|
| Niewielki park na obrzeżach Hogsmeade | |
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Wanda Whisper
| Temat: Re: Niewielki park na obrzeżach Hogsmeade Pon 23 Lis 2015, 21:41 | |
| Może i zachowywała się czasami dziecinnie – może ekscytowała się różnymi pierdołami, które i tak nie zmienią czy nie polepszą jakości jej życia, ale czy to nie było piękne? Zachwyt wymalowany na jej twarzy dawał pogląd tego jak bardzo niewinna i szczera jest. Nie udawała, nie musiała już udawać przed nikim, a zwłaszcza przed Lowtherem, który lubił i akceptował ją taka jaka jest. Niewymuszona, pełna wad i momentami irytująca, ale swoja – można było powierzyć jej największy sekret bez obawy, że ten powędruje do koleżanki z ławki obok. Ponadto od momentu rozstania się z Henrym nie miała zbyt wielu okazji by cieszyć się nie wiadomo czym – głównie skupiała wówczas swoją uwagę na nauce, na notatkach i znajomych, których rozpieszczała. Nie zwracała uwagi na zmianę pogody, na to jak szybko płynie czas, jak dzień się skraca. Wszystko to minęło gdzieś w dali, ponad nią – dlatego wielkie zdziwienie ogarnęło jej postać gdy odkryła pierwszy śnieg, który pokrywał praktycznie cały trawnik dotychczas starannie przystrzyżony. Tylko raz po niego sięgnęła gołymi dłońmi czując przyjemną wilgoć po czym obiecała sobie, że wybierze się z Riaanem i innymi fanami quidditcha by porzucać się śnieżkami. Już teraz wiedziała, że ta przygoda niezbyt dobrze się dla niej skończy. Ale zabawa to zabawa. Nie przeszkadzało jej to w jaki sposób Tim reaguje na jej dziecięcą radość – wiedziała, że chłopak stara się być powściągliwy, a innych traktuje lekko z góry za co wielokrotnie go upominała by starał się być bardziej wyrozumiały dla innych ludzi, kolegów z klasy do czego ten nie zawsze się stosował, co znowu doprowadzało do wielu godzinnych konfrontacji słownych. Żadna ze stron jednak nie oponowała i konwersacje przechodziły na łagodniejsze tony traktujące zupełnie o czymś innym niż na początku. Głównie dlatego w drodze do parku pokazywała mu pierdoły i rozwodziła się nad nimi – bo mogła i Tim jej przez to nie oceni co dawało jej pełną swobodę w działaniu. Jej matczyne gesty nie były niczym nadzwyczajnym – jak nie ona poprawiała mu włosy, to on poprawiał jej szalik – co znaczyło jedynie, że dbali o siebie nawzajem, co podobało się Wandzie. Lubiła gdy ktoś się o nią troszczył, dlatego zawsze starała się odpowiadać tym samym do czego jej znajomi byli już przyzwyczajeni. Dziewczyna po krótkiej chwili zerknęła na swoje dzieło i przyzwoliła chłopakowi na zajęcie się swoimi sprawami zaraz po wypiciu herbaty – znała zainteresowania Timothy’ego, jego fascynację ptakami i podziwiała go za to, że potrafił rozpoznać określone gatunki podczas gdy ona ledwo dostrzegała je pomiędzy gałęziami będąc zbyt zafrapowana odcieniem nieba. Sięgnęła również po ciastko, ale nie po to by je zgnieść, a po to by wsunąć je sobie do buzi bezszelestnie. Wolała nic nie mówić dopóki Lowther nie skończy swoich podchodów – jej głos dodatkowo – momentami zbyt głośny mógł ptaszyska wystraszyć, czego czynić nie chciała. Przynajmniej nie specjalnie. - Maj to odpowiedni termin, pewnie będzie już ciepło by wybrać się i na kilkudniową wycieczkę. – Powiedziała powoli i dosyć cicho. - Nie wiem co będzie z tymi egzaminami – to głupie ale strasznie się boje, że mi się nie uda zdać ich tak jakbym tego naprawdę chciała. Już teraz uczę się dużo, a wydaje mi się, że z każdym czytanym słowem wiem mniej i mniej. – Ciągnęła dalej dzieląc się swoimi obawami dotyczącymi nadchodzących testów, od których będzie zależeć jej przyszła kariera – aurora oczywiście bo o tym zawodzie marzyła już od przeszło czterech lat. Wydawało się jej, że nie jest głupia, a i wszechstronna można by rzec. Walka z Voldemortem i jego pobratymcami była tym co chciała robić za ten rok czy dwa, a możliwość zemszczenia się na mordercy ojca napawała ją dodatkową motywacją. O tym jednak nikomu nie mówiła nie chcąc wyjść na kogoś, kto zwyczajnie nie ma na siebie planu, a korzysta z tego co podsunął jej los. Przez moment nie mówiła nic zatapiając się w swoich myślach – tych odległych, z wakacji jak i tych nieco aktualniejszych ale równie szarych co poprzednie. Z ponurych rozmyślań wyrwała ją wszechobecna cisza przerywana tylko drobnymi skokami wróbla kroczącego po blacie ich stolika. Dziewczyna podniosła rozkojarzone spojrzenie na twarz przyjaciela i oblała się zaraz rumieńcem dostrzegając uwagę z jaką na nią spoglądał, która ją speszyła. Mimo wszystko, mimo tego ile się znali i mimo tego w jaki sposób rozmawiali panna Whisper wciąż rumieniła się w najmniej odpowiednich momentach – nie chodziło tutaj o niewybredne żarty, które sama rzucała pęczkami , ale o skupienie na jej osobie, co zwyczajnie ją peszyło. Nie lubiła być w centrum uwagi, chociaż jednocześnie tego pragnęła – nigdy nie umiała siebie zrozumieć i powiedzieć o co konkretnie jej chodzi jeżeli chodziło o relacje damsko-męskie dlatego tym razem zareagowała jak zwykle – po swojemu. - Hej, patrz! Człowiek – nietoperz! – Krzyknęła wskazując niebo za jego głową zaśmiewając się ze swojego super – uber beznadziejnego żartu, który miał na celu odwrócić uwagę Lowthera od jej czerwonej jak burak twarzy. Odchrząknęła zaraz wzruszając beztrosko ramionami gdy młodzieniec znowu odwrócił spojrzenie w jej stronę, zupełnie jakby nie wiedziała o co mu chodziło. Posłała mu jednak przepraszający uśmiech by zaraz wrócić do herbaty, której nalała do kubka po pełen brzeg. Objęła ją dłońmi sadowiąc się wygodniej na ławce i nawet się o nią opierając mając jednocześnie przemożną chęć by oprzeć nogi o blat stołu. Nie zrobiła tego jednak tylko rozejrzała się jeszcze raz wokół sprawdzając czy aby na pewno nikt ze szkoły ich nie śledził – teren był czysty. Byli tylko oni i dziwny wróbelek, który nie uciekł słysząc jej wrzask. Rozpromieniła się dodatkowo, gdy usłyszała jak Timmy podziela jej entuzjazm względem zajrzenia do księgarni, w której pewnie spędzą połowę dnia. Dziewczyna musiała uzupełnić swój zapas pergaminów, może kupiłaby nowe pióro albo inne dodatki piśmiennicze, które schodziły u niej prawie równie tak szybko jak pierniki jej roboty. - To po piwo zajdziemy już jak będziemy się meldować w Trzech Miotłach, dlatego wcześniej zahaczymy o Esy i Floresy i sklep dla zwierząt. Nie znam się zbytnio na kotach, ale skoro Mona marudzi to kup jej coś nowego do zabawy? Może znudziła się obecnymi umilaczami czasu, hm? – Spytała lekko dopiero po krótkiej chwili wyłapując dwuznaczność swoich słów – kotka była taka sama jak jej właściciel, to prawda, i może w tym wypadu panna Pierniczkowa również miała rację? Skoro Mona ma humorki to i Tim je miewał, chociaż nie zawsze to okazywał w sposób w jaki zazwyczaj okazują to ludzie. Reasumując – zrobiło się jej tylko przez chwilkę głupio – potem spoglądała na Lowthera swobodnie, nie negując i nie podważając swoich słów w jakikolwiek sposób. Była szczera, a i on znał jej podejście do wielu spraw. Tak samo jak wiedział, że Mona jest prawie jednym z niewielu kotów, które panna Whisper naprawdę toleruje i lubi przebywać w ich towarzystwie. Dziewczę miało awersję do kotów, po tym jak jeden z nich w drugiej klasie dotkliwie ją podrapał. Teraz z rezerwą odnosiła się do ów czworonogów – kotka jej przyjaciela jednak miała szczególne miejsce w jej sercu czy łóżku. - A jak Cię pożre w całości? – Odezwała się w pewnym momencie, a chłopak mógł usłyszeć jej szept tuż przy swoim prawym uchu. Jej ciepły oddech połaskotał go niewinnie, a piwne oczy wpatrywały się nie w niego, a we wróbelka odważnie stąpającego na drodze ku szczęściu.
|
| | | Timothy Lowther
| Temat: Re: Niewielki park na obrzeżach Hogsmeade Wto 24 Lis 2015, 22:02 | |
| Wanda miała problem z egzaminami. Wanda Whisper bała się egzaminów. Drodzy państwo, świat stanął na głowie. Jedynym zmartwieniem panny prefekt mogłoby być co najwyżej to, czy zaliczenie zakończy z W czy (niestety) PO, tymczasem dziewczę przejmowało się testami bardziej niż ci, którzy naprawdę powinni. Będąc osobą zdolną, pracowitą i ambitną wszelkie sprawdziany jej wiedzy powinna traktować tylko jako formalność, jednak - nie robiła tego. Do Owutemów powinna podchodzić bez najmniejszej tremy, tymczasem stres doskwierał jej bardziej niż kilku innym uczniom razem wziętym. Krukonka może i miała prawo do pewnej dozy skromności, która natomiast nie krępowała Lowthera. Timothy na żale przyjaciółki mógł więc odpowiedzieć tylko w jeden sposób. - Chyba żartujesz. - Brak pewności siebie Wandy poruszył go tak dogłębnie, że chłopak stracił zainteresowanie wróblem, przenosząc świdrujące spojrzenie na dziewczynę. - Troll z wróżbiarstwa i minus piętnaście punktów dla Ravenclawu za czarnowidztwo, panno Whisper - rzucił stanowczo i bez wahania. Nie miał wątpliwości, że koniec roku i Wanda, i on powitają godnymi uznania papierami zakończenia szkoły, które otworzą im drzwi do wymarzonych karier. Nie mogło być inaczej. - Jesteś ostatnią osobą, która powinna się tak martwić - dodał tymczasem nieco mniej ofensywnie. - Zdasz egzaminy najlepiej z nas wszystkich. Lepiej ode mnie i od całej reszty aspirujących do miana prymusów. Pracowałaś na to całe siedem lat, nie masz prawa teraz w siebie wątpić. - Mrużąc oczy, zlustrował przyjaciółkę uważnym spojrzeniem. To on mógł się zastanawiać, czy podoła. Tak naprawdę nie martwił się tylko o ONMS i OPCM, ale reszta? Wybrał przecież jeszcze historię magii i zaklęcia, przy czym wcale nie był przekonany, czy dobrze zrobił. Wiedział, gdzie chciałby być za x lat - Ministerstwo Magii było właściwie jedynym słusznym kierunkiem - skąd jednak miał mieć pewność, czy zwyczajnie się nie przecenia? To nie byłoby znowu takie zaskakujące, jeśli uwzględnić tendencję Timothy'ego do przykładania się przede wszystkim do tego, co naprawdę go interesowało - cala reszta bywała mniej ważna. Nie drążył już jednak tego tematu uznając, że jego dotychczasowa reprymenda była wystarczająca. Zamiast tego parsknął cicho na nieudolną próbę odwrócenia jego uwagi, pokręcił głową z rozbawieniem i w kolejnej chwili skupił się już na tym, czym powinien - to jest na własnych podchodach do pierzastej kulki. Wróbel już od dobrej chwili to przybliżał się, to cofał od dłoni chłopaka, ostatecznie jednak podejmując heroiczną decyzję o zaryzykowaniu swego wątłego życia. Dwa skoki i już był na męskiej ręce, porywając w dziobek kolejny okruch. I tym razem oddalił się jeszcze, by spożyć kęs w spokoju, przy kolejnej małej kradzieży pozostał jednak na miejscu. Skoro dotąd go nie skrzywdzili, pewnie już tego nie zrobią - takim torem musiały wędrować teraz myśli skrzydlatej istoty. - Mona ma humory jak księżniczka, a nie że jej się coś znudziło - rzucił już teraz półgłosem, by nie przepłoszyć płochliwego stworzenia. Oczywiście, zdawał sobie sprawę, że komentarz Wandy kryje w sobie najpewniej drugie dno, ale nie byłby sobą, gdyby w tak oczywisty sposób dał się podpuścić. Pierwsze słowa rzucił więc jak gdyby nigdy nic, dopiero później pozwalając sobie na podobną zagrywkę - dyskusję na temat kociej panny, jednocześnie podszytą sporą porcją samokrytyki. - Z drugiej jednak strony, może jest w tym trochę prawdy. Rozpuszczone się to zrobiło jak dziadowski bicz, niczym nie zajmie się na dłużej. - Uśmiechnął się z rozbawieniem. Nigdy nie miał problemu z podchwytywaniem wszystkich tych komentarzy, jakie czasem na jego temat wystosowywano, sam ponadto dorzucał kilka swoich, świetnie się przy tym bawiąc. To, że wcale nie wpływało to na jego zachowanie, to już inna historia. - Nie wiem, pewnie będziesz musiała mnie uratować. Albo pomścić. - Gdy nagle głos - szept właściwie - Wandy dotarł do niego z odległości znacznie bliższej, właściwie fizycznie wyczuwalnej, musiał całą siłę woli włożyć w to, by się nie obrócić. Wbił więc skupione spojrzenie w wróbla, który nieco śmielej pochłaniał właśnie kolejny okruch ciastka i walczył jak lew, by nie ulec pokusie zignorowania zwierzątka na rzecz Whisper, która nagle znalazła się tak blisko. - I nie łaskocz mnie, z łaski swojej - mruknął tymczasem w udawanym oporze, nie kryjąc jednocześnie rozbawienia. - Zaśmieję się i całą twoją przerażającą aurę strażniczki trafi szlag. A one wyczuwają takie rzeczy. - Delikatnym ruchem głowy wskazał niewielkie, brązowe ptaszę, brzmieniu swego głosu nadając ton odpowiedniej powagi. Było tak, jak gdyby wskazywał teraz na przerażającego, czającego się w pobliskich zaroślach drapieżnika a nie zupełnie nieszkodliwe stworzenie, które mogło na nich co najwyżej naćwierkać z oburzeniem. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Niewielki park na obrzeżach Hogsmeade Wto 24 Lis 2015, 23:05 | |
| Zazwyczaj tak było, że osoby które faktycznie przykładały się do nauki i miały problem, przeżywały egzaminy i martwiły się bardziej niż osoby, które podchodziły do tego na luzie. Wanda nie była wyjątkiem i wiedział o tym każdy kto choć trochę poprzebywał w jej towarzystwie. Widząc jej zaangażowanie i nawiązywania do nauki wszyscy twierdzili, że ta da sobie radę, jednak sama zainteresowana tylko głowiła się trojąc i dwojąc i zastanawiając się czy cokolwiek jej się uda. Nie oczekiwała cudów, chciała tylko dobrze zdać egzaminy – wystarczająco aby dostać się do na wymarzony kurs i rozpocząć życie na własną rękę, bez nauczycieli czyhających na Twój gorszy dzień i nieprzyjemnych osób, których nie chcesz oglądać na co dzień. I chociaż jej rodzice nie byli aurorami, a zwykłymi – nie – zwykłymi sędziami w Wizengamocie to i tak byliby dumni, że ich najmłodsza latorośl do czegoś doszła, do czegoś czego pragnęła i co chciała robić całe życie. Walczyć ze złem. Spojrzała obruszona na Tima, który widocznie miał niezły ubaw śmiejąc się z jej zapobiegawczości i strachu przed egzaminami. Zmarszczyła brwi i wzruszyła ramionami ściągając usteczka i bijąc go lekko w ramię chcąc pokazać, że czuje się urażona tym, że wyśmiewa poniekąd jej paranoję na temat testów. - Lowther, uważaj bo zaraz Cię oskarżę o uprowadzenie ze szkoły. Ciekawe jaka wtedy kara by Cię spotkała. – Pogroziła niczym seksualna nie bezpieczna i odetchnęła nie chcąc wracać do tematu testów, egzaminów, sumów i owutemów. Chciała myśleć po sprawach, które w tej chwili jej nie dotyczą. Wagary, swobodny wypad, śmiech i obżeranie się słodyczami. Czy nie tego chciała w tej chwili? Wykrzywiła usta po raz ostatni w niezadowolonym grymasie i podniosła dłoń jakby chciała wszystkich uciszyć – łącznie z niewinnym wróbelkiem. - Dobra, dobra. Nie rozmawiajmy o tym, bo zaraz wpadnę w panikę i nie będziesz wiedział co ze mną zrobić. – Rzuciła po raz ostatni po czym chwyciła jeszcze jedno ciastko i najpierw rozłamała je na pół – jedną połówkę oczywiście wsunęła sobie między wargi, a drugą pokruszyła, tak jak wcześniej zrobił to Timothy i rzuciła okruszki na blat i ziemię dając tym samym możliwość skubnięcia odrobiny resztek przez ptaki, które tu niebawem zagoszczą. Obserwowała jeszcze przez chwilę zabawę w kotka i myszkę twierdząc w duchu, że ona ma zbyt mało cierpliwości w sobie by zabawiać się w ten sposób – prędzej rzuciłaby to wszystko w cholerę niż faktycznie dokończyła dzieła – Tim był inny i to ich różniło, to ich łączyło – doskonale się uzupełniali na pewnych płaszczyznach co jej odpowiadało. - Nie znam się na kotach, nie wiem co może im pomóc. Mona to kobieta, a im pomagają słodycze albo nowe ubrania. Także wciąż oponuję przy tym byś kupił jej coś smacznego wraz z zabawką. Albo… – Tutaj zrobiła prawie, że efektowną pauzę by móc posłać jedno z dłuższych spojrzeń Lowtherowi. - Poświęć jej więcej czasu. Pobaw się z nią, zwróć na nią uwagę. Dziewczyny kotki chyba to lubią. – Doradziła opierając się na doświadczeniach swoich przyjaciółek i poniekąd – poniekąd warto dodać – osobistych. Odwróciła przy tym wzrok napotykając znajomą sowę, która wylądowała przed nią wysuwając jednocześnie nóżkę, by panna Whisper bez przeszkód mogła odebrać korespondencję skierowaną do niej. Zgrabnie oderwała liścik i zatopiła się w treści na chwilę zapominając o przyjacielu siedzącym tuż obok. Po chwili jednak oderwała się od pergaminu, podniosła głowę i zmarszczyła zabawnie nos. - Sam się obronisz, jesteś przecież dużym chłopcem i potrafisz o siebie zadbać czyż nie? – Spytała niewinnie sięgając po pióro schowane w jednej z komór plecaka – nie tracąc czasu i zapału postanowiła odpisać Riaanowi na list, który do niej przysłał. Tylko przez chwilę wydawała się zmartwiona – gdy jednak wzrok Tima natknął się na jej buzię, ta emanowała wyjątkowym optymizmem jak na nią. - Przepraszam, już nie będę. Przynajmniej nie teraz. – Uniosła dłoń gdy zauważyła, że faktycznie niejako mogła połaskotać kumpla z domu, co wcale jej nie przeszkadzało – usiadła wygodniej i na odwrocie papieru, na kolanie zaczęła piać odpowiedź do młodszego przyjaciela. - Wiesz, ja się martwię egzaminami, Ty humorami swojej kotki, a ludzie mają prawdziwe problemy. – Powiedziała zwiększając dystans między nimi, by Lowther nie poczuł się zbytnio osaczony. Mówiąc to miała na myśli młodszego Gryfona, który został sparowany przez ojca ze Ślizgonką, która nie sprawiała wrażenia bycia miłej – czy chociażby przyjemnej. Tuż po tym jak odesłała sowę schowała wszystkie swoje fanty do torby i klepnęła Tima po ramieniu, by zwrócił na nią uwagę odrywając się od romansu ze zwierzakiem. Podniosła się ze swojego miejsca zakręcając przy okazji termos z jeszcze ciepłą herbatą po czym wepchnęła go do plecaka Krukona z tej samej klasy. - Koniec romansów. Idziemy do księgarni, mój drogi. Jestem głodna wiedzy. – Zarządziła nie dając nawet możliwości sprzeciwu by za moment chwycić blondyna za rękę i poprowadzić go w odpowiednią stronę.
Z tematu oboje. |
| | | Nessy Temple
| Temat: Re: Niewielki park na obrzeżach Hogsmeade Sob 28 Lip 2018, 21:33 | |
| Ubrana w najpiękniejszy zielony płaszczyk, zakrywający co prawda jej haniebnie krótką szarą, rozkloszowaną spódniczkę i fioletowy, bardzo obcisły golf, ale nadal niezmiernie gustowny i pięknie podkreślający pistacjowy kolor jej kocich oczu. Na długich, zgrabnych nogach, kusząco wystających spod ciepłej wełnianej kurteczki, dla ochrony przed dującym, mroźnym wiatrem nałożone były czarne, zakolanówki z grubego materiału, a na drobnych stopach, skórzane, sznurowane botki na lekkim obcasie, wszystko to sprawiało, że wydawała się wyższa, a nogi szczuplejsze i lepiej wyprofilowane. Ubrana najpiękniej jak to w obecnej chwili było możliwe, przy obolałej pozszywanej stopie, z ciepłym eliksirem przeciwbólowym w brzuszku, Nessy powoli kroczyła pomiędzy rzędami kolorowych domków. Znudzona przyglądała się wystawom, które kusiły najróżniejszymi skarbami, od błyszczących świecidełek, które przyciągały wzrok, po kolorowe tabliczki czekolady i innych słodyczy, po zabawki czy piękne wystawy ubrań. Wszystko to ściągało do siebie jej łapczywe i chętne spojrzenie, a kroki, dziewczyny mimowolnie zbaczały z obranego przez nią kursu. Ach jak jej było smutno, że nie mogła choć na chwilę tam utonąć, poprzyglądać się tym wszystkim wspaniałym rzeczom i nagle w głowie Krukonki, wszystkie jej ubrania stały się stare i niemodne, w swoich oczach przez chwilę zaczęła przypominać siódme dziecko stróża i nawet ten piękny płaszczyk, z wielkimi czarnymi guzikami z onyksów, ze srebrną broszką w kształcie irysa, ozdobioną oszlifowanymi ametystami, wszystko wydało się jej tak bardzo nudne i pozbawione dobrego smaku. Pomimo ogromnej potrzeby pozbycia się całego swego kieszonkowego, powoli szła dalej, tylko raz na jakiś czas tęsknie spoglądając w stronę sklepów. W końcu po tej ogromnej próbie jakiej poddał ją los udało jej się dotrzeć do umówionego miejsca. Jakie więc było jej zdziwienie i zdenerwowanie, kiedy wytrzeszczając dookoła oczy, nigdzie go nie ujrzała. Z obrażoną miną, tupnęła nóżką, co mimo łagodzącego wpływu magii nadal wykrzywiło jej usta w grymasie. Głupi Olivier. Pomyślała, opierając się o poręcz drewnianego mostku i rozglądając się za zaginionym Puchonem. Tacy już byli wszyscy faceci, zawsze spóźnieni, nigdy nie było ich przy niej, kiedy byli naprawdę potrzebni. Fuka więc tylko cicho pod nosem i chuchając w zmarznięte rączki, spogląda jeszcze raz to w lewo to w prawo, w poszukiwaniu swojego dużego kolegi.
|
| | | Oliver Danniels
| Temat: Re: Niewielki park na obrzeżach Hogsmeade Pon 30 Lip 2018, 19:48 | |
| Pogoda dzisiaj zdecydowanie nie dopisywała na wszelakiego rodzaju spacery, czy nawet przechadzki po o wiele cieplejszym mieście, gdzie temperatura zdawała się być większa, nawet o te kilka stopni. Wszystko przez ciepło jakie wydobywało się z mieszkań z każdej strony. On mimo to szedł z szerokim uśmiechem obserwując tętniące życiem miasteczko, choć godzina wcale nie była taka młoda. Nadal jednak słońce oświetlało ulice i to zdawało się wystarczać jej mieszkańcom. On ubrany tradycyjnie w ciemnogranatowy płaszcz kończący się dopiero za kolanami. Rozcinany po bokach do długości biodra, by jednak w żaden sposób nie krępować jego ruchów. Co Oliver najbardziej doceniał w każdego rodzaju ubiorach, by nie czuć się w nich jak mumia lecz nadal pozostać szybkim i gibkim. Zresztą to miało mu się przydać bo skręcając w stronę parku, gdzie też umówił się na spotkanie zauważył coś dla czego musiał zboczyć nieco z ścieżki. Pojawił się w parku parę minutek po dziewczynie, ale szedł ostrożnie by nie zdradzić dziewczynie swojej obecności. I dopiero kiedy to stanął za jej plecami po podkradnięciu się niczym kocur. - Dobry wieczór panience- Powiedział zniżając specjalnie ton głosu. I by nie oberwać w twarz zasłonił się... Wielkim, żółtym słonecznikiem, który to razem z grubą łodygą był wysoki niczym on sam. Wręczył kwiat dziewczynie i uśmiechnął się przepraszająco odkładając na ziemi sportową torbę, która to zdawała się być wypełniona jakimiś bliżej nieokreślonymi przedmiotami, lecz kiedy ją kładł na ziemi robił to ostrożnie. - Wybaczysz mi spóźnienie, ale po drodze widząc ten przepiękny kwiat nie mogłem nie pójść go dla Ciebie zerwać. Nie spodziewałem się jednak tego, że za raz po tym będę musiał uciekać przed jakimś facetem z kosą, który obiecał mi ściąć jaja przez ten "niegodziwy uczynek". - dopowiedział i spoglądając to na słonecznik, to na dziewczynę podziwiając jej kreację i znów zerkając na słonecznik. - Teraz jednak patrząc na ciebie Nessy mam wrażenie, że on stracił całe swoje piękno i że nie jest wart bycia prezentem. - powiedział i sposępniał mając ochotę cisnąć go gdzieś daleko przed siebie. |
| | | Nessy Temple
| Temat: Re: Niewielki park na obrzeżach Hogsmeade Wto 31 Lip 2018, 19:14 | |
| Przemarznięta, miotana delikatnymi seriami dreszczy, starała rozgrzać dłonie, chuchając na nie. Kiedy, jednak nie przynosi to oczekiwanego efektu, zdenerwowana kopie czubkiem buta w kamienny murek. Ból niczym prąd rozchodzi się po nodze, a Nessy jedynie dzięki dużej ilości silnej woli, udaje się nie wykrzyknąć z serią bluzgów, na jasnych usteczkach. Gdzie on się do cholery jasnej podziewał? Już obrażona i zła na cały świat miała odejść, skazując biednego Puchona na ogrom swojego gniewu, wymownych spojrzeń i ciągłego powtarzania, że wszystko przecież jest w PORZĄDKU! Kiedy nagle czuje na sobie czyjeś spojrzenie, słyszy czyjś oddech tuż nad swoją głową, a potem do uszu docierają jeszcze słowa. W jednej sekundzie obraca się do Puchona, z czerwonymi rumieńcami na twarzy, oddech jej przyspiesza, a w oczach pojawiają się małe rozbłyski. - Jaki pan okrutny, bez serca, powtarzam bez. Już widziałam dziadka mego ukochanego i wszystkich świętych, jak pan mógł mnie tak przestraszyć. – Szturchając go z udawanym gniewem w bok, udając, że nie dostrzega wcale, że twarz jego zmieniła się w olbrzymiego słonecznika. - Zmieniłeś fryzurę? Ach nie ważne, nie istotne. Myślałam, że mnie porzuciłeś, zostawiłeś na wieczne potępienie i śmierć z wymrożenia. Obraca się do chłopaka bokiem, udając wielce obrażoną i że wcale nie słucha jego tłumaczeń. Które zresztą wpadały do jej głowy jednym uchem, a wypadały drugim, nie zajmując w nich miejsca nawet na chwilę. - Udam, że tym razem ci wierzę, ale to tylko dlatego że masz coś co bardzo lubię. – Mówi po chwili ciszy, znowu odwracając się do niego twarzą i bez skrępowania uczepiając się jego ramienia. - Strasznie chłodną mamy wiosnę tego roku, czekając miałam wrażenie, że zaraz zamarznę.- Zadziera lekko głowę do góry posyłając w jego stronę promienny uśmiech i łapczywie ciągnąć do ciepła jakie miał w sobie Olivier. - Ani się waż, taki piękny kwiat? Obrażę się na ciebie do końca świata, jeżeli zrobisz coś tej pięknej roślinie. Skąd wiedziałeś, że słoneczniki to moje ulubione rośliny?- Przez całą chwilę przywitań stara się nie spoglądać w stronę sportowej torby, której zawartość zdawała się przekraczać zdolności przerobowe zwykłego śmiertelnika, chyba, że planował nauczyć ją pływać w alkoholu, w taki razie wszystko było na swoim miejscu. - Jakie plany dla nas wymyśliłeś?
|
| | | Oliver Danniels
| Temat: Re: Niewielki park na obrzeżach Hogsmeade Wto 31 Lip 2018, 23:09 | |
| Nawet nie ukrywał, że bawił go fakt iż udało mu się wystraszyć koleżankę. - Wszystkich świętych? To niby kogo? - zapytał się zaciekawiony kogo mogłaby mieć na myśli. On sam nie wierzył w Boga i większość mugolskich świąt była mu całkowicie obca, a co dopiero wiedza na temat jakiś świętych. Zgiął się lekko pod wpływem wbijanego palca w bok. Może to brzuch powinien zasłonić kwiatem? W końcu do twarzy raczej by mu nie dosięgnęła, więc mógł się domyślić, że to tam zaatakuje. - Nie śmiałbym nawet o tym pomyśleć by cię tutaj zostawić i w ogóle się nie zjawić. - Powiedział znów się prostując i spoglądając na to jak udaje obrażoną. Mimo wszystko powstrzymywał się od tego by nie uśmiechnąć się nawet na moment. Nie wytrzymał i uśmiechnął się szeroko i szturchnął butem torbę leżącą obok niego na ziemi. - Taaa, takie ilości alkoholu nie leżą sobie na ulicy od tak, więc nie masz wyboru. - Odpowiedział odnośnie prezentu przez który to się na niego nie obraziła. Oczywiście robił sobie z tego jaja, ale nie mógł tego nie wykorzystać i nie podroczyć się trochę z koleżanką. Jednak zaraz po tym czule i z troską spojrzał na Krukonkę. Faktycznie wyglądała na przemarzniętą. Przez co przykucnął przy torbie i złapał za zamek z zamiarem rozpięcia jej. - To prawda, ale ja jestem przygotowany i na to. A co myślałaś, że wyładowany jest tylko alkoholem?! No bez przesady, nie przyszedłem upić tutaj dwóch drużyn Quidditcha, a jedynie naszą dwójkę.- Powiedział po czym nie szperając nawet za dużo w torbie wyciągnął z niej duży, gruby koc. Ukradł. Pożyczył takie dwa z pokoju wspólnego Puchonów. Rozwinął go i narzucił go od tyłu na dziewczynę, tak by w całości przykrył Nessy. I zawinął nim dziewczynę, uśmiechając się znów do swoich myśli, widząc jak uroczo i zabawnie wygląda w tym momencie. - Chwila, moment i znów zaczniesz nabierać żywych kolorów - powiedział ponownie sięgając do torby i wyciągnął drugi z koców, między koce były wciśnięte butelki, co sprawiało, że nawet po drodze nie zdradzały swojej obecności obijając się o siebie. Nie mógł przecież zniszczyć swojej opinii w Hogs i z porządnego Moczymordy stać się zwyczajnych chlejusem lub żulem. Rozwinął koc i narzucił go na siebie. - No proszę cię Nessy, mam już swoje sposoby i tajemnice, których nie wolno mi zdradzać - odpowiedział i mrugnął, po czym uśmiechnął się tajemniczo. - Picie, picie i jeszcze trochę picia- powiedział bez ogródek rozkładając ręce spoglądając na rzeczkę płynącą nad mostkiem. - Bo na kąpiel na golasa w rzeczce jest chyba trochę za zimno prawda? - dodał szybko, a w jego głosie zabrzmiała nawet jakaś dziwna nuta zawodu, z powodu tego faktu. Wstał ponownie od torby i wystawiając w jej stronę butelkę Ognistej spojrzał prosto w jej oczy nachylając się niebezpiecznie blisko jej twarzy. - Chociaż z drugiej strony mamy coś co nas szybko rozgrzeje.- Po czym znów się uśmiechając oparł się o murek i obstukał butelkę z kilku stron. Swoją drogą dziwny zwyczaj, który praktykował już od kilku dobrych lat. Nauczył go pewien koleś gdy pili czystą wódkę w jednym z lokali w Irlandii. Rosjanin... Ukrainiec, a może Polak, nie pamiętał już dokładniej. Ale od tamtej pory tak obstukiwał szkło nim je otworzył. |
| | | Nessy Temple
| Temat: Re: Niewielki park na obrzeżach Hogsmeade Sob 04 Sie 2018, 09:47 | |
| - Święta Maria z Nazaretu i Święty… – tu nagle urywa przybierając minę wielce zasmuconą. - Jak pan tak śmie się ze mnie naigrywać. Rani mnie tym pan dotkliwie. – Obraca się do chłopaka bokiem, dając tym do zrozumienia, że już nie ma ochoty z nim rozmawiać albo że czeka na długą serię przeprosin, najlepiej trwającą tak gdzieś do jutra, może wtedy choć na chwilę zgodzi się nań spojrzeć łaskawszym okiem, ale tylko jeżeli zrobi to naprawdę ładnie. Są jednak osoby, na które nie potrafi się długo gniewać: ojciec, zawsze kiedy próbowała być na niego zła on tak śmiesznie marszczył czoło, że nie potrafiła przestać się śmiać, Resa, choć tutaj próba wiecznego trzymania obrazy skończyłaby się raczej śmiercią z nudów i nagromadzenia zbyt dużej ilości plotek, czy chociażby połowa świata. Nessy wbrew temu co pokazywała nie umiała się na długo obrażać, nie odzywania się do kogoś ją nudziło i męczyło, dlatego szybko zapominała, a przynajmniej udawała, że nie pamięta o jakiejś kłótni. Wczoraj wieszała na delikwencie koty, by następnego ranka udawać, że zupełnie nic się nie stało i wszystko już było w porządku. Głupie to było i dziecinne z jej strony, jednak mogło się wiązać z brakiem umiejętności przepraszania. To słowo szczerze nie potrafiło opuścić jej ust, mogła je obejść, iść tak dookoła aż w końcu puenta jej słów jakoś przedstawiała ogólny zarys, ale samo słowo nigdy nie chciało wybrzmieć. - Cóż w mojej głowie pojawiła się taka wizja, zaczynałam rozumieć o co Ci chodzi z tymi trzema dniami. – Uśmiecha się do niego przymilnie, kiedy ja jej ramionach pojawia się gruby ciepły koc. Co prawda, miała nadzieję, że trochę inaczej będzie wyglądać próba jej rozgrzania, ale darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby. Okryta grubą tkaniną zaczęła trochę przypominać starą babuszkę z zarumienioną od mrozu twarzą. - Brzmi jak doskonały plan. – Odpowiada, kiedy Puchon uroczystym głosem oznajmia jej co wymyślił na ten wieczór. Pewnie wybuchłaby ze śmiechu, gdyby zamiast tego stwierdził, że będą czesać sobie włosy i rozmawiać o uczuciach, i tym kto im się obecnie podoba. - Już się w tym roku kąpałam w jeziorze. Pięć dni w Skrzydle Szpitalnym i morze eliksiru leczniczego, nigdy więcej… - mówi, a kiedy nagle chłopak razem z butelką ognistej zbliżają się do niej, łatwo przekraczając granicę jej przestrzeni osobistej w ogóle nic sobie z tego nie robiąc, dodaje - a przynajmniej jestem jeszcze na to za trzeźwa. – Puentuje posyłając w stronę chłopaka bardzo wyzywający uśmieszek, jeden z tych, po których ktoś powinien jej głośno krzyknąć, do tego pustego łba, że to nie jest dobry pomysł. Szczególnie, że głowa Nessy należała do tych słabszych, chociaż nigdy głośno się do tego nie przyznała, powinna zaczynać od tych lekkich trunków i na nich kończyć, jednak wewnętrzna miłość do mocnej, bursztynowej cieczy wypiła z mlekiem matki, która pochodziła z szorstkiej pagórkowatej Szkocji, wygrywała ze zdrowym rozsądkiem. Bierze od niego butelkę i nie przejmując się tyk jak mało na damę, teraz wygląda przytyka szyjkę do ust i bierze pierwszy łyk. Paląca ciecz z prędkością wodospadu przedziera się przez jej gardło wypalając za sobą szlak. Ciepło nagle obejmuje drobną Krukońską postać, a na twarzy pojawia się błogi uśmiech. - Olli, będziesz tęsknił jak skończę szkołę? – Nie wie czemu o to pyta? To prawdopodobnie wina tego cholernego Horna, który ostatnimi czasy ciągle przypominał jej, że szkoła się dla nich kończyła i przyjazny kurwi domek miał niedługo zamknąć przed nimi swoje wrota na zawsze.
|
| | | Oliver Danniels
| Temat: Re: Niewielki park na obrzeżach Hogsmeade Nie 05 Sie 2018, 15:34 | |
| Uniósł jedną brew wyżej słysząc wyjaśnienia dziewczyny. Dała się wciągnąć w jego złośliwe gierki. - Wybacz mi Nessy, ale te mugolskie przysłowia nadal stanowią dla mnie wielką tajemnicę i nie zawsze wiem co macie na myśli - wytłumaczył robiąc przy tym wielce niewinną minkę. Starając się robić przy tym wielkie, słodkie oczka do dziewczyny, wiedział przecież, że musiała prędzej czy później puścić. Nie znali się przecież od dzisiaj, czy nawet od kilku miesięcy, a znacznie dłużej. Rozłożył koc na moment w taki sposób by jego większa część zakryła jego tyłek, po czym usiadł na ziemi opierając się plecami i poręcze mostku, wyciągając otwartą rękę w stronę dziewczyny i gdy tylko mu ją podała pociągnął w dół zmuszając by i ona usiadła obok niego. - No to by wiele wyjaśniało, ale nie. W końcu z listu wynikało, że to nie picie miało być tutaj najistotniejsze, a jakieś wieści?- odezwał się spoglądając na koleżankę zaciekawiony o co też chodziło. On przecież też nie był jakimś wielce fanem szkolnych ploteczek i miał nadzieję, że nie tylko nimi go Krukonka zasypie. - No oczywiście, że doskonały! - obwieścił, że nie mogło być inaczej. Oliver nie był jednym z tych z którymi to można sobie pleść warkoczyki, a prędzej wymknąć się do Hogs i w jakiejś podejrzanie wyglądającej spelunie, u podejrzanie wyglądającego typa z zakazaną mordą zrobić sobie po tatuażu. Po połówce jakiegoś konkretnego wzoru. Tatuaż przyjaźni, czy jakoś tak się to nazywa. Chociaż patrząc na chłopaka ciężko było sobie wyobrazić, by ten miał gdzieś tam na ciele jeszcze jakieś wolne miejsce na jeszcze jeden tatuaż. Po czym na wieść, że już się kąpała w jeziorze roześmiał się. - Ale tak z własnej woli?- odpowiedział dalej się śmiejąc. - Czy ktoś ci w tym pomógł, bo jeśli tak z własnej to dlaczego mnie nie wołałaś? - dodał uśmiechając się niewinnie, ale będąc nadal rozbawiony wizją, że ktoś ją tam wrzucił. W jego oczach zatańczyły jakieś tajemnicze i złośliwe ogniki kiedy cicho dodała, że jeszcze jest zbyt trzeźwa na kąpiel. Uznając, że lepiej będzie pozostawić to bez konkretnego komentarza. Pożyją, zobaczą, jak to spotkanie się potoczy. Spoglądał teraz uważnie na poczynania dziewczyny z butelką Ognistej, nie powstrzymywał jej wcale od brania większych łyków, ani wcale nie czuł się zgorszony tym jak pije. W końcu on sam musiał w jakimś stopniu się do tego przyczynić. Dołożyć swoją cegiełkę zgorszenia dziewczyny przez swoje pijaństwo. - A kto powiedział, że w tym roku w ogóle zdasz?- odpowiedział bez ogródek z poważną miną.- Przygotuj się na ciągły sabotaż na wszystkich zajęciach nie oddam cię od tak bez walki! -dodał znacznie łagodniej i odbierając szkło od dziewczyny i jego uśmiech zniknął za szyjką butelki, a następnie za szkłem które przykryło jego twarz, gdyż odwrócił butelkę do góry dnem. Pociągnął dwa łyki czując jak pożoga tańczy mu w gardle nie mogąc znaleźć ujścia. Odkleił wiec od ust Ognistą i wystawił ją znów w stronę rozmówczyni. Sam wypuszczając z świstem powietrze i uśmiechając się do swoich myśli. |
| | | Nessy Temple
| Temat: Re: Niewielki park na obrzeżach Hogsmeade Czw 09 Sie 2018, 20:25 | |
| - Macie?! – Obruszyła się na chwili mierząc go zimnym spojrzeniem, które nieudolnie starała się zakryć, jednak cała jej postawa się nastroszyła, a z zielonych ślepi zaczęły wylatywać gromy. - Babcia Temple się w grobie przewraca. Może na waszej wyspie nie słyszeliście, ale magiczna krew w rodzinie Temple płynie od wielu pokoleń. Psia mać, nasz cholerny zakład będzie za dwa lata obchodził pięćsetną rocznicę istnienia. – Nessy nie należała do osób spoglądających na otaczający ją świat przez pryzmat czystej krwi, mugol czy arystokrata, jeden i drugi potrafił być tak śmiertelnie nudny i nieciekawy, że samo wspomnienie rozmowy przyprawiało ją o atak ziewania. Jednak duma z rodzinnego nazwiska, z pracy wielu pokoleń nie pozwalała jej słuchać, jak jakiś pseudo czystokrwisty z prowincji porównuje wiele lat tradycji i stawia ją na równi z mugolami. Cholera Jezus był czarodziejem, jak inaczej mógł zmienić tą pierdoloną wodę w wino? Wersja Bóg już dawno została przez Nessy odrzucona, swoim absurdalnym brzmieniem. Och miała ochotę odejść, walnąć go tym żółtym kwiatem po łbie i wrócić do zamku choćby na piechotę, był zademonstrować rozmiar urazy i potwarzy, jakiej doznała. Jednak zachęcający bursztynowy płyn i wizja kolejnych kilku butelek, zmusza ją do przełknięcia gorzkiej tabletki i z obrażoną miną, zostaje obok chłopaka, nasuwając jednak na siebie bardziej podarowane okrycie. Ona mugolakiem, a niech go. Mruczał cichy głosik w jej głowie, kiedy po raz drugi przyciskała butelkę do jasnych ust. Siedziałaby tak obrażona i milcząca do jutra albo i dłużej, gdyby nagle chłopak nie uderzył w jej czuły ton. Plotki, to znaczy szybka wymiana informacji, a raczej chciał wiedzieć, o czym chciała mu opowiedzieć. Wychylając twarz trochę bardziej w jego stronę, przyjmuje najbardziej dramatyczną minę na świecie. - Tragedia Oli, tragedia. Straszny typ z pod ciemnej gwiazdy… - tu na chwilę zatrzymuje się, bo głos zaczyna się jej łamać. - Potworny, straszny, nieokrzesany, morderca, wylał prawie litr trzydziestoletniej, szkockiej whisky, którą dostałam na święta od brata, a później butelkę roztrzaskał w drobny mak. Tragedia, tyle przyjemności, tyle nadziei zniszczonych, strawionych przez ludzką głupotę i przypływ mojego dobrego serca.- Głos ma śmiertelnie poważny, a oczy wpatrują się w Puchona jak w święty obrazek, kiedy ze szczegółami opowiada mu zajście z pokoju życzeń, omijając elementy trzymania się za ręce i fakt, że Ślizgon prawdopodobnie zakochał się w niej. To nie był ważny element opowieści. Wracając wspomnieniami do swojej ostatniej kąpieli w jeziorze, przyciska do siebie mocniej okrycie. - Butelka, zakład, wiesz typowa impreza u Krukonów. Nigdy więcej mieszania trawy z whisky. – Puentuje, wspominając jak w jednej chwili cały jej świat zrobił się zielony, a zimne odmęty jeziora próbowały ją pochłonąć na wieki. Bierze jeszcze jeden łyk, zanim przekaże mu butelkę bo od samego wspomnienia tamtego dnia robi się jej zimniej. Podchodzi bliżej Puchona, tak by jego duża osoba chroniła ją przed wiatrem i dzieliła się swoim ciepłem. Myśli jej robiły się wolniejsze, a świat powoli stawał się piękniejszy i jedynie eliksir przeciwbólowy przestawał działać, widocznie nie służyło mu mieszanie ze szkockim towarem eksportowym. - Nie chcesz stanąć twarzą w twarz z panią matką, jeżeli dowie się, że to przez ciebie zawaliłam rok. – Opiera się o niego głową, wpatrując w strumyk, który nieśpiesznym nurtem płynął, gdzie tylko go oczy poniosą.
/Sesja zawieszona ze względu na nieobecność Olivera ~Huncwot |
| | | Amycus Carrow
| Temat: Re: Niewielki park na obrzeżach Hogsmeade Sob 05 Sty 2019, 13:37 | |
| Popołudnie było na tyle nieprzyjemne i słońce schowało się za chmurami, aby założyć pod jesienny płaszcz wełniany sweter osłaniającym również szyję. Nie od razu skierował swoje kroki w kierunku parku, przekonany iż obecność węszących nieopodal aurorów może przechylić szalę szczęścia na jego niekorzyść. Samo wyjście z zamku stanowiło dla niego dawkę adrenaliny, o której istnieniu dawno już zapomniał i choćby przemknięcie przed woźnym było interesujące. Amycus zatrzymał się przy drewnianym moście, zastanawiając się nad prawdziwością i stosownością wypowiedzianych w myślach słów. Czy naprawdę wierzył w to, że zapomniał czym jest krawędź i jego wyobraźnia ogranicza się ostatnio jedynie do unikania przyłapania przez woźnego? Doprawdy, kwintesencja życia Amycusa Carrowa zaczęła sprowadzać się do rzeczy, z jakich wcześniej kpił i żartował, ponieważ dotyczyły problemów związanych z nastoletnim dorastaniem. Gdzie się podział dreszczyk emocji, który po raz ostatni mierzwił włosy na karku i popędzał serce do szybszego bicia, zmuszając ciało do ukazania reakcji zdecydowanie wyraźniejszych niż małe oszukańcze gesty, których się dopuszczał w stosunku do ludzi pozbawionych planów na przyszłość. Spojrzenie Ślizgona spoczęło ostatecznie na drzewie, które do złudzenia przypominało dokładnie to samo znajdujące się w jego rodzinnej posiadłości, gdzie wychowywał się przez pierwsze lata wraz z bliźniaczką i życie wydawało się o wiele bardziej skomplikowane niż teraz. Zamiast uśmiechnąć się do wspomnień wrócił myślami do dnia, w którym prawa ręka była sparaliżowana i nie nadawała do niczego innego prócz amputacji. Dni mordęgi dobiegły jednak końca i chociaż cień niemocy pozostawał w zasięgu świadomości, myśli nastolatka płynęły dalej w kierunku skośnookiej japonki, której życie niegdyś leżało w jego dłoniach. Niemalże trzymał w palcach pulsujące serce, o czym przekonał się w obrazie ufnych, sarnich oczu spoglądających na niego z tak wielkim poczuciem bezpieczeństwa, iż zaczął wątpić we właściwe zamiary, które zaplanował miesiące temu. Niespiesznie wsunął dłonie do kieszeni płaszcza, upewniając się że jego kroki nie przyciągają zbyt wielkiej uwagi. Szczególnie, że na głową nasunął kaszkiet jaki otrzymał od matki w dniu 16 urodzin. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Niewielki park na obrzeżach Hogsmeade | |
| |
| | | | Niewielki park na obrzeżach Hogsmeade | |
|
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |