IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Brzeg

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8
AutorWiadomość
Finn Gard
Finn Gard

Brzeg - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Brzeg   Brzeg - Page 8 EmptyCzw 25 Paź 2018, 20:15

Odkąd wiosna zawitała na dobre Finn coraz mniej czasu przesiadywał w murach zamku. Jeśli miał tylko ku temu okazję to zatrzymywał się na dziedzińcu, na błoniach, na moście, balkonach, wieżach i tam egzystował. Nie przypominał osoby lubiącej siedzieć na słońcu, wszak wyróżniał się bladością skóry, która nie miała skłonności do opalenia się nawet w minimalnym stopniu. A jednak łaknął słońca, więc dzisiejsze wyjście było zrozumiałe samo przez się. Do biblioteki nie poszedł od bodajże tygodnia, odstręczała go ponura mina pani Pince, ubogość barw otoczenia i martwa cisza, która kaleczyła jego muzyczny szósty zmysł.
Jezioro kusiło. Swym szumem wołało i wabiło stęsknione pływaniem ciała, a dzisiejsza temperatura tylko wspomagała w poddaniu się pokusie. Nie było gorąco lecz ciepło, a ci dwoje byli mocno poobijani po wczorajszej intensywnej lekcji profesora Flitwicka. Dzisiejsze poranne wstawanie było mordęgą, bólem i jękiem jednocześnie i tylko i wyłącznie dzięki interwencji Vinciego Finn był w stanie podnieść się i jako tako funkcjonować. Chłodna woda tylko ukoi dyskomfort, a skoro i Cassandrze doskwierał, to czyż odpowiedź nie była jasna jak dzisiejsze kwietniowe słońce?
- To nie szaleństwo, Cassie. - popatrzył na swe palce zdobione plastrem, a skrywające pokaleczony naskórek, który był w trakcie powolnego rogowacenia i utwardzania się od częstych kontuzji i naruszeń. Potarł kciukiem palec wskazujący. - Dobrze cię rozumiem. - uniósł otwartą dłoń ku górze i pokazał jej co dokładnie ma na myśli. Choć palce go czasem pobolewały to niosły za sobą wspomnienie miłego spędzenia czasu - czasu, podczas którego bez opamiętania tworzył muzykę. - Czyli stanęliśmy na tym, że siniaki są naznaczone wczorajszą zabawą. Podoba mi się to podejście. - podsumował grzecznie cały dialog okraszając wypowiedź uniesieniem kącika ust. Popatrzył nad ramieniem Cassie na szumiące jezioro. Ono go wołało tak samo jak co popołudnie gitara. Znał siebie, mógłby się temu oprzeć lecz czemu miałby to robić? Non stop zabiera sobie możliwości bawienia się tak jak przystało na nastolatka. Może i zbliżały się jego dziewiętnaste urodziny lecz czyż ten fakt zabierał mu możliwość rozluźnienia się i nabycia miłego wspomnienia? Czy Finn miał dzisiaj prawo do odrobiny szaleństwa?
- Czy ty właśnie nazwałaś mnie najwspanialszym? Chyba muszę częściej cię łapać w locie. - zawtórował jej śmiechem i odkrył, że jej słowa sprawiły mu niezwykłą przyjemność. Nie spodziewał się większej ilości komplementów, wolał sam je ofiarowywać, a tu proszę, z Cassandry biła szczerość i prawdziwe rozbawienie. Małe słowa o dużej mocy.
Zaplótł palce na karku i posłuchał jej westchnięcia; popatrzył na jej profil z uwagą. Cassie miała moc orzeźwiania swego towarzystwa. Nie miał tu na myśli regularnego nawadniania, jednak coś w jej zachowaniu i mimice sprawiało, że na skupiał się w pełni na tu i teraz, nie uciekał myślami w niepowołane miejsca. Jej otwartość ocieplała go od środka i była sprawcą pojawienia się gęsiej skórki.
- Słowo Puchona, zabiorę tę tajemnicę do grobu i nie zdradzę cię, choćby grożono mi dożywotnim osiemdziesięcioprocentowym rabatem na słodycze. - pomyślał sobie o członkach kapeli. Cóż, każdy z nich był z zupełnie innej części świata i to nie była tylko przenośnia. Charaktery różniły się skrajnie i Finna sporo kosztowało pogodzenie wszystkich punktów widzenia. Wyobraził sobie Cassandrę naprzeciw małomównego i wycofanego Feliksa. Cóż... to nie był zły pomysł. Może umiałaby go rozruszać, skoro tak ciężko doń dotrzeć?
Przypomniał sobie, że nie powiedział jeszcze Cassandrze o swojej awersji do zwierząt - nieistotne jakich, nie polubiły nawet tych z mugolskiego Zoo. Coś go powstrzymywało przed wyznaniem prawdy, więc siłą rzeczy musiał zapanować nad grymasem, by nie okazać zniechęcenia.
- Zadowolę się rysunkiem, naprawdę. - miał już wakacyjne zaproszenie do Vinciego, do rodziny mugolskiej i pozbawionej wszelakiej magii. Tam zapewne pozna świat z drugiej strony i z pewnością nie będzie to wizyta w Zoo. Może uda się Cassandrę odwieść od tego pomysłu. Nie umiał wyjaśnić sobie samemu czemu nie zdobył się jeszcze na szczerość.
Popatrzył skrupulatnie na wyraz jej twarzy, chciał ujrzeć nawet najmniejszą zmianę, gdy zadał pytanie, które odebrać można było na wiele różnych rodzajów. Uśmiechała się, choć zaczęła mówić ciszej, ale i nie zaczęła szukać nie wiadomo jakich podstępów. Nie był Ślizgonem, to racja. Przecież jej nie okłamie, kierował się prawdą i swoim planem.
- Nie trzeba lękać się moich próśb. Nie niosą za sobą konsekwencji, zapewniam. - uśmiechnął się nieco formalnie, choć zaraz się rozpogodził. Trzymał w dłoniach jej okulary, a więc z zaciekawieniem przyjrzał się jej twarzy. Zmieniła się, jej oczy wydawały się większe, kolor bardziej wyrazisty. - Ładnie ci bez nich. - przyznał szczerze wodząc wzrokiem po jej licach. Zacisnął palec na zauszniku okularów. Dbając o to by nie musnąć palcem szkiełek, przesunął okular przed siebie. Wyciągnął różdżkę i posłał dziewczynie uspokajające spojrzenie. Stuknął w nie jeden raz w efekcie czego zawisł w powietrzu i delikatnie unosił się, z dala od wody i jakichkolwiek innych fizycznych bodźców. Bezpiecznie, łagodnie i praktycznie.
- Daj mi chwilkę. Zaskoczę cię. - zdjął trampki. - To dobry pomysł chodzić boso, swoją drogą. Mam nadzieję tylko, że Hagrid nie wyprowadzał tu Kła bo cała atmosfera pójdzie w łeb. - mówił i jednocześnie pozbywał się obuwia i skarpetek aż w końcu stanął gołymi stopami na chłodnej i łaskoczącej trawie.
- Słuchaj, chciałbym ci coś powiedzieć. Myślałem o tym długo. - podszedł ku niej jeden krok, staranny lecz nie nachalny. Nie wkraczał w jej strefę komfortu i póki co nie naruszał prywatności. Popatrzył jej prosto w oczy i uśmiechnął się tak rozbrajająco jak tylko umiał.
- Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie w salonie wspólnym? Oblałaś mnie herbatą i w efekcie w żartach rozmawialiśmy o twoich skłonnościach do nawadniania otoczenia. Wczoraj też padł ten temat, więc wiesz... Mam nadzieję, że to zrozumiesz i mi to wybaczysz, ale czuję potrzebę intensywnego odwdzięczenia ci się za twoją troskę. - i nim zdołała odpowiedzieć na te słowa pokonał dzielącą ich odległość. Pochwycił ją dłońmi w pasie i uniósł nieznacznie, odkrywając przy tym, że nie miał najmniejszego problemu z udźwignięciem jej ciężaru. Nim z jej gardła miał ulecieć okrzyk zrobił parę kroków do przodu i wparował z nią do wody. Najpierw jezioro zmoczyło ciepłe stopy, po chwili nogawki i spodnie nasiąkły i zrobiły się ciężkie. Chłód wody zaskoczył go lecz nie mógł się na tym skoncentrować, bowiem trzymał Cassie w pasie, by jej przypadkiem nigdzie po drodze nie zgubić. Jej włosy przesłaniały mu widok, więc kawałek musiał wejść z nią na ślepo. Nie wszedł jakoś głęboko, woda sięgała mu do pępka i wtedy się zatrzymał. Koszula przylepiła mu się do ciała wywołując mieszane wrażenie. Wolałby kąpać się bez ubrań, jednak zważywszy na okoliczności...
- Powiedz mi kiedy mogę nas zanurzyć. W sumie sama możesz to zrobić. - uśmiechnął się do niej, kiedy w końcu odsunęła z jego twarzy burzę swoich włosów. Jego ciałem wstrząsnął dreszcz, niewielkie fale, które wytworzyli rozbijały się o nich. Nagle zdał sobie sprawę jak bardzo naruszył swoją własną granicę. Nie zastanawiał się nad tym planując realizację swego planu. Wstrzymał oddech odkrywszy kontrast temperatury wody i ciała dziewczyny, które wciąż podtrzymywał i które wciąż było blisko jego torsu. Nie wpadł na to, że zazna wstrząsu i to spowodowanego nie zimną wodą, a nagłą bliskością drugiej osoby. Skoncentrował się na swoich ramionach i poluźnił chwyt. Cofnął dłonie, oparł się plecami o taflę wody zanurzając się aż do obojczyka. Woda była cudowna!
- Długo mam czekać na to nawadnianie? - zawołał ale nie oddalał się, bo chciał ją sprowokować do kontrataku. Na ustach non stop wisiał uśmiech, a serce biło szaleńczo, bowiem Finn zrobił coś, co poważnie naruszało jego żelazne zasady życia.
Cassandra Montrose
Cassandra Montrose

Brzeg - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Brzeg   Brzeg - Page 8 EmptyNie 28 Paź 2018, 18:03

Każda pora roku miała w sobie coś pięknego. Każda kryła tajemnice, czekając na ujrzenie światła dziennego. Każda miała do zaoferowania coś dobrego, odmiennego, wyróżniającego ją. Coś, dzięki czemu była taka niepowtarzalna i z tego powodu nadano jej inne imię. Coś, co świadczyło o niej samej i oddawało tym, czym była.
Cassandra potrafiła to dostrzec. Miała wrażenie, iż było to domeną każdej osoby znającej się na sztuce. Dusze takich osób były znacznie bardziej wrażliwe na otaczający świat i nie miało większego znaczenia, czy dziedziną była muzyka, malowanie, rzeźbienie czy chociażby taniec, z którym osobiście Montrose nigdy nie umiała się dogadać, nijak nie potrafiąc załapać kroków. Dość zabawne, zważywszy na fakt, że słuch miała całkiem dobry, skoro grała na pianinie, a do tego podczas Quidditcha nieraz wykazała się posiadaniem odpowiedniej zwinności, gibkości i nawet gracji, kiedy unikała tłuczków. A jednak taniec nie był czymś do czego biegłaby z entuzjazmem. Nigdy nie uważała, że powinna znać się na wszystkim. Podobno ktoś, kto wiedział wszystko, tak naprawdę nie wiedział niczego. Dla niej dużo ważniejsze było pielęgnowanie tego, co umiała, do czego posiadała talent. Wiosna jej w tym pomagała. Napawała ją energią do dalszego działania, kiedy wątpiła w posiadanie motywacji. Wystarczyło wyjrzeć za okno, kiedy słońce leniwie otaczało promieniami widoczną okolicę, nadając jej zupełnie inny wymiar. Wymiar, w którym Cassie mogłaby żyć, ciesząc się z każdej sekundy. Jak teraz. Natura działała na nią dobrze, towarzystwo chłopaka obok również. Ani na chwilę nie pomyślała, że mogłaby popełnić błąd. Wręcz przeciwnie. Wyjście było najlepszym z możliwych planów, jakie dzisiejszego dnia mogłaby zrealizować, a który z pewnością jeszcze nie raz powtórzy - czy to z Finnem, czy samotnie, z zamiarem narysowania kolejnego dzieła niewidocznego dla ludzi postronnych.
-Jesteś pierwszą osobą, która tak to widzi. Nie jako szaleństwo, a jako coś normalnego - przechyliła lekko głowę, by na niego spojrzeć, z lekkim uśmiechem błąkającym się na ustach. Zrozumiał i to było pokrzepiające. Było w tym coś unikatowego, wszak nie każdego dnia człowiek miał okazję spotkać osobę, która nie sądziła, że jej logika i postrzeganie świata było spaczone czy należało do wariactwa. To była odmiana, dla której warto było znosić spojrzenia z politowaniem, którym Krukonka nijak się nie przejmowała. Należała do tych osób, które nie szły za tłumem, nie przejmowały każdego myślenia, którym wykazywała się grupa. Była sobą i to w sobie lubiła. A Puchonowi najwidoczniej to nie przeszkadzało, skoro póki co nadal szedł obok niej, nie mając zamiaru uciec do zamku w popłochu.
Gdy uniósł dłoń, by pokazać jej dłoń, której palce były oplecione plastrami, pod wpływem impulsu, którego nie dało się wyjaśnić, bo wiele rzeczy w zachowaniu Montrose była spontaniczna i działa się pod wpływem chwili, nad którą ona sama nie panowała, spojrzała na ów dłoń i delikatnie przejechała własną po plastrach, zahaczając własną skórą o jego. Szorstkość opatrunków jawnie gryzła się z miękkością skóry chłopaka, co stanowiło dość mocny kontrast.
-To dobrze. Bo znacznie łatwiej jest wstać z łóżka z właśnie takim podejściem, niż leżeć i zastanawiać się, co takiego zrobiło się w życiu, że spotkała nas kara - uśmiechnęła się, przelotnie spoglądając mu w oczy, ostatecznie cofając rękę, na której błąkało się jeszcze widmo dotyku, którym to ona go uraczyła, bo ostatecznie z ich dwójki była osóbką znacznie bardziej otwartą i nie mającą problemu z takim kontaktem. Jeśli sama coś inicjowała, wszystko było w porządku. W odwrotnej sytuacji mogło być różnie.
-Och, tylko mi się wymsknęło, więc się nie przyzwyczajać, dobrze? Nie chcemy, żeby twoje ego urosło, bo jeszcze by cię zmieniło w jednego z podłych Ślizgonów - zaśmiała się, ale tak, właśnie tak go nazwała, bo mimo wszystko jako łapacz sprawdzał się idealnie. Znacznie lepiej, niż inni, na których Cassie miała okazję wpaść (tak, było takich osób wiele, w tym Filch, ale o tym to Montrose wolała zapomnieć). - Osiemdziesięcioprocentowa zniżka mówisz. Jeśli ktoś ci taka zaoferuje możesz szepnąć co nieco, ale tylko pod warunkiem, że oddasz ją mi - zaśmiała się. Czegóż to nie robiło się dla słodyczy? A jeszcze tańszych? Przecież gdyby Montrose ów rabat posiadała, cukier zjadłby ją od środka, a ona zrezygnowałaby z normalnego jedzenia.
-Och, dobrze. To następnym razem ci go przyniosę - stwierdziła, trochę… przygaszona? Cóż, odebrała słowa chłopaka tak, jakby wcale nie chciał z nią iść do zoo, co było w jakiś sposób rozczarowujące, ale ostatecznie nie powinna się dziwić, prawda? Po pierwsze nie znali się jakoś bardzo, a nie każdy chciał planować z kimś niemal obcym jakiekolwiek wyjście, a poza tym nie mogła oczekiwać od każdego czarodzieja, że wykaże się fascynacją świata mugoli, który ją osobiście fascynował wyjątkowo.
-Wszystko niesie za sobą konsekwencje, Finn - rzuciła, spoglądając na niego. Gdyby nie to, że jego wyraz twarzy był zwyczajnie miły i przyjazny, być może zaczęłaby się doszukiwać podstępu, ale tak? Tak nie miała powodu. Wszak daleko mu było do takiego chociażby Barty’ego, którego mogłaby utopić w jeziorze za wszystko. - Tak myślisz? To miłe, dziękuję - uśmiechnęła się, bo jej ego zostało mile połechtane. Wszak każdy człowiek lubił komplementy i kłamał ten, który twierdził, że żadne nie robiły na nim wrażenia.
Przyglądała się jego poczynaniom i na chwilę nawet wstrzymała oddech, kiedy stuknął w nie różdżką. Na całe szczęście nie w głowie było mu niszczenie ich, czy posyłanie gdzieś daleko. Nie chciała się z nimi bawić w poszukiwania skarbów, które za dzieciaka tak lubiła.
-W co ty pogrywasz, Finn? Jestem wyrozumiała, ale sam przyznasz, że aktualnie zachowujesz się dziwnie - stwierdziła, lekko głową kręcąc. Wszystko było jednak pozytywne i nie było powodu, aby nagle miała stwierdzić, że ma do czynienia z wariatem. Sama święta pod tym względem nie była i nawet jej się spodobało, że chłopak się tak jakby trochę rozluźnił. Dodawało mu to uroku i sprawiało, że stał się bliższy. Ciężkie do wyjaśnienia, ale to była Montrose. - Sam fakt, że o tym wspomniałeś sprawił, że ją podburzyłeś - westchnęła teatralnie, bo wolała nie myśleć o odchodach wielkiego psa. A tak? Tak owa myśl wkradła się w jej umysł i nie tak łatwo było się jej pozbyć. Podobnie, jak uśmiechu, na widok poczynań Puchona, w których było coś podejrzanego, co Montrose powinna dostrzec już dawno.
Przechyliła lekko głowę z zainteresowaniem, kiedy rozpoczął monolog. Zaczynało się jak w książkach romantycznych, ale nie, ona nie była z tych, które mogłyby to skojarzyć. Ona była jedynie ciekawa, co chce jej powiedzieć i doszukiwała się w tym jakiejś fascynującej tajemnicy. Dlatego nie spuszczała z niego wzroku, kiedy zbliżył się o krok.
-Owszem, pamiętam. Jak mogłabym… - i było to ostatnie, co zdążyła powiedzieć, bowiem w następnej chwili została zgarnięta z brzegu i niczym szmaciana lalka (powiedzmy sobie szczerze, do ciężkich to ona z pewnością nie należała) wniesiona do wody. Tak normalnie, bez powodu (no dobrze, ten akuta by się znalazł). Poczuła ogarniającą ją wodę. Nie nachalnie, delikatnie, bo i nie wrzucił jej chamsko, a po prostu stopniowo przesuwał ich dalej, póki woda nie sięgała jej niemal do klatki piersiowej. Wtedy to miała okazję na niego spojrzeć, a szok jego czynem na powrót oddał jej zdolność mówienia.
-Finnie Gard, czy ty się dobrze czujesz? - rzuciła, wpatrując się w niego z tej niewielkiej dzielącej ich odległości, lekko się trzęsąc, bo woda nie była tak ciepła, jak można było zakładać. Wiosna wszak dopiero witała. Nie brzmiała jednak jak ktoś, kto był zły. Raczej zaskoczony, a trzeba było powiedzieć, że panienkę Montrose ciężko było wprowadzić w podobny stan. Punkt dla Finna za kreatywność. Nic dziwnego, że chwilę jej zajęło doprowadzeniem się do porządku. Zdała sobie sprawę, że bliskość ciała chłopaka jest wyjątkowo przyjemna i dawała ciepło, którego w pewien sposób potrzebowała. Niczym ciepła poduszka, do której człowiek chciał się przytulić. Tego jednak nie zrobiła, a mogła. Zamiast tego pozwoliła mu się odsunąć. Chciał nawodnienia? To dzisiaj dostanie je w całą stanowczością!
- To było dość nieobliczalne z twojej strony, wiesz? - skomentowała, niemal spokojnie, lustrując jego sylwetkę, w większości skrytą aktualnie pod wodą. Idealnie. W trzech krokach znalazła się na nowo przy nim, opierając się dłońmi o jego ramiona. Spodziewała się oporu, dlatego to nie one były celem. Zakładając, że musiał zgiąć kolana, by się zanurzyć, zwyczajnie podcięła mu nogi, lekko samej podskakując i ostatecznie na owe ramiona większą siłą napierając, by mieć pewność, że cały znalazł się pod wodą. Ot, kara za nieprzewidywalność!
Finn Gard
Finn Gard

Brzeg - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Brzeg   Brzeg - Page 8 EmptyPon 29 Paź 2018, 22:42

Kto włada muzyką i nutami nie musi obowiązkowo znać kroków tańca wiedeńskiego ani tango. Są na świecie osoby obdarzone niezwykłymi zdolnościami artystycznymi lecz tylko i wyłącznie od nich zależy czy oddadzą się jednej dziedzinie czy będą dążyć do wszechstronności. Finn skupiał się na gitarze i głosie. Z czasem opanował pismo nutowe, liznął wiele elementów muzyki pochodzącej z różnych kultur, zaprzyjaźnił się z opasłymi słownikami, które służyły mu do przekładania zagranicznych utworów na język angielski. Robił to, co kochał. Opuszki jego palców powoli nabierały twardej faktury - jako fizyczny dowód zaangażowania.  Ranił je systematycznie, regularnie, przynajmniej raz na tydzień i nie żałował, bowiem to była droga ku mistrzostwu, a tam właśnie dążył. Chciał być najlepszy. Nie zadowalał się byle "utalentowanym chłopcem, który dobrze gra na gitarze". Interesowało go więcej, chciał być nieporównywalnie perfekcyjny. Zaczynał od małych rzeczy, a skończy na wielkich.
Dzisiaj też robił mały krok. Rozmawiał z Cassandrą i zastanawiał się jak rozwinie się ich relacja. Miał u boku bardzo pozytywną osobę, która pochłaniała całą uwagę nie pozostawiając miejsca na zmartwienia czy niepotrzebne gdybanie.
- Cassie. - wyraźnie zaakcentował jej imię, aby zwróciła nań szczególną uwagę. - Szaleństwo artysty jest dlań normalnością. Mój dobry kolega, taki jeden Vinci, powiedział mi ostatnio, że bez szaleńców byłoby nudno. Zgadzam się z tym. - posłał jej uśmiech, spojrzał głębiej w oczy, przenikliwiej. Chciał, by to zaakceptowała, bowiem istniała szansa, że rozmawia z osobą, która była w stanie poświęcić się swojej pasji w równym stopniu co on swojej własnej. Przymrużył powieki, gdy zabawnie przekrzywiła głowę. Uznał to za nieświadomy i uroczy gest. Uwieczniał sobie ten widok w umyśle. Cassie... rozmawiała z nim z żywym zainteresowaniem. Doceniał to, bowiem niewiele dziewcząt było w stanie nadążyć za jego tokiem rozumowania. Tutaj został mile zaskoczony. Weszli na temat muzyki i nie wycofała się rakiem tylko śmiało z uniesioną głową wchodziła z nim dalej w bliską jego sercu dziedzinę życia.
Źrenice jego oczu rozszerzyły się, gdy przy jego ciepłej dłoni pojawiła się druga, mniejsza, szczuplejsza, równie ciepła. Choć dotknęła jedynie plastrów skóra pod nimi zaczęła go delikatnie mrowić. Ten gest był tak delikatny i wrażliwy, że nie przerwał go w pierwszym odruchu.
- Niektórzy wiedzą za co otrzymali karę. Poza tym one nią nie są. To droga do sukcesu. - nieznacznie, naprawdę ledwie zauważalnie przysunął otwartą, uniesioną dłoń do jej ręki. Nie dotknęli się a mimo wszystko czuł ten gest aż pod skórą. Gdy odsunęli je od siebie, potarł palcami o wnętrze swojej dłoni. Zawiał wiatr. Przelotny, całkiem przyjemny, pozostawiający po sobie gęsią skórkę, choć mógłby przysiąc, że miał ją jeszcze zanim zawiało. Popatrzył z uwagą na Cassie. Nie wyraził swojego zdania na temat Ślizgonów, nie dopowiedział nic więcej na temat mugolskiego zoo. Chciał rozmawiać z Cassie o czymś przyjemnym, co obojgu przyniesie śmiechu. Finn zapragnął dołożyć do swojej kolekcji miłe wspomnienie i miał ku temu okazję. Dostrzegł jej nagłe przygaszenie lecz nie mógł nic więcej wyjaśnić bez ujawniania prawdy. Ledwie tolerował obecność szczurzego pupila w dormitorium, a ujrzenie słonia czy kaczki mogło równać się z koniecznością reanimowania go zaraz po tym jak omdleje z wysokiego poziomu niechęci. To nie lęk, to antypatia. Przezorność, ostrożność, czujność. Nie umiałby wyjaśnić wprost tego Krukonce, to było zbyt zawiłe i niebezpieczne, a więc postanowił, że wynagrodzi to jej w inny sposób. Niechaj tylko przeminie godzina aurorska, a zabierze ją do Hogsmeade. Gdziekolwiek, gdzie będą mogli rozmawiać, rozmawiać i rozmawiać bez końca. Przy niej język mu się rozplątywał co było swojego rodzaju sukcesem. Zarażała go, a więc chciałby się czymś odwdzięczyć.
- Małe dziwactwa nie są złe, moja droga krukońska przyjaciółko. - nadał swojemu głosowi weselszy ton, może ciut zarozumiały ale jeszcze niegroźnie. - Dawkowanie ich w pewnych odstępach czasu jedynie urozmaica dzień. - próbował się usprawiedliwić i powstrzymać jak tylko się da jej nagłe uświadomienie. Ostatnio dużo czasu spędzał w książkach, w zeszytach nad pracami domowymi. Z muzyką witał się jedynie wieczorem przed snem, a dnie spędzał na wkuwaniu. Dzisiejsza planowana kąpiel w jeziorze była wspaniałym pomysłem na odreagowanie ostatnich tygodni i orzeźwienie. Nie chciał się sam przed sobą przyznać, że bez obecności Cassie z pewnością wizyta w jeziorze nie byłaby tak atrakcyjna.
Zaskoczyła go brakiem protestu. Dała się wnieść do wody, nie zaczęła nań krzyczeć. Przyglądał się jej z odległości, bo czuł wszystkimi porami skóry, że w końcu Cassie zrozumie co właściwie zrobił. Spełnił swoją wczorajszą obietnicę mimo, że podziękowała za nią i zastrzegła, że nie da się tak łatwo wciągnąć do jeziora. A tu proszę, była w nim. W ubraniu. W ubraniu, które przykleiło się do jej ciała podkreślając wyraźnie jej kształty. Gdy tylko zdał sobie z tego sprawę odwrócił wzrok. Poczuł na karku mrowienie, musiał go rozmasować, odchrząknąć, popatrzeć sobie w taflę wody, by przywołać się do porządku. Tego nie przewidział. Zanurzył się w przyjemnie chłodnej wodzie aż po brodę i z takiej pozycji obserwował zbliżającą się Cassie.
- Jestem okazem zdrowia. Tak wiele razy mnie nawadniałaś, więc jakże miałbym źle się czuć. - poruszył rękoma posyłając w stronę Cassie raptem kilkanaście kropli wody, ot tak zaczepnie. - Sama przyznaj, że woda jest cudowna. Nie krzyczysz, więc ci się podoba. A ja myślałem, że będę musiał się słono przed tobą kajać. - zaśmiał się krótko i usilnie wpatrywał się w jej twarz byleby wzrok nie powędrował tam, gdzie nie powinien. Finn był przyzwoitym człowiekiem. Tak jakby. W pewnym sensie. Dopóki mu nie odbijało, a powoli włączał mu się tryb szaleńca, który niósł za sobą różne konsekwencje jak na przykład wchodzenie z koleżankami do wody w imię krótkotrwałego wariactwa.
- No nie mów, że się nie spodziewałaś. Obiecałem ci wczoraj, a lubię dotrzymywać słowa. - już się uśmiechał szerzej, gdy nagle znalazła się tuż tuż, bardzo blisko, wyżej od niego z racji, że był prawie zanurzony pod wodą. Zaczęła napierać na jego barki, co skwitował krótkim śmiechem.
- Cass, jestem znacznie wyższy, nie przewróci....uooo... - i go przewróciła podcinając mu nogi. Momentalnie poleciał pod taflę wody zapominając, że wypadałoby zaczerpnąć trochę powietrza do płuc. Zaskoczenie nie pozwoliło mu wystarczająco szybko zareagować, a więc dopięła swego i wylądował jakiś metr pod wodą. Poruszył gwałtownie ramionami, przepłynął metr na bok i wynurzył się z głośnym pluskiem. Lecz jeszcze zanim woda zdołała się uspokoić po tym wzburzeniu Finn zakręcił się wokół własnej osi nabierając po drodze małego rozmachu. W następnej sekundzie na Cassie poleciała spora ilość wody, pochlapał ją obficie, zmoczył jej włosy i każdy możliwy suchy skrawek skóry, który cudem się uchował. Przeczesał palcami włosy zgarniając je z czoła. Strumienie wody spływały po bokach skroniach, policzkach, szyi, wracały do jeziora. Potrząsnął głową.
- To oznacza wojnę! - i znów zgarnął długimi rękoma pędu, by bezlitośnie ją ochlapać. - Nie można mnie bezkarnie podtapiać. - dopłynął nagle do niej, przebijając się przez taflę wody z dziecinną łatwością. Przysunął się do niej i popatrzył w oczy okolone mokrymi i zakręconymi rzęsami.  To było ujmujące. Aż coś go tknęło. Pokryta kroplami wody była śliczna, robiła wrażenie. - Dołącz do mnie. - chwycił ją za łokieć, drugą ręką na wysokości pępka i popchnął ją stanowczo lecz nie brutalnie na wodę, by dzięki sile ciążenia poleciała pod wodę. Sam zanurzył się tuż za nią nie puszczając jej łokcia. Chciał, by popłynęli tam, gdzie nie będą czuć gruntu pod stopami.
Cassandra Montrose
Cassandra Montrose

Brzeg - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Brzeg   Brzeg - Page 8 EmptyPon 05 Lis 2018, 19:52

Rozmowa z Finnem była miłą odmianą. Niezależnie od tego, jak gadatliwą osóbką była Cassandra, nie mając przy tym najmniejszych oporów przed rozmową na niemal każdy temat, czasem pragnęła poruszyć te, które niestety dla wielu innych były błahe. Mało kto z jej znajomych, czy też przyjaciół rozwodził się nad muzyką, nad pięknem świata zmieniającym się podczas każdej pory roku. Nie dostrzegali tego, co dostrzegała ciemnoniebieskimi tęczówkami Montrose, zafascynowana za każdym razem tak samo. Brzmiało poetycko? Być może, ale jej artystyczna dusza taka właśnie była, zwłaszcza, kiedy dopadała ją wena, a nie dało się ukryć, że otoczenia, na które teraz miała okazję patrzeć, było tym, które potrafiło z niej wycisnąć jak najwięcej, jeśli chodziło o rysowanie, czy granie. Finn, który nie bał się z nią rozmawiać, również dawał jej dziwną siłę ku temu, aby zrobić coś kreatywnego. Jedyny problem polegał na tym, że nie miała przy sobie swojego szkicownika, nie mogąc nawet narysować portretu chłopaka, który uśmiechał się do niej szeroko, a uśmiech ten idealnie komponował z promieniami słońca odbijającymi się zarówno w wodzie, jak i jego jasnych włosach. Wspaniałe tło dla idealnego modela. Szkoda, że musiała poczekać ze spełnieniem swojej artystycznej zachcianki do momentu, aż znajdzie się w dormitorium i bez przeszkód będzie mogła udać się do swojego świata, w którym kreska przy kresce tworzyły dzieło. Dzisiejszym miał być właśnie Puchon.
Myśli o tym odsunęła gdzieś na drugi plan, kiedy usłyszała doskonale znane jej imię. Nie, nie miała na myśli swojego własnego, chociaż trzeba było przyznać, że jego skrót brzmiał w ustach Finna wyjątkowo dobrze. Może to wina tego, jak akcentował poszczególne litery? Niemniej jednak w tym momencie bardziej chodziło jej o imię innego Puchona, którego Montrose znała aż za dobrze. Co prawda nie powinna być zdziwiona, iż Finn również Viniacza zna, ale mimo wszystko na jej twarzy pojawiła się podobna emocja.
-Znasz Vinniego? - spytała, co zabrzmiało wyjątkowo głupio, ale niestety często Cassie najpierw mówiła, a później myślała, nawet w sprawach tak błahych.  - Och, oczywiście, że go znasz. Jesteście w jednym domu. Nie podejrzewałam tylko, że się przyjaźnicie, chociaż to również nie dziwne, bo obaj jesteście wyjątkowo sympatyczni - stwierdziła, uśmiechając się przy tym. Świat był mały, a w tej chwili Krukonka czuła się wygrana. Dwie osoby, które lubiła miały ze sobą kontakt, co znaczyło, że nie istniały żadne przeciwwskazania, by spotkać się w trójkę. Idealnie! Aż chciało się klasnąć w dłonie, przed czym się powstrzymała, bo pewnie by ją Puchon wziął za wariatkę do kwadratu. - I wiesz Finn. Ja wcale nie uważam, że w szaleństwie jest coś złego. Lubię je we mnie. Lubię te chwile porywczości i zatracenia. Umiejętność oderwania się od tego świata i szybowania gdzieś dalej. Jedno, co wiem z pewnością, to fakt, że nie chciałabym, aby moje życie było bez moich pasji. Nie chciałabym jedynie egzystować, nie mając czegoś, dla czego warto byłoby się poświęcić niezależnie od wszystkiego - stwierdziła, trochę poważniej, niż chwilę wcześniej. Jakby nie patrzeć, temat również taki był, bo pod pewnymi względami Cass trochę się uzewnętrzniała, ale o dziwo nie miała większych oporów, aby zrobić to przy tymże chłopaku. Czuła, że ją rozumiał. Czuła, że akceptował. Czemu więc miałby mu nie zaufać i przemilczeć kwestię szaleństwa i powiązanych z nim rzeczy?
Jej uśmiech przez chwilę stał się trochę inny, kiedy jej palce dotknęły dłoni chłopaka. Ot, delikatne muśnięcie, a jednak wystarczyło, aby coś się zmieniło. A może tylko ona odniosła takie wrażenie? Może to nie uśmiech, a jej wzrok na ułamek sekundy, który spoczął na palcach chłopaka. Czuła jego ciepło, kiedy ją przysunął. Promieniowało i ogrzewało jej skórę nawet, jeśli się nie dotykali. Och, jak mizernie jej własna wyglądała przy jego. Z jaką łatwością mógłby ją zgnieść, gdyby tylko chciał.
Przesunęła w dół palcami, zjeżdżając nimi po otwartej dłoni, ostatecznie cofając rękę. Czemu? Było to jedno z tych pytań, na które nie dało się udzielić odpowiedzi. Ot, chwilowy kaprys, któremu nie mogła się oprzeć.
-Sukces nakrapiany bólem. Oby w przyszłości faktycznie mi się to opłaciło - zażartowała, ale zgadzała się z nim. Człowiek, który wycierpiał wiele w imię tego, czego chciał się nauczyć, z pewnością wiedzę przyswoi, a wiadomo, że Montrose uwielbiała opanowywać wszelkiego rodzaju zaklęcia, nieważne, jak ciężko musiałaby trenować.
- Och, czyli awansowałam do twojej przyjaciółki. Kto by pomyślał, że jedna wylana herbata przyniesie mi takie korzyści - zaśmiała się, patrząc na niego. Ach, powinna być znacznie bardziej czujna. Dała się zbałamucić rozmową, wciągnąć w gadkę, która skończyła się dla niej wylądowaniem w chłodnej wodzie, która z początku kuła niczym tysiące drobnych lodowych igiełek. Nie miała jednak czasu się nad tym rozwodzić, opanowana szokiem. Cóż, nie spodziewałaby się takiego nagłego zachowania po Puchonie, ale najwidoczniej wielu rzeczy jeszcze o nim nie wiedziała.
-Będę musiała pamiętać, że dotrzymujesz obietnicy. Ale ja swojej też dotrzymam, a ty zapamiętaj moje słowa. Odegram się, Finnie Gard! - zawyrokowała i słowa te brzmiały poważnie. No, przynajmniej tak jej się wydawało, bo mimo wszystko w chwili, kiedy starała się komuś grozić, zawsze marszczyła nos w sposób, który do złudzenia przypominał grymas na mordce szczeniaczka. Tak, podobnych słów kiedyś użył pewien jej mugolski przyjaciel, kiedy chciała coś na nim groźbą wymóc. - Proszę, czyżby dopadło cię sumienie, że niewinną, zaznaczam niewinną koleżankę do jeziora wrzucasz? - spytała, błędnie odczytując jego zakłopotanie, gdy odwrócił wzrok. Nie przyszło jej jednak do głowy, że w klejącym się do ciała mundurku, w koszuli przesiąkniętej wodą, jej ciało wyglądało trochę inaczej. A powinno, wszak ubrania należące do Finna opinały jego tors w sposób, który sprawiał, że chciało się patrzeć i nie odrywać wzroku.
-Och, uwierz mi Finn, są znacznie lepsze sposoby, niż krzyczenie. Dajmy na to, zemstę. Najlepiej zimną i przemyślaną - uśmiechnęła się cwanie, co znaczyło, iż nijak nie miała zamiaru się poddać. Tak, to z pewnością była wojna, o której wspomniał znacznie później, kiedy już niemal go utopiła. Niemal, bo mimo wszystko byłoby szkoda. Ważne jednak, że cel został osiągnięty, a pewny siebie Puchon nijak się nie spodziewał takiego obrotu sprawy, co widziała po jego minie. Uśmiechnęła się triumfalnie.
- Widzisz, siła i wielkość to nie wszystko. Czasem znaczącą rolę odgrywa spryt - klasnęła w dłonie, by zaraz musieć się chronić przed jego atakiem w postaci fali, które posyłał w jej stronę. Czuła, jak włosy kleją jej się do twarzy, jak krople osiadają na rzęsach. Zakaszlała, odgarniając z oczy rude loki.
-Pamiętaj, że sam się o nią prosiłeś, Finn - skomentowała i sama zaczęła w jego stronę posyłać spore ilości wody. Och, teraz by jej się przydały większe ręce, mogłaby go bardziej chlapać. - I pamiętaj, że nie dam ci żadnych forów - powiedziała wyzywająco, spoglądając na niego, gdy się zbliżył. Ponownie poczuła bijące od niego ciepło, które sprawiło, że po jej kręgosłupie przeleciał promieniujący dreszcz. Przyjemny, tyle wiedziała.
W następnej chwili znalazła się pod wodą, w ostatniej chwili zaczerpując powietrza. Patrzyła trochę zaskoczona na twarz chłopaka, która pojawiła się przed jej oczami, gdy już ośmieliła się je otworzyć pod chłodną taflą. Widok jego włosów poruszanych lekkimi falami, uśmiech. Niby kilka sekund, a zarejestrowała tak wiele, iż mogłaby namalować setkę jego portretów, a żaden z nich by się nie powtarzał.
Niemniej jednak wynurzyła się na chwilę, oddychając głęboko.
-Jesteś nieobliczalny! Jeszcze trochę, a pomyślę, że chcesz mnie zamordować. Właśnie taka będzie twoja zemsta za lekcję zaklęć? - powiedziała, odpływając od niego kawałek, nie zdając sobie sprawy, że straciła grunt pod nogami. W chwili, w której miała sobie to uświadomić, w jej oczach zamiast wesołych iskierek, pojawi się panika, bo to, czego się obawiała, to właśnie brak stabilnego dna i świadomość, że może wpaść w ciemną otchłań, z której się nie wydostanie. Póki co jednak beztrosko chlapała Puchona, oddalając się coraz bardziej od brzegu.
Finn Gard
Finn Gard

Brzeg - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Brzeg   Brzeg - Page 8 EmptyPon 12 Lis 2018, 16:31

Swój swego wyczuje. Ktokolwiek parał się sztuką muzyki czy ogólnie pokrewnym artyzmem wprawne oko mogło to dostrzec i wyciągnąć odpowiednie wnioski. U gitarzysty dostrzec można stwardniały naskórek na koniuszkach palców, od malarki dobiegał zapach farb, u tancerza można zauważyć dobrej jakości obuwie i podrygiwanie przy najcichszej pieśni, a u Cassandry - nie przyglądał się teraz pod takim kątem, ale zapewne w innych okolicznościach być może wpadłby mu w oko tusz rozmazany na boku jej dłoni czy brudne palce od miękkiego gryfla. Dysputowanie na ten temat mogłoby zająć im wieki. Tak to bywa jak spotka swój swego.
Uśmiechnął się zaiste odruchowo. Nie zdziwił się, że i Cassandra zna Vinciego. Przyjął to do świadomości z łatwością, nie widział w tym nic zaskakującego.
- Fakt. Ten sam dom, ten sam pokój wspólny i ta sama pasja. Dziękuję za miłe słowo, przekażę mu. - pokiwał głową z uznaniem. Zamrugał, by przegonić sprzed oczu wyszczerzone oblicze Marlowa, który jak na zawołanie wparował do finnowych myśli. Miał z nim porozmawiać na temat planowanej piosenki, której tekst tworzył od tygodnia. Musi zapytać go o zdanie a najlepiej wciągnąć do pomocy... podrapał się po skroni, by nie uciec myślami hen do muzyki i puchońskiego dormitorium, gdzie czekała na niego kochana gitara.
- Mądre słowa, Cassandro. Cieszę się, że słyszę je z twoich ust. - popatrzył poważnie w jej oczy. Podpisywał się pod uznaniem dla artystycznego szaleństwa. Miało ono swoje odmiany, dzisiejsza (nie)planowana kąpiel była tego zaiste dowodem. Na ustach utrzymywał swój standardowy skromny pół uśmiech, nad którym perfekcyjnie panował. Łatwo mu przychodził, szczególnie gdy pokornie przytakiwał przyjemnym groźbom i komentarzom wypadającym spomiędzy jej ust z prędkością pikującej miotły. Musiał przyznać, że prowadzenie ożywionej rozmowy z Cassandrą stanowiło swoistego rodzaju wyzwanie, któremu próbował sprostać. Zachęcała do wypowiadania się na wiele tematów i nie pozwalała, by między nich wkradało się perfidne milczenie. O nie, to im nie groziło i szczerze mówiąc była to orzeźwiająca odmiana.
- Zatem będziesz się odgrywać. A już myślałem, że ujdzie mi to płazem. - zagadnął i poruszył ramionami na tafli wody wprawiając ją w ruch. Chłodna woda całkowicie potłumiła uczucie bólu, a więc siniaki odeszły całkowicie w niepamięć. Zagoją się raz dwa do czasu następnej lekcji Zaklęć i Uroków, bowiem znając pomysłowość Flitwicka znów zechce popatrzeć na lewitujących w powietrzu uczniów bądź na ich pozbawione gracji upadki.
Zanurzył się do wody do połowy twarzy, usta miał pod taflą, a oczy nad nią, kiedy to bacznie przyglądał się Krukonce. Wydawał się znacznie bledszy taki mokry i ociekający wodą. Coś błysnęło w jego błękitnych oczach, coś dziwnego, można ośmielić się nawet o nazwanie tej iskry zimną... szybko zniknęła, równie dobrze mogło wydawać się, że coś takiego było. Któż się przyglądałby jego oczom? Cassandra nie musiała wiedzieć cóż też wywołały jej słowa. Spiął mięśnie na krótki moment potrzebny do opanowania się. Nie spuszczał przenikliwego wzroku z dziewczyny. Nie uśmiechał się, ale nie było tego widać, bowiem usta i połowę policzków miał ukryte pod powierzchnią. Po paru sekundach zadarł głowę, by móc odpowiedzieć na dosyć krzywdzące słowa.
- Wyglądam ci na mordercę? - zapytał niegłośno, spokojnie, bez cienia uśmiechu i smutku. Był ciekawy odpowiedzi i tylko on jeden sam mógł pojąć jakże istotna ona była. Mroczne wspomnienia chciały wydostać się z okowów niepamięci. Zimne macki obojętności również wychyliły się spod jego serca zainteresowane opinią kogoś całkowicie niezwiązanego z jego przeszłością.
- Nie jestem nieobliczalny tylko tyś nie dostrzegła moich planów. Nie mszczę się za przyjemności. - poprawił ją i podpłynął spokojnie ku niej, kiedy i zaczęła się odpływać. - Lepiej się nie oddalaj. Przecież w jeziorze mieszka kałamarnica Dumbledore'a. - zasugerował i wprawił w ruch całe ciało, przybliżając się do niej na odległość stopy. Dostrzegł w jej oczach przebłysk niepokoju, jakiegoś rodzaju strachu, którego nie umiał odpowiednio zaszufladkować. Czy to jego się wystraszyła? O zgrozo, tylko nie to! Byli w jeziorze, śmiała się, przekomarzała, a więc nie był pewien skąd ta iskra paniki na jej twarzy. Odchylił głowę na bok kiedy go pochlapała. Krople uderzyły w jego policzek i spłynęły błyskawicznie z powrotem do jeziora.
- Hej, zwolnij. - kiedy coraz to bardziej odpływała, przyspieszył i chwycił ją za łokieć. Non stop poruszał stopami by utrzymać się na powierzchni. Nie było to dla niego trudne. Może w quidditchu i bieganiu zawodowym był kiepski, ale za to pływanie miał niemalże we krwi. Czuł się jak ryba w wodzie, dlatego z niego bił spokój i opanowanie w przeciwieństwie do jego towarzyszki. Zacisnął usta w bladą linię. To frustrujące nie wiedzieć skąd objaw strachu na jej twarzy. Wpędzało go to w silny dyskomfort, przecież panował nad sobą. Cassandra nie miała najmniejszych powodów by się go lękać, wszak nie znała go z drugiej strony. Nikt nie znał. Zatrzymał intensywny wwiercający się wzrok na jej oczach. Nie pozwalał jej odpływać, zaciskał palce pod wodą tuż na jej łokciu i ją przytrzymywał. Mimo dobrych umiejętności pływackich szaleństwa na środku jeziora mogą być niebezpieczne.
- Wszystko w porządku? - nie mógł się powstrzymać, musiał zapytać. Był na granicy wewnętrznego szaleństwa z ciekawości i niepokoju. Może ją czymś obraził albo faktycznie wystraszyła się, że mógłby ją podtapiać w ramach bezsensownej zemsty? Nie spuszczał z niej wzroku, wpatrywał się weń wyczekująco. Wyglądał jakby chciał odetchnąć z ulgą, a jeszcze nie mógł.
Cassandra Montrose
Cassandra Montrose

Brzeg - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Brzeg   Brzeg - Page 8 EmptySob 01 Gru 2018, 20:30

Trzeba było przyznać, że czas który spędzała z Finnem był czasem spędzonym pożytecznie. Nie chodziło tu o żadne kreatywne rzeczy, o nowe zaklęcia, których mogła się nauczyć, o rysunki, które mogła narysować pod wpływem natchnienia, które ją aktualnie przepełniało. Nie, tym razem poznawała osobę, która z każdym kolejnym słowem wydawała jej się coraz to ciekawsza i wzbudzała jej zainteresowanie. Tak odmienna od innych, tym samym znacznie bardziej podobna do niej. Nic dziwnego, że Cassie była zadowolona, przez co ani na chwilę uśmiech nie opuszczał jej pełnych ust. Śmiała się do chłopaka, cieszyła się na rozmowę, na spacer. Bawiła ją zapewne nawet późniejsza sytuacja, kiedy to razem wylądowali w wodzie, prowokując się wzajemnie i pod pewnym względem sprawdzając własne możliwości, jeśli chodziło o umiejętności obronne, jak i atakujące.
Tak, to spotkanie na długo miało zapaść w umyśle panienki Montrose i to nie tylko dlatego, że czuła się jak dziecko, kiedy jej ciało raz po raz poruszane było delikatnie przez wodę. Na pamięć miało wpływ coś szczególnego. Coś, czego nie przewidziała, a co pojawiło się pod wpływem chwili, prowokując nastolatkę do rzeczy, o które nie posądzałaby siebie nigdy.
Uśmiechnęła się, kiedy ją pochwalił w pewien sposób. Och, jaka miła była świadomość, że mogła bez przeszkód mówić wszystko to, co myślała, nie obawiając się, że zaraz zostanie jej wytknięte wariactwo, że nie zostanie nazwana głupią marzycielką, czy dzieckiem, które nie wiedziało, czym jest dorosłość. Przy Finnie czuła się akceptowana i chociaż nie miała problemu, kiedy ludzie ostatecznie jej nie rozumieli, miło było zaznać podobnej odmiany. Człowiek w takich chwilach czuł, że dla tej jednej osoby, która się zgadzała, która chwaliła, warto było żyć i poświęcać się dla wyższego dobra, jakim była sztuka. Nawet, jeśli kończyło się to wylądowaniem w chłodnej wodzie, tak niespodziewanie, iż nijak nie mogło się zareagować. Czy się gniewała? W pierwszej chwili była zbyt zaskoczona. Później może na chwilę złość się pojawiła, ale ostatecznie, kiedy patrzyła w roześmiane oblicze Finna, nie miałaby serca, gdyby się na nim wyżyła. Wszak czuła, że chodziło o niewinny żart, a nie o zrobienie jej krzywdy. Gdyby właśnie tego pragnął, ją samą by do jeziora wrzucił, zapewne za pomocą jakiegoś silnego czaru, a nie właził tam razem z nią. Nie znaczyło to oczywiście, że w jakikolwiek sposób miała zamiar mu odpuścić. Nie. Była waleczna i poniekąd trochę mściwa, więc jeśli w jego główce pojawiła się myśl, że wszystko przyjmie z pokorą, miał się na tym przejechać, równie mocno, jak ona na śliskich kamieniach.
-Może nie wyglądasz, ale to wcale nie świadczy o tym, że mógłbyś nim nie być. Nawet najbardziej niewinnie wyglądająca osoba może skrywać mroczną tajemnicę. Na przykład nie wiesz, czy ja takiej nie mam. Jesteś pewien, że nadal chcesz mnie mieć za przyjaciółkę? - spytała, patrząc mu pewnie w oczy. Cóż, faktycznie nie skrywała niczego mrocznego, a przynajmniej nie na tyle, aby się jej obawiać, ale kto powiedział, że Finn musiał od razu wiedzieć o wszystkim. Była ciekawa, jak zareaguje na jej słowa i czy zacznie się zastanawiać nad tym, czy przypadkiem nie popełnił błędu, kiedy uznał, że może się określać mianem jego przyjaciółki. W końcu na jego miejscu każdy normalny człowiek nabrałby dystansu. Chociaż czy sam Puchon nie był inny od wszystkich? Różnił się pod wieloma względami, więc może i tym razem miał ją zaskoczyć?
-To całkiem urocze, że się o mnie martwisz, Finn, ale duża ze mnie dziewczynka, wiesz? Zresztą kałamarnica nie podpływa nigdy tak blisko brzegu. Jest za całkiem mądra i wie, że z racji bycie wielką, mogłaby utknąć - uśmiechnęła się, sprawdzając, czy przypadkiem dno jej spod nóg nie zniknęło. W chwili, w której je wyczuła, wiedziała, że wszystko jest w porządku. Na tyle, by po raz kolejny ochlapać chłopaka, wszczynając wodną bitwę. Jak dzieci. Takie beztroskie w czasach, w których niemal każdy myślał o wojnie i niebezpieczeństwach wszędzie czyhających.
Chcąc uciec przed atakami ze strony chłopaka, zaczęła odpływać coraz bardziej od brzegu, niekoniecznie zdając sobie z tego sprawę. Miało się to dla niej zgubne okazać, bo chociaż jej umysł poniekąd zdawał sobie z tego sprawę, co pojawiło się w jej ciemnoniebieskich oczach w postaci paniki, tak niekoniecznie ona sama ową myśl do siebie dopuszczała. Dlatego nadal się uśmiechając, odpłynęła jeszcze kawałek, nie spuszczając wzroku z Finna, który to ruszył w ślad za nią. Myślała, że chodziło o dalszą rozgrywkę, ale w chwili, w której złapał ją za łokieć, ona sama zdała sobie sprawę, że nie czuje dna pod stopami. Próbowała go odszukać, z nadzieją, że to zaledwie milimetry, ale im bardziej się starała, tym bardziej docierało do niej, że przesadziła, zapominając się w tym wszystkim. Spojrzała na Finna czując, jak ciało coraz bardziej tężeje. Jedna sekunda i znalazła się pod wodą, reagując panicznymi ruchami. Woda przysłoniła jej głowę, a ona widziała jedynie mętną wodą.
Wszystko to trwało zaledwie sekundę, bo zaraz została pociągnięta przez kolegę, który wydobył ją na powierzchnię. W przypływie niekoniecznie pozytywnych emocji, przytuliła się do niego, obejmując mocno za szyję, jakby właśnie jego chciała wykorzystać jako koło ratunkowe, które rzucało się osobie topiącej się.
Poczuła, jak objął ją w talii, dla stabilności i pokierował bliżej brzegu, gdzie odzyskała władzę, stawiając stopy na dnie.
-Nie umiem pływać. A raczej… nie tak dobrze, jak powinnam - wyjaśniła, widząc w jego oczach zarówno niezrozumienie, jak pewnego rodzaju zmartwienie. Patrzyła i patrzyła, a im dłużej to robiła, tym trudniej było jej oderwać od niego wzrok. Utrudniał to również fakt, że znajdował się tak blisko, a ona mogła wyczuć bijące od niego ciepło, kiedy stała tak nadal do niego przytulona.
Co nią kierowało? Co ją do tego zmusiło? Gdyby ktoś zapytał, nie umiałaby na to odpowiedzieć. W przypływie niewyjaśnionych emocji, przybliżyła do niego głowę, dotykając swoimi ustami jego. Były miękkie. Znacznie bardziej, niż mogłaby kiedykolwiek pomyśleć. Miękkie i słodkie, niemal przyciągające. Na tyle, by nieświadomy pocałunek trwał znacznie dłużej, niż powinien. Ba, on na dobrą sprawę nigdy nie powinien mieć miejsca, o czym wiedział jej umysł. Szkoda, że nad nim nie zapanowała, dając się ponieść.
Gdy zdała sobie sprawę, co właśnie zrobiła, odsunęła się od Finna, spoglądając na niego zakłopotana. Mogłaby przysiąc, że na jej naturalnie bladych policzkach pojawił się rumieniec. Kilka kolejnych sekund upłynęło w ciszy, bo i sam Puchon zdawał się być tym zaskoczony. kto wie, może nawet bardziej, niż ona sama.
Nie mogąc wytrzymać tej presji, którą sama wywołała, wymruczała przepraszam, jak również dodała coś, co zapewne było słabo brzmiącą wymówką i szybko wyszła z wody. Zebrała swoje rzeczy i nie oglądając się za siebie zwyczajnie uciekła do zamku, nie mając pojęcia, jak następnym razem miała spojrzeć Finnowi w twarz.

z/t dla obojga
Sponsored content

Brzeg - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Brzeg   Brzeg - Page 8 Empty

 

Brzeg

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 8 z 8Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8

 Similar topics

-
» Zarośnięty brzeg
» Wschodni brzeg jeziora [lekcja ONMS]

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Hogwart
 :: 
Tereny Zielone
 :: Jezioro
-