IndeksIndeks  SzukajSzukaj  Latest imagesLatest images  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

Share
 

 Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja.

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Idź do strony : 1, 2, 3  Next
AutorWiadomość
Gość
avatar

Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja. Empty
PisanieTemat: Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja.   Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja. EmptyPią 18 Wrz 2015, 11:58

...
Gość
avatar

Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja. Empty
PisanieTemat: Re: Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja.   Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja. EmptyPią 18 Wrz 2015, 14:50

Ciche pyknięcie zwiastuje moje przybycie. Teleportuję się w holu i widzę jak jeden z moich skrzatów, Ogonek, wita mnie dotykając czołem marmurowej podłogi, nie zginając przy tym kolan. Głowę ma tak wielką, że żaden to wyczyn, a uszy tak spiczaste, że czasami zastanawiam sie, czy by ich nie obciąć.
Te przeklęte skrzaty z pewnością podsłuchują i donoszą Zakonowi o każdym naszym zamiarze, ale nie mogę się ich pozbyć. Mogę tylko uciszyć zaklęciem ich głos. Wiedzą, że jeśli kiedykolwiek mi podpadną, zwyczajnie je zabiję.
Cisza w domu jasno daje mi do zrozumienia, że jestem w nim sam. Syn najpewniej jest w Londynie, jego żona tak samo, a wnuczki na czas nauki przenoszą się do Hogwartu. Beznamiętnym spojrzeniem omiatam więc otoczenie sprawdzając, czy wszystko jest w należytym porządku, i gdy nic mie drażni mojego zmysłu wzroku kieruję swoje kroki do gabinetu, do którego prowadzi ukryte przejście.
Pod schodami pozornie jest ściana. Podchodzę do niej i przesuwam palcem wskazującym poziomo na wysokości biodra. Ukazują się drzwi, których nie otworzy zwyczajna alohomora. Zgodnie z zabezpieczeniami jakie naniosłem kilkadziesiąt lat temu, przykładam różdżkę do miejsca w którym powinien znaleźć się klucz i trzykrotnie wypowiadam hasło. Trzykrotne wypowiedzenie hasła daje pewność, że nawet gdy ktoś je odgadnie i wyrzeknie jeden raz, drzwi i tak się nie otworzą. Nikt nie zna tego hasła, a przynajmniej nikt nigdy się do tego nie przyznał otwarcie, choć osobiście podejrzewam, że Eponine kilka razy buszowała w moim gabinecie.
Wchodzę do środka i zaciągam się tak dobrze mi znanym zapachem starego drewna i skórzanych obić przesiąkniętych dymem tytoniowym, który tak dobrze mnie rozluźnia. Siadam na fotelu i wyciągam jedno z cygar z pudełka. Przykładam różdżkę do jego koniuszka i podpalam.
Kiedyś chciałem przerzucić się na fajkę, ale nic nie zastąpi smaku cygar. Odchylam się w tył i w takim błogostanie spędzam samotne, spokojne chwile.
Gość
avatar

Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja. Empty
PisanieTemat: Re: Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja.   Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja. EmptyWto 22 Wrz 2015, 10:25

Jak to dobrze, że w końcu wyrwały się z tego pieprzonego Hogwartu, w którym nawet sam poczciwy Merlin dostałby kręćka. Te same szkolne mury, szare twarze głupich uczniów i tak samo szare mundurki. Nędzne wartości wbijane im do głowy, nudne lekcje i ta aura unosząca się w powietrzu. Wszystko to tylko zniechęcało sama Lyssę do uczestnictwa w zajęciach, które nagannie opuszczała na rzecz robienia w sumie niczego. Sprzątanie dormitorium już się jej znudziło, a koleżanki, które ów sypialnie z nią dzieliły zwyczajnie bały się przeciwstawić dlatego delikatne drobiazgi porozrzucane na ramach łoża czy podłodze znikały w oka mgnieniu – akurat wtedy kiedy nasza rudowłosa Ślizgonka pojawiała się w zasięgu wzroku.
Inaczej było w domu. Tutaj wszystko żyło swoim życiem, każdy element pasował do układanki składanej we wrednej makówce starszej Yaxleyki - wszystko nabierało żywych – oczywiście – odcieni szarości. Tutaj mogła być sobą, być swobodną – nie bała się mówić czego chce, czego pragnie. Prócz tych chwil, w których spędzała je wraz z ojcem czy matką. Chociaż ta druga nie wprawiała ją w zakłopotanie tak samo jak wtedy gdy stalowe tęczówki ojca przeszywały ją na wskroś. Mimo wszystko Lys mało kogo się bała. Nie obchodziło ją również co kto sobie o niej myśli – nędzne stworzonka nazywane uczniami szkoły Magii i Czarodziejstwa? Doskonale wiedziała, że połowa znalazła się tam przez CZYSTY przypadek. Rzadko kiedy można było znaleźć kogoś normalnego, by móc z nim porozmawiać. Do większości brzydziła się podejść widząc jak na dłoni splamione rody, godła i herby. Na samą myśl wykrzywiła różane wargi nie z powodu teleportacji, która wstrząsnęła trzema pannicami, a zwyczajnie przez tych wszystkich brudasów wałęsających się po okolicy czy tych samych, hogwarckich korytarzach. Pogarda na jej jasnym licu utrzymywała się niemal przez cały czas – nawet wtedy gdy witała się z ciotką Chantal, która wciąż nosiła to beznadziejne, francuskie nazwisko, które brzmiało jak te durne bułeczki z tfu francuskiego ciasta, a nie jak dumny ród. Czekała tylko aż te wszystkie fhancuzeczki wywieszą białe flagi na znak kapitulacji. Bo tylko to potrafili.
Ceniła jednak Smoczycę nie za nazwisko, a za sposób bycia – to jaka była, to jak wczuwała się w każdą rolę i jak świetnie dogadywała się z jej rodziną. Eponka mogła dawać jej okejki, nawet i sto, ale to ona – Lyssa szczerze cieszyła się, że mają wybitną Czarownicę w szeregach swojej familii.
Stojąc przed domostwem odczekała dosłownie chwilę zanim trzewia powrócą na swoje miejsce, a ona będzie mogła odsapnąć. Przelotnie zerknęła na swoją przybrana siostrę w myślach oceniając jej strój – wyglądała doskonale, i to wcale nie przez świeżo wyprasowane ubrania, które przygotowała jej dziś po śniadaniu. Sama panna Yaxley nie stroiła się dziś wybitnie – wyglądała elegancko, acz nie przytłaczająco, co było niezwykle ważne w byciu żoną idealną, która musi wyglądać dostojnie, ale nie może przyćmiewać gwiazdy wieczoru, którą dziś był… dziadek Tadek.
Czarna sukienka z białym, ręcznie haftowanym kołnierzykiem ładnie opinała się na jej ciele, a równie czarny, co mroczny płaszcz do połowy uda okrywał ją skrzętnie, by zarówno zapobiec tym wszystkim choróbskom, które tylko niszczą organizmy poczciwych czarodziejów z dobrych rodów.
Bezwiednie jej dłoń okryta skórzaną rękawiczką powędrowała do ręki Eponine, którą pociągnęła za sobą praktycznie od razu, gdy zauważyła jak te mendy, skrzaty domowe biorą się za ich bagaże podręczne, które towarzyszyły im w krótkiej podróży. Zapach Szkocji, mokrego lasu, błota i nutki ekscytacji unosił się ponad ich głowami, a zwłaszcza ponad rudą jak dojrzałe jabłko łepetyną. Skoro zmysł wzroku zawodził ją w poszczególnych kwestiach to tym razem czarną robotę odwalał za nią zmysł węchu. Czuła wokół siebie nie tylko mocne perfumy Chantal czy siostry, ale czuła również jak ktoś kto przebywa w domu pali. Dziewczyna wciągnęła mocniej powietrze w płuca i zamarła wsłuchując się jeszcze przez moment w odległe punkciki znajdujące się o wiele dalej niż powinny.
- Zabierzcie to do naszych sypialni. – Rzuciła jeszcze krótko do małych stworzeń, które już, wtem zabierały się za przenosiny ciężkich walizek. Jeden z nich odłączył się od grupy, by móc otworzyć wrota prowadzące do zgrabnego pałacyku rodziny Yaxley. Stworek pochylał głowę tak mocno do dołu, że Lys widziała doskonale wszystkie zmarszczenia jego skóry, plamki na głowie i niewątpliwą łysinę co sprawiło jedynie, że drgnęła i z obrzydzeniem wywróciła błękitnymi patrzałkami nakazując Eponce, by nawet na niego nie patrzyła.
- Co za obrzydlistwo. – Skomentowała krótko już na wstępie rozpinając kilka guzików ciemnego płaszcza, który zaraz powędrował i tak do drewnianej i wiekowej szafy na holu, która była ozdobą sama w sobie.
Ciężkie, rude loki opadły na jej ramiona, a zielona klamra – błyskała złowieszczo w co poszczególnych pasmach ładnie komponując się z agresywną czerwienią. Odcień ten pogłębiła o kilka tonów zdając sobie doskonale sprawę, że się wyróżnia nie tylko na tle rodziny, ale i w szkole. Żadna dziewucha nie miała tak wspaniałych włosów co ona. Zdawała się mówić jej poza. I bezczelny uśmieszek, który utrzymywał się na jej twarzy, a który łagodniał z chwilą gdy spoglądała na członków swojej licznej familii.

Gość
avatar

Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja. Empty
PisanieTemat: Re: Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja.   Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja. EmptyWto 22 Wrz 2015, 16:43

Woń pieczonej kaczki roznosi się po całym dworze. Chociaż do czegoś te cholerne skrzaty się przydają, myślę, przeglądając się w ogromnym zwierciadle i poprawiając długi surdut, który ubrałem dziś na tę specjalną uroczystość, jaką są moje imieniny. Obiad, który nakazałem im przygotować, miał być tak samo wytworny jak w każde inne święto, czy to Boże Narodzenie, czy Hanuka, czy nawet zaćmienie słońca w Pcimiu Dolnym. Miało być po prostu tak jak zawsze.
Strzepuję popiół z cygara do popielniczki i zaciągam się ponownie, nie odrywając wzroku z mojego odbicia. Cóż, muszę przyznać, że jak na swój wiek, wyglądam jeszcze całkiem nieźle. To, że skroń pokrywa mi już siwizna o niczym nie świadczy, no a od śmierci Donatelli minęła już kupa czasu. Może to właśnie ten moment, by zakręcić się koło jakiejś uroczej, oczywiście zamożnej, czystokrwistej wdówki? W myślach przebieram wszystkie możliwe nazwiska, ale żadne z nich nie zajmuje mojej uwagi na więcej niż dwie sekundy. Krzywię się lekko, uświadamiając sobie, że to wbrew pozorom nie taka łatwa sprawa, nawet biorąc pod uwagę nazwisko, które noszę i wielkość mojej skrytki w Gringotcie.
Moje rozmyślania przerywa hałas dobiegający z dołu. A więc są. Lyssa, moja prawowita wnuczka oraz Eponine - czyli ta, która mimo, że nie urodziła się z naszym idealnym nazwiskiem, to godnie je sobą reprezentowała. No i Chantal. Chociaż powoli traciłem cierpliwość co do niej, nie potrafiłem nie zaprosić jej na swoje imieniny. To, że tak uparcie wzbraniała się przed odrzuceniem swojej francuskiej cząstki i tak nie powstrzymywało mnie w przeświadczeniu, że należy do nas i, że kiedyś będę miał to na piśmie. Nie mogłem zrozumieć co powstrzymuje to dziewczę przed wstąpieniem w szeregi Yaxley'ów, ale prędzej czy później i tak wyjdzie na moje. Byłem tego pewny.
Z tą myślą naciągnąłem po raz ostatni rękawy i skierowałem swoje kroki w dół, do holu, w którym oczekuje mnie moja rodzina. Sądząc po głosach w dalszym ciągu brakowało mojego syna Daniela oraz jego żony Elżuni, a także mojej córki chrzestnej, którą tak dobrze udało mi się zaręczyć. Greengrassowie to dobry ród. Miałem zamiar w takich samych ulokować Eponine oraz Lyssę, bo cóż, dla Chantal było już za późno.
Schodzę w dół i dzierżąc w dłoni nieodłączne czarodziejskie cygaro rozkładam ręce w geście powitania, na widok moich dziewcząt.
- Witam was, moje drogie. Może od razu przejdźmy do jadalni. Skrzaty czekają tylko na sygnał. - Dobrotliwy uśmiech w stylu Dżepetto absolutnie nie pojawił na mojej twarzy, ale kąciki ust drgnęły lekko co było przejawem mojego wyśmienitego humoru.
Dlaczegóż miałbym się smucić? W końcu to moje święto, Czarny Pan rósł w siłę, a moja rodzina (chociaż niepełna) miała się dziś zgromadzić w swoim domu.
- Początkowo chciałem zaprosić o wiele więcej osób. Lestrange'ów, Malfoy'ów, czy innych takich bliskich mi przyjaciół, ale po dłuższym namyśle stwierdziłem, że zrobię to następnym razem. Ubolewam tylko nad tym, że mój młodszy brat nie zaszczyci nas swoją obecnością, ale wykonuje jakąś ważną misję dla naszego pana, a to, jak wiadomo, jest ważniejsze. - mówię, zajmując miejsce przy stole. Jako senior rodu siedzę u szczytu, mając przy tym możliwość obserwowania całego otoczenia. Po mojej prawej stronie zawsze siada Daniel, a po lewej siadała Donatella. Teraz to miejsce zajmuje ten, kto pierwszy się do niego dostanie, a w zasadzie to zazwyczaj stoi puste. Rzadko kiedy dwór wypełniony jest na tyle, by brakło krzeseł, nawet wtedy, gdy Voldemort organizuje tu spotkanie.
Przysuwam do siebie wino i nalewam go sobie po brzegi. Upijam łyk w oczekiwaniu na resztę gości, a potem przesuwam dłonią, z zupełnego przyzwyczajenia, po moim Mrocznym Znaku.
Gość
avatar

Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja. Empty
PisanieTemat: Re: Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja.   Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja. EmptySro 23 Wrz 2015, 00:59

Punktualność to zdecydowanie drugie imię Hyperiona Greengrassa. Miała okazję przekonać się o tym w sobotę kiedy równo o 14:30 pojawił się przed jej drzwiami. Jej własnymi, prywatnymi drzwiami, bo jakiś zdradziecki skrzat, najpewniej działający na polecenie dziadka, zaprowadził go pod drzwi jej prywatnych pokoi. Można więc sobie wyobrazić jej zdziwienie, kiedy to otworzyła drzwi i zobaczyła za nimi swojego narzeczonego.
- Jeszcze kilka minut, Hyperionie - powiedziała cicho wskazując mu miejsce na fotelu zanim znów zajęła miejsce przy swojej toaletce, aby skrzatka mogła zrobić porządek z jej włosami, które dzisiejszego dnia zamieniły się w najprawdziwsze afro godne czarnoskórej kobiety. Włosy panny Thicknesse kompletnie nie współpracowały ze swoją właścicielką. Nie można było ich obciąć, ani wyprostować, ani przefarbować. Ich kształt zmieniał się w zależności... cóż. Co do tego nie było żadnej reguły. Zawsze mogła je jednak spiąć. Skrzatka po raz kolejny podjęła nieskuteczną próbę wyczesania ich srebrnym grzebieniem ciągnąc tak mocno, że z pełnych warg czarownicy wydobył się syk pełen niezadowolenia. Stworzonko od razu zaczęło się kajać zahaczając swoim nochalem o wiśniową podłogę, ale jednym machnięciem ręki Catherine ją uspokoiła. Własnoręcznie zaplotła dwa warkocze idące przez całą głowę równomiernie po bokach, aby na końcu warkocze związać w kok. Jedyna dopuszczalna fryzura na dni burzy loków. Czując na sobie baczne spojrzenie mężczyzny dość szybko wsunęła stopy w czarne szpilki, a jej służka zapięła tasiemki na kostkach które miały ładnie wyglądać, a nie stabilizować dodatkowo stopę. Do tego miała krótką sukienkę z rękawem 3/4 która związana była paskiem w pasie w kolorze jasnozielonym który miał barwę jej tęczówek. Miała nawet swój pierścionek zaręczynowy i naszyjnik który podarował jej w piętnastej przesyłce. Swoją drogą mógł zobaczyć galerię swoich podarunków na komodzie obok której siedział. Osiem z nich wciąż było zapakowane w szary papier przesyłkowy. W dłoni miała torebeczkę z prezentami dla solenizanta które od razu podała swojemu towarzyszowi. W przedpokoju wsunęła dłonie w czarny płaszcz do połowy uda który podsunął jej któryś ze skrzatów po czym wyszła z Hyperionem na zimne listopadowe powietrze zaciskając niepomalowane wargi w wąską kreskę. Teleportacja pod samym domem nie była możliwa, więc musieli iść aż do którejś z furtek. Gdy w końcu minęli magiczną granicę gdzie uszy i oczy dziadka już nie sięgają zdecydowała się odezwać:
- Nie potrzebuję całego wszechświata. Potrzebuję dalej grać w filharmonii lub nie mieszkać z Twoją matką. Któryś z tych warunków może mnie uszczęśliwić. Więc na przyszłość skończ z takimi frazesami - wyciągnęła dłoń aby go złapać za jego, a kiedy ich ciała się zetknęły teleportowała ich tuż przed furtką prowadzącą do wejścia rezydencji, tam gdzie teleportacja była jeszcze dozwolona.
- Gotowy na przedstawienie "Nie mogę doczekać się kiedy się pobierzemy"? - zapytała prowadząc go wciąż za rękę w kierunku doskonale sobie znanej rezydencji. W dzieciństwie spędzała tu naprawdę dużo czasu. Potem kiedy pan Fawley zdecydował się odsunąć od Yaxley'a i jego zażyłości z Lordem Voldemortem automatycznie zaczęła spędzać tu mniej czasu. Nie mniej jednak nie była niemile widzianym gościem. Wręcz przeciwnie. Była córką chrzestną solenizanta który zatargu z dawnym przyjacielem nie przeniósł na ich relacje. Catherine nie bała się więc nazywać Thadeussa wujkiem i wciąż ceniła sobie jego dobre rady. Prawie wszystkie. Prawie, bo bokiem jej wychodziło słuchanie o wspaniałości rodu Greengrassów. Wystarczy, że ta płyta była już niemalże zdarta w jej własnym domu. Teraz oto wspaniałego szczęśliwca przyciągnęła tutaj, aby przez chwilę nie słuchać o jego świetności i żeby skończyć z gradem pytań "Jaki on jest?" bo nie była w stanie wykrzesać z siebie aż tyle entuzjazmu by móc o nim radośnie świergotać, tak jak powinna to robić po dwóch latach narzeczeństwa. Przed samymi drzwiami zatrzymała się na chwilę, zaciągnęła głęboko świeżym szkockim powietrzem i przyodziała najurokliwszy ze swoich uśmiechów- ten który uwielbiają widzieć mężczyźni w absolutnie każdym wieku zanim musnęła palcami kołatkę która sama zastukała. Drzwi się otworzyły, pojawił się skrzat, zostawili płaszcze i ruszyli do jadalni.
- Dzień dobry, wujku. Wszystkiego najlepszego! Poznałeś już Hyperiona, prawda? - przywitała się należycie z gospodarzem wciąż z tym samym nieprawdziwym uśmiechem na twarzy. Solenizant dostał prezent (spinki do włosów ze złota goblinów, krawaty przeszywane złotymi i srebrnymi nićmi na każdy z dni tygodnia i butelka najdroższej i najstarszej whiskey jaką udało się zdobyć eks Ślizgonce), a oni dostali miejsce pośrodku stołu naprzeciwko Eponine i Lyssy z którymi przywitała się według tego samego schematu co zawsze czyli:
- Cześć. Poznałaś już Hyperiona Greengrassa? - chociaż miała wrażenie, że jego znają już absolutnie wszyscy i absolutnie wszyscy żyją w przekonaniu, że wygrała najcudowniejszy los na loterii. Przywitała się także z Chantal nie zmieniając zbytnio schematu zanim zasiadła za stołem razem z cudownym narzeczonym.
Gość
avatar

Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja. Empty
PisanieTemat: Re: Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja.   Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja. EmptyPią 25 Wrz 2015, 12:32

No przecież zawsze był punktualny, chyba zdążyła już to zauważyć, prawda? Dlatego odrobinę zirytowało go, że musiał czekać, aż Catherine dokończy przygotowania. Nie dał tego jednak po sobie poznać a ten dodatkowy czas poświecił na oględziny pokoju swojej narzeczonej. Nigdy tu nie był. Zawsze spotykali się w miejscu "neutralnym". Zdziwił się więc, że nie odesłała go, by czekał w salonie. Po ich ostatnim spotkaniu uznałby to za normalne, ale ona zaprosiła go do swojego azylu. Obserwował więc. Obserwował jak zmaga się z niesfornymi lokami, jak skrzatka pomaga jej się ubrać... Nic nie umknęło jego uwadze, nawet to, że niektóre jego prezenty wciąż były nierozpakowane. Dziwne, bo przecież tak bardzo chciała je dostawać, prawda? Gdy była już gotowa wstał z fotela i podszedł bliżej odbierając przygotowany przez nią podarek. Westchnął ciężko, gdy znowu poruszyła temat filharmonii. Jaki miał wybór?
- Dobrze więc... Graj. Graj do póki nie pojawią się dzieci. - mruknął niezadowolony muskając palcami wisiorek, który jej podarował. Mógł dać jej wszystko, a ona chciała tylko grać... Ten kompromis był jego porażką. Będzie musiał się teraz mocno postarać, by dzieci pojawiły się szybciej niż to sobie obiecali.
- Nie musiałbym grać, gdybyś współpracowała jak należy - odpowiedział gdy pojawili się już przed posiadłością Yakley'ów. I faktycznie, gdy tylko weszli do środka przybrał jedną z tych masek, pod którymi ukrywał się w trakcie bali i bankietów. Dumny uśmiech ani na chwilę nie schodził mu z twarzy, gdy witał się z innymi. Nie musiała go przedstawiać. Stare rody takie jak ich znają się aż za dobrze.
- Wszystkiego dobrego, Thadeussie. Oby szczęście Cię nie opuszczało - uścisnął dłoń mężczyźnie po czym zajął wskazane im miejsce.
- Mieliśmy przyjemność się już poznać, Cath - uśmiechnął się nieznacznie do narzeczonej kątem oka zerkając na Lyss. Wielkie rody i tak dalej, i tak dalej... Gdyby nie fakt, że dobrze wiedział o grze panny Thicknesse byłby mile połechtany tym, że ciągle się nim wszystkim chwali. To było całkiem przyjemne. Szkoda, ze udawane...
Chantal Lacroix
Chantal Lacroix

Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja. Empty
PisanieTemat: Re: Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja.   Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja. EmptyPią 25 Wrz 2015, 14:27

Zaproszenie na imieniny wujka przyszło do niej dwa dni przed, ale Chantal doskonale pamiętała o tej ważnej dacie. Nawet jedna z sióstr Yaxley nie pozwoliła jej o niej zapomnieć. Kobieta uśmiechała się do siebie, przeglądając w szafie swoje szaty, aby odpowiednio ubrać się na tę uroczystość. Wybór padł na suknię, w kolorze czerni. Jak na nią strój był dość skromny, jednie głębokie rozcięcie było elementem braku pruderyjności. Do pewnej granicy, oczywiście. Włosy poddały się gładko woli metamorfomaga, zaczesując się w dość zgrabny kok. Chantal chwyciła do ręki torbę, w której schowała prezent dla wujka i zeszła do sali wejściowej. Skinęła siostrom na powitanie.
-Trzymajcie się mocno świstoklika, szkoda waszych buziek. -ostrzegła je, kiedy szły dróżką do bramy wejściowej. Za nią nauczycielka wyjęła połamane pióro i podała dziewczynom. Szast, prast, szarpnięcie w okolicach pępka i już były przed dworkiem. Chantal była przyzwyczajona do tego rodzaju podróży, więc ustała pewnie na nogach. We trójkę udały się do środka, gdzie otworzył im jeden ze skrzatów. Chmurne oczy prześlizgnęły się tylko po twarzach służby.
Uśmiechnęła się lekko na widok Thadeussa.
-Witaj wujku, wszystkiego dobrego. -ucałowała go w oba lekko zarośnięte policzki i podała mu prezent, na jaki składało się opakowanie ulubionych cygar i złote spinki do mankietów. Klasyczny zestaw. -Oczywiście, najlepszym prezentem byłaby zmiana nazwiska, co? Zawsze będę Yaxley.
Akurat tuż po nich pojawiła się Catherine i Hyperion. Chantal obdarzyła ich uprzejmym uśmiechem. Córka chrzestna wujka i jej narzeczony. Bardzo ułożeni, hiper poprawni i bardzo sztuczni. Chantal wiedziała, na jakiej zasadzie funkcjonowały zaręczyny w takich rodzinach. O mało ją nie spotkało to samo, jedynie ogromna upartość i sprzeciw pozwoliły jej uniknąć tego losu.
Zasiadła niedaleko dziewczyn. Nie garnęła się do miejsca, które zajmowała ciocia Donatella. Niech pozostanie puste.
Gość
avatar

Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja. Empty
PisanieTemat: Re: Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja.   Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja. EmptyPią 25 Wrz 2015, 17:54

Sala jadalna była pusta kiedy weszły – nie licząc oczywiście marnych skrzatów uwijających się wokół nóg stołu i w kuchni skąd dobiegało nie tylko ciche pykanie, ale i cudowne zapachy różnego rodzaju potraw, które będą dzisiaj zaserwowane. Dziewczyna wyszła naprzeciw starszemu mężczyźnie, który akurat pojawił się na horyzoncie. Elegancki i poważny jak zwykle – serce Lyssy drgnęło momentalnie i tylko na sekundę widząc jak jej dziadek schodzi powoli i dostojnie ze schodów opatulając ich grupkę sokolim wzrokiem. Automatycznie wyprostowała się okazując swoją buntowniczą, a zarazem ułożoną posturę po czym wybiegła – tak, wybiegła, by powitać jedną z najdroższych jej osób.
- Dziadku, dobrze wyglądasz. – Powiedziała w międzyczasie cicho wtulając się w starszego mężczyznę dosłownie na chwilkę, ulotną, chociaż nie do końca. Silne perfumy Tadka wbiły się jej w pamięć, co sprawiło, że Ślizgonka jedynie mruknęła z aprobatą. Prezent, który chciała mu przekazać – a było to antyczne, drewniane pudełeczko na jego ulubione cygara zostawiła w swojej sypialni na górze. Nie lubiła dzielić się czymkolwiek z kimkolwiek, a nawet obdarowanie kogoś prezentem uważała za intymną rzecz, dlatego wstrzyma się do wieczora tudzież nocy, gdy złapie dziadka w odosobnieniu. Teraz jedynie musnęła nieczułymi wargami usiany pajęczyną zmarszczek policzek i przesunąwszy dłonią po jego ramieniu, na którym miał wypalony Mroczny Znak odsunęła się zerkając na niego z wyczuciem.
- Wszystkiego najlepszego. Spełnienia marzeń. - Szczery grymas zadowolenia z okazji do spotkania się nie tylko z rodzicami, ale i właśnie Tadziem – no i innymi członkami dalszej lub bliższej familii rozlał się po jej facjacie. Jeszcze raz spojrzała z dumą na Thadeussa i wycofała się dyskretnie na bezpieczna odległość by i reszta mogła mu życzyć tego i owego. Lys nigdy nie była dobra w składaniu życzeń w obecności miliarda osób – spinała się wtedy i chociaż dobrze wiedziała co powinna powiedzieć – uczyła ją w końcu tego matka i babka – to nie mogła. Dlatego zazwyczaj ograniczała się do kilku, prostych słów.
Chwile później, kiedy stała już na uboczu zauważyła – a raczej usłyszała wpierw przytłumione głosy dwojga ludzi – kobiety i mężczyzny. Przez moment pomyślała, że to jej rodzice wrócili jednak ich tembr czy barwę rozpoznałaby od razu. Tak samo jakby wyczuła perfumy Elizabeth czy woń tytoniu we włosach Daniela.
Zawsze jednak jest tak, że rodzice dziewcząt nie spieszyli się nigdzie – uwielbiali spędzać ze sobą czas dlatego na wszystkie ważne okazje przychodzili razem, nie osobno. Chyba, że chodziło o prowadzenie interesów – wówczas matka podejmowała do niej podobne żony wielkich ludzi, a ojciec rozprawiał o żywocie śmierciożerców.
Jej myśli zostały zakłócone po niedługim czasie przez kolejną parę, która zaszczyciła ich swoja obecnością – była to Cath, jej rówieśniczka oraz Hyperion – jej narzeczony. Błękitne tęczówki spoczęły na tej dwójce tak szybko jakby to było coś normalnego. Obserwowała ich przez moment z kamiennym wyrazem twarzy kiwając krótko głową na powitanie. Na pogaduszki znajdzie się jeszcze czas.
Już miała kierować się do zajmowanego przez siebie miejsca gdy poczuła nagle szarpnięcie za rękaw skromnej sukienki, którą przywdziała dzisiejszego dnia. Obróciła się by spojrzeć kto śmiał jej dotknąć w ten niewybaczalny sposób – uspokoiła się niemal od razu wyczuwając obecność swojej ukochanej siostry. Poważny wzrok Oponki mówił jej wszystko – rudowłosa w mig zrozumiała, że dziewczę chce pozostać sama przez chwilę. Sama ze sobą, ze swoimi myślami. Lyssa sięgnęła po ciemny kosmyk włosów siostry i skinęła jej, tym samym niejako jej przyzwalając na opuszczenie towarzystwa. Była od niej starsza, chociaż momentami jej się wydawało, że to nie ona tu rządzi, a właśnie Eponine, która w tym czasie odwzajemniła jej spojrzenie po czym grzecznie przeprosiła wszystkich i udała się na górę.
Ruda odprowadziła ją jeszcze wzrokiem w milczeniu po czym strzepnąwszy niewidzialny pyłek ze swojego ramienia skierowała się do stołu o mało co nie rozdeptując jednego ze stworków, który uciekł zanim zdążyła otworzyć buzię. Zanim usiadła wymieniła się jeszcze znaczącym spojrzeniem z Chantal.
Przed sobą miała nie tylko kilka kielichów, najlepszą porcelanę ale i naszą zakochaną parkę. Słysząc słodki głos Catherine aż się wzdrygnęła nawet nie obdarzając jej spojrzeniem – nie teraz gdy jej myśli błądziły wokół siostry. Minęła dobra chwila – tak przynajmniej się zdawało póki nie podniosłą błękitnych ocząt na zaproszoną dwójkę. Nie musieli się powtarzać – Greengrassów znała od dzieciństwa – w tym i Hyperiona, z którym miała okazję porozmawiać nie raz czy dwa. Jej blade lico było pochmurne, znudzone – nie siliła się nawet na uśmiech, ten sztuczny zwłaszcza.
- Nie. Widzę go pierwszy raz na oczy, Catherine. – Odparła lodowatym tonem, wciąż jednak uprzejmym na tyle by nie wzbudzać jakichkolwiek podejrzeń. Córka chrzestna Tadeusza jednak nie musiała się obawiać jej wrogiego jakby nie patrzeć zachowania – Lys rzadko była dla kogoś miła czy wystarczająco ciepła. Z Cath znały się już jakiś czas – także młoda kobieta powinna wiedzieć, że to nie pierwszyzna w wykonaniu rudej. Ironia, sarkazm, czarna polewka. Dostaniecie wszystko co chcecie.
Zatrzymany na dłużej wzrok młodej panienki Yaxley omiótł jeszcze facjatę Hyperiona po czym zszedł na wino i dziadka. Powoli podniosła dłoń ku górze, a już w jej obecności zjawił się skrzat z łysinką, który czym prędzej nalał jej wystarczającą ilość alkoholu do kielicha. Dziewczę wykrzywiło pełne wargi kierując swoją szklanicę w stronę Tadzia – zauważyła również, że miejsce po ukochanej babci Dance jest puste co sprawiło jedynie, że palce ślizgonki niemal wbiły się w szkło.
- Znając zmysł matki najpewniej nie dalej jak za tydzień będziemy widzieć przedstawicieli wszystkich znamienitych rodów, dziadku. Także nie musisz się obawiać, że dzisiaj jest wyjątkowo skromnie. – Odezwała się po chwili przerywając ciszę w pomieszczeniu, a jej głęboki i dość niski jak na dziewczynę głos odbił się od ścian. Zwilżyła gardło czerwonym winem wcześniej zwyczajnie mając na myśli imprezę zorganizowaną przez Elżbietę, do której i tak prędzej czy później dojdzie.
Gość
avatar

Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja. Empty
PisanieTemat: Re: Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja.   Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja. EmptyPon 28 Wrz 2015, 16:30

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że nigdy nie szanowałem nawet Donatelli, czy Daniela w takim stopniu, w jakim szanuję obydwie moje wnuczki. Czuję w głębi serca, że będą moimi następczyniami, że będą nawet lepsze od mojego syna i moje domysły zaczynają się sprawdzać. Wiem, że to wbrew woli Daniela, ale jeśli zajdzie taka potrzeba nie sprzeciwi mi się i razem ze mną i swoimi córkami staniemy w gotowości w służbie Czarnego Pana, by razem móc pozbyć się brudnej krwi.
W rudowłosej Lyssie widzę wiele moich własnych cech. W Eponine widzę zaś te, których nam brakuje. Lubię obserwować je gdy spotykamy się na takich uroczystościach, chociaż one często nie są tego nawet świadome. Lubię wyobrażać sobie co mogą osiągnąć i jak wiele je w życiu jeszcze spotka.
W międzyczasie do gości dołącza moja córka chrzestna z narzeczonym. Nie zapraszałem go oficjalnie, ale to w końcu Greengeass. Drzwi do mojego dworu były otwarte dla każdego członka jego rodu nie ważne o jakiej porze dnia i nocy. Należał do elity, podobnie jak my, a elita musiała się ze sobą trzymać.
- Witaj Hyperionie - Ściskam jego dłoń pewnie i potrząsam nią symbolicznie w geście powitania, po czym wskazuję mu miejsce obok Catherine, która posyła mi dobrze znany uśmiech. Wiem, że nie jest zachwycona zaręczynami, chociaż nie potrafię tego do końca zrozumieć. Jak można nie być zadowolonym z tak wysoko postawionego kandydata? Na jej miejscu dziękowałbym losowi, bo by zaręczyć Hyperiona z nią a nie jedną z moich dziewczyn, musiałem sięgnąć po wyżyny moich retorycznych umiejętności, by w końcu stary Greengrass na to przystał.
Przyjmuję wszystkie życzenia, kwitując je skinieniem głowy, po czym, kiedy wszyscy już zebrali się przy stole wołam skrzaty, by podały obiad.
Na stół wjeżdża przede wszystkim kaczka, ale i również ziemniaczki pieczone, tłuczone, zwykłe z koperkiem, aromatyczne udka z kurczaka, kawałki dziczyzny, stosy klopsików, kolorowe sałatki takie jakie lubię, dyniowe krokiety a także mnóstwo, mnóstwo wina.
Jadalnia zapełnia się mieszanką zapachów oraz odgłosów sztućców. Z aprobatą stwierdzam, że lubię ten dźwięk, że lubię przysłuchiwać się rozmowom mojej rodziny. Cisza, która panuje tu na co dzień absolutnie mi nie służy, więc już dziś wymyślam pretekst by zaprosić ich tu wszystkich ponownie.
Kiwam w stronę Chantal i unoszę pucharek z winem. Trafiła oczywiście w samo sedno, ale nietrudno było odgadnąć moje myśli, kiedy się mnie dobrze znało.
- W takim razie zdrowie Chantal Yaxley! Zrób mi tę przyjemność i zmień to nazwisko czym prędzej, zanim wyjdziesz za mąż i będę musiał już nazywać ciebie inaczej - mówię, chociaż już dawno przestałem łudzić się, że moja siostrzenica kiedykolwiek znajdzie sobie męża. Mógłbym się tym zająć ale moja siostra nie życzyła sobie tego, a na każde moje próby sugerowania kogokolwiek Chantal reagowała jakbym kazał jej zarazić się smoczą ospą. Cóż, może kiedyś przyjdzie pora i na nią.
Widzę jak Lyssa rozmawia z Catherine, widzę, że chodzi o Hyperiona. Widzę, że moja wnuczka jak zwykle odpowiada tonem niezbyt przyjaznym ale nie martwię się. Catherine znała ją nie od dziś. Catherine wiedziała jak się z nią obchodzić.
- Mam dobre wieści - mówię nagle, sprowadzając uwagę wszystkich na moją osobę. - Ostatnio odbyłem poważną rozmowę z moim dobrym przyjacielem Victorem van Vuurenem i razem wspólnie doszliśmy do wniosku, że wspaniale byłoby połączyć naszej rody. Victor ma syna, którego na pewno dobrze znacie. To wybitnie dobra partia. Ród van Vuurenów to rodzina z czterystukilkuletnią tradycją. Moim zdaniem Riaan van Vuyren to idealny kandydat... - zatrzymałem się na moment, spoglądając po wszystkich twarzach zebranych przy stole. - dla Eponine.
Gość
avatar

Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja. Empty
PisanieTemat: Re: Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja.   Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja. EmptySro 30 Wrz 2015, 20:05

Brunetka, skupiwszy pełnię sił na grze pozorów, dystyngowanie dygnęła otaczającym ją zewsząd osobistościom i wlepiając nieco nieobecny wzrok we własne knykcie, skierowała swe filigranowe, przyozdobione matowo-smolistymi  pantofelkami stópki, w kierunku półpiętra. Odeszła w głąb małego saloniku i upewniwszy się, iż umknęła sprzed zasięgu wzroku którejkolwiek z obecnych wewnątrz Yaxleyowskiej posiadłości jednostek z założenia rozumnych {ludzkich}, osunęła się na fotel. Zwiewna spódniczka jak obłok uniosła się wokół jej wiotkiej figury, tymczasowo obnażając nieco więcej, aniżeli nakazywała etykieta, niemniej sama zainteresowana, w tejże chwili, niespecjalnie zawracała sobie makówkę wewnętrznie przyjętymi zasadami i nieokrytą granicę kruczoczarnych, zakończonych koronką pończoch postanowiła najzwyczajniej zignorować. Poza linią arystokratycznego widnokręgu wszystko zdawało się posiadać status dozwolonego, a sama zainteresowana skłonna była z nieukrywaną lubością oddać się zapędom nudystycznym. Sam na sam ze sobą. Niejednokrotnie, podczas procesu odkrywania nowych horyzontów, związanych z wakacyjnym, relaksacyjnym pobytem na oddziale zamkniętym czarodziejskiego szpitala pod wezwaniem Świętego Munga, pobycie o którym informacje posiadła jedynie powierniczka największych sekretów ciemnowłosej panny Yaxley – jej siostra, upewniwszy się w fakcie, iż nie grozi jej cudze towarzystwo, zrzucała z siebie krępujące ją okrycie wierzchnie, długie godziny spędzając w odzieniu biblijnej Ewki.
Księżniczka Slytherinu, nieledwie przyspawawszy obie ręce do podłokietników zajmowanego fotela, w akcie pretendującym do miana asekuracyjnego, łapczywie nabrała powietrza do płuc, rozpoczynając serię łapania kolejnych haustów, koniecznych, ku rozjaśnieniu myśli, chaotycznie odbijających się o jej czaszkę. Podróż świstoklikiem, czy jakakolwiek forma dalekobieżnego przemieszczania się, nad wyraz wykańczała ponadprzeciętnie uwrażliwioną na dźwięki jaźń niewiasty, rozsadzając barwami i towarzyszącymi im smakami makówkę od środka. Potrzebowała chwili na poskromienie kilku tuzinów, rzecz jasna metaforycznych, pałkarzy, z niezdrową pasją odbijających tłuczki wewnątrz dostatecznie rozstrojonego umysłu Szarej Eminencji Domu Węża. A wypowiedziana przez Thadeussa Yaxleya, traktująca o zamążpójściu kwestia, która zgrabnym ruchem przebiła się przez wodospad wszelakiej masy idei, wygłaszanych w głowie Eponine tonem profesjonalnej śpiewaczki operowej, zdawała się niespecjalnie należeć do tych bardziej pomocnych w ukojeniu wewnętrznego chaosu dziewczyny.
Atak paniki nastąpił prędzej, aniżeli brunetka zdołała odnotować, bezgłośnie odbierając niewieście dostęp do zgromadzonych mas powietrza. Gdyby tyczyło się to astmatycznego, mugolskiego nastolatka, najpewniej wyjąłby w takiej sytuacji inhalator i kłopot zostałby zażegnany. Tyle, ze Eponine ani nie cierpiała na tego rodzaju przypadłość, akurat nie na tą, ani nie jawiła się we własnych oczach jako fanka niemagicznych wynalazków. Dlatego w walce o oddech musiała zatryumfować według znanego sobie sposobu. Pedantycznie naostrzone paznokcie obu dłoni bardzo szybko odnalazły punkt oparcia w wewnętrznej partii wskazanych kończyn, nieznacznie zabarwiając je szkarłatem, czym prędzej poskromionym podręczną chustką...
Wstała.
Eponine pokonała schody ze schyloną głową, lewą rękę skupiwszy na bezwiednym okręcaniu ciemnych pukli wokół naprzemiennie wybijających się przed szereg wskazującego i środkowego palca tejże dłoni. Twarz jej jaśniała ostrym blaskiem, w którym jednak próżno było doszukiwać się nuty radości, a raczej wiszącego gdzieś nad nią, groźnego błysku pożaru, gniewnie rozświetlającego płaszcz nocy. Kiedy tylko wyłoniła się zza zakrętu, w zasięgu wzroku okupujących jadalnię biesiadników, skierowała gdzieniegdzie opstrzone brązowymi piegami, blade lico ku solenizantowi, nieomalże niczym zbudzona ze snu uśmiechnęła się sztucznie, okazując jak pozornie niewiele dla niej znaczyły zasłyszane ledwo co słowa. Stroniąc od publicznej manifestacji szpicelskich skłonności, bezgłośnie pokonała dystans dzielący ją od przypisanego zawczasu siedziska i nieomalże przy pomocy zaklęcia Trwałego Przylepca, przytwierdziła do facjaty wyraz uprzejmego-acz-bijącego-chłodem zainteresowania.- Czy coś mnie ominęło, dziaduniu?- Spytała, mimowolnie rejestrując zabarwionymi odcieniem zimno-fioletowej stali ślepiami każdą, nowoprzybyłą zmarszczkę długoletniego śmierciożercy, a wyłowienie kryjącej się wewnątrz wypowiedzi brunetki, umiejętnie ukrytej nuty sarkazmu, należało do czynności z gamy tych awykonalnych.
Pojedyncza kropla krwi spłynęła po wewnętrznej stronie prawej dłoni najmłodszej z rodu, oddając ostatni wyraz walki z atakiem paniki szesnastolatki.
Gość
avatar

Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja. Empty
PisanieTemat: Re: Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja.   Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja. EmptyPią 02 Paź 2015, 00:40

Och, imprezy rodzinne. Catherine nie była ich największą fanką odkąd wszyscy razem wepchali ją w związek z Greengrassem. Musiała wtedy siedzieć z pełnym zachwytu uśmiechem i udawać jak bardzo cieszy ją towarzystwo Hyperiona oraz cała ta, w jej ocenie, chora sytuacja z której nie może się wykręcić. Wszyscy myśleli, że dlatego iż stary Yaxley i dziadek Fawley to tak musi być. Nie musiałoby tak być gdyby ten drugi nie poparł swojego słowa honoru obietnicą oddania całego majątku nagromadzonego w banku Gringotta na rzecz szkockich magnatów gdyby cała impreza pod hasłem ślub nie doszła do skutku. I vice versa. Catherine i Hyperion zostali na siebie skazani jeśli chcieli nadal być bajecznie bogaci. A chcieli. Któż by nie chciał? Zacisnęła więc zęby kiedy jej dostało się skinienie głowy, a jemu uścisk dłoni i werbalne przywitanie. Wszyscy wydawali się zdradziecko cieszyć na jego widok. Wszyscy oprócz Lyssy co sprawiło, że uśmiech Cath się poszerzył i nabrał szczerości.
- Szczęściara - to słowo opuściło jej usta szybciej niż mózg zdążył je zablokować. I w tym momencie poczuła na sobie wzrok wszystkich obecnych. Jej mózg zaczął szybciej pracować, aż w końcu wydusiła z siebie:
- ... ze mnie, że wychodzę za mąż za Hyperiona pod koniec grudnia - i poczuła jak dłonie zaczynają jej niebezpiecznie drżeć. Trzeba to w końcu powiedzieć. On dotrzymał swojej części umowy pozwalając jej grać po ślubie, więc ona zgodzi się dopełnić formalności już za miesiąc. Czyż to nie uczciwa oferta? Ależ bardzo uczciwa! Szkoda tylko, że czuła się tak jakby miała zaraz zarzygać ten pełny stół i czuła zbierające się łzy w zastraszająco szybkim tempie.
- Przepraszam na chwilę - chłodna maska pojawiła się na jej twarzy, a ton stał się nieobecny, bezosobowy choć płacz powoli zaczynał ściskać jej gardło. Nie płakała często. Wręcz przeciwnie. Zbierało się jej na płacz niezwykle rzadko i nigdy w towarzystwie. Nigdy, aż do dziś. Wstała szybko podczas gdy skrzat odsunął jej krzesło i szybkim krokiem minęła wchodzącą do środka Eponine podczas gdy jedna łza już spływała po jej bladym policzku. Bez płaszcza wyszła na dwór łapiąc powietrze niczym astmatyk po biegu na tysiąc metrów. Panika. Tak właśnie. Czuła panikę. Oparła czoło o zimny kamień z którego został zbudowany dwór Yaxley'ów stopniowo się uspokajając. Oddech za oddechem, łza za łzą. Aż się uspokoiła na tyle by na chwilę zaszyć się w łazience i poprawić swój wygląd. W jadalni pojawiła się w sam raz by usłyszeć o zaręczynach najmłodszej z rodu. Posłała jej pełne współczucia i zrozumienia spojrzenie zanim powiedziała:
- Wspaniała nowina, wuju. Doskonały wybór- tak przepełnionym ironią i zimnem tonem, że nikt z obecnych nie miał wątpliwości, że panna Thicknesse wcale nie zachwyca informacja o kolejnych ustawianych zaręczynach.
Gość
avatar

Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja. Empty
PisanieTemat: Re: Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja.   Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja. EmptyPią 02 Paź 2015, 19:21

Faktycznie Hyperion nie otrzymał oficjalnego zaproszenia od solenizanta, ale jako pełnoprawny narzeczony ukochanej chrześnicy miał prawo towarzyszyć jej na tej uroczystości na jej zaproszenie, prawda? Nie mógł jej odmówić. Nie mógł bo... nie mógł. Po pierwsze nie wypadało, a po drugie ojciec zabiłby go, gdyby to zrobił. I to pewnie dosłownie! Był bardzo obrażony na Yaxley'a za brak zaproszenia Greengrassów na tę uroczystość. No bo jak to tak? Menoetius za nic nie dał sobie przetłumaczyć, że są uroczystości, które chce się celebrować w gronie najbliższej rodziny bez tej całej sztucznej otoczki, która towarzyszyła wszystkim na wspólnych spotkaniach. Dla niego ten argument nic nie znaczył, bowiem był świecie przekonany, że w żyłach każdego prawdziwego czarodzieja płynie kropla tej samej najczystszej krwi. Wszystkie rodowe drzewa genealogiczne miały wspólne korzenie a ich konary splatały się razem nie raz na przestrzeni wieków. Więc tak, wszyscy byli rodziną. No cóż, Menoetiusowi musiało wystarczyć to, ż eród Greengrassów był reprezentowany na tej uroczystości przez Hyperiona. Powinien podziękować Catherine, że go tu przyciągnęła! Tak więc Hyperion robił to, co do niego należało. Obserwował. Obserwował kto z kim przychodzi, kto obok kogo siedzi, z kim rozmawia, kto nie przyszedł... Nie był plociuchem, ale takie rzeczy trzeba wiedzieć jeśli chce się mieć wszystko pod kontrolą.
- Grudnia? - zapytał chyba odrobinę za głośno autentycznie zdziwiony wyznaniem narzeczonej. - Kochanie... umawialiśmy się na luty. Coś się zmieniło? - zapytał już nieco ciszej pochylając się nad uchem Catherine, ale nie doczekał się odpowiedzi bo ta zerwała się z miejsca i wyszła. Powinien wyjść za nią? Na dwoje babka wróżyła... Zdecydował się zostać i dac jej chwilę, na ochłonięcie.
- Kobiety... - skwitował krótko uśmiechając się nieznacznie do Lyssy i wzniósł do niej niemy toast po czym upił łyk wina i nałożył sobie odrobinę klopsików z pieczonymi ziemniakami. Gdy na stole pojawiały się kolejne dania, a Cath wciąż nie wracała zaczął się poważnie niepokoić. Kręcił się niespokojnie na krześle raz po raz zerkając ukradkiem na zegarek. No już już miał iść jej poszukać, gdy jaśniepani wróciła na miejsce akurat, gdy Yaxley ogłaszał światu radosną nowinę.
- Świetnie, gratuluję - wzniósł kolejny toast z uśmiechem na ustach. Gratuluję... kolejna uszczęśliwiona para. Codzienność. Gdyby rody takie jak ich nie dbały o przyszłość swoich dzieci zapewne za kilka pokoleń prawdziwych czarodziejów trzeba by ze świecą szukać.
- Wszystko w porządku, Cathie? - zapytał cicho kładąc pod stołem dłoń na kolanie dziewczyny w, zapewne, pokrzepiającym geście.
Gość
avatar

Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja. Empty
PisanieTemat: Re: Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja.   Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja. EmptySob 03 Paź 2015, 13:05

Wystawne spotkania, przyjęcia organizowane zazwyczaj przez głowę rodu powoli zaczynały ją nudzić. Nudziły ją przyjemne słówka szeptane z kata w kat, spojrzenia pełne powagi i uśmiechy lepkie od obłudy. Nikt nie mówił prawdy, wszyscy kłamali i przyjmowali bezpieczną taktykę milczenia niż wypowiedzenia gorzkich słów.
Lyssa taka nie była. Była osoba impulsywną potrafiącą jednak zachować się w towarzystwie. Często jednak ogarniała ją bezgranicza złość, zdenerwowanie, które opanowywało jej ciało – część po części – centymetr po centymetrze. Czuła wtedy jak ogień wypala jej trzewia, jak nienawiść zbiera plony. I chociaż z zewnątrz wyglądała na opanowaną – zupełnie jak teraz, gdy jeden ze skrzatów nakładał jej porcje pieczonych ziemniaków wraz z pieczenią. Chłodna maska, subtelny uśmiech i zimne, stalowe oczy przesuwające się po kolei po twarzach zebranych. Dłużej wzrok zatrzymała na Hyperionie, którego znała nie od dziś, a który posłał jej skądinąd uroczy grymas unosząc przy tym kielich z winem. Szkło automatycznie znalazło się w dłoni Ślizgonki, ale dotarło do jej ust wówczas, gdy jej siostra wróciła na swoje prawowite miejsce.
Odczekała aż usiądzie rzucając jej z ukosa jedno spojrzenie mówiące więcej niż tysiąc słów. Nigdy by tego nie przyznała przy tak okazałej ilości osób, ale ciut martwiła się o swoją powierniczkę, która jako jedyna znalazła do tej pory sposób by ja obłaskawić. To jej ton głosu, wyjątkowo ciepły w jej mniemaniu działał na nią kojąco. Tak samo jak dotyk mniejszych i zimnych dłoni na jej ramionach, twarzy czy włosach.
Jedno spojrzenie wystarczyło by rudowłose dziewczę rozeznało się w sytuacji jaka panowała w sercu Oponki. Przywdziana teatralna maska i słodkie słowa nie zatuszują wydarzeń, które rozgrywały się w głowie młodszej Yaxleyówny. Moira obserwowała stale nie mówiąc nic – przynajmniej teraz. Przeciągnięty rytuał odprawiany każdego dnia zakończyła upiciem czerwonego wina, które wydało się jej zbyt wytrawne. Nie skomentowała tego jednak – potem dorwie te nędzne, małe kreatury szorujące gary w kuchni.
Tylko na chwile uniosła wzrok na Cath, która podzieliła się z resztą radosna informacją, że już w grudniu, czyli za niespełna miesiąc odbędzie się jej ślub z Greengrassem. Nie pogratulowała jej, nie miała czego – może to przez zazdrość, że to właśnie jej wpierw dziadek załatwił narzeczonego? Mimo tego, że Lys nie chciała zostawać kurą domową, zwykłą nimfą, muzą czy panną do towarzystwa jednego ze śmierciożerców, to nie mogła tak zwyczajnie przełknąć pasma porażki, która zaraz miała zwiększyć się dwukrotnie.
O mały włos a nie udławiła się winem, gdy usłyszała nazwisko van Vuuren. Kaszlnęła głośno łapiąc się za zduszoną klatkę piersiową czując jak do głowy napływa jej krew – rumieńce pojawiły się na jej kościach policzkowych, a ona podniosła łepetynę nie bacząc na zdziwione miny innych osób siedzących przy stole.
Kojarzyła tylko jednego Vuurena ze szkoły – tego małego, ciemnego latającego w szkolnej drużynie quidditcha. Wydawał się jej pyskaty, beztroski i nie wiedzący co to kultura i wychowanie.
Nie obchodziło ją doprawdy ile lat miał wybrany ród, czy utrzymywał się wciąż na odpowiedniej pozycji oraz jaki rozmiar stopy ma Riaan – obchodziło ją to czy mieli pośród rodaków śmierciożerców, popleczników Czarnego Pana, który okazywał im łaskę pozwalając na zbytnie zbliżenie się do jego zacnej osoby. Co taki mały czerwol miał robić z…
- Dziadku! - Uderzenie w stół – trzęsące się kieliszki, smuga rozlanego sosu na białym obrusie i płonące spojrzenie młodej panny Yaxley. Dziewczyna uprzednio wstała zrzucając jasną chustę ulokowaną na jej kolanach i oparła obie dłonie o blat. Oddychała ciężko, z wyraźnym trudem. Czuła jak irytacja w niej wzrasta, jak wszystko wokół zalatuje jej krwią i podstępkiem, jak szum w głowie się nasila.
Mogli dać ją na wstrzymanie, mogli poczekać aż ta skończy szkołę – mogli zrobić wszystko, a oddali jej młodszą siostrę jakiemuś nic nie wartemu chłopaczynie, który nie potrafi odróżnić spódnicy od sukienki?
- To niedorzeczne. – Wydusiła z siebie od razu krzyżując spojrzenie z najstarszym z tego rodu obecnym przy stole. Miała gdzieś Hyperiona i podchodzącą do stołu Cath – Trzymała obok siebie Eponine, rzucając tylko jedno i ostrzegawcze – w sumie pełne zrozumienia – spojrzenie Chantal po czym otwarła różane usta by dać upust swoim emocjom.
- Czy to są dobre wieści? Czy to jest odpowiedni kandydat dla mojej szanownej siostry? Czy Ty wiesz dziadku, jak ten młody van Vuuren się zachowuje? – Kilka pytań przecięło powietrze zagęszczając tym samym atmosferę. Lys o to nie dbała.
- To jest dzikus. Zwykły dzikus. To nie jest osoba, którą powinniśmy przyjąć z otwartymi ramionami, dziadku. To ktoś, kogo powinno się zwalczyć. – Jej chłodny ton nabierał na sile, a błękitne tęczówki błyskały z każdym słowem. Oddychała szybciej, intensywniej darując sobie zachowanie odpowiedniej dystynkcji. Rude włosy zdawały się elektryzować, a paznokcie wbijały się w ozdobne zakończenie obrusu, którym był obleczony wiekowy stół. Ślizgonka miała ochotę złapać Eponine w ramiona i ją wywlec, zabrać na górę, by uchronić ją przed nieodpowiednią decyzją Tadka.
- Mam nadzieję, że to tylko nieśmieszny żart. – Oznajmiła jeszcze zadzierając głowę do góry i zaciskając palce na lnianym materiale.
Chantal Lacroix
Chantal Lacroix

Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja. Empty
PisanieTemat: Re: Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja.   Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja. EmptySob 03 Paź 2015, 16:54

Bycie członkiem znamienitego rodu Yaxley'ów wiązało się z takimi rodzinnymi obiadami, na które była zapraszana odkąd pamiętała. Zwłaszcza, kiedy umarła jej mama czyli siostra Thadeussa. Z biegiem lat te posiadówy stały się coraz bardziej nudne, a kiedy wujek zaczął żywo się interesować losem młodej Yaxley-Lacroix i szukał jej męża, wywołała wielką wojnę. Ogłosiła wszem i wobec, że nigdy tego nie popierała i nie będzie. Wiele miesięcy później, pełnych ucieczek z domu, stłuczonych wazonów, rozlanej krwi i klątw, którymi dziewczyna raczyła każdego "przyszłego" narzeczonego, Thadeuss odpuścił, bo i tak nikt nie chciał oddać mu swojego syna do żeniaczki z siostrzenicą. Był zły - owszem, ale słabość do Chantal i rodzinne więzy spowodowały, że przestał wtrącać się w jej życie. Jedynie ciągle namawiał ją do zmiany nazwiska. Nie takie trudne, prawda? Jednak nawet w tym przypadku Chantal nie ulegała. Z lekkim współczuciem patrzyła na wszystkie ustawione małżeństwa w rodzinie. Jak można było do tego dopuszczać? Między jednym szczeknięciem sztućców, a drugim spoglądała na Cath i Hyperiona. Nie widziała między nimi szczęścia. Zwłaszcza, kiedy ogłosili swój ślub już za miesiąc. I kiedy Catherine podniosła się i uciekła. To mówiło swoje. Chantal nie pobiegła za nią, zajęta faktem, że wróciła Eponine.
-W porządku? -zapytała szeptem, gdy kątem bystrego oka dojrzała znikającą na ręce kroplę krwi. Trochę znała dziewczyny i mogła podejrzewać, skąd taka reakcja na podróż, ale nie poruszała tego. Dziewczyny w głównej mierze ufały w stu procentach tylko sobie.
Ogłoszenie jakie wydał z swych ust Thadeuss najpierw wywołało w kobiecie szok, a potem narastającą wściekłość. Uprzedziła ją Lyssa, wstając i wygłaszając żywo swoją opinię. Włosy Chantal zaczęły przybierać ostrzegawczą barwę wina w pucharze. Mogłaby uchodzić za starszą siostrę Lyssy, tak intensywny zrobił się kolor pukli!
Podłapała spojrzenie młodej Yaxley. Mimo, że Chantal była równie gwałtowna i nerwowa jak Lyss, ale zmuszona do milczenia by nie przekrzykiwać młodszej dziewczyny. Dopiero, gdy skończyła Chantal podniosła się z krzesła.
-Wujku, to jakaś kpina. Przerabialiśmy to nie raz i nie dwa. -w jej chmurnych oczach pojawiły się złowróżbne błyski. -Chcesz tego samego co ja Tobie urządziłam?! -zapytała ostro, rzucając swoją serwetę na stół.
-Jakim prawem decydujesz o losie swoich wnuczek, jakby były końmi w stadninie do pokrycia?! Jakim prawem nie pozwalasz jej wybrać?! Przedstaw jej chociaż kandydatów, by miała prawo wybrać!
Przeniosła wzrok na Lyssę, która mówiła o tym, jaki jest młody van Vuuren.
-To Gryfon. Paskudny Gryfon, którego maniery można przyrównać do słonia w składzie porcelany. Jeśli chcesz utrzymać czystość rodu kosztem szczęścia wnuczki, to bardzo się na Tobie zawiodłam! -prychnęła, a jej włosy pulsowały ostrą czerwienią. Odeszła od stołu i udała się do przedpokoju. Musiała się uspokoić, jeśli nie chciała wyjąć różdżki i zrobić komuś krzywdy.
Gość
avatar

Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja. Empty
PisanieTemat: Re: Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja.   Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja. EmptySob 03 Paź 2015, 20:50

Grudzień? Tak właśnie: grudzień. On obiecał jej dzisiaj, że będzie mogła kontynuować swoją muzyczna karierę, a ona przy wszystkich przyznała, że za miesiąc z kawałkiem zostanie jego żoną. Umowa to umowa. Czyż nie o to mu chodziło? Ożenek żeby zamknąć usta wszystkim ciekawskim złośliwcom, którzy zdążyli już zacząć spekulacje, że nic z tego nie wyjdzie. Ślub który ucieszy wszystkich członków ich rodzin którzy do tego ślubu namawiali ich, a w zasadzie ją, od dwóch długich lat. Ślub który zapewni im odrobinę świętego spokoju i prywatności. Ale, ale! Tylko odrobinę. Wszakże czas rozważyć sprowadzenie na ten świat potomstwa które będzie miało w swoich żyłach tak czystą magiczną krew, że chyba bardziej się już nie da. Wszystko by dać ciągłość rodu. Wszystko dla dobra rodziny.
Wszystko zaczęło toczyć się szybko, zbyt szybko. Katastrofa wisiała w powietrzu. Siedzieli w rozpędzonym wagoniku kolejki górskiej która nie ma hamulców i lada chwila rozbije się o wielką górę lodową. Ewakuacja. Czerwone światełko zapaliło się w głowie Catherine w chwili w której kolor włosów Chantal radykalnie się zmienił. Czas stąd uciekać. Dłoń którą czarodziej położył jej na kolanie przykryła swoją dłonią chcąc zwrócić na siebie jego uwagę. Pochyliła się nad jego uchem, żeby wyszeptać mu do ucha jedno słowo:
- Uciekajmy - i zanim Chantal zaczęła wymieniać wszystkie wady tego van Vuurena którego twarzy Cath nie mogła sobie za żadne skarby świata przypomnieć odważyła się odezwać cicho:
- Pokażę Hyperionowi rodzinne pamiątki - i wstała czując jak mężczyzna wstaje wraz z nią. Zaprowadziła go w kierunku schodów i pospiesznie zaczęła wchodzić na piętro.
- Czyż to nie urocza, rodzinna uroczystość? - zapytała wyraźnie rozbawionym tonem prowadząc go w kierunku rodzinnej biblioteki gdzie szanse na uczestniczenie w jednej wielkiej katastrofie wynosiły niemalże zero. Zamknęła jeszcze za nimi drzwi i zostali w ciszy, absolutnej ciszy, podczas gdy na dole najprawdopodobniej do gry weszły noże i różdżki.
- Mogę grać dopóki nie pojawią się dzieci? Grudzień. Nie mogę grać? Luty. Czyż nie taka była umowa, panie Greengrass? - zapytała opierając się o ciężkie dębowe drzwi strzegące imponującej skarbnicy wiedzy Yaxley'ów.
Sponsored content

Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja. Empty
PisanieTemat: Re: Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja.   Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja. Empty

 

Stary dwór rodu Yaxley - głęboka Szkocja.

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 3Idź do strony : 1, 2, 3  Next

 Similar topics

-
» Dwór Malfoyów [Wiltshire]
» Stary pień
» Jezioro [Szkocja]
» Glasgow [Szkocja]
» O stary, no wyrosłeś jak spod ziemi!

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Marudersi :: 
Fasolkowo
 :: 
Archiwum
 :: Fabularne
-