IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Na końcu korytarza

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
AutorWiadomość
Jasmine Vane
Jasmine Vane

Na końcu korytarza - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Na końcu korytarza   Na końcu korytarza - Page 7 EmptyNie 22 Lut 2015, 02:15

-Najlepsza zabawa jest wtedy, kiedy doznania są dawkowane powoli, co jakiś czas. Co to za frajda wyzbyć się wszystkich kart na samym początku, gdy ktoś obok może mieć asa w rękawie? Lepiej mieć takie dwa. -zauważyła, wybierając sobie miejsce obok Ślizgona. Nie miała nigdy okazji lepiej go poznać, co miało związek z jej wiecznym brakiem czasu, ale też i pewną dozą nieufności. Nadal ją miała względem "nowego", ale niedawne wydarzenia spowodowały, że na prawdę było jej już wszystko jedno.
Jas pokiwała głową z wolna, jakby rozważając propozycję Pride'a.
-Nie będę odmawiać, skoro tak mi to służy. I mojej wyobraźni. Warto w siebie inwestować. -zauważyła. -To da się zrobić. Przy okazji. Śmierć może zaglądać do Twoich oczu dość często, wystarczy, że będe w takim humorze jak przed chwilą. -mruknęła. Obejrzała szkice z dozą ciekawości. Nigdy nie interesowała się ludzką anatomią aż tak, chociaz byłą ona potrzebna do szkicowania portretów czy całych sylwetek.
-Winszuję talentu. -rzuciła, unosząc kącik ust ku górze.
Zostałaby dłużej, zwłaszcza, że rozmowa schodziła na ciekawe tory, lecz zaskoczyła ją sowa od dziadka. Krótkie zerknięcie w treść miała jej wszystko wyjaśnić. Kolejne zlecenie na kurierowanie tej nocy. Miała mało czasu.
-Wybacz, że muszę już Cię opuszczać, zwłaszcza, że dopiero się rozkręcaliśmy, ale interesy wzywają. Mam jednak nadzieje, że przebywanie ze sobą i próby upiększenia świata nowymi modelami mebli wciąż aktualne? -uniosła jedną brew wymownie. Nachyliła się nad Pridem, jakby chcąc ucałować jego policzek. Dolna warga ledwie co przesunęła się po resztkach zarostu na jego twarzy.
-Do zobaczenia. Oby jak najszybciej. -szepnęła, odwracając się na pięcie i odchodząc.

Z tematu.
Porunn Fimmel
Porunn Fimmel

Na końcu korytarza - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Na końcu korytarza   Na końcu korytarza - Page 7 EmptyNie 22 Lut 2015, 23:45

Lubiła przychodzić do tej części lochów. Duża przestrzeń pozwalała na zebranie myśli, które targały jej umysł niczym burza. Za dużo się działo, za dużo w tak krótkim czasie. Najpierw Gilgamesh, który chyba nie do końca pamiętał to, o czym jej powiedział pod wpływem alkoholu, a później jej siostra, Aria. Co gorsza, chyba nie do końca potrafiła ułożyć puzzli, które przed nią rzucono. Nic do siebie nie pasowało, a ona wraz ze zbiegiem czasu i kolejnymi problemami, po prostu miała dość. Kochała swoją siostrę, chciała, żeby była szczęśliwa i tutaj był ten kłopot, gdyż osoba, która była jej powierzona, no cóż… nie do końca się nadawała do tego, aby wywołać na twarzy Krukonki uśmiech.
Była zamyślona, a to do niej zupełnie nie pasowało. Nigdy nie chodziła z głową w chmurach, jak jej siostra. Co się działo? Ostatnio, to Aria zrobiła się bardziej bojowa i chciała wszystkich bić, natomiast Porunn chyba zapomniała o sile swojego prawego sierpowego. Być może była tak wyciszona przez lekcje Patronusa, że po prostu nie widziała powodu, żeby się złościć? No, chyba, że w grę wchodził Ben Watts. Tego, to miała ochotę na samą myśl roznieść w pył! I to własnymi rękami, bez pomocy różdżki.
Najgorsze było jednak przed nią. Jeśli właśnie powiedziała sobie, że potrafiła zapanować nad swoim wybuchowym temperamentem i nie miała się o co złościć, to chyba nie w porę. Znalazła powód, dzięki któremu na jej twarzy pojawiły się wypieki, a oczy pociemniały, przysłonięte mgłą. Zatrzymała się niedaleko dwójki uczniów, których bardzo dobrze znała. Jasmine Vane w towarzystwie Vincenta nie należało do dziwnych rzeczy. Nie o to nawet chodziło, przecież Fimmelówna nie miała zamiaru trzymać swojego chłopaka na krótkiej smyczy. Mógł rozmawiać z kim chciał i o czym chciał. To naturalne, że chciał poznać jak największa liczbę osób. I nawet by odeszła, zostawiając ich samych sobie, gdyby nie to, że usłyszała słowa Vincenta, które sprawiły, że serce zabiło jej mocniej. Herbata lub coś mocniejszego? Więcej osób nie przewidywał? To nie było tak, że wychodzenie z kimś na herbatę było czynem karalnym. Gorzej, że umawiał się z piękną Ślizgonką, znacznie bardziej doświadczoną w sprawach sercowych i pewnie nie tylko. Miała wszystko, czego Porunn, jak uważała, nie miała. Piękne, falowane włosy, idealne ciało czy też niebanalny uśmiech, przez który mężczyznom miękły kolana. Kim była więc Norweżka na tle takiej dziewczyny, jak ona? Nikim i chociaż nigdy nie przykładała do swojego wyglądu takiej wagi, to nie mogła ukryć, że w tej chwili była chyba zazdrosna. I to nie było coś takiego, jak niezdrowa zazdrość o siostrę. Coś chyba znacznie gorszego.
Schowała się za filarem, spoglądając na nich jeszcze przez chwilę, a gdy zobaczyła jak Jasmine pochyla się nad Vincentem i prawie całuje go w policzek, Fimmelówna zmarszczyła brwi, zaciskając przy tym mocno pięści. Gdyby miała dłuższe paznokcie, z pewnością przebiłaby sobie skórę aż do krwi. Skąd te nerwy? Nie wiedziała, i co gorsza, jakoś nie chciała sobie tego wyjaśniać. Po prostu była zła, a to u niej było dosyć częste. Nie miała jednak zamiaru urządzać głupich scen zazdrości. Nie należała do tego rodzaju dziewczyn i nie chciała tego zmieniać. Szczególnie, że lubiła Jasmine, pytanie jednak – jak długo ta sympatia będzie się jeszcze utrzymywać.
Dopiero gdy panienka Vane odeszła, Porunn nie miała zamiaru dłużej ukrywać swojej obecności. Nim chłopak wstał z ławki, ona usiadła obok po turecku, opierając się o zimną ścianę. Przez chwilę milczała, aby w końcu spojrzeć na niego z niego pochyloną lekko głową w bok. Uśmiechnęła się kątem ust, nawiązując z nim kontakt wzrokowy i dopiero gdy jej błękitne oczy spotkały się z tymi jego, postanowiła się odezwać.
- Piękna jest, prawda? Ciekawa osobowość, otwarta i niesamowicie kobieca. Pewnie dobrze całuje, taka odważna, nieprzewidywalna – powiedziała, jednak tylko on potrafił wyczuć tę nutę jadu w głosie dziewczyny, której nawet nie starała się ukryć. Skrzyżowała ręce na piersiach. Zazdrosna? Tak, była. I mimo wszystko miała ochotę dać mu do zrozumienia, że nie tylko ona była do pewnych rzeczy zobowiązana.
-No dobra, nie będę Ci więcej zawracać głowy– mruknęła pod nosem, po czym wstała z zamiarem pójścia w kierunku Pokoju Wspólnego Slytherinu.
Vincent Pride
Vincent Pride

Na końcu korytarza - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Na końcu korytarza   Na końcu korytarza - Page 7 EmptyPią 17 Kwi 2015, 22:38

Jasmine była intrygująca i nawet całkiem zabawna w tej swojej drapieżności, która mimo wszystko przywodziła mu na myśl raczej małego, żądnego przygód w szerokim świecie kociaka aniżeli postrach sawanny. Słuchał każdej jej wypowiedzi z uwagą, szukając furtek dla swoich wyobrażeń, tudzież po prostu znaków na pokrewieństwo ich dusz. Zadowolony stwierdził istnienie kilku poszlak, acz pohamował ekscytację, chcąc najpierw utwierdzić się w swoim przekonaniu. Kobiety były piękne i niebezpieczne, jak węże. Cierpliwość i umiejętności pozwalały jednak poznać nawet te najbardziej mordercze z nich. Vane nie wydawała się należeć do tych najgroźniejszych, ale pozory lubiły mylić, więc po prostu uchwycił się pozytywnego drugiego wrażenia. Skinął jej głową na pożegnanie, odprowadzając jej postać z uśmiechem, obserwując podskakujące przy każdym kroku fole ciemnych włosów. Nie traktował jej jak obiekt pożądania, był zwyczajnie ciekawy intrygującej damy. Seks i żądza stanowiły przyjemny aspekt życia, ale nie należało dawać im zbytniej przewagi.
Pojawienie się Porunn przywitał z zaskoczeniem, które odmalowało się na jego twarzy wyraźnie, niezmącone żadnym niepokojem. Może i dziewczyna stanowiła postrach połowy szkoły, ale Pride nie zamierzał do niej należeć. Ufał samemu sobie w tej zabawie z ogniem, więc z początku uśmiechnął się tylko lekko, unosząc nieco wyżej jeden z kącików ust. Schował notatnik i już miał wypowiedzieć słowa powitania, kiedy to Fimmelówna go ubiegła i to w sposób, którego się nie spodziewał. Doprawdy, musiał przyznać, że te słowa ociekające zazdrością najpierw go skołowały, by w następnej chwili uwolnić szczery śmiech, niczym nie skrępowany, a już na pewno nie wyrazem twarzy wilczycy.
- Och, ty. - parsknął bez najmniejszej kpiny pobrzmiewającej w głosie, łapiąc Ślizgonkę za nadgarstek, gdy ta najwyraźniej zamierzała z premedytacją zostawić swojego lubego w basenie pełnym pogardy i nienawiści. Wstał szybko i pociągnął ją do siebie na tyle gwałtownie, by zatrzymała się dopiero na nim, zamknięta w objęciu drugiego ramienia.
- No wiesz co? Podejrzewać mnie o takie paskudne rzeczy kiedy jeszcze nie tak dawno byłem skłonny dać ci bukiet dziecięcych serc? - powiedział z szelmowskim uśmiechem, choć w oczach błyskały iskry szczerego rozbawienia. - Powinnaś już wiedzieć, że nie mówię tego pierwszej lepszej.
Dodał, a jego spojrzenie uległo nieznacznej zmianie. Jakby przez elektryzująco niebieskie tęczówki przemknął cień, który jednak nie miał nic wspólnego z niepokojem czy strachem. To było niebezpieczeństwo, ale takie, które oboje uwielbiali, które ich oboje oplatało jak pajęcza sieć i nie pozwalało o nim zapomnieć. Napędzało krew i bicie serca, pozwalając poczuć, że żyją.
W następnej chwili, po prostu chwycił jej podbródek i pocałował, nie przejmując się zupełnie niczym. Nie musiał. Jego wargi delikatnie złączyły się z tymi Porunn, choć zęby nie pozwalały zapomnieć o naturze chłopaka i o tym, że doskonale pamiętał o upodobaniach Ślizgonki. To było przyjemne, lubił smak ust Fimmelówny. Trwało to kilka sekund, a może dłużej, nie był pewien. Odsunął się dopiero po chwili, spoglądając z tym samym uśmiechem na twarz dziewczyny.
- Zarzuć mi brak rozwagi, nawet lenistwo, ale nigdy - nigdy - nie podejrzewaj mnie o brak lojalności, moja panno Fimmel.
Jego głos był spokojny, tylko oczy mogły niepokoić, choć nie miał zamiaru przestraszyć Porunn. Dobrze wiedział, że ona doskonale zrozumie jego sygnały, swoboda na jaką mógł sobie pozwolić przy tej dzikiej dziewczynie codziennie utwierdzała go w przekonaniu, że dokonał właściwego wyboru.
- Pozwól, że odprowadzę cię do Pokoju Wspólnego. - podsumował, kierując kroki w kierunku wspomnianego celu, a z nim jego zazdrośnica.

[zt x2]
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Na końcu korytarza - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Na końcu korytarza   Na końcu korytarza - Page 7 EmptyPią 14 Sie 2015, 00:29

~~Wszystkie sesje zamykam (i tak są zamknięte)~~

Nadszedł dzień chwały i wszechogarniającej dumy. Chantal Lacroix obserwowała mecz z typowymi dla siebie werwą oraz zaangażowaniem. Gdy tylko ten się skończył, pospieszyła do swojego gabinetu i przygotowała tuziny kopii zaproszenia, które powysyłała do wszystkich wychowanków. Impreza zaczynała się tego samego dnia późnym wieczorem. Wszystkie duchy zostały ostrzeżone, Filch dostał zakaz wstępu, a skrzaty uwijały się jak w ukropie, zastawiając stoły jedzeniem oraz ułożyły z butelek kremowego piwa zacną piramidę, która nie miała prawa się rozwalić, nawet, jak zabrało się tę z samego dołu. Na ścianach wisiały sztandary z godłem Slytherinu. Świece tańczyły w powietrzu lekko, powoli, niespiesznie.
Wszystko było przygotowane na napływ gości.
Daemon Blackrivers
Daemon Blackrivers

Na końcu korytarza - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Na końcu korytarza   Na końcu korytarza - Page 7 EmptyPią 14 Sie 2015, 23:12

Nie poszedł na mecz. Może była to kwestia tego, że nienawidził siedzieć na trybunach, może tego, że odezwałby się sentyment i poszedłby znokautować Grossa by za niego wystąpić na meczu. W końcu kto by się zorientował? Wyglądali wręcz identycznie, prawie jak Bolek i Lolek, tyle, że Gilgamesz był tym grubszym i mniej zaradnym. Walczył więc dzielnie z chęcią pójścia w kierunku boiska, aż w końcu znalazł sobie zajęcie, godne samego króla - czyli po prostu przeleżał w łóżku cały dzień. Loki w tym czasie wesoło hasał po dormitorium łapiąc jakieś muchy, które wylęgły się w skarpetach współlokatorów Daemona. Obrzydlistwo.
Jednakże wieści szybko rozchodziły się po zamku. Kiedy Ślizgon siedział na obiedzie dotarły do niego pierwsze informacje – trzech Krukonów znokautowano, mecz wygrany z ogromną przewagą, w sumie Ravenlcaw został wgnieciony w murawę. Nie zdziwiło go to zbytnio, w końcu znał swoją drużynę, nie mogło być inaczej, a przegrana z Gryfonami w zeszłym roku była tylko dziełem przypadku. Jakżeby inaczej nazwać to co wtedy się podobno stało?
Nie ociągał się. Wiedział, że zostanie zorganizowana huczna impreza, tak więc kiedy tylko dostał sowę od Chantal uśmiechnął się pod nosem. Oczywiście, że jego nie mogło tam zabraknąć, a kto wie – może Smoczyca miała zamiar przypomnieć mu o nieodrobionym szlabanie z zeszłego roku? Kto wie, kto wie. Może i tym razem będzie miał okazję podroczyć się z nią na królicze kapcioszki.
Naskrobał parę słów do Jasmine, mając ogromną nadzieję, na jej przyjemne towarzystwo i wysłał z kawałkiem pergaminu Lokiego, licząc na to, że przyjaciółka znajduje się w swoim dormitorium i się przebiera w coś bardziej odpowiedniego niż szata quidditch’a. Oczywiście kiedy już ją zobaczył w prześlicznej zielonej suknience nie zawiódł się – nie tylko na jej obecności lub jej braku, ale również temu jak wyglądała. Jak zwykle powalająco i aż dziw brało, że w tym momencie życia była wolna jak skowronek.
On ubrał się mało elegancko – zwykłe starte jeansy oraz biała koszula, były wszystkim co uważał, że potrzebował na tą okazję. Paczka papierosów w kieszeni i można iść w tany.
-Jak zwykle zabójcza pod każdym względem. – uśmiechnął się do dziewczyny i przywitał prostym, aczkolwiek specyficznym tylko dla niego cmokiem w policzek. Bez wszelakiego wstydu czy zażenowania objął dziewczynę w pasie i poprowadził w kierunku wyjścia z Pokoju Wspólnego, by w towarzystwie rozmowy na temat meczu i śmiechu, kiedy opowiadała o tych zabawniejszych momentach, poprowadzić ją w kierunku miejsca, które miało na ten jeden wieczór (a może nawet cała noc?) zostać miejscem specjalnym, tak do bólu Ślizgońskim, że aż waliło po oczach.
-Wychodzi na to, że jesteśmy jednymi z pierwszych – powiedział z nieukrywanym smutkiem, ponieważ był znany z tego raczej, że jak przychodził to z głośnym hukiem, a teraz nie miał nawet komu imponować, jeżeli nie policzyć paru skrzatów, które nadal uwijały się wokół stołów, zawalonych jedzeniem i piciem. Ach, biedny Daemon, pewnie kolejna impreza, na której to on będzie ofiarą mordobicia.
Jasmine Vane
Jasmine Vane

Na końcu korytarza - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Na końcu korytarza   Na końcu korytarza - Page 7 EmptySob 15 Sie 2015, 15:21

Nie można było zaprzeczyć, że dzień należał do intensywnych. Jasmine spędziła mnóstwo czasu pod prysznicem, chcąc pozbyć się całego brudu i znoju walki na boisku. Z reguły kobiety nie garnęły się do sportu i brutalnych przepychanek, zwłaszcza te z domu Salazara, ale w przypadku Jasmine była to zwykła bujda. Uwielbiała adrenalinę w każdym wydaniu. Sportowe emocje, krzyk tłumów… czy to nie podnosiło na duchu i powodowało, że chciało się brać z życia garściami więcej i więcej? Ogromny slogan z migającymi słowami wyczarowany przez opiekunkę domu dodał Jas skrzydeł. Latała jak w transie, starając się odbić kafla albo sfaulować brutalnie któregoś z Krukonów. Wysiłek się opłacił. Wygrali miażdżącą przewagą stu siedemdziesięciu punktów. Do zera. Panna Vane wylądowała na murawie i podbiegła do Chayenne, która dzielnie trzymała w ręku znicz. Na stadionie zapanowała wrzawa. Wszyscy sympatycy domu Węża cieszyli się z zwycięstwa. Ogromny wąż pojawił się nad trybunami i wił się rozkosznie. Oczywiście stała za tym Chantal. Jasmine uwielbiała tę kobietę. Za swoich wychowanków mogła nawet oddać życie. Nauczyciel z pasją i powołaniem.
Dlatego nie zdziwiła ją sowa od Chantal na temat imprezy. I kolejna od Dema. Zapragnął ją zaprosić na ów przyjęcie. Jak mogłaby odmówić? Teraz, kiedy jej serce było wolne niczym ptak… Taa, obrazowe porównanie. Ta wolność była sprzeczna z jej podświadomością. Nic nie było tak, jakby chciała. Nie widywała Franza na korytarzach ani na lekcjach. Tak było jej łatwiej. Tylko, że… czuła tęsknotę. Tęsknotę za kimś, kogo kochała, ale jednocześnie ją zabijał. Chciała go obok siebie, ale też wiedziała, że okupi to cierpieniem. Nie było to takie łatwe. Najlepiej było zainteresować się kimś innym.
Daemon od zawsze był dla niej jak najdroższy brat. Z nim najlepiej spędzała czas, nieświadoma trosk i problemów. Kwadrans przed spotkaniem przyoblokła się w zieloną sukienkę przed kolano. Mimo, że dekolt był skromny, plecy były mocno wycięte i zaakcentowane srebrną broszką. W kształcie zawiniętego węża. Do tego niewysokie szpilki i mogła zejść do pokoju wspólnego. Obdarzyła Daemona delikatnym uśmiechem. Przyjęła pocałunek w policzek i dała się objąć. Tak złączeni przez prosty gest zeszli na imprezę.
-Jesteśmy za wcześnie? Nawet Chantal nie widzę. –zauważyła Jasmine, poprawiając kosmyk włosów. Chwyciła szklankę z ponczem, który jeden ze skrzatów niósł nad głową na tacy.
-Jak mi przykro, że jedyna osoba, której zaimponujesz swoim wyglądem to ja. –uniosła kąciki ust do góry. Wyjęła wisienkę z napoju i przygryzła ją, przez co apetyczny zapach soczystego owocu nasączonego alkoholem rozniósł się w powietrzu, a sok oblał jej malinowe usta.
Vincent Pride
Vincent Pride

Na końcu korytarza - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Na końcu korytarza   Na końcu korytarza - Page 7 EmptyNie 16 Sie 2015, 18:34

Vincent nie był pochłonięty meczem w takim stopniu, o jaki siebie podejrzewał zmierzając na trybuny. Nie miał jednak za złe Rosalie, że zmieniła tor jego myśli, wręcz przeciwnie. Co prawda koniec ich spotkania mocno zakłócił Bułgarowi idealny scenariusz popołudnia, czego szczerze nie znosił, ale nie mógł niczego pokazać na zewnątrz. Wystarczyło, że dzięki Diarmuidowi szkoła niedługo będzie mieć wystarczająco bujną wyobraźnię jak na przybytek tego kalibru. Dlatego też postanowił odroczyć knucie małej, przyjacielskiej zemsty na Averym do dnia następnego. Niech wszyscy myślą, że było mu to obojętne, tym szybciej ucichnie. Zaproszenie od ciotki było idealnym rozwiązaniem problemu wolnego popołudnia, na dodatek kto wie, może pozna jakiś nowych uczniów z Domu Węża, którzy jeszcze nie zdążyli go zainteresować? Może jego kuzyn, który zniknął z trybun ze swoją rudowłosą też go zaszczyci obecnością i nie będzie skazany na tą mdłą część Slytherinu? Może Jasmine, a nawet właśnie Rose raczą się pokazać?
Odsunął domysły, biorąc sprawy w swoje ręce. Odrzucił list z zaproszeniem na półkę, tuż obok paru zwierzęcych czaszek, do których mruknął zadowolonym tonem:
- Czas się rozerwać w większym gronie, moi drodzy.
Nie wysilał się specjalnie, preferował stylową prostotę, dlatego też chwycił czarny sweter z grubym, szerokim kołnierzem, znając chłód lochów i panująca w nich wilgoć. Do tego czarne spodnie oraz wiązane i zapinane na jedną klamrę buty ponad kostkę. Wygoda przede wszystkim, a czerń miała to do siebie, że w razie potrzeby skrywała wszystko i wszystkich. Przejrzał się w lustrze, łapiąc jeszcze jedną miętową czekoladkę przed samym wyjściem. Nie mógł się oprzeć przed przypięciem do spodni ulubionego, cienkiego łańcuszka z kilkoma ptasimi czaszkami. Sam go zrobił, nie ma co się dziwić sentymentem. Goblin nie pozwolił siebie pominąć, ukradkiem owijając się pod kołnierzem swetra.
Miał niedaleko do miejsca spotkania, dlatego tez powolnym krokiem przemierzał krótki dystans, by w końcu dołączyć do raptem dwójki pierwszych gości, a jednocześnie głównych uczestników imprezy - w końcu Ślizgoni. Uśmiechnął się szeroko na widok Jasmine, która jak na zawołanie postanowiła pojawić się tam, gdzie jej oczekiwał. Perfekcyjnie.
Podszedł do dwójki uczniów, skinąwszy głową najpierw dziewczynie, potem jej towarzyszowi, na którego albo się do tej pory nie natknął, albo nie wykazał się niczym, by Pride go zapamiętał. Możliwe, że nadrobią tę zaległość, a nawet jeśli nie to obecność panienki Vane wystarczyła za nich oboje.
- Witaj, Jas, dobrze cię widzieć, szczególnie w tak urokliwej odsłonie. Gratuluję, nie spodziewałem się niczego innego. - zaczął, pozwalając sobie na wyjątkowo sympatyczny wyraz twarzy. Przeniósł wzrok na Ślizgona, któremu podał dłoń. - My się chyba jeszcze nie znamy, a przynajmniej wybacz mi kiepską pamięć. Vincent Pride.
Pomimo skupienia na dwójce pierwszych imprezowiczów kontrolnie, acz nie bezczelnie jawnie monitorował wejście, by od razu wiedzieć, kto się pojawia i czy przypadkiem nie są to twarze, które w pierwszej kolejności chciał tu ujrzeć.
Envy Pride
Envy Pride

Na końcu korytarza - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Na końcu korytarza   Na końcu korytarza - Page 7 EmptyPon 17 Sie 2015, 22:51

Impreza Ślizgonów...cóż...może i nie dorównywali oni Durmstrangowi, jednakże w pewien sposób...to chyba ta lepsza część szkoły prawda?
Takie myśli towarzyszyły Envy'emu, gdy swobodnie wędrował w umówione miejsce spotkania. Może i nie należał do osób nieprzeciętnie towarzyskich, może i nie podniecała go myśl o spędzeniu czasu z innymi domownikami, jednakże skoro sama mistrzyni eliksirów (do której pomimo tego że była Lacroix, nie żywił żadnych negatywnych uczuć) natrudziła się by powysyłać im zaproszenia, to czy mogło go tam zabraknąć? Nie, raczej nie.
Swój dzisiejszy ubiór wybrał w sposób raczej przypadkowy - było to coś pomiędzy elegancją i wygodą, tj. dobrze dopasowana koszula i spodnie. Po namyśle wziął też ze sobą krawat Slytherinu - w końcu słyszał że to właśnie Ślizgoni słyną z najhuczniejszych imprez, a co za tym idzie, chyba nie będzie odczuwał wstydu poprzez oficjalne przyznawanie się do nich. Miał tylko nadzieję, że tego nie pożałuje, ale lepszego sposobu nie było niż się przekonać na własne oczy, prawda to?
Gdy zjawił się już na umówionym miejscu, zauważył że frekwencja póki co nie zaskakiwała. Aż dziwne - spodziewał się dzikich tłumów ludzi, przez które z trudem się będzie przepchnąć. Halo, Slytherinie? Gdzie jesteście? Nawet Pride ruszył swoje szanowne cztery litery, wypadałoby zaszczycić to miejsce swoją obecnością.
W każdym razie - zdecydowanie spodobał mu się dobór osób który przybyły przed nim. Miał świadomość, że niezależnie od tego co będzie się działo, to już zaczynało być zabawnie - a to duży plus. Nie marnował więc czasu i dziarskim krokiem zbliżył się do drużyny pierścienia, zakładając Vincowi Nelso...przygarniając go do siebie w braterskim uścisku.
- Czołem, mój ulubiony kuzynie - rzucił z Pride'owym uśmieszkiem. Niech się dzieje radość i szczęście - w końcu nie przyszedł tutaj raczej by się smucić, więc należało być wyjątkowo radosnym kawałkiem mięcha. Wtedy też pozwolił sobie na rozpoznanie i przywitanie się z resztą osób stojących w tym jakże cudownym gronie. Obdarzył Jasmine ciepłym, wręcz ojcowskim uśmiechem (niech żyje bułgarska fałszywość, hurra) i zanim ta zdążyłaby go zdzielić w twarz za sam fakt, że egzystował ( na co na pewno miała ochotę) , wypuścił Vinca i ujął jej dłoń składając na niej szarmancki pocałunek.
- Jakże miło widzieć tutaj wspaniałą pannę Vane. - powiedział sztucznie podekscytowany, zdając sobie sprawę że do ciepłych relacji jest im raczej daleko. Nie udało mu się jednak ukryć złośliwego błysku w oku, który towarzyszył mu zawsze gdy ich spojrzenia się spotykały - zwyczajnie jej osoba wywoływała w nim wystarczająco dużo sprzecznych emocji żeby musiał ją odnotować za każdym razem. Dopiero wówczas zwrócił spojrzenie na ostatnią osobę która skądś mu się kojarzyła. Przez moment mrużył oczy starając się rozpoznać dżentelmena po czym nagle go olśniło, do jakiej sytuacji pasowała mu jego twarzy, sylwetka i ogólnie egzystencja. Jego byt świetnie pasował mu do szaty Ślizgońskiej drużyny Quidditcha.
- Ty jesteś ten sławny Grossherzog, tak? - spytał przyjaźnie, nie będąc świadomym że pomylił niepisanych bliźniaków. Zresztą co za różnica.
Daemon Blackrivers
Daemon Blackrivers

Na końcu korytarza - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Na końcu korytarza   Na końcu korytarza - Page 7 EmptySro 19 Sie 2015, 23:07

-Pewnie jak zwykle zapomnieliśmy o Ślizgońskim beforze. Jesteś pewna, że Grossherzog nie schował się gdzieś z alkoholem, by wprawić się w jeszcze lepszy nastrój? – mruknął lekko rozbawiony i również pochwycił szklankę z ponczem, która w niewyjaśniony dla niego sposób lewitowała na wysokości jego bioder. Ach te skrzaty, nigdy ich ktokolwiek nie zauważał. Obserwował zaintrygowany, jak Jasmine przygryza wyłowioną wisienkę, sam natomiast upił łyk różowego napoju. Nie było najgorsze, chociaż on dołożyłby więcej procentów. Kiedy zauważył czerwony sok na różowych wargach dziewczyny, bez namysłu starł go kciukiem. W końcu, nie chcieli czerwonych plam na tej pięknej zielonej sukni, prawda?
-Och, ty mi wystarczysz na widownie. – szepnął jej prosto do ucha i cmoknął w szyję. Tak po przyjacielsku, jak tylko on potrafił, ale czasami z boku zawsze mogłoby to być źle odebrane, dlatego w sumie cieszył się, że na ten moment byli kompletnie sami, a w cieniu pomieszczenia nie ukrywał się jakiś zazdrosny zalotnik. W końcu Jasmine była dla niego jak siostra, czemu więc miał się przy niej hamować w jakikolwiek sposób?
Oczywiście sielanka samotności nie mogła trwać długo. W końcu, jakby wezwani jakimś sygnałem albo syrenim śpiewem (a może był to śpiew alkoholu i dobrej zabawy?), pojawili się pierwsi uczniowie. Daemon był strasznie w tyle jeżeli chodzi o kontakty towarzyskie, w końcu ostatnimi czasy wolał spędzać czas samemu albo w gronie najbliższych przyjaciół (dziwnym trafem, przeważnie był to Aeron). Nic więc dziwnego, że żadna z twarzy nie mówiła mu nic szczególnego. Nie mógł więc też wiedzieć, że chłopak, który podszedł do nich najpierw, był jednym z Pride’ów. A gdyby o nich słyszał chociaż, zapewne połączyłby fakty, chociażby kiedy jego wzrok zatrzymał się na łańcuszku, do którego przyczepiono parę bardzo gustownych, acz powodujących gęsią skórkę u słabych psychicznie, małych czaszek jakiś zwierzątek. Dobrze, że w Slytherinie nie uświadczy się raczej obrońców praw zwierząt.
-Nie mieliśmy okazji się poznać. – uścisnął wyciągniętą dłoń Vince’a i nawet nie próbował pójść tutaj w mocno oklepany schemat miażdżenia sobie nawzajem palców. Pozwolił sobie nawet na dosyć serdeczny uśmiech, chociaż pośród Ślizgonów nie było to częste. Można jednak rzec, że pod względem wszelakiego rodzaju interakcji Daemon strasznie wyłamywał się ze stereotypów. – Daemon Blackrivers.
I na tym zapewne można by było skończyć, w końcu ile osób może podejść do pary Ślizgonów w przeciągu dwóch minut? Jak się jednak okazuje, gdzie jeden Pride, tak też pojawia się drugi, któremu chyba brakowało wyczucia, taktu i instynktu samozachowawczego.
Przybycie Envy’ego, który w pierwszym odruchu zamknął Vince’a w misiowym uścisku, wywołało w Daemonie rozbawienie, którego jednak nie dał po sobie poznać. No może to wymowne uniesienie brwi mogło być jakąś oznaką, jednakże nikt kto go nie znał, nie zdawałby sobie z tego sprawy, bo prędzej wyglądał na zdeczko zdziwionego. W końcu…pokażcie mi, jaki Ślizgon zachowywałby się w ten sposób, przy innym Ślizgonie, dając niepokojący sygnał, że przy tym osobniku pod prysznicem nie należy schylać się po mydło? No właśnie. Raczej nie znaleźlibyście takiego, więc spuśćmy na to zasłonę milczenia.
Envy jednak popełnił pierwszy poważny błąd, za który kiedyś może słono zapłacić – pocałunek na dłoni Jasmine, która też raczej nie kryła, że jej się to niezbyt podoba (bo raczej tak się reaguje na człowieka w typie tego mniej przystojnego Pride’a, prawda?), był poważnym naruszeniem terenu Daemona, który nawet jeżeli był przyjacielski, wymagał wyraźnego zaznaczenia. Widząc więc ten gest, objął Ślizgonkę mocniej w pasie i do siebie przyciągnął, tak, że stykali się teraz biodrami. Na twarzy Blackriversa wyraźny był nikły uśmieszek, ale bursztynowe tęczówki, straciły ciepłe ogniki. Czy mi się wydaje, czy zrobiło się trochę…chłodniej?
-Rozczaruję cię, ale nie – jego głos brzmiał spokojnie, można nawet rzec, że nie dało się w nim rozpoznać jakiejkolwiek nuty wściekłości czy też może jakiegokolwiek objawu agresji. Wręcz przeciwnie, był nawet radosny, a na ustach pojawił się nawet uśmiech. Tylko Jasmine, która znała go doskonale, mogła wyczuć znajomy pomruk, który dosyć jasno wskazywał, że Daemonem targała jego zimna furia. – Grossherzog to ten mniej przystojny i mniej zaradny brat bliźniak. Daemon Blackrivers. – nie wyciągnął ręki, do nieznanego mu Ślizgona, chociaż przedstawiał się już drugi raz w przeciągu ostatnich trzech, może czterech minut. W sumie, zlanie ciepłym moczem byłoby doprawdy bardzo w jego stylu, kogo więc zdziwi, że odwrócił się do Vincenta i wskazał głową na interesujący łańcuszek.
-Własna robota, czy kupione na Nokturnie?
Gość
avatar

Na końcu korytarza - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Na końcu korytarza   Na końcu korytarza - Page 7 EmptyCzw 20 Sie 2015, 09:12

Mecz od samego początku wykazywał się ogromną brutalnością. Irisviel więc, jak większość uczniów znajdująca się na trybunach, nie zdziwił wynik meczu, który nie oszukujmy się wbił Krukonów w murawę, nie tylko dosłownie. Z drugiej strony widać było, że na boisku testosteron zmierzył się z estrogenem. Tym razem sromotnie przegrał. Ale poczekajcie no! Na imprezie Ślizgonów z okazji wygranej, na pewno dojdzie do paru jeszcze pojedynków rewanżowych. Zobaczymy co wtedy powiecie, panowie.
Młoda Fairchild z trybun schodziła z niesmakiem wymalowanym na twarzy. Osobiście dzisiaj nie dostała żadnego nowego powodu, by polubić quidditch’a bardziej. Jak na delikatną kobietę przystało, w tym momencie mocno współczuła i Wilsonównie i Argentównie, które zapewne po tak bliskim spotkaniu z dwoma rosłymi zawodnikami, nie będą mogły chodzić przez tydzień.
Zaproszenie od opiekunki domu przyjęła z niemałym zaskoczeniem, aczkolwiek nie miała zamiaru pozostać w dormitorium, jeżeli gdzieś niedaleko miał się lać alkohol strumieniami. Uśmiechnęła się do swojej małej jaszczurki, która wygrzewała się na parapecie i szybko ubrała się w luźną zieloną sukienkę, która sięgała jej trochę przed kolano. Do tego gustowne szpilki, na których można się było zabić i raźnym krokiem ruszyła w kierunku miejsca, gdzie powinna się już zacząć zabawa. Zrozumcie więc jej rozczarowanie, kiedy się okazało, że w środku były raptem cztery osoby.
Lekko zirytowana sapnęła i odgarnęła na jedno ramię swoje blond włosy. Nie znała osób, które zwarły się w ciasne kółeczko (nie zazdrościła dziewczynie, która znajdowała się pomiędzy trzema nabuzowanymi testosteronem samcami), więc ruszyła w kierunku stołu z przekąskami i napojami. Zgarnęła precla oraz piwo kremowe, które stało sobie takie samotne i nieadorowane. Trochę zupełnie jak Iris, której pozostało nic innego jak wzdychać do samej siebie. Ewentualnie do swoich cycków.
Tanesha Hanyasha
Tanesha Hanyasha

Na końcu korytarza - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Na końcu korytarza   Na końcu korytarza - Page 7 EmptyNie 23 Sie 2015, 15:13

Był to jeden z niewielu meczy jakie Tan opuściła, ale prawdopodobnie jedyny, którego bardzo żałowała. Niestety, zacięta walka na boisku przegrała w starciu z nową powieścią, którą Ślizgonka dorwała przypadkiem w bibliotece. Kiedy zaległa z nią na łóżku wczesnym przedpołudniem, nie spodziewała się, że z transu czytelniczego wyrwą ją dopiero okrzyki innych uczniów Domu Węża wracających ze stadionu. Na który nie poszła, bo utkwiła w ciemnym lesie ze stadem wilkołaków. Co prawda tylko na stronicach książki, ale kto by się czepiał szczegółów. Podsłuchując podekscytowane rozmowy dochodzące z pokoju wspólnego, doprowadziła się do stanu używalności by móc zjawić się na przyjęciu Chantal. Czy był choćby jeden Ślizgon nie wiedzący czym grożą imprezy w lochach? Z pewnością nie kiepską zabawą i biednym bufetem. Tanesha ubrała jedną ze swoich aksamitnych sukienek - zieloną, rozkloszowaną od talii i sięgającą przed kolano, ale dzięki specyficznemu  materiałowi całkiem ciepłą. Dobrała do niej srebrne czółenka, posrebrzaną bransoletkę-węża oraz... węża. Początkowo Hanyasha planowała zostawić Lorda Łysego sam na sam z ciepłą pościelą, jednak ostatecznie nieco zaspany wąż został wykorzystany jako spinka do włosów (o tak właśnie). Dziewczyna nie lubiła się z nim rozstawać, jednak pamiętając, że było to stworzenie nikczemne acz ciepłolubne, zabrała też ze sobą mniejszą torebkę z upchniętym do środka szalem. Tak uszykowana ruszyła na miejsce imprezy zastanawiając się, jakim cudem nie jest zmuszona przedzierać się przez zielony tłum. Wręcz zwątpiła czy nie pomyliła drogi. Po wejściu do pomieszczenia odetchnęła, bo jej wzrok natychmiast zarejestrował zgrabną sylwetkę Jasmine. Otoczoną, póki co małym, wianuszkiem Ślizgonów. W związku z tym, dziewczyna poszła w stronę zachęcająco wyglądającego bufetu i drugiej przedstawicielki płci pięknej w tym niewielkim gronie gości.
- Vane jak zwykle zagarnęła całą atencję samców - rzuciła Tan niezobowiązująco, przechodząc koło blondynki, którą kojarzyła jedynie z widzenia. Chciała pogratulować Jas bo nie miała wątpliwości, że na boisku dała z siebie wszystko... ale na widok towarzyszących jej facetów postanowiła te uprzejmości przesunąć na później. Rozejrzała się nieco zaskoczona tak małą frekwencją, zwłaszcza że organizatorką była przecież sama Chantal. Hanyasha została tu zwabiona głównie obietnicą zjedzenia i wypicia czegoś dobrego. Z drugiej strony, zignorować zaproszenie od Smoczycy samo w sobie wydawało jej się złym pomysłem. A przynajmniej dla kogoś, kto ma swoje za uszami a planuje kolejne niegodziwości niezgodne z regulaminem. Nie tyle szkoły, co przede wszystkim woźnego. Tak, póki Lacroix zawsze stała murem za swoimi wychowankami, póty można było broić do woli. Brunetka uśmiechnęła się na tę myśl sięgając po kremowe piwo. Na alkohole wysokoprocentowe przyjdzie jeszcze czas, pod warunkiem, że towarzystwo dopisze.
Regulus Black
Regulus Black

Na końcu korytarza - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Na końcu korytarza   Na końcu korytarza - Page 7 EmptyPon 24 Sie 2015, 00:35

Wygrali.
Choć Regulus nie miał prawa uznać swoich dzisiejszych popisów na miotle za kluczowe w rozstrzygnięciu rozgrywki, mimo ogólnego zmęczenia, nie miał zamiaru ominąć imprezy ku czci Ślizgońskim bohaterom. Bo trochę tak się poczuwali, prawda? Skromność tej drużyny zmieściłaby się w paczce pieprzowych diabełków. I nawet popieprzeni byli tak samo... A to były tylko biedne Kruczki. Cóż, liczy się wynik, a nie ilość siniaków na twarzy.
Ten fajniejszy-Black wskoczył szybko pod prysznic zanim tu przybiegł. Potem założył czystą, czarną koszulę i ozdobił równie ciemne spodnie zielonym paskiem. Jako ten ważny i wychuchany spóźnił się z gracją. Tak naprawdę chwilę wcześniej przyleciał Altair z rewelacjami od matki i musiał koniecznie odpisać. Jak zwykle ta sama śpiewka - "U nas wszystko w porządku, Syriusza dalej uważamy za wydziedziczonego gnojka". Czekał na pierwsze wyjście do Hogsmeade, żeby wyrwać się na moment do domu. Miał parę książek do przemycenia do szkoły, których nie znalazłby w bibliotece i może nie były tak do końca dozwolone poza Szwecją.
Chłopak przyszedł na miejsce imprezy bawiąc się swoim sygnetem między palcami prawej dłoni. Stanął u progu oddalonego korytarza, gdzie zaczynały się śmiechy i chichy, żeby naciągnąć pierścień na swój serdeczny palec i przybrać zwyczajowy vel towarzyski uśmiech nr 5.
- Tan - rozpoznał dziewczynę przy bufecie i to do niej najpierw skierował kroki. Jakoś nie miał ochoty na włączanie się w wielkie tłumy. Jak wcześniej zostało wspominane, Reg był trochę zmęczony i senny przez cały mecz. Spowodowane było to może tym, że nie załapał się na śniadanie, bo był spóźniony na lekcje, a potem na obiad, bo przyszła pora treningu... Późna kolacja może postawi go na nogi.
- Zazdrosna? - zagadnął, wyłapując komentarz czarnowłosej Ślizgonki. Sięgnął po bułeczkę cynamonową za jej plecami, którą ugryzł od razu łapczywie. Blondynkę jakoś tak się złożyło, że zupełnie zignorował. Dziewczyny nie wyglądały na jakoś szczególnie pogrążone w rozmowie, a on też stanął w końcu obok z dystansem, jakby byli tylko widzami na tej zabawie. Przynajmniej przez chwilę.
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Na końcu korytarza - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Na końcu korytarza   Na końcu korytarza - Page 7 EmptyPon 24 Sie 2015, 18:26

Ludzi przybywało i powoli zaczynał się robić zwyczajowy gwar. Frekwencja nie zachwycała, ale nie było najgorzej. Nagle przy suficie zaczęło się robić poruszenie. Coś trzeszczało. Gdy ludzie podnieśli głowy dojrzeli zlatujące cukierki. Nie takie zwyczajne. Należało je pociągnąć za oba końce, a ze środka wyskoczyły na ręce Ślizgonów fasolki wszystkich smaków!

/z racji frekwencji każdy obecny niech rzuci dwa razy k-6 i dostanie tyle fasolek do profilu ile wykulają. Nagrodą dla wytrwałych! Czekajcie na kolejne nagrody.
Envy Pride
Envy Pride

Na końcu korytarza - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Na końcu korytarza   Na końcu korytarza - Page 7 EmptyPią 28 Sie 2015, 00:10

.
Huncwot
Huncwot

Na końcu korytarza - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Na końcu korytarza   Na końcu korytarza - Page 7 EmptyPią 28 Sie 2015, 00:10

The member 'Envy Pride' has done the following action : Dices roll

'6-ścienna' :
Na końcu korytarza - Page 7 JPnRRLL Na końcu korytarza - Page 7 JPnRRLL
Sponsored content

Na końcu korytarza - Page 7 Empty
PisanieTemat: Re: Na końcu korytarza   Na końcu korytarza - Page 7 Empty

 

Na końcu korytarza

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 7 z 9Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Hogwart
 :: 
Parter i lochy
-