Gdy dziewczyna się odwróciła to pierwsze co rzuciło się jej to spojrzenie potomka Salazara. Tak trudne do odgadnięcia, tak wiele skrywające… Aż Wanda znów poczuła tą nieodpartą chęć dotknięcia chłopaka- gdyby nie ostrożność i jej trzeźwe myślenie, to pewnie zatonęłaby w ciemnych tęczówkach. A tak, tylko patrzyła tęsknie na niego starając się zachować pozory dziewczyny odpowiedzialnej do czasu…
W pewnym momencie dziewczyna zupełnie jakby przestała zwracać uwagi na towarzystwo Carrowa. Jej wzrok pociemniał zupełnie jakby rozmyślała o czymś, albo kimś innym. Tak, zdecydowanie jej myśli błądziły wokół pewnej osoby. Wokół słodkiego, przystojnego Gryfona, którego już tak dawno nie widziała… Jej ukochany, tak boski i tak wspaniały, że na samą myśl aż przez ciało Wandzi przeszedł dreszcz, i jeszcze jeden i kolejny. Patrzyła na Amycusa, jednak tak jakby zupełnie go nie dostrzegała. Westchnęła cicho, rozanielona, że lada chwila, a spotka swojego Petera.
Jak mogła być taka głupia i nie zauważyć tego, że ten nieśmiały Huncwot tyle dla niej znaczy! A ona, biedna dziewoja traci swój cenny czas, który mogłaby w pełni poświęcić chłopcu, którego miała obraz przed oczyma. Westchnęła jeszcze raz i kompletnie ignorując słowa Carrowa, który faktycznie chyba coś do niej mówił schyliła się i podniosła swój plecak, myśląc gdzie mogłaby zastać Pettigrewa.
- Wybacz, ale chyba powinnam już pójść. – Mruknęła, spoglądając na niego przelotnie i jednocześnie zarzucając swoją torbę wypełnioną słodyczami po brzegi i wyminęła Ślizgona. Zaraz jednak zatrzymała się w połowie drogi, zupełnie jakby chciała coś jeszcze powiedzieć swojemu rozmówcy, albo co gorsza zrobić. Zatrzymała wzrok po raz kolejny na jego ładnie wykrojonych ustach wyobrażając sobie, że są to usta Petera i pożegnała się cicho, kierując się tym samym w stronę schodów.
Pozostał po niej zapach wanilii i pełno sprzeczności.
[z/t]