Wybudowana na skraju Zakazanego Lasu chatka naszego poczciwego gajowego - Hagrida - jest niewielka. Składa się z jednego pomieszczenia, pełniącego jednocześnie rolę kuchni, salonu i sypialni. Na środku izby stoi drewniana ława, a wokół niej stołki. To tutaj pół-olbrzym przyjmuje gości, których częstuje smaczną herbatką i mniej smacznymi herbatnikami. Pod ścianą znajduje się wielkie łóżko, a pod nim równie okazały kojec dla Kła - z pozoru groźnego psa nieodstępującego Hagrida na krok. Przez małe okienka do chatki wpadają promienie słoneczne, które rozświetlają mieszkanko. Zawsze jest tu schludnie na miarę możliwości gajowego.
Jared Wilson
Temat: Re: Chatka gajowego Nie 04 Maj 2014, 18:46
Patrol za patrolem. Praca żmudna, nieciekawa, wykonywana beznamiętnie. Brak adrenaliny, skoku ciśnienia. Parę siódmoklasistów zawieszonych w prawach ucznia za przebywanie na terenie Zakazanego Lasu. Kilku innych za próby przedostania się do Hogsmade w czasie, gdy było to zabronione. To nie było to, czego Jerry szukał. Dumbledore był świadomy, że Wilson się tu męczy i proponował nawet zastąpienie go kimś innym, jednak duma nie pozwoliła mu na to przystać. Jego praca polegała na pościgach, gonitwach, obdzieraniu ze skóry popleczników Voldemorta, zbijanie na kwaśne jabłko, rzucanie klątw i przekleństw, a nie pilnowanie bandy podrostków. Nic więc dziwnego, że postać Wilsona nie budziła sympatii, gdy przemierzał błonia. Szukał swojej małżonki, która przesiadywała gdzieś w okolicy, aby zapytać ją o wyniki przesłuchania tamtej dwójki uczniów, co się wpakowali w niezłe bagno. Gdy tak szedł naburmuszony z niewesołą miną, jego uwagę zwróciło psie ujadanie dochodzące z okolic chatki gajowego. Niemal odruchowo ruszył w tamtą stronę, chcąc sprawdzić czy wszystko w porządku. Niedociągnięć w pracy nikt nie mógł mu zarzucić. Doszedł do ogródka, gdzie się zatrzymał na widok gigantycznego psa atakującego główki sałaty. Wilson podszedł kawałek i zrobił z dłoni daszek, aby rzucić na oczy nieco cienia i widzieć co się dzieje. Prychnął pod nosem widząc, że ten kawał bydlaka wcale nie atakuje sałaty tylko rude stworzenie, które do złudzenia przypominało mu mop charłaka. Włożył dwa palce do ust i zagwizdał na psa, który uniósł nagle łeb i na widok gościa, rzucił się w jego stronę mając jasny cel: stratowanie. Nie stanowiło to dla Jerryego problemu - miał nieco mniejszego doga niemieckiego i miał już wprawę w tratowaniu, ślinieniu i miażdżeniu. Kieł go nie przewrócił, ale spowodował, że auror cofnął się parę kroków w tył pod ciężarem psiska. Poklepał go po grzbiecie i odwrócił głowę chcąc uniknąć ślinienia. - Tak, ja też się cieszę, że cię widzę, ale ulituj się i oszczędź mi tej wydzieliny. - skrzywił się i po dwuminutowym mocowaniu się z gigantycznym cielskiem, uwolnił się spod niego. Spojrzał w stronę ogródka i kocicy pożerającej sałaty. - Ach, te szkodniki. Zostań, pogonię ją. - poklepał psisko po głowie i posłał snop iskier w stronę mopa charłaka. Kocica oberwała prosto w ogon i z piskiem, miauczeniem zaczęła uciekać, sycząc przy tym i obnażając kły zupełnie tak, jak jej właściciel. Jerry roześmiał się na ten widok i pokręcił głową z niedowierzaniem. Zerknął na Kła. - Jest Hagrid? Dawno się z nim nie widziałem. Może zaprosi na whisky, jak myślisz? - pies wystrzelił jak z procy ku chatce ponawiając wesołe ujadanie. Mężczyzna grzecznie zapukał w dębowe drzwiczki, chowając różdżkę. Gajowego widywał dosyć często na Pokątnej, w pubach, gdzie siedzieli nieraz przy tym samym kielichu. Łączyło ich trochę : głównie zamiłowanie do wielkich psów. Jerry cieszył się, że jego Adolf nie jest dziewczynką. Nie chciałby małych potworów półKłów, półAdolfów. Jak nic, osiwiałby.
Mop charłaka. Love ♥
Rubeus Hagrid
Temat: Re: Chatka gajowego Pon 05 Maj 2014, 19:39
- Co za gadziny z tych pirwszorocznych! – krzyknął Hagrid, opierając o ramię długą, masywną kuszę. Wychodził akurat z Zakazanego Lasu. Jak to zawsze o tej porze robił obchód, aby sprawdzić, czy pierwszoroczni nie zapędzili się zbyt głęboko w ciemny i niebezpieczny las. Naprawdę nie rozumiał dlaczego młodziki tak bardzo szukały kłopotów, zamiast grzecznie przestrzegać regulaminu. W Zakazanym Lesie znajdowało się tyle groźnych stworzeń, które tylko czekały na odarcie młodych ze skóry dla samej zabawy. Jemu nic nie groziło. Znał ten Las jak własną kieszeń, a w dodatku dobrze dogadywał się z zamieszkującymi tam centaurami oraz akromantulami. W sumie… to chyba powinien odwiedzić swojego starego przyjaciela Aragoga. Ostatnio trochę rodzinka mu się powiększyła… Co za tym szło? Uczniowie, którzy zabłądzili w lesie, mogli już stamtąd nie wrócić. No, przynajmniej nie żywym. Akromantule lubiły ludzkie mięso… Nawet bardzo. Dlatego Hagrid musiał mieć jak zwykle oczy dookoła głowy, co by jakaś zagubiona gąska nie została pożarta wraz ze wszystkimi kosteczkami. Codziennie jednak, pomimo zakazów ze strony dyrektora i nauczycieli, znajdował wałęsających się uczniów na obrzeżach (albo głębiej) lasu. Zwykle to byli pierwszoroczni… ZWYKLE z Gryffindoru, no jakżeby inaczej. Ten dom, jego zdaniem, powinien się odznaczać nie odwagą, a rzekomymi samobójcami. - Kieł! – krzyknął, gdy zauważył, że jego wielki, ukochany brytan chciał powalić na łopatki mężczyznę, który widocznie chciał wpaść w odwiedziny. Oczywiście potwór, zwany Kłem chciał zalizać na śmierć Aurora. Jednak, szybko został przywołany do porządku, gdy tylko usłyszał podniesiony głos Hagrida. Ślina płynęła z jego pyska hektolitrami, a ciemne ślepia spoglądały na Wilsona wesoło. - Cholibka, Jared! – olbrzym wesoło klasnął w dłonie, podchodząc bliżej czarnoskórego czarodzieja. – Masz ochotę na jakieś Whisky albo coś? – zaproponował na wstępie, wiedząc, że przyjaciel nie odmówi. Znał się z Jaredem już wieki. Był to jego dobry kompan w licznych posiadówkach przy procentach, nie tylko w jego chatce, a także w Dziurawym Kotle, gdzie rozmawiali czasami o różnych, nieistotnych rzeczach tylko po to, aby pogadać. - Pirwszoroczni dali mi popalić dzisiaj. - westchnął ciężko.
Jared Wilson
Temat: Re: Chatka gajowego Wto 06 Maj 2014, 08:07
Wałęsanie się po Lesie Zakazanym było niebezpiecznym przedsięwzięciem zważywszy na to, iż wokół tego terenu krążyli niczym sępy aurorzy. Nic jednak nie mogli poradzić na nadzwyczajny spryt dzisiejszej młodzieży - zawsze znaleźli dziurę i się tam przedostali we własnych celach. Był to niezły trening dla pracowników ministerstwa, wyłapywanie młodocianych i karanie ich - począwszy od kilku siódmoklasistów zawieszonych w prawach ucznia, a skończywszy na drugorocznych i ich surowych miesięcznych szlabanach bądź odebraniu zgody na wycieczki do Hogsmade. Na szczęście Jerry nie miał przyjemności napotkania tam akromantul ani innych niebezpieczniejszych stworów niż psidwaki. Centaury boczyły się i wyznaczyły wyraźne granice, gdzie ludzie nie mogą się zapuszczać. Z jakiegokolwiek powodu uczniowie się tam zapuszczali, mieli zaiste przechlapane. Wilson nie zwracał uwagi na barwy domu, choć musiał przyznać iż gryfońskie nastolatki dały mu się nieco we znaki. Najpierw pyskata Everett i jej macice, potem przepowiednia Anderson. Wciąż nie wiedział co z tymi dwiema pannami zrobić, a zrobić coś musiał. Może naśle na nich charłaczysko? Dwie pieczenie na jednym ogniu : woźny zajęty w "świętej misji" i gnębienie dziewcząt za ich zarozumialstwo. Mężczyzna uśmiechnął się, gdy usłyszał donośny baryton gajowego. - Się masz, Hagrid! - pozdrowił go ręką, pamiętając jak ostatnio półolbrzym niemal mu nie zmiażdżył palców przy uścisku dłoni. Nawet teraz, gdy stanął obok wcale nieniskiego Jerry'ego (jako człowiek był uznawany za jednego z największych troglodytów, co zajmują dużo miejsca), ten poczuł się nieco mały. Musiał unieść głowę, aby widzieć twarz przyjaciela. - Miałem nadzieję, że mnie o to zapytasz. - przyznał, że taki miał cel. Otarł z twarzy wydzieliny Kła, obiecując sobie, że następnym razem nie dopuści do takich mokrych i entuzjastycznych powitań. Spojrzał z odrazą na ciecz na rękawie i szybko się jej pozbył, czując już niesmak w ustach. - Pierwszoroczni, mówisz? Taki duży olbrzym i nie radzi sobie z karzełkami? - poklepał go po ramieniu rozbawiony. - Może ci podrzucę zarozumiałe pannice z gryffindoru, a sam mi przekażesz same dzieciaki? - zaoferował się uprzejmie, mając nadzieję, że zostałby zabrany z jego głowy ten beznadziejny przypadek obu dziewcząt. Jerry obawiał się, że nie starczy mu spokoju. Nie należał do ludzi cierpliwych i ogólnie nie cierpiał nastolatków mimo, że miał w tym wieku córę.
Gość
Temat: Re: Chatka gajowego Wto 06 Maj 2014, 10:57
Nie wiadomo czy ktokolwiek usłyszał ciche pyknięcie, zwiastujące aportację. Nie wiadomo czy ktokolwiek zauważył białowłosego młodzieńca, który znikąd pojawił się tuż przed bramami zamku. Ale przysięgam, Dorian wolałby żeby nikt tego nie spostrzegł. Miał sporo szczęścia, brama nie była zamknięta i obłożona setką zaklęć, wręcz przeciwnie, wystarczyło lekko pchnąć i z przyjaznym skrzypnięciem zawiasów zapraszała do wkroczenia na teren Hogwartu. Może to nie był przypadek? Może Dumbledore specjalnie zostawił otwarte wejście, pamiętając o przyjeździe nowego praktykanta? To by było w jego stylu. Wsunął się na teren zamku, póki co pozostając niedostrzeżonym i ruszył przed siebie, zamiatając szatą nieskoszoną trawę. Bał się, cholera, to chyba jasne i całkiem zrozumiałe. Był dobry w tym co robi, chciał się przekonać czy nadałby się na nauczyciela, ale w profesor Lacroix było coś, co szalenie go niepokoiło, a trudno zaprzeczyć, że teraz całkowicie oddał się w jej ręce. Merlin wie czy Dumbledore zdoła go ochronić jeśli pomiesza coś w eliksirze. Droga przez błonia mijała mu znacznie szybciej, kiedy oddał się własnym rozmyślaniom i kiedy rozejrzał się dookoła pierwszy raz od wtargnięcia na szkolny teren spostrzegł, że jest już obok chatki Hagrida. W oddali, na niewielkim wzniesieniu widniał zamek, a gdy spojrzał w inną stronę, dostrzegł ciemną plamę jeziora. Witaj w domu, Dorianie. Już-już miał wznowić swój marsz, kiedy spostrzegł kotkę Filcha, która mimo przegonienia (czego nie widział, a szkoda, bo pewnie pogratulowałby Wilsonowi) powolnym krokiem zbliżała się w jego stronę. Praktykant wymruczał pod nosem siarczyste zaklęcie i niewiele myśląc wszedł do chatki Hagrida. Nie, wszedł to złe słowo. On tam dosłownie wskoczył, dodatkowo niesiony do przodu ciężarem niewielkiego kufra, który trzymał w lewej ręce. Zatrzasnął za sobą drzwi i odetchnął głęboko. A w tle od razu dało się słyszeć ujadanie psa. - Witaj, Hagridzie. Kieł - próbował uśmiechnąć się blado do mężczyzn. Hagrid powinien go kojarzyć, przecież nie tak dawno opuścił szkołę jako absolwent, a na siódmym roku olbrzym spił go do nieprzytomności. Na samo wspomnienie Dorianowi nieraz poprawiał się humor. Pies również po obwąchaniu i obślinieniu szaty praktykanta przestał szczekać i rzucił się na chłopaka, którego od upadku uratowały jedynie drzwi za plecami. - Przepraszam, że tak bez zapowiedzi. Przeszkadzam... wam? - dopiero teraz zauważył, że Hagrid ma już gościa. I, cholera, czy to nie był ten Wilson, auror, który zyskiwał coraz większą sławę? Ładne buty. Postawił kufer na podłodze, czekając na zaproszenie, lub wręcz przeciwnie, wygonienie go z izby.
Gość
Temat: Re: Chatka gajowego Wto 06 Maj 2014, 18:44
"Ukochana" siostrzyczko, czy ciebie do końca... Dlaczego tu wróciłaś? Prosiłem, błagałem, ba upokorzyłem się do próby przekupstwa, a ty i tak wróciłaś do tego bagna. Co ja mówię, wpierdzieliłaś się w sam jego środek. Czy ty choć raz w życiu możesz nie szukać własnej zguby? Czy twój instynkt zachowawczy został zniszczony? Co ja bredzę, żeby coś zniszczyć najpierw trzeba to mieć, a ciebie to jest chyba największy problem. Błagam Cię po raz ostatni. Wracaj do tego swojego wygwizdowa i nigdy nie wracaj. Po co ja atrament marnuję i tak, nie wrócisz. Jakby co ostrzegałem Cię i nie myśl, że jak coś Ci się stanie to rzucę wszystko i przylecę Cię ratować. Nie ma takiej opcji... Kiedy ty się wreszcie nauczysz brać odpowiedzialność za swoje życie?
Twój wściekły, acz zawsze piękny i powabny brat Apollin.
Znowu to samo. Znudzona kolejnym takim samym listem pogięłam go i wrzuciłam do jeziora. Niewiele trzeba było czasu by papier nasiąkł i rozpadł się. Mimowolnie przeszedł mnie zimny dreszcz, ten sam, który nam towarzyszy gdy robimy coś bardzo głupiego. Nie wiedziałam co chciałam zrobić, przybycie tu było kolejnym impulsem, tak jak ucieczka, o ile ona się opłaciła to teraz nie jestem tego tak do końca pewna. Westchnęłam cicho, nie podnosząc wzroku z nad czubków własnych butów. Czy ze mną naprawdę było, aż tak źle? Cholera. Czemu ty głupi Apaczu chociaż raz nie możesz trzymać języka za zębami i nie mieszać się w sprawy innych ludzi. Mam prawo, cholera, mam to przeklęte prawo do popełniania błędów i niszczenia sobie życia. Jakoś jeszcze za czasów Hogwartu nie przeszkadzało Ci to tak bardzo, bo o tym nie wiedziałaś. Gwałtownie podniosłam głowę do góry, chyba zrobiłam to za szybko bo poczułam jak coś boli mnie w karku. Mimowolnie dotknęłam go lodowatą ręką. Był to bardziej odruch niż, nadzieja, że taki stan rzeczy poprawi moje samopoczucie. Co ja mam robić? Co powinnam była zrobić? Dupa! Pandoro przestań się nad sobą użalać jesteś White, a MY nie użalamy się nad sobą. Gdzieś w głowie usłyszałam głos ojca, który spowodował tylko, że szybko pokręciłam głową by wyrzucić go jak najdalej. Nie dość, że popełniam podręcznikowe błędy to jeszcze słyszę głosy. Jak nic niedługo zamkną mnie w świętym Mungu. W tedy mój kochany braciszek będzie za mną biegał krzycząc "a nie mówiłem". Ostatnie spojrzenie na jezioro, takie spokojne, chciałabym móc wziąć od niego trochę tego spokoju. Ruszyłam przed siebie, powoli dróżką, która po chwili okazała się kierować do chatki Hagrida. Kiedy doszłam już na tyle blisko, że zauważyłam, jak obok Hagrida i jakieś z aurorów (nauczycieli wszystkich kojarzyłam, a ich nie, a na ucznia był za wielki) stał mężczyzna z długimi jasnymi włosami. Oczy mi się delikatnie rozszerzyły, Apacz? -Apacz!- Krzyknęłam podbiegając do nich i dopiero teraz uświadamiając się niezręczność całego zajścia. Na sekundkę w moich oczach pojawiło się zawahanie.-Przepraszam, ale...- Przerwałam spoglądając na mężczyznę, który jeszcze przed chwilą tak łudząco przypominał mi brata. Z twarzy i nawet postawy był kompletnie inny. Stojąc tak i skupiając na sobie wzrok zebranych spłonęłam szkarłatnym rumieńcem, który jednak szybko przeminął.- Ty nie jesteś Apollinem.- W moich słowach słychać było cień zarzutu, ale gdzieś dalej czaił się zanim cień żalu pomieszany z uczuciem jakby ktoś zdejmował ogromny ciężar. Nie byłam pewna czy wytrzymałabym spotkanie z moim ukochanym braciszkiem. Nie teraz.
Rubeus Hagrid
Temat: Re: Chatka gajowego Czw 08 Maj 2014, 20:17
Hagrid otworzył szeroko oczy, gdy do jego chatki wpadło jeszcze dwoje nowych gości. Nie spodziewał się tego, ale na pewno nie miał zamiaru narzekać. - Herbatki starczy dla wszystkich! – zawołał wesoło, po czym podszedł do metalowego kociołka, aby zagotować w nim wodę. Wyprostował się, zahaczając ręce o kciuki na grubym, skórzanym pasku. Sterczący, okrągły brzuszek olbrzyma wesoło podskakiwał, gdy ten się znów zaśmiał. Cieszyło go towarzystwo tak zacnych osób, jak cała ta trójka. Spojrzał na Doriana Lawrence, stażysta wydoroślał odkąd go ostatnio widział, a nie było to wcale tak dawno temu. Podszedł do mężczyzny i mocno ścisnął go w ramionach, aż zatrzeszczały jego wszystkie, nawet najmniejsze kosteczki. - Tak dawno Cię nie widziałem! – chociaż nie do końca było to zgodne z rzeczywistością. Hagrid jednak był olbrzymem bardzo wylewnym i nie szczędził łez nawet w tej chwili. Rozpłakał się ze wzruszenia, że chłopak zdecydował się go odwiedzić. To dużo dla niego znaczyło. Wskazał dłonią prosto na taboret, stojący obok piecyka. – Zaraz przyniosę gorące ciasteczka! – obwieścił, po czym spojrzał na stojącą niedaleko Pandorę White. Jego pomocnicę, najbardziej zaufaną i oddaną pracy dziewuszkę. Lubił ją i cieszył się, kiedy go odwiedzała. Wskazał jej wolne miejsce, aby także usiadła i poczekała na poczęstunek. Starał się być dżentelmenem, chociaż ją akurat traktował jak młodego chłopaka. Twardego i skorego do pomocy w każdym wydaniu. - Ciasteczek starczy dla wszystkich – obwieścił, po czym po przyjacielsku klepnął w plecy Jareda i nachylił się nad jego uchem. – O pirwszorocznych pogadamy później, ale wydaje mi się, że te obie twoje dziewczęta da się pinknie przestraszyć. Musiałbym pogadać z Przyjaciółmi – roześmiał się chwilę później wesoło i zaczął nalewać wrzątku do imbryka. W chatce zapachniało aromatem czarnej, mocnej herbaty. - Opowiadajcie, co tam u was! – rozpromienił się, a Kieł mu zawtórował głośnym szczekaniem i merdaniem ogonem we wszystkie możliwe strony.
Jared Wilson
Temat: Re: Chatka gajowego Czw 08 Maj 2014, 20:48
Mina Jerryego była niepocieszona, gdy pojawiły się kolejne osoby, w dodatku tak młode i nieopierzone. Liczył na spokojny wieczór przy whisky w towarzystwie Hagrida, a dostał gratis dwoje młodzików. Ani się nie uśmiechnął do nich ani też się nie przywitał, przyglądając im się chłodno. Przepuścił Pandorę w drzwiach, gdy weszli do chatki. Nie zamierzał się ot tak wycofywać. Można uznać, że chętka na ogniste whisky była silniejsza niż niechęć do znoszenia paplaniny innych pracowników szkoły. Miał tę pewność, że nie musiał ich pilnować, bo byli dorośli. Hagrid się ucieszył z nich, więc Jerry wyjątkowo nie zrobił sceny znudzenia, protestu wobec nieproszonych gości i wszedł do środka, od razu umiejscawiając się na taborecie obok szafy. Potarł twarz dłonią, pozbywając się wymęczonej mimiki. Zaplótł ręce na karku i niewiele mówiąc, przyglądał się towarzystwu. - Dla mnie whisky, Hagrid. Swoje własne. Nawet Aberforth ci w tym nie dorównuje. - spojrzał na olbrzyma przyjaźnie, pamiętając, że jego alkohol daje niezłego kopa, a tego obecnie Wilson trochę potrzebował. Musiał się napić, jeśli miał wytrzymać w Hogwarcie do końca roku. Omal nie wpadł na stół, gdy gajowy go klepnął. W porę przytrzymał się ściany i zachował jaką taką równowagę (siedząc!), a minę miał rozkapryszoną. Nigdy nie przywykł do wylewności Hagrida, dodawszy do tego olbrzymią siłę... Jerry wywrócił oczami widząc, że ten się rozpłakał. - Nie rozklejaj się chłopie. - wyprostował się i ponownie oparł o ścianę, prostując nogi. Wciąż wyglądał nieprzyjemnie i nie zachęcał do żartów, choć i tak przypominał człowieka, skoro przyglądał się olbrzymowi przyjaźnie. Ciasteczek nie planował próbować, Kła do siebie też nie wołał, nie chcąc zostać obślinionym ze wszystkich stron. Oparł łokcie o swoje kolana i przyglądał się czemuś, co się ruszało w kącie chatki. Czyżby to była jakaś roślina czy może kałamarnica? Widział chyba mackę.
Gość
Temat: Re: Chatka gajowego Sob 10 Maj 2014, 20:03
Co? Cholera, jakiś napad Indian? Gwałtownie obejrzał się kiedy usłyszał kobiecy krzyk, był zupełnie zdezorientowany. Sytuacja była dziwna i odrobinę niezręczna. Najpierw wpadł tutaj, uciekając niemal z piskiem przed kotką Filcha, a teraz ta dziewczyna... cóż, w zasadzie kobieta, która krzyczała od Indianach. Przecież to zupełnie nie ten kontynent! - Co się dzie... - nie dokończył, ściśnięty przez wzruszonego olbrzyma, przytulony tak mocno, ze jego stopy prawie oderwały się od ziemi. I mógł przysiąc, że coś w środku trzasnęło nieprzyjemnie. Zapewne następnym miejscem, które będzie chciał odwiedzić będzie po prostu skrzydło szpitalne. Gdzieś w tle usłyszał niepewne przeprosiny, a kiedy Hagrid zdecydował się go puścić, obejrzał się ponownie i dostrzegł rumieniec na jej twarzy. Cóż, w zasadzie nie było to wielkie osiągnięcie, gdyby obok niej ktoś postawił dorodnego buraka, ktoś mógłby ją z nim pomylić. W zastanowieniu podrapał się po nosie. Jak ślepa musiała być dziewczyna, skoro pomyliła go z greckim bogiem piękna? To... cóż, dość zabawne. Pewnie dlatego uśmiechnął się do niej przyjaźnie, mówiąc. - Nie, zdecydowanie nie przypominam Apollo. Zawiodłem cię? - cóż, może to jakaś fanatyczka greckiej mitologii? To byłoby całkiem zabawne. Rozważając zachowanie nowo przybyłej, zajął miejsce na taborecie i grzecznie odmówił ciasteczek. Już sama nazwa "ciasteczka" w ustach gajowego brzmiała dość niebezpiecznie, a te do tego miały być gorące... Dorian bardzo lubił swoje zęby i język i myśl o tym co mogłyby z nimi zrobić wypieki Hagrida przeważyła nawet nad jego uzależnieniem od słodyczy. - Prawdę powiedziawszy, ja również wolałbym coś mocniejszego. Dopiero co przybyłem, nawet nie zdążyłem odwiedzić profesor Lacroix. - rzucił spojrzenie na kufer, który porzucił zaraz przy drzwiach, jednak tak, by nikt się o niego nie potknął. Odgarnął włosy i dopiero teraz przyjrzał się czarnoskóremu mężczyźnie. Wstał równie szybko jak usiał i wyciągnął w jego stronę dłoń. - Dorian Lawrence, nowy praktykant u profesor Lacroix. - przedstawił się, a potem wyciągnął dłoń również w stronę dziewczyny i dopiero po wymienieniu uprzejmości usiadł ponownie na taborecie. Wydarzenia ostatnich minut były niezwykle spontaniczne i wymagające sporych pokładów energii jak na Doriana, toteż teraz usiadł spokojnie, opierając łokcie na stole. - Dobrze jest tutaj wrócić po kilku latach... jak do domu. Nic się tutaj nie zmieniło. I.. na Merlina, Hagridzie, znowu trzymasz jakieś paskudztwo? - zauważył dziwne macki dopiero kiedy wzrokiem podążył za spojrzeniem aurora. Wzdrygnął się mimowolnie, nie lubił macek. Ale i tak lepsze to niż koty. - Jesteś praktykantką? chyba kojarzę cię ze szkoły - powiedział cicho do dziewczyny. Chłodnym spojrzeniem lustrował jej sylwetkę, mimikę, zachowanie. To jej wejście było dziwne, nawet dziwniejsze niż jego. Było w niej coś, co go zastanawiało.
Gość
Temat: Re: Chatka gajowego Sob 10 Maj 2014, 22:06
Rozejrzała się po zebranych, oprócz Hagrida nikt nie wyglądał na specjalnie zadowolonego jej obecnością, ba ta wesoła kompania nie była chyba do końca sama sobą zachwycona. Tylko Hagrid wydawał się nie zauważać i w najlepsze bawić widokiem sobie znajomych twarzy. Panda nie zdziwiłaby się gdyby nawet największego wroga olbrzym przywitał chlebem i solą, poprawił mu poduszkę i przeprosił, za to, że musiał mu spuścić łomot. Z jednej strony, chyba lubiła to w nim tą otwartość, wielkie serce i chęć co poznawania ludzi, ale na dłuższą metę ani jej psychika ani zęby nie wytrzymywały kuracji ciasteczkowej. Mimo wszystko bardzo cieszyła się tym, że gajowy zgodził się przyjąć ją pod swoje skrzydła nie pytając się nawet o powody, jej nagłego powrotu do kraju. Tak po prostu jej zaufał, a może tylko udawał takiego, jakoś nie mogła sobie tego wyobrazić. Cóż przyszłość pokarze jak to się wszystko skończy. Już przygotowywała się do szybkiej ucieczki z chatki, gdy coś a raczej ktoś odcięło jej drogę ucieczki. Kieł oznajmił jej wdzięcznie, że nie ma takiej opcji, żeby sobie poszła. Poinformował ją o tym bardzo dobitnie zajmując miejsce między nią, a wyjściem. Zmierzyła go wzrokiem, już nie będę Ci przynosić więcej przekąsek po czym ruszyła w stronę stołu. Jakimś cudem nie zahaczając nogą o każdy możliwy przedmiot w tym pomieszczeniu. Usiadła na stołku obok klona Apacza i zerkała na niego kątem oka. Jak on mógł jej się pomylić z bratem. Jedyną odpowiedzią było, że chyba jednak czas zacząć nosić okulary bo bez nich niedługo pomyli centaura z drzewem. -Mój brat się nazywa Apollo i z daleka jesteś do niego łudząco podobny.- Powiedziała jakby chciała się usprawiedliwić za swoje dziwne zachowanie. Nie chciała już przy pierwszym spotkaniu zostać uznana za wariatkę. Po trochu nią była, ale nie każdy musiał o tym wiedzieć. -Chętnie zostanę przy herbatce.- Mówiąc to przypomniała sobie urywki z ostatniej popijawy z profesor od astronomii. Podobno po całej szkole niosły się echem ich dzikie pieśni. Mimowolnie uśmiechnęła się na to wspomnienie. Nie przeszkadzało jej to, że Hagrid traktował ją bardziej jak chłopaka niż dziewczynę, od zawsze było w niej więcej męskich cech, w zasadzie nie zdziwiłaby się gdyby jej drugi chromosom x nie był jakiś bardzo kulawy na jedną nogę. -Byłam w zagrodzie testrali, jedna klacz spodziewa się małego.- Mruknęła popijając herbatkę i spoglądając na psa zdrajcę, który nie dał jej zwiać. -Jestem pomocnikiem Hagrida, możliwe, jakby to powiedzieć mam tajemniczy dar do zapadania ludziom w pamięć. Nie ma chyba innej osoby w całym Hogwarcie, która wpadła by w każdą ścianę. Pandora White. - Widząc ich spojrzenie na macki, westchnęła cicho. Przeczuwała, że nie długo będzie miała niezła zabawę z tajemniczymi mackami, albo nie ona. Kolejny tajemniczy uśmieszek.
Rubeus Hagrid
Temat: Re: Chatka gajowego Pon 12 Maj 2014, 00:04
Hagrid wyszczerzył szeroko zęby na samą wiadomość, iż jego goście zgodnie wybrali jego ulubiony trunek – Whisky. Najlepiej smakowała z bąbelkowym napojem, który słodko szczypał nozdrza, jednak chyba nie każdy lubił takie eksperymenty, jak on. Spojrzał na Jareda i klapnął tuż obok niego przy stole, po czym z hukiem postawił na stole piękną, szklaną butelkę bursztynowego alkoholu. Chcieli pewnie chociaż na chwilę zapomnieć o obowiązkach… Oj, dobrze to znał. W szczególności, że dzieciaki dają mu ostatnio popalić i to ostro. Pokolenie samobójców się szykowało, czy jak? Westchnął ciężko, zatracając się w niemej zadumie. Wszyscy mieli jakieś tam problemy, ale pewnie niekoniecznie chcieli się nimi dzielić. Czasem fajnie było po prostu pomilczeć w spokoju, przy szklance pysznego alkoholu, który idealnie rozgrzewał organizm. - Opowiadajcie co u was – powiedział olbrzym, klaszcząc raz w dłonie. Uderzenie było na tyle silne, że przypominało grzmot piorunów w samym sercu wielkiej burzy. – O cholibka, chyba żym przysadził trochu z moim entuzjazmem – dodał, szybko, gdy jego towarzysze złapali się za uszy. Oj, każdemu się zdarza chwila uniesienia. A on zdecydowanie się zbyt mocno, jeśli można to tak określić – podniecił. Gości miewał często, ale nie w tak licznym gronie, jak trójka, zupełnie obcych sobie osób. Na szczęście, zdążyli się przedstawić zanim Hagrid na to wpadł. Chociaż znając jego rozkojarzenie – chyba by o tym zapomniał, będąc święcie przekonanym, że każdy się z każdym zna od wieków i jest w najlepszych kontaktach. Szkoda, że tylko olbrzym tak bezgranicznie wierzył w dobro i przyjaźń, których niestety ostatnio w szkole dosyć brakowało. - Ja to mam ciągły problem z pirwszorocznymi. Niedługo koniec roku, a po wakacjach znowu przyjdzie zgraja młodzików i będzie się pchała do Zakazanego Lasu. Żem tak se pomyśloł… a może w regulaminie powinniśmy umieścić podpunkt „Wycieczki do Lasu obowiązkowe!” Wtedy to pewno większość by tam nie chodziła, bo przecież to obowiązek, a nie zakaz! – potok słów, jaki wydobył się z ust olbrzyma, był tak szybki i ciężki do zrozumienia, że gdyby ktoś na chwilę się zamyślił, to całkiem straciłby wątek. Rubeus wypuścił ze świstem powietrze i chwycił wielkimi rękami największy kubek i upił dużego łyka alkoholu. – A sidmioroczni zaraz skończą, egzaminy popiszą i sobie pójdą – nagle, po jego policzkach popłynęły łzy. Wyjął z kieszeni białą, materiałową chusteczkę i wytarł nią czerwony nos. – A już żem się do nich przyzwyczaił – wychlipał.
Jared Wilson
Temat: Re: Chatka gajowego Pon 12 Maj 2014, 08:43
Wilson nie lubił tłumów. Jakże on się wtedy czuł zły. Wolał mieć wszystko zaplanowane, a niespodzianek nie lubił. Wysłuchał tyrady chłopaka, przyjrzał się dziewczynie, która raz czy dwa mu mignęła na błoniach i zastanowił się czy ma się przedstawiać. Nie lubił się przedstawiać, jeśli nie miał ku temu ważnego powodu. Uścisnął dłoń Doriana, rejestrując w głowie jego nazwisko tak samo jak i mienie Pandory. - Jared. - burknął niczym obrażony, że został zmuszony do przedstawienia swego imienia. "Jerry" było zarezerwowane tylko dla nielicznych. Nazwisko chyba znali, wszak kręcił się w tej szkole, Prorok o tym huczał, wymieniając między innymi jego i Kate nazwisko jako aurorów przebywających na terenie Hogwartu. Mniejsza o większość. Najważniejsze było whisky! Wilson skrzywił się, gdy coś huknęło - mianowicie było to klaśnięcie olbrzyma, przeczuwając, że dnia następnego głowa będzie go tak napierdalać, że nie podniesie się z łóżka. Po to tu też przyszedł, napić się, napić się oraz napić się. Zapamiętał praktykanta małej Tachal, jednak nie wypomniał na głos, że to jego dobra znajoma. Wydawać się mogło, że Wilson jest aspołeczny, gdy się przyglądał dwójce obcych, do których miał stosunek bardziej niż chłodny. Można rzecz, że arogancki. Nalał sobie do kielicha brązowego płynu, którego zaraz posmakował. Podrażniał język i podniebienie, ale warto było! Wilson odetchnął z ulgą, czując w przełyku palący alkohol rozluźniający każdy mięsień. Zarechotał dziwnym głosem, gdy strzyknęło coś w kościach Doriana oraz przy propozycji Hagrida na zmianę regulaminu. Poklepał olbrzyma po ramieniu uspokajająco. - Zajmę się nimi, przyjacielu! Będą błagać o szlaban u ciebie. - zaoferował się, z przyjemnością wyobrażając sobie jak straszy pierwszorocznych pożarciem przez wielkiego smoka. Zachowanie może dziecinne, ale skuteczne. Ewentualnie załatwi zwiększenie statystyk osób stąd wydalanych. Gdy Panda wspomniała o wizytach u trestrali, Jerry jak zwykle się skrzywił z tylko sobie wiadomego powodu. - Wgłąb lasu możesz wchodzić albo z Hagridem albo z aurorem. Lepiej uważaj, bo wylecisz przez przypadek. - wskazał na nią i napił się życiodajnego whisky. Nieszczególnie przejmował się bezpieczeństwem młodej kobiety. Była dorosła i działała na własny rachunek. Chociaż i tak w miarę była bezpieczna, zważywszy, iż Lawrence został przydzielony do Lacroix. Jemu grozi jakieś niebezpieczeństwo. Jerry prychnął widząc, że gajowy znowu się rozpłakał z głupiego powodu. Zrozumiał ten zlepek słów, miał wprawę w wyłapywaniu nawet najmniej znaczących, gdy przesłuchiwał jakiegoś delikwenta. Był na to nawet egzamin podczas kursu na aurora, który przerabiał z piętnaście lat temu. Mężczyzna rozwalił stopy pod stolikiem, nie wyglądając na przejętego. - Mało ci psot, że tak płaczesz za tymi podrostkami? Pirszoroczni dadzą popalić. Już teraz widzę parę cwanych ziółek i nie wszystkie są ze slytherinu. - bo widział nawet w ravenclawie podejrzane jednostki, które wpatrywały się łakomie w Zakazany Las. Wszystko co tabu to kusi. Może i propozycja gajowego by się sprawdziła - zmniejszyłaby się ilość potajemnych wycieczek, gdyby tak paru osobom urwało głowy czy porzucono niedojedzone kończyny na obrzeżach. Recepta na spokój jak nic!
Gość
Temat: Re: Chatka gajowego Czw 15 Maj 2014, 20:00
Siedział i przyswajał informacje. Brat. Apollo. Łudząco podobny. W dodatku nazywała się Pandora. Pandora i Apollo? Dziwna rodzina. I odkąd o Hagrid miał pomocnika? Czyżby zestarzał się przez ostatnie lata? Może był chory i potrzebował dodatkowych rąk do pomocy? Jednak ze wszystkiego jedna rzecz zdziwiła go najbardziej. - Widzisz testrale? - zapytał, spoglądając na nią tylko przelotnie. Pandora. Panda. Było mu głupio, że zadał tak osobiste pytanie, a jednak nie potrafił sobie odmówić możliwości poznania jakiejś tajemnicy. On sam zawsze był ciekaw jak wyglądają te stwory. Znał tylko jedną osobę, która je widziała, ale to było dawno, zbyt dawno. - Podobno lot na nich można porównać do hipogryfa, to prawda? Wziął ze stołu puchar i napełnił go bursztynowym trunkiem. Whisky nie była jego ulubionym alkoholem, ale po latach spędzonych wśród czarodziei i ich ognistej zdążył się przyzwyczaić. Nie mówiąc o tym, że musiał rozluźnić się przed odwiedzeniem pani Chantal, która nieco go przerażała. W zamyśleniu pociągnął spory łyk i od razu poczuł rozchodzące się pod szatą przyjemne ciepło, które można osiągnąć jedynie w ten sposób. Skrzywił się nieznacznie, ale po krótkim rozeznaniu stwierdził, że prawdopodobnie nikt tego nie zauważył. - Zakazany owoc kusi najmocniej, Hagridzie. Może gdybyś postawił jakieś groźnie wyglądające, ale w miarę łagodne zwierzę przed lasem... - potarł brodę, szukając w myślach czegoś odpowiedniego, jednak nie przejął się, kiedy nie wpadł na żaden pomysł - w końcu otaczali go dwaj znawcy magicznych zwierząt. - Pierwszoroczni nie znają ich zbyt dobrze, dali by się nabrać. Przemyśl to. Kolejny łyk został pochłonięty przez praktykanta. Rzucił ukradkowe spojrzenie czarnoskóremu mężczyźnie, tak, teraz miał pewność, że to był on, jego charakterystyczna postawa i odrobinę nieprzyjemny wzrok pasowały do wizerunku ze zdjęcia. Brakowało tylko jego żony, pewnie zajmowała się czymś ważnym. Dziwne rzeczy działy się w Hogwarcie, oj dziwne. - Za rok będą nowi siedmioroczni. Tylko nie częstuj ich nalewką domowej roboty, to może mieć złe skutki. - czyżby chłodna aura została przełamana mimowolnym uśmiechem? Tak, zdecydowanie dorianowe oblicze nieco pojaśniało. W gruncie rzeczy lubił się uśmiechać, ale nie bez powodu. I jak na niego stanowczo za dużo gadał. Ale gdyby milczał, całe posiedzenie miałoby grobowy charakter. W końcu postanowił zacząć jakąś rozmowę z aurorem, nie było powodu, dla którego Lawrence miałby go unikać. - Ostatnio aurorzy mają sporo na głowie, czyż nie? - tym razem otwarcie przyjrzał się Wilsonowi. Widać było, zainteresuje go ten temat, choć nie był pewien, czy powinien go poruszać. - Ostatnio jest o Nim głośno. - dodał i dla pewności, że zostanie zrozumiany wyraźnie zaakcentował słowo "Nim". Nie chciał wymawiać imienia czarnoksiężnika, było w tym coś... niewłaściwego. Sprawiało, że na skórze pojawiała się gęsia skórka. Coraz więcej ludzi obawiało się je wymawiać. Dopił resztki trunku w pucharze, wziął butelkę i rozlał do czterech kielichów. Może Pandora również się skusi? Niepewnie wziął puchar w rękę, był świadom jak słaba jest jego głowa, jednak przy szybkim piciu nie zauważa się ilości wypitego alkoholu. - Wasze zdrowie. Znów wypił łyka, czując, że jego policzki stają się różowe.
Argus Filch
Temat: Re: Chatka gajowego Pią 16 Maj 2014, 09:31
Cytat :
Gdy towarzystwo się spijało, do ogródka Hagrida powróciła wściekła i groźna pani Norris. Miała w pysku pianę... nie wiadomo czy to psikus w postaci podrzuconego łakocia powodującego taki wygląd czy może prawdziwa wścieklizna. Cokolwiek to było, dodawało jej grozy. Kocica wskoczyła do ogródka widząc, że nie ma psa na horyzoncie i nie będzie go przez dłuższy czas. Wykopała wszystkie główki kapust i warzyw, drapiąc je i niszcząc, a przy drzwiach domku Hagrida uniosła tylną łapę i... ochrzciła dębowe drzwi. Potraktowała je jako kuwetę. Uniosła potem dumnie ogon i jak paw, podskakując radośnie powróciła do swego właściciela mając za cel pochwalić się co też za prezent podarowała gajowemu: zdemolowany ogródek i obsikane drzwiczki.
Gość
Temat: Re: Chatka gajowego Pią 16 Maj 2014, 21:19
Siedziała spokojnie na taboreciku spoglądając na tego wrednego zdrajcę Kła, nic jednak mu nie powiedziała. Spojrzenie zielonych ślepi powoli przesuwała po gościach gajowego. Przyglądając się z bliska Dorianowi miała wrażenie, że już go kiedyś widziała i wcale nie chodziło o Apacza. Szybko jednak odgoniła to uczucie uznając, że spowodowane jest tym, że musiała go widzieć w szkole. Po wyglądzie nie potrafiła poznać czy jest młodszy czy starszy, ale to wcale nie przeszkadzało w stwierdzeniu, że tą twarz kiedyś widziała. A co do częstych odwiedzin w Hagridowej Chatce, to panna White nie była jej częstym gościem. Słynne ciasteczka i inne twory swojego przełożonego wolała omijać szerokim łukiem. Co było na korzyść dla wątroby i zębów. Przyglądając się z jaką prędkością panowie pochłaniają kolejne dawki procentów zaśmiała się pod nosem. Ich powrót w mury szkoły będzie zabawny, miała tylko nadzieje, że nie będzie zmuszona służyć jako radio taxy. -Tak, nie wiem nie leciałam nigdy na testralu. Wolę lot na smokach.- Powiedziała i nie mogła się powstrzymać by nie pochwalić się przy okazji swoimi doświadczeniami. Taka już jest. -Prędzej wyrzucą mnie jak nie będę tam wchodzić. Mam wrażenie, że częścią mojej pracy jest zaglądaniem tam.- Powiedziała głosem wypranym z emocji. Facet mógł sobie być aurorem ale najwidoczniej nie wiedział na czym polega jej praca. Cóż mówiło się trudno, Pandora nie należała do ludzi, które na siłę chciały by ktoś się do nich przekonał. W zasadzie wolała kiedy ludzie jej nie lubili, nie chcieli wtedy nic od niej i miała święty spokój. Tylko raz w życiu naprawdę zależało jej by ktoś ją polubił. To były jednak stare dzieje i jak się okazało gra nie warta świeczki. Słysząc smęty Hagrida nawet przez chwilę miała ochotę go pocieszyć. Powiedzieć, że zanim się obejrzy na miejsce tamtych pojawi się nowa zgraja dzieciaków, które zaczną go odwiedzać, zresztą może przecież listownie utrzymywać kontakt z tymi uczniami, którzy opuszczą mury zamku. Nic jednak nie powiedziała pozwalając towarzyszom zająć się rozchwianym emocjonalnie pół olbrzymem. Słysząc pomysł o nowym regulaminie szkoły, zaśmiała się, jej pozwolenie wchodzenia w odmęty lasu by nie powstrzymało. Ba jako uczennica wchodziła by tam częściej chroniona światłem prawa. Grając wszystkim na nosie.