|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Lucas Shaw
| Temat: Re: Brzeg Sro 01 Lip 2015, 23:16 | |
| Kobiety... kto je zrozumie? Lucas starał się od dawna zrozumieć ich naturę. Nie z jedną się spotykał, chociaż w dużej większości były to paro-razowe spotkania, które kończyły się fiaskiem. On zawsze starał się być tak samo kulturalny dla każdej panny, poznać ją, ale nie zawsze ta odpowiadała mu tym samym... albo było w niej coś, co go odrzucało. Lub ją od niego, co może się wydawać niemożliwe. Lucas nawet z dziewczynami, z którymi się już nie spotykał na tej stopie relacji starał się utrzymywać dobry kontakt. Jak właśnie z Chayenne. Uwodzicielska dziewczyna, która zakradła jego uwagę na nieco dłużej niż niektóre. Jednak nigdy nie ma łatwo, wiele przeciwwskazań nie pozwoliło im być dalej razem, a i Lucas nieco przejrzał na oczy. Jednak nadal lubił Chay. Była słodka i urocza, a o dziwo zwłaszcza wtedy, kiedy się złościła. Chociaż czy to raz mu się oberwał od niej jak była w szale? Tyle, że on nie chował długo urazy. Teraz miał okazję nieco się na niej zemścić. Chociażby zimną kąpielą w jeziorze! Była lekka - jak zresztą zawsze. To on wciskał w nią dodatkowe jedzenie uważając, że i tak nie przytyje. Lekkość to najważniejsza cecha szukającego. Nic dziwnego, że ją wybrano. Trzymał ją pewnie na rękach ledwie parę centymetrów nad taflą jeziora. Przymrużył nieco oczy, kiedy zaczęła mu szeptać do ucha. Tak, znał te jej triki... bo to pierwszy raz je na nim stosowała? -Więcej mówisz.. -zamyślił się chwilę. Stał tak chwilę, aż w końcu zawrócił na brzeg. Usadził dziewczynę na brzegu, delikatnie niczym szklaną figurkę. Usiadł koło niej, zdjął jej buty i ułożył tak, aby mogła moczyć palce. -Chyba nie sądziłaś, że to zrobię, co? -rzucił, marszcząc nieco nos. Pochylił się nad wodą, jakby coś w niej zauważył, wyciągnął dłonie... I zaczął obiema chlapać Chayenne obfitymi strugami! Mając z tego niezły ubaw. -Ale to już tak! -zaczął się śmiać. |
| | | Chayenne Montgomery
| Temat: Re: Brzeg Sro 01 Lip 2015, 23:25 | |
| Chciałaby móc cofnąć czas i naprawić swoje życiowe błędy, wtedy wszystko byłoby o wiele prostsze, pewnie dalej byłaby szczęśliwa w związku z nim. Jednak było jak było, czasu cofnąć się nie da, nic z tym nie zrobi i niczego nie zmieni. Musiała przywyknąć do nowej, chorej sytuacji, ale na to również nic nie mogła poradzić. Z wszystkich swoich, na dobrą sprawę niewielu, związków, ale takich prawdziwych, to najlepiej było jej z krukonem i nigdy tego nie ukrywała, było jej to obojętne co ktoś powie, to trochę egoistyczne, ale pozytywnie, bo w tym momencie patrzyła tylko na swoje szczęście. Niedobra Chayenne próbowała go znów nakłonić do złego! Jak ona mogła. Kąpiel w lodowatym jeziorze była zła. Chay raczej należała do ciepłolubnych tworzeń, chociaż jej chłodne spojrzenie mogło zmylić. A jednak, w sumie to chciała sprawdzić jak bardzo daleko jest w stanie się posunąć w odpowiedzi na jej zaczepki, a on grzecznie odstawił ją na brzeg, ułożył i… no właśnie, nic nie wskazywało lodowatego dramatu jaki miał nadejść! - Wiedziałam, że… Lucas! – krzyknęła, chociaż to raczej piszczenie, kiedy poczuła chłodną wodę na swoim ciele, fakt, nie było to przyjemne uczucie, ale słysząc jego śmiech sama zaczęła się śmiać, w końcu to tylko zabawa, skoro i tak już była mokra to dlaczego miałaby nie bawić się dalej. - Osz Ty… – syknęła cicho, niby złowrogo, ale było w tym słychać nutkę rozbawienia. Sięgnęła do tafli jeziora i zaczęła chlapać chłopaka. Dlaczego on miał być suchy kiedy ona nie była? To było niesprawiedliwe. – Masz większe dłonie, to nie fair. – zaśmiała się ocierając wodę z policzków i zaraz kontynuując oblewanie go wodą, a co, taki trochę śmigus-Dyngus a co! Jak się bawić to się bawić. Może obojgu przejdą złe humorki i wściekanie się na świat.
|
| | | Lucas Shaw
| Temat: Re: Brzeg Czw 02 Lip 2015, 19:13 | |
| Pierwsza zasada, jaką należy się kierować będąc dziewczyną - nie ufaj Krukonom! No, może to było lekko przesadzone, ale na pewno nie ufaj Lucasowi Shawowi co do czystości jego zagrań. Nie znaczyło to, że był jakiś chamski czy tam nieszczery - lubił po prostu dobrą zabawę, a jeśli żart był utrzymany w ryzach dobrego smaku to czemu nie? Zwłaszcza, że dziewczyna może i się pozłościła, ale krzywdy nie chciała mu zrobić za bardzo, bo po co, skoro nikomu nic złego się nie stało? A tak to było trochę śmiechu. I humor lepszy. Lucas dałby wiele, aby pozbyć się tak wszystkich złych emocji, jakie go dręczą. Roześmiał się w głos. -Jak możesz mi ufać w takich spraw, Chayenne! -złapał się za brzuch, czując te przyjemne skurcze wywołane wesołością. Pozwalał się ochlapywać, bo śmiech wziął nad nim kontrolę. Otrzepał głowę niczym pies, pozbywając się wody z włosów. Przerwał zabawę, ocierając nieco oczy. -Ja Ci nie wypominam, że masz większe cycki. -podniósł się, podając Chay rękę aby też mogła wstać. -Chociaż dla mnie lepiej jak ich nie mam. -mrugnął do dziewczyny. -Chodź do zamku, zaraz zmarzniesz, a mam jeszcze coś do załatwienia. Jak na złość mam dzisiaj tylko jedną różdżkę,którą mam zawsze. -wyszczerzył się do Ślizgonki. Poprawił mu się humor. Oj poprawił.
Razem z Chayenne udał się do zamku, gdzie po przejściu schodów skłonił się nisko i pożegnał.
Z/t x2
Ostatnio zmieniony przez Lucas Shaw dnia Pią 07 Sie 2015, 16:26, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Chayenne Montgomery
| Temat: Re: Brzeg Czw 02 Lip 2015, 20:14 | |
| Może się spodziewała takiego zagrania, a może nie? W sumie to było jej obojętne czy będzie zmoczona przez chłodną wodę jeziora czy nie będzie, ale wynik tej sytuacji był jednoznaczny! Chayenne poprawił się humor, zaczęła się śmiać i zachowywać naturalnie, nie zgrywała zimnej, oschłej wrednej suki, bo to nawet już do niej nie pasowało teraz, po jej drastycznych zmianach podejścia do życia zdecydowanie odstąpiła od swoich poprzednich zachować, ale wiadomo, jak się pokazało jakim się jest tak ludzie będą postrzegać i tego się nie zmieni, bo mało osób wierzy w magiczne przemiany charakteru. Przynajmniej teraz zapomniała o swojej przykrej sytuacji życiowej i nawet o niej nie myślała. - Jak mogę? Normalnie, ufam Ci tak po prostu. – wystawiła mu język i zaśmiała się widząc jak sam zwija się ze śmiechu. Tego jej brakowało, tej wesołości, śmiechu i dobrej zabawy, bo zdecydowanie nie było w tym nic złego. - To chyba lepiej, że mam większe… Z resztą BARDZO dobrze, że ich nie masz… – powiedziała szczerząc się. Facet z cyckami, to dość przykry widok, ale Lucasowi nie groziło „ucycnienie” bo dużo trenował, biegał i ogólnie nie wyglądał na kogoś kto mógłby dorobić się dorodnych piersi. - Och… Martwisz się o mnie? – powiedziała słodkim głosikiem jak najbardziej niewinna istota na świecie, zwykłe „So cute”. – Wcale nie zamarznę i mogę Ci udowonić. – wystawiła mu język i złapała go za ręce, aby się podnieść z ziemi. Stanęła naprzeciwko niego i uśmiechnęła się delikatnie poprawiając włosy. – Też mam różdżkę i nie zawaham się jej użyć. – dodała poprawiając ubranie i jednocześnie prawdzając czy przypadkiem jej różdżka nie zniknęła gdzieś w niewyjaśnionych okolicznościach, na szczęście była na swoim miejscu. - Opuścisz mnie, bo musisz coś załatwić? – zrobiła minę smutnego szczeniaczka, któremu zabrano ulubioną zabawkę. Niedobry Lucas chciał iść sobie od niej, jak mógł! – Chyba, że załatwisz co masz załatwić i pójdziemy gdzieś napić się czegoś mocniejszego i pogadać jak za starych dobrych czasów? – uniosła brew ku górze spoglądając na niego, liczyła na to szczerze, że się zgodzi. Schyliła się po swoją mokrą książkę i zerknęła na niego. Komu w drogę temu czas.
|
| | | Marcus Glom
| Temat: Re: Brzeg Nie 17 Cze 2018, 21:06 | |
| Już od dłuższego czasu, coś nie dawało mu spokoju - zaczynał się najzwyczajniej w świecie nudzić. Odkąd wskoczył z wyskoku w prawdziwe życie, wyrywając się ze swojej zakłamanej, spokojnej i przesłodzonej strefy komfortu, zrozumiał jak bardzo osoby które kiedyś były mu znacznie bliższe, teraz najzwyczajniej w świecie wydają mu się niespecjalnie interesujące. Tak wiele osób, które kiedyś uważał za swoich kolegów, teraz było dla niego zwyczajnie odrealnione, pozbawione sensu istnienia. Tak wiele osób, zostało w jego oczach zdegradowane do rangi istot niższych, niegodnych jego zainteresowania. Wiedział że to słuszny punkt widzenia, że osoby które nie zasmakowały prawdziwego, brutalnego życia, takim jakie właściwie jest powinny być wyraźnie odsunięte za barierę niespecjalności, jednakże mimo wszystko to sprawiało że dni stawały się mniej interesujące. Nic więc dziwnego że ostatnimi czasy wolał raczej swoje towarzystwo. Udał się więc gdzieś, gdzie o tej porze powinien być praktycznie sam - szczególnie że wiało paskudne wietrzysko, o czym zorientował się gdy jego kapelusz postanowił zwiedzać świat porwany radosnym powiewem. Nie pozwolił mu jednak na to, robiąc wyskok z rozpędu i w ostatniej chwili łapiąc uciekającą część garderoby. Mugolskie sporty jednak nie były tak bezużyteczne jak można by pomyśleć - dzięki tej ich koszykówce, nauczył się całkiem nieźle skakać. - Spróbuj tego jeszcze raz, to przykleję Cię do łba zaklęciem Trwałego Przylepca - mruknął pod nosem do niesfornego nakrycia głowy. To dopiero ironia losu - nazywał się Glom, a zwykły kaprys różnicy ciśnień próbował mu coś złupić. Ale nie z Marcusem Glomem te numery, co to to nie. Absolutnie nie, można wręcz rzec. Przysiadł sobie na kamieniu i odpalił papierosa - o to, o to. Tak mógł spędzić najbliższe parę godzin, to brzmiało jak plan. Zamierzał palić, patrzyć się w przestrzeń, wyciszyć się, odciąć się od irytujących cierni w dupie, zwanych innymi uczniami, a jeśli zacznie go to nużyć, podrażnić kałamarnice. Nic więcej mu do szczęścia potrzebne nie było. |
| | | Katarina Vento
| Temat: Re: Brzeg Nie 17 Cze 2018, 21:56 | |
| Gdy pogoda pozwalała wychodziła z Gilles de Jeżem na tereny dookoła zamku i pozwalała mu swobodnie pohasać w trawie, powyjadać robaki i robić wyścigi z samym sobą, by potem nieść jego najedzone pod korek kolczaste dupsko z powrotem do pokoju w dormitorium. Tym razem jednak, pomimo promieni słonecznych , wciąż było zbyt chłodno dla jeża pigmejskiego. Najpierw się boczył i próbował wyważyć ściankę wybiegu(z marnym skutkiem, choć wyjaśniałoby to momentami jego iloraz inteligencji), ale został szybko przekupiony serem. W takich momentach ciężko uwierzyć, że jeże są skomplikowane. Z kasztanem czy bez, spacer i tak brzmiał na dobry pomysł. O tej porze roku było już przyjemnie, a wiatr pozwalał sobie na coraz więcej, co wprawiało w euforię włosy Katariny, a raczej ją samą. Mimo to postanowiła sobie ułatwić życie dla odmiany i tym razem uspokoić nieco burzę loków admiralskim kapeluszem. Przez swój szafirowy kolor przynajmniej idealnie pasował do jej szkolnej szaty. Gdyby Ravenclaw miał załogę piracką lub skrzyknął sie na wspólną wyprawę z Durmstrangiem, Vento byłaby idealnym uczestnikiem imprezy. Lubiła estetykę piracką, choć jej entuzjazm nieco opadł, gdy dorwała się do książki, która prostowała wszelkie mity odnośnie garderoby morskich złoczyńców. Nakrycia głowy na szczęście się zgadzały, co dodało jej własnemu kilka dodatkowych punktów. Przez cała drogę poza murami zamku szła ze wzrokiem skierowanym ku niebu, obserwując trasę chmur i ich kształty, jednocześnie jedną ręką przytrzymując kapelusz. Przy tej pogodzie zapewne chętnie pomógłby jej w obserwacjach, oferując się do bliższego poznania nieboskłonu. Szum wiatru powoli sprawiał, że jej wyobraźnia pędziła razem z chmurami. Gdyby tak mieć skrzydła? Niby można latać na miotłach, ale to nie to samo. Nie miała talentu do transmutacji i w tym momencie pożałowała, gdyż to byłoby pierwsze zaklęcie za jakie by sie zabrała. A może już takie jest? Trzeba będzie to sprawdzić, jeszcze nie jest za późno na dokształcenie się z tego przedmiotu. Gdyby udało jej się zdobyć nieśmiertelność, a na dodatek ubezpieczyć się w parę skrzydeł byłaby niczym istota wyższa. Z pozoru. A gdyby tak być bogiem, byłoby to bardziej fascynujące czy uciążliwe? Może jedno i drugie? Najprawdopodobniej, jednakże jakby zmienić pewne prawidła rządzące światem... Jej rozmyślania przerwał kamień wpadający z impetem do wody. Opuściła głowę, by zauważyć, że ten mały kawałek skały właśnie uratował ją przed wparowaniu w zamyśleniu do jeziora. Lubiła pływać, jednakże w tym wypadku nie na rękę jej było zapalenie płuc. Rozejrzała się i zauważyła, że nie jest sama. Szybko rozpoznała Ślizgona, którego nie dało się pomylić przez kolor włosów, a dodatkowo przypomniała sobie ostatnią lekcję z wizytacją Ministerstwa w tle. Znowu miał na głowie swój kapelusz, który wtedy przykuł jej uwagę. Pamięć przywołała jej myśli, w których zastanawiała się wtedy nad sytuacja ich spotkania w kapeluszach. Zaśmiała sie cicho do samej siebie, na tym etapie jeszcze nie przejmując sie zupełnie, że chłopak cały czas tu był, żywy, realny i zapewne już zorientowany o jej obecności. - Fascynujące. - rzuciła z lekkim rozbawieniem, choć wyraz jej twarzy już zdążył powrócić do swego naturalnego stanu bez wyrazu. Zupełnie jakby ostatnie kilka sekund wesołości nigdy nie istniały. Tylko oczy, nieruchomo utkwione w Ślizgonie, zdradzały, że pod jej własnym kapeluszem i lawiną rudych włosów trwa wyjątkowo aktywny przepływ informacji, podczas gdy szaro-niebieskie tęczówki analizowały jeszcze raz każdy detal kapelusza. - Twarzowy. - powiedziała w końcu, choć ciężko było stwierdzić, czy dalej pamiętała o tym, że nakrycie głowy ma właściciela, a nie lewituje w powietrzu.
|
| | | Marcus Glom
| Temat: Re: Brzeg Nie 17 Cze 2018, 22:47 | |
| Przez dłuższą chwilę miał nadzieję że uda mu się opróżnić umysł, jednakże nie był w stanie nie myśleć o niczym - coś go w końcu tknęło, a była to myśl wyjątkowo światła i oświecona, a nawet błyszcząca przykładem tak jasno, że bez okularów przeciwsłonecznych nie zalecało się zbliżania do tego osobnika. Nawet gdy takie myśli go nie dosięgały, było to raczej nie wskazane ponieważ jego włosy potrafiły oślepić z odległości mili morskiej. Dlaczego właściwie, oni, dumni czarodzieje i magowie, muszą korzystać ze śmiesznych patyczków które w niczym nie przypominają oręża prawdziwego, złowrogiego sukinkota, powalającego całe jednym machnięciem...no właśnie, różdżki. Różdżki były beznadziejne, z takim magicznym kijaszkiem to można było się co najwyżej posmyrać po tyłku gdy zaswędzi, a nie rzucać złowrogie czary. Będzie musiał przemyśleć naukę magii bezróżdżkowej, może w końcu bedzie to jakkolwiek wyglądać, no bo bądźmy szczerzy - jak to właściwie wygląda? Dorosły mężczyzna, który bez większego celu wydziera się i macha badylem, znalezionym w pierwszym lepszym lesie, gdzieś pomiędzy sromotnikami a hubą. Leżał to wziąłem, teraz będę nim machał - brzmi to conajmniej irracjonalnie. Potrzebowali czegoś, co faktycznie powinno być orężem, czegoś co byłoby dumne. Pieprzony Gryffindor miał przynajmniej miecz. Salazarze, to właśnie dlatego nie możemy mieć miłych rzeczy. Właśnie się zaciągał, kiedy z zamyślenia wyrwało go przybycie drugiego aktora, na te scenę zwaną życiem. A jak wszyscy dobrze wiemy, rzycie rzycie jest nobelon. Skądś kojarzył tą Krukonkę - bardzo możliwe że mignęła mu gdzieś, ale najwyraźniej nie zwrócił na nią uwagi. Prawdopodobnie by ją zignorował, gdyby nie fakt że okazało się że jednak jest to osoba wyjątkowo światła, dobrze wpasowana w sytuację i inteligentna. Skomentowała jedyną rzecz, która mogła zwrócić jego uwagę na nią - jego wspaniały kapelusz, który mógłby być epicentrum wszechświata. A że skomentowała go pozytywnie, uznał że może poświęcić jej trochę uwagi. - Krój nie jest jego jedyną zaletą. To mój szczęśliwy przedmiot na dzień dzisiejszy. I każdy następny - odparł jej cicho, patrząc gdzieś za horyzont. Leniwie zwrócił swój wzrok na nią i zlustrował ją z góry na dół. Po chwili przyłapał się na tym, że automatycznie wyszukuje jej ewentualnych słabych punktów. Nawyk? Robił tak od niedawna więc raczej nie można tego nazwać. To bardziej jego nowo nabyte podejście do wszystkich, zakładanie że każdy może być wrogiem, że trzeba mieć wszystkich pod kontrolą, lub przynajmniej mieć oręż aby założyć im chomąto i orać nimi pole, gdy tylko postanowią za bardzo wystawać poza szereg. A może właśnie to był dzień, kiedy samotność nie była mu pisana? Krukoni byli raczej inteligentni, może ta drobna istota na jakąś chwilę zajmie go intelektualną rozrywką, zwaną potocznie dyskusją. Wypadało przynajmniej spróbować, ze zwykłego dobrego wychowania. Postanowił więc zmienić temat. - Nie uważasz że różdżki są żałosne? Powinniśmy mieć kostury. Kostury są dumniejsze - rozpoczął głosem pozbawionym emocji. Urwał na chwilę i zrobił efektowną pauzę. - Ewentualnie miecze. I kolczugi zamiast sukienek. W takim oporządzeniu, to zamiast czarodziejów i czarownic, bardziej przypominamy jakiś niewydarzonych szamanów i wróżki z bajek dla mugolskich dzieci. Nie wiem kto wpadł na to że średnio wyważony drapak do pleców powinien być magicznym orężem, jednakże zdecydowanie spożywał dziennie zbyt wiele wesołych buteleczek, z czaszeczką i trzema iksami - rzucił swoim spostrzeżeniem spokojnie, zastanawiając się jak dziewczyna zareaguje na tą nagłą konkluzje. W końcu coś takiego słyszy się raczej niecodziennie. Pociągnął solidnego bucha z papierosa i pstryknął kiepem w stronę jeziora, patrząc spokojnie jak chwile później coś porywa go i wciąga w mroźną toń. |
| | | Katarina Vento
| Temat: Re: Brzeg Nie 17 Cze 2018, 23:24 | |
| Ślizgon nie omieszkał jej przypomnieć o swojej obecności, odzywając się. I chwała mu za to, bo tak jak ona najwyraźniej trafiła w dobry punkt na rozpoczynanie rozmowy, tak on wygrał to rozdanie. Szczęśliwy przedmiot. Horoskopy. Wróżbiarstwo. Krótki ciąg skojarzeniowy, a ile radości dla małego Krukonki, w której rozgorzała nadzieja, że dla odmiany ktoś traktuje zabawy pecha i fortuny na poważnie. Jeden Gryfon kiedyś nie uwierzył, że włócznia przyniesie mu pecha i od dłuższego czasu nie widziała jego skromnej, naiwnej osoby na korytarzach szkoły. Biedak, był wtedy na samym końcu drabinki kart, które w swej prostocie mogły oznajmiać tyleż dobrego, co tragicznego. Kąciki jej ust uniosły się, co szybko zostało zakłócone próbą ucieczki kapelusza korzystającego z silniejszego podmuchu wiatru. Na szczęście ona zareagowała bardzo szybko, bo nijak nie wyszłoby jej skakanie by go złapać. - Jest to możliwe, jeśli dobrze pamiętam Byk powinien nosić dzisiaj jakieś nakrycie głowy. Chociaż wydaje mi się, że czerwony nie był tym kolorem, który zalecały gwiazdy. Gdy już w jej umyśle utwierdziła się świadomość obecności Ślizgona, wzrok Katariny skupił się na jego twarzy, zaczynając rutynowe wyłapywanie co ważniejszych elementów jego anatomii, mimiki czy chociażby gamy kolorystycznej. Szybko zauważyła jedną rzecz - on też ją obserwował. Uważnie. Było to o tyle zaskakujące, że większość osób nie lubiła zbyt długo patrzeć na swojego rozmówce, a już na pewno nie skupiać się na faktycznym zauważaniu złożoności drugiej istoty. Nie umknęło to jej uwadze, choć ciężko jej było sklasyfikować odczucia, które były wynikiem tego odkrycia. Z jednej strony działało to na plus, natomiast negatywnym aspektem może być świadomość, że w potencjalnym starciu na jakimkolwiek polu jej przeciwnik równie dobrze skorzysta z informacji zebranych mimochodem. Po kilkunastu sekundach zażartej dyskusji wewnątrz siebie doszła do wniosku, że chłopakowi należy się chociaż szacunek, jeśli jej podejrzenia są słuszne. Zmiana tematu dyskusji ją zdziwiła. Ciekawy tok myślenia, to musiała przyznać. Siadając niedaleko Ślizgona i z powrotem wbijając spojrzenie w niebo dała sobie chwilę na zastanowienie nad tymi słowami. Może faktycznie coś w tym było? Chociaż jej akurat nie zależało na punktach stylu za prezencję podczas rzucania czarów, mimo to musiała przyznać, że wizją, którą wywołał przed jej oczami pobudzała wyobraźnię. - Różdżki łatwiej ukryć. To ich zaleta, choć równie dobrze można zostawić to rozwiązanie dla magicznych skrytobójców, szaty i tak rzucają się w oczy. - zaczęła w zamyśleniu, od czasu do czasu to unosząc kąciki ust, to marszcząc brwi w zamyśleniu. Zdjęła kapelusz, kładąc go na swoich kolanach. Ileż można trzymać rękę w jednej pozycji, by szafirowe nakrycie głowy nie postanowiło zwiedzać świata. - Pasowałoby to bardziej do świata znanego z książek o elfach i krasnoludach, ale miałoby to swój unikatowy charakter. Szczególnie, że kostury mogłyby być znacznie bardziej spersonalizowane niż drobne różdżki. Co do kolczugi... Ja osobiście zrezygnuję z tego konceptu, na mnie byłaby zbyt ciężka. Chyba, że znasz materiał, który byłby dużo lżejszy. Lekka, acz wytrzymała kolczuga, brzmi znacznie rozsądniej. Gdybyś to opatentował mogłaby nosić twoje nazwisko. Ponownie ciężko było stwierdzić czy Vento pamięta o obecności swego rozmówcy, gdyby nie dalsza część jej wypowiedzi. Szczególnie, że w pewnym momencie przymknęła oczy, chcąc sobie dokładniej wyobrazić części konstrukcyjne kolczugi czy podjąć próbę stworzenia w myślach wymarzonego kostura. Miało to dodatkowy aspekt taktyczny, gdyż bez kapelusza wiatr co jakiś czas podrywał jej włosy w powietrze, przysłaniając zarówno Ślizgona, jak i wszystko inne. Na chwilę zamilkła, skupiając się na rozważaniach nad wytrzymałością kości i możliwością stworzenia z nich kostura. Jej usta poruszały się bezgłośnie, gdy dyskutowała sama ze sobą o kategorycznym odrzuceniu ptasich szkieletów, z wyłączeniem czaszek. - Katarina. - w końcu padło z jej ust.
|
| | | Marcus Glom
| Temat: Re: Brzeg Czw 05 Lip 2018, 02:42 | |
| Pięknie, naprawdę pięknie się zapowiadała ta rozmowa. Spodziewał się niebywale inteligentnej Krukonki, a dostał dyskusję o horoskopie. Ktoś tu pod burzą rudych włosów miał chyba nie do końca równo pod sufitem. To się władował. A zresztą, co miał lepszego do roboty. - Przykro mi że Cię rozczaruję, jednakże horoskopy mnie nie obowiązują. Jestem błędem statystycznym, bo nawet w moje...pechowe dni, nic nie może mnie powstrzymać. Jestem antywróżbiarską jednostką i solą w oku każdego jasnowidza - odparł spokojnie bez większego zaangażowania. Zapalił kolejnego papierosa i dodał: - Bycie absolutem utrudnia życie wróżbitów. A może po prostu znane wam znaki zodiaku nie mają żadnego znaczenia, w odniesieniu do jednostek wyższych. Moim zdaniem podział na dwanaście miesięcy i dwanaście znaków zodiaku to błąd. Odnoszenie się tylko do ruchów planety...gwiazd wystarczy, by wróżyć dla trzynastu znaków. I można nadać konstelacjom dumniejsze nazwy Już miał wstać i sobie iść, kiedy nagle dziewczyna postanowiła rozwinąć jego myśl. No proszę, czyli oferowała nie tylko ten wróżbiarski bełkot. Wybornie, być może jednak się zabawią...znaczy, zabawią dyskusją, Marcus to dobry ziomek, nie obcałowuje dziewczyn które nie są tą jedną konkretną, co to to nie, ni fu fu. Chociaż wstyd było mu się przyznać że czytał prawdopodobnie te same mugolskie książki co ruda Krukonka. A zresztą, co za różnica, czystość krwi była subiektywna, a jego w sumie to tak bardzo obchodziło, że aż w ogóle. Jak kiedyś powiedział pewien mądry psychopata o twarzy pięciolatka - wszyscy krwawią tak samo. - Przemyślę, jeśli kiedyś zapragnę hasać w kolczudze, wówczas stworzę materiał wystarczająco lekki, aby nie ciążył, lecz wystarczająco wytrzymały aby broń biała czy zaklęcia nie miały dla niej znaczenia - odpowiedział spokojnie, ale w jego głowie zaczęło huczeć. Dumnie wyglądająca zbroja, która sprawi że stanie się odporny na ciosy i zaklęcia? To by było coś. Miał już całkiem niezły plan na przyszłość - opatentować zbroję która wytrzyma mordercze zaklęcie (i oczywiście każde inne) a potem denerwować czarodziejów którzy będą mogli tylko płakać cicho w kąciku, bo ich śmieszne kawałki drewna przestały cokolwiek znaczyć. Już przygotował w głowie z dziesięć wypowiedzi, którymi mógłby takich potem pognębić. To brzmiało wręcz jak całkiem logiczny plan, będzie musiał poczytać czy coś takiego jest możliwe. Chwilę później przyjrzał się jej uważnie bo dziewczyna najwyraźniej prowadziła dyskusję ze swoim wyimaginowanym przyjacielem. Nie był idealny w czytaniu z ruchu warg, ale coś tam kiedyś się tego uczył. Nie rozumiał jednak ani słowa z tego co dziewczyna mówiła do...siebie? Kogoś? Cokolwiek. Znaczy rozumiał samo znaczenie wyrazów, jednakże ich sens mu unikał - co do cholery mają wspólnego ptasie szkielety z czymkolwiek? Ona naprawdę jest szurnięta. Łełołeło, panowie z białymi kaftanami, gdzie jesteście gdy was potrzeba. I wtedy pojawił się mały przełom. Krukonka przedstawiła mu się, a w jego głowie zapłonęła jedna myśl. Glom bowiem odrobił pracę domową, prawie idealnie - od czasu swojej rozmowy z tym denerwującym szczurtergeisem, dowiedział się co nieco o każdej z wymienionych osób, której nie znał jeszcze osobiście. Wiedział więc że wymieniona przez Vincenta "Vento" ma na imię Katarina. Teraz wszystko się składało. Nierówno pod sufitem? Checked. Obsesja na punkcie horoskopów? Checked. No proszę, czyli to jest ta potencjalna "posłuszna laleczka". Ciekawe jakie były jej zalety, poza oczywiście posłuszeństwem i wróżbiarstwem. Naturalnie Marcus nie byłby prawdziwym Ślizgonem, gdyby nawet przez krótki ułamek sekundy nie rozpatrzył określenia "posłuszna laleczka" w sferach miłego dodatku do loża jego oraz Nemesis. Będzie musiał to poważnie przemyśleć. - Marcus. Marcus Glom - odparł. No proszę, więc łakomy kąsek sam wpadł mu w ręce (tutaj już proszę nie wtykać podtekstów, tutaj to już kwestie logistyczne etc). Fakt faktem, dodatkowa posłuszna mu istota była mu na rękę. Nie wiedział jednak od czego zacząć - Vincent nie dał mu wystarczająco dużo informacji, musiał więc improwizować z tym co miał. A miał niewiele. Wtem wpadł na idiotyczny pomysł - skoro dziewczyna była nienormalna, to czemu on miałby zachowywać się jakby był normalny? Może właśnie powinien do niej przemówić w języku osób niespełna rozumu? To jakiś plan. - Słuchaj, nie wiesz kto mógłby przygotować mi kruczą maskę? Pracuję nad pewnym fascynującym, wróżbiarskim eksperymentem, jednakże potrzebuję do tego paru składników. Jądra kozła, talię kart, bieliznę młodej niewiasty oraz kilka woreczków herbaty przyozdobionej łzami tybetańskiego noworodka już posiadam, brakuje mi tylko kruczej maski oraz wsparcia wybornego alchemika. Z tym drugim ciężko, ale może profesor Lacroix mi pomoże, ale skąd ja wezmę kruczą maskę? - powiedział, licząc tylko że dziewczyna nie poprosi go żeby pozwolił jej uczestniczyć w eksperymencie, bowiem sam nawet nie wiedział na czym niby ten eksperyment ma polegać. Ba, nawet nie wiedział co on tak właściwie przed chwilą powiedział, nie był zbyt dobry w języku osób które są nie do końca normalne. Liczył tylko na to że w jakiś sposób ten bełkot wyda jej się normalnym "wróżbita stuff" i wywoła jej zainteresowanie - jeśli tak będzie, to w jakiś sposób coś potem na szybko wymyśli. W końcu w kłamstwach i manipulacji nie był najgorszy...ba, był całkiem niezły. A prędzej czy później Katarina powie coś, co go naprowadzi na właściwy trop. Trop, którym będzie podążał wprost do jej pełnego posłuszeństwa względem Ślizgona. A tego właśnie potrzebował najbardziej. |
| | | Katarina Vento
| Temat: Re: Brzeg Pią 06 Lip 2018, 16:09 | |
| Jego uwagi o horoskopie były inne niż te, z którymi zazwyczaj miała do czynienia. Naśmiewanie się, negowanie działania gwiazd, ignorowanie - Krukonka posiadała dosyć bogatą bibliotekę reakcji na jej pasję, która stawała się powoli sposobem na życie. Tym razem było trochę inaczej, przez co w pierwszym odruchu aż uniosła brwi. Po krótkiej chwili jej wyraz twarzy zaczął się zmieniać w lekki pół-uśmiech do kompletu z pobłażliwym spojrzeniem. Założyła ręce na piersi i przechyliła lekko głowę, czekając aż Glom skończy swój tok przemyśleń. Cierpliwie wysłuchała każdego jednego słowa, po cichu licząc, że Ślizgon jakoś powstrzyma rozbawienie kiełkujące w jej wnętrzu. No cóż, nie doczekała się, ale grunt to być dobrej myśli. - To fascynujące - na swój sposób. Ciekawe co też się zdarzyło w twoim życiu, że umiejscawiasz się ponad siłami gwiazd. - zaczęła, gdy była już pewna, że jej kompan do rozmowy skończył swoją myśl. Jej ekspresja niewiele się zmieniła, jeśli w ogóle. Można by ją określić najtrafniej w jeden konkretny sposób - "oh honey". - Niestety, to nie tak działa jak ci się wydaje - dzięki czemu wiem, że nie masz bladego pojęcia o zasadach jakimi rządzi się faktyczne wróżbiarstwo, a nie sztuczki cyganek za dwa funty. Jest tylko jedna istota zdolna do zmiany prawideł przeznaczenia i ty nią nie jesteś. Absolut czy nie, przyszłość zapisana o tam - uniosła palec, wskazując na niebo. - jest bardziej absolutna niż tacy jak ty. Jej ton głosu był szczytem neutralności, zupełnie jakby najzwyczajniej w świecie przedstawiała Marcusowi suche fakty, o których po prostu się wie. W ten sam sposób ktokolwiek mógłby mówić, że ziemia krąży wokół Słońca, które z kolei zachodzi na zachodzie. Ot, prosta informacja. Nie wypowiadała się pogardliwie, starając się obrazić swego rozmówcę - choć zapewne tak to brzmiało. Katarina nie była w stanie jednak wyłapywać takich drobnych niuansów, które mogły niesamowicie pomóc w kontaktach międzyludzkich. Cóż, nigdy nie była w tym dobra, nigdy też jej na tym nie zależało. Na szczęście Ślizgon wrócił do tematu kolczugi, by w końcu dotrzeć do bardzo ważnej części pierwszych rozmów - przedstawienia się. Najwyraźniej oboje nie znali lub mieli w głębokim poważaniu zasady kulturalnej konwersacji według niektórych. - Marcus. Całkiem ładne imię. - stwierdziła, odwracając na chwilę wzrok, by spojrzeć na taflę jeziora. - Kojarzy mi się z morzem. I w końcu, po tej ciężkiej części z uwagami na temat horoskopów nastąpił moment, w którym Glom żywo zaintrygował rudą niewiastę. Wyliczanka specyficznych przedmiotów z początku wprawiła Vento w konsternację, ale zaraz w głowie zaczęły się formować możliwe warianty, pomysły na zastosowanie tak niecodziennego zestawu. No i nadeszło słowo klucz - "eksperyment". Dziewczyna miała tak wypaczone pożądanie względem nowych doznań, odczuć i zbierania ciekawych informacji, że choćby chodziło o wynaturzone badania na ludziach to i tak by przyklasnęła. W takich kwestiach pojęcie kręgosłupa moralnego się zacierało, bo czymże on jest w zestawieniu z solidną dawką wiedzy i doświadczeń. - Fascynujące. - westchnęła, spoglądając teraz na chłopaka szeroko otwartymi oczami, w których wręcz tańczyły dzikie ogniki. - Nie spodziewałabym się, że ktoś z twoim podejściem do gwiazd postanowi poeksperymentować z zestawieniem więcej niż jednej metody wróżenia ze szczęśliwymi przedmiotami Gryffindoru sprzed dwóch tygodni. Co próbujesz sprawdzić? Byłabym wdzięczna za dopuszczenie mnie do eksperymentu, chciałabym od środka doświadczyć tego, co planujesz. Służę pomocą w dziedzinie wróżbiarstwa i eliksirów, to mój przedmiot wiodący. Pół minuty później jej wyraz twarzy wrócił do swego neutralnego stanu, zupełnie jakby rozmowy sprzed chwili w ogóle nie było. Tylko błyski w oczach zdradzały faktyczny stan rzeczy. - Ach, ptasia maska, mówisz? Myślę, że dałabym radę coś zorganizować. W moim kufrze chyba leży jakaś. Nieco uszkodzona, ale postaram się to naprawić. Te rubinowe wypełnienia oczodołów są strasznie oporne, gdy przychodzi do używania magii. Oczywiście - jeśli pozwolisz mi wziąć w tym udział. W innym wypadku nie sądzę, bym była w stanie się rozstać z tak sentymentalną pamiątką.
|
| | | Marcus Glom
| Temat: Re: Brzeg Pią 06 Lip 2018, 20:07 | |
| Gdy usłyszał jej wypowiedź o gwiazdach, z trudem powstrzymał się od prychnięcia. Bardziej absolutni niż on? Czy ona sama siebie słyszała? Jak coś może być "bardziej absolutne"? To tak jakby rozprawiać o czymś "bardziej nieskończonym". Krukoni, po prostu Krukoni, pełni wiedzy ale wystarczająco szurnięci żeby czasem wątpić w ich inteligencję. Sama myśl że dziewczyna zarzuca że jest coś "bardziej absolutnego", powodowała że czuł się w pewien sposób na wygranej pozycji, czuł tą wyraźną różnicę w pojmowaniu wszechświata która ułatwiała mu jakiekolwiek kontakty. Skomentował to tylko w jeden sposób. - Długa droga przed Tobą, nim poznasz reguły którymi rządzi się interpretacja przyszłości. Bardzo długa droga - powiedział całkowicie beznamiętnym głosem, jednakże jego spojrzenie wyglądało zupełnie jakby był...rozczarowany. Jak nauczyciel, który pomimo wbijania na siłę swemu uczniowi prostych regułek matematycznych, po raz kolejny musiał przyznać się sam przed sobą, że albo to on beznadziejnie uczy, albo to osoba której przekazuje swą wiedze jest niespełna rozumu. Przemilczał też uwagę na temat swojego imienia - nie czuł się związany z morzem w żaden sposób, chociaż czasem zastanawiał się czy nie lepiej byłoby rzucić to wszystko w cholerę i na staromodnym, w pełni drewnianym okręcie popłynąć żeby palić, gwałcić i rabować czy cokolwiek. Czasem miał taką ochotę, kiedy orientował się że Hogwart wieje trochę nudą. Jej następna wypowiedź wywołała w nim bardzo sprzeczne emocje. Przede wszystkim, zorientował się że uderzył w dobrym kierunku i zdobył jej zainteresowanie, czyli rybka połknęła haczyk. Z drugiej strony, musiał teraz bardzo szybko wymyślić jakikolwiek cel tego eksperymentu który tak naprawdę nie istniał. Było jeszcze coś. "Chciałabym od środka doświadczyć". Miał to traktować jako podryw? Nie, raczej nie, niewiasta wydawała się raczej autystycznym dzieckiem które nie umie w seksualność. Chociaż kto wie, jak będzie grzeczna to może pozwoli jej od środka doświadczyć to i owo - nie wiedział tylko jak dokładnie Nemesis podchodzi do sprawy trójkątów z przypadkowymi osobami, ale c'mon - wszystko jest dla ludzi i absolutów, a oni byli na tyle pierdzielniętą w sagan parą że to nawet mogłoby zdać egzamin. Po krótkiej chwili namysłu uznał że nie, to nie mogła być sprośna propozycja - to dorosłe dziecko ewidentnie nie wiedziało nawet do czego służy męski drążek władzy. Gdyby jej dał do ręki swoją...różdżkę sterującą...to co najwyżej próbowałaby czegoś w stylu "Golemie, przynieś mi to krzesło" czy cokolwiek. Na moment zamilkł i rozejrzał się w prawo i w lewo. Zupełnie jakby sprawdzał czy nie ma nikogo kto może ich podsłuchać. Kupował sobie chwilę czasu na zastanowienie. Wyciągnął różdżkę i machnął nią bez celu, udając że rzuca jakieś zaklęcie niewerbalne - dodatkowa chwila, aby dziewczyna była przekonana że faktycznie ma jakiś plan, tylko jest on na tyle tajny że obawia się że ktoś go podsłucha. W tym czasie myślał, w zaskakującym tempie. Wreszcie przyszło mu do głowy coś, co wystarczyło dobrze ubrać w słowa żeby brzmiało "fascynująco" a nie "irracjonalnie". - Wierzysz w reinkarnację? - spytał cicho i nie czekając na odpowiedź kontynuował: - Ja uważam że Ci, którzy przeżyli swoje życie jako wybitnie interesujące jednostki, zaznają zaszczytu odrodzenia się ponownie, zaś Ci którzy wiedli nudny żywot - zostają duchami lub podążają dalej. - urwał dla lepszego efektu. Gówno prawda, nie wiedział tak właściwie co miałby niby powiedzieć później - plan się dopiero formował. Na szczęście w wystarczającym tempie, żeby wyglądało że faktycznie chce nadać swojej wypowiedzi wspaniałą formę albo że daje jej chwilę na przemyślenia. Cokolwiek. - Ostatnimi czasy w mojej głowie pałętają się wspomnienia kogoś zupełnie innego, jednakże wszystkie są znajome. Czytałem o tym, nie pytaj gdzie bo lepiej żeby nikt nie poznał tego typu ksiąg. Zorientowałem się, że to moje przeszłe wcielenia wdzierają się w mój żywot, wypełniając mój mózg obrazami z czasów, kiedy byłem kimś innym. Och, jakże pasjonujące były niektóre z nich. Jakże wspaniałymi jednostkami byłem dawno, dawno temu - mówił dalej, wiedząc że brzmi jak totalny szaleniec. Idealnie prawda? W końcu o to chyba chodzi, żeby brzmieć jak totalny wariat, w ten sposób przemawia się najlepiej do Krukonów. Kiedy zabrzmisz jak ktoś komu trochę brakuje piątej klepki, ale wciąż mówisz z sensem wplatając część prawdy w swoje wymysły, to Krukonlandy prędzej się zainteresują tym co do nich mówisz. - Wiem, że odrodzę się na nowo. Wiem też, że będę bogatszy o wiedzę której w naszych czasach nikt nie ma prawa odkryć. Chyba, że skorzysta się z zakazanych metod. Odkryłem, że jest pewien rytuał który pozwala odtworzyć i podporządkować sobie ten fragment duszy, ten kawałeczek świadomości, który zginął wraz z poprzednim ciałem. I każdym poprzednim. - powiedział, wkładając w swój głos tyle pasji jakby faktycznie planował coś takiego od dawna. Nie wiedział czy coś takiego jest w ogóle możliwe, ale nawet jego samego zainteresował jego wymysł. Gdyby to co mówi okazało się prawdą, to by był dopiero potężny oręż. - Rozumiesz już? Chce wiedzieć kim będę. Do tego potrzebuję wróżbiarstwa i eliksirów. Kiedy już się tego dowiem, postaram się odzyskać wspomnienia których w tym świecie jeszcze nie ma, jednakże w świecie alternatywnym wiele lat wprzód już istnieją. - dokończył wreszcie i zapalił kolejnego papierosa. Musiał w końcu odegrać ładnie wszystko do końca, w końcu mógłby się stresować czy coś. To wielki rytuał. Nieistniejący, ale kto wie, może faktycznie coś odkryje zupełnie przypadkiem? Siła sugestii bywa czasem na tyle potężna, że cały świat potrafi się przychylić do pragnień jednostki. Czy coś. |
| | | Katarina Vento
| Temat: Re: Brzeg Nie 08 Lip 2018, 19:40 | |
| Gdy już Marcus się rozwinął niczym miękki jak aksamit papier toaletowy Krukonka aż uniosła brwi. W pierwszej chwili jej jedyną reakcją wewnątrz umysłu było zadawane w różnych wariantach pytanie "wszystko w porządku?" lub "a mówią, że to ja mam nierówno pod sufitem". Nie żeby temat reinkarnacji był Katarinie obcy, jednakże podchodziła do niego z dużym dystansem na płaszczyźnie tylko ich świata, a Ślizgon jeszcze jej tu insynuował inne życia w innych światach, odzyskiwanie z nich wspomnień i tym podobne. Nie słyszała nigdy wcześniej o niczym takim, nawet nie obiło jej się o uszy jako przekoloryzowane opowiadania w niszowej gazecie dla wróżbitów. Na dodatek do tego rytuału potrzebna jest księga, o której Glom nie zamierza nic powiedzieć, a naczelnymi działami niezbędnymi do przeprowadzenia całego eksperymentu są wróżbiarstwo i eliksiry. Jakim cudem ktoś taki jak Vento nie słyszałby chociaż żartów na temat reinkarnacji przekraczającej światy alternatywne? Powoli przestawało jej się to składać z logiczną całość, a pamiętajmy, że o ile rudzielec miał nie równo pod sufitem pod pewnymi względami to głupoty nie można było mu zarzucić. Zaczęła więc zakładać, że białowłosy zaczyna wciskać jej historyjkę, najwyraźniej z wielkim zaangażowaniem, bo miała świadomość, że gdyby nie pewne nie zgrywające się fakty z jej wiodących dziedzin to uwierzyłaby mu bez wahania. Postanowiła jednak skorzystać ze swojej wiedzy i zastanowić się czemuż to Marcus postanowił wciskać jej ciemnotę. Chociaż zaraz - czy aby na pewno musiało być to kłamstwo? Nie słyszała nigdy niczego na temat rytuału, o którym wspominał i może faktycznie nikt tego jeszcze nie odkrył. Możliwe, że coś takiego w ogóle nie istnieje - ale co jeśli tak? Światy alternatywne nie były żadną nowością dla Krukonki, jednakże istnieje bardzo okrojona ilość źródeł na ich temat. Kto wie, może nieświadomie Glom podsuwał jej właśnie sposób na poznanie czegoś zupełnie nowego, fascynującego i niewyobrażalnego? Skoro już się w to zaangażował do tego stopnia to ona nie zrobi mu zawodu i spróbuję swoich sił. W końcu ileż to wynalazków i odkryć ludzkość zawdzięcza czystemu przypadkowi? - To, co mówisz jest doprawdy... fascynujące. - uśmiechnęła się do niego, a jej oczy na moment zabłysnęły dziką ciekawością, która po pół minucie zniknęła bez śladu - przynajmniej z wyglądu zewnętrznego. W środku Katarina rozważała coraz to nowe scenariusze efektów badań nad takimi tematami i nie zauważyła nawet kiedy zaczęła formować odpowiednie listy składników i kombinacje wróżb. - Chociaż dalej nie przemawia do mnie twój pogląd, że odrodzenia mogą doświadczyć tylko "wybitnie interesujące jednostki". To określenie jest pojęciem zbyt względnym, mało obiektywnym. Skłaniałabym się bardziej do potencjału duchowego na odpowiednio wysokim poziomie. Nadal ciekawiło ją, dlaczego Marcus postanowił zbudować całkiem interesującą historię, by zaangażować ją w eksperyment, którego części składowe nie wydawały się go interesować. Eliksiry może jeszcze, gdyby nie fakt, że zdradził się z brakiem talentu w tej dziedzinie. Co do wróżbiarstwa, a raczej wróżbiarskiego antytalentu mogła być pewna, pamiętałaby z zajęć białe włosy, była zbyt dobrym obserwatorem. To było coś nowego, co wzbudziło jej zainteresowanie. Chciała wiedzieć, pożądała odpowiedzi całym swoim jestestwem, a skoro jej horoskop na ten miesiąc miał się w miarę przyzwoicie to nic nie stało na przeszkodzie, by postąpić parę kroków do przodu na tej dziwnej, pokręconej, ale dobrze rokującej ścieżce. - Rozumiem, że nie zdradzisz mi tytułu tej księgi - a szkoda, bo to mogłoby przyspieszyć przygotowywania. Jeśli zamierzamy zabrać się do tego metodą eliksirów ze wsparciem rytuału nie mając zbyt dobrego źródła wiedzy na temat tych teorii - to potrwa. Jeżeli zaś chcesz, by ten obrzęd dotyczył stricte twojej osoby na pewno będę potrzebowała czegoś mocno związanego z twoją osobą. Przedmiotu najlepiej, symbolu, który miałby mocne połączenie z twoją duszą. Posiadasz coś takiego? Szczęśliwy przedmiot na dzień rytuału nie wystarczy, raczej użyłabym go jako katalizatora, żeby wzmocnił przepływ spersonalizowanej energii magicznej i zwiększył szansę na powodzenie całej akcji. W trakcie mówienia wyciągnęła z torby pergamin i długopis(plusy pochodzenia z mugolskiego otoczenia, nie trzeba nosić ze sobą pióra i kałamarza), po czym zaczęła zapisywać wszelkie przychodzące jej do głowy informacje i sposoby na ugryzienie problematycznego, acz fascynującego zagadnienia. - Dodatkowo - podejrzewam, że bierzesz pod uwagę, że cena składników eliksiru zapewne nie będzie niska, możliwe, że niektóre będzie bardziej opłacalnie zapożyczyć ze szkolnych zasobów. Biorąc pod uwagę, że dyrektor nie wydaje się być zbytnio zaangażowany w życie szkoły to chociaż nieświadomie może pomóc swym uczniom w eksperymentach i rozwoju magiczno-naukowym. Znów ten neutralny, rzeczowy ton, który znaczył tylko tyle, że Vento nikogo nie obrażała z rozmysłem, ona po prostu stwierdzała suchy fakt. Na koniec posłała tylko Marcusowi całkiem sympatyczny uśmiech, po czym założyła niesforne włosy za ucho i dopisała na pergaminie "sprawdzenie zabezpieczeń", które zakreśliła w kółeczko.
|
| | | Marcus Glom
| Temat: Re: Brzeg Wto 10 Lip 2018, 04:38 | |
| No proszę, czyli jednak wcale nie poszło mu tak źle - co prawda sam nie wierzył w ten rytuał...w sumie to w ogóle w niego nie wierzył, ale miał świadomość że potrafi być niesamowicie przekonujący kiedy się postara. Musiał jednak dbać o to, aby przypadkiem nie popełnić głupiego błędu - skoro już rozpoczął grę, teraz musiał doprowadzić ją do samego końca. Porównując to do jednej z jego ulubionych terminologii - gdy jego złoty generał był w tym miejscu, nie mógł pozwolić na to by nie ruszyć się lancą, bo ucierpiałaby na tym nie tylko jego wieża która znajdowała się w niezbyt korzystnej pozycji, ale również była możliwość że jeśli popełni błąd to poświęci swojego króla. Musiał więc grać all in - to było coś, co rozumiał przez całe życie, kiedy rozpoczynał cokolwiek musiał grać all in, niezależnie od tego jaki typ rozgrywki by to nie był. Przy pomocy wszystkich swoich możliwości miażdżyć każdy opór, zawsze sięgać po wygraną - ktoś kto nie do końca angażuje się w to co robi, popełnia błędy. Gdyby popełnił teraz błąd, mógłby stracić kontakt z Katariną. Wolał tego uniknąć - utrata wartościowej figury w jego rozgrywce miała sens tylko wtedy, kiedy cokolwiek zyskiwał. Raczej nie w smak byłoby mu gdyby to było poświęcenie przez błąd taktyczny. Szczególnie że ich nie popełniał, a jeśli już mu się zdarzyło, to wiązało się to z wyjątkowo długim okresem kaca moralnego. Te wszystkie kłamstwa, postępy i manipulacje których się dopuszczał by osiągnąć cel - źle zorganizowany umysł, zapewne uznałby go za osobę z wyjątkowo paskudną osobowością. On sam doskonale wiedział, że tak nie jest. To część taktyki. Nie ma nic dumniejszego niż taktyka. - Myślisz, że jeśli istnieją istoty wyższe to obchodzi je Twój potencjał, jeśli go zmarnujesz? - spytał cicho - Wyobraź sobie, że jesteś istotą przekraczającą ludzkie pojmowanie. Tworzysz świat. Tworzysz rasy zamieszkujące ten świat i jedną nadrzędną. Z jakiego powodu? Jeśli masz jakikolwiek, to tylko po to aby ten świat obserwować. Możliwość ponownego narodzenia się, powinna być nagrodą. Kogo więc nagradzasz, będąc obserwatorem? Tych którzy mają ogromny potencjał, jednakże wiodą prosty żywot, czy tych którzy dostarczyli Ci rozrywki, nie zważając na to z jakiej pozycji rozpoczęli swą podróż? Odpowiedź chyba jest oczywista Jego wypowiedź była czysto merytoryczna, informacyjna i...szczera. To było coś w co naprawdę wierzył - wierzył w to, że osoby które przeżyją pasjonujące życie, godne obserwacji, są nagradzane przez istoty które stworzyły to wszystko w okół. Oczywiście zdawał sobie sprawę iż nauka podsuwa w tym wypadku ewolucję. Nie negował teorii ewolucyjnej, co to to nie. Uważał że miała miejsce, jednakże coś zapoczątkowało to wszystko, w jakimś konkretnym celu. Jakiż mógłby być lepszy cel, niż chęć patrzenia jak nasze dzieło żyje, przeżywa emocje i morduje wszystko co tylko nawinie się w okół? - Przede wszystkim, nie śpieszę się. Jako mag i wielbiciel gier strategicznych, nauczyłem się już roli cierpliwości. Jednakże obawiam się, że nie ma przedmiotu który byłby mocno powiązany z moją prawdziwą duszą. Całe moje życie do tej pory, dedykowane jest komuś innemu - zanim przywiążę się do rzeczy materialnej, trochę to zapewne potrwa. W końcu nie poświęcę swojej różdżki - mruknął. Lekko uniósł brew widząc że dziewczyna używa długopisu. Oczywiście wiedział co to jest, wychowywał się trochę wśród mugoli, jednakże w dalszym ciągu akurat tutaj to czasem zaskakiwało - wszyscy, nawet szlamy tak radośnie używali piór, że czasem szło zapomnieć że są inne sposoby pisania. Swoją drogą, pióra nie były zbyt praktyczne - halo, czarodziejski świecie, tradycja tradycją ale czy to nie jest przypadkiem już jakiś rodzaj opóźnienia? Istniały wygodniejsze i szybsze metody zapisywania. No, chyba że komuś zależy na kaligrafowaniu każdej litery, niezależnie od tego w jakim kontekście ten znak jest użyty - wtedy był w stanie to zrozumieć. - O składniki się nie martw. Jestem Ślizgonem - powiedział, dając do zrozumienia że jego zdaniem to wystarczy. W końcu każdy mniej lub bardziej wiedział, że mistrzyni eliksirów faworyzowała swoich wychowanków. Nawet jeśli robiła to subtelnie, to raczej nikt nie pozostawiał sobie złudzeń, a że Glom nie był jednym z najlepszych uczniów to był prawie pewien, że gdyby dobrze do niej zabajerował i wykazał chęć przeprowadzenia eksperymentu z eliksirem, gdzie w rezultacie mógłby stać się w tym przedmiocie lepszy...cóż, sądził że udałoby mu się wytargować wszystko czego dusza zapragnie. A nawet jeśli nie, to zamierzał do tego przekonać Katarine. W końcu nikt nie wiedział, poza samymi Ślizgonami, czy z profesor Lacroix faktycznie łączy uczniów domu węża tylko i wyłącznie relacja uczniowie - nauczyciele, a znając ludzkie chęci do tworzenia plotek, można było założyć że każdy słyszał jakieś głupoty na temat nadmiernego dogadywania się opiekunki ze swoimi uczniami. Czy cokolwiek innego. - Skoro udało nam się nawiązać porozumienie, opuszczę Cię teraz, Katarino Vento. Do zobaczenia - powiedział i zaczął się oddalać. Co prawda dziewczyna nie przedstawiła mu się z nazwiska, ale bez przesady ileż można było spotkać pasujących do opisu wariatek? No, chyba ze Krukonland był ich pełen i właśnie popełnił głupi błąd. Nie spodziewał się tego jednak - przecież w Ravenclawie nie mogło być zbyt wiele szalonych wróżbitek, prawda? Prawda?
z/t x2 |
| | | Castiel Horn
| Temat: Re: Brzeg Czw 16 Sie 2018, 22:42 | |
| Wiosenne słońce ani trochę nie ogrzało szkolnego jeziora. Woda była chłodna, choć nie tak wstrząsająco jak podczas jego ostatniej wizyty w tych okolicach, gdy to w środku marca postanowił wyłowić z samego dna swoją przyjaciółkę. Ostatnie dni Castiel spędził na odrabianiu masy prac domowych i układaniu planu treningu quidditcha. Z okazji wiosny nauczyciele postanowili zrzucić na barki siódmoklasistów tony zadań i prac, które mają ich przygotować do zawodu. Chłopak miał dosyć ślęczenia w dormitorium, gdy pogoda uległa tak znacznej poprawie. Jak na złość, Horn dalej miał paskudny humor nieprzerwanie od prawie miesiąca; nie pamiętał już kiedy ostatnio się śmiał. Powoli zapominał jak to jest poprawnie ułożyć usta, aby wyrazić przejaw szczęścia. Chodził naburmuszony i doprowadzał do szewskiej pasji raz Alecto, raz Connora, nie wspominając o drugoklasistach, którzy go drażnili w sposób wyjątkowy. Wygoniony przez znajomych na "idź-się-przewietrz-i-zacznij-być-poczytalny" zabrał ze schowka sportową walizeczkę skrywającą w środku pałkę i tłuczek. Zapakował kotowatego pod pachę i udał się w kierunku odludzia, by tam w towarzystwie morza katować się myślami i tęsknotą. Nie miał najmniejszej ochoty na obecność głośnych ludzi, którzy żądają od niego zaangażowania w nudną i pozbawioną sensu konwersację. Po przyjściu na brzeg, przykucnął nad walizeczką i poświęcił całe trzydzieści dwie minuty na poprawne zaczarowanie tłuczka. W efekcie udało się wywołać pożądany magiczny efekt bumerangu. Ilekroć Castiel odbije tłuczek, ten wróci i dzięki temu będzie mógł kontynuować samotny trening. Odkrył, iż wysiłek fizyczny niweluje poziom złości i pozwala się odstresować. Dopóki nie zaczynał męczyć się myślami i tęsknotą do Nessie, tak udawało mu się egzystować na jako tako sensownym poziomie. Zdjął więc buty, skarpety, a nogawki podwinął do kolan. Wszedł do jeziora po kostki, nie krzywiąc się ni razu w kontakcie z chłodną wodą. Płynnym i szybkim ruchem różdżki uwolnił pasy wiążące tłuczek, który z dzikim świstem wzbił się w powietrze. Musiał wykonać błyskawiczne uderzenie, bowiem został zaatakowany trzy sekundy po uwolnieniu tłuczka. Silny huk posłał go w dal jakieś trzy metry nad taflą wody. Po czterech odbiciach udało się oszacować potencjalny czas jego powrotu. Castiel pogratulował sobie w duchu poprawnie zaczarowanego tłuczka, który w zależności od włożonej siły uderzenia, powracał po upłynięciu maksymalnie trzydziestu pięciu sekund. Gra mięśni pod skórą przywodziła miłe skojarzenia związane z meczami, pływaniem i wywoływała cudowne uczucie pracujących, rozgrzanych mięśni. Kątem oka Castiel obserwował swoje wszystkożerne kocurzysko, które postanowiło upolować sobie obślizgłą ropuchę. Kto wie, może należała do tego Puchona Roberta? Bądź Ruperta - jak zwał tak zwał. Nie przeszkadzał zatem kotu, jak i smoczej figurce, która wczepiła mu się pazurami głęboko w ramię i zionęła ogniem z każdym udanym odbiciem tłuczka. Castiel był dobry w tym, co robił. Już pięć lat należał do drużyny Ślizgonów i przez ten czas nabył stosowne umiejętności. Dwukrotnie spudłował (i oberwał w ramię i udo), gdy smok ugryzł go w ucho. Poza tym jednoosobowy trening trwał bez zakłóceń. Choć zajął ciało i zmysł wzroku wysiłkiem, tak w myślach wciąż musiał walczyć z powracającym obrazem wściekłej miny pewnej pioruńsko wnerwiającej Krukonki. |
| | | Sophie G. Greengrass
| Temat: Re: Brzeg Nie 19 Sie 2018, 18:42 | |
| Sophie starała się korzystać z dobrej pogody oraz promieni słońca, które coraz śmielej wyglądały zza ciężkich, białych chmur. Znacznie przyjemniej było czytać na błoniach niż w szkolonej bibliotece czy w pokoju wspólnym. Nie dała się jednak oszukać złudzeniu, że zima całkiem odeszła w zapomnienia — popołudnia wciąż były chłodne, więc prowizorycznie zarzucała cienki sweter na ramiona, chroniąc się przed zimnym, północnym wiatrem. Westchnęła głośniej, stawiając kolejne kroki, a nogi niosły ją tuż nad brzeg szkolnego jeziora, będącego domem olbrzymiej kałamarnicy. Szum wody zawsze ją uspokajał, a nawet rzec można, że inspirował — wieczór planowała spędzić na komponowaniu lub aranżacji utworu na pianino. Lazurowe ślepia omiotły z zaciekawieniem otoczenie, zatrzymując się na dłuższą chwilę na kołyszącej się, lśniącej niczym ogień tafli wody. Jej uwagę skupił jednak odgłos uderzenia, jakże charakterystyczny trzask drewnianej pałki, która z dużą siłą uderzyła w inny przedmiot. Zatrzymała się, rozglądając uważnie dookoła i marszcząc nos oraz brwi, szukając źródła dźwięku. Krukonka zacisnęła mocniej dłonie na przylegającej do piersi książce prawiącej o hipogryfach, gdy natrafiła na samotną postać, tkwiącą w wodzie i z zapałem oddaną treningowi. Stała tak dłuższą chwilę, obserwując, jak zaczarowany tłuczek znika i wraca, odesłany znów silnym, pewnym uderzeniem. Uśmiechnęła się pod nosem, zwyczajnie ceniąc sobie ludzi zaangażowanych w swoje hobby i pasje. Ruszyła do przodu, mimowolnie kierując się w stronę chłopaka, cały czas z zaciekawieniem przypatrując się jego ruchom. Quidditch sam w sobie nie był taki zły, dawał satysfakcję i pozwalał rozładować zebrane emocje, jednak sam fakt latania na miotle.. Cóż, to była już całkiem inna sprawa. Zatrzymała się nieopodal, unosząc jedną z dłoni i zgarniając kosmyk kruczoczarnych włosów za ucho, zawiesiła na nim wzrok, przekręcając głowę nieco w lewą stronę. Nie była może mistrzem konwersacji, jednak naturalna szczerość i bezpośredniość sprawiały, że często rzucała komentarze nawet do całkiem obcych ludzi. Nie wiedzieć czemu, biła od niego dziwna aura, która w jakiś sposób uruchomiła olbrzymie pokłady życzliwości i czystej przyzwoitości, które miała w sobie Panna Greengrass. Zsunęła jedną z dłoni z tomiska, wsuwając ją do kieszeni czarnych, dopasowanych jeansów, które na sobie miała. Byli już po zajęciach, więc zostawiła mundurek na wieszaku. Wyjęła z niego czekoladową kulkę nadziewaną truskawkowym musem i podeszła do brzegu, wrzucając mu ją do buta. A nawet wrzucając dwie. — Jak się zmęczysz, to masz tu trochę cukru na odzyskanie energii. Tylko lepiej je ssać, niż gryźć. — rzuciła w jego stronę, podnosząc nań wzrok i wstając, umieszczając książkę pod pachą. W żaden sposób nie brzmiała złośliwie, ani też dumnie. Była ostatnią osobą, która uważała siebie za lepsza od innych i nie chciałaby, aby bezinteresowne wskazówki, które dawała, były opacznie odebrane. Westchnęła cicho, raz jeszcze przyglądając się, jak odbija próbujący go zabić, wściekły tłuczek. — Jak na odbijanie pod wiatr, naprawdę dobrze Ci idzie. Dodała jeszcze, wzruszając delikatnie ramionami i robiąc pół kroku w tył, nie chcąc mu przeszkadzać. Odeszła kawałek, dostrzegając jednak kocura. Delikatny uśmiech wpłynął na bladą twarz dziewczyny, która znów kucnęła i zawołała kota, chcąc zapewnić mu nieco pieszczot. Nie sądziła jednak, że jest na tyle interesująca, aby odwrócić jego uwagę od polowania. Uwielbiała zwierzęta, były jej ogromną słabością. Niewiele myśląc, podłożyła sobie książkę pod tyłek i usiadła, prostując nogi i przyglądając się zwierzęciu, poprawiając tkwiący na ramionach, błękitny sweter. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Brzeg | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |