IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Salon pianistki

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
AutorWiadomość
Aristos Lacroix
Aristos Lacroix

Salon pianistki - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Salon pianistki   Salon pianistki - Page 6 EmptySob 25 Lip 2015, 20:40

Na przestrzeni ostatnich kilku tygodni, a nawet miesięcy, niewiele miała okazji do beztroskiego, młodzieńczego śmiechu, czającego się w kącikach ust, rozlewającego ciepłem po ciele, rozjaśniającego najciemniejszy nawet z dni. Pasmo nieszczęść ciągnące się za nią od czasu spotkania z Vincentem na dziedzińcu przed wejściem do szkoły zdawało się poszerzać, wyciągać łapska we wszystkich kierunkach, ranić wielokrotnie i celnie. Dopiero w chwili, w której przewrotny los zdecydował się zetknąć ją z Wattsem, promień światła przedarł się przez ołowiane chmury, docierając do tych strun w sercu Gryfonki, które zachwycały swoją naturalnością, a których od pewnego czasu nie lubiła obnażać. Jej wyniosłość, jej chłód i niechęć do zadawania się z innymi domownikami wyrobiły dziewczynie markę skuteczniejszą od plotek, krążących w zamkowych murach niczym szarańcza, a gotowych przemielić wszystko w pył nawet nieprowokowane. Ben miał jednak coś, co roztapiało w niej lód, jakim oblekała serce z uporem godniejszym lepszej sprawy; uporem, którego źródłem były ciemne ślepia, wargi skrzywione w uśmiechu złym, nieprzyjemnym i oczekiwania, które płatały figle. Nachmurzyła się na moment, wspominając burzliwe spotkanie w lochach, szybko jednak oderwała od niego myśli, wiedząc, że prowadzą one do sytuacji z balu i wściekłości, obejmującej trzewia żelaznymi ramionami.
Ben zresztą nie pozwolił jej długo milczeć; będąc rozmówcą doprawdy błyskotliwym, o ciętym poczuciu humoru, zaopatrzonym w trafne riposty, wzbudzał w Gryfonce prawdziwą chęć do konwersacji, nawet na tematy liche, ulotne i niewiele znaczące. Tak, jak teraz, gdy zajęta czymś tak prozaicznym, jak fryzura Krukona, oddawała się bezwstydnej przyjemności jaka płynęła z wymieniania złośliwości, zabarwionych czułą nutą rozbawienia. Jego dłonie na ciele również nie były czymś wysoce niepożądanym, choć tak samo jak Ben, Aristos próbowała zdecydować gdzie leży granica, której nie powinni przekraczać by iskrzące sztormem zderzenie koloidów nie zaskoczyło ich po raz kolejny. Chwilowo utrzymanie samokontroli nie było jednak tak trudne, zwłaszcza, gdy jej usta rwały się do śmiechu, wypełniającego gęstą, lepką bańkę, w której się znajdowali. Bańkę, w której wszystko było bezpieczne, zabarwione intymnością i pokracznym zaufaniem, którego żadne z nich nie potrafiło zrozumieć, a które ogrzewało serca chronione wysokimi murami. Kiedy udało jej się odzyskać względne opanowanie, a rumieniec przestał barwić jasną skórę na policzkach, odchrząknęła krótko, wwiercając spojrzenie w twarz Bena
- Watts... - w jej oczach zamigotało pełne rozbawienia politowanie, ocieplając chłodny błękit chochliczymi iskierkami - 'Hiss, hiss"? Czy ty kiedykolwiek widziałeś węża? Jestem pewna, że wszystkie gady tego świata właśnie śmiertelnie się obraziły – złośliwość, której nie potrafiła powstrzymać kolejny raz rozdarła falę ciepła budzącą się w podbrzuszu, a niemającą nic wspólnego z nutką irytacji, jaką wciąż odczuwała. Skupienie się na poprzedniej wypowiedzi chłopaka pomagało jej odzyskać opanowanie, chociaż przyjemny ciężar dłoni splecionych na krzyżu zachwiał nią po raz kolejny, gdy Watts przyciągając Gryfonkę bliżej pobudził wspomnienia, wywołując na jej usta uśmiech.
- Sam będziesz sobie winny – powtórzyła z przekąsem, tym razem jednak panując już lepiej nad własnymi czarami, które sprawdzały się coraz lepiej. Nowa umiejętność ośmieliła dziewczynę, a samozadowolenie rozkwitające na jej twarzy mogłoby wypełnić pewnością siebie cały tłumek zakompleksionych nastolatek.
Zacmokała w zachwycie, odkładając różdżkę na blat fortepianu; jej palce wplątały się w kosmyki włosów na czubku krukoniej głowy, przeczesały je pieszczotliwie, odgarnęły do tyłu. Chwilę później te same palce chwyciły Bena za brodę i jak gdyby nigdy nic, dość bezceremonialnie, odwróciły jego głowę raz w jedną, raz w drugą stronę.
- Jesteś nieprzeciętnie przystojny, mój drogi – stwierdziła z triumfalną nutą, wcale nie nieśmiało wyglądającą spomiędzy wypełnionego satysfakcją tonu. Ściągnęła z nadgarstka gumkę do włosów i znów odgarniając pozostałości po Benowych włosach do tyłu, związała je w kucyk nie reagując na jego zaskoczone spojrzenie.
- Et’ voila -
Ben Watts
Ben Watts

Salon pianistki - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Salon pianistki   Salon pianistki - Page 6 EmptySob 25 Lip 2015, 20:40

Choć z początku w ogóle nie miał ochoty tu przychodzić, pamiętając o zalążku kłótni, który nieoczekiwanie zrodził się w wymianie listów, Ben musiał przyznać sam przed sobą, że to spotkanie potoczyło się dużo lepiej, niż zakładał. Żadnych krzyków, żadnych wyrzutów, choć atmosfera nie od razu zachęcała do konwersacji. Prawdę powiedziawszy Krukon był bliski porzucenia towarzystwa Aristos na rzecz zaszycia się między znajomymi rzędami regałów w bibliotece, ale koniec końców dobre wychowanie wzięło górę. Nawet nie żałował.
Komentarz odnośnie swojego idealnego odegrania przeciętnego węża skwitował przewróceniem oczu i lekkim uniesieniem brwi, co wywołało siatkę zmarszczek przecinających czoło w sposób niekoniecznie atrakcyjny. Mimika, nad którą w większości nie panował, na starość sprawi, że będzie pomarszczony jak stare jabłuszko, czuł to w kościach.
- No nie wiem, jak to przeżyję. Usnę dzisiaj płacząc w poduszkę – odparł głosem, który ociekał ironią. Aż dziwne, że nie zaczęła jeszcze kapać na podłogę z jego ust. Dobrze, że przekomarzanie i wymiana złośliwostek były traktowane przez Aristos w sposób tak naturalny – pozwalało to Benowi łatwiej się rozluźnić, choć maska spokoju nieco się zsuwała, odsłaniając tę marudną część jego charakteru, za jaką niespecjalnie przepadał. Zawsze uważał, że narzekanie prowadziło donikąd i nie wnosiło nic nowego w stresujące sytuacje. Przynajmniej w przypadku Wattsa, „wygadanie się” raczej nie przynosiło pozytywnych rezultatów, a jedynie pogarszało jego humor. Przełknął cisnące się na usta „Gę, gę, gę”, gdy Gryfonka znów powtórzyła, że sam będzie sobie winny, jeśli coś pójdzie nie tak. Zadziwiająco nie oponował przed tym eksperymentem, ale przecież nie wciskał pannie Lacroix różdżki w dłoń. To, że w tej chwili dawała upust swojej artystycznej wizji, stanowiło tylko i wyłącznie jej własną inicjatywę i jeszcze trochę, a Ben zacząłby się zastanawiać nad własnym eksperymentem na burzy jasnych loków.
Krukon odetchnął bezgłośnie, gdy palce dziewczyny zatopiły się w pozostałościach jego włosów, odgarniając je do tyłu – lubił podobny dotyk, sam przed sobą nie mógł kłamać. Złapany za brodę zmarszczył jednak brwi, nadając oczom chmurnego cienia. Poczuł się trochę jak muzealna ekspozycja niezamknięta w ochronnej, szklanej gablocie.
- Hmpf – mruknął tylko w odpowiedzi na komplement, choć połechtał on mile męskie ego Krukona. Czasem było ono bardzo, bardzo kruchym tworem, nie tylko gdy przychodziło do Wattsa. Zaskoczenie i ponowna zmiana wyrazu twarzy na nieco zaskoczony, przyszły w momencie, kiedy Aristos bez większego wahania zsunęła z nadgarstka dzwoniącą od koralików gumkę i złapała w jej objęcia dłuższe kosmyki blond włosów, którym Ben zwykle pozwalał opadać na czoło, jak chciały.
Dostanie zawału, czy nie dostanie, oto jest pytanie! Jedno wiedział na pewno, kiedy tylko dorwie lustro, transmutuje tę kolorową abominację w coś, co nie będzie wyglądało, jak ukradzione z toaletki małej dziewczynki.
- Merci – rzucił, w duchu ciesząc się, że jednym z niewielu słów w języku francuskim, jakie udało mu się kiedyś usłyszeć i zapamiętać, było właśnie to, które akurat okazało się przydatne. Poza podziękowaniem wiedział jeszcze, jak wymawia się dzień dobry, omlet z serem oraz jak przekląć. Jak to stwierdził kiedyś jeden z jego kolegów po kilku głębszych łykach Ognistej: klnąc po francusku, czuję się, jakbym podcierał tyłek jedwabiem. Ben za nic nie mógł sobie przypomnieć, kto to dokładnie powiedział, ale zdecydowanie podobał mu się ten absurdalny tekst.
Krukon rozplótł dłonie złożone gdzieś na krzyżu Aristos, po czym wstał powoli z ławki przed instrumentem. Podniósł rękę do głowy, marszcząc się w bliżej niezidentyfikowany sposób, gdy jego palce wyczuły jak bardzo pani prefekt wyżyła się na jasnych włosach.
- Nie ma tu gdzieś lustra? – spytał, choć sam już zaczął się rozglądać po zakurzonych sprzętach i półkach, podchodząc do nich bliżej. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności, szybko znalazł to, czego szukał – nieduże, ręczne lusterko w srebrnej oprawie było brudne jak nieboskie stworzenie, dokładnie tak samo jak większość rzeczy w salonie. Rękawem szaty wytarł powierzchnię, zerkając na własne odbicie. Hm. Przez dłuższą chwilę milczał, przesuwając tylko lusterko w tę i nazad, jak panienka zaaferowana własną prezencją.
- Nie jest źle – stwierdził wreszcie z pewną dozą zaskoczenia. - Chociaż zupełnie inaczej.
Aristos Lacroix
Aristos Lacroix

Salon pianistki - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Salon pianistki   Salon pianistki - Page 6 EmptySob 25 Lip 2015, 20:41

- Powinnam w takim razie przysłać do ciebie Ombre z jakimś środkiem nasennym. Nie chcę przecież, żebyś znów obił sobie głowę o jakiś sufit, z tego niewyspania i rozpaczy – kąśliwe nuty w jej tonie nabrały nieco złośliwego wydźwięku, jakby samo wspomnienie Wattsowych przygód w bibliotecznym schowku wzbijało samopoczucie panienki Lacroix o kilka centymetrów wyżej. Nie była to jednak złośliwość z natury dążąca do wyrządzenia krzywdy, sprawienia przykrości, czy skłócenia jednego rozmówcy z drugim. Nie. Była to złośliwość wyjątkowego rodzaju – ta, która zaistnieć może jedynie między ludźmi pewnego pokroju, choć różnych charakterów, a rozumiejących się w lot, nawet bez słów. Z niezrozumiałych, zupełnie niewiadomych i nienaturalnie wręcz niejasnych powodów – Ben Watts był dla Aristos Lacroix taką właśnie osobą. Choć różniło ich niemal wszystko, a dzieliło zapewne jeszcze więcej, Krukon z każdym kolejnym spotkaniem wspinał się o szczebelek lub dwa w górę francuskiej drabiny wartości, jaka była wyznacznikiem tego, czy dana persona warta jest gryfońskiej uwagi Aristos, czy też nie.
Dostrzegając grymas występujący na twarz Wattsa po niezbyt subtelnych oględzinach jego nowej fryzury, jakich dokonała chwilę wcześniej, Francuzka roześmiała się tylko i przesunęła palcami pod brodą chłopaka, w pieszczocie zwykle przeznaczonej dla przedstawicieli rodziny kotowatych.
- Nie dąsaj się, musiałam sprawdzić, czy wszystko wygląda tak, jak powinno – rzuciła krótko, nim ukończyła swoje dzieło, a koraliki i błyszczące kamyczki podzwaniające o siebie na gumce do włosów ozdobiły Wattsowego kucyka, mieniąc się wszystkimi kolorami tęczy niczym choinka na święta. I zapewne gdyby nie fakt, że duma i satysfakcja przepełniały pierś panienki Lacroix, Aristos mogłaby zwrócić uwagę na kuriozalność owej brzęczącej ozdoby, wieńczącej czubek głowy rosłego, szerokiego w barach Szkota, który równie dobrze mógłby być rodowitym wikingiem.
Zauważyła drobną, niemal przelotną oznakę zakłopotania na jego twarzy, gdy uraczony komplementem najwyraźniej przez moment nie wiedział jak zareagować, nim chrząknął tylko pod nosem. Przez chwilę wpatrywała się w niebieskie oczy, dostrzegając w nich błysk zadowolenia i odpowiadając na niego ciepłym uśmiechem, odsunęła się nieco od Bena, kiwając jedynie głową gdy odpowiedział jej po francusku.
- Twój akcent, mój drogi, woła o pomstę do nieba, ale doceniam gest. Jestem wzruszona. Mówi się merci – skorygowała go odruchowo, miękkim, melodyjnym akcentem obdarzając krótkie podziękowanie, jakie parę sekund wcześniej chłopak wystosował w jej kierunku. Wciąż jednak uśmiechała się równie ciepło, z jakąś przepełnioną rozbawieniem czułością, którą zwykła obdarzać Francisa. Skurcz nieprzyjemnie szarpiący żołądek wymalował na jej twarzy krótki grymas; uciekła spojrzeniem w inną stronę, starając się nie myśleć zbyt wiele o bracie, o tym, co zaszło podczas pogrzebu, o kłótni, która nieprzyjemnie ostrym żądłem rozdarła wszystkie zasklepiające się z trudem rany. Na całe szczęście – co zapewne uratowało resztę wieczoru – Ben zainteresował się lustrem, a ona odetchnęła ciężko, gdy odsunął się w poszukiwaniu czegoś, w czym zdołałby obejrzeć swoją nową fryzurę. Bławatkowe spojrzenie powiodło wzrokiem za potężną sylwetką chłopaka, musnęło zakurzone półki, jeszcze raz zatrzymało się na fortepianie. I kiedy Ben przeglądał się w lusterku, wyrażając na głos przepełnione zaskoczeniem zadowolenie, ona znów przysiadła na niskiej ławeczce, otworzyła klapę chroniącą klawisze; tęskna cicha melodia, będąca jedynie bardzo uproszczoną wersją sonaty, którą Evan niegdyś usiłował wbić jej do głowy, przerwała nabrzmiewającą w ich bańce ciszę, gdy smukłe palce z pewnym namysłem przeskakiwały po czarnobiałych klawiszach. Przestała, wbijając wzrok w okno i przygryzła krótko wargę; niebo było atramentowo granatowe, jak wtedy, gdy nie wiedząc jeszcze do jakiego szaleństwa pchnie ją spotkanie, którego tak potrzebowała zmierzała do sowiarni, by natknąć się tam na kogoś, kto od dawna był zaginiony. Zerknęła na Bena kolejny raz, obdarzając go krótkim uśmiechem i chcąc przerwać pętlę nostalgii, zaciskającej jej pęto na szyi, mrugnęła do niego filuternie.
- Zawsze do usług, droga Żyrafko. Wyglądasz doprawdy, na Merlina i Morganę, niesamowicie męsko – rzuciła lekkim tonem, mrużąc niebieskie oczy, chcąc zobaczyć, jak znów nieco speszony tak jawnym komplementem przez sekundę okazuje zmieszanie. Nie zamierzała pytać go dziś o Mary. Nie teraz. Nie w chwili, w której oboje zrelaksowani, szczęśliwi i spokojni sycili się swoim towarzystwem, zapominając o zmartwieniach.[/i]


Ostatnio zmieniony przez Aristos Lacroix dnia Sob 25 Lip 2015, 20:46, w całości zmieniany 1 raz
Ben Watts
Ben Watts

Salon pianistki - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Salon pianistki   Salon pianistki - Page 6 EmptySob 25 Lip 2015, 20:41

Choć Ben nie utożsamiał się z puchatym, miziastym kociakiem, za jakiego przez chwilę wzięła go Aristos, drapanie pod brodą miało swoje zalety. Całkiem dużo zalet. Dobrze, że nie potrwało to dłużej, bo lada chwila prefekt Krukonów zmrużyłby sennie oczy i zaczął mruczeć, odkrywając dalekie pokrewieństwo ze wszystkim, co ogoniaste i myszołowne.
- Nie dąsam się – zaprotestował, choć nie było w tym rzeczywistego zirytowania. Jego słowa bardziej przypominały uwagę wymamrotaną podczas przebudzenia z wyjątkowo słodkiej drzemki. Gdyby tylko pod ręką był jakiś miękki i czysty kawałek materaca... Uwagę Szkota na powrót skupiło zamieszanie wywołane brzęczeniem gumki panny Lacroix i ostatnie poprawki przy jego nowej (oby) zabójczej (chociaż może nie dosłownie) fryzurze. Kiwnął lekko głową poprawiony w kwestii francuskiego akcentu, z którego braku doskonale zdawał sobie sprawę, ale i tak spróbował. Zawsze to miło usłyszeć podziękowania w swojej własnej mowie, prawda? Taki Watts na przykład wzruszyłby się, gdyby spróbowano odezwać się do niego z prawdziwym, szkockim akcentem, zniekształcającym angielski w sposób, który upodabniał go do czegoś barbarzyńskiego, leżącego daleko od cywilizowanych języków tego świata. Ale cóż – nikt nie próbował, a i sam Ben już dawno temu nauczył się mówić w szkole bardziej jak rodowity Brytyjczyk, by być łatwiej rozumianym przez rówieśników i profesorów. Na uśmiech rozjaśniający twarz Aristos odpowiedział dokładnie w ten sam sposób, choć w nieco oszczędniejszy, właściwy sobie sposób nakazujący nie wypuszczać wszystkich emocji na światło dzienne. Próbkę tego, jaki był naprawdę, gdy zwolnił wszystkie hamulce, już raz otrzymała.
Chłopak wreszcie wstał z ławeczki przy pianinie – inspekcja tego, co aktualnie działo się na jego głowie, nie mogła być dłużej odwlekana. Na szczęście małe ręczne lusterko załatwiło sprawę i uświadomiło blondynowi, że nie będzie musiał w najbliższym czasie zakładać na głowę papierowej torby. Wraz z pierwszymi dźwiękami pobudzonymi przez dotykające klawiszy palce Aristos, zerknął w kierunku instrumentu, spoglądając na plecy Gryfonki. Coś było nie do końca tak, jak powinno, mimo wszystkich sygnałów, że mógłby się mylić. Instynkt szarpnął delikatnie w dole brzucha, zwracając na siebie uwagę, ale rozsądek podpowiadał, by nie wywlekać tej kwestii. Jeszcze nie. Gdy melodia wciąż przebrzmiewała w powietrzu, Ben sięgnął po różdżkę trzymaną w kieszeni i odpowiednio pomagając sobie lusterkiem, transmutował błyszczącą ozdobę na włosach w coś, co wyglądało jak zwykły kawałek lnianego sznurka okręcony dookoła jasnych kosmyków. Teraz mógł się pokazać ludziom i nie zostać zabity śmiechem. Lusterko wróciło na półkę dokładnie w momencie, w którym Aristos (ta przebiegła, potrafiąca władać słowami Aristos) znów umiejętnie wprowadziła Krukona w zakłopotanie. Szło jej to coś ze zbyt dużą łatwością. Chłopak mimowolnie zacisnął usta, tylko ich uniesionym kątem zdradzając swego rodzaju zadowolenie.
- Tak mi słodzisz, że aż się zaczynam zastanawiać, czy nie chcesz prosić o jakąś przysługę – rzucił, niespiesznie wracając do ławeczki. Jak na kogoś o tak masywnej posturze, przysiadł obok Francuzki z zadziwiającą miękkością, wyciągając z kieszeni szaty solidny kawałek nugatowej bryłki opakowanej w brązowy papier. Przełamał go na pół, wyciągając papierek w kierunku panienki Lacroix, by się częstowała. Noszenie przy sobie słodyczy dosłownie wszędzie czasem się opłacało.
- Potraktuj to jako osładzacz humoru – rzucił krótko, nie domagając się odpowiedzi na żadne pytania.
Gdy nugat pełen orzechów został schrupany, a wszystkie okruszki strzepane z szat na podłogę, w swobodnej ciszy opuścili salon pianistki. A jeśli przed samym wyjściem Ben nachylił się szybko, zostawiając na skroni Aristos przelotny pocałunek... Cóż. Czy ktoś poza nimi musiał o tym wiedzieć?

[z/t x2]
Gość
avatar

Salon pianistki - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Salon pianistki   Salon pianistki - Page 6 EmptySro 02 Wrz 2015, 17:47

To nie był dobry dzień. Już od samego rana, wszystkie znaki na niebie i ziemi jawnie dawały mi do zrozumienia, że najlepszym pomysłem byłoby założyć sobie kołdrę na głowę, przekupić skrzaty by przyniosły mi dzbanek malinowej herbaty, wyciągnąć z kufra jakieś smętne romansidło i udawać, że się nie istnieje. W sumie nawet gapienie się w sufit i liczenie spadających ziarenek piasku, wydawało się lepsze niż to wszystko co mnie dzisiaj spotkało. Mój mały nastoletni świat, kazał odbierać te wszystkie zdarzenia jako wyjątkowo poważne i dające mi pełne prawo do wiecznego marudzenia jaka to ja biedna i nie szczęśliwa jestem.
Wszystko zaczęło się od tego koszmaru. Jego obraz zaczynał się już powoli zacierać, ale puenta i emocje, które budził były żywe. Śniła mi się ciocia Muriel, która jak zwykle miała do mnie tysiąc i jeszcze pięć wątów o to, że krzywo oddycham, żyje, że moje skarpetki są w śpiewające smoki, a nie rozchichotane różowe gwiazdki, jakim prawem wybrałam saksofon, a nie fletnie pana, i milion innych zarzutów, które tworzyły ze mnie kogoś tak złego jak ON, a jakby się nad tym zastanowić nawet gorszego. W pewnym momencie, gdy moja cierpliwość do tyrady ciotki się skończyła, zmierzyłam ją wzorkiem, który w najlepszym przypadku powinien ją położyć trupem, a przynajmniej ogłuszyć. Już otwierałam usta, już miałam wypowiedzieć pierwszą kąśliwą uwagę, zacząć się bronić, albo uderzyć w nią avadą gdy czyjeś szarpanie obudziło mnie ze snu. Tym kimś jak nie trudno się domyślić była Euphie, która wyglądała jak królik po zjedzeniu trzech tęczy, dziwiłam się, że nie zaczęła we mnie wówczas rzucać cukierków, bo przecież świat jest taki piękny, a jak nie jest to i tak powinniśmy krzyczeć, że jest, bo przecież jest.  
Wyrwana z tego okropnego snu czułam w sobie irracjonalną złość, gdybym w tym momencie spotkała ciotkę to siła mojej furii zmiotłaby ją z powierzchni ziemi i miałabym w serdecznym poważaniu, że jest niewinna.
Wesołe szczebiotanie siostry uciszyłam krótkim zirytowanym spojrzeniem i nie zważając na pełne wyrzutu spojrzenie poszłam się ubrać, po czym zeszłyśmy do Wielkiej Sali, a wiecie co tam się stało, nie wiecie i za pewne nie uwierzycie jak wam powiem, ktoś zjadł ostatniego tosta z serem i boczkiem. Wszyscy we wsi wiedzą, że Persyfona Ginewra McDonald zjada żywcem, wypluwa, spala i jeszcze raz pożera tych wszystkich, którzy śmią zjeść ostatnią grzankę w momencie, w którym ona nie zjadła jeszcze żadnej. Z takim morderczym humorem, wydarłam się na jakiegoś Merlina Ducha winnego pierwszaka, który miał nieszczęście przechodzić zbyt blisko mojej osoby.
Co było potem tylko gorzej, chyba wszyscy nauczyciele uparli się, że to ja znam odpowiedzi na wszystkie zagadki wszechświata, więc co zrobili, cóż powiedzmy sobie szczerze Gryffinodore nie zarobił dzisiaj zbyt wielu punktów, a ja mam jeden szlaban na jutrzejszy wieczór. Ech pięknie, pięknie...
W końcu jednak dzień dobiegł do końca i w spokoju mogłam się gdzieś ukryć przed całym światem i mieć nadzieje, że nikt zbyt szybko mnie nie znajdzie, chociaż jeśli Euphie będzie chciała to nawet za murami Azkabanu nie uda mi się przed nią ukryć.
Na moja tajemną kryjówkę wybrałam salę z fortepianem. Lubiłam tu przychodzić i się na niego patrzeć, przypominał mi o moim niespełnionym marzeniu nauki gry na tym instrumencie, albo chociaż pianinie. Czasami zastanawiałam się czyby nie poszukać w Hogwarcie jakiegoś nauczyciela, kto wie może za jedną, albo dwie flaszki cytrynówki ktoś zgodziłby się wprowadzić mnie do klubu młodych pianistów.
-A tak w ogóle to jest mi smutno, samotnie i źle, oooo.- Mruknęłam jeszcze z wyrzutem w stronę fortepianu tak jakby ten był odpowiedzialny za cały ten stan.
Gość
avatar

Salon pianistki - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Salon pianistki   Salon pianistki - Page 6 EmptySob 05 Wrz 2015, 14:00

John z kolei miał wyjątkowo spokojny dzień. Obudził się sam z siebie, nie szarpnięty przez nikogo ani wskutek jakiegoś złego snu. Obudził się całkiem zwyczajnie. Koszmaru nie miał bo chłopak zwyczajnie nie śnił od bardzo długiego czasu ale to prawdopodobnie było spowodowane bardzo aktywnym trybem życia. Wyjątkowo nie obudził go też budzik, który wydawał dźwięk tak potworny że Mac miał dreszcze kiedykolwiek to demoniczne brzęczenie usłyszał. Była też w niego wtulona jakaś blond Krukonka z VI roku, ale to też nikogo nie dziwiło.
Kłopoty się zaczęły kiedy ukradkiem próbował się wymknąć z dormitorium swojej niedawnej kochanki, gdyż na procesie przyłapało go dwóch Niebieskich z których jeden wyglądał na brata koleżanki Johhnego. Gryfon wywnioskował to po trochu z wyglądu a po trochu z wyzwisk które były rzucane pod jego adresem.
Jako że MacQueena nie był już III czy IV roczniakiem i nie prał każdego po gębie doszedł do wniosku że pójdzie zdenerwowanym panom na rękę, weźmie nogi za pas i zwyczajnie zacznie spieprzać. Jednak wyglądało na to że chłopakom to nie wystarcza, więc John po pięciominutowej porannej przebieżce zdecydował że jest głodny i nie chce mu się dalej biec.
Dlategoż zakręcił w jakiś boczny korytarz, tam poskładał obu delikwentów i jakby nic poszedł zjeść śniadanie.
Dalej dzień minął równie spokojnie. Na lekcje się nie spóźnił, sprawdzian z Eliksirów poszedł wyśmienicie, wszakże do późna powtarzał materiał pod okiem oczytanej Krukonki.
Po zajęciach zaszedł również na siłownię coby wydalić zbędny pot z organizmu. Tam też odbył porywającą rozmowę na temat fitnessu i ćwiczeń rozciągających z uroczą brunetką z Hufflepuffu oraz umówił się na odbycie zajęć praktycznych jako że teoria została już zaliczona.
Gdy słońce chyliło się ku zachodowi, wszystkie codzienne obowiązki zostały wykonane Johhny poczuł potrzebę wyciszenia się. Czasami znajdował się w takim momencie gdzie ten cały zgiełk, ruch i energia które towarzyszyły mu każdego dnia zaczynały go lekko przytłaczać. Nie mógłby bez nich żyć ale w przyrodzie należało zachować równowagę. I w takich chwilach John szedł pograć na pianinie.
Nie spodziewał się że w salonie zastanie kogokolwiek. Tymczasem gdy ze skrzypnięciem otworzył drzwi zobaczył Percy McDonald we własnej osobie.
Nie przygotowany na taki obrót spraw przystanął na chwilę, zastanawiając się czy się nie wycofać ale stwierdził że coś tu może nie grać jeżeli jego młodsza siostrzyczka siedzi tutaj kompletnie sama.
- Hej. - powiedział z uśmiechem zamykając za sobą drzwi. Przyglądając się przyjaciółce podszedł do niej i przywitał ją cmoknięciem w policzek.
- Co tam Persil? - zapytał i usiadł na stołku przed instrumentem o który zaparł się przedramionami po czym wlepił barani wzrok w dziewczynę.
- Wszystko w porządku? Czy ten fortepian Cię zaczepia? - zapytał szczerząc zęby. Tak, wchodząc usłyszał jak McDonald fuknęła na pianino.
Gość
avatar

Salon pianistki - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Salon pianistki   Salon pianistki - Page 6 EmptySob 05 Wrz 2015, 14:54

-Gdzie jest flaszka wiśniówki jak jest potrzebna, no gdzie? - Mruknęłam do siebie i spojrzałam porozumiewawczo z fortepianem, który zdawał się patrzeć na mnie z pobłażaniem.
Kolejna idiotka przyszła i gada sama ze sobą.
-A żebyś wiedział, że gadam sama ze sobą, skoro trafił mi się taki źle wychowany towarzysz, to nie zostaje mi nic innego jak znaleźć rozmówcę na poziomie, a że brakuje tu jak widać istot rozumnych to muszę się zadowolić własnym towarzystwem.- Pokazałam mu język i wróciłam do rozglądania się po salonie. Od kiedy pierwszy raz tu trafiłam za każdym razem zastanawiałam się dlaczego takie niesamowite miejsce świeci pustkami. Czyżby w Hogwarcie nie było nikogo, komu do szczęścia niezbędne było by publiczne uwielbienie, kogoś kto siedziałby tu niby przypadkiem czekając, aż usłyszy czyjeś kroki zaczynałby grać, a potem niby się peszył kiedy ktoś by go komplementował... Nie wierzę, że nikogo takiego tu nie ma, musiałam go wystraszyć.
Nie wszyscy są tacy pyszni jak ty.
-Fortepian ty nie zaczynaj bo zmienię Cię w czajnik, albo gorzej w pianino.- Powiedziałam posyłając w stronę kupy drewna poważne spojrzenie.
Zamilkł, a później stało się coś innego. Nagle w drzwiach pojawił się ktoś. Ktoś wielki i szeroki jak szafa trzydrzwiowa. W salonie pojawił się John. Przez usta przeszedł mi kpiący uśmieszek, który szybko zniknął.
-Kogo moje zielone ślepia widzą John. Co też sprowadza Cię do mojej samotni.- Powiedziałam, siadając w kucka i nie spuszczając wzroku z Gryfona.
-To wszystko jego wina, obrażał mnie, chciał się bić, ale powiedziałam, że nie biję słabszych.- Oskarżycielsko skierowałam palec w stronę instrumentu.
Gość
avatar

Salon pianistki - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Salon pianistki   Salon pianistki - Page 6 EmptySob 05 Wrz 2015, 15:49

- Stęskniłem się za Tobą. - skłamał Johhny bez mrugnięcia okiem zapytany o powód swojej obecności w salonie. Nie wiedział przecież że Percy tutaj będzie ale widział że dziewczynie jakoś tak bije smutkiem z oczu. Dlatego Johhny sobie postanowił że jej owy humor poprawi. Miał w kieszeni coś co napewno wykona swoją robotę ale wolał to zostawić jako przysłowiowego asa w rękawie.
- Bardzo mądrze. - powiedział Mac z kamienną miną i pokiwał głową z aprobatą.
- Masz u mnie plusa. - powiedział John ironicznie. Wiadomo było że on sam miał inny schemat na rozwiązywanie problemów z wyzwiskami pod jego adresem. Co prawda zawsze go stosował wobec ludzi, przeważnie Ślizgonów ale jeszcze nigdy wobec fortepianu. Chociaż wszystko się zapowiadało że ten konkretny się doigra.
- Ale poczekaj, zaraz sobie z nim pogadam. Będzie Cię przepraszał na kolanach. - powiedział prostując się i trzaskając stawami w palcach. Wiedział jak bardzo McDonald lubi dźwięk fortepianu, więc uznał że może tak poprawi jej humor.
- E! - krzyknął zaczepnie wlepiając wzrok w instrument i opierając dłonie na biodrach.
- Słyszałem że zaczepiasz moją przyjaciółkę. - powiedział groźnie marszcząc brwi. Powoli otworzył klapę która osłaniała klawisze.
- Oczekuję że zaraz ją przeprosisz. - dodał po czym uderzył w niskie tony. Nacisnął kilka klawiszy, które stworzyły krótką i gniewną melodię.
- Taaaak? - zapytał przeciągle, jakby w odpowiedzi na gniewny ton fortepianu.
- No to zobaczymy. - powiedział zakasując rękawy koszuli i zaczął grać.
Nie odstawiał jakiegoś przećwiczonego numeru, w tym momencie szedł kompletnie na żywioł. Poruszał się po środkowych klawiszach, tworząc rytmiczną melodię którą co chwilę przetykał pojedynczymi niskimi tonami, które w jego wyobraźni były ciosami. Średnie tony odpowiadały za mierzenie się wzrokiem. Na początku tempo było spokojne, by coraz bardziej przyśpieszyć, zwiększyć ilość i częstotliwość niskich tonów by w pewnym momencie uderzyć w ten najniższy i utrzymać ten dźwięk aż nie ucichł. Po kilku sekundach ciszy, John zastukał w najwyższe tony by udać płacz, co było symbolem przegranej fortepianu w pojedynku z Johhnym.
Młodociany wirtuoz udał zasapanie i starł niewidzialny pot z czoła.
- Pogadałem sobie z tym gadatkiem. - powiedział zwracając się do Percy, zachowując śmiertelnie poważną minę starając się nie wypaść z roli.
- Masz coś do powiedzenia? - powrócił do fortepianu, który wydał z siebie żałosne dźwięki pod kierownictwem palców Johna.
- Ja myślę. - powiedział po czym zakończył spektakl krótkim, najwyższym tonem który miał za zadanie imitować spadającą łzę goryczy.
Gość
avatar

Salon pianistki - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Salon pianistki   Salon pianistki - Page 6 EmptySob 05 Wrz 2015, 17:16

-Uważaj bo uwierzę.- Zaśmiałam się posyłając mu wymowne spojrzenie. Od urodzenia byłam oswajana z tym, że większość osób nic do mnie nie miała, ale najbardziej lubili mnie mieć w innym pokoju, pomieszczeniu, hasła typu "Percy pójdź na górę i sprawdź czy Cię tam nie ma", sypały się na porządku dziennym. Na szczęście posiadałam w swoim życiu jedną osobę, która nigdy w życiu by mi czegoś takiego nie powiedziała, no chyba, że zmusiłabym ją do tego, wierzyłam jednak, że potem jeszcze sama przyszłaby skruszona. Fajnie mieć siostrę bliźniaczkę.
Rozwiązywanie problemów phi, większość ludzkich problemów najlepiej było olać, wtedy często same mijały. Oczywiście nie przy wszystkich miało się takie możliwości, do większości na moje nieszczęście trzeba było siąść, zakasać rękawy i zająć się nimi z głową. Można je było też zostawić samopas, ale to nie zawsze dobrze się kończyło.
Z ciekawością przyglądałam się odgrywanej przede szopce. Gdyby biedny fortepian był w ogóle świadomy wielkości wpierdolu, którego doświadczał to chyba byłoby mu smutno. Patrząc na popis muzyczny Gryfona zaczęłam się tarzać ze śmiechu po podłodze. Nie był to chyba najlepszy pomysł bo już po chwili siedziałam tam całą pokryta grubą warstwą kurzu, czy skrzaty nigdy tu nie zaglądały? W tej chwili jednak nie przejmowałam się tym za bardzo, pokaz był zbyt zajmujący by oderwać się od niego chociaż na chwilę.
Kiedy w końcu John ustalił ze starym instrumentem kto jest panem tego kawałka podłogi, podniosłam się na równe nogi i z załzawionymi oczami zaczęłam bić mu brawo i udawać, że rzucam kwiaty przed nim.
-Ach mój mistrz, obrońca, minstrele już do końca świata będą opiewać twe wielkie męstwo. Możesz się spodziewać długich hymnów pochwalnych i trafienie przynajmniej do panteonu bogów olimpijski. Mój Perseusz, Tezeusz, Herakles, Odyseusz, Achilles, heros...- W tym momencie nie wytrzymałam i znowu wybuchnęłam głośnym śmiechem.
Gość
avatar

Salon pianistki - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Salon pianistki   Salon pianistki - Page 6 EmptySob 05 Wrz 2015, 19:21

John nie kłamał kiedy powiedział że się stęsknił za Percy. Uwielbiał ją, jej oryginalność, poczucie humoru i taki sam dynamit w dupie jaki on sam posiadał. Stęsknił się tylko nie to było powodem jego odwiedzin w salonie.
Puścił jednak tą uwagę mimo uszu. Póki co nie miał ochoty się z nią droczyć bo raczej to nie współgrało z poprawianiem kumpeli humoru.
Podczas swojego przedstawienia nieraz zerkał na Percy za każdym razem wykrzywiając swoją plastyczną twarz w jakimś krzywym grymasie adekwatnym do momentu w improwizacji. Ciepło mu się na sercu robiło gdy widział że humor spowrotem wraca na twarz Persil i sprawiało mu to niewyobrażalną satysfakcję.
Dlatego każda salwa śmiechu z jej strony, każde parsknięcie motywowało Johhnego by utrzymać się w roli i starać się jeszcze bardziej.
Kiedy wybił ostatnie tony, cała kamienna maska pękła i rozpadła się pod wpływem głośnego aplauzu ze strony jednoosobowej widowni. Mac wstał, schował jedną dłoń za plecami i wykonał ukłon tak głęboki jakby chciał czubkiem nosa wypolerować sobie buty. Gdy zobaczył że Persil obsypuje go niewidzialnymi kwiatami zaczął je ,,łapać"
w powietrzu i układać z nich bukiet na drugim ramieniu nieustannie się szeroko uśmiechając i kłaniając się co chwilę.
Gdy Gryfonka zaczęła wychwalać jego męstwo, Johhny powolnym krokiem ruszył w jej stronę.
- E tam. Dzień jak co dzień. - powiedział wzruszając ramionami. Gdy zatrzymał się przy dziewczynie podał jej wyemaginowany bukiet róż.
- Bronić takiej damy to prawdziwa przyjemność. A skoro już jesteśmy przy temacie mojej nagrody... - Johhny zawiesił głos. Obrócił się w kierunku fortepianu wyjmując swoją różdżkę i wyszeptał krótkie zaklęcie wskutek którego fortepian zaczął sam grać spokojną melodię.
- Czy uczynisz mi ten zaszczyt? - zapytał z przekąsem podając jej dłoń. Co prawda Johhny się wygłupiał ale naprawdę chciał z nią zatańczyć. To że sprawił że się roześmiała to był jeden krok do poprawienia jej humoru. Zostały jeszcze dwa. Może jeżeli John ulegnie chwili to cztery.
Gość
avatar

Salon pianistki - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Salon pianistki   Salon pianistki - Page 6 EmptySob 05 Wrz 2015, 21:20

Lubiłam się wygłupiać, wygłupy są spoko pozwalają mi wierzyć, że nadal jestem dzieckiem, a nie takim młodym dorosłym jak mój brat, o nie Święty Salazarze od takiego losu uchowaj. Kiedy my z siostrą biegałyśmy i zdobywałyśmy zaszczytne kolekcje siniaków, on był, egzystował, nawet się nie uczył. Siedział tylko i patrzył w telewizor, rozumiecie siedział i się gapił. Mnie by od środka rozsadziło, wybuchłabym przyozdabiając nasz uroczy salonik moimi flakami, już nigdy nikt nie domyłby po mnie podłogi. Hahaha to by była piękna zemsta na matce, która wiecznie narzekała, że całe jej życie polega na sprzątaniu po mnie i moich durnych pomysłach.
Szkoda, że nie widziała mnie w tej chwili, przez najbliższy miesiąc będę wyciągać pajęczyny z włosów, jak dobrze pójdzie może uda mi się założyć małą hodowlę pająków, i już nigdy nie będę się musiała martwić muchami, albo meszką, komarami i każdym innym okropnym, latającym tałatajstwem. Tak ten plan wydawał się być perfekcyjny i pozbawiony jakichkolwiek luk. A każdy dobry planista wie, że luki to, to co niszczy każdy dobry plan.
Kiedy przedstawienie się skończyło i kwiatki, które rzuciłam wróciły do mnie, zaśmiałam się jeszcze raz i przyklasnęłam mojemu wirtuozowi.
-Tak skromny i dobrze wychowany młody człowiek na pewno nie będzie chciał żadnej nagrody.- Powiedziałam pomiędzy kolejnymi salwami śmiechu, a kiedy jego niecny plan wyszedł na powierzchnie dzienną spojrzałam na niego jakby był co najmniej niespełna rozumu.
Wszyscy we wsi wiedzą, ja wiem, Euphie, mama i tata, nawet ON wie, że ja nie tańczę, chyba, że po kilku kieliszkach wiśniówki własnej produkcji, a już na pewno nie do byle czego, ale nie chcąc urazić mojego kompana westchnęłam.
Machnęłam różdżką i teraz fortepian zaczął grać starego dobrego rock'n'rolla.
-Teraz możemy tańczyć.- Zaśmiałam się i ruszyłam do kręcenia się w tym tak dobrze znanym rytmie. W tle zaczęłam jeszcze śpiewać tekst.
Gość
avatar

Salon pianistki - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Salon pianistki   Salon pianistki - Page 6 EmptyNie 06 Wrz 2015, 18:38

A jednak. Nawet tak skromny i dobrze wychowany człowiek jak John oczekiwał nagrody. W tym wypadku to chodziło po prostu o uśmiech na twarzy Percy czym można powiedzieć Johhny był narazie obsypywany.
Fakt John wiedział że Percy nie umie tańczyć, ale zwyczajnie nie znał zaklęcia które zmusi fortepian do zagrania czegoś bardziej skocznego. Tego zaklęcia nauczył się dawno dawno temu i stosował je stosunkowo często. Co prawda do osiągnięcia innych efektów niż te które miał zamiar osiągnąć z Persil.
Dlatego kiedy Gryfonka wykazała się lepszą znajomością zaklęć użytkowych, John z radością złapał ją za dłoń, okręcił o 360 stopni i zaczął tańczyć twista wtórując przy tym przyjaciółce słowami piosenki. Wywijał nogami, ramionami, śmiał się, robił jakieś nieskomplikowane kroki taneczne, co jakiś czas łapał Percy za ręce by wykonać parę kroków i znowu się od niej ,,odbić" i tak dalej.
Kiedy piosenka ucichła, Johhny lekko zdyszany ukłonił się teatralnie przed Gryfonką.
- Ogromnie dziękuję. - powiedział wciąż się szczerząc. Coś mu się wydawało że będzie miał zakwasy w policzkach od tego ciągłego uśmiechania się.
- Mam pomysł jak moglibyśmy zwieńczyć ten przemiły wieczór. - mruknął Mac zalotnie podchodząc powoli do Gryfonki. Gdy stał już nad nią, patrząc w dół na jej skonsternowaną twarzyczkę wyjął z kieszeni małą papierośnicę a ze środka dwa tłuste blunty.
- Musimy tylko skombinować jakąś szamę. - powiedział po raz kolejny ukazując rządek białych ząbków.
Gość
avatar

Salon pianistki - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Salon pianistki   Salon pianistki - Page 6 EmptySro 09 Wrz 2015, 19:25

Piosenka się skończyła, chociaż jakby się uprzeć mogłaby się nigdy nie kończyć. Można by zaczarować ten fortepian by grał ją ciągle, by klawisze układały się w te same dźwięki bez końca. Mogłabym ją wtedy tańczyć do końca świata, ale czy aby na pewno trwałoby to tak długo. Czasami, żałował, że nie mogłam zatrzymać się w jakimś momencie na wieczność. Utrzymać mój bajkowy azyl jak najdłużej, utonąć w mej małej idylli. Nic jednak nie trwa wiecznie, chwila, ani nawet piosenka.
Spojrzałam smutno na instrument, skąd w mojej głowie takie smętne myśli, czemu pojawiły się akurat teraz. Czy rozważanie ich w moim wieku i przy takim jak na razie bezstresowym życiu nie było męczące, irytujące dla osób, które naprawy miały ciężko.
Przez chwilę w moich oczach pojawiła się zaduma, melancholia. Trwało to tylko jedną chwilkę, krótkie mgnienie oka. Potem wróciła złudna maska, tak idealna, że można w nią było uwierzyć, że wszyscy chcieli w nią wierzyć nawet ja sama, łudziłam się, że to prawdziwa ja.
Ciekawe jak długo uda mi się mnie zwodzić. Byle jak najdłużej.
-Polecam się na przyszłość.- Zaśmiałam się, ale czegoś w tym dźwięku brakowało, różnił się o tego sprzed chwili, jednak była to delikatna, kosmetyczna różnica, nie dostrzegalna dla kogoś kto nie był mną, albo Euphie. Bo tylko my znałyśmy się na tyle by słyszeć tę zmianę w tonie naszych głosów.
Skonsternowana przyglądałam się podchodzącemu do mnie Gryfonowi, a widząc czym chce mnie częstować miałam ochotę głośno prychnąć. Wiśniówka jedno, cydr, bimber, ale ten szajs, nie miałam zamiaru truć się tym syfem.
-Dziękuje, ale postoje.- Odsunęłam się w razie gdyby mój towarzysz miał zamiar sam się częstować.
Gość
avatar

Salon pianistki - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Salon pianistki   Salon pianistki - Page 6 EmptyCzw 24 Wrz 2015, 22:03

Johnowi umknął smutek bijący z patrzałek Percy. Był zbyt skupiony na niewypadnięciu z roli, której zadaniem było poprawić humor przyjaciółce, że nawet by mu pewnie do głowy nie przyszło jakie szare myśli krążą teraz pod jej kopułą. Nie dopuściłby takich domysłów do siebie, przecież dzięki jego żartom Gryfonka tańczyła i śmiała się pod niebiosa.
- Zapamiętam. - odparł z uśmiechem, faktycznie nie dostrzegając nuty goryczy w jej głosie.
Gdy jednak dziewczyna odmówiła wspólnego spalenia dwóch tłustych gibonów, John uniósł lekko brwi zdziwiony. Przecież był XX wiek! Trzeba było iść z duchem czasu, nad paradami wolności unosiły się ogromne chmury z cannabis. Kiedy palić zioło jak nie w latach .70?
- Cóż... khem. - chrząknął nieco zakłopotany, przypatrując się twarzy Persil czy sobie przypadkiem z niego nie stroi żartów. Jednak jej mina była poważna i nie zdradzała żadnych oznak sarkazmu.
Po chwili schował dwa blunty spowrotem do papierośnicy.
- Słuchaj, ja będę uciekał w takim wypadku. Jutro muszę wcześniej wstać a wolę tego nie mieć za długo przy sobie. - powiedział, cmokając ją w policzek na pożegnanie. Spali sobie to z Forresterem, a co tam.
- Narazie. - pomachał jej na odchodnym po czym opuścił pokój.

z/t
Gość
avatar

Salon pianistki - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Salon pianistki   Salon pianistki - Page 6 EmptyNie 27 Wrz 2015, 12:35

Widząc jak szybko od niej ucieka, jak się za nim kurzy. Kiedy tak uciekał jak gdyby mu nagle odpaliła, że jest wilkołakiem, albo przynajmniej krypto Ślizgonem wysłanym do Gryffindoru na przeszpiegi, żeby ukraść im ich przepis na piwo kremowe. Miała ochotę wybuchnąć śmiechem. Krzyknąć za nim, że jeśli jeszcze kiedyś go spotka to przywiąże go do wielkiej tarczy na rzutki i potrenuje na nim swoją celność, ach to by była piękna wizja.
Uśmiecha się do tego obrazu w swojej głowie.
-Uciekaj Gryfku do dziury by Cię nie złapał kot bury...- Zaczęła śpiewać, bujając się w rytm melodii. Powoli zebrała swoje rzeczy. Nie wiedziała dlaczego stąd wychodzi, przecież mogła tu jeszcze posiedzieć, po patrzeć, po dumać, ale jakoś w tym momencie to miejsce napawało ją dziwną nostalgią.
-Miaaau- zaśmiała się po kociemu jeszcze do siebie, wyciągnęła się parę razy strzeliła ze stawów w karku i ruszyła do swojego dormitorium. Musiała porozmawiać z Euphie, o czym jeszcze nie wiedziała, ale jej bliźniaczy instynkt mówił, że gdy tylko zobaczy bliźniaczkę jakiś ważny temat w mgnieniu oka się jej przypomni.

nmm
Sponsored content

Salon pianistki - Page 6 Empty
PisanieTemat: Re: Salon pianistki   Salon pianistki - Page 6 Empty

 

Salon pianistki

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 6 z 9Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

 Similar topics

-
» Salon
» Salon wspólny

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Hogwart
 :: 
III piętro
-