|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Henry Lancaster
| Temat: Re: Oberża pod Dzwonkiem Nie 01 Mar 2015, 21:03 | |
| Taki dzielny i niepokonany, bo zdołał uratować lubą przed krwiożerczym małym szczurem. Jeszcze trochę, a Henry popadnie w samouwielbienie i wtedy Wanda będzie miała dopiero potwora przed sobą. Wykazał się taką wielką odwagą, o którą nikt nie mógłby go podejrzewać... doprawdy, klękajcie narody! Był bohaterem dla swojej dziewczyny, bo uratował ją przed szczurem. Henry miał ochotę się roześmiać tak wesoło i z roztargnieniem. Kobiety nigdy nie przestaną go zaskakiwać. - Jeśli będzie cię niepokoił, pomogę mu zdechnąć i wybiorę dla niego jakiś dobry most. - zapewnił ją o swojej lojalności i sile. Obroni ją przed każdym niebezpieczeństwem. Czy to milimetrowym pajączkiem czy to dwumetrowym karaluchem. Dobrze, że nie było w pobliżu bahanek w firankach, bo wtedy byłaby jatka i musiałby oddać własne kończyny za wolność jego ukochanej. To dopiero rycerz na białym koniu. Z logo Upiornych Wyjców na zbroi i czarnym kapturem zamiast przyłbicy. Wypił do końca miód, bo szkoda, aby się zmarnował. Zacisnął mocno zęby, gdy Wanda płaciła za rachunek. Dalej mu się to nie podobało, bo nie powinna tracić kasy za ich lenistwo i opóźniony powrót do szkoły. Siedział cicho, bo bał się odezwać. Jeszcze przypomni sobie o tym, że dotykał szczura i się na niego obrazi. Na niego, nie na szczura. Chociaż, może sie obrazić i na obu, a i tak źle na tym wyjdą. Odwrócił głowę i spojrzał gdzieś przypadkowo, żeby się nie roześmiać. Z Wandą zawsze było wesoło, nie mógł się nudzić. Potrząsnął głową i zatrząsł się od śmiechu. - Trzeba powiadomić o tym Proroka albo szkolną gazetkę, że w Hogsmade czai się agresywne stado krwiożerczych szczurów czyhających na życie uczniów. - całkowicie ją poparł, jakżeby mógł odmówić i zaprzeczyć jej mądrości i wnioskom. W starciu z całą watahą szczurów mogliby nie ujść z życiem. Mieli dzisiaj farta i to wielkiego. Chwała "Accio". Ubrali się, Henry zapiął płaszcz Wandy pod samą brodę i dopiero udało się im wyjść. Na świeże, zimne powietrze, które nie było już tak dokuczliwe niż godzinę wcześniej. - Uwaga na dziury w chodniku. Nie są pokojowo nastawione do jakichkolwiek nóg. - ostrzegł Wandę, gotów bronić ją własnym ciałem przed wszelkimi niebezpieczeństwami na nierównym chodniku, na którym mogą się wyrżnąć przynajmniej trzy razy na jeden metr. Szli bliżej budynków, bo tam nie było wielkich dziur. Nie zamierzał wywijać orła jak poprzednio. Już dosyć się nawydurniał przed nią. Gdy przystanęła gwałtowniej, Henry prawie jęknął bo się wystraszył, że zobaczyła szczura. Nie miałby nic przeciwko noszenia jej na rękach aż do Hogwartu, ale po tej nierównej drodze? Naprawdę? Wolałby tego uniknąć, a miotły przy sobie nie miał. Na szczęście chodziło o coś innego. O coś całkowicie odmiennego niż polowanie na szczury. Owionął go słodki oddech Wandy, a już po chwili kontynuowali to, co zaczęli w knajpce. Trzymał jej ramię, niecierpliwiąc się i wiercąc w miejscu. Wizja szlabanu na dotykanie uleciała hen daleko. Henry nawet nie usłyszał, że to przedsmak nagrody głównej, zajęty zlizywaniem z jej ust i bielutkich zębów czekolady, którą chwilę temu piła. Zrobił kilka kroków przed siebie w efekcie popychając Wandę do zimnej ściany. Bliżej teraz już być nie mógł. Objął jej twarz dłońmi, głaszcząc kciukami różowe policzki i maltretując jej wargi w natarczywych i niecierpliwych pocałunkach. Cały dzień na to czekał. Jeśli chodzi o tego typu nagrody, Henry zatrudni specjalny oddział szczurów do pokazywania się przynajmniej raz dziennie, żeby mógł je przegnać i zapewniać sobie nagrody i uwielbienie Wandy. Szczurze ogromny leżący pod mostem, dzięki wielkie. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Oberża pod Dzwonkiem Nie 01 Mar 2015, 22:14 | |
| Och, no dobrze. Może trochę podniecała się tym, że ja uratował przed tym szczurem. Już lepiej, że widziała w nim bohatera niż paskudnego lenia, któremu nic się nie chce i tylko żeruje na niej i czeka aż podstawi mu gotowe pierniki pod nos. A już była gotowa tak o nim myśleć, kiedy na samym początku roku szkolnego nie było dnia kiedy ten nie zaczął wspominać jej wypieków! Teraz było lepiej, coraz lepiej, a w efekcie końcowym miało być super, tak? Tak jak jest teraz kiedy patrzy na niego z niemym uwielbieniem już nie przejmując się wcale tym, że dotykał szkodnika, kiedy miała go tak blisko siebie. Kiedy mogła poczuć jego ciepło i adorować w myślach uśmiech. Więc niech nie narzeka, że jest mu wdzięczna, bo w jej oczach faktycznie był kimś wielkim i odważnym. Uśmiechnęła się do niego ciepło, notując w głowie, że faktycznie to byłby dobry temat do szkolnej gazetki. Może szepnie słówko komu trzeba? I bezczelnie obsmaruje przy okazji przybytek, w którym dokonano zgwałcenia podłogi, po której biegał szczur? Taka wredna Wandzia nie była, aczkolwiek można dodać dopisek z nazwą ulicy, której należy się wystrzegać. Chyba, że ktoś lubi towarzystwo gryzoni i lubi je dotykać w taki sposób, w jaki dotykał je Henry. By rzucić je na rzeź. Krwawą. Bardzo dobrze, że się nie odezwał, gdy ta pozwoliła sobie zapłacić za ich wspólny posiłek. Skoro byli parą wszystko dzielili na pół, począwszy od organizacji wypadu do miasta, a kończąc na opłaceniu kolacji – miała wystarczająco dużo swoich pieniędzy, więc od kilku wydanych galeonów nie zbiednieje. Niech on o to się nie martwi. Bo znowu przypomni mu o tym co wyprawiał w oberży. Najpewniej będzie straszyć go tym w tych momentach kiedy się nie będzie tego spodziewał. Bawiło ją niejako to jak zareagował na wieść o tym, ze mogłaby przestać go dotykać. Sama nie dałaby rady wytrwać w takim postanowieniu, skoro jej nagroda obejmowała właśnie to. Bliskość i dotyk. Tak bardzo potrzebny jej do zaakceptowania siebie, takiej jakiej jest, taką jaką ją postrzega Puchon. Roześmiała się tylko głośno kiedy ten znowu napomknął coś o krwiożerczych chodnikach, które najpewniej chcą go pojmać w kajdany i sprawić, by ten rzucił się na kolana. To by była całkiem niezła opcja zważywszy na obecną sytuacje i chemię, która nie chciała ich opuścić od momentu wyjścia z przybytku. Z początku faktycznie zwracała na to gdzie konkretnie stawia stopy udając, że ją przez chwilę to obchodzi. Za partnera miała Henryka więc nie wydawało się jej, ze się wywróci – ten trzymał pieczę i pilnował, by nic się jej nie stało o czym przypominała sobie z uroczym grymasem na twarzy za każdym razem gdy na niego spojrzała. A robiła to często, bo w końcu spędzali czas tylko we własnym towarzystwie z dala od szkolnych murów, od plotek ich otaczających i często krzywdzących, na które panna Whisper zwracała uwagę, ale nie komentowała tego głośno, bo nie uważała to za coś ważnego i pilnego by miała sobie tym zawracać głowę. I tak to robiła, koniec końców, ale to inna para kaloszy. Otaczała ich ciemność, pustka, odległy blask zapalonych latarni, a pozostałymi towarzyszami były ich przyspieszone oddechy i pulsujące tętno uniemożliwiające rozważne myślenie. Dziewczyna nie chciała zresztą myśleć o tym co się dzieje w szkole, o konsekwencjach ich czynu kiedy jedyne na co miała ochotę to Lancaster. Wyczuła jego zniecierpliwienie to jak się wierzga i to jak sprawia jej przyjemność przeciąganie chwili gdy ich wargi nie zetknęły się znowu i znowu. Mięśnie na jej twarzy zadrgały radośnie, a ona przyciągnęła go do siebie mocniej czując jak jej plecy natrafiają na zimną ścianę, o którą teraz się opierała. Odchyliła głowę do tyłu, ciesząc się z dotyku jego ciepłych i dużych dłoni obejmujących jej buzię – starała się nadążyć za jego ustami, zniecierpliwionymi, łaknącymi jej słodyczy. Zlizywała nadmiar miodu rozkoszując się cudowną mieszanką Henrykowej bliskości i słodyczy jaką w sobie miał. W tej chwili nie liczyło się nic, tylko to jak na nią nacierał, jak chciał do niej dotrzeć, zmiażdżyć w uścisku. Zsunęła dłoń z jego blond włosów, których kosmyki czuła między palcami na kark i zapięcie kurtki, którą po chwili szarpania się rozsunęła, by chociaż na moment otrzymać to przyjemne ciepło nieokrytego materiałem ciała. Nie chciała się od niego odrywać. Bo stanowczo za długo czekała na chwilę bliskości z ukochanym, o którym nie mogła już inaczej pomyśleć jak o chłopaku, którego kocha.
|
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Oberża pod Dzwonkiem Nie 01 Mar 2015, 22:42 | |
| Wydało się, że żerował Bo-Pierniki. Był pewien, że jednak Wanda się nie zorientowała. Ale wtedy w kuchni był najszczęśliwszym facetem na świecie. Najedzony do syta ciepłymi ciastkami w towarzystwie pięknej dziewczyny bez zmartwień, z piwem kremowym... żyć, nie umierać. To dobrze, że miała go za bohatera. Przynajmniej przez jakiś czas będzie wierzyć, że jest taki idealny za jakiego go uważa, a daleko było mu do ideału. Borykał się jeszcze z przeszłością, ale udawało mu się wyrwać stamtąd i pożyć trochę teraźniejszością. Dołożyć sobie nowych wspomnień, które będzie pamiętał, a nie tylko spędzać czas na szukaniu tych zagubionych. Gdyby wiedział do kogo, to by szepnął coś na temat tej ulicy, szczurów i tak dalej. Świat powinien się dowiedzieć z której strony czai się niebezpieczeństwo. Oberża miałaby niezłą reklamę i sprowadziłaby miłośników szczurów. Tymczasem przestały go obchodzić krwiożerce wygłodniałe szczury ani to, że "dzielenie się" opłatami za kolacje czy wyjścia oznacza, że jedna strona płaci tyle, a druga tyle, a nie surowy zakaz wyjmowania portfela z kieszeni. Jeśli będzie go szantażować tym incydentem, on będzie szantażować ją szczurami. Żeby mógł potem ją pocieszać, oczywiście, bo pocieszanie było bardzo przyjemne i zajmujące. Nawet dziury w chodniku przestały go interesować, a miał przecież na nie uważać, żeby się więcej nie wydurniać przed własną dziewczyną. Dotykał ją spaczonymi rękoma po gładkich policzkach i szyi, którą zasłonił wcześniej kurtką. Teraz odsunął kawałek suwaka, żeby móc sięgnąć do skóry ustami i scałować ją, zanurzyć twarz we włosach. Henry spiął wszystkie mięśnie i oddychał równo z Wandą. Przestał widzieć normalnie. To był przez chwilę ich tajny zaułek, beznadziejnie nieromantyczny i brzydki, ale ich. Głaskał jej ciepłe policzki, a potem całował, każdy centymetr. Przyciągała go jak grawitacja. Opierał się o nią całym ciałem, przyciskając ją egoistycznie do zimnej ściany i nie odrywał rąk. Kark go palił żywym ogniem od gładkich palców Wandy, które chciał całować. Całą. Kilkanaście razy ucałował dolną, ciepłą, wilgotną i słodką wargę i dalej nie mógł się oderwać. Miejsce ich spotkania zaczęło go irytować, bo nie mógł tutaj zdjąć jej okrycia i wszystkiego, co na sobie miała. Znowu zobaczyć jej ciało, głaskać skórę, czuć ją na sobie. Objął jej talię, wsuwając rękę między jej plecy a ścianę i przycisnął do swoich bioder. Nie umiał przestać całować ust, na które patrzył odkąd go zaszła w tej uliczce. Mógłby spędzić ten czas w nieskończoność i bez przerwy, mając w nosie płuca, które raz na jakiś czas wypadało dotlenić. Dotleniał je oddechem Wandy. Całkowicie go zamroczyło, jakby był w stanie upojenia alkoholowego. Nie potrzebował do tego procentów, bo i bez tego Henry nie myślał logicznie. Wystarczyło postawić obok niego Wandę. Zwinął rękę w pięść na jej kurtce, bijąc się sam ze sobą. Przesunął ręką po jej talii, okrytej grubymi warstwami ubrań, nieświadomie zatrzymał ją na pośladku, na którym zacisnął mocno palce, jeszcze bardziej przysuwając ją do siebie. Już się nie dało, ale jemu wciąż było mało. Jeszcze była za daleko. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Oberża pod Dzwonkiem Pon 02 Mar 2015, 10:27 | |
| Czyli jednak stwierdzenie przez żołądek do serca ma sens, biorąc pod uwagę tak naprawdę na co wpierw zwrócił uwagę Henry. Na pierniki, które piekła, i którymi się dzieliła z przyjaciółmi. Na co zatem spojrzał potem? Czy w ogóle spoglądał? Wanda nie pytała, nie dociekała, bo nie chciała wyjść na nadmiernie dociekliwą osóbkę – przynajmniej takie sprawiało wrażenie – często jednak zastanawiała jakim cudem ona i Lancaster się zeszli, skoro jeszcze rok temu można ich było nazwać dobrymi znajomymi. Myśli panny Whisper jednak nie oscylowały wokół filozoficznych zagadnień – teraz nie interesowało ją to jak naprawdę się poznali, ile lat się znali czy ich ulubionym kolorem jest zielony. Miała go przed sobą, całego dla siebie i mogła cieszyć się obecnością chłopaka marzeń nie bacząc na ostre komentarze i spojrzenia innych osób. To były rzadkie chwile kiedy oboje mogli odsapnąć – bo ten zazwyczaj męczył się nad koordynowaniem treningów i pracy drużyny quidditcha, a ona zaś udzielała korepetycji i sama kuła za trzy osoby. Mijali się na korytarzu niemal codziennie, wymieniali uśmiechy na Wielkiej Sali tak naprawdę nie mając czasu na cokolwiek więcej. Może byłoby inaczej gdyby pochodzili z jednego domu, a tutaj jak zwykle, biednemu wiatr w oczy. Tym razem mogła mu wybaczyć, że jego ręce miały kontakt z sierścią szczura, tak samo jak jego palce muskały rozgrzanej skóry dziewczyny – począwszy od policzków muskanej nie tylko przez wiatr ale i ciepłe wargi, przez kark, talię. Tego jej brakowało i choć wstydziła się przyznać do tego przed samą sobą naprawdę chłonęła każdy dotyk, sapnięcie, oddech Henry’ego by móc zapisać je sobie w pamięci i odtwarzać wtedy gdy najdzie ją ochota. Jego przyspieszone tętno, tak samo szybkie jak jej – twarz we włosach, dłonie sunące po jej ciele skrytym za materiałem, który w tej chwili okazał się być zupełnie niepotrzebny. Tak samo jak kurtka, którą miał narzuconą na ramiona. Suwak, którym się zajęła powoli odpuszczał zjeżdżając coraz niżej pod naporem, tak samo jak i ona gdy ten dociskał jej do ściany. Nie zauważyła zimna, bo jej nie przeszkadzało. Była rozpalona, każdy nerw i tkanka żarzyła się do czerwoności i nie chciała przestać wymagać więcej, więcej, więcej. Tak samo zachłanne były jej usta spijające słodycz z jego ładnie wykrojonych warg – pocałunek nabierał namiętności i tej dobrze znanej ekspresji, fascynacji drugiej osobą, jej ciałem i zachowaniem. Jeden z jęków, jeszcze ten cichy wyrwał się gdy poczuła jak stykają się biodrami, jak ich piersi falują w jednym tempie, a ich języki tańczą walca. Minuta za minutą mijały, a ona miała ochotę na więcej, poddać się, paść w jego ramiona i tak pozostać do końca. Jej dłoń wędrowała już po jego klatce piersiowej, z początku dość nieśmiało się o nią opierając, a dopiero potem zdecydowała się zajrzeć pod materiał, jakby na własne oczy chciała przekonać się, że chłopak jest całkowicie żywy, materialny. Z jednej strony wiedziała, że nie powinna się zapędzać, podniecać całą tą sytuacją, jednak było już za późno. Odczuwała delikatne i wibrujące napięcie i to jak ciągnie ją do młodzieńca z domu borsuka. Nie mogła mu się oprzeć i on dobrze o tym wiedział. Oderwała się dosłownie na moment, by zaczerpnąć powietrza, wypuścić je z płuc i oparła swoje czoło o jego spoglądając z bliska na ciekawy odcień jego oczu. W tym świetle, a raczej jego braku wyglądał na granatowy. Nie odrywając wzroku wsunęła głębiej rozgrzane palce czując każdy pojedynczy mięsień brzucha, które spinały się z kontaktem jej dłoni. Tak samo jak spięła się ona gdy poczuła naruszony pośladek. Milczała przez chwilę, chcąc powiedzieć coś w tej sytuacji, skomentować to jakoś, jednak jedyne na co mogła sobie pozwolić to rozkoszne westchnięcie. Nie miała odwagi by powiedzieć to czego się domyślała, nie chciała psuć chwili, chciała tylko spędzić z nim ten czas wolny nie bacząc na konsekwencje. Zaułek póki co był dobrą kryjówką, ale ona pragnęła czegoś innego.
|
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Oberża pod Dzwonkiem Wto 03 Mar 2015, 14:11 | |
| Jak można nie kochać jedzenia? To było łatwe trafić do Henry'ego. Wystarczyło kilka rozpływających się w ustach pierników, a Puchon już zaczął wielbić Wandę. Wcześniej tylko w kategoriach przyjacielskich, bo bardzo długo się wahał czy powinien angażować się w cokolwiek. Im dłużej go karmiła i mamiła słodyczami, tym bardziej Henry się do tego przyzwyczajał, a co za tym idzie chciał się spotykać z Wandą i przypominać jej jaki ma kulinarny talent i że posiada prywatnego królika doświadczalnego. Potem jej śmiech, radość, pozytywna energia i przede wszystkim nie naciskanie sprawiło, że Henry znormalniał. Dalej była prosta droga. Wanda nie ukrywała się jakoś szczególnie, że coś jest na rzeczy i prawie go uwiodła, ba, ze skutkiem. Fatalnym, bo Henry łatwy w obyciu nie był. Wystarczy zapytać go raz, jak się ma jego głowa i wspomnienia, a zmieniał się nie do poznania. Wanda oczywiście nigdy go nie pytała, nigdy. Dała mu wolną rękę i się zaczął w niej zakochiwać tak stopniowo, po kolei, kawałek po kawałku. Miał tylko mały problem ze zrozumieniem tego, ale już jest okej. Już nie może utrzymać rąk przy sobie. Zakrył dłońmi krągłe pośladki dziewczyny, oddychając jak po solidnym miotlarskim maratonie. Zamiast poczekać na obiecaną nagrodę, tracił nad sobą kontrolę. Nie pomagała mu zachować cierpliwość. Nie czuł naruszanych ubrań, skoro miał inne i ciekawsze zajęcie. Gorące smukłe palce na jego skórze podbiły temperaturę jego ciała o jakieś kilka stopni. Spodnie zaczęły znowu go uwierać, zawsze na widok czy dotyk Wandy, ale teraz widoczniej. Nawet tego nie skomentował. Zacisnął mocniej palce na jej pośladkach i gwałtowniej pocałował obie wargi, odmawiając sobie póki co świeżego powietrza. Nawet gdy Wanda próbowała się odsunąć, Henry jeszcze ją całował, jeszcze chwilę, dwie, trzy, siedem, bo miał większe trudności z opamiętaniem się. Byli na dworze, był wieczór. Niechętnie oprzytomniał. Przesunął ręce na łopatki Wandy i objął jej ramiona, odrywając ją od zimnej ściany. Oddychał głęboko tuż przy jej skroni i próbował odzyskać głos. To było trudniejsze niż myślał. Było mu cholernie wygodnie i nie chciało mu się chodzić ani ogólnie ruszać. - Idziemy na pierniki. Tajnym przejściem z Miodowego Królestwa. O tej porze Filch zaczyna patrol na dziedzińcu, więc mamy chwilę czasu. Nie wchodzi do kuchni, bo skrzaty go wypędzają. - odezwał się ochryple i cicho. Ale się jeszcze nie ruszył, jakby słowa jeszcze nie dotarły do zakończeń nerwowych mózgu i kończyn. Gdy wrócą do zamku, nie będą mieli dla siebie tak wiele czasu. Znowu ona będzie Krukonką, on Puchonem i będzie dzielić ich tysiące schodów. Mijanie się w Wielkiej Sali, na korytarzu czy w bibliotece to było zdecydowanie za mało. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Oberża pod Dzwonkiem Wto 03 Mar 2015, 15:20 | |
| Wanda sama nie wiedziała kiedy zaczęła traktować zupełnie inaczej Henryka. Z początku miała do niego tylko napisać – jako koleżanka, znajoma, która zawsze i wszędzie kręci się przy ich puchońskiej paczce. Niby nic zobowiązującego, ale skoro spotkali się w wakacje raz, to wypadałoby napisać cokolwiek potem. Nie była obecna na obozie, nie wiedziała co się działo na nim, dlatego zaskoczona wyznaniem Lancastera z początku nie wiedziała co ma zrobić, jak zareagować. Potem, po chwili, po kilku dniach powiązała obie sprawy, obie straty. Ona straciła ojca, on pamięć. Niby nic, niby zupełnie inne przypadki, wręcz skrajne, które nie są ze sobą powiązane, prawda? Aczkolwiek to ono między innymi było spoiwem ich łączącym. Wanda doskonale zdawała sobie sprawę jak mógł się czuć Lancaster. Zagubiony, zaszczuty, zdekoncentrowany. Stracił kilka, kilkanaście miesięcy z życia, zupełnie jakby ktoś wyrwał plik kartek z pamiętnika i wyrzucił je do kosza. Podobnie czuła się ona, gdy straciła rodzica, podporę, kogoś kto się troszczył o nią i Doriana, kogoś kto próbował zastąpić jej matkę. Po nieszczęśliwym wypadku sama dziewczyna zdecydowała, że sama zacznie chronić bliskich, by nikt nigdy nie czuł się tak jak ona przez wakacje. Wypruta z emocji, pusta w środku, nie potrafiąca znaleźć dla siebie miejsca. Słyszała o plotkach o Henrym, o tym jak męczą go pytaniami. Ona chciała zrobić coś innego – chciała odwrócić jego uwagę od nieszczęścia, niewygodnych pytań, głupich porad. Mawiają, że czas leczy rany – owszem, tak było, to dzięki czasowi mogła się teraz swobodnie uśmiechać i brać życie takim jakim jest. Wybrała jednak coś jeszcze. Śmiech, samą obecność, rozmowy o głupotach i słodkości, którymi obsypywała Puchona, byle by tylko zobaczyć jego uśmiech, który z początku tylko ją zauroczył. Potem chciała po prostu uchylić mu nieba – nie naciskała, po prostu była obok niego. Nie pytała, bo nie chciała go do siebie zrazić. Poczeka na odpowiedni moment, aż wszystko będzie chciał jej wyjaśnić. Po prostu. Tak chyba się robiło, prawda? Widziała jego poświęcenie, później zainteresowanie, oddanie aż w końcu sama wpadła po uszy. Znienacka. Nie spodziewała się tego, nie miała pojęcia, że cokolwiek ich połączy. Nie myślała o tym tylko się temu poddała. W jednej chwili stał się dla niej niemal najważniejszą osobą na świecie, a ona po prostu bała się mu o tym powiedzieć. Westchnęła jeszcze rozkoszując się tą bliskością, tym kawałkiem raju, który otrzymała w paskudnym i zimnym zaułku. Nie przeszkadzało jej jednak to gdzie się znajduje, która jest godzina i czy dostanie szlaban od Filcha. Liczyły się tylko dłonie zagrzewające ją, muskające jej ciało, niecierpliwe usta szukające ujścia. Sama dalej zagrzebywała się, tonęła w jego ramionach pozwalając mu niemal na wszystko. Nie chciała mu się sprzeciwiać, odwzajemniała słodkie pocałunki z pasja i uwielbieniem. Miała ochotę szeptać jego imię, zagarnąć go do siebie całego, poczuć go, posmakować. Zauważyła jego podniecenie – coś w jej oczach błysnęło, a ona sama jeszcze chwilę pieściła dłońmi jego brzuch, by w końcu wyciągnąć ręce i objąć nimi jego twarz – teraz gorącą i mokrą od jej pocałunków. Spojrzała na niego, wsłuchując się w szaleńczy stukot jego serca. Sama oddychała z trudnością, czuła jak policzki ją palą, jak usta drżą. Przesuwała uspokajająco kciukami po jego szczęce i westchnęła cicho wiedząc, że już zaraz powinni się zwijać stąd, by wrócić do szkoły. - Chodźmy. – Odpowiedziała, niechętnie wysuwając się z jego objęć. Wcześniej jeszcze ucałowała jego rozgrzane wargi i zapięła mu kurtkę pod samą brodę, by ten nie zmarzł. Złapała go za rękę i przytulając się do jego ramienia ruszyła wpierw nierównym chodnikiem w stronę Miodowego Królestwa. Dobrze, że Henry miał plan, wiedział, o której Filch wychodził, gdzie się szwędał, co robił. Uśmiechnęła się do siebie, bo cieszyła się, że spędzi z nim chwilę zanim rozejdą się do łóżek. - Czyli wszystko sprowadza się do mojej roli w kuchni. – Mruknęła pod nosem rozbawiona. Nie zwracali uwagi na resztę przechodniów spieszących do knajp czy barów. Mieli siebie, swoje durnowate rozmowy i żarty o woźnym. Chłodne powiewy wiatru omiotały ich sylwetki, a jasne światło ulicznych latarni wskazywało im drogę do raju.
Z tematu. Panna Whisper i Pan Lancaster.
|
| | | Nathaniel Cole
| Temat: Re: Oberża pod Dzwonkiem Sro 09 Gru 2015, 19:34 | |
| Nathaniel nigdy nie ukrywał, że raczej nie przepadał za słodyczami, a jednak teraz nie śmiał nawet pisnąć słowem. Po pierwsze dlatego, że oboje znajdowali się w Miodowym Królestwie, a po drugie (choć właściwie w jego mniemaniu to raczej ten powód stał na pierwszym miejscu), nie chciał przypadkiem urazić panny Whisper, którą właśnie wyobraził sobie w świątecznym fartuszku. Nic zbereźnego, rzecz jasna! Ot, zwykły fartuszek w bałwanki, czy tam renifery, a nie jakaś sexy mikołajka, żeby nikt nie myślał sobie o nim źle. - Nieźle. Ja w ogóle nie umiem robić deserów, chyba że zaliczymy do nich musli. Za to wychodzi mi całkiem niezłe spaghetti. - Odpowiedział takim tonem, że wcale jego wypowiedź wcale nie brzmiała jak przechwałki; potrafił powiedzieć, że coś umie, pozostając przy tym nadal tym samym skromnym i miłym Puchonem, za którego pewnie zdecydowana większość uczniów i nauczycieli go uważała. - Mam nadzieję i trzymam za słowo. W zasadzie moglibyśmy kiedyś połączyć siły i ogarnąć jakieś spotkanie ze znajomym z dobrym jedzonkiem. - Zaproponował od razu, wcale nie dlatego, że sam też chciał się popisać jakimś swoim daniem. Po prostu wydawała mu się to dobra opcja na spędzenie czasu z przyjaciółmi. Tym bardziej, że raczej nikt do tej pory nie wpadł na pomysł wspólnego kucharzenia. Chwilę milczeli z racji tego, że tłum ludzi rozdzielił ich, a Nate ponownie musiał odnaleźć wzrokiem swoją towarzyszkę. Wreszcie usłyszał jej głos i wydawało się, że lekko zmarkotniał, chociaż starał się nie pokazywać tego na zewnątrz. Czyżby był zazdrosny o bezy dla Riaana? Przez moment chyba właśnie tak było, ale myśl o tym, że on po prostu ma możliwość zabawy z panną Whisper w Hogsmeade, podczas gdy kolega z Gryffindoru został w Hogwarcie dodała mu otuchy. Poza tym Cole pocieszał się tym, że pewnie Krukonka też by mu coś przyniosła, gdyby to on był na miejscu van Vuurena. Zresztą... już teraz w pewnym sensie dała mu do zrozumienia, że przyrządzi dla niego ciasteczka lub pierniki, czyż nie? Dlatego na twarz chłopaka szybko powrócił pogodny uśmiech. Jeszcze jakiś czas po wyjściu z Miodowego Królestwa zajadali się owocami w czekoladzie, kiedy wreszcie dotarli pod Oberżę pod Dzwonkiem. Nathaniel aż do tego momentu nie zdradził koleżance dokąd ją zabiera, ani jakim smakołykiem pragnąłby ją uraczyć w docelowym miejscu. Otworzył jednak, niczym dżentelmen, przed nią drzwi, a potem znalazł wolny stolik, do którego któryś z "kelnerów" po chwili przyniósł karty. - No dobrze, pani nie-czerwononosa prefekt. W takim razie polecam... piwo piernikowe! - Podniósł nieco głos, ale na szczęście nie na tyle, by ludzie siedzący przy innych stolikach zwrócili swe spojrzenie w ich kierunku. Panna Whisper z kolei dała się namówić na jego rekomendację. I chociaż "piwo piernikowe" nie brzmiało może tak wymyślnie, to jednak dziewczę mogło zrozumieć, co Nate miał na myśli, kiedy kelner przyniósł do stolika dwa kufle z grzanym trunkiem. Dlaczego? Otóż z tego względu, że zapach korzennego specjału rozniósł się niemalże po całym pomieszczeniu, nęcąc nozdrza i zachęcając do wzięcia pierwszego łyka. - Bierzemy też coś do jedzenia? - Spytał, wypełniając wolę przemawiającego do niego kufla. Przeglądał przy tym kartę i z niemałym opóźnieniem oblizał językiem pianę, która zdążyła się uformować w białe wąsy tuż nad jego wargami. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Oberża pod Dzwonkiem Nie 13 Gru 2015, 22:37 | |
| Panna z domu Kruka po prostu starała się pamiętać o swoich znajomych i w miarę możliwości sprawiać im przyjemność drobiazgami takimi jak kupione bezy. I z pewnością gdyby znała ulubiony przysmak Nathaniela - i gdyby ten głęboko zapadł jej w pamięć to i również wobec niego uczyniłaby dobry uczynek. Póki co nie musiała nic robić, bo zgodziła się z nim wyjść na miasto co już było pewnego rodzaju drobnym poświęceniem z jej strony. Nie mówiła o tym jednak, zwyczajnie starała cieszyć się każdą chwilą spędzoną w miłym towarzystwie, by chociaż na moment zapomnieć o sprawach sercowych - o paskudnym Henrym i ostatniej rozmowie z Timothym. Słodkie owoce w czekoladowej polewie chociaż na moment ukoiły jej nerwy i pozwoliły myśleć o nader przyjemnych rzeczach, takich jak na przykład wspólne kucharzenie ze znajomymi. Ona mogłaby zająć się przygotowywaniem deserów i oczywiście partii pierniczków - o ile ta by jej wyszła - oraz czymś, co mogłoby również zasmakować Puchonowi z roku, który za słodkościami nie przepadał. - Wydaje mi się, że chyba nie jadłam jeszcze spaghetti. Kuchnia włoska jest mi obca jak widać. - Przyznała po krótkiej chwili milczenia przypominając sobie, że ta potrawa jakoś zawsze ją mijała, przechodziła obok nosa. Może to faktyczni dobry pomysł spotkać się w kilka osób i urządzić ucztę? Może w czasie przerwy świątecznej mogłaby zorganizować takie spotkanie? Na myśl o świętach zmarszczyła brwi i wsunęła ostatnią truskawkę do ust. Nie do końca wiedziała dokąd się zbliżają dlatego czuła dziwne napięcie w okolicach żołądka będąc jednocześnie podnieconą i zmartwioną wyborem Cole’a. Jak się okazało zbliżali się do znanej dziewczynie tawerny - w tej, do której jeszcze niespełna dwa miesiące temu zabrał ją Lancaster. To tutaj poszli na randkę, spotkali na swej drodze szczura, który kompletnie ją przeraził i to tutaj w jednej z ciemnych uliczek… Przystanęła. - Och, słyszałam, że można tutaj spotkać szczury. - Bąknęła jednak nie rezygnując z wyjścia - poszła przodem nie zwracając uwagi na obsługę czy innych klientów po czym zajęła wolny stolik wcześniej zrzucając płaszcz i szalik z siebie. Wygładziła materiał spodni na udach i oparła mało elegancko łokcie o blat stolika by było jej ciut wygodniej. Stąd miała dobry widok na kolegę, który widocznie bardzo emocjonował się tym, że mógł pokazać jej takie miejsce i specjał jakim okazało się piwo… piernikowe! Kącik ust jej drgnął gdy usłyszała, a potem poczuła daną rewelację. Przysunęła do siebie ciepły kufel i nachyliła się nad nim wdychając zapach korzenny. Przyjemnie się jej kojarzył - z kuchnią, miłymi skrzatami i dłońmi ubrudzonymi mąką. Upiła łyk czy dwa na rozgrzanie po czym podchwyciła wzrok Nathaniela, który najwidoczniej nieco zgłodniał. - Jeżeli chcesz, to jasne, bardzo proszę. Miałabym ochotę jednak na coś mięsnego. Bo chyba zbyt się zasłodziłam tą czekoladą. - Bezwiednie chwyciła w dłoń kartę menu, którą kojarzyła, którą czytała jakiś czas temu. Wszystko było podobne - może śnieg tak nie prószył za oknem, może było cieplej, może nie miała takich problemów tak jak teraz. I chociaż chłopak siedzący na przeciw niej również był z Hufflepuffu wyglądał inaczej. Ślad zaginął po blond włosach i błękitno-szaro oczach. I chociaż Nate miał ładne oczy - teraz dziewczyna zmrużyła swoje ślepia chcąc dojrzeć kolor tęczówek swojego towarzysza. - Masz błękitne oczy. Nie wiedziałam. - Odkryła po chwili zastanowienia. Uśmiechnęła się krzywo zasłaniając się obszernym menu by uspokoić trybiki w swojej głowie i bijące erce. Zrobiło się jej przykro jak to się wszystko potoczyło. poczuła się również wykorzystana przez Lancastera - była tą, która go pocieszała po wypadku i stracie Soleil, nie naciskała na niego, broniła go i o nic nie pytała. Oddała mu się, ofiarowała serce a on nawet nie przyszedł się z nią pożegnać. Tych kilka słów wyjaśnienia, które otrzymała wypaliły w niej pewnego rodzaju piętno. Szatynka pociągnęła nosem czując jak łzy napływają jej do oczu - szybko przetarła je wierzchem sweterka, który miała na sobie. - Zatem na co masz ochotę? - Spytała zduszonym tonem wciąż paskudnie się chowając przed jego wzrokiem. Nie chciała być oceniana, czuła się źle z tym, że wspomnienia napływają do niej falami. Nie chciała również psuć miłego wieczoru. Chlipnęła żałośnie nie wiedząc co się z nią dzieje.
Ich spotkanie nie skończyło się w sposób w jaki by oboje chcieli - drgawki, niezbyt przyjemne zresztą objęły ramiona dziewczęcia, które nie miało ochoty siedzieć w Hogsmeade. Wanda jedyne na co miała ochotę na pójście spać, na zagłębienie się w pościeli, wciśnięcie twarzy w materac i zamknięciu oczu. Co też pewnie zrobiła, tuż po tym jak zakomunikowała Nathanielowi, że chce wrócić do szkoły. Miauknęła raz, rzuciła przestraszone i rozgoryczone spojrzenie co miało oznaczać jedno. Chodźmy stąd. Nie mówiła za wiele, było jej zbyt głupio, by powiedzieć cokolwiek w tym momencie. Wolała zamilknąć.
Sesja skończona. |
| | | Daniel Blais
| Temat: Re: Oberża pod Dzwonkiem Pon 09 Lip 2018, 17:36 | |
| /Tuż po sesji z Amy
W Hogsmeade był już od jakiegoś czasu. Dobity ciężką atmosferą jaka panowała w domu, wolał spacerować bez celu po miasteczku, odwiedzać stare i dawno nie widziane kąty w oczekiwaniu na właściwą godzinę. Udało mu się nawet spotkać starą znajomą, choć nie była ona jedną z osób, które pragnął zobaczyć najbardziej na świecie. Nie wybrzydzał jednak, od dłuższego czasu brakowało mu towarzystwa osób, które nie pracują w Ministerstwie, a już tym bardziej nie są bliżej lub dalej związani z jego ojcem. W końcu jednak nadeszła pora, którą uznał za stosowną by oddalić się w stronę Oberży, gdzie miał zamiar czekać choćby do rana. Nie miał absolutnie żadnej pewności, że Jasmine otrzymała sowę, którą do niej wysłał. Nie widział też czy będzie chciała się z nim zobaczyć, ani czy w ogóle ma na to czas. Chciał wierzyć, że prędzej czy później stanie w drzwiach, że znów ją zobaczy, że porozmawiają. Wchodząc do baru, skinął głową barmanowi na powitanie i już chwilę później zamówił szklaneczkę ognistej whisky, odchodząc z nią do stolika usytuowanego przy oknie. Ostatnio cholernie dużo pił, był tego świadom, ale ucieczka w wysokoprocentowe płyny przynosiła sporą ulgę w samotności. Rozsiadł się wygodnie, wyciągnął papierosa, którego dymem zaraz zaciągnął się głęboko i wbił wzrok w okno, za którym od czasu do czasu przechodziły oświetlone światłem baru postaci. Zastygł tak, popijając i popalając jednocześnie, a przede wszystkim cierpliwie, mimo całej ekscytacji wywołanej wizją spotkania przyjaciółki, czekając. |
| | | Jasmine Vane
| Temat: Re: Oberża pod Dzwonkiem Wto 10 Lip 2018, 13:00 | |
| Idąc do wioski miała szczere nadzieje, że złość i spożyty alkohol uciekną z pędem wiatru i nie rzuci się na Daniela z pięściami, jak początkowo zakładała. Każdy kolejny krok bliżej oberży sprawiał jednak, że Jasmine była jeszcze bardziej zdeterminowana. Może już nie będzie biła go na oślep, ale idealnie wyceluje, gdzie najbardziej boli. Gdy na horyzoncie pojawiła się znana jej z widzenia gastronomia, przyspieszyła kroku. To już nie był spacerowy chód, tylko szybki marsz. Taak... Nie bawiąc się w zbędne ceregiele, Jasmine pchnęła ciężkie drzwi. Trzasnęły głucho przy zamykaniu, gdyż nawet się nie obejrzała za nimi. Wypatrywała Daniela. Dojrzała go przy stoliku obok okna, zapatrzonego, zadumanego... z papierosem w ustach. Uśmiechnęła się... lecz jeśli Blais dobrze znał jej mimikę twarzy, powinien bezbłędnie rozpoznać, że nie był to stęskniony uśmiech radości, a uśmiech głoszący, że za chwile Jasmine wejdzie na wyższe rejestry. -Daniel.- rzuciła bez emocji, gdy stanęła przy jego krześle. Miała nadzieje, że wstanie, chcąc ją powitać, chociaż Jas daleko było od rzucania mu się na szyje. Zamachnęła się otwartą ręką, ale nie, by uderzyć byłego Ślizgona w twarz, ale wycelowała idealnie w czubek głowy, jak by karała krnąbrnego ucznia na lekcji. -Ty okropny, nadęty dupku! Mam nadzieję, że masz dobrą wymówkę i oby była długa, wiec dobrze przelicz, czy starczy Ci papierosów! -syknęła groźnie, a z jej oczu sypały się pioruny. Daniel będzie musiał się gęsto tłumaczyć... |
| | | Daniel Blais
| Temat: Re: Oberża pod Dzwonkiem Wto 10 Lip 2018, 21:39 | |
| Jego wzrok przykuła blondynka, która z zamkniętą parasolką przemierzała chodnik, z gracją to omijając, to przeskakując kałuże, które po ostatnim deszczu zagradzały drogę przechodniom. Było w niej coś tak podobnego do Carrow, że obrazek ten pochłonął go całkowicie, zaprzątnął jego uwagę, zagarnął ją tylko dla siebie. Dziewczyna dawno już zniknęła z pola jego widzenia, ale obudziła w nim ukryte głęboko myśli, które przedłużyły ten dziwny stan zawieszenia. Nie zarejestrował nawet trzaśnięcia drzwiami, a już na pewno nie połączył go z wejściem Jasmine, która przecież nie powinna mieć powodów do tak agresywnego wejścia. Dopiero jego własne imię wypowiedziane w tak obojętny sposób sprawiło, że podniósł nieco mętne spojrzenie zielonych oczu na brunetkę i zanim zdążył choć w małym stopniu powrócić do rzeczywistości, wtulił głowę w ramiona pod wpływem niespodzianego ataku na jego osobę. Słysząc wiązankę, która popłynęła z ust Ślizgonki zerwał się na równe nogi, obawiając się, że oberwie raz jeszcze, z tym że mocniej. — Jas... co do cholery? — wydukał, pocierając czubek głowy, który przed chwilą ucierpiał z jej ręki. Oczywiście najbardziej bolała go duma. Jego mina wyrażała głębokie niezrozumienie całej sytuacji i szczere zaskoczenie, ale stopniowo odzyskiwał wewnętrzną kontrolę, co najprawdopodobniej było związane z tym, że teraz to on górował nad nią wzrostem. W końcu dokładnie zmierzył ją spojrzeniem i szybko pojął, że to nie najlepszy moment na ucałowanie jej w formie powitania. W ogóle nie był to chyba najlepszy moment na jego obecność w tym miejscu. Albo w Hogsmeade. Albo na Ziemi. Płonące spojrzenie dziewczyny wyraźnie mówiło mu, że jego miejsce jest w tym momencie na samym dnie piekła, a on w najmniejszym stopniu nie wiedział jaki jest tego powód. — Oczekiwałem... — westchnął cicho — cóż, trochę innego powitania. Ale rozumiem, że możesz być zła, z powodu mojego długiego milczenia. Usiądźmy, opowiem Ci co stało się w styczniu... Wskazał ręką na jedno z krzeseł, unosząc kącik ust w wymuszonym uśmiechu. Nie miał najzieleńszego pojęcia, że Jasmine nie chodziło wcale o styczeń, a o czerwiec i to zeszłego roku. Ewentualnie o późniejsze niefortunne spotkanie z Alecto w Ministerstwie Magii. |
| | | Jasmine Vane
| Temat: Re: Oberża pod Dzwonkiem Sro 18 Lip 2018, 22:59 | |
| Miała szczerą nadzieję, że samotny spacer do wioski, chłodny wiatr i pierwszy kuksaniec w stronę Daniela uspokoi jej zszargane nerwy i będzie mogła z nim spokojnie rozmawiać... oj jak bardzo się myliła! Nietypowa reakcja Daniela i jego gest, by usiadła i spokojnie porozmawiali jedynie ponownie wzburzył spokojną dotąd krew Jaś. Dziewczyna warknęła cicho niczym rozjuszona kotka i zacisnęła mocno pięści. Ciskała pioruny z swoich czekoladowych oczu w stronę Blaisa. W nosie miała ewentualną widownię. -Mogę być zła?! Doprawdy?! -syknęła cicho, ale tak jadowicie i ostro, że mogło to skaleczyć niejedno ucho. Zaczęła okładać Daniela po ramieniu, bo wyżej nie mogła dosięgnąć. -Wyjechałeś, tak po prostu! Sowa raz na miesiąc z litościwym "żyję"! -zaczęła sypać argumentami, które tak mocno ją wzburzyły. Fuknęła, robiąc przerwę na odgarnięcie włosów z oczu. Usiadła z impetem na krześle i złożyła ręce w piramidkę, dysząc przy tym cicho. -Słucham, jakie masz tłumaczenia. Śmiało. -rzuciła w końcu. |
| | | Daniel Blais
| Temat: Re: Oberża pod Dzwonkiem Pon 30 Lip 2018, 00:59 | |
| Gdyby tylko wiedział jak silne są emocje buzujące w Jasmine od momentu, w którym rozstała się z Alecto, gdyby miał świadomość, że wzmocniona alkoholem złość sięgnęła tak wysokiego poziomu, pewnie rozważyłby swoją obecność w tym miejscu. A może właśnie nie? Od tego byli przyjaciele — aby wysłuchać, pocieszyć, a w wyjątkowych sytuacjach, takich do jakich owa bez wątpienia należała, przywołać do porządku. Zamiast uciekać powinien więc pozwolić jej się skarcić, a w zamian pocieszyć ją jakoś, bo niemożliwym wydawało mu się by nieszczęście Alecto doprowadziło ją do takiego stanu. Uważał, że złość była w niej już wcześniej, a powodów tej emocji nieśmiało się domyślał, choć nie wiedział jak daleko jest od pełnej prawdy. Syknięcie Ślizgonki sprawiło, że na jego twarzy pojawił się bliżej nieokreślony grymas, który płynnie przeszedł w zaczątek uśmiechu w momencie kiedy zaczęła okładać go pięściami. To była jedna z wielu zalet bycia wysoką osobą. Jej piąstki nie były mu osłodą życia, ale ostatecznie mógł skończyć gorzej — istniało przecież kilka znacznie wrażliwszych miejsc, które znajdowały się w zasięgu jej rąk i nóg. Miał ochotę przycisnąć ją do piersi, pogładzić ją po głowie w uspokajającym geście, przytulić, jak to mieli w zwyczaju, ale coś go przed tym powstrzymywało, nie chciał by poczuła się przez niego osaczona i ubezwłasnowolniana, by odniosła wrażenie, że nie liczy się z jej zdaniem i emocjami. Nie miał prawa postępować jedynie według swoich własnych zachcianek, nie kiedy miał do czynienia z tak bliską mu osobą. Dlatego też, kiedy atak na jego osobę ustał, posłusznie usiadł na jeszcze ciepłym krześle. — Wyjechałem — zaczął, robiąc pauzę tak długą, że przez chwilę można było odnieść wrażenie, iż na tym poprzestanie. Tak długą, że zdążył wyjąć kolejnego papierosa, zostawiając otwartą papierośnicę by dziewczyna mogła się poczęstować. Jeśli miała taką ochotę. — bo chciałem zniknąć. Musiałem zniknąć. — różdżką przypalił końcówkę papierosa, po chwili wypuszczając dym nosem. Podniósł zielone oczy na brunetkę. — Gdybym wylewnie rozpowiadał o swoim życiu, jakież byłoby to zniknięcie? Prychnął cicho, choć nie ze złości, a bardziej z... rozbawienia? Właściwe słowo by opisać to co czuł chyba nie istniało. Z jednej strony od dawna tkwił w nim niezwykle silny, depresyjny wręcz smutek, z drugiej złość, a poza tym czuł niezwykłe ciepło wywołane widokiem przyjaciółki. — Popełniłem błąd, myśląc, że mogę być szczęśliwy, Jas. Popełniłem go dwukrotnie. Najpierw ten lekkomyślny związek, nieprzemyślane żądze, które mogły nam tylko zaszkodzić, i mnie, i przede wszystkim jej. A potem jeszcze ta cholerna Francja. — zmarszczka, która na trwałe widniała pomiędzy jego brwiami teraz się pogłębiła, delikatnie ściągnięte mięśnie twarzy zdradzały ogrom emocji, jakie stały za tymi słowami. Poza tymi drobnymi, ledwo zauważalnymi objawami zdenerwowania wyglądał na zupełnie spokojnego. Jasmine znała go jednak na tyle by dostrzec prawdę, był tego świadom. Wypuścił z ust obłoczek dymu, który leniwie rozszedł się w powietrzu, na chwilę zacierając mu widok brunetki. — Zacząłem pracę w Beauxbatons, na stażu pod okiem nauczyciela eliksirów. — opuścił wzrok, który do tej pory skupiał na dziewczynie i wbił go w blat stołu, jakby analizował każdą rysę, która go znaczyła. — To było cholerne najpiękniejsze pół roku w moim życiu. I naprawdę chciałem móc się tym z Tobą podzielić, ale uznałem... że tak będzie lepiej. Strzepnął popiół do popielniczki, w której leżało już kilka petów i pociągnął łyk alkoholu ze szklanki. Miał jedną bardzo poważną wadę, którą jakimś cudem w sobie dostrzegał — podejmował cholernie złe wybory w najmniej odpowiednich momentach i nie potrafił przewidzieć ich skutków, mimo że analizował każdy krok po kilkaset razy. Zawsze to robił, prawda? Musiał mieć wszystko przemyślane, ułożone, zawsze pod kontrolą. Wyprasowana koszula, ogolona twarz, obojętna mina — zestaw małego Blaisa. A mimo to w tych najważniejszych momentach, w chwilach kiedy stawką było szczęście jego najbliższych, zawsze musiał coś zepsuć. Nie potrafił nic na to poradzić. Rzucił Alecto bo uważał, że to jedyny sposób by dać jej szczęście, zniknął niemalże bez śladu bo uznał, że w ten sposób i on, i inni będą w stanie ułożyć sobie życie. Tak bardzo się mylił. — A teraz jestem tutaj. Ojciec nawet z łoża śmierci kieruje moim życiem. A Ty jesteś na mnie wściekła. — ciche, niemalże bezgłośne westchnienie, kolejny łyk alkoholu i tląca się jaśniejszym blaskiem końcówka papierosa kiedy po raz kolejny zaciągnął się dymem. |
| | | Jasmine Vane
| Temat: Re: Oberża pod Dzwonkiem Nie 26 Sie 2018, 17:51 | |
| Gorąca krew, którą Jasmine odziedziczyła po swoim ojcu dawała się we znaki, a dodatkowo podjudzona przez alkohol zapowiadała istny pogrom. Chciała móc utłuc Daniela na miejscu, a dopiero potem posłuchać marnych wyjaśnień. Zabawne było, jak mężczyźni sami decydowali co będzie dla kobiet lepsze. Czy to drugich połówek, sióstr, przyjaciółek... było to zbyt irytujące i tak niewłaściwe, że dziewczyna miała ochotę zrobić odpowiedni wykład Danielowi, Franzowi i paru innym, którym ucieczka wydawała się najlepszym wyjściem z wszystkiego. Pozwoliła się usadzić na miejscu przed obliczem Daniela, stukając nerwowo rytm paznokciami po blacie. Postanowiła się nie wtrącać. W połowie wypowiedzi Blaisa, przerywanej chwilowymi zaciągnięciami się papierosa, odchyliła się nonszalancko na krześle, ale nadal słuchała. Ta chwila spokoju powodowała, że serce powoli mniej się kołatało w piersi, myśli klarowały, a oddech miarował. Rozsądek zaczynał wracać na swoje dawne miejsce. Gdy Daniel skończył swoją wypowiedź, Jasmine ze stukotem postawiła krzesło na czterech nogach i westchnęła głośno. Dopiero wtedy sięgnęła po papierosa i odpaliła go różdżką. Zaciągnęła się głęboko i wypuściła kłęby dymu pod sam sufit, odchylając się przy tym do tyłu. -Daniel, włosy rwałam z głowy, martwiąc się, czy faktycznie żyjesz czy to ktoś za Ciebie pisze. Nie dziw mi się. -odezwała się w końcu, patrząc uważnie na Blaisa. Nachyliła się nad stołem i złapała Blaisa za rękę. -Rozmawiałam dopiero co z Alecto. Nie wiem, co wymyśliła sobie Twoja chora główka, ale ona jest wrakiem człowieka, zwłaszcza po tym, co ostatnio odwaliłeś. -powiedziała cicho. Wpatrywała się w zielone oczy Blaisa z takim wyrazem twarzy, jakby uczucia Alecto dotyczyły jej samej... bo tak było po prawdzie. Czy Franz nie zrobił tego samego? Prychnęła na myśl o ojcu Daniela. Nigdy go nie lubiła. Układał byłemu Ślizgonowi życie, nigdy tak, jak by on sam sobie tego życzył. -Najwyższa pora, by już kopnął w kalendarz... wybacz, nigdy go nie lubiłam, dostatecznie Ci życie zmarnował. -prychnęła. Zaciągnęła się znowu papierosem. -Lepiej powiedz, co masz zamiar teraz zrobić z tym wszystkim. -zapytała wyczekująco. |
| | | Daniel Blais
| Temat: Re: Oberża pod Dzwonkiem Pon 27 Sie 2018, 20:00 | |
| Kącik jego ust drgnął, uwydatniając płytką zmarszczkę, a w zielonych oczach pojawiło się coś na kształt ciepła. Nie dziwił jej się, rozumiał to teraz, choć wcześniej nie zdawał sobie z tego sprawy. Jej niepokój mile łechtał jego ego, a przede wszystkim ogrzewał zmarznięte serce od wewnątrz. Miło było wiedzieć, że wciąż jej na nim zależało, choć oczywiście wolałby nie przysparzać jej zmartwień. Było tak niewiele osób, na których mu zależało, i którym zależało na nim, powinien w końcu nauczyć się jak o nich dbać. Przesunął wzrok na własną dłoń, kiedy go za nią złapała, a potem przeniósł spojrzenie z powrotem na czarnowłosą dziewczynę. Złapał szklaneczkę i upił kolejnego łyka, za alkoholem chowając swoją prawdziwą twarz. Za dobrze go znała, zbyt łatwo rozpracowywała, a on nie chciał być rozpracowany, nie teraz, nie kiedy wspomniała o osobie, która jednocześnie była mu zadrą w sercu i jedyną osłodą życia. Dawno nikt nie wymawiał jej imienia, to chyba dlatego serce zabiło mu mocniej, by po kilku sekundach wrócić do stałego rytmu. Ile czasu musi minąć by mógł o niej myśleć ze stoickim spokojem? Ile alkoholu musi wypić, by na dobre zabić ten ciepły punkcik, który wciąż w nim siedział, ten sam, który w całości należał do Carrow? Chciał być spokojny, ale to co usłyszał odebrało mu tę możliwość. Zacisnął palce na dłoni Jasmine i wpatrzył się w nią intensywnie, nie wiedząc co powinien powiedzieć. Zobaczył w jej niej coś... niezwykle smutnego. Właściwie przez chwilę zdawało mu się, że patrzy na Alecto, to to zgaszone spojrzenie sprawiało, że wydały mu się nagle tak podobne. — Obawiam się, że mogłem mieć w tym swój udział.[/b] — odpowiedział w ironiczny sposób, choć bez cienia uśmiechu na twarzy. Do tej pory nie potrafił ocenić swojej decyzji, raz wydawała mu się słuszna tylko po to, by zaraz uznał ją za największy swój błąd. Tylko jedno było pewne – to przez to oboje stali się cieniami dawnych siebie. Miał cichą nadzieję, że Al lepiej sobie z tym poradziła niż on sam, ale najwyraźniej się mylił. — Ale to pewnie już wiesz. Nie wiem ile ci powiedziała, ale pewnie ma rację. Nie mam wiele na swoją obronę, poza tym, że chciałem tylko ją od siebie uwolnić. — po raz ostatni wypuścił z ust dym i zgniótł papierosa w kryształowej popielniczce. — Nic dobrego jej przy mnie nie czeka, Jas. Tyle razy próbowaliśmy... to, że nam nie wyszło musi być po prostu czymś, co ludzie tak lubią nazywać przeznaczeniem. Prychnięcie Jasmine było mu miłą odmianą po rozmowie na temat Alecto. Cieszył się, że podziela jego niechęć względem rodziciela, brakowało mu w tej kwestii wsparcia. Po matce widać było, że nie zgadza się ze zdaniem męża, ale nigdy nie zrobiła nic co potwierdziłoby jego domysły. — Jeśli dalej będzie się ociągać ze zdychaniem, osobiście pomogę mu w podróży na drugi świat. Niech go szlag. — uśmiechnął się do niej i jednym łykiem opróżnił zawartość szklanki. Wyglądała cholernie seksownie kiedy wypuszczała dym spomiędzy pełnych warg. Traktował ją jak siostrę, ale byłby głupcem i ślepcem gdyby nie dostrzegał jej urody. Co zamierzam? – powtórzył w myślach – Zostanę Śmierciożercą-alkoholikiem. Zabije mnie albo jedno, albo drugie. I bardzo dobrze. — Zostanę w Ministerstwie, nie jest to może spełnienie moich marzeń, ale dobrze mi idzie. Poza tym nie wiem czy już o tym słyszałaś, ale otwieramy z Franzem pub, tutaj, w Hogsmeade. Ach, no i oczywiście interesy ojca są teraz na mojej głowie. Przeklęty staruszek miał do tego dryg. — obserwował ją z zaciekawieniem kiedy wspomniał o Franzu. Jaka będzie jej reakcja? Czy będzie na niego zła ponieważ dalej utrzymuje z nim kontakt? Byłoby to niezwykle niefortunne, przecież był mu jak brat... |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Oberża pod Dzwonkiem | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |