|
| Wilcze Wzgórze rodu O'Connor, Irlandia | |
| Autor | Wiadomość |
---|
Cú Chulainn O'Connor
| Temat: Wilcze Wzgórze rodu O'Connor, Irlandia Czw 10 Lip 2014, 22:29 | |
|
- Cytat :
Wilcze Wzgórze jest położone niedaleko Dublina, raptem dwadzieścia kilometrów od stolicy. Niemożliwym jest jednak odnalezienie go na jakiejkolwiek mapie, która nie byłaby pochodzenie magicznego, gdyż członkowie rodu od setek lat ukrywają jego istnienie przed mugolami. Efekt jest taki sam jak w przypadku Hogwartu.
Wilcze Wzgórze to zarówno nazwa wzgórza samego w sobie, którego teren w całości należy do rodu, ale także posiadłości, która się tam znajduje. Jest dosyć spora i choć zamkiem nie jest to od razu przywodzi go na myśl. I słusznie, gdyż każdy kamień tworzący tę surową i klasyczną, a jednocześnie piękną budowlę stanowił nieodłączny element zamku w średniowieczu. Owszem, ród O'Connor posiadał kiedyś własny zamek, który zaczęto przebudowywać w XVII wieku, a ukończono w wieku XVIII. Trochę to trwało, ale każdy kamień, każdy średniowieczny element wystroju zamku stanowi część nowej posiadłości.
Wbrew surowemu wrażeniu wewnątrz jest przytulnie, bez zbędnego przepychu, na który w sumie nigdy nie było stać rezydentów. Z drugiej strony też nie uznawali tego za potrzebny element wystroju. Na wejściu dochodziło się do wniosku, że ród w znacznej większości stanowili wojownicy ceniący sobie irlandzką tradycję, a kobieca dłoń utrzymywała to wszystko w porządku i dobrym tonie. Trofea łowieckie, futra przed masywnymi, kamiennymi kominkami, ciemne drewno i duża ilość ognia, którego blask sprawiał, że Wilcze Wzgórze zawsze stanowiło przyjemne i ciepłe miejsce.
W każdym pomieszczeniu można natknąć się na jakąś broń białą, często kilkusetletnią, do tego obrazy przodków, niektóre z nich nawet bardzo rozmowne. Podłogi wykładane ciemnym drewnem dębowym, natomiast schody i sufit kamienne, przyozdobione skórami tu i ówdzie. Piwnica jest głęboka, w końcu kiedyś była lochami. Teraz, zamiast jeńców, wypełniają ją beczki z winem i whisky, mnóstwo jadła, które tam ma zawsze chłód. Zaklęcia chronią miejsce przed nadmierną wilgocią.
Ostatnia ważna część - stajnia na tyłach posiadłości, gdzie znajduje się siedem koni różnego umaszczenia. Tam też swoje legowisko mają dwa wilczarze irlandzkie - Artur(jasny) i Mordred(ciemny). Pilnują porządku, czasem coś upolują. Uwielbiają najmłodszego O'Connora ponad wszystko. |
| | | Cú Chulainn O'Connor
| Temat: Re: Wilcze Wzgórze rodu O'Connor, Irlandia Czw 10 Lip 2014, 23:22 | |
| Miał wrażenie, że poprzednie wakacje dopiero co się skończyły, a tu już kolejne miały swój początek. Szósty rok zleciał mu wyjątkowo szybko, musiał to przyznać. Szczególnie koniec, gdy tyle się działo. Gdy zamykał oczy w wietrzne dni czy noce wciąż mógł usłyszeć tłumy na trybunach, świst mioteł i szat w powietrzu, zapach powietrza, które podczas meczu zawsze zdawało się być inne – naelektryzowane, pełne emocji. Aż chciało się je chłonąć, nawet jeśli na ogonie siedziały wszystkie tłuczki posłane przez przeciwników. Ha, jakież miał szczęście! Nie dość, że ze wszystkich prób trafiono go wtedy tylko raz, to na dodatek na tyle lekko, że mógł od razu wrócić do gry. Nie to jednak było najważniejsze, a finał – zdobycie pucharu przez Gryffindor. Tak! Triumf zwieńczyło za to coś o wiele cenniejszego i przyjemniejszego od zwycięstwa nad wszystkimi domami, a szczególnie Slytherinem(tolerancja tolerancją, ale aż przyjemnie było zmieszać ich z murawą – w nieszkodliwy aż tak sposób oczywiście). Pocałunek Aristos. Ach, cóż to był za moment – gdy dziewczyna przed całym domem lwa ujawniła się ze swoimi uczuciami. Uczuciami, o które zabiegał wtedy już od dłuższego czasu, a które wcześniej odrzuciła. Oczywiście całą sytuacja się wyjaśniła i teraz O’Connor był chyba najszczęśliwszym Gryfonem na świecie. Co prawda później pojawiły się komplikacje na ich „drodze szczęścia”, jednakże teraz… Teraz leżała tuż obok niego, spokojnie śpiąc. Problemy zdawały się nie istnieć, wszystko było odległe i jakby nierealne. Wstał dużo wcześniej, niedługo po wschodzie słońca, jednakże widząc, że Aristos nie ma najmniejszego zamiaru chociażby obrócić się na drugi bok po prostu ją obserwował i rozmyślał i z lekkim uśmiechem na ustach. Raz czy dwa odgarnął niesforny kosmyk jej ciemnych włosów, delikatnie też przesuwał dłonią po jej ramieniu. Kto by pomyślał, że tak to się skończy? Na początku znajomości nie trawili się, jedno drugiemu zamieniłoby talerz w akromantulę podczas posiłku, a teraz młoda Lacroix spoczywała tuż przy nim, z dłonią na jego piersi, śpiąc niczym dziecko. Wydawała się być taką niewinną istotą, spokojną i dobrą. Gdyby nie bogate doświadczenie na tym polu sam Cu nie uwierzyłby, że brunetka potrafi być taką złośnicą na co dzień. Zegar w rogu pokoju wybił wpół do dziesiątej obwieszczając to cichym skrzypnięciem wskazówek, które było zadziwiająco melodyjne jak na docelowo nieprzyjemny dźwięk. Cu Chulainn spojrzał za okno, witając po raz kolejny krystalicznie czyste, błękitne niebo z uśmiechem. Ach, tyle słońca zapowiadało się tego dnia! Artur i Mordred zapewne leżą w słońcu brzuchami do góry albo bawią się w udawane odgryzanie ogona. Kochane psiska, szczególnie, gdy wbiegają w ciebie po ulewie. Sama miłość. Przeciągnął się na tyle, na ile pozwalała mu pozycja, by nie zbudzić Aristos. Następnie ucałował jej czoło i szepnął cichym, delikatnym głosem, w którym dało się usłyszeć nutkę uśmiechu: - Kocham cię. Lacroix przyjechała dzień wcześniej i O’Connor odbierał ją z Dublina, by pokazać drogę na Wilcze Wzgórze. Było to wieczorem, więc niewiele zdołał jej pokazać tamtego dnia. Głównie rozmawiali, wyzłośliwiali się na siebie, kończąc to małą bitwą na poduszki. Ha, mało kto uwierzy, że Ari umie się tak bawić. „Damie nie przystoi”, a umyślnie czy też nie roztaczała dookoła siebie aurę panny dobrze urodzonej. Na szczęście Irlandczyk znał jej drugie oblicze, które uwielbiał ponad wszystko i które odpowiadało na pocałunki słodko, czasem zachłannie i dziko. Ta dziewczyna skrywała tyle sekretów co niejedne pomieszczenia w Hogwarcie. - Dzień dobry, Ari, czas wstawać. – powiedział miękko, muskając palcami jej policzek. Uroczy śpioch z niej.
|
| | | Aristos Lacroix
| Temat: Re: Wilcze Wzgórze rodu O'Connor, Irlandia Pią 11 Lip 2014, 00:34 | |
| W jego ramionach była miękka, ciepła. Uległa. Nie sądziła, że bliskość O’Connora może być tak uzależniająco dobra; nigdy przedtem nie przyszło jej na myśl, że opalona skóra, która tak przyjemnie pachniała świeżą trawą i wodą kolońską, włosy, które nawijały się na palce z jaką łatwością i pozwalały przyciągać Cu do kolejnych pocałunków i usta... Te miękkie, gorące usta, tak chętnie przywierające do jej własnych... Nie sądziła, że to wszystko stanie się tak niesamowicie ważne, tak drogie. Od kiedy przyjechała do Dublina nie potrafiła oderwać od Irlandczyka wzroku. Jakby te dwa tygodnie rozłąki zmieniły coś nieodwracalnie. Jakby ruszyły w jej sercu strunę, której do tej pory nie odważyła się nawet musnąć palcami. Wilcze Wzgórze sprawiło, że pokochała rodzinny kraj swojego ojca jeszcze mocniej; poczucie bycia w domu, tęsknota grająca na wrzosowiskach i słońce prześwitujące przez góry, które oglądali spokojnie zmierzając w stronę domu chłopaka budziły w niej pierwotną potrzebę przebywania na łonie natury, jednoczenia się z żywiołami i zostawienia wszystkiego co doczesne gdzieś za plecami. Może dlatego była w tak doskonałym nastroju. Zapomniała o troskach, pozwalając sobie utonąć w błękicie oczu O’Connora, w jego śmiechu, tonie głosu i żartach. Pozwoliła, by strach i troski zniknęły na tych kilka cudownych tygodni, które mieli spędzić w swoim towarzystwie, do czasu, gdy obowiązki związane z obozem wezwą ich przed oblicze Dumbledore’a razem z innymi uczniami. Poznała zakamarki otaczającego posiadłość ogrodu, okiem znawcy oceniła konie, doskonale utrzymane i tupiące niecierpliwie w boksach, spragnione uwagi i ruchu. Z mniejszym entuzjazmem powitała dwa mokre wilczarze irlandzkie, które w pełnym pędzie wbiegły w nią wprost z jeziora, najwyraźniej pragnąc zawiązać z ulubienicą swojego pana ciasne więzy. Zostawiły za sobą plamy z błota, potargane włosy i zapach mokrej sierści, ale Aristos nie potrafiła się ze złościć. Była szczęśliwa. Wnętrze dworu okazało się być dużo surowsze niż jej własny dom, jednak miało w sobie nieodparty urok; kominek, w którym buzował ogień i miękkie futro, na którym siedzieli, jedząc kolację, przynosiły ze sobą wspomnienia sprzed wielu lat, z wakacji spędzanych w Irlandii. Wspomnienia zamczyska starego jak świat, wiatru hulającego w korytarzach i pierwszej nauki jazdy. Miłe wspomnienia, choć teraźniejszość rozpieszczała ją jeszcze bardziej. Może dlatego uległa mu tej nocy? Może tęsknota, chęć powrotu do tego, co minęło, pchnęły ją w jego ramiona? Może pragnienie bycia kochaną bezwarunkowo i bezpiecznie, może pożądanie, rysujące się pod gładką skórą jak mapa, wyznaczające kolejne punkty, których dotykanie wywoływało w jej ciele dreszcze? O’Connor miał pewne dłonie, nieco szorstkie, nieco zbyt silne, jednak pewne. Pewne i umiejętne, dotykały tam, gdzie powinny, a jego usta wychwytywały jej westchnienia, gdy całował Aristos leniwie, dopóki nie usnęła. Obudziła się nad ranem, wyplątała z pościeli i stojąc w oknie oglądała jak świt rozlewa się nad wzgórzami, przyprawiając pastwiska o szmaragdowozieloną barwę. Horyzont płonął przez moment pomarańczowym blaskiem, tańcząc na wrzosowisku, a ona wróciła do łóżka, na powrót przywierając do Irlandczyka. Myśl, że nigdy nie widziała czegoś tak pięknego, kołatała jej się nieznośnie po głowie, dopóki nie zapadła w sen. Gdy kolejny raz uchyliła oczy, Cu gładził ją palcami po policzku i nachylał się nad jej ustami, obdarzając Gryfonkę uśmiechem. Westchnęła głęboko, posyłając mu senne spojrzenie, a potem usiadła, odrzucając ciemne loki do tyłu i zakrywając się lekką narzutą; nie miała powodów, by wstydzić się własnego ciała, był to raczej odruch. Niesforne pukle poruszały się jak żywe, gdy dziewczyna wstawała z łóżka, zmierzając w stronę biurka i sięgając po puchar z wodą. Napiła się spokojnie, wolną dłonią przytrzymując materiał na ciele, a potem zerknęła na Irlandczyka, sprawiając wrażenie bardziej przytomnej. - Dzień dobry, Cu.
|
| | | Cú Chulainn O'Connor
| Temat: Re: Wilcze Wzgórze rodu O'Connor, Irlandia Pon 21 Lip 2014, 12:40 | |
| Kiedy otworzyła oczy jego uśmiech stał się jaśniejszy. Ucałował ją jeszcze raz, tym razem w nosek, po czym obserwował jak powoli wstaje , nieśmiało zakrywając swoje ciało – chociaż po sposobie w jaki to robiła stwierdził, że ani nieśmiałość w tym wypadku nie pasuje do Aristos, ani nie robi tego z jakiejś szczególnej potrzeby. Prawdopodobnie po prostu miała taki zwyczaj, kto wie. Musiał przyznać jednak, że to wrażenie speszonej dziewczyny po wspólnie spędzonej nocy dodawało jej uroku, chociaż o wiele bardziej pragnął ujrzeć jej drobne ciało w jego własnej koszuli. Kiedyś na pewno mu się uda do tego doprowadzić. Usiadł na łóżku, przeciągając się, unosząc ręce do góry, a następnie wstał. - Dzień dobry, Ari. Mam nadzieję, że dobrze spałaś. – odparł na jej słowa lekkim tonem, powoli do niej podchodząc. Prawdę powiedziawszy, nie spodziewał się, że dziewczyna odda mu się tej nocy. Zaczął pieszczoty w bardzo niewinny sposób, posuwając się powoli dalej tylko po uzyskaniu swoistego pozwolenia w postaci zadowolonych pomruków Gryfonki czy też pieszczot w odpowiedzi. I tak w pewnym momencie po prostu zapomnieli się w sobie nawzajem, puszczając w niepamięć najmniejszą przykrość jaka miała miejsce przed tą chwilą. Aristos nie była jego pierwszą, ale musiał przyznać, że zdecydowanie najlepszą, bez porównania. Może też dlatego, że nigdy nie był tak zakochany jak właśnie w niej i każda chwila z nią spędzona od razu napawała go szczęściem i swego rodzaju życiową odwagą. Była z nim, kochała go – teraz mógłby stanąć twarzą w twarz z całym światem z pewnością, że wygra. To niesamowite ile jedna, ale ta właściwa kobieta może dać odwagi mężczyźnie. Objął ją delikatnie, stojąc za jej plecami, dłonie splatając na wysokości jej talii. Czuł zapach jej skóry, włosów i wiedział, że to będzie kolejny dobry dzień. - Wyglądasz niezwykle świeżo jak na kogoś, kto minutę temu był zupełnie zaspany. – powiedział z szerokim uśmiechem, również biorąc kilka łyków wody. Z rana(szczególnie takiego rana) smakowała ona lepiej od wszelkich trunków tego kraju. - Masz jakieś plany na dziś? Jeśli nie to pomyślałem, że moglibyśmy się zająć końmi i dać im trochę ruchu. Widziałem jak wczoraj na nie patrzyłaś. Przesunął się powoli, by stanąć naprzeciwko Aristos, wciąż nie wypuszczając jej z objęć. Wiele razy pozwalał wyobraźni podsuwać mu obrazy takie jak ten, kiedy jeszcze Gryfonka była na „nie” – jeśli można tak to nazwać. Wyobrażał sobie jak przyjeżdża do niego, jak posyła do diabła jego dwa psy, by potem przemycać im resztki mięsa, jak razem jeżdżą konno lub po prostu poznają okoliczne lasy i łąki. Owszem, wspólnie spędzone noce także miał wtedy przed oczami. Co najlepsze – teraz już nie musiał skupiać się na marzeniach, gdyż żyły własnym życiem, a on był w centrum tego małego raju. - Ale pewnie w pierwszej kolejności powinniśmy zjeść śniadanie, prawda? Jeśli masz ochotę na coś konkretnego to mów śmiało, w końcu możesz czuć się jak u siebie w domu. Ucałował ją w czoło – owszem po raz kolejny, ale nie mógł się powstrzymać – po czym zajął się poszukiwaniem ubrań, a przynajmniej spodni.
|
| | | Aristos Lacroix
| Temat: Re: Wilcze Wzgórze rodu O'Connor, Irlandia Pon 21 Lip 2014, 23:00 | |
| Obserwowała jak podnosi się z łóżka, z wyraźnym zadowoleniem kontemplując ciało Irlandczyka; nie kryła się z tym, nie próbowała skromnie odwracać wzroku, wpatrując się w umięśnioną klatkę piersiową, ramiona wyrobione podczas treningów i pracy w stajni, szczupłe biodra i te niesamowicie długie nogi, które w zestawie z całą resztą tworzyły harmonijną, proporcjonalną kompozycję. Merlinie, O’Connor był doprawdy fantastyczny. Chyba pierwszy raz zdała sobie z tego sprawę, odruchowo porównując go z kimś innym, szukając podobieństw i różnic; sama przed sobą wzbraniała się jednak przed podjęciem osądu, wyboru, który nie miał właściwie racji bytu. Cu i Evan byli jak woda i ogień. Obdarzyła go łaskawym uśmiechem, gdy podszedł bliżej. Pozwoliła się objąć, odchylając głowę do tyłu i opierając ją na klatce piersiowej pałkarza, kiedy ten wodził palcami po jej brzuchu, robiąc to niemal z nabożną czcią, jakby bał się, że trzyma w ramionach nimfę leśną, a nie prawdziwą osobę. - Nie śpię od świtu. Po prostu drzemałam. Ale dziękuję, czuję się znakomicie. – odpowiedziała, przekręcając lekko ciało, by spojrzeć O’Connorowi w oczy. Uśmiechał się, a ona nie mogła powstrzymać kącików ust przed uniesieniem się nieco wyżej w odpowiedzi na ten uśmiech. Na pytanie o plany uniosła ramiona do góry, przeciągając się leniwie i pozwalając, by narzuta z łóżka Cu opadła na ziemię; przestąpiła nad nią, gdy chłopak zajął się szukaniem spodni i sięgnęła po jego koszulę, wciąż wiszącą na oparciu krzesła; narzuciła ją na ramiona, zapinając kilka guzików, a potem oparła się o biurko, zakładając ramiona na piersi. - Obiecywałeś mi jezioro i dzikie plenery, myślę więc, że wyprowadzenie koni ze stajni nie będzie złym pomysłem...- z namysłem potarła kciukiem dolną wargę, a potem przeczesała włosy palcami, związując je w kucyk, by wreszcie przestały wpadać jej do oczu – Ale jeśli mamy zamiar to zrobić, śniadanie zjem później. Nie lubię jeździć po jedzeniu. – stwierdziła wreszcie, mijając Cu, by jak gdyby nigdy nic opuścić pomieszczenie i przejść spokojnie korytarzem do pokoju gościnnego, który zajmowała. Gorąca woda pod prysznicem zmyła resztki snu, przywracając Aristos trzeźwość myślenia i energię w pokładach zdolnych przenosić góry; czuła się fantastycznie. Świeże powietrze malowniczej Irlandii działało zbawiennie na jej samopoczucie, jak zwykle zresztą, a perspektywa spędzenia całego miesiąca z Cu sprawiała, że wszystko wydawało się jeszcze piękniejsze. Wyciągnęła z kufra krótkie spodenki i zaplatając włosy w warkocz, znów ubrała na siebie koszulę Irlandczyka. Wpadła na niego na korytarzu i uśmiechnęła się jedynie, podwijając za długie rękawy aż do łokci – tu nie musiała być damą, nie musiała przestrzegać twardej etykiety, nie musiała pilnować, czy wszystko jest na swoim miejscu i gra jak w zegarku. Mogła zwyczajnie cieszyć się wolnością, robiąc to, co kochała z kimś, kto niespodziewanie pewnego dnia wdarł się do jej serca i zajął je niekwestionowanie, pozostając głuchym na podszepty rozsądku. - Jeśli chcesz coś najpierw zjeść, nie krępuj się. Będę w stajni. I znam drogę. – powiedziała, unosząc brwi gdy otwierał usta by najprawdopodobniej zaproponować jej swoje towarzystwo. - Cu, naprawdę, nie zgubię się tu. Idź. Tylko proszę, zabierz te dwa, śliniące się potwory. – dodała, zerkając przez okno na podwórko w samą porę, by dostrzec Artura i Mordreda, walczącego w zabawie na śmierć i życie o kawałek kija. Na jej usta wpłynął pełen dezaprobaty grymas, zdawała sobie jednak sprawę z tego, że prędzej czy później te dwa kłębki sierściastej miłości i tak ją dopadną. Na zewnątrz pachniało świeżą trawą, było rześko, choć brak chmur zapowiadał upały; Gryfonka wślizgnęła się do stajni, chłonąc zapach siana i końskiej sierści, jakby stanowiły najcudowniejszą mieszankę świata. To było znajome, tak doskonale znane i jedyne w swoim rodzaju – nie było chyba takiej rzeczy, której Aristos nie oddałaby za dzień w siodle, kiedy przebywała w zamku podczas roku szkolnego. Siwek w jednym z boksów zarżał na jej widok, wystawił łeb ponad bramką, potrząsając grzywą, najwyraźniej zainteresowany; podeszła do niego, wyciągając dłoń by mógł poczuć zapach jej skóry, przekonać się, że nie zrobi mu krzywdy, a dopiero wtedy przesunęła palcami po aksamitnych chrapach. Koń był biały niemal jak śnieg, nie licząc srebrzystego połysku; nie był tak smukły jak konie, których Gryfonka zwykle dosiadała. Nieco bardziej krępy, dużo wyższy, typowy przedstawiciel irlandzkiej rasy. Zachwycona otworzyła bramkę, wchodząc do boksu i przemawiając do zwierzęcia łagodnie zajęła się siodłaniem go, zapominając o bożym świecie.
|
| | | Cú Chulainn O'Connor
| Temat: Re: Wilcze Wzgórze rodu O'Connor, Irlandia Wto 22 Lip 2014, 00:57 | |
| Nie zdziwił się słysząc, że dziewczyna obudziła się o świcie po raz pierwszy. On lubił długo spać, jeśli miał taką okazję, choć i tak podziwiał wewnętrzny budzik Ari za tak wczesną porę. On, choćby poszedł spać o zachodzie słońce, nie wstanie tak wcześnie, nie było takiej siły na ziemi. No, może poza sową obwieszczającą konieczność uczestnictwa w lekcjach w bardzo dosadny sposób. Czasem miał ochotę ją spetryfikować raz a dobrze, jednakże sam ją tego nauczył, by nie zasypiać na pierwsze zajęcia. Znał siebie za dobrze i wiedział, że gdyby nie Berserker jego frekwencja na lekcjach porannych mogłaby pozostawiać wiele do życzenia. No i jakimś cudem to ptaszysko pamiętało o budzeniu na pociąg. Skubana bestia, acz złośliwa, jeśli się ją olewało dłużej niż pół minuty. - No tak, ranny ptaszek z ciebie. – zaśmiał się do niej, przekopując swoje rzeczy. Zerknął na nią kątem oka i z nie lada zadowoleniem odkrył, że jego wizja właśnie się spełnia. Musiał przyznać przed samym sobą (ba, palił się wręcz do tego), że Gryfonka w jego kozuli wyglądała… Ponętnie, to na pewno. Uroczo, ale też ponętnie. Jak dla niego to mogłaby codziennie paradować w jego koszulach, przez cały miesiąc. W Hogwarcie powstrzyma się tylko dlatego, że normy odzieżowe na to nie pozwalają. Może to i lepiej, taki widok pozostanie tylko dla niego. Chwilę po wyjściu dziewczyny odnalazł parę jeansów – jasnych, przetartych, z poziomymi nacięciami na udach z przodu. Najwygodniejsze jakie miał do konnej jazdy, szczególnie takiej dla czystej przyjemności. Do kompletu dorzucił białą, sportową koszulkę bez rękawów i był gotowy na kolejny, aktywny dzień ze swoją dziewczyną. Hah, ta świadomość wciąż niepomiernie go cieszyła. W przeciwieństwie do Ari on nie ominąłby za nic śniadania (nawet jeśli siada do niego w samo południe), więc po jej drobnej uwadze na temat Artura i Mordreda przewrócił oczami z rozbawieniem, po czym udał się do kuchni. Zafundował sobie kawałek baraniny, która została z poprzedniego dnia, świeży chleb w ilości prawie hurtowej i trochę warzyw do kompletu. Posiłek mistrzów, a jakże. Wychodząc z domu natknął się na te dwa potwory, a konkretniej jego ukochane wilczarze. Pokręcił głową patrząc na ich pojedynek, po czym odzyskał kij, by rzucić go jak najdalej umiał w stronę przeciwną do stajni. Gdy psy pognały ile sił w łapach za zdobyczą, jakby był nią co najmniej kawał mięsa, on udał się właśnie do koni. Już na wejściu dostrzegł młodą Lacroix, umiejętnie obchodzącą się z siwkiem. Podszedł bliżej, samemu zajmując się kasztanowym ogierem z białym skarpetkami. - Ma na imię Fand. – powiedział spoglądając na klacz, którą upatrzyła sobie Aristos. A może było na odwrót? – Powinienem się spodziewać, że właśnie wasza dwójka przypadnie sobie do gustu. Zaśmiał się krótko, a następnie osiodłał swojego konia. W głowie już planował trasę ich wycieczki, zaznaczając na niej najpiękniejsze – według niego – miejsca i takie, które dodatkowo mogły zainteresować Gryfonkę. - Ten zaś nazywa się Lancer. A wszystko dlatego, że jako źrebak wyjątkowo lubił kraść mi włócznie. Mały wojownik z niego. – dodał, zerkając jeszcze na Ari. Następnie poprawił co miał poprawić, dopiął wszystko na ostatni guzik, a raczej sprzączkę i dosiadł ogiera. - Gotowa?
|
| | | Aristos Lacroix
| Temat: Re: Wilcze Wzgórze rodu O'Connor, Irlandia Wto 22 Lip 2014, 15:35 | |
| Nim Irlandczyk skończył mówić, Aristos siedziała już wygodnie w siodle, pochylając się niebezpiecznie w bok, by skrócić strzemiona i poprawić popręg; pół życia spędziła ucząc się jazdy i poznając konie, takie i nie tylko takie akrobacje były dla niej chlebem powszednim. Wyprostowała się, uniosła kilka razy, szukając najwygodniejszej pozycji, a potem zaświstała nisko, przez zęby, a klacz targnęła łbem w odpowiedzi, niecierpliwie tupiąc w miejscu. - C'est magnifique. – rzuciła bardziej do siebie, niż do O’Connora, klepiąc konia po boku i zmuszając go do obrotu, do zatańczenia w miejscu. Poderwała siwka do góry, sprawiając, że stanął dęba, a potem roześmiała się zachwycona, przywierając do jego szyi i chowając twarz w jedwabiście miękkiej grzywie. - Kto by pomyślał, że macie tu takie konie. Naturellement, nie są tak piękne, jak francuskie... Ale zaraz przekonamy się, czy są choć w połowie tak szybkie. – uniosła lekko brew, posyłając Gryfonowi nieco złośliwy uśmieszek, a potem trąciła konia piętami, skłaniając go do ruszenia przed siebie. Wiedziała, że Cu najprawdopodobniej planował już w myślach miejsca, które mógłby jej pokazać i bezpieczne szlaki na przejażdżki, w sam raz dla panny z dobrego domu, która konia dosiadała jedynie na damską modłę, w ładne dni, koniecznie pod opieką kogoś doświadczonego. Och, jak bardzo się mylił. Zerknęła na Lancera przez ramię, a w jej oczach błysnęło coś diabelsko; gwizdnęła ostro, na palcach. Poderwany sygnałem koń ruszył przed siebie na złamanie karku, niemal zrzucając Irlandczyka z siodła. Chichocząc, minęła go w lekkim kłusie, gdy brązowy ogier drobił wciąż w miejscu, rżeniem akompaniując głośnym przekleństwom Cu. - Problemy z panowaniem nad koniem, O’Connor? Może powinnam się z tobą zamienić, skoro z ogierami sobie nie radzisz? – spytała, posyłając mu uroczy uśmiech, a potem szarpnęła wodzami, skłaniając klacz do okrążenia drugiego konia; przez cały ten czas nie spuszczała wzroku z chłopaka, wyraźnie starając się nie parsknąć śmiechem. Tereny, rozpościerające się wokół Wilczego Wzgórza były doprawdy imponujące; zieleniące się wzgórza, przecinane płotkami z kamieni, rzeka i jej odnogi błyskające to tu, to tam, gdy słońce igrało na tafli wody, stada owiec pilnowane przez psy zaganiające... Nie było drugiego takiego kraju jak Irlandia. Z jej klifami, morzem pachnącym oszałamiająco, kusząco, z zagajnikami i jeziorami, skrytymi przed wzrokiem całego świata, stanowiła prawdziwy klejnot. Pozwoliła klaczy wybierać drogę, coraz mocniej zbaczając w stronę morza, niebezpiecznie blisko podjeżdżając do klifu; zerknęła w dół, zawracając konia i spojrzała na Cu, chcąc o coś spytać... A jej głos utonął w donośnym ryku, od którego drżały posady ziemi. Dziewczyna zbladła, unosząc się w siodle i rozglądając, nie zwróciła nawet uwagi na to, że konie zachowywały się zaskakująco spokojnie. Zmarszczyła czoło, podjeżdżając do O’Connora, który, o dziwo, także wyglądał na zrelaksowanego, a nawet lekko rozbawionego. Najprawdopodobniej jej miną. - Z czego się śmiejesz? – burknęła, trącając go ręką w udo; stali obok siebie, strzemię w strzemię, a Gryfonka podskoczyła niemal, gdy ryk rozległ się kolejny raz. I chociaż obracała się w siodle, mrużąc podejrzliwie oczy, w żaden sposób nie potrafiła namierzyć źródła tego potężnego odgłosu, któremu towarzyszył... Świst? |
| | | Cú Chulainn O'Connor
| Temat: Re: Wilcze Wzgórze rodu O'Connor, Irlandia Sro 23 Lip 2014, 14:17 | |
| Faktycznie, wyrwało mu się przekleństwo i to jedno z tych mugolskich, których wolał przy damach nie używać. No dobrze, Ari kiedy nie musiała dopracowywać opinii publicznej na swój temat była właściwie całkiem… normalna. W tym dobrym sensie oczywiście. Po prostu okazywała się nie być dziewczyną z bogatego domu w każdym calu, gdy przychodziło do zwykłej zabawy. Jeździła po męsku, jej ubrania (poza zapewne jakością) nie różniły się praktycznie wcale od tych, jakie by założyła każda inna dziewczyna w wakacje do spędzania czasu na zewnątrz. To był dla O’Connora bardzo przyjemny widok, który go cieszył w równym stopniu co żarty Gryfonki. No, może poza tymi chwilami kiedy dla żartu rozjuszała mu konia. Po uspokojeniu zwierzęcia poklepał go po szyi i rzucił z westchnieniem: - Coś mi się wydaje, że trzeba popracować nad twoją samokontrolą i opanowaniem. Nie pozwól, żeby dziewczyna ci zawróciła w głowie. Uśmiechnął się do siebie i ruszył galopem, by dogonić Lacroix. Doprawdy, zdawała się być inną osobą, gdy nie miała dookoła siebie ludzi ze szkoły, gdy byli tylko we dwójkę. Zupełnie jakby dla reszty uczniów chciała twardo utrzymywać jeden określony wizerunek chłodnej, wrednej i nieprzystępnej, natomiast będąc w Irlandii z Cu Chulainnem zrzuciła z siebie całą presję i mogła odetchnąć pełną piersią. Przywitał tę zmianę z zadowoleniem, gdyż musiał przyznać, że czasem potrafiła go zirytować zadzieraniem nosa i miał ochotę napuścić na nią Berserkera. Obawiał się jednak o życie sowy, więc nigdy tego nie zrobił – poza tym, po takich gorszych momentach za każdym razem zdarzała się sytuacja, gdy Ari robiła wrażenie uroczej i kochanej, więc O’Connor odpuszczał. Nie potrafił się na nią długo gniewać. Kiedy zbliżał się zwalniając do Lacroix on również usłyszał ryk do spółki z głośnym świstem, który po chwili dołączył do tego wprawiającego ziemię w lekkie drżenie dźwięku. Oczywiście, że się nie przejął, znał go bardzo dobrze, wręcz od zawsze. Wprawdzie miał z jego źródłem jedno niezbyt dobre wspomnienie, ale poza tym nawet go lubił. Widząc minę Aristos zaśmiał się cicho pod nosem. Konie zachowywały pełny spokój, a ona biedna nie miała pojęcia co się dzieje. No tak, w sumie jej przed tym nie ostrzegł. Na jej pytanie zaśmiał się nieco głośniej, co musiał potem stłumić, gdy dziewczyna podskoczyła w siodle w reakcji na kolejny ryk. To było poniekąd urocze, no naprawdę. Moment, kiedy nie była panią sytuacji i nie wiedziała wszystkiego. - Ależ z niczego, słowo. – spojrzał na nią, po czym kciukiem wskazał krawędź klifu. – Dla mnie to zupełnie normalne. Prawie tak samo jak chmury deszczowe, szczególnie jeśli również zasłaniają słońce. Zanim Gryfonka zdążyła coś powiedzieć zza klifu wyłonił się smok – zielony, smukły o długim ogonie acz dużym pysku, który spokojnie mógłby pochłonąć kilka stad owiec. Walijski Zielony smok wzbijał się w powietrze leniwie jak na smoka, acz dla zwykłego obserwatora w bardzo szybkim tempie. Szerokie skrzydła wywoływały silne podmuchy wiatru, a ryk rozległ się po raz trzeci. Konie tylko skubały spokojnie trawę. - O, matka się obudziła. – stwierdził Irlandczyk obserwując smoczycę, która zaczęła krążyć nad nimi w powietrzu, po czym udała się w stronę lasów, na zachód. [akcja zamrożona] |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Wilcze Wzgórze rodu O'Connor, Irlandia | |
| |
| | | | Wilcze Wzgórze rodu O'Connor, Irlandia | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |