Dość krótki korytarz, którego ściany zdobią portrety, a umieszczone przy nich pochodnie rzucają światło. Bardzo często patrolowany przez ukochanego przez uczniów pana Filcha. Chodzą plotki, ze woźny od czasu do czasu śpi, ale naprawdę trudno w to uwierzyć!
James Potter
Temat: Re: Korytarz Nie 09 Mar 2014, 23:45
Ciemność, ciemność wszędzie, a jedynym źródłem ewentualnego światła, był nikły płomień pochodni, majaczący gdzieś w oddali. James potykał się o własne nogi, ledwo szedł. Koszula, mokra od potu i krwi przykleiła się do jego klatki piersiowej, która unosiła się w szybkim tempie, łapiąc jak najwięcej życiodajnego tlenu. Nawet nie pamiętał, kiedy odłączył się od chłopaków, którzy szli do dormitorium. Po prostu poszedł w swoją stronę, napędzany wściekłością, adrenaliną i strachem. Chyba przeszedł każdy cal zamku. A teraz, gdy pozostała pustka, ledwo trzymał się na nogach. Nie do końca wiedział gdzie jest. W ciemności, nie rozpoznawał mijanych obrazów. Nie wiedział też która jest godzina. Jakoś w nocy, ale przed północą czy już po? Dopiero zaszło słońce, czy przyroda szykuje się do jego ponownego wstania? Nie wiedział. Było tylko przejmujące poczucie pustki. Ręka, która przesuwała się po kamieniach, bezwładnie opadła, a po chwili, oparty plecami o mur, bezwiednie osunął się na podłogę. Nie miał siły i chęci walczyć ze zmęczeniem. Przymknął więc oczy i starał się uspokoić łomotanie serca. Bał się. Tak cholernie się bał. Jak do tej pory ojciec był jego ostoją, mógł się poradzić, zawsze mógł na niego liczyć. A teraz? Stracił go i to tylko i wyłącznie na własne życzenie. Bo chociaż decyzja podjęta była tylko i wyłącznie przez chłodną kalkulację, czuł wyrzuty sumienia. Ale w głowie słyszał głos ojca: Ratować większość. Nie poświęcać innych dla dobra jednostki. To była zasada, którą wpojono mu jakiś czas temu. Dla jego dobra. I innych. Bo kiedyś miał zostać aurorem, może kiedyś będzie musiał podejmować decyzje o odwrocie. Musiał więc to wiedzieć. By nie popełnić błędu, jego ojca. Wspomnienia zalały jego świadomość. Wszystkie dobre chwile spędzone z rodzicami. Pierwszy drewniany miecz, pierwsza miotła. Wycieczki do Szkocji, rozwalony przez Syriusza wazon mamy. To było i minęło, ale cały czas pamiętał. To było jego dzieciństwo. Teraz musiał dorosnąć. Otworzył gwałtownie oczy. Wyciągnął różdżkę i nią machnął. Przed nim pojawił się ten sam drewniany miecz, który dostał na czwarte urodziny (zamiast fałszywej różdżki). Machnął nim jeden i drugi raz. Dorosnąć? Dobre sobie. Może i był dorosły, ciążył na nim ciężar ostatniego Pottera, ale nie oszukujmy się. Każdy mężczyzna, ma w sobie małego chłopca. I ten mały chłopiec zawsze będzie miał przewagę nad dorosłym mężczyzną, który właśnie został zaplątany w wielkie tryby wojny, jaka działa się za murami Hogwartu.
Lily Evans
Temat: Re: Korytarz Nie 09 Mar 2014, 23:46
Lily wolnym krokiem przemierzała kolejne metry korytarza, oświetlając swoją drogę wąskim strumieniem wyczarowanego przez siebie światła. W chwili kiedy zobaczyła dołączoną do listu odznakę prefekta, wiedziała, że spadnie na nią wiele obowiązków, ale nie spodziewała się takiego obrotu sytuacji! Nigdy nie przypuszczała, że cokolwiek każe jej zwątpić w to poczucie bezgranicznego bezpieczeństwa i swoistej izolacji od tych wszystkich przerażających sytuacji mających miejsce za murami Hogwartu. Być może była naiwna, ale dotychczas udawało jej się wierzyć, że sama obecność Dumbledore'a odpędzi całe zło gdzieś w inne rejony świata. A przynajmniej zło w tych konkretnych postaciach, które nie były jedynie wewnętrznymi, uczniowskimi porachunkami, których nie dało się uniknąć w żadnej szkole. Teraz zaś jej odznaka wymuszała na niej nocne patrole na korytarzach i choć świadomość, że gdzieś za zakrętem czeka nauczyciel była do pewnego stopnia krzepiąca, czające się w kątach ciemności i typowa dla nocy atmosfera grozy sprawiały, że najchętniej uciekłaby do dormitorium i zagrzebała się w pościeli. Nigdy nie była typem łowcy przygód, a ostatnie wydarzenia tylko umocniły w niej przeświadczenie, że pewne reguły są po to aby ich przestrzegać. Pogrążona w myślach mających jej jakoś uprzyjemnić te długie, ponure godziny, a w zasadzie koncentrujących się na rzeczach nader nieprzyjemnych, początkowo nie zauważyła niczego niepokojącego na swojej trasie. Kroczyła po wytartym chodniku, co jakiś czas podnosząc różdżkę i oświetlając nieco większa przestrzeń niżeli jedynie skrawek podłogi pod jej nogami. W jednym z takich momentów zahaczyła światłem o coś, czego ewidentnie być tam nie powinno. Czując jej jej serce zaczyna bić dwa razy szybciej, a żołądek pnie się do gardła, zrobiła jeszcze kilka ostrożnych kroków, w międzyczasie układając w myślach możliwe scenariusze i zastanawiając się, czy nie powinna czasem od razu wezwać dyżurującego z nią nauczyciela, z czego zrezygnowała ostatecznie nie chcąc wyjść na panikarę, gdyby cała sytuacja miała się okazać jedynie fałszywym alarmem. Zamiast tego przygasiła światło różdżki. Nagle ten niezidentyfikowany obiekt, który z każdym jej krokiem coraz bardziej przypominał człowieka, poruszył się i zaczął czymś wymachiwać. Czoło Lily natychmiast się zmarszczyło, a w piersi narosła obawa, że zaraz napotka jakiegoś pseudożartownisia, co zwiastowało powtórkę z ostatniego starcia z Blackiem. I w końcu doszło do tego, co od samego początku było nieodwołalne - Lily znalazła się dość blisko, aby rozpoznać Jamesa. Dodajmy do tego, że w przypływie poirytowania ponownie wzmocniła swoje zaklęcie i na widok stanu chłopaka wydała z siebie jakiś bliżej niezidentyfikowany odgłos i na kilkanaście sekund zamarła w bezruchu, jedynie przyglądając się Potterowi ze zszokowanym wyrazem twarzy. Myśląc gorączkowo nad tym co powinna w takiej sytuacji powiedzieć, bądź zrobić ostatecznie zareagowała niemalże instynktownie, a więc także dość głupio... -Co ty tutaj robisz po godzinie policyjnej? - zapytała z niedowierzaniem, właściwie wypowiadając nieświadomie te słowa. Wyraźnie zbladła, co jednak mogło pozostać niezauważone w pogrążonym w ciemnościach korytarzu. Uklęknęła obok chłopaka i zlustrowała go uważnie wzrokiem, chcąc wybadać nieco bliżej jego stan i dokonać choć pobieżnej oceny obrażeń. -Co się stało? - zapytała poważnie, jakby to były jej pierwsze słowa, a może nawet tak jej się wydawało, bo teraz, kiedy lepiej nad sobą panowała, miała nadzieję, że wcześniejszego zdania nigdy nie wypowiedziała na głos. Wciąż jednak była w dość głębokim szoku, co wyjaśniało brak natychmiastowego wezwania jakiegokolwiek profesora.
James Potter
Temat: Re: Korytarz Nie 09 Mar 2014, 23:46
Zamknął oczy. Wziął głęboki wdech. Poczuł jak zimne powietrze przedostaje się przez otwarte usta do płuc. Klatka piersiowa uniosła się w rytmicznym wdechu. Nie chciał myśleć. Chociaż przez chwilę poczuć się ponownie dzieckiem. Tym małym, roześmianym wiecznie chłopcem, który wrzucał żaby do soku dyniowego Smarka. Tym Huncwotem, który bawił się złotym zniczem na każdej przerwie. Gryfonem, który nie bał się ryzykować życie dla przyjaciół. Chciał znowu nim być. I zaskakujące, ale przyszło mu to łatwo. Bo gdzieś tam nadal siedział w nim Huncwot. Trochę przytłoczony tym co się działo, ale mimo to nadal obecny w tym jelenim serduchu. Drewniany mieczyk przeciął ponownie powietrze. Rogacz uśmiechnął się szeroko, niezdolny jednak do śmiechu. Nadal, jak diabli, bolał go prawy bok. Nagle do jego uszu doszedł dźwięk kroków. Przez chwilę przeraził się, że to Filch, jednakże woźny miał tendencję do szurania nogami, zupełnie tak, jakby chciał nimi zamieść brud z podłogi, bez miotły. Te kroki były inne. Równe, pewne, charakteryzujące bardzo miękki i taneczny krok. Nie był to też żaden z nauczycieli. Lacroix stukała obcasami tak, że można było ją słyszeć przez następne dwa piętra, natomiast Odinieva i Bane, mieli tendencję do poruszania się wręcz bezszelestnie, rzadko kiedy można było ich usłyszeć nawet w ciemnościach. Więc kto? James nie ruszył się z miejsca. W oddali widać było światło różdżki, które z każdym kolejnym krokiem nieznajomego się powiększało. Zmrużył oczy. I zanim źrenice były w stanie się przyzwyczaić do nowego źródła oświetlenia, już wiedział kto szedł w jego kierunku. To było niesamowite, ale za każdym razem jak wchodziła do pomieszczenia, czy znajdowała się obok…on wiedział. Bo ten charakterystyczny zapach miała tylko ona. A gdy zauważał jej rude włosy oraz zielone migdały, które miała zamiast oczu, wiedział, że mógłby na nią patrzeć i nigdy by mu się nie znudziła. Była jego aniołem. A on, każdego dnia ją tracił. I nawet teraz, gdy okazywała taką troskę, czuł, że spada w przepaść desperacji. To były jego wewnętrzne demony. A raczej jeden demon, który był w stanie go zniszczyć. Właśnie ta platoniczna miłość, którą można by również nazwać szczeniacką. Nie umiał się jej pozbyć. Żył z tym uczuciem już dwa lata. Była czymś co jednocześnie strącało go w najgłębsze otchłanie piekieł, ale również dzięki niej dotykał nieba opuszkami palców. I, jeżeli mam być szczera, to ona była jedynym powodem, przez który nie rzucił się w wir walki, by ratować ojca. Dla niej wrócił do Hogwartu. To ją miał w głowie w tamtym momencie. I poczucie, że musi jej wszystko wyjaśnić. Choćby nie wiadomo co miało nastąpić potem. Zaskakujące co? Romantyk pełną gębą, nie ma co. Wracając jednak do sytuacji jaka się wykreowała – on prawie leżący na podłodze i ona, kucająca przy nim i martwiąca się o niego – była dosyć niefortunna. Bo Rogacz nie chciał, nie mógł, w jego mniemaniu, okazywać słabości. Chciał więc wstać. Uciec. Z dala od tych zielonych oczu, które były w stanie przejrzeć go na wylot. Dlaczego? Bo zaczynał czuć wstyd i poczucie winy. Za to co zrobił jej, Tanji, Syriuszowi, za to co zrobił dzisiaj na cmentarzu. Oparł lewą rękę na ścianie i zacisnął zęby. - Jak to co? Łamię regulamin. – starał się zachowywać jak najbardziej swobodnie, tak po huncwocku, jak tylko mógł. Nie okazało się to trudne. Uśmiech sam pojawił się na jego ustach, oczy jakby błyszczały. Chociaż równie dobrze mógł to być refleks światła. – Ach, nic. Tylko dwóch debili mi się napatoczyło pod różdżkę. – Nonszalancja jednak nie wyszła mu na dobre. Pomimo wyleczenia nogi, nie była ona na tyle silna, by utrzymać ciężar ciała, bez napędzania ciała adrenaliną. Rogacz ponownie osunął się po ścianie, tym razem z prędkością pędzącego tłuczka. Skrzywił się mimowolnie i ze świstem wypuścił powietrze. Jednak to nie będzie takie proste.
Lily Evans
Temat: Re: Korytarz Nie 09 Mar 2014, 23:47
Gdyby Lily posiadła umiejętność czytania w ludzkich umysłach, a przynajmniej w tym jednym Rogatym, zapewne w tej chwili czułaby się bardzo głupio. Na całe szczęście mogła bez większego poczucia skrępowania po prostu martwić się stanem Pottera, bo dostęp do jego myśli był poza jej zasięgiem. Oczywiście musiałaby być ślepa i głucha aby nie zauważyć przez ostatnie dwa lata, że James jest nią jak najbardziej zainteresowany, lecz w najśmielszych snach nie przypuszczała stopnia jego zaangażowania w to uczucie! Świadomość, że wyczuwał jej obecność, znał jej zapach i dźwięk jej kroków na pewno poważnie i prawdopodobnie na stałe by ją speszyła, jednak to było i tak nic, w porównaniu z wieścią, że to właśnie ona była powodem, dla którego zamiast rzucić się do samobójczej prawdopodobnie walki wrócił do Hogwartu. Bo to oznaczałoby, że w tym uczuciu niewiele jest już ze szczeniackiego podkochiwania się i że Rogaś przez te dwa lata jakimś sposobem stał się od niej w tej kwestii znacznie dojrzalszy. Kiedy ona wciąż dopiero szukała, on odnalazł i z uporem trzymał się raz wyznaczonej ścieżki, czym zawsze jej imponował, choć nie popierała sposobów w jaki okazywał swe zauroczenie. W tej chwili całe to zamieszanie z Syriuszem, Tanją, animagią i likantropią Remusa wyleciało jej całkowicie z głowy. Właściwie było chyba ostatnią rzeczą, którą chciałaby się martwić, kiedy James krwawił pod jej stopami. Na całe szczęście jej całkiem wprawne oko szybko oceniło, że nie ma zagrożenia życia. Kamień spadł Lily z serca, ale nie pozwoliła sobie na wyrażanie mową lub gestem zbędnych emocji. Chciała dowiedzieć się co się stało, a próby nonszalanckiego zachowania ze strony Pottera tylko jej przeszkadzały. Był jednak zbyt zmęczony, poturbowany i jakby nieswój, aby mogła się w tej chwili na niego irytować, pozwoliła więc sobie chyba po raz pierwszy na trochę inne wobec niego zachowanie. Słysząc jego odpowiedź uśmiechnęła się nawet blado, w myślach przeklinając potrzebę (prawie) całego rodu męskiego aby być silnym, samowystarczalnym i podobnym do opoki, na której oprzeć może się płeć słabsza i piękniejsza. W tej chwili jednak to ona była tutaj górą. Kierowana jakimś wewnętrznym przeczuciem nie powstrzymała go kiedy próbował wstać, mając wrażenie, że interwencja z jej strony podkreślająca jego słabość wcale nie byłaby mile widziana. -Mam przyjemność natykania się na ciebie głównie w takich okolicznościach, co? - odparła, przyglądając się zatem jedynie wysiłkom Pottera. W jej głosie pojawiły się nawet jakieś żartobliwe struny, co zważywszy na sytuację i jej złą sławę prefekta było dość niesamowite. Może tylko usiłowała rozładować nieco napięcie i uniemożliwić wybuch paniki, zwłaszcza ze swojej strony. Słysząc lakoniczne wyjaśnienia skrzywiła się jednak w myślach usiłując tę informację przetrawić i uzupełnić o brakujące nazwiska ofiar, czy może oprawców. Stan Jamesa nie wskazywał na uczniowską sprzeczkę, a więc kto to mógł być? Jakoś przeoczyła moment, w którym uszkodzona noga zawiodła i dlatego nie zareagowała na czas. Syknęła wyobrażając sobie jak nieprzyjemne musiało być starcie z podłogą dla kogoś tak poobijanego jak James, ale zaraz potem skupiła się na wymyślaniu sposobu w jaki mogłaby pomóc chłopakowi, równocześnie nie obrażając jego ego. -Co powiesz na to, żeby zawrzeć ze mną pewien układ. Wymianę? - zapytała siadając obok niego przy ścianie i spoglądając na niego w półmroku korytarza. Chyba wpadła na pomysł.
James Potter
Temat: Re: Korytarz Nie 09 Mar 2014, 23:47
Oczywiście, moglibyśmy dalej zagłębiać się w Rogaczową miłość do Rudej i opisywać jaka to ona nie jest wspaniała i jak się przy niej (Lily) chłopina na co dzień czuje. Jednakże najprawdopodobniej byłoby to zbyt niezręczne oraz mogłoby doprowadzić Evansównę do samozachwytu nad samą sobą, spuścimy więc wymowną zasłonę milczenia na tę część życia Jamesa, która powoduje jego odwieczny (no dobra, dwuletni) ból i przejdźmy do kwestii bardziej właściwych. Owszem, bliskie spotkanie jego ślicznego tyłka z podłogą, nie było zbyt przyjemne. Trochę przypominało spadnięcie z fotela w Pokoju Wspólnym. W każdym bądź razie nie dość, że bolał go bok oraz noga, to teraz do zestawu doszedł jego jeleni zad! Jak tak dalej pójdzie, nabawi się siniaków na całym ciele i będzie wyglądał niczym panda. Nie, nie i jeszcze raz nie! On, James Charlus Potter nie będzie przypominał jakiegoś chińskiego miśka, który nic innego tylko bambusami się opycha i śpi! On jest lwem, jeleniem, murem chroniącym słabych i niewinnych, jedynymi godnymi ramionami otaczającymi Evans, wrzodem na tyłku woźnego i jego…stop, stop! Chyba trochę się za bardzo daliśmy powieść fantazji. Skreślmy ostatnie trzy zdania i wróćmy do rzeczywistości. Randka z zimnym kamieniem, spowodowała, że nieco się speszył. Nawet walnął tyłem głowy w ścianę z żałości nad swą słabością. Dodał więc sobie guza na potylicy. Brawo, panie Potter! Wymsknęło mu się ciche „Ała” i położył lewą dłoń w okolicy potylicznej. Zamknął oczy i zaczął się modlić do Merlina, by ten dzień już się skończył. Z jednej strony Śmierciożercy, ojciec, cmentarz, z drugiej Lily i jego robienie z siebie debila. Houston, mamy poważny problem! I nagle, do jego uszu, doszedł słodki jak miód, głosik Lily. Spojrzał w jej kierunku, a na jego pięknej, lecz poobijanej twarzy, nadal widać było grymas bólu. Zapewne poproszenie o ucałowanie bolących miejsc, nie wchodziło w rachubę, prawda? -Wymianę? – lewa brew powędrowała w górę, by zaakcentować niedowierzanie. Bo wy już dobrze wiecie, co chłopak sobie pomyślał! I bynajmniej nie były to czyste myśli, ale udawajmy, że chodzi tylko o pracę domową z zielarstwa (nadal nie zrobił tego pieprzonego zielnika, sic!). Trzeba jednak Lilce oddać hołd, za znajomość męskiego myślenia. Wymiana, układ, zakład. Trzy słowa, działające na wyobraźnie. Bo można sobie zażyczyć wszystkiego, a druga strona winna się z tego wywiązać, jeżeli obiecała. Oczywiście są zawsze jakieś kruczki, niuanse, małe druczki w umowie. Ale James teraz tym się nie przejmował. Widział w tym swoją szansę. Aczkolwiek podchodził bardzo ostrożnie. Lily była cwanym lisem, nie raz i nie dwa się o tym przekonał. Była czarownicą. Czarownicą i kobietą w jednej osobie, jednymi słowy, dla niego istny obcy gatunek, nie z tej ziemi, który nie poddawał się racjonalnemu poznaniu, funkcjonujący według niepojętych dla mężczyzny mechanizmów. Na dodatek, czego ona mogłaby od niego chcieć? Kaczuszki do kąpieli? No raczej nie. Miał się więc, uważnie na baczności. Świadom był, bo nie raz tego doświadczył, że w życiu, a w szczególności w obcowaniu z kobietą, jak na poczcie – nawet bardzo paskudne i nieprzyjemne dla nas rzeczy, bywają doręczane w bardzo niepozornych opakowaniach.
Lily Evans
Temat: Re: Korytarz Nie 09 Mar 2014, 23:47
I bardzo dobrze, bowiem nie próbujemy tutaj stworzyć ody na cześć Lily, a raczej skupić powinniśmy się na osobie nieco bardziej potrzebującej w tej chwili, a więc (co poprzeć mogę wieloma merytorycznymi dowodami) Potterze. Evans nie zwykła wpadać w samozachwyt, ale dobrze znała swoją wartość czasem balansując gdzieś na granicy egocentryzmu, lepiej więc było pozostawić ją bez tych wszystkich "ochów" i "achów" na jej cześć, tym samym pozwalając jej po prostu robić to, czym ostatecznie chciała się zajmować przez resztę swojego życia, a więc niesieniu pomocy ofiarom różnorakich wypadków, zaklęć i katastrof. James aktualnie zaliczał się do tej grupy ludzi, a więc jak nigdy zasługiwał na jej zainteresowanie i sympatię. Dobrze, że tego nie wiedział, bo najprawdopodobniej od jutra codziennie by mu się coś zaczęło przytrafiać. W dodatku zapewne przestałby mu przeszkadzać wygląd pandy, gdyby tylko Lily wyraziłaby o nim swoje uznanie. Pozostawmy jednak te rozważania i przejdźmy do konkretów. Lily nie wiedziała co roiło się w głowie Jamesa, widziała natomiast że ma do czynienia z kimś poturbowanym, wykończonym i najwyraźniej wciąż usiłującym zgrywać supermana, co przez chwilę wydawało się nawet dziewczynie całkiem zabawne, zanim nie zaobserwowała, że z jednego z otarć wciąż sączy się krew. Na kilkanaście sekund przestała zwracać uwagę na kolejne obrażenia, które dodawał do i tak nazbyt długiej listy i zastanawiała się nad szczegółami swego istnie szatańskiego pomysłu, choć jakiś głosik na obrzeżach jej świadomości napominał ją, że powinna wykonać swoją robotę, a nie kłopotać się jakimś przerośniętym, męskim ego. Zignorowała go i uśmiechnęła się lekko słysząc podejrzliwość i niedowierzanie w głosie chłopaka. Nie mogła go właściwie winić, przez większość czasu jedynie wydawała rozkazy, krzyczała i żądała posłuszeństwa, wiec wyskoczenie przez nią z propozycją pertraktacji musiało być niecodziennym doznaniem dla Pottera. Udało jej się nawet domyślić co mogło przemknąć przez głowę chłopaka, ale zamiast swoim zwyczajem westchnąć z politowaniem i irytacją, zachowała pokerową minę. -Bardzo jasny i prosty układ. - zapewniła go szczerym głosem, sięgając w jego lepiącą się (krew, pot - takie sprawy), chłodną dłoń. O tak, była sprytna, przebiegła i co gorsza dobrze wiedziała jak to wykorzystać. W tej chwili miała zamiar zbić swego rozmówcę z tropu i wykorzystać jego rozproszenie aby doprowadzić do wprowadzenie w życie własnych planów. -Ty powiesz mi dokładnie co się stało, a ja pozwolę się bez żadnych sztuczek obejmować przez cała drogę do Pokoju Wspólnego, albo Skrzydła Szpitalnego. - wyłożyła kawę na ławę, nie bawiąc się w żadne aluzje i niedopowiedzenia. Właściwie wolałaby bez pytania zawlec go przed oblicze Pani Pomfrey, ale dawno się nauczyła, że faceci nie lubią być ratowani przez dziewczyny. Zwłaszcza jeśli owe niewiasty coś więcej dla nich znaczą, tę lekcję wielokrotnie wałkowała z Severusem. Inna sprawa jeśli nie wyraziłby zgody, wtedy jego męskie poczucie dumy musiałoby zostać zranione... A tego chyba nie chcemy prawda?
James Potter
Temat: Re: Korytarz Nie 09 Mar 2014, 23:48
Wbrew pozorom, było mu coraz milej w jej towarzystwie. Zaczął się czuć bardziej swobodnie, bardziej sobą. Zaczął zapominać o bólu w każdej kolejnej części ciała. A jej troska…och, jej troska, napełniała go nikłą nadzieją, że przestał być jej obojętny. W tej jednej chwili zapomniał, że Lily ma tendencję do opiekowania się wszystkimi rannymi, jak przystało na przyszłego uzdrowiciela. To nie było ważne. Dla niego ważne było to, że się martwiła o NIEGO. I tyle. Koniec kropka. Gdzieś tam, w tym ferworze trosk Evans i wstydu Rogacza, jeden kosmyk rudych włosów zawieruszył się na policzku Lily. James mimowolnym ruchem, założył go za ucho dziewczyny. Szybko jednak cofnął rękę i odwrócił wzrok. W ogóle, warto nadmienić, że nie spoglądał dziewczynie w oczy. Zerkał na sufit, ściany, jej nos, podbródek, ale unikał jak ognia tych zielonych tęczówek. Ciężko stwierdzić dlaczego. Zapewne bał się, że Evansówna zobaczy w nich strach. Bo wbrew pozorom James nadal czuł, jakby ktoś ściskał mu żołądek, lodowatymi palcami. Po usłyszeniu propozycji dziewczyny, Rogaś, nasz kochany Rogaś, dostał krótkiej zawiechy. Zaczął sobie to w głowie powoli układać, co oczywiście zajęło mu trochę i na pewno zostało zauważone. Można było nawet się zaniepokoić, że zasnął, albo zemdlał. Nagle jednak się roześmiał, by potem zacząć gwałtownie kręcić głową na znak protestu. I zaczął wydawać dziwne, ciężkie do wyartykułowania dźwięki. - Nie, nie, nie. – spojrzał na Lily, i znowu się roześmiał. Serio myślała, że to będzie takie proste? – Nieźle to wykombinowałaś, ale nie. Musisz się bardziej postarać. Obejmowanie za informacje? Naprawdę? Och, no proszę was. Owszem był facetem, który, bądź co bądź, kiedyś dałby za to wszystko, ale teraz, po tym co już od Lily w tym roku szkolnym dostał, miał ochotę na więcej. Mieli już za sobą pierwszą randkę, pierwszą kłótnię i pierwszy pocałunek! A ona proponuje mu, za tak cenne wiadomości, tylko objęcie? Co to, to nie! Oczywiście, koniec końców, zapewne się dowie o tym co się stało. Może nie do końca pozna prawdę, ale ogólny zarys wydarzeń, zapewne zdradzi. Jednakże nie za tak błahą cenę! Sama zaproponowała wymianę! Teraz Rogacz miał zamiar się tego trzymać.
Lily Evans
Temat: Re: Korytarz Nie 09 Mar 2014, 23:48
To uczucie swobody w towarzystwie Lily miało być chyba niestety czymś przejściowym i ulotnym. Nie zapominajmy bowiem, że ona, to ona, a więc raczej trudno się spodziewać aby począwszy od tego dnia zaczęła akceptować łamanie regulaminu, jakieś krwawe jatki i przynajmniej częściowo niezbyt śmieszne żarty Pottera. Znała jednak powiedzenie, że nie należy kopać leżącego i przez większość życia traktowała to jak pewną zasadę moralną. Wlepienie szlabanu komuś tak poturbowanemu wydawało się zaś podchodzić pod tę kategorię zachowań. Lily zapewne w taki sam, bądź bardzo podobny sposób potraktowałaby każdą znalezioną na korytarzu w równie żałosnym stanie osobę, jednak nie oznaczało to bynajmniej, że Rogacz jest jej obojętny. Bo nie był! Sama odkryła to ze zdumieniem kiedy stwierdziła, że wcale nie podoba jej się wizja Jamesa spotykającego się z jakąś inną dziewczyną. Aktualnie przechodziła chyba fazę psa ogrodnika, choć wolałaby siebie nie widzieć nigdy w tej roli, zawsze uważała że jest na to zbyt inteligentna. Nie była chyba gotowa, aby rzucić się na głęboką wodę jaką wydawał się dla niej potencjalny związek z Potterem, ale już budziło się w niej poczucie przynależności i zazdrość kiedy widziała go z inną w romantycznej scenerii. O pocałunkach nie wspominając... Nie była z tego zadowolona. Najchętniej cofnęłaby czas i zachowała się znacznie inaczej w Trzech Miotłach, skinęła im głową i zrobiła swoje. Wtedy nie byłoby żadnej draki, a jej uczucia nie zostałyby wystawione na widok publiczny. Kiedy chłopak raczej niezbyt przyjacielskim gestem odgarnął z twarzy jej włosy, przy okazji muskając policzek, z całej siły musiała powstrzymywać swoje dłonie aby nie potarły podrażnionych przez niego miejsc. Nie przepadała kiedy ludzie dotykali jej tak znienacka. Była chyba aż nazbyt wyczulona na próby zakłócenia jej sfery intymnej, ale inicjatywa Rogasia wcale nie okazała się taka nieprzyjemna. Lepiej pasowałoby tutaj słowo "zaskakująca", choć pomyślałby kto, że po dwóch latach obserwowania jego zalotów, mogłaby się spodziewać podobnych gestów. Nie powiedziała, ani nie zrobiła nic co mogłoby świadczyć o jej dezaprobacie dla tego jeleniego odruchu, właściwie nie wiedząc jak mogłaby zareagować, bo wciąż jeszcze nie poukładała sobie wszystkiego co ostatnimi czasy objawiło się jej w temacie tego chłopaka. Udawanie, że nic się nie stało wydawało się wobec tego najlepszym pomysłem na ten moment. Podczas gdy Potter usilnie omijał spojrzeniem jej oczy, ona uparcie świdrowała wzrokiem jego twarz chcąc jak najwięcej z niej wyczytać. Nie mogła więc nie zauważyć tych ciągnących się sekund zamyślenia, które nastąpiły zaraz po tym jak przedstawiła swoją propozycję. James był raczej dość błyskotliwą osobą, więc nie przyzwyczaił Lily do tak długiego okresu oczekiwania na jakąkolwiek reakcję. Przez moment podejrzewała nawet, że stracił przytomność, ale dziwne odgłosy przypominające coś pomiędzy chichotem Irytka, a skrzekiem żaby uświadomiły jej, że to po prostu trybiki w jego głowie obracały się znacznie wolniej niż zwykle. Właśnie zyskała jeszcze jeden powód aby jak najszybciej ewakuować go z korytarza i doprowadzić do tego aby ktoś się nim zajął i zmusił go do odpoczynku! Jego protest na dobre rozbudził w niej irytacje, która czaiła się w tych zakamarkach jej umysłu, które odpowiadały za typowe reakcje pani prefekt, która nie lubi kiedy ktoś się jej sprzeciwia, zwłaszcza gdy w tym samym momencie łamie regulamin i krwawi na dywan. A chciała być taka miła! Specjalnie zaproponowała "przytulanie się" by chłopak bez poczucia uszczerbku dla swojej męskości mógł wspierać się na niej całą drogę dokądkolwiek by nie postanowili się udać! Jak widać jej zrozumienie rogatego ego wykraczało znacznie poza to czego spodziewał się chłopak, bo chyba nie załapał do końca o co jej chodziło. I na co jej były te wszystkie starania?! Mieli już za sobą pierwszą randkę, pierwszą kłótnię i pierwszy pocałunek? Na prawdę tak uważał? Zacznijmy od tego że kłótni, sprzeczek, a nawet wybuchów rudej furii mieli za sobą znacznie więcej niż tylko jedną, przejdźmy do stwierdzenia, że pocałunek z jej strony był wyrazem litości na myśl, że Rogacz miałby utknąć w gabinecie Filcha, a zakończmy jasnym oświadczeniem że "randka" nie zasługiwała na to określenie, bo była próbą Lily na ocalenie miłej atmosfery Wiosennego Balu. Tak więc w gruncie rzeczy propozycja z jaką w tej chwili wychodziła, była dość unikatowa. Zwłaszcza, że dobrowolna, bo istniało wiele innych sposobów na poradzenie sobie z ta sytuacją. -Mam się bardziej postarać? - zapytała tonem, w którym pobrzmiewały już pierwsze nutki zniecierpliwienia. Mógłby docenić jej starania i nie komplikować wszystkiego aż tak bardzo. Czego oczekiwał, że obieca mu miłość po wsze czasy? Obrzuciła go karcącym spojrzeniem i udała, że się namyśla. -Postarałam się. Zawsze mogę zmusić do wyjaśnień Syriusza, zakładając że był tam z tobą, albo poczekać aż Dorcas wszystko mi opowie. - zaczęła swoją wypowiedź spokojnym tonem, splatając ręce na ugiętych kolanach. –Gdybym zaś nie miała ochoty na przejaw takiej cierpliwości, mogłabym po prostu zaprowadzić cię do jakiegoś profesora i posłuchać jak jemu się tłumaczysz. - dodała z naciskiem. Właściwie tak powinna postąpić. Regulamin nie wskazywał jednoznacznie jak się zachować po znalezieniu poranionego ucznia na korytarzu, ale zdrowy rozsądek nakazywał skontaktowanie się z kimś bardziej doświadczonym i zdolnym do interwencji. Z jakiegoś powodu Lily uważała jednak, że nie należy obarczać w tej chwili Pottera konfrontacją z jakimkolwiek nauczycielem. Wydawał się jej zbyt wykończony, jakby przerażony, niespokojny i wytrącony z równowagi. Takim go jeszcze nigdy nie widziała i wolałaby nawet, żeby wkurzał ją swoimi zwykłymi huncwockimi zagrywkami. -A co ty proponujesz? - zapytała na koniec sztucznie umilając swój głos i dając mu tym samym do zrozumienia, aby lepiej nie żądał nie wiadomo czego.
James Potter
Temat: Re: Korytarz Nie 09 Mar 2014, 23:48
Gest ze strony Rogacza, nie tylko był oznaką czułości i swego rodzaju, jeleniego przywiązania do Rudej. W pewien dziwny sposób sprawdzał jak daleko może się posunąć w ich wzajemnych kontaktach. Jej reakcja, wtedy w trzech Miotłach dała mu dużo do myślenia. Ale dopiero dzisiaj, doszedł do wniosku, że chociaż Lily nie chce się do tego przyznać, zaczyna jej zależeć bardziej. A teraz tylko trochę mocniej się upewnił w tym przekonaniu, gdy ani nie odtrąciła jego ręki, ani nie nakrzyczała na niego. I chociaż jej brak reakcji w ogóle, również mógł niepokoić, dla niego był światełkiem w tunelu. Można więc powiedzieć, że odetchnął z ulgą. Po swoim krótkim oświadczeniu, Rogacz jakby odzyskał rezon. Wyprostował plecy, głowę oparł o mur i zaczął świdrować Lily wzrokiem. Jak dawno nie miał okazji oglądać jej twarzy z bliska, lustrować każdy centymetr! Czuł się…spokojny. A część zmęczenia, które go tak męczyło, to dziwne uczucie w klatce, gdy brakowało mu tchu…to wszystko zniknęło. Ciężko stwierdzić, czy dzięki temu, że ona tu była, czy dlatego, że odpoczął już na tyle długo, że byłby nawet w stanie sam o własnych siłach dostać się do dormitorium. Zaczął myśleć jaśniej i klarowniej, chociaż niekoniecznie przez to wpadały mu do głowy racjonalne pomysły. Prędzej wracał Huncwot, który schował się pod kocykiem, uciekając od zmęczenia i wspomnień cmentarza. Jednakże jedna kwestia w wypowiedzi Lily, spowodowała, że zapaliła mu się czerwona lampka. -A co ma do tego wszystkiego, Dorcas? – pojawienie się imienia Meadowes w kontekście Syriusza spowodowało, nie tylko, że spoglądał na Lily zdziwiony, trochę jakby oczekując wyjaśnień. Był skołowany. Bo nagle dotarło do niego, że chociaż Łapa dzisiaj zapewne uratował mu życie, mimo wszystko, to nadal ze sobą nie rozmawiali. Syriusz przestał mówić mu o tym co się z nim działo w ciągu dnia, gdy nie przebywali razem w jednym pomieszczeniu. A potem przypomniał sobie ten wieczór, w Pokoju Wspólnym Gryfonów, gdy poczuł się samotny. Jak wtedy Dorcas była w stanie stać murem za Syriuszem, jak i jedno i drugie zaciekle bronili Lily. Wydawało mu się, że to właśnie solidarność wobec Rudej, pozwalała im na siebie nie warczeć i trzymać jedną linię obrony. Teraz zaczął patrzeć na to z innej perspektywy. A co jeżeli oni…? Wyrzucił tę myśl z głowy. Nie, powiedziałby mu, mimo wszystko. Nie tłumiłby tego, nie zatajał. Skoro był w stanie, jego, Rogacza, przepraszać za użycie siły, nie byłby w stanie powiedzieć mu, o tym, że może znalazł w końcu dziewczynę, dostatecznie dobrą i która go naprawdę chce w swoim życiu? Nonsens. Przynajmniej tak się Rogaczowi, wydawało. Możliwe, że nadal wierzył w to, że przyjaźń przekracza każde granice i inne truizmy. Wyrzucił więc z głowy Łapę i skupił ponownie swoją uwagę na Evans, jednakże nie dało się. Zaczął szybciej oddychać, jakby zdenerwowany. Zamknął oczy i zaklął siarczyście. Dotarło do niego, że jakkolwiek odejście od chłopaków i pomyślenie nad tym co się stało, wydawało się dobrym pomysłem, było nader egoistyczne. Najprawdopodobniej teraz go szukają, jeżeli Remusowi udało się zmusić Syriusza, by nie śpiewał ody do Filch’a na środku zamku. I zapewne się zamartwiają. W końcu krwawił, był poobijany i ledwo żywy po teleportacji. A jeżeli przez niego wkopali się prosto w łapska aurorów, to już w ogóle sobie tego nie wybaczy! Czemu ostatnio zaczął być takim egocentrycznym dupkiem? -Wiesz co? Nieważne. – spojrzał na Lily i uśmiechnął się smutno. – Powinniśmy wracać do dormitorium. Chłopaki pewnie się zamartwiają. – Albo wpadli w kłopoty. Przeze mnie., pomyślał, ale nie wypowiedział swoich obaw na głos. Jednym machnięciem różdżki spowodował zniknięcie drewnianego mieczyka i kręcąc głową, wstał, podpierając się jedną ręką o ścianę. Nie było tak źle. Może trochę świat tylko mu wirował przed oczami, ale był w stanie ustać na nogach. Jakoś. Zapewne napędzała, go myśl, że musi zobaczyć, czy chłopaki są w swoich łóżkach. Jego lojalność wobec przyjaciół, jedynych osób, jakie teraz miał na świecie, była ogromną siłą napędową. I nawet jeżeli wydawałoby się, że powinien wykorzystać okazję face to face z Lily, nie miał do tego teraz głowy. Bo przypominał sobie krzyk Syriusza, a to powodowało, że chciał się upewnić, że wszystko jest z nim w porządku, że nic złego się nie stało. Bo miał tylko ich.
Lily Evans
Temat: Re: Korytarz Nie 09 Mar 2014, 23:49
Jej reakcja w trzech miotłach była jedną z tych niewielu okazji, kiedy nie miała szansy zastanowić się nad swoją reakcją, zanim wprowadziła ją w życie. Ale jakby to wyglądało gdyby po wejściu do Trzech Mioteł zaczęła się gapić na nich uporczywie, w głowie układając sobie taki scenariusz, który by jej nie ośmieszał? Zazwyczaj jej spontaniczność ograniczała się do ataków rudej furii, ale wtedy przeważnie powtarzała już mniej więcej to samo co zwykle, więc nie mogła wypaść z roli. Tymczasem widok Pottera z Tanją nie tylko był dla niej zaskoczeniem, ze względu na to, że kilka dni wcześniej James zabrał ją do zagrody jednorożców i wciąż jeszcze zachowywał się tak, jakby był w niej szaleńczo zakochany, ale przede wszystkim dlatego, że ona sama po raz pierwszy miała okazję przekonać się, jak bardzo przyzwyczaiła się do myśli, że on jest obok, zauroczony jej osobą. Jak bardzo na tym polegała. I co najważniejsze uświadomiła sobie, że choć przez dwa lata broniła się przed każdym romantycznym ruchem z jego strony, nie pozostała na nie całkowicie obojętna. A właściwie w jakiś niewiadomy sposób chyba powoli zakochiwała się w kimś, kto przez większość czasu działał jej na nerwy! Chyba naprawdę trochę prawdy musiało być w stwierdzeniu, że miłość jest ślepa. Trudno mi powiedzieć jak by się zachowała, gdyby James odważył się na podobny gest w innych okolicznościach. Zapewne musiałaby wtedy zrobić cokolwiek, natomiast w tej chwili ratowała ją dziwna sytuacja, która była dostateczną wymówką, aby pozostać obojętną i skupić się na ważniejszych rzeczach. Tyle, że wewnątrz Lily wcale to wszystko nie było obojętne! Była tutaj oto na tym ponurym, ciemnym korytarzu w godzinie duchów i tak strasznie martwiła się o kogoś, na kogo być może powinna być wściekła. Bała się, że stało mu się coś poważnego, czego ona nie dostrzega, a on swoim zwyczajem bagatelizuje. No i w końcu czuła się sfrustrowana, bo te wszystkie uczucia były dla niej nowe, chaotyczne i nie do końca zrozumiałe, a już na pewno przeszkadzały jej w obiektywnym spojrzeniu na sytuację i zachowywaniu się w sposób profesjonalny. Nie czuła się do końca sobą, albo może tylko wszystko wyglądało inaczej niż zwykle i to sprawiało, że traciła swoją zwykłą pewność siebie. I nie można powiedzieć, aby świdrujący ją wzrok Rogacza w czymkolwiek pomagał! Słysząc pytanie obdarzyła go odrobinę zaskoczonym spojrzeniem. Czyli on nic nie wiedział? Przeklęła w myślach swoją głupotę, ale szczerze myślała, że chłopacy doszli już do jakiegoś porozumienia. Nie chciała obarczać Pottera dodatkowymi zmartwieniami i teraz, kiedy zmarszczył czoło i wydawał się trochę zmartwiony, poczuła lekkie wyrzuty sumienia, choć przecież nie zrobiła niczego naumyślnie. Przez chwilę miała ochotę zbagatelizować sprawę i wzruszyć ramionami, ale stwierdziła, że winna jest mu szczerość. Poza tym dowiedziałby się w końcu prawdy, a ona nigdy nie była kłamczuchą, choć czasem wydawało jej się to tak strasznie trudne! Jak teraz, kiedy oczy Pottera były utkwione w jej, a jego dłoń chyba całkowicie nieświadomie miażdżyła jej palce w zbyt silnym uścisku, przeciwko któremu dziewczyna jednak nie protestowała, ledwie go rejestrując zaabsorbowana innymi rzeczami. Westchnęła i odwróciła wzrok, wlepiając go dla odmiany w niewidoczną w ciemnościach ścianę. -Oni chyba są blisko tego, żeby zdecydować się na prawdziwe zaangażowanie. - stwierdziła oględnie, bo choć przyjaciółka zwierzała się jej ze wszystkiego, to po pierwsze nie chciała nadużywać jej zaufania, a po drugie wtedy jeszcze sprawy faktycznie nie wyglądały aż tak poważnie. Ostatecznie nie mogła wiedzieć co teraz działo się w Pokoju Wspólnym. Czuła się trochę niezręcznie, wypowiadając te słowa. Sama jeszcze nie wiedziała jak jest do tego ustosunkowana emocjonalnie, a na Blacka była w dodatku wciąż odrobinę wściekła. Z jednej strony jedyne czego chciała dla Dor, to szczęście, z drugiej zaś gryzła ją zazdrość i pewność, że jeśli w jej życiu pojawi się mężczyzna, będzie miała mniej czasu dla przyjaciółki, która w sposób naturalny zejdzie na drugi plan. Widząc zdenerwowanie chłopaka, automatycznie przypuściła, że to wszystko przez niespodziewane wieści z frontu Black - Meadowes. Może nie powinna była nic mówić, ale wciąż upierała się przy tym, że inaczej nie wypadałoby jej postąpić! Słysząc te pełne dystansu, dość powściągliwe i zupełnie nie rogasiowe słowa, zapomniała na chwilę języka w głębie. Spodziewała się, że dalej będzie się z nią droczył, ale on wycofał się z rozmowy i znowu zaczął wspinać się po ścianie aby znaleźć się w pionie. -Hej, spokojnie. - odezwała się łagodnie, wstając z klęczek w ślad za nim. Ujęła jego ramię i delikatnym ruchem powstrzymała przed katorżniczym marszem prze kilka pięter. Zmusiła go aby popatrzył jej w oczy, po czym wyciągnęła z torby kawałek pergaminu i pióro. Naskrobała kilka słów i zmarszczywszy czoło wycelowała w liścik różdżkę. Rozległo się cichu "pyk" i wiadomość zniknęła sprzed ich oczu. Choć Lily wciąż jeszcze nie miała certyfikatu teleportacyjnego, to próbując powstrzymać swoje myśli krążące wokół bardzo nieodpowiednich tematów, poświęciła się tematyce de i aportacji. Nie przypuszczała, że może jej się to przydać w takich okolicznościach. Ponownie skoncentrowała się na Jamesie i ze zmartwieniem wypisanym na twarzy odgarnęła kilka niesfornych, rudych loków. -Dor powinna dostać wiadomość, zajmie się wszystkim i uspokoi Syriusza gdyby świrował z niepokoju, tak jak ty. - powiedziała cichym głosem, starając się nie tracić kontroli nad nerwami i panowania nad sytuacją. -Skoro nie chcesz mi powiedzieć co się stało, to mógłbyś chociaż usiąść jeszcze na chwilę i pozwolić mi spojrzeć na swoje obrażenia? Będzie Ci potem łatwiej sobie pójść. - dodała po chwili. Formułując zdanie w formie pytania dawała mu do zrozumienia, że nietypowo dla siebie postanowiła uszanować tym razem jego decyzję. Gdyby się nie zgodził po prostu by dopilnowała aby dotarł cało do dormitorium, ale miała nadzieję, że nie był aż tak zdesperowany.
James Potter
Temat: Re: Korytarz Nie 09 Mar 2014, 23:49
Zrobił jeden krok, a potem drugi. Jednakże drobne dłonie, chwyciły go za ramię i powstrzymały. Spojrzał w jej zielone oczy. Jego czekoladowe tęczówki, zdradzały zdenerwowanie, zagubienie, ból. Był niczym mały chłopiec, któremu kazano zbyt szybko dorosnąć. Zagubiony mały chłopiec, wieczny Piotruś Pan. Jedyne co chciał, to upewnić się, że wszystko z chłopakami w porządku, że przez jego głupotę nie ucierpiał ktoś jeszcze. Nie zniósł by myśli, że Cruciatus, którym oberwał Łapa, coś mu zrobił. Trochę beznamiętnym wzrokiem, chociaż ukruszonym odrobiną nadziei, spoglądał, jak Lily, spisuje krótki liścik. Nie widział słów. Nie miały one znaczenia. Doceniał gest, jaki zrobiła i może dlatego nie wyrwał jej się z uścisku, a posłusznie stał w miejscu, w którym go zatrzymała. Nie miał zamiaru się z nią kłócić ani udowadniać, że nie ma racji. Zamknął oczy i z westchnięciem zwiesił głowę. Był zmęczony i obolały to fakt. Jednakże nie było z nim aż tak źle, by musieć poddawać się badaniu. Nadal za pazuchą kurtki miał schowaną butelczynę po łzach feniksa. -Oj Lily, Lily, Lily… – była zbyt blisko. Jej obecność, drobne dłonie na jego ramionach, spowodowały, że mógł tylko pokręcić z niedowierzaniem głową i się uśmiechnąć. – Jeżeli chciałaś, bym zdjął koszulę, po prostu trzeba było poprosić. – i nie chodziło o to, że był narcyzem, który uważa, że ma najlepsze mięśnie w całej szkole. Nie było tak i James nigdy nie uważał się za najprzystojniejszego. Jednakże w wyniku prośby, jaką wysnuła Lily, nie mógł się powstrzymać od uwagi tego typu. Po prostu to był on. Żartowniś pełną gębą. Posłusznie jednak usiadł, starając się nie krzywić, z powodu rwącego boku. Jakimś, niewyjaśnionym sposobem, jej prośba była dla niego mimo wszystko jak rozkaz, który posłusznie wykonał. Może dlatego, że wypomniała, przynajmniej w jego odczuciu, to, że nie chce jej powiedzieć prawdy. I oczywiście, to nie było tak. Gdzieś tam w środku, czuł, że jest jej to winny, może jako gest dobrej woli i okazania, że jej ufa całym sobą. I aż do tej pory, gdy myślał, że musi najpierw się z tym uporać sam, zorientował się, że właśnie tak postąpił po śmierci mamy. A potem niczym lawina, zaczęły sypać się problemy oraz zaczęła pojawiać się samotność. Wbił wzrok w podłogę. Słowa same zaczęły mu się wydobywać z ust. -Włamałem się do gabinetu Odinevy…i za pomocą Sieci Fiuu dostałem się do Doliny Godryka. – niewielki wstęp do historii, która wydawało mu się, tam, na cmentarzu, trwała wieczność, jednakże potem okazało się, że trwała tylko parę godzin. Zawiesił się i spojrzał w oczy Lilly. Sam nie wiedział czego szukał. Aprobaty? Nagany? Na pewno czegoś, co upewniłoby go w przekonaniu, że może kontynuować.
Lily Evans
Temat: Re: Korytarz Nie 09 Mar 2014, 23:49
Chyba po raz pierwszy odkąd natknęła się na niego w tym mrocznym korytarzu, Potter zdecydował się spojrzeć jej prosto w oczy. A przynajmniej w takim momencie, kiedy ona była tego świadoma, bo sama także świdrowała go wzrokiem. To co dostrzegła w jego spojrzeniu, niemal jej nie powaliło. Nie znała takiego Jamesa i jeśli coś dobrego miało wyniknąć z tej sytuacji, to na pewno właśnie to, że dziewczyna w końcu musiała przyznać, że chłopak nie jest jednowymiarowym żartownisiem i bawidamkiem. Że nie ważne czy jej się to podoba, czy nie, to siedzi w nim znacznie więcej i ona, Lily, w końcu powinna zacząć to dostrzegać, chyba że chce udawać głupią. Gdyby to była Dor, a nie on, dobrze wiedziałaby co zrobić, powiedzieć, jak go uspokoić. Właściwie radziłaby sobie znacznie lepiej, gdyby to był ktokolwiek poza Jamesem, bo przy nim zaczęło ją ogarniać jakieś dziwne skrępowanie, chyba także wstyd jej było za to, jak ślepo obstawała przy swoim zdaniu przez te wszystkie lata, nie dopuszczając do siebie prawdy. A przecież wszyscy, może poza Severusem, napominali ją, że postępuje po prostu idiotycznie i nie w swoim stylu widząc tylko jedną stronę rzeczywistości. Była wdzięczna, że posłuchał jej niewerbalnej prośby. Że się zatrzymał i czekał na jej dalsze kroki, miała nadzieję, że Dorcas otrzyma wiadomość i uda się jej okiełznać Blacka zanim ten coś narozrabia. Wiedziała do czego są zdolni Huncwoci w akcji, zwłaszcza kiedy się o siebie nawzajem martwili. I jeśli Potter mógł ją w takiej chwili czymś jeszcze zaskoczyć, to na pewno taką reakcją na jej prośbę. Oderwała się od swoich myśli nieco trzeźwiej spoglądając na jego brudną twarz i aż wybuchnęła cichym śmiechem. Nie była żadną erotomanką i nie zależało jej specjalnie na widoku nagiej klaty Pottera, ale nie zamierzała nie wykorzystać jego słów do własnych planów. Skoro sam się tak ładnie podstawiał... -Dobrze. - stwierdziła rozbawiona, a w jej zielonych oczach pojawiły się ostrzegawcze iskierki, świadczące o tym, że ma jakiegoś asa w rękawie. –James, czy mógłbyś zdjąć dla mnie koszulę? - zapytała przymilnym, ciepłym głosem, przy okazji patrząc mu prosto w oczy i nie pozwalając uciec mu spojrzeniem. Cóż, każdy sposób jest dobry, aby osiągnąć swój cel, prawda? A w tej chwili Lily zależało na tym, aby upewnić się, że nie jest mu nic poważnego i swoimi uzdolnieniami na tle magii leczniczej ulżyć mu trochę w cierpieniach. Miała dusze uzdrowicielki, nie lubiła poczucia, że obok ktoś potrzebuje pomocy, a ona nie może nic z tym zrobić! Odetchnęła z ulgą kiedy usiadł, bo oznaczało to, że nie zamierzał jej uciekać i niczym uparty sześciolatek obstawać przy swoim postanowieniu. Przyklęknęła przed nim starając się przyjąć jak najwygodniejszą pozycję i widząc jego minę sama także spoważniała. Najwyraźniej miał teraz powiedzieć coś, co w końcu nie byłoby żartem. Nie spodziewała się jednak tego, co ostatecznie przyszło jej usłyszeć. Przez chwilę miała ochotę wydrzeć się na niego za nieodpowiedzialność i głupotę, ale potem w jej umyśle pojawiło się inne pytanie: Dlaczego miałby mieć potrzebę odwiedzenia Doliny Godryka? Kiedy na obrzeżach jej świadomości ukształtowała się odpowiedź, w jej oczach pojawiło się coś zgoła odmiennego od wcześniejszej złości - zrozumienie. Nie nagana, a już na pewno nie aprobata. Po prostu akceptacja i świadomość motywów, dla których poważył się na coś tak niebezpiecznego. Nic nie powiedziała, skinęła tylko głową, zachęcając go by mówił dalej.
James Potter
Temat: Re: Korytarz Nie 09 Mar 2014, 23:49
Za sam uśmiech na twarzy Lily, James byłby w stanie zatańczyć kankana lub makarenę, gdyby go tylko poprosiła. Zdjęcie koszuli, nie było dla niego dużym wyzwaniem. Chociaż oczywiście pozbywania się każdej kolejnej partii ubrań mieściło się w strefie jego marzeń, na pewno odbywało się to w zupełnie innych okolicznościach i w zupełnie innym celu. Ale, należy brać to co się ma i nie dyskutować, prawda? Zakrwawiona koszula wylądowała na podłodze, tuż obok jej właściciela. Sam etap rozpinania guzików, był dosyć monotonny i trudny do przebycia, gdyż lewa ręka trochę pobolewała w łokciu. James jednak bardzo lubił tę koszulę i nie miał najmniejszego zamiaru jeszcze bardziej jej niszczyć. Gdy tak siedział, na tej nieszczęsnej podłodze, opowiadając krok po kroku co się działo na cmentarzu, jednocześnie poddając się oględzinom Lily, coraz bardziej i bardziej, czuł ulgę. Nie tylko dlatego, że mógł się wygadać komuś innemu niż Huncwoci, którzy przecież doskonale wiedzieli co się stało, nawet jeżeli nie do końca rozumieli dlaczego. Evansówna, była natomiast kimś zupełnie obcym, nawet jeżeli był zadurzony w niej po uszy. Opowiedzenie, więc o tym, jak pojawili się Śmierciożercy, że najprawdopodobniej była to zgrabnie ustawiona pułapka na jego ojca, o tym jak pojawili się chłopaki, jak byli torturowani przez niego, powodowało, że nie tylko oczyszczał swój umysł od myśli, które nie dawały mu spokoju. Zaczął czuć wewnętrzny spokój. Zgrabnie ominął motyw z przebiciem mu nogi, sztyletem i przeszedł do pojawienia się ojca, jego walki z poplecznikami Voldemorta oraz ich ucieczki. -Od dzisiaj jestem więc, jedynym żyjącym członkiem rodziny Potterów. – zakończył ze smutnym uśmiechem. Nie miał złudzeń. Nawet jeżeli jego ojciec jeszcze żył, to nie na długo. Śmierciożercy nie brali jeńców, w szczególności jeżeli chodziło o aurorów, którzy zaszli im za skórę. Spojrzał na Lily z wdzięcznością. Nie tylko dlatego, że go wysłuchała, pozwoliła wylewać wszelkie swoje wątpliwości i obawy. Po tej nocy na cmentarzu bał się. Nie tyle o siebie, co o innych. Szara rzeczywistość wojny uderzyła w niego z zawrotną prędkością. Może dlatego miał ochotę, wtulić się w jej rude pukle i po prostu wdychać ich zapach? Poczuć, że chociaż stracił rodziców, zyskał ją? powstrzymał się jednak od gwałtownych gestów w jej stronę, doskonale wiedząc, że nie przepadała, za takimi objawami jego uczuć wobec niej. Zamiast tego po prostu ją obserwował.
Lily Evans
Temat: Re: Korytarz Nie 09 Mar 2014, 23:50
Całe więc szczęście, że swoim uczuciem obdarzył osobę rozsądną i niekoniecznie skłonną grać na cudzych emocjach tylko dla własnej zabawy. W tej chwili być może wykorzystywała fakt, ze zauroczony jej osobą James nie potrafił zawsze oprzeć się jej prośbom, jednak robiła to dla jego dobra. Nie umiałaby postąpić w podobny sposób dla własnej korzyści, być może bywała ślepą na pewne aspekty rzeczywistości egoistką, ale była dobrą osobą, czułą i przepełnioną empatią. Inaczej pewnie nigdy by jej nie przyszedł do głowy pomysł pakowania się w uzdrowicielstwo. Przyglądała się jak mozolnie rozpina guziki, jakimś cudem w ogóle nie widząc drugiego dna tej sytuacji. Dla niej czymś normalnym było oglądanie nagich fragmentów ciał koleżanek i kolegów, którzy z najróżniejszymi obrażeniami pojawiali się w Skrzydle Szpitalnym. Teraz tkwiła w środku nocy na jednym z korytarzy, a jednak czuła się bardzo podobnie, gotowa do pomocy. Nie mogła wiedzieć o czym myśli James, choć pewnie powinna choć przypuszczać. Może po prostu nie była zbyt obeznana ze sposobami rozumowania facetów, a poza tym skupiała się w tej chwili na czymś innym. Przesunęła wzrokiem po licznych zadrapaniach, aby ostatecznie zatrzymać swoje spojrzenie na ogromnym siniaku na boku chłopaka. Skrzywiła się widocznie i przesunęła po wyraźnie fioletowej skórze palcem, tak delikatnie aby jej pacjent nie poczuł bólu. -Pelgolau. - mruknęła cicho, co sprawiło że w okolicach jej ucha zawisła mała, świetlista kulka. Potrzebowała swojej różdżki, dlatego musiała im zapewnić inne źródło światła. Zaczęła po kolei leczyć w miarę swoich możliwości kolejne skaleczenia, z których większość była na szczęście niegroźna i płytka. Od czasu do czasu wypowiadała jakieś zaklęcie, ale przez większość czasu po prostu słuchała opowieści Pottera, czując coraz większy gniew i wstręt do ludzi, którzy decydowali się poświęcić całe życie na uprzykrzanie egzystencji innym. Nie rozumiała jak można zaatakować samotnego nastolatka na cmentarzu! Nie umiała pojąć chęci zranienia kilku niewinnych chłopaków. Nie potrafiła nawet wściekać się na niego za tak nieodpowiedzialne postępowanie, które mogło źle się skończyć nie tylko dla niego, ale także dla jego przyjaciół. Nie potrafiła w tej chwili, poza tym z jego wzroku wyczytała, że on doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Czyżby nie był aż tak lekkomyślny jak zawsze twierdziła? Co chwilę łapała się na tym, że podważa w swojej głowie prawdziwość kolejnych cech, które przez te wszystkie lata uznawała za bezsprzeczne. To jedno spotkanie na prawdę mogło uczynić z dwojga obcych mentalnie ludzi, przyjaciół. Nie byli nieznajomymi, mieli za sobą dość bogatą historię, ale zawsze był w tym jakiś fałsz. Głównie przez Lily, która opierała się prawdzie, ale James swoim zachowaniem rzadko kiedy dawał jej powody do wątpliwości. Do dzisiaj. Wyczuła, że Potter się uspokaja. To było dla niej dość niesamowite, ale jego nastroje były dla niej prawie tak oczywiste jak te Dorcas, z tym że przecież nie miała okazji spędzać z nim takich ilości czasu jak z przyjaciółką. W końcu dotknęła czubkiem różdżki ogromnego sińca i przyspieszyła proces jego gojenia, tak że plama nagle zmniejszyła się i pożółkła. Więcej nie potrafiła zrobić, a już na pewno nie bez stosownych eliksirów i kiedy była tak mocno zmęczona. Skończywszy swoje zadanie, odchyliła się lekko do tyłu i skoncentrowała na twarzy mówiącego Jamesa. Historia zbliżała się już do końca, ale takiej konkluzji Lily się nie spodziewała. Wiedziała, że życie to nie bajka, ale jakoś podświadomie oczekiwała happy endu. Miała nadzieję, że pojawi się ktoś, kto sprawi, że to Śmierciożercy zostaną pokonani i będą musieli zapłacić swoje winy. Jej oczy zaszkliły się, ale nie mogła przecież zacząć teraz płakać. To on miał do tego prawo, choć trzymał się zaskakująco dobrze. Może wciąż jeszcze był w szoku, albo nie chciał dopuścić do łez przy niej. -Tak strasznie mi przykro. - wyszeptała, choć wiedziała, że to banał i cliche. Nie umiała powiedzieć niczego, co mogłoby go pocieszyć i sprawić, że cała sytuacja byłaby bardziej znośna. Śmierć zbierała ostatnio krwawe żniwo, dwoje bliskich jej osób zostało pozbawionych rodziny. Nie umiała wczuć się w sytuację Dorcas i Jamesa, choć z rodziną układało się jej różnie, to nawet strata Petunii była dla niej czymś niewyobrażalnym. -Żałuję, że nie będę miała okazji poznać twoich rodziców lepiej. - dodała po chwili, nieśmiało przysuwając się do niego i oferując swoje objęcia. Znała państwo Potterów, byli przemiłymi ludźmi, którzy od razu przypadli jej do gustu. Nie umiała pogodzić się z faktem, że już ich po prostu nie ma. Być może ich śmierć była jej potrzebna aby w końcu zrzuciła z oczu te klapki, ale wolałaby aby odbyło się to mniejszym kosztem. Nawet gdyby potrzebowała na to więcej czasu. Być może nie staną się parą już jutro, być może wciąż była przed nimi długa droga, ale od tej chwili przynajmniej oboje mogli mieć nadzieję, że kroczą w tym samym kierunku. Czuła pod palcami nagę skórę pleców chłopaka i choć to wszystko było dla niej co najmniej krępujące, równocześnie wydawało się dziwacznie właściwie. Zastygła z głową na jego ramieniu i nagle z całą mocą uderzyło w nią jak bardzo jest zagubiona. Wszystko co uważała, wszystko co było dla niej prawdą, to wszystko nagle gdzieś się rozpłynęło, a ona stanęła przed nieznanym i nie do końca umiała sobie z tym poradzić. -Co teraz? - szepnęła niemalże do jego ucha, nie precyzując czy chodzi jej o to, co powinni zrobić kiedy już postanowią opuścić korytarz, czy też zastanawia się nad tym, jak dalej potoczy się ich znajomość i życie obojga, teraz kiedy tak wiele się zmieniło.