IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Trybuny

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3 ... 7, 8, 9 ... 11, 12, 13  Next
AutorWiadomość
Chiara di Scarno
Chiara di Scarno

Trybuny - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Trybuny   Trybuny - Page 8 EmptySob 18 Lip 2015, 12:38

Chiara nie musiała czekać długo. Rzadko kiedy kazano jej czekać długo na jakiekolwiek towarzystwo, inną sprawą, była jakość tego, które pojawiało się najrychlej. Tym razem swoją obecnością tuż przy niej zaszczycił ją Vincent Pride, co bez wątpienia budziło w dziewczynie mieszane uczucia, jak w ogóle cała jego osoba. Nie do końca wiedziała jeszcze, co konkretnie czuje do tego Ślizgona, poza, oczywiście, sporą dozą chłodnej rezerwy. Ich ostatnie spotkanie było jednak ciekawym doświadczeniem, nie miała zamiaru ponadto inicjować burd na trybunach, tylko dlatego, że ktoś postanowił się do niej odezwać. Nade wszystko zaś towarzystwo chłopaka nie było jej nienawistne, ba, mogło umilić nudnawy czas meczu.
- Nie mam jeszcze dla Ciebie odpowiedzi. – stwierdziła, nie zaprzątając sobie głowy powitaniem. Chciała postawić sprawy jasno. Wciąż nie uzyskała odpowiedzi od Rosiera i choć budziło to w niej coraz większą niecierpliwość i irytację, z jakichś powodów wciąż żywiła resztki nadziei na to, że jej, takie chodziły plotki, chłopak, mimo wszystko postanowi odpowiedzieć cokolwiek na jej prośbę.
- Nie lubię quiddticha i nie kibicuję żadnej drużynie. Właściwie interesują mnie jednostki, nie zbiorowości. – odparła, z delikatnym uśmiechem, wygładzając czarną spódnicę i poprawiając włosy, które wiatr rozwiewał na wszystkie strony. Kiedy udało jej się napotkać spojrzenie Alecto, uśmiechnęła się do niej ciepło, posyłając w powietrze pocałunek, nieco mniej interesujący niż ten, które dzieliły kiedyś na jeden z pamiętnych, ślizgońskich imprez. Skinęła nawet głową Ari, która skrzętnie udała, że jej nie zauważyła albo, że zwyczajnie jej nie zna, co było jedynie drobnym przekłamaniem, bo przecież prócz przelanej przez Chiarę krwi, nic ich istotnie nie łączyło.
- A Ty, przepadasz za tym sportem? – odbiła jego pytanie, choć nie zadane wprost, w tym samym momencie, w którym w ich rozmowę postanowiła wtrącić się Rabe.
- To bardzo możliwe, sądząc po kolorach zebranych. W każdym bądź razie wszystkich, którzy się liczą. – odparła, rozbawiona oburzonym spojrzeniem kolegi Puchona, który zdecydowanie nie przyłączał się do entuzjazmu otaczających go Ślizgonów. Cóż, biedaczek chyba się zgubił. Jeszcze bardziej rozweseliło ją zachowanie koleżanki w stosunku do jej rozmówcy, któremu posłała zaciekawione spojrzenie. Z tego, co wiedziała, Vincent nie był już wolnym ptaszkiem. W obu znaczeniach tego słowa.
- Widzę, że dobrze korzystasz ze swojego roku w Hogwarcie, Pride. – szepnęła do niego, podobnie jak pozostali przenosząc spojrzenie na boisko, na którym zaczęli pojawiać się gracze. Lucien i Rosier. Jej światełko z jej mrokiem.
Echo Mallory
Echo Mallory

Trybuny - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Trybuny   Trybuny - Page 8 EmptySob 18 Lip 2015, 14:04

Miała wrażenie, że to ostatnie kilka miesięcy poważnie zryło jej mózg, z którym już wcześniej nic nie było w porządku. Jej popieprzeni rodzice praktycznie odcięli ją od cywilizowanego świata, szantażując ją emocjonalnie za pomocą młodszego brata, który nie mógł z tym przecież nic zrobić, ze względu na swoją chorobę. Tak, być może było z nim gorzej, ale Echo była praktycznie pewna, że odpowiedzialna jest za to napięta atmosfera panująca w domu, wynikająca z ciągłych kłótni pomiędzy nią, a rodzicielami. Nie pozwalali jej nawet uciekać do wujków, kiedy sytuacja stawała się nie do zniesienia. Przez bite kilka tygodni widziała tylko ich durne twarze. Jedyną osobą, z którą mogła porozmawiać był autystyczny brat, a to chyba mówi samo za siebie!
Kiedy dowiedziała się od Irisviel, że sezon quidditcha rozpocznie mecz Ślizgonów, postawiła sprawę jasno: albo pozwolą jej wrócić do Hogwartu i sami zajmą się tym, co z natury było ich zadaniem, a więc opieką nad swoim dzieckiem, albo ona zadba o to aby oboje trafili pod lepszą opiekę niż dwoje zdziecinniałych, popieprzonych i prawdopodobnie chorych psychicznie fanów Tolkiena. Tyle się nasłuchała swojego imienia, że miała nim ochotę rzygać.
Tak postawiwszy sprawę, oczywiście osiągnęła sukces. Czym prędzej zebrała swoje manatki i wyruszyła w drogę do Hogwartu, ale musiała przecież zahaczyć jeszcze o Londyn, zrobić zakupy i dogadać się z dyrektorem, co do szczegółów jej dalszej podróży. Ostatecznie nie była nawet pewna, czy da radę znaleźć się w szkole na czas. Chciała kilku osobom zrobić miłą niespodziankę, a to wymagało wielkiego wejścia.
Na całe szczęście udało się. Co prawda dormitorium, kiedy wreszcie do niego dotarła, było całkiem puste, ale jakiś zadyszany pierwszoroczniak poinformował ją, że mecz dopiero się zaczyna. Wciągnęła na siebie sporo na nią za dużą koszulkę w kolorach Slytherinu z naszytym herbem, która do złudzenia przypominała te zakładane przez graczy (to wcale nie tak, że grzebała w rzeczach Lloyda pod jego nieobecność) i wcisnęła jej poły za pasek czarnej, dość krótkiej spódniczki. Wciągnęła jeszcze swoje ulubione, skórzane półbuty i była gotowa. Przejrzała się w lustrze, wzruszyła ramionami i ściągnęła włosy gumką. Nie była miss Hogwartu, ale nigdy na nią nie pretendowała. Gdyby chciała naprawdę wzbudzić sensację swoją osobą, pewnie musiałaby na trybunach pojawić się naga.
Gnana nadzieją na zobaczenie w końcu przyjaznych twarzy i rozmowę z kimś, kto nie ma wody, zamiast mózgu, przebiegał przez prawie cały zamek i błonia, przeskakując po dwa stopnie, kiedy już udało się jej dotrzeć do drewnianych schodów. Więcej czasu zajęło jej odnalezienie w zebranym dookoła boiska tłumie Iris, zwłaszcza, że ta niesprytnie ukryła się za Creedem. W końcu przepchała się do nich, nie zważając za bardzo na to, czy po drodze nie miażdży komuś palców. Bardziej była zajęta szukaniem na boisku znanej jej aż nazbyt dobrze sylwetki Lloyda. Gnojek nie wysłał jej ani jednego listu, aby ją pocieszyć w niedoli. Albo rodzice je przechwytywali.
Kiedy w końcu znalazła się za blondynką, chwyciła ją znienacka w objęcia i złożyła na jej karku delikatny pocałunek, łaskocząc ją włosami.
- No cześć, kochanie. – powitała ją z lekkim rozbawieniem i przeniosła spojrzenie swoich niewinnych ocząt na Creeda. - Nie podrywaj mi dziewczyny, okej?
Gość
avatar

Trybuny - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Trybuny   Trybuny - Page 8 EmptySob 18 Lip 2015, 16:41

Kolejni uczniowie zapełniali trybuny, coraz gęściej tłocząc się na drewnianych ławkach; domyślał się, że to kwestia czasu zanim wszyscy poderwą się do barierek skandując imię zawodnika akurat trzymającego kafla, lub bucząc czy piszcząc zależnie, czy wygrywa ich drużyna, ewentualnie wręcz przeciwnie. Młodzieńcze buźki pięknych dziewczyn działały znakomicie na jego poczucie humoru – jeszcze kilka lat wstecz Hogwart nie mógł pochwalić się tak pięknymi kobietami. Chociaż zdarzały się wyjątki, w czwartej klasie jego serce potajemnie zdobyła Ślizgonka, Bellatrix z domu Black. Zostało mu jednak podziwianie jej osobistości z daleka, zbyt popularna w swoim domu była i zbyt lubiana, by dopuścić do siebie młodszego Ginsberga. Co prawda udało mu się zawiązać znajomość z równie piękną siostrą, ale nigdy nie wypełniła luki w sercu jakim było młodociane zauroczenie. A szkoda.
Z chwilowego, aczkolwiek przyjemnego zamyślenia wyrwał go cios w głowę czymś wyjątkowo twardym; automatycznie chwycił się za bujną czuprynę, sycząc z bólu. Zabolało niemało, ale większe cierpienia i łzy musiał znosić w swoim życiu, a zauważając, że jego oprawcą była piękna niewiasta wyszczerzył się łobuzersko patrząc w górę, przymykając nieco oczy przez oślepiające słońce. Albo jej piękno.
- Nic nie szkodzi, nic nie szkodzi, nie przejmuj się – roztarł odrobinę pulsujący czubek głowy i westchnął widząc, że dziewczyna nie była nim zainteresowana dłużej niż dwie sekundy. Zabiegane i rozkojarzone te kobietki tutaj, nie ma co!
Wśród wrzasków i gwaru jego uszu dobiegł poznany przed kilkoma chwilami głos, co najważniejsze widocznie kierowany w jego stronę; obrócił się do blond piękności siedzącej nieopodal i dopiero w tej krótkiej chwili zdążył zauważyć różne detale, takie jak między innymi niemało odsłonięty biust. Był facetem, dodatkowo niedojrzałym jak cała reszta, nie mógł pohamować wyobraźni, która rozszalała się w jednym momencie w jego głowie dosłownie jak burza. Z niezadowoleniem wymalowanym na twarzy przeniósł z wolna wzrok na jej blade lico i uniósł kąciki ust, nadając twarzy wyjątkowo łagodny wyraz.
- Oj, nie narzekam, niech mi panienka uwierzy – puścił jej oczko i obrócił się do Hristiny z żalem zauważając, że Ślizgonka zakończyła z nim, jeśli można tak to określić, rozmowę.
Z podekscytowaniem narastającym gdzieś w koniuszkach palców przyglądał się zawodnikom wlatującym na boisko i rudej pani sędzinie. A więc się zaczyna! Zacisnął mocno kciuki, życząc w duchu powodzenia Krukonom; chociaż, uroda Ślizgonek powoli przekonywała go do zmiany drużyny, której zamierzał kibicować. Zaśmiał się sam do siebie pod nosem słysząc uwagę wypowiedzianą wcale nie cicho przez drugą z blondynek na swój temat – bezczelna smarkula, ale nie zirytowało go to. Sam był taki w tym wieku. Nie przyszło mu rozmyślać nad tym zbyt długo, bo ( co za zdziwienie! ) dostał kolejnego łokcia, na dodatek również od blondynki! Widocznie działał na nie jak magnez, na nie, albo na ich pięści może raczej. Twarz przepychającej niewiasty wydała mu się jednak tak znajoma i…bliska?, że aż go zamurowało. Starał się przypomnieć skąd ją zna, ale tylko jasne blond kosmyki majaczyły mu przed oczami, kojarząc się z chwilą którą być może słabo zapamiętał przez ilość wypitego alkoholu. Wzruszył jednak tylko ramionami i ze swoją pewnością siebie i szelmowskim uśmiechem zaczepił pannę boginię Venus Hogwartu.
- Stawiam Ognistą, że przegracie – ot, niezobowiązujące i lekkie zagadnięcie do wydawałoby się losowo wybranej osoby siedzącej obok. Oparł się łokciem o udo i uniósł brwi, przygotowując się na oblanie przez dziewczynę ciepłym moczem lub prostym „spieprzaj”.
Eric Henley
Eric Henley

Trybuny - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Trybuny   Trybuny - Page 8 EmptySob 18 Lip 2015, 17:07

Szkoła magii i czarodziejstwa znana była z tego, że w jej starych, kamiennych murach, plotki rozchodziły się w zastraszającym tempie, zwłaszcza te które dotyczyły przystojnego pana prefekta i kapitana drużyny Hufflepuffu w jednej osobie. Rzecz jasna dotarły one również wysoko na wieżę Gryffindoru, gdzie ich odbiorcą był m.in. Eric Henley, którego reakcję można było określić jako mieszaninę smutku i rozgoryczenia. Nie potrafił zrozumieć decyzji Lancastera, właściwie to pewnie nawet nie próbował zrozumieć. Istotny był dla niego fakt, że podobno nie chcąc ranić nikogo, zostawił Wandę, która i tak ostatnio nie była w najlepszej kondycji psychicznej z powodu swojego brata wtrąconego do Azkabanu. Oczywiście panie Lancaster, nie zranił pan zupełnie nikogo, no może oprócz tych dwóch dziewcząt które były w panu zakochane. Eric rozmyślał o całej sytuacji całe wczorajsze popołudnie i jedyny wniosek do którego doszedł był taki, że niezależnie od wszystkiego należało odciągnąć myśli panny Whisper od tego zadufanego kretyna jakim był Hendryk, a cóż było lepsze na odcięcie się od szarej, smutnej rzeczywistości niż mecz Quidditcha, nawet tak nudny jak mecz pomiędzy Zielonymi sztywniakami i Krukolandią. Dlatego też, Henley posłał starszej koleżance sowę z swego rodzaju zaproszeniem, a już kolejnego dnia, wysmarowawszy ówcześnie policzki jakąś niebieską farbą i pokolorowawszy włosy na odcień granatu i nie zważając na fakt, że wygląda strasznie kretyńsko, ruszył w kierunku boiska. Zabrał ze sobą obiecane fasolki i w drodze otworzył już jedną z paczek. Pomijając fakt, że  nie był wielkim fanem wątróbki, nie trafił na żaden specjalnie obrzydliwy smak, taki jak np. Sok pomidorowy. Dzień był całkiem chłodny, nie żałował zatem, że okrył się brązową kurtką odziedziczoną po starszym bracie, tak jak zresztą większość jego ubrań a pod szyja zawiązał niezbyt gruby szal w barwach Ravenclawu. Oprócz Wandy miał również nadzieję na spotkanie Jolene z którą to ostatnio zdarzało mu się knuć przeciw reprezentacji Slytherinu oraz Murph która to z kolei unikała go ostatnio jak ognia podczas gdy Eric udawał, że nie rozumie dlaczego to robi. W każdym razie, będąc już zapewne spóźnionym, wspiął się po schodach na trybuny i pośród całej masy dumnych ślizgonów, dostrzegł tylko jedną osobę wartą uwagi - był nią kumpel z drużyny, Riaan.  Gryfon trzymał w dłoniach notes i co jakiś czas zerkał w stronę schodów. Eric nie zastanawiając się zbyt długo, ruszył ku niemu i bez zbędnych ceremoniałów rozsiadł się na miejscu obok.
-Siemasz – przywitał się i zerknął na zeszyt obleczony skórą – Będziesz robił notatki czy co? – zapytał zdziwiony, no bo przecież nie będzie chyba pisał wierszy podczas meczu,  zresztą ostatnio rymów młodemu gryfonowi było dostatek. – Nie to żebym krytykował, wręcz przeciwnie, aż żal, że Potter nie jest tak zaangażowany – dodał na wypadek gdyby jego głos zabrzmiał jak kpina- I taa, kibicuję Kurkonom – oznajmił wskazując na włosy i pokiwał głową z uśmiechem.- Fasolkę?- zaproponował wyciągając w stronę kumpla prawie puste, papierowe opakowanie.
Envy Pride
Envy Pride

Trybuny - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Trybuny   Trybuny - Page 8 EmptySob 18 Lip 2015, 19:18

Envy'emu serce się krajało, gdy patrzył na trybuny i wspominał jak wyglądają prawdziwi kibice Quidditcha. Czy w tej szkole wszystko musiało być o klasę gorsze? Wędrował po trybunach rozglądając się za jakimś dogodnym miejscem, starając się nie nawiązywać z nikim kontaktu wzrokowego - jeszcze ktoś by sobie wymyślił że to świetny moment, żeby próbować się z nim zapoznać, a to chyba nie byłoby mu na rękę.
Oczywiście jego ubiór jak i szalik dość oczywiście zdradzały, za kim Pride właściwie jest. Nie żeby był jakoś specjalnie przywiązany do swojego domu - po prostu uważał że na tle pozostałych wypada całkiem nienajgorzej, zresztą komuś musiał kibicować - oglądanie meczu, gdy nie życzy się nikomu sromotnej porażki jest zdecydowanie mniej interesujące. Tym razem padło na Krukonów - Envy bardzo chętnie by ujrzał, jak cała drużyna czarno-niebieskich zaryje twarzami o murawę, jeden po drugim. W końcu Quidditch to brutalny sport, a skoro już przywdział srebrno-zielone barwy, to niech się Ślizgoni nawet nie odważa przegrać. Jeśli zawiodą jego oczekiwania i przegrają, albo co gorsza będą grać jak pierwszoklasiści, zaś gra nawet na moment nie przybierze ciekawszego obrotu...takie rozczarowanie prawdopodobnie zniechęciłoby go do dalszego dopingowania tej właśnie drużyny.
Niestety, najwyraźniej nie dane mu było skupić całej swojej uwagi na meczu, bowiem gdy już się usadowił, tuż przed jego nosem przeszedł ktoś, kogo zdecydowanie nie powinno tu być. Zamrugał zaskoczony, odchylając głowę i śledząc rudą osóbkę wzrokiem. Pomimo upływu czasu, sam tył jej osoby wystarczył, żeby nie miał najmniejszych wątpliwości kto to mógł być. Szczególnie terapia Azkabanowa, w której raz po raz obserwował z ukrycia jej zdradę... hmm, zdecydowanie pomogło mu to zapamiętać ją aż za dobrze.
Przez chwilę jeszcze siedział zastanawiając się czy chce się wdawać w konfrontacje, po czym uznał że wypadałoby się jednak przywitać. Podniósł się więc i przeszedł kawałek, zastanawiając się co właściwie można powiedzieć po dwuletniej rozłące. Gdy był już blisko Hristiny westchnął i rzucił w jej stronę:
- Eh, Admirale Georgiew. Zostawić Cie samą tylko na moment, a Ty już podrywasz starszych panów.
Alecto Carrow
Alecto Carrow

Trybuny - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Trybuny   Trybuny - Page 8 EmptySob 18 Lip 2015, 20:06

Spojrzenie, które posłała nieznajomemu, najprawdopodobniej mogłoby się przyczynić do masowego zmniejszenia populacji gatunku dowolnego wyboru, kształtu i rodzaju; osłodziwszy je uśmiechem, Alecto poklepała zdyszaną Gryfonkę po kolanie i kątem oka zerknęła znów na Rosalie.
- Nie przesadzaj. Może gdyby go nieco uczesać… - Alecto rozchichotała się na dobre, odrywając uwagę od Aristos i poświęcając ją znów na wpatrywanie się w boisko, prędko jednak odwróciła się do tyłu, gdy tylko usłyszała jak Rosalie zagaduje Chiarę; srebrny łańcuszek zadzwonił kolejny raz, błyszcząc na głęboko wyciętym dekolcie, gdy Alecto zawisnęła na oparciu ławki, nie odrywając wzroku od brązowych tęczówek Włoszki.
- Ci, którzy się liczą, zawsze trzymają się razem, di Scarno. Dobrze cię widzieć – powiedziała, miękko przeciągając głoski, nadając im przyjemnie wibrującego brzmienia. Uśmiech, który pojawił się na jej wargach kolejny raz tego dnia zniknął sekundę później wraz z burzą jasnych włosów, gdy dziewczyna zajęła ponownie swoje miejsce.
- Kim jest ten chłopak obok Chiary? Chciałam cię poinformować, że ślinisz się do niego co najmniej nieapetycznie – mruknęła pod nosem, tak, by tylko Rosalie i Aristos były w stanie ją usłyszeć. Zachowanie przyjaciółki zaskakiwało ją, zastanawiało i prawdę powiedziawszy, nieco bawiło. W tym szczurkowatym towarzyszu, zapewne starszym od nich, choć o wyjątkowo dziecinnej buźce, nie było według panny Carrow nic wartego uwagi. Nie podobało jej się szklane spojrzenie, którym wodził po trybunach i zdecydowanie nie zamierzała pochwalać tej znajomości w żaden sposób – prychnęła więc głośno, zniesmaczona do granicy możliwości.
Zawodnicy ruszyli do akcji, kafel przeszedł w ręce Krukonów, reakcja ze strony Slytherinu była zaś niemal natychmiastowa. Alecto powitała spojrzeniem Morgana, któremu udało się dotrzeć tuż na samo rozpoczęcia i skwitowała jego komentarz krzywym uśmieszkiem.
- Tutaj nie ma Gryfonów, mój drogi. Same rasowe Ślizgonki – mrugnęła do niego z rozbawieniem i już, już miała znów skupić się na grze, gdy do jej ucha dobiegł komentarz siedzącego dwa miejsca dalej mężczyzny. Uniosła brew, najpierw jedną, później drugą, a potem splotła dłonie i wspierając je na kolanie, przechyliła się lekko w jego stronę.
- Stawiam dwie, że jeśli zaczepisz mnie jeszcze raz, mój brat obije ci facjatę. Co ty na to? – zapytała łagodnym, wyjątkowo łagodnym tonem, w którym nie można byłoby doszukać się nawet nutki groźby, niechybnie zawartej w wypowiedzi. Wyprostowała się i kiedy już można było odnieść wrażenie, że sprawa z panem-jestem-celem-wszystkich-wokół została zamknięta, jej głos znów przerwał tężejące między nimi milczenie.
- Dorzucę trzecią, żebyś mógł się pocieszyć po przegranej -
Aristos Lacroix
Aristos Lacroix

Trybuny - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Trybuny   Trybuny - Page 8 EmptySob 18 Lip 2015, 20:43

- Musiałam… Och, do diabła, Rabe, czy to ważne? Przyszłam? Przyszłam. Więc daj spokój i powiedz mi, kogo obgaduje… Czy tylko ja poczułam nagle swąd starego kociołka? – słysząc znajomy głos Traversa odwróciła się od dziewcząt by spojrzeć w drugą stronę, w samą porę, by bławatkowe tęczówki spoczęły na twarzy Ślizgona, przedostającego się właśnie ze schodów do miejsca, w którym siedziała z Rosalie i Alecto. Uśmiechnęła się złośliwie, dźgając nowoprzybyłego palcem w żebra, uczynnie jednak zabrała szalik panny Carrow z ostatniego wolnego miejsca, składając go w równą kostkę i odkładając na własne kolana.
- Już zaczynałam tracić nadzieję, że jeszcze cię zobaczę. Nie utonąłeś w kociołku? – spytała, unosząc lekko jasne brwi. Wyraźnie widać było jednak, że jej wzrok ucieka wciąż w stronę trybun, dopóki oczy nie odnalazły wreszcie sylwetki Rosiera, nie zatrzymały się na niej na dłuższą chwilę. Wydawało jej się, że spojrzał w kierunku trybun nim wystrzelił do góry, pędząc w kierunku ścigającego Krukonów z gracją i zwinnością, jakie zaskakiwały Aristos za każdym razem. I chociaż sama nie przepadała za lataniem, od mioteł i Quidditcha trzymając się najdalej, jak było to tylko możliwe, nie mogła nie przyznać z pewnym podziwem (acz bardzo niechętnym), że w całym tym bezsensownym procederze jest coś ujmującego.
Oderwała wzrok od gry dopiero po paru sekundach słysząc jak Rosalie zagaduje do Chi, jak ta odpowiada jej, wzbudzając tym samym zainteresowanie Alecto. Odwróciła się na moment, by spojrzeć na twarz Włoszki, a później przygryzła wargę, niezadowolonym spojrzeniem omiatając jeszcze siedzącego obok niej Vincenta. Doprawdy, nie potrafiła zrozumieć co kierowało di Scarno i dlaczego po wydarzeniach z obozu w ogóle zwracała na Matthiasa uwagę, wystarczyło jej jednak jedno spojrzenie na tą dwójkę, by wiedzieć, że Włoszka przybiła właśnie pierwszy gwóźdź do swojej trumny, którą zbudowała izolując się od społeczności szkolnej, a przede wszystkim – od Rosiera.
Odnalazła go znów, krążącego w powietrzu jak sokół nad ofiarą, a później zerknęła na nieznajomego mężczyznę, którego zaledwie chwilę temu przyprawiła o guza. Odważny był, odzywając się do Alecto w tak bezceremonialny sposób, dziewczyna prędko jednak straciła rezon i chęć do wykpienia delikwenta w wyjątkowo okrutny sposób. Na scenie pojawiła się bowiem kolejna osoba, której nie spodziewała się zobaczyć w Hogwarcie – jej problemy najwyraźniej lubiły chodzić nie parami, a kwintetem.
- Envy. Envy Pride. Niemożliwe. Powiedzcie, że to jakiś żart, na Morganę, nasz szanowny dyrektor przygarnia teraz nie tylko psychopatów, ale i recydywistów! – drwina w jej głosie była wyraźna, ostra i nieprzyjemna, chociaż wargi rozciągnęły się w uśmiechu, gdy wstała by ucałować najnowszy szkolny nabytek w policzek. Jednocześnie zaś, tak, by nikt nie widział, dźgnęła go boleśnie różdżką pod żebrami.
- Co za niespodzianka. Same znajome twarze – mruknęła jeszcze, przekrzywiając lekko głowę i przerzucając warkocz na ramię, wróciła na swoje miejsce tuż obok Morgana, czując, jak adrenalina zaczyna powoli krążyć jej w żyłach. Założyła ramiona na klatce piersiowej i zerkając na Traversa, odetchnęła ciężko.
- Świry. Nic, tylko świry. I wszyscy, co do jednego, jakoś ze mną spokrewnieni. Jeszcze jeden psychopata i każę się zamienić w statuetkę - mruknęła kąśliwie.
Gość
avatar

Trybuny - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Trybuny   Trybuny - Page 8 EmptySob 18 Lip 2015, 21:54

Plotki w większości przypadków nie miały w sobie ani ziarna prawdy. Czasami zdarzało się, że jakieś tam fakty w nich istniały, ale nie było ich zbyt wiele. Dlatego też przeważnie nie zwracała na nie uwagi, chyba, że były na tyle zabawne, że można było się z nich pośmiać przy kremowym piwie albo Ognistej. Jej uwagi więc raczej miały tylko i wyłącznie charakter prześmiewczy, zresztą dotyczyły akurat osoby, której nie darzyła ogromną sympatią, a nawet można było to podciągnąć pod ogromną dozę politowania.
Irisviel zdawała sobie sprawę z tego, że pierwszy mecz w sezonie był ważny. W zależności od tego jak się potoczy, wyłoni pierwszego możliwego faworyta do Pucharu, w końcu wygrany będzie w całkiem przyzwoitej sytuacji psychicznej, ale również punktowej. Zeszły rok oraz wygrana Gryffindoru w szeregach domu Slytherina wywoływał niemiłe wspomnienia i falę żalu, pomieszanej z goryczą. Czasami dało się słyszeć głosy, że mecz był wtedy ustawiony, a całość nie przebiegała sprawiedliwie. Fairchild jednakże się tymi opiniami nie przejmowała. Na tyle na ile rozumiała ten sport, wiedziała, że czasami zdarzają się rzeczy nie do przewidzenia, w szczególności koło brutalności tejże gry. Osobiście nawet uważała, że nawet dobrze się stało. Może w tym roku Ślizgoni aż tak nie spoczną na laurach, jeżeli będą faworytami w tegorocznych rozgrywkach.
Reakcję Adriena na jej stwierdzenie, że nawet jest trochę podobny do ich szukającej skwitowała tylko śmiechem, w szczególności widząc jak zręcznie posługuje się bogatą gamą mimiki, by upodobnić się do Montgomery. Dobre samopoczucie jej nie opuszczało, nawet jeżeli znajdowała się niekoniecznie w takim miejscu w jakim by chciała. W końcu chodziło tutaj o zabawę, więc nie było miejsca na zgrywanie obrażonej księżniczki.
-Będę mogła zrobić z tobą co chcę, co? – spytała rezolutnie, mrużąc z zaciekawieniem swoje zielone patrzałki. Creed nawet nie zdawał sobie sprawy, że właśnie powiedział coś co Irisviel kiedyś może sprytnie wykorzystać. Chociaż prawda była taka, że już teraz dużo dla siebie nawzajem robili. Nawet ona sama nie zorientowała się kiedy zaczęła temu Ślizgonowi ufać. Pomaganie sobie nawzajem z przedmiotami, z którymi sobie nie radzili, spowodowało, że umieli przebywać w swoim towarzystwie nadzwyczaj długo i w jakiś sposób ze strony Fairchild pojawiało się uczucie przywiązania do tych roztrzepanych, czarnych kudłów. I pomyśleć, że czasami jak miała humor nawet zawiązywała je w warkoczyki, których sobie nie umiała robić i zawsze prosiła o pomoc, którąś z koleżanek z dormitorium. Chociażby jej kochaną Echo.
Kiedy rozbrzmiał pierwszy gwizdek, a kafel poszedł w górę, razem z całym sektorem, zaczęła dopingować zawodników swojego domu. Z jej gardła wydobył się głośny jęk kiedy to Krukoni pochwycili kafla. Wbrew pozorom był z niej bardzo zaangażowany kibic, jeżeli już poszła na mecz. Zdarzało się to rzadko, prawie wcale. Jej niechęć wynikała z wychowania w domu, w którym ojciec był bardzo zagorzałym kibicem i bardzo często po przegranych meczach Katapult z Caerphilly, był zbyt pijany i zbyt agresywny, by słuchać jakichkolwiek wymówek Iris. Dla niej więc quidditch kojarzył się z nadmiarem brutalności i brakiem trzeźwego osądu, co niezbyt jej pasowało. Mimo to znała tę grę, jej zasady i czasami umiała się cieszyć jak dziecko na meczach. Drugim powodem jej niechęci był brak jej talentu do tej gry, przez co nigdy nie poczuła i nie zrozumiała tego prawdziwego zachwytu rozgrywek.
-Posłanie tłuczka w stronę szukającego? Serio, Grossherzog? Wal w obrońcę, na Salazara! – krzyknęła w stronę boiska, uderzając pięścią w balustradę trybun. Po chwili zerknęła w stronę Adriena, uśmiechając się lekko, jakby chcąc powiedzieć No co?. Nikt nie mówił, że będzie grzecznie siedzieć na czterech literach.
I zapewne skupiłaby się albo na grze, albo na rozpraszaniu Creeda, by ten nie zauważył jakiegoś ważnego manewru, gdyby nie to, że ktoś otoczył ją drobnymi ramionami od tyłu. Od razu rozpoznała osóbkę, która za nią stała, zanim ta się odezwała. Jak mogłaby nie rozpoznać przyjaciółki?
-Echo! – krzyknęła zaskoczona i obróciła się, by przytulić swoją ukochaną bratnią duszyczkę. Była ogromnie zaskoczona, ponieważ myślała, że panna Mallory została w domu i nie ma zamiaru wrócić do Hogwartu. Oczywiście, słysząc słowa dziewczyny nie mogła powstrzymać śmiechu. – Już nie przesadzaj, skarbie, Adrien tylko próbuje mnie socjalizować z mojej nienawiści do quidditch’a.
Chantal Lacroix
Chantal Lacroix

Trybuny - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Trybuny   Trybuny - Page 8 EmptySob 18 Lip 2015, 22:12

Miałaby opuścić mecz jej domu? Nigdy w życiu. Z wysoko uniesioną głową, pewna ich dzisiejszego zwycięstwa wyszła ze swojego gabinetu. Sam jej wygląd wskazywał na to, komu kibicuje. Jako opiekun nie była bezstronna. Oj nie. Nigdy nie była. Ubrała zieloną sukienkę , w którą wplotła wiele Ślizgońskich akcentów. Od łokcia do nadgarstka oplatała ją srebrna bransoletka w kształcie węża. Podobnie było z paskiem, który wyglądał jak żywy, srebrzący się wąż. Nie był żywy, a zaczarowany. Co chwila wysuwał z paszczy cieniutki języczek i wydawał z siebie cichy syk. Wił się wokół talii nauczycielki, niczym strażnik. Mógłby zaatakować każdego, kto dotknie ją nieproszony. Kobieta weszła po schodach na trybuny. Uśmiechając się lekko do każdego przedstawiciela jej domu. Wzrokiem odnalazła wielu nauczycieli, ale postanowiła zająć miejsce obok Katji - jej przyjaciółki.
-Cześć. -przywitała się. Wyjęła różdżkę i machnęła nią parę razy. Na wysokości dachu trybun rozwinął się zielony materiał na prawie całą szerokość. Zamontowała go tam już wczoraj wieczorem. Machnęła ponownie, a pojawiły się srebrne napisy. "Do boju Slytherin!", potem "Wygramy, wygramy, wygramy, Krukonów pokonamy!" oraz "Ślizgoni górą!". Dodatkowo przy każdym powiewie wiatru pojawiała się magiczna wrzawa.
Może trochę dużo, jak na zwykły doping, ale nie będzie się ograniczać, prawda?
Vincent Pride
Vincent Pride

Trybuny - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Trybuny   Trybuny - Page 8 EmptySob 18 Lip 2015, 22:27

Chiara nadal traktowała go z rezerwą, co poniekąd go cieszyło, bo wiem, gdyby zaczęła nagle być bardziej lub mniej sympatyczna oznaczałoby to, że za jego plecami coś istotnego miało miejsce - a tego nie lubił. Dlatego tez postanowił cieszyć się tym wspólnym spędzaniem czasu bez cienia zobowiązań, skinieniem głowy odpowiadając na jej słowa w kwestii jego niedawnej propozycji. Da jej czas, mnóstwo czasu, jeśli będzie tego potrzebowała, by w końcu zgodzić się - jak przewidywał. Rzucał okiem na boisko, obserwując graczy, znając niektórych bardzo, a nawet zbyt dobrze, pozostałych kojarząc lub widząc pierwszy raz na oczy. Minęły już prawie dwa miesiące, ale jemu też nie spieszno było do nawiązywania znajomości i poznawania każdego w szkole.
- To coś nas łączy, ja również wolę przywiązywać wagę do szczegółów, zamiast do ogółu. - odpowiedział z lekkim uśmiechem. - I owszem, przyznam się, że lubię ten sport, choć fanem bym się nie nazwał. Przyjemnie czasem dla relaksu zobaczyć jak przeciwna drużyna jest przerabiana na grządki w murawie. Dziś to po prostu urozmaicenie codzienności, gdyż nie mam jeszcze wyrobionej opinii na temat drużyn, a ślepe kibicowanie własnemu domowi jakoś nie jest w moim stylu.
Jego spojrzenie powędrowała znów na trybuny, pozostawiając graczy samych sobie. Nachylił się nieznacznie, by uśmiechnąć się do Rosalie, która postanowiła się do niego odezwać. Przy okazji pozwolił sobie na dłuższe spojrzenie posłane w kierunku Alecto oraz zupełne zignorowanie Aristos, jakby jej tam w ogóle nie było. Bo mogłoby nie być, powietrze przykuwało jego uwagę na równi z kuzynką.
Puścił oko do Rabe, obdarzając ją jeszcze szerszym uśmiechem, przy okazji dosłownie na ułamek sekundy posyłając jej spojrzenie, które bardzo dobrze znała z Pokoju Wspólnego.
- Nie znasz dnia ani godziny, moja droga. Wiedz jednak, że jestem do twojej dyspozycji, gdy będziesz miała ochotę. - odpowiedział, by dodać po chwili: - Cieszę się, że cię tu spotykam. Zapewne większe wrażenia u was są przy starciu Zielonych z Czerwonymi, co? Choć słyszałem, że ci drudzy ostatnio musieli wymienić pałkarza, ciekawe czy wciąż trzymają formę, by zdobyć puchar po raz drugi.
Owszem, zorientował się w tych najistotniejszych kwestiach, celowo wspominając o drużynie Gryffindoru w zaistniałych okolicznościach. Niby przypadek, prawda? Niewiele osób z obecnych w jego najbliższym towarzystwie na tę chwilę się zorientuje, a on nie zamierzał rezygnować z drobnych rozrywek. Chiara ponownie przykuła jego uwagę, a na jej słowa zaśmiał się lekko, co przypominało raczej rozbawione westchnienie.
- Staram się jak mogę, by mieć jak najlepsze wspomnienia z tego miejsca. Durmstrang to nie jest, ale ma swoje uroki.
Gdzieś w tłumie kibiców dojrzał swojego kuzyna i... no proszę, świat jest zdecydowanie zbyt mały lub los miał ogromne poczucie humoru. Widok Envy'ego z jego byłą z czasów Durmstrangu, zanim Azkaban przerwał to urokliwe randez vous budził nie lada zdziwienie przeplatane rozbawienie. Posłał mu tylko znaczące spojrzenie, jak to tylko Prajdy potrafią, obserwując ukradkiem poczynania starszego. To może być interesujące. Mimo wszystko jednak starał się być dobrym kompanem dla di Scarno, która stanowiła odprężające, diametralnie różne od Porunn towarzystwo.
Francis T. Lacroix
Francis T. Lacroix

Trybuny - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Trybuny   Trybuny - Page 8 EmptySob 18 Lip 2015, 22:38

Teraz Francis.
Patrzcie dzieci, władca trybun, szalik jak złamany.
Idzie na trybuny, oj dany oj dany.
Lacroix był gotowy. Jak nigdy w życiu. Na szyi powiewał złoty szalik z czarnymi paskami, pożyczył go na tę okazję specjalnie od Katji. Za pasek spodni wsadził różdżkę, nałożył swój najcieplejszy sweter i podreptał na trybuny na których wylądował, czemu oczywiście nie trudno się dziwić - spóźniony.
Zauważył na niebie napisy nad trybunami nauczycielskimi i domyślił się, że to dzieło starej dobrej Chantal. Uśmiechnął się pod nosem i zaczął wdrapywać po stromych, drewnianych schodach na sam szczyt. Zajął wygodne miejsce na trybunach, na ławeczce, która była dostatecznie zimna żeby zaczął narzekać na jej temperaturę w myślach i westchnął. Potarł o siebie łapki i obserwował, jak ten ślizgon próbuje tłuczkiem zrobić coś pożytecznego dla narodu. Zgadywał, że nic z tego nie będzie. Właściwie, nigdy nie interesował się quidditchem i jakkolwiek odczuwał fascynację co do tego sportu to liczył, że komentatorka - Gwen z Ravenclawu, będzie prowadziła narrację na tyle jasną, że zrozumie co nic. Ale teraz, teraz, miał ważniejsze zajęcia. Musiał kibicować jedynej słusznej drezynie. Odczekał jeszcze moment, ściągnął leniwym ruchem rękawiczki i wstał. Zaklaskał rytmicznie jak na meczach futbolu i wrzasnął:
- Puchoni do boju! Hufflepuff! Hufflepuff! - skandował radośnie ze szczęściem dziecka wypisanym na twarzy. Wyciągnął zza paska różdżkę i dynamicznie machnął nadgarstkiem prostując ramię w kierunku nieba. Obok hasłem Chantal pojawiły się nowe, błyszczące złotem.

HUFFLEPUFF GOLA. HOLA. HOLA. HOLA.

- Siala la! Siala la! Podzielimy równo! Bo Puchonom wszystkie punkty a ślizgonom gów… - krzyknął energicznie, ale czując na sobie spojrzenie Chantal szybko usiadł na swoim miejscu. - no. I milczał już.
Hristina Georgiew
Hristina Georgiew

Trybuny - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Trybuny   Trybuny - Page 8 EmptySob 18 Lip 2015, 23:02

Nowopoznany jegomość również zrobił na niej bardzo pozytywne wrażenie - czego nie mogła powiedzieć o ślizgońskich ślepych kurach, z których jedna najwyraźniej miała dodatkowo problem z koordynacją ruchową i oczekiwała czerwonego - lub zielonego - dywanu, by w żadnym wypadku nie natknąć się na przeszkodę. Irytujący przypadek, ale co zrobić, w każdej szkole tacy są. Na pogardliwe spojrzenia odpowiadała uroczym do bólu uśmiechem, po czym tym razem faktycznie wyprostowała nogi - skoro już mają się księżne bulwersować niech mają faktycznie o co.
Spoglądając w ich kierunku dostrzegła znajomą twarz, która wywoływała w niej w pierwszej sekundzie mieszane uczucia, bynajmniej nie przez to, że dana osoba coś jej zawiniła lub uczyniła. Pride Młodszy, którego pamiętała z korytarzy Durmstrangu, a który posiadał pewne koligacje, z których Hristina starała się wyleczyć przez spory okres czasu. Nie wychylała się z powitaniem, szczególnie, że chwilowo był zajęty swoimi koleżankami, dlatego też odchyliła się, by schować swoją obecność za sąsiadami z trybun. Słowa Dane'a szybko przywróciły jej jasność myślenia, wyrzucając z głowy nieprzyjemne wspomnienia a wyczarowując szeroki uśmiech na jej twarzy.
- Powiedzmy, że po ostatnim chyba przyszedł czas na fajrant. - zaśmiała się co chwilę zerkając na graczy, który już gotowali się do gry, by po chwili wzbić się w powietrze. Nawet jeśli kibicowała Krukonom to w kontekście rozgrywki był bezstronna, czerpiąc radość z widowiska. Nawet niektóre nie do końca przyzwoite zagrywki Ślizgonów wyrywały z jej ust parsknięcia śmiechu czy wywoływały impuls klaskania. Oj, nieładnie, bardzo nieładnie - śmiała się do siebie w myślach, zważając na towarzystwo ex-Krukona. - I wybaczam pomyłkę, pochlebia mi to. Pewnie przy kupnie alkoholu będą mieli wątpliwości do trzydziestki.
Chciała jeszcze kontynuować rozmowę, ale stażysta najwyraźniej już był pod urokiem ślizgońskiej divy. Odjęła mu w myślach punkty za gust, znajdując sobie zajęcie w obserwowaniu gry. Ach, jak dobrze znów było być na meczu. Co prawda wolałaby siedzieć na miotle i strzelać gole, ale jak się nie ma co się lubi to się lubi, co się ma. Po kilku minutach siedzenia obok zalotów rodem z kiepskiego poematu stwierdziła, że nikogo by nie zdziwiło, gdyby się przesiadła, chcąc mieć jak najlepszy widok, a przy okazji jegomość będzie miał swobodniejsze pole do podrywu. Już miała się podnosić, gdy do jej uszu doszedł głos, który na moment zatrzymał czas na całym boisku. Zawodnicy zawiśli w powietrzu nieruchomo, krzyki i głos komentatorki zostały stłumione do niewyraźnego, cichego dudnienia w oddali, wyostrzając za to znajome tony, których nigdy już nie spodziewała się usłyszeć. Przez chwilę cały mecz wydał się jej nierealny, a trybuny zostały zastąpione widokiem znajomych korytarzy Durmstrangu, skąd pamiętała zbyt wiele jak na tę chwilę. Admirał Georgiew. Nikt nie znał jej jeszcze na tyle, by móc używać tego tytułu. Nikt tego nie robił na "dzień dobry" - nikt poza jedną osobą, której przecież nie powinno tu być.
Powoli odwrócił głowę, odnajdując spojrzenie, które na podobieństwo klucza otworzyło drzwi, a fala wspomnień zalała ją w sekundzie. Aż dziw, że nie utonęła. Envy Pride był zdecydowanie ostatnią osobą, której się spodziewała w Hogwarcie. Czy on nie był w Azkabanie? Najwyraźniej już nie, a ona też nie zadawała sobie trudu, by śledzić jego losy. Przez moment milczała, dokładnie badając znajome rysy twarzy, jakby chciała sprawdzić czy ktoś nie robi sobie z niej żartów - na przykład własny umysł, po zobaczeniu wcześniej Vincenta. Dopiero po kilku głębszych oddechach jasność myślenia powróciła ze zdwojoną siłą, budząc w Hristinie ogień pasujący do jej włosów.
- Pora się było przerzucić na starszych panów, skoro młodsi nie satysfakcjonują. - odparła, a szelmowski uśmiech z zadziwiającą łatwością wypłynął na jej wargi. - Przynajmniej nie przerzuciła się na Dementorów, ale każdy ma swoje fetysze.
Wstała, by stanąć tuż obok niego, patrząc mu prosto w oczy, a jej ton głosu diametralnie się zmienił. Nastepne słowa padły na tyle cicho, by tylko Envy mógł je usłyszeć.
- Do listy ofiar można dopisać Dementora, którego pocałowałeś na odwyku?
Rosalie Rabe
Rosalie Rabe

Trybuny - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Trybuny   Trybuny - Page 8 EmptySob 18 Lip 2015, 23:23

Rosalie musiała przyznać, że zachowanie Chiary przypadło jej do gustu, zaśmiała się nawet w momencie oburzonego spojrzenia posłanego w ich stronę przez jednego z nieważnych Puchonów. Wygięła wargi w szczery uśmiech, całe swoje zainteresowanie końcem końców przekładając jednak na niewysokiego bruneta.
- Uważaj, bo ta ochota może mnie najść prędzej niż myślisz, kocie – zmrużyła oczy zakładając pasmo blond włosów za ucho i zanim się obróciła, dopowiedziała półszeptem: - więc lepiej zważaj na słowa. I na myszkę.
Wyraz twarzy, jakim obdarowała ją Alecto skwitowała jedynie prychnięciem; ona nie zamierzała pchać się w jej łóżkowe sprawy, zresztą w gruncie rzeczy całkowicie jej nie interesowały. Mogły od czasu do czasu poplotkować czy podzielić się opinią na różne tematy, jednakże dezaprobata z jej strony nie robiła na Rabe najmniejszego wrażenia. Mogą razem kraść alkohol, gnębić Gryfonów i zabijać szlamy, ale zdanie na temat jej gustu niech lepiej pozostawi dla siebie.
- Vincent, najdroższa. Ciężko nie ślinić się, kiedy szklane spojrzenie przywołuje tyle… przyjemnych wspomnień – uniosła kącik ust ku górze, kierując spojrzenie z powrotem na boisko. Gdy tylko dostrzegła Lloyda bezwiednie zagryzła wargę, wbijając paznokcie głęboko w środek dłoni. Przez moment nawet zdawało jej się, że patrzy w ich stronę; dosłownie czuła na sobie rozszalały wzrok chłopaka, tak świeży jeszcze w pamięci, i wywołujący szeroką gamę skrajnych emocji. – dalej, Avery, skop im tyłki… - szepnęła pod nosem, na tyle cicho, by nawet najbliżej siedzące Alecto i Aristos nie były w stanie jej usłyszeć. Zresztą, obie zajęły się swoimi sprawami.
Przybycia młodszego Ślizgona nawet nie zauważyła, zbyt zaaferowana wracaniem myślami do słabo palącego się ognia w kominku i posmaku mięty na całej długości jej warg; kątem oka przyuważyła Carrow dyskutującą z gościem, o którym słyszała że „coś by z niego mogło być”. Zaśmiała się gorzko zakładając ręce na piersi; tutaj krytykuje jej gust co do mężczyzn, a sama przymila się do starego, obleśnego i śmierdzącego najpewniej tanią wodą kolońską mężczyzny. Ułożyła wargi w niewielki dzióbek posyłając lewą brew nieco ku górze, tym samym nadając swojej twarzy wyraz największej suki w mieście, i wbiła wzrok w faulującego Grossherzoga. Niech się na nim nie zawiedzie, cholera, bo liczy na wnętrzności, krew i przynajmniej jednego Krukona w kawałkach.
Jej zainteresowanie po krótkiej bezczynności i wyłączeniu przykuł chłopak wymieniający się całusem z Aristos; zamajaczył jej gdzieś na korytarzu i w Pokoju Wspólnym, ale za wiele spraw miała na głowie by się tym przejmować. A w tym momencie nawet nie miała najmniejszej ochoty na zawiązywanie nowych znajomości – jej przyjaciółki wzięły sobie za punkt honoru uwodzenie i zagadywanie nieinteresujących ją facetów, pozostawiając ją, biedną, samotną i porzuconą samej sobie. Westchnęła przeciągle kierując niebieskie tęczówki ku górze, w miejsce, w którym pojawił się szyld wywieszony przez opiekunkę ich Domu. Na nią to jednak można liczyć!
Nie zastanawiając się długo, nie zważając na krytykę przyjaciółek czy możliwość niebezpiecznego podwinięcia się spódniczki odrobinę za wysoko uniosła cztery litery z ławki, dochodząc do wniosku że nic lepszego do roboty tu nie znajdzie i wspinając się po drewnie weszła na trybunę wyżej, łokciami przez, tym razem wyjątkowo, przypadek tratując kilka głów. Wymusiła na Vincencie podanie jej dłoni, tak, by niefortunnie nie straciła równowagi i nie wyrżnęła ciałem w jakiegoś Puchona, i usiadła obok dwójki znajomych, zdmuchując z czoła napatoczone niechcący przez podróż włosy.
- Załóżmy się Pride, di Scarno – szeroki uśmiech ozdobił jej twarz w wyrazie, którego na sto procent nienawidzili uczniowie z młodszych klas – stawiacie że ile Krukonów wyląduje dzisiaj w skrzydle szpitalnym? – założyła nogę na nogę, niby przypadkiem kolanem trącając udo chłopaka. – Wilson pierwsza do odstrzału.
Gość
avatar

Trybuny - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Trybuny   Trybuny - Page 8 EmptyNie 19 Lip 2015, 00:14

- To podobnie jak u mnie – przytaknął jej z poważnym wyrazem twarzy, dłonią gładząc się po zaroście – u mnie odwyk też się przyda… przydaje.
Sprawy sercowe były tematem, który Dane starał się omijać szerokim łukiem – odkąd zmuszony był wyprowadzić się ze Stanów i pozostawić swoją narzeczoną, z mniej lub bardziej jasnych powodów, nie mieszał się w związki z kobietami dłuższe niż jedna noc. To nie tak, że ją kochał i tęsknił, że cierpiał z powodu rozłąki – zaręczeni byli wyłącznie z powodu korzyści, jakie to za sobą niosło. Sama jej osoba obrzydziła mu związki swoim zrzędzeniem i wiecznymi problemami o wszystko, a dopóki znajdywał kobiety chętne na jednorazowe spotkania i przygody, nie potrzebował pakować się w głębszą relację. Nie odpychał oczywiście od siebie na siłę tej możliwości; po prostu ją ignorował i nie stawiał na pierwszym planie. Tak było milej, wygodniej i ciekawiej.
Skupił się chwilowo na grze, chociaż może skupił to złe określenie; wbił wzrok w latające na miotłach postury, zajmując głowę myślami na zupełnie inny temat. Wstająca Hristina do jakiegoś chłopaka, który swoją drogą wyjątkowo nie przypadł mu do gustu, wyrwała go z chwilowego wyłączenia, w które sam siebie zapędził. No nic, każdemu się zdarza. Dochodząc do wniosku, że rozmowa z rudą stażystką dobiegła końca przesiadł się jedno miejsce dalej, tak, by już tylko pojedynczy skrawek ławki dzielił go od blond piękności, która swoją urodą i zachowaniem panny z dobrego domu przykuła w stu procentach jego uwagę. Szelmowski uśmiech ani na moment nie zszedł z jego twarzy, kiedy lustrował jej drobne ciało od góry do dołu, nawet specjalnie się z tym nie kryjąc. Już tyle razy dostał dzisiaj w łeb, że raz jeden jeszcze nie zrobi mu różnicy.
- Myślę, że zaczepienie ciebie jest tego warte – zaśmiał się krótko na jej uwagę, tradycyjnie unosząc przy tym brwi i oparł się wygodnie bokiem o oparcie, by móc z lepszej pozycji się jej przyglądać – skoro stawiasz aż trzy, że dostanę po mordzie od twojego zapewne równie uroczego braciszka, i na dodatek wygracie mecz, to ja stawiam pięć, że się ze mną umówisz – powiedział żartobliwie, ale jak to w żartach zawsze jest ziarenko prawdy. Westchnął, rozprostowując się nieco i odwracając wzrok na faulującego Krukona, który akurat przeleciał im przed nosem – no, jak dalej będziecie tak grać to nie dość, że wygracie, to jeszcze poślecie większość naszych do szpitala – żałował, że nie miał w dłoni piwa, bo chętnie by się właśnie napił. Podejrzewał jednak że nie jest to zbyt wychowawcze, a jako stażysta powinien świecić przykładem. Tak jak teraz, próbując zagadać Ślizgonkę wykutą z lodu.
Nie chcąc narzucać się zbyt mocno i zbyt otwarcie, niby od niechcenia obrzucił wzrokiem resztę trybun; wyglądało na to, że większość jest bardziej zaangażowana w lizanie sobie tyłków i wzajemne błyskanie oczętami, niż w śledzenie meczu. Każdy zajął się sobą, co właściwie mu pasowało – z zażenowaniem pokręcił głową na widok wrzeszczącego chłopa, który już na pewno wyglądał na stażystę. Ale zachowywał się jak przeciętny Puchon, i na dodatek im kibicował… a nawet nie grali. Powstrzymał się od ochoty wstania i rozwalenia mu nosa o barierkę, tak na wzgląd na świeżo poznaną dziewczynę. Nie chciał zrazić jej na dzień dobry.
Antonija Vedran
Antonija Vedran

Trybuny - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Trybuny   Trybuny - Page 8 EmptyNie 19 Lip 2015, 00:41

Każdy kto znał Tośkę wiedział, że nie przepuści żadnego meczu Quidditcha. Choć sama nie gra i zapewne nigdy grać nie będzie, bo jej koordynacja ruchowa ręka-oko pozostawia wiele do życzenia, to nic nie przeszkadza jej w oglądaniu i podziwianiu podniebnych wyczynów bardziej uzdolnionych w tym zakresie adeptów Hogwartu. Ledwie usłyszała o zbliżającym się spotkaniu Ravenclaw ze Slytherinem a już zastanawiała się czy przebranie się za założycielkę domu Kruczka na to wydarzenie będzie przesadą. Do ostatniej chwili się wahała, lecz kiedy przy śniadaniu zobaczyła niebieskie włosy Krukonów i ich kapelusze w kształcie kruków uznała, że niebieska suknia spoczywająca na dnie jej kufra nie będzie przesadą. Zaplotła nawet na tą okoliczność długi warkocz i uprosiła Annie z dormitorium obok żeby pożyczyła jej ten diadem który kiedyś kupiła z myślą o balu bożonarodzeniowym. Przekupiona ciasteczkami w polewie czekoladowej złotowłosa Puchonka dała się uprosić i w ten oto sposób Tośka upodobniła się do Roweny Ravenclaw tak bardzo jak było to możliwe. No... prawie. Bardziej upodobniłaby się zakładając pasujące do tego pantofelki, a nie czarne trampki, ale uznała, że nie będzie ich nawet widać jak będzie stawiać drobne kroczki, a pantofelki są dla niej zbyt niewygodne żeby po nie sięgać. Po wyjściu z dormitorium natrafiła na Sharon Wigmore ze swojego domu i dziewczęta zdecydowały się razem wybrać na to wydarzenie miesiąca. Całą drogę spędziły na rozmowach na temat statystyki zastanawiając się intensywnie kto może dzisiejszego dnia zostać zwycięzcą i o ile lepsza byłaby wygrana Kruczków niż Wężyków. Na miejscu zajęły miejsce na trybunach zajętych przez niebieskich kibiców i z uśmiechem na twarzach obserwowały przeciwne trybuny. Na widok Lacroixa kibicującego Puszkom zaśmiała się ciepło i wskazała go podbródkiem swojej koleżance.
- Ciekawe ile trzeba zjeść rumowych beczułek żeby być w takim stanie... - przechyliła nieco głowę udając, że naprawdę się nad tym zastanawia, choć jej czekoladowe spojrzenie już sprawdzało kto jest obecny w loży Zielonych.
Sponsored content

Trybuny - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Trybuny   Trybuny - Page 8 Empty

 

Trybuny

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 8 z 13Idź do strony : Previous  1, 2, 3 ... 7, 8, 9 ... 11, 12, 13  Next

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Hogwart
 :: 
Tereny Zielone
 :: 
Boisko Quidditcha
-