak więc Amycus miał spojrzeć na swój lęk... na siebie samego. Yumi zakryła swoje usta dostrzegając sobowtóra. Coś w niej pękło. Siedziała z boku, widziała dokładnie co się dzieje z klonem. Bezsilność, łzy na policzkach, wilgotne od nich usta, pustka wymalowana na boginie odbiła się na dziewczynie. Jej oddech przyspieszył, a poruszająca się klatka piersiowa zwiększyła ból w obitych plecach i karku. Na wszelki wypadek poruszyła nogami, palcami, sprawdzając czy nie będzie większych szkód. Nie będzie oprócz jej łamiącego się serca. Mogła przysiąc, że słyszała trzask, gdy połowa oderwała się i chwiała na ostatnich nitkach trzymanych ją z drugą połową. Nie wiedziała, że krzyknęła. Nie słyszała swojego głosu i nie rozumiała dlaczego krzyczy. Nie miała wszak powodu. Nie zobaczyła żadnego potwora. To był bezsilny, płaczący Amycus, jego największy lęk. Strach przed byciem słabym. Gdy wrócił i ponownie przy niej uklęknął (klękał! gdyby była bardziej świadoma, ochrzaniłaby go za to), od razu sprawdziła czy na jego twarzy nie ma łez. Nie było, tylko ta zimna maska. Czyli wszystko było w porządku, jeśli porządkiem da się nazwać nienaturalną obojętność wypełniającą już siedemnastolatka. - Chcę wstać. - nie będzie leżała. Nie będzie siedziała, musi wstać i stąd wyjść. Porzuciła poszukiwanie fortepianu, przeklinając swoją ciekawość. Gdyby nie otworzyła szafy, nie stałoby się nic złego. Cztery osoby w tym domu nie ujrzałyby swoich najskrytszych lęków. Zmusiła ich do spojrzenia głęboko w oczy swojej duszy i czuła się z tym podle. Złapała się czegoś, co było wiekowym drewnianym stolikiem i przerzucając na to prawie cały swój ciężar, wstała. Postąpiła jeden krok w tył, gdy zawrót głowy powrócił ze zdwojoną siłą. Nie obchodziło jej to jednak, nie chciała teraz skupiać się na sobie. - Ojciec nie pojawi się w domu dopóki nie sprowadzi tu siłą kogoś z ministerstwa i nie zniszczy szafy. - zakomunikowała słabym głosem Amycusowi co teraz będzie działo się. Znała rodzica i wiedziała jak postąpi. Ze wstydu nie pokaże się przed Carrowem dopóki nie wyliże swoich ran i nie odzyska dumy, którą Yumi po nim odziedziczyła. - Przepraszam. - mruknęła ochryple, nie patrząc mu w oczy. Uniosła rękę, dotykając swojego karku. Czuła jeszcze w kościach uderzenie ze ścianą, lecz nie było to nic poważnego. Kilka dodatkowych siniaków... dzięki Derekowi przyzwyczaiła się do okaleczonego ciała. Nie robiło to na niej już wrażenia. Zdeptała i ukryła cały swój strach i łzy, krzyk oraz słabość. I chociaż pozbyła się swojego bogina sprzed oczu, wciąż widziała zapłakanego, bezsilnego Amycusa. Była pewna, że jeszcze chwila, a pobiegłaby do sobowtóra, aby go pocieszyć. Postąpiła parę kroków... nie należały one do najpewniejszych siebie, lecz utrzymały sylwetkę Yumi w pionie. Dziewczyna podeszła do tej szafy, przecząc jednocześnie swojemu najgłębszemu strachowi i zamknęła drzwiczki na starą kłódkę. Tak dla pewności. |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Dworek Merberetów [ Sheffield, hrabstwo Yorkshire] Sro 06 Sie 2014, 14:39 | |
| Najlepszym rozwiązaniem było udawanie, że nic dziwnego nie miało miejsca. Każde z obecnych tutaj osób ujrzało swojego bogina, na miarę własnych możliwości. I na tym powinni się skupić, nie analizując stopniowo tego, co ujrzeli. Podejrzewał, że ojciec Yumi nie był w stanie dostrzec Amycusa i samego momentu rozprawienia się z widmem. Gorzej miało się z dziewczyną, która z pewnością dostrzegła każdy szczegół malujący się na twarzy bogina. Nie brakowało żadnego detalu, nawet krzyk goryczy niszczyłby destrukcyjną wizję. Powstrzymał i stłumił w sobie potrzebę zabrania głębszego wdechu kiedy znalazł się przy drobnej brunetce, ponownie przesuwając spojrzeniem po jej ciele. Względnie nie dostrzegł żadnych obrażeń, jednak powinien przyjrzeć się uważniej plecom i dopiero wtedy ocenić czy warto jechać z nią na prześwietlenie do Munga. Zerknął przez ramię przy głośniejszym charknięciu starego Merbereta, przejętego w prawidłowy sposób własnymi emocjami i walką ze wspomnieniami, niż stanem córki. Nie musiał obserwować go dokładnie, aby słyszeć trzask desek i pośpiesznie stawianych kroków, z każdą chwilą coraz słabszych. Niewzruszony wrócił więc do Yumi, z naturalną zręcznością uśmiechając się do niej przyjaźnie. Chociaż przez chwilę mogłaby uwierzyć w jego dobre intencje i podjąć tę gierkę, bez żadnych podejrzeń – po prostu zaufać. W międzyczasie pozwolił sobie na swobodną analizę Graybacka, z lekkim zaskoczeniem dostrzegając, że to on stanowi główne źródło obaw. Dotychczas uważał, że jest nimi Derek, stanowiący o wiele bardziej dotkliwe cierpienie niż jednorazowy wyskok wilkołaka. Jakby nie patrząc, bestia nie miała żadnych powodów, dla których miała by się zainteresować rodziną Merberetów. Jeśli Amycus podpadłby Voldemortowi w jakiś sposób, to mógłby oczywiście wykorzystać Yumi jako przekaźnika i przynęty, jednak w obecnej chwili? Nie widząc sensu w swoich przemyśleniach, prowadzących jedynie do ślepego zaułka – porzucił je, skupiając na drżącej dziewczynie. – Mam wyczucie czasu, sama przyznasz. – Rzucił w jej stronę trochę ciszej niż szeptem, dodatkowo pochylając się w stronę jej twarzy. Mimo, że miał pewność braku podsłuchu, te słowa były skierowane przede wszystkim do niej. Obserwował ją uważniej kiedy prostowała się i walczyła z własnym ciałem, w usilnych próbach przeciwstawienia się słabości. Gdy zrobiła niepewny krok w tył wyciągnął ręce do pomocy, przytrzymując ją jedynie za łokieć dla szybszego złapania przez nią równowagi. Musiał pogodzić się z tym, że jej duma nie pomieściłaby się nawet w tym pokoju i nie miała w sobie tak naprawdę nic z kruchej kobietki, której usilnie próbował się w niej doszukać. Przypatrywał się jak chwiejnym krokiem rusza w stronę starej szafy, zabezpieczając ją na znane sobie, dość starodawne, sposoby. Tę chwilę nie wykorzystał do wysłuchania przeprosin, ponieważ nie znał jeszcze powodu, dla którego dziewczyna miałaby to czynić. Po raz kolejny stłumił w sobie chęć zapytania o prozaiczną rzecz, która swoją trywialnością ośmieszyłaby go. Przesunął opuszkami palców po fakturze różdżki, podchodząc nieśpiesznie do rozszerzonych na wszelkie możliwości drzwi. – Jeśli zechcesz, zostanę z tobą jeszcze kilka minut. – Zaproponował dalej brnąc w uparte, że nie trzeba rozmawiać o tym co oboje dzisiaj widzieli. Człowiek, który stracił miłość swojego życia po raz kolejny widział jej śmierć, zaś z pewnością w bezgłośnie poruszających się ustach usłyszał wyrzuty sumienia. Amycus nie musiał widzieć przerażonego spojrzenia posyłanego przez mężczyznę w stronę Yumi, aby dostrzec cholernie mocne podobieństwo obu kobiet. Przez jakiś czas podejrzewał, że poturbowaną kobietą jest dorosła córka. Poprzez poszczególne charknięcia i łkanie pojął, że „kochana Natsumi” to jednak jedyna osoba, którą prawdziwie kochał. Odwrócił się przez ramię, opuszczając rękę z różdżką wzdłuż swojego ciała. Postąpił kilka kroków do zapłakanej Krukonki, wyciągając w jej stronę wyprostowane ramię z otwartą dłonią. Patrzył na jej twarz z naturalnym wyrazem, przeprowadzając na niej test. Próba, w której dowie się czy dziewczyna jest w stanie mu po tym zdarzeniu zaufać i pokonać stojące między nimi bariery. Czekał cierpliwie aż zbliży się i wybierze, na jaką przyszłość się decyduje.
|
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Dworek Merberetów [ Sheffield, hrabstwo Yorkshire] Sro 06 Sie 2014, 14:40 | |
| Wszyscy byli zgodni udawać, że nic strasznie nie stało się. Yumi nie była zaskoczona reakcją Josepha. Przestała już oczekiwać od niego ojcowskich gestów, troski i opieki. Zaręczenie jej było ostatnim jego zainteresowaniem się dzieckiem. Nie protestowała, gdy wyszedł. Znała go, wiedziała, że jest taka sama jak matka i po prostu sprawia mu ból, codziennie przypominając mu kogo stracił. Nigdy nawet tak naprawdę nie rozmawiali, więc udawanie troski było zbędne. Yumi wolała znać największą, najboleśniejszą prawdę niż żyć w kłamstwie. Odchodząc i zostawiając ją samej sobie bądź Amycusowi robił najlepszą rzecz jaką mógł jej podarować. Nie chciała z nim mówić o Greybacku. Nie chciała z nim mówić o niczym. Odkąd sprowadził Dereka do jej życia, stracił swą córkę i jej dziecięce uwielbienie. Derek był jej lękiem, jednak nie tak mocnym jak dziki wilkołak. On ranił jej ciało, duszę, lecz nic nie równało się z utratą drugiej osoby, w dodatku tak bardzo bliskiej. Nie było gorszego bólu, cierpienia i strachu. Ciało można wyleczyć, duszę również, chociaż jest to o wiele trudniejsze. Jednak nie niemożliwe. Pustki po utracie matki już nie. Nawet ból pleców nie wydawał się tak dotkliwy jak chwilowo przeżyty strach. Czuła jeszcze jego posmak w ustach, gorzki, rzadki, szczypiący. Na wycieczkę do Munga Yumi raczej nie przystałaby z szerokim uśmiechem. Nie lubiła szpitali, odrzucał ją zapach chemikaliów, leków, zaklęć leczniczych. Skoro mogła chodzić, oznaczało to, że jest zdrowa. Z drugiej strony niechętnie myślała o byciu jeszcze słabszą, gdy jest tutaj Amycus. Już pamiętała, że przyjechał do niej w odwiedziny z żółtymi tulipanami. - Tak, masz perfekcyjne wyczucie czasu. - uśmiechnęła się doń smutno. Gdyby Carrow nie siedział na dole i nie wysłuchiwał monologu jej ojca, czy poradziliby sobie z boginem? Nie wiedziała czy umiałaby przemówić roztrzęsionemu rodzicowi, że to bogin, a nie mama siedzi przed nim. Spuściła głowę, poprawiła dół sukienki, strzepała kurz, ułożyła ramiączko sukienki, znalazła siedmioramienną gwiazdkę trochę zagubioną na szyi, umieszczając ją z powrotem w zagłębieniu obojczyka. Było jej niezręcznie, że doprowadziła do tak niefortunnego wydarzenia. Przepłoszyła lokaja, ojca... całkiem dobrze jej poszło zmuszenie obu panów do unikania jej teraz przez resztę dnia. Mogła nawet i urządzić imprezę, a nie zauważyliby tego bądź przytaknęli wesoło, że tak, powinna rozerwać się. Uniosła nagle głowę widząc dłoń Amycusa. Taki prosty, zwykły gest. Nie miała sił doszukiwać się w tym drugiego dna, doszczętnie wyczerpana najdłuższymi trzydziestoma minutami w swoim życiu. W jej głowie zahuczało świeżutkie wspomnienie, gdy wołał jej imię. Nie rzucił się od razu na bogina, lecz najpierw jej poszukał w przeciwieństwie do lokaja i rodzica. Wyciągnęła więc rękę, chwytając jego dłoń i zbliżając się o jeden znaczący, może trochę sztywny, krok w jego stronę. Splotła z nim palce, wciąż świadoma, że on prawdopodobnie nie czuje nic konkretnego mając ją tak blisko siebie. Mimo tego, zabiegał o to, więc przyjęła propozycję chwilowego odetchnięcia, zaciskając palce na wierzchu jego ręki. Postara się wykluczyć wszystkie niepoprawne odruchy ewakuacji jak najdłużej. Yumi westchnęła z wyraźnie wyczuwalną ulgą. Z pewnym opóźnieniem odpowiadała na jego sugestię pozostania "kilku minut dłużej". - Zostań. Oni i tak nie pojawią się do rana. - zerknęła w bok, za szafę. - Szukałam fortepianu. Ojciec ukrył go tutaj po śmierci mamy. Lubiłam bardzo te dźwięki. - wskazała brodą na zasłonięty płachtą instrument. Odwracała również uwagę od swoich poobijanych pleców i tworzącego się siniaka na barku. Chociaż próbowała skupić się na fortepianie, jej myśli wciąż uciekały do ich złączonych dłoni, których żadne nie skomentowało. Ufała Amycusowi długo przed zaręczynami. Ufała mu już wtedy, gdy opatrzył jej policzek jak miała jedenaście lat. To nie zmieniło się od tamtego czasu, jedynie wzmocniło. Nawet wtedy, gdy zdradził jej jak mało potrafi odczuwać. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Dworek Merberetów [ Sheffield, hrabstwo Yorkshire] | |
| |
| | | | Dworek Merberetów [ Sheffield, hrabstwo Yorkshire] | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |