Na samym końcu miasteczka znajduje się kilka zaledwie drzew, niemalże przez cały rok z zieloną koroną. Do najsilniejszego drzewa przewiązane są dwie linki umocnione zaklęciami oraz przeplatane pnącym się bluszczem. Na ich końcach znajduje się niewielka drewniana deseczka, akurat dla jednej osoby. Huśtawka, do której przychodzą nie tylko dzieci, ale również zakochane pary. Stoi od niespełna roku, chociaż tylko garstka osób wie że inicjatorem i wykonawcą był Amycus.
Ostatnio zmieniony przez Amycus Carrow dnia Czw 17 Lip 2014, 19:20, w całości zmieniany 1 raz
Yumi Mizuno
Temat: Re: Skrawek zieleni Czw 17 Lip 2014, 18:40
To kontynuacja wątku odgrywającego się równolegle z koncertem Upiornych Wyjców. Bilokację mamy zatwierdzoną przez adminkę:)
Bliskość wyrządzała więcej krzywd i spustoszeń niż mógł sobie wyobrazić. Nie zauważył, że tylko na niego tak reagowała? Nie był jej przyjacielem ani wrogiem i właśnie brak umiejscowienia go w odpowiedniej kategorii nakazywał Yumi wycofywać się ilekroć przekraczał granicę. Trzymanie jej ramion niewątpliwie do tego należało tak samo jak i zmuszenie do teleportacji. Nie dalej jak parę minut temu żądała od Amycusa szczerości i prawdziwej twarzy. Teraz ją miała, wydarła tę autentyczność przez wyznanie własnej krzywdy. Dziewczyna bała się pytać dlaczego właśnie to zmusiło Carrowa do odsłonięcia swojego prawdziwego jestestwa. Nie powinien przejmować się tak jej losem, wszak nie potrafili nawet zawrzeć zwykłej przyjaźni. Mimo wszystko on był zagniewany i niespokojny, a Yumi wręcz sparaliżowana lękiem wobec potencjalnej zemsty na wilkołaku. Oszołomienie nie pozwalało jej na jakikolwiek ruch. Nie mogła przestać napawać się wyrazem jego twarzy, gniewu, zaciśniętej szczęki, gorących, parzących błysków w gęstym brązie ślizgońskich oczu. To było prawdziwe i widziała to tylko ona, nikt inny. Spuściła wzrok na jego rękę obejmującą zdrowe ramię. Czuła pamiątkę, która pozostanie po tym mało delikatnym geście. Gdyby spojrzenie mogło zabijać i palić, kończyna Carrowa zostałaby drastycznie amputowana. Teraz i drugie ramię ją bolało, rwało i paliło od środka. Tak samo jak policzek, gdy musnął go delikatnie pozbywając się brutalnie zdradzieckiej łzy. Gdziekolwiek ośmielił się dotknąć, tam powstawało bolesne ognisko, którego zgaszenie trwało dosyć długo. Dlaczego miała stać? Dlaczego postanowił ją trzymać przy sobie nie przejmując się jej chęcią, musem, obowiązkiem powrotu do domu, skoro słońce dawno zaszło? Po raz wtóry lekceważył to, co do niego mówiła, przekazywała mu i zakazywała. Nie szanował jej zdania, bo liczyło się tylko to, czego on teraz chce. Musiało być tak jak on chciał, inaczej robił się niezadowolony, grymaśny i niebezpieczny. Zapominał jednak, że nie byłaby w stanie nazywać się jego ofiarą, skoro pokazywał swoją prawdziwą twarz. Była w tej kwestii na niego odporna. Kazała mu odejść, a i tak nie posłuchał. Czy kiedykolwiek zrobił to, o co go poprosiła? - Aua. - wydusiła z siebie coś na kształt jęku. Gdy tylko poluzował palce, oczywiście cofnęła rękę, ale i tak złapał ją z powrotem, jakby była jego własnością. Prychnęła ze śmiechu, gdy wspomniał o teleportacji. Nie miała na to prawa, nie była pełnoletnia i przecież Amycus nie ośmieli się ot tak bez przygotowania jej, przenieść w inne miejsce w magiczny sposób. Wykrakała, bo właśnie to robił, po raz setny ignorując jej bunt. Ręce zostały jej wręcz odebrane, przygarnięte do Amycusa, który musiał być święcie przekonany, że należą do niego, a nie do Yumi. W tym wymalowanym gniewie przestał myśleć racjonalnie. - Ty chyba... - nie zdążyła dokończyć, bo przyciągnął ją do siebie i straciła grunt pod stopami. Wszystko obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni, włącznie z jej żołądkiem, przed oczami pociemniało. Odruchem bezwarunkowym było przylgnięcie do torsu Carrowa w obawie przed rozszczepieniem. Yumi nie była na tyle głupia, aby w trakcie teleportacji wiercić się i próbować uciec. Poharatane ramię w zupełności jej wystarczało. Po dłuższym czasie zdała sobie sprawę z obecności miękkiej trawy pod cienką podeszwą sandałków. Mimo otwartych oczu nie widziała jeszcze nic, bowiem kręciło się jej w głowie, a pod czołem czuła rwanie od nagłej, niespodziewanej teleportacji. Dopiero, gdy odzyskała wzrok zobaczyła z bliska, jak bardzo została naruszona granica fizyczna między nimi. Zachłysnęła się powietrzem i nieumyślnie owionął ją zapach Amycusa Carrowa. Jęknęła głucho i wyszarpnęła ręce z uścisku chłopaka, odskakując na około półtora metra. Zachwiała się, nieprzyzwyczajona do teleportacji. Postąpiła dwa kroki w tył i dwa w bok, zanim ustawiła stopy pewnie i stabilnie. Dotknęła swojego brzucha, przepraszając żołądek za takie brutalne potraktowanie. Trwało to wszystko trzy minuty. Trzy minuty błogiego spokoju Carrowa, bo gdy tylko przypomniała sobie o jego obecności, z jej oczu zaczęły miotać pioruny. - Bakayora! - krzyknęła, postępując w jego stronę i wytykając go palcem. - Co to miało znaczyć?! Co ty sobie myślałeś? Czy ty postradałeś zmysły, Carrow? Żebyś chociaż raz w życiu uszanował moje zdanie, to byłabym bardzo szczęśliwa. - wzniosła oczy ku niebu, bledsza, wciąż zmieszana i przede wszystkim wkurzona. Przez chwilę rozważała uderzenie go w polik, ale uznała, że nie powinna, gdy ma przed sobą jego autentyczną wersję. Chciała ją widzieć jak najdłużej zanim zniknie za wyuczoną szczelną maską. Nie umniejszało to jednak jego zachowania. Ona mu z trudem wyznaje, że Greyback ją poharatał, a on w zamian teleportuje ją bez najmniejszego przygotowania. A gdyby tak któreś z nich rozszczepiło się? Yumi pokręciła bezradnie głową i rozejrzała, gdzie oni są. Ucichła, dostrzegając osamotnioną, starą huśtawkę.
Amycus Carrow
Temat: Re: Skrawek zieleni Czw 17 Lip 2014, 19:29
Przypatrywał się z lekkim oszołomieniem po teleportacji w sylwetkę Yumi, zataczającą dziwne kręgi przed nim samym. Poturbowani w różnym stopniu ryzykowali rozszczepieniem, jednak zaćmienie umysłu Amycusa nie pozwoliło na negatywny odbiór konsekwencji podjętej decyzji. To musiało się udać, dlatego z niejaką ostrożnością postanowił najzwyczajniej w świecie przysiąść na trawie. Przytrzymywanie dziewczyny mijałoby się z celem, ponieważ świat jaki wirował mu przed oczyma mógłby doprowadzić do upadku ich obojga. Z dwojga złego, lepszą opcją było usłyszenie wyzwisk z jej strony niż przewrócić się i zwrócić całą zawartość żołądka. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że powinien odczekać kilka godzin od kolejnej teleportacji, szczególnie iż zamierzał wrócić do domu po zakończeniu koncertu. Nawet na drugim końcu miasteczka dało się słyszeć Upiornych Wyjców, których gra roznosiła się jeszcze daleko po drogach. Echo, jakie za sobą niosły głośniki boleśnie kuły słuch Carrowa, zmuszając umysł do wytłumienia dźwięków pochodzących z otoczenia. Dzięki Merlinowi, Yumi sama dochodziła do siebie po tym skoku i nie od razu zaatakowała go swoimi werbalnymi pazurami. Przez cały ten czas wpatrywał się w podłoże przed swoimi stopami,z przymkniętymi do połowy powiekami i głową wspartą o skroń. Łokciami opierał się o same kolana, zgięte w wygodnej pozycji, umożliwiając opanowanie wirowania świata. Stabilność, tego potrzebował teraz. Świszczenie w uszach nie ustało, a tępe uderzenia w skronie wzmogło się z każdym akcentem stawianym przez Krukonkę. Spojrzeniem wbijał się w podłoże, analizując ranę oraz wysokie prawdopodobieństwo wystąpienia anomalii w zachowaniu Yumi, jeśli wda się zakażenie. Zresztą i bez tego, ugryzienie może być stosunkowo groźne dla niej. Milczenie jakie zapadło, kiedy dziewczyna zapatrzyła się na huśtawkę, pozwoliło mu na uporządkowanie myśli i zwrócenie zainteresowania w stronę Dereka. Chłopak mógł ubliżać siostrze, jednak kilka lat temu podpadł mu swoim sposobem traktowania wszystkich kobiet – w momencie ataku werbalnego na Alecto, przypieczętował swój los. Teraz tylko zbierał kolejne punkty, dzięki którym Amycus będzie mógł w sposób bardziej wyrafinowany podziękować mu za przyjaźń. Podniósł się z zaciśniętymi w wąską linię wargami z podłogi, nie otrzepując się. Upewnił się jedynie, czy różdżka znajduje się na swoim miejscu, w ukrytej kieszeni. – Kiedy? – Padło ciężkie słowo, burząc harmonię i względy spokój, jaki między nimi zapanował. Gdy przeniósł na nią spojrzenie, nie było ono już aż tak agresywne i niepokojące jak przed chwilą, zaś sama twarz wydała się bledsza. Przyjrzał się uważniej rysom jej twarzy, próbując zasmakować emocjami, jakie mu własnie okazywała. Zwyczajnie w świecie zapomniał, że powinien ją obserwować i rejestrować wszystkie reakcje, ażeby w późniejszym czasie przypisać je do odpowiedniego schematu. Było to cholernie trudne, dlatego chwilowo odpuścił sobie i teraz, przesuwając wzrok w stronę poszkodowanego ramienia. - Ufam, że byłaś z tą raną w Mungu. – Otwierając ponownie usta, nie starał się wyzbyć zagniewanego tonu z głosu i jedynie zmienił koniec, w ostatniej chwili rozmyślając się – pytanie nie byłoby na miejscu.
Yumi Mizuno
Temat: Re: Skrawek zieleni Czw 17 Lip 2014, 19:53
Nie lubiła teleportacji. Nie sądziła, aby przyzwyczaiła się do kręcenia w głowie, utraty równowagi i ciemności przed oczami. To wygodna forma transportu, darmowa i estetyczna, jednak wolała Sieć Fiuu, z którą była zaznajomiona odkąd skończyła piąty rok życia. Krzyczała na niego nadaremnie, bo przecież i tak spływało to po niego jak po kaczce. Burzyła się, próbowała go upomnieć, zwrócić mu uwagę, że raz na jakiś czas wypada zdobyć się na odrobinę empatii i pomyśleć co czuje druga osoba, gdy traktuje się ją w ten sposób. Wysiłki nie przyniosły efektów, bo Amycus najzwyczajniej w świecie jej nie słuchał. Nawet na nią nie patrzył, próbując odzyskać nad sobą kontrolę. Patrzyła na niego z góry, miotając piorunami i po raz wtóry pokazując mu przepaść, jaka ich dzieliła w relacjach. Czemu to było takie trudne? Nie poświęciła ani jednej myśli Derekowi, nie zwracała nawet uwagi na słyszalne dźwięki płynące z koncertu. Na żywe oczy widziała co się działo z Carrowem, gdy wypowiedziała nazwisko Greybacka i nie umiała go za to potępiać. Wręcz przeciwnie, udobruchał ją, uspokoił reakcją. Był sojusznikiem, też go nienawidził. Zmęczona westchnęła. Odsunęła splątane kosmyki włosów z policzków i czoła, wplatając je za ucho. Nie poruszała się zbyt gwałtownie w obawie przed nawrotem bólów żołądka. Powolnym, trochę niepewnym krokiem podeszła do huśtawki i dotknęła sznurów ją podtrzymujących. - Nie udawaj troskliwego, Amycusie. - tak jak on ignorował ją, tak ona lekceważyła jego pytanie. Nie docierało do niego to, co mówiła i o co prosiła. Wierzyła w ten namacalny gniew, ale nie dała wiary troskliwości i zmartwienia. Zbyt wiele razy widziała tę maskę, aby nawinie twierdzić, że jego pobudki są prawdziwe. Nie odrywała spojrzenia od linki, ale też i nie siadała na huśtawkę. Za bardzo odsłoniłaby się, korzystając z tej dziecięcej zabawki. Carrow uniemożliwiał jej to. - Dla twojej wiadomości, nie byłoby mnie tu, gdyby to było coś poważnego. Pani Pomfrey twierdzi, że pozostanie po tym tylko blizna i zaostrzony apetyt. Nic więcej nie musisz wiedzieć. - mianowicie, że Greyback jest jej boginem, wcieleniem największych lęków, zmorą, czułym punktem, przerażeniem, nagim strachem. Nie musiał też wiedzieć jak bardzo wtedy bała się i w jaki sposób mu uciekła. Dzielnie lekceważyła zagniewany głos i wiercący wzrok Carrowa, udając, że nie jest to nic, czym powinna się przejmować. - Po co nas tutaj teleportowałeś? Co miałeś przeciwko tamtej uliczce? - zapytała ni stąd ni zowąd, wciąż na niego nie patrząc. Nie dowie się, że coś jeszcze w sobie skrywa, co dotyczy jego. Może i był cholernym Veritasterum, ale był też Carrowem, którego widziała prawdziwe oblicze. Tajemnica za tajemnicę. Wiadomość za wiadomość. Równouprawnienie. Traktowanie go, jakby nie był tym, kim jest. Zakryła dłonią zabandażowane ramię. Poprawiła ciemnoniebieski rękaw bluzki, zasłaniając biel opatrunku. Poruszyła palcami, aby pozbyć się odrętwienia i rwania pod skórą. Nigdy nie zdejmie bandaża. Dopóki nie znajdzie maści bądź zaklęcia kamuflującego bliznę, nie odważy się na obejrzenie szkód, jakich dokonał na jej skórze Greyback. Łudziła się, że jak schowa blizny, to one znikną z jej życia. Łudziła się, że jeśli potraktuje Carrowa jak zwykłego znajomego, przestanie być jej utrapieniem.
Amycus Carrow
Temat: Re: Skrawek zieleni Czw 17 Lip 2014, 20:24
Każdy człowiek miał prawo do zinterpretowania czyjegoś zachowania wedle własnych pobudek oraz kategorii. Dzięki temu wynikały przeróżne kłopoty oraz kłótnie, działające na podstawie niedopowiedzenia bądź użycia nieodpowiedniego słowa w wypowiedzi. Amycus korzystał z takich okazji pełnymi garściami, zbierając plony ze względnie pojętą satysfakcją. Tym razem troska z jego strony nie niosła ze sobą niczego, o co posądzała go Yumi. Nie śmiał zaprzeczać jej, tak samo jak we względzie nienawiści do Graybacka. Oba tematy były czymś w rodzaju tabu, o wiele głębszym niż zazwyczaj – ponieważ nigdy nie wypowiedzianym, zaś druga strona nie domyślała się nawet istnienia tych kwestii. Przystanął kilka kroków przed huśtawką, którą jakiś rok temu własnoręcznie budował. Wykorzystał ją zarówno do spotkania przede wszystkim z Wandą, które zapadło mu szczególnie mocno w pamięci. Tym razem wybrał to miejsce podświadomie, przekonany o braku podsłuchu i podglądania przez osoby trzecie. - Ponieważ chcę z tobą poważnie porozmawiać na tematy, które nie powinny być przeprowadzane na środku miasteczka w trakcie trwania koncertu. – Odpowiedział zadziwiająco szczerze na zadane przez nią pytania, chwilę wcześniej wypuszczając powietrze z płuc. Wyczuwał zmęczenie oraz ciągłe napięcie w zachowaniu dziewczyny, podczas gdy jego rozluźnienie stopniowo zaczęło się pojawiać w formie zobojętnienia. Jego obserwacji nie umknęła poprawa rękawka, mimo iż panujący półmrok w tym miejscu uniemożliwiał dokładne analizowanie zachowania Merberetówny. Celowo użył słowa ujawniające pragnienia, wymijając cisnące się na usta „muszę”. Domyślał się, że jedynie dzięki takim drobnym zabiegom, będzie w stanie przekonać do siebie Krukonkę. Starał się jak nigdy dotkąd, aby pokonać kokon należący do jakiejś osoby. Zazwyczaj udało mu się przebijać przez niego odpowiednimi sposobami, zachęcając do siebie osoby i prezentując wyraźnie zarysowaną osobowość pewnego siebie, ale skrywającego sporą dawkę czułości Ślizgona. Oczywiście nie dla wszystkich, ale mowa tutaj cały czas o persony, których wnętrze interesowało Amycusa na tyle, aby się trochę postarać. Zagadki, jaką była Yumi Merberet stanowiły dla niego wyzwanie z wysoko postawioną poprzeczką. - Biorę udział w regularnych walkach organizowanych na obrzeżach Londynu. Bez różdżek, bez jakichkolwiek przejawów magii. – Odezwał się po krótkim milczeniu, podnosząc spojrzenie w stronę.. gwiazd. Próbował znaleźć w nich wyjaśnienie, dlaczego postanowił po tak długim czasie odpowiedzieć na zapomniane zapewne przez Yumi pytanie. Tkwiło ono głęboko w świadomości Amycusa, podobnie jak wiele innych, na jakie nie odpowiedział. Zmrużył nieznacznie powieki, kiedy jedna z gwiazd mignęła i zgasła w zadziwiająco prostej scenerii. Zniknęła, zapomniana i niewidzialna, obserwowana przez Carrowa. Ironia. - Książka się spodobała? – Zagadnął w odniesieniu do zdarzenia sprzed ponad pół roku, kiedy bodajże 3 czy 4 stycznia przesłał Yumi w ramach przeprosin drugi tom dotyczący astronomii. Nie, astrologii! Ostatecznie nie zdejmował spojrzenia z gwiazd, aby dziewczyna mogła podążyć za jego tokiem myślenia. Chciał sprawdzić ją czy potrafiła prowadzić rozmowę dwutorowo. Ot, aby się rozluźnić i zestresować po chwili.
Yumi Mizuno
Temat: Re: Skrawek zieleni Czw 17 Lip 2014, 21:20
Nie przeczył, nie poruszał tego, co przed chwilą zostało powiedziane. Zupełnie, jakby to była szara prawda, normalność i autentyczność. Z drugiej strony, co poczułaby, gdyby na głos potwierdził jej słowa albo temu zaprzeczył? Nie umiałaby mu uwierzyć. Głuchy brak odpowiedzi upewnił ją, że to faktycznie jest temat tabu, niebezpieczny i ogrodzony kolcami ze wszystkich stron. Milcząc miał rację. - Wystarczyło poprosić. Napisać list, że chcesz pogadać. Teleportowałeś mnie bez przygotowania. Wiesz jakie to niebezpieczne? - próbowała przemówić mu do rozumu i pokazać coś prostego. Pytał czemu nie mogła go traktować neutralnie. Bo tak się nie zachowywał, wybierając trudniejszą drogę, z góry zakładając porażkę prostego rozwiązania. Może i odrzucała wszystko, co miłe i ludzkie w jego osobie, nie wiedząc czy to reakcje autentyczne czy kłamstwa. Próbować jednak nie zaszkodziło. Wszak sam chciał wiercić dziury w jej zimnym murze. Otarła rzęsy, pozbywając się z nich zmęczenia i lęku. Dotknęła skronią linki, objęła ją ręką. Przytulona, oparta o przedmiot ich dzielący odzyskiwała trochę spokoju. Ilekroć chciał z nią rozmawiać, rzucał klątwę na otoczenie. Musiał chcieć powiedzieć jej coś ważnego, skoro dopuścił się brutalności w zmianie lokacji. Mógł powiedzieć "Chodźmy gdzie indziej". Poszłaby, gdyby to była prośba, a nie rozkaz. Ludzkie zachowanie, nie wymagające zbyt wiele sił, a jakże owocne. Westchnęła. To był Carrow, a nie Bill. On działał inaczej, potrzebował innego traktowania i interpretowania. Stłumiła pokusę odwrócenia się. Wyczuła obce ciepło, chociaż stał przecież daleko. Intuicja szeptała jej, kiedy Amycus poruszał się i zmieniał pozycję ciała. Szkoda, że za późno dowiadywała się o tym, aby móc zapobiec zmniejszeniu dystansu. Odwróciła się gwałtownie w jego stronę i przykuła wzrok na sińcu pod okiem. Przez chwilę była zaskoczona wypowiedzianymi słowami, ale szybko to zniknęło i ustąpiło miejsca rezerwie wobec jego pomysłu. - Dlaczego? - pytanie zawisło między nimi. O dążeniu do perfekcji wiedziała, nie chciała tego słyszeć. Po co mu to było, dlaczego postanowił wyczuć się tej formy obrony i ataku. Szukała odpowiedzi, błądząc wzrokiem po jego twarzy. Pamiętała otarcia pod opuszkami palców, gdy przez króciutką chwilę trzymała jego dłoń. Zatrzęsła się na przypomnienie ciepła, które ją wtedy owionęło. Zakazane ciepło. Powiodła za nim i zerknęła na gwiazdy, których ułożenie znała na pamięć. Wielki Wóz, Wielka Niedźwiedzica układały się i tworzyły całość, świeciły i zachwycały. Yumi przyglądała się im z czułością, a to uczucie spadło na nią niespodziewanie. Złagodniała, bo tam na niebie było coś neutralnego, co nie burzyło spokoju między nimi. Jej klatka piersiowa unosiła się rytmicznie, regularnie i systematycznie. Nie czuła nawet zimna i gęsiej skórki na ciele, zajęta niebem. - Podobała. Jest piękna. - odpowiedziała szczerze na pytanie wyrwane z kontekstu. Rozmowa dwutorowa to nie była znowuż taka nowość w znajomości z Amycusem. Nie rozumiała po co poruszył ten temat, odkopując ich spotkanie sprzed sześciu miesięcy. Wtedy zaczął pytać i węszyć, po czterech latach świętego spokoju. Przepraszał ją podarunkiem i chociaż Yumi nie była materialistką, dała udobruchać się ulubioną lekturą. Przywołała do siebie obraz, gdy głaskała poruszające się zdjęcia gwiazdozbiorów, gdy wdychała zapach tomiszcza, piasek pod oczami, gdy zarwała pół nocy, aby doczytać ten, tamten i jeszcze następny rozdział, swój bezradny śmiech zaraz po zobaczeniu nadawcy podarunku. Tamto było normalne, miłe, zwykłe, przeciętne, niezobowiązujące. Po prostu niewinnie, czysto miłe. - Dziękuję. - zdała sobie sprawę, że nigdy nie podziękowała mu za upominek. Nie miała na to ochoty przez pierwsze dwa miesiące, gdy gorliwie go wymijała szerokim łukiem. Uchyliła powieki i odwróciła się bokiem do Amycusa, powracając do badania opuszkami palców linki huśtawki. Nie wiedziała na co czekał i czemu odwlekał żądania odpowiedzi, ale pozwalała mu na to. Potrzebowali tych chwil, aby od siebie odsapnąć. Yumi miała go wprawdzie dosyć po pierwszych trzech minutach, jednak uprzejmie tego nie mówiła, bo przecież on o tym wiedział. Dziewczyna trzymała się tej huśtawki, jakby to była deska ratunkowa. Cieszyła się z ciemności. Mogła ukryć tak wiele i udawać, że tego nie ma. Śpiew Upiornych Wyjców był tego miłym tłem, o który mogła oprzeć się i wesprzeć.
Amycus Carrow
Temat: Re: Skrawek zieleni Pią 18 Lip 2014, 18:45
Oczywistym było, że odpowiedź na zadane przez nią pytanie nie zostanie wypowiedziane na głos. Pozostawione w pustce, dając możliwość wolnego wyboru względem interpretacji zachowania Amycusa. Nie dawał jej oczywiście aż tak łaskawej możliwości, a jedynie przeczuwał iż kontynuowanie tego dialogu będzie prowadziło do niekończących się wywodów na temat zastosowania odpowiedniej metody transportu. Co bezpośrednio łączyło się z siłą wzburzenia Ślizgona, który najchętniej już teraz odwrócił się na pięcie i odszukał Dereka. Zapach malin krążył w powietrzu, utrzymując go w niewielkiej odległości od Yumi i na niewiele zdałoby się podjęcie decyzji o natychmiastowym torturowaniu Merbereta. Plan musiał być odpowiednio przygotowany, dobrze przemyślany, zaś każdy szczegół dobrze dopracowany. Pod wpływem gniewu, jaki wciąż rozgrzewał jego ciało mógł popełnić niewybaczalny błąd, który doprowadziłby go ekspresową drogą do Azkabanu. Po raz kolejny zadawane pytania zrobiły szerokie koło i zatrzymało się na tym pierwszym, będącym również ostatnim: dlaczego. Bez problemów mógł spoglądać w jej wrogie spojrzenie i skłamać gładko, że chodzi o doskonalenie własnych umiejętności oraz przygotowania na nieoczekiwane. Znała aż za dobrze te słowa, jednak nie to zaważyło o podjętej przez niego decyzji. Zanim odpowiedział, urwał kontakt wzrokowy i pozwolił sobie na swobodne spoglądanie w błyszczące punkciki na niebie. Przestrzeń jaka ich otaczała w jakiś sposób gasiła jego gniew, chociaż powinien pielęgnować to ognisko. - Zapewne zbagatelizowałaś moje słowa, kiedy mówiłem że nie jestem w stanie odczuwać tego co ty. Powinienem użyć innych wyrazów, abyś mogła bardziej zrozumieć to, jaki jestem. Gniew to jedyne uczucie, którego nie potrafię perfekcyjnie odegrać. On tkwi we mnie i kieruje moimi ruchami intuicyjnie, pozwalając na namiastkę człowieczeństwa. Pytasz dlaczego biorę w tym udział, chociaż wiem, że równie mocno nie chcesz usłyszeć tej odpowiedzi. Pragniesz szczerości, decydując się na świadomą rozterkę i cierpienie. – Przerwał na krótki moment, aby wziął lekki wdech i przymknąć powieki do połowy. Tylko po to, by zatuszować czujne spojrzenie, które ukradkowo kierował w stronę dziewczyny. - Moja perfekcja nie jest moim kaprysem. Jest z góry narzuconym przymusem, aby funkcjonować prawidłowo w społeczeństwie, w jakim przyszło mi żyć. Wszelkie emocje sprowadzają się ostatecznie do zdolności empatii, która nigdy nie została mi ofiarowana bądź wyćwiczona. Ty widzisz moją prawdziwą twarz bez maski i odrzucasz mnie w każdy możliwy sposób. Tylko czasem patrzysz na mnie takim, jakim jestem naprawdę i odwracasz twarz, doszukując się jakiegoś głębszego sensu w moim zachowaniu. Próbujesz przebić się przez moje oczy i rozczytać myśli, jakie krążą wówczas po głowie. Wiem, że nigdy nie chciałabyś ich poznać. Czułabyś nienawiść gorszą niż do Dereka lub litość, jeśli zdecydowałabyś się mnie zrozumieć. Wszystkie walki, w których biorę udział pozwalają mi na wiarę w pokonywaniu słabości. – Ponowna pauza była zdecydowanie krótsza, kiedy wyminął dziewczynę i od niechcenia oparł się plecami o drzewo. Tym razem nie ukrywał spojrzenia, ale patrzył na twarzy Yumi w skupieniu przejawiającym się jedynie niewielkimi błyskami w oczach. – Gniew sprawia, że nie czuję się pusty. – Dokończył zdecydowanie ucinając temat, którego grunt był grząski i niebezpieczny. Zaklęcie wytłumiające rozmowę pozwalały mu na pełną swobodę, obnażając się przed nią w taki sposób, jak jeszcze nigdy wcześniej. - Ty stanowisz wyjątek od tych wszystkich reguł. Czerpiesz siłę w słabości, unosząc się dumą i głupotą. Pokazujesz w sobie tyle prawdziwych emocji w tak piękny.. tak cudowny sposób, że nie mogę o tobie zapomnieć. Stanowisz przekaźnik między moim światem a tym rzeczywistym, prezentując połączenie ich obu. – Temat dotyczący gwiazd wypalił się szybciej, niż się spodziewał. Coś działo się za klatką Amycusa, jakiś dziwny ciężar za mostkiem – trudny do zdiagnozowania. Ciepło rozlewające się po ciele nie było przyjemne, a stanowiło poczucie zagrożenia oraz włączenie się żółtej lampki w jego głowie.
Yumi Mizuno
Temat: Re: Skrawek zieleni Pią 18 Lip 2014, 21:00
Torturowanie jej brata-kata. Oboje wiedzieli, że nie dojdzie to do skutku dopóki Yumi o to nie poprosi. To rozwiązanie padło już wiele lat temu, chociaż nie wypowiedziane nigdy na głos. Dopiero niedawno zaczęto o to pytać "Czemu nie prosisz? Wiesz, że mogę to zrobić". Wiedziała, nie wątpiła w jego zdolności, bo znała tę wersję Carrowa. Wbrew sobie ufała mu, a to rozwiązałoby prawie wszystkie kłopoty. Niestety nie dojrzała jeszcze do tej decyzji, aby poprosić. To dopiero w niej kiełkowało ilekroć Derek unosił jarzącą się światłem różdżkę ponad jej głowę. Kłamał w żywe oczy, oszukiwał nawet ją. Zresztą, kim ona jest, aby prosić o prawdę? Nie łączyło ich nic, co zobowiązywałoby Amycusa do szczerości. Brak szacunku, respektu, szczerości... to wszystko utrudniało kontakt. Kiedy on na nią nie patrzył, Yu wykorzystała tę chwilę swobodnego przyglądania się jego twarzy. Oglądał gwiazdy, co samo w sobie było abstrakcją. To do niego nie pasowało. Światło wschodzącego księżyca padło na Amycusa, oświetlając jego skórę i zwracając uwagę na bliznę na poliku. Bez groźby przyłapania na gorącym uczynku śledziła zarys profilu, ściągnięte policzki, trochę zmarszczone czoło. Co on chciał jej powiedzieć? Nie łączyło ich nic, aby musiał z tego powodu zamyślać się i dumać. Może źle interpretowała jego zachowanie? Zacisnęła mocno pięść, gdy zaczął mówić. Rzadko przemawiał tak długo, przynajmniej w jej obecności. Nie musieli rozmawiać, to było zbędne. Dlaczego więc zmienia wszystko i próbuje wyjaśnić jej samego siebie? Nie protestowała, bo była skrycie ciekawa. Jednak to, co usłyszała przeszło jej najśmielsze oczekiwania. Amycus był skomplikowany, specyficzny i osobliwy. Spojrzała na niego zmieszana, ale nie spłoszona ani wystraszona. Nie zauważyła, że zaczęła wstrzymywać oddech i zaciskać palce na lince. Była zdziwiona trafnością jego spostrzeżeń, które przedstawił na głos. Poczuła się obnażona, gdy mówił o tym, co ona czuje na widok jego twarzy. Interpretował jej zachowanie i z góry zakładał, że się nie mylił. Traktował ją trochę nie fair. - Nie masz pojęcia co czuję i będę czuć na widok ciebie prawdziwego. - odpowiedziała oschle, chłodno, rozdzielając wyraźnie każde słowo, aby żadne nie zniknęło. Jej serce waliło jak oszalałe. Przyznał, że odczuwa gniew i to jest jedyne, co przychodzi mu z naturalnością. O braku empatii zdążyła się niejednokrotnie przekonać, jednak nie każdy człowiek potrafi współodczuwać. Tego trzeba nauczyć się w ciągu pierwszych paru lat życia. Nie mogła przytaknąć mu, gdy ją oceniał. Skoro nie odczuwał empatii, nie wyobrażał sobie co się dzieje w jej wnętrzu. Mógł ją znać, rozumieć, pomagać, lecz błędem było nazywanie swoich wniosków prawdziwymi. Nagle coś ją zabolało. W ramieniu łupnęło, strzyknęło, zaczęło rwać mocniej niż dotychczas. Zakryła rękę, sztywniejąc. To niemożliwe, aby był pozbawiony uczuć. Carrow, który trzymał ją ponad taflą wody, gdy tonęła miałby nie odczuwać radości, szczęścia, sympatii, przywiązania i całą masę innych wspaniałych emocji? Odsunęła się od linki i postąpiła parę małych kroków do niego. Trawa łaskotała jej bose palce odkryte między paskami sandałków. Oddychała bardzo powoli, aby zrównoważyć uczucia, które w niej wybuchły. W jej gardle pojawiła się wielka gula. To wyjaśniało wiele. Pojawiał się wiele razy, przyglądał się jej. Nie mógł o niej zapomnieć. Nie mógł zapomnieć, czy to nie dziwne? Amycus Carrow nie mógł o niej zapomnieć, o Yumi Merberet, która nawet nie była ładna. Nie wiedziała czy to jest komplement czy powód do zmartwień. Rozchyliła usta chcąc coś powiedzieć, lecz ciężko było znaleźć jej odpowiednie słowa. Odsłonił się przed nią jak nigdy przedtem. Nie chciała teraz domyślać się, czego będzie chciał w zamian. - Nie mów w moim imieniu. - ostrzegła go cicho i stanowczo, zatrzymując się dwa metry przed nim. Jedną ręką bawiła się siedmioramienną gwiazdką na bransoletce, obracając ją w opuszkach palców. - U pewnych ludzi empatia rozwijaja się w późniejszym okresie. - powiedziała martwym głosem. - Twój gniew może zagłuszać wszystko inne. Możesz tego nie widzieć, może to żyje w twojej podświadomości. Może nie umiesz tego nazwać. Jest wiele możliwości, rozwiązań, odpowiedzi. - nie skomentowała jej "pięknego okazywania uczuć", ani wzmianki o własnej głupocie i dumie. Yumi nie była perfekcjonistką w interpretacji ludzi. Wiedziała swoje, większość życia milcząc, żyjąc na uboczu, będąc outsiderką. Nie odważyła się podejść jeszcze bliżej niego, czując, że skończyłoby się to katastrofą. - Wiem do czego jesteś zdolny. - spuściła wzrok, szepcąc niepewnie te słowa. Żądał szczerości i nazywania rzeczy po imieniu, a więc mu to dała. - Nie wyklucza to innych emocji. - powtórzyła cierpliwie. Błagała go w myślach. Błagała, aby nie prosił jej o pomoc, aby nie musiała otrzymać tego ciężaru na barki. Gdyby mogła wykorzystać argument zaręczyn... właśnie. Spojrzała na niego nagle, poruszona tą myślą. Nie, nie jest w stanie mu powiedzieć, że jeśli zaręczą się już za parę dni, będą mieli bardzo dużo czasu, aby udowodnić Amycusowi istnienie innych uczuć. Nie poprosi jej o to przecież, prawda? Niepotrzebnie panikuje. Za dużo myśli. Wypuściła powietrze z płuc i zamrugała rzęsami. Odegra teraz przyjaciółkę, którą nie była i wesprze go. Zwróci mu uwagę na inne aspekty,
Amycus Carrow
Temat: Re: Skrawek zieleni Pią 18 Lip 2014, 21:42
„Ty prawdziwy” stało się nagle kategorią niebezpieczną, obnażając Amycusa ze wszystkiego co starał się ukryć skrzętnie przed światem. Świadomie wybierał osoby, które miały wgląd do prawdziwego wnętrza jego osobowości. Dotychczas jedyną personą była Alecto, będąca przewodniczką i mentorką w zawiłościach społecznych, nadrabiająca zaległości brata pod względem okazywania emocji. Chłodna kalkulacja nie była nigdy jej mocną stroną, rozpieszczana przez obojga rodzicieli nie martwiła się aż tak bardzo przyszłością jak on. Ostatnie wyznanie, do jakiego doszło w pokoju wspólnym Ślizgonów dało mu dość sporo do myślenia, jak wiele sprzecznych emocji musi buzować w bliźniaczce. Szczególnie, że zaczęła dostrzegać wady w przystąpieniu do boku Czarnego Pana. Malinowa panna była więc dopiero drugą, jaka dostąpiła zaszczytu otrzymania prawdy dotyczącej najbardziej skrywanego sekretu Amycusa. Dość długo zastanawiał się nad możliwością ukrócenia pewnych kwestii, pozostawiając je w niedopowiedzeniu, aby mieć jakąś kartę przetargową w przyszłości oraz utrzymać stabilność bezpieczeństwa. Przypatrywał się dziewczynie kiedy cedziła przez lekko zaciśnięte wargi słowa, nasączone chłodem. Oskarżała go o coś, do czego się właśnie przyznał – nie miał bladego pojęcia co czuła, ponieważ opierał się tylko na rejestrowaniu reakcji organizmu, zewnętrznej i wewnętrznej powłoki, w pełni namacalnej. Jego wzrok przeniósł się w mgnieniu oka na ramię dziewczyny, która trzymała się za nie. Ten krótki skurcz jaki przebiegł mimowolnie przez jej ciało spowodował, że Carrow zainteresował się tym bardziej niż niechęcią płynącą z oczu. Teleportacja łączona musiała wywrzeć na niej większy szok niż początkowo podejrzewał, a utrata równowagi stanowiła dla dziewczyny całkiem prawdopodobną możliwość. Nie ruszył się z miejsca, trzymając dłonie wciąż ukrywające na opuszkach i knykciach otarcia, głęboko w kieszeniach spodni. Plecy wspierały się pod lekkim kątem o szorstki, twardy pień, dając chwilową ulgę niższym partiom mięśniowym. Przypatrywał się na nowo, jak zmniejsza dystans jaki ich dzielił. Obserwował rozchylające się wargi, jeszcze przed chwilą zaciśnięte w wąską linię. Wysłuchiwał wszystkiego, co miała mu do przekazania, niemalże od razu znajdując odpowiedzi na poruszone przez nią kwestie. Wypowiadanie się w jej imieniu było nieczystym zagraniem, jednak chciał udowodnić Yumi, że jest znakomitym obserwatorem i potrafi zinterpretować w prawidłowy sposób reakcje organizmu, podpisując pod nie odpowiednio nazwaną emocję. Drugim dnem była relacja, jaka wiązała go z tą młodą dziewczyną, wkraczającą niezwykle powoli w próg dorosłości. Buntowała się przeciwko bratu, zgłaszając swój sprzeciw wedle wymogów społecznych i szukała w sobie siły. Nie miał bladego pojęcia, że po części on sam jest sprawcą tych wszystkich sprzeciwów ze strony Yumi, że dodaje jej siły swoją obecnością wtedy, kiedy tego irracjonalnie nie chce. Empatia jest dostrzegalna już u niemowląt, które zbliżają się do płaczącego dziecka i oddają mu swoją zabawkę. Również u innych dzieci, rozpoczynające płacz wraz z innymi, aby było lżej. Człowiek dorosły wie, że powinien posiąść zdolność współodczuwania, aby funkcjonować wśród ludzi i uzyskać ich zaufanie bądź szacunek. Amycus był zaledwie nastolatkiem, ledwo co przekraczającym próg pełnoletniości. Przeczytał wiele książek na temat rozwijania empatii oraz wczuwania się w rolę ofiary, posuwając się nawet do udziału w nielegalnych walkach – które poniekąd miały postawić go po drugiej stronie zwierciadła. Pierwsza walka zakończyła się złamanym ramieniem trzy lata temu, kiedy praktycznie w ogóle się nie bronił. Oczywiście magomedycy dość sprawnie uwinęli się z kośćmi oraz stabilizacją mięśniową, dlatego nie można było dostrzec śladu po wakacyjnej przygodzie. - Masz tylko częściowo rację, Yumi. Drugą emocją, na której się opieram to pożądanie. Prymitywne uczucia, na których się opieram. – Lakoniczna odpowiedź zawisła w końcu w gęstym powietrzu jakie się między nimi wytworzyło, wypowiedziana półszeptem. Patrzyła pod swoje bose stopy, próbując zachować wyrozumiałość względem jego zachowania i .. nie panikować? Rysy jej twarzy świadczyły wyraźnie o zawstydzeniu, w jakie wprawił ją słowami i szczerością. To jedynie upewniło go w przekonaniu, że rozgryzł ją w kategorii pragnienia prawdy i obaw względem niej. Był święcie przekonany, że nie spodziewała się usłyszenia prawdy takiego rodzaju i takiej kategorii. Pokusiłby się nawet o stwierdzenie, żę nawet nie podejrzewała iż tacy ludzie mogą w ogóle istnieć. Wyprani z wyższych emocji, kierujący się chłodną kalkulacją pozbawioną wszelkich przejaw posiadania serca i duszy. Bezlitośni i brutalni, tkwiący w swoich obsesjach bez odczuwania radości czy chociaż satysfakcji z popełnianych przestępstw. Nikt bowiem nie interesował się osobowościami psychopatów, a już na pewno nie 15 letnia czarodziejka. - Potrafię nazwać wszystkie emocje jakie istnieją w ludzkim słowniku pojęć. Opisać każdą możliwą reakcję organizmu na poszczególne uczucie odczuwane w danej chwili. Opanowałem do perfekcji okazywanie tych uczuć. Spytaj co o mnie sądzi Symplicja albo Wanda, a nie znajdziesz w mojej grze żadnego uchybienia. – Odezwał się ponownie, celowo wspominając o innych Krukonkach z jakimi miał do czynienia. Z SS odrabiał niesłuszny szlaban u Filcha, okazując się małomównym, ale miłym i życzliwym Ślizgonem, łamiącym stereotypy. Było to ponad rok temu, jednak wystarczyło, aby zapamiętał tamto spotkanie. Z Wandą sprawa była nieco bardziej skomplikowana. Podrywając głowę dała mu znak, że przypomniała sobie o czymś niezwykle istotnym. Jego brwi nieznacznie drgnęły, jednak oczy przesunęły się na usta Yumi, a dopiero potem zatrzymały się na zranionym przedramieniu. Powstrzymywał komentarze na temat wyleczenia tej rany całkowicie i piciu odpowiednich eliksirów przyspieszających zrost tkanek. Była mądrą dziewczynką. Wbrew wszystkiemu była. Inaczej by się nią nie zainteresował. - To właśnie ten moment, w którym powinnaś zacząć zastanawiać się czy mnie nienawidzić mocniej czy żałować. Poznałaś prawdę, tylko czy ci się ona spodobała? – Przy początku zdania wysunął palce z kieszeni powoli, aż w końcu rozłożył ręce po obu stronach swojego ciała, niejako prezentując otoczenie.
Yumi Mizuno
Temat: Re: Skrawek zieleni Sob 19 Lip 2014, 12:19
Zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji. Z tego niecodziennego wydarzenia, które prawdopodobnie nigdy się nie powtórzy. Próbowała doszukać się w tym powodu, przyczyny dlaczego odsłonił się przed nią bardziej niż kiedykolwiek. Alecto znała go na wylot, bo była jego siostrą i to nie byle jaką, bo bliźniaczką. Kimś bliskim, znaczącym w jego życiu, kto znał go takim jakim jest naprawdę. Ta konkluzja przerażała Yumi. Carrow traktował ją jak... jak kogoś istotnego. Te zmiany niszczyły nadzieje na powrót dawnych czasów, gdy rozmowa nie była potrzebna, aby było zrozumienie. Oburzyła się na niego, bo mówił za nią, nie mając do tego praw. Choćby znał każdą emocję po imieniu, bezbłędnie przypasowywał reakcje organizmu do danego stanu, nie miał stuprocentowej pewności, że nie myli się. Znał Yumi lepiej niż inni, ale i tak to było bardzo niewiele w porównaniu z tym jaka jest naprawdę. Nie skrywała mrocznych tajemnic i przerażających słów, jednak nie była też przejrzystym diamentem. Nie bez powodu ukrywała się za swoją fortecą nie dopuszczając do siebie nawet Any. Skurcz nie był efektem teleportacji. Ciało zareagowało na wieść o namacalnym gniewie, który wypełnia tego chłopaka aż po brzegi. Co innego domyślać się tego, a co innego usłyszeć. Ramię dalej pulsowało i jeszcze nie jeden raz da o sobie znać. Leki przeciwbólowe już dawno odstawiła, odkąd zauważyła, że skutkiem ubocznym ich zażywania jest plątanie języka angielskiego z japońskim. Nie chciała być jeszcze bardziej dziwna niż jest. Nie musiał udowadniać jej, że jest świetnym obserwatorem. Na początku ich wątłej znajomości wiedziała, że nie tak łatwo ukryje przed nim swoje tajemnice. To trwało i trwać będzie. To cecha charakteru Amycusa, perfekcyjność. Miał rację twierdząc, że to przy nim nabierała sił. Czuła się pewniej, jeszcze wyżej unosiła głowę, odzyskiwała moc i wierzyła, że uda się. Zapewniał jej pewne wsparcie, gdy stał obok, za nią, przed nią, gdziekolwiek, gdzie wiedziała, że jest. Nienawidziła go za tę zależność, jednak za późno było naprawiać to. W dniu swoich siedemnastych urodzin, czyli za dwa lata, sama weźmie różdżkę w dłoń i zakończy piekło. Przynajmniej łudziła się, że tak będzie. Pożądanie. Yumi nie potrafiła wyjaśnić dlaczego odruchowo cofnęła się o ten jeden, malutki kroczek. Reakcja, wyczuwanie niebezpieczeństwa, a przecież to wszystko może być jej wymysłem. Udała, że to nie miało miejsca i ponownie zawiesiła wzrok na spiętym Amycusie. Nie zagłębiała się w jego tak zwane podboje. Nie chciała słuchać plotek na jego temat i je po prostu ignorowała. - Gniew i pożądanie odczuwa każdy człowiek. Nie jesteś wyjątkiem i to nie jest nic dziwnego. - mruknęła, sprowadzając go na ziemię. U niego wyraźniej widać, że te emocje wiodły prym. Yumi za wszelką cenę starała się przypisywać jego słowa normalności. Wiele osób odstaje od społeczeństwa swoimi zwyczajami, zachowaniami, reakcjami, ale to tylko niewielki odsetek. Nie chciała martwić się tym, tak więc mówiła na głos i powtarzała, żeby i on przestał się przejmować.Co innego działo się z resztą emocji, które według tego, co mówi, nie odczuwa. Oczywiście, że wiedziała o istnieniu nieczułych potworów. Czy to nie Greyback ją zaatakował? Czy to nie Ten, Którego, Imienia, Nie, Wolno, Wymawiać budzi grozę? To były straszne wyjątki i Amycus zdecydowanie do nich nie należał. Chociaż był okrutny, umiał dopiec, był wciąż człowiekiem. Wyżej wymienione osoby nimi nie były. To zasadnicza różnica i w tym Yumi nigdy nie ustąpi. Zbyt dobrze znała Carrowa. Wzięła głębszy wdech, aby otrząsnąć się. - Mówisz więc, że umiesz odgrywać uczucia, ale nie wszystkie je odczuwasz. - nie zapytała, powoli stwierdziła i powtórzyła to. Analizowała, trawiła, rozkładała na czynniki pierwsze. To szok. Coś nowego, obnażył się przed nią. Marszczyła czoło i zaciskała mocno zęby. Nie odczuwał wszystkiego i nie mogła być na niego zła. Wiedziała, że współczucie i litość też nie mają sensu bytu. Gdyby nie była słaba, powiedziała, że jest fałszywy, dwulicowy i nie można mu ufać. Niestety już dawno mu zaufała i nie mogła teraz tego zerwać, chociaż miała ku temu mocny powód. Yumi szukała w sobie złości. Gniewu, nienawiści, chciała to teraz czuć, aby na tym oprzeć się i wydać w pewnym sensie werdykt. Jeszcze mocniej ścisnęła gwiazdkę z bransoletki we wnętrzu dłoni. Zamiast odwrócić się na pięcie, poczuła łzy napływające do oczu. To nie żal, to nie litość ani współczucie. To nie gniew ani zawód. Dopiero, gdy odezwał się, Yumi drgnęła i zauważyła, że on czeka na odpowiedź. Przyglądała mu się trochę zmęczona. - Nie dopuszczasz innej możliwości? - zapytała zdecydowanie mocniejszym tonem. - Albo nienawidzić albo żałować? Nie przeczę, że tego się nie spodziewałam. To można przecież zawsze naprawić i zmienić.- zamrugała, aby pozbyć się jakichkolwiek zwiastunów łez. - Tylko jak ja mam ci pomóc? - w końcu spytała o to, czego najbardziej bała się. W przeciwieństwie do niego, Yumi widziała potencjalne wyjścia, możliwości naprawienia szkód, uzupełnienia braków. To dosyć trudne i wygórowane zadanie. Wiedziała, że nienawidzenie go bardziej niż dotychczas czy żałowanie nie jest żadnym wyjściem. Zwierzył się jej z siebie prawdziwego nie bez powodu. Coś go do tego popchnęło. Łudził się, jeśli myślał, że dostanie to, czego chce, czyli oczekiwanych reakcji z jej strony. Dał jej powód, aby udowodnić mu, że grubo myli się w interpretacji jej zachowań. Nie będzie robić tego, czego on chce. Wciąż będzie tą zagadką.
Amycus Carrow
Temat: Re: Skrawek zieleni Nie 20 Lip 2014, 21:00
Wzrok dziewczyny w końcu zatrzymał się na twarzy, której mięśnie wyostrzały rysy i nie dawały zapomnieć o drzemiącym w żyłach chłopaka gniewie. Wysłuchiwał ją ze stoickim spokojem, nie poruszając się ani na moment przy stwierdzeniu niezwykle prostym i oczywistym – każdy odczuwa te dwie emocje. Dopowiedziane po chwili zdanie dało mu jednak do zrozumienia, że nie zinterpretowała jego słów w prawidłowy sposób, gubiąc się gdzieś po drodze podczas analizy. Nie miał jej tego za złe, ponieważ był zmęczony niecierpliwością oraz bezradnością we względzie zemszczenia się na Dereku. Blokowała jego pierwotne instynkty nieświadomie, hamując przede wszystkim agresję jaką powinien kierować w stronę pozornie „znienawidzonych” osób. Zdawał sobie dobrze sprawę z decyzji jaką podjął kilka lat wcześniej, podczas pierwszego spotkania z Yumi po ujawnieniu się morderczych instynktów przyrodniego brata. Ogromna duma, jaką wykazywała zaledwie 11 letnia dziewczynka wystarczyła, aby wprawić go w pewnego rodzaju podziw i zainteresować go jej sylwetką – na tyle, aby nie burzyć, nawet teraz kiedy odniosła poważną ranę, jej planu działania. Wierzył bowiem, że ona sama musi dojrzeć do nienawiści jaka drzemała w żyłach, uwalniając ją w odpowiednim czasie. Jak na razie była bezradna pod względem magicznym, gdyż jako osoba niepełnoletnia mogła jedynie zakrywać się przed zaklęciami i bolesnymi czarami. Zaczął zastanawiać się nad tym, czy celowo próbowała twardszym głosem uświadomić go o normalności tej sytuacji czy właśnie przekonać do nienormalności i skomentować to na swój , nieznany mu dotąd, sposób. Powoli skinął głową, a ostre rysy twarzy złagodniały kiedy na głos wypowiedziała tych kilka (zdawałoby się) magicznych słów odnoszących się do jego osobowości. Nie był w stanie oderwać od jej ust frazesu „mówisz”, chociaż usilnie próbował wymazać to słówko ze swojej świadomości pamięci. Najlepiej od razu i bezboleśnie, zapamiętując tylko całą resztę – oskarżenie, którego nie mógłby i z którego nie chciałby się wykręcać. Przed nią to wszystko przestawało mieć sens, jak gdyby dzisiaj odebrała mu zdolność tak chłodnego myślenia jak zazwyczaj. Widziała już go wzburzonego kilka razy podczas spotkania w czasie ferii bądź wakacji, ale dotychczas miał przy boku Alecto, która mogła zapanować nad jego wściekłością. Tym razem wystarczył chłód podczas teleportacji, aby poziom wzburzenia opadł do bezpiecznej, przeciętnej granicy. I tylko kiedy spoglądał na zranione ramię dziewczyny, na karku odczuwał znany dreszcz podniecenia związanego z nieuchronnym przetrąceniem ręki Dereka. - Tak. – Niezwykle rzeczowe i krótkie słowo przecięło miękką atmosferę, jaka roznosiła się między nimi w jego oczach. I nie chodziło wcale o zmarszczone oblicze Yumi, która wyraźnie gryzła się z własnymi myślami i próbowała odnaleźć jednoznaczną odpowiedź na wypowiedziane na głos sekrety. Chłodne powiewy wiatru przynosiły ulgę dla organizmu, rozwiewając nie tylko włosy, ale również natrętne słowa, których wypowiedzenie mogłoby zakończyć tę znajomość raz na zawsze. Amycus miał przeczucie, że to on decyduje o tym w jaki sposób i kiedy można to uczynić. Wielokrotne zabiegi Yumi, mające zniechęcić go bądź obrazić – nie przynosiły żadnego skutku. Nawet porównanie go do Dereka nie wywarło na nim większego szoku czy uczucia dyskomfortu. Przyjął odczucia i emocje dziewczyny takimi, jakimi one były w swojej pierwotnej, ale zniekształconej przez interpretację, formie. Stwierdzenie faktu, jaki był dla Carrowa niemalże najbardziej skrywaną tajemnicą wciąż roznosiło się echem po jego głowie. W irracjonalny sposób, nie potrafił wyciszyć w tym momencie umysłu i zaczął analizować reakcje swojego organizmu pod wpływem słów Krukonki. W jego ciele nie zachodziły żadne zmiany, wciąż stał oparty o pień drzewa i oddychał równomiernie, zaś twarz nabierała z każdą mijającą chwilą obojętności. Wyzbywał się naturalnego gniewu, jaki przez jakiś czas trawił żyły i wypełniał serce na korzyść bardziej neutralnego stanu organizmu. Kiedy się odezwała, delikatnie podniósł głowę w stronę gwiazd, aby nie patrzeć na ostre rysy twarzy Yumi. Jak na razie nie dostrzegł łez, które zalęgły się w jej oczach, zajęty zbytnio tematem jaki sam przecież poruszył. - A jaką inną możliwość widzisz? – Zapytał słabym tonem, stanowczo niepasującym do Amycusa Carrowa. Przez cały czas Yumi patrzyła na jego twarz, więc mogła dostrzec mocne i niebezpieczne błyski w jego oczach, dające jednoznaczny przykład dla pozorów jakie sprawiał. Imitacja zmęczonego głosu stanowiła tanią zagrywkę zrobienia z siebie ofiary, co wykonał trochę bezwiednie. Głowa Ślizgona obniżyła się w mgnieniu oka, wwiercając się intensywnie w twarz Merberetówny kiedy tylko zadała niespodziewane pytanie. Dając się podejść w ten sposób, nadszarpnęła jego cierpliwość pod względem ingerencji w wyuczone zachowania i schematy, jakie zaczął tworzyć wokół niej. Stanowiła zagadkę, którą był w stanie rozwiązać odpowiednimi metodami. Brakowało mu jedynie czasu, ponieważ zaręczyny mają się odbyć już za niecałe 10 dni. O tej porze, zapewne jakaś dziewczyna otrzyma pierścionek z diamentem, otoczony niewielkimi kryształami szafirów. Zmarszczył brwi, mrużąc nieznacznie powieki kiedy dotarło do niego iż obrane przez niego samego zasady – mógłby bez problemu nagiąć i otrzymałby więcej korzyści niż teraz jest w stanie otrzymać. Chrząknął pod nosem, aby uzyskać nieco więcej czasu i odepchnął się od bezpiecznego drzewa, które stanowiło wsparcie dla jego ciała. Wyciągnięte dłonie z kieszeni znów straszyły swoimi ledwo co zasklepionymi ranami, podczas gdy Amycus podchodził bliżej Yumi, nie czując się w pełni komfortowo w rozmowie na taką odległość. Dotychczas wykorzystywał swoją przewagę fizyczną, wprawiając dziewczyny w odpowiedni stan zażenowania i fascynacji bez większych problemów. Zdając sobie sprawę z potęgi, jaką ofiarowały mu geny, wykorzystywał to z umiarem. Teraz z chęcią wprawiłby Yumi w zakłopotanie, jeśli tylko uzyskałby utratę równowagi wewnętrznej. Brakowało mu tego w relacji jaką tworzyły i chociaż podejrzewał istnienie takich odczuć, nie był w stanie przebić się przez granicę świadomości i przyznać się do tego. Nawet przed samym sobą ukrywał, że Krukonka nie jest wcale taką szarością, ale dojrzewającym pąkiem róży. Jak nikt inny idealnie wpasowywała się w ten właśnie opis, otoczona ze wszystkich stron kolcami. I tylko wytrwały ogrodnik może ją pielęgnować. Tylko dlaczego z daleka? Odpowiednia praktyka i wytrwałość w osiąganiu celów powinna pozwolić Amycusowi na dotknięcie tej róży bez skaleczenia – ani jej, ani siebie. Pielęgnując ją w odpowiedni sposób przyczyni się do tego, aż jej płatki rozwiną się i ukażą prawdziwe, głęboko skrywane piękno i dobro. - Nie oczekuję tego od ciebie. – Odpowiedział beznamiętnie, nie zatrzymując się przed nią, a pokonując z każdą chwilą odległość jaka ich dzieliła. – Mówiąc to wszystko nie oczekuję od ciebie zrozumienia, a tym bardziej prób pomocy. Pasuje mi wszystko tak, jak.. – Przez jakiś czas przemawiał do dziewczyny wciąż jednostajnym głosem, jednak w pewnym momencie urwał ostro. Nie odpowiadało mu wcale to, że Yumi ciągle się przed nim cofała, przypominając spłoszone zwierzę. Dłonie Ślizgona zacisnęły się w pięści, kiedy przystanął w końcu i dokończył swoją myśl, ostrym tonem: - Do cholery, Yumi. Obserwuję cię od pięciu lat i tylko w stosunku do mnie unikasz kontaktu, więc argument Dereka nie ma tutaj zastosowania. Chyba, że rzeczywiście tak piekielnie mocno ci go przypominam i nie możesz znieść tej myśli, hym? – Pytanie nie było retoryczne, ale prawdziwe. Huśtawka zaskrzypiała na gałęzi, kiedy Krukonka otarła się o linki. Amycus podniósł spojrzenie na pnący się, magiczny bluszcz, który założył ponad rok temu i powrócił po chwili na lekko zamglone oczy dziewczyny. Stanowiła dla niego zakazany owoc oraz zagadkę, prowadząc do o wiele większej frustracji niż niegdyś panna Vane. W tamtym przypadku otrzymywał zawsze jakąś zachętę i miał pewność, że kolejny raz zawsze nadejdzie – jutro, za tydzień czy za dwa. Nie było ważne kiedy dokładnie, ale świadomość, że jednak nastąpi kolejne spotkanie. Przy Yumi nic nie było tak pewne jak świadomość nieprzewidywalności tej dziewczyny, potrafiącej ukryć się przed jego spojrzeniem oraz osobą na długie, ciągnące się w nieskończoność dni. Wypuścił powietrze z płuc przymykając powieki, zastanawiając się kumulujący się w nim gniew nie jest aby czasem reakcją na tak ogromny krok jak zdradzenie tej trudnej tajemnicy. Może jego organizm musiał się odstresować w jakiś sposób?
Yumi Mizuno
Temat: Re: Skrawek zieleni Nie 20 Lip 2014, 23:14
Ilekroć z nim rozmawiała, nigdy nie dawał po sobie nic poznać. Przywdziewał maskę i ukrywał się za nią, nie pokazując nic poza obojętnością bądź zimnym gniewem. Yumi z czasem nauczyła się to akceptować aż w końcu przestało to robić na niej wrażenie. Na korytarzach w szkole od czasu do czasu widziała go podczas rozmowy z rówieśnikiem bądź nauczycielem. Jakkolwiek jego rozmówca odczuwał dyskomfort związany z obojętnością Carrowa, Yumi traktowała to jako coś normalnego. Po cichu zazdrościła mu tej perfekcyjności. Nie umiała chować się tak szczelnie przed światem, bo była z innej gliny. Nie zmieniało to faktu, że jej kolce zadawały mały, lecz dotkliwy ból. Ogrodnik w tym przypadku potrzebuje bardzo wiele cierpliwości i czasu, aby dopiąć swego. Niektóre róże miały problemy z rozkwitem, bo wymagały specjalnego słońca i pielęgnacji. Kolce odstraszały i to już samo w sobie zapewniało tej róży bezpieczny spokój. Nienawiść znała od podszewki. Odczuwała ją w dzień i w nocy. Nie było takiej sytuacji, aby nie odczuła chociaż jej namiastki. Inaczej miało się z wypowiadaniem jej. Nie musiała ona dojrzewać, jej żyły miały jej aż zanadto. Póki była tłumiona, równowaga tak mocno pielęgnowana nie była zagrożona upadkiem. Nie wiadomo co stanie się za dwa lata, czy do tego czasu Yumi nie pęknie. Zgromadzone przez zeń siły nie pochodziły z niewyczerpanego źródła. Amycus kusił ją, podsycał nienawiść, aby w końcu dostać to, czego tak bardzo oboje chcą - zemsty. Szkoda, że droga ku niej była tak poplątana, usłana wybojami i minami. Kazał jej nazywać rzeczy po imieniu, mówić na głos o tym, co się dzieje w jej życiu. W jego życiu. Potwierdzała jego słowa, wypowiadała je w formie prostej i niezłożonej jak to miał w zwyczaju. Nie traktowała to jako oskarżenia, a werdykt. Klamka zapadła, nie wycofa się już z tego, choćby temu przeczył. Nadaremne są próby wymazania tego z pamięci, skoro tak głęboko się w nią wryły. Szczere wyznanie, pytanie, dlaczego wypowiedziane? Yumi wciąż zwracała uwagę, że nie są przyjaciółmi, bo nie umieją nimi być. Ilekroć próbowali, to wszystko było skazane na porażkę. Czy udałoby się im zakończyć tę znajomość? Dziewczyna próbowała to kończyć bez jego zgody i wiedzy. Tyle razy cedziła niemiłe słowa pod jego adresem i odchodziła święcie przekonana, że nie będzie musiała go więcej oglądać. Widywała go po niedługim bądź dłuższym czasie i wszystko wracało na dawne tory. Cokolwiek robiła, nie udawało się, bo dotyczyło to Carrowa. Tak bardzo cierpiała, świadoma, że niełatwo będzie po prostu o nim zapomnieć i przestać go analizować. Był jej ratunkiem i sojusznikiem, a to niemało. Nigdy nie umiała zrozumieć dlaczego to takie trudne po prostu przestać go przywoływać. Merlin jej świadkiem, jak bardzo chciała pozbyć się go i rozpocząć życie bez jego czujnego spojrzenia. Nie wiedziała co mu ma powiedzieć. Jest wiele możliwości, jednak jak ma je objaśniać, szukać ich, gdy wokół nich widnieje zaklęcie wyciszające, w tle grają Wyjcy, a on ciągle zerka na ranne ramię. Nie odpowiedziała, przedłużając milczenie i nie pozwalając powietrzu zelżeć. Wciąż było ciężkie, nasycone Carrowem. Wyczuła, że poruszył się i nie spodobało się jej to. Wolała, aby stał w jednym miejscu w bezruchu. Dobrze mu szło, więc czemu postanowił nagle to zepsuć? Z trudem wytrzymała jego spojrzenie, gdy wkuł w nią wzrok. To też jej przeszkadzało. Wszystko w nim jej dokuczało. Nie chciała, aby pokonywał dzielącą ich odległość. Sama wcześniej podeszła, ale zatrzymała się w odpowiednim momencie, na granicy. On je znał, lecz lekceważył. Yumi nie miała bladego pojęcia, że cofa się. Jej nogi bezwiednie stąpały kroki w tył, odruchowo uciekając przed bliskością. To nie jest Bill ani Lucas. To nie jest Mike ani Gil. Oni mogą stać blisko niej, tuż obok, nawet lekko dotykać ramieniem, a Yumi wciąż jest spokojna, chociaż czujna. Przy Carrow'ie to nie działało. Wszystko trafiało szlag i pytanie, jakim prawem on stał ponad zasadami? Nie oczekiwał od niej pomocy, wsparcia, chłodnej kalkulacji ani słowa? Więc po co to opowiadał? Ot tak postanowił zaspokoić jej ciekawość, bezinteresownie? Jakoś w to nie wierzyła. - Więc czego oczekujesz? - zapytała, kiedy urwał. Zatrzymała się równocześnie z nim. Z tą różnicą, że ona dotykała plecami starej huśtawki, a on stał dwa metry przed i przyglądał się jej badawczo. Tak, jak nie lubiła. Jakkolwiek na nią patrzył, nie lubiła tego. Dopiero, kiedy zwrócił jej uwagę, że cofała się, zdziwiona otworzyła szerzej oczy. Z zaskoczeniem spojrzała gdzie jest i zlokalizowała źródło chłodu, czyli linkę ocierającą się o jej nagie ramię. Zmarszczyła usta i powróciła do Carrowa skupiając na nim swoją uwagę. I oto uzyskała nutę irytacji od chłopaka. Coś nowego, dziwnego, zdecydowanego. Zerknęła na niego marszcząc brwi i ponownie unosząc wysoko brodę. Z taką dumną postawą i wyprostowanymi plecami postąpiła w jego stronę dwa nieduże kroki jako dowód, że wcale się go nie boi. Miałaby bać się go? Nie. On tylko stwarzał kuszące poczucie bezpieczeństwa. Nie mogła z tego korzystać, bo nie na tym polegała ich relacja. Trawa łaskotała odsłonięte stopy i paliła ją, dając jej znać, że właśnie samowolnie podchodzi do Carrowa. Zatrzymała się. - Po co ci ten kontakt? Do czego jest ci potrzebny? W ciągu pięciu lat nie zabiegałeś o niego, było to obojętne. - umyślnie ominęła tę część na temat Dereka. Nie chciała, aby teraz wchodził między nich, bo tylko popsuje jej wątpliwy nastrój i doprowadzi do kolejnej kłótni. Drgnęła przy skrzypnięciu huśtawki. Wiatr zrobił się chłodniejszy, począł chłostać Yumi po odkrytej,nagiej skórze. Gęsia skóra pojawiła się na jej ramionach i szyi. Nigdy nie zachęcała go do kontynuowania znajomości. Za każdym razem pokazywała mu, że to nie ma sensu. Próbowała go odstraszyć i tym różniła się od nieznanej sobie dziewczynie, Vane. Nigdy nie myślała, aby zachęcać do siebie Amycusa. Znała go i nie była głupia. Nie chciała go mieć na karku. Nie po to próbowała zerwać z nim... kontakt, aby później go do siebie zachęcać i interesować go sobą. Pamiętała jak porównała go do Dereka, gdy umyślnie, siłą chciał sprawdzać jak zareaguje na bliskość ciał. Omal go wtedy nie uderzyła. Dobrze wiedział, że nie ma prawa tego robić, jeśli nie chce psuć tego, co próbował w niej wybudować - czyli odrobiny sympatii. Zawinęła palce w pięść, wbijając paznokcie w kość kciukową i powoli oddychała, aby za wszelką cenę zachować spokój. Jeśli nie da wyprowadzić się z równowagi, wszystko pójdzie po dobrej myśli i nie będzie musiała nań krzyczeć i wracać do domu po kłótni.
Amycus Carrow
Temat: Re: Skrawek zieleni Pon 21 Lip 2014, 07:33
Maska obojętności nie była dokładnie tym, co widziała Yumi. Obserwując go, mogła zauważać inne emocje na twarzy podczas rozmowy z innymi: czy to Ślizgonami czy Krukonami, a nawet i Gryfonami. Mogła ujrzeć delikatny uśmiech, który sprawiał że jego twarz wydawała się łagodniejsza. Życzliwe spojrzenie spotkało się z cichym parsknięciem śmiechu z zabawnej sytuacji. Mogłaby nawet dostrzec irytację podczas jakiejś rozmowy w Bibliotece, przy akompaniamencie niewypowiedzianych słów. I tylko, jeśli spojrzałby w stronę Yumi – dowiedziałaby się o perfekcyjnej grze, jaką odgrywał przed innymi. Obojętność, którą okazywał w towarzystwie dziewczyny była czymś najbardziej naturalnym Amycusowi. Pozwalając sobie od praktycznie pierwszego ich spotkania po pojawieniu się Dereka jak nieczułym jest człowiekiem udowadniał jej na każdym kroku, że pomyliła pojęcia masek. Przekonany był, że swoimi słowami da jasno do zrozumienia jakie emocje w nim drzemią, a jakie w ogóle nie występują. Ucieczka, o którą oskarżała go we własnych myślach była tak naprawdę ucieczką od wszelkiego zaangażowania i odczuwania tego, co zarówno przyjemne jak i niemiłe – tak było wygodniej dążyć do wyznaczonego celu. Bez zatrzymywania się i tracenia cennych chwil na odpowiednio mocne uciszenie wewnętrznych niepewności czy wątpliwości, spowodowanych drzemiącymi w nim głęboko emocjami. Gdyby nie ta wrodzona obojętność, nie byłby w stanie znęcać się nad Ericą czy Natalie, sprawdzając na nich możliwości, jakie dawał mu nóż czy inne drobne narzędzia. Brak odpowiedzi został odebrany przez niego jako brak innych możliwości oraz scenariuszy, jakie początkowo zdawała się widzieć Yumi. Zacisnął nieco mocniej szczęki, na krótki moment wyostrzając rysy twarzy w namiastce grymasu „czyli ja wiem lepiej”. Nie powiedział jednak nic, pozostawiając usta zamknięte swobodnie, nie zaś zaciśnięte w wąską linię jak Yumi. Również i ona zadała pytanie, pytając w sposób niezwykle bezpośredni o przyczynę tego wszystkiego co właśnie jej sprezentował. Przez krótki moment wolał interesować się jej wycofywaniem się oraz ucieczką przed nim, niż doszukiwać się źródła szczerości. Pochylił nieznacznie głowę, kiedy postanowiła udowodnić mu, że się myli i jego słowa nie mają odzwierciedlenia w rzeczywistości. Szeroko otwarte oczy oraz nerwowe, może zaskoczone spojrzenie w stronę huśtawki poinformowały go o odruchach warunkowych, jakie w sobie wyrobiła. Cofała się. Amycus znał tylko jeden rodzaj ucieczki – przed niebezpieczeństwem, zagrożeniem, bólem. Rozluźnił palce, unosząc nieznacznie dłonie w górę i wsunął kciuki za szlufki. Uniósł nieznacznie wyżej podbródek, wracając głową na poprzednią pozycję. Kolejne pytania, odnoszące się tak bardzo do intymnych spraw wewnętrznych obojga. W którym momencie Amycusowi zaczęła przeszkadzać blokada, jaką uczyniła wokół siebie Yumi? Przecież zawsze ją widział, odbijał się od niej przy każdej próbie odsłonięcia jej, a zawsze kończyło się to fiaskiem. Dlaczego? To pytanie wracało po raz kolejny przy tym spotkaniu, podtrzymując irytację Carrowa na tym samym stopniu, co się pojawiła przed chwilą. Wypuścił powietrze z ust, mrużąc nieco powieki i po chwili otworzył usta, aby udzielić jej wyczerpującej odpowiedzi. Milczenie, jakie wydobyło się spomiędzy warg Ślizgona trwało dobrych kilka sekund, zanim ponownie zamknął je i przeniósł spojrzenie z jednego oka Yumi na drugie. Odpowiedzi w umyśle były czymś niezwykle prostym, mało skomplikowanym do wypowiedzenia. Nie odczuwał nawet czegoś na kształt gorąca, charakterystycznego przy zdawaniu bólu czy wysuwaniu gestu przesiąkniętego seksualnością. Tym razem było to coś na kształt zimna krążącego po jego karku i nie pozwalającego się zdefiniować. Wyciągnął po raz setny podczas tego spotkania dłonie z kieszeni, rozpinając założoną na ramiona marynarkę. Szelest materiału był nieznośnie wręcz głośny, szczególnie iż Amycus znów zbliżył się do Krukonki – poniekąd sprawdzając czy się odsunie od niego, czy dumnie będzie tkwiła w miejscu. Zamiast jednak zaatakować ją personalnie, w bezpośredni sposób – wyminął ją, zatrzymując się przy ławeczce przywiązanej do linek. Położył na niej swoją marynarkę, sugerując tym gestem, że Krukonka powinna z niej skorzystać jeśli nie chce zmarznąć. Troska? Amycus Carrow należał do mężczyzn kierujących się swoimi zasadami, których zniekształcenie nie jest możliwe nawet wtedy, gdy są one niewygodne. Nie oczekiwał zrozumienia od dziewczyny, a tym bardziej nie łudził się, że podniesie ten skrawek materiału okrywając się nim przed chłodem. Odwrócił się od Yumi i odszedł kilka kroków, zatrzymując się plecami do niej, z uniesionym w stronę gwiazd podbródkiem. - Chcę ci udowodnić, że nie jestem wcale taki zły jak to widzisz. – Twarde i wyraźne słowa przecięły w końcu otaczającą ich ciszę, przyprawiając Amycusa o lekkie niezadowolenie. Miał na sobie koszulę z letniego, białego materiału, przez którą można było dostrzec zarys jego sylwetki. Gdyby światło księżyca oświetliło mocniej lewy bok chłopaka, Yumi dostrzegłaby zielono-fioletowy siniec wielkości dwóch dłoni. Długie rękawy nie przeszkadzały mu najwyraźniej nawet w lecie, ponieważ nie podwinął ich nawet. Wiadomość, jaką wypowiedział na głos nie dotyczyła jej w bezpośredni sposób. Powiedział prawdę o przekonaniu jej do siebie oraz udowodnieniu swojej prawdziwej wartości. Praktycznie od małego zastanawiał się, kim jest i w którą stronę powinien podążyć. W chwili obecnej miał jasno sprecyzowane plany i cele, jednak gdzieś głęboko w środku pojawiała się niezwykle słaba wątpliwość. Ona wystarczyło, aby chciał przekonać samego siebie, że nie jest wcale taki zły za jakiego się uważa. Mimo, że było mu wygodnie z nieodczuwaniem, nie miałby nic przeciwko, aby raz na jakiś czas poczuć radość z powodu czyjejś obecności. Albo zakochać się w kimś. To uczucie musi być naprawdę piękne, skoro Alecto z taką mocą mówiła o uczuciu, jakim darzyła Daniela. Widział w jej oczach szczere iskierki szczęścia i nawet nie był w stanie jej zazdrościć. Czuł tylko dziwną pustkę. Czy to właśnie ją powinien wypełniać? Czy to na to czekał?
Yumi Mizuno
Temat: Re: Skrawek zieleni Pon 21 Lip 2014, 11:16
Cóż są warte życzliwe, pobłażliwe uśmiechy, płytkie uprzejmości i sztywne maniery, jeśli za nimi kryje się własny cel i obojętność wobec drugiego człowieka? To wszystko jego maska i jakiekolwiek odchylenia od niej Yumi wciąż traktowała jako świetnie wyuczone. Obojętne. Neutralne i nieszczere. Mogła mu przypominać, że to tylko odgrywane scenki, bo ona wiedziała. W niektórych przypadkach (które nie dotyczyły ich wzajemnej relacji) potrafiła odgadnąć kiedy Amycus jest prawdziwy, a kiedy dyplomatycznie uprzejmy. W przypływie silniejszych emocji, które nadawały mu realistyczności jego twarz zmieniała się. Dla płytkich obserwatorów nie zachodziły w nim żadne zmiany, nie widzieli zmarszczek wokół ciemnych oczu, wyostrzonych rysów twarzy i chłodniejszej stanowczości słów. Przy niej był naturalnie obojętny, bo ona nie robiła mu z tego żadnych problemów. To jego część, a właśnie teraz dowiedziała się skąd ta nieczułość i oschłość. Nie miała prawa żądać więcej. Nie tracił chwil na radość, niepohamowany śmiech czy cieszenie się z głupich, małych rzeczy. Tak wiele go omijało, a miał dopiero siedemnaście lat. Yumi czasami twierdziła, że Carrow urodził się już dorosły. Odkąd sięgała pamięcią, zawsze był śmiertelnie poważny, traktujący wszelakie zabawy jak stratę czasu. Wiedziała już dlaczego. Cokolwiek było niedopowiedziane, dzisiaj już poznała tego przyczynę. Miała mieszane uczucia, nie potrafiła sprecyzować się. Nawet gdyby wyznał jej o znęcaniu się nad młodszymi i słabszymi osobami, odparłaby, że to nie takie dziwne. Nie podobałoby się jej to, wszak Yumi była "zdrowa" i wiedziała gdzie leży granica dobra i zła. Podświadomie jednak widziała Amycusa bardziej niż oboje by chcieli. Nie mogła odpowiedzieć ani przedstawić innych wyjść. To nie chciało przejść przez jej gardło. Świetnym rozwiązaniem byłoby zakochanie się, przywiązanie do drugiej osoby, jednak Yumi nie umiała tego mówić. Czuła, że byłoby to co najmniej niezręczne i zbyt... intymne. Nie mogła proponować mu tego, bo nie wiedziała jak zareaguje. W większości przypadków przewidywała jego reakcje. Nieumyślnie przez chwilę patrzyła na jego usta, próbując wyłapać jakiekolwiek słowo, wyjaśnienie dlaczego poznała tę tajemnicę. Otrząsnęła się, wyczuwszy na policzkach podejrzane ciepło. Czekała na odpowiedź, słysząc pojedyncze, troszeńkę zbyt szybkie uderzenia serca. Były głośne, szumiały jej w uszach. Wiele było pytań, a brakowało wyjaśnień. Yumi odczuwała pewien dyskomfort z tym związany, bo ciągle pojawiało się pytanie, a potem następne i jeszcze kolejne. Chciała wiedzieć czym się kieruje Amycus, jednocześnie próbując pohamować swoje gardło i ciekawość. Nadaremnie. Zmrużyła oczy, teraz ukryte w cieniu rzęs i mroku nocy. Z trudem udało się ukryć niepokój, gdy ni stąd ni zowąd począł rozpinać guziki marynarki. Czujnie obserwowała każdy gest gotowa zareagować, gdyby postanowił po raz trzeci czy czwarty zdeptać jej granice. Nie ośmieliła się oddychać. Nie odrywała spojrzenia od jednego guzika koszuli tuż obok jego obojczyka nawet wtedy, gdy zbliżał się. Stała dzielnie i nie wiedziała co czuje, gdy ją po prostu wyminął. Coś na kształt ulgi. Dyskretnie wypuściła powietrze z płuc zadowolona, że jednak źródło obcego ciepła oddala się. Odwróciła głowę przez ramię patrząc co robi. Przymknęła na chwilę oczy definitywnie zakazując sobie doszukiwania się w tym czegoś oprócz położenia-marynarki-na-huśtawce. Ból w ramieniu trochę zelżał, pulsując delikatnie w odstępie parunastu sekund. Opuściła ręce wzdłuż ciała, zaprzestając bawić się też bransoletką. Znał ją na tyle, że trafnie przewidział brak zainteresowania okrycia się marynarką. Nigdy nie zdobyłaby się na to, nie przyjęłaby tej formy troski, choćby marzła bardziej niż teraz. Zmarszczyła brwi zdziwiona, że rzeczywiście chłodny wiatr obniżył temperaturę jej ciała. Nie czuła tego dopóki Amycus tego nie zauważył. W milczeniu powiodła wzrokiem jak odchodził, odwracając się od niej i chowając przed światem zmienione dziś oczy. Wciąż opierała się o linkę huśtawki, póki co nie korzystając z jego gestu. Nie lubiła być traktowana, jakby była z porcelany. Nie potrzebowała dżentelmeńskich zachowań, bo wszystkie wydawały się jej sztuczne, wymuszone, nakazane przez społeczeństwo. Stała więc i wwiercała wzrok w plecy Carrowa. Pod skórą na policzkach ponownie zalęgło się zdradzieckie ciepło, zaraz po tym jak zauważyła widoczne mięśnie pleców. Nie zdążyła dostrzec sińca, bo szybko uciekła wzrokiem do bransoletki. Dzisiejszego wieczoru dosyć mocno była zainteresowana swoją biżuterią. Odruchowo prychnęła, gdy tylko po raz kolejny wypowiedział się w jej imieniu. Zbyt szybko zaprotestowała i żałowała tego. Niestety nie miała już odwrotu i wyjścia poza ciągnięciem tego dalej. - Nie powiedziałam nigdy, że jesteś zły. - ale też tego i nie wykluczała. Widziała go przecież! Wiedziała jaki jest, przyznał się przed nią. Nie żałował tego nawet, przedstawił sprawę taką, jaka się miała. Nie zmienia to faktu, że te słowa nie padły nigdy z jej ust. Nienawidziła go w pewnych momentach, czyli w dziewięćdziesięciu procentach ich spotkań, ale wystarczy wspomnień sytuację sprzed roku. Poturbował się na lodzie, dosyć mocno upadając i wtedy z naturalnością Yumi traktowała go o wiele łagodniej niż dotychczas. Nie potrzebowała jego krzywdy, aby być milszą. Wielokrotnie kiedy opatrywał jej drobne rany, przyglądała się jego twarzy z zastanawiającą łagodnością. Nie musiał być zły. Dla niej nigdy nie był. Wypowiedziane słowa były już trochę zniecierpliwione, zirytowane. Amycus miał nawyk wypowiadania się za kogoś, święcie przekonany o perfekcji swoich przewidywań. Drugi raz tego wieczoru musiała przypomnieć mu, że w jej przypadku to nie działa. Krążył blisko prawdy, ale nie trafnie. Z drugiej strony, on chciał jej coś udowodnić. Łapczywie szukał w sobie czegoś dobrego, co mógłby jej pokazać. Nie miała sił protestować przed pewnym rozczuleniem, które ją ogarnęło ze wszystkich stron. - Nie cierpię cię, Carrow. Ale nie umiem ciebie potępiać mimo tego, co powiedziałeś. Irytujesz mnie non stop, ale wobec mnie nie jesteś zły, jak to nazwałeś. - zwróciła mu pewną uwagę. Mógł traktować otoczenie, społeczeństwo i rówieśników z naturalnym chłodem, ale przy niej wykazywał się czymś z goła innym. Nie była to czysta dobra strona, bo była w nim głęboko ukryta. Jak nazwać powinna jego zachowanie, gdy gorliwie i perfekcyjnie starał się wyleczyć jej nabyte rany? Jak wyjaśnić jego gniew, kiedy dowiedział się kto ją podrapał? Wiedząc o tym, nie nazywała go złym. Raczej upierdliwym, irytującym, denerwującym, aroganckim Carrowem, ale złym? Ciśnienie w jej płucach znacznie opadło, gdy już powiedziała to, co powiedziała. - Nie oczekuj, że będę cię bardziej nienawidzić. Dla ciebie byłoby to wygodne, prawda? Spełniłabym twoje oczekiwanie, a ty poczułbyś się lepiej, utwierdzony w swojej opinii. Mylisz się, Amycusie. Weź pod uwagę, że możesz mylić się. - powtórzyła bardziej zdecydowanie, jednak łagodniej i troszkę cieplej. Dopiero wtedy przemieściła się i usiadła na ławce okrytej marynarką, krzyżując przy tym nogi na trawie. Jeśli ona siedzi, a Carrow stoi potencjalne niebezpieczeństwo bliższego kontaktu jest zażegnane. Mógł stać tam, gdzie stał, chociaż nie miałaby nic przeciwko oglądania wyrazu jego twarzy. Odległość dawała spokojne bezpieczeństwo w porównaniu z bliskością. Bardzo lekko odepchnęła się od trawy i żałośnie powoli huśtawka poruszyła się najpierw niedaleko w przód, a potem jeszcze bliżej w tył.
Amycus Carrow
Temat: Re: Skrawek zieleni Pon 21 Lip 2014, 19:22
Poniekąd szukał zrozumienia, uporczywie tkwiąc w przekonaniu iż nie jest to mu potrzebne w żaden sposób. Nawet teraz, będąc odwróconym plecami do dziewczyny, starał się zrozumieć motywy swojej szczerości i prób otrzymania od niej czegoś więcej niż daleko posuniętej ostrożności. Yu stanowiła dla niego namacalny dowód na istnienie osoby tak bliskiej i odległej równocześnie, czego nawet w swoim pokręconym umyśle nie był w stanie rozpracować. Podążał odpowiednimi ścieżkami, nadając stosowne znaczenia poszczególnych zachowań dziewczyny, które wciąż doprowadzały go do jednego wniosku. Obojętnie czy obserwował ją jako bezradną ofiarę silniejszego czarodzieja, czy też pod względem upartej i zamkniętej w sobie osobie. Zawsze miał na względzie okres 10 miesięcznej nauki, gdzie zdobywała wiedzę oraz umiejętności, jakie mogłaby wykorzystać w przeciągu wakacji. Wystarczyła odpowiednia technika, a nie musiałaby stosować wyszukanych metod. Wszelkie rozmyślania Amycusa kończyły się na niezrozumieniu działania Krukonki. Wydawała mu się poruszać ścieżkami głupoty, mając spore możliwości i kontakty na utarcie nosa Dereka – wystarczająco, aby odczepił się od niej na okres dwóch miesięcy. Przez cały czas miał problem ze stwierdzeniem, czy powinien ją podziwiać czy tępić za głupotę. Wypuścił powoli powietrze z ust, podnosząc jedną z dłoni na prawą stronę twarzy, aby przesunąć wierzchem dłoni po oku, wyzbywając się senności jaka spadła na jego barki. Przyjemny chłód wkradł się pod cienki materiał nienagannie czystej koszuli, dając chłopakowi kolejne źródło do odzyskania równowagi nad własnymi emocjami. Emocjami? Czy to naprawdę chodziło o uczucia drzemiące w nim, czy użył niewłaściwej liczby w odniesieniu do rodzajów gniewu trawiącego żyły Carowa? Czyste stwierdzenie faktu wypowiedziane ustami półangielki stanowiło potwierdzenie jego własnych słów, upewniając go o istnieniu jakichś pokrętnych źródeł, które można byłoby kiedyś, w przyszłości nazwać ciepłymi czy czułymi. Nie chodziło mu o potoczne rozumienie dobra i zła, gdzie sprawianie bólu przynależne było do drugiej kategorii. Doszukiwał się pokładów energii, jakie na każdym kroku prezentowała mu jego własna siostra – miłości. Przestało mu wystarczać kierowanie się szacunkiem do więzów krwi oraz śmiertelnej wręcz pamiętliwości, gdyby coś złego spotkało bliźniaczkę. Podczas ich ostatniej poważnej rozmowy w Pokoju Wspólnym Ślizgonów powiedziała kilka ważnych słów, jakich on nigdy nie będzie w stanie wypowiedzieć szczerze. Przesunął w końcu dłoń ze swojej twarzy na wysokość mostka, który to gest Yumi mogła bez większych przeszkód dostrzec z dzielącej ich odległości. To nic, że stał do niej zwrócony plecami. Wysokość łokcia mogła naprowadzić ją na miejsce, w którym ulokował palce. Przesuwał opuszkami po strukturze koszuli, wyczuwając ciepło własnego ciała i unoszącą się równomiernie klatkę piersiową, tak dograną do spokojnych oddechów. Irytacja wciąż pozostała, chowając się w ciemnych oczach Carowa, podczas gdy on próbował odnaleźć to niemalże zapomniane ciepło pojawiające się w dobrze dobranych momentach. Za wszelką cenę chciał poczuć niezręczność podczas wypowiadania tak skrytych słów, wcześniej znanych jedynie Alecto. Nieumiejętność odczuwania zazdrości czy żalu doprowadziła go niemalże do granicy desperacji, przez którą wywołałby świadomie reakcje organizmu i próbował sprowokować tą całą gamę równoległych gestów. Imitacja uczucia nie gwarantowała jednak pełnego sukcesu, dlatego opuścił rękę wzdłuż swojego ciała i w przypływie chwili zapragnął udać się do jednej z dziewcząt, za którymi zostawił otwartą furtkę. Pokonać niepewności, złamać bramy i w następnej kolejności ich serca, aby poczuć przez chwilę trawiącą ciało pożądanie. Popuścić wodze i udowodnić sobie samemu, że to przyjemne ciepło oraz spełnienie stanowi jedyny dowód na jego człowieczeństwo. Głos Yumi zatrzymał go w miejscu, a roznoszący się dookoła zapach malin nie pozwalał myśleć o Wandzie tak, jak by sobie tego życzył Amycus. Nie potrafił przypomnieć sobie zapachu jaśminu, którym spryskana była kilka tygodni temu w tym samym miejscu. Nie odezwał się, stwierdzając po raz kolejny silne przeczulenie dziewczyny na sprawy dotykające jej samej – szczególnie myśli oraz błędnego opisu, który jej serwował. Informowała go za każdym razem, że nie ma prawa do analizowania zachowań i reakcji jakei sama mu serwowała. Zacisnął mocniej szczęki, jednak tego nie mogła dostrzec. Gdy odezwała się ponownie, stawiając akcenty na odpowiednie słowa, wypuścił wstrzymywane przez krótką chwilę powietrze. Merberet nie była w stanie sprecyzować do końca relacji, jaka łączyła ją z Carrowem – mówiła o istniejącej nienawiści, ale coś w jej słowach zmieniło się. Złagodniała i nabrała bardziej delikatnych rysów, chociaż nie potrafiła powiedzieć „dobrego” słowa o nim. Tylko że te słowa mu nie wystarczały ani trochę. Odwrócił się w jej stronę jedynie w połowie, aby mogła dostrzec lekkie zmarszczki na czole kiedy przyglądał się siedzącej sylwetce Yumi. - Wygodniejsze dla mnie byłoby, gdybyś darzyła mnie choć zalążkiem sympatii. Bardziej odpowiednie i łatwiejsze, gdybym mógł użyć znanych mi schematów. Byłbym w stanie powiedzieć bez wątpliwości co czujesz i co kieruje twoim zachowaniem, dlaczego wybierasz taką a nie inną decyzję. Strzelam na oślep w próbach zinterpretowania reakcji twojego organizmu a słowami, tak sprzecznymi z tym co widzę. Wolałbym czuć, kiedy jestem z tobą. – Odezwał się bez większych przerw na oddech, zakańczając monolog niezwykle istotnymi słowami.