|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Resa Anderson
| Temat: Re: Zielone drzwi [Patronus] Pon 19 Sty 2015, 12:25 | |
| To, co widziała było tak absurdalne,a za razem przerażające i obrzydliwe, ze nie potrafiła się opanować. I tak oto waleczna Gryfonka została pokonana przez wytwory własnej wyobraźni, a chwilę później przez Wilsona, który postanowił ją rozbroić. Kiedy poczuła dźgnięcie zaklęcia i wysuwającą się z jej ręki różdżkę, zaczęła panikować. Skuliła się na podłodze, wiedząc, że nie ma już żadnej szansy obrony przed tymi dziwacznymi stworzeniami i pozwoliła sobie na jedną, jedyną łzę, która wypłynęła z zewnętrznego kącika prawego oka. Otarła ją jednak nim ktokolwiek ją zauważył, wzięła głęboki wdech i czując na sobie małe rączki, krzyknęła i rzuciła się na potworka, najpierw próbując go odrzucić jak najdalej od siebie. Następnego chciała przydusić, ale okazał się na tyle silny, że ciężko było jej go utrzymać. Ale Wilsonów było coraz więcej i więcej, a ona nie była w stanie sobie z nimi poradzić.W rezultacie miotała się tak po środku sali, do momentu kiedy coś jej to uniemożliwiło. Poczuła się dziwnie- palce jej zdrętwiały i nie za bardzo mogła się ruszyć, jedynie oczy Gryfonki niespokojnie przesuwały się po otaczających ją stworzeniach. Przymknęła powieki, oczekując najgorszego, poczuła płyn o nieciekawym smaku, który wlał się do jej ust i stwierdziła, że strasznie dziwna jest ta jej śmierć. Czując, że wraca jej władza nad ciałem, zerwała się, mrugając z niezrozumieniem. Zniknęła wysoka trawa, zniknęły krzyki, dziwny szum, który nie pozwalał jej się skupić, nie widziała też noworodków z twarzami Wilsona. Powoli rozejrzała się po sali - wszyscy z jej grupy wydawali się być zdezorientowani i zmęczeni, dodatkowo Wanda wyglądała jakby miała zaraz zwymiotować, a kiedy namierzyła Thetis, natychmiast do niej podeszła i wtuliła się w przyjaciółkę. - Powiedz, że to już koniec. Że możemy stąd iść. - jęknęła w jej szatę, licząc na słowa otuchy. Gdyby tylko wiedziała jak straszne rzeczy widziała Krukonka... z pewnością nie użalałaby się nad sobą. |
| | | Jared Wilson
| Temat: Re: Zielone drzwi [Patronus] Pon 19 Sty 2015, 13:14 | |
| Na wszystkie posty czekam do środy wieczór do 20. Pozabieram % za nieusprawiedliwione opóźnienia. Pilnujcie czasu.
Cisza jak makiem zasiał. Nikt nie krzyczał, nie zalał się łzami, nie próbował mu wygarnąć co o nim myśli. Chory spokój i ich przygaszone miny. Anderson kwilila jaknniemowlę. Warknął na nią, aby usiadła w spokoju. To nie jest miejsce nanokazywanie swoich uczuć. Gdyby wiedział,że był jednym z bohaterów ich wizji z pewnością wysłuchałby chętnie szczegółów. Ludzki umysł potrafi płatać figle. I to jakie interesujące....Odczekał aż wszyscy usiądą, bo nie sądził, żeby utrzymali się na nogach. Hall jako żywy przykład mógł im opowiedzieć co się dzieje po takim eliksirze. Chociaż on miał podaną całą chochlę w ramach eksperymentu. - Jak pamiętacie, na pierwszej lekcji zostaliście oślepieni. Pozbawieni jednego zmysłu. Poszło wam marnie, ale lepiej niż wcześniej. U niektórych widzę postępy, ale reszta najwyraźniej nie odrobiła pracy domowej. - wyrzucił do kosza peta i stanął na środku okręgu stworzonego z ich siedzących sylwetek. Spojrzał na ich blade twarze obojętnie. Przy prawdziwym dementorze będą siedzieć w swoim moczu, stracą przytomność, będą rzygać i zataczać się, niezdolni do podniesienia różdżki. Wilson czuł w swoim życiu dementorów. Chociażby przy transportowaniu więźniów do Azkabanu. Jemu, rosłemu aurorowi krew mroziła się w żyłach od samego czucia ich obecności. Tego chłodu oplatającego tchawicę, qyciągające ze wspomnien wszystko, co najgorsze. A co dopiero się dzieje, gdy staną z nim twarzą w twarz. - Użyję zaklęcia powodującego ciemność. Żadne Lumos nie odsłoni tego mroku dopóki ja tego nie zechcę. Nie będziecie nic widzieć, więc radzę wam siedzieć. Ani ja ani Hall nie będziemy w stanie was teraz wypatrzeć. - poprawił rękawy szaty, zaciskając palce wokół różdżki. Recytował wyjaśnienie cholernie znudzony. Jeśli nie wyrwie się na czas z tego zamku, oszaleje z bezczynności. - Tylko zaklęcie patronusa pokona to nienaturalne zaklęcie. Nic więcej. Wiecie już co będzie waszym zadaniem. - osłabieni, rozchwiani emocjonalnie, zmęczeni... to naturalne utrudnienia w skoncentrowaniu się na wspomnieniu. -Tenebris. - jego różdżka nie zaświeciła. Nie pojaśniała, a wręcz przeciwnie. Jego końcówka wyglądała martwo. W ciągu paru sekund zaczęła wydobywać się czarna para Mgła. Coraz gęstsza, nieprzyjemna. Wilson machnął ręką na Alexa, przywołując go do siebie w ramach przyłączenia się do podejrzanego zaklęcia. Cofnął się dwa kroki i trochę ożywiony obserwował potężne tumany mgły szybko wypełniającej klasę. Minęła minuta a bezwonna mgła zgasiła całe światło. Jedna lampa oliwna płonąca w kącie sali syknęła i zgasła, gdy dotarła do niej ciemność. To była dziwna ciemność. Ciemność, której nie dało się przeniknąć, a nawet dostrzec sylwetek innych. Mrok jednak nie pokonał zaklęcia Halla. Błękitny gepard jakby pojaśniał, albo mu się zdawało. Silny, potężny i niepokonany. - Zgaś go, Alex. Dzieciaki, do roboty. - powiedział ściszonym głosem. Nie było go widać. Nie wiadomo gdzie stał. Umiał poruszać się bezszelestnie, mimo ciężkich butów. Powstawała niepewność. Nie wiedzieli kiedy może pojawić się inne zaklęcie. Z której strony, od kogo. Zwykłe smugi patronusa niewiele oświetlą ciemności. Do tego potrzeba silnego zaklęcia, mocnego wspomnienia, pewności siebie i zdecydowania. Poza tym uczniowie powinni być wdzięczni. Póki co, mają spokojne warunki do ćwiczeń, a to jest rzadkością u tego... 'nauczyciela'. Różdżka Wilsona opadła, gdy ciemność scaliła się w jedność. |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Zielone drzwi [Patronus] Pon 19 Sty 2015, 17:07 | |
| //Trójca Ślizgońska mówiła, że napisze posty dzisiaj wieczorem. Nie sądzisz, że trochę się pospieszyłeś? Nie wiem, może mój zegarek dzisiaj źle chodzi.
Porunn otrząsnęła się ze wspomnień dopiero, kiedy poczuła czyjąś bliskość i nie były to bahanki, które wciąż nie przestawały jej kąsać we wszystkie możliwe miejsca. Wiedziała, że patronus poszedł jej znacznie lepiej niż wcześniej, musiałą więc trzymać się właśnie tych wspaniałych myśli, które potrafiły odeprzeć nawet najstraszliwsze obrazy i zniwelować uczucie bólu. Halucynacja. Nic innego. Nie było to prawdziwe niebezpieczeństwo, jednak wszystkie zmysły w tej chwili pracowały na najwyższych obrotach. Każdy bodziec był wyczuwalny znacznie bardziej niż zwykle. Dlatego, gdy tylko zauważyła ruch w jej stronę, wyciągnęła różdżkę ponownie gotowa zaatakować, próbując tym samym wyczarować patronusa ponownie. Rozpoznała jednak po chwili Alexa, który podał jej coś, czym nazywał antidotum. Słowa, które wypowiadał zdawały się dla niej zbyt odległe, a znaczenie zupełnie nieznane. Przez chwilę świdrowała błękitnymi ślepiami aurora, chcąc wyczuć jakiś podstęp, cokolwiek co pozwoliłoby jej ocenić sytuację, aby znów się nie nabrać. Wiedziała już, że metoda „bierz co ci dają” nie zawsze się sprawdzała. Postanowiła uczyć się na błędach… - Antidotum – powiedziała powoli, po czym otworzyła szerzej oczy i chwyciła za fiolkę, aby wlać jej zawartość do ust. Najwyzej się otruje jeszcze bardziej. Będą mieli problemy, a ją to nie będzie już obchodzić. W skrzydle szpitalnym na pewno odwiedzi ją Aria, więc wszystko wychodziło na plus i tego powinna się jak najbardziej trzymać. Dokładnie tak. Halucynacje i uczucie bólu nagle zelżało. A więc eliksir był prawdziwy i miał właściwości leczące. Wspaniale, więc jednak nir trafi na przymusowy urlop od zajęć, trochę szkoda. Skinęła tylko głową w kierunku aurora, po czym rozejrzała się dookoła, aż w końcu usiadła na podłodze, gdy Wilson ich przywołał. Zaczął tłumaczyć kolejną część zadania, na co dziewczyna prychnęła pod nosem nie do końća zadowolona z tego faktu. Miała nadzieję, że już się to szaleństwo skończy, przynajmniej na dzień dzisiejszy – jak widać nic takiego nie miało się wydarzyć w najbliższym czasie. Przynajmniej Vincentowi coś się udawało, jednak nie dziwiła się. W końcu był starszy i bardziej doświadczony od większości uczniów w tej grupie. Westchnęła cicho, zaciskając pięści i je rozluźniając, miarowo, aby pozbierać myśli. Oberwowała uważnie mgłę wydzielającą się z różdżki, a gdy opanowała ich całkowita ciemność, otworzyła szeroko oczy i zaśmiała się cicho wyraźnie zadowolona. Mimo iż bolał ją cały mięsień ciała, to nie miało to nawet większego znaczenia. Ciemność zawsze była najlepsza to wyciszenia się, zapomnienia i przywoływania wspomnień. Tych złych, dobrych, które najbardziej zapadły w pamięć i wywarły jakiś wpływ na człowieka. Porunn zawsze lubiła w nocy, kiedy wsztstkie światła zgasły, myśleć, wspominać. Jej głowę wtedy zaprzątało miliony myśli, czasami chaotycznych, czasami nie. Nie była zła na taki obrót wydarzeń. Wręcz przeciwnie, było to jej całkowicie na rękę. Wróciła do wspomnieć sprzed lat. Tych najwspanialszych, tych, które uważała za najlepsze w swoim rodzaju. I chociaż miała dopiero szesnaście lat, wiedziała już czym jest prawdziwe szczęście. - Expecto Patronum – wypowiedziała zaklęcie ze spokojem, wkładając w słowa jednak tyle mocy, ile była w stanie z siebie wykrzesać. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Zielone drzwi [Patronus] Pon 19 Sty 2015, 19:08 | |
| Gdy minęło pierwsze zagrożenie, gdy wyczuła stabilny grunt pod nogami – zaznała spokoju i lekkiego otumanienia. Dalej nie mogła uwierzyć w to co widziała, w to co się jej przydarzyło. Oddychała niespokojnie, jakby przez cały czas biegła i uciekała od problemów i reszty. Wszystko ją przytłaczało, a głos Wilsona wwiercał się jej w głowę. Odruchowo na niego spojrzała, starając się trzymać nerwy na wodzy. Jej twarz wyrażała jedynie skupienie, chore skupienie mimo, że jej dłonie dalej się trzęsły. Była na zajęciach, nie mogła tak szybko wpadać w panikę. Nie mogła okazać swoich słabości. Skoro zależało jej na byciu aurorem, chciała w życiu coś osiągnąć to musiała walczyć ze swoimi utrapieniami, stawiać im dzielnie czoła. Przykrość jaka ją tutaj zastała powinna wzmocnić jej działania i chęci do szerzenia dobra. Dlatego też pragnęła z całej siły się wyciszyć, nie zwracać uwagi na innych tutaj obecnych. Była tylko ona i polecenie Jareda. Jego dudniący głos. Wzięła głęboki wdech i położyła obie dłonie na kolanach, skoro i tak siedziała po turecku. Wyglądała zupełnie jakby przygotowywała się do medytacji. Kiedyś, jeszcze jak miała zaledwie osiem czy dziewięć lat chodziła na zajęcia taneczne. Ich nauczycielka, grubokoścista Rosjanka za każdym razem przypominała im o odpowiednim oddychaniu, o trzymaniu powietrza w płucach i o tych krótkich chwilach, kiedy wszyscy jej podopieczni musieli się zlać w jedność. Obserwowała z fascynacją jak różdżka Wilsona się zmienia – jej problemy i niesnaski odeszły gdzieś w kąt bo ona znowu interesowała się tym co się dzieje, znowu chłonęła wiedzę i pragnęła wykonywać zadania najlepiej jak potrafiła. Dalej czuła ucisk w piersiach i szum krwi w uszach, lecz nie tak mocno i nie tak intensywnie. Z rosnącym zauroczeniem spoglądała na gęsty dym, który z chwili na chwilę rozrastał się aż w końcu pochłonął ich grupę. Lada chwila, a gepard również zniknie, za pomocą magii i woli Halla. Gdy zrobiło się zupełnie ciemno, po prostu czarno ta uniesie dłonie i sprawdzi czy faktycznie mimo bliskiej odległości nie będzie w stanie ich dojrzeć. Nie mogła. W sumie to co się obecnie dzieje było chyba najlepszym co mogło ją teraz spotkać. Nie widziała reszty uczniów, tak samo jak nauczycieli. Miała swój spokój, mogła zamknąć się w swoim świecie i skupić się na rzeczach ważnych i przyjemnych. Chyba odruchowo już zamknęła oczy, bo tak zwyczajniej było jej wygodniej. Dziwnie się czuła gdy miała je otwarte, a i tak nic nie widziała. Lekki dyskomfort był, tak więc… Westchnęła ponownie, chcąc się oczyścić ze wszystkich nieprzyjemnych wspomnień, które jeszcze tak żywe nawiedzały ją do tej chwili. Nie chciała jednak zmarnować swojego zapału i potencjału, bo naprawdę chciała robić w życiu coś pożytecznego. Ze zdziwieniem słuchała tylko równomiernych oddechów kolegów i koleżanek odkrywając, że i jej klatka piersiowa unosi się i opada z tą samą częstotliwością. To ją trochę uspokoiło, uspokoiło jej wewnętrznego demona, którego chowała w zakamarkach swojego umysłu, który raz na jakiś czas płatał jej figle i nie pozwalał zasypiać. Teraz jednak sytuacja miała się zmienić, to ona miała być władcą swego umysłu i dokładnie ona miała pokazać i przywrócić do siebie te wspomnienia, które ją interesowały. Wybrane, losowe, nieważne jakie, ważne by przedstawiały coś, na co zareaguje odruchowo krótkim uśmiechem. Tym, który zawsze posyła w stronę przyjaciół, o każdej porze dnia i nocy. Czasem zmęczony, momentami uroczy. I nagle, pojawiło się. Jedno wspomnienie, dotyczące jak zwykle jej brata. Tego jak siedzą w kuchni, a Dorian pochylony nad kartką z bloku coś szkicuje. Ze szczęśliwym grymasem i zaciekawiona obserwowała go z boku jak ten kreśli, potem ściera, znowu coś kreśli na karcie białego papieru. Spod jego ołówka wychodził powoli i mozolnie ale jednak szkic… Zanim jednak ów szkic pojawił się w jej głowie, ta czymś tknięta po prostu uniosła trzymaną w dłoni różdżkę i korzystając z okazji – skupienia się na tym konkretnie przywołaniu czegoś miłego. Zrobiło się jej cieplej na sercu, bo doskonale wiedziała kogo młody Whisper rysował. - Expecto Patronum. – zachrypnięty głos Wandy przebił ciemność, a jej ręka drgnęła gdy machała drewienkiem w określony sposób.
|
| | | Alex Hall
| Temat: Re: Zielone drzwi [Patronus] Pon 19 Sty 2015, 22:09 | |
| Choć tego po sobie nie pokazywał, starannie ukrywając emocje za gładką, nieprzeniknioną maską, Alex czuł lekkie znużenie oraz irytację tymi zajęciami. Zdawał sobie sprawę, że jedyną skuteczniejszą metodą nauczenia grupy zaklęcia patronusa byłoby postawić ich przed prawdziwym dementorem, ale na chwilę obecną musieli korzystać z półśrodków. Półśrodków, które wymagały niemal faktycznego niańczenia każdej kolejnej osoby – Hall po cichu dziękował wszystkim wyższym mocom, że nikt nie próbował płakać w jego rękaw. Pocieszanie przychodziło mu z trudem, bo nigdy nie potrafił przypomnieć sobie słów, które zwykle działały w chwilach jak te: „nie martw się, to już koniec, wszystko będzie w porządku”. Był osobą zbyt praktyczną, zbyt twardo stojącą na ziemi, by pozwalać sobie na wypowiadanie tak pustych słów. Stanowiły one jedynie puch na wietrze, obietnicę bez pokrycia. Auror odetchnął cicho, gdy w pomieszczeniu powoli zaczęła zapadać ciemność, a jedynym jasnym punktem pozostawał patronus, którego wyczarował w trakcie zajęć. W pewnym momencie w ogóle zapomniał, że lśniący gepard wciąż znajdował się w pomieszczeniu, ale teraz machając lekko długim ogonem stanowił świetną demonstrację tego, o czym mówił Wilson. Prawie nie miał ochoty go odwoływać, słysząc polecenie Jareda, ale mus to mus. Wykonał więc krótki, niedostrzegalny w gęstej ciemności ruch różdżką, a patronus rozpłynął się w powietrzu, zabierając ze sobą całe wewnętrzne światło, którym emanował.
---- //jak ktoś ma delikatne nerwy i żołądek, to radzę nie czytać dla własnego spokoju.
Vincent – Brak wypicia fiolki antidotum teraz słodko ciążącej w kieszeni, nie mógł przejść bez echa w twoim organizmie i umyśle. Choć dookoła zapadła nieprzenikniona, gęsta jak smoła ciemność, ty wciąż byłeś w stanie zobaczyć swoje ciało tak wyraźnie jak w dzień. Wciąż widać było na nim ślady po smoczych zębach i pazurach, ale stworzenia te uciekły gdzieś w cień – w powietrzu słychać było tylko ich odległe oddechy. Zacząłeś czuć się... Osobliwie. Twoje ciało zaczęło robić się wiotkie, bez sił, a skóra tam gdzie mogłeś ją dojrzeć, bardziej przypominała cienki pergamin obciągający stelaż niż sprawną kończynę. We wnętrzu twojego ciała coś się poruszyło, w pierwszej chwili delikatnie załaskotało organy. Twój brzuch gwałtownie spuchł, rozdzierając koszulkę, a ty poczułeś odruch wymiotny. Zachłysnąłeś się powietrzem, padłeś do przodu i zwymiotowałeś porcję grubych, białych larw. Z twojego nosa, uszu i kącików oczu zaczęły wydostawać się fale drobnych owadów. Szelest chitynowych pancerzyków wwiercał się w mózg, a potem twój brzuch pękł, wylewając na podłogę poszarzałe, śmierdzące rozkładem jelita. Owady pożerały twoje ciało, żywiły się organami i skórą, wędrowały wszędzie tam, gdzie nigdy nie chciałbyś ich poczuć. |
| | | Thetis Morgenstern
| Temat: Re: Zielone drzwi [Patronus] Wto 20 Sty 2015, 23:18 | |
|
Thetis nie miała pojęcia do działo się w tej sali, jaki był cel tego spotkania tak licznej grupy uczniów oraz dwóch opiekunów. Czyżby mała Thet wpakowała się w jakieś kłopoty? Blondynka nawet nie zdawała sobie sprawy, jak blisko była prawdy. Czuła, że jej ciało drży, serce bije w piersi z taką siłą jakby chciało uciec, przy okazji pozbawiając ją kilu żeber. Wzięła kilka głębszych wdechów, chcąc ukoić w ten sposób rozkołatane nerwy, choć nie znała powodu takiej reakcji swojego organizmu. Po chwili przy Krukonce pojawiła się jej przyjaciółka, która nie wyglądała najlepiej. Jej widok sprawił, że krew w żyłach Morgenstern zawrzało. –Reś, wszystko będzie dobrze, obiecuje – powiedziała chwytając Gryfonkę za rękę. Niestety zbyt szybko wypowiedziała te słowa. Uważnie słuchała tego co ma do powiedzenia Wilson, choć wcale się jej to nie podobało. Jaki normalny człowiek odbiera innemu zmysły? Jedynie Voldemort i jego poplecznicy zdolni są do takich czynów, to kłóciło się z prawami człowieka. -Pana metody są nieludzkie – powiedziała lekko podniesionym głosem –Niektórzy ledwo co trzymają się na nogach po poprzednich ekscesach, a Pan każe im nadal próbować? – zapytała, nie miała zamiaru poddawać się temu całemu bestialstwu wobec nich. Resa ledwo trzymała się na nogach, nie wspominając o reszcie uczniów. Wanda wyglądała jakby zobaczyła ducha. Tylko tyle zdołała dostrzec zanim zapadła całkowita ciemność. Miała za złe Alexowi, że w jakikolwiek sposób nie próbuje sprzeciwiać się Wilsonowi, choć sam doskonale widzi jak wygląda każdy z nich. Ślepo wykonywał polecenia czarnoskórego mężczyzny, jak zwykły pachołek, który nie ma własnego zdania. –Nie martw się będzie dobrze. – pocieszyła cicho przyjaciółkę, ściskając jej dłoń, by ta miała świadomość, że jest przy niej. Patronus. Patronus. w jej myślach wciąż huczało to jedno słowo. Kiedyś gdzieś o tym czytała, musiała sobie tylko przypomnieć, co było tam napisane. Zamknęła oczy, kolejne kartki papieru przewracały się w jej głowie. Jest! Patronus. Sztuka wyczarowania patronusa jest bardzo trudna i złożona. Patronus jest formą pozytywnej energii, zmaterializowaną pod postacią srebrzysto-białego obłoku, najczęściej przybierającego formę zwierzęcia-strażnika. Można go wyczarować za pomocą zaklęcia Patronusa (Expecto Patronum). Trzeba się wtedy skupić na swoim najszczęśliwszym wspomnieniu. Skrzywiła się przypominając sobie ostatnie słowa, ona nie posiadała szczęśliwych wspomnień, to było wpisane w jej naturę, więc jak miała sobie poradzić z ciemnością?! Prychnęła głośno. Zacisnęła swoją małą dłoń na różdżce, próbując w odmęcie swojego umysłu odnaleźć jakikolwiek punkt zaczepienia. Jej wspomnienia zazwyczaj były smutne, pozbawione wyrazu, albo zwyczajnie nieszczęśliwe. Jakimś sposobem umysł zawiódł ją do czasu, kiedy pierwszy raz spotkała na swojej drodze Resę Anderson. Był to piękny jesienny poranek, mała wtedy Krukonka spiesznym krokiem wędrowała przez błonia na jedne z pierwszych zajęć podczas pierwszego roku w Hogwarcie, z powodu braku swojej koncentracji zderzyła się z czymś….jak się później okazało był to ktoś, a nie coś. Urocza brunetka przyodziana w szaty Gryfindoru uśmiechała się do niej promiennie. W jej oczach Thetis dostrzegła coś znajomego, od tego czasu stały się praktycznie nierozłączne. Razem były niezwyciężone, a siła ich siła ich przyjaźni mogłaby zwyciężyć nawet najgorsze zagrożenie, jak chociażby to serwowane przez Wilsona. -Powiedzmy to razem – szepnęła do Gryfonki, splątując swoje palce z jej –Teraz. Expecto Patronum – powiedziały w ciemności.
|
| | | Isabelle Cromwell
| Temat: Re: Zielone drzwi [Patronus] Sro 21 Sty 2015, 00:30 | |
| Antidotum zrobiło swoje, przywracając po krótkim czasie jasność umysłu. Isabelle mogła znów swobodnie oddychać, a to samo w sobie było ogromną ulgą. Przez jakiś czas wodziła wzrokiem za Alexem, chcąc się upewnić, że też aby na pewno nie wyrośnie mu ponownie okropna broda. Na szczęście nic takiego się nie stało, a dziewczyna usiadła na podłodze, skupiając się na oddychaniu. Wszystko powoli powracało do normy, nieznośny szum krwi zniknął, a oszalałe serce zaczęło zwalniać przybierając znów swój normalny rytm. Wciąż czuła się nieco słabo, ale uczucie dyskomfortu związanego z halucynacjami zaczęło znikać. Przeniosła wzrok na Jareda, który najwyraźniej nie miał jeszcze dosyć zabawy. Wysłuchała jego wywodów, a na jej twarzy malowała się tylko obojętność. Nie chciała dać po sobie poznać zmęczenia, ani innych niepotrzebnych emocji. Nie sposób byłoby się nie zgodzić ze słowami wypowiedzianymi przez Thetis – dziewczyna miała sporo racji w tym, co mówi. Byli mniej doświadczeni, nie tak odporni jakby inni mogli tego od nich oczekiwać… Ślizgonka jednak nie przytaknęła, nie zabrała głosu, tylko zatrzymała swoje przemyślenia dla siebie. W końcu o to chodziło w tych zajęciach, mieli dać z siebie wszystko i się wzmocnić, by w sytuacji zagrożenia nie odnieść porażki. Odgarnęła włosy na plecy i chwyciła mocniej różdżkę, chcąc się przygotować na kolejne wyzwanie, które zdawało się jeszcze mniej przyjemne od poprzedniego. Isabelle nie bała się ciemności, jednak wizja całkowitego mroku nawet w niej wzbudziła lekki niepokój. Czarna para zaczęła powoli wypełniać pomieszczenie, a Cromwellówna zamknęła oczy. Wzrok na nic jej się teraz nie przyda, musi się skupić i doprowadzić wewnętrzne rozchwianie do ładu. Czuła, że na tym się nie skończy, musiała więc być przygotowana na wszystko, by nie polec w walce o naukę zaklęcia. Miała wrażenie, że mrok przylegał do jej ciała, choć zapewne było to tylko złudzenie. Wyobraźnia płatała jej figle, korzystając ze zmęczenia dziewczyny. Wzięła kilka głębokich oddechów, wracając do coraz to nowych wspomnień, choć te najszczęśliwsze wciąż krążyły tylko wokół jednej osoby. Uchwyciła się przeszłości, unosząc tym samym lekko dłoń z różdżką. – Expecto Patronum! - powiedziała, wkładając w zaklęcie tyle mocy, ile zdołała wyciągnąć z wspomnień. |
| | | Jared Wilson
| Temat: Re: Zielone drzwi [Patronus] Sro 21 Sty 2015, 21:04 | |
| Za brak odpowiedzi i aktualnego usprawiedliwienia:
Resa -1%- kobiety. 5 min. Vincent -1% Porunn - poszło Ci jeszcze lepiej. Światło oślepiło Twoją twarz. Obłok był gęsty. Widziałaś rozmazane cztery łapy i cętkowany ogon. Prysnęło. Wanda - Twoje zaklęcie było podobne do Porunn. Usłyszałaś tęten kopyt, a zaklęcie uciekło wprost w Alexa. Isabelle- zaklęcie poleciało hen do góry rozświetlając sufit. Możesz rozpoznać dwa duże skrzydła. Wszystko zamazane, niewyraźne, ulotne. Thetis- silny obłok dalej niczego nie przypominał, ale utrzymał się trochę w powietrzu, jakby nie było pewne czy wspomnienie nie jest czymś zakłócane.
Na odpowiedzi czekam do piątku do 21. do soboty za prośbą Vincenta, którego post jest bodaj najważniejszy. Powoli kończymy, i tak dzielnie odpisujecie.
W ciemności rozległo się klaskanie, głuche. Uderzanie dwóch dużych czarnych łap. Nie było wiadomo z której strony dobiegał ten dźwięk. - W końcu widzę postępy, a zacząłem się martwić czy wam się coś uda. sucha pochwała i kpina, typowe. Ulokował ślepia na Wandzie, mając nadzieję, że wykaże się talentem o jaki ją podejrzewa. Reszcie szło dobrze. Dziewczyna od bahanek przestała miotać klątwami i podziałało. W końcu. Już tracił nadzieję, a wbrew pozorom chciał ich czegoś nauczyć. Westchnął patrząc w mrok i wyłapując głos Thetis. Nie rozumiała powagi przeciwnika, to typowe dla nastoletnich dziewcząt. Jeszcze nie potrafiła pojąć tego, co dla nich robią. Nie docenia dementora. - Jakim więc sposobem chcesz przeżyć dementora? W przeciwieństwie do mnie, on nie będzie czekał aż się nauczysz, tylko od razu cię zamorduje i wyssie twoją duszę. Jeśli nie jesteś w stanie sprostać bezpiecznym i kontrolowanym ćwiczeniom, nie wiem co tutaj robisz.- ponownie westchnął tracąc siły na ciągłe tłumaczenie z czym będą walczyć. Jared musi rozważyć zabranie ich na wycieczkę do Azkabanu. Odszczekają i docenią. Kiedyś. Kontynuował przechadzanie się, powolne i ostrożne wte i we wte. - Ćwiczcie. Już wiecie o co chodzi, musicie teraz to dopracować. -polecił ostrzejszym tonem ucinając wszelakie dyskusje na temat słusznosci jego zachowania i metod wychowawczych. Zerkał w ciemność obserwując wydobywające się z różdżek błękity. Małe sukcesy, ale wymagał o wiele więcej. Po kilku minutach bezszelestnie pojawił się za plecami przypadkowej osoby - padło na Whisperównę. Świst przecinanego powietrza był ulotny. Po chwili tylko Wanda mogła usłyszeć wrzask, dziki krzyk. Tylko w swoich uszach. Mogła poczuć też czarną łapę na ramieniu w informacji, że powinna siedzieć, bo to tylko test. Po następnych kolejnych minutach krzyk u Wandy ucichł. Pojawił się u Porunn, tak samo jak Wilson i jego łapsko. Drugi test. Ten sam, indywidualny. Rozkojarzenie i sprawdzenie siły skupienia. Wilson zachowywał się jakby liczył, że temu obie podołają i stanie się to ich motywacją do wyczarowania jeszcze bardziej wyrazistego patronusa.
Ostatnio zmieniony przez Jared Wilson dnia Czw 22 Sty 2015, 08:05, w całości zmieniany 4 razy |
| | | Resa Anderson
| Temat: Re: Zielone drzwi [Patronus] Sro 21 Sty 2015, 21:09 | |
| tuliła się w przyjaciółkę, która pachniała niesamowicie przyjemnie i niezmiennie tymi samymi perfumami. Resa wiedziała dlaczego akurat tymi... Gilbert był odpowiedzią na większość zagadek z dnia codziennego Thetis. Ach, jak ona nie lubiła tego typa! Wydawał się być miły, ale nie był szczery z Thetis, była tego pewna. Przez niego prawie straciła zapatrzoną w niego przyjaciółkę. Cholerny dupek. Niech sobie będzie z tą całą Montgomery, jej też nie lubiła. Może Thet przejrzy wówczas na oczy. Uśmiechnęła się do dziewczyny, słysząc słowa pocieszenia i nieznacznie skinęła głową.Świat stanął na głowie - silna i niewrażliwa na wszelki ból i strach Anderson tuliła się do Thetis o twarzy niewinnego aniołka. To ona chroniła tę Krukonkę, nie na odwrót. Musiała być silna. Co jej w ogóle odbiło żeby okazać strach? Oderwała się od dziewczyny i na nowo zacisnęła palce na różdżce, której kształt i fakturę znała na pamięć. Mogli zasłonić jej oczy i podetknąć sto innych - ona i tak rozpoznałaby swoją własną, która dla niej była absolutnie wyjątkowa i idealna. Nagle ogarnęła ich ciemność, która była tak gęsta, że zdawała się dusić, odbierać siły i pozytywne myśli. Obie czuły, że to nie jest zwykły mrok, że to nie jest taka pierwsza lepsza magia... to było coś naprawdę poważnego, a ze słów aurora wynikało, że tylko patronus, którego stworzą będzie w stanie przywrócić światło. Wydawać by się mogło, ze dziewczyny jednocześnie pomyślały o tym samym. Kiedy Thet zaczęła szukać ręki Resy, Resa zaczęła szukać ręki Thet.Ich palce zakleszczyły się, zacisnęły tak mocno, że paznokcie obu dziewczyn pobielały przy paznokciach. Obie wiedziały co należy przywołać, by wspólnie osiągnąć zamierzony cel. Pamiętała to jak dziś... tę małą, zagubioną istotkę. A potem milion innych wspólnych przeżyć, które zbliżyły je do siebie jeszcze bardziej.Wyciągnęła przed siebie różdżkę. - Expecto patronum! - powiedziała, słysząc, że Thetis jest już gotowa. Ich głos zdawał się łączyć w jeden, niezwykle silny i rozbrzmiał wśród innych zaklęć rzucanych przez pozostałych członków drużyny gumochłonów. |
| | | Isabelle Cromwell
| Temat: Re: Zielone drzwi [Patronus] Czw 22 Sty 2015, 00:35 | |
| Wypowiadając zaklęcie postanowiła na chwilę otworzyć oczy, by sprawdzić swoją skuteczność. Widziała jasne światło wydobywające się z jej różdżki, które wzniosło się ku górze, by na chwilę rozświetlić sufit. Spróbowała dojrzeć jakiś konkretny kształt, a widok dużych skrzydeł na ułamek sekundy zaparł jej dech w piersiach. W końcu coś zaczęło się dziać! Wszystko było niewyraźne, lecz mimo ulotności wciąż sprawiło jej nieopisaną radość. Isabelle wiedziała, że przed nią jeszcze długa droga, ale nawet najmniejsze sukcesy motywowały ją do dalszego działania. Wokół niej znów zapadła ciemność, więc ponownie zamknęła powieki. Światło dawało nadzieję, lecz jasność trwała zbyt krótko, by całkowicie odgonić odczuwany przez Ślizgonkę niepokój. Na dodatek nagłe klaskanie w dłonie zmroziło jej krew w żyłach, dała się zaskoczyć… Głos aurora zdołał ją na chwilę zdekoncentrować. Nie potrafiła określić kierunku, z której dobiegł jej uszu, ale nawet nie próbowała się na tym skupiać. Ta wiedza była jej w tym momencie zupełnie niepotrzebna. Słowa skierowane do jednej z Krukonem nie podziałały zbyt motywująco, szczególnie, jeżeli w zupełnie ciemnym pomieszczeniu został wspomniany dementor, wysysanie duszy i mordowanie. Cudownie, jeszcze tylko brakowałoby tego, by jej wyobraźnia zaczęła się jeszcze bardziej panoszyć w myślach. Dziewczyna pokręciła głową, chcąc w ten sposób odgonić niepożądane wizje. Westchnęła ciężko przywołując oczami wyobraźni kilka chwil temu dostrzeżone świetliste skrzydła. Uśmiechnęła się pod nosem, zaciekawiona tym obrazem, a przyjemne ciepło zaczęło rozlewać się w jej wnętrzu. Powróciła do krainy wspomnień, chcąc w końcu odnaleźć najszczęśliwsze wydarzenie, jakie do tej pory przeżyła. Nie spieszyła się, nie miała po co. Mimo zmęczenia zaczęła się coraz bardziej wyciszać, ignorując wszystko, co ją otaczało. – Expecto Patronum! – powiedziała po raz kolejny tego dnia, całkowicie zatopiona we własnych myślach. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Zielone drzwi [Patronus] Czw 22 Sty 2015, 11:58 | |
| Ciemność całkowicie pochłonęła pannę Whisper jak i resztę osób. Otaczała ich zewsząd, nie dało się przed nią uciec ani przed nią obronić. Trzeba było z nią współpracować, zlać się. Gdy ponownie zamachnęła się różdżką, błękitny błysk – o wiele jaśniejszy niż udało się jej wyczarować do tej pory oślepił ją tak, że musiała zmrużyć oczęta by cokolwiek dojrzeć. Przeżyła niejaki szok, skoro jej oczy przyzwyczaiły się do mroku, a tu nagle – bęc! Mroczki pojawiły się przed patrzałkami, a ona poczuła tylko jak migoczący blask okala jej twarz i mknie w plecy bodajże Alexa, na których w końcu się rozprysło. Może jej się przesłyszało, może nie, ale czy to był tętent kopyt? Otworzyła lekko usta nie wiedząc zbytnio jak zareagować - odetchnęła głębiej w końcu nie chcąc cieszyć się zbyt szybko. To jeszcze, jak i pochwała Wilsona o niczym nie świadczyło. Nie tylko jej poszło dobrze, skoro Jared postanowił się odezwać. Ponownie przymknęła powieki, starając się nie zwracać jakiejkolwiek uwagi na resztę. Była tylko ona, sama siedząca pośrodku jakiegokolwiek innego pomieszczenia niż ta stara klasa. Swoją drogą dlaczego nikt z niej nie korzystał? Oprócz nich oczywiście – ale oho, czyżby kogoś myśli zbaczały z toru? Dziewczyna jeszcze raz otrząsnęła się z niewygodnych informacji, strzepnęła wszystko z siebie tak jak poprzednio i wzięła kolejny, spokojny i przede wszystkim głęboki wdech. Idealnie dozowała ilości powietrza potrzebne jej do wykonywania zadania, podczas gdy ona znów cofała się w czasie. Lata minęły odkąd ona z Dorianem siedzieli wspólnie w domu, przy jednym stole i po prostu ze sobą byli. Sama zdziwiła się mocno, bo przecież niektóre wspomnienia były jak żywe w jej pamięci. Do tej pory dokładnie pamiętała jak jej brat chwyta za ołówek, jak w jego oczach pojawia się złośliwa iskierka, jak jego usta układają się w charakterystyczny uśmiech – to wszystko mimo, że detale jej nie umykają. Pamięta je doskonale i potrafi odzwierciedlić je tam, gdzie się znajduje. To zadziwiające jak i przerażające w sumie jak ludzie nie starają się zapamiętać takich rzeczy, które wspólnie składają się na jedną wspólną całość. I to one czynią nas wyjątkowymi. Wtem – jak zwykle zresztą padło na nią. Mimo ogólnego rozluźnienia, szatynka czuła jak się ktoś za nią pojawia. Może nie do końca w tej samej sekundzie to zauważyła, jednak czyjaś obecność prawie, że wybiła ją z równowagi. Bicie jej serca dalej było miarowe i silne, do momentu kiedy w jej uszach nie rozległ się dziki wrzask. Automatycznie otworzyła oczy czując zarazem jak cierpnie jej skóra, jak pojawia się gęsia skórka, a jej spokój został zburzony. Momentalnie zacisnęła palce na swojej różdżce mimo tego, że krzyk usłyszała nie zrobiła absolutnie nic podejrzanego. Dalej oddychała spokojnie, chociaż jej ciśnienie odrobinę podskoczyło – wielka czarna łapa na ramieniu nieco ją ostudziła – to fakt. Myślała, że potrwa to sekundę, dwie – myliła się. Z zimną krwią tylko wysłuchiwała dzikich jęków w swojej głowie starając się je kompletnie zignorować. Postanowiła również obrać inną taktykę. Przecież tyle razy, jeszcze za dzieciaka starała się nastraszyć swojego ukochanego braciszka, wchodząc mu pod łóżko w samej piżamie i doskonale naśladując odgłosy okropnych krzyków. Może nie robiła tego mega profesjonalnie, jak prezentowany obecnie odgłos, ale starała się dochodzić do perfekcji! Jeszcze kilka takich razów i Wanda była przekonana, że krzyczałaby z pasją jak największe gwiazdy u Martina Scorsese. Teraz jednak tylko spięła się lekko, wyprostowała jednak w głowie dalej miała obraz siebie jako kilkuletniej dziewczynki, wyskakującej bratu spod łóżka kiedy ten robił nie wiadomo co. Jej dziewczęcy uśmiech, piski, potem oberwanie w łepetynę poduszką od starszego Whispera. To były czasy! Na wpół rozbawiona, na wpół przerażona tym, że potrafiła odnaleźć w sobie takie nieokrzesane pokłady energii i inwencji twórczej ponownie zawiesiła rękę w powietrzu i machnęła nią, kreśląc znane półkole. Świst rozdarł atmosferę, a ona dziwnie spokojnym aczkolwiek mocnym i pewnym głosem wypowiedziała formułkę. - Expecto Patronum. – Czy stanie się cokolwiek? Czy jej niby to przypadkowe wspomnienia będą na tyle silne, że w końcu coś bardziej cielesnego wyskoczy na środek pokoju? Cokolwiek by nie było i tak była z siebie dumna i zadowolona, że nie zemdlała, nie zwymiotowała po tym co zobaczyła w swojej głowie. Powinna walczyć ze strachem, oswajać się z nim jak tylko się dało.
|
| | | Vincent Pride
| Temat: Re: Zielone drzwi [Patronus] Pią 23 Sty 2015, 19:55 | |
| Gdy wszystko ustało rozejrzał się dookoła, by ocenić stan pozostałych członków zajęć. Nie z troski, a czystej ciekawości - kto wie, może znowu ktoś zemdlał wykazując się rażącą słabością jak na dobrowolnego uczestnika tego typu lekcji i to na dodatek z Wilsonem. Vincent był wciąż nowy w tej szkole i wiele osób stanowiło dla niego zagadkę, czystą kartkę czekającą na zapisanie. Pozostali natomiast zdawali się bardzo dobrze znać charakter czarnoskórego mężczyzny, więc logika podpowiadała psychiczne przygotowanie na spotkanie z największymi koszmarami. Czyżby większość osób była aż tak naiwna, szukając miłosierdzia i nadziei, gdzie najwyraźniej niepodobna jej znaleźć? Wciąż uważał, że złośliwości aurora nie stanowiły zagrożenia, a przynajmniej póki chwilowo został nauczycielem. Głośny, gburowaty, rzucający groźbami na lewo i prawo przywodził na myśl podwórkowego psiaka, a nie poważnego bojownika o miłość i sprawiedliwość. Uniósł brew patrząc na Krukonkę i jej koleżankę, które najwyraźniej nie udźwignęły iluzji zafundowanej przez wymyślne specyfiki prowadzących. Ślizgona ciekawiło, co też kryło się w ich głowach - trauma czy zwykła słabość, porwanie się z motyką na słońce? Nie wiedział, nawet ciężko było mu się domyślić prawdy, więc zanotował w głowie, by w wolnej chwili poświęcić temu zagadnieniu nieco więcej czasu. Porunn radziła sobie dobrze, więc po prostu skinął głową w jej kierunku, następnie przenosząc wzrok na Alexa, który chyba właśnie poczuł przypływ wcześniej wspomnianego miłosierdzia, gdyż zaproponował mu antidotum. No proszę, to by było tyle, jeśli chodzi o groźby z pokryciem. Spojrzał na fiolkę, po czym uśmiechnął się szeroko i pokręcił głową z krótkim "podziękuję". Jak się bawić to na całego, w końcu "co cię nie zabije to wzmocni". Niebywale ciekawiło go jakie efekty uboczne i skutki końcowe zafunduje mu wywar poddający próbie ich koncentrację i poczucie rzeczywistości. Nadszedł na to kolejną próbę. Patrzył uważnie jak nieprzenikniona ciemność pochłania całe światło w pomieszczeniu, jak zaciera kontury przedmiotów i pozostałych osób. Lubił obserwować to zaklęcie, jak czarna mgła gęstnieje, potężniejsza od prawie każdego źródła światła. Stał nieruchomo, czekając na odpowiedni moment oraz by nasycić się nowymi warunkami. Co ciekawe, czuł się o wiele bardziej zrelaksowany. Od tej pory, gdy będzie potrzebował chwili świętego spokoju po prostu użyje zaklęcia Tenebris, najlepiej w duecie z czymś wygłuszającym. Już miał podnieść różdżkę, gdy coś zaczęło się dziać i bynajmniej nie mówił tu o hasających radośnie białych smugach. Nie, to było coś zupełnie innego, coś tak dalekiego od materialnego szczęścia, że zapewne przynajmniej połowa z pozostałych uczniów doświadczając tego odpadłaby po minucie. Maksymalnie po minucie. Zmysł wzroku chwilowo był nieprzydatny, więc pozostało mu polegać na pozostałych, o ile "polegać" było dobrym określeniem. Nie spodziewał się, że halucynacje ustaną, wzruszone odmową przyjęcia antidotum, jednakże na pewno nie tego się spodziewał pamiętając różowego, spragnionego czułości smoka za oknem. Tym razem zafundowano mu coś z zupełnie innej kategorii, która w końcu znalazła się bliżej trafienia w ten jeden jedyny lęk Pride'a. Śmierć. Nie było to przyjemne i nawet na nim musiało to zrobić wrażenie. W pierwszej chwili zastygł niczym posąg, wsłuchując się w nieprzyjemny odgłos urzędujących w jego ciele robaków wszelkiej maści. Czuł jak wędrują pod skórą, wzdłuż kości i między organami wewnętrznymi. Z jednej strony było okropne uczucie, z drugiej zaś fascynujące. Nigdy nie doświadczył czegoś takiego i może nawet zaczęłoby mu się podobać, gdy nie fala mdłości - nagła, niespodziewana, wywołująca dreszcze i krótkie, urywane drżenie mięśni. Wymiotowanie robactwem nigdy nie mogło zaliczyć się do potencjalnego hobby czy sposobu na leniwy wieczór. Skrzywił się w pierwszej chwili, odruchowo kładąc wolną dłoń na brzuchu. Jak się okazało i tutaj mieli dla niego niespodziankę w postaci wnętrzności w zaawansowanym stadium rozkładu. Przegniła krew i jelita prześlizgiwały mu się przez palce, ze specyficznym chlupotem lądując na podłodze, mimo, że próbował zatrzymać je we właściwym miejscu(o ile brzuch był takowym miejscem dla zgnilizny). Smród był niebywały, widok zresztą tez niewiele lepszy. Zaraz. On to widział i to z przerażającą dokładnością, co nie powinno mieć miejsca podczas działania zaklęcia rzuconego przez Jareda. Nikt nie mógł przeniknąć wzrokiem ciemności Tenebrisa, a mimo to Vincent przy odrobinie wysiłku doliczyłby się ilości robali w splotach jelit? Nieźle, stwierdził w myślach, pozwalając sobie na ponowny uśmiech. To nic, że wciąż czuł wędrujące po jego twarzy larwy i inne insekty, których zdecydowanie nie powinno tam był. To nic, że wyprostował się zostawiając znaczną część zawartości brzucha u swoich stóp. Iluzja, nic poza tym. Śmierć nie dosięgnie go dzisiaj, a jeśli jego plan się powiedzie nigdy nie przyjdzie im się spotkać. Już na pewno nie w taki sposób. Wziął głęboki wdech i wydech, przymykając oczy, by ponownie przywołać wszelkie, choćby i najdrobniejsze szczegóły szczęśliwego wspomnienia. Wyobraźnia zastąpiła przegniłą krew na dłoniach na tą świeżą, pochodzącą prosto od ofiary, odgłos robaków zaś przygłuszył krzyk, przytłumione jęki i błaganie o szybką śmierć. Smród tracił na intensywności, wszystko, co nieprzyjemne zaczęło blaknąć, oddalać się, zanikać. Wspomnienie stopniowo pokonywało halucynacje, wypychając je z umysłu. Dopiero, gdy był zupełnie pewien, że proces ten zakończył się powodzeniem, gdy przeszłość stała się teraźniejszością tak żywą jak sam Pride(wbrew iluzji) - otworzył ponownie oczy, po czym wykonał z chirurgiczną precyzją odpowiedni ruch nadgarstka. - Expecto Patronum. - powiedział spokojnie i wyraźnie, nie podnosząc niepotrzebnie głosu. Wolał pozostać skupionym na najprzyjemniejszych obrazach w jego głowie i poprawnej formie zaklęcia samego w sobie. Może i było to naiwne czy też nawet głupie, ale miał wrażenie, że radość ze wspomnienia zdawała mu się jeszcze większa, skoro było w stanie pokonać śmierć czającą się w zakamarkach jego własnego umysłu. Czuł jak charakterystyczne ciepło wypełnia całe ciało, a magia pulsuje w żyłach, napędzana najlepszym źródłem mocy dla Patronusa. |
| | | Thetis Morgenstern
| Temat: Re: Zielone drzwi [Patronus] Pią 23 Sty 2015, 20:20 | |
| Słysząc oklaski Thetis uniosła brew do góry w geście zdziwienia. Miała wrażenie, że Wilson jest chory psychicznie, jego humor zmieniał się szybciej niż kobiety w ciąży. Krukonka teatralnie przewróciła oczami, choć nikt nie mógł tego dostrzec w tych egipskich wręcz ciemnościach. Zostały one na nich zesłane jak plaga, Auror i jego pomocnik byli pierwszą z nich. Blondynka zastanawiała się jakim cudem jej druga jaźń odważyła się zapisać na te zajęcia, to było takie…nie podobne do niej. Słysząc odpowiedź mężczyzny uśmiechnęła się szeroko –Najpierw trzeba tą dusze mieć – oparła. Jeśli chodziło o tę kwestię, Thet nie miała pojęcia jak zachowałby się Dementor podczas spotkania z nią. Czytała o tych stworzeniach, jeszcze więcej słyszała, jednak nigdy nie było jej dane spotkać ich. Powinna się z tego zapewne cieszyć, mało kto przeżywał spotkanie z Dementorem, lecz ona odczuwała pewnego rodzaju smutek. Sama nie miała pojęcia skąd się wziął. Zapewne stworzenia te, nie były przygotowane na takiego dziwoląga jak ona. Posiadanie w swoim ciele dwóch, różnych osób nie było czymś, co zdarzało się często. Właściwie panna Morgenstern była pierwszym tego typu przypadkiem w świecie mugoli, jak i tym magicznym. Krukonka obejrzała się po sali, w ciemnościach przy niektórych osobach zaczęły pojawiać się swego rodzaju kształt, w przeciwieństwie do jej patronusa, który nadal niczego nie przypominał. Westchnęła cicho puszczając dłoń przyjaciółki. Nie miała ochoty dalej bawić się w to całe czarowanie. Czuła zmęczenie swojego ciała, choć była w nim zaledwie parę minut. Widocznie zajęcia te były nie tylko wyczerpujące psychicznie, ale i fizycznie. Po chwili zastanowienia usiadła po prostu po turecku na podłodze obracając w dłoniach swoją różdżkę.
|
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Zielone drzwi [Patronus] Sob 24 Sty 2015, 14:01 | |
| //Dzięki, że poczekałeś na mnie ;)!
Porunn otworzyła szeroko oczy, gdy z jej różdżki wydobyło się jasne światło. Z fascynacją dostrzegła nikłe kształty łap i ogon. A więc najprawdopodobniej jej patronus był psowatym lub kotowatym. Była podekscytowana. Z całych sił chciała dostrzec coś więcej, wiedzieć jak wyglądał w całości! Ponoć odzwierciedlało to dusze ludzką i ich naturę. Mogłaby się bez problemu utożsamić ze zwierzęciem, które z pewnością było dużo warte. Odetchnęła, gdy czar prysnął. Ze wszystkich sił chciała powtórzyć zaklęcie. Zrobiłaby wszystko, żeby móc swobodnie wyczarowywać tak potężne zaklęcie, które nie każdemu się udawało. Uśmiechnęła się kątem ust i wzięła kilka głębokich oddechów. Nie interesowali ją inni w tej chwili. Vincent, Isabelle i cała reszta nie istniała, jakby była tylko cichym wspomnieniem na tle innych, znacznie ważniejszych i wspanialszych. Śmiech jej siostry, ciemne wesołe oczy i rumieńce na policzkach, które za wszelką cenę starała się schować pod długimi, gęstymi oczami. Emanująca z niej aura radości i niesamowitej miłości, która wypełniała ją całą, sprawiając, że ciało Porunn sztywniało od nadmiaru emocji. Przyjemne dreszcze przebiegły po plecach, a na twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Gdyby ktoś wytknął Ślizgonce, że miała obsesję na punkcie swojej siostry, to zdecydowanie by się z tym zgodziła, chociaż nie dosłownie. Kochała ją, była jej światłem w tym ciemnym miejscu, dodawało otuchy i pozwalało jej pamiętać o tym, że miała dla kogo żyć i kogo za wszelką cenę chronić w tych niespokojnych czasach. - Expecto Patronum – wypowiedziała zaklęcie ze spokojem, wciąż się uśmiechając, nie mogąc przestać myśleć o Arii, która przypominała jej, że była tylko człowiekiem. Znalazła swoje szczęście, będące bez przerwy przy niej. Na dobre i na złe. TO było jej siłą i to sprawiało, że nie miała zamiaru się poddać, tylko wciąż iść wytrwale na przód. Chociażby po trupach .
|
| | | Jared Wilson
| Temat: Re: Zielone drzwi [Patronus] Nie 25 Sty 2015, 12:51 | |
| - Cytat :
- Po kilku minutach bezszelestnie pojawił się za plecami przypadkowej osoby - padło na Whisperównę. Świst przecinanego powietrza był ulotny. Po chwili tylko Wanda mogła usłyszeć wrzask, dziki krzyk. Tylko w swoich uszach. Mogła poczuć też czarną łapę na ramieniu w informacji, że powinna siedzieć, bo to tylko test. Po następnych kolejnych minutach krzyk u Wandy ucichł. Pojawił się u Porunn, tak samo jak Wilson i jego łapsko. Drugi test. Ten sam, indywidualny. Rozkojarzenie i sprawdzenie siły skupienia
Uznam to Porunn za intensywne balowanie, skoro mnie przegapiłaś :D
Wanda - Wilson mruknął coś pod nosem z uznaniem, widząc kształtny obiekt w powietrzu. Długie chude kopyta i niebieski pół-patronus galopujący w powietrzu dosłownie przez 30 sekund. Porunn - otworzyłaś na chwilę oczy i zobaczyłaś przed sobą średniej wielkości postać, sylwetkę, cztery łapy, zarys głowy i pyska. Prysnęło szybciej niż się pojawiło. Thetis - Twoja niechęć znacznie wpłynęła na powodzenie zaklęcia. Wyczarowałaś jedynie coś puszystego... czy to chomik czy kałamarnica- nie wiadomo. Wyparowała jak para. Resa - Twój obłok był mały. Drobny, jaśniejszy w środku. Najmniejszy ze wszystkich innych, ale tak chyba powinno być. Wygląda podejrzanie, co nie? Isabelle - usłyszałaś jeszcze głośniejszy trzepot skrzydeł. Ktoś, kto siedzi obok Ciebie mógłby też to usłyszeć i zwrócić na to uwagę. Ponownie Twój pół-patronus uleciał hen do góry, jak najdalej od ziemi. Vincent - masz największe utrudnienia, ale mimo tego wypowiedziałeś poprawnie inkantację... obłok zrobił się większy, ciemniejszy w kilku punktach, jakby miało plamki? Widziałeś też ogon. Okej, piszcie posty końcowe i dziękuję za lekcję nr 2. Wyniki pojawią się niedługo w Dziennikach Lekcyjnych. Thetis, pamiętaj o pracy domowej :P I na następną lekcję zaopatrzcie się w cierpliwość. Teraz będzie nauka zaawansowana. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Zielone drzwi [Patronus] | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |