IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Obrzeża

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8
AutorWiadomość
Nessy Temple
Nessy Temple

Obrzeża - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża   Obrzeża - Page 8 EmptyNie 29 Lip 2018, 11:56

Znowu cisza. Po tak wielu latach chaosu, wyrzucania z siebie słów, byle tylko ją zabić, ukryć, zagłuszyć za wszelką cenę, Nessy wita ją z pewną dozą niepewności, ale i wyczekiwania. Tęskniłam. Mogłaby jej powiedzieć, gdyby spersonifikowała się przednią, przytulając się do jej wychudłego, zmaltretowanego ciała, noszącego ślady tak wielu bezsensownych wypowiedzi, krwawych śladów na nadgarstkach, czy otarcia na szyi od konopnego sznura. Wybacz, mówiłyby pewnie zielone oczy, zawstydzone, tym ile razy sama przyczyniła się do tego stanu.
Nie ma jednak przed sobą ciszy, jest tylko, a może aż Nicolas. Elegancki młody mężczyzna, któremu wmówiono, że był kimś innym. Nie dziwiło jej jego przekonanie o byciu dżentelmenem, wśród hołoty, która otaczała ich z każdej strony i tak wyróżniał się pozytywnie. Grzeczny, w przypadku rozmowy z kimś innym na pewno bardzo miły i ułożony. Ona jednak od zawsze zdawała się wyciągać z ludzi to co mieli w sobie najgorsze, działała jak magnes na wszystkie ich przywary, wszystko po to by samej wyglądać lepiej, czyściej, by magia kontrastu wybieliła trochę jej czarne serce.
W oczekiwaniu na reakcję, spodziewa się ataku, krzyków i oskarżeń, że nie wie co mówi, że jej słowa są bez sensu. Tak wiele razy już je słyszała, że postanowiła już nigdy tak nie mówić, dawać ludziom to co chcieli usłyszeć, być tym kogo chcieli w niej widzicie. Tym razem jednak zasady były inne. Nie świadoma ogromu zniszczeń, które wywołały jej słowa, walki jaka toczyła się pod jasną czupryną, czekała, gotowa na wszystko co przyniesie jej los.
Nie spodziewała się tego. Dzień zaskoczeń trwał jak widać w najlepsze, sprawiając, że oboje o otaczającym ich świecie dowiadywali się nowych rzeczy. Uświadamiając sobie, jak wiele jest ich wstanie jeszcze zaskoczyć, mimo że już tak wiele razy zarzekali się, że jest inaczej.
- Nic się nie stało. Patrząc na moje zwyczajne zachowanie, twoje założenie nie są niczym dziwnym i prawdopodobnie sama patrząc na siebie z boku pomyślałabym coś podobnego. – Odpowiada, zakładając, że tym razem mówi jej prawdę. Powinna tak założyć, taki mieli układ, którego starała się przestrzegać. Cóż za okropna była ta ciągła prawda, kiedy tyle słodkich kłamstw cisnęło się na usta. Powinna na przykład: spiąć usteczka w dziubek i z obrażoną miną spoglądać w przeciwną stronę do chłopaka, na twarzy wymusić rumieniec oburzenia, a cienkie jak wierzbowe gałązki ręce, spleść się na piersi, by dopełnić cały obrazek wielkiej obrazy majestatu. Tak by zrobiła przy każdym innym, dając szansę na dłuższe i bardziej wylewne przeprosiny. Tym razem jednak szkoda jej było czasu, wieczór zapadał w najlepsze, a następny dzień zajęć zbliżał się nieubłaganie, zmniejszając ilość godzin, które mogłaby spokojnie przespać, zanim ta nierówna walka ze światem zacznie się od nowa.
Widzi jak w szarych oczach pojawia się cień na brzmienie słowa zabaweczka.
- Niefortunne określenie? Powiem więc, że jest pan historią, która mnie zainteresowała, a z żalem muszę wspomnieć, że takich w tym zamku jest coraz mniej, więc jeżeli prawdopodobieństwo kolejnego spotkania wzrośnie, gdy powiem w odpowiednim momencie stop, to z przyjemnością to uczynię, nawet jeżeli sama będę miała ochotę na więcej.- Oczy jej się błyszczą, kiedy ostatnie słowa wychodzą z jej ust. Pozwala sobie nawet na pokaz impertynencji, kiedy zainteresowane spojrzenie przesuwa po jego ciele. Prawdopodobnie było silne i pięknie wyrzeźbione, Nicolas z informacji Nessy, należał do tych nienormalnych, cierpiących na bezsenność przypadków, które codziennie rano biegały wokół zamku jakby je sam Lucyfer ze swoimi piekielnymi hordami gonił.
Cieszy się chwilą ciepła, obcym ale miłym jej, dotykiem na swojej skórze. Gdyby była ciut bardziej naiwna, mogłaby zamknąć oczy i wyobrazić sobie, że Gryfonowi to także sprawia przyjemność, że podoba mu się delikatność jej skóry, jej kolor przypominający mlecznobiałą porcelanę że z innych niż pokierowanych zwykłą zwierzęcą chucią powodów, chciałby zobaczyć jej więcej.
- Niepotrzebnie starasz się szukać drugiego dna we wszystkim co robię. Zazwyczaj go nie ma, daję się ponieść chwili. Mając ochotę dotknąć czyjejś dłoni robię to, przycisnąć ją do swojej twarzy, czynię to bez większego zastanowienia, całować ściskane palce, wykonuję to zanim dojdzie do mnie głupota tak lekkomyślnego zachowania. Życie na wolności jest zbyt krótkie bym chciała zastanawiać się nad wszystkimi konsekwencjami. – Mówi spokojnie, kiedy ciepła jego dłoń oddala się od jej twarzy. Kiedy skończy się szkoła, cała beztroska dziecięcego życia zniknie. Czekać ją będzie jedynie ślub i kariera różdżkarza albo hańba i własne marzenia. W takiej perspektywie przyszłości, wolała żałować rzeczy, których nie zdążyła zrobić, zanim uziemiono ją w złotej klatce.
Nicolas Sharewood
Nicolas Sharewood

Obrzeża - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża   Obrzeża - Page 8 EmptyNie 29 Lip 2018, 18:49

„Droga może być długa albo krótka, kręta albo prosta,
ale każda droga dokądś nas prowadzi.
Tylko nie zawsze tam, gdzie chcemy dojść.”

Wolnym krokiem przemierzali ciemny las, jedynym źródłem światła, które rozjaśniało im prowizoryczną ścieżkę był blask księżyca, który uparcie próbował przedrzeć się przez gęste konary drzew. Cisza panująca między nimi nie należała do tych niezręcznych,w których człowiek pospiesznie szukać bezsesnownego tematu, byle tylko nie zatrzymać potoku słów. Dała im ona chwilę wytchnienia, pozwalając przede wszystkim Nicolasowi na zebranie myśli, przeanalizowanie przebiegu całego spotkania, tak analizowanie i wyciąganie wniosku wychodziło mu najlepiej. Zatrzymał się na niewielkiej polanie. Była pusta, złapał kilka głębokich oddechów czując jak zimne powietrzy wypełnia jego płuca. Wyprostował się dumnie, czekając aż Nessy pierwsza zabierze głos. Nie był pewien czy szufladkując ją nie ściągnie gniewu dziewczyny na własne barki. Mocniejszy podmuch wiatru sprawił, że na beżową blądą twarz opadły brązowe włosy. Uśmiechnął się cynicznie spoglądając na księżyc, jego ciche westchnięcie zagłuszone zostało przez kolejny podmuch wiatru. Ten był jednak inny. Silniejszy, groźniejszy, chłodniejszy. Sennie przymknął powieki by po chwili niechętnie otworzyć źrenicę, pozwalając księżycowi by odbiła się w nim stal jego tęczówek. Na dworze robiło się coraz zimniej i ciemniej, jednak to nie zniechęcało pary uczniów do pozostania na małej polance. I choć kierując się tu, wykonując każdy następny krok odnosił niepokojące wrażenie, że nie powinno go tu być, mimo to uparcie szedł naprzód, ciągnąć za sobą nie mniej upartą Krukonkę.
Spokój i opanowanie widoczne w jego postawie było czymś nowym, odrzucił uporczywe myśli, przestał doszukiwać się spisku w zachowaniu brunetki, w pewnym stopniu chciał wierzyć, że dotrzymuje ona obietnicy, którą złożyli na początku ich wędrówki. Teraz znajdowali się na jej końcu, czego i ona musiała być świadoma. Ten wieczór jak każdy poprzedni i kolejny dobiegał końca, nieubłaganie nadchodziła chwila ich rozstania. I gdzie ich to wszystko zaprowadziło? Miał jeszcze większy mętlik w głowie. Gesty… słowa których dziś było nad wyraz wiele pozostawił po sobie otwarte rany oraz niewypowiedziane pytania.
-Co nie zmienia faktu, że pomyliłem się – przyznał, uśmiechając się delikatnie. Podszedł od dziewczyny otaczając ją w pasie dłońmi, tak by znalazła się jeszcze bliżej niego –Czy kiedyś dane będzie mi poznać prawdziwą Agnes Temple? zapytał patrząc intensywnie w jej zielone oczy. Szukając w nich jakiejkolwiek odpowiedzi… nadziei na to, że kiedyś naprawdę pozbędzie się ona wszystkich masek, pokazując to kim jest naprawdę, na nowo odkrywając siebie samą, choć zdawali się być różni, byli do siebie bardziej podobni niż mogli przypuszczać. Przekorny los igrał z nimi, postawił ich na wspólnej ścieżce która mogła doprowadzić do ich upadku lub pozwolić by wzlecieli wyżej niż kiedykolwiek. Jednak czy to on nich zależało gdzie znajdą się za kilka sekund, minut, godzin, dni czy lat? Sharewood szczerze w to wątpił. Odstąpił od niej po raz kolejny spoglądając na księżyc, tej nocy był wyjątkowo piękny. Znowu przejrzała jego uczucia, po raz kolejny poznała… jak to robiła?
-Z przykrością muszę się z tobą zgodzić, dla mnie też jesteś swego rodzaju urozmaiceniem – oznajmił, powalając sobie na nią spojrzeć właśnie w tym momencie, kiedy ona zdawała się wręcz rozbierać go wzrokiem –Panienko Temple, czy ma Panienka nieczyste myśli? – zapytał marszcząc delikatnie czoło, kiedy na ustach pojawił się łobuziarski uśmiech.
Poczucie wolności i bezpieczeństwa jest jak dopiero co upleciona pajęczyna. Rzeczywistość zwabia cię prosto w sieć, w której powoli się zatracasz, zapominając o ucieczce, aż wreszcie jest już za późno. A życie, niczym pająk, skrada się ku tobie, żeby rzucić się na ciebie i pożreć. Wtedy nie ma już czegoś takiego jak wolność. A wizja bezpieczeństwa staje się ulotna i oddala się, ty za to widzisz jej mgłę. Przynajmniej dopóki nie zamkniesz oczu. Nicolas doskonale zdawał sobie z tego sprawę, był gotów zmierzyć się z tym. W przeciwieństwie do Nessy rzadko poddawał się chwili, częściej analizował i skrupulatnie planował swój kolejny krok. Wiedział, że trzeba brać odpowiedzialność za swoje czyny, przecież nawet najmniejszy gest czy proste słowa, w nieodpowiednim momencie mogą zapoczątkować lawinę zdarzeń, której nic nie będzie w stanie odwrócić. Są takie tajemnice, które powinny zostać nieodkryte. Są miejsca, do których nie powinny prowadzić żadne drogi. Są też ludzie, którzy ukrywają przed innymi więc niż ktokolwiek jest to sobie w stanie wyobrazić. I właśnie dwójka uczniów z Hogwartu była na najlepszej drodze, by odkryć wszystko to czego nie powinni.
-A zastanawiałaś się kiedyś jak to może wpływać na inne osoby? – zapytał. –Przecież w naszym życiu, jakie by ono nie było zawsze jest ktoś, może ty jeszcze nie widzisz tej osoby, ale zawsze ktoś jest… na kogo twoje gesty, słowa najczęściej właśnie te nieprzemyślane wywierając ogromy wpływ. Kiedy zatrzymasz się na chwilę, staniesz się obserwatorem zamiast panienką w tarapatach, będziesz w stanie dostrzec więcej. Spróbuj. Wiem, co mówię, bo już nie raz miałem okazje obserwować właśnie ciebie… nie zrozum mnie źle. Tylko czasem spójrz dalej niż tylko na czubek własnego nosa – odpowiada spokojnym i stonowanym głosem. W jego głowie od razu na myśl przychodzi sytuacja mająca miejsce na błoniach podczas lekcji łączonej, kiedy to Nessy została zaatakowana przez jaszczura. Widział wtedy tego Ślizgona, Horna.
Nessy Temple
Nessy Temple

Obrzeża - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża   Obrzeża - Page 8 EmptyPon 30 Lip 2018, 22:48

Zmarznięta, jednak na tyle ciekawa dalszego obrotu spraw, że ciągle brnie przed siebie, choć jasne ząbki zaczynają o siebie uderzać, a usta powoli zmieniają kolor na siny. Nawet rumieniec wywołany chłodem zaczynał blaknąć, powoli zastępowany przez upiorną biel. Powinni wrócić, stare przysłowie babci Temple mówiło, że nic dobrego nie może się wydarzyć w nocy na spacerze, a może ona to jakoś precyzowała? Nie pamiętała, skupiając się na tym by zbyt głośno nie trzaskać perełkowatymi zębami Nessy zatrzymuje się obok chłopaka. Na drodze do zguby ich małej wspólnej apokalipsie.
- Co nie zmienia faktu, że panu wybaczam.- Mówi uśmiechając się do niego zaczepnie, kiedy na kilka chwil przyciąga ją do siebie. Na ten krótki moment robi jej się cieplej, dłonie przestają drżeć. Otaczający ją świat wydaje się całkiem przyjemny. - Życzę ci byś ją spotkał. Ma podobno świetny tyłek. – Puszcza mu perskie oko, po czym spoglądając za nim jak znowu się od niej oddala, tylko przekręca oczami, po czym chowa dłonie do kieszeni.
Nessy Temple beznadziejna czarownica, zdolny alchemik, słaby wróżbita, ale genialny matematyk i humanista. Czytająca z ludzkich twarzy, z min, gestów, nawet z pustki wskrzeszająca to co chciała ujrzeć, a zawsze i wszędzie chciała dostrzec prawdę. O matko Ironio i ciotko Hipokryzjo, ona największa manipulantka w historii Hogwartu, ukochała sobie prawdę i odkrywanie jej wszędzie, gdzie przykrywało ją kłamstwo i obłuda. Czy to dlatego tak dobrze rozszyfrowywała ludzi, często sama zostając poza kręgiem podejrzenia? Trudno było powiedzieć, czasami może lepiej było się nad tym nie zastanawiać.
- Cieszy mnie więc, że nasze poglądy są podobne. Sporym dyskomfortem jest, kiedy jednej stronie zdaje się zależeć bardziej albo pragnie ona osiągnąć odmienne cele. Kończy się to zwykle nieporozumieniami i niepotrzebną wulgarnością w trakcie pożegnania. – Odpowiada beznamiętnym głosem, przez chwilę wspominając ostatnie swoje spotkanie z pewnym pyszałkowatym Ślizgonem. Słysząc pytanie o jej myśli, wykrzywia usta w ironiczny uśmieszek, po czym z bezczelnością, do której Gryfon powinien się powoli przyzwyczajać odpowiada. - Nie brudniejsze niż połowy męskiej populacji tego zamku, kiedy przemierzam korytarz w szkolnym mundurku. Niech się pan nie gorszy, kobiety choć może się to wam mężczyznom wydawać niemożliwe, również mają swoje potrzeby, przyjemność nie jest zarezerwowana tylko dla was. – Śmieje się na koniec odkrywając przed Nicolasem największy kobiecy sekret. Zdradzając tajną broń każdej przedstawicielki płci żeńskiej, która kiedykolwiek chodziła po tej planecie. Tak one też lubiły sex, co prawda w przypadku większości uważały wszystkie prowadzące do niego kroki za równie pociągające i przyjemne co sam stosunek.
Kolejna chwila ciszy, w której Nessy pozwala sobie spojrzeć w stronę jeziora. Przygląda się jego spokojnej tafli, a ciało jej raz po raz przechodzą zimne dreszcze. Powinna wrócić do Hogwartu już, zaraz, w tym momencie. Nie robi tego jednak, stoi niczym słup soli przyglądając się jak odbicie księżyca kreśli srebrną łunę na lustrzanej tafli. Udawało się jej nawet nie myśleć o pewnym Ślizgonie, którego w swej niedawnej wypowiedzi zrównała z ziemią, skarżąc się na niego Nicolasowi, chodź przecież wcale nie nazywała tego po imieniu, zresztą kogo to obchodziło.
Najwidoczniej Nicolasa, bo kiedy odpowiada na jej słowa dotyczące wolności swoją tyradą, budzi się w jej wnętrzu potwór. Gorąc złości zaczyna odpędzać zimno, powoli pochłaniające drobne Krukońskie ciałko, a wściekłość na krótką chwilę maluje się w zielonych oczach.
Skończ! Ma ochotę krzyknąć, skończ, skończ… Wiedziała, piekielnie dobrze wiedziała, czym mogą się skończyć jej delikatne muśnięcia, spojrzenia tak wystylizowane by wmówić delikatnemu męskiemu ego, że należy tylko do niego, nikt inny przecież nie mógł się liczyć, kiedy u swojego boku miała kogoś takiego. I co z tego? To nie była jej wina, to wszystko Castiel. Horn był winny temu, że ich życie ostatnio tak mocno się skomplikowało. Ona nie chciała by się w niej zakochiwał, nie on, każdy inny tak, ale nie Ślizgon. Jak miała mu powiedzieć, że nic nie czuje, nie czuła i nie potrafiła poczuć do niego, ani nikogo innego. Jak miała mu to przekazać, temu który tyle razy ocalił jej życie, który gotowy był przez jedną sekundę rozszarpać biednego Nasha, tylko dlatego, że jego jaszczur ją zaatakował, który tyle razy śmiał się z jej braku sex-appealu i tego, że na jej klatce piersiowej można było prasować ubrania, jak miała mu powiedzieć, żeby się w niej nie zakochiwał, że to uczucie nigdzie ich nie zaprowadzi, a jedynie rozdzieli na wieczność? Jak?
- Wiem, do jasnej cholery, wiem. – Mówi trochę za głośno, szybko jednak odwracając od Gryfona swoją twarz, niech nie patrzy na rozszerzone źrenica, nos poruszający się szybko, kiedy niesiona wzburzeniem stara się złapać oddech. - Ale jest już za późno, dużo za późno. – Mówi cicho pod nosem, przez chwile trudno stwierdzić do kogo. Nagle jakby przypominając sobie w czyjej obecności się znajduje, ostrym jak brzytwa spojrzeniem obraca twarz w stronę Gryfona. - Obiecaj, obiecaj, że tego nie zrobisz że nie zostaniesz kolejnym pajacem. Błagam obiecaj. – Spogląda na niego, a oczy robią się jej mokre, choć żadna słona łza nie opuszcza powierzchnię jej zielonych oczu. - Wracajmy, jest mi zimno. – Dodaje przerywając chwilę napięcia, wymazując z twarzy wszystkie ślady gniewu, frustracji. Zostawiając jedynie zimną, pozbawioną uczuć maskę.
Nicolas Sharewood
Nicolas Sharewood

Obrzeża - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża   Obrzeża - Page 8 EmptySob 04 Sie 2018, 15:18

Widział jak postawa Nessy zmienia się, jak rumiane policzki z każdą kolejną chwilą blakną pod naporem zimnego powietrza, zęby cicho szczękają, choć ta próbowała to zamaskować. Zabieg ten okazał się daremny, on wprawiony w bojach obserwator nie mógł pominąć takich szczegółów. Rozpiął guziki płaszcza, po czym zdjął go, po czym założył odzienie na ramiona dziewczyny, mocniej nim ją otulając. –Proszę – oznajmił, jemu wcale tak zimno nie było, chociaż wiatr zdawał się być przeszywający. -Myślę, że nie tylko tyłek – odpowiedział uśmiechając się w ten specyficzny sposób, kiedy to w głowie zaczynają rodzić się nieczyste myśli, zlustrował ją wzrokiem z góry na dół zatrzymując się ostatecznie na jej oczach. Nie zaprzeczalnie musiał przyznać, że dziewczyna miała w sobie coś,
Bywały momenty, kiedy ciężko mu było nad sobą zapanować. Zwłaszcza ostatnimi czasy. Jak na osobę, która przez całe życie potrafiła ukryć przed wszystkimi fakt, że jego życie wcale nie jest tak kolorowe, jak pozory które stwarza, zdominowanie ogarniającego go gniewu, gdy ktoś potrafił zobaczyć więcej niż ten chciał pokazać, wychodziło mu tragicznie. Był zły. Był zły i przerażony tym, co mogło się stać, gdyby ktoś odkrył te tajemnice, które skrywa w najgłębszych odmętach swojego umysłu. A ona? Za wszelką cenę chciała odkryć tą prawdę, chciała pozbawić go masek, które przecież po tak długim czasie mamienia innych, oszukiwania samego siebie były wręcz nierozerwalne. Niczym diabelskie sidła owinięte wokół jego twarzy, których nikomu do tej pory nie udało się usunąć, nawet jemu. Patrząc w lustro nie widział siebie, więc kim był?
-Więc czego ty pragniesz? - zapytał poruszony jej odpowiedzią, zastanawiał się czy dziewczyna snuje już plany kolejnego spotkania z nim, czy podobnie do niego odczuwa niedosyt dzisiejszej nocy, jakby była ona jedynie przedsmakiem tego, co może wydarzyć się później. Ton głosy jednak nie wskazywał na to, a Krukonka zdawała się być odległa myślami, jednak stan ten nie trwał zbyt długo, ironiczny uśmiech, nieco przedający ozdobił jej słodką buźkę, co sam Nicolas przyjął z wyraźną ulgą. Temat, który obrała ich rozmowa był niezwykle interesujący, bezczelny uśmiech rozpromienił twarz Sharewooda. –Czy ja wyglądam na takiego, którego by to gorszyło ? – zapytał, po czym cicho się roześmiał – Śmiem nawet twierdzić, że wy kobiety jesteście czasem jeszcze bardziej bezwstydne niż my, a wasza wyobraźnia może przerazić samego Bazyliszka – stwierdził patrząc na nią ukradkiem. Nie raz miał okazję na własnej skórze poznać, co to znaczy napalona kobieta i do jakich czynów jest wtedy owa niewiasta zdolna.
To była zaledwie chwila, kiedy spokojne spojrzenie panienki Temple zmieniło się diametralnie, nagle piękne, niebieskie oczy wykrzywiła wściekłość, zupełnie jakby swoimi słowami trafiła w czuły punkt, zbyt śmiele je wypowiadając naraził się na jej gniew. Widział to w spojrzeniu, którym go obdarzyła, wręcz krzyczała aby jak najszybciej skończył ten temat, jednak on… on testował jej granice, chciał przekonać się kiedy i ona w końcu da upust swoim uczuciom, kiedy zrzuci maski, którymi karmiła wszystkich wokół. Stąpał po niepewnym gruncie, cienkiej linii, i tylko jeden krok dzielił go od upadku, a on? Odczuwał niewyobrażalną ekscytację, dziwne uczucie wypełniło jego serce, igrał z nią i podobało mu się to. Obserwował ją uważanie skupiając się nawet na najmniejszej zmianie zachodzącej w brunetce, to było takie fascynujące.. jednak gdyby ktoś się go o to zapytał zapewne by zaprzeczył, powiedział, iż jest mu smutno że ją rozłościł, bo tak należało. Wiedział o tym.
Nie odpowiedział nic, jedynie stanął przed nią, dotknął dłonią jej zimnego policzka zmuszając, by na niego spojrzała, chwycił podbródek unosząc twarz brunetki nieco do góry. Była wzburzona, a on czuł jakby zdobył najwyższy szczyt, z jakiegoś powodu fakt ten wywołał u niego poczucie spełnienia? –Nie mogę ci obiecać niczego, jeszcze nie teraz. – odpowiedział składając na jej ustach delikatny pocałunek, niczym muśnięcie skrzydeł motyla, prawie niewyczuwalny, a jednak miał miejsce. Odsunął się od niej, obierając nowy kierunek ich wędrówki, już czas by powolnym krokiem ruszyli na spotkanie rzeczywistości. U boku mając znowu… maskę.

Nessy Temple
Nessy Temple

Obrzeża - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża   Obrzeża - Page 8 EmptySob 04 Sie 2018, 18:39

Nagle otacza ją przyjemny zapach tytoniowego dymu, który zmieszany jest bazą z męskich perfum, a pomiędzy tym wyczuwa się ulatującą nutkę ognistej whisky. Mimowolnie przymyka oczy, kiedy ta przyjemna mieszanka wypełnia jej płuca, a przemarznięte części ciała wracają do normalnej temperatury. Nagle chłód nocy, wydaje się być mniej nieprzyjemny, a zęby powoli przestają zgrzytać o sobie nawzajem. Czyżby jednak Gryfon miał w sobie coś z prawdziwego dżentelmena oprócz wyuczonych nawyków.
- Dziękuje – odpowiada, kątem oka spoglądając na niego, kiedy pod maską obojętności, tonie we własnych myślach, do których ona nie ma wstępu. A chciałaby mieć, chciałaby dowiedzieć jakie mroczne sekrety kryją się za bramą stalowo-błękitnych oczu. Kiedy po chwili ciszy pojawia się dość niekonwencjonalny, komplement dotyczący jej urody, tylko cicho prycha pod nosem, posyłając mu jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów.
Czego pragniesz Nessy? Co byś zobaczyła, gdybyś w tym momencie stanęła przed lustrem Ain Eingarp. Czy nadal byłby do rodzinny zakład, a może tym razem maszyna do pisania i ciasna suteryna na poddaszu jakiejś starej kamienicy przy pokątnej? Czy może coś zupełnie innego?
- Nie wiem. Chyba zmienić przeszłość. – Odpowiada, a słowa jej zdają się być takie proste i oczywiste, jakby mówiła o wyborze śniadania albo odrobionej pracy domowej. Chciała by część wydarzeń ostatniego miesiąca się nie wydarzyła, by los potoczył się inaczej. Żeby nie upiła się na krukońskiej imprezie i by jej konsekwencje nie ciągnęły się za nią jak smród po gaciach. Chciała żyć błogą nieświadomością, pozostając dalej samotną wyspą, nie potrzebującą na stałe nikogo do szczęścia. Było już jednak za późno i zbyt brutalnie przekonywała się, że trudno jest zmienić przeszłość. Nieświadoma, że już za kilka dni może dostać coś co naprawiłoby jej wszystkie błędy, tylko czy skorzysta z tej drogi?
- Może powinno? W końcu chciałeś być dżentelmenem Nicolasie. – Mówi i przez chwilę delektuje się brzmieniem jego imienia w swoich ustach. Wypowiadała je wiele razy w rozmowach z „koleżankami”, kiedy szukali plotek do nowego numeru Lustra, kiedy ktoś przypadkiem o nim wspominał, nigdy jednak nie powiedziała tak do niego. Z ciekawością przyglądała się, czy to jedno słowo wywoła jakąś reakcje, czy będzie zdziwiony, skrzywi się, a może nie zrobi nic, w środku dusząc jeden Merlin wie jak dziwną reakcje. Pokaż mi siebie Sharewood, najbardziej siebie jak tylko potrafisz. Starało się mówić jej spojrzenie, kiedy on dalej ciągnął swój wątek. Słysząc jego porównanie ich bezwstydnych misji, do czegoś przerażającego nawet Bazyliszka, tylko uśmiecha się pod nosem, och żebyś się nie zdziwił pewny siebie Gryfonie.
Nie chciała by teraz na nią patrzył. Prawie przez skórę czuła, jak zachodzi w nim wyraźna zmiana, kiedy dostrzegł, bo nawet przez sekundę nie wątpiła, że to zauważy i nie i w jakimś momencie, kiedy najmniej będzie się tego spodziewała jej to wytknie. Ma ochotę uciec, pobiec do zamku tak szybko na ile pozwalały jej nogi, zapomnieć o tej części rozmowy, skupić się jedynie na wspomnieniu ust, na zapachu kurtki i cieple, który ze sobą niosła. Nie przejmować się, czy nastąpi jeszcze jakieś później, czy spotkają się i czy to wszystko zniszczy w nich te resztki dobra, które ukrywali gdzieś głęboko w swoich wnętrzach.
Już miała zniknąć stamtąd, kiedy czuje ciepło na swojej twarzy. Chociaż rozum karze się oprzeć, to i tak grzecznie poddaje się jego woli i spogląda w te oczy, których powinna się bać, które powinny ją przerażać. Słowa, które wypadają z jego ust są pozbawione sensu i logiki. Czy on twierdził, że byłby się w niej wstanie zakochać? Ma ochotę to wyśmiać, wybuchnąć głośnym, gorzkim śmiechem, nie ma na to jednak czasu, bo ich usta znowu się spotkają. Na krótką chwilę, czy coś się zmieniło? Chciałaby wierzyć, że nie, jednak w burzy emocji, nie jest wstanie ich wszystkich nazwać i poprzydzielać. Wie jednak, że nie chce nic czuć. Tak byłoby prościej.
- Jeśli złamiesz te zasady to bajka się skończy. – Mówi łapiąc go za rękę i starając na chwilę zatrzymać. W tej relacji nie ma miejsca, na wirusa, który już raz zaczął niszczyć jej życie, który wszystko pokomplikował.
Kiedy kończy, wyprzedza chłopaka i sama wybiera kolejny kierunek. W za dużym płaszczy idzie przed siebie powoli, z miną zaciętą spoglądając w stronę zamku.
Nicolas Sharewood
Nicolas Sharewood

Obrzeża - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża   Obrzeża - Page 8 EmptySob 04 Sie 2018, 21:03

Prosty gest, który przychodzi naturalnie, w którym nie warto doszukiwać się podstępu, ot ludzki odruch, którego można by się spodziewać po każdym. Nawet on ma serce dla denerwujących istotek, chcących podstępem wyrwać jego prawdziwe „ja” spod warstw masek. Była pierwszą, która podjęła się tej ciężkiej próby, ale czy ostatnia? Czy nie stanie się jedną z wielu, które z czasem zaczną go jedynie irytować, nie wierząc że być może właśnie taki jest naprawdę? Doszukując się czegoś… jego duszy, której nie miał?
Nie krył zdziwienia, przeczesał dłonią włosy mimochodem unosząc kącik ust. Zmiana przeszłości była niezwykle kuszącą opcją, mając do dyspozycji magię, będąc upartym i świadomym celu, który chce się osiągnąć możliwa do spełniania, ale czy warta swojej ceny? Przecież to przeszłość kształtuje to kim jesteśmy, czy w jakim miejscu właśnie się znajdujemy. Nawet jeżeli dokonaliśmy czasem złych wyborów, powinniśmy być z nich dumni, bo były one nasze. –Dlaczego właśnie tego? – zapytał patrząc na nią uważnie –Czy czasem nie jest tak, że to właśnie ta przeszłość doprowadziła do naszego spotkania? Moim zdaniem nic nie dzieje się bez przyczyny, wszystko ją ma, wydarzenia w których bierzemy udział czy też jesteśmy ich prowokatorami… wszystko to gdzieś zostało nam zapisane. Dokonujemy wyborów by potem ponosić ich skutki. - oznajmił, doskonale to znał, a jednocześnie wierzył w słowa które wypowiadał. W innym wypadku już dawno jego życie straciłoby sens. Wiara, może głupia ale dawała mu nadzieje, pozwoliła przetrwać te wszystkie lata, w których musiał udowadniać ojcu swoją wartość. Będą na końcu swojej drogi, nie żałował żadnej podjętej przez siebie decyzji. Teraz zostało mu jedynie skończyć szkołę, zabrać matkę spod tyranii męża i zacząć w końcu żyć. Spojrzał na nią pytająco słysząc jak wypowiada jego imię, zupełnie jakby w jej ustach nabrały one innego brzmienia, uśmiechnął się uroczo –Czym zasłużyłem na ten zaszczyt panienko Temple? – zapytał wyraźnie zaskoczony, jednakże nie dał nic po sobie poznać, radość którą mu sprawiła była taka niewłaściwa. Całe to spotkanie w pewnym momencie przybrało niewłaściwy obrót.
-A wiesz czego ja pragnę? – uśmiechnął się tajemniczo patrząc na nią swoimi stalowo-niebieskimi oczyma – Chciałbym Temple, żebyś zdjęła okulary, rozpuściła włosy i szepnęła : „Panie Nicolasie, czy wie pan, jaka jest kara za przetrzymanie książki?”
szepnął, wyjątkowo lubieżnie i specyficznie akcentując to zdanie. Dla podkreślenia swoich słów, lekko przegryzł dolną wargę i wymownie zmarszczył nos. Mówił prawdę, a może jedynie się z nią droczył po raz kolejny badając granice? Nieodgadniony wyraz twarzy chłopaka skutecznie utrudniał odkrycie jego zamiarów. Gryfon nigdy nie uważał się za osobę ciekawską. Oczywiście, że nie. Chociaż uwielbiał uzupełniać braki w swojej wiedzy, w każdym możliwym miejscu, momencie i czasie. Był ciekawy świata, ale nie ciekawski. Mimo to często zachowywał jak prawdziwy kot, który mimo czyhających niebezpieczeństw i grożących konsekwencji nie będzie sobą jeśli nie odkryje, nie pozna i nie doświadczy tego co niosą za sobą wszystkie nieznane miejsca i nieodkryte dotąd tajemnice. Taką tajemnicą była dla niego Nessy, czuł potrzebę sprawdzenia na ile może sobie pozwolić, kiedy w końcu skończy się cierpliwość Krukonki.
Zmiana w zachowaniu, tak diametralna, ciężko by uszła uwadze kogokolwiek, ale złożyli sobie obietnice, to co wydarzyło się dzisiejszej nocy pozostanie ich na zawsze, mogą do tego wracać w myślach, we wspomnieniach, lecz żadne z nich nie może o tym mówić, ta noc rozpoczęła się od dwójki nieznajomych i też tak powinna się zakończyć. W chwili gdy nastanie nowy dzień on wymarzę z pamięci każdy pocałunek, każdy gest… tak było łatwiej. Nie mógł się oprzeć przed ponownym zasmakowaniem jej ust, kusiły go za każdym razem gdy je otwierała i choć nie wywoływały dreszczyku, który wywoływałby ciepło w sercu i uniesienie duszy. Był miły, po prostu oraz po części potrzebny, tylko nie wiedział czy jemu czy bardziej jej.
-Bajka to może się dopiero zacząć- odpowiada tajemniczo, i choć już teraz wiedział, że Nessy pociąga go w sposób fizyczny, budzi w nim pragnienie odkrycia tajemnic które skrywa, tak wiedział również że nigdy nie pokochał by jej jak mężczyzna kocha kobietę. Nie był zdolny do miłości, jemu pozostało jedynie przyzwyczajenie. - Czy ten Ślizgon naprawdę tak bardzo zniszczył cię? – rzucił pytanie, wcale nie oczekując słownej odpowiedzi, musiał ją tylko uważnie obserwować.

Nessy Temple
Nessy Temple

Obrzeża - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża   Obrzeża - Page 8 EmptyNie 05 Sie 2018, 01:02

W prostych gestach kryła się magia, mroczna i tajemnicza. Te najprostsze, niczym nie wymuszone, dziejące się od niechcenia, jakby przez przypadek, siały w nieprzygotowanych umysłach zamęt i zniszczenie. Tworzyły nierealne marzenia, nadzieje na piękne światy, które nie miały prawa zaistnieć. Czy to jeszcze dobre maniery, czy pierwsze zalążki zainteresowania, czy była szansa na coś, a może to wszystko im się tylko śniło? Małe gesty były niebezpieczne, mąciły w głowach i stwarzały zalążki chaosu. Założenie kurtki na ramiona zmarzniętej nieznajomej, czy coś tak banalnego jak wypowiedzenie czyjegoś imienia, w jednej chwili nic nie znaczące, pozbawione sensu, w następnej stawały się czymś wielkim i niesamowitym, trzeba było tylko wiedzieć, kiedy i jak na nie popatrzeć.
Ona jednak starała się ich nie dostrzegać. Mimo wzroku skierowanego w ich stronę, starała się nie zauważać drobnych, czułych gestów, a przynajmniej nie interpretować ich w żaden sposób. Błoga nieświadomość była bezpieczniejsza, przyjemniejsza, nie stwarzała niepotrzebnych pytań, które niosły ze sobą strach i zniszczenie. Czy chciała czegoś od Nicolasa? Niech ją przenajświętsza Rovena broni, nigdy w życiu, a przynajmniej nie tym. Nessy tak samo jak chłopak, nie potrafiła w relacje miedzy ludzkie, wszystkie znajomości, które udało jej się stworzyć traktowała, jako przyjemne zapychacze czasu. Ludzie, którzy brali ją za swoją przyjaciółkę, byli niczym więcej jak manekinami z twarzami i imionami, którzy dzisiaj byli, a jutro mogło ich już nie być, a ten brak nie zmieniał nic, w pozornie nieuporządkowanym świecie panny Temple.
Nie odpowiada, jedynie zielone spojrzenie skupia, gdzieś powyżej jego głowy, w migoczących na ciemnym firmamencie gwiazdach. Mówi się, że los ich był w nich zapisany. Ta wizja choć romantyczna, zdawała się Krukonce mocno przesadzona, czy naprawdę było coś pocieszającego w myśli, że nie ma się na nic wpływu, że jakaś boska siła, ustaliła już wszystko od A do Z? Bywały chwilę, że też pragnęła uwierzyć, że wszystko już było zaplanowane że tylko spełnia czyjś mroczny plan, grzecznie przesuwa się po wyznaczonych polach i nie ma wpływu na przyszłość, może ją jedynie nieznacznie opóźniać.
- Czyżby było ci bardzo smutno, gdyby do niego nie doszło? Jeszcze dzisiejszego ranka byłam ci obca, a godzinę temu sądząc po minie jaką prezentowałeś, a raczej jej braku, miałeś ochotę uciec ode mnie jak najszybciej. Czyżby coś się zmieniło? – Zgrabnie zmienia temat, nie chcąc wypowiadać się na temat wiary, czy nie wiary w fatum, los, czy jak zwał tak to zwał. Podnosi jedną brew w pytającym geście do góry, kiedy oczekuje od chłopaka odpowiedzi. No mów, przyznaj się, że dziewczyna, która na pierwszy rzut oka wydawała się taka jak inne, a może jeszcze gorsza, wcale nie była taka zła, miała o zgrozo, jakąś osobowość, a jak powszechnie wiadomo na salonach, mózg jest najgorszym typem nowotworu, jaki może się przydarzyć kobiecie, gorsze były jedynie dzieci.
Czy coś się zmieniło na twarzy, czy te kilka sylab wymówionych jakby od niechcenia, sprawiły, że młodym mężczyźnie zaszły jakieś zmiany? Nawet jeżeli, to bardzo dobrze ukryte i na poziomie czysto molekularnym, bo twarz jego nadal zdradzała jedynie suche zainteresowanie. Chociaż Nessy dałaby sobie rękę uciąć, że spojrzenie stalowych oczu, trochę częściej niż to było konieczne spoglądało w stronę jasnych ust.
- Czy ciągłe mówienie per pan i pani, kiedy mamy po te naście lat nie jest irracjonalne? Jeżeli jednak sobie tego nie życzysz, to już więcej tak nie powiem, wystarczy jedno słowo… - urywa na chwilę, przysuwając się do niego, podnosi się na palcach i by nie stracić równowagi, jedną dłoń opiera na jego torsie. Nachylając się na tyle, na ile było to możliwe, do jego ucha i cichym kuszącym głosem wypowiadając, jeszcze jedno słowo - Nicolasie.
Zanim zdąży zareagować, otrząsnąć się szybko od niego odskakuje, ciągle jednak pozostając w niedalekiej odległości. Niczym pchła gotowa kąsać, kiedy tylko zostanie oderwane od niej spojrzenie.
- Ma pan bardzo… nudne fetysze Panie Nicolasie, a gdzie miejsce na fantazję, kajdanki albo szpicrutę, po takich oczach spodziewałam się czegoś bardziej niebezpiecznego. – Pewnie powinna się obrazić, uderzyć go w twarz i odejść, zapomnieć o tym spotkaniu i wszystkim co się z nim wiązało. Tak zrobiłyby wszystkie grzeczne panienki, które zna. Oblałyby się szkarłatem, zaniosły głośnym szlochem i wznosząc modły do najświętszej panienki, pytałaby się jak do tak haniebnych słów i czynów mogło dojść w ich obecności. Ona nie była jednak jedną z nich, a lata z pewnym wrzodem wyhodowały u niej dużą niewrażliwość na bulwersujące żarty i wszystkiego rodzaju docinki.
Jeszcze kilka chwil, a to spotkanie dobiegnie końca, przynajmniej takie przeczucie wisiało w powietrzu, a im bardziej się nasiało, im bardziej chciało dać o sobie znać, tym trudniej było ich od siebie oderwać. Dziwna nieznana siła, nie będąca miłością przyciągała ich do siebie, pomimo świadomości, że to był ich koniec. Bo przecież za kilka chwil rozejdą się. Nie dało się przecież, przeciągać tego wszystkiego w nieskończoność. Odwrócą się w swoją stronę i każde wróci do swojego przerwanego życia, a o tych czasie spędzonym na wspólnym spacerze, które zdawały się ciągnąć miesiącami, będą wspominać z ironicznie uniesionym kącikiem ust. Sekrety Gryfona znikną przed nią, a ona pozwoli im odejść, jak zawsze. A krukonka? Rozpłynie się w porannej mgle, zabierając ze sobą delikatny smak ust, zielone oczy, w których ukryte było szaleństwo i wiele obietnic rzuconych, jednak nigdy niedotrzymanych.
Zostanie za nimi również gorzki smak prawdy. Pytań, które rzucane w jej stronę, kazały jej uciekać, mimo że nogi uniemożliwiały cokolwiek.
- Wierzysz w kolejne spotkanie?
Kiedy pyta ją o Casa i to jak bardzo ją zniszczył, przez chwilę dalej idzie w ciszy, prezentując mu idealnie wyprostowane plecy, na których wisi jego kurtka. Głowę uniesioną do góry dumnie.
- Nie. To ja zniszczyłam go. – Odpowiada ostatni raz, nigdy więcej już nie chcąc poruszać tematu Casa. Chciała zapomnieć, czy to spotkanie nie miało jej właśnie tego dać? Czemu pewna osoba wisiała nad jej życiem, niczym zły los, sprawiając, że z każdą chwilą miała ochotę coraz bardziej dać mu w nos?

Nicolas Sharewood
Nicolas Sharewood

Obrzeża - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża   Obrzeża - Page 8 EmptyNie 05 Sie 2018, 20:57

Pytając zupełnie obcych ludzi, o to co jest dla nich najtrudniejsze, można usłyszeć wiele różnych odpowiedzi, jedni mówią o swoich fobiach, że pokonanie ich stanowi nie lada wyzwanie, inni o kłodach rzucanych przez los, które często podcinają im nogi, jeszcze inni wspominają o stracie bliskich, z którą nie zawsze potrafią sobie poradzić, jednak on był inny. Dla niego właśnie takie proste, niewymuszone, często przychodzące innym naturalnie były najtrudniejsze. Właśnie w tych momentach ta dobra natura, która istniała w nim dzięki genom matki wychodziła na wierzch, ta którą ojciec za wszelką cenę chciał i nadal chce zniszczyć, choć zostały jej jednie strzępki. To właśnie te proste gesty budziły w nim obrzydzenie, bo przecież nie taki powinien być, nie tego spodziewał się po nim ojciec, a jedne na czym mu zależało to spełnienie jego oczekiwań.
Miły gest, ale także niebezpieczny dla nich oboje. W nim wywoływał przerażenie, w niej zamęt, z czego brunet jeszcze nie zdawał sobie sprawy. Widocznie Nessy uparcie chciała wierzyć, że nie jest dżentelmenem, bo przecież jakby mógł być? On, podrywacz, ten dla którego przyzwoite zachowanie nie było na pierwszym miejscu w hierarchii, łamacz serc, który stosował tanie sztuczki, by zaciągnąć dziewczynę do łóżka – tak przynajmniej głosiły plotki. No, ale przecież każda plotka zawiera w sobie ziarenko prawdy czyż nie? Głupie gadanie, mające usprawiedliwić jedynie ludzką naiwność. Chęć przekonania samego się, że nie znając danej osoby jesteśmy w stanie powiedzieć o niej wszystko, bo wtedy czujemy się lepsi, wiemy COŚ, a to COŚ traktowane jest niczym najcenniejszy skarb. Często autorami takich pogłosek są zazdrośnicy, osoby znudzone tak bardzo własnym życiem, że szukają sensacji, aby upewnić, przekonać samego siebie, iż ich życie nie jest takie bezsensowne, jakby mogło się początkowo wydawać. Tylko dlaczego ona próbowała być jak inni?
Westchnął cicho pod nosem łapiąc się za jego grzbiet, mroźne powietrze coraz bardziej wypełniało jego płuca powoli odbierając mu oddech, który z każdym krokiem robił się płytszy. Nie rozumiał dlaczego ludzie zawsze doszukiwali się głębszego sensu w gestach czy czynach drugiej osoby. Otulenie płaszczem zmarzniętej osoby, złożenie na ustach dziewczyny pocałunku czy podarowanie róży nie musiało wcale nic oznaczać. Jeszcze kilkanaście kroków temu Nessy sama utwierdzała go w przekonaniu, że nie wszystko co robi ma głębsze znaczenie, że czasem jest to impuls, często nie znany, pojawiający się nagle, zupełnie jak nawałnica podczas upalnego dnia, czy opad śniegu w miejscu gdzie nie było go od stuleci. Czyżby nagle zmieniła zdanie? Czegoś od niego chciała? Może z każdym kolejnym krokiem stawianym ramie w ramie jej oczekiwania rosły, rozbudzane pojedynczymi momentami, słowami czy gestami? Nie trudno było mamić innych ludzi, budzić w nich potrzebę ponownego spotkania, uzależniać w pewnym stopniu od swojej osoby, dbać o to, by mimowolnie wracały myślami do wspólnie spędzonego czasu. Nicolas dokładnie o tym wiedział, wiedział też, jak tego dokonać, jednakże problem pojawiał się wtedy kiedy nasza „ofiara” nagle zaczyna uzależniać nas od siebie. Panienka Temple… już teraz wiedział, wróci do niej myślami, raz czy dwa, ale wróci.
Nie od razu podjął się odpowiedzi na zadane pytanie, śmiałe, wymagało od niego chwili zastanowienia. Czy mógł teraz powiedzieć, co by było gdyby? Uśmiechnął się delikatnie, a kąciki jego ust uniosły się delikatnie ku górze
-Jeżeli byśmy się nie spotkali nie wiem czy byłbym smutny. Ciężko jest określić swoje uczucia wobec rzeczy, które w tym momencie stały się odrębną linią czasu. To zupełnie, jakby zapytał się ciebie czy byłoby ci smutno, gdyby dwa tygodnie temu nie spadł śnieg. To nieco irracjonalne pytanie – odparł uśmiechając uśmiechnął się do niej szeroko, nieco sztucznie. –Że niby teraz nie chce uciekać? – odpowiedział pytaniem na pytanie. Czuł, że nie bez przyczyny brunetka zmieniła temat, chciała potwierdzenia, tylko czego? Że zaintrygowała go? Że w końcu spotkał kogoś, z kim można porozmawiać o czymś więcej niż egzaminy czy mecze? Że znalazł w końcu swego rodzaju wyzwanie, które nagle odmieni jego nudną egzystencje? Możliwe, jednak nie zamierzał dawać jej tej satysfakcji. Wzruszył jedynie ramionami, w świecie gdzie otaczani byli przez uczniów należących do arystokratycznych rodów, gdzie przepaść między tymi czystej krwi oraz resztą była bardzo zauważalna i głęboka można było przyzwyczaić się do tego faktu, choć początkowo go to odrzucało, z czasem zdawał się nie zwracać na to najmniejsze uwagi.
- Do wszystkiego jesteśmy się w stanie przyzwyczaić, co… – urwał w połowie zdania, czując ciepły oddech na płatku swojego ucha, dreszcz… mieszkanka przyjemnego ciepła i przenikliwego zimna przeszywa jego ciało. Dźwięk jego imienia zdaje się dobiegać z oddali. Ulotna chwila, przerwana przez dziewczyna zdawała się wywołać w nim więcej niż każda poprzednia tej nocy. Nie dał tego po sobie poznać, wyprostował ramiona, chowając dłonie do kieszeni spodni. Teraz ona postanowiła szukać jego słabych punktów, co chciała osiągnąć tym niecnym uczynkiem? Zlustrował ją wzrokiem, doszukując się odpowiedzi. Nic.
Uniósł brew, spodziewał się wszystkiego, oburzenia, krzyków, uderzenia w twarz, czegokolwiek co wyrażałoby to jak chamsko się zachował, jak zbyt śmiało wyraził swojego pragnienie, choć tak naprawdę nim nie było. Uśmiechnął się ironicznie. Bez słowa zastąpił jej drogę, zmuszając tym samym by zatrzymała się. Zmierzył ją szaro-niebieskiem spojrzeniem, niczym wygłodniały lew, który w końcu dopadł swojej ofiary. –Panienko Temple… – skierował spojrzenie na zapięcie sukienki, które w tym momencie stanowiło jedyną barierę, by mógł ujrzeć chociażby niewielki skrawek jej ciała. Położył dłoń na jej policzku, nie odrywając spojrzenia od jej zielonych oczu, które teraz zdawały się być zdezorientowane. Przesunął palce na jej przez linie szczęki na jej szyję, wyczuwając doskonale najgrubszą z żył, w której pulsowała ciepła, czerwona ciecz –czy wszystko w życiu Panienki… – mówił dalej nieco zachrypniętym głosem, a jego palce podążały ścieżką wyznaczoną przez grube naczynie coraz to niżej, doskonale czuł fakturę jej skóry… taka delikatna. –musi być niebezpieczne? – dokończył, zabierając jednocześnie dłoń i jak gdyby nigdy nic, ruszył przed siebie. Zamek nieubłaganie był coraz bliżej, a to oznaczało, że ich spotkanie również dobiega końca, jednak w powietrzu wisiało coś, co nie pozwoliło im przyspieszyć kroku by jak najszybciej znaleźć się pośród ciepłych murów, ciemna siła sprowadzając ich ku zagładzie, pozbawieni masek nie mieli zbyt wielu szans na przetrwanie, dlatego im bliżej rzeczywistości byli, im bardziej śmiałe były ich poczynania względem siebie, im mocniej testowali wzajemne granice, tym więcej masek ponownie pojawiało się na ich twarzach, coraz większej kontroli poddawali swoje ciało, był to naturalny odruch obronny.
Odwrócił się gwałtownie w jej stronę, kiedy usłyszał pytanie, by po chwili z kamiennym wyrazem twarzy wrócić do zatrzymanej wędrówki. Co miał jej powiedzieć? Na dobrą sprawę nie wierzył nawet w to. List, który otrzymał, wyrażenie swoich chęci było jedynie ucieczką od szarej codzienności, nadzieją na ciekawsze spędzenie czasu, nie ograniczające się do ślęczenia nad książkami w pokoju wspólnym czy bibliotece.
-Do tego potrzeba jest wiara czy może bardziej chęci? - zapytał uśmiechając się pod nosem, by ponowne jej słowa pozostawić bez komentarza.
Nessy Temple
Nessy Temple

Obrzeża - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża   Obrzeża - Page 8 EmptyNie 05 Sie 2018, 23:59

– Nie. Teraz z jakiś dziwnych, samemu sobie nieznanych powodów nie chcesz odejść. Nie przyznasz się do tego przed samym sobą, ani tym bardziej przede mną, ale coś cię zafascynowało, a przynajmniej zaciekawiło na tyle, że wolisz marznąć i tracić czas na kogoś, na kogo przez tyle lat nie zwracałeś uwagi, chociaż ciągle był nieopodal, niż wrócić do ciepłego pokoju wspólnego, do twoich nudnych kolegów, którzy ciągle wydobywają z siebie miliony słów, które cię nie interesują, do dziewczyn wzdychających bez ładu i składu, do życia, w którym twoje maski musza być grzeczne i miłe dla oka tych nielicznych, w których pobliżu się znajdujesz. Wolisz zostać tu ze mną, w ciemności i chłodzie, i starać się zrozumieć dlaczego to robisz, kim jest Nessy Temple i dlaczego w ogóle mogłoby cię to zainteresować.– Kończy swój monolog, mierząc go spojrzeniem, w którym specjalnie pozwala sobie na nutkę fascynacji i zaciekawienia nową zabawką. Powiedz mi coś, powiedz coś czego nikt inny nie wie. Powiedz, kim jest Nicolas Sharewood. Zdawało się mówić pistacjowe spojrzenie, wpatrzone w niego z taką siłą, że dostrzegłoby zalążek każdej czyhającej na jego skórę zmarszczki.
Z każdą kolejną chwilą wracali do dawnych siebie. Coraz więcej było miedzy nimi sekretów. Coraz więcej myśli niewypowiedzianych, ginęło w samotności. Z każdą chwilą, zaczynali lepiej dobierać słowa, coraz więcej przemilczać, nie chcąc by druga strona wiedziała za dużo, by poznała ich zbyt dobrze. Łakomi pragnęli zjeść ciastko i mieć drugie, poznać nowego wroga, ale nie zdradzać niczego o sobie. Wówczas, w ich małej grze w tchórza, ktoś wysunąłby się na prowadzenie. Słowa niewypowiedziane ciążyły im w głowach, cisnąć się na usta, nigdy jednak nie pozwalając sobie na ujrzenie światła dziennego. Mimo wszystko zdawać by się mogło, że stało się tu coś niesamowitego, dwoje zupełnie obcych ludzi, zaczynało się poznawać w krajobrazie braku zahamowani i wybiórczej prawdy, pozwalającej jednak poznać się dużo lepiej i dokładniej, niż z kłamstw, które codziennie tonami opuszczały ich usta. Czy istniała więc szansa by kiedyś, zasada zero kłamstw się sprawdziła? Prawdopodobnie tak, jednak potrzebny był do tego czas i narodziny więzi silniejszej niż zwykłe pożądanie. By ciało przestało przysłaniać umysł i zamiast żarliwie pożerać nawzajem własne ciała, z tą samą łapczywością i pragnieniem, czekali na kolejne słowa. Wtedy, może znalazłoby się miejsce naprawdę, czystą, żywą prawdę. Czy jednak mieli na to szansę? Czas pokaże.
Myślę, że to zacznie mi się podobać. Przechodzi jej przez głowę, kiedy dostrzega jak włoski, na jego karku stają dęba, jak reaguje na jej jedno słowo, wypowiedziane w tak intymny sposób. Nagle cały zdawał się być inny, trochę delikatniejszy, bardziej ludzki. Na ustach jej pojawia się pełen wyższości uśmiech, który jednak szybko znika, kiedy słyszy jak jego kroki przyspieszają, a potem wyprzedza ją. Staje przed nią dumny i pewny siebie jak lew, który wygłodniały patrzy na lezącą przed nim zwierzynę, gdyby byli ciszej, mogłaby usłyszeć jak mruczy, zadowolony, że zaraz zatopi zęby w kawałku jej miękkiego, delikatnego ciała.
Widzi jak jego spojrzenie skupia się na jej biuście, jak w szarych oczach pojawiają się niebezpieczne ogniki. Na jedną chwilę ciało jej działa wbrew rozumowi, wstrzymując oddech, na czas w którym jego dłoń, leniwie pozostawia szczypiący ślad na jej bladej skórze. Dopiero po chwili, która ciągnie się w nieskończoność uświadamia sobie, że wstrzymuje oddech i chwyta go łapczywie, ciągle nie spuszczając z niego spojrzenia, wpatrując się w te niebezpieczne oczy. Ten wzrok powinien ją speszyć, zmusić do spuszczenia wzroku, zakrycia się, odzyskania chociaż resztek godności dla własnego ciała, nic takiego jednak się nie dzieje. Wyprostowana i dumna, z pewnością w zielonych oczach czeka na rozwój wydarzeń. Twarz zaczyna ją lekko szczypać. Mimowolnie przez myśl jej przechodzi jak idealnie pasowała do tego miejsca, i jak dobrze chroni przed chłodem. Nie ma jednak czasu długo się nad tym zastanawiać, bo Sharewood, nie ogranicza się jedynie do jej twarzy. Już po chwili czuje jak przesuwa się niżej. Nie panując nad własnym ciałem, przechodzi ją dreszcz, a na krótką chwilę strach, kiedy dłoń jego znajduje się na jej szyi.
Jak łatwo w tej chwili mogłaby się nań zacisnąć i zakończyć to wszystko. Ta myśl pojawia się nagle, niosąc ze sobą tajemniczy błysk. Zrób to, zdają się przez chwilę mówić zielone oczy. Skończ tę farsę, teraz, już, zaraz, niech świat się skończy, niech ukochana śmierć w końcu przyjdzie. Przymyka oczy, delektując się myślą o niechybnym końcu, jego palcach, z łatwością zaciskających się na jej łabędzim gardle. Dźwięku pękającego rdzenia kręgowego, dźwięków końca.
Świat nagle zamiera w niemym oczekiwaniu. Koniec jednak nie nadchodzi, a ciepło znika odchodząc w dal. Chwilę stoi jak zamroczona, czując jeszcze na skórze delikatne mrowienie. Zastanawiając się co by się stało, gdyby byli gdzieś indziej, gdyby znajdowali się w opuszczonej Sali albo w lochach, gdyby nie otaczała ich ciemność błoni, a ciepłe światło świec, czy wtedy ta historia zakończyłaby się inaczej? Wyobrażając sobie swoją głupią minę, trudno jest jej przez chwilę powstrzymać się od śmiechu z własnej głupoty, czego się spodziewała.
- Tak. Inaczej jaki sens byłby z igraniem ze śmiercią. – Mówi patrząc jak oddala się od niej. Przygląda się jego plecom, są szerokie, silne, prawdopodobnie twarde. Przez chwilę zastanawia się jakie byłyby w dotyku, co ukrywało się pod koszulą. Nic jednak więcej nie mówi, stoi w miejscu, wpatrując się jak postać Gryfona niknie w mroku.
Kiedy, nagle obraca się w jej stronę, a ciszę przerywają jego słowa, jedynie cicho prycha pod nosem.
- Wiara jest dobrą podstawą do pojawienia się chęci. Od czegoś przecież trzeba zacząć. – Odpowiada, nadal stojąc na swoim miejscu i wpatrując się w dal.

Nicolas Sharewood
Nicolas Sharewood

Obrzeża - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża   Obrzeża - Page 8 EmptySob 11 Sie 2018, 19:55

- Tak naprawdę mówisz o mnie, czy jednak o sobie? – zapytał uśmiechając się w tajemniczy sposób, choć jego oczy zdawały się pozostawać puste, tak inne od tych które prezentowała dziewczyna. Ona rzucała mu nieme wyznanie, doskonale zdawał sobie z tego sprawę, chciała kontynuować ich wspólną grę, jednak nie zamierzał dawać jej tej satysfakcji. Wymowny uśmiech, skrywający jeszcze więcej niż w chwili kiedy zaczęła się ich wędrówka był jakby nadzieją. –Bo widzisz moja droga Nessy, nie zawsze dostaje się to, czego się chce w danej chwili – rzuca jakby od niechcenia, przeskakując niewielką kałuże. Wydawał się być niezwykle wesoły, jakby nieco nienaturalny, do tej pory stonowany, ostrożnie ważący słowa, powściągliwy w postawie, dumny… teraz jego zachowanie było całkowicie nieadekwatne do postawy przybieranej na co dzień czy tej sprzed kilku minut. Czyżby coś knuł?
Chciał, aby nie była pewna niczego, żeby myślała o nim kiedy w końcu położy się w swoim miękkim i ciepłym łóżku, by jej głowę zaprzątała jego osoba, a ostatnim wspomnieniem przed zapadnięciem w sen było ich dzisiejszy spotkanie. W subtelny sposób dążył do założonego celu, który postawił sobie kilka godzin temu. Ostatnie stawiane przez nich kroki zanim znajdą się ponownie w murach zamku, mieli wybór… posiadali to szczęście, ale czy na pewno? Mogli pożegnać się dzisiejszej nocy, by rano zapomnieć o wszystkim, żyć w swoim świecie, udając że to wszystko co dziś się wydarzyło było jedynie snem, który przez te kilkadziesiąt minut pozwolił im na bycie sobą. Mogli też pożegnać dzisiejszą noc, aby kiedy nastanie poranek kontynuować swoją wędrówkę, ale czy byli na to gotowi? Ciężko było mu podjąć tę decyzje, wybierając drugą opcje w pewnym stopniu stawał się odpowiedzialny za Nessy, była to przerażająca wizja. Mając swoje lata, będąc w licznych związkach nigdy nie czuł potrzeby, by odpowiadać za drugą osobę, każda poprzednia i następna była bo była, ot piękna ozdoba przy jego boku, kiedy tego potrzebował. Z panienką Temple było inaczej, rozmowa z nią sprawiała mu przyjemność, chociaż przed nią otwarcie nigdy by się do tego nie przyznał. Sposób w jaki na niego patrzyła, nieme wyzwania rzucane co chwilę, mające na celu testować jego cierpliwość oraz opanowanie. Wszystkie to łącząc się w całość dawało mu poczucie, że po świecie naprawdę kroczą magiczne istoty.
Sposób w jaki wypowiada jego imię, powoduje, że nie potrafi zapanować nad reakcją swojego ciała, tym razem to ono go zdradza, choć pozorne zacięta mina, zdaje się mówić „Nie robi to na mniej najmniejszego wrażenia”. Kłamstwo. A jednak usilnie w nie brnie, wierząc że i ona uwierzy. Po raz kolejny igrają ze sobą, sięgając po cięższą artylerie, bo o ile nad słowami można zapanować, zatrzymać je w myślach, powstrzymać usta przed wypowiedzeniem na głos poprzez ugryzienie w język, o tyle nasze ciało reaguje nawet jeśli tego nie chcemy. Gęsia skórka, lekkie wzdrygnięcie, niepewne spojrzenie. Wystarczy minimalna zmiana, zauważalna dla ludzkiego oka by dostrzec wszystko. Brunetka przez chwilę zyskała nad nim przewagę, dał się zaskoczyć, jednak szybko odzyskał rezon. W chwili kiedy wstrzymała oddech, uśmiechnął się zwycięsko, mimowolnie poddała się mu, nie wyrażając nawet najmniejszego sprzeciwu. Widział w jej oczach ten błysk… wiedział już jak na nią działa, a świadomość posiadania tej wiedzy wprawiała go w cudowny nastrój. Czuł się jak pod wpływem narkotyków, niby tu był a jednak jego myśli były tak odległe, zupełnie jak te dziewczyny, pozostające dla niego zagadką.
-Igrasz z nią czy wychodzisz jej naprzeciw? – zapytał, obrócił się na pięcie. Stanął naprzeciwko brunetki, krzyżując ręce na piersi. Roześmiał się słysząc jej odpowiedź, podszedł na tyle blisko, by ich ciała stykały się ze sobą, teraz wyraźnie widoczna była ich różnica wzrostu, górował nad nią –Może w takim razie zacznijmy od tańca? – zapytał, chwytając jej dłoń, po czym kierując drobnym ciałem dziewczyny zmusił ją, aby zrobiła obrót wokół własnej osi.



Nessy Temple
Nessy Temple

Obrzeża - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża   Obrzeża - Page 8 EmptyNie 12 Sie 2018, 09:50

Znowu stają się nienaturalnie, sztuczni. Dokładnie ważąc słowa, przerzucają się nimi jak w grze w tenisa. Żadne nie chce przegrać, zdradzić czegoś co pozwoliłoby tej drugiej osobie, wynieść się na prowadzenie. Czyżby mimo całej tej uwagi, Nessy nagle znalazła się na przegranej pozycji? Pyta się jej o kim mówi? O nim, o sobie, o nich? A czy to robiło różnicę? Byli podobni, bardziej niż chcieliby się do tego przyznać. Równie tępi, wierzący, że w całym otaczającym ich wszechświecie byli lepsi od reszty, piękniejsi, mądrzejsi, a to jakby dar od Boga, pozwalało im robić rzeczy złe i podłe, dlaczego, bo chcieli, bo kaprys był ważniejszy od wszystkiego. Nuda tak bolesna, że zabijali ją na wszystkie możliwe sposoby, nie zważając ile osób przy tym zostanie skrzywdzonych. Sini, Castiel, dziesiątki nienazwanych chłopców i dziewczyn, którzy przypadkiem zaplątali się na ich planszę, stając się kolejnymi pionkami, do zrzucenia, kiedy zajdzie taka potrzeba.  Pytasz się Nicolasie, czy mówi o tobie, o sobie? Ona mówi o was, chociaż nie zawsze jest do końca pewna. Nie powie ci jednak tego, jedynie uśmiechnie się tak delikatnie i niepozornie, wzruszając ramionami, że sam będziesz sobie musiał na to odpowiedzieć. Inteligentna jednak z ciebie bestia, czasami za bardzo, zgadniesz, jak nie dziś, to kiedyś objawienie przyjdzie.
- Może, dlatego niegrzeczne dziewczynki biorą sobie to bez pytania. – Odpowiada, przyglądając się jak skacze przez kałużę, jak nagle znowu zdaje się być inny, czyżby kolejna maska? A może właśnie pokazuje coś z głębi, na co ciągle ma ochotę, ale poważne oczy wpatrzone w niego mu na to nie pozwalają, bo przecież nie wypada, nie przystoi, skandal, skandal.
Ach jak bardzo żałuje, że stoi tak daleko, że w jednej chwili stał się jedynie ciemną, odległą plamą, co chwile wydającą jakieś dziwne, mlaskające dźwięki w ciemności. Nagle, jakby na potwierdzenie swoich słów, miała ochotę go pocałować, skuszona tymi wykrzywionymi ustami, zatopiłaby się w nich sprawiając, że do końca tego dnia, wspomnienie reszty pocałunków poszłoby w siną, dal, zostałaby tylko ona. Nie byłoby już miejsca, na nudne, tak sztampowo poprawne, stykanie się ustami, chciała rozpalić w nim ogień. Był jednak zbyt daleko, nie chciała go gonić, ani dzisiaj ani nigdy. Nie zależało jej aż tak, na nikim nie zależało.
Wszyscy karmili ją kłamstwami, chcieli by uwierzyła w ich gówno prawdę. Mówili jedno, chociaż każdy ich gest, spojrzenie, wszystko co czynili pomiędzy dawało kłam słowom. Oni jednak tępo wierzyli, że tego nie zauważy, że skupi się na słowach i odejdzie w przekonaniu, że są prawdą. Przecież i tak się na nich nie patrzy, skupiona na swoim odbiciu w ich oczach, szybie obok której przechodzili, czystej tafli jeziora. Nessy, której oczy wiecznie brną w poszukiwaniu siebie, nie zwraca przecież na takie rzeczy uwagi, słowa jej wystarczą, panna Temple która zawsze zdaje się być gdzieś obok, uwierzy, tak jak wiele przed nią i wiele po niej.
Przyglądając się chłopakowi, który znowu wynurzał się w ciemności, brnąc w jej stronę, wiedziała w nim kolejne zmiany. Usta wykrzywiały mu się w czymś przypominającym uśmiech, oczy płonęły mocniej niż jeszcze chwilę temu. Czyżby tak ucieszyła go jej chwilowa niedyspozycja, to że odsłoniła się że własne ciało ją zdradziło? Niech ją zdradza, niech będzie odbiciem jej duszy, jednak pozorne chęci nie znaczą, że pan już wygrał, zwykła chuć nie dawała panu korony laurowej. Musi pan wzbudzić czyste, szczere uczucie, by zdobyć prowadzenie, by wygrać tę nieuczciwą grę, gdzie wszystkie chwyty były dozwolone.
Znowu tylko się uśmiecha, nic nie mówi, kierując w jego stronę wiele mówiący uśmiech. Zgadnij, domyśl się, wybierz dobrą odpowiedź, ja już i tak zdradziłam zbyt wiele.
Po chwili wraca do niej niczym wierne yo yo, przekraczając jednak wszystkie dopuszczalne granice, z buciorami wkraczając do jej przestrzeni prywatnej, tak że tylko cienka warstwa ubrań stanowiła, oddzielającą ją od niego lichą obronę.
Czując jego ciepło na swoim ciele, mimowolnie pozwala kącikom ust się trochę podnieść. Co teraz wymyślisz, odważny Gryfonie, pożresz mnie? Zdają się pytać zielone oczy, kiedy zadzierając głowę do góry, opiera podbródek na jego piersi. Gdy swój ciepły oddech kieruje w stronę jego szyi, delikatnie podrażniającą ją kolejnymi falami ciepła. Gdyby, gdyby, gdyby… tle rzeczy mogłaby zrobić, gdyby on nagle nie stał się nią, nakręcony jak mała zabawka, poruszał się dookoła niej po własnej wykrzywionej orbicie, nie dając jej szansy na reakcję, na przejęcie inicjatywy.
Kiedy w powietrze zostaje rzucona propozycja tańca, zaczyna się śmiać w trakcie wymuszonego na niej przez chłopaka obrotu. Czyżby w Hogwarcie zapanowała jakaś dziwna choroba, sprawiająca, że wszyscy faceci siadali na huśtawce nastrojów, na przemian pokazując swoją obojętność by potem jak ostatni wariaci, zacząć tańczyć na środku błoni.
- Chyba mam na ciebie zły wpływ Nicolasie, pewne dowody karzą mi sądzić, że zaczynasz wariować. Biorę jednak za to pełną odpowiedzialność i obiecuję pomóc w leczeniu, byś z następną panną potrafił rozmawiać normalnie i ze wszystkimi odpowiednimi maskami na twarzy. – Mówi po kolejnym wybuchu śmiechu, na twarzy przybierając najbardziej poważny wyraz twarzy na jaki ją stać. Nie było przecież miejsca na żarty przy tak poważnej chorobie jak dance makabra. Kiedy wraca do niego po piruecie, pozwala mu się objąć, przyciągnąć do siebie i powoli prowadzić w dźwiękach nieistniejącej muzyki. Stąpa za nim lekko, jakby całe życie inaczej się nie poruszała, jakby urodziła się by tańczyć. Elegancka, dopasowująca się do wskazywanego przez niego tempa. Patrząc na to zboku wydawać by się mogło, że to nie jest pierwszy raz, że trenowali to od dziecka.
Stojąc tak blisko, że była wstanie usłyszeć jak oddycha, że zapach papierosów nasilił się, a jego ciepło przyjemnie parzyło ją pod warstwą ubrań, gotowa była stwierdzić i przyznać się do tego przed samą sobą, że mogłaby tak tańczyć całą noc.
Nicolas Sharewood
Nicolas Sharewood

Obrzeża - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża   Obrzeża - Page 8 EmptyWto 21 Sie 2018, 18:53

W ułamku sekundy z dziewczyny, która kryła się za maskaradą przerysowanych reakcji, wyolbrzymionych gestów czy słów, potrafiła przeistoczyć się w dorosłą, odważną kobietę, przed którą u stóp leżał cały świat.  Teraz będąc tak blisko tego – jak się okazało – wyjątkowego mężczyzny, zapewne dziękowała Merlinowi za te chwilę burzliwego wytchnienia, kiedy mogła przyjrzeć się z bliska jego oczom, nosowi, kościom policzkowym, brodzie… Choć miała przed sobą żywego człowieka, mogła odnieść wrażenie, jakby stała oko w oko z Lucyferem, który kusił ją i nęcił, a ona nie mogła zdecydować między dobrem a złem. Nicolas doskonale zdawał sobie sprawę jak trudny wybór stoi przed nimi, każde z nich miało swoje racje, na swój sposób analizowało każdy gest, każde wypowiedziane zdanie. On uważał swoją przewagę, ona swoją. Każde z nich myślało, że jest na wygranej pozycji, choć tak naprawdę oboje przepadli w tej grze. Milczała, zmuszając go by sam odnalazł odpowiedź na zadanie pytanie, by w oczach doszukiwał się co myśli, by żył w tej denerwującej niewiedzy, która jednocześnie zmuszała by myśli przesiąkała jej osoba, aby szybko nie zapomniał o panience Temple. On wiedział. Doskonale zdawał sobie sprawę, że mówi o nich.
-Doprawdy? I może ty jeszcze należysz do tych niegrzecznych? – zapytał uśmiechnął się wyzywająco, choć tak naprawdę znał odpowiedź. Ułożona Agnes Temple, na co dzień skrywająca się za licznymi maskami zdecydowanie należała do osób, które nie pytając nikogo o zdanie biorą, co chcą od życia. Była równie niebezpieczna jak on… uważając się za lepszych od innych, bardziej przebiegłych swoich działaniach. Balansowali na granicy, chcieli jednego, a robili co innego. Chłopak nie miał pojęcia, co siedzi w głowie Krukonki, kiedy ta z intensywnością wpatrywała się w niego, wodząc wzrokiem po całym ciele, by na koniec skupić pojrzenie na jego ustach. Przygryzł modniej dolną wargę, poczuł smak krwi.  
Myśli gubiły się w swoi nurcie, który wypełnił jego umysł. W ich konwersacji było tak wiele niedomówień, niedokończonych wątków, pytań zostawionych bez odpowiedzi. Wręcz czuł potrzebę, by podczas kolejnego spotkania poruszyć chociażby połowę z nich, aby dziewczyna na nowo wyzbyła się maski, odważniej pozwoliła mu spojrzeć na prawdziwą Nessy Temple. Zmieniał się, przybierał coraz bardziej odważne maski, w jednej chwili wesoły,  radosny, jakby odkrył przed chwilą sens życia, w innej uśmiechał się tajemniczo, nieco niebezpiecznie. Budząc w drugiej osobie strach, który obezwładniał każdą najmniejsza cześć ciała, a jednocześnie był niezwykle przyjemny, wręcz podniecający. Czuł jak krew krążąca w jego żyłach przyspiesza, jak serce bije z coraz to większą mocą, jakby chciało wydostać się spod jarzma żeber.
Odpowiedziała mu uśmiechem, zero słów, tylko proste gesty, które zdawały się znaczyć więcej. Przecież wypowiadane zdanie mogą nieść ze sobą kłamstwa, mówić nieprawdę, karmiąc ułudą. Z ludzkimi odruchami było inaczej, często robimy przecież coś nie zastanawiając się nad tym, nasze ciało nas zdradza, o czym Nicolas miał okazję przekonać się nie raz i dwa. Sam był przecież ofiarą takiej zdrady.  Wiedział jak na nią działa, podświadomie czuł potrzebę bycia bliżej niej niż powinien.
Tajemnica pomieszana z namiętnością wisiała w powietrzu. Poruszali się w rytm tylko sobie znanej muzyki, on robił krok w przód, ona w tył. Jedną dłoń położył na jej tali, drugą wplótł między jej drobne, ale długie palce. Poruszał się zupełnie tak, jakby sunął w powietrzu, a trzask łamanych pod butami gałązek czy szum trawy był jedynie odległym szmerem, nieco zniszczonej płyty. Czuł jak mocno bije serce dziewczyny, wyrywane z piersi, pragnęło trafić wprost w jego dłonie. Spojrzał jej w oczy z taką intensywnością, jakby chciał przejrzeć ją na wylot, odkryć każdą, nawet najbardziej sprośną tajemnice, którą skrywała. Dłuższą chwilę skupiał swoją uwagę na jej zielonych oczach, by następnie bez żadnego ostrzeżenia, silnymi ramionami podnieść ją do góry. Dziewczyna mimowolnie oplotła nogi wokół jego pasa, wykorzystał ten moment – jej plecy spotkały się z chropowatą strukturą pobliskiego drzewa. Kiedy poczuł opór, wpił się w jej usta całując z niebywałą zachłannością. Początkowo Nessy wydawała się nieco zdezorientowana, jednak po kilku sekundach oddała jego pocałunek, ich języki walczyły o dominację, po raz kolejny prowadzili walkę, tym razem pozbawioną słów. Czuł jej ciepło, zacisnął dłonie na jej pośladkach, czując jak miękkie są. Przywarł do niej nieco mocniej, jeszcze bardziej zmniejszając między nimi dystans, jeżeli to było jeszcze możliwe. Rozkoszował się smakiem jej ust, ciepłem ciała. Powoli zaczynało brakować mu tchu, oderwał się od niej, powoli opuszczając na ziemie, a kiedy jej stopy spotkały się z podłożem, puścił jej oczko, po czym ruszył w stronę zamku.
Ta noc dla nich dobiegła końca.


zt
Nessy Temple
Nessy Temple

Obrzeża - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża   Obrzeża - Page 8 EmptySro 22 Sie 2018, 21:42

Tańczyli, pamięta to wyraźnie. Stała na ziemi, a jego szorstka dłoń, zaciska się na jej drobnej i nieskalanej ciężką pracą. Druga spokojnie spoczywa na wąskiej tali, mimo że pragnęła zejść niżej, wszystkie tego chciały. Pamięta to wszystko bardzo dokładnie, zapach perfum zmieszany z wietrzejącym dymem papierosa, uśmiech, który choć urwany, przynosił na myśl dzikie zwierzę, które zaraz rzuci się na swoją ofiarę i rozerwie ją na strzępy. W tym momencie powinna przewidzieć co się wydarzy, a jednak tego nie zrobiła, czy chciała tego, czy nie, odpowiedź zaginie w kartach tej historii. Pamiętała że stali obok siebie, że dookoła panowała idealna cisza, świat się zatrzymał, a jasna łuna Hogwartu kryła się gdzieś za szerokimi plecami chłopaka. Pamiętała jak zatrzymał się czas, a reszta wieczoru, stała się wielką zamazaną plamą.
Nagle traci grunt pod nogami. Wszystkie pewne rzeczy, uciekają jej z głowy, kiedy ta pierwsza podstawowa zostaje jej z taką łatwością odebrana. Dłonie wielki i silne, które jeszcze kilka sekund temu, trzymały ją tak zwyczaj, chciałoby się rzec niewinnie, teraz przyciskają ją do szorstkiego drzewa. Mogłyby ją zmiażdżyć, zniszczyć, gdyby tylko tego zapragnęły, gdyby to był ich cel. Jaka maleńka jesteś, nic nieznacząca, to ja mam tu władze. Wydawał się mówić ten czyn, choć wtedy nie miała czasu na jego interpretację.
Następne są tylko ruchome zdjęcia, przesuwające się przed oczami jak niemy film. Zdziwiona nagłym brakiem połączenia z gruntem, niczym przerażona koala chwyta się pierwszej napotkanej rzeczy. Tym razem okazuje się być nią Gryfon. Nie chcąc zapoznać swoich idealnych pośladków, z twardą rzeczywistością gruntu, oplata swoje, długie, kształtne nogi w pasie chłopaka, na wszelki wypadek, gdyby ten planował ją teraz puścić, gdyby miał to być jakiś głupi żart. Jak zostanie to odebrane przez resztę, o tym zdecyduje historia. Grafitowa sukienka zadziera się do góry, a jego dłonie idealnie znajdują drogę do celu. Nie tylko zresztą one.
Nie ma czasu krzyknąć, zapytać co pan sobie wyobraża i jakim pieprzonym prawem, pozbawia mnie pan mojego konstytucyjnego prawa, do chodzenia po stabilnym gruncie, kiedy jej jasne usta zostają w dość brutalny, ale jakże przyjemny sposób zatkane. A wszystko co ma zamiar wydarzyć się potem, dzieje się jakby za szybko i bez jakiegokolwiek ładu.
Między drzewem a Gryfonem.
Nie pamięta w którym momencie zaczyna oddawać pocałunki, kiedy daje się porwać temu kolejnemu tańcu. Niesiona chwilą, tak zwykłym zwierzęcym pożądaniem, oddaje pocałunki, tak zachłannie atakujące jej jasne usta. Kiedy otwiera je choć odrobinę szerzej, nie musi długo czekać, on się tam pojawia i zaczyna swój taniec, wprowadzając do środka delikatny smak krwi. Kiedy ich języki walczyły o dominację, tańcząc swój szalony, pozbawiony skrupułów taniec, jej ręce instynktownie znajdują drogę do jego karku. Po którym, tak nieznośnie powoli zaczyna przesuwać paznokciem, kreśląc czerwone ślady, urwane myśli, głosy w głowie, szepczą by wbić w niego pazurki, by po opalona szyja spłynęła szkarłatną krwią, by ta noc tonęła w czerwieni. W zasłoniętych przez powieki zielonych ślepiach, pojawia się błysk szaleństwa. Wyobraźnia szaleje, kiedy te obrazu przesuwają się przed jej oczami.
Wszystko wiruje, ale nawet to nie może trwać wiecznie. Ich noc się kończyła. Kiedy na chwilę odrywają się od siebie, szybko ma się okazać, że nie będzie to zwykła chwila. Wraca na ziemię i widzi jak ją zostawia, jak dumny jak paw wraca do zamku. Dumny bo wygrał.
A czy tak naprawdę, nie przegrali oboje?
Zastanawia się nad tym na chwile, poprawiając grafitową sukienkę i wyciągając z kurtki, którą zapomniał paczkę fajek. Idiota, śmieje się pod nosem, po czym końcem różdżki zapala papierosa. Opiera się o niemego świadka ich igraszek, rozgrzana i ciekawa, co wydarzy się dalej, jaka będzie puenta tej pojebanej historii.
Kiedy dopala peta, zapina Nicolasową skórę pod szyją i powoli wraca w stronę zamku, czując w ustach smak nikotyny, krwi i Gryfona.

nmm

Sponsored content

Obrzeża - Page 8 Empty
PisanieTemat: Re: Obrzeża   Obrzeża - Page 8 Empty

 

Obrzeża

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 8 z 8Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8

 Similar topics

-
» Obrzeża błoni [Patronus]
» Rezydencja Haldane'ów [obrzeża Dunblane, Szkocja]
» Ruda Annie [Turloughmore, obrzeża Galway, Irlandia]

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Hogwart
 :: 
Tereny Zielone
 :: 
Zakazany Las
-