Temat: Klasa Starożytnych Run Sob 15 Lut 2014, 19:04
Klasa Starożytnych Run
Wyglądające na całkiem zwykłe pomieszczenie z dwuosobowymi ławkami, krzesłami i szafkami, ulokowanymi na końcu klasy. W tych zaś znaleźć można cała masę kamieni z wyrytymi runami, nie brak także zwojów czystego pergaminu i zapasowych piór, przygotowanych z myślą o zapominalskich uczniach. Centralne miejsce na przedzie klasy zajmuje biurko nauczyciela, za owym natomiast znajduje się tablica. Ściany obwieszone są najróżniejszymi planszami, których tematyka bazuje oczywiście na starożytnych runach oraz półkami z podręcznikami. Dostęp koniecznego do pracy światła zapewniają sporej wielkości okna, mieszczące się na całej długości jednej ze ścian.
Sebastian Machiavelli
Temat: Re: Klasa Starożytnych Run Sob 03 Sty 2015, 21:32
Miał jeszcze dwadzieścia minut do rozpoczęcia zajęć. Usiadł więc wygodnie w fotelu z nogami wyłożonymi na biurku i zajadał się czekoladową żabą. Znowu trafił mu się Dumbledore do kolekcji Kart Czarodziejów. Przez myśl przeszedł mu mały plan, żeby zacząć je sprzedawać na czarnym rynku, zawsze znalazłby się jakiś frajer, który by to kupił. Przeciągnął się, uśmiechając pod nosem na samą myśl o górze galeonów, które z pewnością ucieszyłyby jego duszę. Zerknął na ławkę, na której leżał stos różnorodnych kamieni, wisiorów i wszelkiego rodzaju biżuterii. Postarał się zebrać mnóstwo przykładów, które pomogłyby uczniom trochę rozświetlić tę czarną dziurę, którą z pewnością mieli w głowach. W tych czasach mało kto był zainteresowany tak potężną dziedziną nauki jaką były Starożytne Runy. Miał nadzieję, że uda mu się chociażby trochę pobudzić ich ciekawość i chęć współpracy, inaczej nic z tego nie będzie. Co ważniejsze, był to przedmiot dodatkowy, więc bez skrupułów zacznie wyrzucać tych, którzy nie wykażą chociażby trochę entuzjazmu. Przeniósł spojrzenie na listę uczniów zapisanych na zajęcia. Była to wymieszana grupa składająca się z trzech roczników. Przeleciał wszystkie nazwiska, aż w końcu zatrzymał się na jednym, które zainteresowało go najbardziej. Krueger. Chłopak jego Jaśminowego Słońca, który nie wykazywał żadnej konkretnej wiedzy na temat Run podczas zajęć na obozie. To było naprawdę ciekawe co on tutaj robił i z jaką wiedzą przyjdzie. To samo dotyczyło reszty uczniów. Miał nadzieję, że zarówno Merberet jak i O'Connor poczynili pewne postępy w ten dziedzinie. Jeśli będzie inaczej... posypią się ujemne punkty.
Czas na odpisanie do 5.01 godzina 22:00. Możliwa bilokacja.
Ostatnio zmieniony przez Sebastian Machiavelli dnia Pon 05 Sty 2015, 18:29, w całości zmieniany 2 razy
Cú Chulainn O'Connor
Temat: Re: Klasa Starożytnych Run Sob 03 Sty 2015, 23:44
Pierwsze zajęcia w tym roku szkolnym przywitał z... entuzjazmem? Tak, to chyba było dobre słowo, biorąc pod uwagę, że Gryfon pojawił się w klasie pierwszy. Nie zaspał, nie zapomniał, nie spóźnił się w żaden sposób i nawet wziął ze sobą książkę. Kto by pomyślał, że zacznie przypominać pilnego ucznia na starość i to jeszcze z przedmiotu nieobowiązkowego, którym nigdy wcześniej nie interesował się w większym stopniu. nawet w mniejszym zdarzyło mu się raz na ruski rok, o czym świadczył stan jego wiedzy na obozie. Już nawet nie potrafił przypomnieć sobie powodu, dla którego wylądował u Machiavelliego w wakacje. Nie potrafił zaprzeczyć, że przyjemnie spędził wtedy czas, a informacje, które trafiły do jego głowy pozostały w niej. Po ostatnich sensacjach jednak nie dość, że wolał spędzić bezstresowy czas na dobrze wspominanym przedmiocie to wręcz wyczekiwał ich. Wyczekiwał wszystkiego, co mogło mu się przydać. Nie zamierzał nagle zapisywać się na wszystko, bo to też nie brzmiało mądrze. Głęboka woda przyjdzie później, teraz należało się ubezpieczać na przyszłość. Amulety i symbole ochronne mogły stanowić idealny początek, więc jego nazwisko na liście pojawiło się przy pierwszej możliwej okazji. Wchodząc do klasy skinął głową nauczycielowi, zmieniając jednocześnie kolor i długość włosów, by upodobnić się do skandynawskiego boga piorunów. Trwało to może minutę, nie więcej, ale nie powstrzymał lekkiego uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy. Przyjrzał się pustym, pojedynczym ławkom, chcąc wybrać tę najdogodniejszą dla siebie. Do pierwszego rzędu nawet się nie pchał, nie z jego wiedzą. Druga zaś prezentowała się bezpieczniej, więc wybrał miejsce z samego brzegu, kładąc torbę na blacie, opadając na krzesło. Czuł się dziwnie, wręcz niezręcznie, siedząc w pojedynkę, nie wiedząc na czym zawiesić wzrok. Wyciągnął więc książkę do run i zaczął ja przeglądać. Niewiele zrobił przez resztę wakacji, odreagowując obóz lataniem na miotle i codziennym treningiem w domu. Może nie będzie tak źle, w końcu nie zamierzał spać. I o drużynie także wolał nie rozmyślać w tym momencie, biorąc pod uwagę, że stała pod znakiem zapytania.
Aristos Lacroix
Temat: Re: Klasa Starożytnych Run Nie 04 Sty 2015, 02:27
Machiavelli rozwalony na fotelu jak hrabia, z nogami nonszalancko zarzuconymi na biurko był pierwszym widokiem, jaki przywitał ją po przekroczeniu progu. Dziewczyna uniosła brwi, a potem posłała mu krótki uśmiech, nim jej spojrzenie spoczęło na znajomej sylwetce w drugiej ławce. - Masz moje pióro - głos nad głową O'Connora był zaskakująco miękki, niezbyt natarczywy, choć chłodne nuty pobrzmiewające gdzieś na jego dnie wyraźnie sugerowały, by Irlandczyk nie próbował się spoufalać. Aristos zajęła miejsce obok niego jak gdyby nigdy nic i zakładając nogę na nogę schyliła się ku rzuconej na podłogę torbie, by wyciągnąć z niej podręcznik do run i czysty zwój pergaminu; loki okiełznane szpilkami spięła w imponujący francuski warkocz, a jego końcówka połaskotała O'Connora w przedramię, gdy dziewczyna odwróciła głowę w drugą stronę, zerkając w stronę okna. Twarz miała wyjątkowo spokojną, bławatkowe oczy nie migotały złowieszczo, a usta układały się w nieco zrezygnowany grymas, jak gdyby przygryzanie ich nie pomagało na krążące nad głową troski. Kiedy znów na niego spojrzała, wąskie brwi zbiegły się delikatnie na widok pełnych oszołomienia oczu, które wyraźnie śledziły jej ruchy, jakby O'Connor obawiał się, że to wstęp do nieprzyjemnej dalszej części. - Pióro, O'Connor. Kościana stalówka, pióro hipogryfa. Pióro. Masz je. Chcę je odzyskać. Przynajmniej teraz, zapomniałam swojego - powtórzyła cierpliwym tonem, spuszczając wzrok i skupiając go na literach wytłoczonych na skórzanej okładce grubego tomiszcza, wciąż jeszcze zamkniętego. Zwinęła dłoń w pięść, napotykając na palcu srebrną obrączkę, należącą do chłopaka, ale nie miała najmniejszego zamiaru jej ściągać. Mimo wszystko, mimo całej wściekłości, jaka buzowała w jej wnętrzu i mimo całego toczącego umysł rozżalenia, nie potrafiłaby z niej zrezygnować. Na zajęcia zapisała się, bo jej teoretyczna wiedza z run pozostawiała wiele do życzenia; miała jej sporo, jeśli chodziło o praktykę, księgi natomiast zawsze ją nudziły i nie potrafiła odnaleźć w sobie tyle chęci, by wystarczało na uczenie się wszystkich reguł. Nigdy również nie odczuwała takiej potrzeby, zawsze sięgając do zaklęć runicznych, które nie wymagając obszernej wiedzy skupiały się jedynie na solidnych podstawach. Nie posunęłaby się jednak do tego, by lekceważyć tą dziedzinę magii, choć to zaklęcia i uroki pociągały ją od zawsze; miały w sobie fascynujące, niebezpieczne piękno, znacznie bardziej kuszące niż wszystkie pokręcone znaczki, ptaszki, kółeczka i domki, jakimi wydawały jej się runiczne inskrypcje. Potrafiła je odczytać, potrafiła użyć, zaraz jednak zapominała i nie wracała do tego bez potrzeby. Teraz zaś siedziała w klasie oczekując na rozpoczęcie zajęć, ramię w ramię z O'Connorem i zastanawiała się czy nie powinna wyjść - do tej pory schodzenie sobie z drogi wychodziło im nieźle. Z drugiej strony koegzystowanie poniżej pewnego poziomu było nie do przyjęcia dla jej godności i wyuczonych manier. Nawet jeśli nie była do końca pewna, czy wolałaby Irlandczyka udusić, czy ucałować.
Cú Chulainn O'Connor
Temat: Re: Klasa Starożytnych Run Nie 04 Sty 2015, 03:22
Śledząc wzrokiem strony prawiące o nieznanych mu amuletach, kamieniach i symbolach, które często przypominały pijacki bazgroł O'Connor zapomniał na moment o całym świecie. W końcu i tak siedział sam, a do towarzystwa miał tylko nauczyciela, który zdawał się bardziej relaksować niż interesować przedmiotem. Miał jeszcze czas, by zmienić oblicze na przerażającą bestię odejmującą punkty(choć Irlandczyk żył nadzieją, że lekcja nie będzie się niczym różniła od tej na obozie). Ze skupienia wyrwał go głos - tak dobrze mu znany, choć nie zawsze we wspomnieniach rozbrzmiewający w pozytywny sposób. Głos, którego mu brakowało po powrocie z obozu, który od tamtej pory słyszał tylko w pociągu jak kazał mu się wynosić z przedziału. Przywoływał go codziennie, rozbrzmiewał w głowie za każdym razem, gdy czytał listy. Głos Aristos. Poczuł na karku chłodny dreszcz, po czym odwrócił głowę, by spojrzeć na Gryfonkę. Przez moment nie zareagował na jej polecenie, jakby się zastanawiał czy faktycznie właśnie ona zajęła miejsce obok niego. Trudno było mu się dziwić, w końcu po sytuacji w przedziale prefektów każdy spodziewałby się, że ta dwójka wyląduje na dwóch przeciwnych końcach sali, a tu proszę, taka niespodzianka. Z jednej strony się cieszył, bo naprawdę za nią tęsknił, z drugiej jednak nie był pewien czy nie powinien znaleźć jakiś run formujących pole ochronne. Gdy przemówiła po raz kolejny zdołał przyjąć do wiadomości, że jakimś cudem to, co właśnie miało miejsce nie było iluzją. Schylił się do torby i wyjął pióro, o które "prosiła" Lacroix. Trzymał je przy sobie, ale go nie używał, w końcu miał własne. Traktował je raczej jako swego rodzaju pamiątkę, talizman, trudno to określić. Położył przedmiot na blacie obok księgi, którą wyjęła Gryfonka, co i rusz wracając spojrzeniem do jej twarzy. - Proszę. - odparł tylko. W jego głosie pobrzmiewała neutralność, z której przebijały się cieplejsze tony, których nie był w stanie opanować - i nie chciał. Miał zamiar dodać jeszcze, że przedmiot był w stanie nienaruszonym, ale po co? Sama to zauważy lub nie, a nie wydawała się chętna do jakiekolwiek konwersacji wykraczającej poza "przynieś, wynieś, pozamiataj". Był w kropce, targany wieloma sprzecznymi odczuciami. Chciał się do niej przybliżyć, objąć ramieniem, złożyć delikatny pocałunek na policzku zamiast "dzień dobry". Chciał dotknąć jej włosów, uśmiechnąć się do niej, by zobaczyć jak odpowiada w ten sam sposób. Beztrosko porozmawiać o wakacjach, o pierwszych dniach w szkole. Naprawdę w tym momencie nie było większego pragnienia w sercu Irlandczyka, co dało się dojrzeć w jego oczach. Każde z tych życzeń zostało spojone razem poczuciem winy, które prześladowało go od dłuższego czasu. Popełnił błąd i teraz za to płaci, więc mógł być zły tylko na siebie, żywiąc się nadzieją, że Aristos nadal go kochała, w końcu minęło tak mało czasu. Nie powstrzymał się i, pomimo chłodu czającego się na dnie głosu Lacroix, odezwał się do niej, zatrzymując dłoń na karcie o runach leczniczych. Kochał ją na Merlina, nie będzie siedział jak pies z podkulonym ogonem, udając, że obecna sytuacja mu odpowiadała. - Dobrze cię widzieć. - zaczął, pozwalając sobie na delikatny uśmiech, który był już nawykiem, a jego pojawienie się nie było nawet świadomym działaniem. Jeszcze przez moment bił się z myślami, czy aby wypuścić z ust parę dodatkowych słów. - Moglibyśmy się spotkać? Dzisiaj lub jutro. Miał nadzieję, że go nie zignoruje, a najbardziej optymistyczny wariant zakładał odpowiedź twierdzącą. Chciał z nią porozmawiać w cztery oczy, w spokoju. Chciał ją przede wszystkim przeprosić, przecież nie powinno tak być między nimi. Chciał naprawić swój błąd i nie dopuścić do utraty Ari. Taka stawka była warta wszelkiego ryzyka.
Yumi Mizuno
Temat: Re: Klasa Starożytnych Run Nie 04 Sty 2015, 12:03
Zwinęła pergaminy w ciasne ruloniki, wciskając je między dwie książki ze Starożytnych Run. Nie musiała wybierać tych zajęć niesiona pewnym doświadczeniem z obozu. Pierwszy raz miała wówczas do czynienia z tymże przedmiotem, a od tamtego czasu niewiele się zmieniło. Przejrzała pierwsze dwa rozdziały uznawszy, że może być ciekawie na lekcji prowadzonej przez opiekuna jej domu. Po wejściu do klasy powitały ją buty. Buty spoczywające na biurku i mlaskanie trawionej czekoladowej żaby. Tak samo jak dwa miesiące temu. Wymamrotała "dzień dobry" do zasłaniających nauczycieka nóg, wyminęła go i usiadła w trzeciej ławce. Minęła rozmawiających Gryfonów, posyłając im coś na kształt pogodnego uśmiechu. Znając życie będzie najmłodszą osobą na zajęciach. Nie była pewna przedmiotu, wszakże pierwszy kontakt był dość niefortunny. Jeśli przybłaka się do niej ponownie Kayneth, jej nerwy wystawione zostaną na próbę. Wyłożyła wszystek na drewniany dębowy stół, nieumyślnie wypuszczając też jeża. Zaskoczona jego obecnością złapała go w ostatniej chwili, gdy miał spaść. Wcisnęła go z powrotem do torebki, po cichu nakazując mu siedzenie w jednym miejscu. To wyzwanie dla jeżątka z zespołem adhd. Wyjechał do Francji w wakacje, to teraz stał się miłośnikiem przygód. Do kompletu dołączyło orle pióro z kałamarzem. Nie mając co zrobić z rękoma, otworzyła książkę na pierwszej stronie, przesłaniając twarz włosami. Przy dobrym wietrze Machiavelli jej nie zauważy i zapomni o tym, jak przykuła łańcuchami Puchona do ławki.
Evan Rosier
Temat: Re: Klasa Starożytnych Run Pon 05 Sty 2015, 01:36
Mroczny Znak nie lśnił nad Hogwartem już od jakiegoś czasu, ale korytarze wciąż pełne były niepokoju, a kąty huczały od plotek, nawet obrazy krążyły z ram do ram, wymieniając się informacjami i zaczepiając przechodniów, by wywiedzieć się od nich szczegółów. Uczniowie, zwłaszcza młodsi, poruszali się w zbitych grupkach, często prowadzeni na zajęcia przez nauczycieli, chociaż zagrożenia nie było, przynajmniej nie namacalnego, nie w tej chwili, nie w postaci niebezpieczeństwa, które wychynęłoby zza rogu i dosięgło któreś z nich. Wiedział o tym doskonale, Znak na jego przedramieniu nie palił ogniem, Czarny Pan nie wzywał; ani dziś, ani w noc otrucia Rogińskiego, ani w żadną inną. I choć zdawał sobie sprawę z tego, że to najpewniej tylko ostrzeżenie, emanacja siły, potęgi i przewagi, usunięcie niewygodnej jednostki pod samym nosem Dumbledore’a, by pokazać światu, jak niewiele starzec ma jeszcze w granicach swej kontroli, coś mu nie pasowało, coś sprawiało, że marszczył w zamyśleniu brwi, sięgając palcami lewego przedramienia, pulsującego delikatnie od dnia, w którym otrzymał swoje wyróżnienie, własny Znak. A przede wszystkim, pod skórę wkradała się irytacja na myśl o tym, że nie wydelegowano go do tego zadania, że sprzed nosa uciekła mu tak doskonała okazja, by samemu zadać Rogińskiemu ostatni cios, by wspiąć się w hierarchii i rzucić kolejnego trupa na fundamenty swojej drogi do potęgi; swojego snu o potędze. Zjawił się w klasie przed czasem, z niedbale przewiązanym krawatem i potarganymi po śnie włosami, a chociaż jego wiedza z dziedziny starożytnych run wołała prawdopodobnie o pomstę do nieba, zaś Chiara wielokrotnie wznosiła ironicznie brwi, stykając się z jego ignorancją, po obozie postanowił przyjrzeć się jej dokładniej, być może zainteresowany jej możliwościami, których przedtem nie doceniał, być może rozdrażniony niewiedzą, która związała mu wówczas ręce. Pchnął barkiem ciężkie drzwi do sali, podwijając rękawy koszuli do łokci, omiótł spojrzeniem rozpartego na krześle nauczyciela i zdawkowo skinął mu głową, nie poświęcając mu przy tym zbyt wiele uwagi. Jego wzrok pomknął po wnętrzu, dość szybko wyłapując obecność Aristos i Irlandczyka, siedzących w jednej ławce, rozmawiających półszeptem, najwyraźniej wbrew fałszywym plotkom, jakoby młoda Lacroix mściła się w pociągowym wagonie na więcej niż jednym mężczyźnie. Patrzył na nich krótko, obojętnie, przez czas równy mrugnięciem powieką, dopóki nie wyminął ich ławki, przestępując nad rozrzuconymi pergaminami małej Merberet, a następnie nie zajął jednego z miejsc bliżej końca, rzucając torbę pod nogi krzesła. Wyjął orle pióro od matki, nowy podręcznik i czysty pergamin, a potem jął leniwie obracać to pierwsze między palcami, od czasu do czasu tylko wyłapując spojrzeniem ciemne loki i odruchowo dotykając kciukiem szczęki, jak gdyby chciał upewnić się, że lekki zarost, jaki odhodował w ostatnim czasie, wciąż się tam znajduje.
Sebastian Machiavelli
Temat: Re: Klasa Starożytnych Run Pon 05 Sty 2015, 02:14
Uczniowie powoli się zjawiali. Uniósł lekko brew, gdy pierwszym, kto się pojawił na jego zajęciach był O’Connor. Jego też wyczekiwał niemalże z utęsknieniem. Uśmiechnął się pod nosem, gdy zauważył, że chłopak zmienił kolor włosów, po czym wyciągnął rękę aby pokazać mu kciuk uniesiony do góry. Lubił to. Później znów wrócił do swoich jeszcze nie ruszonych opakowań czekoladowych żab, aby w końcu sięgnąć po jedną i zjeść. Kątem oka zauważył jeszcze wchodzącą Aristos i Merberet, po czym rozpakował kolejną żabę. Już miał ją zjeść, gdy nagle huk rzucanych książek wystraszył go na tyle, że smakołyk wyskoczył mu z ręki i uciekł czym prędzej w stronę otwartych drzwi. Zmarszczył brwi, przypominając sobie, że podobna sytuacja miała miejsce na obozie. Po raz kolejny stracił dobry posiłek. Powinien chyba przestać przynosić je na zajęcia. Więcej tracił, niż zyskiwał. Zacisnął pięści, a chwilę później na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, który nie zwiastował nic dobrego. Wstał i przeciągnął się, podchodząc tym samym do stolika zajmowanego przed dwoje Gryfonów. Położył dłonie na brzegu ławki i pochylił się nad nimi, świdrując spojrzeniem. - O’Connor, nie wiesz, że kobiet nie powinno się denerwować? Sobota po południu u mnie w gabinecie – mruknął, następnie przeniósł niesamowicie niebieskie oczy na Aristos. Zanim się jednak odezwał, do sali lekcyjnej wszedł jeszcze ktoś. Tego osobnika nie kojarzył, ale spokojnie, miał zamiar nadrobić wszystko. - Aristos Lacroix – mruknął, zerkając na listę, którą trzymał, po czym posłał jej nonszalancki uśmiech. – Pani tu nie siedzi. Zwiała mi czekoladowa żaba, moja ulubiona i to nieważne, że mam jeszcze tuzin innych na biurku – powiedział, po czym chwycił różdżkę i jednym machnięciem rzeczy pani prefekt pofrunęły w kierunku innego miejsca, tuż obok nowo przybyłego chłopaka. Nie przestając się szczerzyć, odsunął się i ruchem dłoni wskazał w tamtą stronę. - Ruchy. Bo nawet sentymenty do Gryffindoru nie pomogą - oznajmił, po czym wrócił na miejsce, obserwując dziewczynę uważnie.
Aristos Lacroix
Temat: Re: Klasa Starożytnych Run Pon 05 Sty 2015, 04:01
Uśmiechnęła się blado, gdy wydobył pióro z torby i położył je na blacie; krótki skurcz bólu przemknął przez jej twarz, ale stłumiła go skutecznie, wbijając wzrok w księgę. Smukłe palce przesunęły się bezwiednie po okładce, pogładziły złote litery, musnęły chłodne okucia - dziewczyna wydawała się być przez moment zupełnie nieobecna, jak gdyby jej myśli wybiegły daleko poza kamienne, zimne mury. Otrząsnęła się dopiero gdy Irlandczyk odezwał się do niech ochrypłym szeptem. Ciemne brwi uniosły się lekko, spojrzenie z nostalgicznego przemieniło się w twarde, badawcze. Przeniosła na niego wzrok, taksując twarz rozmówcy powoli, uważnie; znała najmniejszy grymas, najlichszą nawet emocję, jaka rozpalała się i gasła w niebieskich oczach Gryfona. Od tak dawna nie przypatrywała im się w ten sposób, że przez moment utonęła w bezkresnej mapie przebarwień, w szablonie ciemniejszych plamek otaczających ten cholerny, lazurowy błękit. Dopiero po chwili potrząsnęła głową, palce do tej pory gładzące bezmyślnie książkę uniosły się, by odgarnąć nieposłuszny kosmyk, któremu udało się wymknąć z ciasnego warkocza, by opaść na twarz dziewczyny; jej wyraz znów złagodniał, rozjaśnił się powoli, gdy zdołała odegnać ciemne chmury przesłaniające umysł. - Widywałeś mnie wcześniej - zauważyła spokojnie, pochylając się nad ławką - nie raz i nie dwa, warto dodać. Chyba, że w Pokoju Wspólnym staję się niewidzialna, co byłoby mało prawdopodobne, ale możliwe - dodała po chwili, tonem w którym pobrzmiewało coś na kształt delikatnej, pełnej rozbawienia kpiny. Zaskoczona nagłą propozycją poderwała wzrok i znów wbiła spojrzenie w jego twarz, nim jednak zdążyła wydusić cokolwiek, zbyt zdziwiona, by odnaleźć słowa w pierwszej chwili, postać profesora przesłoniła padające z okna mdłe światło, będące efektem paskudnej pogody. Podniosła głowę, zerkając na mężczyznę z irytacją połyskującą w bławatkowych oczach, z ustami zaciśniętymi lekko, acz wyraźnie. Nienawidziła, gdy ktoś przeszkadzał jej w rozmowie i nie liczyło się, czy to nauczyciel, czy nie - zwłaszcza, iż powód tego bezceremonialnego wtrącenia się w konwersację był tak błahy i nieistotny, że francuska krew w żyłach Gryfonki zawrzała. Nie odważyłaby się jednak na odpyskowanie mu, nie teraz, kiedy na jej piersi dumnie błyszczała odznaka prefekta. Nie mogła pozwolić sobie na otwarty konflikt z nauczycielem, nie mówiąc już o tym, że minęła nieledwie połowa pierwszego miesiąca szkoły. Skinęła bez słowa głową, podnosząc się z krzesła i zerkając na Cu przelotnie. - Sowa - rzuciła jedynie krótko, nim przeniosła spojrzenie w ślad za swoimi rzeczami i w ostatniej chwili ugryzła się w język, nim z jej ust zdążyło wyrwać się soczyste, francuskie przekleństwo. Rosier. Oczywiście, cholera jasna, że to musiał być Rosier. Gdyby spojrzenie miało moc sprawczą, Machiavelli padłby w tym momencie na ziemię, zamieniając się w mało apetyczną, parującą kupkę gnatów, wnętrzności i własnej posoki. Przysięgając nauczycielowi bolesną zemstę, Aristos odwróciła się sztywno i ruszyła w stronę wskazanego miejsca, modląc się pod nosem o zbawienie, nagły potop lub atak Irytka. Niestety, nic takiego się nie stało, a ona znalazła się oko w oko z własnym nemezis w poluzowanym beztrosko krawacie, koszuli z rękawami podwiniętymi do łokci, lekkim zarostem i chłodem w spojrzeniu. Westchnęła ciężko, odwracając wzrok i zajęła miejsce, przesuwając się na drugi koniec ławki; nieposłuszne spojrzenie nieustannie wędrowało jednak w stronę Ślizgona, muskając nienatrętnie jego przedramiona, szyję, linię szczęki. Nie próbowało złowić wzroku, nie domagało się uwagi. Jedynie badawczo oceniało, w milczeniu doceniało rysujące się pod skórą mięśnie, twarz przystojną dokładnie tak, jak zawsze. Uderzenie tęsknoty jakie odczuła znajdując się tak blisko niego sprawiło, że odwróciła głowę, a dłonie zaprzęgła do rozplatania warkocza, by zająć je czymś, odwrócić ich uwagę; uwolnić delikatny aromat fiołków i winogron osiadły na czarnych lokach z nadzieją, że to uspokoi trochę drżenie, zniweluje ścisk w gardle. Czuła emanującą od niego obojętność: to obce, nieprzyjemne uczucie, dotykające tam, gdzie bolało najbardziej, sprawiające, że serce truchlało trwożnie przed dawką bólu, jaką mogła jej ta obojętność zagwarantować. Padło między nimi wiele słów. Wiele niepotrzebnych, raniących, ostrych słów, których pochodzenia szukać nie można było nigdzie indziej jak w gniewie, rozżaleniu i goryczy, kropli tak małej, że jej niepodobna dojrzeć, a tak gorzkiej, że cały świat można by nią zatruć. I choć kazała mu wyjść, gdy powiedział, że nie chce jej widzieć, że ma zejść mu z oczu, dopóki nie cofnie popełnionego głupstwa - teraz to wszystko wyblakło, zniknęło pod ogromem innych spraw, straciło na znaczeniu. Teraz ważny był tylko znajomy zapach perfum i tytoniu. Przygryzła wargę, zerkając na niego po raz kolejny, a po chwili schyliła się ku swojej torbie, wydobywając z niej pięciokątną kartę z czekoladowej żaby. Rzadką, trudną do zdobycia, którą znalazła w słodyczach kilka tygodni wcześniej i odłożyła, zapominając, że przecież nic ich już nie łączy. Wyprostowała się powoli, otworzyła księgę, a kartę trzymaną w dłoni odłożyła na blat, by przesunąć ją powoli w stronę Evana. Nie spojrzała na niego, nie odwróciła nawet wzroku zawieszonego na wstępie do run ochronnych, choć dłoń cofnęła dopiero, gdy musnęła jego palce, wsuwając kartę tuż pod nie.
Franz Krueger
Temat: Re: Klasa Starożytnych Run Pon 05 Sty 2015, 16:21
Po ostatnich wydarzeniach nie potrafił skoncentrować się na nauce i to raczej dziwić nie powinno. Cały czas myślał przecież o Voldemorcie, o Heinrichu... a już przede wszystkim o Jasmine, w stosunku do której, jako jedynej, czuł się winny. Nie był pewien jak dalej potoczą się ich losy, chociaż chciał wierzyć w to, że wszystko się ułoży. Póki co starał się udawać, że jest w porządku, toteż zebrał z dormitorium swoje rzeczy, pakując je na szybko do czarnej torby, po czy ruszył w kierunku sali, w której odbywały się zajęcia ze starożytnych runów. Pech chciał, że akurat z kuzynem panny Vane, niejakim Sebastianem. Każdy szczegół zdawał się więc przypominać Ślizgonowi o jego największych zmartwieniach. Chłopak wszedł do klasy, rozglądając się po obecnych uczniach. Zdawał sobie sprawę z tego, że jego luba trafiła do innej grupy i chyba pierwszy raz od dawna ta sytuacja jawiła się dla niego jako niezwykle komfortowa. Mógł uniknąć pełnych wyrzutów spojrzeń, z pozoru niewinnych gestów, które skrywały w sobie więcej bólu niźli wywołać mogłaby klątwa Cruciatusa. Franz odsunął od siebie niezbyt sprzyjające przemyślenia i jeszcze raz okiełznał wzrokiem całe pomieszczenie, dostrzegając kolejno Aristos i tego chłopaka z Gryffindoru, którego imienia nigdy nie mógł spamiętać. Cu? Jakoś tak. Wiedział, że gra w drużynie quidditcha i że łączą go dość zażyłe relacje z panną Lacroix, nic poza tym. Wreszcie siedemnastolatek dostrzegł gdzieś na końcu sali Evana Rosiera. Jego przyjaciel niestety nie siedział sam, jednak wybór ławki i tak nagle stał się o wiele łatwiejszy. Krueger rzucił torbę przy ławce obok i usiadł na swoim miejscu, spoglądając to na swojego towarzysza, to na kręcącego się po sali Machiavelliego. - Siema - przywitał się też krótko z Aristos i Rosierem, podając kumplowi dłoń, choć nie zaczynał żadnego niewygodnego tematu. To dziwne, że dwóch kumpli nie zamieniło między sobą ani jednego słowa traktującego o mrocznym znaku nad szkołą, ale cóż... przynajmniej niemiecki czarodziej stwierdził, że lekcja starożytnych runów to nieodpowiedni moment na poruszanie takich problemów. Mimo tego zastanawiał się, co krąży po głowie Evana. Nie sądził, by ten domyślił się, kto wykonał zlecone przez Voldemorta zadanie. Może właśnie szukał sprawcy? Starał się wydedukować, kto z grona jego znajomych tej nocy miał ręce pełne roboty? A może wolał nie wiedzieć, nie denerwować się tym, że Czarny Pan nie wybrał akurat jego? Właściwie Franz i tak nie miał sposobności, by się tego dowiedzieć. Raczej czysta ciekawość zwróciła jego przypuszczenia w tym właśnie kierunku. Musiała jednak pozostać niezaspokojona, przynajmniej póki sam Rosier nie zamierzał zdradzić tego, co kryje się w najgłębszych zakamarkach jego umysłu. Młody Krueger poszedł w ślady drugiego Ślizgona i wyciągnął z torby podręcznik do starożytnych run, otwierając go mniej więcej w połowie, kiedy wreszcie położył go na ławce przed sobą. Prawdę powiedziawszy nie miał pojęcia, co dzisiaj będą robić na zajęciach, a jego wiedza z dodatkowego przedmiotu niestety nie była imponująca. Jedynie zapisane stronice opasłego tomy mogły go uratować przed ewentualnymi pytaniami profesora. Pomijając, rzecz jasna, fakt, że Franz nieszczególnie się nimi przejmował. Może i runy nie były wcale takie nudne; w innym wypadku chłopak nie wybrałby ich przecież jako dodatkowe zajęcia. Mimo wszystko Niemiec nie miał za bardzo czasu, by sięgnąć do lektury. Ostatnimi czasy wolał nadrobić zaległości z transmutacji, z której też orłem nie był. A egzaminy zbliżały się przecież wielkimi krokami...
Wanda Whisper
Temat: Re: Klasa Starożytnych Run Pon 05 Sty 2015, 16:58
Kolejny zabiegany tydzień. Jak nie zajęcia z patronusa to ślęczenie nad książkami w bibliotece, korepetycje z młodszymi uczniami i mozolne przygotowania do zbliżających się wielkimi krokami egzaminów, które zaważą na przyszłości panny Whisper. Nie spieszyła się wcale, miała czasu zanadto – poza tym miała dość dobre relacje z opiekunem swojego domu, którego szczerze lubiła. Nic do niego nie miała – był bardzo oryginalnym jegomościem, kiedy trzeba było był poważny – miał spora wiedzę i zawsze służył pomocą. Włosy związane w wysoki kucyk ozdobione czarną wstążką podskakiwały z każdym krokiem dziewczyny, kiedy ta przemierzała prawie, że raźno szkolne korytarze w poszukiwaniu dobrze znanej jej klasy starożytnych run. Odziana w standardowy mundurek szkolny – białą koszulę i ciemną spódnicę, luźno zawiązany krawat i przylepiony do ust szczery uśmiech. Cała Whisperówna. Gdy znalazła się pod salą, poprawiła pasek skórzanej torby wypełnioną po brzegi książkami, po czym weszła do Sali, wściubiając wcześniej ciemną łepetynę do środka, chcąc sprawdzić czy na pewno nie pomyliła pomieszczeń. Gdy jej piwne spojrzenie padło na Sebastiana jej blade lico pojaśniało, a ta czym prędzej weszła do klasy, mając nadzieję, że nie jest ostatnia. Przywitała się zwykłym Dzień dobry, posłała szeroki uśmieszek w stronę Yumi i Connora, po czym by nie robić zbędnego rabanu skierowała się do najbliższej powiedzmy ławki. Tą zajmował niejaki pan Krueger – znany jej Ślizgon z widzenia, ten sam rocznik. Przystojny jegomość, kumpel Grossa i całej tej śmietanki, której część się w Sali znajdowała. Tutaj spojrzenie Krukonki powędrowało na Rosiera siedzącego już z panną Lacroix, którą również kojarzyła. Towarzystwo ciekawe, zapowiada się interesująca lekcja…. Będąc już w okolicach Niemca przystanęła przy jego stoliku i uniosła jedną brew do góry, gdy spojrzenie Franza skrzyżowało się z jej własnym. Ułożyła usta w kolejnym sympatycznym grymasie. - Cześć, można? – Spytała szeptem i gdy otrzymała odpowiedź twierdzącą zsunęła z ramienia torbę i zajęła miejsce obok chłopaka, omiatając go przy okazji słodkim waniliowym zapachem. Schyliła się również do swojego tobołka i wyjęła z niego jedno z ozdobnych piór – pamiątka po ojcu, czyste arkusze pergaminu oraz opasły podręcznik, wcześniej już przewertowany przez Wandę. Ułożyła to wszystko po swojej stronie blatu i westchnęła, skupiając swoją uwagę na spisie treści książki, nie na swoim towarzyszu. No dobra, raz czy dwa na niego zerknęła, ale to tylko z czystej ciekawości. Założyła ciemny kosmyk włosów za ucho czekając na ciąg dalszy.
Aeron Steward
Temat: Re: Klasa Starożytnych Run Pon 05 Sty 2015, 18:16
Mimo iż zabrał się trochę wcześniej, i tak trafił do klasy jako ostatni. Nie spóźnił się, ale takie przychodzenie zwracało sporo uwagi, czego Aeron nie lubił. A specjalnie nie przesiedział całej poprzedniej nocy w bibliotece na czytaniu jakichś ksiąg dotyczących transmutacji. A przecież znalazł jedną, i to bardzo interesującą. No ale cóż, nie dane mu było do niej zajrzeć. W ogóle ostatnio miał coraz mniej czasu dla siebie. A tu jakiś dziwny obraz zabiera go na jakąś dziwną przygodę, a tu podejrzane znaki panoszą się nad szkołą. Normalnie super atrakcje. A że udział w jednej z nich mało nie przypłacił życiem? Kto by się tam przejmował. Ważne że zdobył yyy... no właśnie co konkretnego było w tej skrzyni? Z pewnością była w niej dziwna księga o testralach, którą dał pannie Anderson. Nie mógł za to przypomnieć sobie co jeszcze tam było. Zresztą, nie było to teraz ważne. Spakował co miał do spakowania, znaczy się jakąś księgę, coś do pisania i notowania, i udał się w stronę klasy w której odbywały się zajęcia, gdzie dotarł niewiele później. Większość, jeśli nie wszyscy uczniowie biorący udział w lekcji już tu byli. Część z nich znał, część kojarzył tylko z widzenia. Była panna Whisper, na której widok dostał dziwnego uczucia. Siedziała w ławce razem z jakimś ślizgonem, którego kojarzył tylko z widzenia. Była mała Yumi. Była również gryfonka, którą kojarzył z przyjęcia u Chi. Oprócz tego parę innych osób. No i oczywiście nauczyciel, któremu Aeron skinął głową na powitanie. Nie mówiąc ani słowa zajął wolną ławkę z boku. Nie czuł potrzeby nawiązywania jakiegokolwiek kontaktu z siedzącymi tu ludźmi, no może nie licząc panny Whisper, która już jednak siedziała z kimś w ławce. Przewertował wielką księgę w swojej głowie, szukając jakichś śladów wiedzy o starożytnych runach. Optymizmem byłoby stwierdzenie że jest z tego przedmiotu dobry. A jednak nie było najgorzej. Znał podstawy, coś tam bardziej zaawansowanego też by się znalazło. I tyle. A może aż tyle. Zresztą, kto by się tam przejmował. Przyszedł tu pogłębić swoją wiedzę. Spojrzał jeszcze przed siebie, obserwując przetasowania w ławkach. Sam oparł się wygodniej w krześle, oszczędzając siły na coś bardziej wyczerpującego. Nie zostawało mu teraz nic innego niż siedzieć i czekać aż pan Machiavelli rozpocznie wreszcie swoją lekcję. Kątem oka dostrzegł uciekającą co sił w nogach ofiarę Sebastiana, która zwiała mu przed nosem przez głośne zachowanie panny Lacroix. Minąwszy Aerona, zniknęła tuż za drzwiami wyjściowymi, korzystając z pozostałej w przejściu małej szpary. Biedne stworzenie chciało żyć. Prawie zrobiło mu się jej żal. Prawie.
Sebastian Machiavelli
Temat: Re: Klasa Starożytnych Run Pon 05 Sty 2015, 19:35
Przeliczył uczniów, którzy byli na liście i uśmiechnął się szeroko. Był komplet i to bez spóźnień, co bardzo cenił. Trochę Krukonów, Ślizgonów i Gryfinów. Dlaczego nikt nie wpadł z Hufflepuffu? Westchnął cicho i machnął różdżką w stronę drzwi, które z hukiem się zamknęły. Skończył przeżuwać czekoladę w milczeniu, spoglądając na zegar który pokazywał, że już dwie minuty odkąd miały się rozpocząć zajęcia. - Nazywam się Sebastian Machiavelli, będę was uczył tego wspaniałego przedmiotu jakim są Starożytne Runy. Kilkoro z was uczestniczyło na moich zajęciach podczas obozu, dzięki czemu jeszcze bardziej cieszy mnie fakt, że dzisiaj przyszliście – powiedział, chowając ręce za siebie. Zaczął przechadzać się między ławkami, łypiąc na każdego ucznia uważnie i z pewną dozą zainteresowania. Starał się chociaż trochę rozeznać i zapamiętać każdą z twarzy, aby później móc ścigać z pracami domowymi i innymi tego typu rzeczami. Zatrzymał się przy stoliku, który zajmowała Yumi Merberet i spojrzał na jej pergaminy, które w tej chwili walały się prawie wszędzie. Uniósł brew, po czym pokręcił głową. - Mam nadzieję, że żadne z Was nie będzie swojego sąsiada przykuwało łańcuchami do ławki – tutaj znacząco spojrzał na Japonkę. Dobrze pamiętał jej występ i szczerze, uznał go za całkiem zabawny chociaż rozwalił mu tym samym połowę zajęć. A tego raczej się nie robiło. Nie jemu i nie na tym konkretnym przedmiocie. Po chwili objął całą grupę spojrzeniem, zakładając ręce na torsie. - Jeśli chodzi o sprawy organizacyjne, to możecie mieć tylko jedną nieobecność. Jeśli będzie się miało więcej niż jedna, to przykro mi, ale nie dostanie zaliczenia przedmiotu. Nie interesuje mnie to, czy będziecie mieli połamane nogi, czy wpadnięcie na wierzbę bijącą lub złapie was woźny. Jedna nieobecność i tylko jedna – powiedział spokojnie, nie pozbywając się nawet na chwilę szerokiego uśmiechu, który uwydatniał u tym samym kości policzkowe. Odsunął się od ławki Yumi i ruszył do swojego miejsca przy biurku i chwycił za kartę z czekoladowych żab, zaczynając ją obracać w palcach. Przez chwilę panowała cisza, jakby Sebastian się zastanawiał czy powiedział wystarczająco wszystko na temat spraw organizacyjnych. - Nie pochwalam spóźnień, więc gdy wybije godzina zajęć, to drzwi zostają zamknięte i nikt nie będzie mógł wejść do sali. Radzę pilnować godziny, zwłaszcza, że nie jest ani wczesna ani późna. Rozmów te nie będę tolerował, ale chętnie posłucham co macie do powiedzenia na dany temat. Chciałbym się rozeznać jeśli chodzi o waszą wiedzę, a aktywność będzie nagradzana punktami – powiedział. Chwilę później chwycił za dwa podręczniki, w które powinni być zaopatrzeni także uczniowie. Uniósł je do góry, aby każdy mógł się przyjrzeć. - Z tego będziemy korzystać. Pierwsza pozycja to Starożytne runy nie są wcale takie trudne i druga Runy dla zaawansowanych. Niech was nie zdziwi ten ostatni, ale czasu mamy mało, a jak mniemam większość jest daleko w lesie. Chociaż… Moi Krukoni raczej powinni szybko nadrobić braki. Jeśli chodzi o Ślizgonów, to profesor Smoczyca Was chwaliła, zobaczymy więc ile jesteście warci. Gryfoni też powinni dać radę – wzruszył ramionami, po czym klasnął w dłonie, wyszczerzając się szeroko do każdego z obecnych. - Otwórzcie pierwszy podręcznik i starajcie się odpowiedzieć na podstawowe pytania, które zadam teraz. Co to są Starożytne Runy? Skąd się wywodzą? Po co w ogóle się tego uczymy? Liczę na współpracę.
Czas do 7.01 godzina 20:00
Yumi Mizuno
Temat: Re: Klasa Starożytnych Run Pon 05 Sty 2015, 20:08
Założyła nogę na nogę, niespecjalnie przejęta ucieczką czekoladowej żaby. Już trzylatek wie, że trzeba je trzymać, aby nie zwiały, także wypuszczenie jej z dłoni bawiło piętnastolatkę. Z tego co pamiętała, a pamięć miała piekielnie dobrą, w czasie obozu Sebastian również poświęcał swoją uwagę żabom. Uznała to za słodkie hobby. Przekrzywiając głowę prześledziła klasę. Pojawiła się Wanda i Aeron, na którego widok uciekła wzrokiem. Zajęła się próbami utrzymania porządku na ławce, nie spoglądając już na osoby ją wymijające. Przypisała nazwiska do twarzy i na tym skończyły się jej informacje. Odczuwała pewnego rodzaju ulgę, że Amycus zrezygnował z nauki tego przedmiotu. Jak nic, mogłaby go przywiązać łańcuchami do ławki, skoro miała ku temu tendencje. Oparła brodę o dłoń, słuchając prezentacji nauczyciela. Dowiedziawszy się niedawno, że to on został opiekunem Ravenclawu, Yumi poczuła się nader niezręcznie. Popsuła mu lekcję i niekoniecznie tego żałowała, skoro naprzykrzał się jej Puchon z zaburzonymi odruchami samozachowawczymi. Nie sądziła jednak, że profesor wspomni o tym na głos. Zacisnęła mocno usta w białą, wąską linię powstrzymując chichot. Pamiętał! Po cichu trzęsła się ze śmiechu, a potrzebowała dwóch minut aby spoważnieć. Niemo odganiała mężczyznę od swojej ławki mając nadzieję, że nie zaplanował pilnowania jej przez całe zajęcia. Siedziała dzisiaj sama, nikomu nie groziło przykucie łańcuchami. Przynajmniej dopóki nie dostanie ich do rąk. Spóźnianie się nie leżało w naturze Japonki. Słyszała opowieści w Ravenclawie, że nauczyciel od Starożytnych Run jest surowy i podobno bardzo miły. Yui nie miała okazji tego sprawdzić, ale podobał się jej jego luzacki styl bycia. Zmrużyła powieki tworząc w myślach maleńki plan, aby kiedyś przyjść na jego zajęcia zabandażowanym od góry do dołu - bądź namówieniu do tego kogoś ze znajomych. Zapamiętała jednakże, aby nie łamać nóg, rąk, nie wpadać na wierzbę bijącą, gdy tego samego dnia są Starożytne Runy. Zamachała butem pod ławką rozwijając powoli uparty zwitek pergaminu. Nazywanie profesor Lacroix Smoczycą zjednywało mu prawdopodobnie większość osób, szczególnie tych, których Chantal próbuje zadręczyć na swych lekcjach. Widząc szeroki uśmiech nauczyciela wywróciła dyskretnie oczami, nazywając go w myślach dużym dzieckiem. Przekartkowała książkę, stroniąc od udzielania odpowiedzi. Wybrała przeczekanie i poznanie podstawowych zasad poza tym, co zdążyła przeczytać. Do tej pory miała w kufrze medalion wiedzy, nad którym męczyła się przez godzinę na zajęciach podczas szkolnego obozu. Nie miała pełnego zaufania do własnego tworu, także sceptycznie podchodziła do jego jakoby mocy pomagającej w nauce. Mimo wszystko cieszyła się, że udało się jej go zrobić. Dziewczyna spuściła wzrok na pergamin, zapisując tam zgrabnie punkty oraz pytania.
Franz Krueger
Temat: Re: Klasa Starożytnych Run Wto 06 Sty 2015, 00:06
Z nudów przerzucał kartki w podręczniku, czytając jedynie tytuły rozdziałów, bądź wytłuszczone slowa. Nie zamierzał inicjować żadnych rozmów, skoro jedyne o czym myślał, to mroczny znak wyczarowany nad szkołą. Może nawet dobrze wyszło, że Franz spotkał Rosiera akurat na zajęciach ze starożytnych runów. Nie miał na razie ochoty na poruszanie tego typu tematów, choć zdawał sobie sprawę z tego, że taka konwersacja z Evanem w końcu nastąpi. W dodatku, co na plus, Ślizgon przywołał w jego pamięci i tak nieco lepsze wspomnienia niż te, które towarzyszyły młodemu Kruegerowi, kiedy wchodził do sali. Panna Vane przeszła na dalszy plan, a wyrzuty sumienia i poczucie winy ponownie ukryły się gdzieś w zakątkach jego umysłu. Przesunął palcami kolejną stronę, przyglądając się runom ehwaz i eihwaz, w których odczytaniu on sam zapewne nie dostrzegłby żadnej różnicy. Z zamyślenia wyrwał go dopiero znajomy, kobiecy głos, którego jednak Ślizgon nie potrafił z całą pewnością połączyć z twarzą. Dlatego uniósł wzrok, by potwierdzić swoje przypuszczenia. Mimo że nie odezwał się przy tym ani słowem, z jego grzecznego skinienia głową i ledwie widocznego gestu dłonią można było wywnioskować, że nie ma nic przeciwko krukońskiej towarzyszce w swojej ławce. Panna Whisper usiadła obok, a niemiecki czarodziej powrócił do przeglądania podręcznika, ostatecznie otwierając go na jednym z pierwszych rozdziałów, na tym, o którym mówił Machiavelli. Swoją drogą, niezwykle zrzędliwy typ, który wprowadzał miliony niepotrzebnych rygorów. Niepotrzebnych, bo większość z nich pewnie i tak uczniowie mieli w głębokim poważaniu. Franz miał nawet początkowo podsumować monolog Sebastiana niewybrednym komentarzem skierowanym do Wandy. Zrezygnował jednak, kiedy pomyślał o tym, jak zachowywałby się, gdyby sam został nauczycielem w Hogwarcie. Zapewne byłby tak samo zasadniczy i nie tolerowałby na swoich lekcjach przejawów niesubordynacji. Coś innego przykuło jednak uwagę chłopaka, a przy okazji skutecznie przesłoniło wypowiadane przez profesora zakazy. Woń, która unosiła się nad ławką od czasu, kiedy uczennica z Domu Kruka usiadła na miejscu obok. Delikatny, słodki zapach, który działał niezwykle pobudzająco. Niemiec umoczył końcówkę pióra w kałamarzu wypełnionym atramentem i oderwał kartkę papieru ze swojego szkolnego kajecika, którego i tak rzadko używał w przypisanym mu celu. To zabawne jak działa ludzki mózg, jednak czuł na sobie spojrzenie panny Whisper, chociaż wcale nie odwrócił swego spojrzenia w kierunku jej twarzy. Prawy kącik jego ust uniósł się natomiast w subtelnym półuśmiechu, kiedy Krueger wypisywał kolejne słowa na oderwanym kawałku kartki. Wreszcie skończył swój raczej zwięzły wywód, stawiając z prawej strony zgrabny znak zapytania. Złożył jeszcze karteczkę w kilka kwadratów, by ostatecznie włożyć ją do kieszeni szkolnej szaty Wandy. Celowo zahaczył palcami o jej ciemny materiał, by uświadomić Wandę o położeniu liściku, gdyby nie zauważyła, że go tam umieścił. Zresztą wolałby nie zyskać w jej oczach miana zawodowego kieszonkowca już na samym wstępie niewinnego flirtu.
Cytat :
Wyczuwam słodką, delikatną nutę, panno Whisper. Czy wiesz czego zwiastunem jest zapach wanilii?