IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Sala Świateł

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2, 3  Next
AutorWiadomość
Porunn Fimmel
Porunn Fimmel

Sala Świateł Empty
PisanieTemat: Sala Świateł   Sala Świateł EmptyWto 11 Sie 2015, 14:37



Sala świateł


Zastanawiałeś się kiedyś jak bardzo magicznym miejscem jest Hogwart? Jeśli miałeś kiedykolwiek wątpliwości, że jest nudno, a czary rzucane na różne pomieszczenia są po prostu głupie, to nie udało ci się jeszcze znaleźć starych, dębowych drzwi, znajdujących się na VI piętrze, zaraz za salą od run.
Wchodząc do środka możesz trafić na różny nastrój tego miejsca. Sufit jest zaczarowany, więc niekiedy niebo sugeruje w jakim nastroju jest teraz pokój. Masz wrażenie, jakby Sala Świateł żyła własnym życiem. Na ścianach są porozwieszane przeróżnego rodzaju światełka, ręcznie robione lampki, świece. Z podłogi wyrastają gdzieniegdzie drzewa, na których również zawieszone są malutkie, migocące promyczki.

Wchodząc do Sali Świateł:

Severus Snape
Severus Snape

Sala Świateł Empty
PisanieTemat: Re: Sala Świateł   Sala Świateł EmptyWto 08 Wrz 2015, 22:53

/ Z Pokoju Wspólnego Ślizgonów.
Severus Snape szedł w zupełnej ciszy, którą mąciło tylko echo jego własnych kroków. Delikatne powiewy wiatru przedzierały się przez szczeliny w oknach nie dającego się pokonać nikomu zamczyska. Hogwart, dla jednych azyl, dla drugich największy życiowy błąd. Są jednak i tacy, dla których stanowi on jedną wielką tajemnice i miłość od pierwszego wejrzenia. Snape przekonał się dziś, że ta miłość momentami bywa trudna do zniesienia. Idąc na szóste piętro zamku padł ofiarą ruchomych schodów, które czując jego znudzenie egzystencją, postanowiły mu zrobić kawał i przenieść go na piętro czwarte. Jest tak wcześnie, a tak śmiesznie, prawda? Snape'owi nie było do śmiechu, musiał bowiem zasuwać kolejne dwa piętra, co gorsza nie należał do osób, które lubują się w wysiłku fizycznym.
Rozmowa z Lassarusem była dość przyjemna, jednak Sev należał do ludzi, którzy szybko tracą nastrój nawet mimo szczerych chęci uśmiechnięcia się. Po prostu poznając go, poznajesz tak naprawdę bladego jegomościa, który smutek zdaje się mieć wbudowany w twarz. Minął salę Run zastanawiając się, czy ktoś znajduje się w jego azylu. Stanął u progu Sali Świateł, która już na dzień dobry przywitała go grzmotem zupełnie jakby wiedziała jak się teraz czuje młody Książę Półkrwi. Zamyślony Sev podszedł do jednego z drzew znajdujących się w kącie sali i moment później siedział już na gałęzi machając nogami. Miał nadzieję, że Aristos się nie spóźni, bo bardzo tego nie lubił.
Aristos Lacroix
Aristos Lacroix

Sala Świateł Empty
PisanieTemat: Re: Sala Świateł   Sala Świateł EmptyPią 02 Paź 2015, 22:10

/ strasznie przepraszam, że tak długo i tak krótko. uroczyście przysięgam prędką poprawę. jakem Alpaka.

Wiedziała, że mogła poprosić o to Evana – kto bowiem znał się na czarnej magii tak, jak on? Kto z ludzi dostępnych od zaraz posiadał wiedzę teoretyczną na równi z praktyczną, kto tak doskonale rozumiał naturę złowrogich klątw i uroków? Zwrócenie się do niego z prośbą o wskazówki czy naukę nie zostałoby odczytane jako słabość, jakaś część jej podświadomości zdążyła jednak złośliwie zauważyć, że Severus nadawał się do tego zadania lepiej z jednego, prostego powodu: nie rozpraszał jej.
O ile bowiem lubiła młodocianego mistrza eliksirów, ceniła jego opanowanie i złośliwe poczucie humoru, o tyle jego obecność, jego wzrok, głos czy choćby zapach nie oddziaływały na zmysły Gryfonki w ten dławiąco-odurzający sposób. Nie odwracały jej uwagi, nie budziły niezdrowej chęci ucięcia fizycznego dystansu do minimum, wreszcie, nie sprawiały, że gotowa była na parę chwil zapomnieć o całym świecie, oddając się milczącej kontemplacji czarnych ślepi.
Rozglądając się przezornie, ot, na wszelki wypadek, zbiegła po schodach prowadzących na siódme piętro i zagłębiła się w korytarze, poszukując tych jednych, specjalnych drzwi. Czasem bawiło ją, jak niewielu uczniów wie o istnieniu tego niesamowitego pomieszczenia; zaklęta w jego murach pogoda potrafiła zarówno przerażać jak i zachwycać, a specyficzne otoczenie iskrzące setkami świateł nadawało mu jedyny w swoim rodzaju klimat.
Dostrzegła je wreszcie, przyspieszyła kroku. W obawie przed niechcianymi gośćmi kolejny raz rzuciła okiem przez ramię, dość nerwowo, warto dodać. Bo chociaż Hogwart nigdy nie wydawał jej się specjalnie bezpieczny, co otwierało drogę do wielu niezbyt legalnych poczynań, jak rzecze stare porzekadło: biednemu zawsze wiatr w oczy. Nie uśmiechało jej się spotkanie z którymś z aurorów czy nauczycieli, o uczniach nawet już nie wspominając.
Do Sali Świateł weszła jednak dopiero, gdy zaklęcie ujawniające obecność innych ludzi w pobliżu upewniło ją, że nikt nie czai się za rogiem. Burza sprawiła, że włoski na jej karku uniosły się delikatnie, a wszystkie mięśnie spięły mimowolnie, w reakcji na wyjątkowo agresywny błysk. Zniesmaczona z trudem powstrzymała klątwę i stukając różdżką w klamkę wymruczała naprędce „Alohomora”, jednocześnie wzrokiem poszukując szczupłej, zwykle nieco przygarbionej sylwetki Snape’a.
Uśmiechnęła się do niego, gdy bławatkowe spojrzenie padło wreszcie na twarz chłopaka i uniosła dłoń w niemym powitaniu.
– Nie spóźniłam się, mam nadzieję? Wolałam mieć pewność, że nikt, kogo byśmy tu nie chcieli, nie przypałętał się w ślad za mną. Cześć, Sev –
Severus Snape
Severus Snape

Sala Świateł Empty
PisanieTemat: Re: Sala Świateł   Sala Świateł EmptyPon 05 Paź 2015, 01:18

Hogwart, choć tajemniczy to jednak ma w sobie coś z domowej atmosfery przyciągającej innych jak magnes.Jak miłość od pierwszego wejrzenia. Było w niej coś hipnotującego. Sala świateł była jednak zupełnie inna, jakby żyła swoim życiem. Z miejsca, które poraża pięknem, w ciągu jednej chwili potrafi zmienić się w huczącą gromami przestrzeń. Sev bardzo lubił tu przychodzić i cieszył się z faktu, że niewielu znało to miejsce. Wiedział doskonale, że gdyby to uległo zmianie, ludzie pokroju rozkapryszonych gryfonów, czy inteligentnych choć snobistycznych zdaniem Snape'a Krukonów. Teraz Sala Świateł zdawała się oszaleć, niebo co rusz przecinane było przez błyskawice, jakby miejsce to chciało odreagować kawały robione przez uczniów (jakby Irytek nie wystarczył), Sev pozostawał na to wszystko zupełnie niewzruszonym, patrzył z jakąś dziwną fascynacją na ciemne niebo. Jakby się nad czymś głęboko zastanawiał. Tak też było w rzeczywistości, czekał na Aristos Lacroix...gryfonkę, która Bóg wie dlaczego została popleczniczką Czarnego Pana. W jakimś stopniu szokowało to mistrza eliksirów, bo jak ktoś z domu ludzi tak nieporadnych, że aż brawurowych mógł zaskarbić sobie wdzięczność największego czarnoksiężnika wszechczasów. Gryfoni...niegodni czarnej magii spadkobiercy Godryka Gryffindora, który pozostawił im na wszelki wypadek wykuty przez gobliny miecz, jakby wiedział, że po jego śmierci gryfoni byli bez niego jak dzieci we mgle. Z zamyśleń wyrwał go delikatny trzask, który zupełnie uszedłby jego uwadze, gdyby nie fakt poświaty, która nieśmiało wpełzła z korytarza na moment zakłócając mroczny klimat jaki wytworzył się w sali świateł. Do izby weszła Aristos. Czarnowłosy śmierciożerca patrzył na nią z uwagą dopóki nie weszła wgłąb pomieszczenia. Delikatnie się uśmiechnął słysząc jak go wita, tłumacząc przy okazji swoje spóźnienie:
- Cześć... - powiedział w typowy dla siebie zimny sposób - Jesteśmy trzy minuty w plecy, choć patrząc na was, gryfonów można odnieść wrażenie, że macie swoją definicje...pomyśl jednak ile zaklęć niewybaczalnych można wpakować w człowieka w ciągu tych trzech minut... - uśmiechnął się złowrogo, a niebo zagrzmiało delikatnie. Chłopak z niesamowitą, zupełnie niepodobną sobie gracją z drzewa, lądując pewnie na prostych nogach. Podszedł do dziewczyny i patrząc jej prosto w oczy powiedział:
- Szkoda mi kolejnych minut, więc przejdę do rzeczy. To...w sumie całkiem miłe, że poprosiłaś o pomoc akurat mnie, bo...widzisz, ja jestem inny niż wszyscy. Nauczę Cię czegoś, czego żaden z nich nie jest w stanie Cię nauczyć, ani Evan, ani ktokolwiek, kto według Ciebie jest poplecznikiem Sama-Wiesz-Kogo. To jedno z zaklęć, które stworzyłem sam... - powiedział ze świadomą wyższością w głosie. Podszedł do jednego z drzew zza którego wyjął klatkę w środku której znajdował się średnich rozmiarów pies...czarny jak węgiel. Burza w pomieszczeniu sprawiała, że zwierze drżało niespokojnie w kojcu nie mając pojęcia co je czeka.... Z zimną jak kamień miną podszedł do Aristos i spytał:
- To jest ostatni moment, kiedy będziesz mogła się wycofać...chcesz to zrobić? - odłożył na podłogę klatkę z drobnym wysiłkiem, bowiem pies szamotał się niespokojnie, jakby wiedział, co Snape ma zamiar z nim zrobić... - Sectumsempra to jedno z moich najwybitniejszych dzieł jakie stworzyłem...to zaklęcie...którym możesz zadać ogromne cierpienie...ogromne, bez wysokiej znajomości magii leczącej nie masz za dużych szans na wyjście z niego cało...gotowa? - spytał bez cienia jakichkolkwiek emocji w głosie opierając się o jedno z drzew...
Aristos Lacroix
Aristos Lacroix

Sala Świateł Empty
PisanieTemat: Re: Sala Świateł   Sala Świateł EmptyPią 16 Paź 2015, 20:28

/ Sev na litość boską nie stawiaj tylu tych wielokropków, bo wyślę ci klątwę w kopercie. xD


- Nie przesadzaj – ucięła ostro, a jedna z jasnych brwi powędrowała w górę, gdy uśmiech zniknął z kociej twarzyczki niczym sen jaki złoty, wyginając malinowe wargi w chlodny grymas.
- Niech ci się nie wydaje, Snape, że skoro poprosiłam cię o pomoc, pozwolę ci prawić mi kazania. Trzy minuty jeszcze nikogo nie zbawiły, a ja nie mam ochoty tłumaczyć się z zaklęć czarnomagicznych żadnemu nauczycielowi. Jestem prefektem, do cholery – syknęła, mrużąc bławatkowe oczy. Lubiła Severusa za jego umiejętności i sposób bycia, ale nikt nie miał prawa odnosić się do niej jak do podwładnej. A już na pewno, choć w tym wypadku przymykała na to oko, nie ktoś pośledniej krwi.
Rzuciła torbę pod wystające z ziemi korzenie drzewa i podwinęła rękawy koszuli aż do łokci, sięgając po różdżkę. Na dźwięk kolejnych słów Ślizgona spięła się lekko, wychwytując wśród przesyconych obojętnym tonem wyrazów imię Evana. Uniosła spojrzenie, mierząc Snape’a ostrzegawczym wzrokiem; błękit tęczówek dziewczyny pociemniał wyraźnie, zbliżył się do fioletu, usta znów wykrzywiły się w nieprzyjemnym grymasie.
- Sev, ustalmy sobie jedno. Nie jesteś specjalny. Jesteś zdolny. A poprosiłam o pomoc ciebie, nie Rosiera, bo on z moich porażek czerpie złośliwą satysfakcję. Ciebie natomiast mogę uszkodzić, jeśli się nadto zapędzisz, więc zważaj na słowa – dodała nieco ciszej, patrząc jak chłopak okrąża drzewo i wyciąga po coś rękę. Nie była zaskoczona, gdy wrócił do niej, niosąc ze sobą klatkę – Evan również ćwiczył na zwierzętach, choć prawdę powiedziawszy Aristos nigdy nie lubiła tego oglądać. Być może ze względu na bezzasadne okrucieństwo, być może ze względu na miłość do koni, które starszy Ślizgon najchętniej przerobiłby na podroby. Niestety, niektórych półśrodków nie dało się uniknąć. Potrzebowali zwierząt. Potrzebowali ich żywych, czujących, zdolnych do doświadczania bólu, potrzebowali ich ciał i zmysłów, a dziwna satysfakcja płynąca ze spoglądania, jak życie umyka z ich oczu wystarczająco nagradzała udane zaklęcie.
Splotła ramiona na klatce piersiowej, wsłuchując się spokojnie w słowa Ślizgona, a dreszcz ekscytacji sprawił, że przygryzła wargę. Sectumsempra. Smakowała dźwięk zaklęcia wymawiając je w myślach, rozkładając na czynniki pierwsze, zastanawiając nad jego pochodzeniem i znaczeniem. Otrząsnąłwszy się jednak z tego chwilowego zamyślenia, znów skupiła wzrok na Severusie.
- Czy ja wyglądam na kogoś, kto zamierza się wycofać? Nie jestem przestraszoną dziewczynką, na Morganę. Wiem, że wyglądam niepozornie, Snape, ale przypominam ci, że większym od ciebie udowodniłam już na co mnie stać – prychnęła z niecierpliwości, robiąc kilka kroków w stronę klatki. Obrzuciła zwierzę krótkim spojrzeniem, a później bezwiednie przesunęła palcami po lewym przedramieniu, by następnie wyczekująco spojrzeć na towarzysza.
- Więc? Przechodzimy do działania, czy jakieś kwestie budzą jeszcze twoje wątpliwości? Nie? Doskonale. Opowiedz mi o zaklęciu – oparła się plecami o drzewo, tuż obok Snape’a i obracając różdżkę w dłoniach przypatrywała się niespokojnemu psu, kątem oka notując jeszcze, że wyładowania elektryczne w pokoju zaczynają przybierać na sile.
- Byłabym zapomniała... Muffiato – wymruczała, na wszelki wypadek kolejnym zaklęciem zamykając jeszcze drzwi. Środków ostrożności nigdy zbyt wiele.
Severus Snape
Severus Snape

Sala Świateł Empty
PisanieTemat: Re: Sala Świateł   Sala Świateł EmptyNie 18 Paź 2015, 01:49

Niebo w Sali Świateł wyglądało teraz tak jakby doskonale czuło emocje obojga czarodziejów w niej przebywających. Aristos zdaniem Severusa zupełnie nie pasowała do domu Godryka Gryfindora, bowiem jej zryw z lekka przypominająca pyskówkę niż przebłysk odwagi podobno będącej sztandarową cechą Gryffindoru. Niemniej jednak zaimponowała mistrzowi eliksirów.
- Cenię swój czas i Tobie też by się przydało. Swoją drogą to śmieszne jaką wagę przywiązujesz do tego całego bycia prefektem. Masz aż tak szlachetne serduszko? Mam nadzieję, że jednak nie. - powiedział, po czym spojrzał na psa z czymś na kształt pogardy. Tylko w jego umyśle zrodziła się wizja, urzeczywistnienie jego wyboru. Syriusz Black...Chyba tylko Jamesa Pottera nienawidził bardziej od niego.
Dostrzegł tą gwałtowną zmianę w oczach dziewczyny. No tak, sentymenty. To coś, co zdaniem Snape'a chyba najbardziej blokuje ludzi, fakt przyjaźń z Lilly Evans była czymś dla czego mógł wiele poświęcić jednak teraz to wszystko powoli przestawało mieć znaczenie. Na własne życzenie tak naprawdę zrezygnował z tej relacji, ale wystarczy że on sam był tego aż nad wyraz świadomy. To jedna z tych rzeczy, których wyjątkowo w sobie nie trawi. Czyżby Evans znaczył dla niej tyle, co dla niego Lilly? Bóg raczy wiedzieć.
- Sectumsempra to bardzo silne zaklęcie czarnomagiczne, które wymyśliłem na szóstym roku nauki. Naprawdę Ci się spodoba. - po tych słowach otworzył klatkę, a pies ku zaskoczeniu Severusa wyskoczył z niej jak opętany. Czarodziej spodziewał się bardziej typowej reakcji dla czworonogów w czasie burzy - myślał, że pies skuli się i nie będzie chciał opuścić kojca. Przypływ desperacji czworonoga był czarnowłosemu nastolatkowi jak najbardziej na rękę wycelował różdżką w psa i pomyślał:
Levicorpus
Ciało kundla niespodziewanie poderwało się do w górę i zawisło kilka metrów nad ziemią wywrócone do góry nogami. Snape uśmiechnął się przewrotnie, to kolejne z zaklęć jego autorstwa, którym miał prawo zaimponować pewnej siebie gryfonce.
- Teraz patrz... - powiedział przerażająco zimnym tonem, by chwilę później wysyczeć przez zaciśnięte zęby:
- Sectumsempra! - machnął różdżką tak, jakby chciał przeciąć zwierzę na wskroś. Z różdżki wystrzelił biały promień, który ugodził psa z dużą siłą. Wtem ciało czworonoga pokryły rany cięte tak duże, że krew dosłownie lała się z czarnego kundla skamlącego i wyjącego się w powietrzu w potężnym przypływie bólu. Snape przyglądał mu się z taką dzikością, którą trudno opisać słowami. Z jego oczu biła żądza zemsty. Odwrócił się w stronę dziewczyny uprzednio machnąwszy różdżką. Pies z łoskotem opadł na podłogę. Nie miał sił ruszyć się z miejsca...
Severus szybko ruszył w kierunku drzewa, zza którego dobył pierwszą klatkę z psem, by moment później wrócić z kolejnym kundlem w klatce:
- Teraz Ty. - rzucił z tak dziwnym spokojem jakby mówił jej "dzień dobry".
Mistrzynie Papużki
Mistrzynie Papużki

Sala Świateł Empty
PisanieTemat: Re: Sala Świateł   Sala Świateł EmptyPią 20 Lis 2015, 22:14

//P.


Spotkanie jednak nie trwało długo. Przeszkodzono im chwilę później, gdy do sali weszły dwie roześmiane dziewczęta i uparcie nie chciały wyjść, mając tak naprawdę głęboko w poważaniu co też pomyśli sobie zarówno przemądrzała pani prefekt i książę ciemności Slytherinu. Ich głośne zachowanie przeszkadzało i dwójka uczniów postanowiła się rozejść.

[z/t dla Severusa, ze względu na fakt, że panna Lacroix już nie gra]
Porunn Fimmel
Porunn Fimmel

Sala Świateł Empty
PisanieTemat: Re: Sala Świateł   Sala Świateł EmptyCzw 04 Lut 2016, 17:39

Sala świateł. Za godzinę. Enzo
Że niby od kiedy Porunn tak pokornie przychodziła na spotkanie, kiedy tak naprawdę nawet nie dano jej wyboru odmowy? Nie, żeby myślała o tym, aby zignorować zaproszenie wysłane przez Romulusa. Bardzo dawno z nim rozmawiała. W dodatku ta cała dziwne sytuacja podczas balu zimowego z jego byłą dziewczyną sprawiła, że Porunn zaczęła się zastanawiać czy nie powinna przypadkiem chociażby zapytać, czy wszystko w porządku. Jak jednak miała martwić się o innych, skoro z nią było jeszcze gorzej? Vincent zaginął tuż po pełni księżyca. A ona coraz bardziej się zastanawiała, czy to aby przypadkiem nie jej wina. Przerażał ją jednak fakt, że nic a nic się nie zmartwiła. Już od dawna działał jej zwyczajnie na nerwy, a zaginięcie było idealnym sposobem na zerwanie z nim wszelkiego kontaktu.
Oby się nie znalazł.
Wędrówka na szóste piętro z lochów nie należała do najprzyjemniejszych. Schody także zdecydowały się jej trochę dokuczyć i z godziny zrobiło się półtorej. Dobrze, że jednak zdecydowała się wyjść o te pół godziny wcześniej, wiedząc, że może napotkać takie problemy w drodze na umówione(?) spotkanie. Cały czas się zastanawiała co też mogło się stać, że Krukon nagle sobie o niej przypomniał. No, ale! Jeśli czegoś potrzebował, to służyła pomocą. Oczywiście zastrzegając sobie prawo do modyfikowania ewentualnych próśb pomocy na swoją korzyść. Wiedziała, że Enzo był osobą bardzo specyficzną, jednak jeśli z Grossherzogiem się potrafiła przyjaźnić, to tym bardziej mogła pogłębić znajomość właśnie z nim.
Swoją drogą, ciekawe co się stało z Gilgameshem, przeszło jej przez myśl zupełnie przypadkiem. Chwilę później w ogóle zapomniała o tym, że o nim wspomniała. Doszła na miejsce, a więc nie było teraz czasu na rozmyślania o kimś, kto nawet się nie pożegnał opuszczając mury tego zamku. Ludzie przychodzili i odchodzili, szkoda tylko, że zapominali o osobach, których zdecydowały się już nazywać przyjaciółmi. Gilgamesh odszedł, a na jego miejsce wrócił O’Connor. Nie, nie zamieniała jednego na drugiego. Na obu była wściekła tak bardzo, że powoli zapominała o znaczeniu słowa „przyjaźń”. Dla niej to był już stek bzdur. Jedyną osobą, na której tak naprawdę mogła polegać to jej siostra. Jednak i z nią jej relacje się ostatnio ochłodziły. Musiała to zmienić prędzej czy później. Nie pozwoli już nikomu od niej odejść. Ani Wattsowi (który, o dziwo, także znajdował się na zaszczytnej liście osób, którym ufała), ani Arii.
Enzo miał więc problem. Był jedną z ostatnich osób, w które Porunn jeszcze nie zwątpiła i którym ufała bez granic. Źle się więc czuła z tym, że tak bardzo go zaniedbała. Jeśli będzie mogła mu to wynagrodzić, to z chęcią to zrobi. Jeśli jednak chciał się spotkać tylko po to, aby powiedzieć jej, że już nigdy nie chce się z nią widzieć za to, że ze sobą często nie rozmawiali, to… byłoby jej przykro. Chyba. Zawsze pozostawała taka opcja, że by się bardzo zdenerwowała, później… spotkanie mogłoby się potoczyć trochę nie w tym kierunku co powinno.
Weszła do środka i pierwsze co ją przywitało, to bardzo głośny i bardzo nieprzyjemny grzmot. Wspaniale. Pogoda idealna na odnawianie zaniedbanej wcześniej przyjaźni. Czyżby ta magiczna sala postanowiła sama zadbać o atmosferę ich rozmowy?
- Świetnie. Przynajmniej nie pada - mruknęła pod nosem (jednak zagłuszyło ją potężne walnięcie piorunem), po czym ruszyła przed siebie, aby przysiąść pod tym dziwnym, magicznym drzewem. Miała zamiar poczekać na chłopaka, bo najwidoczniej ona jedyna była tą punktualną.


Ostatnio zmieniony przez Porunn Fimmel dnia Czw 04 Lut 2016, 20:40, w całości zmieniany 2 razy
Huncwot
Huncwot

Sala Świateł Empty
PisanieTemat: Re: Sala Świateł   Sala Świateł EmptyCzw 04 Lut 2016, 17:39

The member 'Porunn Fimmel' has done the following action : Dices roll

'10-ścienna' :
Sala Świateł KgiWIZL
Enzo Romulus
Enzo Romulus

Sala Świateł Empty
PisanieTemat: Re: Sala Świateł   Sala Świateł EmptyPią 05 Lut 2016, 01:51

To nie było zaproszenie- to niezaprzeczalny fakt. Chociaż... mogła równie dobrze nie przyjść na to wezwanie. Mogła go dość chamsko olać i wtedy blanty które wysłała mu najdroższa mamusia spaliłby samotnie obserwując jak w sali świateł zmienia się pogoda. Byłoby mu wtedy z tego powodu bardzo smutno w serduszku, bo to oznaczałoby, że stracił ostatnią przyjaciółkę z którą nie wymienił się bakteriami własnoustnie, a takich przyjaciółek już nie miał. Najwidoczniej przyjaźń damsko-męska nie była jego mocną stroną, ale hej! Mimo wszystko był dobry w utrzymywaniu relacji. Z Audrey nadal był bardzo blisko, choć czasy kiedy bezkarnie mógł włożyć jej rączki do majtek odeszły bezpowrotnie. Jasmine też nie wyglądała na kogoś, kto zamiesza odwracać się plecami na jego widok. Blake... O, to trochę inna relacja. Możliwe, że przez to iż nigdy nie chciał od niej przyjaźni, a może dlatego, że go zdradziła. Teraz jedyne uczucie jakie do niej podtrzymywał to stały płomień nienawiści. Zaś panny Fimmel nie tknął- ani jednej ani drugiej. Choć z Porunn był zdecydowanie bliżej niż z Arią. Nigdy jednak nie przekroczył tej magicznej granicy która zwykle kończy przyjaźń. Zamiast tego spędzał z nią czasu mniej. I mniej. I mniej. Aż prawie wcale. Uwielbiał jej towarzystwo, uwielbiał całą ją, ale... to trochę bezcelowe skoro nie można tego połączyć z czymś więcej. Ona też wydawała się umieć żyć bez niego. Jednak dziś doszedł do wniosku, że za nią tęskni. I jej chce. A skoro jej chce, to niby dlaczego miałby sobie tego ograniczać? Życie Enza to ciągłe gonienie za własną przyjemnością. Kiedy tyko pojawiła się myśl, że dawno nie widział Porunn, od razu zrodził się plan, a realizacja stała się niemalże natychmiastowa. Niemalże. Bo musiał znieść całą masę przeszkód na linii pokój Ravenclaw- szóste piętro. Jak na złość każdy coś od niego chciał. Shaw chciał wiedzieć kiedy się ogarnie i zacznie znów grać, Au chciała wiedzieć dlaczego jest takim dupkiem, a po drodze spotkał jeszcze męską wersję Faulkner która chciała wiedzieć czy naprawdę musi być takim dupkiem. Wyjaśnianie wszystkim wokół, że tak, musi, że ma to w genach po tatusiu który nigdy się nie pojawił jednak chwilę zajmuje. I choć to on zażądał spotkania, to i tak się spóźnił. Ledwie przekręcił gałkę w drzwiach, a usłyszał grzmot błyskawicy który sprawił iż od razu sięgnął po swoją różdżkę. Jak postarzały paranoik. Jak mała, tchórzliwa cipka.
- Kurwa - tak werbalnie wyraził swoją dezaprobatę dla tego stanu rzeczy zamykając za sobą drzwi. Wszędzie byli ludzie którzy chętnie obiliby mu pysk i był tego dość boleśnie świadomy. Stąd nowe odruchy, które kiedyś by wyśmiał- zarówno u siebie, jak i u innych. Teraz jednak starał się z nimi nie walczyć. Świat ostatnio stawał na głowie tak mocno, że ten odruch może kiedyś uratować mu gębę przed obiciem, albo czymś gorszym. Był już na tyle mądrym dzieciakiem żeby to wiedzieć.
- Cześć kochana! Widzę, że nie zamówiłaś pogody na nasze spotkanie? - rzucił wyszczerzając się radośnie kiedy już podszedł do drzewa pod którym stała. Wyciągnął dłoń na której miał dwa zwinięte blanty i uniósł nieco wyżej jedną brew.
- Mama zdecydowała się porzucić na chwilę Wróżbiarstwo i teraz wysyła mi pamiątki z Watykanu, żebym znów był jej małym wesołym chłopcem. Pozwoliła mi się tym dzielić z przyjaciółmi, a że nie mam ich teraz zbyt wielu wybór był niemalże oczywisty. Czy zajarasz ze mną, piękna? - zapytał pozornie radosnym tonem, który jakoś nie dotarł do jego czekoladowych oczu wyciągając dłoń jeszcze bardziej w jej kierunku, aby skorzystała z tego jakże szczodrego daru.
Porunn Fimmel
Porunn Fimmel

Sala Świateł Empty
PisanieTemat: Re: Sala Świateł   Sala Świateł EmptyPią 05 Lut 2016, 14:51

Porunn uśmiechnęła się drwiąco, gdy tylko dostrzegła w drzwiach Enzo, który wyciągnął różdżkę z przerażenia. Pokręciła głową, opierając się wygodniej o drzewo i krzyżując ręce na piersiach. Przyglądała się chłopakowi jeszcze przez chwilę, po czym wzniosła oczy ku górze, aby ponownie skupić się na burzliwym niebie. Paradoksalnie nic jej tak bardzo nie uspokajało, jak chaos. Burza zawsze kojarzyła jej się z bóstwem nordyckim. Kojarzyła jej się z domem i smokami. Można więc było rzec, że akurat pogodę to sobie zamówiła, wbrew temu co powiedział Enzo na powitanie. Gdy podszedł do niej bliżej, znów zwróciła na niego spojrzenie błękitnych oczu i wykrzywiła usta w uśmiechu. Tym samym, którym go przywitała jeszcze parę chwil wcześniej. Następnie zerknęła na blanta, którym chciał ją poczęstować. Ona jednak nie miała zamiaru go przyjmować. Należała do osób, które zachowywały trzeźwość umysłu na wypadek ataku z czyjejś strony. Poza tym musiała się pilnować, a każde puszczenie hamulców moralnych mogło się bardzo źle  się odbić na zdrowiu Enzo. Z resztą nie tylko Enzo.
- Daruję sobie jaranie, a ty też sobie daruj komplementy w moją stronę. Wiesz, że nie działają tak, jakbyś sobie tego życzył - powiedziała, kręcąc tylko głową, aby dać mu do zrozumienia, że nawet jeśli miał zamiar nalegać, to raczej nic z tego nie będzie. Zmierzyła go badawczym spojrzeniem, jakby chcąc znaleźć jakąś zmianę chociażby na jego twarzy, która sugerowałaby, że dosyć kiepsko się trzymał. Czy on przypadkiem nie za dużo palił tych śmierdzących ziół, które miały jakieś dziwne działanie rozluźniające? Przecież były różne eliksiry, które poprawiały nastrój. Nie znała się na nich za bardzo, ale słyszała chyba o jednym… ale ponoć miał dosyć niebezpieczne działanie uboczne. Jednak czym byłoby życie bez tej nuty ryzyka?
- Lepiej mi powiedz, zamiast się tym truć, jak się trzymasz po rozstaniu z tą zdradziecką Puchonką. Widziałam na balu, że próbowała wzbudzić w tobie litość - zaczęła, nawet nie kryjąc odrazy w głosie. Nigdy nie przepadała za tym domem. Uważała, że trafiały do niego same żałosne osoby, które nie potrafiły znaleźć swojego miejsca w szeregu, stale się z niego wychylając. Już od dawna powinny zrozumieć, że stali najniżej w hierarchii. Wszyscy, co do jednego. Blake nie była wyjątkiem, a fakt, że Romulus w ogóle postanowił się nią zainteresować był dla Porunn po prostu śmieszny i niezrozumiały pod żadnym względem. Jednak czego ona mogła oczekiwać po młodszym bracie profesora Machiavellego? Obaj byli po prostu dziwni i żyjący jakby we własnym świecie, którym rządziły inne zasady, całkiem odrębne od ogólnie przyjętych norm.
Jakby ona się zachowywała lepiej.
- Nie próbuj też kręcić, bo od razu poznam. Może i umiesz kłamać, ale nie na tyle, żeby mnie oszukać - dodała, nie spuszczając z niego uważnego spojrzenia. Gdyby chociaż próbował łgać, miała od razu dać mu nauczkę w postaci bolesnego zaklęcia. Romulus doskonale powinien wiedzieć, że to zaklęcie wcale nie byłoby pieszczotą, a raczej okropnym, bolesnym ciosem.
Porunn wykrzywiła lekko twarz na samą myśl o tym, że ta perfidna dziewczyna postanowiła skrzywdzić osobę, na której Ślizgonce zależało. Wiedziała, że nie przejdzie koło tego w żadnym wypadku obojętne. Była bardzo, ale to bardzo niezadowolona z takiego obrotu sprawy. Nie miała jednak też w zwyczaju głaskać kogoś po głowie w celu naprawienia złamanego serca.
- Przestań wreszcie jarać i weź się w garść na trzeźwo, bo jak na razie, to lecisz niezłą drogą w dół - skomentowała, kręcąc głową. Jeśli chciał palić, nie będzie mogła mu zabronić, był przecież dorosłym człowiekiem. Zawsze jednak pozostawało dosłowne wybicie mu tego z głowy. W ostateczności. Jeśli nie będzie chciał współpracować.
Enzo Romulus
Enzo Romulus

Sala Świateł Empty
PisanieTemat: Re: Sala Świateł   Sala Świateł EmptySob 06 Lut 2016, 01:34

Jej odmowa sprawiła, że zrobił minę zbitego szczeniaka zanim wepchnął między pełne wargi zawiniętego blancika, a drugi schował do kieszeni zaprasowanych w kancik spodni od garnituru, które były nieodłączną częścią jego szkolnego uniformu. Różdżka którą wciąż trzymał w drugiej dłoni przydała się do przypalenia końcówki zawiniątka pełnego substancji całkowicie nielegalnej. Jednak jakże przyjemnej! Nie da się ukryć, że od czasu balu ciągle był pod wpływem środków odurzających. Pił o wiele więcej kawy niż zwykle, popalał papierosy i zioło gdzie popadnie, a wieczorem kładł się spać w towarzystwie niezastąpionej wódki. Raz nawet spróbował wypić wódkę z espresso, ale prawie go to zabiło, a mimo wszystko nie chciał zginąć. Chciał nie myśleć. Chciał otumanić się wszystkim tak bardzo, żeby nie wspominać. Wspomnienia rodzą ból, a nie miał absolutnie żadnych skłonności do masochizmu. Chociaż nie... Jednak lekkie skłonności do masochizmu miał. Gdyby ich nie miał- nie przywiązywałby się do ludzi tak bardzo.
- Zwykle się uśmiechasz, a to reakcja której oczekuję. Lubię jak się uśmiechasz, Fimmel - przyznał tuż po tym, jak wypełnił swoje płuca słodkim dymem. Wyszczerzył się radośnie, tym razem już całkiem szczerze i zdecydował się usiąść pod drzewem i oprzeć o niego plecy wpatrując się w przedstawienie przyrody. Błysk za błyskiem przecinały granatowe niebo z którego powinno się lać. Ale się nie lało. Może to i dobrze? Dość miał burz po ostatnich zajęciach z samoobrony.
- Wspaniale, Po! Wspaniale. Kocham życie. Kocham Puchonki - sarknął przenosząc na nią nieco mętne spojrzenie ciemnych oczu. I wtedy poczuł ból zaklęcia, które sprawiło, że blancik wypadł mu na podłogę, a oczy zaszły łzami.
- DOBRA! JUŻ! - ryknął zaciskając mocniej powieki. Wystawił w jej kierunku oskarżycielskiego palucha i sapnął niezadowolony trzymając się za bok w którym nadal go kuło. Odnalazł zagubioną dawkę leczniczej marihuany i westchnął ciężko.
- Czuję się źle. Znaczy... ziółka mi pomagają. Jak palę to nie pamiętam jak bardzo źle się czuję - przyznał i zaciągnął się po raz kolejny. Zamknął na chwilę powieki i cicho westchnął na chwilę niknąc w kłębie dymu.
- Jestem wrażliwym chujkiem. Co zrobić? Lubię zaangażowanie. Cenię sobie stałość. Jestem nawet wierny. I co z tego mam? Nic. Audrey mnie przestała chcieć. Dla Jasmine prawie straciłem głowę- DOSŁOWNIE. Blake bawiła się mną od samego początku. Ale to ja jestem dupkiem. To ja jestem wszystkiemu winny, bo przecież wychowano mnie w burdelu. Widać dawno w domu nie byłem, skoro nie wyczaiłem najzwyklejszej kurwy. To ta pomyłka boli najbardziej - wydusił z siebie spokojnym tonem, jakby mówił o wczorajszej pogodzie i przyjrzał się jej uważnie. Pojedyncza zmarszczka pojawiła się na jego czole i odbił piłeczkę wskazując palcami z blantem w jej kierunku.
- Ogarnę się, jak powiesz mi dlaczego dziś twa uroda nie zaparła mi tchu - obiecał unosząc brew nieco wyżej. Zaraz jednak przypomniało mu się coś jeszcze.
- Naprawdę nie chcesz zajarać? Vinci się nie dowie!
Porunn Fimmel
Porunn Fimmel

Sala Świateł Empty
PisanieTemat: Re: Sala Świateł   Sala Świateł EmptyNie 07 Lut 2016, 01:52

Nie lubiła, kiedy ktoś bezczelnie próbował ją okłamywać. A już na pewno nie mogła znieść, kiedy próbowała tego osoba, która w jakiś sposób była dla Porunn ważna. Enzo zajmował zaszczytne miejsce w rankingu osób, za które dziewczyna byłaby gotowa zamordować. Sama nawet nie wiedziała jak to się stało. Nie mogła sobie przypomnieć momentu, kiedy Enzo zaczął być dla niej taki istotny. A później pojawili się Vincent i Blake, a ich relacje nagle się ochłodziły. Wystarczyło, że te osoby zniknęły, a znów ta dwójka zaczęła ze sobą rozmawiać i na sobie polegać. A może Włoch poczuł się po prostu samotny, kiedy nagle wszyscy postanowili się na niego wypiąć, biorąc stronę ”pokrzywdzonej” Puchonki. Nie miała pojęcia dlaczego niektórzy ludzie tak bardzo rozczulali się nad ofiarami losu, którymi zdecydowanie były osoby pokroju Blackwood. Jej zdaniem… powinno się je eliminować, tak dla dobra świata i komfortu psychicznego.
Dlatego też użycie zaklęcia, aby sprowadzić Enzo na ziemię, chcąc mu tym samym przypomnieć, że nie była pierwszą lepszą dziewczyną, która nie zwracała uwagi na to co mówił, a na to, jak wyglądał. Porunn miała w nosie wygląd zewnętrzny Enza, który faktycznie był niczego sobie. Dla niej liczyło się to, jak się w tej chwili czuł. A czuł się fatalnie - to było dla niej widoczne gołym okiem.
- Słuchaj mnie. Zaczniesz jeszcze raz próbować coś kręcić, to dostaniesz czymś gorszym - mruknęła tylko cicho, po czym zaczęła słuchać, ważąc każde wypowiedziane słowo. Zmarszczyła brwi, zaciskając tym samym pięści, starając się powstrzymać od warknięcia na głos. Była zła. Na wszystkie po kolei. Nie rozumiała jak można było potraktować osobę, która rzadko komu odkrywała prawdziwego siebie. Jasmine i Audrey miały możliwość poznania Włocha. Zrezygnowały, przy okazji bardzo go raniąc.
- Od kiedy zacząłeś się tak nad sobą rozczulać, chłopie? - prychnęła Ślizgonka, kręcąc głową. Uniosła brew, lustrując go niedowierzającym spojrzeniem błękitnych oczu. Nie miała pojęcia, że ludzie potrafili tak bardzo przeżywać rozstania z osobami, które nie były warte nawet najmniejszej uwagi z ich strony. Nim Enzo się zorientował, Porunn chwyciła go za przód tej idealnie wyprasowanej koszulki i szarpnęła nim kilka razy, nie mogąc znieść patrzenia na tą paskudnie wykrzywioną i smutną twarz.
- Dlaczego dajesz satysfakcję ludziom z tego, że czujesz się jak rozdeptany gumochłon przez stado pierwszorocznych? Ile razy ci mówiłam, że najważniejsze jest to, żebyś to TY czerpał satysfakcję z tego, że ludzie cierpią z TWOJEGO powodu, a nie odwrotnie?
Pokój w którym się znajdowali z pewnością miał jeszcze taką zdolność, jak wyczuwanie czyichś emocji. A zdecydowanie Porunn nie należała do osób wybitnie spokojnych, a już na pewno nie w tej chwili, kiedy miała ochotę roznieść osoby, które postanowiły doprowadzić do takiego stanu Romulusa. Lubiła, kiedy się uśmiechał i był po prostu tym odpicowanym elegancikiem z wypolerowanymi cudownie butami. Teraz miała wrażenie, że na tych cholernych lakierkach, czy co on tam nosił, znalazł się kurz, którego nie zauważył.
- Nie chcę jarać, idioto. Nie mam ochoty być bierna i nie zrobić zupełnie nic. Przyjęcie tego śmierdzącego gówna od ciebie będzie jednoznaczne z akceptacją takiego stanu rzeczy, na który ja się akurat w żadnym wypadku nie zgadzam. Rozumiesz to? - syknęła przez zaciśnięte zęby, mocniej zaciskając pięści na jego koszuli. Tylko to ją powstrzymywało od wymierzenia mu z pieści w twarz, dotelepaniem go z całych sił i skopaniem tak mocno, że garnitur byłby do wyrzucenia.
- Jak możesz być tak słaby. Jak możesz użalać się nad sobą z powodu… z powodu… z powodu… dziewczyny - starała się pohamować swój cięty język, przeklinanie i wyzywanie od dziwek raczej nic by nie dało, a możliwe że i by pogorszyło całą tę sytuację. Wykrzywiła twarz w geście obrzydzenia, a następnie puściła chłopaka, odpychając go od siebie.
Enzo Romulus
Enzo Romulus

Sala Świateł Empty
PisanieTemat: Re: Sala Świateł   Sala Świateł EmptyNie 07 Lut 2016, 03:10

Wygląd zewnętrzny Enzo zwykle nijak nie określał tego co działo się w jego głowie. Zawsze starał się wyglądać tak, żeby dziewczyny miały ochotę oddać mu swoją bieliznę, a mama mogła powiedzieć z dumą w głosie: "Oto mój syn Lorenzo". Nawet teraz wyglądał nieźle. Wyprasowany mundurek, włosy po spotkaniu z grzebieniem i śnieżnobiały uśmiech. Podkrążone oczy, ale w granicach ogólnie przyjętej normy, a usta jedynie lekko spierzchnięte co mógł śmiało zrzucić na brak stałej towarzyszki życia która użyczyłaby balsamu do ust przy procesie dzielenia się zarazkami. Jego prezencja ogólna była niezła, naprawdę niezła. Wystarczająco niezła, by spojrzenie panny Blackwood było lodowate.
- Odkąd zdałem sobie sprawę z tego jak bardzo one wszystkie mnie wyruchały - przyznał nieco nonszalanckim tonem, jakby odpowiedź na to pytanie była tak oczywista jak użycie zaklęcia Lumos kiedy jest się w pomieszczeniu ciemnym niczym odbyt Afroamerykanina. Zanim jednak zaciągnął się ponownie ziołową mieszanką na uspokojenie poczuł jak coś szarpie go za przód koszuli. Obojętnym wzrokiem obserwował jej gniew z przerażająco bliskiej odległości wsłuchując się w każde wypowiedziane przezeń słowo. Łączył wątki. Jedynie niewielka zmarszczka między brwiami zdradzała trudność z jaką przyszło mu wykonywać tą czynność. Kiedy skończyła go opieprzać odchrząknął cicho i zdecydował się dopalić swojego blanta, by zgasić go o drzewo tuż obok siebie i odłożyć na niewielką górkę popiołu która powstała w wyniku spalania. Poprawił koszulę i krawat, podniósł się spokojnie i otrzepał tyłek na wypadek gdyby jakiś paproch zdecydował się osiąść na drogim materiale spodni.
- Po... Zachowuj się. Może i jaram tyle, żeby nie pamiętać nazwy planety po której stąpam, jednakowoż nadal znam podstawowe zasady. Żadna z nich nie wie jak bardzo mnie wykorzystały i tak pozostanie. Nie rozklejam się jak cipa przy byle kim. Blake tkwi w przekonaniu, że nigdy się nią nie zainteresowałem, bo nie zrobiłem sceny zazdrości kiedy spotkałem ją z kutasem kuzyna Vince'a w buzi. Jasmine myśli, że była tylko odskocznią po Blake żeby się pokazać. A Audrey... Ona nie myśli o mnie w ogóle. Dziewczyny to moja największa słabość. Nie jestem skałą, Po - mówił powoli, jakby dobieranie słów przychodziło mu z niejaką trudnością i przechylił nieco głowę uważnie się w nią wpatrując. Był spokojny. Zbyt spokojny. Znów schowany za murem poza który nie wypuszcza swoich słabości. Słabości których tak nie znosiła panna Fimmel, a on zdecydował się je jej jednak pokazać. Bezcelowo. Oparł się o drzewo wpychając niezbyt grzecznie dłonie do kieszeni spodni.
- Wrócę do normy. Za tydzień, dwa. Ewentualnie osiem. Ale wrócę. Jak tylko sobie przypomnę jak wygląda norma - wygiął swoje wargi w szerokim, leniwym uśmiechu godnym tego kota co się szlajał w Alicji z Krainie Czarów.
- Co u Ciebie? Gdzie masz Pride'a? - zapytał jak gdyby nigdy nic przywdziewając znów na twarz maskę pełną obojętności.
Porunn Fimmel
Porunn Fimmel

Sala Świateł Empty
PisanieTemat: Re: Sala Świateł   Sala Świateł EmptyNie 07 Lut 2016, 22:34

- Przynajmniej raz to ty zostałeś wyruchany. Zazwyczaj jest odwrotnie, no nie? - powiedziała Porunn pod nosem, ani myśląc o tym, aby go w jakikolwiek sposób pocieszać. Głaskanie po główce w celu poprawienia humoru zdecydowanie nie należało do jej sposobu radzenia sobie z problemami innych. Przyjrzała mu się uważnie, po czym również się podniosła z podłogi, na którą jeszcze wcześniej sobie usiadła, aby móc spoglądać na Enza z tego samego poziomu. Nikt przecież nie lubił, jak się patrzyło na niego z góry. Skrzyżowała ręce na piersiach i wypuściła ze świstem powietrze z płuc. Przyglądała się jak poprawiał swój mundurek i krawat zupełnie nie zwracając uwagi na to, że jeszcze chwilę temu miała ochotę szarpać nim jak szmacianą lalką, cudem się powstrzymując.
Przewróciła oczami, słuchając kolejnego wywodu na temat dziewczyn, które postanowiły sobie z niego zakpić. Nie znała się dobrze z Audrey, raczej widywała ją tylko na korytarzach. Nawet nie była pewna, czy ta blondynka, faktycznie była tą konkretną, czy nie. Co do Jasmine, to nic dziwnego, że nie wyszło, skoro Ślizgonka była rzekomą „własnością” Kruegera. Za to Blake… Blake pożałuje tego, co zrobiła i może Porunn bardzo się powtarzała, to jedyne o czym teraz tak bardzo intensywnie myślała to zrobienie z dupy Puchonki jesień średniowiecza. Tak, to był jej życiowy cel.
W dodatku słuchanie o związkowych rozterkach Romulusa sprawiało, że Porunn miała ochotę zwrócić obiad. I to nie było dlatego, że miała go w poważaniu i jego krzywda była dla niego czymś nieważnym. Było wręcz odwrotnie - bardzo jej na nim zależało i nie miała zamiaru patrzeć na to, jak jęczał nad swoim losem, jak jakiś mazgaj.
- Weź się zastanów co jest twoim życiowym celem. Jaranie i dziwki, czy może jaranie i ustabilizowane w jakiś mniejszy lub większy sposób życie uczuciowe - powiedziała w końcu, spoglądając na szalejącą na niebie burzę. W jednej chwili zapragnęła być w samym centrum szalejącej burzy z piorunami, zakraplanej deszczem, aby po prostu mieć z całym tym dziwnym światkiem związków po prostu spokój. Enzo powinien pomyśleć o urlopie, zdecydowanie. Jego brat z pewnością by mu pozwolił na parę dni wolnego.
Tak jej się przynajmniej zdawało. Wiedziała, że Machiavelli należał do bardzo nieobliczalnych i złośliwych osób, które chyba czerpały niesamowitą satysfakcję z uprzykrzania ludziom życia. Czy w tej szkole byli sami nauczyciele, z którymi nie szło się w ogóle dogadać?
- O Vincencie słuch zaginął, ale od jakiegoś czasu nie układało się nam, więc w sumie mało mnie obchodzi co z nim się stało - powiedziała, nie chcąc nawet myśleć o tym, że to ona mogła być sprawczynią jego zaginięcia. Po co się zamartwiać zupełnie niepotrzebnymi rzeczami, które powodowały tylko większy niepokój? No właśnie. Odpowiedź sama się nasuwała na myśl i Porunn po prostu postanowiła się wyłączyć na ten temat.
- Poza tym jego kuzyn, Envy Pride sprawił, że jesteś smutny. Tym bardziej należy mu się jakaś kara - dodała, krzyżując ręce na piersiach, spoglądając z niesamowitą intensywnością w stronę Romulusa. Nikt nie miał prawa go krzywdzić, a jeśli już ktoś miał to być, to tylko ona.
- Mam pomysł co do przywrócenia cię do normy znacznie szybciej niż za dwa czy ewentualnie osiem tygodni - powiedziała, łapiąc go tym samym mocno za nadgarstek. Oczywiście mogła być to spokojnie dłoń, jednak Porunn nie chciała, aby wyglądało to jakoś specjalnie dwuznacznie.
- Chodź na boisko i spróbujesz mnie nauczyć latać na miotle. Wiesz, że tego nienawidzę, więc powinno ci to sprawić przyjemność, prawda? - spytała, mając nadzieję, że jej pomył był wręcz wyśmienity. Spoglądała więc na Enza z szeroko otwartymi oczami, wyczekując na nic innego jak "Tak, świetny pomysł Po!".
Inna odpowiedź w żadnym wypadku nie wchodziła w grę.
Sponsored content

Sala Świateł Empty
PisanieTemat: Re: Sala Świateł   Sala Świateł Empty

 

Sala Świateł

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 3Idź do strony : 1, 2, 3  Next

 Similar topics

-
» Sala kominkowa
» Wielka Sala
» Zapomniana sala
» Sala rozpraw
» Sala przesłuchań

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Hogwart
 :: 
VI piętro
-