|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Lily Evans
| Temat: Re: Trybuny Sro 14 Maj 2014, 11:48 | |
| Lily pojawiła się na trybunach dokładnie w tym momencie, kiedy Dorcas strzeliła gola, więc wydała z siebie radosny okrzyk podziwu dla przyjaciółki. Lils niestety nie była obdarzona pod tym kątem nawet w minimalnym stopniu, właściwie to ledwie latała na miotle i podejrzewała się o lęk wysokości, ale nie przeszkadzało jej to cieszyć się zdolnościami innych. Nawet jeśli quidditch był raczej daleki od sfery jej zainteresowań (co nie przeszkodziło jej przeczytać kilku książek na jego temat). Rozejrzała się po zapełnionych trybunach i uśmiechnęła lekko na widok Sol, która wyglądała dokładnie tak, jakby zapomniała o meczu. A przynajmniej Lily wnioskowała tak po braku jakichkolwiek patriotycznych akcentów w jej ubiorze. Podeszła do koleżanki lekko sie krzywiąc, kiedy jakiś nieznany jej bliżej Ślizgon został zmieciony przez tłuczek i uderzył z całym impetem w sąsiednią trybunę. Właśnie dlatego miała taką rezerwę do tego sportu, był niebezpieczny i brutalny. W Hogwarcie dbano o bezpieczeństwo graczy nawet bardziej niż normalnie, a jednak groźne wypadki się zdarzały. Jak choćby teraz! Lilianne przestała oddychać na kilka chwil, kiedy dostrzegła jak ciało Resy wiruje w powietrzu, aby uderzyć raczej bezwładnie o ziemię. Na całe szczęście podłoże było raczej miękkie, a wysokość, z której dziewczyna spadła niezbyt znacząca, jednak nie wyszła z tego zupełnie cało. Lil zniesmaczona przyglądała się jak próbują połatać Gryfonkę plastrami, jakby zapomnieli od czego mają różdżki. Przez chwilę na jej twarzy widać było widoczne rozdarcie, ale był to tylko krótki moment, zanim nie zebrała się w sobie. Podeszła do barierki i stanęła zaraz przy Słoneczku, wyciągając z torebki różdżkę. Resa siedziała już podtrzymywana przez pielęgniarkę i choć dystans był całkiem spory, to na szczęście znajdowała się bliżej niż dalej ich trybuny, biorąc pod uwagę rozległość boiska. -Enervate - mruknęła celując w Anderson -Verenvuolopussa - dodała zaraz, bo nie miała pewności, czy zaklęcie leczące zadziała, a tak przynajmniej resa mogłaby przestać krwawić. Lily miała zaufanie do swoich leczniczych umiejętności i wiedziała, że mało który uczeń w szkole jej dorównuje. Nie była narcyzem, po prostu interesowała się tym odkąd pamiętała i poświęciła wiele godzin na doskonalenie swoich umiejętności. Nigdy jednak nie próbowała nikogo uzdrawiać z tak dużej odległości i nie wiedziała czy to w ogóle możliwe. Dla niepoznaki odwróciła się w kierunku Sol i tym razem nie kryjąc swoich zamiarów użyła zaklęcia, wyczarowując Gryfoński szal, którym następnie oplotła szyję blondynki. -Do twarzy Ci w nim. - odezwała się ciepło, po chwili wracając jednak wzrokiem do tego, co działo się na boisku i odszukując sylwetki Dorcas, tego przeklętego Łapy i w końcu także Pottera, któremu nawet pomachała, kiedy znalazł się na chwilę gdzieś bliżej.
Dor, najlepiej będzie chyba napisać MG w moim poście czy zaklęcie wyszło i potem normalnie uwzględnić to na boisku. Jbc to Resie da się znać na PW, albo coś.
Nie ma oszukiwania! Nie oszukuję, tylko dopinguję! to duża różnica, tesoro.
Ostatnio zmieniony przez Lily Evans dnia Sro 14 Maj 2014, 19:39, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Chiara di Scarno
| Temat: Re: Trybuny Sro 14 Maj 2014, 14:45 | |
| Spokój Chiary wcale nie wynikał ze złego humoru. Prawdę powiedziawszy był on bowiem całkiem niezły, a przynajmniej lepszy niż przez ostatnie dni, przesiąknięte obrazami ze ślubu. Po prostu z Irytkiem nie dało się w inny sposób walczyć, o ile nie posiadało się bliskich kontaktów z Krwawym Baronem. Chi nie próbowała zgrywać domorosłego psychologa, ale miała wrażenie, że wszystkie jego żarty wynikają z potrzeby uwagi, a skoro zaczepiał ją aby w zamian otrzymać wrzaski, wyzwiska i niechęć, to zamierzała się bronić obojętnością i spokojem. Co do gumy, to wbrew staraniom Irytka, zawczasu się zorientowała co ten duszek planuje i zdołała zminimalizować szkody. Musiałaby być z resztą bardzo pochłonięta innymi sprawami, aby nie poczuć, że lodowato zimna ręka zanurza się w jej włosach. A choć mecz był bez dwóch zdań fascynujący, to jej uwaga skupiała się przede wszystkim na poltergeiście. Nie miała pojęcia dlaczego nagle znalazła się w centrum jego zainteresowania, jednak słyszała historie o tym, do czego jest zdolny. A wyznawała zasadę, że lepiej zapobiegać niż leczyć. Zmrożona zaklęciem guma całkiem ładnie wykruszyła się z jej czarnej czupryny, a choć Chi gotowała się w środku, to na zewnątrz nie dała poznać jakoby ten dziecinny żart zrobił na niej wrażenie. Przez chwilę siedziała sztywno usiłując opanować falę frustracji, przy okazji zwracając swój wzrok na boisko. Komentarze Irytka ją irytowały, bo czy naprawdę nie dało się być odrobinę mniej stronniczym? Co prawda Chiarze specjalnie na tym nie zależało, ale zdawała sobie sprawę, że zarówno Rosier, jak i Jasmine liczą na wygraną. Należało im się jakieś miłe, pozytywne wspomnienie, dlatego wbrew swojemu zdeklarowanemu niegdyś dystansowi do quidditcha (o ludziach nie wspominając), zamierzała zadziałać. A skoro Iryt przed chwilą nazwał ją swoją dziewczyną i najwyraźniej prezentował coś w rodzaju słabości do jej osoby, to chyba powinien usłuchać jej słodkiego głosu. Wiele rzeczy nie wychodziło jej perfekcyjnie, ale przeważnie potrafiła dostać to, czego chciała bez odwoływania się do magii czy agresji, jeśli tylko się postarała. Miała nadzieję, że jej czar rozciąga się też na irytujące, niezbyt śmieszne byty niematerialne. Podniosła się z ławki wygładzając sukienkę i mrugając porozumiewawczo do Victorii i Luciena, po czym nachyliła się tak, aby jej twarz znalazła się tuż nad ramieniem wiszącego w powietrzu duszka. -Irytku? - zwróciła się do niego po imieniu i na chwilę zamilkła, bo za sprawą mikrofonu jej głos wzmocniony w magiczny sposób rozległ się na całym boisku. -Myślisz, że mógłbyś dla odmiany pokibicować Ślizgonom? Twoje komentarze są takie trafne i chciałabym posłuchać co masz do powiedzenia o Gryfonach. - poprosiła uprzejmym, przymilnym tonem, którego używała niezwykle rzadko, bo zazwyczaj nie potrzebowała w niczym pomocy i nie musiała się do niego odwoływać. Tym bardziej w okolicznościach, kiedy słyszało ją trzy czwarte szkoły. Jeśli nie posłucha jej prośby, mógłby chociaż w co drugim zdaniu nie wymieniać imienia Rosiera. Wątpiła aby Evan podlegał wpływowi takich bzdurnych wypowiedzi i to padających z ust Iryta, ale nikt nie lubi, kiedy się mu źle życzy. Dodajmy jeszcze fakt, że Gryfoni byli (co oczywiste) bardziej wrzaskliwi, a wyjdzie nam z tego obrazek, który nie napełniał raczej członków drużyny Slytherinu otuchą i dumą. Chi co prawda nie zamierzała krzyczeć, jednak na coś może się przyda. Chciała chyba nawet coś jeszcze dodać, ale w tym momencie jej spojrzenie zatrzymało się na boisku, gdzie Rosier usiłował rzucić gola, jak się miało okazać bez większej skuteczności. Jakaś Gryfonka, która chciała udawać fajną i ubrała się w ślizgońskie barwy zaczęła wywrzaskiwać do Evana i choć Chiarze zdecydowanie się to nie spodobało, nie odwróciła się nawet w jej kierunku. I bardzo dobrze, bo mogłaby wtedy przegapić moment, w którym jej mężczyzna oberwał tłuczkiem i wylądował na niedalekiej trybunie. Na moment zacisnęła pięści aż pobielały jej knykcie, ale rozluźniła się, kiedy stwierdziła, że utrzymał się na miotle i nie wygląda na specjalnie poturbowanego. Podczas gdy wzrok całego stadionu przesunął się na jedną z Gryfonek, która nie miała tyle szczęścia co Rosier i leżała teraz na ziemi, ona wciąż nie odrywała spojrzenia od Evana. Kiedy sobie to uświadomiła, wykrzywiła się na moment, obdarzyła Irytka całusem w policzek (co odczuła mniej więcej tak, jakby całowała obleśną rybę), po czym usiadła ponownie, zwracając się ku Vi i Lucienowi. -Co powiecie na jakiś doping? - sama nie wierzyła w to, że zaproponowała aktywne uczestnictwo w meczu, ale skoro już tutaj była, mogła się jakoś wykazać. Wiedziała, że kilka osób będzie tym zszokowanych, Jas chociażby, a ona lubiła robić rzeczy, których się po niej nie spodziewano. Spojrzała przy tym także na swoją ulubioną Alecto i jej towarzyszkę, bo skoro kibicowały tej samej drużynie, mogły się przyłączyć. |
| | | Aristos Lacroix
| Temat: Re: Trybuny Sro 14 Maj 2014, 15:25 | |
| - A co w tym takiego dziwnego? – spytała, gdy pierwsza fala strachu minęła, a jej oczy znów spoczęły na Cu. Nie miała jednak szans by przyjrzeć mu się dokładniej; już chwilę później mocno szarpnęła Alecto za ramię by uchronić ich głowy przed tłuczkami, które ze złowrogim świstem przeleciały tuż nad ich głowami, muskając włosy obu dziewcząt. - Zabiję ją. – syknęła, ale nawet gdyby chciała wprowadzić mordercze zamiary w życie, Alexander zdążył ją wyręczyć; Anderson poszybowała w dół z gracją tańczącego Hagrida, a Aristos uśmiechnęła się z zadowoleniem. Nie rozumiała tylko dlaczego Ślizgoni sekundę przed tym wydarzeniem jęknęli zbiorowo. Jej wzrok przesuwał się po boisku uważnie, dopóki nie zauważyła, że Rosier chwieje się niepewnie na swojej miotle. Pewnie oberwał, ale w tym całym ferworze Gryfonka przegapiła tą chwilę. - ROSIER NIE DAJ SIĘ! – zawołała nieco nawet wystraszonym głosem - Są niesamowicie brutalni. – mruknęła jeszcze w stronę Alecto, odruchowo zaciskając dłonie. Dlatego właśnie nie przepadała za Quidditchem. Nim jednak zdążyła się zdecydować na opuszczenie stadionu, siedząca niedaleko nich dziewczyna w zielonej sukience (czyżby słynna Chiara? To by wyjaśniało podniecenie tego irytującego poltergeista...) odwróciła się w ich stronę, zapraszając do dopingu. W pierwszej chwili Aristos uniosła jedynie brew, potem stwierdziła jednak, że i tak nie byłaby w stanie wyjść z trybuny i nie spędzić kolejnych kilku godzin na nasłuchiwaniu, czy ktoś z boiska nie wzywa medyków by poskładali Cu w jeden kawałek, gdy Ślizgoni już z nim skończą. - Jasne, czemu nie. Al, chodź! – posłała w stronę blondynki krótki uśmiech i zaczęła przesuwać się pomiędzy innymi ludźmi, by znaleźć się jak najbliżej Krukonki. Nie było to łatwe zadanie, ale już po chwili razem z Alecto przyłączyły się do dopingu, obserwując jak obie drużyny szykują się do kolejnej akcji. Gwizdek, piłka w grze, Charlie śmignęła obok ich trybuny, dziewczęta krzyczały razem z resztą Ślizgońskich fanów, entuzjazm znów udzielił się pannie Lacroix i wtedy... - GILGAMESH TY SKOŃCZONY IDIOTO! CHCESZ GO ZABIĆ DO JASNEJ CHOLERY?!- wrzasnęła ile sił w płucach, chociaż niewiele jej go zostało gdy zobaczyła jak pałka zawodnika Ślizgonów zawadza o głowę O’Connora z nieprzyjemnym trzaskiem. Owszem, kibicowała Slytherinowi, ale w takiej sytuacji... Miała tylko nadzieję, że Cu zdoła się z tego jakoś wyślizgnąć, a w duchu obiecała sobie, że jak tylko spotka Gila na korytarzu, rozkwasi mu nos.
|
| | | Victoria Craven
| Temat: Re: Trybuny Sro 14 Maj 2014, 18:22 | |
| Momentami odnosiła wrażenie, że znalazła się w środku cholernego zamieszania, w którym nie chciała brać udziału. Przybywając tutaj z cichą myślą obserwacji i wyciągania wniosków, zaczęła przygodę z popcornem na głowie i niemal obitą pupą. Można było już śmiało powiedzieć, że z jej planów nic nie wyjdzie. Już nie tylko przez komentarze i działania Irytka, który dobitnie dawał o sobie znać, ale też przez to co działo się dookoła niej, a co też zaraz mogło działać się tuż przy niej. Ku jej wielkiemu zaskoczeniu, chociaż w żaden sposób go nie ukazała, niżeli jedynie uniesienie jednej brwi, jej dotychczasowa towarzyszka zechciała wzmocnić doping. To prawda, że bardziej słychać było krzyki dla Gryfonów, ale czy to miało jakieś wielkie znaczenie? Nie wierzyła w to, że wykrzyczenie paru słów w stronę Ślizgonów w czymś pomoże. W tym całym zamieszaniu obserwowała jednak, jak przebiega akcja. Tymczasowo Ślizgoni byli nieco w tyle, ale widać, że mieli zapał i chęci by to zmienić. Kapitan drużyny, Evan Rosier, był naprawdę bliski zdobycia punktów dla Slytherinu, ale... się nie udało. Uśmiechnęła się tylko kącikiem ust, widząc jak dynamiczna jest akcja i do jakiś rzeczy potrafią się posunąć zawodnicy. Otóż nawet Kapitan Ślizgonów wylądował na trybunie Puchonów, o szkodach w stronach Gryfonów nie wspominając. Gdzieś tam nad uchem usłyszała parę razy nazwisko Evana, czasami kogoś innego, ale starała się to na dłuższą metę ignorować. Do czasu. Krukonka, o wdzięcznym imieniu Chiara, postanowiła nieco wykorzystać swoją pozycję w oczach Irytka. To zrozumiałe, zapewne i ona próbowałaby go nakierować na taką stronę, gdyby tylko miała taką możliwość. Dobre zagranie, ciekawe tylko czy rzeczywiście się uda. Byłoby dobrze w ten sposób nieco zmanipulować Irytka, by chociaż przez trochę nie okazywał aż takiej niechęci dla Ślizgonów. Bądź co bądź ona też do nich należała. Dodatkowo stało się coś jeszcze. Najwidoczniej panna di Scarno nie zamierzała na tym skończyć. Swoją drogą, ciekawe skąd wziął się w niej taki zapał do kibicowania Slytherinowi? To, że podążała wzrokiem za uczestnikami to przecież nic nie znaczy. Ona robiła to samo. Jednakże chyba najlepsze w tym wszystkim tkwiło gdzieś indziej. W gryfońskiej dziewczynie, która wydzierała się do Evana, jednocześnie po chwili krytykując taktykę innego Ślizgona. A wiedziała, bo nie dość, że słyszała wcześniej, to teraz Gryfonka do nich dołączyła, razem z jej dobrą koleżanką, najlepszą w całej tej szkole, Alecto. Posłała w jej stronę szeroki uśmiech, mając nadzieję, że na głowie nie ma już ani kawałka popcornu, jednocześnie posyłając już delikatniejszy uśmiech w stronę Aristos w geście przywitania. - Carrow, ciężko cię ostatnio złapać. - mruknęła tylko do ślizgońskiej koleżanki, po czym powróciła wzrokiem ponownie na to, co działo się na boisku. Nie chciała w końcu dostał tłuczkiem, który niedawno omal nie spotkał się z głowami Alecto i Aristos. - Chiaro, doping? Aristos spisuje się za nas wszystkich. I to dla obu drużyn. No ale... w końcu Franz też potrzebuje motywacji. - dodała, oczywiście nie zapominając o swoim przyjacielu. O kimś, z kim rozumiała się niemal bez słów. Franz zdecydowanie był jej najbliższym osobnikiem, oczywiście z płci męskiej. Uśmiechnęła się szerzej i podniosła swój tyłek z siedziska, skupiając swoje spojrzenie na Kruegerze. - Slytherin, nie odpuszczajcie! Franz, weź się do roboty! - wykrzyczała, nawet uśmiechając się zadziornie. Niech wiedzą, że losy Ślizgonów nie są jej obojętne. Też umie wspierać innych, na swój sposób oczywiście. |
| | | Irytek
| Temat: Re: Trybuny Sro 14 Maj 2014, 19:12 | |
| Mecz wydawać się mógł coraz bardziej zaciekły, gdy nagle dwie osoby pospadały z mioteł. - Łooo, ale oberwał Rosier! - wybałuszył oczy, gdy drobna ślizgońska sylwetka schowała się za trybuną. Iryt ledwie się powstrzymał, aby tam nie podlecieć zaciekawiony. Poprawił czapkę komentatora i przysunął mikrofon do ust. Zamrugał wtem oczami oszołomiony słysząc, jak Chi się do niego zwraca. Tak miło, jakby odwzajemniała jego uczucie. Przez chwilę nie wiedział co ma o tym sądzić. Dotychczas go ignorowała, chociaż musiał przyznać, że nie skomentowała prezentu, który jej podarował. Czyli się jej spodobał, może jest tak onieśmielona i boi się przyznać o tym na głos? Uśmiechnął się złośliwie uznając, że jej propozycja może być ciekawa. Lubiła jego komentarze! Co za różnica o kim mówi, nie miał na sobie żadnej barwy domu. Powrócił spojrzeniem na boisko. - Haha, Anderson spłaszczyła się na trawie! Ale się poharatała! Z taką twarzą też nikt jej nie zechce! Skazana jest na wieczną samotność ze swoim grymasikiem. Gryffindor stracił ścigającą! - zawołał donośnie wywołując tym oburzenie wśród czerwonych. Wzruszył ramionami, nie przejmując się tym. Chciał się przypodobać Chi. Nie gwarantowało to jednak, że będzie jej słuchał za każdym razem. Ot, ten jeden jedyny raz. - Allison złapała kafla i próbuje go podać do Blacka. Powinna pożyczyć od Pottera okulary, jeśli ma trafić. Szansa na gola dla ślizgonów śmignęła im koło nosa. Jak się nie postarają, wpadnę do nich do dormitorium na imprezę! Vane, ruszaj się i nie obijaj. To nie bal! - wydarł się nagle i wyszczerzył do Chiary. Jeden czy dwa razy może być grzecznym poltergeistem. Lepiej nie nadużywać tego szczęścia i nie brać go za pewnik w przyszłości. Należy pamiętać, iż Irytek z nikim nie chodził na układy i nie słuchał nikogo poza paroma nauczycielami.
I <3 U |
| | | Dorian Whisper
| Temat: Re: Trybuny Sro 14 Maj 2014, 20:42 | |
| Dorian po raz kolejny zdał sobie sprawę jak głupi jest Quiddich. Nigdy nie ciągnęło go do takich fajerwerków i wygibasów na miotle. W dodatku tłuczki nie tylko chciały trafić w graczy. Widownia na trybunach także była zagrożona, co mu się najmniej spodobało. Pierwsze, co mu się rzuciło w oczy, podczas obserwowania startu meczu, było to, że Syriusz Black ruszył na O’Malleya niemalże natychmiast, chcąc go strącić z miotły. Hej, hej, przecież gra dopiero się zaczęła! Od razu przechodzi się do rękoczynów i próby mordu? Dorian nieznacznie zmarszczył brwi, nie pokazując swojego zburzenia tak bardzo, jakie było one w rzeczywistości. W dodatku chodziło o Ślizgona. JEGO ślizgona. Ślizgona dla którego tutaj cholera przylazł narażając swoją strefę prywatności na totalne naruszenie. Powinien mu to ktoś sowicie wynagrodzić. Uważnie obserwował resztę meczu. Rosier oberwał, a Anderson spadła z miotły uszkadzając sobie mocno twarz. Cicho westchnął, po raz kolejny pytając siebie w duchu czemu ktoś wymyślił tę grę. Była niebezpieczna, a w dodatku ciągnęło do niej nie tylko chłopaków, a także dziewczęta. Wzruszył ramionami, zamykając na chwilę oczy. Szybko jednak je otworzył, gdy Irytek zawył znów do mikrofonu, sprawiając, że bębenki mu aż zadrżały. Jeszcze chwila, a pęknie mu głowa… Niech tego skrzata szlag trafi jasny. Przybrał groźny wyraz twarzy i spojrzał w stronę Irytka i wypowiedział w jego kierunku kilka przekleństw, po czym znów wrócił do oglądania gry. - Noż O’Connor, OGARNIJ SIĘ! – warknął Dorian, sam siebie zaskakując. Najpierw Cu dostał tłuczkiem, prawie zlatując przez to z miotły, a potem odbijając inne tłuczki, próbował strącić Alexandra i innych, którzy już go tak bardzo nie interesowali. Bo niby czemu mieliby…
|
| | | Alecto Carrow
| Temat: Re: Trybuny Sro 14 Maj 2014, 20:54 | |
| - Wiesz nigdy nie sądziła iż on będzie twoim lubym – zaśmiała się –Prędzej powiedziałabym, że Rosier – dodała patrząc na boisko, sama próbowała odnaleźć w całym tym zgiełku Daniela, który jakiś czas temu pojawił się na boisku. Od czasu ich wspólnej nocy starała się go unikać, jednak wiedziała że rozmowa z nim była nieunikniona. Może po zwycięskim meczu gdy wszyscy będą świętować oni wymknął się na błonia? To był dość dobry pomysł, Al. w końcu uwielbiała czasami sama wymykać się z zamku, by przez chwilę chociaż popatrzeć w gwiazdy. Było w nich coś urzekającego. Oczywiście nadal wierzyła w zwycięstwo zielonych! Blondynka odetchnęła z ulgą, gdy jednak tłuczki przeleciały nad nimi. –Daj spokój Ari, Alex już Cię w tym wyręczył – zaśmiała się głośno gdy Anderson upadła na murawę. Miała nadzieję, że dziewczyna nie będzie w stanie już wznowić gry –BRAWO ALEX!! OBY TAK DALEJ!! – krzyczała pośród tłumu. Zapewne w powietrzu i tak nikt jej nie słyszał, jednak czy to się liczyło? Trzeba przyznać, że Carrow miała z tego niezłą frajdę. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że mecze Quidditcha mogą być tak emocjonujące –Łagodności bym się po nich nie spodziewała – odparła na słowa przyjaciółki z zadowolonym uśmiechem na ustach –BLACK NIE DAJ SIĘ!! BLAIS ZŁAP TĄ ZNICZ!! DACIE RADĘ!! – zaczęła krzyczeć ile w płucach sił. Podskakując przy tym do góry, tłum prawie że oszalała gdy Rosier szykował się do strzału, jednakże w ostatniej chwili Gryfonka zdążyła złapać kafla. Mimo wszystko była to jedna z lepszych akcji dzisiejszego meczu –ROSIER DAWAJ! – wykrzykiwała co rusz. Wtedy w stronę dziewczyn zwróciła się Chiara. Krukonka była bardzo dobrze znana Alecto, dziewczyny nawet miały pewnie przygody razem, które zapewne zapadły w pamięć im obu. Nie zdążyła nawet nic odpowiedzieć kiedy Aristos pociągnęła ją w tamtą stronę. -Wybacz Vic, mam ostatnio sporo na głowie – odpowiedziała na powitanie całując Ślizgonke w policzek. Vic była jedną z ulubienic Alecto, blondynka mówiła jej prawie wszystko, a kiedy miała problem zawsze się do niej zgłaszała. Można nawet powiedzieć iż ich relacje były w pewnym stopniu przyjacielskie, choć sama Carrow nigdy by się do tego nie przyznała. -Ari, daj spokój. Cu to twardy zawodnik – stwierdziła kładąc na ramieniu brunetki dłoń. Widocznie Gryfonka zakochała się w owym chłopaku, cóż dla niej to był zabawny widok –Myślę, że przyda im się doping z wielkiego zdarzenia, jakieś sugestie? – zapytała patrząc po dziewczynach. Liczyła na to, że któraś z nich wpadnie na jakiś genialny pomysł, który podniesie morale drużyny a jednocześnie zmotywuje ją do walki.
|
| | | Soleil Larsen
| Temat: Re: Trybuny Czw 15 Maj 2014, 11:48 | |
| Cóż za brak patriotyzmu? Jest w tym sporo racji, Sol nie miała na sobie żadnego gryfońskiego akcentu, a że tego dnia wybrała akurat żółtą sukienkę i ukwiecone rajstopy wyglądała bardziej na Puchonkę, niżeli mieszkankę domu Lwa. Nikt jednak kto znał Słoneczko, nie mógł się po niej spodziewać niczego innego. Ona nie rozumiała słowa rywalizacja, a przecież kibicowanie było z nim nierozerwalnie związane. Nie obchodziło jej ponadto kto w jakim jest domu, lubiła osoby, a nie kolor ich lamówek. Ktoś mógłby stwierdzić, że to zdrowe podejście i miałby zapewne rację, ale Sol była w swoich opiniach raczej odosobniona. Wystarczyło spojrzeć na trybuny, aby się o tym przekonać. Nie zauważyła nawoływania Henry'ego, bo jej uwagę przyciągnęła blondynka stojąca, podobnie jak ona sama, przy barierkach i nawołująca coś do jednego z graczy. Pomijając już fakt, że mogła zedrzeć sobie gardło, jej słowa raczej nie były zbyt logiczne... -Nie uważasz, że gdyby chciał zrobić to, co sugerujesz, mógłby się nie utrzymać na miotle? - zapytała otwartym tonem, w którym nie było ani krztyny drwiny, czy sarkazmu. Po prostu ciekawość. Ona nie wyobrażała sobie specjalnie jak można w locie kopnąć kogoś w tyłek. Zwłaszcza jeśli siedziało się na miotle. Nie zauważyła spotkania Rosiera z trybuną, ani upadku Resy. Jej rozważania i rodzącą się pogawędkę z Channie przerwało przybycie Lilianne. Soleil zasłoniła starania Rudej swoim drobnym ciałem, ale nie mogła nie okazać ciekawości tym, co dziewczyna robiła. Ona jednak mrugnęła do Słoneczka porozumiewawczo i wyczarowała szalik, którym następnie ją owinęła. Był tak obszerny, że Sol mogłaby w nim utonąć! Rozpoznała jednak barwy Gryfonów i nie protestowała. Ba, gdyby ktoś nałożył jej czapkę Ślizgonów, także nie miałaby nic przeciwko. -Ty też ładnie wyglądasz. - stwierdziła z uznaniem, obejmując wzrokiem strój Lily, który jednoznacznie określał komu kibicuje, począwszy od herbu naszytego na czerwony sweterek i zakończywszy na podkolanówkach w kolorach domu. Kiedy koleżanka wyciągnęła dłoń w jej stronę, wsunęła doń własną i z ufnością podążyła za Lily aby usiąść na jednej z mniej zatłoczonych ławek. Spojrzała ponad ramieniem Rudej i uśmiechnęła się na widok kibicującego towarzystwa zebranego dookoła Lancastera. Tak, te emocje widoczne na jego twarzy odpowiadały jej znacznie bardziej niż to, co musiała oglądać w niedalekiej przeszłości.
Ostatnio zmieniony przez Soleil Larsen dnia Sob 17 Maj 2014, 19:37, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Chiara di Scarno
| Temat: Re: Trybuny Czw 15 Maj 2014, 13:32 | |
| Nie, Chiara nie miała złudzeń co do Irytka. Dobrze wiedziała, że nikt, a już na pewno nie ona, nie potrafił go kontrolować. Uginał się jedynie pod autorytetem Dumbledore'a i grozą Krwawego barona, ale Chi nie była żadnym z nich. I dobrze, że nie wyglądałaby dobrze z siwą brodą i nie uśmiechało jej się grzechotanie kajdanami przez wieczność. Bardzo możliwe, że zostanie skazana na wieczne potępienie, miała jednak nadzieję na nieco mniej obrazową karę. Nie zmieniało to jednak jednego: Irytek z jakichś sobie tylko znanych powodów spełnij jej prośbę, a ona doskonale się bawiła patrząc na zawiedzione, gniewne miny kibiców Gryffindoru. Nie przypuszczała, że pojawiając się na trybunach może zapewnić sobie takie przyjemne popołudnie! Jeśli chodzi o poltergeista wolała nie przeginać, nagrodziła go natomiast posłanym w powietrze całusem. Jeśli teraz wróciłby do potępiania Ślizgonów przynajmniej miałaby tę satysfakcję, że na chwilę powstrzymała jego jadowite komentarze. Stop. Raczej skierowała je we właściwą stronę. Tymczasem chyba działał pod wpływem czegoś, co można by określić jako "magię chwili", albo "presję otoczenia". Bo choć nie był to jej pierwszy mecz, a wszystkie dotychczasowe miała w zwyczaju spędzać siedząc spokojnie i bez większego zainteresowania śledząc tok wypadków, dzisiaj było inaczej. Może Rosier coś zmienił? A może po prostu miała ochotę skoncentrować się na sprawach dotyczących życia i jego uroków, bo odpychało to obrazy krwi, śmierci, strachu i obnażenia.Przez moment przysłuchiwała się krzykom koleżanek, które najwyraźniej w ten sposób postrzegały jej propozycję konstruktywnego dopingu. I bardzo dobrze! Ona nie zamierzała im przeszkadzać, ani też (co trochę podważało jej nagłego ducha społecznego) nadwyrężać swoich strun głosowych. Na całe szczęście była osobą raczej kreatywną i dość szybko przyszedł jej do głowy ciekawy pomysł. Przerastał jej osobiste możliwości, ale jeśli mogła liczyć na pomoc otaczających ją znajomych, powinno się udać. Wyciągnęła różdżkę i spojrzała po otaczających ją twarzach z lekkim uśmiechem i błyskami w oczach, które nie wydawały się tak zimne, puste i odległe jak zazwyczaj. Ni stąd ni zowąd przypominała normalną nastolatkę. -Aristos, o ile nie postanowią celować mu w krocze, nie powinnaś się tak martwić, przeżyję. - zwróciła się do Gryfonki, unosząc z rozbawieniem brew. Nie, nie zamierzała jej oskarżać o niezdecydowanie w kwestiach kibicowania. Skoro odważyła się pojawić na trybunach w barwach Slytherinu, kiedy jej domowa drużyna walczyła o Puchar, dla Chi była to dostateczna deklaracja. Przeczesała palcami poplątane włosy i na moment przygryzła dolną wargę, w zewnętrznym wyrazie zastanowienia. -A co powiecie żeby pokazać im nasze wsparcie. W tym hałasie pewnie i tak niewiele słyszą. - zaproponowała, a widząc (no mam nadzieję) zaciekawienie na ich twarzach, skupiła się na wizji, którą tymczasem stworzyła w swojej głowie i wypowiedziała zaklęcie. Z jej różdżki wypłynęła iluzoryczna wizja olbrzymiego węża oplatającego w śmiertelnych splotach Lwa, i otwierającego szczękę, najwyraźniej po to, aby ofiarę skonsumować. -Sama nie jestem w stanie tego zbudować, ale jeśli podzielimy się rolami, powinno się udać. Liczę na waszą kreatywność, może jakieś bardziej widowiskowe pomysły. - Gdyby bardzo się zapalili do pracy, ona chciała wziąć na siebie paszczę węża. Oj tak, wciąż miała przed oczami Nagini, kiedy ta szykowała się do ataku na Rosiera. Bez dwóch zdań umiałaby realistycznie to odwzorować.
Jak chcecie, to możecie już pisać, że puścili w ruch różdżki. Wtedy Chi odpowiada za to, co napisałam. :) Może jakiś napis by się przydał. Nie wiem, tak mi się pomyślało o tej iluzji. |
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Trybuny Czw 15 Maj 2014, 17:35 | |
| Jest! Gol strzelony przez Dorcas! Henry podskoczył z radości tak samo jak reszta innych kibiców po jego stronie. Z zadowoloną miną odebrał od puchońskiego kolegi galeona. Wygrał zakład, że Meadowes strzeli gola w pierwszej połowie meczu. Rozpierała go duma i pamiętał, aby pochwalić się potem tym Dor. Z pewnością będzie jej miło, że cała rzesza Hufflepuffu w nią wierzy. Nawet wrzasków Irytka miło było słychać, gdy ten oczerniał ślizgonów. Mimo wszystko Henry się skrzywił widząc jak kapitan ślizgonów ląduje w trybunie, tuż pod ich nogami. Puchon podleciał w podskokach do barierki i się wychylił tak samo jak dwanaście innych głów w sprawdzaniu czy Rosier się roztrzaskał na miazgę. Ten jednak dyndał sobie na miotle i po paru minutach poleciał na boisko, od razu atakując Blacka. Henry stał przez chwilę dalej przy trybunie i z innymi chłopakami naprawili szkody kilkoma ruchami różdżek. Połamane deski ładnie się zasklepiły, a żółty materiał zszył i ponownie zawisł, dumnie przedstawiając narysowanego tam borsuka. Wrócił na ławkę i odetchnął z ulgą. Odwrócił się do Laurel, Billa i Wandy, chcąc przekazać, że wszystko tam dalej jest w porządku. Nie zdążył jednak otworzyć ust, gdy usłyszał głośny jęk głównie przy gryffindorze. To Resa spadła z miotły. Nim zdążył wstać, Uzdrowiciele i Lily pozbierali ją z ziemi. Ulżyło mu. Mecz był zacięty, bardziej niż kiedykolwiek, wszak to finał. - Niezła jazda, co? - podrapał się w tył głowy, zwracając się do Billa. Wzniósł oczy ku nieba, gdy Laurel dalej się do niego przyklejała, nie dając się odsprzedać Krukonowi. Siedział więc dalej sztywno, pozwalając się ściskać. Robiła mu siary, to jasne, ale później znajdzie sposób, aby się na niej odegrać. Teraz był zbyt zajęty śledzeniem tego, co się dzieje na boisku. - Merlinie, ucisz goo... - jęknął słysząc dogadywania Irytka. Wolał poprzednią wersję. Henry zerknął w tłum i wywnioskował, że to sławna Chiara musiała coś mu obiecać i nagadać, że ten przerzucił się na oczernianie gryfonów. Nie wstawał jednak ani nie robił nic, aby uciszyć poltergeista. Aż takim szalonym samobójcą nie był. W pewnej chwili napotkał wzrok Soleil i uśmiechnął się do niej nieco zmęczony. Pomachał do niej i gestem ją wołał do siebie. Ta jednak już usiadła wśród czerwonych, więc jedynie rozłożył bezradnie ręce i zapuścił żurawia na boisko. Miał szczerą nadzieję, że James dopadnie znicz i mecz szybko się wyrówna. Razem z innymi puchonami podrzucili transparent kilkanaście metrów nad trybunę, aby było widać tańczącego i ryczącego lwa, a potem pojawiającemu się napisowi "Gryffindor do boju". Nie krzyczał już jak wcześniej zagrzewając ich do walki. Ograniczył się do pilnowania transparentu i machania chorągwiami. Pokręcił głową z politowaniem widząc zabiegi Chiary i jej wianuszka psiapsiółek. |
| | | Aristos Lacroix
| Temat: Re: Trybuny Czw 15 Maj 2014, 22:30 | |
| Dziewczyna odetchnęła z ulgą dopiero po chwili, przyłapując się na tym, że od kilku sekund wstrzymywała powietrze. Cu utrzymał się na miotle, ale jej na chwila stresu wystarczyła, by przeżyć najgorszy moment w swoim życiu. Nigdy nie sądziła, że jej troska o Gryfona sięga aż tak daleko, ale najwyraźniej wystarczył jeden głupi mecz, by wszystko wypłynęło na powierzchnię. Otrząsnęła się, słysząc słowa Chi i Alecto, a potem odetchnęła po raz kolejny, wyciągając różdżkę. - Podoba mi się ten pomysł. – powiedziała, obdarzając towarzyszące jej dziewczęta szerokim uśmiechem. Chiara miała rację; Cu był twardy i nie pozwoli, by umarła tu ze strachu, nawet jeśli będzie wściekły za kibicowanie Ślizgonom. Poradzi sobie i wyjdzie z meczu w jednym, mniej lub bardziej poobijanym kawałku. Teraz należało skupić się na czarach. - Myślę, że powinnyśmy rzucić czar wszystkie razem. W jednej chwili. W przeciwnym razie może się pojawić, zamigotać i zniknąć, a przecież chcemy, żeby się utrzymał. – mruknęła, mrużąc oczy w skupieniu i przypatrując się obrazowi wywoływanemu przez Chiarę. Przez moment jeszcze pozwoliła sobie na milczenie, a potem kilkoma zgrabnymi ruchami różdżki wyrysowała w powietrzu litery składające się na odpowiednią inkantację. Zaklęcia i uroki były jej miłością, prawie tak wielką jak eliksiry i miała nadzieję, że w tej chwili jej wiedza nie pójdzie na marne, a czar faktycznie przyniesie jakiś efekt. W końcu każdą wolną chwilę skupiała na studiowaniu coraz nowszych ksiąg, wynajdując mniej lub bardziej przydatne czary. Niektóre z nich były naprawdę piękne, tak jak ten, do którego potrzebny ruch różdżki właśnie pokazywała towarzyszącym jej dziewczętom – urok pozwalający na wytworzenie obrazu wykreowanego w myślach w przestrzeni widocznej dla wszystkich. - Musimy się skupić na iluzji Chi. Bardzo dokładnie odtwórzcie obraz w myślach, musicie widzieć każdy jego szczegół. Jeśli zrobimy to razem, nie będzie problemu. Na trzy...- odgarnęła z czoła kilka kosmyków i uniosła różdżkę. Wszystkie cztery wypowiedziały zaklęcie niemal idealnie w tym samym czasie; powietrze nad ich głowami zamigotało wyraźnie, poruszyło się i po chwili z czterech różdżek wystrzeliło niewyraźne światło, powoli rysujące w przestrzeni kształt ogromnego węża. Czar powoli się stabilizował, a Ari uśmiechnęła się z zadowoleniem, mając tylko nadzieję, że za moment nie rozmyje się w przestrzeni. Zerknęła znów w stronę boiska, obserwując rozgrywkę i usiadła na ławce, by skorzystać z zamieszania, jakie wywołało niespodziewane pojawienie się iluzji; namierzyła Pottera i przeklinając w myślach Rosiera wyszeptała cicho: - Confundus! Miała tylko nadzieję, że jej zaklęcie trafi w szukającego Gryfonów. Normalnie byłaby przeciwna wszelkim nieczystym zagrywkom, ale widziała Lilianne mamroczącą coś pod nosem chwilę przed tym, jak Resa zdrowa i cała powróciła do gry. Tego nie można było nazwać sprawiedliwym, więc może upiecze jej się mały, niewinny urok.
|
| | | Jared Wilson
| Temat: Re: Trybuny Pią 16 Maj 2014, 09:44 | |
| Wilson wyrósł jak spod ziemi za Aristos. Podczas meczu quidditcha można było spotkać niewielu aurorów, ale jednak oni tu byli i czuwali. Mieli chronić Hogwart. Mieli dbać o bezpieczeństwo uczniów, a to, co Wilson dojrzał w tłumie bardzo mu się nie podobało. W jednej chwili wystrzelił Expelliarmus ku gryfonce i wyciągnął rękę po jej różdżkę, która opadła grzecznie zaraz w jego dłoni. Zwrócił tym samym uwagę, że tu jest. Zacmokał niezadowolony i przeszył wzrokiem uczennicę. - Profesor McGonagall zainteresuje twoje zachowanie. - warknął ostro.- Opuścisz ze mną teraz trybuny. Pożegnaj się. - nie przyjmował odmowy. Oszukiwanie podczas meczu było co prawda częstym przypadkiem, jednak rzucanie klątw na miotłę ucznia było wysoce niebezpieczne. Tak się nie robiło, to łamało nie tylko szkolny regulamin, który dla Jerry'ego w pewnym sensie niczym, ale stanowiło również zagrożenie. Był tu po to, aby to eliminować, a ta tutaj dziewucha wyraźnie naruszyła ten warunek. Mógł teraz bez problemu zawiesić ją w prawach ucznia - wystarczyło pociągnąć za sznurki. Jeśli zaklęcie Confundus niestety podziałało na miotłę Pottera - Wilson machnął różdżką mrucząc coś pod nosem i kończąc działanie zaklęcia. Domyślał się, że jeśli sędzia o tym wie, doprowadzi do wyrównania szans obu drużyn. Powrócił spojrzeniem do uczennicy, nie poświęcając uwagi wrzeszczącemu Irytkowi ani też oryginalnemu kibicowaniu ślizgonom. Myślała, że się jej upiecze rzucanie zaklęć pod nosem aurorów? Nie widziała ich przy wejściu na boisku i trybuny? Albo po jednym przy każdym filarze? Jeden z kolegów Wilsona pomagał w naprawianiu zniszczonego przez kapitana Slytherinu trybuna. Ciągle trafiały mu się niesforne gryfonki. Ośmielał się twierdzić, że to one wiodą tutaj prym w doprowadzaniu kadry nauczycielskiej do palpitacji serca. Najpierw Everett i jej macice, następnie Anderson z wizją, a teraz ta tutaj. Miał totalnego pecha, jeśli chodziło o niańczenie i wychowywanie dzieciaków w Hogwarcie. Cóż, miał teraz wiele szans, aby uprzykrzyć im życie. Nie był co prawda Argusem Filchem, który chętnie powiesiłby ich za ręce pod sufitem, ale był Wilsonem. To nazwisko padało nieraz w Proroku Codziennym. Jerry dobrze wiedział co o nim piszą Pracoholik, chłodny, arogancki i próżny auror Wilson, małżonek znanej wszystkim pani Katherine, po raz kolejny odmówił wywiadu na temat aresztowania Śmierciożercy.... Potrafił dotkliwiej ukarać, jeśli miał taki humor. Obecnie minę miał obojętną, ba znudzoną. Ciężko było stwierdzić co się za tą maską ukrywało. Nie powtarzał swoich słów, jego lodowate spojrzenie groziło, iż odmowa może mieć w sobie nieco gorsze skutki niż odebranie różdżki. |
| | | Victoria Craven
| Temat: Re: Trybuny Pią 16 Maj 2014, 17:01 | |
| To chyba będzie mecz, w którym okaże się naprawdę aktywna w dopingu. W zwyczaju miała raczej cichą obserwację tego, co się dzieje. Bez dzielenia na jakiekolwiek strony, nawet jeśli w duszy wolała by to jednak Slytherin okazał się lepszy. Nie było w tym jednak nic dziwnego, w końcu i ona była Ślizgonką. Padł pomysł, który akurat wyjątkowo jej się spodobał. Żadnych wrzasków, głośnego dopingu, zbędnego wysiłku. Pokazanie iluzji, która będzie świadczyła o tym, komu kibicują. To jej odpowiadało. Spektakularne pokazanie czy nawet zwrócenie na siebie uwagi, aczkolwiek dalej delikatne i zapewne nie sprawiające nikomu kłopotów. W milczeniu, ale w pełnym zainteresowaniu obserwowała to, co chciała im pokazać Chiara. Wąż oplatający swoją ofiarę? Slytherin czający się na Gryffindor, pokazujący swoją przewagę. Podłapała ten pomysł. Wyjątkowo jej się spodobał, więc nie miała żadnych zastrzeżeń. Dla jednej osoby mogłoby to być nieco trudne, ale jak się skupią i każda z nich wykona jakiś element, na pewno wyjdzie wręcz bajecznie. - Zajmę się elementem pisanym nad zobrazowaną iluzją. W razie gdyby ktoś miał jakiekolwiek wątpliwości. - mruknęła z krzywym uśmiechem, sięgając po swoją różdżkę i czekając na odpowiedni moment. Kiedy wszystkie były gotowe, zaczęły działać. Spod jej ręki wyszedł napis, rzecz jasna umiejscowiony nad wężem: "Slytherin znaczy zwycięstwo." Dosyć wyrazisty, wytworzony pod wpływem czaru, ukształtowała go w ten sposób, by był dla wszystkich czytelny i współgrał z całym obrazem. Była zadowolona, naprawdę była zadowolona z tak szybciej i jak owocnej współpracy. Szczególnie, że była to praca między dwoma Ślizgonkami, Krukonką i Gryfonką. Dosyć dziwne połączenie, ale przyświecał im jeden cel - okazanie wsparcia drużynie Slytherinu. To nie było wszystko, czego szło jej tu doświadczyć. A przynajmniej nie ze względu na zaklęcia. Aristos postanowiła jeszcze bardziej pokazać swoje wsparcie dla Slytherinu i użyła czasu przeciwko osobie z jej domu. Tego to już by się na pewno nie spodziewała. Nie mógł się za tym kryć jakikolwiek psikus, to byłoby, mimo wszystko, zbyt niebezpieczne na takiej wysokości. W głowie młodej Craven coś zaczęło się rodzić, ale postanowiła zachować to dla siebie. Szczególnie, że nieco wcześniej ktoś użył magii leczniczej na rannych gryfonach. Wyrównanie szans? Jak kto woli. I jedno i drugie nie powinno się wydarzyć, ale nie jej to było oceniać. Sama była daleka od pakowania się w tak otwarte kłopoty. A te nadeszły wyjątkowo szybko! Ni stąd ni zowąd pojawił się auror, który postanowił zająć się sprawą. Szybko działali. Szybko jednak odwrócił jej uwagę połyskujący punkt. O, teraz to dopiero rozegra się walka. Mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem. Będzie co oglądać. Oby stworzone przez nie iluzja dała kopa Ślizgonom, bo mimo dobrej strategii wciąż brakowało im szczęścia. |
| | | Katja Odineva
| Temat: Re: Trybuny Sob 17 Maj 2014, 17:04 | |
| Wiele rzeczy było Katji obojętnych w tej szkole. Nie przeszkadzał jej Irytek, o ile nie próbował zadzierać z nią w sposób, który drastycznie naruszałby jej prywatność i inne najważniejsze potrzeby, nie interesowało jej kto z kim i dlaczego, nie przejmowała się codziennymi, małymi problemami i radościami, bo nie przypuszczała, że zostanie tutaj na tyle długo, aby mogły one wpłynąć na jej życie. Ale jednego odpuścić nie mogła, quidditch od nastu lat pozostawał jej największą miłością i był jedną z niewielu rzeczy, którym hołubiła stale i niezmiennie w swoim szalonym życiu. Była na wszystkich finałach mistrzostw świata i dość często kibicowała na żywo rosyjskiej drużynie, choć raczej trudno przypisywać patriotyzm globtroterce, która samą siebie uważała za obywatelkę świata. To dzięki swojej pozycji w drużynie, którą dostała swoją drogą w wyniku celnie odbitego w głowę jednego bufona grejpfruta, odnalazła swoje miejsce w szkole, poznała Vica i przestała być wytykaną przez wszystkich dziwaczką. Oczywiście, nadal pozostawała specyficzną sobą, jednak przynależność do grupy posiadającej pewien prestiż, całkowicie zmieniła jej status społeczny. Teraz zaś cieszyła się jak dziecko, któremu dano siatkę cukierków i przepychała się przez tłum ludzi, aby znaleźć się gdzieś obok tej ciemnoskórej głowy, którą dostrzegła kilka minut temu ze swojego miejsca pośród nauczycieli. Wiedziała, że Jared jest w Zamku, ale jakimś cudem dotychczas się z nim mijała i właśnie dlatego zaryzykowała nawet straceniem kawałka rozgrywki, aby się z nim przywitać. Może on nie był jeszcze wcale świadomy, że ona zaczęła pracować w Hogwarcie. To by wyjaśniało dlaczego wraz z Kath nie wpadli się przywitać ze swoją najcudowniejsza przyjaciółką. -Jared! - wykrzyknęła radośnie, podnosząc głos na tyle aby był słyszalny w tym hałasie dla Wilsona. Zaraz z resztą go dopadła i bez skrupułów uściskała na oczach jego nastoletniego towarzystwa. Szybko jednak naszło ją przeświadczenie, że wkroczyła w środek jakiejś nie najprzyjemniejszej sceny i zmarszczyła z niezadowoleniem brwi, puszczając mężczyznę i na chwilę skupiając spojrzenie na niepozornej dziewczynie z niezbyt szczęśliwą miną. -Co tutaj się dzieje? - zapytała, ale zaraz zapomniała o powadze odpowiedniej dla nauczyciela, bo jej wzrok pomknął na boisko, gdzie Jasmine zdobywała właśnie gola. faktycznie, wyglądało to widowiskowo na tle wciąż widocznej iluzji. Katja machnęła nawet różdżką, na co wężowe oczy rozbłysły czerwienią, a lew ryknął i potrząsnął grzywą. Nie była stronnicza, wiedziała, że jej podopieczni liczą na zwycięstwo Gryfonów, ale dla niej liczyła się jedynie rozgrywka. Adrenalina, emocje, miotły i takie tam. Nagle zacisnęła mocnej palce na przedramieniu Jareda, który zapewne usiłował wyjaśnić jej zaistniałą sytuację i wydała z siebie zduszony okrzyk. -Znicz! - stwierdziła podekscytowana, śledząc wyścig szukających i szukając ponownego błysku złota. |
| | | Soleil Larsen
| Temat: Re: Trybuny Sob 17 Maj 2014, 19:47 | |
| Od kiedy usiadły na ławce, myśli Sol pomknęły gdzieś ku przestworzom. A przynajmniej daleko od boiska, unoszących się nad nim graczy i kibicujących uczniów dookoła. Pochłaniały ją kwestie odrobinę głębsze niż to, kto za chwilę złapie kafla, jak bardzo tłuczek jest dzisiaj zawzięty i dlaczego zderzenie z ziemią było twardsze niż to z trybunami. Oczywiście co głośniejsze okrzyki wyłapywała i wynurzywszy się niczym latająca ryba z wody, ze swoich przemyśleń, śledziła wtedy przez kilka chwil rozgrywkę, ale nie trwało to przeważnie dłużej niż kilkanaście sekund i nie pozwalało być z niczym na bieżąco. W końcu jej uwagę przyciągnął lwi ryk, który echem potoczył się po trybunach i sprawiał doprawdy wrażenie, jakby go wydało żywe zwierzę. Uśmiechnęła się na widok Katji, nie dość, że przepadała za zaklęciami, to w dodatku nauczycielka wydawała jej się pokrewną duszą. A przynajmniej nigdy nie wyrażała niezadowolenia z powodu marzycielstwa Sol, jej dziwnych zachowań i wypowiedzi. Słoneczko z resztą odwdzięczało się jej podobnym zrozumieniem, nawet jeśli nie miały okazji nigdy porozmawiać poza zajęciami. Siedząca obok niej Lily nagle spłonęła rumieńcem i podniosła się z ławki, po czym wstała, zapomniawszy najwyraźniej, że Sol jest tuż obok. Na co dzień dziewczyna nie miała nic przeciwko samotności, ale w tej chwili zrobiło jej się trochę dziwnie w otoczeniu bardziej nieznanych niż znanych twarzy. Wzruszyła więc ramionami, uśmiechnęła się szeroko do samej siebie i zaczęła przepychać w kierunku transparentu, pod którym siedział Henry wraz z licznymi znajomymi, którzy dla niej byli tylko zlepkiem obserwacji i imieniem. Raczej nie miała okazji nigdy z nimi porozmawiać. Nic w tym z resztą nie było dziwnego. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Trybuny | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |