IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Biuro Szefa Aurorów

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3  Next
AutorWiadomość
Jared Wilson
Jared Wilson

Biuro Szefa Aurorów - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Biuro Szefa Aurorów   Biuro Szefa Aurorów - Page 2 EmptyPią 03 Kwi 2015, 20:48

Tutaj psidwak był pogrzebany. Wilson nie chciał się zmieniać. Było dobrze tak, jak było. Nie idealnie, ale nigdy nie dążył do idealności. Miał to, czego chciał odkąd skończył piętnasty rok życia, przez szesnaście lat należał do jakiejś rodziny, a w końcu nadszedł czas, aby na powrót zamknąć się w swoim świecie i wieść swoje życie. Stracił Kate, chociaż tak naprawdę nigdy jej nie miał. Stracił dzieci, chociaż tak naprawdę nie był dla nich zawsze. Często brakowało mu czasu i to ich najbardziej żałował. Seth i Skai byli jego wielkimi dwoma sukcesami, największymi osiągnięciami w życiu. Izolował się, aby ich sobą nie skazić.
Może i miała jakąś władzę nad nim. Minimalną, którą zyskała ciętym językiem, brawurą i odwagą, skoro to ona pierwsza wystąpiła z rzędu i powiedziała co o nim myśli. Jedna z niewielu, która umiała mu się sprzeciwić i iść w zaparte, nie dać się złamać ani spłoszyć. To było kluczowe. Nie odstraszyła się nim, przez co zasługiwała na specjalne traktowanie. Niekoniecznie prawidłowe i korzystniejsze, ale inne. Kiedyś ją ukaże. Z drugiej strony zasłużył na jej uderzenia, nie przeczył. Zachował się wobec niej okrutnie i chociaż tego nie żałował, dał jej spokój i przywrócił na stanowisko gdy w chwili niepoczytalności posłał ją do diabłów i zwolnił.
Uniósł brwi nie spodziewając się takiego wyznania. Jego usta drgnęły i nie wiadomo czy miał to być uśmiech czy kolejny grymas. Doskonale widział jej rozszerzone źrenice, co go utwierdziło w przekonaniu, że Sofia miała jakiś powód tkwienia z nim w czterech ścianach. Wilson nie wyglądał jakby miał uciec czy się wić pod piekielnym spojrzeniem Sofii. Przyglądał się jej zmęczonym wzrokiem, jednak z zaciekawieniem. Zaskakiwała go swoją śmiałością i sam Merlin raczy wiedzieć jakie zsyłała na siebie kłopoty. Pieścił wzrokiem jej pełne usta, łabędzią szyję z pulsującą żyłą i unoszącą się klatkę piersiową. Uniósł do ust ponownie jej szklankę, upijając z niej łyk. Bezlitośnie przedłużał ciszę i to, co było nieuniknione. Przyglądał się jej ze spokojem, chociaż w środku piekliło się w nim, znowu coś zaczęło w nim wyć i domagać się głosu.
- To bardzo źle. - odpowiedział bez emocji i odstawił drugą szklankę na parapet, obok różdżki i akt Miltona. Jednym ruchem chwycił kibić Sofii, przysuwając jej biodra do siebie tak, że musiała się oprzeć o jego tors piersiami. Dał jej około dwie setne sekundy na zmądrzenie i wycofanie się, a gdy ten czas minął, w jednej chwili nachylił się nad nią i zamknął jej rozchylone usta. Jeśli oczekiwała od niego łagodności i ukrytej czułości musiała się gorzko rozczarować. Wpił się w jej usta, językiem przebijał się przez zęby i rozkoszował się bezprawnie pachnącymi whiskey wargami. Niecierpliwił się. Jej gładkość zbiła go całkowicie z pantałyku. Nie pomyślał nigdy, że za ognistą Włoszką kryje się taka miękkość. Miażdżył wilgotne i gorące usta dając się ponieść pokusie. Miał w nosie, że był starszy od niej o trzynaście lat i był jej szefem. Dzisiaj nie był do końca sobą, wiec pozwolił sobie na zakazany owoc. Gdyby jednak zmądrzała, z niechęcią poluźniłby ucisk czarnych łap na jej biodrach. Wpakowała się w kłopoty zostając w jego gabinecie. Teraz poniesie tego konsekwencje.
Sofia L. Clinton
Sofia L. Clinton

Biuro Szefa Aurorów - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Biuro Szefa Aurorów   Biuro Szefa Aurorów - Page 2 EmptyPią 03 Kwi 2015, 20:50

Skoro stracił żonę, niech chociaż zadba o swoje dzieci, które znajdują się w takim wieku, że potrzebują zarówno ojca jak i matki. I tak miał ograniczony do nich dostęp, bo te znajdowały się przez 10 miesięcy w szkole, aczkolwiek mógłby je porozpieszczać, teraz kiedy miał okazję się wykazać i pokazać, że nie był taki beznadziejny jak o nim mówiono. Nie powinien myśleć, że jego obecność może cokolwiek psuć między nim, a dzieciakami. Właśnie jego obecności potrzebowały, to do niego lgnęły i to o nim myślały. Rozwód jest i będzie trudny zarówno dla rodziców, którzy często nie potrafili się porozumieć między sobą, ale to właśnie dzieci najbardziej na tym cierpiały. Nie ich wina, że Wilsonowie nie zżyli się ze sobą przez te szesnaście lat, dlatego dobrym pomysłem byłoby gdyby Jared wziął się w garść i zamiast się izolować to powinien pomyśleć w jaki sposób powinien się wykazać jako ojciec.
Sofia była jaka była, często korzystała z okazji jakie podsuwał jej los – tak było podczas wykonywania misi, tak było i również w zeszłym tygodniu kiedy z prawdziwą ochotą strzeliła do swojego podwładnego Drętwotą. Nie mogła się oprzeć i uderzyła go dwukrotnie – do tej pory czuła palącą dłoń i chęć obicia mu twarzy jeszcze raz. I kolejny, by poczuł kto tak naprawdę ma nad nim władzę. W żaden sposób się go nie bała – momentami, wcześniej może i tak było, kiedy była jeszcze nieopieprzonym kurczakiem, kiedy cwaniakowała i roznosiła plotki szybciej niż kurier Proroka Codziennego. Te czasy jednak minęły i szybko dorosła, spoważniałą, wypracowała własną technikę i posługiwała się nią do czasu. Do czasu kiedy w Jaredzie dojrzała kogoś innego niż tylko gburowatego szefa, z którą łączyło ją o wiele więcej niż się tego spodziewała. Niż ktokolwiek się spodziewał, biorąc pod uwagę ich ciągłe kłótnie i wymiany zdań. Byli barwnymi osobami, które nieistotne gdzie się spotkają, ale zawsze walną cudowne przedstawienie okraszone bluźnierstwami i przytykami w siebie nawzajem. Za każdy razem czuła delikatną nić podniecenia, gdy wymieniała się uwagami z Wilsonem – w gruncie rzeczy ją pociągał, ta jego nieustępliwość, to, że był od niej starszy o całe trzynaście lat, co kompletnie jej nie przeszkadzało. Dla niej nie liczył się wiek, bo to tylko durne cyferki, na które nie powinno zwracać się uwagi. Liczyła się dojrzałość, władza, błysk w oku i coś, co kompletnie odbierało jej zmysły. Trudno było ją zainteresować, trudno było ją omamić, sprawić, że ta przystanie i spojrzy na Ciebie z innej perspektywy. Czarnoskóremu niemal to się udało. Niemal, bo należało nad tym jeszcze popracować. A im dłużej przebywała w jego towarzystwie domyślała się, że kiedyś to nastąpi.
Nie wiedziała jednak, że nastąpi tak szybko.
Prawdopodobnie popełniła błąd nie wychodząc od razu z gabinetu, jak tylko przekazała mu pełną dokumentację. Powinna wrócić do siebie, do domu i zająć się sobą, o czym marzyła od dawna. Skoro jednak Jerry prosił ją by opuściła jego królestwo, to zwyczajem już jest to, że ta nigdy nie wykonuje jego poleceń. Zawsze je zbywa, komentuje w zabawny bądź też nie sposób. Dzisiaj było tak samo, z tymże coś niebezpiecznego wisiało w powietrzu i wcale nie chodziło jej tutaj o zapach jej perfum czy dymu tytoniowego, który wsiąkł w ich ciała. Chodziło o sensualność, o niewypowiedziane słowa, podniecenie, które targało się w nich szukając ujścia. Znowu popełniła błąd, bo mimowolnie zmniejszała dystans, chciała by na nią patrzył, by chłonął ją wzrokiem, rozbierał ją, dotykał i pieścił. Nie skomentowała jego słów, bo doskonale zdawała sobie z tego sprawę, że tylko pogarsza sytuację, a to co się zaraz stanie na pewno odciśnie swój ślad na ich psychice. Być może będą traktować siebie zupełnie inaczej, a może będą tylko podsycać wszelakie żądze wiążące im ręce. Gdy do jej uszu doszedł stukot odkładanej szklanki na parapet ta spięła lekko mięśnie ramion i powróciła wzrokiem do twarzy przełożonego, przez którą przeszedł cień trudnego do zidentyfikowania grymasu. Nie wiadomo czy to był uśmiech, pogarda czy zafascynowanie. Wolała utwierdzać się w przekonaniu, że była to ostatnia opcja, którą mogłaby się później karmić w domowym zaciszu.
Karmiła się jednak czymś innym, czymś do tej pory zakazanym, czymś o czym nie myślała prawie wcale. To były tylko sekundy, a może aż sekundy? Nie opierała się wcale – no może z początku oburzyła się i fuknęła głośno coś po włosku, co jednak nie zostało zrozumiane, bo zaraz usta Wilsona natarły na jej wargi. Niezbyt delikatnie szczerze mówiąc, ale kompletnie jej to nie przeszkadzało. Była spragniona dotyku mężczyzny silnego, brutalnego, który pokazałby jej gdzie znajduje się jej miejsce w szeregu. I chociaż na co dzień była osobą błyskotliwą i buńczuczną to teraz miała ochotę przed nim ulec, by otrzymać więcej, o wiele więcej niż powinna dostać.
Przez chwilę opierała się, wbiła długie paznokcie w jego ramiona, jednocześnie przylegając do niego całym swoim kształtnym ciałem, rozkoszując się jednocześnie nagłym pocałunkiem, który wywołał w niej falę cudownych dreszczy, które wstrząsały nią raz za razem. Naparła na niego mocniej, pochwyciła jego twarz w dłonie, czując przyjemnie kłującą szczecinę, pozostałość po owocnym zaroście mężczyzny. Zabrakło jej tchu – oddychała płytko i mimo tego, że nie oczekiwała czułości, słodkich słówek i innych pierdół to było jej dobrze. Przymknęła powieki, nie przerywając delikatnej pieszczoty, a czując jak powoli się rozluźnia, jak opada, jak pragnie więcej i więcej. I choć nie zawsze się z nim dogadywała, wiedziała, że robi źle, że nie powinna tego kontynuować, to nawet nie przeszło jej przez myśl, by powiedzieć stop, by przerwać to wszystko, co dopiero się zaczynało i łechtało jej końcówki nerwów.
Łapczywie spijała całą złość, zdenerwowanie i cięte riposty z ust swojego szefa, koniuszkiem języka przesuwając po dolnej wardze, jakby chcąc ją przygotować na niespodziewany atak z jej strony. Zaraz wbiła w nią zęby, wgryzając się porządnie i ssąc ją w tym całym szalonym wirze. Poczuła smak krwi, delikatną, metaliczną woń, która zakręciła jej w głowie. Wydała z siebie głośny, rozpaczliwy jęk dłońmi zsuwając się z jego mocno zarysowanej szczęki na tors.

Mówiła całą sobą, prosiła o to by nie przestawał.
Jared Wilson
Jared Wilson

Biuro Szefa Aurorów - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Biuro Szefa Aurorów   Biuro Szefa Aurorów - Page 2 EmptyPią 03 Kwi 2015, 20:51

Nie był ani empatyczny ani wrażliwy na cudzą krzywdę. To, że Kate traciła nerwy przez rozwód nie poruszało go. Życzliwie nie sprawiał więcej kłopotów i dawał by ex żonie tyle czasu, ile potrzebowała, aby doszła do siebie i zrozumiała już, że nie musi oglądać się na swojego męża ani go pilnować. Teraz najważniejsze są dzieci. To na nich oboje powinni się skupić i pomóc im dostosować się do nowej sytuacji. Wilson był kiepski w te klocki, ale i tak postępem było, że nie wypiął się tak, jak miał w zwyczaju na problemy drugiej osoby. Tutaj chodziło o jego potomnych. Miał nadzieję, że sobie poradzą. Powinni spędzać czas z matką, bo z nią są ściśle związani. Jared nie umiał być dobrym ojcem. Nie miał wzoru, nikt go nie uczył opiekować się drugą osobą, a w szczególności dzieckiem. Czasami, gdy mieszkał jeszcze na Grimmauld Place 37, zostawał z dziećmi sam w domu i utrzymywał ich w ryzach. Ale to Skai i ich domowy skrzat dbali o przyjazną atmosferę. Wilson pilnował ich bezpieczeństwa. Rzadko się otwierał, nawet przed nimi. Tak, był kiepski w byciu ojcem i mężem. To się nigdy nie zmieni.
Sofia zaś była miłym urozmaiceniem dni. Jeszcze za czasów jego małżeństwa, gdy przed jego biurkiem piętro niżej (gdy to pełnił rolę dowódcy szwadronu) pojawiła się młodziutka aurorka. Rozdrażniła go w ciągu pierwszych pięciu minut rozmowy i tak pozostało aż do dzisiaj. Dzień w dzień, uszczypliwa uwaga, riposta, nawet świadome nadepnięcie na odcisk. Ze strony Wilsona niejednokrotnie poniżenie jej na oczach kolegów. Bawił się jej kosztem, a ona zamiast się okrutnie mścić próbowała za nim nadążać i szło jej to dobrze. Nigdy nie traciła rezonu po tym, co jej zafundował w przeszłości. Przegapił moment w którym to dziecko zamieniło się w kobietę. Dopiero po rozwodzie z jego oczu spadły klapki i zaczął dostrzegać współpracowników. Kolejny rozdział w życiu. I nowy tytuł dzisiejszego wieczoru, który robił się coraz przyjemniejszy i coraz bardziej niebezpieczny. Nie dążył do tego, aby sobą kogokolwiek interesować. Nie przejmował się tym, co kto o nim myśli. Dopiekał Clintonównie, a teraz jej zapragnął, bo był starym mężczyzną, który dawno nie miał w ramionach kobiety. Z całym szacunkiem dla jego byłej żony. Nie dzielili ze sobą łoża zbyt często. Jerry czuł spory niedosyt.
Szybko pokonał opór i w końcu sięgnął włoskiego języka, pogłębiając pocałunek. Wilson był głodny. Łapczywie całował dwie pełne wargi i nie potrafił przestać. Pękła w nim jakaś tama, ta ostatnia brama samokontroli. Wypłynął z niego cały głód i nienasycenie. Zabrakło mu tchu. Przez jego kręgosłup, plecy, tors przepłynął gorący dreszcz gdy wbiła paznokcie w jego ramiona. Z jego gardła wydobyło się głuche warknięcie, gdy oddała mu łapczywie pocałunek. Rozluźniła się pod jego dotykiem, poddała się całkowicie i chociaż budziło to w nim chore demony, wiedział, że powinno być na odwrót dla jej dobra. Jęknął z nostalgią. Dotykała jego twarzy tak, jak chwilę temu dotykała ramion. Ponownie pojawiło się w nim przeczucie, że nie zasługiwał na taką czułość, skoro nie potrafił dać też jej w zamian. Ból w wardze tylko go podjudził. Smak krwi zmieszał się z wilgotnymi wargami tworząc całkiem dobrą mieszankę. Jej temperament i odwaga atakowania go z podobną zaciętością wytrąciła go z równowagi. Teraz miała nad nim pełną władzę, chociaż to on postanowił nadać rytm gestom. Chwycił sprawniej jej talię i nie odrywając od niej ust odwrócił ich tak, że musiała uderzyć plecami o ścianę. Po chwili przygniótł ją sobą i zasłonił całą szerokimi ramionami. Wyciągnął spod jej spódnicy beżowy sweter, robiąc sobie ścieżkę dla rąk. Wsunął je na nagie plecy, pogłaskał płaski brzuch i powędrował wyżej, zahaczając palcami o biustonosz. Zsunął się ustami na gładką brodę i całował, przygryzał zębami każdy centymetr szyi. Zapach i słony smak kobiecego ciała całkowicie go odurzył i pozbawił samokontroli. Zapędził się i zapomniał zahamować, a jęki Sofii mu nie pomagały się opanować. Zsunął miseczkę jej biustonosza, wydobywając kształtną pierś. Nie widział jej, ale czuł, bo od razu zakrył ją ręką. Wydał z siebie zduszony dźwięk zdradzający głębokie pragnienie. Pieścił niezwykle gładką skórę i masował ją, co chwila wzmacniając nacisk na pierś. W jego ruchach dało się wyczuć wściekłość. Drugą ręką chwycił jej biodra gwałtownie, napierał na nią aby czuła wybrzuszenie jego spodni. To z nim robiła, była za to odpowiedzialna i z każdą chwilą coraz bardziej się pogrążała. Tą samą ścieżką wrócił do jej ust, zlizując każdą kropelkę potu z bladej szyi. Zaatakował jej usta agresywnie i drapieżnie. Wlał w to cały swój gniew, zamknął jej usta i nie pozwalał odpowiadać na żaden pocałunek ani zaczerpnąć tchu. Nie zasługiwała na oddech, jeszcze nie teraz. Osaczył jej ciało ze wszystkich stron, przygniatając ją do ściany opętany jej smakiem i zapachem. Rysował paznokciami różowe ślady na wrażliwej piersi, wyładowując na niej frustrację. Wsunął rękę w czarne włosy, pociągnął je do tyłu i zaciskając na jej potylicy palce przytrzymał głowę, podczas gdy językiem sięgał coraz głębiej ust, wlewając w nią cały swój jad. Nie miała co liczyć na czułe słówka ani na uśmiech czy nawet oddech. Dusił ją intensywnymi pocałunkami i nie przejmował się, że w końcu płuca upomną się o tlen. Jeszcze nie ocknął się i nie pomyślał, że są w Ministerstwie. Otworzył wygłodniałe ślepia i jeśli się w ogóle dało, torsem wgniatał ją w ścianę nie pozwalając jej nawet drgnąć. Może nie tego się spodziewała, ale też na nic innego nie powinna liczyć. Ona była kobietą, on mężczyzną. Mogli sobie pomóc fizycznie i nic poza tym. W niekontrolowanym szale maltretował jej piersi, karząc ją za obdarzenie go czułością, kiedy nie powinna mu ulegać.
Sofia L. Clinton
Sofia L. Clinton

Biuro Szefa Aurorów - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Biuro Szefa Aurorów   Biuro Szefa Aurorów - Page 2 EmptyPią 03 Kwi 2015, 20:52

Jared właśnie rozpoczynał nowy rozdział w swoim życiu i to tylko od niego zależało jak ni pokieruje, co zrobi, do czego się posunie, a do czego nie. Miał dzieci, o nie powinien dbać, troszczyć się i sprawiać, by czuły się przy ojcu wspaniale. Miał jeszcze czas, by pokazać im, że jest świetnym ojcem, bowiem na okazywanie czułości względem swoich podopiecznych nigdy nie było za późno. I o tym warto pamiętać. Najpewniej nie minie dzień, a i sama Sofia go uświadomi co powinien zrobić.
Nie teraz, bo teraz doskonale wiedział jak nie panować nad sobą, jak zrobić, by jej myśli krążyły całkowicie wokół jego gburowatej persony, która z każdym dniem pociągała ją coraz bardziej. Być może była to tylko chwilowa fascynacja - w końcu znana była z tego, że jest świadoma swojej seksualności i wykorzystuje ją w każdy możliwy sposób, gdy na horyzoncie pojawi się ktoś dla niej interesujący. Przed Wilsonem nie stosowała swoich sztuczek, nie nęciła go i nie kusiła swoją osobą, bo wiedziała, że to mogłoby się skończyć źle. Zarówno dla niej jak i dla niego. Dzisiaj o tym nie myślała, bardziej dążyła do tego, by ich połączyć, by poczuć jego silne dłonie na swoim kształtnym ciele, by zaspokoić swe żądze, które powoli się w niej budziły, które o zgrozo budziły się w jego towarzystwie, o co wcześniej się nie posądzała.
Nie pamiętała dokładnie jak ich znajomość się rozpoczęła. Pamiętała jednak jak wielokrotnie denerwowała się z jego powodu i wyklinała go głośno w Ministerstwie tak, że było ją słychać dosłownie wszędzie. Nigdy nie kryła się z emocjami, nigdy nie udawała kogoś kim nie jest, czym zaskarbiła sobie jego sympatię, którą z pewnością ją darzył. Nie okazywał tego zawsze i nie miała mu tego za złe, gdyż teraz całą sobą skupiała się na innych aspektach pracy po godzinach w ministerstwie.
Z jej ust wydarło się zdradliwe jęknięcie, które tyko utwierdzało zarówno ją jak i drugiego słuchacza, ze to co się z nią dzieje bardzo przypadło jej do gustu. Nie zamierzała przerywać plątaniny i tańca ich języków, nie chciała odrywać swych ust i rąk od jego ramion i twarzy. W tej chwili należała tylko do niego i chociaż jeszcze ostatnio zarzekała się, że między nimi do niczego nie dojdzie teraz mogła sobie jedynie pluć w brodę, że stało się inaczej. Nie oponowała, gdy pochwycił ją mocniej i pewniej – jego łapsko zacisnęło się na jej talii i przeszło na mocno zarysowane biodra skryte obecnie pod czarnym materiałem spódnicy. Nie oponowała również, gdy zaczął się do niej bezczelnie dobierać, szukając nie tylko dojścia do jej spragnionych ust ale i do jej gorącego ciała, które pragnęła mu ofiarować. Całowała go z zapartym tchem stwierdzając lakonicznie w myślach, że jej domniemany szef ma pojęcie co robi i robi to w sposób nie tyle co wyrafinowany, a pewny, niezwykle męski i cholernie podniecający. Poczuła jak momentalnie wilgotnieje, jak ma ochotę na więcej, jak chce by ten pokazał gdzie znajduje się jej miejsce. Słyszała szum buzującej i gorącej krwi w swojej głowie i nie zignorowała go, a dążyła do tego, by serce nie wypadło z jej piersi. Pomogła mu podciągnąć swoją koszulę, w którą była ubrana, a która skrywała jej wdzięki, którymi kusiła go do tej pory z odległości. Bezpieczniej, a nie takiej, w której nie wie gdzie znajduje się góra, a gdzie dół. Czuła jak staje się przy nim całkowicie mała, jak znika pod wpływem jego dotyku, jak tężeje i jak wygina się, kiedy jego dłonie dotarły do jej nagiej skóry. Najpierw zahaczył o jej biustonosz, o plecy, a potem bez ceregieli wpakował rękę w jej biustonosz. Przez moment znowu walczyła ze swoim oburzeniem, mając ochotę odgryźć mu głowę – dopiero po chwili zauważyła, że jej się to podoba, że nie ma nic przeciwko brutalnemu traktowaniu, a że podniecenie wiruje w niej coraz bardziej i szybciej i nie daje jej trzeźwo myśleć, nawet gdyby tego chciała.
Wydała z siebie kolejne zniecierpliwione tchnienie, czując sporych rozmiarów wybrzuszenie ocierające się o jej łono, co nijak mogła skomentować – walczyła w tej chwili nie tylko o dostęp do świeżego powietrza, ale i o dotyk szorstkich warg mężczyzny.
Nagłe szarpnięcie za włosy sprawiło jedynie, że kolejny dreszcz musnął jej włoskie ciało, a ona skorzystała z okazji i napełniła swe płuca odżywczym tlenem, którym rozkoszowała się tak samo jak sprawnymi palcami Wilsona, który poniekąd robiąc jej krzywdę zamieniał ból w rozkosz. Odchyliła łepetynę do tyłu, dając mu jeszcze lepszy dostęp do jej smukłej szyi, czerpiąc z tego niewypowiedzianą radość. Otworzyła lekko usta i na nowo wstrzymała powietrze podczas gdy wargi przełożonego brutalnie odciskały piętno na białym płótnie jej jestestwa. Zbrukał ją w pewien sposób, a ona nic z tym nie zrobiła. Ba! Chciała więcej i okazała to przez dorwanie się do połów jego koszuli. Chciała go pozbyć tego, chciała go zobaczyć, dotknąć go, być z nim. Tym razem to ona natarła na jego usta, kąsając je w każdy możliwy sposób. Sama była słodka, pachniała whisky i zwietrzałym dymem tytoniowym i chociaż starała się być brutalna i ostra to mimo wszystko coś z tej czułości w niej pozostało. Było wybornie śmieszne, słodziutkie i krnąbrne, kiedy jej dłonie ułożyły się na jego karku, a kolano Włoszki wsunęło się między nogi Jareda w razie gdyby potrzebna była mu dodatkowa stymulacja. Nie czuła praktycznie nic prócz żądzy i tego osaczenia jego ciałem. Była tylko jego i nie zwracała uwagi na ich dotychczasową relację – nie teraz kiedy wiedziała do czego ich wieczorna schadzka dąży.
Jared Wilson
Jared Wilson

Biuro Szefa Aurorów - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Biuro Szefa Aurorów   Biuro Szefa Aurorów - Page 2 EmptyPią 03 Kwi 2015, 20:53

Robił co chciał, a ona dalej się nie otrząsnęła i nie posłała go do diabłów. Utwierdziła go w przekonaniu, że sama go chciała. Nie roztrząsał się co próbowała osiągnąć przez swoją uległość, ale nie zamierzał jej dawać niczego poza seksem. Zjawiła się w złym miejscu o złym czasie. Perfidnie się zdradziła i powody, dla których jeszcze się z nim użerała i odcinała, gdy ją zaczepiał. Dopiero w tym miesiącu, od czasu pamiętnego lunchu we włoskiej knajpie zaczął patrzeć na nią jako na kobietę, z którą może iść do łóżka. Przez chwilę poczuł rozczarowanie, że z nim nie walczy. Ulegała pod jego dotykiem jak szmaciana lalka i odgrywała się z satysfakcją, chociaż nie mogła równać się z agresją Wilsona. Zostawiał na jej ciele różowe ślady niedelikatnych palców, które będzie podziwiała przez kilka następnych dni. Przeniósł rękę z jej potylicy na policzki. Trzymał jej brodę nieruchomo i zakazywał się jej ruszać. Nie słuchała go, nawet teraz, gdy zaćmiła mu umysł. Z każdym pocałunkiem chciał więcej. Nie potrafił się nasycić, coraz bardziej głodniał zamiast się uspokajać. Maltretował jej usta bezlitośnie, starając się jednocześnie nie słyszeć jej jęków, które go podjudzały i zachęcały. Gdy dopadła jego koszuli, agresywnie złapał jej nadgarstki unieruchamiając je i miażdżąc. Nie pozwolił jej dotknąć nawet guzika. Odsunął jej ręce za plecy i tam trzymał je w żelaznym uścisku podczas gdy pozwalał sobie zwilżać językiem skórę na szyi, na widocznym obojczyku i między piersiami. Była przepyszna i słono-słodka. W końcu dotarł do różowego sutka; zakrył go ustami i drażnił koniuszkiem języka. Nie pozwalał drgnąć Sofii, wciąż trzymając mocno jej ręce. Mlasnął ze smakiem i westchnął, całując jej piersi z czcią. Drapał je jednodniowym zarostem i wdychał swoisty zapach gorącego ciała. Dopiero gdy dotknęła kolanem jego ciasnych spodni, spadł na ziemię. Co on do cholery wyrabia? Są w pracy. Mogłaby posądzić go o molestowanie i podać go do Wizengamotu, aby zwalić go ze stołka szefa. Odsunął się od niej jak oparzony, oddając jej prywatność. Zachłysnął się powietrzem, a jego ślepia były czarne. Tęczówki zlewały się z rozszerzonymi źrenicami. Wilson dyszał jak opętany i przez chwilę przypominał siebie sprzed tygodnia.
- Doprowadzasz mnie do obłędu, kurwa jego mać. - warknął bez cienia czułości ani łagodności. Przeszył ją wzrokiem i jak bezsilny wbił spojrzenie w odsłonięte piersi naznaczone jego rękami i ustami. Jęknął i szarpnięciem zakrył odsłoniętą kuszącą skórę.
- Jesteś za młoda. Wynoś się. - zmusił się, aby to powiedzieć, bo zamiast wygonienia jej, wolałby zedrzeć z niej ubranie i kochać się z nią tutaj, na dywanie w Ministerstwie Magii, gdzie ktoś może wejść w każdej chwili. Gdziekolwiek spojrzał na Zośkę, widział na niej ślady po sobie. Nabrzmiałe usta, jasnoróżowe plamy na szyi, dekolcie, nawet na brodzie zostawił pamiątkę. I było mu mało, bardzo mało. Chciał, żeby krzyczała pod nim i nie była w stanie nazajutrz się ruszać, ale nie mógł tak łatwo ulec pokusom. To wredna szuja, mogłaby podstępem oskarżyć go o molestowanie w miejscu pracy. Musiałby ją dopaść gdzie indziej, gdzie nie będą szefem i podwładną. Przełknął gulę w gardle i jak zahipnotyzowany gapił się na nią. Był bliski szaleństwa. Mógł ją wyrzucić wcześniej z gabinetu, bo teraz trudno było mu utrzymać ręce przy sobie. Chwycił szklankę z parapetu ale zanim zdążył się z niej napić, ta pękła mu w ręku. Zaklął siarczyście.
Sofia L. Clinton
Sofia L. Clinton

Biuro Szefa Aurorów - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Biuro Szefa Aurorów   Biuro Szefa Aurorów - Page 2 EmptyPią 03 Kwi 2015, 20:54

Imponował jej, to wszystko. Był silny mężczyzną o wybujałym ego, który za pomocą jednego spojrzenia sprawiał, że kobieta malała na jego oczach. Stawała się słaba i nikła. Ale nie ona. Mimo, że odczuwała do niego silnie fizyczny pociąg, dalej miała odwagę by z nim walczyć, by go kusić, zwodzić na manowce. I choć z jednej strony nie powinna tego robić, bo to pociągnie za sobą spore konsekwencje dalej w to brnęła, nie widząc słusznego powodu by się odwołać i uciec. Nie mogłaby tego zrobić, na pewno nie teraz kiedy dowiedziała się jak smakują jego usta, jakich perfum używa, jak mocne są jego dłonie. Było jej mało, tak samo jak jemu i oboje o tym wiedzieli. Z trudem łapała powietrze, które umykało jej za każdym razem kiedy mężczyzna dociskał ją do chłodnej ściany nie pozwalając jej uciec. Nie chciał, by zwiała, wiedziała o tym. Wiedziała o tym, bo poznała w jaki sposób ją dotyka, jak pieści jej pełne piersi, jak znaczy jej ciało i stara się utemperować jej charakterek, który choć teraz nieco stłumiony to dalej gdzieś się tlił.
Pozwalała mu robić co z nią chce, ale tylko teraz, w pierwszym etapie ich nowej znajomości, którą odkrywali cal po calu. Czerpała z tego przyjemność i chociaż głód po części został zaspokojony ta już wiedziała, że będzie dalej walczyć z jego brutalnością, która owszem, jej się podobała, ale kim by była jakby odpuściła?
Uniosła brodę czując dotyk lekko chropowatej powierzchni czarnej dłoni na swoim policzku, potem szyi, karku, piersi. Miała ochotę go rozebrać i patrzeć jak się spina pod wpływem jej delikatnych rąk, palców, spierzchniętych warg. Pragnęła widzieć drgające mięśnie pod czekoladową skórą, i to jak sam Wilson się obnaża i pokazuje jaki jest naprawdę. Człowiek pod wpływem impulsu czy podniecenia zmienia swe nastawienie, łagodnieje, bądź też mężnieje. W zależności od tego jak komu wygodnie tyle samo było twarzy osób spełnionych seksualnie. Inni zaczynali dominować, podczas gdy reszta była tymi uległymi. Zofia nie patrzyła na to jeszcze w taki sposób, ale wiedziała, że nie odda się bez… czego ?
Fuknęła sfrustrowana kiedy nie pozwolił jej nawet musnąć guzika jego czarnej i eleganckiej koszuli – spojrzała na niego zdumiona, co zaraz zamaskowała wściekłością, gdy ten złapał mocno jej nadgarstki – momentalnie poczuła jak te sztywnieją i palą ją żywym ogniem, co nie chciało zniknąć nawet wtedy gdy Jared ją puścił. Nie miała nic do gadania, bo ten wiedział doskonale co będzie robił, jaki scenariusz obierze. Nie miała jak się poruszyć, toteż obserwowała i odczuwała coraz silniej magię jego ust – ledwo nadążała za jego brutalnymi pocałunkami, które tylko sprawiały, że miękły jej kolana. Naznaczona ścieżka piekła ją niemiłosiernie, a pełne piersi falowały błyskawicznie za sprawą przyspieszonego oddechu i gorących warg jej przełożonego, który w chwili obecnej zajmował się nią traktując ją jak przeklętą boginię. Mogłaby zrobić z nim wszystko o czym zamarzy i z pewnością wykorzysta to przeciwko niemu.
Odsunął się od niej gwałtownie, jakby nagle zdał sobie sprawę, co właściwie robią, ile mają lat i czym się zajmują. Rumieniec, który wstąpił na jej pełną twarz palił ją mocno, a roziskrzone oczy wpatrywały się szefa biura. Nie zrobiła sobie nic z tego jak ją potraktował, a jedynie uśmiechała się wrednie, po swojemu pod nosem, chociaż jeszcze chwilę mogłaby mu się tutaj oddać. Bez zająknięcia.
Wygładziła materiał opinający jej ciało, wcześniej doprowadzając się do jakiego ładu i składu, by nie wyjść stąd jak po wojnie na poduszki. Przygryzła policzek od środka i nie spuszczała wzroku ze starszego mężczyzny, a jedynie wstrzymywała oddech jednocześnie obmyślając plan działania. Nie mogła go teraz zostawić w takim stanie. Nie mogła siebie zostawić w takim stanie, kiedy to podniecenie raz za razem uderzało jej do głowy i prosiło o samospełnienie. Nie miała ochoty kontaktować się ze swoimi przygodnymi kochankami, kiedy ten, którego pragnęła miała przed sobą.
- Jakoś chwilę temu Ci to nie przeszkadzało, Wilson. – Burknęła na powrót powracając do swojego ostrego jak brzytwa tonu. Przesunęła dłonią po zmierzwionych włosach i starała się nieco ogarnąć, chociaż tak naprawdę nie miała takie potrzeby, bo skoro już znalazła się w takiej sytuacji z czarnoskórym mężczyzną to czy było sens to odwlekać? Raczej nie zważywszy na fakt gdzie zamierzała go zabrać.
- Zamknij się i stój spokojnie. – Powiedziała jeszcze nie zwracając uwagi na szkło, które prysnęło rozbijając się na kilkanaście drobnych kawałków, które swobodnie opadły na ziemię. Uniosła głowę i spojrzała na niego hardo, ani na moment nie odwracając oczu od jego rozpalonej twarzy. Chwyciła go za nadgarstek i nie zdradzając nic więcej przeteleportowała ich w bezpiecznie miejsce, gdzie mogli zostać sam na sam ze swoimi myślami.



Z tematu x2.
Jared Wilson
Jared Wilson

Biuro Szefa Aurorów - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Biuro Szefa Aurorów   Biuro Szefa Aurorów - Page 2 EmptySro 22 Kwi 2015, 15:58

Od ponad godziny Jerry użerał się z... goblinami. Bo kto inny zapiera się nogami i szponami, byleby nie wyjsć z gabinetu szefa aurorów? Przed jego biurkiem stało dokładnie pięć sztuk pomarszczonych wystrojonych i obrzydliwie brzydkich jegomościów i na zmianę próbowali wynegocjować wydanie dekretu na tak skomplikowany temat, że sam Wilson tego nie potrafił zrozumieć. Pouczony rano przez Minchuma, aby był "trochę milszy dla tych zacnych istot" Jerry siedział i milczał, słuchając chrząkania i fukania przywódcy tego stada. Stwór potrafił przemawiać po angielsku ale szło mu to tak nieudolnie, że auror wyłapywał co trzecie słowo i musiał wszystko składać w całość. 
Minął kolejny kwadrans, gdy Jerry powiedział sobie "dosyć". 
- Wy. Iść. Za. Mną. Brzydale. - powiedział głośno i wyraźnie wprawiając obraz jakiegoś ministra w atak niekontrolowanego śmiechu. Podszedł do pierwszego z goblinów i złapał go za wątłe ramiona i zaczął prowadzić go siłą do drzwi. 
- Tam. Asystent. Wy. Męczyć. Halla. - wskazał im drzwi gabinetu młodszego aurora, który od czegoś przecież był - żeby go wykorzystywać do brudnej roboty. Jerry kiwał głową i zgadzał się z każdym charknięciem goblina, prowadząc za sobą całe stadko zaalarmowane tak brutalnym potraktowaniem ich przywódcy, któremu pysk się nie zamykał ani na chwilę. Otworzył łokciem drzwi gabinetu Alexa i wpuścił tam całą piątkę. Szybko zamknął je w środku, świsnęło nawet zaklęcie na wypadek gdyby chciały stamtąd wyjść. Gdy przyjdzie Hall, będą czekać na niego goście. Wilson przez ten czas weźmie sobie pięc minut wolnego na palenie zanim uda się do Urzędu Sieci Fiuu i odbierze grube sprawozdania na temat teleportacji kominkowej w okolice Szkocji. 
Nie miał nastroju, co nie powinno nikogo dziwić. Wrócił do siebie i otworzył okno na szerz nie przejmując się tym, że na dworze lało jak z cebra. Zapalił cygaro i po paru chwilach gabinet był wypełniony dławiącym i toksycznym dymem. Jeszcze dzisiaj będzie musiał wrócić do Hogwartu i rozstawić kilku członków brygady uderzeniowej, bo Diarmund dalej nie domagał i Jerry wciąż nie widział jego pracy, przez co musiał go wyręczać, a tego nie lubił robić. Drapał się po nieogolonej brodzie i oparł ramieniem o ścianę, patrząc martwo na ponury szary krajobraz i jeszcze ciemniejsze niebo. Nie miał ochoty nikogo dzisiaj oglądać ani dalej udawać uprzejmego, bo taki z natury nie był. Od bladego świtu przez jego ręce przewinęły się dwa tuziny ludzi, którzy coś od niego chcą. Połowa z nich mogłaby to załatwić samodzielnie, ale są tak zacofani rozwojowo, że zawracają mu głowę. Odsunął się od okna i wyjął z dolnej szuflady kilka mniejszych kanciastych martwych tłuczków, które dostał w prezencie od Odinevy wiele lat temu. Zlokalizował na ścianie poruszającą się fotografię Voldemorta i uśmiechnął do niej okrutnie. Podrzucił w ręku piłkę, zamachnął się i rąbnęło. Obrazy na całym siódmym piętrze zatrzęsły się w ramach od huku i trzęsienia. Znali jednak ten zwyczaj - Wilson nie pierwszy raz w ten sposób się rozluźniał. Zacisnął między zębami cygaro i rzucił następnego tłuczka, który wylądował w drugiej dziurce od nosa Voldemorta zaraz obok pierwszej kanciastej piłki. Obraz Czarnego Pana próbował uciec. 
- I tak cię kiedyś dopadnę. - mruknął tuż przed trzecim zamachnięciem.
Sofia L. Clinton
Sofia L. Clinton

Biuro Szefa Aurorów - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Biuro Szefa Aurorów   Biuro Szefa Aurorów - Page 2 EmptySro 22 Kwi 2015, 19:17

Ostatnie wydarzenia nie napawały optymizmem – i wcale nie chodziło o ten durnowaty bal dla dzieciarni, na którym zjawiła się jako jedna z tarcz wspomagających całe przedsięwzięcie. Mimo otrzymania awansu nie cieszyła się tak bardzo na możliwość gnębienia czy mamienia innych, młodszych czy niej ważnych osobistości. Najbardziej martwiła ją masowa ucieczka z Azkabanu. Co do cholery zrobili źle, że wszyscy popaprańcy utrzymywali się teraz na wolności? Włoszka zacisnęła bezwiednie pięść i jednocześnie skręcając w kolejną alejkę, tym samym kierując się do gabinetu swojego szefa. Stukot wysokich i masywnych obcasów roznosił się po całym holu, kiedy ta mijała kolejno pomieszczenia – gospodarcze jak i sale narad, w których nie raz zdarzyło się jej bywać. Kilka osób stojących pod jednymi wrotami pozdrowiła oszczędnym skinięciem głowy nie zawracając sobie zbytnio nimi łepetyny ani myśli, po których krążył teraz bezczelnie czarnoskóry mężczyzna. Mężczyzna, z którym od niedawna spała, a który jakiś czas u niej pomieszkiwał.
Nie przeszkadzała jej jego obecność, przyzwyczaiła się do niego, do jego głosu czy wzroku. Dalej trochę nie mogła w to uwierzyć, że sypiają ze sobą, że do tego w ogóle doszło, pomimo różnicy w ich charakterach. Dogadywali się jako tako i mimo wszystko mieli podobne poglądy. Nie podobało się jej jednak to, że od kilku dni Jared zwyczajnie się ignoruje. Co więcej, nie pokazuje się u niej w domu, co może nie tylko ją zmartwiło, a zaciekawiło cholernie, dlaczego tak się stało. Czy się na nią obraził, czy miał zbyt wiele pracy? Unikał jej jak ognia i to było doprawdy zastanawiające, zwłaszcza po tym co ostatnio zrobił na oczach niemal połowy przypadkowych pracowników Ministerstwa. Przelotny pocałunek nie tylko sprawił, że ta poczuła przyjemne dreszcze ale i był zapalnikiem do coraz to nowszych plotek, których musiała wysłuchiwać. Nie przeszkadzało jej to, że o nich mówią, bo to tak po prawdzie nie był żaden wstyd – bardziej irytował ją fakt, że Wilson zamknął się w swoim gabinecie przed, którym teraz stała z wojowniczą miną. Zanim weszła do pomieszczenia wsłuchała się w odgłosy z wewnątrz – głośne odbijanie się czegoś od ścian, piski i wzburzone krzyki i te dziwne spojrzenia osób ją mijających. Jednemu z facecików przyglądających się jej bacznie kazała spadać na drzewo w języku ojczystym – i robiła to do momentu póki ten nie oderwał od niej wzroku. Burknęła coś pod nosem i pchnęła drzwi nie kusząc się o pukanie – miała do tego pełne prawo. Przecież mężczyzna rzucający właśnie tłuczkiem w obraz Voldemorta u niej spał. Swoją drogą, znajoma forma odstresowania się, czyż nie?
- Wilson, do cholery. – Przywitała się oryginalnie zatrzaskując za sobą właz do jamy lwa – żadnego dzień dobry, witam kochany szefie, a prosto kawa na ławę. Nie starała się być sztucznie miła, a zwyczajnie szczera. Szczera i sfrustrowana. Zdawało się, że jej ciemne włosy elektryzowały się, tak samo jak jej piwne oczy ciskały gromy. Zdjęła kapelusz z szerokim rondem ze łba i cisnęła go na jeden z foteli przeznaczonych dla gości wyższej rangi. Wygładziła bezwiednym ruchem białą koszulę, do której założyła spodnie cygaretki i zmarszczyła brwi w kilku susach doskakując do swojego przełożonego.
- Nie mam pojęcia co Ci zrobiłam, bo wydaje mi się, że kompletnie nic, ale wytłumacz mi jedno! – Zagrzmiała na jednym wydechu prostując się i unosząc wysoko podbródek, by móc pojrzeć Jaredowi w ślepia.
- Od kilku dni mnie unikasz. Chowasz się, uciekasz, zmykasz przed moim wzrokiem. Nawet mi kawy nie kradniesz! Co się z Tobą dzieje?! – Starała się mówić to spokojnie – nie, nawet nie starała. Po prostu wykrzyczała to co miała na sercu, co ją martwiło, co sprawiało, że gotowała się w środku. Włoski akcent pobrzękiwał mocno z jej słowach, a ona sama trzęsła się od nadmiaru emocji. Nie powiedziała tego, ale brakowało jej jego obecności, zwłaszcza po tym jak się ostatnio do siebie zbliżyli i może to była głupota, za którą potem przyjdzie jej zapłacić, ale cóż zrobić.
- Co. Się. Dzieje. Chcę wiedzieć. Teraz. – Zażądała opierając dłonie na szerokich biodrach lustrując go wzrokiem od stóp do głów.
Sprawy zawodowe chwilowo odchodzą na bok jak widać.
Jared Wilson
Jared Wilson

Biuro Szefa Aurorów - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Biuro Szefa Aurorów   Biuro Szefa Aurorów - Page 2 EmptySro 22 Kwi 2015, 20:26

Kolejny trzask i czoło Voldemorta przepołowiło się na nierówne części. Postać czarnoksiężnika wyła i pomstowała niemo, a Jerry wyobrażał sobie oryginał leżący u jego stóp. Tłuczek przeleciał obok ucha Sofii, która jak gdyby nic wtargnęła do jego gabinetu bez uprzedzenia i nieoczekiwana. Zaciągnął się potężnie cygarem aby powstrzymać ostrzegawcze syknięcie i sprzeczne chęci, które zrealizowałby z udziałem Sofii, gdyby siebie nie kontrolował. Była ostatnia osobą, jaką chciał teraz widzieć i przyszła w najgorszym momencie. Dodatkowo zamiast przemawiać do niego łagodnie jak do dzikiej bestii, którą po części był, zaczęła mu wrzeszczeć prosto w twarz. Uniósł brwi i rozważał czy może nie wrócić do piątki goblinów i się nie zająć ich sprawą. Jerry nie rozumiał dlaczego unikał tej kobiety, ale robił to instynktownie, bo po prostu nie chciał jej póki co widzieć. Przez nią zachowywał się nie jak on i prawie zaprosił ją na obiad, a nie robił tego nawet w stosunku do swojej byłej żony. Nie zabrał jej nawet na randkę, a Sofia wyraźnie na to czekała. Silniejszy powiew wiatru trzasnął oknami o ściany w tej samej chwili gdy Jerry zamachnął się ostatnim tłuczkiem i wycelował nim w czoło Voldemorta. Nie odpowiedział od razu Sofii, przyglądając się jej obojętnie. Nie pozwalał, aby czytała z jego twarzy. Włożył cygaro z powrotem do ust i spacerkiem ruszył do ściany i fotografii, z której wyrwał wszystkie tłuczki. Podał je po kolei Sofii, stając bardzo blisko niej, tak blisko, że uderzyły go jej perfumy. Jęknął głucho i się cofnął, opierając się tyłkiem o biurko.
- Rzucaj w Voldemorta. - zachęcił świadomy, że dał jej właśnie potencjalną broń do ręki, którą mogła go zaatakować. Skrzyżował ręce na ramionach na wypadek gdyby dopuścił do głosu ogień, który zaczął go trawić od środka jak tylko zlokalizował ukryte krągłości włoskiego ciała przyciągające go jak magnes. Zbyt często zawieszał się nad papierami i pozwalał myślom iść ciekawymi torami - do kilka drzwi dalej, za którymi siedziała Sofia popijająca kawę.
- Miło, że tęskniłaś, Sofi-o. Nie udawaj niewinnej, zrobiłaś mi więcej niż sobie wyobrażasz. - burknął grobowo, nie patrząc na nią dłużej niż parę sekund. Wypuścił z płuc strużkę dymu, który ukształtował się samoistnie w koła. Od paru dni nie przychodził do domu Zośki i nie korzystał z oferty przenocowania "do czasu-aż-nie-znajdziesz-swojego-lokum". Mógł dawno znaleźć sobie mieszkanie, ale coś go powstrzymywało. Tak samo jak mieszkanie u niej, to go irytowało i w pewien sposób od niej uzależniało. Wrócił do Dziurawego Kotła i do pokoju numer 6 i niewygodnego łóżka, rezygnując z pewnych rozkoszy własnowolnie. Dawał Sofii sprzeczne sygnały, bo sam nie wiedział co robić. Miał być tylko seks i tak będzie.
- Nie będę u ciebie więcej nocował. Chyba znalazłem coś zastępczego. - zadecydował, aby się od niej bardziej odizolować i nie tęsknić za jej ciałem aż tak często. Wyrządzała w nim szkody, chociaż jeszcze minimalne. Wilson nigdy do tej pory nie był o nikogo zazdrosny, a teraz gdy padało nazwisko van Dykena miał ochotę rozszarpać na strzępy tego, kto to powiedział, a potem samego winnego. Odsunął się z zasięgu jej ciepła i przeszedł za biurko, które miało być marną przeszkodą między nimi. Strzepnął popiół z cygara do popielniczki przyklejonej na Trwałego Przylepca i zajął czymś ręce, jakimiś nudnymi dokumentami. Wycofywał się i chociaż nie do końca jeszcze zrezygnował z Clintonówny, to próbował nie narażać jej na zbytnie zaangażowanie się w to, co się między nimi dzieje. Albo to siebie chciał chronić, chociaż to mało prawdopodobne, aby mu na czymś zależało w kwestii uczuciowej.
Sofia L. Clinton
Sofia L. Clinton

Biuro Szefa Aurorów - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Biuro Szefa Aurorów   Biuro Szefa Aurorów - Page 2 EmptySro 22 Kwi 2015, 21:04

Miała szczęście, że nie oberwała prosto z twarz tłuczkiem – wtedy najpewniej nie wyglądałaby tak atrakcyjnie jak dotychczas, co mogłoby uniemożliwić jej zdobywanie informacji sposobami, których nie powstydziłaby się żadna inna kobieta. Poczuwszy tyko dodatkowy powiew wiatru wraz ze świśnięciem tuż obok ucha zezłościła się jeszcze bardziej, bo chociaż sama wielokrotnie robiła podobne rzeczy – ona posługiwała się zwykłymi rzutkami z ostrymi końcówkami, to nie podobało się jej to, gdy inna osoba wykorzystywała jej pomysł, który mógłby zaboleć. Rzuciła tylko wściekłe spojrzenie mężczyźnie, nie zwracając uwagi na zapach tytoniu unoszącego się niemalże wszędzie – wnikającego w ich ciała, ubranie, włosy. Przed chwilą była na fajce, o czym świadczył charakterystyczna woń wzmocnionych perfum kobiety.
- Nie mów mi co mam robić. – rzuciła tylko dziecinnie do swojego szefa zerkając na to w jaki sposób krzyżuje ramiona na piersi. Zacisnęła dłoń na tłuczku zastanawiając się czy powinna sobie ulżyć czy też nie. Po chwili jednak spojrzała na obraz przedstawiający Toma i wykrzywiła wargi w pogardzie. Miała ogromną ochotę coś rozwalić, zniszczyć, spalić – najchętniej uczyniłaby tak z Jaredem, aczkolwiek obecnie musiała zadowolić się czymś innym. Chwyciła mocniej okrągły przedmiot i wysunąwszy jedną nogę do przodu i biorąc spory zamach. Nie kontrolowała swoich ruchów, zależało jej jedynie na tym, by się wyżyć.
Tłuczek trafił w sam środek twarzy Voldemorta, a przedstawiciele innych obrazów wydali z siebie głośne westchnięcie. Kobieta uśmiechnęła się tylko tryumfalnie, ale było to chwilowe po czym odwróciła się w stronę starszego aurora.
- Nie powiedziałam, że tęskniłam. – Burknęła w odpowiedzi starając się nie wyjść na osobę, która przesadnie troszczy się o swoich bliskich i dalszych znajomych. Sama nie wiedziała do, której z kategorii wrzucić Wilsona – wszystko się pokomplikowało, a brak rozmowy tylko to utrudniał. Niedojrzałe podejście i zachowanie również. Przewróciła oczami, bo nie do końca wiedziała o co się rozchodzi i westchnęła przeciągle pomstując w myślach jego i swoją głupotę.
- Co zrobiłam źle? Możesz mi łaskawie wytłumaczyć? – Spytała w końcu, po dłuższej chwili ciszy, która wwiercała się im w czaszki. Nie lubiła takich niejasnych sytuacji – czyżby już mu się znudziła? Zaspokoiła jego seksualne i chwilowe potrzeby i teraz powracali do punktu wyjścia? O to właśnie chodziło?
Wszystkie emocje bezpardonowo odmalowywały się na licu Włoszki, czego ta nawet nie zamierzała maskować. Spoglądała buńczuczno na swojego szefa w oczekiwaniu, że wreszcie jej wyjaśni o co chodzi.
Zdziwiła się, gdy się podniósł i usiadł za biurkiem – nie spodziewała się nagłego odwrotu i wyrzucenia z siebie tego co mu widocznie przeszkadzało. Odrobinę wyprowadził ją z równowagi stwierdzeniem, że nie chce już u niej pomieszkiwać, co zaraz zamazała wykrzywieniem warg. Oparła się dłońmi o dębowy, mocny blat i nachyliła się w stronę mężczyzny na tyle, na ile mogła przyszpilając go wzrokiem do krzesła, tak samo jak on to zrobił kilka dni temu na spotkaniu.
- Chyba? To znalazłeś czy też nie? – Uczepiła się jak rzep psiego ogona jego strasznie marnej wymówki i zmarszczyła gniewnie brwi. Nie podobała się jej ta zagrywka i odstawienie ją do kąta. Oczywiście, romanse nie trwają długo, nie muszą, chociaż mogą, aczkolwiek gdyby ten zwyczajnie chciał zrezygnować z niej zrobiłby to bez szemrania, Powiedziałby jej wprost co się dzieje – tak więc musiało iść o coś innego. Może go czymś uraziła?
- Słuchaj. Nie lubię mieć niejasnych sytuacji i chcę zwyczajnie wiedzieć co się dzieje. Uraziłam Cię czymś? Źle potraktowałam? – Dopytywała znów, wiercąc się w miejscu i wbijając smukłe palce w drewno. Oddychała co prawda spokojniej, aczkolwiek dalej wszystko się w niej kotłowało.
Jared Wilson
Jared Wilson

Biuro Szefa Aurorów - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Biuro Szefa Aurorów   Biuro Szefa Aurorów - Page 2 EmptySro 22 Kwi 2015, 21:36

Miło było się wyżyć raz na jakiś czas i dać upust swoim emocjom. Wilson kilka tygodni temu wylał z siebie nieludzki gniew, który do tej pory było widać na jego twarzy, starej, poszarzałej i wiecznie zmęczonej. Zapomniał o nim na chwilę i dał się ponieść innym emocjom od dawna już uśpionym. Odetchnął z ulgą, wykorzystując włoskie ciało pięknej kobiety dając im obojgu wytchnienia. Należało mu się to, ale nie powinien tego robić, bo nie miał dosyć. Wiele razy powstrzymywał się, żeby po nią nie pójść i nie zamknąć ich w schowku na kartoteki, tak jak zrobił to wcześniej na krótkie pięc minut. Przez Sofię Jerry zapominał jaki ma cel w życiu: zemstę i wyprucie flaków człowiekowi, który dawno powinien gryźć ziemię. Wytrącała go z równowagi. 
- Nie przyszłabyś, gdyby tak nie było. - odpowiedział spokojnie, a jego ślepia błysnęły usatysfakcjonowane takim obrotem spraw. Zdjęcie Riddle'a zaczęło kołysać się od silniejszych powiewów wiatru. Ponownie nadchodził wieczór, a oni byli tutaj sami, co tylko podjudzało hormony. Przeglądał papiery, ale nie widzia ich treści. Nie mógł się skoncentrować, bo Sofia go rozpraszała. Tym, jak się pochylała w jego stronę przedstawiając mu okrągłe guziki koszuli, które prosiły się o zerwanie jednym szarpnięciem. Kilka razy przyłapał się na myślach dotyczących miękkości czarnych włosów, które nie tak dawno temu łaskotały jego tors i ramiona. Jerry męczył się w jej obecności, ale zdawał sobie sprawę, że za bardzo mu się to podoba. 
- Clinton Lucia Sofia martwi się, że kogoś uraziła? - zapytał i zaśmiał się gorzko, z ironią i kpiną. - Dożyłem tego dnia, jak miło. - prychnął, podnosząc cygaro z powrotem do ust. Przelotnie zahaczył wzrokiem o fotografię swoich dzieci i pustego miejsca, w ktorym stała niegdyś Kate. Po rozwodzie na zawsze opuściła zdjęcie i nigdy nie wróciła. Zbyt dużo zmian jak dla człowieka, który nie przywykł, aby życie wywracało mu się do góry nogami. Uniósł ślepia i zobaczył jej myśli jak na dłoni. Spiął mięśnie i zmiażdżył końcówkę cygara między palcami, zrzucając je na podłogę. Nie sądził, aby kiedykolwiek mu się znudziła. Nie po wspólnej nocy i żywego wspomnienia jej ciała wtulonego w czarne ramiona, w których nie powinna się czuć bezpiecznie. 
- Nie mogę przy tobie wydajnie pracować, bo odliczam minuty do wieczora i mam brudne myśli. - rzucił wprost, jak to miał w zwyczaju i patrzył prosto w jej ciemne oczy, nie uginając sie pod gromami, które w niego ciskała. Rzucił dokumenty na biurko.
- Nie podoba mi się, że mimowolnie zmieniasz mój grafik. - dodał drapiąc się po brodzie i powstrzymując się przed zmiażdżeniem jej w ramionach i scałowaniu z niej każdej kropli potu. Oblicze Jerry'ego zachmurzyło się udowadniając, że nie żartował i naprawdę mu przeszkadza ten stan rzeczy. Pierwszy raz od... szesnastu lat nie radził sobie z fizycznymi pragnieniami i zaczynały one brać nad nim górę. To spore osłabienie dla tak wysoko piastowanego stanowiska. Nie zdawał sobie sprawy jak długo wpatrywał się w pełne usta i jak bardzo było po nim widać wilczy głód. Niszczyła zbudowany spokój i przesłaniała mu prawdziwy cel pracy, czyli zemstę. Zaczynał podejrzewać czy nie robiła tego specjalnie, aby odwieść go przed okrutnym krokiem zamordowania człowieka. 
- Należy coś z tym zrobić.
Sofia L. Clinton
Sofia L. Clinton

Biuro Szefa Aurorów - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Biuro Szefa Aurorów   Biuro Szefa Aurorów - Page 2 EmptySro 22 Kwi 2015, 22:11

Faktycznie. Każdy czasem potrzebował wytchnienia, zapalnika, budulca – czegoś co go uspokoiło, co pozwalało Ci iść, kierować się dalej i dalej. Nie patrzyło się wtedy na przeszłość, tylko prosto, dumnie krocząc ścieżką, którą sami wydeptaliśmy. Od kilku lat Zosia posiadała i swoją małą oazę, coś, co pomagało jej w odstresowaniu się, wyciszeniu. Zdjęcie Jareda Wilsona wisiało na drzwiach, zaraz naprzeciwko jej stanowiska pracy. Codziennie rano, po południu czy po ciężkiej rozmowie ze swoim szefem raczyła jego podobiznę kilkoma celnymi rzutami. Wielokrotnie złorzeczyła na niego pod nosem czy w myślach, nie mówiąc już o publicznym mieszaniu go z błotem. To dawało jej dziką satysfakcję i pewnego rodzaju władzę nad nim – tak samo jak świadomość tego, że mu się podobała. Mogłaby wodzić go za nos, bawić się nim, okręcić wokół palca gdyby chciała. Co w gruncie rzeczy powoli i sumiennie robiła. Wykorzystywała go, trzymała go przy sobie zachłannie i chociaż nie spędzali ze sobą każdej wolnej chwili odczuwała pewnego rodzaju tęsknotę za nim, za jego obecnością, tak samo jak on. Nie mówili o tym jednak, bo o takich rzeczach przecież nie rozmawiali.
Specjalnie również wspomniała o swoim ex – chłopaku, z którym raz na jakiś czas widywała się w Ministerstwie ku niezadowoleniu Włoszki. Tym zabiegiem jednak chciała sprawdzić czy dla Wilsona jest przelotną znajomością czy kimś więcej niż tylko paskudną współpracownicą. Tylko rozzłościła go tą wzmianką – wyprowadził się, znalazł inne miejsce do spania, zaczął jej unikać. I to akurat po tym jak wszyscy w pracy trąbili o ich domniemanym romansie, który chyba skończył się zanim na dobre się rozegrał? Tak to jej przynajmniej wyglądało z jej strony.
Zacisnęła usta, gdy prawie wyszło na jaw, że tęskniła za jego ramionami i obecnością, do czego naprawdę starała się nie przyznawać. Fuknęła prostując nieznacznie plecy, tym samym wypinając tylną część ciała – na całe szczęście ten tego nie widział, bo przed sobą miał zarówno jej twarz jak i papiery, na które ta nawet nie zerknęła. Nie spodobał jej się śmiech Jerry’ego, który dodatkowo ją podjudził. Zmarszczka między ciemnymi brwiami pogłębiała się z każdą chwilą. Drgnęła, gdy wypowiedział jej drugie imię. Brzmiało wyjątkowo egzotycznie w jego ustach.
- To nie jest zabawne, Wilson. Nie rozumiem dlaczego się śmiejesz. – Powiedziała poważnie wpatrując się w jego oczyska, w których widziała swoje odbicie.
- Może i się martwię, ale to znaczy, że dojrzale podchodzę do pewnego typu spraw. Zachowałeś się jak szczeniak unikając mnie, a nie mówiąc wprost co Cię gryzie. To trochę nie fair w stosunku do mnie. – Mówiła bardzo spokojnie jak na nią. Spinała mięśnie szczęki, starając się nie zgrzytać zębami niepotrzebnie. Skupiała się na twarzy swojego kochanka, który najpewniej znowu spoglądał znudzony na papieprzyska, które i tak nie doczekają się podpisu. Nie dzisiejszego wieczora.
Rozluźniła się odrobinę, gdy powiedział wprost co się dzieje, chociaż najpewniej nie do końca co miał na myśli. Domyślała się, że jeszcze coś, jakieś niedopowiedzenie czai się w myślach Jareda, ale póki co wolała o to nie dopytywać. Na razie cieszyła się z tych szczątkowych informacji, które otrzymała. Pokiwała głową powoli chcąc zrozumieć jego postępowanie.
- Dobrze, jestem w stanie to zrozumieć, ale… Jared, jesteś dorosły i chyba wiesz jak zapanować nad emocjami, co? Nie jesteś dzieciakiem, który nie potrafi utrzymać rąk przy sobie. – Zirytowała się momentalnie kręcąc powoli czarną czupryną.
- A mi nie podoba się Twoje podejście. Co chcesz z tym zrobić? Znowu mnie zwolnić? Nie dasz rady mnie ciągle unikać. Przestań się bronić przed uczuciami, które biorą u Ciebie górę i pogódź się z takim stanem rzeczy. – Nie spuszczała z niego wzroku przez cały ten czas kiedy prawiła mu swoje morale i swoje stanowisko w tej sprawie. Chociaż starszy czarodziej niesamowicie ją pociągał ta umiała zachować się w towarzystwie i trzymać nerwy na wodzy, gdy było to koniecznie. Potrafiła powiedzieć nie, gdy jej ciało domagało się pieszczot, co najwyraźniej nie udawało się jej własnemu szefowi.
- Jeżeli zaczynasz odczuwać cokolwiek więcej niż zemstę to powinieneś się tylko cieszyć, wiesz? – Powiedziała jeszcze nieznacznie zbliżając się ku niemu, co zrobiła z pewnego rodzaju bezczelnością.
Jared Wilson
Jared Wilson

Biuro Szefa Aurorów - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Biuro Szefa Aurorów   Biuro Szefa Aurorów - Page 2 EmptyPią 24 Kwi 2015, 17:36

Oczywiście, Zośka mogłaby zrobić wiele, ale tego nie robiła, a więc te słowa były puste. Pozwalał jej myślec, że ma nad nim jakąkolwiek władzę, a dotyczyło to tylko fizycznego pociągu, niczego poza tym. Mogła próbowac mu rozkazywać, a dalej była jego podwładną i to Jerry musiał ciągle o tym pamiętać. Stała się nagle z dnia na dzień wytchnieniem, gdy otworzył oczy na świat po rozwodzie, bo w małżeństwie tkwił z rutyny, z przyzwyczajenia i monotonii. Była pierwszym wyraźnym bodźcem, na który zareagował a więc usprawiedliwiał się, że miał prawo czekać na jej ciało i fantazjować o nim podczas rozmowy z Muchnimem czy inną wysoko postawioną jednostką.
Miała być jedna noc, a jest romans i mu się to podoba. Nie przemyślał swojego zachowania w windzie i dał do gadania starym babom w Ministerstwie łykającym każdą plotkę. To było ryzykowne zagranie, bo dał się ponieść emocjom zapominając kim jest. Jednak co się stało, to się nie odstanie. Musi przestać u niej spać, żeby odzyskac trzeźwość myślenia. Nie oznacza to od razu zakończenia romansu, bo jeszcze mu sie on nie znudził. Po prostu będą spotykać się na innych warunkach, gdy nie ma przyćmionego jej ciałem umysłu.
- Ja ciebie nie unikam, krnąbrna aurorko. Twój szef ma więcej pracy na głowie a ty, tylko mnie rozpraszasz. - próbowała mu przemówić do rozumu. No no, w końcu nadszedł ten moment, w którym pojmie, że to nic nie da, bo przebicie się do mózgownicy Wilsona i zmiana jego zdania, podejścia, nauczenia go innego zachowania było jak rzucanie grochem o ścianę. Przypominał jej non stop, że jest jej szefem i nie robił to dla szpanu, a łudził się, że to przemówi jej do rozumu i sama się wycofa, bo on nie mógł zrobić tego o własnych siłach. Może gdyby spotkał się z Katherine, to by mu Sofia wywietrzała z głowy... nie, to nie pomoże. Wypuścił z płuc sporo tlenu. Następny wykład i mądre słówka, to wszystko bez sensu. Nie ona pierwsza i nie ostatnia próbowała dokopać się do pokładów jakichkolwiek cieplejszych uczuć z jego strony. Nie rozumiała, że wadliwy towar oznacza wadliwy towar. Pewnych rzeczy nie da się naprawić.
- Albo jesteś albo udajesz głupią. Dobrze wiesz, że nie da się przy tobie utrzymać rąk przy sobie. Nie próbuj mi tego tłumaczyć, wiem lepiej od ciebie jak to działa. Jakbyś nie pamiętała, byłem w małżeństwie wiele lat. Odpuść sobie, Clinton. - syknął, ale nic nie zrobił, kiedy zaczęła do niego podchodzić i szydzić z jego lodowatego serca.
- Nie sądzę, żeby to był powód do radości. - wycedził przez zaciśnięte zęby, chwytając jej talię gdy była już w zasięgu ręki. Ale zamiast przysunąć ją do siebie, sam do niej podszedł.
- Bądź jutro punktualnie w Azkabanie. Przyprowadzę skazańca, czekam tylko na nakaz Wizengamotu. - nie umiał nie wspomnieć o pilnej pracy i nie przypomnieć o niej w takiej chwili, gdy tracił właśnie kontrolę nad rękoma. Patrzył na Sofię z góry z dziwnym wyrazem twarzy, jakby bił się z myślami albo sumieniem (on ma sumienie.) czy powinien ją dotykac czy lepiej zawrócić i zostawić w spokoju.
Sofia L. Clinton
Sofia L. Clinton

Biuro Szefa Aurorów - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Biuro Szefa Aurorów   Biuro Szefa Aurorów - Page 2 EmptyPią 24 Kwi 2015, 17:57

Jak zwykle, gdy ona zaczynała się nakręcać, chcąc dojrzeć prawdy- zbadać ją konkretnie, to ktoś zamykał jej usta i wcale nie pocałunkiem, a zwykłymi słowami, które miały na celu zbycie jej osoby. Nie podobało się jej traktowanie, co pokazywała wielokrotnie wcale nie bojąc się nikogo, ani niczego. Okazywała swoje niezadowolenie nie bacząc na tego konsekwencje, bo dlaczego miałaby się ograniczać? Zawsze starała się trzymać swoich współpracowników blisko i nie zamierzała ich pod żadnym względem okłamywać – dlatego po tylu latach co poniektórzy czytali z niej jak z otwartej księgi.
Podobnie jak ona z innych osób. Z Wilsona jeszcze nie. Dalej nie wiedziała co mu chodzi po głowie, o czym ten myśli – wpatrując się w jego oczy widziała jedynie własne odbicie, nie odbicie jego szczerych pragnień, które w nim tkwiły. Chciała z nim porozmawiać poważnie, spytać co dalej będzie, co zamierza zrobić, ale widziała, że to nie ma sensu, bo ten jak zwykle zmieniał temat czy odwracał kota ogonem. Nie tolerowała takiego zachowania, które określiła już jasno jako szczeniackie, ale ten przecież wiedział sam najlepiej co robi.
- Dobrze wiesz, że mnie unikasz, a zaprzeczanie temu jest cholernie głupie. – Wygięła usta poddenerwowana, że Jared dalej stara się z niej zrobić idiotkę. Dobrze widziała co się dzieje – jeszcze kilka dni temu był gotów pocałować ją na oczach innych ludzi z Ministerstwa, a teraz przed nią uciekał jak dzieciak, który zbił ulubiony wazon mamy. Ile jeszcze będzie się z tym krył? Czy nie mógł zwyczajnie powiedzieć co go gryzie? Czy tak nie byłoby łatwiej?
Nie oczekiwała cudów, bo na to było zdecydowanie za wcześnie. Chciała tylko odrobiny zrozumienia i współpracy – czegoś co dałoby jej kopa, a nie tylko dołowało. Zaproponowała mu pomóc, a on ją teraz jak gdyby nigdy nic odrzucał? W imię czego? Zachowania jasności umysłu? Bezsens.
- Da się. Inni dają radę, to Ty też mógłbyś. I to, że byłeś żonaty nie znaczy, że jesteś bardziej doświadczony. Do Twojej wiadomości również bywałam w związkach i wiem jak to wygląda z mojej perspektywy. Mam większe porównanie, panie wszystko – wiem – lepiej. – Odgryzła mu się niemal natychmiast nie biorąc nawet pod uwagę faktu, że ten wie coś więcej na temat partnerstwa niż ona sama. Miała wielu facetów, każdy z nich był inny, więc raczej lepiej wiedziała jak się Ci zachowują w stosunku do kobiet czy samego związku. To, że czarnoskóry auror był starszy i, że miał żonę niczego nie zmieniało. Nie dbał o nią, nie potrafił sprawić, by ta była szczęśliwa, więc może przestałby łaskawie popełniać te same błędy? Zdusiła w sobie chęć zamordowania i podniosła spojrzenie na twarz mężczyzny, gdy ten wstał i objął jej kibić. Chwyciła jego przedramiona, kciukami przesuwając w górę po materiale szaty i zazgrzytała zębami, gdy ten znowu wspomniał coś o pracy.
- Będę punktualnie. – Powiedziała tylko dając mu do zrozumienia, że to nie czas na rozmowę o pracy, nawet jeżeli się w niej aktualnie znajdowali. Widziała jego minę i to jak bije się z myślami. Chwyciła dłońmi jego czekoladową twarz i spojrzała nań wyzywająco.
- Przestań się opierać i rób to na co masz ochotę. – Powiedziała powoli wplątując w wypowiedź mocny, włoski akcent. Nie spuszczała z niego wzroku – zmarszczka pomiędzy jej brwiami dalej tkwiła na swoim miejscu, a wyraz twarzy Clintonówny dalej był zafrasowany. Martwiło ją to, że Jared ma wewnętrzną blokadę. Jest przecież dorosły i może robić co chce, czyż nie?
Jared Wilson
Jared Wilson

Biuro Szefa Aurorów - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Biuro Szefa Aurorów   Biuro Szefa Aurorów - Page 2 EmptyPią 24 Kwi 2015, 18:27

Tylko dwie osoby na tym świecie były w stanie zobaczyć w jego ciemnych ślepiach coś więcej niż własne odbicie - matka i córka. Uprzywilejowane kobiety, bo nawet była żona nie mogła sobie z tym poradzić. Znała go jak łysego konia, ale to było małżeństwo z rozsądku, bo tak nakazywał zwyczaj. Gdyby nie to, teraz były szefem aurorów, ale bez rodziny i bez dzieci. Nikomu nie pozwalał wejść w swoje życie z buciorami, bo gdy ktoś próbował to robić, dostawał porządnego kopa w zad i odlatywał sto mil dalej. Bardzo starannie dobierał sobie przyjaciół, a miał ich bardzo nielicznych. Sofia miała sporo pracy przed sobą, jeśli chciała się nauczyć z niego czytać.
Uniósł rękę i kciukiem potarł gładki policzek, gdzie do niedawna był jeszcze ślad po tym, gdy oszalałe części rozbitej szyby ją zaatakowały z jego polecenia. Sofia była tak młoda, trzynaście lat różnicy to nie jest mało. Nie powinna tracic na niego czasu i nie pojmował dlaczego jeszcze tego nie zrozumiała. Żal mu było Clintonówny, która nie dostanie od niego tego, czego pragnie od mężczyzny. Nic poza łóżkiem, a i to nie może trwać w nieskończoność. Przesunął ręką po gładkiej szyi, dotkliwie białej w porównaniu z jego palcami. Pomasował zasłonięte koszulką ramię Sofii, a potem zacisnął na niej mocno palce.
- Nie mam sił tobie tego tłumaczyć. Jak lubisz mi to wypominać, starzeję się i tracę siłę i ochotę, żeby trzymać przy sobie ręce. - mruknął, zniżając wzrok na pełne usta, które otarł kciukiem byleby poczuć gorący oddech pachnący fajkami. Znowu paliła na terenie Ministerstwa. Nie ogarniał dlaczego, ale ta wiadomość go poruszyła i przez ułamek sekundy wyraz jego twarzy złagodniał. Ułamek sekundy, a więc to minęło zanim dało się wryć w pamięć ten obraz. Przełknął gulę w przełyku naiwnie topniejąc pod ciężarem gorących dłoni wygodnie leżących na jego ramionach. Kobiety to zło wcielone. Wszystko mąciły i psuły. Nie bez powodu mugole mawiali "gdzie diabeł nie może, tam babę pośle". Jakiś człowiek z ogonem, rogami i widłami wysłał do Wilsona kobietę. A niech to, czym on sobie na to zasłużył?
Wstrząsnął nim gwałtowny dreszcz zimna i gorąca na zmianę. Zdjął jedną dłoń ze swojego policzka i pocałował jej wnętrze, osobno każdy paliczek wszystkich pięciu palców, sycąc się słonym smakiem miękkiej skóry; z powrotem podrapał kilkudniowym zarostem linie papilarne i sprawdził smak skóry na kostkach przy nadgarstku. Serce gburowatej mości ryknęło niespokojnie.
- Musisz przejrzeć na oczy, Clinton. Cały świat wie jaki jestem, a ty głupia tego nie widzisz. Kiedy pójdziesz po rozum do głowy? - zapytał serio, przytulając do bioder jej wąską talię przypominając sobie położenie blizn na jej skórze o które zapomniał zapytać. To, że był dorosły i nie miał wprawdzie żadnych ograniczeń nie oznaczało, że mógł robic co chciał. Przez list ze Szkocji i wieść o brutalnej śmierci ojca coś się odblokowało w Wilsonie. Kawałek stłumionego sumienia, które mu pokazało, że niepotrzebnie marnował czas Katherine na bycie z nią w zwiazku, jak tracił czas na pracę, kiedy jego dzieci rosły.
- Idź już, Sofia. - mruknął twardym tembrem wprost do jej ucha. Spiął mięśnie od łaskoczących go czarnych włosów, których jednak nie dotknął i nie potraktował czule jak romantyczny kochanek z szekspirowskiej literatury. Nie powinien marnować czasu Clintonówny, była zbyt młoda i nie wiedziała czego jeszcze chce od życia. A nawet jeśli wiedziała, to trafiła pod zły adres.
Sponsored content

Biuro Szefa Aurorów - Page 2 Empty
PisanieTemat: Re: Biuro Szefa Aurorów   Biuro Szefa Aurorów - Page 2 Empty

 

Biuro Szefa Aurorów

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 3Idź do strony : Previous  1, 2, 3  Next

 Similar topics

-
» Biuro Egzekutora
» Kwatera Główna Aurorów
» Hierarchia wewnętrzna aurorów

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne
-