IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Na końcu korytarza

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next
AutorWiadomość
Alexander O'Malley
Alexander O'Malley

Na końcu korytarza - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Na końcu korytarza   Na końcu korytarza - Page 3 EmptyCzw 22 Maj 2014, 20:54

Od Doriana oderwał go nagle dźwięk instrumentów, który zdecydowanie nie pochodził z gramofonu. Odwrócił się z zaskoczeniem i z miną pełną konsternacji obserwował Franza, dedykującego piosenkę nikomu innemu jak... Jasmine. Zmarszczył brwi, wpatrując się w chłopaka kilka długich chwil; dopiero po jakimś czasie jego wzrok powędrował w stronę Jasmine. Kochanej, pięknej, złośliwej Jasmine.
Jego oczy przez moment badały reakcję dziewczyny wzrokiem, a ich zwykle jasny odcień zmienił się na niemal burzowy; w duchu, z serca radził Franzowi by nie ważył się jej skrzywdzić w żaden sposób. Nie podarowałby Niemcowi gdyby zranił Jasme lub doprowadził ją do łez.
Z drugiej strony lubił jednak Krueger'a, a choć ta sytuacja była dla niego szokiem i musiał zanotować, że czas odbyć z Jas poważną rozmowę o braku szczerości między przyjaciółmi, nie czuł niepokoju.
Skupił się znów na Dorianie, a kiedy ten dotknął jego twarzy, przyglądając się jej badawczo i uważnie, poczuł jak zawód z przegranego meczu nieco zelżał.
- Martwiłeś się, Whisper? - spytał cicho, napotykając jego spojrzenie niepokojąco blisko swojej twarzy.
Ostatnimi czasy Dorian ogólnie rzecz biorąc niezwykle często znajdował się tak blisko jego twarzy, w coraz dziwniejszych sytuacjach, że O'Malley zaczynał zastanawiać się, czy przypadkiem nie planuje narysować jego portretu i powiesić sobie na ścianie. Śledził go wzrokiem, badał, był niemal wszędzie tam, gdzie Alexander.
Nie mógł jednak powiedzieć, by czuł się z tym źle. Zdecydowanie nie mógł również pokazać, że mu zależy. A przynajmniej nie od razu.
Odchylił się lekko, wsuwając jedną dłoń do kieszeni spodni; drugą, w której trzymał drinka, uniósł do ust.
- Zostań. - rzucił tylko miękkim tonem, spotykanym w jego głosie jedynie podczas rozmów z najbliższymi. Odwrócił na moment wzrok, zerkając na Gilgamesha i Wandę; na jego ustach pojawił się trudny do zidentyfikowania grymas.
Gilgamesh von Grossherzog
Gilgamesh von Grossherzog

Na końcu korytarza - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Na końcu korytarza   Na końcu korytarza - Page 3 EmptyCzw 22 Maj 2014, 21:14

Gilgamesh po krótkiej chwili oderwał się od Wandy, zanim zdążyłaby to zrobić sama. Odniósł wrażenie że ktoś na niego zerka. Tak jakby czuł ten wzrok na plecach. Obrócił głowę w odpowiednim momencie, aby jego wzrok spotkał się ze wzrokiem Alexa. Czy O'Malley naprawdę nie miał nic lepszego do roboty, niż się na niego gapić? I to jeszcze z takim...dziwnym wyrazem...mordy! Toż to nie była twarz. Kto jak kto, ale ten mały, zielony przyjaciel, zdecydowanie nie miał twarzy. Gilgameshowi zrobiło się niedobrze kiedy tak na niego patrzył. Spojrzał na Wandę i wyszeptał jej do ucha:
-Wybacz mi skarbie na moment, muszę załatwić koleżeńskie sprawy, z kolegą z drużyny i jednocześnie amore Twojego braciszka. Za chwilę wrócę by Cie ukochać.
Po tych słowach lekko pijanego mnicha, zostawił na jej policzku buziaka i poszedł zgrywać bohatera. Walczyć o swoje racje. Przekonać swego oponenta spokojną, dyplomatyczną dyskusją. No, mniej więcej. Tak szczerze to był po prostu pijany, a O'Malley go denerwował od dawna, więc wypadałoby go zbluzgać, aż przeprosi za swoje durne spojrzenia. Ewentualnie dać mu po pyszczku, jakby się stawiał. Coś w tym stylu. Co prawda Gil miał być spokojny, ale Alex wyraźnie go poprosił aby mu wklepał. To chyba oczywiste! To spojrzenie było wyjątkowo wymowne. Podszedł do Alexa chwiejnym krokiem.
-A Ty co się tak gapisz, nędzna i...hik...mitacjo czarodzieja? Nie masz lepszych zajęć, miłośniku szszlam?-wybełkotał cicho. Hmm, alkohol trochę mu strzelił po głowie. Pijany głos, trzeźwe myśli, czy jakoś tak.
-Pytam się. Masz coś do mnie szczeniacki trollosynu? Jak nie, to nie gap się na mnie jakbyś mnie pierwszy raz widział i nie krzyw tego paskudnego pyska, bo zaraz zwrócę.-dodał cały czas mówiąc prawie szeptem, jednakże na tyle głośno żeby Alex go słyszał. Hmm. No co jak co, ale to nie było do końca w Gilowym stylu. Zero subtelności. Do tego zostawił dziewczynę samotnie. No ale to wina O'Malleya, gapił się na niego tępak i wykrzywiał. Się znalazła francuska księżniczka. A przecież Gil chciał być miły i kochany! Zamierzał być dzisiaj milutki dla wszystkich! Nawet dla Chiary nie był przesadnie okrutny, a powinien. No ale ta durna podróbka ścigającego po prostu go denerwowała! Nie jego wina.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Na końcu korytarza - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Na końcu korytarza   Na końcu korytarza - Page 3 EmptyCzw 22 Maj 2014, 23:36

Czując bicie serca Gilgamesha czuła się nadzwyczaj bezpiecznie. Przynajmniej teraz, kiedy w otoczeniu Ślizgonów i innych była odrobinę osamotniona. W końcu nikt jej tutaj nie zapraszał, przyszłą tylko sprawdzić czy z jej bratem jest wszystko w porządku. Z jednej strony cieszyła się, że wpadła na kogoś znajomego, z kim mogła porozmawiać dłużej niż tylko wymienić zdawkowe powitanie. Z drugiej jednak kompletnie zaskoczyło ją zachowanie chłopaka. Skąd te przytulasy, pocałunki, które chcąc nie chcąc odwzajemniała słodko. Mogła zwalić winę na alkohol, który dotrzymywał dzisiaj towarzystwa Pałkarzowi od wieczora, ale może było to coś więcej? Wysłuchawszy wywodów rozmówcy na temat jej błędnego zdania co do meczu i zawodników drużyny Gryfonów dziewczyna tylko potrząsnęła głową wprawiając w ruch brązowe fale i westchnęła cicho, stwierdzając, że nie będzie się już na ten temat wypowiadać. Ona miała swoje racje, on swoje. Walka była wyrównana, ale na szczęście mimo brutalności Zielonych jej ulubieńcy zdobyli mistrzostwo. Teraz miała przynajmniej dobry powód by dokuczać Paniczowi – jeżeli ten dalej będzie z nią rozmawiać.
Lekko poczerwieniała na twarzy gdy ten zwrócił się w do niej ten uroczy sposób i pognała za nim wzrokiem. Już wcześniej zauważyła, że jej brat rozmawiał z Alexem, dlatego wolała na razie trzymać się na uboczu. Nie wiedziała jednak, że Gil miał akurat na myśli pana O’Malleya. Kompletnie nie wiedziała o co mu chodzi, przecież tamten się tylko patrzył. W ten swój niemiły i bezczelny sposób ale się patrzył. Nie chcąc zostać tak sama zerknęła tylko w stronę śpiewającego Franza i aż uśmiechnęła się rozbawiona. Jak widać reszta bawiła się doskonale, a jej się aż głupio zrobiło, że tylko ona jest tutaj trzeźwa. No nic, jakoś to zniesie. Przecież wpadła tu tylko na minutkę… Widząc, że jej kolega podchodzi do pozostałej dwójki Wanda postanowiła zadziałać. Może nie powinna się wtrącać, ale czuła, że nie może tego tak zostawić. Trzech facetów? W tym Ślizgoni i jej ukochany brat. Omijając zgrabnie innych bawiących się na imprezie podeszła do upatrzonej grupki i przystanęła zerkając niepewnie na Alexa, któremu kiwnęła krótko głową po czym utkwiła spojrzenie na Dorianie.
- Cześć, szukałam Cię. Następnym razem uprzedź mnie gdzie się szlajasz. – Mruknęła do niego tak, by tylko ten to usłyszał, korzystając z okazji, że pozostali byli zajęci bardzo kulturalną wymianą zdań. Wzrok miała może nie tyle groźny, ale kryło się za nim rozczarowanie wymieszana z troską. Miała żal do brata, że ten jej nic nie powiedział, chociaż wiadomo, że miał do tego prawo. Po wszystkim uśmiechnęła się lekko do brata i mrugnęła do niego, by po chwili spojrzeć rozbawiona na Gila, który powoli się rozkręcał. Mimo, że przybrała spokojny wyraz twarzy, to w środku coś ją zakłuło. Miała nadzieję, że nie dojdzie do żadnej bójki, więc by powstrzymać tą agresywniejszą stronę złapała von Grossherzog’a za ramię i ścisnęła lekko, by ten się chociaż opamiętał.
Nie chciała rozlewu krwi.
Jasmine Vane
Jasmine Vane

Na końcu korytarza - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Na końcu korytarza   Na końcu korytarza - Page 3 EmptyCzw 22 Maj 2014, 23:47

Ból wydawał się odchodzić w niepamięć, a ta dawka alkoholu, którą na razie spożyła powodowała po zmieszaniu, że Jasmine czuła się nieco lepiej. Oczywiście miało to swoje konsekwencje, które wyjdą na jaw dopiero po jakimś czasie, ale nie uprzedzajmy faktów. Bliskość Chiary była jej bardzo na rękę. Uspokajała ją, a pojawienie się Evana i Aristos tylko poprawiły jej i tak mierne samopoczucie. Uśmiechnęła się do Chiary, która dodała swoje trzy grosze do toastu. Ochoczo go spożyła, akurat gdy w okolicy pojawiła się Alecto.
-Alecto! Zapraszamy. -zawołała do niej, chcąc przekrzyczeć muzykę. Nawet się nie zorientowała, ze powoli zmieniała rytm. Wypiła jeszcze jeden kieliszek. Planowała się dzisiaj mocno spić. Oh..
Odwróciła głowę w kierunku podium, słysząc zwielokrotniony głos Franza. Uniosła jedną brew do góry w niemym zaskoczeniu. Już był tak pijany? W sumie cieszyła się, że tak zrobił, bo mogła bezkarnie na niego patrzeć bez jakichkolwiek podejrzeń.. lecz. Kiedy Franz zaczął mówić o dedykacji, jeszcze przez chwilę miała wątpliwą nadzieję, ze chodzi o Vicky i chociaż dziewczynę lubiła, mogła by potem na osobności pokazać swoją zazdrość.. jednak słowo się rzekło. Jej imię rozbrzmiało po sali i Jas nie musiała się oglądać, by czuć na sobie wzrok wszystkich sproszonych ludzi. Wiedzieli, że się nienawidzą.. a teraz to wszystko prysło jak bańka mydlana. Jasmine zaschło w ustach. Z nieodgadnionym wyrazem twarzy słuchała występu i może, gdyby to było tak jak wtedy w Trzech Miotłąch albo sam na sam.. uznała by to za urocze i wsłuchiwała by się w tekst z zachwytem.. lecz nie teraz. Czuła, jak adrenalina wlewa się do jej żył i zatruwa krew. Franz doskonale się bawił na scenie, uśmiechał się do niej i zapewne oczekiwał tego samego.. po skończonym występie zeskoczył z podium i patrzył tylko i wyłącznie na nią.. jakby oczekiwał, ze tak słodki gest zostanie uwieńczony rzuceniem się na szyję i pocałunkiem w tle oklasków, gwizdów czy tam kpin.
Nie odpowiedziała uśmiechem. Do jej uszu doszedł bardzo ironiczny i kpiący komentarz di Scarno. Obejrzała się na nią. Widać było w oczach Jasme, że nie jest zachwycona.. a nawet lepiej.. jest poirytowana.
-Bardzo zabawne, Chi. -warknęła nieprzyjemnie do przyjaciółki, co raczej jej się nie zdarzało. Podeszła parę kroków do Franza. Ten dzień nie mógł skończyć się dobrze.
-Dobrze się bawisz? -zapytała go cicho, ale bardzo oschle. Była zła.. i rozczarowana? Chyba trochę też. Nie wierzyła, że to zrobił. Nie, ona wcale nie była najbardziej zła o to, że zniszczył misternie utkaną siatkę tajemnic.. pewnie kiedyś by to wyszło na wierzch.. tylko nie liczył się z jej uczuciami. Czy ta rozmowa na dywanie po randce była nic nie warta? Powiedziała mu wtedy, że boi się zaufać, że zawiodła się tak bardzo, że gdy kolejny raz zaufa, to rozczarowanie będzie równoważne z końcem.. jej końcem. Chciała czasu, potrzebowała go.. a on wywarł teraz na nią niemożliwą presję. Poczuła, jak serce boleśnie kołacze się o żebra.
Odczuła to jako zabawę jej kosztem.. bo to oznaczało, że nie chciał jej słuchać i wolał zrobić to po swojemu.
-Prosiłam Cię.. byś dał mi czas.. że nie mogę.. że zaufanie to krucha sprawa... ale widocznie dobra zabawa była lepsza w Twoim mniemaniu, prawda? -zimny głos, który mógł ranić gorzej niż Cruciatus. Straciła ochotę na wszystko, na przebywanie tutaj z nim, z Chiarą, Aristos, Alexem, Alecto... czuła zawód. Prawdziwy zawód, że to zrobił.
Była zaślepiona gniewem tak bardzo, że nie brała pod uwagę opcji, że to miało mieć inny wydźwięk.
-Wszyscy jesteście tacy sami... -wyszło jeszcze z jej ust, co oprócz złości miało w sobie nutkę zawodu i bólu. Wywarł na niej presję i to jeszcze przy ludziach.. a ona nie mogła. To było za dużo. Po samobójstwie Wyatta jej psychika uległa poważnemu uszkodzeniu i potrzebowała więcej czasu.. by znowu się nie sparzyć.
Alexander O'Malley
Alexander O'Malley

Na końcu korytarza - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Na końcu korytarza   Na końcu korytarza - Page 3 EmptyPią 23 Maj 2014, 00:03

Alexander uśmiechnął się powoli. I bardzo, bardzo paskudnie.
Jasne oczy straciły nagle cały miękki blask, jakim emanowały jeszcze przed chwilą, gdy zwrócone były ku Dorianowi, a kiedy chłopak odwrócił się do Gilgamesha, panował w nich jedynie lód.
Kompletnie nie rozumiał tego wybuchu ze strony starszego Ślizgona, nigdy też nie widział go pijanego, nie mógł więc przewidzieć, że nagły wzrost współczynnika bezmyślności u Grossherzoga spowodowany jest zbyt wysokim stężeniem procentów w jego krwi.
Nie przeszkadzało mu to jednak unieść drwiąco brwi i posłać Gilgameshowi spojrzenia, które wyraźnie mówiło, że ma go za idiotę.
- Ciężko cię nie zauważać, Grossherzog. Zwłaszcza jeśli obściskujesz się z siostrą Doriana. Doprawdy ciężko, ale uwierz, moje oczy cierpią na tym najbardziej. - parsknął, wzruszając ramionami i znów odwracając się plecami do natrętnego, pijanego chłopaka.
Jednocześnie jego uwagę przykuł głos Jasmine; zaniepokojony jego tonem odwrócił głowę w tamtą stronę, kompletnie przestając zwracać uwagę na Gilgamesha. Słowa dziewczyny nie podobały mu się ani trochę, tak, jak nie podobała mu się jej mina. Od dawna nie słyszał w jej głosie takiej wściekłości i zawodu.
Franz Krueger
Franz Krueger

Na końcu korytarza - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Na końcu korytarza   Na końcu korytarza - Page 3 EmptyPią 23 Maj 2014, 00:25

Czy myślał, że kiedy zeskoczy ze sceny Jasmine rzuci mu się na szyję i wszystko zakończy się tzw. happy endem? Nie do końca, bo nie podejrzewał brunetki o tak wylewne gesty, szczególnie podczas gdy wszyscy inni patrzyli. Na pewno jednak nie spodziewałby się po niej także żadnej nerwowej reakcji. Chociaż… czy właściwie mógł w ogóle cokolwiek przypuszczać? Panna Vane wydawała mu się bratnią duszą, a jednak przez swój dystans do świata, a już tym bardziej do jego osoby, a zarazem jej chęć ukrywania wszystkiego w tajemnicy, sprawiała, że dziewczyna nadal była dla niego tak samo nieodgadniona. Jego występ miał na celu przekonanie jej go jego osoby. Utwierdzenie jej w tym, że nie żartuje i że nie bawi się jej kosztem. Chciał, żeby wiedziała, że naprawdę zauroczyła go swoją osobą, a czy była lepsza okazja, żeby jej to powiedzieć, a raczej wyśpiewać? Wydawało mu się, że to wszystko będzie o wiele bardziej wiarygodne. Na osobności mógł jej mówić przecież wiele pięknych rzeczy, które nie miałyby odzwierciedlenia w rzeczywistości. Czy mężczyźni nie robili tak często? Mamili kobiety czułymi słówkami tylko po to, aby zaspokoić swoje zwierzęce instynkty. A Franz nie traktował Jasmine w tej sposób. Być może na początku ich nocnych schadzek to nie było nic poważnego, ale z czasem zrozumiał, że chciałby, żeby była przy nim, nie tylko w nocy, nie tylko przy zgaszonym świetle lamp. W każdym razie, Krueger potrzebował chwili, żeby dojść do siebie po tym występie. Kiedy śpiewał, nie czuł te presji, która teraz wgniatała go w podłoże. Na reakcję dziewczyny oczekiwał, niczym na wyrok, mimo że Ślizgonka raczej nie przypominała kata. Przynajmniej do czasu, dopóki z jej ust nie padły pierwsze słowa. Tego Niemiec nie mógł przewidzieć w swoich najchłodniejszych kalkulacjach. Naprawdę myślała, że fatygował się z przygotowaniem tego wszystkiego tylko  po to, żeby ją ośmieszyć? Myślała, że to nie było na poważnie? Milczał przez dłuższą chwilę, zastanawiając się w ogóle nad tym, co powinien zrobić, czy przekonywanie jej do swych zamiarów miało jakikolwiek sens.
- Miałem nadzieję, że to Ty się dobrze bawisz. – rzucił krótko, starając się przeanalizować dokładnie sytuację, jednak nic, ani nikt nie mógł teraz pomóc mu w odnalezieniu najlepszego rozwiązania tej całej sprawy. Nie żałował tego, co zrobił. Raczej było mu przykro z tego powodu, że nie osiągnął zamierzonego efektu, ale czy rzeczywiście to był powód do płaczu? Do płaczu może nie, bo to nie było w stylu Kruegera, ale do pociągnięcia więcej niż kilku łyków whiskey już na pewno. Mina niemieckiego czarodzieja zupełnie nagle przybrała inny wyraz. Był wściekły, wściekły na Jasmine, która nie potrafiła docenić tego, że starał się dla niej przed wszystkimi obecnymi na imprezie. Zawsze coś mogło nie wyjść, mógł się ośmieszyć, zresztą, i tak to chyba zrobił, a jednak nie dbał zupełnie o swój wizerunek, myśląc w tamtej chwili tylko o niej. A ta dziewczyna postanowiła zaprzepaścić wszystko jednym, ironicznym pytaniem.
- Wiesz, chyba jednak źle Cię zrozumiałem. A może Ty źle zrozumiałaś mnie… Nie ufasz mi? Szkoda, bo ja Ci zaufałem. - mruknął zaraz tylko pod nosem, kiedy brunetka przypomniała mu o tym, jakoby potrzebowała więcej czasu. Nie pamiętał tego, a przynajmniej nie odebrał jej słów podczas tamtego wieczora w zapomnianej sali w odpowiedni sposób. Chyba oczekiwała od niego zbyt daleko idących naprzód zdolności interpretacji jej wypowiedzi. Poza tym, Franz zawsze twierdził, że o człowieku więcej mówiły jego czyny, a nie słowa. Był przekonany o tym, że wszystkie gesty Jasmine świadczyły o tym, że czuła to samo, co on. Najwyraźniej się pomylił, skoro teraz jej czyny sugerowały zupełnie coś innego.
- Myślisz, że chodziło mi tylko o dobrą zabawę? Nie… - podniósł głos, śmiejąc się zaraz z niedowierzaniem, jakby dla rozładowania atmosfery, chociaż ten nieszczery śmiech nie mógł w żadnym stopniu przyczynić się do tego, by uciszyć tlący się w nim gniew i rozżalenie. Nie potrafił trzymać emocji na wodzy. Nie przewidział, jak się zachowa w przypadku doboru takiego scenariusza.
- Zależało mi na Tobie. Bardziej niż na kimkolwiek innym. – dodał już nieco ciszej, chociaż pomruk panny Vane pod nosem odebrał mu już wszelkie nadzieje na to, że z tą dziewczyną w ogóle można dojść do porozumienia. Odnosił wrażenie, że niepotrzebnie strzępił sobie jęzor na tę bezsensowną paplaninę. Jasmine od początku miała go za nikogo. Nienawiść nie przeobraziła się w żadną głębszą relację prócz tego, że brunetka zadecydowała jeszcze skorzystać z okazji i zaspokoić swoje potrzeby fizycznej bliskości. A mówią, że to mężczyźni korzystają z takich okoliczności…
- Myślałem, że traktujesz mnie poważnie, ale jak widzę, zabawa moim kosztem sprawiła Ci wystarczająco dużo przyjemności. – rzucił znów uniesionym głosem, dlatego jego słowa najprawdopodobniej mogło usłyszeć znacznie więcej osób, niż sama panna Vane. To były zresztą ostatnie jego słowa skierowane w jej stronę. Nie było sensu mówić nic więcej. Nie było sensu pozostawać w jej towarzystwie. Nie było sensu siedzieć dalej na tej imprezie, kiedy sprawa potoczyła się w nieodpowiednim kierunku. Nie było sensu…
- Pie...olę to. – niemal wykrzyknął z nieskrywaną wściekłością, po czym schował ręce do kieszeni i olał wszystko i wszystkich, opuszczając miejsce imprezy. Miał w głębokim poważaniu tę całą potańcówkę od chwili, kiedy Jasmine wygłosiła pierwszy komentarz po jego występie. Naprawdę mu na niej zależało, a został potraktowany jak ktoś, kto w ogóle nie liczył się w jej życiu. Na co były mu te wszystkie pomysły, przygotowania? Na co mu było przerywanie tej całej imprezy i zwrócenie tylko na siebie niepotrzebnie uwagi? Po drodze uderzył mocno pięścią w ścianę, a po niedługim, niespokojnym marszu wylądował na błoniach, gdzie zasiadł na jakimś murku, wyciągając zza marynarki butelkę whiskey. Ten wieczór musiał spędzić z dala od zgiełku i chichotów rozweselonych, pijanych już Ślizgonów. O wiele bardziej pijanych niż on, który zachowywał trzeźwość i powagę, najwyraźniej bez potrzeby.
Franz zauważył tylko kątem oka, że Victoria wychodzi za nim, chociaż prawdę mówiąc, nie był pewien czy ma ochotę z nią rozmawiać, czy ma ochotę rozmawiać z kimkolwiek.

zt. dla Vic i Franza.
Evan Rosier
Evan Rosier

Na końcu korytarza - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Na końcu korytarza   Na końcu korytarza - Page 3 EmptyPią 23 Maj 2014, 13:23

Wiele zmieniło się od czasu, gdy on i Aristos byli jeszcze dziećmi, oboje nie przypominali już od dawna poczochranych dzieciaków z ogrodów jego rezydencji, choć uczesanie Rosiera z pewnością wciąż pozostawiało wiele do życzenia. I chociaż bez wątpienia to on zmienił się najbardziej, szczególnie w przeciągu ostatniego roku, który okazał się dla niego decydującym, to młoda Lacroix również przestała być dziewczynką, którą kiedyś znał. Nie mogła jednak spodziewać się dziś po nim niczego innego, nie oczekiwała chyba, że był zdolny do wzniosłych słów i wielkich gestów; że nie utknęłyby mu one w gardle. Podobało mu się, że widział ją na trybunach w zieleni; że przyszła świętować z nimi, w lochach, nawet jeśli nie było czego, zamiast skierować się prosto do Pokoju Wspólnego Gryfonów, choć mogło to wynikać z faktu, że najpewniej nie była tam teraz mile widziana. Być może to sprawi, że O’Connorowi zbrzydnie puchar, zobojętnieje zwycięstwo. Taka mała zemsta mu na razie starczała, a jej obecność odpowiadała, nawet jeśli nie raczył jej tego w żadnych słowach wyrazić.
Rozstawił przyniesiony alkohol na stole i ścisnął w garści własną szklankę z trunkiem, przez chwilę w milczeniu przysłuchując się toczącym się rozmowom, bez pośpiechu prześlizgując się wzrokiem po twarzy Aristos, Jasmine, a w końcu Chiary. Dostrzegał, jak blisko siebie siedziały, spod lekko uniesionych brwi przyglądał się, jak dłoń jednej obejmuje wąską talię drugiej, lecz szczerze mówiąc, w przeciwieństwie do Kruegera, nie odczuwał zazdrości. Niezależnie od tego, co je kiedyś łączyło (a wiedział już, że niemało), nie burzył się tą czułością tak, jak zrobiłby to zapewne, gdyby panna di Scarno tkwiła teraz u boku jakiegoś mężczyzny, przynajmniej dopóki nie przekraczały pewnej cienkiej granicy. Kobiety z reguły były wobec siebie bardziej wylewne, cóż go to interesowało. Przyglądał się im ze spokojem, a nawet pewną obojętnością, od czasu do czasu zamieniając słowo z Aristos; podświadomie, z uporem, uciekając momentami spojrzeniem w kierunku kuszącego, wonnego, eterycznego ciała siedzącej niedaleko Krukonki. Zerknął z ukosa na Alexa, gdy ten razem z Niemcem odbierał od niego zasłużoną butelkę Ognistej.
— Miałem raczej na myśli pałkarzy, O’Malley, ale możesz być pewien, że specjalnie dla ciebie przećwiczymy od gruntu przechwytywanie i rzucanie kafla, bo to chyba leży już w granicach twoich zadań. — Uniósł lekko brwi, wykrzywiając wargi w chłodnym uśmiechu. Skoro młody tak bardzo prosił się o treningi, będzie je miał i to w zwiększonej liczbie. Nie wypuści go z boiska, dopóki ten nie pokona obrony Blacka co najmniej trzydzieści razy, nie wspominając już wcale o dodatkowych ćwiczeniach na odbieranie kafla przeciwnikowi. Tak kończyło się właśnie pyskowanie kapitanowi.
Gdy Grossherzog i O’Malley zniknęli mu z oczu, zajęci własnymi sprawami, zwrócił spojrzenie na Jasmine, która poruszyła się właśnie i uniosła wysoko kieliszek, wznosząc za niego toast, poparty kilkoma słowami ze strony Chiary. Przyglądał im się z ironicznym półuśmiechem, może nawet odrobinę rozbawiony, chociaż słowa te brzmiały w obecnych okolicznościach raczej gorzko. Doprowadzić ich do finału i przegrać przez ślepotę Blaisa i szczęście Pottera. Wychylił kieliszek, podobnie jak wszyscy obecni, bo też podobnie jak większość z nich planował dzisiaj wypić stanowczo zbyt wiele. Alkohol zapiekł w gardle, przyjemnie rozgrzał wnętrze.
— Gdyby mecz potrwał jeszcze odrobinę dłużej, miałabyś teraz na koncie przegrany zakład, Vane — mruknął do niej kąśliwie, nalewając jej do pełna kolejny kieliszek. Obrócił lekko głowę, kiedy z drugiego końca lochu, tam gdzie dostrzegł początkowo Kuegera, dosłyszał dźwięk głosu Victorii. Nie sądził, by te kilka tłuczków, które, częściowo przez własną nieuwagę, na siebie przyjął, miało być niezwykłym osiągnięciem, bo też powrót do gry wydawał mu się cały czas czymś naturalnym i niepodlegającym dyskusji. Był kapitanem, powinien pozostawać na boisku, nie licząc już nawet faktu, że nic, a już w szczególności obolałe ramię, nie mogło odciągnąć go od wyznaczonego celu. I zemsty. — Anderson jak widać obrała mnie sobie na cel. Ale otrzymała w zamian dokładnie to, na co zasłużyła.
W uśmiechu, na który sobie na moment pozwolił, było coś z okrutnej i lodowatej satysfakcji. Bez wątpienia byłby znacznie bardziej ukontentowany, gdyby Anderson najbliższe tygodnie spędziła w Skrzydle Szpitalnym, jednak kilka sińców i poobijane ciało mogło starczyć mu za odwet, przynajmniej na razie. Gryfonce z kolei powinno starczyć za ostrzeżenie. Zerknął na stojącą u jego boku Aristos, jeszcze raz doceniając milcząco dobór kolorystyki w jej ubiorze, a chwilę potem pokręcił lekko głową, rozbawiony, bo jej słowa najwyraźniej zdołały go zainteresować. Alkohol chyba powoli oddziaływał na niego w swój zbawienny sposób, bowiem nie odczuwał już tej znajomej wściekłości, którą wyniósł ze sobą z meczu, a przynajmniej pozwolił jej przygasnąć do momentu, gdy ktoś lub coś postanowi ją nierozważnie i bezmyślnie rozniecić.
— Ależ zapamiętam to sobie, Aristos. Zapamiętam też wyciągnąć to na wierzch w momencie, gdy będziesz najbardziej pijana — mruknął, a jego słowa nabrały wiarygodności, bowiem już wypełniał jej kolejny kieliszek.
Wówczas jednak usłyszał w pobliżu głos, którego nie pomyliłby z żadnym innym, toteż leniwie zwrócił wzrok w tamtym kierunku, koncentrując go na osobie panny di Scarno. Jego brwi uniosły się nieznacznie, bo i nie potrafił wyzbyć się wrażenia, że w jej słowach pobrzmiewa najzwyklejsza zazdrość. Zmrużył ciemne ślepia, posyłając jej znaczące spojrzenie, a kiedy otwierał już usta, żeby odpowiedzieć jej w podobnie jadowitym tonie, usłyszał jakieś zamieszanie po drugiej stronie lochu, dojrzał sylwetkę Kruegera na prowizorycznej scenie oraz mikrofon w jego dłoni. Poruszył się lekko, zaskoczony, a potem dyskretnie sprawdził godzinę na swoim kieszonkowym zegarku po pradziadzie, by upewnić się, że istotnie jest tak wcześnie, jak sądził. Nie było szans, by Niemiec zdążył już uchlać się dość mocno, żeby wpadło mu do głowy jakieś karaoke, chyba że opróżniał kolejne butelki jeszcze przed meczem. To tłumaczyłoby w zasadzie wypadające mu z rąk pałki. Przysłuchiwał się jego słowom, jednak szybko pojął, że to nie pijacki wygłup, nie karaoke nawet, lecz jakaś komiczna próba zyskania sobie w oczach dziewczyny, a wówczas jego twarz, prócz konsternacji i zaskoczenia, przeciął błyskawicznie wyraz pewnego zniesmaczenia. Stał ze szklanką w dłoni i odpalonym papierosem w ustach, przyglądając się temu przedstawieniu w zupełnym osłupieniu, a jego spojrzenie, początkowo wlepione wyłącznie w Kruegera, powoli prześlizgnęło się w kierunku Vane, jak gdyby wreszcie pozwolił prawdzie dojść do głosu, w pełni się skrystalizować. Najwyraźniej był w ostatnim czasie zbyt zajęty własnymi sprawami, zbyt skoncentrowany na swoich problemach, by zauważyć, że coś między nimi było; by interesować się, z kim Franz spotyka się po nocach; sam przecież często spędzał je z dala od swojego łóżka. Ale może to dziwaczne połączenie dwóch charakterów nie poruszyłoby go zupełnie, gdyby Krueger nie postanowił, do cholery, wyśpiewać go i wytańczyć. Pochwycił krótkie spojrzenie panny di Scarno, jakby chciał dojrzeć w nim odpowiedź, upewnić się, czy cokolwiek o tym wiedziała, lecz dostrzegł na jej twarzy takie samo zażenowanie. Choćby nawet oczekiwała od niego podobnego zachowania, nie miała szans nigdy go z jego strony uświadczyć. Nie był typem człowieka skorym do podobnych przedstawień, nie obnażał się na oczach innych ludzi, w większości spraw ograniczał się do prostych, półjawnych gestów, a nie wielkich, jakże romantycznych widowisk.
Kiedy wszystko się skończyło, a Franz ruszył w kierunku Jasmine, Rosier wciąż stał jeszcze w miejscu, nie wiedząc, czy powinien śmiać się, czy płakać. Strzepnął popiół z papierosa, bo ten zdążył już obsypać mu buty, a potem wsunął dłoń do kieszeni spodni, opróżniając jednym haustem całą szklankę whisky. Trzeba było zostać dziś w dormitorium. Spojrzał na Chiarę, nieuważnie słuchając jej słów, lecz wówczas atmosfera zagęściła się jeszcze bardziej. Panna Vane nie była najwyraźniej zachwycona doborem repertuaru, bo jej słowa, pełne goryczy, rozbrzmiały echem w całej sali. Zmarszczył brwi, przeczuwając, jak to się skończy, a potem z pewnym zniesmaczeniem odwrócił od tej scenki wzrok i odebrał swój przydział alkoholu. Wywlekanie osobistych spraw na światło dzienne… Cóż, może nawet nieźle by się przy tym bawił, gdyby nie fakt, że uczestniczył w tym ten idiota Krueger. Nawet nie spoglądał w tamtą stronę, dopalał tylko papierosa i popijał swoją whisky, wsparty o jeden ze stołów, lecz mimo to dobrze wiedział, jak rozwija się sytuacja, domyślał się też, jak się skończy. Usłyszał kroki wzburzonego Franza i z westchnieniem rezygnacji odstawił swoją szklankę na stół. Kto znał go wystarczająco dobrze, wiedział, że był rozdrażniony – jego mięśnie spięły się lekko, a w oczach połyskiwało coś niepokojącego. Rzucił znaczące spojrzenie Chiarze, nie musiał jednak nic mówić; oboje wiedzieli już, że nie spędzą tego wieczora tak, jak mogliby chcieć. Chwilę potem zerknął na młodą Lacroix.
— Muszę cię na chwilę opuścić, ale nie próżnuj przez ten czas — odrzekł, wsuwając jej w dłoń szklankę z alkoholem. Wsunąwszy dłoń do kieszeni, niechętnie ruszył przez loch, nie oglądając się na obecnych. Przy wyjściu zgarnął tylko z jednego ze stołów butelkę Ognistej.


zt.
Aristos Lacroix
Aristos Lacroix

Na końcu korytarza - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Na końcu korytarza   Na końcu korytarza - Page 3 EmptyPią 23 Maj 2014, 13:56

Czuła jak wzrok Evana prześlizguje się po jej twarzy, jak badawczo wędruje po zielonej koszuli i ciemnych, wściekle splątanych w luźne pukle włosach. Czuła w tym wzroku aprobatę i mimo wszystko pochlebiała jej ona; zdanie Rosiera mimo upływu lat było dla niej ważne, nawet jeśli potrafił wszystkie komplementy zawrzeć w dwóch krótkich słowach. Taki był jego urok, a na pogodzenie się z tym miała niemal całe życie.
Wznosiła ze Ślizgonami kolejne toasty i nie stroniła wcale od alkoholu, z radością witając jego rozgrzewające działanie i lekki, przyjemny szum w głowie. Na odpowiedź Rosiera zareagowała śmiechem, mrużąc jednocześnie oczy.
- Nigdy nie dopuszczę do tego, by być przy tobie pijana, Evan. - stwierdziła, unosząc brwi i stukając szklanką w jego szklankę, by wychylić kolejnego drinka. Alkohol oszałamiał, ale i odprężał, może dlatego słysząc słowa Chiary nie spięła się, odpowiadając atakiem, a tylko wzruszyła ramionami, jednocześnie mierząc dziewczynę nieco rozbawionym spojrzeniem.
- Urodziliśmy się, by walczyć. Walczymy, by zwyciężać. Bez ryzyka nie ma wygranej, a Rosier dzisiaj sporo ryzykował. - rzuciła tylko, uśmiechając się kącikiem ust i nalewając do szklanki whisky.
Nigdy nie dowiedziała się jednak, co Chiara sądzi na ten temat, bo z tyłu sali zrobiło się jakieś zamieszanie.
Zdumiona uniosła do ust szklankę, dotykając jej skraju wargami i obserwowała jak Franz, którego znała jedynie z imienia, wchodzi na podest by towarzyszyć zaczarowanym instrumentom. Nigdy z nim nie rozmawiała, nie zamienili żadnego słowa po za grzecznościowymi zwrotami gdy przebywała w towarzystwie Rosiera, ale z relacji innych wiedziała, że to, co ogląda, jest zupełnym przeciwieństwem zwykle raczej spokojnego... Bądź też niezbyt rzucającego się w oczy chłopaka.
Nie wiedziała, czy jest już aż tak pijany, czy też może tym razem komuś faktycznie udało się rzucić Confundus... Kiedy jednak usłyszała imię Jasme, coś w niej drgnęło.
Zaniepokojona spojrzała w stronę dziewczyny, wyczekując jej reakcji; przez myśl przeszło jej, że sama byłaby wściekła. Lubiła być zdobywana, owszem, lubiła gdy okazywano jej uczucia, jednak nie na forum publicznym. Nie w ten sposób. Wybryk z O'Connorem we Wspólnym pewnie niedługo sam zacznie pluć jej w brodę, nigdy wcześniej nie zachowywała się w tak... Pozbawiony smaku, gustu i godności sposób.
Jas najwyraźniej podzielała jej poglądy, a atmosfera, która i tak była napięta, po wyjściu Franza wisiała w powietrzu jak kamień. Słowa Rosiera skwitowała jedynie skinieniem głowy, odbierając od niego szklankę.
- Idź. Jeszcze trochę tu zabawię. - rzuciła tylko krótko, posyłając mu spojrzenie pełne zrozumienia, a potem oparła się biodrem o stół i westchnęła, wychylając kolejnego już tego wieczoru drinka.
Urocza zabawa.
Wypiła kolejne dwa drinki i obserwując rozwój sytuacji panującej w lochu - a ciekawy nie był - doszła do wniosku, że ślizgońskie porachunki zostawi Ślizgonom i idąc w ślady Rosiera, opuściła imprezę.

[z.t]


Ostatnio zmieniony przez Aristos Lacroix dnia Wto 27 Maj 2014, 18:23, w całości zmieniany 1 raz
Chiara di Scarno
Chiara di Scarno

Na końcu korytarza - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Na końcu korytarza   Na końcu korytarza - Page 3 EmptyPią 23 Maj 2014, 14:37

Szczerze mówiąc, tego się Chiara nie spodziewała. Owszem, nie oczekiwała, że Jasmine zaleje się łzami szczęścia i rzuci w objęcia Franza wyznając mu miłość, ale dziewczyna musiała mieć doprawdy podły humor, aby dać się aż tak ponieść emocjom. Chi podejrzewała ją o zachowanie nieco bardziej podobne do tego, którym ona sama obdarzyłaby Niemca na jej miejscu. Odrobina drwiny, dystans, cięty żart. Ale żeby aż tak się odsłonić? Publiczne pranie brudów było ostatnią rzeczą, na którą di Scarno by się zdecydowała.
Ostry ton, jakim Jasme zwróciła się do niej, przyjęła spokojnie i bez większego zdziwienia. Nikt nie lubił stawać się ofiarą docinek, nawet tych niegroźnych. Ale przypuszczam, że Chiara powinna się była już zorientować, że coś jest nie tak. Bo nie dostrzegała uśmiechu czającego się w kącikach ust, ani iskierek w tych ciemnych oczętach. A to źle rokowało na najbliższą przyszłość, zwłaszcza dla Kruegera. Może dla całej imprezy.
Kiedy Franz w końcu dotarł do adresatki swojej pieśni, Chi właśnie miała dopić kolejną szklankę alkoholu w doborowym towarzystwie Rosiera i Lacroix, ale na dźwięk takich, a nie innych słów, które padły z ust jej przyjaciółki, zamarła i spojrzała w kierunku pary, odrobinę zaskoczona. Padały kolejne, coraz ostrzejsze słowa, a ona wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała wziąć w tej scenie udział i wcale nie była z tego powodu zadowolona. Nie chodziło jej bynajmniej o to, że skąpiła Jasmine wsparcia, po prostu zamierzała się bawić, a cała ta sytuacja odbierała jej na to ochotę. I możliwość przede wszystkim.
W pewnym momencie jakby się otrząsnęła, przełknęła za jednym zamachem to, co jeszcze wciąż pozostawało na dnie jej szklanki, po czym pochwyciła spojrzenie Evana, z którego odczytała dokładnie to samo, co malowało się w jej wzroku. No trudno. Życie nie zawsze wygląda tak, jak tego byśmy chcieli.
-Wybaczcie. – mruknęła, odstawiając swoją szklankę, którą wymieniła na butelkę wódki, albo whisky, kto by na to zwracał uwagę. Kiedy przeciskała się w kierunku Jasmine, wpadła na Alecto. Obdarzyła ją uśmiechem i brodą wskazała na Aristos, która wyglądała odrobinę samotnie, pomimo majaczącego gdzieś za nią Rosiera, który najwyraźniej próbował zachować dystans do sceny, w której udział brał jego przyjaciel.
W końcu stanęła przy boku przyjaciółki, ponownie oplatając ją dłonią w talii, tą rzecz jasna, w której nie dzierżyła butelki z alkoholem. Twarz jej nawet nie drgnęła kiedy usłyszała pełne wyrzutu słowa Jasme, kierowane bez wątpliwości także i do niej. Nie odezwała się również ani słowem, kiedy rozjuszony do granic możliwości Krueger (najwyraźniej wcale nie pocieszył go fakt, że ktoś się zajmie Jasme po tym jej małym załamaniu), zaczął przeklinać, a potem wypadł z lochu. Patrząc na nich z boku widziała jakąś niedojrzałość emocjonalną, widziała dwoje nastolatków, którzy pokłócili się nie wiadomo o co, a zaraz i tak będą żałować, że się unieśli i wypowiedzieli zbyt wiele pochopnych słów. A ona? Czuła się od tego oddalona o tysiące lat świetlnych, czuła się stara i zbyt rozsądna i po raz pierwszy wolałaby być taką, jaką powinna w swoim wieku.
Pociągnęła Jasmine w kierunku odosobnionego kąta Sali, gdzieś po drodze mając jeszcze Evana i rejestrując fakt opuszczenia przez niego imprezy, która powoli przestawała zasługiwać na tak zaszczytne miano.
-Gadaj. – rozkazała jej, przeszywając ją wzrokiem, w którym nie było współczucia, tkliwości, ani litości. Nie miała zamiaru niczego udawać, jej zdaniem Jasmine porządnie przesadziła i nawet jeśli Chiara uważała zachowanie Franza za śmieszne i głupie, a jego samego nie darzyła ani krztyną sympatii, to jeśli dla kogoś ten wybryk miałoby być poniżający, to tylko dla Niemca. Odkręciła butelkę, z której upiła solidny łyk i wcisnęła ją w dłonie Ślizgonki.
-Tylko mi nie mów, że masz okres. – dodała po chwili żartobliwym tonem, ale to by przynajmniej wyjaśniało jej zachowanie. Kto jak kto, ale Chiara doskonale wiedziała, że w czasie tych kilku dni Jasme staje się niepoczytana i robi rzeczy, których potem może już tylko żałować. Kiedyś nawet z di Scarno zerwała, co oczywiście zostało przez Krukonkę skwitowane wzruszeniem ramion i stwierdzeniem, że „pogadają jak już przestanie krwawić jej macica”.
Gilgamesh von Grossherzog
Gilgamesh von Grossherzog

Na końcu korytarza - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Na końcu korytarza   Na końcu korytarza - Page 3 EmptyPią 23 Maj 2014, 14:52

I znowu się tak perfidnie gapił. Noż co za typ. Delikatnie odsunął się od Wandy, tak żeby go nie trzymała. W końcu to byłoby bardzo niemile widziane, gdyby przypadkiem o nią zahaczył. O'Malley go tak irytował, że prawdopodobnie Gil zaraz mu coś zrobi. Odpowiedź Alexa była jeszcze głupsza niż zwykle. Ten gówniarz robił się coraz bardziej irytujący. Gil starał się opanować, ale jakoś mu nie szło, szczególnie że małoletni Ślizgon...po prostu go olał. Ośmielił odwrócić się do niego plecami! Jak on tak mógł?! To nie mogło mu ujść płazem. Już miał się szybko zemścić, kiedy nagle rozegrały się dramaty Krueger - Vane. Gilgamesh nie wiedział co o tym sądzić, ale gdyby był zdolny do współczucia to pożałowałby Franza. Nie dość że się poniża, żeby zrobić na Jas wrażenie, to ona jeszcze go zmieszała z błotem. Nieprzyjemne. Cóż. No bywa. Teraz nadeszła pora poważnie "porozmawiać" z Alexem, w końcu był idealny moment. Klepnął go lekko w ramie, natomiast gdy ten spojrzał w jego stronę..po prostu przywalił mu z główki, zanim ten zdążyłby się obronić. Później też drugi raz, dla pewności. W końcu wypadałoby dzieciak odczuł niezadowolenie Gilgamesha.
-Na przyszłość - nie pozwalaj sobie szczeniaku, bo nie rozmawiasz z równym sobie. Rozumiem że tak niszowe rody jak Twój, zapewne nie wychowują odpowiednio bachorów, jednakże trochę obycia nikomu nie zaszkodziło-rzucił gniewnie w stronę ofiary swojej "uprzejmości". No bo w końcu co? Jakiś młodszy, niepełnosprytny pseudo-Ślizgon nie będzie obrażał jego - arystokraty, przystojnego, wybitnego i...no, wybitnego. To się nie godziło i szczerze mówiąc miał gdzieś co ktokolwiek pomyśli na ten temat - sprawiedliwości stało się zadość.
Dorian Whisper
Dorian Whisper

Na końcu korytarza - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Na końcu korytarza   Na końcu korytarza - Page 3 EmptyPią 23 Maj 2014, 17:24

Dorian zmierzył Alexandra spojrzeniem, a jego usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu. Jak zwykle była to tylko jego parodia, gdyż Whisper nie potrafił się uśmiechać tak, jak inni. Chciał, żeby ten gest wyrażał jakieś pozytywne emocje, ale jak się prawie przez całe życie uśmiechało tylko wtedy, kiedy się kogoś obsypywało ironią i sarkazmem… to ciężko było zmienić swoje przyzwyczajenia. Nie odpowiedział na zaczepkę ze strony Alexandra, dotyczącej zamartwiania się jego osobą. No oczywiście, że się martwił! Nigdy jednak się do tego otwarcie nie przyzna. Wolał już odpowiadać zawile, przysparzając innych o zawrót głowy i niezłe zmieszanie. Nie miał zamiaru tego zmieniać. W dodatku kazał mu zostać, a to już było całkiem… dziwne. Wybiło go z rytmu. Sprawiło, że sam nie wiedział co o tym wszystkim myśleć i chyba wolał pozostać w tym stanie trochę czasu. Za dużo informacji, za dużo wszystkiego jednego dnia.
Wykon wokalny Franza nie wywarł na nim jednak większego wrażenia. Ludzie robili dziwne rzeczy pod wpływem alkoholu i wszystko można było w jakiś logiczny sposób wyjaśnić. Osobiście nie chciałby, żeby takie wyznania ktoś wygłaszał na forum innych ludzi. Co gorsza, sama zainteresowana wcale nie była tym uszczęśliwiona i gorzko przyjęła do siebie taki występ. Co za niefart… Nie znał Vane na tyle, aby dłużej zastanawiać się nad jej zachowaniem. W jej głosie było słychać gorysz, połączoną z niesamowitą złością i czymś na kształt żalu nie tylko do Franza, a także do całego otoczenia tutaj się znajdującego. Jakby to, że się o tym dowiedzieli było najgorszą rzeczą, jakby jej się przytrafiła. Potrafił to zrozumieć. Zaufanie przychodziło bardzo ciężko, w przeciwieństwie do jego utraty – o to nie trzeba było się zbytnio starać.
Jego spojrzenie skierowało się na Gilgamesha, który przyszedł do nich ponownie. Czyżby obściskiwanie jego siostry już mu się znudziło? W tej chwili jego obecność nie była najbardziej pożądana przez Doriana i nie miał zamiaru tego ukrywać. W dodatku młodsza Whisper już szła za nim, co jeszcze bardziej go nabuzowało. Czyżby mieli mu coś do powiedzenia? Chętnie posłucha, ale może nie teraz, kiedy był kimś zajęty! Już miał się odezwać, spławić Grossherzoga, gdy ten rzucił się na Alexa raniącymi słowami, które nie miały żadnego sensu. Dobrze, ci dwaj się nie lubili, może nawet bardzo, ale jaki był cel tej całej kłótni, która teraz nastąpiła? To przecież głupie… W dodatku te obelgi dla osoby, stojącej z boku były wręcz niedorzeczne, wyssane z palca i w ogóle pozbawione jakiegokolwiek sensu. Co ten alkohol robił z człowiekiem.
Przez chwilę stał w milczeniu, ściskając tylko mocniej butelkę, którą trzymał w dłoni, a jego spojrzenie padło na chwilę na Wandę. Spoglądał na nią może przez ułamek sekundy, jednak jego oczy były zimne jak lód. Nie chciał jej tutaj widzieć. Straciła jego zaufanie zaraz po tym, jak zobaczył, jak zadaje się z tym ślizgońskim idiotą. Miała coś do ukrycia? Szkoda, że tak bardzo mu nie ufała. Może obawiała się jego reakcji? Słusznie, jednak był jej bratem i powinien wiedzieć o takich rzeczach. A już szczególnie o powodzie tej czułości między nią a Niemcem. To było nieistotne, miał to w nosie.
I wtedy Ślizgon zrobił to, czego Dorian nie do końca się spodziewał. Dwa razy przywalił czołem o nos Alexandra, zalewając młodszego tym samym krwią. Krukon zadziałał wtedy impulsywnie i nie do końca przemyślanie, biorąc pod uwagę to, że był na imprezie organizowanej przez ślizgonów, kiedy on… był jeden. Co jak co, ale nie miał zamiaru pozwolić na takie zachowanie, szczególnie tej zapijaczonej do granic możliwości mordzie, na którą w tej chwili nie mógł patrzeć. I tak mu się już zbierało odkąd tylko go zobaczył.
Pięść Doriana zmierzyła się z policzkiem Gilgamesha, kiedy ten był zbyt zajęty Alexandrem. Nikt by się nie spodziewał takiej reakcji od zawsze opanowanego Krukona, któremu bójki nie były w głowie. Nie czekając, chwycił chłopaka za przód koszuli i spojrzał na niego krytycznie, po czym złapał go za nadgarstek, wykręcając boleśnie oraz przywalając mu czołem w nos.
-Skurwysyn - skwitował.
Jasmine Vane
Jasmine Vane

Na końcu korytarza - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Na końcu korytarza   Na końcu korytarza - Page 3 EmptySob 24 Maj 2014, 01:01

Świat istniał tak długo, jak długo istniał sens życia. Jasmine czuła się jakby ktoś uderzył w jej zlodowaciałe serce i rozprysło się ono na milion kawałeczków. Faktycznie, ona chyba już nie miała serca. Ona czuła zawód, czuła tę presję, którą zniosła by o niebo lepiej, gdyby nie rozegrało się to przy tak szerokiej rzeszy publiczności.. Jas wydawało się - jakie to wspaniałe słowo, prawda? - że ma prawo czuć się urażona. Ich relacja, tak pokręcona i niewiarygodna wymagała czasu i skupienia. Sama Ślizgonka nie chciała się usprawiedliwiać, ale nie było jej lekko od czasu śmierci Wyatta. Tak bardzo bała się ufać, że ten proces wydłużył się prawie trzykrotnie w stosunku do wcześniejszego. Miała nadzieję, że Franz to rozumie i że nie będzie naciskał.. ba! że jeżeli już to zrobi, to nie zrobi tego przy ludziach. Pozwoli jej samej zadecydować kiedy pokazać światu, że wróciła na dobre tory. Jego słowa brzmiały gorzej niż wiadomość o samobójstwie Puchona. Każde bicie serca odczuwała jak ból. Dlaczego to się nie skończy? Wiedziała, że ona nie była lepsza przebierając w słowach.. a może była nawet gorsza?
Nie odzywała się już słysząc jego zarzuty. Ona się nim bawiła? Patrzyła jak odchodzi, a Victoria i Evan idą za nim. Dopiero po chwili doszedł ją sens tych ostrych słów.
-Vane, ty suko.. -wyszło z jej ust. Ledwie słyszalnie. Musiała to przyznać. Mogła chociaż mu to powiedzieć na osobności, a nie robić takiej sceny. Nie zamierzała jednak teraz za nim biec.
-A idź.-warknęła nieco głośniej. Duma, przekleństwo jej nazwiska trzymała ją mocno w lochach. Alkohol i adrenalina to byli źli doradcy. Czuła wściekłość.. zawód.. ale też nienawiść. I wcale obiektem nienawiści nie był Franz Krueger.
Odwróciła się, czując na sobie wzrok innych ludzi. Ciekawe, ile osób było po jej stronie, a ile po stronie Niemca.. w sumie.. nie chciała nawet wiedzieć. Chwyciła najbliższy kieliszek i wypiła go. Napój piekł przyjemnie w gardle. Zaklęła, że nie wzięła ze sobą paczki papierosów. Wypaliła by chyba tysiąc paczek. No może sto. Wyczuła dłoń na swej talii i chwilę jej zajęło zanim rozpoznała, że to Chiara. Odwróciła się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Też chciała wyjść, zabrać ze sobą dwie butelki whiskey albo nawet trzy i uciec.. upić się do nieprzytomności i obudzić się za tydzień. Chyba jednak di Scarno miała inne plany. Odebrała od przyjaciółki butelkę z kwaśną miną. Chyba wypije ją samą.
-A o czym Ci mam mówić? Chcesz usłyszeć jak zrobiłam z siebie idiotkę? Nie dzisiaj. -mruknęła, pociągając dwa spore łyki. Miała mocną głowę, ale chyba nie powinna pić tak szybko.. oparła się o ścianę i wzięła kolejny łyk, zanim oddała butlę Chiarzę.
Rzeczywiście nie wiedziała co ma mówić. Miały usiąść na podłodze po turecku i Jas z zapałem miała jej odpowiadać, jak to się wszystko zaczęło? Co przeżyli? Co ona czuła? Nie rozmawiała nigdy z Chiarą o uczuciach, jakoś to był temat, na który Jasmine nie potrafiła się wypowiedzieć.. ale chyba będzie musiała patrząc na to, jakie wywołała reakcje wśród ludzi i samym Franzu. Nie chciałą o tym myśleć, ale czuła jak gorzka ciecz wlewa się w to miejsce, gdzie niegdyś było serce.
-Mam. Myślę jednak, że to kiepski argument na moją obronę.. cholera jasna. -odwróciła się i poprosiła kogoś o papierosa. Wzięła go ze skinieniem głową i odpaliła różdżką. Nikotyna wydawała sobie z niej kpić, bo też nie chciała jej wspomóc w cierpieniu.. tego rodzaju bólu chyba nie dało się wyleczyć truciznami.
Zaciagnęła się parę razy i zgasiła niedopałek. Aż żal, że nie miała tego więcej. Znowu wzięła łyk alkoholu.. bo czuła, że nie jest w tym miejscu gdzie być powinna. Poczuła pieczenie w lewym kąciku oka. Odwróciła twarz pod pozorem odgarnięcia grzywki na bok i akurat zauważyła, jak Gilgamesh uderza Alexa w nos. Zmroziło ją. Czy ta impreza była od początku skazana na niepowodzenie?
-Zaraz.. zaraz wrócę, tylko kogoś zabiję. Chyba to uznają za czyn w czasie okresowej niepoczytalności. -mruknęła do Chiary. Podeszła do chłopaków i chwyciła Alexa za ramię, by go odsunąć od Gila.
-Cholera jasna, Gilgamesh! Jakiś tłuczek Cię trafił w łeb?! -warknęła ostro i wyjęła różdżkę. Lepiej nie stawać jej dzisiaj na drodze. -Jeszcze jeden cios, od któregokolwiek z was to pośle was na księżyc! -spojrzała na całą trójkę. Nawet na tego Krukona, którego nie kojarzyła za dobrze.
-Banda imbecyli.. uspokójcie się! Rozejść się najlepiej -
To mówiąc odciągnęła Alexandra na bok i przyjrzała się jego nosowi.
-Mało wrażeń, kurwa.. -przyłożyła chusteczkę do jego nosa. -Nie miałeś dzisiaj co lepszego do roboty tylko się bić?! -ochrzaniła go ostro. Kierowała nią złość i bezsilność.. jednak zaraz poczuła, że znowu przesadziła..
-Alex.. przepraszam.. -opuściła głowę, wzdychając ciężko. Chyba faktycznie powinna opuścić ten przybytek "rozkoszy". Wskazała mu głową czekająca na nią Chiarę. Jeśli będzie chciał to do niej pójdą.. byle by się już nie bił. -Zachowuje się dzisiaj jak niepoczytalna, przepraszam.. -powtórzyła podłamanym głosem. Trzymała się jednak dzielnie. Nie miała wyjścia. Musiała ponieść konsekwencje swoich gorzkich słów.
Alexander O'Malley
Alexander O'Malley

Na końcu korytarza - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Na końcu korytarza   Na końcu korytarza - Page 3 EmptySob 24 Maj 2014, 02:01

Odwrócił się, czując klepnięcie w ramię i niemal natychmiast tego pożałował.
Mocne uderzenie w czoło, drugie w nos; zamroczyło go na moment, przed oczami zamigotały wszystkie pieprzone konstelacje, a na ustach i brodzie poczuł gorącą, lepką krew. Jej zapach nie pomagał chłopakowi w odzyskaniu świadomości, nawet o jotę. Z jego gardła wydarł się zduszony jęk, gdy robił krok do tyłu, odruchowo przyciskając dłoń do nosa; niemal natychmiast jednak poderwał głowę, rozwścieczony wzrok wbijając w twarz pijanego Ślizgona. Jego usta wykrzywił grymas bólu, ale zanim zdążył sięgnąć po różdżkę, by przekląć cholernego idiotę, przy Gilgameshu pojawił się Dorian.
Alex z zaskoczeniem obserwował jak jego zwykle spokojny przyjaciel chwyta Ślizgona za koszulę, a jego pięść ląduje na szczęce Grossherzoga. Szarpnął nim, wykręcił przeciwnikowi rękę i syknął coś ostrym, nieprzyjemnym tonem. O'Malley zdębiał.
Nigdy wcześniej nie był świadkiem takiej przemocy, a raczej przemocy, która pochodziłaby od Whispera. To było do niego zupełnie niepodobne, nawet nieco pochlebiało młodszemu, niemniej jednak...
- Potrafię się sam obronić, do cholery, nie musisz mnie niańczyć! - warknął gardłowo, czując jak fala upokorzenia i złości, napędzana bólem, zaczyna zalewać go od środka. Nie znosił, gdy ktoś wtrącał się w nie swoje sprawy, zwłaszcza, że interwencja Doriana mocno nadszarpnęła jego dumę.
Nie wiadomo jak potoczyłaby się dalej ta pożałowania godna scena, gdyby nie Jasmine.
Dziewczyna wkroczyła do akcji jak burza, wyciągając różdżkę i grożąc im z błyskiem w oku; jasne było, że nie żartowała. Alexander nie próbował się sprzeciwiać, gdy odciągnęła go pod ścianę, psiocząc na ich głupotę. Spiął się jednak, gdy warknęła i na niego.
-Skończyłaś? To nie ja zacząłem, tylko ten kretyn, więc, na Merlina, odpieprz się. - syknął lodowatym tonem, odtrącając jej dłoń i odsuwając chusteczkę od nosa. Nie wyglądało to za dobrze, mało tego wciąż kręciło mu się nieprzyjemnie w głowie. Opanował się jednak w porę widząc jak dziewczyna spuszcza głowę. Ciche przeprosiny były wszystkim czego potrzebował, by objąć ją ramieniem i przyciągnąć do siebie mocno; na ustach wciąż miał metaliczny posmak własnej krwi i był pewny, że bez wizyty w Skrzydle Szpitalnym się nie obejdzie, teraz jednak liczyła się Jasme. Przycisnął tylko chusteczkę, by nie poplamić przyjaciółki krwią i przytulił ją pewniej wolnym ramieniem.
- Już dobrze. Przepraszam. - szepnął z ustami tuż przy jej uchu. Otarł skórę coraz bardziej czerwonym kawałkiem materiału i przesunął palcami po włosach Ślizgonki w opiekuńczym, pieszczotliwym geście.
- Powinniśmy stąd pójść. Naprawdę, Jasme. Nie powinnaś tu zostawać. - dodał cicho, odsuwając się lekko by spojrzeć na jej twarz. Dziewczyna wypiła już zdecydowanie za dużo i chociaż wiedział, że będzie się opierać, postanowił, że teraz jego pora na zaopiekowanie się nią.
- Faceci to idioci. Szkoda na nich łez, jaśminku. Nie zrobiłaś niczego złego, miałaś prawo tak zareagować, Franz zachował się bezmyślnie. - jego palce w jej włosach i na karku gładziły dziewczynę uspokajająco, kiedy chłopak mówił, jednocześnie powoli holując ją w stronę wyjścia.
- Zawołamy Chi i spytamy, czy chce wyjść z nami. Ty, w każdym razie, wychodzisz. Masz już dziś wystarczająco dużo wrażeń. - powiedział jeszcze cicho, jego ton był jednak stanowczy, poważny. Nieznoszący sprzeciwu, ale i nie natarczywy.
Gilgamesh von Grossherzog
Gilgamesh von Grossherzog

Na końcu korytarza - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Na końcu korytarza   Na końcu korytarza - Page 3 EmptySob 24 Maj 2014, 13:54

Szczerze mówiąc - fakt że Dorian stanął w obronie Alexa, zdecydowanie go nie zaskoczyło. Tym bardziej to, że Whisper mu przywalił - to się zdarzała. Wręcz można rzec iż był to dzień jak co dzień. Nie raz pijany się tłukli, chociaż wyniki były różne. Raz jeden udowadniał swoje racje, raz drugi. Raczej nie mógł go chłopak niczym zaskoczyć, dlatego też...eeem, pokornie przyjął ciosy. Prawdopodobnie bójka od razu przeszłaby na wyższy poziom gdyby nie interwencja panny Vane. Więc pozwolił Dorianowi się trzymać w ten dość niewygodny sposób. Trochę ostudziłoby to jego zapał bojowy, gdyby nie to że Dorian dopuścił się czegoś okrutnego. Co tam że go wykręcał, co tam że nos Gilgamesha pulsował bólem. To było nieważne. Ale Whisper ośmielił się targać go za koszulę. To było niewybaczalne. Poczekał więc aż Jas odeszła na bok z Alexem, po czym odpowiedział z udawanym spokojem Dorianowi:
-Ty Puchoński fiucie...
No, gorszej obrazy nie był w stanie wymyślić na szybko. Wyzywać kogoś od czegokolwiek Puchońskiego - trochę okrutne, ale Dorian tym razem zasłużył. Gilgamesh ze złością wyrwał rękę z chwytu Krukona. To chyba nie było zbyt inteligentne - nieprzyjemne chrupnięcie dobiegające z biednej kończyny Ślizgona rozległo się dość głośno. No to tej ręki już w teorii nie poużywa. Chyba że...zamachnął się i uszkodzoną już ręką, na odlew uderzając bezużyteczną dłonią Doriana po twarzy. Zdrową dłonią oderwał Doriana od swojej biednej, zmolestowanej koszuli, po czym podciął go. Uznał że gdy Krukon spotka się z ziemią, to będzie najlepszy sposób na ucięcie bójki bądź zatrzymanie jej czasowo. To nie był najlepszy pomysł podpadać jeszcze bardziej wściekłej Jas.
-Spadaj Dorian, dzisiaj to słaby motyw. Następnym razem dostaniesz Cruciatusem.-rzucił i zaczął oglądać swoją biedną rączkę z zaciekawieniem. No no. Krukon chyba coś trenował, skoro bez problemu złapał go tak, że oswabadzając się Gilgamesh sam się skrzywdził. Cwaniaczek. Będzie musiał się z nim w najbliższym czasie urżnąć i konkretnie pobić, bo aż go zaciekawił. Szczególnie że chwilowo, nie licząc dzisiejszej bójki, w ich ogólnym rankingu pijackich awantur, był remis.
Wanda Whisper
Wanda Whisper

Na końcu korytarza - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Na końcu korytarza   Na końcu korytarza - Page 3 EmptySob 24 Maj 2014, 14:59

Jeżeli wszystkie imprezy Ślizgonów tak wyglądały, to Wanda serdecznie im współczuła. Rozterki miłosne, przeplatane złością, zawiścią i rozczarowanie. Nieprzyjemne słowa, gesty i spojrzenia. Niedocenienie i rozmowy o uczuciach przy wszystkich. Alkohol lejący się strumieniami, który tylko podsyca gorącą już atmosferę. Istna Sodoma i Gomora. Dziewczyna żałowała w ogóle, że się tutaj znalazła. Jej dobre serce kiedyś ją zgubi. Niepotrzebnie chciała grać dobrą siostrę – mogła po prostu olać brata i nie martwić się o niego, skoro ten doskonale sobie radzi bez niej. Poczuła się wyjątkowo źle, gdy jej wzrok napotkał zimne spojrzenie Doriana. Dodatkowo reszta traktowała ją jak powietrze, albo specjalnie nie zwracała na nią uwagi, więc to tylko spotęgowało uczucie smutku i żalu. Zdecydowała, że nie będzie tutaj tak stać jak ten przysłowiowy słup soli i po prostu stąd wyjdzie unikając nieprzyjemnych wrażeń, podczas gdy Gilgamesh i Alexander dopiero co się rozkręcali. Faktycznie, jej ‘ulubieniec’ przesadził. Użył zbyt mocnych słów i do tego jeszcze to uderzenie. Gdy poczuła ten okropny dźwięk uderzania czoła o nos skrzywiła się niemiłosiernie zupełnie jakby sama została uderzona. Domyślała się, że ból był okropny i nie zniesienia. Dodatkowo metaliczny zapach krwi dotarł i do jej nozdrzy, więc żeby nie zwymiotować dziewczyna po prostu zakryła sobie buzię.
Akcja była naprawdę warta obejrzenia, bo do pozostałej dwójki dotarł i jej ukochany braciszek, o którego nie posądzałaby o coś takiego. Była pod wrażeniem, że umiał się postawić i obronić swojego przyjaciela, do którego chyba czuł coś więcej niż tylko koleżeństwo. Teraz tylko obserwowała ich z wymalowanym przejęciem i niedowierzaniem. Dlaczego oni to robili? Dlaczego alkohol aż tak uderzył im do głowy? Czy nie umieli przez chwilę opanować emocji? Zupełnie jakby byli dziećmi, które chcą pokazać, które ma większego … lizaka. Samej Wandzie aż udzielił się podły humor i tylko z bezsilności zacisnęła pięść, którą miała ochotę zdzielić zarówno Gila, jak i Doriana. Alex był co prawda już i tak poszkodowany, ale jemu też by dowaliła, chociażby za jego podejście do dziewczyny. Jej spojrzenie wędrowało od Panicza do Whispera, kończąc na wściekłej Jasmine, która dopiero co do nich zawitała. Kojarzyła ją z widzenia, nigdy jednak nie zamieniła z nią ani słowa. Nie ta liga, nie te upodobania chyba. Dalej stała z boku i obserwowała tylko to całe zajście nie za bardzo wiedząc co teraz powinna zrobić. Z jednej strony chciała porozmawiać z bratem, widziała jednak, że jest cholernie na nią zły, a jej pojawienie się tutaj tylko pogorszyło sprawę. Dodatkowo, jego amory z Alexem stają się coraz bardziej widoczne, co mogłoby mu przysporzyć kłopotów, przez co Wandzia martwiła się coraz bardziej.
Z drugiej strony musiała się również rozmówić z Gilem, który pod wpływem alkoholu wyjątkowo się do niej kleił – dziewczę zupełnie nie wiedziało co o tym myśleć, dlatego gdy tylko będzie miała okazję to weźmie go na bok, tak jak zrobiła to panna Vane.
Sytuacja się skomplikowała. Gil nie dał za wygraną i oddał Dorianowi, na co Wanda tylko krzyknęła.
- Stop! Przestańcie, ale już! – Podeszła do nich, gdy było już w miarę spokojnie i odciągnęła Ślizgona od jej brata, by ten nie zrobił mu większej krzywdy, do czego pewnie był zdolny. Doskonale słyszała trzask łamanych kości, który dodatkowo ją przeraził. Wiedziała, że Dorian był silny, ale nie wiedziała, że posunie się do krzywdzenia kolegi w ten sposób. Spojrzała w stronę Doriana i zmarszczyła brwi zmartwiona, czując ogromną gulę w gardle, którą z trudem przełknęła. Zrobiło się jej słabo, ale mimo wszystko oderwała się od Niemca i krok za krokiem znalazła się tuz przy bracie sprawdzając czy przypadkiem nic mu nie jest. Spojrzenie, które mu rzuciła było pełne kruchości i niemego pytania czy dalej jest na nią zły. Nie chciała mieć na pieńku z własnym bratem, na którego zawsze mogła liczyć, dlatego też korzystając z chwili nieuwagi oponenta Doriana pochyliła się nad nim i pomogła mu wstać, po czym go objęła.
- Wytłumaczę Ci to potem. – Szepnęła do niego konspiracyjnie i lekko ścisnęła jego ramię, posyłając mu przy tym trudny do odgadnięcia grymas. Sama nie wiedziała co się dzieje i czuła się z tym bardzo źle. Pogłaskała brata po policzku wierzchem dłoni i odwróciła się powracając do swojego wcześniejszego towarzysza rozmowy. Spojrzała na niego karcąco, bo była wściekła na niego za to, że przez jego wybuchowy charakter zaczęło się to wszystko. Potem wzrokiem uchwyciła jego rękę i westchnęła tylko zrezygnowana.
- Chyba trzeba pójść z tym do Skrzydła Szpitalnego. – Powiedziała siląc się na beznamiętny ton.
Sponsored content

Na końcu korytarza - Page 3 Empty
PisanieTemat: Re: Na końcu korytarza   Na końcu korytarza - Page 3 Empty

 

Na końcu korytarza

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 3 z 9Idź do strony : Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Hogwart
 :: 
Parter i lochy
-