|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Cú Chulainn O'Connor
| Temat: Re: Błonia Wto 16 Gru 2014, 19:59 | |
| Aria nigdy nie należała do specjalnie towarzyskich osób, więc O'Connor nie był zdziwiony jej reakcją, wręcz przeciwnie. Przywitał ją z ciepłym uśmiechem jako jedną z oznak normalności, stałej rutyny Hogwartu, która była miłą odmianą po tych wszystkich komplikacjach poobozowych. A co do tychże komplikacji - wieści się szybko niosły po szkole, a apogeum osiągało właśnie w pociągu, gdy kółka wzajemnej adoracji większe i mniejsze spotykały się po tygodniach rozłąki, dzieląc ze sobą najświeższymi plotkami - tymi zasłyszanymi, podejrzanymi czy też wyczytanymi w Lustrze. Właśnie odnośnie tego ostatniego źródła Irlandczyk miał spore wątpliwości i to związane właśnie z Fimmelówną, jedną i drugą. Już chyba każdy wiedział o nowym chłopaku Porunn i Cu nie miał pojęcia co myśleć na ten temat. Frustracja, gorycz, wściekłość, dezorientacja, troska, niepewność. W jego głowie toczył się zażarty pojedynek między tymi wszystkimi odczuciami, przez co nie miał pojęcia które dopuścić do ukazania się światu zewnętrznemu. Kiwnął krótko głową, słysząc niemrawe "dziękuję" Arii i jej późniejsze słowa odnośnie wakacji, po czym wrócił spojrzeniem do Doriana, któremu już ukazał swój wilczy uśmiech, czasem godny raczej Ślizgona aniżeli ucznia Gryffindoru. Cieszył się, że dobry znajomy wrócił do starych murów, szczególnie, że w ogóle się tego nie spodziewał. - Pomocnik gajowego, co? Widzę, że wysoko mierzysz. - zaśmiał się, odpowiadając kuksańcem. - Nie bój nic, przy pierwszym wypadzie wyrównam dług, a nawet zafunduję ci parę głębszych na koszt "firmy". Faktycznie wyglądasz jakbyś stoczył batalię z całym Zakazanym Lasem. Albo wściekłym Filchem pod wpływem alkoholu, a ten wygląda jakby zaliczał intymne spotkanie z podłogą po samym niuchnięciu piany z kremowego piwa. Rozmawiał z nim beztrosko, zupełnie jakby wciąż trwał poprzedni rok szkolny, choć sama postać Whispera pokazywała, że te czasy mieli za sobą. Zmienił się i Irlandczyk miał nadzieję, że nie na gorsze. Póki co sytuacja nie wskazywała na żadne powody do niepokoju, wręcz przeciwnie. Dorian śmiał się częściej, już nie sprawiał wrażenie chmury deszczu, stroniącej od kogokolwiek. - Spokojnie, postaram się, żeby Porunn nie upolowała cię na grilla. W razie czego daj znać, złożymy ci kaftan ze smoczej skóry. - zażartował z tym wrednym błyskiem w oczach. Pamiętał te kłótnie z Pierun i dziękował wtedy za metamorfomagię, która pozwalała szybko pozbyć się śladów zniszczenia, chociaż zadrapania czy poparzenia były już trudniejsze do ukrycia. Cóż, takie uroki związków. - Jeśli mam być szczery to tak, muszę o czymś porozmawiać z Arią. - spojrzał ponownie na Krukonkę z uśmiechem, choć jego spojrzenie stało się nieco chłodniejsze, jakby chciało przekazać "musimy pogadać, pilne" na własną rękę. - Więc jeśli pozwolisz. Przy następnej okazji omówimy szczegóły twojej nowej, życiowej profesji i ustalimy alkoholowy wieczór w męskim towarzystwie. - dodał do Whispera, szturchając go łokciem.[/b] |
| | | Aria Fimmel
| Temat: Re: Błonia Sro 17 Gru 2014, 20:33 | |
| Aria schowała różdżkę, by ponownie jej nie zgubić, jednak wciąż przytulała do siebie książkę. Ciężar dłoni Doriana na jej głowie sprawił, że ponownie popełniła ten sam błąd i spojrzała w jego oczy. - Nie mów czegoś tak głupiego… – szepnęła, łapiąc palcami wolnej dłoni jego nadgarstek. Jeszcze chwilę temu był święcie przekonany o tym, że jest w stanie sam o siebie zadbać, dlaczego więc teraz mówił takie rzeczy? – Stoję przed tobą, nie mów o mnie, jakby mnie tu nie było – zmarszczyła brwi, wyrażając głośniej swoje niezadowolenie. Ponownie poczuła się traktowana jak dziecko, a przecież już dawno nim nie była! Ściągnęła dłoń Doriana ze swojej głowy, nie chciała się złościć. Wiedziała, że wystarczyłoby jedno słowo, jedna prośba o pomoc, a na jej odpowiedź nie trzeba by było wcale czekać. Nie potrafiła odmawiać, czasem nawet wcale nie chciała. - Potrafię sobie sama poradzić, wcale nie muszę z wszystkim biegać do Porunn – mruknęła słabo, dobrze zdając sobie sprawę z tego co mogłaby zrobić jej siostra, gdyby tylko poskarżyła jej się na zachowanie Whispera. Zapewne nie została by po nim nawet kupka popiołu, lecz ta wizja wcale nie była dla Fimmelówny kusząca… Wolała inaczej radzić sobie z problemami, święcie przekonana o tym, że każdemu można pomóc i nie ma sytuacji bez wyjścia. Może się myliła, ta myśl jednak pozwalała jej funkcjonować. Nie spodobała jej się dyskusja o umawianiu się na picie alkoholu, ale cóż mogłaby na to poradzić? Może powinna porozmawiać z Wandą? Nie… Nie chciała jej martwić jeszcze bardziej. Na całe szczęście Dorian znajdował się teraz blisko i zawsze mogła go szybko znaleźć – a przynajmniej taką miała nadzieję. Choć… widząc stan, w którym się obecnie znajdował, trochę powątpiewała w swoje zdolności pomocy. Może zbyt mało się starała? Przeniosła spojrzenie ciemnych tęczówek na O’Connora, gdy usłyszała swoje imię. O czym też mógłby chcieć z nią porozmawiać? Serce zabiło jej mocniej, nie wiedząc, czego powinna się spodziewać. Tym samym jej nadzieję na szybką ucieczkę trafił szlag. |
| | | Dorian Whisper
| Temat: Re: Błonia Czw 18 Gru 2014, 01:36 | |
| Dorian spojrzał na Arię i uśmiechnął się łobuzersko. Położył dłoń na jej głowie jeszcze raz, po czym rozczochrał jej włosy, dzięki czemu pojedyncze kosmyki stanęły dęba. Lubił tę dziewczynę. Wydawała się mu zwykła, bez problemów, które nawet jeśli miała, to starannie ukrywała. Była po prostu niewinna, a on natomiast w porównaniu do niej był zepsutym do szpiku kości człowiekiem, który wciąż tkwił na tym ziemskim padole, tylko dlatego, że musiał, przepełniony chęcią zemsty na kimś, kogo nawet nie widział na oczy. - Wiem, że potrafisz sobie sama poradzić – powiedział, nieco zaskoczony tonem, z jakim się wypowiadała. Uraził ją? Nie chciał. Czasami jednak nie panował nad słowami, które padały z jego ust, jakby nie wynikały z nich żadne konsekwencje. Tutaj żył w błędzie. Słowa czasami potrafiły boleć najbardziej i nikt nie mógł temu zaprzeczyć. – Po prostu znając temperament twojej siostry, to z chęcią by mnie zabiła za sam fakt, że z Tobą rozmawiam – dodał, po czym wzruszył ramionami. Niemalże od razu wywnioskował, że temat Porunn powinien odłożyć na bok, widząc, że był dla niej nieco drażliwy. Podrapał się po głowie, zastanawiając, co powinien jeszcze powiedzieć. Może przeprosić? Tylko tak naprawdę sam nie wiedział za co. Tu był ten jego problem – robił rzeczy, których konsekwencji nie przewidywał. Taki już był, ciężko będzie się zmienić, skoro życie wywarło na nim niezwykle silne piętno. Nagle coś przysiadło mu na ramieniu i zaczęło się bawić kosmykiem jego ciemnych włosów. Sowa, którą skądś znał, jednak w pierwszym odruchu nie wiedział skąd. Uniósł brwi, starając sobie w kilka sekund przypomnieć do kogo też ona należała. Szybko odrzucił jednak pierwszą z opcji, która mu przyszła do głowy, uznając, że była wręcz niemożliwa. Co miałby tutaj robić Fensir, skoro jego pana już dawno nie było na ziemskim padole? Z nieodgadnionym wyrazem twarzy otworzył kopertę, czytając zawartość listu. Zmarszczył brwi, nie mogąc zrozumieć, co też właściwie się działo. Ktoś robił sobie z niego żarty i to bardzo niesmaczne. Zacisnął palce na papierze, po czym zgniótł list, chowając go do kieszeni. Spojrzał na Arię i O’Connora. - Zostawię Was w takim razie – powiedział, po czym ukłonił się jeszcze w stronę dziewczyny i posłał jej lekki uśmiech. Szybko się odwrócił, głaszcząc pieszczotliwie sowę, stale siedzącą mu na ramieniu. Jeśli ktoś robił sobie z niego żarty, a na pewno tak było, to gorzko tego pożałuje. Już on się tym zajmie.
[z tematu] |
| | | Cú Chulainn O'Connor
| Temat: Re: Błonia Sob 03 Sty 2015, 23:26 | |
| Aria chyba nie mogła się pochwalić najlepszym humorem tego dnia, co zastanawiało O'Connora. Nigdy nie była idealnym przykładem duszy towarzystwa, właściwie stanowiła przeciwieństwo tego typu osobowości. Mimo to często mógł dojrzeć delikatny uśmiech na jej twarzy, sylwetka zaś nie przypominała napiętej struny, która najwyraźniej nie zamierzała się rozluźniać. Nie znał Krukonki od wczoraj ani od roku chociażby, jakby nie było miał za sobą burzliwo-interesujący związek z jej siostrą, więc czasem tylko ona mogła mu pomóc ujarzmić Porunn. Lubili się, wspierali i nie wiadomo czy znów nie nadszedł okres przyjacielskiego sojuszu, gdy w centrum znajdowała się właśnie Pierun. Vincent stanowił poważny problem i Cú nie wybaczyłby sobie, gdyby nie ostrzegł osoby, która była najbliżej niebezpieczeństwa. Nie uszło jego uwadze, że Dorian dostał wiadomość, która najwyraźniej wybitnie go skonsternowała. Tylko uniósł lekko brwi, bo w przeciwieństwie do byłego Krukona nie miał pojęcia do kogo należała sowa i nawet nie podejrzewał, że cud zmartwychwstania dotrze do Hogwartu jeszcze przed Wielkanocą. Skinął głową na słowa starszego, odpowiadając uśmiechem. - Do następnego, Whisper. Dobrze znów było cię zobaczyć. - odparł na pożegnanie, po czym odprowadził go spojrzeniem. Dopiero, gdy uznał, że chłopak jest dostatecznie daleko powrócił spojrzeniem do Arii. Milczał przez kilka sekund, nie do końca wiedząc jak ma nagle przejść do tej poważnej części spotkania, jak ubrać w słowa ostrzeżenie, by dziewczyna nie zaczęła panikować. "Słuchaj, twoja siostra zadaje się z psychopatą. Podobno jest sadystą, nawet więzy rodzinne go nie hamują, pomijając tortury dla zabawy." Westchnął w duchu analizując wszystko potencjalne scenariusze, które brzmiały tak samo. Niestety, sam w sobie temat nie był przyjemny, więc nie było chyba sensu łagodzić go na siłę. Lepiej, by Krukonka dokładnie zdała sobie sprawy z położenia - zanim będzie za późno. - Słyszałem(jak cała szkoła), że twoja siostra ma chłopaka. Niezły początek, przynajmniej nie dostała na "dzień dobry" czegoś w stylu "nowy facet twojej siostry jest psycholem, zapewne poćwiartuje cię we śnie jak znajdzie okazję". - I właśnie dlatego chciałem z tobą porozmawiać. Uważaj na niego i mówię śmiertelnie poważnie. Nie wiem co on kombinuje, ale na pewno nie będzie to romantyczna kolacja przy świecach z "żyli długo i szczęśliwie" na końcu. Jest niebezpieczny, okrutny i będzie cie dobrze traktował tylko, jeśli będziesz mu potrzebna. Nie chciałem cię przestraszyć, ale musiałaś wiedzieć. Nawet Aristos mnie ostrzegała i zaufaj mi - nie wiem czy kiedykolwiek widziałem ją tak przestraszoną. Słowa padały powoli, ostrożnie, jakby ważył każdy składnik wyjątkowo wybuchowego eliksiru. Od tej rozmowy mogło wiele zależeć, a on nie zamierzał popełnić ani jednego głupiego błędu. Uśmiechnął się lekko, chcąc dodać otuchy Arii, kładąc jej jednocześnie dłoń na ramieniu. - Porozmawiam też z Porunn. Będę mieć na nią oko. W razie jakichkolwiek kłopotów czy wątpliwości wiesz gdzie mnie znaleźć. - dodał, po czym pozwolił sobie na krótkie objęcie dziewczyny. Miał nadzieję, że nie zrobi nic głupiego w nagłym przypływie emocji. - Przyjaciele dobra rzecz. Następnie odwrócił się, machając jej jeszcze na pożegnanie. Miał dużo rzeczy do zrobienia i wolał poukładać sobie czas na najbliższy rok w tempie ekspresowym. Po raz pierwszy w życiu czuł jak ten ucieka nieubłaganie, nie pozwalając na dopasowanie go do własnych potrzeb.
z/t x2
Ostatnio zmieniony przez Cú Chulainn O'Connor dnia Wto 06 Sty 2015, 19:47, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Gwendolyn Scrimgeour
| Temat: Re: Błonia Nie 04 Sty 2015, 14:51 | |
| Tak, ta dziewczyna była diablo atrakcyjna – naprawdę, z tym cudownym, ponętnym ciałem i kaskadą opadających na plecy blond włosów. Ale była miękka, w jej wnętrzu kryła się jakaś słabość. Świadczyło o tym kilka faktów, wśród których jako przodujący figurował ten, iż nigdy nie spoglądała w oczy rozmówcom, podpatrywała na nich tylko od czasu do czasu, by momentalnie odwrócić wzrok, jak gdyby bojąc się za długo wystawiać „okno do duszy” ku innym. Przemawiało za tym również nieomalże maniakalne sięganie do bezustannie uzupełnianej papierośnicy w nawet najmniejszej chwili stresu. Albo złości. Blondynka przeszła przez błonia długimi krokami, ignorując fakt, iż jej niedbale zarzucona szata z każdą chwilą nasiąka obwicie zacinającym deszczem ; przednimi zębami trzymała papierosa, a unoszącą się zeń szarą smużkę wydmuchiwała przed siebie, ponad lewym ramieniem, jak lokomotywy. Prawą dłoń oplotła wokół krucho wyglądającego tomu, którego okładka już dawno wyblakła, a próba rozszyfrowania tytułu byłaby iście syzyfową pracą. Jedynym powodem, który argumentował „towarzystwo” owej książki była potrzeba wciśnięcia czegoś pod pośladki niewiasty, gdyby ta postanowiła spocząć na mokrym podłożu. Tak jak i w danej chwili. Gwendolyn Scrimgeour usiadła na rozpadającej się lekturze i wybuchnęła śmiechem. Na niebie gromadziły się chmury; ileż ich tam było! Odrzuciła głowę do tyłu i śmiała się do nich, radość skąpała całe jej ciało, jak fala przypływu , podnosząca się i zdążająca coraz to dalej, obdarzona jakąś oczyszczającą mocą. Odpaliła kolejnego papierosa. Już dawno uwarunkowała wahania własnego nastroju od ilości spalonego tytoniu, co raz jeszcze podkreślało ową słabą stronę charakteru Krukonki, dołączając do grona warunkujących „miękkość” osobowości tejże panny – bardzo trudno było jej uchodzić za szczęśliwą, jeżeli danego dnia kilkakrotnie nie nakarmiła kiełkującego w jej wnętrzu raka. „Jeżeli już decydujesz się na pupila, musisz o niego dbać”, zwykła powtarzać, niczym mantrę, w konfrontacji z apodyktycznym bratem, którego same wspominki o owej mugolskiej przypadłości wprawiały w białą gorączkę. Rufus zwyczajnie wychodził z założenia, że „mała” używając tak groteskowych argumentów wreszcie nabawi się tegoż przysłowiowego zwierzaka. Karma’s a bitch. Śmiała się do chmur – przemarznięta, ale wolna. Po podłym nastroju wywołanym brakiem nikotyny w organizmie nie pozostało najmniejszego śladu. Nic nie było w stanie zepsuć jej humoru, dopóki miała pod ręką co najmniej tuzin papierosów.
/post o niczym, ale ważne, że Gwen wróciła do żywych :D/ |
| | | Gość
| Temat: Re: Błonia Nie 04 Sty 2015, 23:59 | |
| Jesienna aura malowała się na twarzy Ethel. Ponura jak pogoda przemierzała błonia w poszukiwaniu wytchnienia. Muzyka, którą wygrywał wiatr w jej uszach wcale nie poprawiała jej humoru. Dlaczego właściwie postanowiła opuścić dormitorium? Sama już nie pamiętała. Rozejrzała się w poszukiwaniu jakiegoś miejsca dla niej. O dziwo na błoniach ktoś był, postanowiła podejść. Jej humor odrobinę się poprawił. Była pewna, że dziś już nie znajdzie natchnienia. Deszcz ani na chwilę nie zwolnił, ale nie przeszkadzało jej to nadto. Myśli skupiła na osobie siedzącej podczas takiej pogody na dworze. Z pewnością musiała mieć w sobie coś fascynującego. Niemalże klasnęła w dłonie, gdy znalazła się tuż obok. Zauważyła, że dziewczyna korzysta z jakiejś mugolskiej rzeczy. Do tej pory nie miała z tym do czynienia. Nie chciała jej przestraszyć, więc opanowując pewną ekscytację, powiedziała: - Witam, czy mogłabym się dosiąść? - zapytała śmiało, lecz starając się mówić cicho. Miała wrażenie, że kojarzy Krukonkę. Była pewna, że jest czystej krwi, tylko nie mogła sobie przypomnieć jej nazwiska. Ucieszyła się podwójnie. Jednak nie musiała tego dnia spisywać na straty. Nie czekając na odpowiedź przysiadła obok dziewczyny. Szata momentalnie przesiąkła i Ethel poczuła nieprzyjemne zimno. Wzdrygnęła się, ale czegoż nie robi się dla weny! Miała teraz okazję dokładniej przyjrzeć się Krukonce. Nie można było odmówić jej uroku, jednakże, gdy brała do ust to mugolskie paskudztwo robiła okropną minę. Szata skrywała zapewne wspaniałe ciało. „Tak z pewnością ta osoba ma szansę mnie zainspirować!” - Chciałabym wiedzieć, co to jest? - palcem wskazała na tlący się zwitek, który dziewczyna raz po raz wkładała do ust. Dym rozchodził się w zabawny sposób, jakby każda kropla deszczu układała go bliżej ziemi.
|
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Błonia Pon 05 Sty 2015, 17:04 | |
| Po obfitym napełnieniu żołądka piernikami Wandy, wywlókł swoje ciało na spacer. Zadurzony po uszy słodkim smakiem świeżo upieczonych ciastek nie pojął, że na zewnątrz leje dzień w dzień. Wyszedł głównymi drzwiami szkoły odprowadzany dziwnymi spojrzeniami obrazów, dokąd się to wybiera młodzieniec w taką pogodę. Henry był bardzo zdziwiony deszczem, a nie powinien. Powłócząc nogami zmuszał siebie do ruchu. Jeśli Wanda wyśle mu jeszcze więcej pierników, poważnie będzie musiał rozważyć wzmożenie tempa treningów quidditcha, aby wszystko z siebie zrzucić. Niedługo będzie toczył się po błoniach, jeśli ulegnie po raz enty urokowi pewnej Krukonki i da się nakarmić tymi cudami. Cel spaceru: boisko. Po dwóch dniach zdał sobie sprawę, że zostawił tam dwie butelki nietkniętego piwa kremowego, które zostawił podczas spaceru-nie-randki z Wandą. Sądząc po ówcześnie panujących hormonach, oboje zapomnieli o ostatnich butelkach. Ostatnich, trzeba było je uratować. Na próżno. Zmókł mimo założenia kaptura na głowę. Po butelkach nie było ani śladu, co go ubodło. Do najbliższej wycieczki do Hogsmade pozostało sporo czasu, a tu nie ma co pić. W drodze powrotnej zaskoczony dostrzegł nieopodal dwie dziewczęta, w tym jedną śmiejącą się w głos do deszczu. Odruchowo tam ruszył, czując ciężar odznaki prefekta. Żwawym krokiem wyrósł przed nimi z puchońskim wyszczerzem. - Co robią miłe panie w taką pogodę na błoniach? - zapytał i zaraz pokiwał głową z zadumą spostrzegając papierosy w rękach Krukonki. - Jako prefekt powinienem nasłać na ciebie Filcha, ale nie jestem tak okrutny. Słyszałem pogłoski o WDŻ, nie życzyłbym tego nawet własnemu wrogowi. Schowaj to gdzieś. - puścił jej oczko, nie pamiętając absolutnie, że był Gwen w drużynie na obozie, w którym stracił pamięć. Nie znał tego szczegółu i nie miał pojęcia,że Krukonka mogła cokolwiek wiedzieć na temat tamtego... wypadku. Przelotnie zerknął na ślizgońską blondynkę. - Czemu mokniecie na błoniach? - zapytał zerkając to na jedną to na drugą. - Irytek zalał pierwsze piętro, on chyba bawi się w pogodynkę. - poinformował luźno, dalej stojąc nad dziewczętami. Puchon poprawił kaptur na głowie nie pozwalając, żeby deszcz wpakował mu się pod mundurek. Coś za często wędrował w taką pogodę po terytorium szkoły. Nie mógł nic jednak poradzić na obowiązek poszukania piwa kremowego no i oczywiście sprawdzenia co tu robi ta dwójka. Szaroniebieskie ślepia Heńka patrzyły zaciekawione. Dotąd twierdził, że to jemu odbiło, skoro wybrał się na spacer w takich warunkach. A widać, nie był w tym osamotniony.
/ wracaj do nas, wracaj Gwendolino :D |
| | | Gwendolyn Scrimgeour
| Temat: Re: Błonia Pon 05 Sty 2015, 17:46 | |
| Nie minęło wiele czasu a z radością upolowana samotność wyrwała się Krukonce z rąk z prędkością czmychającego sprzed nosa zająca. Podczas gdy Gwen i jej wierne papierosy wzajemnie pałaszowały się w akompaniamencie salwy śmiechu uchodzącej z malinowych usteczek niewiasty, pewna jednostka społeczna, średnia wieku lat czternaście, wabiona kuszącymi odgłosami przecinającymi smutne dudnienie kropel deszczu, zmierzała z wolna w kierunku źródła chichotu i smogu. Towarzystwo dotarło na miejsce w samą porę, by dostrzec perfekcyjnie opanowany przezeń filigranową białogłowę proces odpalania jednego papierosa od drugiego. Reasumując - Gwen skwapliwie pozwalała się wprowadzać w wewnętrzny błogostan, zdeterminowany obecnością substancji smolistych w organizmie. Wypuściła dym z płuc i obdarzywszy dziewczynę przelotnym spojrzeniem, rzekła.- Skoro już siedzisz. Potok wszelakiej maści niecenzuralności z prędkością Dumbledore’a teleportującego się z sypialni do toalety i z powrotem, przeciął świadomość panny Scrimgeour, choć lico niewiasty pozostało niewzruszone – ten sam chłodny uśmiech, niezmiennie wpatrzone w nieboskłon rozbawione ślepia, papieros zwisający z ust. Wyciągnęła przed siebie nogi i czekała. Musiała uspokoić swój umysł, zachowywać całkiem spokojnie, jak sięgający brzegów płyn w naczyniu, który przy najdrobniejszym wstrząsie może się wylać. Czuła się jak w krainie anonimowych furiatów, wewnętrznie rozwścieczanych najmniejszą nawet ingerencją w ich prywatną sferę bytu. Matko, towarzysząca jej Ślizgonka wybrała naprawdę (NAPRAWDĘ!) kiepski dzień na próby inicjowania nowych znajomości. Szczęśliwie, będąc owocem spuścizny rodu Scrimgeour, Gwen już dawno posiadła umiejętność przybierania dobrej miny do złej gry, nawet jeżeli w jej wnętrzu wrzałoby jak w kotle. A to wszystko tylko dlatego, że tej nocy miała zły sen. Energiczny głos młodej kobiety brzmiał w jej uchu niczym triumfalne fanfary. Jego natarczywy ton przesłaniał znaczenie słów. Jedynie kątem oka dostrzegłszy paluch współtowarzyszki wskazujący na źródło nieskończonej przyjemności (o ile papierośnica nie okaże się pusta), drogą stosunkowo uproszczonej dedukcji zdołała dojść do sedna pytania, o mało co nie wypuszczając „szluga dzióbka". Zachichotała.- Wydawało mi się, że wy w Slytherinie lubujecie się we wszelakiego rodzaju przyjemnościach, a tu widzę poważne braki.- Skwitowała i zaciągnęła się mocniej.- Przedstaw się, dziewczynko, to może uchylę ci rąbka tajemnicy na temat tego specyfiku.- Dodała nieco później, wyraźnie rozbawiona, po czym, niespecjalnie wyczekując odpowiedzi, powróciła do posilania się dogasającym już papierosem. GDY WTEM... POJAWIŁ SIĘ HENRY. I Gwen była zmuszona do dopisania dalszej części posta. Głupawy uśmieszek, który incydentalnie pojawił się na twarzy przedstawicielki płci nadobnej przypominał sflaczały balon, którego zapomniano sprzątnąć po balu. Zdawało się, że przez błonia przemknął chłodny pomruk. Pojawienie się Puchona całkowicie zbiło dziewczynę z pantałyku i nie była to bynajmniej kwestia przytoczenia w jednej wypowiedzi osoby Filcha i jej magicznych papierosów. Chłopak zdawał się być w pełni sił i humoru, choć kiedy po raz ostatni dane jej było mieć z nim do czynienia (i to stosunkowo niedawno) zdawał się jedną nogą, a może i jedną + trzema czwartymi kolejnej, być już po drugiej stronie.- Miło cię widzieć wśród żywych.- Wydukała, nie mając bladego pojęcia na temat braków w zbiorze wspomnień chłopaka. Zgniotła dogasającego już "skręta" o rozmokłe podłoże, po czym przybierając naturalny sobie, zobojętniały wyraz pyszczka, odpowiedziała na zadane później pytanie.- Chciałam zapalić , ot cała historia. |
| | | Gość
| Temat: Re: Błonia Pon 05 Sty 2015, 18:37 | |
| Jesień, jak Lotta ją uwielbiała. To właśnie deszczowe dni, kiedy błoto przyklejało się do butów napawały ja dobrym nastrojem. Jedynym minusem takiej pogody, był fakt, że nie dało się czytać na dworze. Ale przecież nie można mieć wszystkiego. Dlatego, rozradowana przemierzała błonia. Nie miała na sobie żadnego okrycia ochronnego. Wychodziła z założenie, że jak z nieba leje, należy zmoknąć. W takie warunki mało, kto wychodził z zamku, więc idąc przed siebie wygwizdywała różne piosenki. Kiedy się tak kręciła bez celu po błoniach, zauważyła kilka osób. Ruszyła w ich stronę przekonana, że w taką pogodę na dwór wychodzą tylko jej miłośnicy. Będąc już blisko pomachała im na przywitania. -Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Rozsiadła się na mokrej trawie nie zważając na swoje ubranie. Przecież i tak już dawno nie było suche. Pogrzebała chwile w swojej torbie, by wyciągnąć kolorowy woreczek. -Cukierka? – Wyciągnęła paczkę do współtowarzyszy. –Obiecuje, że niczym nieszprycowane. Dopiero po chwili zauważyła papierosa w dłoni Krukonki. Nie rozumiała tego nałogu. Przecież to okrutnie niezdrowe. Cieszyła się jednak, ze wiatr nie wieje jej w twarz. -Palenie zabija – stwierdziła swoim wesołym tonem. Wiedziała, ze nic jej do tego, ale zawsze warto ostrzec. |
| | | Gość
| Temat: Re: Błonia Wto 06 Sty 2015, 00:49 | |
| Ethel wyprostowała nogi. Już dawno nauczyła się rozpoznawać ten sztuczny, dworski uśmiech. Rozluźniła się trochę. Oparła ręce za sobą, a głowę odchyliła do tyłu. Nie potrzebowała przyglądać się dziewczynie dłużej, znała dokładnie tę grę pozorów. Zamyśliła się, gdy zimny deszcz powoli moczył jej twarz. Przymknęła oczy, przez tę krótką chwilę poczuła się twórcą. Jej prywatna opera rozgrywała się właśnie w jej głowie. Tylko ona, szum wiatru, woda spływająca po jej twarzy i miarowy oddech towarzyszki. Jakież było jej zdziwienie, gdy ta odpowiedziała. - Ethel, Ethel Stourton. - rzuciła jakby w przestrzeń. Nie zwykła do tak nieformalnego zapoznawania się. Nie wiedziała czy mówić coś dalej czy siedzieć tak i czekać, aż starsza koleżanka się odezwie. Uwagę o Ślizgońskich upodobaniach puściła mimo uszu. W końcu to ona należała do Domu Węża i jakoś nigdy nie miała potrzeby zaspokajać się jakimiś mugolskimi bzdetami. - Miło mi Cię poznać - uśmiechnęła się nieszczerze i tym razem spojrzała na siedzącą koleżankę. - A czy mogłabym poznać Twoje imię? Zapytała dość nie pewnie jak na nią. Cała ekscytacja Krukonką opadła lecz mimo wszystko chciała podtrzymać konwersację, była ciekawa jak potoczy się dalsza część dnia. Może nie wszystko było stracone? Dym, który wydmuchiwała dziewczyna wydawał się wgryzać w płuca Ethel. Nie przyzwyczajona do tego kaszlnęła kilkukrotnie. W końcu siedziała tu już chwilę. Nie zapowiadało się na to by chłodny deszcz miał zamiar przestać padać. Kiedy już rozważała nad powrotem do ciepłego dormitorium usłyszała uprzejmy, lecz rozbawiony głos puchońskiego prefekta. Niemalże podskoczyła w miejscu, a jego głos wibrował wręcz wżynając się w czaszkę. Grzecznie poczekała na odpowiedź starszej koleżanki. I znów spojrzała na tlący się zwitek w jej dłoniach. Puchon zapewne pomyślał o tym samym, bo zanim ta otworzyła usta, skomentował to. Uśmiechnęła się w duchu. Chęć powrotu do dormitorium uciekła tak szybko jak się pojawiła. Zdziwiły ją słowa Krukonki. Dlaczego żywych? Co łączy tych dwoje? Puchon jednakże wydawał się tak samo zdziwiony jak Ethel. Pokręciła głową. - W chłodny dzień chcieliśmy ciepło porozmawiać - odpowiedziała na ostatnie pytanie - i bynajmniej nie jesteśmy zainteresowane towarzystwem Irytka. - Uśmiechnęła się ponuro. Spoglądała raz na Krukonkę, raz na Puchona z zaciekawieniem. Chciała być świadkiem ciekawego wydarzenia. I kto wie? Może będzie. Zależy czy tych dwoje zacznie rozmawiać przy niej. Dziewczyna wyglądała na taką co chce coś powiedzieć, lecz to mogło być tylko złudzenie.
Spojrzała zdziwiona na kolejną nadchodzącą Krukonkę. To był niecodzienny widok. Lotta bez stosu książek pod ręką. Znała ją już trochę, w końcu były na tym samym roku. Deszcz trochę przygasił jej fryzurę, przez co wyglądała o niebo lepiej. - Interesujące - ni to odpowiedziała, ni to powiedziała sama do siebie na pytanie panny Irvin. I przyglądała się jej dalszemu zachowaniu. Pomachała głową by zaprzeczyć. Szczupłą sylwetkę zawdzięczała samozaparciu, już dawno nie jadła słodyczy i nie zamierzała tego w najbliższej przyszłości zmieniać. Zdziwiło ją zapewnianie, że nie są trujące. Coś jakby koleżanka z roku miała złe zamiary. Skrzyżowała nogi pod szatą i spojrzała w stronę starszej Krukonki ciekawa reakcji na słowa Lotty. Uśmiechnęła się szeroko. „Zapowiada się naprawdę interesujący dzień” pomyślała.
Edit. tylko przecinki |
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Błonia Wto 06 Sty 2015, 09:45 | |
| Stał jak stał zerkając to na jedną dziewczynę to na drugą. Sądząc po ich minach nie łatwo będzie mu je nakłonić do powrotu do suchego, ciepłego zamku. Schował ręce do kieszeni wyczuwając, że między dziewczętami próbuje się tworzyć konwersacja albo coś na jej kształt. Reakcja Gwendolyn dała mu do zrozumienia. On nawet nie znał ich imion, a okazywało się, że jeszcze jedna osoba coś o nim wie. Były to albo liche plotki noszone między murami albo wiedziała coś więcej. Jakkolwiek by to nie było, Henry uśmiechnął się z lekkim zakłopotaniem. - Trudno jest się mnie pozbyć. - odparł,nie zdradzając więcej szczegółów nie pytany o nie. Miał o tyle lepiej,że nie było po nim nic widać, chociaż konsekwencje tego wypadku wywróciły jego życie do góry nogami. Nic się nie naprawiło jeszcze, wciąż Puchon nie ułożył sobie przeszłości, jednak nie przeszkadzało mu to w prowadzeniu w miarę luzackiego żywota. Uniósł brwi, bo doszła jeszcze jedna dziewczyna, młodsza i jej również nie znał. - Trafiłem na jakiś sabat i zbieracie się tutaj co nie pogoda, żeby nikt was nie nakrył? - zapytał ze śmiechem czując się przez chwilę jak intruz. Tyle dziewcząt wokół niego i musiał się poczuć niezręcznie. A jak go zeżrą? Nikt nie mówił,że za trzecim spotkaniem ze śmiercią wyjdzie z tego cało. Dwa razy mu się udało, ale nie planował sprawdzać tezy "do trzech razy sztuka". Chętnie wziął cukierka od młodej Krukonki, bo słodycze uwielbiał. Zignorował protesty żołądka wypełnionego po brzegi dwoma tuzinami trawiących się pierników. Skoro dają, trzeba brać. - Okej miła pani, schowaj te fajki. Poważnie. - spoważniał zerkając wymownie na Gwen. - W twoim domu mam przyjaciółkę, nie chcę robić wam kłopotów. I tak wam współczuję. Przechodzić obok Iryta codziennie, żeby dojść do wieży... mogę wam pomóc zrobić linę, łódkę albo drabinę do okna. - zaproponował przeplatając ciche ostrzeżenie z puchońskim gadaniem. - Nam tym razem się upiekło. - uśmiechnął się do Ethel siedzącej jak struna z miną damy. Potrząsnął mokrym butem zastanawiajac się czemu ma tam Morze Bałtyckie. Stał w imponującej kałuży, która pojawiła się specjalnie pod jego stopami. Stanął obok i wzdrygnął się. Nie rozumiał czemu dziewczyny wolą siedzieć w deszczowy dzień na błoniach i co mają przeciwko ciepłemu, suchemu Hogwartowi. Bab chyba się nie da zrozumieć. |
| | | Gwendolyn Scrimgeour
| Temat: Re: Błonia Wto 06 Sty 2015, 15:04 | |
| Nie minęło wiele czasu, a czwarty papieros bezsenności dopalał się w ustach siedzącej na strzępach bliżej niezidentyfikowanego tomu, Gwen Scrimgeour. Przez ułamek sekundy w umyśle Krukonki zakiełkowała niepokojąca koncepcja zmyślnej palety kar, które prawdopodobnie zastosowałaby wobec niej pani Pince, będąc świadkiem świętokradztwa w formie wykorzystywania którejkolwiek z książek, niekoniecznie tych bibliotecznych, (a blondynka ni cholerę nie miała pojęcia skąd w jej posiadaniu znalazło się owe literackie dzieło) jako podstaw pod cztery litery, ale zniknęła wraz z kolejnym wypuszczonym z ust dymnym kształtem. Tym razemwyjątkowo przypominającym… chmurę. – Gwendolyn Scrimgeour.- Oznajmiła mimochodem wścibskiej Ślizgonce, by krótko po tym odnaleźć punkt oparcia bystrych ślepi na facjacie towarzyszącego im Puchona. Zdawkowa odpowiedź chłopaka niespecjalnie usatysfakcjonowała siódmoklasistkę, ale w myśl zasady „Wścibska sąsiadka jest bezcenna, tylko gdy jesteś na urlopie” , postanowiła nie wtykać nosa w nieswoje sprawy, choćby do czasu, gdy nie zostanie o to poproszona. Nieco speszona zbyt długim przypatrywaniem się Henry’emu, mrugnęła kilkakroć i westchnąwszy cicho skupiła się na lustrowaniu własnych paznokci. W tym zagadkowym odwracaniu wzroku, tajemniczych spojrzeniach, czy notorycznym podgryzaniu wargi było coś zadziwiającego i niezrozumiałego. Ponieważ umiejętności udawania skupiła wokół okalającej jej delikatną twarz mimiki, aby ją widzieć taką, jaką była, posiadacze bardziej łebskiego umysłu zaczynali od zamknięcia oczu i wprawnego wsłuchania w pulsacyjną barwę głosu niewiasty. -Przypadkowe spotkanie jest czymś najmniej przypadkowym w naszym życiu.- Rzuciła kazuistycznie ni to w stronę towarzyszy, ni to w przestrzeń, krótko po tym roześmiawszy się w głos przez samą groteskowość wypowiedzi. (Drodzy państwo, skupcie się uważnie, bo oto przed wami filozof XX stulecia, siedemnastoletnia Gwendolyn Scrimgeour, uzależniona od nikotyny i słodkiego nieróbstwa.)- Sory.- Dodała szczerząc zęby w ramach pozornej refleksji i zapanowawszy nad uroczym-bo-uroczym chichotem, pozwoliła Henry’emu na wygłoszenie słownej reprymendy dotyczącej papierosów, ciężkiego życia Krukonów i jej notorycznie-zwierzającej-się-ze-wszystkiego-przyjaciółki-Wandy. Gwen przez cały czas przemowy ani drgnęła. Co bardziej wścibscy mogliby poddać w wątpliwość fakt, iż w ogóle dane jej było natenczas oddychać. Jednakże ostateczna reakcja niewiasty odrzuciłaby wszelakie wnioskowania na temat żywota-bądź-nie dziewoi w kąt. Otóż ta, uraczywszy uprzednio swe blade lico anielskim grymasem, raptownie rozłożyła się plackiem na grząskim podłożu i pozwalając, by krople deszczu swobodnie zraszały jej twarz, a kaskada blond włosów utworzyła w okół łebka coś w rodzaju rozmokłego gniazda, uraczyła się kolejnym papierosem. Sorry, taki mamy klimat. |
| | | Gość
| Temat: Re: Błonia Sro 07 Sty 2015, 17:19 | |
| Włożyła wręcz z namaszczeniem pozostałe cukierki z powrotem do torby. Nie chciałaby namokły. Sklejone i lepkie nie były już takie dobre. Wtedy zostawiały te słodkawe ślady na palcach, które czepiały się papieru i wszelakich powierzchni. Uważa za niedopuszczalne, zostawiania odcisków na książkach. Tym bardziej po słodyczach czy jedzeniu. Chciała się wzdrygnąć na samą myśl o tym. Powstrzymała się. Jeszcze inni sobie pomyślą, że to z ich powodu, a nie jej błądzących myśli. Odgarnęła kilka mokrych kosmyków z czoła. -Jak na razie żaden z nas sabat, ale zawsze możemy założyć – uśmiechnęła się do Henrego. Docenia ludzi, którzy potrafił cieszyć się słodyczami, a prefekt na takiego wyglądał. – Chcesz dołączyć? Lotta zdawała sobie sprawę, że sabaty to babskie organizacje. Jednak żyjemy w czasach gdzie mamy równouprawnienie, więc dlaczego nie pójść w tym kierunku. Wiedziała, że pewnie mało, kto się z nią zgadza, ale cóż począć. Pomysł na nową drogę z wieży wydawał się intrygujący. Zjeżdżać po linie jak rycerze i księżniczki. Kto by tak nie chciał, przynajmniej w okresie, gdy nie wyrósł jeszcze z bajek. Chociaż to rozwiązanie wydaje się mało praktyczne, kiedy przychodzi wspinać się do góry. -Drabina była by wygodniejsza. Tylko musiała by uważać by nie spaść z samego szczytu, co w jej przypadku było bardzo prawdopodobne. Ach, ten wrodzony pech. Zmarszczyła nos, kiedy dym poleciał w jej stronę. Nie podobało jej się to palenie. Ale jak chce umrzeć i siebie truć, to niech się truje. Życzy jej w tym szczęścia. Przysunęła się do Ethel po mokrej trawie, nie zważając na to, że cały tyłek ma ubłocony. Wychodziła z założenia, ze wszystko da się wyczyścić. No może poza sokiem z wiśni, ale błoto jej nie straszne. -Co to za przeurocza osoba obok ciebie?- Zapytała Ślizgonki. Nawet starała się to zrobić w miarę cicho, lecz jak zwykle niezbyt jej wyszło. Wszak to nie jej wina, iż pojęcie szeptu było wręcz obce. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Błonia Pią 09 Sty 2015, 02:05 | |
| /sabat czarownic odbędzie się z gościnnym występem jakże utalentowanej panny Whisper, która to siłą została wepchnięta do tegoż tematu zwabiona kuszącą obietnicą wspólnego prysznicu z panną Scrimgeour. Wybacz mi Henry za to nachodzenie, to niespecjalnie!
Krople irytującego deszczu odbijały się nie tylko od ciemnych dachówek, gdzieniegdzie wyszczerbionych, które przeszły zapewne o wiele więcej niż blond włosy Gwendolyn, ale również od twarzy pewnej ciemnookiej Krukoneczki, która właśnie wracała z chatki gajowego Hogwartu, u którego zaopatrywała się w lecznicze ziółka, która sobie parzyła od czasu do czasu gdy problemy życia codziennego nieco wymykały się jej spod kontroli. Tak też było i tym razem, bo Mroczny Znak, [tak, zamieszczam tu tę kwestię bo jest ona mi niezbędna] który pojawił się kilka dni temu na niebie, akurat podczas pojednawczego spotkania z bratem, wywarł na niej wstrząsające wrażenie. Nie mogła pozbierać myśli, straciła apetyt – do tego nic nie udało się jej ustalić z Dorianem, na którego czyhała już od dłuższego czasu. W gruncie rzeczy nic jej nie wychodziło - dzisiaj podczas śniadania przez przypadek wylała sok dyniowy na Lucasa, który potem do końca posiłku wypominał jej gapowatość i brak koncentracji co nie było zbyt miłe, zważywszy na jej stan faktyczny, który określała żartobliwie jako krytyczny. Wypad do Hagrida, jego twarde ciasteczka korzenne, na których nieomal połamała sobie zęby, uśmiech, ciepłe słowa podziałały na nią jak zbawienny deszcz. Do tego otrzymała to czego pragnęła – może dzisiejsza noc okaże się lżejsza niż ostatnie. Jej wzrok automatycznie powędrował na małą paczuszkę trzymaną w dłoniach zawierającą między innymi jakąś dziwną odmianę melisy – miała nadzieję, że gajowy się nie pomylił i nie zostawił jej jakiejś marihuanen, bo widok Wandzi ujaranej, choć byłby uroczy to na pewno nie pożądany. Nawet przez nią samą. Idąc tak tylko odliczała kroki, które jej pozostały do przemierzenia całej drogi od chatki do wejścia u bram. Odległość była spora, a deszcz nieustannie pragnął przebić się przez jej skórę, na co tylko ta reagowała uniesieniem brwi. Miała na sobie czarny płaszcz, z gatunku tych mniej przeciwdeszczowych. Na nogach ciężkie buty, z grubą podeszwą, oczywiście nie zawiązane, bo po co. Pod tym czarny sweter, trochę wyciągnięty, ale za to jej ulubiony, po ojcu, do tego rozwiany włos i zaróżowione policzki od smagającego ją wiatru. Kaptur miała zaciągnięty na łepetyne, co by uchronić brązowe loki przed zamoczeniem, jednak na niewiele się to zdało. Co poniektóre kosmyki już i tak zwilgotniały, wydobywając z siebie odcienie rudości i przyklejając się do czoła dziewoi, która właśnie wkroczyła na ścieżkę prowadzącą tuż pod skrzydła woźnego. Zapewne poszłaby pewnie swoją drogą, wprost do szkoły gdyby nie pewien śmiech, który odbił się od jej czaszki, zatoczył koło i nie zasygnalizował pannie Whisper, że oto w promieniu kilkudziesięciu metrów znajduje się jej druga połówka. Ciemne spojrzenie Krukonki zawisło gdzieś pomiędzy dorosłym czarodziejem wychodzącym z budynku, a grupką uczniów, pośród których znajdowała się ona. Blond grzywa, chytry uśmieszek, który najpewniej tkwił na jej mordce – nawet gdy Wanda go nie widziała to dosłownie mogła go wyczuć, nawet przez dzielący je dystans. Do tego smuga dymu wydobywającego się spomiędzy jej warg. Nawet nie zauważyła kiedy zaczynała się zbliżać do swojej najlepszej przyjaciółki, która w otoczeniu reszty młodziaków oddawała się rozpuście jaką było delektowanie się nikotyną – zakazaną zresztą. Z oddali jednak nie rozpoznała osób znajdujących się w pobliżu – może to i lepiej. Nie była pewna czy podeszłaby do nich gdyby wiedziała, że znajduje się tam młody Lancaster do którego słała nie tylko pierniki ale i liściki. Jej wzrok wylądował na niemalże anielskiej twarzyczce powierniczki jej sekretów, kiedy ta stanęła nad nią z niezadowoloną miną. Gwen doskonale wiedziała, że Whisperówna nie popiera trucia organizmu w taki sposób. Już wolała gdy we dwie upijały się do nieprzytomności. - Scrimgeour, zgaś to natychmiast. Chyba, że chcesz poczuć moją podeszwę na buźce. – Starsza Krukonka pochyliła się nad swoją przyjaciółką i posłała w jej stronę buziaka, który dodał nieco słodyczy i złagodził jej rzuconą dopiero co wypowiedź. Dzisiaj wstała lewą nogą, połowę nocy w sumie i tak przesiedziała w fotelu w pokoju wspólnym czytając księgę od transmutacji, dlatego też mimo wszystko nie wyglądała najlepiej. Nieumalowana twarz, potraktowana tylko ochronnym kremem, nieco podkrążone, ale błyszczące oczy i usta wyginające się w uśmiechu. Tym zwykle sympatycznym. Dopiero gdy podniosła głowę zerknęła na resztę uczestników dziwnej narady rozgrywającej się na błoniach, podczas pogody, która wołać mogła jedynie o pomstę do nieba uświadomiła sobie, że znajduje się nie tylko w towarzystwie młodszej Krukonki – znała ją z widzenia, chodziła do klasy Yumi i Skai, jakiejś Ślizgonki, której za cholerę nie kojarzyła – może byłą kolejną zdobyczą Grossa, ale również pewnego Puchona. Temperatura jej ciała wzrosła o kilka stopni, jeden z mięśni jej twarzy drgnął niezauważalnie, a ta posłała Henrykowi nieco przydługie spojrzenie, podczas gdy na jej ustach mimowolnie zaigrał szczęśliwy uśmieszek. - Cześć Wam. – Przywitała się z resztą grzecznie, czując się niezręcznie, że wpadła tutaj tak bez pozwolenia. Mimo, że powitanie skierowane było do wszystkich ta zastanawiała się czy przypadkiem nie powitała tylko jednego jegomościa. Szybko jednak wyszczerzyła się i do nieznanych jej dziewcząt by nie wyjść na kompletnego gbura, który panoszy się wszędzie gdzie wpadnie. Przystanęła zaraz i przestąpiła z nogi na nogę, dalej trzymając niewielką paczuszkę w łapkach – jeszcze chwila a zacznie nią podrzucać. - Wracam właśnie od Hagrida. Chodzę do niego od sześciu lat, a ten do tej pory nie posłuchał się mnie i w kwestii pieczenia ciasteczek dalej popełnia te same błędy. – Poskarżyła się niejako otoczeniu na to, że twarde jak kamień słodkości nieomal zniszczyły jej uzębienie. Na pewno każdy z nich miał okazję nie raz spróbować magicznych wypieków gajowego. Wanda chyba była zbyt ufna co do przyjaznego wielkoluda i pokładała w nim zbyt wielką nadzieję, na to, że ten w końcu przestanie truć te biedne dzieciaki. Szklaneczka whiskey jednak zmieniła jej zdanie i pod koniec spotkania jak zwykle wychwalała jego talent kulinarny. Przez chwilę nic nie mówiła tylko pozwoliła sobie na odszukanie twarzy blondyna – jeżeli ten na nią zerknął to chętnie skrzyżowała z nim spojrzenie i posłała w jego kierunku uśmiech. - Dlaczego w ogóle tutaj siedzicie? Gwen jeszcze zrozumiem, jest niepoprawną romantyczką ale Wy? – Spytała lekkim jak piórko tonem dalej dobrotliwie naśmiewając się ze współlokatorki, po czym z uprzejmym wyrazem lica spoglądała na dziewczyny z młodszych roczników.
|
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Błonia Pią 09 Sty 2015, 13:12 | |
| Jasne, niespecjalnie! Jestem ciekaw wstępu ;>
Nie podobała mu się ignorancja Gwen. Wolałby, aby posłuchała przyjaznej prośby niż czyniła z Henry'ego upierdliwego prefekta. Dym nikotynowy go nie odrzucał, co go bardzo zdziwiło. Ten zapach był całkiem przyjemny, co skłoniło Puchona do zanurzenie się w odmętach zakurzonych i zamglonych wspomnień w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, dlaczego dym papierosowy go nie odrzuca. Jak zwykle, nie znalazł tego, czego szukał a doprowadził do pulsowania na potylicy. Wielka czarna dziura. Musi zapytać Dwayne'a. Odkąd wyszedł ze szpitala nęka przyjaciela o wszystko, wyłapując najmniejsze skrawki o sobie, aby się dowiedzieć co było. Pokłócili się trochę ostatnim razem z tego powodu, głównie z winy Henry'emu,któremu puściły wtedy nerwy. Nie umiał nie przejmować się tym, czego nie pamiętał. Musiał wiedzieć. Gdyby to był miesiąc, nie bolałoby go tak, jak go boli świadomość, że nie pamięta okrągłego roku. Głos Lotty sprowadził go delikatnie na ziemię. Uśmiechnął się do niej łagodniej. - Sabat to chyba zlot wiedźm. Choćbym się przebrał, raczej bym nie pasował. - wyjaśnił, poprawiając kaptur na łepetynie, gdy wielkie krople deszczu wpadły mu do oczu. Nie zauważył, że jeszcze kolejnej osobie brakuje piątej klepki, skoro postanawia tutaj przyjść i moknąć w zlepku przypadkowo spotkanego towarzystwa. Ale jak usłyszał głos, tak już wiedział co nastąpi. Serce mu zabiło szybciej i szybko, trochę zbyt szybko obejrzał się przez ramię poszukując źródła dźwięcznego głosu. Wanda jeszcze go nie zauważyła, zajęta karceniem Gwen, co poparł w stu procentach. Ale za to on zauważył ją i pozwolił sobie na chwilę wpatrywania się w profil Krukonki. Jeszcze nigdy z nikim tak gorliwie nie korespondował i nie sprawiało mu to takiej przyjemności. Czasami budził się rano i czekał aż do dormitorium wpadnie Fantek, a na śniadaniu posyłał Wandzie soczysty puchoński wyszczerz, co mówiło wszystko i odpowiadało na każde pytanie. - Skoro rozdajesz tak buziaki to jestem zmuszony poczuć się pominięty. - i teraz ten wyszczerz się pojawił, niekontrolowany. Nie ukrywał się ze swoim wpatrywaniem w Wandę, na jej różowe policzki, kilka mokrych loków na czole, które aż prosiły się o odgarnięcie, bo zasłaniały jasność twarzy Wandy. Nie spodobały mu się ledwie widoczne cienie pod jej oczami. Najwyraźniej całkowicie ignorowała jego "medyczną troskę" i zarywała noce w szkolnej bibliotece albo nad książkami. Oderwał od niej gorące spojrzenie zdając sobie sprawę, że za słabo siebie maskuje. Powinien zachować więcej dystansu i powagi dopóki nie porozmawia z Soleil i nie ułoży dużego puzzla w niepamięci. Pewnych rzeczy nie mógł ignorować mimo, że co spojrzał na Wandę to przypominało mu się jak go pożegnała przed drzwiami do wieży Ravenclawu. Jak stał z piętnaście minut wmurowany w ziemię i nie ruszył się dopóki jakaś dziewczyna go stamtąd nie przegnała. Wziął głęboki wdech przywołując siebie do porządku. - Mnie tam ciastka Hagrida smakują, chociaż nic sie nie równa z twoimi. - non stop spojrzenie uciekało mu do Wandy, chociaż za wszelką cenę starał się nie patrzeć na jej usta. - Dał tobie kilka na zapas? - wskazał brodą paczuszkę,nie wyjmując rąk z kieszeni w obawie, że jeszcze straci nad nimi panowanie. Zacisnął mocniej pięści i stał nieruchomo tam, gdzie był. - Ja próbuję nakłonić Gwen do wyrzucenia papierosów i staram się nie polecieć po punktach za to, że mnie nie słucha. - uśmiechnął się puchońsko, chociaż jakaś nuta w jego głosie ostrzegała, że w końcu przybierze postać prefekta i zrobi to, co musi. Choćby dym papierosowy trafił w jego gust, regulamin to regulamin. Ktoś powinien go przestrzegać i niechcący padło to na Henry'ego. Chłopak ponownie musiał na siebie huknąć w myślach, tak więc spojrzał na Ethel i Lottę. - Mówisz, że drabina wygodniejsza? Może uda się załatwić, ale musiałabyś ją chować przed Filchem. W kieszeni się raczej nie zmieści. - mówił co mu ślina przynosiła na język i już nie patrzył na pannę Whisper, żeby jego myśli nie zbaczały z bezpiecznego toru. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Błonia | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |