IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Biuro Egzekutora

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość
Gość
avatar

Biuro Egzekutora Empty
PisanieTemat: Biuro Egzekutora   Biuro Egzekutora EmptySro 08 Kwi 2015, 20:49



BIURO EGZEKUTORA KOMISJI LIKWIDACJI NIEBEZPIECZNYCH STWORZEŃ


~L.van Dyken~

Szare ściany, szary sufit, stara, skrzypiąca delkatnie pod stopami podłoga wykonana z drewna, niewielkie okno niemal naprzeciwko drzwi i nazjwyczajniejsze w świecie biurko zawalone  przeróżnymi dokumetnami - innymi słowy kwintesencja nudy. Gdyby nie płonąca nieprzerwanie magicznym ogniem  klatka z salamandrą o imieniu Madara, oraz wiszący za głową Liama( najpewniej rozkładającego aktualnie nogi na blacie biurka) obraz Boscha, pokój byłby miejscem niemal zupełnie pozbawionym kolorów. Oprocz waloów widokowych, pokój ten uraczy odwiedzających intensywnym zapachem dymu papierosowego.
Sofia L. Clinton
Sofia L. Clinton

Biuro Egzekutora Empty
PisanieTemat: Re: Biuro Egzekutora   Biuro Egzekutora EmptyPon 01 Cze 2015, 09:43

Listopadowa aura działała na pannę Clinton niezwykle sennie. Zwłaszcza wtedy kiedy mocny deszcz miarowo uderzał o szybę zagłuszając wszelkie ziewnięcia i mruknięcia wydobywające się spomiędzy warg praktycznie każdego pracownika Ministerstwa. Tak było i z Zosią, która niekontrolowanym ruchem dłoni tylko przystawiała doń ro rozdziawionych warg – bałagan na biurku ją przerósł, tak samo jak rosnąca lista rzeczy do zrobienia. Od czasu awansu minęło kilka tygodni, jednak Włoszka miała wyraźny problem z odnalezieniem się w nowej sytuacji – zbyt wiele osób czegoś od niej chciało, natychmiast, na teraz. Ta zazwyczaj odpowiadała bardziej burkliwie niż zamierzała – nie przejmowała się zbolałymi minami swoich współpracowników, o w tym wypadku to oni byli dla niej, nie ona dla nich. I o tym wiedział każdy kto przekraczał próg jej nowego gabinetu.
Tym razem jednak w akompaniamencie deszczu pani auror miała do wykonania coś, na czym jej zależało. Dlatego gdy tylko skończyło się spotkanie dotyczące szkolnictwa Zosia porwała swój ciemny płaszcz i zarzuciła go na ramiona okrywając tym samym zmarznięte ramiona. Robiło się coraz zimniej, do czego mimo spędzonych lat w chłodnej Anglii nie potrafiła się przyzwyczaić. Przeklęła się w myślach, nakazując sobie w przyszłości bardziej zadbać o zimową czy chociażby jesienną garderobę. Biała, jedwabna koszula i czarna spódnica do kolan to było chyba za mało. Na szczęście po drodze do swojego celu natrafiła na marny bo marny, ale zawsze użyteczny i zbawienny automat z kawą. Chwilę się nad nim pogłowiła bo nie mogła się zdecydować na wybrany napar – stanęło jednak na zwykłej kawie z mlekiem i aż trzema łyżeczkami cukru, które powinny rozbudzić Clintonównę, która chcąc nie chcąc miała pewną sprawę do załatwienia.
Nie była zadowolona, że musi, że powinna spotkać się z nowym egzekutorem Ministerstwa, i nie tylko dlatego, że to stanowisko piastuje w chwili obecnej jej ex – ale również dlatego, że dotyczy to Miltona, z którym chcąc nie chcąc miała bardzo dobre stosunki. Jakkolwiek to brzmi.
Dlatego przechodząc zapełnionymi korytarzami nie tylko starała się na nikogo nie wpadać by nie rozlać kawy, ale i głowiła się jakby rozpocząć rozmowę ze swoim byłym narzeczonym, by nie wyszło nagle, że jest interesowna. I chociaż tak prawdę mówiąc była, to dziwnym przypadkiem było to, że chciała to ukryć. Zmarszczyła brwi i upiła jeszcze jeden gorący łyk kawy niemal parząc sobie usta –zaklęła cicho i zapukała głośno obijając sobie przy tym knykcie. Nie czekając tak po prawdzie na jakikolwiek odzew wbiła do gabinetu swojego UKOCHANEGO mając nadzieję, że aktualnie nie rozbiera w nim żadnej młodszej pracownicy Ministerstwa. Rozejrzawszy się i sprawdziwszy, że prócz mężczyzny nie ma nikogo godnego uwagi – nie licząc paskudnego gada, którego zwyczajnie się bała - rozciągnęła wargo w wymuszonym uśmiechu.
- Witaj, Liam. – Sama nie wiedziała nawet, że zwróciła się do niego po imieniu, zupełnie jak za dawnych lat, kiedy jeszcze wytrzymywali w swoim towarzystwie. Złapała się na tym chwilę potem kiedy kubek z kawą znowu sięgnął jej ust, co tylko wyciszyło ponowne przekleństwo, które wypadło z jej warg. Czuła się tutaj jak u siebie, dlatego zaraz po tym jak zamknęła drzwi podeszła spokojnie do biurka i najpierw spojrzała na ciężkie buciory byłego kochanka rozwalone na blacie, a dopiero później utkwiła piwne spojrzenie w błękitnych ślepiach.
- Nie za wygodnie? Gościa masz. – Burknęła niezbyt słodko przypominając mu o tym, że postanowiła go odwiedzić, a więc ten powinien zrobić coś więcej niż tylko trzymać nogi na biurku. Klepnęła go czym prędzej w łydkę, by zrobił cokolwiek i sama oparła się pośladkami o solidny mebel. Ponownie utkwiła w nim poważne spojrzenie kobiety dojrzałej, którą przecież była – oparła teczkę i notatnik o swoje uda, w drugiej dłoni dalej trzymając papierowy kubek z czarną jak smoła kawą, która swym aromatem drażniła nozdrza aurorki.
- Mam do Ciebie parę pytań. – Zaczęła, nie zdradzając jeszcze do końca swych zamiarów.
Gość
avatar

Biuro Egzekutora Empty
PisanieTemat: Re: Biuro Egzekutora   Biuro Egzekutora EmptyWto 02 Cze 2015, 21:19

Listopadowa aura działała na van Dykena niezwykle sennie. W obecnej chwili  -  właściwie pierwszy raz od bardzo dawna - nie miał zupełnie czasu na uskutecznianie swojego ulubionego hobby jakim było wrzucanie zgniecionych dokumentów do klatki swojego pupila i oglądanie jak w mgnieniu oka stają w płomieniach by już na zawsze zniknąć. Jesienny, deszczowy dzień przyniósł mu niemiłą niespodziankę, bowiem w końcu ktoś z góry zapytał o jakieś tam zaległe papiery dotyczące jakiegoś tam Erklinga, a właściwie stadka Ekrlingów. Za osobliwość uznać trzeba to, że tak mordercze i raczej introwertyczne stworzonka występują w grupie, jednak kto by się tam przejmował jakimiś niemieckimi, skrzeczącymi potworkami.  Niemcy mają to do siebie, że dużo skrzeczą a w ostatecznym rozrachunku niewiele robią, a jeśli już robią, to najczęściej kończy się to fiaskiem, wystarczy zresztą spojrzeć na I i II wojnę światową. Wprawdzie Liama interesowało to przez jakiś czas, miał nawet ochotę podpytać swoich braci śmierciożerców - zwłaszcza tych niebieskookich blondynów- czyim pomysłem było sprowadzenie do Anglii kilku mordujących dzieci pseudoelfów, jednak zupełnie stracił zapał gdy znaleziono podejrzanych. Tamtego dnia, jakiś miesiąc temu niemal cała dokumentacja o niejakim Panu Poebre z nudnej Belgii, znalazła swój kres w płomieniach klatki Salamandry. Pech jednak chciał, że cholerne Erklingi nie chciały zachowywać się jak na Niemców przystało, mordowały stanowczo zbyt często, a ofiarami padały głównie pociechy mugoli, a przecież mugole to jak wiadomo pupilki ministerstwa, którymi trzeba się przecież zajmować jak malutkimi dziećmi. Dlatego też dziś rano, gdy Liam oglądał w spokoju bębniące w szybę krople deszczu, do jego gabinetu wleciała wiadomość od Tych z góry.  Z nadzieją spojrzał na kopertę, pełen wiary w to, że nareszcie rozpatrzono jego wniosek o przydzielenie asystentki, już po krótkiej chwili zadowolenie zniknęło z jego twarzy. Okazało się, że i tym razem sromotnie rozczarowano młodego śmierciożercę , a może nawet bardziej niż sromotnie. Ktoś bowiem z powodu nasilonych przypadków pożarć niewinnych szkrabów, miał czelność wydać mu polecenie przesłania wspomnianej wcześniej kupki popiołu oraz wyników dochodzenia,.  Jakkolwiek bardzo nie obchodziło to obecnego egzekutora, stwierdził on, że od czasu do czasu  trzeba by się czymś zająć dla zabicia nudy. A pierwszym krokiem do podjęcia jakichkolwiek działań, było zebranie odpowiedniej dokumentacji.  Liam z niesmakiem zdał sobie sprawę, że uzyskanie jakichkolwiek informacji będzie wymagało wybrania się do kogoś z drużyny najbardziej flegmatycznych ludzi jakich kiedykolwiek poznał, do gości nazywanych przez Liama „Tymi od  papierków”. Poprawiwszy fryzurę ruszył na poszukiwania. Ku uciesze młodego śmierciożercy okazało się, że ten dzień prawdopodobnie nie będzie jednak taki zły, bowiem do nudziarzy przyjęto niejaką Val, młodą stażystkę o uroczym, zielonookim spojrzeniu, ciemnorudych włosach i całkiem przyjemnych dla oka kształtach. Wróciwszy do gabinetu, rzucił się na fotel i począł czytać uzyskane informacje, a właściwie – zastanawiając się czy nie zaproponować dziewczynie awansu  - tylko na nie patrzył.  Spokojne rozmyślania o bieliźnie swojej potencjalnej pracownicy, przerwało mu pukanie do gabinetu. Nieco zdziwiony uniósł wzrok ponad trzymany w dłoni plik dokumentów. Ten dzień postanowił zaskoczył go po raz kolejny, prędzej bowiem spodziewałby się grupki leprokonusów albo Czarnego Pana niż ponętnej Włoszki, której wejście niemal natychmiast rozwiało myśli zarówno o dochodzeniu w sprawie Erklingów jak i zgrabnej Val pozostawionej na pastwę losu wśród tych nudziarzy .
- Cześć Sofio – odpowiedział na powitanie kobiety z prawdopodobnie zbyt wyczuwalną dozą zdziwienia w głosie, gdyż już dawno nie widział jak miękkie usta ukochanej składają się by wypowiedzieć jego własne imię.
-Dopiero usiadłem… – powiedział – co o dziwo było prawdą - pod nosem odkładając papiery na bok.
Gdyby odwiedził go ktoś inny, zapewne nie przejąłby się komentarzem i nie miałby też najmniejszego zamiaru zdejmować nóg z biurka, w stosunku do Zośki zamierzał jednak zachować jakiekolwiek pozory dobrego wychowania.
-Jesteś pewna, że nie chcesz skorzystać z krzesła? – zapytał wskazując na mebel który po machnięciu różdżką ustawił się po drugiej stronie blatu. – Pozwolisz, że wezmę twój płaszcz  - dodał wstając z własnego fotela i skierował swe dłonie w stronę kobiety i poczekał na jej reakcję.
-Miałem nadzieję na odwiedziny z czystej sympatii – powiedział z delikatnym uśmiechem patrząc jej głęboko w oczy - Ale czekaj…nie mów mi, że przychodzisz w sprawie Erklingów, od kiedy magiczne stworzenia to działka Aurorów? - zapytał marszcząc brwi z wyrazem zmieszania na twarzy.
Sofia L. Clinton
Sofia L. Clinton

Biuro Egzekutora Empty
PisanieTemat: Re: Biuro Egzekutora   Biuro Egzekutora EmptyWto 02 Cze 2015, 22:59

Całe szczęście, że nie wiedziała o czym dokładnie ten myślał – gdyby dowiedziała się, że myśli Liama przysłaniają akurat kształty niejakiej Val to nie dość, że wzgardziłaby nim jeszcze bardziej to na dodatek kąsałaby go do końca życia przypominając mu o jego zboczeństwach, które chyba nawet teraz – kiedy nie są ze sobą ją bolały do żywego.
Dopiero gdy przeszła przez próg zauważyła, że prawdopodobnie przeszkodziła paniczu van Dykenowi w czymś co normalni ludzie nazywali pracą – plik dokumentów, które ten dzierżył skutecznie go osłaniały czy były jego wymówką. Ale czy faktycznie pracował skoro w jego postawie było coś… niepewnego? Może właśnie przeszkodziła mu w rozmyślaniu o kimś, hm? Na samą myśl o jakiejś innej panience wykrzywiła wargi w złośliwym uśmiechu. Grymas ten utrzymywał się jeszcze przez chwilę czasu, bo z dziką radością odkryła w jakim to zdumieniu znajduje się nasz kochany Liam – czyżby nie spodziewał się byłej narzeczonej w swoim gabinecie?
- Wyglądasz jakbyś zobaczył ducha. – Skomentowała nie spuszczając z niego piwnego i badawczego spojrzenia i zaczekała aż ten odsunie się i zrzuci buciory z biurka, której w tej chwili to ona właśnie zajmowała. Tak po prawdzie było jej o wiele wygodniej siedząc na blacie mebla, aczkolwiek uwaga o skorzystaniu z krzesła była również trafna co kusząca. Kiwnęła głową dziękując mu za podsunięcie jakże genialnego pomysłu i opuściła swoje tobołki jak i kubek z parującą jeszcze kawą na bok, gdy zauważyła, że mężczyzna podnosi się ze swojego miejsca najprawdopodobniej by pomóc jej zsunąć odzienie z ramion – robił tak zawsze kiedy przebywali ze sobą w jednym pomieszczeniu, dlatego wiedziała już doskonale co ma wcześniej zrobić.
- Szarmancki jak zwykle. – Powiedziała cicho z wyczuwalną nutką ironii w głosie, kiedy poczuła najpierw na sobie jego wzrok, a dopiero później silne dłonie, które musnęły jej barki chwytając za płaszcz czarnego, wełnianego materiału. Wysunęła ręce z rękawów i poprawiła kołnierz białej i dość lekkiej jak na tę porę roku koszuli. Musiała przyznać, że Liam wiedział dobrze jak zachować się w towarzystwie kobiety, co zawsze działało na nią niezwykle podniecająco. Może to właśnie za sprawą jego dobrego wychowania, wiekowej rodziny i wpajanych zasad wodziła za nim wzrokiem już w ostatniej klasie w Hogwarcie? Może to właśnie cała otoczka wprawiała ją w niezwykły stan, który ten umiał wykorzystać? Uśmiechnęła się na tę myśl i tak jak wcześniej zaproponował zajęła miejsce przy stole ponownie sięgając po swoje dokumenty. Zakładając nogę na nogę poczekała aż młody śmierciożerca wróci na swoje miejsce, już bez jej płaszcza i usiądzie naprzeciwko niej jak miała nadzieję.
- Och, Liam. – Wywróciła zgrabnie piwnymi patrzałkami zaraz po tym jak umiejscowiła teczkę z aktami między swoim brzuchem a udami i zajęła się swoją napoczętą kawą, którą musiała dopić, zanim do czegokolwiek się zabrała. Znowu zapomniała zabrać papierosów ze swojego gabinetu, co tylko ją zezłościła gdy w windzie odkryła ich brak. Jakoś wytrzyma bez fajek, ale czarną śmierć dopije.
- Nie sądzisz, że czasy, w których wpadałam na Ciebie tylko by otrzymać buziaka i miłe słowo minęły bezpowrotnie? – Spytała dziwnie napiętym głosem czując jak coś w okolicach serca wbija się mocno w podświadomość, że faktycznie. Tamte czasy już nie wrócą. Czyżby było jej przykro? Omiotła wzrokiem przystojną twarz van Dykena, dosłownie przez chwilę odczuwając potrzebę dotknięcia go w sposób, który mógłby być uznany za przyjemny. Zdusiła w sobie jednak jakiekolwiek miłe odczucia - jej spojrzenie w jednej sekundzie stwardniało, a rysy twarzy wyostrzyły. Czas było porozmawiać o interesach. Nie przyszła tutaj na ciastka i plotki, jak mógł sądzić.
- Nie rozumiem. – Teraz to ona mogła poczuć się zbita z pantałyku, bo kompletnie nie rozumiała o czym mężczyzna do niej mówił. Zmarszczyła brwi widząc jego zmartwioną minę i przekrzywiła głowę na bok, by jeszcze bardziej okazać, że słowa byłego Gryfona do niej dochodzą, owszem, ale ta nie wie jak się do nich odnieść. W końcu poddenerwowana, bo przecież nie o tym mieli rozmawiać wyprostowała się i odetchnęła.
- Nie wiem o czym mówisz i nie po to tu przyszłam. Mam kilka pytań dotyczących Miltona. – Zaczęła, przyjmując formalny ton głosu – zupełnie jakby nie rozmawiała ze swoim ex – kochankiem, a zwykłym czarodziejem, który mógłby jej pomóc w tym i owym.
Gość
avatar

Biuro Egzekutora Empty
PisanieTemat: Re: Biuro Egzekutora   Biuro Egzekutora EmptyCzw 04 Cze 2015, 19:34

Wnioskując po komentarzu o duchu, Włoszka bez wątpienia dostrzegła – nieukrywane zresztą  - zdziwienie na twarzy Egzekutora. Mężczyzna nie pamiętał kiedy była narzeczona ostatnio przekroczyła próg jego gabinetu, mógł jedynie zgadywać, że  miało to miejsce dobrych kilka lat temu. Liam w najmniejszym stopniu nie spodziewał się jej odwiedzin, zwłaszcza, że jakiś czas temu, w Sali konferencyjnej odbyli obfitującą nie tylko w słowne przepychanki dyskusję której tematy mniej lub bardziej zahaczały o ich dawną, bliską relację. Dlatego też, wstając z fotela mężczyzna odezwał się uprzejmie:
-Prawdę mówiąc, byłbym mniej zaskoczony gdybym zobaczył ducha – powiedział zbliżywszy się do kobiety której zaproponował pomoc w zdjęciu płaszcza. Nic zresztą dziwnego. Dla kogoś kto 7 lat życia spędził w murach Hogwartu, widok przelatującego przez ściany widma nie był przecież niczym nadzwyczajnym. O wiele bardziej osobliwą sytuacją były odwiedziny kobiety która na Twój widok pragnęła wydłubać komuś oczy, lub co bardziej prawdopodobne, wyrwać serce. Jak się jednak okazało ten dzień miał obfitować w jeszcze większą ilość osobliwych sytuacji, bowiem oto Włoszka bez najmniejszych oporów zgodziła się skorzystać z jego usług. Liam przekonany, że propozycja zostanie odrzucona i skwitowana jakimś tekstem w stylu „Sama sobie poradzę”, z satysfakcją chwycił czarny płaszcz i pomógł zsunąć go z ramion Włoszki, co sprawiło, że Mężczyzna na chwilę niemal zapomniał, że pałała go niego nienawiścią.  Oczywiście bez trudu wyczuł ową delikatną nutkę ironii którą uraczyła go była ukochana i stojąc jeszcze za jej plecami postanowił się odwdzięczyć.
-Oh, Sofio, wystarczyłoby „dziękuję” – odparł dostosowując głośność głosu do wypowiedzianych przed chwilą słów kobiety, a następnie odwiesił zdjęte z niej wełniane okrycie na wieszak.
Poczuł delikatny dreszcz na plecach gdy po raz kolejny tego dnia usłyszał własne imię wypowiadane przez miękkie usta kobiety. Odwrócił się jednak powoli, nie dając po sobie poznać, że wywołało to u niego jakąkolwiek reakcję. Trudno byłoby opisać radość która wypełniała aktualnie trzewia van Dykena, jednak nie miał najmniejszej ochoty na roztrząsanie spraw z przeszłości.
-Bez wątpienia minęły  - rzekł krótko po czym usadowił się w fotelu naprzeciw kobiety i podniósł leżącą na biurku papierośnicę – Reflektujesz? – zapytał kierując posrebrzane pudełko w stronę Włoszki. –Nie martw się, tutaj nikt nie będzie nas niepokoił – dodał zastanawiając się nad tym, czy kobieta wciąż ukrywa swój nałóg przed rodzicami i prawie całą,  pozostałą częścią magicznego świata. Kilka chwil później, gdy zdał sobie sprawę, że słowa które wypowiedział nie były dla nich pierwszyzną, na jego twarz  wpełzł delikatny uśmiech. Przez głowę przemknął mu obraz półnagiej Sofii leżącej na zawalonym aktualnie dokumentami biurku. Spodziewając się, że wyraz twarzy może go zdradzić, szybko wepchnął do ust papierosa  i wyjąwszy z kieszeni zapalniczkę odpalił go.
- Ahh, tropię stadko morderczych Erklingów, wiesz, takie pseudoelfy z Niemiec, nieistotne, hmm…myślałem, że po twojej wizycie już nic mnie dziś nie zdziwi, ale opowiadaj, czego Pani Auror trzeciego stopnia chce od starego, poczciwego Harry’ego?  -  zapytał przyjąwszy z ulgą fakt, że najwyraźniej pora wizytacji i sprawdzenia postępów prowadzonej przez niego sprawy jeszcze nie nadeszła – Tylko mi nie mów, że zalazł jakoś Ministerstwu za skórę. Z tego co wiem,  pracuje teraz w Hogwarcie jako nauczyciel.
Sofia L. Clinton
Sofia L. Clinton

Biuro Egzekutora Empty
PisanieTemat: Re: Biuro Egzekutora   Biuro Egzekutora EmptyNie 07 Cze 2015, 19:21

Będąc uczniem jakiejkolwiek szkoły magii i czarodziejstwa było wiadomym, ba, nawet pewnym, że na swojej drodze nie raz czy dwa spotkasz ducha. Osobę, która zmarła, która zginęła, a teraz prowadzi żywot nie w zaświatach, a dajmy na to w szkolnych murach, gdzie nie tylko prowadzi konspiry z dzieciakami, ale i kontynuuje swój żywot. Pomyłką byłoby jednak porównać panią auror do ducha – nigdy nie należała do aż takich bledziuchów, jej serce było młode i silne, a i tętno wskazywało raczej na lekkie poddenerwowanie tudzież ekscytację. Bo kto wiedział jak tak naprawdę czuje się Sofia kiedy stoi przed swoim byłym facetem, z którym łączyło chyba więcej niż tylko kilka wspomnień?
- Już przestań. Pracujemy w jednym miejscu, więc chyba zdążyłeś się przyzwyczaić do mojego widoku w Ministerstwie. – Ucięło krótko posługując się swoim ostrym jak brzytwa język – ton jej głosu jedynie mógł zdradzić jej lekką irytację, kiedy odkryła jak bardzo wkurza ją fakt, że jej pojawienie się równa się ze spotkaniem z duszkiem Casprem. Zmarszczyła brwi i bez słowa już oddała mu swój płaszcz, który lada chwila oblecze swoim ciężarem jeden z wieszaków znajdujących się w pomieszczeniu. Nie odpowiedziała mu już na jego zaczepkę – według jej mniemania już wystarczyło, że pozwoliła mu się dotknąć był w porządku wobec niego – na więcej niech nie liczy – przynajmniej tak sobie powtarzała w myślach.
Gdy już znalazł się przed nią i o dziwo zgodził się z jej stwierdzeniem rozluźniła się usatysfakcjonowana – włoska krew odpłynęła z jej twarzy, a i ona postanowiła zerknąć na swojego kompana nieco łaskawszym okiem. Kąciki jej ust uniosły się ku górze i zaraz opadły, gdy ten przesunął w jej stronę srebrną papierośnicę, która błysnęła jakby z niej szydząc. Jej piwne spojrzenie najpierw prześlizgnęło się po niej, a dopiero później po twarzy van Dykena, który spoglądał na nią uprzejmie jednocześnie odpalając pierwszego papierosa. Zosia zauważyła ze zdziwieniem, że dalej pali te same fajki i dalej używa zapalniczki, którą podarowała mu szmat czasu temu – znajome ciepło rozlało się po jej trzewiach informując ją, że chyba zbyt wiele sentymentów działa na nią w sposób wysoce upokarzający. Z rozrzewnieniem przeczesała palcami burzę ciemnych włosów zastanawiając się czy też przyjąć propozycję egzekutora czy też grzecznie odmówić. Ssanie w żołądku i suchość w ustach jednak nakazywały coś innego. Delikatny rumieniec wpełzł na lico Włoszki kiedy ta jakby przyczajona czy co więcej – speszona sięgała po papierosa. Spuściła wzrok, by nie ujrzeć w oczach Liama tego samego złośliwego błysku, który zawsze widziała kiedy potajemnie wymykali się na fajka. Tradycją było już to w jaki sposób ta młoda kobieta ukrywała przed światem fakt, że popala od czasu do czasu. Trochę często. Bardzo.
- Odpal mi. – Miauknęła nieporadnie zła na siebie, że znowu wdaje się w bycie nastoletnią dziewuchą, która powierzała Liamowi wszystkie swoje sekrety. To przy nim zaczęła palić, tak samo jak przy nim nauczyła się kilku sprośnych gestów, których wolałaby chyba już nikomu nie pokazywać. Pochyliła się w stronę mężczyzny czekając aż ten spełni jej prośbę, po czym uniosła czujne spojrzenie na jego facjatę zaraz po tym jak wypowiedział pewnego rodzaju dwuznaczność. Twarz kobiety stężała, kiedy próbowała odgonić od siebie obraz dwóch rozpalonych ciał, cichych stęknięć, ciepłoty drugiej osoby, którą był właśnie on. Wytrzymała jego wzrok nie pozwalając sobie na wszelkiego rodzaju przypominajki, które mogłyby ją w chwili obecnej bardziej zaboleć niż zdenerwować. Zaciągnęła się papierosem, czując przyjemne wypełnienie dymem płuc i odchyliła się zaraz, na nowo wygodnie układając się na krześle. Przez ten czas nie spuszczała piwnych ślepi z twarzy śmierciożercy. Wysłuchała jego paplaniny dotyczącej jakiś dziwnych niemieckich stworzeń, których za nic nie kojarzyła i kiwnęła głową zaciągając się po raz kolejny. Wypuściła dym chwile potem, który wpierw wsiąknął w atmosferę, a dopiero potem w jej włosy, lico i ubranie. Wygięła usta w uśmiechu.
- Daruj sobie. – Zaczęła, słysząc tytuł, którym się posłużył by się do niej zwrócić. Nie miała ochoty na podśmiechujki z jej awansu, który otrzymała za swoje dokonania.
- Wiem, że pracuje w szkole. Bardziej interesują mnie fakty, o których nic nie ma w naszych aktach. Zastanawia mnie to czy wiesz coś o Miltonie o czym my nie wiemy? Przecież ze sobą pracowaliście. – Wyłożyła sprawę niemal od razu nie bawiąc się w niepotrzebne półsłówka. Interesowało ją wszystko czego mogła nowego dowiedzieć się o Harrym. Zaniepokoił ja fakt, że Wilson węszył w jego sprawie – nigdy nie było wiadomo co ten kombinował, a gdyby Sofia dowiedziałaby się czegoś więcej na temat tego pierwszego to może miałaby pewnego rodzaju przewagę nad swoim szefem? Miałaby asa w rękawie, którym mogłaby albo dobić wampira albo go uratować.
Gość
avatar

Biuro Egzekutora Empty
PisanieTemat: Re: Biuro Egzekutora   Biuro Egzekutora EmptyNie 07 Cze 2015, 23:32

To, że pracowali w jednym miejscu, wcale jeszcze nie oznaczało, że mieli obowiązek widywać się regularnie. Departament kontroli magicznych stworzeń i biuro egzekutora nie było po drodze do siedziby aurorów, dlatego też gdy van Dyken zerwał z Clintonówą, ich ścieżki przestały się splatać. W przeszłości rzecz jasna sprawy miały się inaczej. Zupełnie inaczej.
- Nigdy nie przywyknę do Twojego widoku – powiedział prawdopodobnie nie dość obojętnym głosem i szybko pożałował swych słów. Wiedział, że po pamiętnej nocy Sofia źle przyjmowała jego komplementy, a dziś nie planował wyprowadzać jej z równowagi. Skoro odwiedziła go w gabinecie musiała przychodzić w poważnej sprawie. Nie mógł jednak zaprzeczać faktom. Do włoskiego ciała nie sposób było się przyzwyczaić, zwłaszcza jeśli w Twojej pamięci przewijają się obrazy na wspomnienie których przechodzą Cię dreszcze.
Młody śmierciożerca zignorował zupełnie zignorowanie jego słów przez byłą ukochaną, powinien się był przyzwyczaić, że przez brak kultury osobistej będzie próbowała manifestować swoją niezależność i podkreślić jak wielką łaskę okazuje mu pozwalając na kontakt fizyczny. Liam nie przejął się tym zupełnie, niech sobie manifestuje co chce, byle nie miała nic przeciwko jego dotykowi. Dzisiaj płaszcz, ale kto wie co będzie jutro, albo jeszcze dziś, lub nawet za kilka minut. Śnieżnobiała koszula młodej Pani Auror wyraźnie prosiła się o odpięcie kilku guzików. Van Dyken jednak - nie chcąc zdradzić targających nim emocji i pragnień - zachowywał uprzejmy wyraz twarzy.
- Twoje ulubione -  odparł skinąwszy głową gdy Włoszka sięgnęła po papierowa a jego usta wykrzywiły się w uśmiechu samozadowolenia. Na prośbę kobiety podniósł się nieznacznie z wygodnego siedziska i zbliżył zapalniczkę do jej papierosa. Nawet jeśli ubiór jego partnerki rozmowy nie był wyzywający, mężczyzna z trudem powstrzymał się od rzucenia okiem w stronę dekoltu, a w tym przypadku raczej obojczyków, które mogły przywołać w obecnej chwili niewygodne dla byłych kochanków wspomnienia. Zwłaszcza, że pozycja w której się aktualnie znajdowali przywodziła na myśl przeróżne możliwe wariacje na temat scenariusza wydarzeń w które mogłaby się przerodzić.
Młody Śmierciożerca wstrzymał na chwilę oddech, ale już po chwili opadł ponownie na fotel i schowawszy w kieszeni zapalniczkę otrzymaną swego czasu od Sofii, poszedł za jej przykładem, co sprawiło, że w pomieszczeniu zrobiło się sino od dymu. Włoszka nie wyglądała na zainteresowaną jego opowieścią o Erklingach, co przyjął szczerze mówiąc z ulgą, uważał, że im mniej osób wie o jego poczynaniach w tej sprawie tym lepiej. Pan Poebre, jako, że pochodził z Belgii mógł wydawać się nudziarzem, ale doświadczenie nauczyło egzekutora, że nudziarze w swoim nudnym życiu często mają dużo czasu na ćwiczenie sztuki magicznej. Nigdy nie wiadomo jakich metod będzie musiał użyć do pacyfikacji niewygodnego osobnika i jego pupilków, a identyfikowanie jego osoby z niewygodnymi faktami to ostatnia rzecz na której mu zależało.  Bez większych pretensji przeszedł zatem do właściwego tematu rozmowy, do Miltona.
-Gratulacje były szczere, jesteś trochę przewrażliwiona na moim punkcie, wiesz? – odparł spokojnym głosem na zirytowany ton byłej ukochanej. Wypominanie czegoś Włoszce, z zwłaszcza przywar dotyczących jej osobowości nie było najrozsądniejszą rzeczą pod słońcem, ale i Liam nie należał do ludzi nadwyraz rozsądnych, toteż stąpanie po niepewnym gruncie nie sprawiało mu najmniejszych problemów, a może nawet sprawiało swego rodzaju przyjemność.
-Zapytałem pierwszy  - powiedział krótko młody Śmierciożerca gdy ostentacyjnie zignorowano jego - najwyraźniej uznane za niepoważne - pytanie.
Włoszka niemal natychmiast wyłożyła kawę na ławę, mógł się tego spodziewać, w końcu zapewne nie zamierzała spędzić w jego biurze czasu dłuższego niż nakazywały jej obowiązki.
- Harry to poczciwy facet w średnim wieku, co tu dużo mówić – zaczął jakby od niechcenia obecny Egzekutor - Faktem jest, że pracowaliśmy w tym samym departamencie, ale wciąż nie jestem pewien czego dokładnie ode mnie oczekujesz i obawiam się, że nie będę w stanie Ci pomóc dopóki nie zdradzisz mi dlaczego Aurorzy się nim interesują – dodał rzeczowym tonem, nie chcąc by Sofia opacznie zrozumiała jego -uprzejme przecież- słowa.
Sofia L. Clinton
Sofia L. Clinton

Biuro Egzekutora Empty
PisanieTemat: Re: Biuro Egzekutora   Biuro Egzekutora EmptyPon 08 Cze 2015, 02:11

Zazwyczaj tak jest, że jeżeli nie mamy ochoty się z kimś widzieć, to nieważne czy mieszkamy w jednym mieście czy pracujemy w jednym miejscu to zawsze się na nią natniemy. W ich przypadku było o wiele łatwiej. Bo chociaż mieszkali niemal po sąsiedzku to awersja obydwojga uniemożliwiała im spotkanie na neutralnym gruncie – na jakimkolwiek gruncie tak po prawdzie. Unikali się jak ognia, jak tylko mogli, byleby na siebie nie wpaść. Nie chodziło tutaj o niesnaski, o niedopowiedziane słowa, a raczej o gniew Włoszki, który momentami wychodził spod jej kontroli. Nie warto było budzić smoka, kiedy nie wiedziało się do końca do czego zdolna była ponętna pani auror. Nie zapominajmy również kto był sprawcą tych kilku blizn, które naznaczały ciało młodego śmierciożercy. Gdyby spotykali się częściej po ich burzliwym zerwaniu najpewniej do dzisiaj van Dyken byłby sławnym, co prawda czarodziejem, ale przy tym kalekim. Całe szczęście, że Sofia przyzwyczaiła się do pustki w sercu, którą pozostawił po sobie Liam. Czy teraz starała się ją zapełnić czy może czekała na cud?
Cud w postaci nutki goryczy, która przebijała się przez głos jej byłego narzeczonego, który jakoby stwierdzał, że jej widok jest dalej czymś niezwykłym? Nie sposób było mu odmówić taktu i czaru, dlatego jedyne na co się zdobyła to rozbawiony uśmiech i para migoczących ciemnych oczu. Nie powiedziała kompletnie nic bo wiedziała, doskonale pamiętała jak Liam reagował na jej dotyk, na jej szept przy swoim uchu, na jej pocałunki i całą resztę, o której tylko oni mieli pojęcie. Te czasy już minęły, to na pewno, co oboje odkryli z pewnego rodzaju smutkiem, który oznaczył się na ich twarzach, chociaż nie tak głęboko jak by się spodziewali. Wolała nie powracać wspomnieniami do tych wszystkich upojnych chwil, które spędzili wspólnie w swoim towarzystwie kilka lat temu – zaraz po skończeniu szkoły. I chociaż ich związek rozpadł się ledwie trzy lata temu, ona dalej myślała, że pamiętna lipcowa noc odbyła się kilka dni temu. Zupełnie jakby to było wczoraj. Dziwne wspomnienie spotęgował jeszcze dym tytoniu, który unosił się nad ich twarzami – kolejny punkt zaczepny, kolejna rzecz, która ich połączyła. Clintonówna poczuła się dziwnie – znowu wspominała to wszystko z rozrzewnieniem, zupełnie jakby była kobietą mocno już podstarzałą, która straciła w życiu wiele. Wiele okazji do czynienia zła czy dobra? Potrząsnęła ciemnymi włosami i ponownie zaciągnęła się papierosem odwracając przy tym wzrok. Nie chciała, by między nimi znowu pojawiło się coś, co można byłoby uznać za niestosowne, za przejaw napięcia seksualnego, które wyczuwalne było już z odległości tych kilkunastu centymetrów, które dzieliło ich wówczas gdy mężczyzna podpalał jej papierosa. Poczuła się nieswojo, bo przecież nie miało tak być. Miała go nienawidzić do grobowej deski za to co jej zrobił, a ona jak gdyby nigdy nic przypomina sobie stare i dobre czasy, w których łączyło ich coś więcej niż przynależność do jednego domu w Hogwarcie.
Dlatego by skierować ich rozmowę na normalny, ten porządny tor strzepnęła tytoń z papierosa lekkim ruchem palca i rzuciła teczkę z dokumentami na biurko – te dotychczas spoczywały na jej kolanach. Nie podobało się jej podejście Liama do tej sprawy - nie on tutaj powinien dyktować warunki, tylko ona. Nie przyszła tutaj na wspomniane ploty i pogaduchy, ani nawet na kawę, którą przytargała tutaj ze sobą. Widząc jednak, że van Dyken zbiera się do powiedzenia czegoś więcej niż tylko głupie teksty wyprostowała się jak struna czując nie tylko pełen emocji dreszczyk na ciele, ale i coś ostrzegawczego – teoretycznie mogła robić co chciała, mogła prowadzić własne śledztwa, ale co by było gdyby Wilson dowiedział się gdzie w tej chwili przebywa? Dostałaby reprymendę za przebywanie w towarzystwie swojego byłego chłopaka, na którego teraz spoglądała jak gdyby nigdy nic? Zauważyła, że nic się nie zmienił – czas go oszczędził, nie dorzucił mu sieci zmarszczek, ani nie przyprószył jego gęstych włosów siwizną. Uśmiechnęła się, bo zastanawiała się jak też ona mogła wyglądać teraz w jego oczach. Nigdy o to nie pytała, nie zabiegała również o komplementy, a może powinna?
- Wydaje mi się mój drogi, że to ja tutaj zadaję pytania, nie Ty. – Powiedziała powoli ważąc odpowiednie swoje słowa, by nie zabrzmiała jak swój własny szef, a ona. Uśmiechnęła się przy tym niezwykle promiennie – o dziwo przyjemny grymas dotarł do jej ciemnych patrzałek, co mogło jedynie oznaczać szczerość wypowiedzianych jej słów.
- Dlatego byłoby naprawdę miło, gdybyś podzielił się jakimś mało znaczącym faktem, który być może pomógłby mi w czymś. – Kontynuowała ze wzrokiem utkwionym w jego jasnych oczach przesunęła nim po linii szczęki, przez grdykę aż doszła do szaty. Sama nie wiedziała dlaczego tam właśnie poszybowało jej spojrzenie i szczerze mówiąc wolałaby nie wiedzieć. Tak samo jak wolałaby nie zdradzać wszystkich szczegółów jej tajnego wywiadu.
Korzystając z okazji pochyliła się znów nad kochankiem i wydmuchała dym w jego stronę, może trochę zbyt bezczelnie, ale nic to, wiedziała, że może sobie na coś takiego pozwolić. To dało jej kolejną chwilę na zastanowienie się co dalej. W końcu oparła swoją dłoń na jego ręce - zrobiła to instynktownie mając nadzieję, że zwróci to uwagę młodzieńca, że sprawa jest poważna.
- Jeden auror póki co, Liam. I wolałabym nie mówić głośno o tym po co tutaj przyszłam, więc pozwól, że o wszystkim poinformuję Cię ciut… później. – Dokończyła, ściszając głos, by uwiarygodnić swe słowa.


Gość
avatar

Biuro Egzekutora Empty
PisanieTemat: Re: Biuro Egzekutora   Biuro Egzekutora EmptyWto 09 Cze 2015, 00:48

Wypełniający pomieszczenie dym papierosowy przywoływał wspomnienia. Unosząca się wokół biurka delikatna, bladoszara mgiełka zdawała się koić wzburzone zmysły siedzących naprzeciw siebie byłych kochanków. Przynajmniej tak było w przypadku Liama, którego palenie od zawsze wprowadzało w stan błogiego spokoju. Prawdopodobnie gdyby nie papieros w ustach, wlepione w niego spojrzenie brązowych tęczówek Włoszki mogłoby wywołać u mężczyzny delikatne dreszcze a może nawet swego rodzaju podekscytowanie. A tak, zwyczajnie odwzajemniał jej w pewnym sensie zuchwały wzrok i starał się nie dać po sobie poznać, że pod czaszką plączą mu się nieczyste myśli związane z młodą panią Auror. W przeciwieństwie do swojej byłej ukochanej, van Dyken nie kipiał nienawiścią na widok drugiej połówki. Tak po prawdzie, to nienawiść już dawno mu przeszła, bo i owszem, ponad 3 lata temu, gdy jeszcze byli razem, zdarzało się, że z trudem mógł w ogóle patrzeć na wiecznie zadowoloną z siebie twarz Łowczyni czarnoksiężników. Młody Śmierciożerca po dziś dzień doskonale pamięta narastający gniew który wypełniał jego trzewia, gniew który w spływał do zaciskających się pięści. Ostatnie miesiące ich związku minęły mężczyźnie na opanowywaniu buzującej w nim frustracji i potrzeby wyładowania agresji. Wszystko zmieniło się jednak w pewną nad wyraz gorącą, lipcową noc. Temperamenty dwojga kochanków i niekontrolowana eksplozja uczuć niemal zamieniły ich wspólne mieszkanie w gruzowisko. Jednak lata które van Dyken spędził pod skrzydłami swojego Wuja Breseana, sprawiły, że nienawiść która wcześniej nieznośnie krążyła w jego żyłach, znalazła upust w służbie Czarnemu Panu. Jakkolwiek niedorzecznie by to nie brzmiało, przynależność do Śmierciożerców sprawiła, że mężczyzna łagodniejszym wzrokiem spoglądał na Sofię. Teraz, gdy bez problemów mógł mordować jej bezczelnych współpracowników, odczuwał przedziwny spokój.
Czar niemal intymnego zbliżenia prysł jednak gdy temat rozmowy zszedł na sprawy zawodowe, zwłaszcza, że ostatnio każda wymiana zdań tej dwójki nie prowadziła do nieczego dobrego. Na domiar złego Włoszka zdawała się nie chcieć dać za wygraną i trwała w swoim dość niedorzecznym przekonaniu, że to ona dyktuje tutaj jakiekolwiek warunki.
-Wiesz, nie musisz być taka szorstka, kulturalny rozmówca nim zada własne pytanie, wpierw odpowiada swemu kompanowi, a przecież nie ma potrzeby by rozmawiać niekulturalnie, nieprawdaż? - odpowiedział może zbyt obcesowo Liam któremu nie spodobała się próba narzucenia mu czyichś warunków, nawet jeśli tym kimś była ponętna, uśmiechająca się doń szeroko kobieta. Aby jednak nieco złagodzić dość negatywny wydźwięk swych słów, już po chwili dodał:
- To nie tak, że nie chcę współpracować, w końcu wszyscy zawdzięczamy wam, Aurorom względne bezpieczeństwo, naprawdę chciałbym Ci pomóc, ale nie wiem nawet do czego mam się odnieść podczas wyciągania brudów Harry’ego, przecież nie proszę o żadne szczegóły – rzekł wzruszywszy ramionami, bo tak szczerze mówiąc to niezbyt przejmował się tym całym śledztwem w sprawie jego byłego szefa. Nudziarz jakich mało.
W przeciwieństwie jednak do Sofii, która po udzielonej mu odpowiedzi, wykonała zbyt bezpośredni gest by pozostawić go bez echa. Liam uniósł nieco brwi, jednak reszta jego omotanego dymem ciała pozostałą niewzruszona. Co też Włoszka właściwie sobie wyobrażała? Czy naprawdę sądziła, że wystarczy delikatny dotyk jej idealnego ciała, a młody mężczyzna wyśpiewa wszystko jak na spowiedzi? Jeśli tak, to najprawdopodobniej miała rację. Poczuwszy dłoń byłej ukochanej, Śmierciożerca drgnął nerwowo, co niestety zapewne nie umknęło jej uwadze. Wcześniej spokojne tęczówki van Dykena, teraz zaczęły nieposłusznie zerkać na szyję kobiety, która zdawała się być niemal stworzoną do pocałunków.
-Rozumiem, że nie chcesz zdradzać swoich sekretów Słonko, ale hmm…skoro tak stawiasz sprawę…Może zacznijmy od tego, że Harry nigdy nie zabierał na polowania współpracowników, właściwie to nic nadzwyczajnego, Ja też wolę zostawiać całą zabawę dla siebie, ale z tego powodu nie mogę zbyt wiele powiedzieć o jego metodach – odezwał się Liam po chwili zastanowienia. Tak naprawdę niewiele wiedział o Miltonie, a na dodatek w obecnej chwili jego myśli zaprzątał ktoś inny.
Sofia L. Clinton
Sofia L. Clinton

Biuro Egzekutora Empty
PisanieTemat: Re: Biuro Egzekutora   Biuro Egzekutora EmptyWto 09 Cze 2015, 12:26

Sofia paliła, bo lubiła smak niezależności. Lubiła dotyk filtra na jej ustach, tak samo jak zapach tytoniu i błękitno – szarą strużkę dymu unoszącą się nad jej twarzą. Wszystko to idealnie ze sobą współgrało, tak samo jak współgrało z jej charakterem i stylem bycia. Chyba nikt nie może sobie wyobrazić panny Clinton bez papierosa, prawda? I chociaż teoretycznie bardzo skrzętnie chowała swoją tajemnicę przed resztą to tak szczerze mówiąc niemal każdy widział ją z fajkiem w ustach. Prócz rodziców oczywiście, to przed nimi dalej stwarzała pozory bycia jakże poważną panią auror, która swoją pozycję wcale nie zawdzięcza umiejętnościom ani ciętym językiem. Wolałaby, by ten stan rzeczy taki pozostał, mimo, że od jej pierwszego i niestety bądź stety wspólnego papierosa z Liamem minęło już ponad dziesięć lat. Na kolejne wspomnienie westchnęła z rozrzewnieniem odsuwając niedopałek od pełnych warg i gasząc o w popielniczce usytuowanej na samym środku blatu tuż obok srebrnej papierośnicy, która zawsze czekała gotowa na chorą zachciankę swojego właściciela. Sięgnęła natomiast po kubek zimnej już niestety kawy z automatu, co wcale nie przeszkodziło jej w ugaszeniu swojego pragnienia. Skupiwszy się na przyjemnie chłodnym i energetycznym smaku czarnej śmierci – która o dziwo kojarzyła się z jej szefem – podniosła skupione spojrzenie na swojego rozmówcę praktycznie niewzruszona niczym co się wokół nich dzieje. Nie zwracała uwagi na delikatną nutę zaczepienia w obu wypowiedziach, na sposób w jaki formułował zdania, ani na to co ich łączyło niedyś. Przynajmniej się starała i wyglądała na taką, bo niepokoił ją fakt, że coraz częściej rozmyślała o ich rozstaniu – może to właśnie wtedy powinna mu wybaczyć? Odstawiła pusty już kubek z trzaskiem – o ile to możliwe – na blat i wygładziła spódnicę na udach, która niebezpiecznie przesunęła się zbyt wysoko jak na jej gust. Nie można powiedzieć, że go nienawidziła – prawdopodobnie było tak przez pierwszy rok po ich burzliwym rozstaniu, do którego doprowadzili oboje. Nie było co się oszukiwać, zarówno on jak i ona mieli swoje za uszami. Być może – a raczej na pewno Sofia była trudnym partnerem, który chełpił się każdym swoim zwycięstwem i celami osiągniętymi w życiu, ale czy jej facet nie powinien ją wspierać w jej działaniach? Nie. Wolał po pijaku wskakiwać do łóżka obcych panien, które najpewniej dały mu więcej miłości i ciepła niż tego potrzebował. Z uśmiechem pełnym goryczy odsunęła się nie wiedząc nawet jakie w tej chwili uczucia płyną w jej żyłach. Czy go toleruje, czy może z czystym sumieniem powiedzieć, że go lubi? Czy potrafiłaby się przyznać sobie do swoich błędów, które popełniała za czasów bycia nastoletnią narzeczoną ów śmierciożercy?
- Zarzucasz mi brak kultury, Liam? – Spytała niezwykle uprzejmie, z chłodną rezerwą, którą nawet teraz dało się wyczytać z jej ciemnych tęczówek. Przyszła tutaj by wykonać swoje zadanie, które sama sobie narzuciła. Mógł z nią współpracować, bądź też nie. Z racji piastowania wyższego stanowiska niż on powinien łaskawie z nią wejść w konszachty, ale skoro ten tak stawiał sprawę. Doskonale wiedział, że Clinton jest temperamentna i najpierw mówi, a potem myśli – tak głównie działała podczas wszelkiego rodzaju zebrań, narad czy przesłuchań jak było i w tym przypadku. Uśmiechała się dalej, nieco zbyt sztucznie, można by rzec, ale cóż mogła innego zrobić? Obawiała się, że jeżeli utnie mu rękę reszta pracowników byłaby wielce oburzona, że napadła na ich egzekutora. A dość już miała wszelkich problemów, dlatego grzecznie trzymała ręce przy sobie.
- A ja nie proszę o wyciąganie jakichkolwiek brudów jak to nazwałeś, ale o zwykłe przekazanie kilku informacji, o których możemy nie wiedzieć. – Odgryzła się niemal od razu nie zwracając uwagi nawet na załagodzenie słów przez van Dykena. Podburzył jej wewnętrzny spokój, do tego stopnia, że delikatny z początku dotyk jej dłoni nasilił się – kobieta złapała za rękę swojego ex kochanka i spojrzała mu w oczy czekając na ciut więcej informacji niż tylko wytykanie jej sposobu prowadzenia przesłuchania i obcesowość, którą obrosła. Wyczuła jego drgnięcie, oszołomienie, a w końcu uległość, która tym razem przypadła jej do gustu. Tym razem prawdziwy i sympatyczny grymas pojawił się na jej licu – pokusiła się nawet o pieszczotliwe przesunięcie kciukiem po wewnętrznej stronie jego ręki. Puściła dłoń mężczyzny jednak szybko, zaraz po tym jak otrzymała coś co ją zainteresowało, ale i również dlatego by nie obudzić w sobie dawnych uczuć. Postukała długimi palcami o blat wiekowego biurka i kiwnęła w zastanowieniu głową. Niby nic nadzwyczajnego, to prawda, ale nie każdy Egzekutor prowadzi biznes w pojedynkę. Nie kiedy ma zaufanego jakby się wydawało pomocnika.
- Czy zawsze wybierał się sam na egzekucję, czy, hm, polowania? Nigdy przy nim nie byłeś? To dziwne, bo pracowaliście ze sobą trochę czasu. – Zmarszczyła brwi porywając ze stolika swój notes, w którym zapisała kilka słów, zlepek info otrzymanych od Liama, poszlaki, które mogłyby coś jej dać, gdyby odpowiednio poprowadziła własną sprawę. Ponownie miała się odezwać, gdy do pomieszczenia utrzymanego w tak smutnych szarościach wpadło coś, na czym warto byłoby się skupić i spalić. Niestety, panna Clinton zajęta dumaniem nad Miltonem nie zauważyła, że to co przyleciało będzie gorsze niż potyczki słowne z van Dykenem.
Wyjec.
Minęło chyba sto lat odkąd otrzymała takowego. Ostatni jaki do niej wpadł był od jej ojca, kiedy dowiedział się, że zerwała z tak świetną partią jaką był dla niej młody czarodziej, który najpewniej przyglądał się jej teraz z uwagą. Włoszka zacisnęła dłoń na piórze – dosłownie przez chwilę, gdy włosy opadały jej na twarz pochylona nad pergaminem wyglądała jak ta Zosia sprzed lat i zerknęła na kopertę, która zagrzmiała dobrze znanym jej głosem. Zanim wyjec się odezwał rzuciła jeszcze jedno niezidentyfikowane spojrzenie ku mężczyźnie i westchnęła, wysłuchując już w ciszy słów nagany, które były skierowane właśnie do niej. Nie wiedziała skąd Jared wie, gdzie ta się znajduje – przecież wpadła tutaj bez zapowiedzi, nie mówiła o tym dosłownie nikomu, więc? Patrzyła tylko jak koperta rozdziera się na strzępy, po czym słysząc bicie własnego serca – nieco za szybkie odwróciła się ponownie w stronę Liama i wzruszyła ramionami, nie wiedząc czy powinna przeprosić za to wydarzenie sprzed chwili.
- Szefowie. Przepraszam. – Skomentowała do granic możliwości napiętym głosem i przesunęła wzrokiem z powrotem na swoje notatki. Dalej nie dawało jej to spokoju, że Wilson śledzi jej każdy ruch.
- Powracając… Chyba towarzyszyłeś chociaż raz Miltonowi podczas eskapady? Chociażby od razu po rozpoczęciu pracy. – Starała się kontynuować rozmowę sprzed kilku chwil, nie zwracając uwagi na ostrzeżenie, które zostało jej wysłane. To oczywiste, że nie zamierza tańczyć tak jak jej zagra Jared. Nie teraz, kiedy zajmowała się swoimi sprawami. Zaszurała krzesłem, gdy usłyszała nieśmiałe pukanie do drzwi i wstrzymała oddech zastanawiając się czy to właśnie Jej Gburowata Mość przypadkiem po nią nie idzie. Tym razem spojrzała na Liama przestraszona i och, tak bardzo chciałaby dotknąć jego ręki, by poczuć jakiekolwiek, a najlepiej znajome ciepło, które odrobinę by ją uspokoiło. Nie zrobiła niczego takiego, bo do gabinetu wszedł nieopierzony auror, który pojawił się dosłownie na dwie sekundy – po to by wręczyć Zosi liścik, ukłonił się egzekutorowi i wybiec wraz z pierwszym powiewem wiatru. Włoszka wczytała się w tekst i poczuła jak zimny dreszcz przechodzi wzdłuż jej kręgosłupa, zdając sobie sprawę, że jej sytuacja jest… nieciekawa.
- Za trzy minuty będziemy mieć gościa. – Odparła grobowym tonem, kierując błyszczące spojrzenie na mężczyznę jednocześnie gniotąc kawałek pergaminu w dłoni. To, że jest niżej postawiona od Wilsona nie znaczy, że nie może robić czego chce. Nie będzie robić czegoś wbrew swojej woli, dlatego twardo siedziała w jego gabinecie – błąd, wstała, by wpierw wyrzucić krótką notkę i zaczęła przechadzać się wokół biurka, by w razie czego móc zwyczajnie schować się przed kochankiem. Za eks kochankiem.
Tak właśnie.
Jared Wilson
Jared Wilson

Biuro Egzekutora Empty
PisanieTemat: Re: Biuro Egzekutora   Biuro Egzekutora EmptyWto 09 Cze 2015, 13:43

Nie lubił, gdy podwładni nie wykonywali jego poleceń. Przywykł, że gdy mówi czego żąda, jest to natychmiast spełniane. Bez zająknięcia, bo on jest szefem i nie ma czasu na pierdoły jakimi jest na przykład nieposłuszeństwo. Dzięki surowemu traktowaniu pracowników Jared wyrabiał ponad normę. Zebrali więcej informacji na temat paru Śmierciożerców, wiele śledztw martwych od lat w końcu ruszyło pełną parą, wydano dekret, dzięki jego interwencji i w końcu, po tylu latach bezczynności, Biuro Aurorów wzięło się do roboty. Zmniejszyła się szacowana ilość zgonów w ciągu miesiąca, dzięki krótkiemu trzymania aurorów. A tutaj pojawiała się mała, malutka aurorka, która miała w nosie jego stanowisko. Była jak drzazga w oku. Przez całą drogę z najwyższego piętra tutaj przeklinał pod nosem.
Nic jednak się nie równało z wściekłością, gdy do jego uszu dotarła wiadomość o pobycie panny Clinton w Biurze Egzekutorów. Nic się przed nim nie ukryje, a w szczególności nic, co miało związek z tą aurorką. Nie chodziło o awansowanie jej i nadanie nowego tytułu. W biurku Jared miał wszystkie dokumenty dotyczące i jej i Halla. Miał nawet metryki ich urodzin, historię chorób, grupę krwi, dyplom za wygrany konkurs ortograficzny, każdy zwitek papieru, na którym widniał ich podpis oraz nazwisko. Dokładnie poznał dane osobowe ich rodziny, zebrał każdą, nawet najmniejszą informację z ich przeszłości i oni o tym nie wiedzieli. Nie byli świadomi, że Jerry ich dokładnie sprawdził. Ani tego, że dobrze wiedział gdzie są i co robią. Zostali wcieleni do jego najbliższego grona, a więc jeśli miał im zaufać, musiał wiedzieć o nich wszystko.
Akurat pobyt Sofii w biurze dotarł do niego przypadkiem, gdy słyszał rozmowę dwóch jegomościów, którzy na jego oczach omawiali zgrabne pośladki panny Clinton podziwianych, gdy szła do Biura Egzekutorów. Prawie rozwalił ich szczęki, jednak powstrzymał się przed wybuchem. Wysłał dwa ostrzeżenia kobiecie, a oba zignorowała, bo gdy wyszedł z zebrania kierowników i szefów, nie widział jej w zasięgu wzroku. Poprosił, dwa razy poprosił ugodowo o spełnienie służbowego polecenia i nie zostało ono wykonane. Jerry nie potrafił opisać gniewu i niesamku na myśl, że Sofia przebywa w gabinecie van Dykena. Nie podobało mu się jak rozmawiali w sali posiedzeń. Bezbłędnie odczytał spojrzenie mężczyzny i od razu zrozumiał, że ktoś chce dobrać się do majtek Włoszki. Nawet ślepiec zauważyłby wygłodniałe spojrzenie Liama, a zastając ich razem w jednym pomieszczeniu, sam na sam, hamował chęć rozszarpania jegomościa na strzępy. Nie mógł pozwolić na rozwój ich relacji, bo odkąd chwilowo wprowadził się do sypialni aurorki, uważał ją za swoją własność. A to oznaczało, że każdy, komu ślinka będzie ciekła na widok Sofii, dostanie w zęby.
Wcisnął się do windy i w ciągu półtorej minuty stał na wycieraczce przed gabinetem Egzekutora. Milton zrezygnował, a teraz jego miejsce zajmowało to ścier...ten człowiek, którego nie lubił na wstępie. Darował sobie pukanie. Otworzył drzwi na szerz i wszedł do środka bez powitania. Zajął drzwi wzdłuż i wszerz, zatrzymując się w progu. Odnalazł od razu Sofię i skrzyżował z nią ciemne, zirytowane ślepia. Nie mieli ostatnio czasu. Zebrania, negocjacje i rozmowy wypełniły grafik Wilsona przez bite dwa tygodnie i nie miał kiedy iść do Sofii i odpocząć w jej ramionach. W Ministerstwie wrzało i w dzień w dzień zaczynał pracę o piątej rano, a kończył o dwudziestej trzeciej. Czasami zostawał do drugiej w nocy, aby upewnić się dwa razy, że wszystko jest na swoim miejscu. Niestety, Sofia nie była na swoim miejscu. Prześledził wzrokiem wyraz jej twarzy, odłożył na później zmaltretowanie tych cholernie kuszących warg, bo wiedział, że najpierw musi ją stąd wynieść - dobrowolnie albo siłą, sama wybierze. Widział, że jest niepewna i zdenerwowana wyjcem oraz listem, jaki dostała. Doskonale. Znajdzie sposób, aby nauczyć ją wykonywania rozkazów. Bunt na pokładzie był zakazany.
- Ignorujesz moje polecenia. - wycedził przez zaciśnięte zęby. Wielkimi krokami wielki czarny olbrzym przeszedł przez gabinet, nie zauważając van Dykena. Zatrzymał się przy Clintonównie i przeszywał ją wzrokiem, niemo nakazując jej natychmiast opuścić gabinet. Znała też już czarne błyski w ślepiach, a więc mogła ona, tylko ona zauważyć jakie przeżywa piekło na samą myśl, że ona tutaj siedzi z tym człowiekiem, który powinien dostać w zęby za samo istnienie. Przestał na chwilę pożerać wzrokiem odsłoniętą szyję i zerknął na biurko i papiery, które tam leżały. Od razu spostrzegł, że przeprowadzała przesłuchanie. Wziął do ręki dokumenty i przyjrzał się im dokładniej.
- Hall przejmuje tę sprawę. Przesłuchania przeprowadza się w specjalnie wydzielonym do tego pokoju. Odsuwam cię od tego, dostaniesz inny przydział. W moim gabinecie. - oznajmił grobowo i dopiero po paru minutach zwrócił uwagę na właściciela pomieszczenia. Wyjął z tylnej kieszeni spodni rulonik pergaminu i rzucił go niedbale na biurko.
- W Brazylii szaleje szyszymora. Minister mówi, że uporasz się z tym w ciągu dwóch tygodni. - powiedział neutralnie, obojętnie, choć wzrokiem zabijał młodzieniaszka i wysyłał mu ostrzegawcze spojrzenie. Celowo poszperał tu i tam i chociaż nie był szefem Liama, był w stanie znaleźć mu małe zajęcie, dzięki któremu pozbędzie się go na jakieś dwa tygodnie. Za granicę, czyli utnie doskonale kontakt między nimi, bo nie podobało mu się, że w ogóle rozmawiają. Przez ten czas Sofia dobitnie zrozumie kto ma teraz i już zawsze prawo do jej ciała. Nie wiedział co ich łączyło i lepiej, aby się nie dowiadywał. Wilson nie był tylko wściekły, chorobliwie zazdrosny ale też się zaniepokoił. Zapaliła mu się w głowie lampka. Nie może wypuścić z rąk Clintonówny, bo dopuścił ją do siebie trochę zbyt blisko. Teraz nie mógł odpuścić, bo było już za późno. Co prawda Jerry wmawiał sobie, że gdy się znudzi to po prostu zerwie kontakt, wyśle ją do Włoch i znajdzie sobie kogoś innego, ale jakoś nie kwapił się do realizowania tego planu. Jeszcze się nie nudził, jeszcze czuł się jak głupi nastolatek, który nie mógł utrzymać rąk przy sobie. Auror zacisnął szczękę i po serii morderczych spojrzeń słanych pod adresem van Dykena, zwrócił się ponownie do kobiety. Jego kobiety, czy tego chciała czy nie.
- Wychodzimy. - skinął głową w stronę drzwi i nie spuszczał ślepi z jej twarzy. Był w stanie przełożyć dwa ważne spotkania na później i przeznaczyć ten czas dla Sofii. Chyba zapomniała o tym, co ich łączy. Choć Wilson był nie do zniesienia i trudno było przy nim normalnie oddychać, Clinton podeszła zbyt blisko i poniesie teraz tego konsekwencje. Był głodny. Wygłodniały i wściekły, a z taką mieszanką lepiej nie zadzierać. Już raz wybuchł i zdemolował przy tym gabinet. Teraz też miał podobną minę, co powinno wzbudzić w Sofii tysiące alarmów. Wyglądał staro, był zmęczony, niedotleniony i zirytowany. Tracił nerwy na nią, bo nigdy go nie słuchała, a on nie był w stanie dotkliwie się na niej za to odegrać. Mógłby, ale zawsze, gdy był już blisko zmiażdżenia w ręku jej chęci i zapału, wbrew sobie łagodniał. To go rozjuszało.
- Nie powtórzę drugi raz. - dodał cicho, bardzo cicho.
Gość
avatar

Biuro Egzekutora Empty
PisanieTemat: Re: Biuro Egzekutora   Biuro Egzekutora EmptyPon 15 Cze 2015, 03:25

Liam palił, bo lubił czuć smak nikotyny w ustach. Z papierosami nie łączyły go jakieś specjalnie zażyłe uczucia, były zaledwie narzędziem wykorzystywanym do poprawienia sobie nastroju. Jedyny sentyment związany z nałogiem młodego śmierciożercy stanowiło wspomnienie pierwszego papierosa z Włoszką gdy byli jeszcze nastolatkami. Nie pamiętał wprawdzie zbyt wielu szczegółów z owego, brzemiennego w skutki wydarzenia, jednak faktem było, że to właśnie wtedy rozpoczęła się ich wspólna przygoda z popalaniem, w przypadku Sofii skrzętnie ukrywanym przed światem, a zwłaszcza państwem Clinton.
Liam uśmiechnął się pobłażliwie gdy Kobieta upiła łyk zimnej kawy z plastikowego kubka. Tryb życia jego byłej ukochanej nie zmienił się zupełnie odkąd ze sobą zerwali. Popijanie papierosów czarną śmiercią, w dodatku taką niezbyt dobrej jakości weszło jej chyba już w krew. Mężczyznę zdziwił trochę fakt, że nawet nie próbowała podgrzać zimnego napitku. Chłodna, listopadowa pogoda za oknem nie wydawała się raczej motywować do orzeźwiania się, wręcz przeciwnie. Gdyby wciąż byli parą, młody śmierciożerca bez wątpienia w mgnieniu oka nieco ulepszyłby kawę Włoszki, w obecnej sytuacji jednak nie chciał się narzucać. A właściwie chciał, ale najprawdopodobniej wciąż powstrzymywało go zaskoczenie tą jakże niespodziewaną wizytą Pani Auror.
-Jedynie odrobinę – odparł wtórując Sofii w udawaniu uprzejmości i uśmiechnął się delikatnie. Nie było potrzeby aby się kłócić, zwłaszcza, że rozmowa zmierzała w interesującym dla van Dykena kierunku. Dosłownie. Mężczyzny nie zajmowało śledztwo w sprawie Miltona, może i staruch miał coś za uszami, ale kogo to obchodzi, niech sobie łamie prawo jak mu się żywnie podoba, co jemu do tego? Liam zajęty był aktualnie delektowaniem się ciepłem które rozchodziło się po jego przedramieniu. Dotyk Włoszki był gorętszy niż wszystko czego zdążył do tej pory doświadczyć. Żadne z zaklęć uwolnienia Ognia którymi się posługiwał, nie mogło się równać z bliskością ciała ukochanej. Początkowo nieco zmieszany bezpośredniością kobiety, teraz już odwzajemnił jej pogodne spojrzenie. Błękitne tęczówki niemal wwiercały się w ciemne oczy Włoszki, i gdy ta po kilku chwilach zwyczajnie zabrała dłoń, młody śmierciożerca instynktownie próbował chwycić jej palce lecz zdołał jedynie musnąć je koniuszkami. Mimo, że Liam nie zdawał sobie z tego sprawy, na jego twarz wpełzł grymas smutku potęgowany dziwnym uczuciem skręcania wnętrzności, które towarzyszyło mu przy każdym spotkaniu z Sofią gdy byli jeszcze w Hogwarcie. Mężczyzna w odpowiedzi na swój dziwny przypływ uczuciowości, miał ochotę przewrócić oczami jakby chcąc przypomnieć samemu sobie, że czasy gdy kompletnie tracił głowę dla Włoszki już dawno minęły. Dlatego też, aby uspokoić nieco budzące się gwałtownie uczucia, na powrót podjął temat Miltona.
- Tak jak mówiłem, Harry nie lubił pracować drużynowo, towarzyszyłem mu jedynie na kilku oficjalnych egzekucjach, zresztą… sama dobrze wiesz, że większość czasu spędzałem za biurkiem – stwierdził wypowiadając ostatnie słowa z delikatną nutą rozgoryczenia w głosie. Włoszka doskonale zdawała sobie sprawę z tego jak nudna była jego praca, a mimo to zupełnie beznamiętnie wypominała mu fakt, że nie był nawet na tyle ważny by brać udział w polowaniach zlecanych przez ministerstwo. Jak zwykle dążąc do celu zupełnie ignorowała uczucia innych osób. To nie tak, że Mężczyzna oczekiwał współczucia, ale nawet gdy byli jeszcze parą, Włoszka nie wykazywała jakichkolwiek chęci do zrozumienia powodów irytacji swojego ukochanego, zatem czego mógł spodziewać się w obecnej sytuacji.
- Nie pamięta… - urwał w pół słowa Liam, bo przez okno jego gabinetu wleciała szkarłatna koperta. Mężczyzna ściągnął brwi i ze zdziwieniem malującym się na twarzy, poprowadził wzrokiem Wyjca który okazał się być zaadresowany do młodej pani Auror. Głos który usłyszał sprawił, że zęby Śmierciożercy zacisnęły się a twarz nabrała ostrzejszych rysów. Jak ten gburek Wilson śmiał przysłać do jego gabinetu Wyjca. Madara w przeciwieństwie do Włoszki wydawał się być nieco bardziej empatycznym stworzeniem, bez wątpienia wyczuwał rosnący w swoim właścicielu gniew, bowiem płomienie w klatce znacząco nabrały na rozmiarze, a płaz od czasu do czasu posyłał w stronę byłej partnerki śmierciożercy złowrogie posykiwania.
- Nie przepraszaj – odparł Liam gdy dostrzegł zmieszanie na twarzy kobiety – Nic mi po tym - dodał łypiąc na kupkę popiołu stanowiącą pozostałość po liście – To nie Twoja wina, że Wilson nie grzeszy kulturą– powiedział starając się zabrzmieć jak najbardziej naturalnie. Sofia musiała zdawać sobie sprawę z faktu, że Liam nie należał do grona fanów Gburka, jednak nie oznaczało to od razu, że na wspomnienie szefa aurorów, będzie On ciskał piorunami na lewo i prawo. Wypadało przynajmniej zachować pozory spokoju. Zwłaszcza, że obawiał się nagłego wyjścia byłej ukochanej, nic takiego jednak się nie stało. Gdy Włoszka powróciła do przerwanej rozmowy Liam uśmiechnął się nieznacznie, nawet jeśli temat był dla mężczyzny dość nieprzyjemny, poczuł ulgę.
-Nie do końca, tak jak mówiłem, to były tylko oficjalne, nudne egzekucje na których nigdy nie dzieje się nic godnego uwagi – odparł dość swobodnie i sięgnął po zapalniczkę którą zaczął się zwyczajnie bawić. Oczywiście Włoszka nie mogła nie wiedzieć, że był to zły omen. – Jeśli mam być szczery to nie przywiązywałem do nich zbyt dużej wagi, ale gdybym wtedy wiedział, że śledztwo Auro… - po raz kolejny urwał i uprzejmym głosem zaprosił osobę stojącą pod drzwiami do środka. Instynktownie odszukał różdżkę w kieszeni szaty i ułożył ją obok papierośnicy. Nie spodziewał się Gburka, jednak wolał przygotować się na każdą ewentualność, również na taką gdy będzie zmuszony miotnąć swoim gościem o ścianę. Do gabinetu niepewnym krokiem wszedł jakiś młody Auror z wiadomością do Sofii, której w miarę czytania rzedła nieco mina. Widząc jej wystraszone spojrzenie, Liam ledwie powstrzymywał się przed dodaniem jej otuchy, czy to słownie, czy poprzez czuły dotyk. Wiedział, że Kobieta nie zareagowałaby pozytywnie na tego typu zachowanie, gdy jeszcze byli razem niespecjalnie lubiła zbytnie rozczulanie się nad jej osobą, nawet jeśli w głębi duszy tego właśnie potrzebowała.
- Uważaj zatem by nie zastał nas w żadnej dwuznacznej sytuacji, nie chcemy przecież, żeby ministerstwo huczało od plotek - powiedział Liam beztroskim tonem by nieco uspokoić spiętą kobietę i na powrót zaczął bawić się ogniem zapalniczki. Dopóki nie wtrącił się Wilson, popołudnie zapowiadało się naprawdę ciekawie. Liam dodał kolejny punkt do listy rzeczy z powodu których gardzi Szefem biura Aurorów i powiódł wzrokiem za Włoszką która wstała właśnie z miejsca.
Nie czekali zbyt długo, rozmyślania o ponętnych kształtach swojej byłej ukochanej Egzekutorowi przerwało wparowanie do pomieszczenia pyzatego Gburka. Dosłowne wparowanie, bowiem nie racząc się nawet przywitać, niemal natychmiast rzucił się na swoją podwładną. Jak na chama przystało podszedł pewnym krokiem do biurka i zaczął grzebać w cudzych dokumentach. Liam z niedowierzaniem patrzył na zachowanie mężczyzny. Jak ktoś kto nie potrafi utrzymać nerwów na wodzy został mianowany szefem Aurorów. Jedną rzeczą było musztrowanie swoich pracowników, inną zaś zupełny brak oznak jakiegokolwiek wychowania. Obserwując pieklącego się mężczyznę, po raz kolejny przywiódł młodemu Śmierciożercy na myśl śliniącego się Buldoga.
-Po pierwsze dzień dobry – powiedział Liam gdy Wilson nareszcie zaszczycił go uwagą – Po drugie do widzenia, nie mam zamiaru tego powtarzać – dodał wstając z fotela i wskazał ręką drzwi.
Jeśli Gburek sądził, że właściciel gabinetu pozwoli traktować tak swoich gości, był w dużym błędzie. Zupełnie nie obchodził go wyraz szaleństwa ogarniający rysy czarnoskórego mężczyzny, wyglądającego teraz jak dziecko któremu ktoś zabrał zabawkę. Może przydałaby mu się urlop. Najlepiej zdrowotny i to długoterminowy. Nie zamierzał zniżać się do poziomu Szefa Sofii, ale nie można zaprzeczyć, że z chęcią grzmotnąłby w niego jakimś czarnomagicznym zaklęciem. Z chęcią posłuchałby jak pod wpływem czarnego płomienia jego władczy ton zmienia się w błagalne jęki.
-I z łaski swojej zamknij za sobą drzwi, byłoby w dobrym tonie gdybyś wykazał się przynajmniej tak nieznaczną oznaką dobrego wychowania – odezwał się z wyraźną pogardą w głosie, po czym skierował spojrzenie na Włoszkę – Jakkolwiek nie współczułbym Ci takiego szefa, nie będę Cię zatrzymywał, ale wiedz, że z chęcią dokończyłbym tę rozmowę w jakichś dogodniejszych warunkach – dodał pełen zrozumienia i mimo, że wewnątrz gotowała się w nim nienawiść, obdarował ją pogodnym uśmiechem.
/Wybaczcie, sesja, praca i wgl
Sofia L. Clinton
Sofia L. Clinton

Biuro Egzekutora Empty
PisanieTemat: Re: Biuro Egzekutora   Biuro Egzekutora EmptyPon 15 Cze 2015, 11:11

Można było powiedzieć, że Sofia jest uzależniona od kilku rzeczy – nikotyny, pracy i kawy. Dobrej kawy wbrew pozorom, co można sądzić po jej dzisiejszej zdobyczy z automatu. Liam dobrze wiedział, że ma fioła na punkcie czarnego naparu najlepiej prosto z Włoch, z rodzinnych stron, które odwiedzała nie tyko ze względu na rodziców, tradycję czy ze względu na aurę, ale właśnie dla niej. Dla kawy. Gruboziarnistej i aromatycznej. Merlin jeden wiedział ile opakowań i pudełek z płynną śmiercią znajdowało się u niej w domu. Z pewnością wiele, bowiem młoda pani auror uważała dzień bez kawy za dzień stracony.
Co do trybu życia – faktycznie, niezbyt się on zmienił. Ciągłe wyjazdy, praca w terenie, za biurkiem, robienie kilkunastu rzeczy naraz. W międzyczasie wypalenie tysiąca papierosów, wypicie hektolitrów kawy i alkoholu a raz na jakiś czas jakiś mężczyzna u boku. Nie posądzała pana van Dykena o zbytnią wstrzemięźliwość zważywszy na fakt, że parą nie są już od jakichś trzech lat, co nie powinno wiązać rąk naszemu egzekutorowi. Poza tym, wystarczyło na niego spojrzeć – błękitne oczy, przystojna twarz i gęste włosy. Czego chcieć więcej? Panny na pewno lepiły się do niego, a i on pewnie im niczego nie odmawiał. Dziewczyna na samo wspomnienie poczuła ukłucie zdrady czy też zazdrości, którą w sobie nosiła od wielu lat. Ukryła je jednak za maską obojętności spotęgowaną jego potwierdzeniem na temat braku kultury.
- Przy Tobie nie potrafię trzymać się ram kulturowych. – Powiedziała zaczepnie, na usprawiedliwienie swojego zachowania, przy tym otwarcie z nim flirtując. Krótkie spięcie jakie pojawiło się między nimi, które bez problemu ożywiło w niej dawne wspomnienia zniknęło zaraz po tym jak ta puściła jego rękę, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Przyjemne myśli odeszły w dal, a chociaż słodkie mrowienie na karku pozostało to Włoszka dalej i wyłącznie widziała tylko swój cel – możliwość dowiedzenia się czegoś więcej o Miltonie, zanim dowie się o tym Wilson.
Odwzajemniła głębokie spojrzenie dopiero teraz zauważając zmiany na twarzy byłego chłopaka – zmarszczone brwi i wyraz czyżby tęsknoty i smutku? Aurorka przekręciła głowę wpatrując się w jasne jak tafla jeziora tęczówki egzekutora z niejakim rozbawieniem. Nie skomentowała tego jednak, tak jak powinna bo i ona święta nie była. Uśmiechała się dosyć bezczelnie jak na siebie, ale to była raczej norma.
Nie uważała Liama za kogoś, kto źle wykonuje swoją pracę. Trafiał jednak zawsze na takie szefostwo, które bardzo ograniczały jego ruchy – miała nadzieję, że teraz po zwolnieniu Miltona dobrej posady utrzyma ją jak najdłużej w końcu rozwinie skrzydła. Mimo tego co jej zrobił to w pewien sposób życzyła mu dobrze. W granicach rozsądku oczywiście.
Później nastąpiła fala nagabujących wiadomości od szefa, który traktował ją raczej jak małą i nieporadną dziewczynkę niż dobrego pracownika, który odwala swoją dolę. Nie komentowała już potem w żaden sposób dziwnych liścików czy też wyjców, po cichu przyznając Liamowi rację – Jared kompletnie nie znał znaczenia słowa kultura, o czym jeszcze miała się przekonać. Dlatego zostawiła już temat swojego szefa, który wybornie wprawił ją w stan lekkiego poddenerwowania, co ewidentnie było widać. Marsowa mina kobiety utrzymywała się nawet do czasu, kiedy wstała i okrążyła biurko byłego narzeczonego.
- Sądzę, że te informacje dadzą mi do myślenia, Liam. Dziękuję. I jeżeli Ci się coś jeszcze przypomni to wiesz gdzie mnie znaleźć. – Powiedziała przytłumionym głosem zachodząc mężczyznę od tyłu, jednocześnie zerkając na zegar powieszony na ścianie. Wiedziała, że ma mało czasu na przekazanie takich informacji van Dykenowi, dlatego zrobiła to teraz, opierając dłonie o jego ramiona jak na zawołanie, gdy ten wspomniał o dwuznaczności. Chciała go tym samym przekonać, że będzie lepiej gdy wszystkie plotki o Miltonie spłyną właśnie do niej. Pochylając się zauważyła w dłoni śmierciożercy srebrną zapalniczkę, którą bezwiednie się bawił. Nacisk jej rąk na jego barkach nasilił się z momentem wejścia Jareda do gabinetu. Były narzeczony bez problemu mógł wyczuć napięcie jakie w tej chwili przenikało jej włoskie ciało na widok swojego szefa, który bez pardonu wbił do gabinetu egzekutora. Skrzyżowali ciemne spojrzenia, a panna Clinton jedyne na co się zdobyła to na wyprostowanie się i puszczenie van Dykena, który także zresztą postanowił wstać rzucając kilka uwag o braku wychowania. Punkt dla niego.
- Nie zdążyłam się zebrać, Wilson. Byłoby miło gdybyś powiadomienie o nagłym spotkaniu wysyłał odrobinę wcześniej. Sądzę, że pół godziny w zupełności by wystarczyło. – Odpowiedziała oschle na jego słowne zaczepki i zanim ten zdążył zabrać jej dokumenty, które przejrzał pobieżnie ta chwyciła je w dłonie i przytuliła do piersi, jakby to był jej największy skarb. Zerknęła przy tym kątem oka na śmierciożercę, chcąc jakby przeprosić go za cyrk, który stary i poczciwy Wilson odwala.
- Hall jest zajęty niańczeniem dzieciaków w Hogwarcie. Zresztą podobnie jak i Ty. – Syknęła, tym samym dając do zrozumienia, że nie ma [ma] prawa od tak odbierać jej spraw, którymi się zajmowała. Była jednocześnie zła na siebie, że zostawiła otwarty notatnik na blacie biurka, do którego każdy mógł zajrzeć. Mógł każdy, a zajrzał akurat szef biura aurorów. Zagryzła policzek od środka plując sobie w brodę za swoją głupotę której konsekwencje lada moment poniesie. Wilson nakazywał, a Liam stał spokojnie – chłodny i opanowany jak zwykle. To na nim teraz skupiła spojrzenie, ciemne i błyszczące. Poruszyła ustami niemo przekazując mu tym samym, że najpewniej odezwie się do niego. Oczywiście co do rozmowy dotyczącej nowego nauczyciela ONMS, nie ich relacji.
- Przypominam Ci, Jared, że skończyłam już siedemnaście lat i nie wymagam opieki. Doskonale sobie radzę, a Ty przerwałeś mi rozmowę z Liamem. Tak się nie robi. – Wykrzywiła wargi w kwaśnym uśmiechu najwyraźniej nie mając zamiaru dostosować się do jego prośby. Stała dalej twardo przy stole trzymając w ramionach swój notatnik i kilka akt, których nikt jej nie odbierze. Wiedziała jednak, że znalazła się między młotem, a kowadłem co dodatkowo ją tylko nakręcało.
Jeżeli Wilson chce się jej pozbyć, to musi ją wyciągnąć. Siłą.
Mistrzyni Proxy
Mistrzyni Proxy

Biuro Egzekutora Empty
PisanieTemat: Re: Biuro Egzekutora   Biuro Egzekutora EmptyNie 19 Lip 2015, 19:08

Tego dnia świeciło słońce, ale chyba nie w serduszkach bohaterów tego przedstawienia! Coś trzasnęło i huknęło, a irytacja Jareda Wilsona osiągnęła jakiś zupełnie nowy poziom, nieznany do tej pory nawet najbardziej krnąbrnym uczniom Hogwartu podczas zajęć nauki patronusa. Ściągnął brwi, mruknął coś, nie dziwne w jego przypadku, niezadowolonym tonem, warknął zaraz i pociągnął nerwowo Sofię za ramię, bez słowa wychodząc przez drzwi i trzaskając nimi. W przeciwieństwie do Panny Clinton, bo ta, ciągnięta dość silną ręką Wilsona nie mogła drzwi załapać, więc nadrabiała całość, głośnym złorzeczeniem i narzekaniem na swojego przełożonego, przeplatanym całkiem sprawnie sklejonymi przekleństwami zarówno po angielsku jak i włosku.

[z/t x2]
Sponsored content

Biuro Egzekutora Empty
PisanieTemat: Re: Biuro Egzekutora   Biuro Egzekutora Empty

 

Biuro Egzekutora

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

 Similar topics

-
» Biuro Szefa Aurorów

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne
-