|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Mistrzyni Proxy
| Temat: Re: Boisko Czw 06 Sie 2015, 10:01 | |
| Sytuacja na boisku zaczynała powoli przypominać walkę o karpia w Lidlu. Emocje były temu równe, lub nawet przewyższały pamiętne wydarzenie. Zawodnicy dzielnie sprzeciwiali się zmęczeniu, a obie drużyny zażarcie rywalizowały o zwycięstwo. Część z nich zniósł wiatr, dlatego nie podjeli żadnego działania próbująć uspokoić miotły i wrócić na tor lotu, nie wpadając przy tym na trybuny, prosto w ramiona rozkrzyczanego tłumu. Lucas, kapitan drużyny Krukonów, skutecznie przekazał kafla do Aidena, który był już blisko pętli ślizgonów. Próbował mu przeszkodzić Evan Rosier, jednak nieskutecznie, piłka minęła jego dłoń o parę dobrych centymetrów. Niezrażony porażką zaszarżował na Skai, chcąć zmusić ją do zmiany toru lotu, jednak panna Wilson ponownie wykazała się niezwykła gracją baletnicy i wyminęła kapitana Ślizgonów. Nie na długo jednak, bo zaraz Gilgamesh wleciał w drobną ścigającą z impetem godnym goryla biegnącego po banana, przez co Krukonka spadła z miotły i wyladowała prosto na murawie, co wyeliminowało ją z gry. Ravenclaw straciłjuż dwóch zawodników, Ślizgoni powinni widocznie rozważyć wystawienie swojej reprezentacji w boksie. Gilgamesh, zadowolony z sukcesu, osłaniał Chay, która była już na wyciągnięcie ręki od lecącego znicza.
]Ataki tłuczkiem (osoby na zielono oberwały):
Próby przejęcia kafla: Evan (1) [8+4+2=14] vs. Aiden (2) [7+8+2=17]
Faule (osoby zaznaczone na czerwono oberwały): Gross (3) [9+2+2=13] vs. Skai (4) [4+4+2=10]
Zagrywki: Evan (5) [8+2+2=12] vs. Skai (6) [4+7+2=13] → przy różnicy pkt większej od 5 Skai wlatuje w Evana i jest to liczone jako faul
Rzuty:
Evan (7) [8+10+2=20] vs. Lucas (8) [8+10+2=20] → w przypadku przechwycenia przez Evana kafla
Szukający: Ravenclaw (9) [5-4+1=2] Slytherin (10) [6+7=13]
Ravenclaw - 0 Slytherin - 20
Regulus, Jasmine, Michael, Marlene i Samuel otrzymują modyfikator -1 na czas następnej kolejki, przez nieodpisanie na meczu, które nie było usprawiedliwione u MG. Lloyd, Aiden, Skai i Yumi nie otrzymują modyfikatora, ponieważ mają usprawiedliwione nieobecności.
Kapitanów drużyn uprasza się o pilnowanie swoich zawodników, by odpisywali. Za każdy nieusprawiedliwiony brak posta, zawodnik będzie otrzymywać modyfikator -1 na czas trwania jednej kolejki.
Następny odpis MG: poniedziałek (10.08) ok. 12:00
Ostatnio zmieniony przez Mistrzyni Proxy dnia Czw 06 Sie 2015, 10:21, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Boisko Czw 06 Sie 2015, 10:01 | |
| |
| | | Michael Bonner
| Temat: Re: Boisko Czw 06 Sie 2015, 18:16 | |
| Zdecydowanie musiał wziąć się w garść. Ten mecz nie należał do jego najlepszych, ba... wręcz przeciwnie, ale nie był to przecież wystarczający powód do tego, by spocząć na laurach. Michael zdawał sobie sprawę z tego, że cały czas musi próbować jak najskuteczniej bronić Chayenne przed tłuczkami odbitymi przez krukońską drużynę, ale musiał przyznać, że przeciwnicy najwyraźniej za cel honoru postawili sobie zrzucenie dziewczyny z miotły. Dlatego też chłopak miał nadzieję, że niedługo przybędzie jakieś wsparcie. On sam mógł nie wystarczyć, choć może z pomocą Grossa uda im się zapewnić szukającej względny spokój do momentu złapania przez nią znicza. Tak, dokładnie... Bonner wierzył, że Ślizgonce uda się ta trudna sztuka i że zapewni ich drużynie zwycięstwo. Próbował więc nadal odbijać ewentualne tłuczki skierowane w stronę koleżanki w przeciwnym kierunku. Pierwszego z nich postanowił skierować w stronę Skai, drugiego w Lucasa - powiedzmy, że ostatnimi czasy już standardowo, ale niestety bez oczekiwanego rezultatu. W razie, gdyby ofensywa Krukonów na Chayenne zmalała zamierzał sam podlecieć do tłuczka i cisnąć go we wspomniane wcześniej osoby.
|
| | | Gość
| Temat: Re: Boisko Czw 06 Sie 2015, 18:57 | |
| To już przestawał być quidditch, a bardziej gra w głupiego jasia na miotłach. Jeśli wszyscy przeżyją ten mecz, Belinda zafunduje im wyjazd na stadion z prawdziwego zdarzenia, żeby sobie popatrzyli, jak się naprawdę grało. A zaraz potem wyśle wszystkich zawodników Ślizgonów i połowę Krukonów na obowiązkową terapię panowania nad agresją. Albo żeby było nieco bardziej ekonomicznie zamknie ich w pokoju wyłożonym poduszkami i problem sam się rozwiąże. Perfidny i absolutnie bezczelny faul na Wilsonównie nie mógł zostać puszczony płazem. Sędzina odgwizdała rzut wolny, ale zanim Aiden podleciał do pętli bronionych przez Regulusa, dodała: - Grossherzog, schodzisz z boiska. Bez dyskusji! Skai została przekazana w ręce pielęgniarki, rzut wolny wykonany.
Parzyste → zauważone nieparzyste → niezauważone zero wliczane do parzystych
(kostka 1) faul na Skai - zauważony
(kostka 2,3) rzut wolny Aiden (7+2=9) vs Regulus (7-1+4=10)
Ravenclaw – 0 Slytherin - 20
*decyzją sędziego Gil schodzi z boiska za bezczelne zwalenie Skai z miotły.
Ostatnio zmieniony przez Belinda Blackwall dnia Czw 06 Sie 2015, 19:13, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Boisko Czw 06 Sie 2015, 18:57 | |
| The member ' Belinda Blackwall' has done the following action : Dices roll'10-ścienna' : |
| | | Regulus Black
| Temat: Re: Boisko Pią 07 Sie 2015, 23:51 | |
| Listopadowe powietrze uderzyło go prosto w twarz, kiedy po raz kolejny, w iście widowiskowym stylu, obronił ślizgońskie obręcze przed rzutem karnym. Twarz chłopaka nawiedził ledwo widoczny grymas zadowolenia, od blisko połowy spotkania czekający na wyakcentowanie, przebicie się ponad typowy, wyuczony, chłodno – arystokratyczny wyraz, jakim raczył obcujących z nim szczęśliwców zawsze, bez przerwy, nieugięcie. Wychowanie wśród czystokrwistych pobratymców rządziło się swoimi prawami, wśród których prymat brała wpajana mu od małego przez apodyktycznego ojca zasada, mówiąca o negatywnych skutkach nazbytniego uzewnętrzniania wewnętrznych rewelacji. Głęboko zakorzeniwszy regułę tę w sercu, tak też postępował na co dzień. Jeszcze nim zdecydował się przekazać kafel któremuś ze ścigających, stalowe tęczówki chłopaka przelotem otaksowały sylwetkę usuniętego karnie z rozgrywki Grossherzoga, dając nikły wyraz niezadowolenia takowym stanem rzeczy, dłuższym niźli na ogół skupieniem na postaci samozwańczego księciunia. Kamienny wyraz raz jeszcze przejął we władanie facjatę młodego Blacka, kiedy ten oderwał spojrzenie od lawirującego wśród trybun kolegi, jeszcze na moment obdarzając uwagą blondwłosą komentatorkę, która dalece minęła się z pojęciem obiektywizmu i szczerze zaskoczony – ma się rozumieć wewnętrznie – brakiem reakcji opiekunki Slytherinu na ewidentną profanację dobrego imienia gadziej nacji, zgrabnym ruchem wprawił kafel w bieg. Manewr ten skierował, jak na gentlemana z prawdziwego zdarzenia przystało, ku ciemnowłosej Jasmine, której nawet podczas agresywnie wykonywanych fauli, grzechem byłoby odmówić urody. Chwilowo powiódłszy wzrokiem za szkarłatną piłką i jej punktem docelowym, powrócił do monotonnego-bo-monotonnego stróżowania wzdłuż zielonych obręczy. Ostentacyjne ziewnięcie mimowolnie wydobyło się z ust Regulusa, który idąc za ciosem postanowił wzmocnić efekt przystawieniem obu dłoni do ust. Ponownie lokując owe kończyny na rączce swej drogocennej miotły, ten-mądrzejszy-Black odliczał w głowie od dziesięciu w dół, mając drobną nadzieję, iż do czasu osiągnięcia okrągłego zera, Ślizgoni zdołają złapać znicz. A jeśli ktoś miałby wyrwać się przed szereg, starając się oszukać zielonego goalkeepera, cóż. Broni, mając nadzieję, WIEDZĄC, że z tego meczu wyjdzie bez choćby jednego, straconego oczka.
Ostatnio zmieniony przez Regulus Black dnia Nie 23 Sie 2015, 23:47, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Jasmine Vane
| Temat: Re: Boisko Pon 10 Sie 2015, 00:16 | |
| Gra toczyła się dalej, ale już bez dwójki Krukonów. Jasmine widziała jeszcze, jak Skai ląduje na murawie przez faul Grossa. Był nieco brutalny w swych zagrywkach, ale chyba Niemcy już tak mieli. Na myśl o Franzu, który jak można było się zorientować po imieniu i nazwisku, miał niemieckie korzenie Jasmine poczuła niemiłe ssanie w żołądku. Teraz był mecz, musiała się skupić. Pokręciła nieco głową słysząc werdykt sędziny na temat wywalenia Grossa z boiska i zaraz śmignęła do Regulusa, odbierając kafla. Zawróciła i omijając wszelkie tłuczki urządziła sobie samotny rajd do tyczek Krukonów, rzucając piłką w jedną z nich. |
| | | Lucas Shaw
| Temat: Re: Boisko Pon 10 Sie 2015, 00:26 | |
| Sprawa była chyba już z góry przegrana i przekreślona. Kiedy Skai wylądowała na murawie, z ust Lucasa wydarł się potworny jęk zawodu. To nie mogła być prawda, przecież tak niewiele jej brakowało! Biedna Wilsonówna.. Kapitan Krukonów poczuł, że jego skrzydła zostały mocno podcięte. Nie było już szans, aby wygrali. Pozostało jedynie stać na straży tyczek i w jak najbardziej godny sposób zejść z boiska. Lucas przygotował się do obrony rzutu od strony Ślizgonów. Kończ Belinda, wstydu oszczędź!
MG jako Yumi: Sytuacja była kryzysowa. Skai wylądowała na ziemi przez tego durnego Ślizgona i ona miała na to patrzeć?! Jakaś adrenalina pojawiła się w żyłach Krukonki i śmignęła w dół, chcąc przechwycić kafla z rąk Vane i rzucić nią w tyczki Regulusa. A tak najchętniej to rzuciłaby nim w głowę Grossa. Albo Rosiera. Obojętnie kogo. |
| | | Chayenne Montgomery
| Temat: Re: Boisko Pon 10 Sie 2015, 00:53 | |
| Chayenne miała wrażenie, że rozgrywka w dniu dzisiejszym jest cholernie agresywną grą. Nie do końca przypuszczała, że granie w drużynie będzie istną walką o swoje życie i przetrwanie. Ale nikt nie mówił, że to przyjemna i miła gra, jednak niektórzy przesadzali. Gross całkowicie pozbawił ją przeciwniczki, ale Montgomery jakoś szczególnie nad tym nie ubolewała. Raczej skupiła się na swoim zadaniu, którego od początku się trzymała. Może i został jej Bonner, który wciąż pilnował, żeby przypadkiem nie dostała, bo Gross wyleciał z boiska, w sumie była mu wdzięczna, bo ułatwił jej zadanie. Rozejrzała się uważnie na moment zawisając nad pętlami, chwila ogarnięcia sytuacji, rozejrzenie się uważnie i jest… po raz kolejny ruszyła w obranym przez siebie kierunku, w kierunku złotego znicza, którego planowała tym razem jednak złapać, nie chciała, aby po raz kolejny jej umknął. W sumie wypadałoby zakończyć tę krwawą masakrę, która dzisiejszego wspaniałego dnia rozgrywała się na tym boisku. Była z siebie zadowolona, chociaż lecąc pędząc w kierunku znicza wciąż uważała, aby przypadkiem nie dostać niczym podejrzanym, a w razie co robił wyraźne uniki. |
| | | Mistrzyni Proxy
| Temat: Re: Boisko Pon 10 Sie 2015, 13:20 | |
| Michael miał plany. Piękne plany. Szkoda tylko, że na zamiarach się skończyło, a z ataku tłuczkiem na Lucasa zawodnikowi zielonych (którzy grali vabank) zostały już tylko marzenia i wspomnienia innych ciosów (otrzymanych i zadanych). Jasmine przechwyciła kafla posłanego w jej stornę przez Regulusa i podjęła próbę ataku na pentlę Lucasa, ale z tego też wyszła figa z makiem, widocznie nagle wszystkich na boisku zaatakowało kiepskie szczęście, zupełnie, jakby nad ich życiem panowały jakieś dziwne, niewyobrazone, cyferki. Yumi chwyciła kafla w locie, broniąc Krukonów w pięknym stylu przed utraceniem kolejnych punktów. W miedzyczasię, parę metrów dalej na swojej miotle szalała Chayenne, która bez większego problemu, teraz nie mając na karku rywalki z drużyny Ravenclawu, przejęła znicza po długim pikowaniu chwytajac go koniuszkiem dłoni. To się nazywa styl i forma!
Ataki tłuczkiem (osoby na zielono oberwały): Michael (1) [7+3+2 -1=11] vs. Lucas (2) [8+3+2=13]
Próby przejęcia kafla: Yumi (3) [5+8+2=15] vs. Jas (4) [5+0+2 -1=6]
Faule (osoby zaznaczone na czerwono oberwały):
Zagrywki:
Rzuty:
Jas (5) [5+6+2-1=12] vs. Lucas (6) [8+1+2=11]
Szukający:
Ravenclaw [2] Slytherin (7) [13+2=15]
Ravenclaw - 0 Slytherin - 170
Próg na złapanie znicza zostaje obniżony z 20 punktów, do 15. Ślizgoni wygrywają mecz.
Ostatnio zmieniony przez Mistrzyni Proxy dnia Pon 10 Sie 2015, 13:30, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Boisko Pon 10 Sie 2015, 13:20 | |
| |
| | | Riaan van Vuuren
| Temat: Re: Boisko Sro 25 Lis 2015, 19:03 | |
| Ciężko. Było mu cholernie ciężko. Na sercu, przez decyzję ojca wiążącą go na zawsze z jakąś dziewczyną której nawet nie znał. Nie myślał jeszcze czy ma jakieś wyjście z tej sytuacji, będzie musiał poradzić się przyjaciół. Przede wszystkim Wandy, może Remusa? Na pewno zapyta Wandy, choć wiedział że dziewczyna ma na głowie mnóstwo swoich problemów. Ciężko było też zwlec się z łóżka po niepowodzeniach na fakultecie z samoobrony i magii niewerbalnej. Riaan nie stracił swojej nieodłącznej pewności siebie, ale już dawno nie chciało mu się tak bardzo jak teraz. Najlepiej nie wykopywałby się spod kołdry. Ale obiecał Ericowi, że z nim pogra w Qudditcha po tym jak ten "niepokonany pojedynkowicz" wróci ze Skrzydła Szpitalnego. Takim tytułem obwołał Henleya Prawie Bez Głowy Nich, latający po całej szkole i rozpowiadający wszystkim wokół jak to bohaterski Gryfon-mugolak pokonał wielkopańskiego czystokrwistego dupka ze Slytherinu - Grossherzoga. Zapominał tylko dodać, że Eric został wysłany do SS przez tą całą Aristos. Riaan jednak nie poprawiał ducha, wiedział że pozytywny rozgłos sprawi przyjemność koledze. Afrykaner rozejrzał się po dormitorium. A propos Erica. Nie było go tutaj, więc na pewno musiał już wyjść i go nie obudził. Nieładnie z jego strony. Piątoklasista wstał, poprawił pościel i założył bieliznę. Następnie sprawdził jaka jest pogoda na dworze. Wzdrygnął się natychmiast na widok śniegu. Zabiję go, pomyślał wiedząc od niedawna, że tak się tylko mówi, kiedy jest się na kogoś złym i zaczął wyciągać z kufra ubrania. Po kilku chwilach przeznaczonych na poranną toaletę, ubranie się i zjedzeniu kilku tostów Riaan wrócił po dormitorium po swoją miotłę, aby w końcu wyjść na zewnątrz. Znowu ciężko. Tym razem brodzić w śniegu po łydki opierać się wiatrowi. Co prawda założył płaszcz, dwa swetry i dwie koszulki, czapkę, szalik oraz rękawice do Quidditcha, wciąż jednak było mu zimno. Żadnych plusów nie miał ten poranek. Żadnych. No może tylko jednego - nie widział na oczy ojca. Riaan zaczął biec w stronę stadionu, aby choć trochę się rozgrzać. Wydeptawszy swoim biegiem solidną ścieżkę w świeżym śniegu, chłopak otworzył bramę stadionu, minął szatnię i stanął na progu boiska. Przyjemny dreszcz przebiegł mu po plecach, kiedy wyobraził sobie pół trybuny skandujące "Gryffindor! Gryffindor!". Słyszał głos Gwen, która w swoim stylu zrzędzi: "A oto panicz Van Vuuren, mamy nadzieję że nie puści dzisiaj zbyt wielu bramek!". Te bodźce działały na niego jak narkotyk, zupełnie zapominał o rzeczywistości. Wsiadł na swojego Zmiatacza 5, odbił się od ziemi i ruszył przed siebie ze świstem wiatru. Nawet chłód przestał mu przeszkadzać. Riaan na początku leciał w poprzek boiska robiąc butami ślady w śniegu, potem na wysokości środka wzbił się wysoko w górę robiąc przy tym śrubę. Stara miotła ojca nie była najszybsza, ale prowadziła się idealnie, była zwrotna, a chłopak znał każdy sęk jej trzonka. Byli jak dobrzy przyjaciele, którzy cieszą się sobą ilekroć mogą spędzić razem czas. Szybkie wyhamowanie, zwrot i znowu gazem do przodu aż do obręczy, gdzie teoretycznie było jego miejsce. Bo niewielu wiedziało, chyba tylko jego ojciec i Audrey, może jeszcze Melka, że mógł grać na każdej pozycji na boisku, a został wzięty na obrońcę bo ta pozycja była jedyną nieobsadzoną w drużynie domu Lwa. Riaan zatrzymał się na wysokości środkowej obręczy i popatrzył przez nią na pustą trybunę Puchonów. Wyobraził sobie spoglądającą na niego stamtąd rudowłosą sylwetkę pewnej dziewczyny należącej do Borsuków. Chciałby, aby tutaj była. Odganiając od siebie smutne wizje, Riaan zrobił nagły zwrot i odwrócił się przodem do środka boiska. Oczywiście Eric się spóźniał, a jego kolega miał tylko nadzieję że "Niepokonany Henley" nie zapomni wziąć pożyczonego od Pottera zestawu piłek. |
| | | Melanie Moore
| Temat: Re: Boisko Czw 26 Lis 2015, 13:07 | |
| Czas ponownie wrócić do życia. Czas, w którym była niemalże duchem dla innych prawdopodobnie dał się zauważyć. Wręcz unikała innych i ograniczała kontakt oraz rozmowy do minimum, zwykle na temat tego co się działo na zajęciach. Może to przez ten okres przejściowy między jesienią, a zimą, wpłynęło to na nią i nie wiele miała w sobie energii do życia. Tyle co dla niej samej starczało, a co dopiero dzielić się i rozsiewać ją na innych. Gdy raz się ruszyła po tym jak spadł pierwszy śnieg poczuła się znacznie lepiej, taka atmosfera zdecydowanie ma na nią dobry wpływ. Wtem właśnie otrzymała sowę od Eric’a z propozycją małego treningu Qudditcha. Na pewno odświeży jej to umysł i poprawi formę, propozycja bardzo kusząca, a tym bardziej już cierpiała na brak wymówek. Czas coś zrobić. Tylko jak to się skończy? Gdy sobie pomyślała o zalegającym śniegu raczej wyobrażała sobie bitwę na śnieżki. Zresztą była w takim stopniu w tyle w związku z najnowszymi informacjami i ploteczkami, że nie miała pojęcia dlaczego Gryfon wylądował w Skrzydle Szpitalnym! Tak bardzo zainteresowana Hogwarckim życiem, a raczej jej znajomych. Wstyd i hańba, gdyby tylko wiedziała wcześniej od razu by wpadła w odwiedziny z toną smakołyków na pocieszenie. Wstała dość wcześnie, miała dużo czasu na odpowiednie przygotowanie do treningu. Pierwszą rzeczą były oczywiście rutynowe, poranne czynności, ubranie czegokolwiek i odwiedzenie Wielkiej Sali by tam coś przekąsić. Dopiero potem na spokojnie mogła przeszukać cały kufer i dopasować strój do panującej pogody na zewnątrz. Ciepło, wygodnie, ale też nie za grubo. Golf, sweter, spodnie, peleryna, czapka, szalik dobrze zawiązany, rękawice do gry, włosy wcześniej związane w gruby warkocz i oczywiście obowiązkowy dodatek, czyli miotła. Z ciastkiem w zębach i Nimbusem 1000 ruszyła na wyzwanie śniegowi. Przedarcie się przez białe zaspy nie było łatwą sprawą, chwilę jej to zajęło. W pewnym momencie się zatrzymała by chwilę poskakać w ramach rozgrzania się, zawsze to coś. W drodze dostrzegła wydeptane ślady w kierunku stadionu. Ktoś już tam był, skorzystała z tej ścieżki co znacznie ułatwiło jej sprawę dojścia. Będąc już na miejscu widziała tylko jak ktoś zaczął od razu. Rozpoznała w tej osobie Riaana przyglądała mu się jak latał z dołu, jeszcze nie chciała sama wskakiwać na miotłę. Miło się patrzyło, jedynie zmieniła miejsce wędrując na sam środek boiska. Może by tak skorzystać z okazji. Schyliła by wziąć do ręki trochę śniegu i uformować z niej kulkę. Gdy chłopak odwrócony tyłem do trybun, szybko wskoczyła na miotłę i odbiła się od ziemi. Poleciała w kierunku przeciwnych obręczy i rzuciła śnieżką w środkową. Szybka miotła gwarantowała jej to, że Riaan raczej nie zdoła jej dogonić o ile by ją w ogóle zauważył. Co prawda otrzymała ją w spadku, a raczej poszła w odstawkę gdy brat ukończył naukę i wyruszył nie wiadomo gdzie. Raczej nie zamieniłaby jej na inną, już doskonale się z nią zapoznała. Nawet jeśli wcześniej nie planowała wylądowania w drużynie. -10 punktów dla Hufflepuff’u! – krzyknęła głośno unosząc rękę do góry , zrobiła zwrot i opuściła trochę rękę w stronę chłopaka w geście strzelania z dłoni prosto w niego. Tak ją wzięło na sympatyczne powitanie – Co z Ciebie za obrońca Riaan!? – wtem ruszyła w jego kierunku. Gdyby tak było na prawdziwym meczu, miała by większą frajdę. Tak, to znacznie więcej wysiłku będzie potrzeba przy prawdziwym meczu. Może jednak ten pierwszy gol wywoła jeszcze bitwę na śnieżki, o której wcześniej myślała.
|
| | | Nathaniel Cole
| Temat: Re: Boisko Czw 26 Lis 2015, 18:52 | |
| Nathaniel był niezwykle rad z tego, że ktoś zechciał zorganizować towarzyski mecz, czy przynajmniej trening, quidditcha. On sam myślał o tym, żeby namówić Puchonów do ostatnich w tym roku ćwiczeń, ale nie był pewien czy jego koledzy będą tak samo entuzjastycznie nastawieni do gry w śniegu i mrozie, dlatego ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu. Miał jednak nadzieję, że chociaż kilku reprezentantów Domu Borsuka pojawi się dzisiaj na boisku. W końcu większość z nich na pewno otrzymała sowy od niego i Erica. Sam Cole skoncentrował się w ciągu dnia na poszukiwaniach Gallagherów, niestety bezowocnych. Nasłuchał się za to wielu plotek co do ich nagłego zniknięcia. Niektórzy uczniowie mówili, że podobno wyjechali razem w siną dal, inni, że wrócili do domu z powodu jakiegoś niespodziewanego wydarzenia. Nate nie wiedział komu ufać, ale było mu przykro, że Tony nawet nie raczył go poinformować, że opuszcza Hogwart. Dlatego zresztą Brytyjczyk krążył w niezbyt dobrym humorze po korytarzach, póki nie natrafił przypadkiem na Wandę. Jej widok zdecydowanie poprawił mu nastrój, dzięki czemu na twarzy siedemnastolatka wyrósł uroczy uśmiech od ucha do ucha. Puchon podszedł do dziewczyny i wyrwał jej z ręki książkę, którą właśnie czytała. - Nie możesz spędzać całego życia w Hogwarcie na nauce. Chodź, zabieram Cię na boisko! - niemal wykrzyczał jej radośnie do ucha, wrzucając opasły tom do jej torby. Szybko złapał ją za nadgarstek i pociągnął niezbyt mocno za sobą. Sam dziwił się, jaki był w tym momencie stanowczy. Jakby bowiem nie spojrzeć, w ogóle nie dał pannie Whisper możliwości odpowiedzi odmownej na swą propozycję. Po drodze tylko wytłumaczył dziewczynie, że umówili się w parę osób na trening quidditcha, ale żeby się nie martwiła, bo jeśli nie będzie miała ochoty, nie będzie jej tym razem zmuszał do tego, by wsiadła na miotłę. Pamiętał w końcu jak raz udało mu się ją przekonać, i chociaż ostatecznie podobała jej się ta powietrzna przejażdżka, zdawał sobie sprawę z tego, że z lękiem wysokości nie da się tak łatwo zwyciężyć. - Może uda się namówić resztę na bitwę na śnieżki, bo wiem, że kibicowanie mi przez cały ten czas może być dla Ciebie nudne. O ile oczywiście to mi byś akurat kibicowała... - Dodał, kiedy dochodzili już powoli, po wydeptanej w śniegu ścieżce, na hogwarckie boisko quidditcha. Teraz chłopak zaczął się zastanawiać czy potrzebnie odrywał koleżankę z Domu Kruka od lektury, skoro tak naprawdę dziewczę, które z pewnością nie będzie śmigało z nimi na miotłach, może się najzwyczajniej w świecie nudzić. Było już jednak za późno, więc postanowił przekonać kolegów, żeby chociaż na jakiś czas zrezygnować z quidditcha celem integracji z "nielotną" panną Whisper. Okazało się, że na miejsce dotarli już Riaan i Melanie, ale nadal nie było widać na horyzoncie Erica... cóż, Nate nie był jakoś szczególnie zaskoczony spóźnieniem organizatora. Zresztą nie robiło mu to większej różnicy, bo i tak mieli sporo wolnego czasu. Najwyżej wymyśli się Gryfonowi jakąś karę za to, że przyszedł po czasie. - Cześć! Słuchajcie, co powiecie na to, żeby teraz albo trochę później odrzucić na jakiś czas miotły na bok na rzecz bitwy na śnieżki? Postanowiłem jakoś rozruszać naszego ukochanego mola książkowego, który po prostu... nie lubi latać na miotle. No a bez sensu, żeby Wanda siedziała i patrzyła jak się dobrze bawimy, nie mogąc do nas dołączyć. - Zaproponował swoim przyjaciołom. Głos załamał mu się na chwilę przy ostatnim zdaniu, kiedy Cole próbował wyjaśnić dlaczego chciałby przynajmniej na jakiś czas zrezygnować z planów quidditcha. Stwierdził bowiem, że nie powinien mówić wszystkim o tym, że panna Whisper boi się latać. Niektórzy w końcu wstydzili się swoich lęków, a on nie miał zamiaru przecież robić z niej jakiejś pokraki, tym bardziej, że nie uważał, by jej strach był tak naprawdę czymś złym. Każdy się czegoś obawiał, a że akurat Wanda trzęsła portkami na myśl o jego ulubionej rozrywce, trudno. Musiał się z tym pogodzić i uszanować jej zdanie. Właśnie z tego względu, zamiast powiedzieć, że dziewczyna boi się latać, oznajmił wszystkim, że po prostu tego nie lubi. Miał nadzieję, że tego nie będzie miała mu już za złe.
|
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Boisko Czw 26 Lis 2015, 19:36 | |
| W życiu nie myślała, że siedząc spokojnie na korytarzu i nie wadząc nikomu zostanie napadnięta przez Puchona z adhd, który brutalnie wyrwie jej książkę i zacznie nią wymachiwać na boki krzycząc do niej by nie marnowała życia. W pierwszej chwili miała ochotę uderzyć delikwenta w głowę błyszcząc przy tym nowo nabytą odznaką Prefekta - zanim zdecydowała się jednak na jakikolwiek ruch doszło do niej kto też się na nią zaczaił – a był to Nathaniel. Dziewczyna uśmiechnęła się zaskoczona i lekko oszołomiona wybuchem jego entuzjazmu jednak nie była zła – ewentualna złość, wzburzenie minęło od razu gdy zauważyła błyszczące oczy kolegi. - Zawsze jesteś taki prędki? – Udało się jej spytać kiedy zarzucała sobie torbę na ramię jednocześnie będąc ciągnięta przez Cole’a, który nie dał jej możliwości na jakąkolwiek obronę – żadnej. Musiała mu się poddać nie mając nawet siły perswazji by powiedzieć, że mogła nie mieć ochoty wychodzić na taką zimnicę. Nie mówiła nic, pozwoliła tylko posłużyć się magią by chociaż zabrać ciepły płaszcz i akcesoria – w tym błękitne i puchate nauszniki przez, które ledwo co słyszała co wydawało się jej być zabawne. Głównie dlatego słyszała co drugie i co trzecie słowo wypowiadane przez ucznia z domu Borsuka – spoglądała jedynie na jego szczęśliwą minę i pewność siebie domyślając się, że zaplanował całkiem udane popołudnie na ten dzień – wraz ze wspólnymi znajomymi co udało się jej jeszcze dosłyszeć. - Hej, zawsze możesz na mnie liczyć jeżeli chodzi o kibicowanie. To się rozumie samo przez się, Nate. – Zatrzymała się w połowie drogi by nie tylko mu odpowiedzieć, ale i dopiąć płaszcz, zawinąć gruby szal wokół szyi, a rękawiczki wsunąć na dłonie. Poniekąd była gotowa do wyjścia – co zaraz nastąpiło, a mroźne powietrze buchnęło jej bez ostrzeżenia w twarz. Krukonka zmrużyła oczy i zasłoniła połowicznie twarz ręką przyzwyczajając się powoli do nagłej zmiany temperatury. Podczas wędrówki nie mówiła nic by nie nabawić się przeziębienia czy choroby gardła, a w milczeniu wsłuchiwała się w tupot stóp i paplaninę Cole’a, który jeszcze tłumaczył jej co i jak jakby była małym dzieckiem, z czego serdecznie chciało jej się śmiać. Musiała przyznać, że Puchon ze swoją naturalnością i pozytywnym stanem ducha umiał wprawić ją w dobry nastrój co w chwili obecnej wiele dla niej znaczyło. Pocierając policzki dotarli do boiska, gdzie dziewczyna dostrzegła już Riaana, któremu pomachała z szerokim uśmiechem – ciepło na sercu zrobiło się jej na widok przyjaciela, z którym najwyraźniej miała do pogadania, co dobrze się złożyło, że akurat teraz się widzieli. Potem dostrzegła Melanie całą w skowronkach – w jej stronę również poszybował sympatyczny grymas. Obserwowała ich przez chwilę jak bawią się na miotłach czego.. niezupełnie im zazdrościła. Po prostu cieszyła się, że dobrze spędzają czas na tym co lubią robić – do niej miotła nie pasowała, to wszystko. Mina jej trochę zrzędła gdy doszły do niej słowa wypowiadane przez jej porywacza. Dziewczynie od razu zrobiło się głupio nie ze względu na to, że musiałaby siedzieć na dole i czekać aż kończą wygibasy w powietrzu, a dlatego, że teraz cała uwaga będzie skupiona na jej osobie. Dlatego zaczęła gestykulować automatycznie czując podskórnie jak stres osiąga swe apogeum – starała się zakneblować Nejta, co zapewne jej nie wyszło. - Przestań, przecież nie mam nic przeciwko temu by sobie tutaj na Was poczekać. Nic mi się nie stanie przecież. Mną się nie przejmujcie. – Tylko kilka osób wiedziało o jej lęku przed wysokością. I tym kimś również był młody van Vuuren, na którego teraz spojrzała Krukonka. Jej wzrok był łagodny, niczym wzrok młodej sarny, której można było powierzyć wszystkie sekrety. To miało znaczyć, że chłopak w każdej chwili może podzielić się z nią swoimi sekretami. Teraz tylko cofnęła się o krok i wsunęła dłonie do kieszeni płaszcza. No chyba, że ktoś chciałby paść w jej objęcia to się nie obrazi!
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Boisko | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |