|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Thetis Morgenstern
| Temat: Re: Zielone drzwi [Patronus] Pon 15 Gru 2014, 16:18 | |
| Thetis widziała kpinę malującą się na twarzy aurora, gdy dwie Ślizgonki wylądowały na podłodze, zdecydowanie nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy, choć z drugiej strony na początku nie powinien wymagać od nich zbyt wiele, to że słyszeli o tym, czym jest Patronus nic nie znaczyło. Znali jedynie suche fakty, które tutaj nie miały żadnej wartości. Sama panienka Morgenstern nigdy nie próbowała wyczarować go na własną rękę, to sięgało daleko poza jej marzenia. Euforia jaką jeszcze jakiś czas temu dziewczyna odczuwała minęła z kolejnymi słowami Wilsona. Robił wszystko by utrudnić im skoncentrowanie się na tym jednym tak znaczącym w dzisiejszych zajęciach wspomnieniu. Blondynka nigdy wcześniej nie miała problemu z pracą pod presją, jednakże wszystkie zabiegi, którymi posługiwał się auror wraz ze swoim pomocnikiem wybijały ją z „rytmu”. Skup się Morgenstern, dalej! powtarzała sobie w myślach. Gdy swojej pamięci obudziła do życia Gilberta, poczuła się lekko. Przez jej umysł zaczęły przeskakiwać obrazy, jakby oglądała film. W uszach słyszała kołysankę, którą chłopak skomponował specjalnie dla niej. Zobaczyła siebie siedzącą obok niego, czuła ciepłotę jego ciała. Palce bruneta rytmicznie poruszały się po czarnobiałych klawiszach, spod których wypływały cudowne dźwięki. Postanowiła się temu całkowicie poddać. Nawet nie zdała sobie sprawy, kiedy zaczęła ją cicho nucić pod nosem. Wtedy poczuła, że to jest to! Niestety owa piękna chwila została przerwana przez piski, które rozległy się po sali, a już po chwili dziewczyna poczuła, że coś szarpie ją za rękaw szaty. Wzięła głęboki oddech starając się ignorować to COŚ. Ponownie wróciła do Gilberta i swojej kołysanki. Do uszu Krukonki doszły głosy innych uczniów, jedni wołali o pomoc, inni wyrażali swoje zdanie na temat nauczania Wilsona. To drugie było zdecydowanie złym pomysłem, choć ona sama nie miała z aurorem zbyt wiele do czynienia, wiedziała, że lepiej z nim nie zadzierać. Poza tym metody nauczania nie były zbyt ważnym aspektem, liczył się efekt jaki dzięki temu się uzyska. Jeśli to co z nimi robił, miało w przyszłości uratować ich życie, to nie należy wyrażać sprzeciwu. Przez cały ten czas miała zamknięte oczy, choć już dawno jej kraina szczęścia uciekła w niepamięć. Po prostu bała się je otworzyć, tak jakby to miało w jakiś sposób pomóc jej dzisiejszego dnia. Oślepić?! pomyślała, ta wizja ją przerażała, jednak wzruszyła tylko ramionami. Jeśli to ma pomóc dodała. Czekała na kolejny atak.
|
| | | Resa Anderson
| Temat: Re: Zielone drzwi [Patronus] Pon 15 Gru 2014, 18:35 | |
| Z początku nie docierało do niej co tak właściwie się dzieje, była zbyt skupiona by zwracać na to uwagę. Dopiero kiedy poczuła, że jakaś mała istotka próbuje wejść do jej rękawa, straciła panowanie nad swoimi myślami i rozejrzała się z wyraźnym zdezorientowaniem wymalowanym na twarzy. Zobaczyła stworki, które opanowały klasę, a kiedy połączyła fakty, wrzasnęła z paniką, wytrząsając stwora z rękawa. Miała nadzieję, że nie zdążył znieść tam jaj, ich larwy były cholernie irytujące. Tak czy siak cieszyła się, że stwór nie zatopił w niej ostrych kiełków, jak to się stało w przypadku Porunn. Tak, Resa szybko ogarnęła sytuację i nie minęła chwila, a dowiedziała się i wywnioskowała co się wydarzyło. Ktoś krzyczał, ktoś kłócił się z Wilsonem, ktoś najwyraźniej wypadł z lekcji... co za zgiełk i zamieszanie. Mimowolnie przyznała Isabelli rację, sposób nauczania Wilsona, choć na pewno skuteczny, na pewno nie nadawał się dla tak zróżnicowanej wiekowo grupy. Biedna Skai... była tutaj najmłodsza i na pewno było jej ciężko, w dodatku to jej ojciec, co na pewno tylko dodatkowo ją stresowało. Zerknęła na Thet, która zdawała się być nieco zdezorientowana. Obie dziewczyny nie bardzo wiedziały co mają zrobić...ćwiczyć dalej, czy czekać na dalsze polecenia? I... zaraz, zaraz, czy ona usłyszała coś o oślepianiu? To chyba nie był najlepszy pomysł. Wbiła w Wilsona wyczekujące spojrzenie, czekając, aż ten w końcu zapanuje nad sytuacją, bo zajęcia przestały przypominać lekcję, a zaczęły niewiarygodny bałagan. |
| | | Isabelle Cromwell
| Temat: Re: Zielone drzwi [Patronus] Pon 15 Gru 2014, 19:43 | |
| Isabelle nawet nie drgnęła, wysłuchując słów Wilsona. Nie spojrzała na wskazane przez niego drzwi, na pewno nie wyjdzie, chyba, że ktoś wyrzuci ją siłą. - Bardzo przepraszam, nie wiedziałam, że wyrażanie własnego zdania jest zabronione – powiedziała spokojnym tonem, nie zdradzającym ani krzty zdenerwowania. Przeniosła spojrzenie na Skai jakby chciała sprawdzić, czy młodsza Krukonka już doszła do siebie. Nie, żeby odezwało się w niej dobre serce i się martwiła, lecz trochę udawanej troski nigdy nie zaszkodziło. - To, że mi się coś nie podoba nie oznacza, że się poddam – wzruszyła ramionami. W porę ugryzła się w język, by nie rzucić niepotrzebnie uwagi o tym, że zostanie ze względu na resztę uczniów – nie bała się wdawać w dyskusje, jednak chyba wolała nie ryzykować i nie nadstawiać się szczególnej złości aurora. Jeżeli Wilson liczył na to, że Ślizgonka opuści wzrok, przestraszy się, to grubo się mylił. Patrzyła mu prosto w oczy, uśmiechając się przy tym niewinnie. Postanowiła jednak nie komentować kolejnej części jego wypowiedzi, tylko kiwnęła głową na znak, że przyjęła ją do wiadomości. Ceniła swoje zdrowie. Z drugiej zaś strony nie mogła nie przyznawać mu racji, choć należała raczej do ludzi, którzy dbają bardziej o swoje dobro niż to innych ludzi – z kilkoma wyjątkami, za które mogłaby wskoczyć w ogień. No dobrze, z jednym jedynym wyjątkiem, lecz kto by się tym przejmował? Nie chcąc denerwować bardziej aurora, zerknęła na Porunn. Poczuła dziwną ulgę widząc, że koleżanka powoli dochodzi do siebie i nawet się uśmiecha. Miała jednak cichą nadzieję, że Wilson zrezygnuje z oślepiania ich, ponieważ ten pomysł wciąż jej się nie podobał. Nie rozumiała, czemu miał służyć. Zapewne wywołałoby to w niektórych tylko panikę, czy nie powinni sami z własnej woli próbować wyłączyć wszystkie zmysły, by odciąć się od otoczenia? Najchętniej ponownie zamknęłaby oczy, wolała jednak poczekać na rozwój dalszych wydarzeń. |
| | | Alex Hall
| Temat: Re: Zielone drzwi [Patronus] Pon 15 Gru 2014, 20:32 | |
| Wstał z klęczek dopiero, gdy ugryziona Ślizgonka przełknęła eliksir i powoli przestawała wyglądać jak świeżo odgrzebany trup. Chyba wolał nie myśleć, co by się stało w tej sali, gdyby nie wspomniał Wilsonowi, że może mu pomóc prowadzić zajęcia z patronusów – mając do wyboru własną omdlałą córkę i cudze, puchnące dziecko prawdopodobnie nie zastanawiałby się długo, komu najpierw udzielić pomocy. Alex nie uważał się za eksperta w dziedzinie nauczania, ale obserwując twarze pozostałych uczestników zajęć, mógł z całą pewnością stwierdzić jedną rzecz: metody Jareda zadziałają na mniejszość. Nie każdy potrafił operować w sytuacjach tak dużego nacisku bez stopniowania trudności i choć miało to potencjał wypuścić na świat wysoce efektywne jednostki, była to elita, maleńki odsetek. Ta grupa potrzebowała interwencji, zachęty do pracy od kogoś, kto nie dyszał im wściekle w karki i choć Alex zdecydowanie nie był pretendentem do nagrody wrażliwca roku, podjął decyzję o wzięciu na siebie rozmowy z dzieciakami. Ale wszystko w swoim czasie, musieli najpierw dotrwać do końca pierwszych zajęć, choć jeśli wnioskować z ich min pełnych powątpiewania... Nie miał zbyt wielkich nadziei. Obrócił w palcach wyciągniętą zza paska różdżkę, powoli przesuwając spojrzeniem po rozrzuconej w sali grupie, po czym bez ostrzeżenia wykonał odpowiedni ruch dłonią, nie wypowiadając zaklęcia na głos. Te osoby, które nie miały zamkniętych oczu, natychmiast zorientowały się, że odebrano im wzrok, pozostawiając w całkowitej, nieprzeniknionej ciemności. Hall zdecydowanie im nie zazdrościł, wyłączanie choć jednego zmysłu bardzo szybko potrafiło doprowadzić do frustracji, zdezorganizować i rozkojarzyć. Powoli przeszedł między uczniami, zatrzymując się przy każdym z nich przynajmniej na chwilę – stawał za plecami, przykucał z boku, robił wszystko, by zmusić ich do skupiania uwagi na sobie a nie danym przez Wilsona zadaniu. Na sam koniec, jakby na odchodne machnął nieco niedbale różdżką i wyszeptanym cicho Avis wypełnił salę stadem zdezorientowanych ptaków. |
| | | Jared Wilson
| Temat: Re: Zielone drzwi [Patronus] Pon 15 Gru 2014, 21:04 | |
| - Miło, że w końcu pojęłaś, że masz siedzieć cicho i wykonywać zadanie. - odezwał się do uczennicy, nie owijając w bawełnę. Skubana nie odwróciła wzroku, czym sobie zapunktowała w oczach Wilsona. Ponownie przypomniał zebranym, że miał w nosie zasady obowiązujące na szarych, programowych lekcjach. Tutaj może stać się dosłownie wszystko. Mężczyzna odwrócił się całym ciałem do siedzącej na krześle córki, dostrzegając przy niej drugą Krukonkę. Zmarszczył brwi, jakby mu się to nie podobało. - Wracaj na swoje miejsce. - nakazał Whisperównie, bo jeśli chodzi o córkę, to sam sobie z nią poradzi. Hall miał rację, że gdyby miał wybierać, to pomógłby tylko Skai, dopiero później martwiłby się resztą. Na początku nie protestował o asystenta. Znał siebie i wiedział, że puszczą mu nerwy, jeśli ktoś nawali. I tak było, czego dowodem była plama krwi po bahanku. Gdyby mógł, wszystkie zamordowałby z zimną krwią za niespełnienie swojego zadania. Lepiej, aby o tym incydencie Katherine się nie dowiedziała. Nie dałaby mu żyć i kazała sypiać na kanapie jak ostatnio. W jego własnym domu... Zmniejszył leżące pucharki i zamaszystymi ruchami nadgarstka zamknął je ciasno w klatce. Jeśli Porunn naprawdę żywi miłość do tych martwych przedmiotów, może sobie je wziąć. Hall oślepił ich w ciszy. Nie musieli lubić Jerry'ego. On ma ich uczyć, a nie się im przypodobać. Związał ręce za plecami i po kolei zatrzymywał wzrok na każdej sylwetce. Pride nie ruszył się ani razu, co Wilsonowi się spodobało. Nie podobała mu się jego twarz, widział w nich zadatki na... no w każdym razie nie na osobę pokroju Grubego Mnicha. Stał nad nim minutę i pokierował wyczarowanymi ptakami, aby przez dwie minuty latały mu wokół uszu, wżynając się świergotem w jego bębenki uszne. Wydał z siebie cichy pomruk zadowolenia. Tak, tak powinien reagować ambitny uczeń. Siedział nieporuszony tym, co się tutaj działo. Whisperównę zostawił póki co w spokoju, wymijając ją spokojnym ciężkim krokiem. Wilson przeszedł dalej, zatrzymując się teraz przed papużkami nierozłączkami. Anderson, znał tę twarz. Wykrzywił usta na myśl o ich ostatnim spotkaniu. Cholerna prawdziwa jasnowidzka z krwi i kości. Nie lubił dzieciaków. Mongerstern. Obca dziewoja, wyglądała jak dziecko. Jak Skai. Tknął końcówką różdżki ramię Gryfonki i delikatnie jak na swój gburowaty charakter przesunął ją na drugi koniec klasy. To było jak powiew ciepłego powietrza zmieszanego z Wingardium Leviosa. Łagodnie zatrzymała się na środku sali, z dala od swojej krukońskiej przyjaciółeczki. Mały test, czy będzie jej to obojętne czy zaprotestuje. Nie było to brutalne, a mógł tak zrobić. Czyżby nieumyślnie złagodniał? Chwilowo, tylko chwilowo. Nie widzieli już nic, siedzieli w ciszy. W końcu, nareszcie. Wilson nie miał cierpliwości do dzieci. Krążył wokół nich, zahaczył o Fimmelównę. Uśmiechała się sama do siebie, chociaż widział na jej twarzy oznaki słabnącego cierpienia. Twarda sztuka, no nieźle. Zostawił ją w spokoju. Za to z Cromwell zrobił to samo co Pride'owi. Kilka ptoszków zaczęło latać tuż obok jej uszu, aby ją jak najbardziej zdekoncentrować. Wyjął paczkę cygara i stojąc nad panią prefekt, zapalił tytoń i wypuszczał trujący dym w przestrzeń. - Skai, jeśli do przyszłych zajęć nie znajdziesz wystarczająco silnego wspomnienia, wypiszę ciebie z listy. - odezwał się głośno do swojej córki posyłając jej niezidentyfikowane spojrzenie. Siedziała bezpiecznie na krześle. Pozwolił jej, bo na chwilę stał się miękki. Nie powinien, a więc nadrobił to oficjalnym ostrzeżeniem. Był surowi, tak. To niezbędne. Następne lekcje nie będą łatwe. Będą coraz gorsze. Jared nie mógł ryzykować, że rozniesie całą salę, jeśli Skai ponownie zemdleje i sobie nie poradzi. Postanowił wygrawerować z niej silny kamień, od którego będzie się odbijać cierpienie. Czas dorosnąć. - Hall, przemyciłem przed Dropsem ognistą whisky. Jak dzieciaki przeżyją, stawiam tobie kolejkę. Wypożyczę chyba gabinet Odinevy. - odezwał się głośno do aurora, aby utrzymać jakąkolwiek rozmowę, rozpraszającą. Uczniowie będą musieli znieść brak wzroku, świergot ptaków i jednocześnie nie pozwalać sobie na słuchanie ich wymiany zdań, która mogła być interesująca.
Proszę napisać przynajmniej jednego posta do środy do godziny 18. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Zielone drzwi [Patronus] Pon 15 Gru 2014, 21:46 | |
| Jeżeli tak wyglądała pierwsza lekcja to jak będą wyglądać kolejne? Coś ścisnęło w dołku Wandę, jednak ta nie potrafiła powiedzieć czy to strach czy złość, która nią wstrząsnęła. Nie wtrącała się w dyskusję wszczętą przez Isabelle, jednak musiała przyznać dziewczynie rację. Metody nauczania Wilsona były ciut oryginalne i mogły przestraszyć osoby młodsze i niedoświadczone życiowo. Cudem było, że Whisperówna jeszcze się nie rozpłakała. Może ostatnie wakacje tak na nią wpłynęły? Może stała się twardsza? Może jeden nadęty, czarny bufon jej nie przestraszy? Cóż. Słysząc głos aurora zmarszczyła brwi i rzucając mu jedno spojrzenie i nie komentując tego w jakikolwiek sposób odeszła odrobinę dalej, jednak tak by dalej mieć na oku Skai, by ta nie czuła się do końca odrzucona przez grupę. Potem nastąpiła ciemność. Przez chwilę dziewczyna kompletnie nie wiedziała co się wokół niej dzieje. Zupełnie jakby ktoś zgasił światło i zasłonił wszystkie okiennice. Wanda nie widząc nic czuła się kompletnie naga i zdezorientowana. Nie wiedziała kto to zrobił – domyślała się, że był to Hall, bo Jared zajęty był dyskusją ze Ślizgonką. Serce Krukonki stanęło, kiedy ta zorientowała się, że faktycznie została oślepiona. Nie wydała z siebie żadnego dźwięku, nie poruszyła się nawet o milimetr – po prostu stała jak przedtem starając się odnaleźć w obecnej i niewygodnej sytuacji jaką zaserwował im czarnoskóry facet. Czuła jak ciśnienie jej skacze, a ręce drżą, jednak wiedziała, że to chwilowe, że to na potrzebę zbadania ich reakcji, wytrącenia ich z równowagi. Odetchnęła raz, drugi, potem zamknęła usta i oddychała przez nos, powtarzając sobie w myślach, że to tylko chwilowe. Nie czuła się zbyt komfortowo słysząc jeszcze popiskiwania ptaków i konwersację Alexa z Jaredem, jednak nie martwiła się już o to co się dzieje wokół niej. Zauważyła, że słuch się jej wyostrzył, że jest w stanie usłyszeć skrzypienie podeszew starszego Aurora i poczuć zapach perfum Alexa, który dopiero teraz dotarł do jej nozdrzy. Powoli, powoli chciała zacząć panować nad tą sytuacją, wiedząc, że jednak przyniesie jej korzyść. Nauczy się żyć bez jednego zmysłu, postara się nie zabić, nie potknąć. Jakoś to będzie.
|
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Zielone drzwi [Patronus] Pon 15 Gru 2014, 23:12 | |
| Nie dochodziły do niej już żadne głosy z zewnątrz. Odcięła się, chociaż z wciąż odczuwalnym bólem mięśni było to dosyć uciążliwe i trudne. Radość związana ze swoim nowym nabytkiem w postaci kilku nowych pucharków była silniejsza od wszystkiego. Jej mała obsesja czasami mogła przerażać, ale ona nie przejmowała się tym. W pewnym momencie postawiła sobie nawet wyzwanie pod tytułem złapię je wszystkie i nie oszukujmy się, na razie nieźle jej to szło. Dodatkowa wizja, że gdy zaklęcie transmutacyjne przestanie działać, dostanie swoją hodowlę bahanek napawała ją jeszcze większą radością. Z pewnością zastosuje na nich całą gamę tortur, pokazując przy okazji jej bogatą wyobraźnię. Znalazła inne szczęśliwe wspomnienie, które z pewnością także sprawiło jej nieopisaną radość. To w przeciwieństwie do pierwszego, które przywołała, nie było tak odległe. Zdarzyło się w wakacje i miało bezpośredni związek ze spotkaniem Vincenta. Nie chodziło tutaj o radość posiadania go w swoich rękach, a raczej o fakt, że ktoś zaakceptował ją taką, jaką była naprawdę. Pozwolił na o wiele więcej, niż przewidywały granice dobrego smaku, pokazując świat, który tak naprawdę cały czas stał do niej otworem. Wystarczyło tylko nacisnąć odpowiedni guzik, aby włączyć wszystkie zmysły, aby zacząć kierować się instynktem, aby żyć tak, jak tego chciano, bez zahamowań. Kącik jej ust drgnął ku górze, a mięśnie jej twarzy się rozluźniły. Wyglądała na całkowicie skupioną i nawet ból nie był w stanie wytrącić jej z równowagi. Widok krwi był dla niej jak najpiękniejszy obraz, wart tysiące. Krzyki przerażonych mugoli stały się najpiękniejszą melodią, jaką mogła w swoim życiu usłyszeć. Przerażenie wymalowane na ich wykrzywionych twarzach podsycało w niej żądzę, o której istnieniu dopiero niedawno się dowiedziała. Zrobiłaby to jeszcze raz, i jeszcze, w nieskończoność. To było silne uczucie, szczęśliwe, które mimowolnie wywoływało szeroki uśmiech na jej twarzy. Oderwała się całkowicie od rzeczywistości, napawając się wspomnieniami, widokami i uczuciem, którego doświadczyła w towarzystwie swojego chłopaka. Jak widać, najszczęśliwsze wspomnienia miały różną formę. Każdy odbierał je na swój własny, indywidualny sposób. Tak jak Porunn, która zdecydowanie zaczęła wychodzić poza margines społeczeństwa. |
| | | Alex Hall
| Temat: Re: Zielone drzwi [Patronus] Wto 16 Gru 2014, 18:50 | |
| Oślepienie nie wywołało natychmiastowego ataku paniki, jak częścią siebie spodziewał się Alex. Być może część obecnych w ogóle nie zauważyła, że coś takiego miało miejsce, bo cały czas trzymali zamknięte oczy, ale nie słysząc wrzasków poczuł drobne muśnięcie dumy. Dzięki niech będą za małe cuda. Nie wtrącał się w komentarze i zagrywki Wilsona wobec uczniów, od czasu do czasu tylko dyskretnie zerkając w jego stronę kątem oka, by upewnić się, że nikomu nie odgryza palców. Mało prawdopodobne? Blondyn zdążył się nauczyć, iż gdy przychodziło do starszego mężczyzny, należało się spodziewać absolutnie wszystkiego. Jeśli coś było nieprawdopodobne lub zbyt ekstremalne, na pewno znajdowało się gdzieś w jego repertuarze. Między innymi dlatego tak dobrze sprawdzał się na stanowisku aurora. Pozostawiając Wilsonowi część stada przywołanych ptaków, Alex kontrolował różdżką drugą połowę, kierując je, by przysiadały na głowach i ramionach uczniów, muskały ich twarze skrzydłami w locie. Osobiście uważał, że w tych warunkach nie był tak okropny, jak mógłby, biorąc pod uwagę fakt, że na tych zajęciach nie obowiązywały normalne zasady. Jego wzrok przykuła Wanda, która w przeciwieństwie do reszty wciąż stała tak, jak zostawił ją Wilson. Nawet nic nie mówiąc i nie wykonując żadnych ruchów wydawała się zagubiona w nowej sytuacji. Nogi poniosły go całkowicie odruchowo. - Usiądź. Powoli, masz pod nogami ptaka – powiedział cicho do panny Whisper, kładąc dłoń na jej prawym ramieniu. - Wyczuj rękami, co masz obok siebie, a potem skup się na zadaniu. Chcąc, nie chcąc, aurora uderzyły wspomnienia z wakacji – rozmowa z Wandą, otoczenie ochroną domu, w którym jeszcze tak niedawno zamordowano jej ojca. Zapach czekolady. Cofnął rękę, gdy dziewczyna usadowiła się na brudnej podłodze i wrócił do doglądania reszty. Rozpamiętywanie niedalekiej przeszłości nie miało w tej chwili żadnego sensu. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Zielone drzwi [Patronus] Wto 16 Gru 2014, 21:11 | |
| Jeszcze przez chwilę, dosłownie przez moment dziewczyna oswajała się z nagłym brakiem wzroku, gdy wtem wyczuła, że ktoś – noszący ciężkie, wojskowe buty się do niej zbliża. Otworzyła powieki, zamrugała kilkukrotnie, choć to nic nie dało. Poczuła charakterystyczny zapach męskich perfum i dużą, ciepłą dłoń na ramieniu. Hall pofatygował się do niej, aż z drugiego końca klasy by tylko usadzić ją na tyłku. Czy wyglądała aż tak żałośnie? Nie była zdenerwowana ani tym bardziej rozkojarzona. Starała się po prostu ogarnąć, rozeznać w całej sytuacji, by nie wszczynać paniki. Posłusznie jednak ugięła się pod jego naciskiem, sprawdzając czy wokół niej nie ma żadnego namolnego ptaka przez wyciągnięcie ręki. Usiadła zgrabnie na tyłku i poprawiła spódniczkę, by ta zbyt wiele nie odsłaniała – Stay classy dosłownie w każdej możliwej sytuacji. Wcześniej jeszcze odwróciła twarz w stronę wydobywającego się głosu młodszego Aurora i posłała w jego stronę tak myślę uśmiech. - Dziękuję. – Szepnęła w odpowiedzi i jeszcze zanim ten odszedł chwyciła go za rękę w podzięce. Nie musiał tego robić, a mimo wszystko się o nią zatroszczył. Odgoniła jednak od siebie wszelkie wspomnienia związane z Hallem, bo choć miłe to nie pomagające w opanowaniu Zaklęcia Patronusa. Będąc już w miarę bezpiecznym miejscu starała się kompletnie zignorować skrzydła ptaszysk, które muskały jej twarz i ciało, a przez które miała ochotę roześmiać się w głos bo ją łaskotały. Trzymała jednak formę, minę miała poważną, a jej myśli oscylowały wokół wspomnień związanych z jej rodzicami. Panna Whisper miała problem z wybraniem najszczęśliwszego wspomnienia, które pomogłoby jej wyczarować cielesnego patronusa. Ostatnie wydarzenia z jej życia rzutowały nieszczęśliwie na możliwość zdobycia nowego doświadczenia, jednak dziewczyna głęboko wierzyła, że mimo wszystko uda się jej wykrzesać odrobinę szczęścia z odmętów pamięci. Zmarszczyła brwi i przedzierała się przez momenty miłe, te gorsze, z czasów lepszych, kiedy jeszcze miała dwójkę rodziców, i te po ich śmierci. Dziwne uczucie, kiedy odkopujesz wszystkie sytuacje, które kiedyś miały miejsce i teraz porównujesz je między sobą, by sprawdzić, które jest bardziej korzystne dla Ciebie w tej sytuacji. Skupiła się bardziej. Lubiła te momenty gdy wieczorami podczas wakacji siedzieli wszyscy we czwórkę w salonie, podczas gdy z kuchni dochodziły smakowite zapachy gotującej się kolacji. Do tego cicha muzyka w tle i śmiechy rodziców i rodzeństwa. Pamiętała doskonale zapach swojej matki, jej dłoń na swoim policzku, i to jak Dorian zawsze jej dokuczał przed kolacją, byle by tylko ta się zezłościła, a ten mógłby zjeść więcej. Do tego żarty, które podsyłał non stop ojciec, wspólne wybuchanie śmiechem i po prostu ta atmosfera rodzinna, którą czuło się na kilometr. Byli tak cholernie zgodną rodziną, bez większych problemów, aż do czasu… Szatynka przełknęła ciężką gulę i wsłuchała się w otoczenie by sprawdzić czy coś ważnego się dzieje. Potem znowu się zamknęła w sobie, starając się przypomnieć obraz szczęśliwych rodziców. Momentalnie zrobiło się jej lżej na duszy, chociaż nie do końca. Czuła, że to tylko wspomnienie, ulotna chwila, która już nie powróci. Na samą myśl z jej ust wyrwało się ciche westchnienie, a myśli ponownie krążyły wokół tych sytuacji, kiedy cała rodzina Whisperów spędzała ze sobą czas. Nie obchodziły ją żadne zwycięstwa na Olimpiadach, konkursach, pierwsze wejście na miotłę. Tylko rodzice i brat. Trochę banalne, ale zważając na to co się teraz dzieje z nią i Dorianem… To pozostały jej tylko wspomnienia. Uśmiechnęła się do siebie smutno, czując obecność swoich rodzicieli, którzy pewnie czuwają gdzieś tam nad nią i obserwują ją z miejsca, w którym się znaleźli. Wiedziała, że są z niej dumni, że ta się nie ugięła i stara się radzić sobie sama, z niewielką pomocą przyjaciół. Miała również nadzieję, że mimo wszystko uda się jej wykrzesać z siebie odrobinę energii, którą już – już czuła pod palcami. Nie może zawieść Whiperów, udowodni innym, że nie jest słaba. Zacisnęła pięść i uniosła wyżej podbródek wiedząc, że powinno być dobrze. Poczuła znajome ciepło w okolicach serca, a kąciki jej ust samowolnie utrzymywały się w danej pozycji, jakby wcale nie chciały opaść. Może wyglądało to głupio ale przynajmniej przyniosło spodziewany efekt, miała odzyskać wspomnienie, które pomoże jej w nauce, i takie odnalazła. Dawno nie uśmiechała się tak promiennie, dawno się tak nie śmiała. Tor jej myśli nieco się zmienił. Przeniosła się do kuchni, gdzie ostatnim razem spotkała się z przemiłym Puchonem… Wspólne pieczenie pierników, ciągłe śmiechy i bolące policzki. Jej ciałem wstrząsnął dreszcz, a uśmiech stał się subtelniejszy. Jakby samo wspomnienie Henryka było czymś niezwykłym. Zawstydziła się tą myślą i starała się powrócić do rodziców, do tych uroczych chwil, które zawsze wspomina przed snem.
|
| | | Isabelle Cromwell
| Temat: Re: Zielone drzwi [Patronus] Sro 17 Gru 2014, 00:52 | |
| Dość szybko zorientowała się, że popełniła błąd. Nie zamknęła oczu, a mimo to nagle poczuła się, jakby zatopiła się w mroku. Zamrugała kilka razy, po czym stwierdzając brak sensu tego działania, po prostu opuściła powieki. Najważniejszym było teraz nie dać się wyprowadzić z równowagi, ani nie wpaść w panikę. Isabelle nie okaże słabości, a już na pewno nie da się sprowokować przez aurorów. Za wszelką cenę będzie chciała się wykazać i pokazać, że jest opanowana. W sali znów rozległ się hałas, choć może wrażenie spowodowane było chwilowym skupieniem na braku możliwości widzenia. Musiała przenieść uwagę na coś innego, toteż ponownie wzięła kilka głębokich oddechów, próbując uspokoić zbyt szybko bijące serce. Słyszała odgłosy zbliżających się kroków, a po chwili szelest skrzydeł, lecz drgnęła jej tylko delikatnie brew. O wiele ciężej było jej się opanować, gdy poczuła gryzący dym – domyśliła się, że to Wilson postanowił się nad nią trochę poznęcać. Zagryzła zęby, powstrzymując się od ostentacyjnego kaszlnięcia. Jeżeli pokaże, że coś jej przeszkadza, zapewne zrobi się jeszcze mniej przyjemnie. Tłumiła wzbierającą złość, szukając w sobie nowego punktu zaczepienia. Nie mogła tylko udawać pozornego zamyślenia, chciała do czegoś dojść. Jakimś cudem musiała się również uratować przed słuchaniem jakże pasjonującej rozmowy na temat ognistej… Siłą woli próbowała ponownie spowolnić przyśpieszone bicie serca, by zatracić się w słyszalnym tylko w jej głowie rytmicznym dudnieniu. Przypomniały jej się pierwsze chwile sam na sam z ojczymem, niedługo po odejściu jej matki. Była wtedy małą dziewczynką, bała się, że ponownie zostanie odtrącona. Gdzieś w oddali mignęła jej sylwetka babci, krzątającej się w kuchni, przygotowującej przeróżne słodkości. Isabelle opuściła głowę, pozwalając włosom osłonić jej twarz. Uśmiechała się delikatnie, prawie niezauważalnie. Pamiętała początki dziwnej znajomości z Samem, kiedy to babcia zaczęła ją zawsze ze sobą zabierać w odwiedziny. Początkowo nie mogła się do niego przekonać, aż w końcu zaczęła traktować go jako ogromnego, kochanego misia. Raz nawet zdołała na nim zasnąć, wsłuchując się w bicie jego serca. Na Merlina, czy ona wciąż musiała myśleć o Samuelu? Zdawałoby się, że całkowicie opanował myśli Ślizgonki. |
| | | Thetis Morgenstern
| Temat: Re: Zielone drzwi [Patronus] Sro 17 Gru 2014, 17:08 | |
| „Tylko spokój może Cię uratować”. Jedno jakże proste zdanie, które dane było usłyszeć Thet od swojej babci, gdy była małą dziewczynką. Teraz było dla niej wybawieniem. Świadomość, jak wiele Wilson wymagał od nich już na pierwszej lekcji wcale nie pocieszała dziewczyny. Pomimo jej wysokich ambicji i wielkich pragnień, wiedziała, że nie jest osobą niezniszczalną. Sposoby nauki aurora były dla niej swego rodzaju katorgą, tego nawet nie można było nazwać niekonwencjonalnymi metodami. Krukonka czuła się, jakby cała ta sala przeniosła się w czasie o kilkadziesiąt lat. Kiedy w szkole dozwolone było prawie wszystko, na pewno niektórzy tęsknią za tymi czasami, na przykład taki Flich, jednak ona sama nie była ich zwolennikiem. Świadomość, że kolejne lekcje będą wyglądały podobnie, a być może nawet gorzej zasiała w niej ziarenko obawy. Czy aby dobrym pomysłem było przychodzenie tutaj? Z drugiej strony, tylko Wilson mógł nauczyć ich Patronusa, nie znała innego aurora cieszącego się tak wielką sławą jak on, pomimo paskudnego charakteru. Blondynka ponownie wzięła głęboki oddech skupiając się na swoim wspomnieniu, przez chwilę czuła się tak jakby tam była. Pusty salon, w którym rozbrzmiewały piękne dźwięki pianina, czuła ciepło ciała chłopaka, a jej serce biło jak szalone. Niestety ta wizja szybko rozpłynęła się, gdy poczuła, że Resa która jeszcze przed chwilą trzymała jej dłoń gdzieś zniknęła. Panika ogarnęła ją, przenikając całe ciało, w dodatku brak możliwości otworzenia oczu wcale nie pomagała w odnalezieniu spokoju –Resa?! – zawołała cicho –Resa…jesteś gdzieś tu? – zapytała już trochę głośniej, musiała wiedzieć czy wszystko z jej przyjaciółką jest w porządku, bała się tego co Wilson mógł jej zrobić.
|
| | | Resa Anderson
| Temat: Re: Zielone drzwi [Patronus] Sro 17 Gru 2014, 17:35 | |
| Wszystko stało się tak nagle. Chaos ustał. A może to właśnie był chaos? W zasadzie to wszystko ustało, zniknęło pod płaszczem nieprzeniknionej ciemności. Usłyszała kilka zdziwionych głosów i pomruków, sama z początku próbowała znaleźć rękę Thet i uspokoiła się dopiero, kiedy upewniła się, że Krukonka jest tuż przy niej. To dawało jej świadomość, że wciąż jest w tej przeklętej klasie, na zajęciach pod dowództwem Wilsona. Nie było jej jednak dane długo nacieszyć się obecnością przyjaciółki, ponieważ poczuła na swoich plecach twardy punkcik, który nieubłaganie popychał ją gdzie tylko chciał. Rozejrzała się, nie wiedząc co się dzieje, choć z oczywistych powodów nic jej to rozglądanie nie dało. Wyraźnie się spięła, nie wiedząc co się dzieje. Może to był jakiś plan? Teraz porwą wszystkich uczniów i zamkną ich w Departamencie Tajemnic? Słyszała o tym miejscu, podobno kryło się w nim wiele przerażających rzeczy. Czy nie byłoby idealne na eksperymenty? - Thetis? - odezwała się zachrypniętym od dłuższej chwili milczenia głosem. Nie było w nim słychać strachu, jedynie delikatne zdezorientowanie. Nie chciała dać porywaczom znać, że trochę się przestraszyła, ot co! Trzeba zgrywać twardziela, nawet jeśli ktoś właśnie odebrał ci wzrok i prawdopodobnie przeprowadzi na Tobie eksperymenty. Nie minęła dłuższa chwila, kiedy popychający ją punkcik (końcówka różdżki? Tak zgadywała) zniknął. Zatrzymała się, obróciła, analizując otaczające ją dźwięki. Z pewnością nadal była w klasie, ale w innym miejscu. Wilson uznał, że niewystarczająco się skupia? Ach, gdyby wcześniej zrozumiała, że to on przesuwa nią jak pionkiem po szachownicy, z pewnością by mu dogadała! Teraz jednak wiedziała, aż straciła swoją szansę na warknięcie paru miłych słów. Przymknęła powieki dla bezpieczeństwa, po klasie latały różne stworzenia i przedmioty i wolała nie narażać swoich chwilowo ślepych oczu na urazy, które mogłyby pozbawić ją tego zmysłu na zawsze. Wzięła kilka głębokich oddechów, uspokajając swój umysł i w duchu podziękowała za oślepiające zaklęcie, bo właśnie zrozumiała jak bardzo jej pomogło. Była Jasnowidzem, od dziecka miała w sobie "trzecie oko", którego nie umiała lub nie chciała wykorzystać. Często nie dawała wiary swoim zdolnością, choć po wróżbie przed wakacjami ciężko było udawać przed samą sobą, że jest całkiem zwyczajna. Nie próbowała tego zrozumieć, nie chciała o tym myśleć, ale ten dar siedział w niej nieubłaganie. A w takich sytuacjach dawał o sobie znać. W ogóle się nie bała, dała się prowadzić intuicji wspomaganej darem, która teraz dodatkowo się wyostrzyła. Pewnie stanęła na nogach, by nie stracić przypadkiem równowagi i jedynie od czasu do czasu uchylała się przed jakąś wymyślną przeszkodą stworzoną przez aurorów. Skupiła się na swoich myślach, a jej wewnętrzne oko prowadziło ją w realnym świecie. Szybko doszła do wniosku, że jej wspomnienie nie było tym właściwym, najlepszym, zaczęła więc szukać nowego. Pierwszy lot na miotle? Spadła i prawie złamała sobie rękę.... Pierwszy mecz Quidditcha? Totalna klapa. Pierwszy wygrany mecz? Owszem, piękne wspomnienie, ale nie wystarczające. Podczas analizy swoich przeżyć co chwilę musiała "odsuwać" na bok twarz Lucasa i robiła to nieugięcie, choć ta wciąż powracała. Nie teraz, Lucas, nie teraz. Próbuję się skupić, wyjdź z mojej głowy - myślała gorączkowo, choć to nie pomagało. I uparcie odpychała od siebie myśl, że może to jest właśnie to, czego powinna się chwycić. Zaprzeczała sama sobie. I choć nie znalazła w sobie odpowiedniego wspomnienia, wyglądała na tak rozluźnioną i wyciszoną, że większość pewnie dałaby się nabrać, stwierdzając, że (jak to powiedział Wilson) "wspomnienie ją wypełniło". Czy aurorzy także tak uznają? |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Zielone drzwi [Patronus] Sro 17 Gru 2014, 17:41 | |
| W każdej innej sytuacji zapewne byłby zdegustowany tym jak bardzo zatracił się we własnej przeszłości - tak bardzo, by nie zauważyć niczyjej obecności, nawet Jareda, który kręcił się w tę i z powrotem kontrolując poczynania uczniów. Prawdę powiedziawszy miał go w tej chwili w głębokim poważaniu, bo nie przekazywał póki co nic, czego by Vincent nie usłyszał już od swojej matki. Dlatego też z łatwością słuchał jego uwag na "pół gwizdka", jednym uczem wpuszczając, drugim wypuszczając. Zadanie było ważne, a on nie miał zamiaru pogrążyć się na terenie, który był jego najmocniejszą stroną - szczególnie, że nie przybył na te zajęcia jako żółtodziób z przeczytanym raptem rozdziałem w księdze zaklęć. O nie, był jednym z najlepszych w swojej kategorii, na dodatek wyprzedzał prawdopodobnie całą resztę. Nie było takiej siły na ziemi, która sprawiłaby, że teraz polegnie jak jakaś ofiara losu. Stadko ptaszków wyczarowane przez Alexa też na niewiele się zdało. Pride był osobą zdolną do zebrania myśli przy akompaniamencie krzyków ofiar, a te niekiedy zdawały się mieć nieograniczoną pojemność płuc. Świergot pierzastych stworzeń przy tym był doprawdy niczym szczególnym - ba, poniekąd relaksował. Miał wrażenie, że przez ułamek sekundy jedno z tych stworzeń przedarło się do jego spojrzenia, jednakże szybko odzyskał stuprocentową kontrolę na obrazami, zapachami, dźwiękami, jednym słowem wszystkim. To co się działo z resztą uczniów go zupełnie nie obchodziło. Mogli mdleć, padać na zawał, wysadzać siebie nawzajem, a on by się nie przejął nawet, gdyby krew z takiej zabawy ochlapała jego twarz. Porunn również nie ruszała jego sumienia czy myśli, teraz miał inne priorytety, był w innym świecie, gdzie nie było miejsca na sentymenty. Mnisi tybetańscy by mu pogratulowali - o ile by nie zaczęli czytać mu w myślach. |
| | | Jared Wilson
| Temat: Re: Zielone drzwi [Patronus] Sro 17 Gru 2014, 18:39 | |
| Obserwował uczniów ze stoickim spokojem, chociaż przed chwilą miał ochotę odczarować pucharki i oglądać wylewającą się krew z ich gardeł. Brakowało mu adrenaliny. Szefostwo obijało się, a Jerry bezczynność znosił delikatnie mówiąc tragicznie. Musiał wtedy sam organizować zabawę kosztem podopiecznych. - Mongerstern, następnym razem skleję ci język. - odezwał się ostrzejszym tonem do Krukonki, nie zwracając uwagi na Whisperównę. Dopóki milczała, mogła i lewitować pod ścianą, byleby przykładała sie do swojego zadania. Wilson opuścił towarzystwo Cromwell i przyglądał się każdemu z osobna, oceniając w duchu ich postępy. Jedni wyglądali jakby spali, w tym godny naśladowania Pride, inni nie umieli milczeć, a jeszcze inni pozwalali się rozpraszać byle czym. Minęło może piętnaście minut, albo to była godzina?, gdy kroki Wilsona ponownie rozległy się po sali. - Finite. - zakończył klątwę. - Wstawać. - powiedział głośno i wyraźnie wybudzając dzieciaki z ich (nie)udawanych rozmyślań. Minę miał obojętną,chociaż spojrzenie mówiło, że nie do końca był zadowolony z ich postępów. Ciężko mu dogodzić, rzadko bywał dumny z podwładnych i podopiecznych. Odbijało się to również na jego potomnych. - Poszło wam marnie, chociaż jest tu kilka osób, które przyłożyły się do zadania. - tutaj wskazał na Pride'a i Fimmelównę. - Na dzisiaj lekcja już się kończy, ale wy macie dalej to ćwiczyć. Przy każdej okazji. W dormitorium włączcie radio na cały regulator i trenujcie swoje mózgownice. Na co nudniejszych lekcjach czy w towarzystwie Irytka. Będę wiedział kto zlekceważył moje słowa, Gumochłony. - mówił serio i prawdopodobnie olanie jego "pracy domowej" mogłoby się wiązać z nieprzyjemnymi konsekwencjami przy lekcji drugiej. - Bądźcie czujni, to dowiecie się kiedy będzie następne spotkanie. I dla swojego dobra ćwiczcie, bo inaczej nie przeżyjecie lekcji ostatniej. - nie, on wcale nikomu nie groził i niczego im nie obiecywał. W jego głowie kształtował się okropny plan jak ich dobić podszkolić na ostatnich zajęciach. Odczarował drzwi z blokad i usiadł na biurku, popalając tytoń. - Wynocha, gumochłony. - warknął. Cierpliwość na dziś osiągnęła limit. Przelotnie spojrzał na Skai dając jej wolną rękę i posmak swoich słów. A gdy przypomniał sobie o obecności Halla i skrzyżował z nim spojrzenia... czyżby w ślepiach Wilsona znowu pojawiło sie rozbawienie? Nie. Złośliwość, czysta złośliwośc,bo lekcja druga będzie boleśniejsza fizycznie niż ta. Na długo zapamiętają jego nauczanie.
można napisać posty wyjściowe. Dopiero po nich pojawi się podsumowanie lekcji 1 gr "Gumochłonów". Dziękuję za frekwencję i szybkość odpisów - zapunktuje to w następnych lekcjach. Czekajcie na info z nowym terminem - po świętach. |
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Zielone drzwi [Patronus] Sro 17 Gru 2014, 20:18 | |
| Zorientował się o zakończeniu lekcji z lekkim opóźnieniem. Gdzieś w tle wspomnienia rozbrzmiało twarde i zniecierpliwione "wstawać" Wilsona, ale w pierwszym odruchu, skupiając się na zadaniu, zignorował ten charakterystyczny ton komendy. Dopiero po kilku dłuższych sekundach echo wróciło, obijając się o uszy chłopaka, każąc zrozumieć przesłanie. Z lekkim ociąganiem uchylił powieki, spoglądając przed siebie szeroko otwartymi oczami, by po szybkim mrugnięciu zacząć się rozglądać dookoła, by ocenić swoją sytuację względem reszty uczniów. Doprawdy, obserwując niektórych zastanawiał się po co ich nazwiska w ogóle widniały na liście obecności. Żałosne, bo już nawet nie zabawne. Jakim trzeba być słabeusze, by mdleć przy czymś takim? Nie rozumiał fenomenu uczniów Hogwartu, był pewien, że w Durmstrangu może jedna osoba wykazałaby się takim poniżającym zachowaniem. Oczywiście, po czymś takim nie miałby życia w szkole, nie tolerowano tam fretek. Podniósł się powoli, otrzepując szatę z kurzu, choć zapewne bez zaklęcia się nie obejdzie. - Chłoszczyć - mruknął, wskazując końcem różdżki na materiał, a gdy czar wykonał swoje zadanie rozpoczął szukanie wzrokiem Porunn. Po niej spodziewał się znacznie więcej. Przy okazji słuchał słów Jareda, uśmiechając się pod nosem w reakcji na drobną pochwałę. Dobry początek, tak trzymać. - Tu cię mam. - szepnął Porunn prosto do ucha, łapiąc ją w pasie. Oczywiście jego uwadze nie uszła klatka pełna pucharków, której nawet nie skomentował, znając hobby swojej dziewczyny. Następnie skierowali się oboje w kierunku drzwi - powoli, w końcu nie mieli zamiaru uciekać w popłochu przed czarnoskórym tyranem. - O, czyżby coś ci się stało? - dodał jeszcze, kiedy kątem oka dojrzał nogę Ślizgonki. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Zielone drzwi [Patronus] | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |