IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Brzeg

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next
AutorWiadomość
Jared Wilson
Jared Wilson

Brzeg - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Brzeg   Brzeg - Page 4 EmptySob 14 Cze 2014, 16:00

Nie wtrącał się w ustawianie Kadry Nauczycielskiej, ponieważ szanował Dumbledore'a i cenił sobie jego zaufanie. Zaistniała sytuacja wymagała po prostu radykalnych metod interwencji. Panna Cassidy widocznie nie widziała jeszcze wielu rzeczy, bowiem Wilson był zaiste bardzo miły i grzeczny w porównaniu z niektórymi ludźmi. Zlekceważył zdenerwowanie ducha oraz uwagę Aristos na temat pilnowania. Nie chodziło o pomoc przy potencjalnym omdleniu, a przy ucieczce z miejsca wydarzenia.
Posyłał gromy pod adresem nauczyciela, patrząc na niego z czystą pogardą. Gdyby nie był aurorem i nie nosił nazwiska Wilson, mógłby pokazać Heisbengerowi co się robi z ludźmi, którzy wykorzystują dzieci. Nie miał sumienia, gdy przyłożył młodszej od siebie osobie. Wręcz przeciwnie, uważał, że to zbyt mała kara, aby puścić mu to płazem. Dumbledore z kolei będzie skłonny wybaczyć, widząc dobro w nauczycielu, ale nie Wilson. Pociągnie za sznurki i w Ministerstwie może uda się podać do dymisji nauczyciela od mugoloznawstwa. Przegięcie u tego aurora czasami bywało bolesne w skutki. Na chwilę zapomniał o obecności molestowanej uczennicy. Dopiero gdy stanęła przed nim jęcząc i rycząc, zerknął na nią lodowato. Nie powinna przypominać o sobie, gdy Wilson jest rozjuszony.
- Oczywiście, że to się nie powtórzy. On wyleci z Hogwartu zaraz po tobie. Twoja wina? Nie polepszasz swojej sytuacji, dziecko. - warknął zastanawiając się czemu ona próbuje tłumaczyć nauczyciela.
- Idziecie ze mną do Dumbledore'a. A Ty Heisenberg... oczekuj wezwania od Williamsa. - patrzył na niego, jak na coś obrzydliwego. Schował jego różdżkę do kieszeni szaty. To, że nie robił problemów nie uspokoiło Wilsona. Dopiero jak usłyszy słodkie słowa "Zawieszam się", poczuje pewną satysfakcję. Puścił ich przodem, wciąż trzymając w ręce różdżkę.

[zt wszyscy, jeśli nikt nie ma nic do dodania]
/napiszę u Dropsa, dołączcie zaraz.
Porunn Fimmel
Porunn Fimmel

Brzeg - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Brzeg   Brzeg - Page 4 EmptySro 17 Gru 2014, 19:42

Stop!

Jeśli opisać słowami  w jakim stanie emocjonalnym była Porunn, gdy wyszła  z zamku, to można to porównać do wybuchu Wezuwiusza. Była jak tocząca się lawa, która niszczyła wszystko, co stanęło jej na drodze. Kilku uczniów z Hufflepuffu, którzy znaleźli się w jej pobliżu prawie przypłaciło wizytą w skrzydle szpitalnym, gdy dziewczyna cisnęła w nich losowym zaklęciem. Fakt, że była bombarda to tylko czysty przypadek. Każdy przecież wiedział, że miała problem z panowaniem nad emocjami, szczególnie, jeśli była bardzo rozjuszona. Rzadko widywana była w takim stanie, raczej wyżywała się na innych z czystej złośliwości. Zły humor i jej smoczy temperament to naprawdę bardzo złe połączenie, można nawet rzec, że destrukcyjne.
Znalazła się na błoniach z trudem panując nad samą sobą. Była roztrzęsiona i jedynym, czego teraz tak naprawdę potrzebowała, to samotność. Najlepiej z dala od innych uczniów, biorąc pod uwagę fakt, że nie była pewna, jak daleko mogła się w tym stanie posunąć. Nie chciała zwracać na siebie aż takiej uwagi. Ludzie znali ją z tej agresywnej, impulsywnej strony. Nie znali jednak z tej, którą odkryła niedawno. Wolała to zostawić dla siebie, przynajmniej teraz. Jeśli już miała dać się ponieść fantazji, to tylko i wyłącznie w zaufanym gronie, który akceptował jej predyspozycje do bycia… potworem. Ruszyła biegiem w kierunku jeziora, mając nadzieję, że chociaż tam w końcu znajdzie jakieś zacisze, gdzie będzie mogła bez problemu porzucać przypadkowe, losowe zaklęcia, dzięki którym będzie mogła odreagować po niefortunnym spotkaniu Bena i Aristos. Szybko utwierdziła się w przekonaniu, że ta dwójka była u niej już do końca życia przekreślona. Znaleźli się w jej worku osób, których trzeba będzie się w najbliższym czasie pozbyć lub po prostu uprzykrzyć życie. Watts znalazł się na czarnej liście, na samym jej szczycie. Do teraz czuła jego palce na swoich policzkach, bolesny uścisk, zostawiający ciemno-czerwone plamy, które za nic nie chciały zejść. Miał siłę, ale czego się mogła spodziewać po człowieku wielkości małej żyrafy o gabarytach co najmniej goryla? Syknęła na samo wspomnienie o sytuacji, która tak naprawdę miała miejsce niedawno, kilkanaście minut temu. W życiu by się nie spodziewała, że była w stanie nienawidzić kogoś tak mocno. Niechęć do Aristos nawet w połowie nie była tak silna jak do Bena. Miała nadzieję, że w najbliższym czasie zniknie z powierzchni ziemi w bardzo bolesny sposób. Już ona z chęcią by się tym zajęła. Bez zawahania sprawiłaby mu niezliczoną ilość cierpienia i bólu, o którym tak naprawdę nawet nie śmiał śnić. Wyobraźnię miała naprawdę bogatą i niejeden już się mógł o tym przekonać.
Stanęła przy brzegu jeziora i wycelowała różdżką w dosyć sporych rozmiarów kamień. Rzuciła na niego zaklęcie wingardium leviosa po czym umiejętnie cisnęła nim w przestrzeń, po czym zrobiła to jeszcze z kilkoma innymi. Można było nazwać to swojego rodzaju puszczaniem żabek w jej własnym, oryginalnym wykonaniu.
- Zabiję ich wszystkich – warknęła, a w jej oczach zabłysło coś na wzór jasnych, niebezpiecznych ogników. W tej chwili była bardzo nieobliczalna, a osoba, która zdecydowałaby się do niej podejść powinna zaopatrzyć się w chociażby kask, ochraniający głowę.
Vincent Pride
Vincent Pride

Brzeg - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Brzeg   Brzeg - Page 4 EmptySro 17 Gru 2014, 20:57

Początek roku szkolnego w nowym miejscu był dla Vincenta wyjątkowo spokojny, bez większych niespodzianek czy sensacji. Zdobył już podstawową wiedzę o rozkładzie sal, wież i korytarzy, teraz w wolnych chwilach pozostało mu poszukiwanie tych mniej znanych szlaków, tudzież kryjówek. Lubił też zaglądać do biblioteki, wyszukując księgi o Hogwarcie, jego założycielach, dziejach do dnia obecnego. To był jego nowy teren, wstydem byłoby nie wykazanie się zainteresowaniem czy choćby najmniejszą chęcią do poznania go. Nie da się podejść, zaskoczyć z żadnej ze stron, szczególnie, że pod tym względem prawie każdy stanowił dla niego silniejszego przeciwnika - przynajmniej potencjalnie, bo w rzeczywistości był święcie przekonany, że starłby w pył każdego przeciwnika, w ten czy inny sposób. Miał paru przeciwników, którzy zasługiwali na dłuższą chwilę zastanowienia i analizy starcia, jak na przykład Evan, którego nie mógł lekceważyć, niestety. Mimo to nie czuł strachu, raczej zdrowy respekt i ekscytacje.
Tego dnia właśnie przesiedział pierwszą połowę dnia pomiędzy grubymi tomiszczami ksiąg o zamku i mieszkających w nim duchach. Po obiedzie postanowił zaś wybrać się na odświeżający spacer dookoła jeziora, które nomen omen również go intrygowało. Wielka kałamarnica i inne żyjące tam stworzenia stanowiły ciekawy temat, chętnie zobaczyłby je w akcji.
Słońce zachodziło, pokrywając lekko falującą toń dokładnym odbiciem kolorowego nieba. Czerwień mieszała się ze złotem i fioletem, tworząc niesamowite widowisko, czemu Vincent nie mógł zaprzeczyć, nawet nie zamierzał. Wyciągnął akurat nowy numer Lustra z kieszeni i pobieżnie przekartkował, nie znajdując w nim niczego wartego uwagi. Poprzedni egzemplarz potrafił go zainteresować, nic jednak dziwnego, biorąc pod uwagę fakt, że jego nazwisko się tam pojawiło. No i wywiad z Porunn, ten to był dopiero rozrywkową rubryką. Tym razem jednak się zawiódł i nie miał pojęcia dlaczego właśnie jemu został podrzucony ten tajny magazyn. Może po prostu da go Fimmelównie albo zostawi gdzieś na korytarzu, nich inni mają z niego ubaw.
A propos Fimmelówny. Głośny plusk zmusił go do podniesienia wzroku, który automatycznie zaczął szukać źródła zakłócenia tej błogosławionej ciszy. Porunn rzucając kamienie do wody i to najwyraźniej bez dobrego humoru. No cóż, nie wszystkim może się powodzić. Westchnął z uśmiechem i schowawszy Lustro z powrotem do kieszeni obrał Ślizgonkę za cel. Jeszcze nie wiedział, że to spotkanie niekoniecznie może się dobrze skończyć, przynajmniej dla niego, ale czy się tym przejmował? A skąd, w końcu należał do osób, które zawsze wyrównują swoje rachunki. Prędzej czy później, grunt, że zawsze. Biada tym, którzy myślą inaczej.
- Widzę, że ktoś rozjuszył Wilczycę. Chyba, że po prostu ma zły dzień. - zaczął wesoło, podchodząc do dziewczyny. Położył jej dłoń na ramieniu, planując zaraz przenieść ją nieco niżej.
Porunn Fimmel
Porunn Fimmel

Brzeg - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Brzeg   Brzeg - Page 4 EmptySro 17 Gru 2014, 23:05

Porunn nie należała do osób opanowanych, każdy o tym wiedział i po tych sześciu latach obcowania z nią po prostu to zaakceptowano. Większość osób unikała jej, gdy była w złym humorze, unikając przy tym niechcianych siniaków czy też większych uszkodzeń ciała. Dziewczyna, uciekając gdzieś w zacisze, wyładowywała tym samym nadmiar złych emocji, które nie pozwalały jej funkcjonować w społeczeństwie. To dzięki temu stale unikała konfrontacji z woźnym, który z pewnością z chęcią by zastosował u niej całą gamę szlabanów, jakie miał tylko w zanadrzu. Co gorsza, wciąż przychodziły mu do głowy kolejne pomysły. Oryginalne pomysły.
Zbliżanie się do niej w takim stanie w jakim aktualnie była, nie należało do dobrych pomysłów. Vincent jednak wciąż musiał się nauczyć, jak postępować z Porunn, więc nic dziwnego, że nie był świadomy konsekwencji zbliżenia się zbyt blisko, bez wcześniejszego zabezpieczenia w postaci tarczy lub chociażby patyka obronnego. Na jego dotyk Fimmelówna zareagowała odruchowo i zupełnie nieprzemyślanie. Odsunęła się od Vincenta, po czym wymierzyła w niego różdżką, wypowiadając z sykiem zaklęcie depulso, które niemalże od razu, z dużą siłą go odrzuciło. Niestety, nie był to jego szczęśliwy dzień, gdyż trafił prosto do zimnej wody, pełnej wodorostów i innych, dziwnych stworzeń. Porunn chwilę zajęło, aby się otrząsnąć. Wciąż trzymała różdżkę wyciągniętą przed siebie, spoglądając w martwy punkt. Dopiero dźwięk dosyć dużego plusku do wody sprawił, że otworzyła szerzej oczy, rozpoznając osobę, którą właśnie niechcący tam wepchnęła. Gdyby to był jakiś przypadkowy uczeń Hufflepuffu lub z jakiegokolwiek innego domu nie miałaby jakiegoś problemu. Gorzej, że potraktowała tym zaklęciem swojego chłopaka, który był równie nieprzewidywalny jak ona.
- Vincent! - krzyknęła zaskoczona tym, że ta sytuacja miała w ogóle miejsce. Nie myślała długo, zdjęła buty i szatę, po czym rzuciła to wszystko na ziemię, razem z różdżką. Zaraz potem wbiegła do wody i w miarę szybko podpłynęła do niego, ignorując przy tym denerwujące rośliny, które przyczepiały jej się do różnych części ciała. Miała nawet dziwne wrażenie, że musnęło jej nogę coś oślizgłego, jednak szybko zignorowała to uczucie. Grunt, to postawiony przez nią cel – wyłowić Pride’a, zanim będzie chciał się jej odpłacić.
W końcu dopłynęła do niego, obejmując mocno ramionami. Nie była w stanie określić na ile sam potrafił się utrzymać na powierzchni, biorąc pod uwagę fakt, że wpadł do wody zupełnie niespodziewanie. Nie miała zamiaru zaatakować akurat jego. Zdecydowanie nie jego.
- Przepraszam – wydyszała, starając się uspokoić bijące szalenie serce. Włożyła wiele wysiłku w podpłynięcie do niego w miarę szybko. Dobrze, że potrafiła pływać. Gorzej by było, gdyby rzuciła się na głębinę i dopiero w połowie drogi przypomniała sobie, że tak naprawdę to cudem utrzymywała się na wodzie. Na szczęście do tego dojść nie powinno i nie dojdzie, zdecydowanie. Odgarnęła mu włosy z twarzy, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami. Cała złość, która w niej tkwiła wyparowała, jakby ktoś zdmuchnął ogień podsycający ją i jej temperament. Zacisnęła dłonie mocniej na jego ramionach, nie chcąc go za nic w świecie wypuścić.
- Nie rozpoznałam Cię w pierwszym odruchu – dodała, chcąc się wytłumaczyć ze swojego niekontrolowanego zachowania. Z jednej strony powinien wiedzieć, że nie podchodzi się do rozjuszonej kobiety, jednak z drugiej… no skąd mógł wiedzieć, że zareaguje tak, jak zareaguje? Przynajmniej wpadł do wody, a nie w objęcia Wierzby Bijącej. Wtedy nie mogło to się skończyć szczęśliwie… dla obu stron.
Vincent Pride
Vincent Pride

Brzeg - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Brzeg   Brzeg - Page 4 EmptyCzw 18 Gru 2014, 01:05

Musiał przyznać, że tu go zaskoczyła. Jeszcze spodziewałby się prawego sierpowego, uderzenia z otwartej dłoni, kopniaka, w końcu to by było nawet podobne do Porunn. Ba, nawet rzut kamieniem w jego skromną osobę zaakceptowałby na tyle, by prawdopodobnie w porę się uchylić lub zablokować jej ramię. Depulso jednak - wstyd się przyznać - stanowiło w tej chwili niespodziankę na miarę odkrycia, że święty Mikołaj jednak istnieje. W ostatniej chwili zarejestrował ruch różdżki, następnie jej warg układających się w to dobrze znane mu słowo, jednakże było już za późno na reakcję w postaci uskoku czy chociaż zaklęcia kontrującego. Poczuł jak niewidzialna siła odpycha całe jego ciało w tył, odrywa stopy od ziemi, jak powietrze wokół niego przyspiesza. Sylwetka Ślizgonki oddalała się w zastraszającym tempie, zastygła w jednej pozycji.
A niech cię wszyscy...!, zdążył jeszcze pomyśleć, gdy jego twarz zmieniła wyraz z zaskoczenia na złość. Może i dotarłby do wściekłości, ale zimna woda jeziora skutecznie go ostudziła, hamując postępująca falę negatywnych emocji skierowaną w Porunn.
Coś oślizłego próbowało złapać go za ramię, ale zamaszystymi ruchami rąk szybko się tego pozbył. Zabrał się za płynięcie w stronę powierzchni. Otworzył oczy pod wodą, jednakże spora ilość baniek powietrza skutecznie utrudniała mu stuprocentowe zorientowanie się w sytuacji. W odruchu złapał mocno swoją różdżkę, by przypadkiem nie stracić jej na rzecz Druzgotków w odmętach glonów i wodorostów. Po zaczerpnięciu pierwszego, głębokiego oddechu coś chwyciło go za ramiona. Ktoś, nie coś i na dodatek tym kimś okazała się właśnie Fimmelówna. Chyba się otrząsnęła, bo teraz nie wyglądała na rozwścieczoną, a zaniepokojoną. I dobrze, niech się boi.
Złapał ją mocno za kark, przykładając koniec różdżki do jej gardła. Spojrzenie zdawało się zamrażać na śmierć, jakby mogło iść w konkury ze zdolnościami Bazyliszka. Twarz stała się pociągła, kamienna wręcz. To oblicze nigdy nie zwiastowało niczego dobrego, a było tylko ostrzeżeniem.
- Bardzo nie chciałbym cię utopić, a miałbym idealne warunki, więc znajdź w sobie chociaż nikłe pokłady kontroli. - syknął, patrząc jej prosto w oczy. Brak świadków, perfekcyjne miejsce do ukrycia zwłok, miał rację. Dopiero po chwili obserwowania oblicza Ślizgonki zauważył pewną nieprawidłowość, a konkretnie dwa sine ślady na jej policzkach. Nie wyglądały na malinki, zresztą kto je robi w takich miejscach? Definitywnie przypominały siniaki.
Zmarszczył brwi, pozwalając i swoim emocjom odpłynąć, po czym przyłożył dłoń do twarzy dziewczyny, zauważając, że rozstawienie plam zadziwiając pasuje do odległości między kciukiem a pozostałymi palcami.
- Kto ci to zrobił? - zapytał z niezadowoleniem w głosie. Nie martwił się o Fimmelównę, nie było mu też przykro, rzecz dotyczyła czegoś innego. Ktoś tknął jego własność i to w sposób, na który bynajmniej nie pozwolił. Tego się nie robiło, a Pride już zdecydowanie nie puszczał tego płazem.
Dryfowanie w jeziorze z wielką kałamarnicą nie należało pewnie do najpopularniejszych rozrywek w Hogwarcie, więc postanowił, że resztę sobie wyjaśnią na brzegu. Po wyjściu z wody zdjął szatę, kamizelkę i koszulę, po czym zaczął po kolei suszyć swoje ubrania zaklęciem Sicarre. Liczył, że Porunn wszystko mu wyjaśni za ten czas, a on już sobie zaplanuje z kim ma się zmówić na drobną konwersację, tudzież kreatywne spędzanie czasu. Kreatywne dla Pride'a, oczywiście.
Porunn Fimmel
Porunn Fimmel

Brzeg - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Brzeg   Brzeg - Page 4 EmptyPią 19 Gru 2014, 01:55

Warknęła cicho, gdy Vincent zareagował odruchowo, chwytając ją za kark. Nie była zaskoczona jego agresywnością. Z resztą podobnie by zareagowała, gdyby ktoś cisnął nią zaklęciem odpychającym i wrzucił prosto do zimnej wody, w której pływały przeróżne dziwne stworzenia, niekoniecznie przyjaźnie nastawione do świata. Wyszczerzyła zęby w geście niezadowolenia, gdy poczuła koniec jego różdżki tuż przy swojej skórze. Jeszcze tego brakowało, żeby straciła życie pod wodą. Nie miała zamiaru umierać, jeszcze nie teraz, kiedy jej głowę zaprzątały najprzeróżniejsze myśli, pomysły, które za wszelką cenę chciała wcielić w życie. Za wcześnie iść na dno z błahego powodu. Nic więc dziwnego, że wzdrygnęła się, kiedy chłopak przyłożył dłoń do jej twarzy, w miejsce wciąż trochę bolących policzków, za które złapał Ben Watts w niepohamowanym akcie agresji. Szczerze, to nie spodziewała się, że tak szybko wyprowadzi go z równowagi. Jednak był plus tego całego zajścia, Porunn znalazła słaby punkt Szkota, który z pewnością nie raz wykorzysta dla własnych celów. Wypowiedział jej wojnę, a ona miała zamiar się bronić, nie patrząc tak naprawdę na żadne konsekwencje.
Na pytanie Ślizgona, Porunn tylko uniosła brew, w pierwszej chwili nie wiedząc zupełnie co odpowiedzieć. Gdy dotarł w końcu sens jego słów, wypuściła z płuc powietrze i zacisnęła dłonie mocniej na ramieniu Vincenta, spoglądając mu przez chwilę w jasne oczy. Nie odpowiedziała od razu, pozwalając mu dryfować w stronę brzegu, aż w końcu wyjść z wody. Przez pewien moment przyglądała się mu, jak ściągał mokrą szatę, kamizelkę i koszulę, pozostając w samych spodniach. Zmrużyła oczy, chłonąc jego wygląd w milczeniu, zdając sobie sprawę z tego, że był niesamowicie przystojny i należał tylko i wyłącznie do niej. Miała po swojej stronie zarówno silnego sojusznika, jak i bardzo niebezpiecznego i przebiegłego. Na jej twarzy przez chwilę pojawił się delikatny cień uśmiechu, który szybko zniknął, gdy przypomniała sobie o co ją zapytał.
Odruchowo dotknęła śladów na policzkach i syknęła pod nosem. Na samą myśl o tym, że musiała wypowiadać imię tego człowieka miała wrażenie, że zwymiotuje. Jeszcze nigdy tak bardzo kogoś nie darzyła czystą, destrukcyjną nienawiścią.
- Ktoś, kto nie jest wart Twojej uwagi i zainteresowania – odpowiedziała, spoglądając w bok. Biła się z myślami. Chciała mieć Krukona tylko dla siebie, aby powoli, boleśnie zachodzić mu za skórę. Musiał pożałować, że kiedykolwiek z nią zadarł, że kiedykolwiek dotknął w tak bolesny i dotkliwy sposób. Zdawała sobie sprawę z tego, jak wyglądała i wcale jej się to nie podobało. Ludzie na pewno zaczną gadać, a to zupełnie nie było jej na rękę, mimo iż nie miała dobrej reputacji w społeczności uczniowskiej. Nie chciała się jakoś zbytnio tłumaczyć przed Vincentem, jednak był jej chłopakiem i chcąc nie chcąc, musiała się zachowywać jak jego dziewczyna. Zmarszczyła brwi, po czym prychnęła pod nosem: - Watts.
Drgnęła, gdy powiał delikatny, chłodny wiatr, który zdecydowanie nie był przyjemny dla osoby, która była od stóp do głów mokra. Mruknęła coś pod nosem, po czym poluzowała krawat, zdjęła kamizelkę i rozpięła koszulkę, przez chwilę wahając się czy aby na pewno powinna ją zdjąć. W końcu jednak zdecydowała, że to zrobi, chcąc szybko wysuszyć ubrania tym samym zaklęciem, którego użył Vincent. Nie chciała, aby ktoś zobaczył ich całych mokrych i jeszcze doniósł Filchowi. Jakoś nie widziały jej się kolejne minusowe punkty dla jej domu, Watts przegiął zdecydowanie, ale mógł to zrobić i zrobił. Już on ją popamięta.
Przykucnęła, odwracając się tym samym tyłem do Vincenta, aby podnieść różdżkę z ziemi, leżącą obok jej szaty i wypowiedziała zaklęcie. W milczeniu obserwowała jak delikatny, ciepły podmuch powietrza zaczyna suszyć jej ubrania. Jeszcze musiała się zająć włosami, ale to może poczekać. Najpierw ubrania… Szczególnie, że właśnie pokazała Ślizgonowi coś, czego nikt, oprócz jej rodziny nie widział. Blizny na plecach, które przywoływały senne koszmary, przypominały jak niesamowicie niebezpiecznym i destrukcyjnym żywiołem był ogień.
Vincent Pride
Vincent Pride

Brzeg - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Brzeg   Brzeg - Page 4 EmptyPią 19 Gru 2014, 19:13

To mu się podobało w jego relacji z Porunn - nawet jeśli okazywała niezadowolenie to wcale nie próbowała walczyć z nim o swoje racje, tudzież nie buntowała się otwarcie. Ten punkt ich znajomości już dawno odhaczył, kontrola i swego rodzaju hierarchia były kluczowymi składnikami do tej jakże ekstremalnej mikstury, jaką stanowiło połączenie tych dwóch indywiduów. Ślizgonka była nieprzewidywalna do pewnego stopnia, gwałtowna i przede wszystkim niestabilna, źle wyczuty moment wystarczył do tego, by w skrajnym przypadku pożegnać się z życiem, a przynajmniej zostać inwalidą na resztę życia. To mu się podobało, stanowiła bardzo dobrą broń przez ten zlepek cech pasujących raczej do dynamitu, a nie dziewczyny w wieku szesnastu lat. Tym bardziej doceniał momenty, gdy coś jej nie pasowało, ale powstrzymywała się przed faktyczną reakcją - jak w tej chwili. Trzymanie za kark jak krnąbrnego kociaka, który własnie przewrócił choinkę na świątecznej kolacji zapewne nie przypadło jej do gustu, podobnie nikt nie lubił, gdy celowało się różdżką w jego gardło. Czy zrobiła coś poza warknięciem? Ależ skąd. Dobrze ją sobie tresował.
Kiedy w końcu raczyła mu odpowiedzieć na pytanie dnia zmarszczył brwi, nie odrywając się jednak od swojego ambitnego zajęcia. Ben Watts, Krukon i prefekt, ofiara przynajmniej jednej butelki dzierżonej przez nastolatkę o ognistym temperamencie. Osoba na tyle popularna i interesująca dla redakcji Lustra, że już dwa razy miał okazję o nim przeczytać, dodatkowo uczniowie stanowili nieopisane źródło informacji. Nic dziwnego, że Vincent postawił sobie za punkt honoru wybadanie gruntu w kwestii chłopaka, skoro miał "bliskie" kontakty z Fimmelówną. Być może nieco za bliskie, patrząc na ślady na jej twarzy.
- Cóż, w takim razie chyba znalazłem sobie idealną rozrywkę na wolne, nieprzespane noce. - mruknął susząc krawat. - Chociaż biorąc pod uwagę wasze "miłostki" nie zabiorę ci całej przyjemności. Pobawimy się razem. Nie próbuj jednak odsuwać mnie od tego, bo to może i twoje zemsta, ale mnie też zalazł za skórę. Nie ma prawa choćby krzywo spojrzeć na to co należy do mnie.
Mówił lekkim tonem, acz słuchając jego słów można było poczuć lodowaty powiew, szczególnie, że położył największy nacisk na ostatnie słowo. Dopiero po chwili postanowił podnieść wzrok na Fimmelównę i w pierwszej chwili uniósł kącik ust, widząc, że się rozbiera. Dopiero widok blizn na plecach wywołał zmarszczenie brwi i ożywił wspomnienie z wakacji, gdy to potraktowała go tak, a nie inaczej w kawiarni. Wszystko jasne. Nie żeby obrażenia robiły na nim jakiekolwiek wrażenie, raczej fascynowały, oceniał je na podobieństwo krytyka przed dziełem sztuki. Podszedł bliżej niej, stojąc tuż za jej plecami, odważając się na ryzykowne zagranie. Mianowicie, nachylił się lekko i pozwolił, by jego ciepły oddech otulił jej skórę na karku i w okolicach łopatek.
- Muszę przyznać, że to dodaje ci uroku. - stwierdził z lekkim uśmiechem. - Sprawiają, że wyglądasz na jeszcze bardziej niebezpieczną niż jesteś w rzeczywistości. Wiesz, że to lubię. - dodał, muskając bliznę wargami, by zaraz potem objąć Ślizgonkę, przylegając do jej ciała. Najprawdopodobniej mogła poczuć bicie jego serca, jeśli tylko by się skupiła przez chwilę.
Tak naprawdę on często igrał z losem i fartem, eksperymentował z zaklęciami i niektórymi eliksirami, więc na jego ciele również znajdowały się blizny - małe, ale przynajmniej kilkanaście, porozrzucanych na całej powierzchni skóry. Jedno od oparzeń, drugie po ranach ciętych, trzecie jeszcze po czymś innym. Nie rzucały się w oczy na co dzień, szczególnie, że mając na sobie mundurek i szatę widoczna była może jedna na szyi, i tak blada. Nie mógł się równać ze śladem przeszłości Porunn.
- A Watts będzie się modlił o taki bilans obrażeń, gdy już zacznę mu tłumaczyć jego błąd.
Porunn Fimmel
Porunn Fimmel

Brzeg - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Brzeg   Brzeg - Page 4 EmptyPią 19 Gru 2014, 20:31

Porunn cechowała się niepohamowaną agresją, która bardzo często przyćmiewała jej racjonalne myślenie, sprawiając, że działała impulsywnie i niszcząco. Czasami jednak zdarzały się wyjątki w jej zachowaniu i w pewnym sensie potrafiła opanować swój temperament, aby wyjść cało z opresji. Była inteligentna i doskonale zdawała sobie sprawę z tego, z jakim człowiekiem była w związku. Może nie wiedziała do końca do czego był tak naprawdę zdolny, ale jakiś głos z tyłu jej głowy wciąż ją ostrzegał i mówił, żeby się za bardzo nie wychylała. Nie przy nim. Był starszy, bardziej doświadczony, w dodatku posiadał znajomość czarnej magii, którą z pewnością by użył, gdyby miał ku temu okazję i warunki. Wiedziała, kiedy podkulić ogon i po prostu odpuścić. W dodatku – nic tak naprawdę jej nie zrobił, nie miała więc powodu aby pokazywać siebie od tej najgorszej, nieposkromionej strony, która z czasem osiągała apogeum swoich możliwości.
Zmarszczyła brwi, słuchając jego słów. Dopiero po chwili jej usta wykrzywiły się w lekki uśmiechu, gdy skończył. Zerknęła na niego kątem oka i zlustrowała spojrzeniem błękitnych oczu, z których mógł wyczytać w pewnym rodzaju dziką satysfakcję. Zdecydowanie przypadło jej do gustu to, co mówił i co zamierzał zrobić. Zdawała sobie też sprawę z tego, że w żadnym wypadku nie zaatakuje otwarcie. Działał raczej powoli, ostrożnie dobierając każdy gest, każde słowo. Uparcie starał się pokazać od nieskazitelnej strony, aby czujność innych osób go otaczających po prostu zmniejszyła się do zera. Czasami zazdrościła mu tej subtelności, którą się odznaczał. Ona musiała stale nad sobą pracować, jednak za każdym razem konfrontacja kończyła się tak samo.
- Uważasz, że to dobry pomysł obieranie sobie za cel prefekta Ravenclawu? – spytała, wciąż susząc swoją koszulkę, która w tej sytuacji była dla niej najważniejsza. Nie lubiła pokazywać się w negliżu, nawet przed nim… zwłaszcza przed nim. Zacisnęła pięści, gdy poczuła, ciepły oddech na skórze. Zimny dreszcz przebiegł wzdłuż jej kręgosłupa. Zastygła na chwilę w bezruchu i zamknęła oczy. Igrał z ogniem. Z trudem się powstrzymała od odwrócenia w jego stronę i chwycenia go za gardło, jednak taka zagrywka całkowicie nie wyszłaby jej na dobre. Wolała pozostać w dobrych stosunkach z nim, szczególnie, że na swój dziwny sposób było to przyjemne. Na dźwięk jego słów uśmiechnęła się kątem ust i prychnęła, nie odpowiadając od razu. Już miała otwierać usta, gdy te Vincenta delikatnie musnęły jej bliznę na plecach. Otworzyła szeroko oczy i rozchyliła wargi. Zdradziecki rumieniec niemalże natychmiast pojawił się na jej policzkach, za który miała ochotę zapaść się pod ziemię. Była jednak tylko dziewczyną, a taki odruch był po prostu naturalny. Gdyby ktoś jej powiedział, że wygląda uroczo, zabiłaby. Nie zdążyła nawet zareagować, a Ślizgon objął ją ramionami i przyciągnął mocno do siebie, zamykając w uścisku. Poczuła się strasznie mała, zamknięta w klatce bez wyjścia, co ją niezmiernie irytowało, ale także fascynowało. Chciała jeszcze, o wiele więcej od niego dostać, szczególnie, że zdawała sobie sprawę z tego, że miał jej naprawdę dużo do zaoferowania. Zacisnęła pięści, zwalniając tym samym oddech. W pierwszej chwili była zbyt oszołomiona, żeby cokolwiek poczuć, ale gdy emocje opadły, bijące serce Vincenta było jak kubeł zimnej wody wylany na głowę. Podniosła drżące dłonie, kładąc je na jego rękach, tym samym chcąc zakryć nagą część swojego ciała.
- Watts pożałuje, że kiedykolwiek się urodził – powiedziała w końcu, a na jej twarzy ponownie pojawił się łobuzerski uśmiech. Odchyliła się lekko w bok, na tyle, na ile jej pozwolił, po czym złączyła ich usta w łapczywym pocałunku, przygryzając mu tym samym boleśnie wargę.
Vincent Pride
Vincent Pride

Brzeg - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Brzeg   Brzeg - Page 4 EmptyPon 22 Gru 2014, 14:43

Nic dziwnego, że Pride'a nie odstraszały zabawy z ogniem, skoro dobrze na tym wychodził w ostatecznym rozrachunku. Stąd te wszystkie ślady, zadrapania, drobne oparzenia. Co mu szkodziło? Do tego bólu już przywykł, nie robił na nim wrażenia, większy też nie, stanowił ewentualne źródło dyskomfortu. Złamane ramię na obozie właśnie tym było - dyskomfortem, niesprzyjająca okolicznością, która ograniczała możliwości. Ale zostawmy te rozważania zanim Ślizgonowi podskoczy ciśnienie, szczególnie, że trzymał w ramionach potencjalną ofiarę. Nadal mógł się jej pozbyć w sposób niezauważony, nawet jeśli panował nad swoimi odruchami. Ot, impulsy zdarzają się każdemu, on miał je po prostu lepiej przemyślane.
Wątpliwości Porunn w pewien sposób go wręcz uraziły. A co to za różnica, prefekt czy nie? Na każdego jest sposób, na samego Dumbledore'a prędzej czy później by obmyślił, ale to mu nie na rękę w tym momencie. Prefekt zaś to tylko odznaka, poza tym to ten sam uczeń co przed wakacjami. Fakt, iż więcej osób ma na niego oko tylko dodaje rozrywki, podwyższa adrenalinę, które przecież stanowi jeden z ważniejszych powodów takich gier. Im większe ryzyko, tym lepsze doznania, większa satysfakcja z osiągniętego celu, bo porażki nikt nie bierze pod uwagę.
- Porunn, wilczątko ty moje, naprawdę sądzisz, że mnie to robi jakąkolwiek różnicę? - zaczął z pobłażliwym uśmiechem, przesuwając palcami po jej ramionach. - Poza tym, nie koniecznie trzeba celować stricte w naszego Krukona. Niszczy się nie tylko fizycznie, pamiętaj. Psychiczne ataki są o wiele skuteczniejsze, na dodatek można je przeprowadzić w taki sposób, by nikt się nie domyślił co zamierzasz. Trzeba tylko znaleźć słabe punkty tworzące szlak. Przy dobrych wiatrach Watts sam poprosi, żeby go wykończyć lub nas wyręczy.
Uśmiechnął się na tę perspektywę zabawy, za którą zdążył się już stęsknił. Owszem, manipulował też Fimmelówną, ale dwa różne motywy kierowały jego poczynaniami. Potraktuje Bena jako zabawę dla relaksu, dowie się wszystkiego, co niezbędne. Może nawet koligacje z Arią okażą się pomocne, wtedy załatwi dwie pieczenie przy jednym ogniu, jeśli tylko dobrze to rozegra. Śnieżka stanowiła ostatnią przeszkodę przed całkowitym opanowaniem umysłu Ślizgonki, nie zamierzał się hamować, chyba, że tego będzie wymagała dobrze przeprowadzona akcja. Był cierpliwy i nie bał się ryzyka - o czym świadczy to objęcie Porunn. Nie dała mu w twarz ani nie wysłała z powrotem do wody, to bardzo dobry znak. W kwestii lęku związanego z blizną była już jego. Poszło szybciej niż przewidywał.
- Nie obawiaj się, jeszcze go zobaczysz w pozycji embrionalnej u twoich stóp, charczącego o szybką śmierć. Dorobię do tego kokardę z wciąż nie wydartych jelit, taki prezent od serca. - mrugnął do niej z uśmiech, gdy się odwróciła, zaraz potem pozwalając jej na ten drapieżny pocałunek, który podobał się obu stronom, szczególnie, że zawierał element bólu. Rozgrzewający, a nawet podniecający bodziec. Nie pozostawał dłużny, łapiąc zębami jej dolną wargę i przygryzając tak mocno, by uwolnić krew. Smakował tę metaliczną nutę na swoim języku, dzieląc się nią z Fimmelówną. Była jego. Może jeszcze nie w stu procentach, ale to tylko kwestia czasu, a on był gotowy czekać.
- Jest jeszcze ktoś, kogo mam Ci sprezentować? - zapytał z dwuznacznym uśmiechem, przerywając pocałunek. Przesunął językiem po wargach, łapiąc ostatki krwi.
Porunn Fimmel
Porunn Fimmel

Brzeg - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Brzeg   Brzeg - Page 4 EmptyPon 22 Gru 2014, 20:05

Porunn miała pewne granice, których się do pewnego czasu trzymała. Kiedyś nigdy by nie wyrządziła komuś trwałej krzywdy, chociaż niejednokrotnie chciała patrzeć, jak ktoś cierpiał. Była zablokowana przez niewidzialną barierę, której za nic w świecie nie potrafiła przekroczyć. Ostatnie miesiące jednak utwierdziły ją w przekonaniu, że tak naprawdę wszystko było dozwolone, jeśli nabyło się pewną umiejętność, pozwalającą się wyłączyć na innych. Zmieniło się jej patrzenie na świat, stała się otwarta na nowe doznania, chciała nabyć nowych umiejętności. Nie spodziewała się jednak, że mogła kogoś tak bardzo nienawidzić. Watts był osobą, którą chciała mieć tylko i wyłącznie dla siebie, aby patrzeć jak powoli stacza się na dno, jak z jego jasnych oczu uchodzi życie. Uważała, ze to wspaniały widok usychającego, wygiętego na wszystkie możliwe sposoby ciała, przez które przechodzi niezliczona ilość bólu. Chciała słyszeć trzask łamanych kości oraz widzieć posokę wypływającą z jego oczu. Miał błagać o litość, której w żadnym wypadku od niej by nie dostał. Przysięgła sobie w duchu, że Ben będzie pierwszą osobą, która pozna co to znaczy prawdziwy gniew Fimmelów. Zapragnęła spalić go żywcem.
Mimowolnie na jej twarzy pojawił się krzywy uśmiech, który sugerował, że takie myśli, które kołatały się w jej głowie nie były do końca czyste i moralne. Nic już nie było takie samo, a ona nie chciała nawet wracać do tej Porunn, która miała jeszcze jakieś zasady i granice. Były dla ograniczonych głupców, którzy woleli chować głowę w piasek, unikać konfrontacji, która tak naprawdę mogła dać im wszystko, czego pragnęli. Dopiero słowa Vincenta sprowadziły ją na ziemię. Zamrugała zaskoczona, przechylając głowę w bok. Zmarszczyła brwi, ważąc jego słowa, które trafiły do niej dopiero po chwili. No tak, nie miała się czym przejmować. Już na pierwszy rzut oka, podczas starcia z prefektem Ravenclaw mogła swobodnie odgadnąć, że cała jego duma i powściągliwość  była spowodowana noszeniem odznaki. Chował się za nią jak szczur, jak ktoś, kto dorwał się władzy, nie mając o niczym wcześniej pojęcia. Zacisnęła pięści, mając ochotę znów dać upust swoim nagromadzonym w sekundę negatywnych emocji. Nic dziwnego, że pocałunek, który odwzajemnił Vincent był odświeżający, pobudził jej zmysły, a delikatna nuta bólu tylko podsyciła w niej wewnętrzne żądze. Musiała mimo wszystko się powstrzymać, byli w szkole, w której niestety panowały ścisłe zasady, ściany miały uszy, a obrazy gadały. Nie wyszłoby jej to na dobre, a zdecydowanie lubiła być bezkarna. Spryt jej w tym pomagał, a kilka nic nie znaczących szlabanów u Filcha nie zrobiły na niej najmniejszego wrażenia. Gdy ich usta się od siebie oderwały, Porunn przez chwilę milczała, spoglądając mu w oczy przez dłuższą chwilę.
- Chcę aby wył z bólu, żeby jego oczy błagały o szybką śmierć, której mu nie dam. Ma skonać, mają ulecieć z niego ostatnie resztki nadziei. Niech jego dobre wspomnienia przyćmi obraz cierpienia. Musi czuć każdą kosteczkę w organizmie, którą złamię własnymi rękami. Chcę mieć jego krew na swoich dłoniach, posmakować jej smaku, która rozpali moje zmysły. Wiesz co zrobię? Każę mu patrzeć, jak  konają jego najbliżsi, wszyscy po kolei. Później zostawię zwłoki przed jego nosem i nie pozwolę mu umrzeć razem z nimi - słowa z jej ust wypadały powoli. Każde było odpowiednio wyważone, a w oczach nie było można dostrzec nawet cienia zawahania i wątpliwości. Mówiła to, co chciała, co miała zamiar zrobić w przyszłości. Odwróciła się całkiem twarzą i ciałem do Vincenta, następnie położyła dłonie na jego klatce piersiowej, aby delikatnie wbić w jego skórę paznokcie. Pochyliła się nad jego twarzą, jakby znów chciała go pocałować. Nie zrobiła tego jednak, tylko uśmiechnęła się, wyszczerzając zęby w uśmiechu.
- A co do sprezentowania mi czegoś… To w stanie nienaruszonym, do rąk własnych przyjmę z chęcią Ciebie. Zajmę się Tobą dobrze, nie będziesz mógł narzekać – mruknęła prosto w jego usta, po czym przesunęła opuszkami palców po jego ramionach, zjeżdżając w dół, aby w końcu chwycić go za dłonie. Uniosła  jego jedną rękę, aby przesunąć po niej wargami. Jej twarz stężała, gdy jej oczy napotkały ranę na prawym przedramieniu Vincenta. Nie byle jaką ranę, tylko taką, którą bez zawahania połączyłaby z czarną magią. Powoli podniosła spojrzenie na twarz chłopaka, była co najmniej zdziwiona, chociaż nie zszokowana. Mogła się domyślić, że coś go łączyło z ciemną stroną mocy. Nie wydawał się rycerzem sprawiedliwości i wcale nim nie był. Jej kącik ust drgnął.
- Powinnam pytać?


Ostatnio zmieniony przez Porunn Fimmel dnia Pią 09 Sty 2015, 01:43, w całości zmieniany 1 raz
Vincent Pride
Vincent Pride

Brzeg - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Brzeg   Brzeg - Page 4 EmptyWto 06 Sty 2015, 22:36

Obserwując Porunn, jej mimikę i gesty, można było wszystko wyczytać. Każda jedna emocja czy intencja jawiła się tak wyraźnie jak treść księgi w bibliotece. Czarno na białym - o ile tylko nie bagatelizowało się zachowań Ślizgonki i obserwowało uważnie. Vincent zauważył to już przy ich pierwszym spotkaniu i między innymi ta cecha zaważyła na ich dalszej znajomości. Dziewczyna odznaczała się wyobraźnią i niepohamowaną rządzą zniszczenia, jednakże do kompletu dołączył też brak rozwagi. Wystarczyło pokazać jej to, co ją kręciło, by ta pozbyła się jakichkolwiek większych zahamowań. Dlatego właśnie przyrównywał ją do berserkera - szał i destrukcyjne pragnienie krwi stały się domeną Fimmelówny, on musiał nią tylko kierować, by taranowała te przeszkody, na które on nie miał zamiaru marnować czasu. Musiał sprawić by czuła się ważna i silna, by wierzyła, że może wszystko, a jej siostra nie stanowi żadnej bariery. Na to ostatnie była zadziwiająco podatna, biorąc pod uwagę, że przy odpowiednim planie i argumentacji zapewne wymordowałaby z nim grupę niewinnych ludzi, by następnego dnia obdarować Arię serdecznym uśmiechem przy śniadaniu. Wchłaniał ją coraz bardziej i co najlepsze, nawet nie musiał się starać. Najwyraźniej czekała na kogoś takiego jak Pride i teraz trzymała kurczowo każdą cząstkę jego osoby.
Słowa ociekające jadem były pokrzepiające, wręcz poprawiające humor. Nie mógł jej odmówić wyobraźni, nawet jeżeli potęgowała ją ślepa złość za doznane krzywdy. Taka były zasadnicza różnica między tą dwójką - Vincent preferował ciche zemsty, ale skuteczne, przemyślane, zanalizowane na dziewiątą stronę niwelując margines błędu. Pomimo doskonałej znajomości fizycznych słabości ludzkiego organizmu preferował niszczenie psychiki ofiary, dopiero potem zajmowanie się faktycznymi torturami przy użyciu skalpela czy noża. On nie masakrował, ale tworzył, bawił się dla samego siebie, a nie by dać upust frustracji.
- Pozwolisz, że się wtrącę. Nie torturuj mu bliskich przed nosem, bo zanim skończysz on przestanie reagować tak jakbyś tego chciała. Człowiek nawet w sytuacjach traumatycznych na dłuższą metę potrafi przystosować umysł do sytuacji. Postaw go przed faktem dokonanym, gdy nie będzie się niczego spodziewał. Dajesz się ponieść furii, a to prowadzi do błędu w pierwszym kwadransie zabawy. - powiedział spokojnym głosem, jakby tłumaczył wyjątkowo oczywisty fakt młodszemu uczniowi. Oczywiście, mógł pozwolić jej popełniać niezliczoną ilość podstawowych błędów w tym interesie, stanowiłoby to obiecującą formę rozrywki, jednakże miał zamiar zrobić z dziewczyny użytek. Najpierw zrobi z niej siłę uderzeniową, potem niech robią z nią co chcą. Tak długo jak okazywała się przydatna miał zamiar o nią dbać - przede wszystkim, by nie zaszkodziła jemu samemu.
Wbite paznokcie przywitał lekkim uniesieniem brwi i kącika ust, natomiast jej następne życzenie wywołało już pełny uśmiech. Podejrzewał, że uzależnienie od siebie Porunn na gruncie zarówno psychicznym jak i fizycznym będzie jego zwycięstwem. Póki co Aria mimo wszystko miała znaczący wpływ na decyzje Ślizgonki, ale już niedługo. Dbając o nieskazitelną reputację w Hogwarcie odsunie Fimmelównę od każdej, bliskiej jej osoby, aż w końcu zostanie jej tylko on. Samotność popycha zawsze w niewłaściwym kierunku i on miał zamiar obserwować jak wilk pokornie daje się połknąć Bazyliszkowi.
- Zobaczę co da się z tym zrobić. - odparł swobodnie, w tonie głosu jednak pobrzmiewały nuty obiecujące spełnienie zachcianki dziewczyny w niedalekiej przyszłości. - Wszystko zależy od tego jak się będziesz sprawować, potraktuj to jako nagrodę za postępy.
Kiedy odkryła ślad na jego przedramieniu skarcił samego siebie w myślach. Wstyd się przyznać, ale na śmierć zapomniał o śladzie po czarnomagicznych eksperymentach, którego odkrycie przez niewłaściwą osobę mogłoby go wpędzić nawet do Azkabanu. Musiał się bardziej pilnować, bo nawet Porunn nie mógł ufać w stu procentach i ta wiedza mogła ją sporo kosztować, jeśli wykaże się lekkomyślnością. Może i wiedziała o jego zapędach, ale to nie dawało jej przepustki do odkrycia jego krainy czarów w całości. Eksperymenty stanowiły tajemny rozdział, w którym próby utworzenia morderczych zaklęć przeplatały się z nowymi metodami tortur. Nadal zawracał na siebie uwagę jako nowy uczeń, więc pozostawało mu badanie skutków na swoim własnym ciele.
Podniósł suchą już koszulę i założył, szybko zapinając rząd guzików. Lepiej zasłonić to i owo zanim ktoś postanowi się przyłączyć do rozmowy. Ubrał pozostałe, wysuszone już części garderoby i ponownie spojrzał na swoją dziewczynę z uśmiechem, który miał w sobie tyle sympatii co groźby. "Jeśli nie chcesz, bym zademonstrował na tobie jak się tworzy najlepsze skrzypce to milcz".
- A masz o co pytać? - odpowiedział pytaniem na pytanie, odgarniając grzywkę z oczu. - Myślę, że oczywistości nie trzeba poruszać. Uwierz mi po prostu, że to nic specjalnego. Ty mi lepiej powiedz czy...
Nie dokończył, gdyż na jego głowę spadł list, jak się później okazało, od Ingrid. Zdziwiony otworzył kopertę i powoli zapoznał się z jej zawartością. No proszę, a jednak ta interesująca kobieta się odezwała. Cóż za sprzyjający obrót spraw, już miał sam ją odszukać w ten czy inny sposób. Ostatnie zajęcia podczas obozu bardzo mu się spodobały i miał zamiar dowiedzieć się więcej o mugolskiej broni, która stanowiła idealny as w rękawie. Czytając ostatnie zdanie parsknął śmiechem, pozwalając by resztki listu przepadły w powietrzu.
- Twoja ciotka uważa, że obejmuję cię zdecydowanie za mocno. Jak widać masz nadzór dwadzieścia cztery godziny na dobę. - powiedział z kpiną w głosie. Prawdę mówiąc wolał zatrzymać dla siebie informacje o spotkaniu, w końcu Porunn powinna wiedzieć tylko to, na co jej pozwoli. - Aż dziw, że nie nosisz pasa cnoty - chyba że jest niewidzialny.


Ostatnio zmieniony przez Vincent Pride dnia Pią 09 Sty 2015, 02:11, w całości zmieniany 1 raz
Porunn Fimmel
Porunn Fimmel

Brzeg - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Brzeg   Brzeg - Page 4 EmptyPią 09 Sty 2015, 00:03

Nie wiedziała jak to się stało, że bez problemu zaczęła wyrażać emocje, które w niej buzowały, dając im upust. Przy Arii starała się pohamować, pokazać z jak najlepszej strony, aby siostra nie musiała się jej obawiać, aby jej ufała. Hamowała się tylko i wyłącznie dla niej, utrzymując tym samym dobre stosunki, których za nic w świecie nie chciała pogarszać. Ostatnio jednak robiło się coraz gorzej, a ona z trudem potrafiła przemilczeć to, co jej się nie podobało, raniąc przy tym ukochaną jej osobę. Rozmowa, którą odbyły jeszcze w domowym zaciszu była pierwszym gwoździem do trumny. Później było coraz gorzej. Mimo wszystko za nic w świecie nie chciała stracić Arii, jednak coraz bardziej miała przeczucie, że Krukonka będąc z dala od Vincenta była po prostu bezpieczna. Nie wiedziała jak do tego podejść, a była prawie pewna, że jej chłopakowi nie do końca podobają się zażyłe stosunki, jakie łączyły ją z Arią. Chaos, który panował w jej głowie nie pozwalał podejmować dobrych decyzji, a uzależnienie od Pride’a, jakie zaczynała odczuwać wcale jej nie pomagało. Miała wrażenie, że gdyby tylko umiejętnie nią pokierował, byłaby w stanie zrobić dosłownie wszystko. Wątpiła jednak w to, że dbał o jej bezpieczeństwo. Z resztą nic nie pozostawało bez wzajemności. Póki było dobrze, to wspaniale. Ważne, że oboje wyciągali ze swojej relacji duże korzyści, dbając o siebie na tyle, na ile pozwalała sytuacja. Wiedziała, że mogła mu powiedzieć wszystko, szczególnie to, czego nie mówi się głośno. Miała pewność, że jej przyklaśnie, a później doda coś od siebie, przy okazji wytykając błędy.
Nie zawiodła się na nim i tym razem. W milczeniu słuchała co miał do powiedzenia, analizując i interpretując na swój sposób. Chciała zapamiętać to, co mówił, ponieważ chęć zemsty, jaką w tej chwili odczuwała była na tyle silna, że gdyby miała okazję, właśnie tak by zrobiła, jak zaplanowała. Jego nauki jednak nie szły w las, a ona pokornie skinęła głową na znak zrozumienia.
- Tak też więc zrobię. Pomożesz mi – powiedziała, wzruszając ramionami, jakby stawiała go po prostu przed faktem dokonanym. Posłała mu zaraz później szeroki uśmiech. Dlaczego miałaby popuścić Wattsowi, skoro zbierało mu się od dłuższego czasu? Jeszcze śmiał wspomnieć o Arii, co niekoniecznie jej się spodobało. Przecież nie miał zielonego pojęcia o czym mówił. Jej siostra nigdy by jej nie zdradziła i nie wybrała nikogo innego. W końcu były rodziną!
Spojrzała na Vincenta i przechyliła głowę lekko w bok. Lubiła jego bliskość. Miał w sobie coś, co wbrew jej samej uzależniało, sprowadzając na niebezpieczną ścieżkę z której trudno było zawrócić, jeśli w ogóle się by się dało. Mimo wszystkich obaw, jakie do niego żywiła, to musiała przyznać, że obchodził się z nią dobrze, na co nie mogła w żaden sposób narzekać. I chociaż często sobie grabiła niepohamowanym temperamentem, to o dziwo jej wybaczał. Ceniła to. Miała naprawdę interesującą i silną jednostkę po swojej stronie. Najgorsze było jednak to, że mimo wszystko  odczuwała strach wymieszany z fascynacją, gdy tylko słyszała dźwięk jego głosu, czuła dotyk na swojej skórze. Oboje igrali z ogniem, w mniejszym lub większym stopniu.  
Rana, którą zobaczyła na jego przedramieniu, wywołała u niej przez chwilę mieszane uczucia. Mogła się spodziewać, że łączyło go coś z dziedziną czarnej magii, w końcu uczył się w Durmstrangu, ale nie wiedziała, że mógł posunąć się aż tak daleko i zranić siebie samego. Przez chwilę nie potrafiła wydobyć z siebie głosu, jednak gdy pierwsza fala zaskoczenia z niej spłynęła, usta Ślizgonki wykrzywiły się w uśmiechu. Każdy wybierał jakąś stronę, mniejsze lub większe zło. Nie miała jednak zamiaru pytać o nic, co mogłoby sprawić, że wyszłaby na osobę wścibską. Nie była nią. Zdecydowanie wolała martwić się o siebie i siostrę, niż wchodzić w obszar, który nie był dla niej na dzień dzisiejszy interesujący.
Spojrzenie, jakim obdarował dziewczynę sprawiło, że poczuła jak jej wszystkie mięśnie nagle się napinają. Podświadomie zdawała sobie sprawę z tego, że nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy, jednak prędzej czy później musiała się o tym dowiedzieć. Jej odpowiedź wciąż była taka sama i wątpiła w to, że coś mogło się zmienić w pojmowaniu przez nią świata. Już miała otwierać usta, aby zapewnić go o tym, że będzie milczeć, kiedy to na jego głowę spadł list. Spojrzała odruchowo w górę, a sowa została niemalże od razu rozpoznana. Uniosła brew i cicho westchnęła. Ciotka musiała upatrzyć sobie kogoś i jak na zrządzenie losu musiał być to Vincent. Nie wiedziała czy powinna się z tego faktu cieszyć, czy może powoli zacząć zastanawiać co jeszcze mogło pójść nie tak.
Odsunęła się od chłopaka i chwyciła za koszulkę, aby ją ubrać. Była sucha i o to jej chodziło. Reszta mogła pozostać mokra, wyschnie w swoim czasie. Na razie aż tak bardzo tego nie potrzebowała. Zapięła szybko guziki i przewróciła oczami, gdy usłyszała jego słowa.
- Nagle zaczęła się interesować? To Aria jest jej oczkiem w głowie, nie ja. Mogę robić co chcę, nic jej do tego – burknęła, niezadowolona z faktu, że Ingrid zdecydowała się ingerować w jej związek. Za kogo ona się miała? Nie była Arią, którą można było manipulować na wszystkie strony. Zmarszczyła brwi, obserwując jak resztki listu rozniosły się w pył. Co było takiego ważnego, że kobieta postanowiła zachować to wszystko w tajemnicy i ukryć przed innymi? Nigdy nie była w stanie jej pojąć i jakoś nie starała się tego zmienić. Znów zmniejszyła odległość między nimi, zaciskając tym samym dłonie na jego ramionach. Ich czoła się ze sobą zetknęły.
- Co mam ci lepiej powiedzieć? – spytała, spoglądając mu w oczy z niesamowitą intensywnością. Sowa mu przeszkodziła w dokończeniu zdania, a ona była naprawdę bardzo ciekawa tego, o co chciał zapytać. Przesunęła jedną dłonią po całej długości jego ramienia, dotykając przez materiał miejsca, gdzie widniała rana.
- O tym nie dowie się nikt. Możesz być pewien – dodała po chwili.
Vincent Pride
Vincent Pride

Brzeg - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Brzeg   Brzeg - Page 4 EmptySob 10 Sty 2015, 23:53

"Pomożesz mi" i tyle. Porunn najwyraźniej miała zwyczaj stawiać innych przed faktem dokonanym, nie pytając ich o zdanie. Vincentowi to nie odpowiadało, nie lubił, kiedy ktoś zarządzał nim i jego wolnym czasem wedle własnego widzimisię, w końcu nie tak miał wyglądać układ sił. Mimo wszystko nie oburzył się i nie zaprotestował, a w pierwszej chwili przemilczał. Kto wie, może właśnie takie posunięcie bardziej się opłaci. Niech Fimmelówna poczuje trochę tej władzy i swobody, niech żyje świadomością, że jej decyzje są ważne na równi z jego własnymi. Kiedy zyska niezachwianą pewność siebie u jego boku będzie mogła w końcu uwolnić cały swój niszczycielski potencjał. W końcu nie miała być subtelna, materiał na skrytobójcę z niej żaden, jednakże on umiał dostrzec jej zalety i wykorzystać, trenując specjalne umiejętności dziewczyny. Najwyraźniej psychicznie również tego potrzebowała - by ktoś zauważył w czym była dobra, co lubiła, pochwalić lub doradzić. Aria jej tego dać nie mogła, bo różniły się jak ogień i woda. Zresztą był przekonany, że gdyby siostry dogadywały się idealnie to owinięcie Ślizgonki wokół palca zajęłoby mu znacznie więcej czasu. Pewnego dnia wyśle Arii kwiaty w ramach podziękowania za wepchnięcie bliźniaczki w paszczę lwa.
- Pomogę. Chce mieć pewność, że wszystko pójdzie jak po maśle, a ty wrócisz ewentualnie z paroma zadrapaniami. - odparł, pozwalając sobie na lekki uśmiech. - Zadbam, by żaden ślad naszej obecności nie został znaleziony. No i nauczę cię dobrej zabawy.
Jej uwaga na temat Ingrid go zaintrygowała. No proszę, kobieta taka jak Ingrid interesowała się wybitnie kimś takim jak Aria? Musiał przyznać, że był zaskoczony i to w stopniu ponad przeciętnym. Czyżby Krukonka przejawiała jakiś potencjał? Czy po prostu tak się kobiecie ubzdurało i nie przyjmowała słowa "nie"? Brał ja za inteligentną, więc na pewno zauważyła jakim typem osobowości dysponuje królewna śniezka, a mimo to wykazywała naiwną wiarę w naprostowaniu jej zajęczej osobowości. Miał dziwne wrażenie, że wysiłki śmierciożerczyni odnosza odwrotny skutek do zamierzonego, ale co kto lubi.
- Muszę przyznać, że ta informacja mnie zaskakuje, aczkolwiek z drugiej strony jestem w stanie ją pojąć. Twoja ciotka sprawia wrażenie osoby statycznej, zupełnie jakby było jej bliżej do dementora niż normalnego człowieka. - stwierdził wzruszając ramionami. - Może dlatego tak interesuje się zamkniętą na świat Arią, znalazła jakąs nić porozumienia. Z całym szacunkiem, skarbie, ale twój temperament ze stoickim spokojem ma tyle wspólnego co ja z baletnicą.
Parsknął śmiechem, gdyż jego umysł bardzo szybko zajął się kreowaniem obrazu Slizgona w trykocie. Na Morganę, nigdy w życiu.
- A niech się nie martwi, z nikim w tej szkole nie będzie ci lepiej. - puścił jej oko, by nastepnie chwycił Porunn za ramię i przyciągnąć do siebie, co pozwoliło mu ściszyć głos. - A ty mi lepiej powiedz jakimi informacjami dysponujesz w kwestii pana prefekta i jego rodziny. Nie chciałaś przecież rzucić się w wir zabawy bez planu, prawda?
Uniósł brew licząc na to, że nie przecenił Fimmelówny. Wciąż stanowiła dla niego nie odkryty w stu procentach ląd, a wynikalo to z jej porywczości i impulsywności. Mógł przewidywać wiele jej zachowań, ale wciąż mogła go zaskoczyć. Lub wszystko zepsuć.
Skinął tylko głową na swego rodzaju obietnice dotrzymania tajemnicy, jaką złozyła po zobaczeniu jego ran. Nie przyjmował innej odpowiedzi pod uwagę, w końcu zależało mu na utrzymaniu Porunn przy zyciu i w pełni sił.
Porunn Fimmel
Porunn Fimmel

Brzeg - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Brzeg   Brzeg - Page 4 EmptyPon 12 Sty 2015, 23:49

Porunn przyjrzała się twarzy Vincenta, starając się znaleźć w jej wyrazie coś, dzięki czemu mogła dowiedzieć się o czym myślał. Uśmiechnął się lekko i przytaknął jej. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się co w tej chwili chodziło mu po głowie. Czasami nie wiedziała czy mówił prawdę, czy po prostu zgadzał się z jej słowami tylko po to, aby móc tym samym nią manipulować, aby później wykorzystać do własnych celów, planów. Domyślała się, że nie czuł do niej nic, poza sympatią, a wzajemne zrozumienie po prostu utrzymywało ich znajomość w ryzach, w całości. Zresztą nie mogła o sobie powiedzieć niczego więcej. Lubiła go, wiedział jak z nią postępować i świadomie dawała sobą manipulować, dawała się owinąć wokół palca, aby tylko poczuć tę więź, która czy tego chcieli czy nie, zacieśniała się między nimi i tym samym przyciągała coraz bardziej. W pewnym momencie oboje nie będą mieli możliwości ucieczki od siebie, tego się bała. Chociaż… czy nie było już teraz za późno na odwrót? Nie myślała nawet o tym. Chciała dać się ponieść jeszcze bardziej w wir tej znajomości, pozwalając mu na wszystko świadomie.
- Zgadzasz się ot tak na pomoc? – uniosła brew, po czym pokręciła głową, próbując się nie roześmiać. Położyła dłonie na  jego klatce piersiowej i spojrzała mu w oczy, szczerząc się. – Jest tutaj jakiś haczyk?  – spytała, wzruszając ramionami. Zmrużyła błękitne ślepia, lustrując go nimi intensywnie. W końcu pokręciła głową, chowając twarz w zagłębieniu jego obojczyka, mocniej zaciskając dłonie na jego ramionach. Wzięła głębszy wdech, aby jego woń połączoną z jeziorem i nikłym już zapachem wody kolońskiej, uderzyła jej nozdrza i pobudziła zmysły. – Zabawki się szanuje, Vincent. Mam nadzieję więc, że wszystko pójdzie zgodnie z planem, a my wyjdziemy w stanie nienaruszonym – dodała, po czym odsunęła się od niego, unosząc delikatnie kącik ust, drgnęła.
O ciotce nigdy nie lubiła rozmawiać. Wyraźnie widziała kogo Sakarsgard faworyzowała i chyba to ubodło ją najbardziej. Nie ukrywała, że Aria była dla niej najważniejsza, jednak Porunn odnosiła wrażenie, że była to rekompensata za brak zainteresowania ze strony ojca.  Po prostu tak było, raczej się nie zmieni. Dlatego też list trochę ją zdenerwował. Nie miała zamiaru się słuchać, w żadnym wypadku Ingrid nie wywierała na niej wrażenia, jak robiła to u Arii. Różnica charakteru? Możliwe.
- Przypomina dementora? Jeśli naprawdę chce cię bliżej poznać, to musisz się szykować na pełne niespodzianek chwile. Niekoniecznie odpowiadające ci – powiedziała, spoglądając w bok. Złożyła ręce na piersiach, przypominając w chwili obecnej obrażoną dziewczynkę, której odebrano lizaka. Była zła, zirytowana faktem, że Ingrid postanowiła zabrać jej kolejną osobę, którą ona chciała mieć tylko dla siebie. Nie mogła się powstrzymać, nigdy nie była dobra w skrywaniu frustracji.
- Pewnie niedługo zabierze mi ciebie i zostanę z niczym. Sama – mruknęła jakby do siebie, jednak na tyle głośno, aby słyszał. Nie była jednak pewna tego, czy faktycznie chciała, aby wiedział takie rzeczy. Zacisnęła pięści, po czym odetchnęła odgarniając włosy z twarzy.
Gdy przyciągnął ją do siebie, spojrzała nań zaskoczona. Nie powinna być jednak zdziwiona bliskością. W końcu zdarzyło się to nie raz, nie dwa. Słowa Vincenta nieco ją uspokoiły, a wyraz twarzy nieco się rozluźnił. Nie była już taka spięta, jak jeszcze chwilę temu.
- Nie wątpię w to – mruknęła, po czym spojrzała na chwilę w bok, aby nie utrzymywać z nim zbyt długiego kontaktu wzrokowego. Musiała się zastanowić nad informacjami, które miała na temat Wattsa. Dzięki szpiegowaniu jej siostry dowiedziała się coś nie coś. Musiało to na daną chwilę wystarczyć.
- Przyjaźni się z prefektem naczelnym. Łatwo go wyprowadzić z równowagi, kiedy mówi się o jego rodzinie, czego efektem jest moja twarz. Mieszka w Szkocji, miasto Oban. Jakaś wiocha, myślę, że będzie łatwo. Słabości? Pewnie właśnie rodzina – mruknęła w końcu. Zacisnęła pięść na przedzie koszuli Vincenta, po czym ją rozluźniła. Na samą myśl o Benie miała ochotę patrzeć jak sam kona w męczarniach, w samotności i przerażeniu. Chciała odebrać mu wszystko, dosłownie wszystko.
Vincent Pride
Vincent Pride

Brzeg - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Brzeg   Brzeg - Page 4 EmptyPią 23 Sty 2015, 21:35

Słońce nieubłaganie zbliżało się na spotkanie z linią drzew Zakazanego Lasu, stopniowo przygotowując świat na przyjęcie nocy. Gdzieniegdzie widać już było gwiazdy, a po przeciwnej stronie nieba majaczył sierp Księżyca - o ile oczywiście żadna chmura nie postanowiła go w danym momencie przysłonić, domagając się uwagi od potencjalnych obserwatorów. Porunn również chciała, by atencja Vincenta spoczywała tylko i wyłącznie na jej osobie, co potwierdziły dodatkowo jej słowa na temat Ingrid. No proszę, dwie mroczne damy nie przepadały za sobą? Z trudem ukrył zdziwienie, obserwując jak Fimmelówna z wyrzutem mówi na temat własnej ciotki, którą podejrzewała chyba o spisek mający na celu zostawienie jej samej na tym świecie. Doprawdy, w takich momentach chłopak widział jak na dłoni podobieństwo między bliźniaczkami. Obie stanowiły idealny przykład nadmiernego terytorializmy względem najbliższych osób, różniły się za to reakcje na zmiany stanu rzeczy na tym gruncie. Aria miała w zwyczaju zaszywać się w samej sobie, głęboko w ciemności, gdzie nikt jej nie dosięgnie. Porunn zaś atakowała, pewnie często na oślep, mając na celu wyeliminowanie potencjalnego zagrożenia zanim przybierze większą, poważniejszą formę.
- Myślę, że mimo wszystko niepotrzebnie obwiniasz Ingrid. - powiedział z lekko kpiącym uśmiechem, zaraz jednak pozbywając się tego nieprzyjemnego elementu. - Jesteś podobna do Arii pod tym względem, wiesz? Ona się boi, że już nie jest dla ciebie numerem jeden, co najlepsze, że to ja zaczynam nim być. Obwinia za to zarówno ciebie jak i mnie, widać to jak na dłoni, jeśli tylko przyjrzy się jej zachowaniu. Ma powody do takiego myślenia? Nie. Tak samo twoje zarzuty do Ingrid.
Uśmiechnął się zagadkowo, ale mimo wszystko ciepło, wręcz kojąco. Odgarnął włosy Ślizgonki za ucho, by następnie szepnąć do niego:
- Musisz pamiętać, że są rzeczy, których nikt nie może zabrać. Będę za tobą zawsze, niczym cień.
Dobrze ukryta groźba potrafiła przypominać najpiękniejsze wyznanie miłosne, a Pride nie zawahałby się użyć najbardziej niedorzecznych wyznań, jeżeli tylko zagwarantują mu osiągnięcie celu. Musiał budować we wnętrzu Fimmelówny przeświadczenie, że nic jej przy nim nie grozi, że może mu ufać w stu procentach, choćby i za cenę swojego życia. Mógł próbować uczynić to samo z Arią, ale powodzenie tej misji oceniał na bardzo niskim poziomie. Zresztą nie było mu to potrzebne do szczęścia, wystarczyła ta wilczyca, która w szale utoruje mu drogę tam, gdzie będzie tego chciał. Odpowiednio pokierowana zrobi za niego wszystko, a w bólu i cierpieniu przybiegnie do niego, wierna niczym pies. Taki miał plan i zamierzał doprowadzić go do końca. Był cierpliwy, mógł czekać. Gra była warta ryzyka.
Wysłuchał dokładnie informacji na temat Krukona, który świadomie czy też nie znalazł się w bardzo niekorzystnym dla siebie położeniu. Okoliczności im sprzyjały, a on nie mógł się doczekać aż sprawdzi możliwości Porunn. Dobrze, że nie pójdzie się mścić sama, bo patrząc na jej porywczość mogłoby mieć to zły wpływ na plany Pride'a. Gdzie on znajdzie drugą taką?
Skinął głową z uśmiechem, obserwując jak cienie przejmują władzę, tworząc często ciekawe obrazy twarzy Ślizgonki.
- Dobrze, jest to jakiś początek. Trzeba dowiedzieć się jak najwięcej, w takich momentach nie ma miejsca na niedopatrzenia. Zadbamy o wszystko zawczasu, a potem będziemy mogli się bawić do upadłego. Poczekaj tylko aż...
Przerwał, gdyż coś przykuło jego uwagę. Kątem oka dostrzegł zielonkawe światło na niebie, a gdy odwrócił głowę mógł dojrzeć ogromną czaszkę z wężem wysuwającym się spomiędzy szczęk. Kto nie znał tego symbolu? Iluż czarodziei kuliło się na jego widok, a ilu radowało? On po prostu uniósł wyżej kącik ust, obserwując dokładnie efekt zaklęcia Morsmordre. No proszę, ktoś był albo bardzo odważny, albo bardzo głupi, cienka granica łączyła te dwa lądy.
- Czas wracać, pewnie nauczyciele zaraz będą ścigać potencjalnych winowajców. Wolałbym chwilowo nie wdawać się z nimi w burzliwe relacje. - puścił jej oko, po czym chwycił dłoń Ślizgonki. Szybkim krokiem wrócili do zamku, gdzie od razu zagoniono ich do dormitorium. Zadziwiające jaki Slytherin był zrelaksowany na tle innych domów, nic dziwnego, że ciągle lądował w roli czarnego charakteru.

z/t x2
Sponsored content

Brzeg - Page 4 Empty
PisanieTemat: Re: Brzeg   Brzeg - Page 4 Empty

 

Brzeg

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 4 z 8Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

 Similar topics

-
» Zarośnięty brzeg
» Wschodni brzeg jeziora [lekcja ONMS]

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Hogwart
 :: 
Tereny Zielone
 :: Jezioro
-