|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Chiara di Scarno
| Temat: Re: Trybuny Pon 22 Lut 2016, 20:55 | |
| Kiedy paczka papierosów delikatnie odbiła się od jej uda a ciszę przeciął przeciągły gwizd, twarz Chiary przeciął na moment wyraz gniewu, jeszcze zanim uniosła wzrok i zdążyła rozpoznać tego, który przeszkadza jej w lekturze. Intuicyjnie wyczuła, że o jest on, nie żadna z koleżanek, których nie posiadała z resztą zbyt wiele, a już na pewno nie takich, które gwizdałyby na nią, zamiast przywitać się w nieco bardziej cywilizowany sposób. Cała ta sytuacja, chcąc nie chcąc, przypomniała Chiarze jej wcześniejsze życie, wcześniejszą ją samą. Jakże beztroska wydawała się z perspektywy czasu ta egzystencja, która była jej działem wtedy, wcale nie tak dawno temu, choć wydawałoby się, że minęły już wieki. Od miesięcy żyła pozbawiona tych niewybrednych, charakterystycznych dla płci przeciwnej zagrywek, które dawniej bawiły ją, zachęcały do zabawy, a czasem nawet mile łechtały jej ego... teraz jednak nie czuła nic więcej ponad niechęć i zmęczenie. Czasem, choć nigdy nie miała zwyczaju nadmiernie skupiać się na swoim wyglądzie, więc były to chwile rzadkie i ulotne, dziękowała nawet losowi, że zabrał jej przynajmniej częściowo tę urodę, która sprawiała, że wcześniej przyciągała męskie spojrzenia i zainteresowanie. Nie była nadal odpychająca, ale wraz ze spadkiem wagi i utratą tego charakterystycznego rozbawienia, błyszczącego w ciemnych tęczówkach, straciła nieco swojego magnetyzmu. Może z resztą równie istotne było jej własne nastawienie do tego tematu, drastycznie inne od podejścia flirtującej na prawo i lewo dziewczyny sprzed kilkunastu miesięcy. Pierwszym, na co natknęła się podnosząc wzrok, była paczka papierosów. Chiara była przeciwniczką nałogów. Życie nauczyło ją, dość boleśnie dodajmy, że używki nie prowadzą nigdy do niczego dobrego. Tylko raz w życiu była uzależniona, i to niebanalnie, z resztą, bo od rzeczy znacznie bardziej toksycznej i wyniszczającej niż alkohol, tytoń czy narkotyki - od mężczyzny. I drogo za to zapłaciła. Dopiero, kiedy zaczęła szukać osoby odpowiedzialnej, za tak nieprzystojne względem niej zachowanie, zauważyła Tima i, do pewnego stopnia bezwolnie, uśmiechnęła się kącikami ust. Choć, mówiąc bardzo oględnie, jej nastawienie do przedstawicieli płci mniej pięknej było w tej chwili nie najlepsze, nie potrafiła odmówić domowemu koledze sympatii. Przez wzgląd na te lata dziecinne, kiedy wspólnie spędzali lekcje i posiłki oraz, nie dało się tego ukryć, na ten krótki okres czasu, kiedy łączył ich szereg szalonych zawirowań, doświadczeń i namiętności, typowych dla osób ich pokroju w ich ówczesnym wieku. - Timothy. - powiedziała nieco schrypniętym głosem, jej struny głosowe odwykły bowiem od wydawania z siebie ludzkiej mowy, zamiast powitania. Zamknęła przy tym książkę, której okładka nie była w żaden sposób opisana i była jedynie płatem grubej, raczej niewprawną ręką wyprawianej skóry, po czym wsunęła ją do schowanej pod nogami torby i z lekkim uśmiechem przeszła długość tych kilku ławek, przysiadając się do dawnego przyjaciela. - Widzę, że nie tylko ja nie mam dzisiaj szczęścia odnaleźć odrobiny samotności w tym miejscu. - odezwała się po krótkiej chwili milczenia, patrząc w przestrzeń, ale zaraz zwróciła wzrok na chłopaka i dodała - Może to jednak czasem lepiej. Od długiego czasu nie mieliśmy okazji porozmawiać. - nie wspomniała jednak nic o tym, że była to w większej mierze jej wina. Wina tego, że wpadła w obsesję najpierw na punkcie pewnego Ślizgona, a potem run, którymi próbowała go zastąpić. Już chciała mu oddać paczkę papierosów, kiedy zawahała się lekko i drobnymi palcami wyłuskała ze środka fajkę. - Mogę? - zapytała, choć gdyby chłopak chciał zaprotestować, nie miałby na to specjalnie czasu, bo już wkładała papierosa do ust i odpalała go końcówką różdżki. Zaciągnęła się nim ze swoistą, dawno niedoświadczaną przyjemnością i wypuściła powoli dym, który przeciął powietrze wąską strużką, po chwili rozwiewając się i znikając w chłodnym, zimowym powietrzu. - Widzę, że wciąż nie zrezygnowałeś z tanich metod podrywu? - zapytała rozbawionym, nieco zaczepnym tonem, typowym dla niej, kiedy się z kimś droczyła - Nie mów, że ktoś się na to jeszcze łapie... |
| | | Timothy Lowther
| Temat: Re: Trybuny Pon 22 Lut 2016, 21:26 | |
| Nie mógł wiedzieć, co Chiara teraz przeżywa. Jedyne, co mógł, to znać plotki - a to przecież nie to samo. Lowther nie zwykł wierzyć niczemu, co usłyszy na szkolnym korytarzu, dopóki sam nie sprawdzi, nie zobaczy, nie usłyszy. Jakiekolwiek słowa powtarzane przez szkolną, głodną skandali i dramatów brać traktował co najwyżej jako punkt zaczepienia, ewentualny kierunkowskaz do tego, co powinno go zainteresować, nigdy jednak jako pewne źródło informacji. Choć więc wiedział o powiązaniach na linii Chiara-Evan, choć słyszał też o zniknięciu tego drugiego, to nijak nie przekładało się to na temat faktycznej wiedzy o tym, co działo się aktualnie z Krukonką. Ich przyjaźń, niegdyś zasługująca na miano rzeczywiście przyzwoitej, przeszła do historii wraz z dniem, w którym zachowanie obojga zaczęło być uwarunkowane przede wszystkim przez szalejące hormony. Ani chwilowa przygoda, ani obecna sympatia nie miały nic do bliskości, która łączyła ich za dzieciaka. Timothy nie czuł się teraz tym, kim był dla di Scarno kiedyś i choć w celu uproszczenia wszystkich tych dywagacji nadal mógł posługiwać się pojęciami przyjaciel, przyjaciółka, to w rzeczywistości nie było tak proste. Lowther nie zamierzał więc drążyć czy, co może nieco bardziej zaskakujące, zachowywać tej kurtuazyjnej ostrożności, która sugerowałaby, że życiem sercowym Włoszki się troszczy. Raz, że ostatnimi czasy miał szczerze dosyć podobnych podchodów, które w efekcie wcale nie okazywały się tak zbawienne, jak powinny, a dwa - nie chciał sztuczności. A to byłoby sztuczne, gdyby jak gdyby nigdy nic wykazał się teraz kurtuazją, która wcale nie była dla niego aż tak typowa. Nie zawsze i nie dla każdego. Stąd właśnie taki a nie inny sposób zwrócenia na siebie uwagi. Tim bezczelnie nawet nie próbował zastanawiać się, jak może być to przez Chiarę odebrane. Chiarę, która w obecnej sytuacji mogła wcale nie chcieć przypominać sobie nie tylko o przeszłości, ale o samczym gatunku w ogóle. Mogła nie życzyć sobie tych wszystkich gierek i podtekstów, które z Lowtherem kojarzyły się dość jednoznacznie. Samego Krukona jednak to nie obchodziło. Nie był żadnym terapeutą, nie brał na siebie zobowiązań pod tytułem pomagaj każdej zranionej przez innego mężczyznę. Na Merlina, przecież on sam był tym, który często ranił i wykorzystywał mniej lub bardziej świadome panienki. Żaden był z niego bohater i rycerz na białym koniu, o czym chyba musiał sobie przypomnieć, przynajmniej teraz, będąc z dala od Wandy. Tym niemniej coś się jednak udało. Pomimo braku ostrożności i wysublimowanych zaczepek, pomimo z premedytacją wybranego prymitywizmu Chiara znalazła się obok. Sukces? Lowther nie określiłby tego aż tak dosadnie, gdy jednak di Scarno pokonała dzielący ich dystans, nie mógł nie czuć choćby drobnej satysfakcji. - Rzeczywiście, nie złożyło się - zgodził się więc lekko z jej słowami, w żaden sposób nie próbując wskazywać winnego. Bo i kto miałby nim być? Włoszka, bo straciła głowę dla Rosiera a potem, dla równowagi, dla nauki? Czy może Tim, bo nie starał się bardziej utrzymać kontaktu? Podobne rozważania były w przypadku ich dwójki bezcelowe, bo nie mieli wobec siebie żadnych zobowiązań. Wyszło jak wyszło, nie było po co drążyć tematu. Na pytanie o papierosa gestem zachęcił Krukonkę, by się poczęstowała. Przecież po to popchnął ku niej tę paczkę. Wiedział, że di Scarno nałogów raczej nie pochwalała, z drugiej jednak strony pamiętał ją z papierosem. To nie był widok szczególnie częsty, znacznie rzadszy niż chociażby obraz palącego Timothy'ego, tym niemniej wystarczył, by Krukon miał pewność, że nie oferuje nikotyny zupełnemu laikowi. Takim, którzy nigdy nie próbowali, nigdy fajki nie proponował. Jakkolwiek dziwnie by to brzmiało, on sam przecież również nałogów nie pochwalał - po prostu w swoim przypadku nie widział powodów, dla których miałby męczyć się z rzucaniem, odzwyczajaniem organizmu od dziennej porcji trujących inhalacji. - Prostota i bezpośredniość, moja droga, to całkiem skuteczny oręż - stwierdził tymczasem sentencjonalnie, ostatecznie parskając jednak śmiechem. - Nie łapie się... Nie, inaczej. Nie łapie się nikt, kogo faktycznie chciałbym zainteresować. - W jego ślepiach błysnęło rozbawienie. Podobnie szczeniackie zabiegi wciąż przecież działały na... No właśnie, szczeniaki. Trzecio- czy czwartoroczne, które z oczywistych względów Timothy'ego nie interesowały. - Ale dzisiaj coś mi się udało. To całkiem ciekawe, każe uwzględniać magię wspomnień przy ewentualnych łowach. - Odwracając wzrok od Chiary bez pośpiechu wypuścił kłąb dymu ku szaremu, zimowemu niebu. Maska rozbawienia - całkiem naturalna, Krukon naprawdę nie musiał udawać - prędko wyparła wszelkie dotychczasowe rozważania. - Jak żyjesz? - zapytał jednak po chwili, rezygnując z pełnej intonacji wesołka. - Czy w ogóle żyjesz? - Zmrużył oczy ponownie spoglądając na przyjaciółkę. To nie było głupie pytanie, biorąc pod uwagę, że ostatnio z Chiarą co najwyżej się mijał, a najczęstszy widok przedstawiał di Scarno z książką pod pachą. |
| | | Chiara di Scarno
| Temat: Re: Trybuny Sob 27 Lut 2016, 14:36 | |
| To zadziwiające jak pokrętne potrafią być ścieżki ludzkiego losu. Historia jej życia, tak jak historie wszystkich innych osób, składała się z misternie splecionej sieci zbiegów okoliczności i wystarczyłoby przesunąć jeden z elementów, raz podjąć odmienną decyzję, aby nie do poznania odmienić wzory. Chiara doceniała ten brak pytań, brak irytująco wścibskiego zainteresowania ze strony Tima, które niewiarygodnie drażniło ją niezależnie od tego, od kogo pochodziło. Grono jej przyjaciół okazało się zadziwiająco nieliczne teraz, kiedy nie miała już tyle do zaoferowania, kiedy nie była w centrum zainteresowania, kiedy jej gwiazda przygasła, rozsyłając jedynie zimne, pozbawione mocy światło. Większość z nich, ponadto, chcąc nie chcąc musiała przystać na jej nowe, samotnicze zwyczaje. Nawyk zaszywania się na całe dnie w jakimś ukrytym kącie, widoczną niechęć w stosunku do kontaktów, które nie były z jakichś powodów konieczne albo przynajmniej wskazane. Krukonka straciła jednak poczucie czasu, nie wiedziała, jak wiele dni, jak wiele tygodni minęło od czasu, kiedy Rosier zostawił ją a potem szkołę. Od czasu, kiedy zawiesiła swoje życie, zamarła, zamieniła się w prześmieszną karykaturę człowieka, a może zaczęła uosabiać ideał (czy raczej jedynie stereotyp?) krukona, całkowicie pochłoniętego przez książki. I powoli, acz nieuchronnie, powracała do niej potrzeba kontaktów z ludźmi. Książki, niezależnie od tego jak bardzo fascynujące by nie były, nie mogły zastąpić jej ciepła drugiej osoby. Zarówno tego fizycznego jak i emocjonalnego. Mogła tego przed sobą, ani przed nikim innym nie przyznawać, ale była przecież tylko człowiekiem, tylko nastolatką. I ostatnio zaczęła zdawać sobie z tej potrzeby sprawę. Nie wiedziała natomiast jak ją wytłumaczyć ludziom, nie wystawiając się na pośmiewisko i nie dając nikomu możliwości zranienia jej. Potrzebowała ludzi i równocześnie bała się ich bardziej niż czegokolwiek innego, nauczona nieprzyjemnymi doświadczeniami, że przywiązanie nie oznacza niczego innego, jak tylko cierpienie. Ale ta zesłana jej przez los okazja do niezobowiązującej rozmowy była dla niej niczym pierwszy promyk słońca po nocy polarnej. Zapadła w długi sen, który uczynił jej ciało nieporadnym, a umysł odrętwiałym, ale miała nadzieję, że oto nadchodzi dla niej nowy dzień, nowe możliwości. Dlatego, pomimo pewnych obaw, nie zmierzyła dawnego przyjaciela niechętnym spojrzeniem i dlatego postanowiła się do niego przysiąść. Dlatego uśmiechała się teraz delikatnie i na nowo uczyła się rozmawiać z drugim człowiekiem. - Biorąc pod uwagę, że całkiem pokaźna liczba dziewcząt posiada jakieś magiczne wspomnienia, których częścią jesteś, to może się okazać nawet skuteczne. - zażartowała - O ile oczywiście nie połamałeś im serduszek zostawiając je. Wszyscy wiedzą, że jesteś draniem bez uczuć. - ironia w jej głosie doskonale współgrała z zapachem nikotynowego dymu, który przywodził jej na myśl wspomnienia, które usiłowała zeń wymazać, ale w tej chwili w jakiś dziwny sposób pasował jej zwyczajnie do tej sytuacji. - Nie, umarłam jakiś czas temu i wróciłam, aby Cię dręczyć, aż w jak najładniejszych słowach przekonasz mnie co do swojej bezdennej skruchy i wyrzutów sumienia. Ostatecznie nie pojawiłeś się na pogrzebie. - łatwiej jej było żartować, niż wyjaśniać to, co działo się z nią naprawdę. Nie chciała z resztą się tym dzielić. Nie było to coś, z czego mogłaby być dumna albo o czym potrzebowałaby porozmawiać, aby zrobiło się jej lżej. Nie należała chyba do tego typu dziewcząt. - A Ty? Nie został w szkole nikt wart Twojego zainteresowania, że postanowiłeś spędzić to popołudnie całkiem samotnie? - pytała, aby temat rozmowy zmienić na taki, który nie dotyczyłby jej życia, ale także z ciekawości. Pomimo ochłodzenia ich stosunków w ostatnim okresie czasu, nadal czuła do niego dużo sympatii, a nie odmówiłaby sobie również przyjemności posiadania na nowo przy stole krukonów kogoś, do kogo mogłaby się przysiąść. |
| | | Timothy Lowther
| Temat: Re: Trybuny Sob 27 Lut 2016, 17:26 | |
| Można było wyróżnić wiele sposobów radzenia sobie z niewygodnymi tematami. Unikanie nieporadne lub całkiem wprawne. Odbijanie piłeczki lub obrona przez atak. Arogancja lub wycofanie, wstydliwość lub urażona duma. Albo żart. Przeinaczenie faktów, ukrycie ich za maską zabawnej historyjki, iluzją świetnego samopoczucia. Niezależnie od metody, każda z nich miała tylko jeden cel - być ukrytym ostrzeżeniem, czerwoną lampką sygnalizującą zbliżanie się do niepożądanej granicy. O tym nie rozmawiamy, komunikował uczynny głosik i nakazywał odwrót, by nie zaostrzać kontaktów, które zaostrzone nigdy być nie powinny. I w porządku. Takie rzeczy się rozumiało, łatwo było je wyłapać i dostosować. Kwestia dobrych chęci i choćby minimalnego obycia w społeczeństwie. - Magiczne wspomnienia - parsknął więc Lowther cicho, w głowie wybierając już nową ścieżkę rozmowy, taką, która nie poprowadzi go na wyraźnie niechciane przez Chiarę tory. Bo pojawił się ten ostrzegawczy żart, to pulsujące światełko odradzające drążenie. Ej, a od kiedy Tim takie rzeczy szanuje? moglibyście teraz zapytać. Odpowiedź zaś bynajmniej nie brzmi od zawsze. Nie, prawda jest taka, że Krukon poważał podobne odmowy wtedy, kiedy uważał to za stosowne, czyli, szczerze mówiąc, stosunkowo rzadko. Ta jego arogancja - a przynajmniej to jej oblicze - nie rzucało się jednak w oczy. Dlaczego? Z prostego powodu - Timothy nie czuł potrzeby socjalizowania się ze wszystkimi. Zbliżał się do tych, do których zbliżać się chciał, to zaś szło w parze z szacunkiem - całkiem naturalnym, w żaden sposób niewymuszonym. Skoro sam do kogoś lgnął, skoro świadomie decydował się na poznanie kogoś bliżej, to zwyczajnie nie mógł być wobec tej osoby chamem. Proste. Logiczne. W przypadku Chiary powyższa zasada miała wyraźne zastosowanie. Pomijając już okoliczności zapoznania się i kolejne etapy znajomości, jakie nastąpiły na przestrzeni szkolnych lat - Włoszka była dla niego zwyczajnie ważna. Jako koleżanka, przyjaciółka. Szanował jej chęci i ich brak, przestrzegał granic jej prywatności. To naprawdę nie było trudne. - Moja droga, nie pojawiłem się, ale nie mam najmniejszego zamiaru za to przepraszać. - Podejmując się więc manewrów unikających niepożądanych tematów po prostu podchwycił żart di Scarno, wprawnie łącząc go z komentarzem do jej poprzednich słów. Nie ważne, że obydwoje doskonale rozumieli naturę tego sztucznego w gruncie rzeczy rozbawienia. Nieistotne. Zresztą, właśnie w tym rzecz, by rozumiały obie strony. Gdyby rozumiała tylko jedna, podobny zabieg nie miałby racji bytu. - Sama przecież stwierdziłaś, że jestem draniem bez uczuć. Wszyscy to wiedzą. - Uniósł znacząco brwi w parodii powagi. - Zresztą, musiałem opanować trochę ten pozostawiony przez siebie śmietnik. Wychodzi na to, że jednak trochę tego i owego połamałem, w pewnym momencie statystyki przestały mi się zgadzać. Twój pogrzeb wypadł w najmniej odpowiednim momencie, nie mogłem od tak machnąć ręką na swoje codzienne obowiązki drania - parsknął cicho. Doprawdy, czasem sam bliski był dania wiary w swą perfidię i szeroko pojętą nieczułość. W każdym razie, gdy alarm po stronie Chiary chwilowo zamilkł, jej miejsce zajęła ostrzegawcza syrena Lowthera. To trochę przykre, że ledwie chwila rozmowy sprowadziła ich do dwukrotnej już konieczności omijania pewnych tematów szerokim łukiem. Przykre, ale mimo wszystko nieuniknione. Żadne z nich nie należało do osób oczekujących ludzkiego współczucia czy nieudolnej pomocy, obydwoje zamykali się ze swoimi mniejszymi czy większymi kłopotami w ciasnej klatce własnej głowy. Otwartość, wywnętrzanie się... Nie. Ani di Scarno, ani Lowther wyraźnie tego nie praktykowali. - Został. - Spośród wszystkich możliwych metod Timothy wybrał tę, co zawsze. Szczerość, jasne postawienie sprawy. Żaden inny sposób unikania niewygodnych rozmów mu nie odpowiadał - wymagał jakiegoś wysiłku, wymyślania historyjek czy udawania uśmiechu, a Brytyjczyk takich zabaw zwyczajnie nie lubił. Wolał prosto i na temat. Tak, by nie było niedopowiedzeń. - Właśnie dlatego wolę spędzić popołudnie sam... Z tobą. - Wzruszył lekko ramionami. - Żeby wytrzeźwieć i wybić sobie z głowy monogamię. - Dopiero na koniec pozwolił sobie na nieskażony większą goryczą uśmiech rozbawienia. Spojrzał na towarzyszkę kątem oka i, zaciągając się po raz któryś z kolei, uśmiechnął leniwie. O tym też nie rozmawiamy, panno di Scarno. |
| | | Chiara di Scarno
| Temat: Re: Trybuny Sob 27 Lut 2016, 18:35 | |
| Jeśli chodziło komuś o rozmowę pozbawioną wścibskich pytań, Chiara od pewnego czasu stanowiła idealną partnerkę do konwersacji. Problemy innych, ich rozterki, wzloty i upadki, przestały ostatnimi czasy znaczyć dla niej cokolwiek, interesować ją w najmniejszych stopniu. Kiedyś, wydawało się, że wieki temu, cechowała ją pewna wścibskość, która nie objawiała się jednak w sposób zwyczajny, to znaczy zadawaniem niewygodnych pytań i drążeniem tematów, widocznie niekomfortowych, lecz analizowaniem plotek, prowadzeniem obserwacji i wyłapywaniem z mowy ciała czy przypadkowych słów jakiegoś sensu, nie zawsze odpowiadającego rzeczywistości, ale pozwaląjcego zaspokoić potrzebę głodnego sensacji umysłu. Nade wszystko Włoszka rozumiała jednak i respektowała zasadę wzajemności. Za poszanowanie jej prywatności przez Tima zamierzała odpłacić tym samym. Tymczasem jednak, żart jej się spodobał i choć początkowo miał jedynie zwrócić uwagę chłopaka na fakt, że nie są to tematy, o których chciałaby rozmawiać, w tej chwili zyskał drugie dno, pewien sens, co prawda tak ulotny, że trudno go było uchwycić, ale wyczuwalny gdzieś pod powierzchnią słów, mniej lub bardziej instynktownie. - W takim razie całe szczęście, że zamierzam wrócić do życia. Nie tylko da mi to możliwość zemsty na Twoim haniebnym zaniedbaniu, którego nie odkupią żadne tłumaczenia, ale być może w przyszłości stworzy dla Ciebie kolejną okazję uczestniczenia w moim pogrzebie. Musisz mi tylko dać znać kiedy znajdziesz na niego odrobinę czasu, w tym swoim tak pełnym innych zobowiązań kalendarzu. - chociaż jej głos pozostawał przepełniony ironią, do pewnego stopnia mówiła coś, w co wierzyła, co chciała uczynić prawdą. Oczywiście pomijając na razie część o umieraniu, bo nie planowała tak przykrego dla siebie końca w najbliższym czasie. Wspominając jednak o potencjalnym powrocie do zarówno szkolnego, jak i szeroko pojętego życia, chyba miała nawet delikatną nadzieję na to, że były przyjaciel, przez wzgląd na magiczne wspomnienia lub jakiekolwiek inne powody, pomoże jej odrobinę w tym tak żmudnym procesie, jakim jest przypominanie o sobie światu. Kiedy żarty się skończyły i w odpowiedzi na jej wypowiedziane rozbawionym tonem pytanie, Tim użył barwy znacznie poważniejszej, przez twarz Chiary przemknął wyraz zdziwienia pomieszanego z niechęcią. Czyżby w swojej ignorancji zapomniała, że ludzie się zmieniają, że czas nie staje w miejscu, że nawet Timothy, który w jej umyśle malował się jako jednostka tak niezależna jak ona sama, jednostka, której nie potrafiła wyobrazić sobie sparowanej, mógł ostatecznie ulec uczuciom bądź zwyczajnej potrzebie posiadania kogoś w siebie zapatrzonego, kogoś, kto będzie dawał poczucie władzy albo chociażby bezpieczeństwa. Była hipokrytką. Przecież to właśnie przydarzyło się jej samej. Kiedy opanowała więc huragan emocji, które przez przypadek Tim wzbudził swoją lakoniczną wszakże wypowiedzią, ograniczyła się do krótkiego: - To szczytny cel, który popieram. - po czym chwyciła pasek leżącej przy jej boku torby, zarzuciła go na ramię i rozciągając usta w grymasie, który nie obejmował oczu, wyciągnęła dłoń w kierunku do przyjaciela. - Co powiesz na wytrzeźwienie w najlepszy ze sposobów... Upijając się? - zapytała, mając nadzieję, że uda się jej przekabacić go na swoją stronę i zachować, w jej myślach pozbawione to było wymowy erotycznej, dla siebie. I nawet jeśli na moment zawahała się, przypominając sobie jak skończyło się to ostatnio, kiedy towarzyszył jej Rosier, szybko odsunęła od siebie ten obraz. Tim nie był Evanem, a ona nie była tamtą Chiarą. Poza tym, cel uświęca środki, czyż nie? - Przy okazji możemy nadrobić zaległości. - dodała po chwili, jakby nie była pewna, czy jej krukoński przyjaciel nie będzie potrzebował jakichś dodatkowych argumentów, aby do niej dołączyć.
|
| | | Timothy Lowther
| Temat: Re: Trybuny Sob 27 Lut 2016, 20:03 | |
| Przyszedł tu w poszukiwaniu samotności. Wybrał trybuny właśnie dlatego, że o tej porze, przy takiej pogodzie raczej mało kto się tu zapuszcza. Przekonało go niewielkie ryzyko spotkania kogokolwiek, a więc jednocześnie małe prawdopodobieństwo, że będzie musiał się udzielać, uśmiechać, rozmawiać. Mimo tego to on zwrócił na siebie uwagę Chiary gdy już zorientował się, że nie jest sam. On oderwał znajomą od książki, choć gdyby tego nie robił z powodzeniem mógłby cieszyć się tak podobno pożądaną samotnością - w sprzyjających okolicznościach di Scarno nie zorientowałaby się, że ma towarzystwo, zapewne aż do chwili, gdy Lowther zdecydowałby się wrócić do zamku. Mimo tego zaczepił ją, zmusił do uniesienia wzroku znad lektury i teraz, gdy ze strony Krukonki padła propozycja, nie miał zamiaru jej odrzucać. Przyszedł tu w poszukiwaniu samotności, co nie znaczyło, że nie mógł zrobić wyjątku. Mógł. I robił, robił bardzo chętnie. - Będziesz się mścić, co? - Nim jednak zmuszony był ustosunkować się jakoś do przedstawionej mu oferty, na odniesienie czekały także wcześniejsze słowa Chiary. Słowa, które ponownie zwróciły całą uwagę Timothy'ego na towarzyszącą mu dziewczynę i przywołały na młodzieńcze lico łobuzerski uśmiech, będący aktualnie charakterystycznym dla marki Lowther. Uśmiech, który wyraźnie świadczył o tym, że zahaczali o tematykę, w której Brytyjczyk czuł się co najmniej jak ryba w wodzie - i świetnie się nią bawił. - Pospiesz się więc z tymi powrotami, di Scarno. Obawiam się, że przez czas twojej śmierci zdążyłem zapomnieć, co to jest ten legendarny włoski temperament i nie mogę się doczekać chwili, w której mi przypomnisz. - Uśmiechnął się nonszalancko nie ukrywając i z pewnością nie unikając dwuznaczności. Jednocześnie bez pośpiechu dopalił papierosa i wygasił go kulturalnie - nie na siedzisku zajmowanej ławki, a na twardej, solidnej podłodze trybun. - Poza tym ponowny pogrzeb to rzeczywiście okazja, której już naprawdę nie wypada przegapić, myślę więc, że znalazłbym dla ciebie czas - parsknął cicho i rozprostował się. Nie siedzieli tu zbyt długo, mimo to kręgosłup wyraźnie protestował przeciw spędzaniu czasu na zimowym chłodzie. Ale nie, to nie dlatego przyjął propozycję Chiary. Nie dlatego uśmiechnął się nieco szerzej, ponownie przepędzając niepotrzebną nikomu do szczęścia powagę, i nie dlatego też wstał z miejsca, otrzepując spodnie. Nie, jedynym argumentem, który mógł mieć w tym momencie moc sprawczą, było samo towarzystwo. Lowther niczego nie knuł, niczego nie oczekiwał i do niczego nie dążył, tym niemniej wizja spędzenia popołudnia u boku Włoszki była mimo wszystko znacznie lepszą od zamarzania na trybunach czy ślęczenia nad pracami domowymi. Oczywiście, w tym wszystkim musiał się pojawić mały szkopuł - jakżeby inaczej - ale przecież nie z takimi problemami już sobie radzili. - W zasadzie nie piję - stwierdził więc krótko, z koniecznym po tym ale wychodząc jednak jeszcze zanim Chiara mogłaby potraktować to za odmowę. - Ale zrobię wyjątek. Wybijanie klina klinem... - Trzeźwienie poprzez nietrzeźwość? Brzmi dobrze. - ...i nadrabianie zaległości to silne argumenty. Bez wahania sięgnął po dłoń Chiary, tylko po to jednak, by po opuszczeniu ciasnych trybun przyciągnąć Włoszkę do siebie i objąć ją w talii. Paradoksalnie dla Lowthera nie miało to w tym momencie żadnego drugiego znaczenia, dodatkowego dna, żadnego oblicza nieprzyzwoitości. Zrobił to, bo mógł, bo di Scarno była jego byłą-nie-byłą przyjaciółką. A jak nie mógł to przecież się dowie - Chiara umiała bronić swojej bliskości. Z perspektywy Timothy'ego - nic nie ryzykował. To był prosty, niezobowiązujący gest. Inicjatywa, dzięki której będą mogli pośmiać się z podejrzliwych spojrzeń mijanych ewentualnie uczniów, z potencjalnej zazdrości czy rozczarowania. Bo przecież ludzkie uczucia były zabawne, szczególnie zaś te zupełnie irracjonalne i bezpodstawne. - Prowadź - dodał więc jeszcze tylko, gotów iść za Krukonką wszędzie tam, gdzie chciałaby go zaprowadzić. Bo skoro wyszła z ofertą, to pewnie miała na myśli jakiś konkretny kąt, prawda?
zt x2 |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Trybuny | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |