|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Castiel Horn
| Temat: Re: Boisko Czw 29 Lis 2018, 19:11 | |
| Drużyna zbierała się w swoim tempie, choć nikomu nie przyszło na myśl się spóźniać. To dobrze, był rad. Miał ogromną ochotę wzbić się już w powietrze i porządnie przypierdzielić w tłuczek. Potrzebował wyżyć się, doprowadzić do stanu, kiedy mięśnie będą protestować i wyć z bólu. To oznaczało, że dał z siebie wszystko. Ostatnio został przymuszony do wzięcia urlopu od jakiegokolwiek sportu, a więc na tym treningu miło będzie wrócić do formy. Uścisnął dłoń Asena, kiedy już się przyturlał obok i wyprostował się, kiedy jako ostatni pojawił się Glom. Kiedy zaczął przemawiać, Horn poprawił rękawicę, zapiął ją ciaśniej i mocniej aż poczuł jak wrzyna się w skórę nadgarstka. W milczeniu wysłuchiwał poleceń, mniej więcej zapamiętując kto co ma robić, a gdy przyszło do niego samego, uniósł wyżej brodę. Na jego wąskich ustach zamajaczył uśmieszek. - Z najczystszą przyjemnością komuś przypierdzielę. - odpowiedział w odpowiednim momencie, zapamiętując sobie, by nikomu, absolutnie nikomu nie dawać taryfy ulgowej. - Andersonówna nie zagra w drużynie. Jest do połowy zmiażdżona, leży w skrzydle i pewnie do końca roku szkolnego mamy ją z głowy. Nie wiem kogo mają w rezerwie, ale Andersonówną raczej nie ma co się teraz przejmować. - zagaił, wspominając sobie stan, w jakim spotkał dziewczynę - zmiażdżone biodra i te jej przerażenie w oczach, gdy zdała sobie z tego sprawę. Innym problemem był ten olbrzym, którego sobie mądrze zwerbowali na Obrońcę. Tutaj pokiwał głową, faktycznie ten wielki przygłup był sporą przeszkodą, choć sądząc po jego tępym wyrazie twarzy nie używa mózgu zbyt często. Tym lepiej, można zatem go ogłupić, ale to już pozostawało w kwestii kapitana i reszty członków drużyny. Horn zamierzał wkurwić wszystkich tu zebranych, a ostatnio znacznie poprawił się w doprowadzaniu ludzi do szewskiej pasji. W końcu będzie mógł to wykorzystać. Zerknął na Pandorę nawiązując z nią krótki kontakt wzrokowy. Skinął jej głową pojednawczo i wysłuchał do końca poleceń kapitana. Uznawszy, że nie ma nic do dodania, dokończył rozgrzewkę na ziemi. Powtórzył serię obrotów ramion, nadgarstków, palców, zginał łopatki, wykonywał skłony i skręty. Zajęło mu to sześć minut a i tak ledwie zadyszki dostał. Związał włosy na karku mimo, że kilka wyłaziło na czoło i skronie. Dobył pałki, uderzył nią parokrotnie w rękawicę i wsiadł na swoją miotłę. Odbił się od murawy i przyspieszył w locie, podciągając trzonek ku sobie. Nadał sobie solidne tempo i zaczął okrążać boisko na odpowiedniej dla jego kaprysu wysokości. |
| | | Nemesis Sigita
| Temat: Re: Boisko Sob 01 Gru 2018, 18:32 | |
| Jej taneczna rozgrzewka faktycznie mogła wyglądać jak swego rodzaju zapomniany rytuał. Klątwa, której ofiare same kończyły uwięzione w niekończących się pląsach w jakimś zapomnianym przez bogów lesie. Tak, to byłaby wspaniała klątwa, choć czegoś Nemesis brakowało w takim koncepcie, coś zbyt mało ambitnie. Musi nad tym pomyśleć w najbliższym czasie. Prawdziwie potężna nekromancka klątwa, to jest to, czego ten ubogi w magów tej wspaniałej profesji świat potrzebuje. W końcu ludzie to gatunek, który raz na czas powinien oberwać czymś miażdżącym, bo zaczyna się staczać jeszcze szybciej. Kiedy Jasmine zbliżyła się do Ślizgonki ta zgrabnie przeniosła ciężar ciała, wykorzystując do tego ruch bioder, co zaskutkowało płynnym pół-piruetem. Już była przygotowana na pocałunek, przyjmując muśnięcie delikatnych ust Vane z ponętnym uśmiechem. - Muszę cię rozczarować, tego ranka doskwierała mi samotność. Tak, masz rację, to niedopuszczalne, ale spokojnie. Nie dopuszczę, by Marcus uniknął mojej zemsty. Zakończyła wypowiedź tym rodzajem uśmiechu, który sprawiał, że rozmówca zastanawiał się czy Sigita naprawdę nie planuje wymyślnych tortur lub przekształcenia swego lubego w paszę dla szlamowatych Puchonów. Były sekundy, gdy sama zainteresowania nie mogłaby odpowiedzieć jak prezentuje się faktyczny zamysł. Tak szybko jak przybrała maskę obłąkanej czarownicy, tak też zrzuciła ją, zostawiając urok osobisty zmieszany z pogardą i lekkim rozbawieniem. Szybko jednak jej wzrok powędrował w kierunku nowego kapitana ich drużyny, którego białe włosy znała aż zbyt dobrze. Podobnie jak Glom, ona również na boisku zapominała o wszystkich koligacjach i sentymentach, dlatego nie posłała nawet najmniej sugestywnego spojrzenia. Właściwie patrząc na nich na murawie możnaby odnieść wrażenie, że nawet się nie znają. W ciszy opierając się o miotłę wysłuchała wszelkich instrukcji, po czym wróciła do tanecznej rozgrzewki, wykorzystując gibkość swojego ciała do rozruszania każdego stawu i jak największej ilości mięśni. Tylko jej szeroko otwarte oczy mogłyby zdradzić krwiożerczą ekscytację na perspektywę uniemożliwiania ruchu Marcusowi. Ich zażyłość i niezbyt dobra kondycja psychiki tylko potęgowały sportową rywalizację. Będzie musiała pamiętać o tym, by nie przekraczać cienkie granicy faulu. Gdy poczuła, że całe ciało wypełnia gorąco potwierdzające gotowość do działania, wskoczyła gwałtownie na miotłę i zaczęła od kilku okrążeń w zawrotnym tempie, po czym gwałtownych skrętów, manewrów prawie kończących się byciem naleśnikiem. Uwielbiała tę adrenalinę, gdy musiała wykazywać się refleksem i w ostatniej chwili reagować. Lot głową w dół też został przerobiony. W końcu musiała sprawdzić czy w razie potrzeby będzie w stanie trzymać miotłę nogami tak mocno jak Gloma podczas ich spotkań. W końcu ustawiła się niedaleko Jasmine, oddychając nieco szybciej, a drgające kąciki ust zdradzały rosnące podekscytowanie. No chodź, Marcus, nawet nie wiesz jak bardzo chcę ujrzeć twoje ciało uderzające znowu o murawę. Nie miała pojęcia czy powiedziała to na głos czy tylko zaśmiała się do swoich myśli. |
| | | Mikhail Asen
| Temat: Re: Boisko Nie 02 Gru 2018, 22:40 | |
| Misza naprawdę wiązał swoją przyszłość z Quidditchem. Kochał latać na miotle, z błyskiem w oku wypatrywać złoty znicz - był do tego stworzony, a przynajmniej tak to czuł. Ojciec chcąc się podlizać opłacał mu co roku wakacyjne szkółki w Europie, toteż Asen zamiast siedzieć i grzać pośladki nad bułgarskim morzem ćwiczył w pocie czoła pod doświadczonym okiem trenerów. Chciał być graczem światowej klasy, chciał być dostrzeżony, starał się ze wszystkich sił na każdym meczu dawać z siebie sto dziesięć procent. Nie był asem w nauce ale nadrabiał wynikami w sporcie i chociaż tradycja rodzinna nakazywała mu zostać łamaczem klątw to każdy już pogodził się z tym, że Misza miał inne plany na życie. Pojawienie się na boisku ich nowego kapitana sprawiło, że Misza spiął się w jednej chwili. Generalnie nie przepadał za Marcusem, ale w drużynie nie liczyły się żadne sympatie, czy antypatie. Na boisku mieli być jednością, a poza nim mogli rozejść się w swoje strony. Nikt nie nakazywał im się kochać. Zresztą, prócz Castiela tak naprawdę nie miał tu nikogo, z kim łączyłyby go jakieś bliższe stosunki. Na całe szczęście był ślizgonem i miał to w zasadzie gdzieś. Przemowa kapitana była długa, ale konkretna. Zwracał się po kolei do każdego z nich oznajmiając jakie było jego zadanie. Spoko, Mikhail to szanował i sam by tak zrobił, gdyby był kapitanem. W letnich szkółkach praktykowało się podobne metody. Jedynym wyjątkiem był fakt, że nikt tam nie namawiał otwarcie do faulowanie przeciwnika ale i tu Asen nie oponował. Quidditch to brutalna gra i nikt tu nie płakał nad złamanym paznokciem. Co tam paznokciem - nikt nawet nie przejmował się połamanymi kośćmi! Kiedy Glom zwrócił się w stronę Castiela Misza przeniósł wzrok na przyjaciela i z pewnego rodzaju ulgą dostrzegł nikły uśmieszek na jego ustach. Horn tak samo jak i Asen dostał przymusowy urlop od latania toteż Bułgar w pełni go rozumiał. Sam nie mógł doczekać się aż poderwie się w powietrze co niezmiernie poprawiało mu humor. Po Castielu przyszedł czas na instrukcje dla niego samego. Misza spojrzał na kapitana drużyny uważnie wsłuchując się w jego słowa. Wkurzało go to, że Marcus umniejszał umiejętności tych, którzy nie byli w drużynie od samego początku. Zupełnie jakby liczyła się tylko stara gwardia a cała reszta była tylko bandą nieudaczników no ale cóż, wszystko było jeszcze do nadrobienia. Asen znał swoje możliwości i wiedział, że to tylko kwestia czasu aż Glom skończy z traktowaniem ich po macoszemu. Kilka wygranych meczów później będzie milszy. Gdy przemowa dobiegła końca Misza wstał i włożył rękawice, które do tej pory trzymał pod pachami. Pomachał ramionami, zrobił kilka przysiadów, po czym wzbił się w powietrze z lubością i okrążył boisko trzy razy. Zwód wrońskiego? Bardzo proszę, zaraz pokaże Glomowi czego się nauczył zeszłego lata. |
| | | Jasmine Vane
| Temat: Re: Boisko Wto 04 Gru 2018, 00:04 | |
| Przywitanie się z Nem było chyba jedynym pozytywnym akcentem tego treningu, wyrażającym chociaż odrobinę jakichkolwiek zażyłych relacji między ludźmi. Myśli Sigity miały wiele racji. Kiedy odbijali nogi od murawy, nie było przyjaźni ani miłości. Co najwyżej otwarta wrogość, ale to w stosunku do innych drużyn. Jasmine jako ścigająca wiele razy musiała poświęcić czyjeś kości, nawet w swojej ekipie, by samej zdobyć gola na miarę zwycięstwa. Oczywiście, liczyła się współpraca, ale jakby nie było, każdy Slizgona był indywidualistą. Wszelkie przymierza miały znaczenie jedynie materialne, chociaż zdarzały się nierzadko relacje głębokie i bardzo szczere, pozbawione drugiego dna. Posłała Nemesis uroczy uśmiech, a następnie skupiła się na słowach Marcusa. Również się przyjaźnili, ale w tej chwili nie było mowy o głaskaniu po główce i miłych słówkach. Znając chłopaka, chciał zdobyć Puchar nie bacząc na środki, jakimi go uzyska. Znaczyło to tyle, że Jasmine będzie musiała zakupić zapas maści na zranienia i siniaki. Nie przeszkadzało jej to, wiedziała, jaki jest smak bólu i krwi na murawie. Dlatego lubiła quidditch. Tylko wtedy mogła pozwolić sobie na wszystko. Skinęła głowa na słowa Marcusa. Faule i chamskie zagrania? Nie pierwszyzna w drużynie Zielonych. Przystąpiła do rozgrzewki, nie pomijając żadnego stawu ani mięśnia. Mnóstwo rozciągnięć, obrotów, truchtu w miejscu, aż przyjemne ciepło zaszczypało w skórę. Wskoczyła na miotłę i niedługo potem dołączyła do Nemesis, urządzając sobie małe wyścigi wokół boiska. Zarumienione od pędu powietrza policzki dały znać, że czas przejść do manewrów. Miotlarskich oczywiście. Odczekała jedynie aż Marcus zajmie swoją pozycję. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Boisko | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |