|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Regulus Black
| Temat: Re: Błonia Wto 12 Cze 2018, 01:00 | |
| Niekoniecznie miał ochotę wbijać na jakąś dziwną lekcję, jeszcze pod okiem Ministerstwa. Jakby nie patrzeć, miał teraz trochę inne sprawy na głowie, które powoli go przerażały. Czy on świadomie podjął tego wyboru czy może rodzina go do tego wypchnęła? Sam nie wiedział. Przestawał wierzyć w słuszności idei, które mu wpajano... kolejny raz czuł się pionkiem w czyiś dłoniach. Z posępnym nastrojem, powłócząc nogami Regulus udał się w zapiętym byle jak płaszczu na błonia. Nie było jeszcze do końca ciepło, lepiej nie ryzykować zdrowiem. Zwłaszcza teraz. Na sam początek dojrzał Alecto. Poczuł się dziwnie spięty. Dziewczyna nadal miała z nim niezałatwione sprawy, ale nie było Regulusowi po drodze rozwijać tego i wyjaśniać... a może powinien był? Później jego spojrzenie padło na postać brata, który zmierza sporymi krokami w stronę... Taneshy? Chociaż zwykle Regulus nie obdarzał brata pozytywnymi odczuciami, tak teraz trochę mu współczuł. Musiał pomylić ją z Everett, ale na Merlina, jak można je mylić? Hanyasha była o niebo ładniejsza, niestety. Regulus nigdy nie mógł jej tego odmówić. -Te, brat, odwal się od swojej przyszłej bratowej, co? -rzucił z przekąsem. Czemu by nie poprawić sobie humoru małą przepychanką słowną? |
| | | Kenneth Watts
| Temat: Re: Błonia Wto 12 Cze 2018, 01:15 | |
| Najbardziej podnieconą osobą na skraju błoni, a może i w całym Hogwarcie była postać Kennetha Wattsa. To on wpadł na niecodzienny pomysł, na kolanach ubłagał dwie nauczycielki o pomoc w tym przedsięwzięciu, a nawet wysłał sowę do Ministerstwa o błogosławieństwo. Kenneth potwierdził swój przydomek "pogromca smoków", ale to miało się wyjaśnić dla uczniów w późniejszym czasie. Miał nadzieję, że będą się równie dobrze bawić jak on! Kenneth był na miejscu godzinę przed rozpoczęciem lekcji. Musiał wszystkiego dopilnować. Zaaferowany zajęciami, z początku nie dojrzał przedstawiciela Ministerstwa. Był nim już lekko łysiejący brunet w okrągłych okularkach. Ciągle spadały mu z nosa i wyglądał, jakby był w ostatnim miejscu w jakim chciał obecnie być. Kenneth wszedł z nim w polemikę, zapominając o czasie. Zorientował się, gdy zaczął mu przeszkadzać spory gwar. Uśmiechnął się szeroko do uczniów i głośno klasnął w dłonie, prosząc o ściszenie rozmów. -Witam Was serdecznie na lekcji łączonej! To pan Thadeuss Cork, wizytator z Ministerstwa Magii. Nie przejmujcie się jego towarzystwem, on ocenia mnie, nie Was. -Watts wyszczerzył się miło do wszystkich. -Parę słów organizacyjnych. Za chwilę wszyscy dostaniecie pergaminy z czekającym Was zadaniem. Aby je wykonać, należy skorzystać z trzech dziedzin wiedzy - opieki nad magicznymi stworzeniami, zielarstwa i eliksirów. Na każdym etapie zajęć będzie czuwał nauczyciel prowadzący. Tak, też się cieszę z obecności profesor Lacroix. -pozwolił uczniom na chwilę niewymuszonego śmiechu. -Dobrze wiemy, że nie każdy błyszczy wiedzą z każdego przedmiotu, dlatego Ci, którzy są zdecydowani na współpracę, mogą dobrać się w pary i razem wykonać zadanie. Nie jest to przymus, docenimy też prace indywidualną. Gdy się dobierzecie w pary, rozdam Wam pergaminy z opisem zadania. Rozgrzejcie nogi, bo trochę pobiegacie. To wszystko? -Ken zastanowił się przez chwilę. Nagle krzyknął olśniony: -Jak dam Wam pergaminy, pożegnacie się z różdżkami. Czarodziej i bez niej powinien sobie poradzić.
**** Czas na odpis: czwartek 14.06.2018 godzina 24:00
Wedle opisu, zadecydujcie czy pracujecie indywidualnie czy w parach - jeśli w parach to podkreślcie to w poście. |
| | | Finn Gard
| Temat: Re: Błonia Wto 12 Cze 2018, 06:52 | |
| Nie każdy potrzebował rozgrzania nóg, bowiem Finn jeszcze przed lekcją rozpoczął intensywny sprint z szóstego piętra Hogwartu na sam parter, a później na zewnątrz. Jego artystyczny umysł nie pojmował czemu to w Hogwarcie nie wolno używać zaklęcia teleportacji. Byłoby o wiele łatwiej, a co ważniejsze, Finn nie spóźniłby się na ONMS! Chłopak miał szczerą nadzieję, że nie zostanie rozszarpany żywcem przez profesora Wattsa. Powoli, po cichutku, gdy dotarł w okolice umówionego miejsca, Gryfon rozpoczął skradanie się w taki sposób, by nie było widać od razu, iż jest spóźnialskim. Pogoda nie przeszkadzała mu w ogóle. Oddychał głęboko po wysiłku fizycznym i sunął po wilgotnej trawie chowając się za ostatnimi uczniami. Usłyszawszy głos profesora i treść zadania, postanowił wynurzyć się z kryjówki i wyprostować. Rozejrzał się czujnie; prawdopodobnie jego spóźnienie nie zostało zauważone. Profesor nie czytał listy obecności, a więc zadanie zostało pomyślnie wykonane. Nie powinno zatem grozić mu nic poważnego. Przemknął swobodnym krokiem do największego kamienia w pobliżu i usadowił tam swoje czteroliterowe włościa. Ze zmarszczonym czołem słuchał informacji nauczyciela, zerkając raz po raz w kierunku wizytatora. Finn wyglądał na osobę, która jako jedyna w Hogwarcie nie wiedziała o obecności członka Ministerstwa Magii. Posłał mu zaskoczone spojrzenie, następnie wzruszył ramionami i umocował swoją różdżkę we wnętrzu rękawa lewej ręki. Zdziwił się, że na lekcji ONMS będą zawarte inne przedmioty, a co lepiej, będzie na nich profesor Smoczyca. Nie dołączył do chóralnego jęku, bólu istnienia i rozpaczy. Ba, rozejrzał się w poszukiwaniu nauczycielki. Gdzieś na tyłach mózgu Finan rozważał potencjalne powody wizyty urzędnika. Cóż profesor Watts musiał przeskrobać, skoro jego lekcja będzie przeprowadzana na oczach osób trzecich, niezwiązanych z dziedziną nauczycielstwa? Chłopak przeczesał palcami włosy i zaczerpnął tchu, rzucając okiem w teren w poszukiwaniu znajomych twarzyczek. Razem zawsze raźniej jest popracować aczkolwiek nie spodziewał się, że będzie mniej niż więcej osób.
Jeśli ktoś chce, może z Finem popracować. btw. jestem teraz, bo wczoraj dostałam akcept dopiero ;) |
| | | Nicolas Sharewood
| Temat: Re: Błonia Wto 12 Cze 2018, 17:15 | |
| Delikatny, kpiący uśmieszek wstąpił na jego usta, gdy z wyraźnym zainteresowaniem przyglądał się grupce dziewczyn oraz paniczowi Horn, który usilnie próbował swoich sił w podboju serca Resy Anderson, jednocześnie prawie całkowicie ignorując Nessy. Nicolas należał do osób, które lubiły obserwować zachowania innych osób, analizować je, a następnie wyciągać z nich daleko idące wnioski, w tym przypadku nie było inaczej. Panienkę Anderson znał dość dobrze, gdy trafił do drużyny, to ona została jego „mentorką”, która miała nauczyć go jak powinno się grać na boisku, ponieważ ich wielki, szanowny kapitan Potter pominął fakt, iż panicz Sharewood posiada wrodzony talent, odziedziczony po swoim dziadku, w taki sposób między tą dwójką nawiązała się pewna nić porozumienia, a jedną z rzeczy której był pewny, to to, że Gryfonka nie leciała na tego typu denne teksty. Powoli nabierał przekonania, co do dzisiejszej lekcji, a wraz z kolejnymi upływającymi minutami, w których to pojawili się kolejni uczniowie jego optymizm rósł. O nieco szybsze bicie serca przyprawił go widok długowłosej brunetki, której widok mógłby ją nawet uradować, gdyby ich relacja w ostatnim czasie nie skomplikowała się tak bardzo. W chwili gdy na balu zobaczył ją z Blackiem miał nieodpartą ochotę ubić tego psa, lecz ostatecznie po prostu przestał zwracać na nią uwagę, choć jej osoba zaprzątała myśli młodzieńca. Wyraz zdziwienie wykrzywił jego twarz, gdy z każdym krokiem dziewczyną zbliżała się coraz bardziej, a on miast dostrzec te piękne niebieskie niczym lazurowe wybrzeże oczy dojrzał niebieskie z wyraźnym odcieniem zieleni tęczówki, tak bardzo nie pasujące do panienki Everett. Zganił się w myślą, że mógł tak bezczelnie pomylić Ślizgonkę z Tanją. Z drugiej strony były do siebie tak łudząco podobne, że gdyby nie jego spostrzegawczość, pewnie wyszedł by na idiotę, zupełnie jak Syriusz, który zaraz po przybyciu w ustalone przez nauczyciela miejsca, chciał podbić do Taneshy, co skwitował głupim uśmieszkiem skierowanym w jego stronę. Przeczesał przydługie nieco włosy kładąc dłoń na karku, skupiając spojrzenie na trawiastym podłożu, poranki nie były jego ulubioną porą dnia, przez co często był przez to gburowaty, i stronił od innych uczniów, nawet tych których darzył swojego rodzaju sympatią. Podniósł wzrok, dopiero kiedy poczuł na sobie czyjeś spojrzenie, a wtedy jego oczy napotkały te, które tak dobrze znał. Tanja Everett wpatrywała się w niego, nieco dużej niż powinna, zaś on sam chłonął jej widok niczym narkotyk. Zdawało mu się, że minęły miesiące od kiedy widział ją po raz ostatni, co był całkowitym pomówieniem, choć starał się unikać dziewczyny, i to dość skutecznie. Odprowadził ją wzrokiem, po czym jego uwagę skupił na sobie Lucas Shaw. -Cześć stary, można tak to ująć – odpowiedział, po czym skinął głową słysząc wytłumaczenie Krukona, który jedocześnie należał do nielicznego grona przyjaciół Sharwooda, akceptujących jego charakter i nastawienie do otoczenia. W chwili gdy profesor Watts zajął głos rozpoczynając tym samym lekcje podziękował mu za to w duchu, nie chciał by jego cenny czas nadal marnowany był na głupie rozmowy między uczniami, czekał na dalszy przebieg lekcji, która zapowiadała się dość ciekawie, mimo obecności gościa z Ministerstwa. Jego obecność choć początkowo niepokoiła Nicolasa, po słowach Kennetha przestała robić na nim wrażenie. Rozejrzał się po wszystkich zgromadzonych zastanawiając się nad odpowiednią strategią oraz tym czy pracować samemu czy może jednak z kimś, kto w późniejszym etapie zajęć na coś my się przyda.
Jeżeli chce ktoś współpracować z Sharewoodem to zapraszam, nie zabije Was |
| | | Tanesha Hanyasha
| Temat: Re: Błonia Wto 12 Cze 2018, 18:40 | |
| Nadal w przyjemnym, sennym otępieniu Ślizgonka przyglądała się przybywającym, raz po raz ziewając dyskretnie. Płaszcz i szal sprawdzały się całkiem nieźle a szelest rozmów powoli budził ją z letargu. Siedziałaby tak pewnie jeszcze dłuższą chwilę, gdyby oboje Blacków nie postanowiło zaszczyć ją swoim wątpliwej przyjemności towarzystwem. Nie umknął jej odgłos kroków i zanim Gryfon zdołał ją wyminąć, brunetka już go zauważyła. Oraz dość sprytnie ukryte zakłopotanie na jego twarzy. Nie zdążyła się jednak odezwać, kiedy zjawił się drugi z braci i najwyraźniej zamierzał jej podnieść ciśnienie w ten pochmurny, nieco leniwy dzień. Być może w normalnych okolicznościach - czytaj, nie pod nadzorem Ministerstwa - wprawiłaby w ruch swoje ulubione narzędzie zbrodni i uraczyła Regulusa jakimś pokaźnym guzem na czaszce... ale w obecnej sytuacji raczej nie wypadało wychodzić na furiatkę. Przynajmniej na razie. Wobec tego, uśmiechnęła się tylko niby to przymilnie, a tak na prawdę ze złośliwym błyskiem w oku. - Cześć, Syriusz - taktyka przywitania się z Gryfonem wydawała się idealnym prztykiem w kierunku drugiego Blacka - Też czekasz na Tanję? - zagadnęła niby niezobowiązująco, wstając z dotychczasowego siedziska. Dopiero po chwili, niby od niechcenia, spojrzała na Regulusa z teatralnym zdziwieniem. - Bratowa? - Tan uniosła brew, po czym pomachała przed Ślizgonem swoją bladą dłonią. Lewą... - Ja tu nic jeszcze nie widzę, Reg. Nie jesteś trochę za młody na demencję starczą? Chętnie wytknęłaby mu jeszcze kilka innych przypadłości, z domniemaną impotencją na czele, ale jej wzrok pochwycił swoją bliźniaczkę, pannę Everett. Uśmiechnęła się szeroko ponad ramieniem młodszego Blacka i wymijając go zwinnie ruszyła do mieszanej grupki znajomych swojej Niesiostry. - Cześć - rzuciła wszystkim, posyłając kuksańca w ramię Tanji. W tym miejscu wysłuchała informacji odnośnie lekcji i niemalże nieświadomie złapała swoją kopię pod ramię, szczerząc się porozumiewawczo. Jeśli ktoś myślał, że Niesiostry są mniej groźne bez różdżek, to był w bardzo wielkim błędzie. Zwłaszcza, że jedna miała przy sobie swojego pupila, a druga pamiątkę rodową. Cholerne Klony Squad na posterunku! |
| | | Syriusz Black
| Temat: Re: Błonia Wto 12 Cze 2018, 19:00 | |
| Wydawało mu się, że manewr wyminięcia choleryczki ze Slytherinu się powiedzie, ale wyglądało na to, że nic z tego. Nie musiał sprawdzać nawet kątem oka, bo niemalże poczuł na sobie wzrok Hanyashy. Black nie miał wyjścia, zwłaszcza kiedy brunetka się odezwała. Odwrócił się w jej kierunku, siląc się na lekki uśmiech, którym planował zakryć zażenowanie tą pomyłką. Nie dał się jednak zwieść podejrzanej uprzejmości dziewczyny i mruknął tylko "Cześć" oraz "Tak". Nie wiedzieć stąd zjawił się jego niedorobiony brat, dla którego Syriusz miał już tylko krzywy, wyrażający niezadowolenie grymas. Z przyjemnością odgryzłby się czymś na temat urody rzekomej bratowej, ale pozostając w zasięgu parasolki oraz mając na uwadze znajomość z Tanją, szybko z tego zrezygnował. A już zwłaszcza, kiedy na jego bystre oko Ślizgonka wydawała się być o wiele lepsza w tyraniu Regulusa. Na reakcję z jej strony nie musiał czekać zbyt długo, przyglądając się ze złośliwym uśmieszkiem jak Tanesha sprowadza młodszego Blacka do parteru. I zostawia, jak ostatniego frajera. Syriusz nie miał wątpliwości dla kogo, więc spojrzał w tym samym kierunku, zauważając pannę Everett. Pomachał do niej, korzystając, że zerkała w jego stronę. Już miał skierować swoje kroki w ślad za Hanyashą, ale po przemowie profesora Wattsa już nie miał wątpliwości, że szanse na duet z Tanją są nikłe. Obie bliźniaczki jak zwykle zawiązały komitywę, tak jak Gryfon podejrzewał. Nie uśmiechało mu się działać samotnie, dlatego należało szybko zrobić przegląd towarzystwa, byle z dala od swojego brata (jeszcze profesorowi przyszłoby do głowy zmusić ich do współpracy). Rozglądając się czujnie niczym po boisku, Syriusz wyłapał wzrokiem towarzysza Garda i podszedł do niego, przyjacielsko, acz dość mocno klepiąc go po ramieniu. - Finn, stary, jak dobrze Cię widzieć! - przywitał się z zawadiackim uśmiechem - Co powiesz na komitywę w trakcie dzisiejszych zajęć? Czy może powinniśmy podbić do jakichś panien z zapytaniem, czy trzeba je wesprzeć fizycznie i duchowo jak przyjdzie nam się dziś mierzyć ze Smoczycą? - mrugnął do niego porozumiewawczo, krzyżując ręce na torsie. |
| | | Alecto Carrow
| Temat: Re: Błonia Wto 12 Cze 2018, 19:13 | |
| Stała z boku beznamiętnym wzrokiem wpatrując się w grupkę uczniów, która z każdą chwilą robiła się coraz większa. Przyboczne blondynki towarzyszące jej tego ranka zdawały się być niezadowolone z takiego obrotu sprawy, zapewne licząc iż obecność arystokratki wywoła wokół nich nieco większe zainteresowanie ze strony płci przeciwnej, a tym czasem zostały całkowicie zignorowane. Panience Carrow ten fakt zdecydowanie odpowiadała, dość miała natrętów, głupich plotek i ciągłego zawracania głowy. Jedynie napotykając wzrok Castiela uśmiechnęła się nieznacznie, rozbawiona jego próbą podboju. Nie zamierzała wdawać się w niepotrzebne dyskusje, które i tak zapewne były tak interesujące jak zeszłoroczny śnieg. Zmierzyła wszystkich wzrokiem, by następnie zatrzymać go na przybyłym Regulusie Blacku, w jednej chwili serce blondynki jakby zatrzymało się, wywinęło koziołka by ponownie wrócić na swoje miejsce. Ich ostatnie spotkanie sam na sam, mające miejsce kilkanaście tygodni temu nie zakończyło się zbyt szczęśliwie, komplikując ich relacje oraz życie niż powinno. Alecto w tamten czas sądziła, że ich rozstanie ułatwi cała sprawę, pozwoli żyć im swoim życiem, tymczasem było między nimi jeszcze więcej niedomowień. Poczuła się nieco głupio widząc jego chwilowe zmieszanie, a może tylko jej się zdawało? Gdy podszedł do brata jak gdyby od razu wróciła jego pierwotna natura, a słowa przezeń wypowiedziane skupiły uwagę Ślizgonki na panience Hanyash, która była domniemaną narzeczoną młodego Blacka. Nie wiedziała komu współczuć, czy dziewczynie która pakowała się w totalne bagno, od którego ona na szczęście uciekła, czy może chłopakowi, gdyż plotki głosiły, że Tan wcale łatwa w obyciu nie jest, zwłaszcza jeżeli chodziło o mężczyzn, jej opinia była znana w Hogwarcie. Każdy kto próbował poderwać brunetkę kończył w skrzydle szpitalnym z jakiś dziwnych powodów. Mimochodem przeniosła wzrok na profesora Wattsa, który objaśnił im jaki będzie przebieg dzisiejszej lekcji, z czego Alecto była bardzo zadowolona, zwłaszcza, że jak nikt kochała eliksiry i miała o nich ogromną widzę, którą będzie miała okazję się wykazać.
|
| | | Nash Padmore
| Temat: Re: Błonia Wto 12 Cze 2018, 19:45 | |
| Padmore nie był szczególnie pilnym uczniem, ale opuszczanie i spóźnianie się na lekcje takie jak ONMS nie leżały w jego naturze. Dzisiaj również planował zjawić się punktualnie, jednakże zmutowany jaszczur o jakże wdzięcznym imieniu Zgred, miał to w głębokim poważaniu. Nashowi zajęło sporo czasu by zagonić go do dormitorium z zamiarem zostawienia gadziny, ale ktoś nieuważny otworzył drzwi na tyle szeroko, by nieskoordynowany ruchowo jaszczur wyrwał się na wolność. Nie widząc innej szansy jak zabrać go ze sobą (mimo nieposłuszeństwa Zgred trzymał się zwykle na odległość pozwalającą śledzić go wzrokiem), skierował się na umówione miejsce. Niestety pupil po drodze próbował wzniecić pożar poszczególnych krzaków i zarośli, które mokre bądź jeszcze zamarznięte, nie poddały się jego zapalniczkowemu oddechowi. Rozjuszone zwierzę zataczało okręgi niczym złowieszcza aureola nad głową Nasha, który szybkim krokiem zmierzał na lekcję. Widząc zebraną całkiem pokaźną grupę ludzi, rozchmurzył się nieco i rozejrzał za znanymi sobie twarzami. Nie tak trudno było wyłapać wzrokiem chociażby swoją jakże czarującą kuzynkę, jakby rozdwojoną... Ale nie tylko to było dziwne. Zgred zdawał się również rozpoznać swoją dilerkę od wełnianych sweterków, w osobie Taneshy. Tak przynajmniej myślał Padmore, zbliżając się do tej osobliwej grupki. Jednak kiedy prawdziwe zamiary latającej jaszczurki wyszły na jaw, było już w zasadzie za późno. Ślizgon czując jak resztki koloru odpływają z jego twarzy, patrzył jak niezgrabna gadzina pikuje na nieznaną mu pannę Temple. Przyspieszył kroku jakby to mogło w ogóle pomóc (a nie mogło) i już zaczął układać w myślach prośby o wybaczenie... Zgred jednak nie zamierzał potraktować Krukonki tak brutalnie jak zakładał właściciel, a jedynie mało elegancko, niezgrabnie wylądował na ramieniu nieznajomej czy raczej opadł na nie z gracją worka kartofli. Wszystko zadziało się tak błyskawicznie, że raczej nikt nie zdążył zareagować. Również na to, że jaszczur czując się jak u siebie, pozwolił sobie ogniście beknąć omal nie przypalając dziewczynie włosów. - ZGRED - warknął Ślizgon głośniej niż zamierzał, kierując się porywczo w stronę dziewczyny. Z grymasem na twarzy nie wyglądał szczególnie przyjaźnie, ale przez myśl mu nie przeszło, że może wystraszyć poszkodowaną - Zabieraj stąd swój zad, baranie! - jaszczur wydarł się nieprzyjemnie kiedy Padmore chwycił go za grzbiet i podniósł, zanim ten zdążył się wbić pazurami w ramię Krukonki. Nash wiedział co teraz będzie. Dekonspiracja. Niedowierzanie. Opierdol. Wyrzucenie z zajęć. Pozwanie o uszkodzenie ciała, napaść i znieważenie. Ale najpierw najpewniej, ochrzan od kuzynki za nieposzanowanie sweterka w który Zgred był odziany, a za który brunet teraz trzymał wyrywającą się gadzinę. |
| | | Finn Gard
| Temat: Re: Błonia Wto 12 Cze 2018, 20:11 | |
| Czas mijał. Raptem sekundy, a jednak dla Finna był to czas cenny, który mógłby w inny sposób wykorzystać. Tak wiele pracy miał jeszcze do wykonania, a akurat z obecnej lekcji nie mógł się urwać. Nuty go wołały. Zwoje i rolki pergaminu nieskładnie porozrzucane na jego łóżku domagały się atencji. Nieświadom, począł energicznie stukać palcami o kolano, brodę opierając o drugą rękę. Udało mu się wyłapać kilka znajomych twarzy, jednak nim postanowił podjąć decyzję z kim mógłby wykonywać ćwiczenie, dostrzegł Nicholasa. Finn wstał, uniósł wysoko dłoń i pomachał, dokładając do gestu słowa: - Cześć Nicholasie! - zawołał głośno, a trzeba przyznać, że głos miał silny i donośny. Gryfon nie miał szans nie usłyszeć powitania. Gdy/jeśli wyłapał spojrzenie Nicholasa posłał mu szeroki uśmiech. Oczy zaś wyraźnie pokazywały, iż to jego chciał zaprosić do duetu do zadania. Nim jednak postąpił w jego stronę, obraz przesłoniła mu uśmiechnięta buzia Syriusza. Przez kilka sekund ignorował powitanie kolegi, patrząc mu nad ramieniem w kierunku Nicholasa, któremu dzisiaj upiekła się gorąca dyskusja z paniczem Gardem. Skinął mu jedynie brodą, zapisując w pamięci potrzebę odnalezienia go tuż po zajęciach. Miał ogromną nadzieję, że tym razem Nicholas nie zgubi się w tłumie ciał. Od dwóch dni próbował go dorwać, z kiepskim skutkiem. W końcu Finn spojrzał na Syriusza i odwzajemnił uśmiech. Udało mu się nie pokazać po sobie jak potężnie oberwał w ramię po jego powitaniu. Skąd u licha ten chłopak miał taką krzepę? Zawiesił na nim spojrzenie swych niebieściutkich oczu. - Nie widzieliśmy się całe półtora dnia. To skandal. - odparł, mimowolnie odczuwając w piersiach przyjemność podczas rozmowy z Blackiem. - Komitywę możemy zawrzeć, akurat jesteś pod ręką. Gdyby Smoczyca była głodna, wyczaruję nad twoją głową neonową strzałkę. - puścił mu oczko i ponownie przeczesał palcami włosy. - Cny z ciebie rycerz, ogarniesz za mnie ONMS. Nie cierpię tego przedmiotu. Stworzenia. Ble. - wzdrygnął się, bowiem nie od dziś wiadomo o awersji Finna do wszelakich zwierząt świata. |
| | | Castiel Horn
| Temat: Re: Błonia Wto 12 Cze 2018, 20:25 | |
| Westchnął i rozejrzał się wokół, gdyż jego uwagę zwrócił nie kto inny jak nauczyciel. Wieść o obecności Smoczycy skwitował uniesieniem brwi. Doskonale zdawał sobie sprawę, że dzisiejsze zajęcia będą należały do rutyny. Obecność nauczycielki zwiastowała jednakże podniesienie ciśnienia i dodatkową adrenalinę. Informację tę przyjął zatem z aprobatą, komentując to pół uśmiechem. Odwrócił wzrok z powrotem na dziewczyny. - Dobrałyście się w parę nim było to jasne. Wróżki? - zapytał, opuszczając dłoń swobodnie wzdłuż ciała. Wilgotne powietrze osiadło na jego długich kręconych włosach, wsiąkając w nie i nadając im deszczowego zapachu. - Zmywam się. - tutaj przeniósł spojrzenie na małą Nessy. Patrzył na owal jej twarzy przez jakieś trzy sekundy dłużej niż powinien. Castiel rozważał co jej powiedzieć. Zastanawiał się czy ma dzisiaj nastrój na dogryzanie jej czy może na potulną i niebezpieczną uprzejmość. - Nie nawal, mała. - nakazał, wziął głęboki wdech i żołnierskim krokiem odwrócił się od dziewcząt, zostawiając je samym sobie. Uniósł wyżej głowę, choć nie musiał, wszak posiadał wzrost dobry. Rozglądał się po ludziach, nie zauważając w nich żadnej iskry, żadnej barwy i interesu. Czy wszyscy w tej szkole są tak bezbarwni? Jakby pozbawieni oddechu. Przekomarzania, rozmowy, gwar zmieszał się w obrzydliwy dźwięk. Dźwięk nudy. Jak magnes jego oczy przyciągnął uśmiech Alecto. Widział go, nie śmiałby go przeoczyć. Uśmiechy tej dziewczyny zawsze coś w sobie miały. Uniósł brwi, spoglądając na nią wyzywająco i nie zastanawiając się, ruszył w jej kierunku. Zatrzymał się tuż obok, lekceważąc towarzystwo wokół. - Ubarwisz te zajęcia, królowo? - zapytał niby to obojętnie, a niby z dozą zainteresowania. Gdzieś w tonacji czaiła się kpina i rozbawienie, lecz tylko wprawny słuchacz mógł wyłapać prawdziwe znaczenie tego zapytania. Spojrzał jej prosto w oczy, krzyżując ramiona na piersi. Znał tę twarz. Jak wygłodzony czekał na zmarszczkę między jej brwiami, na przelotną emocję mknącą po jej licach. Czym dzisiaj go zaszczyci? Nudną pogardą czy cichym porozumieniem? |
| | | Resa Anderson
| Temat: Re: Błonia Wto 12 Cze 2018, 21:44 | |
| Czując chłód, który z powodu dłuższego bezruchu przenikał ją coraz głębiej, poprawiła swój czerwono-żółty szalik tak, by szczelniej otulał jej szyję. Obrzuciła spojrzeniem Aerona, którego widok niekiedy przyprawiał ją o delikatny dreszcz przebiegający jej po karku. Zawsze był taki pełen niechęci i chłodu, a przynajmniej było tak kiedy ona była w pobliżu. Teraz nie spojrzał na nią nawet na ułamek sekundy, a ona poczuła ulgę. Może i o tym nie wiedział, ale Resa odczuwała głęboką urazę ze względu na jego reakcję w Trzech Miotłach i rozmowę z Thetis. Co za tupet. Zmarszczyła delikatnie brwi, pochłonięta denerwowaniem się na Krukonka, który nie miał o tym zielonego pojęcia. Jej wyobrażenia o tym jak można by uprzykrzyć mu życie przerwał znajomy głos, który sprawił, że dziewczyna potrząsnęła delikatnie głową i przeniosła na nią nieobecne spojrzenie, które powoli przestawało być mętne jak woda w kałuży. - Co?! gdzie?! Kogo bić? Aaaa... - początkowy entuzjazm wywołany prawdopodobieństwem zlecenia jej użycia pałki szybko zastąpiła mina niewiniątka, która jasno wyrażała, że Teresa Anderson nie ma ze sprawą tajemniczych listów nic wspólnego. Nie ciągnęła jednak tej farsy, w jej uśmiechu było bowiem coś tak przedziwnego, że włos jeżył się na głowie i zdrowy rozsądek nakazał przyznać się do winy. - Daj spoookój - powiedziała jakby nigdy nic, otaczając ją ramieniem jakby chciała dać do zrozumienia, że przecież łączą je bardzo pozytywne relacje i chociażby ze względu na to nie warto jej zabijać. Zachichotała przy tym, na poły z nerwów, na poły dlatego, że ten wyborny żart jakim było umówienie jej z Nicolasem w istocie niesamowicie ją bawił. Chciała powiedzieć coś jeszcze, by jakoś wytłumaczyć się ze swoich przewinień i tym samym zapewnić sobie choć kilka dodatkowych minut marnego żywota, ale z odsieczą przyszedł im znajomy pannie Temple Ślizgon. Merlinie, chłopaczyna prawdopodobnie nie zdawał sobie sprawy z tego jak bardzo była mu wdzięczna. W myślach powtórzyła "dziękuję" tyle razy, że wcale nie skupiła się na słowach Castiela i dopiero kiedy zaczął jej się przedstawiać uśmiechnęła się szeroko, zupełnie nieświadoma w jaki sposób może zostać odebrany ten uśmiech. Resa nie reagowała w ten sposób na komplement, który, choć uroczy, został przez nią wypuszczony drugim uchem, po prostu ucieszyła się, że ma okazję poznać kogoś nowego, a przy tym odskoczyć od Agnes pod pretekstem uściśnięcia dłoni. - Resa - powiedziała, przyglądając się dokładniej nowopoznanemu chłopakowi. Czy aby na pewno stanowił dla niej taką nowość? Uścisnęła jego dłoń dość silnie i stanowczo jak na kobietę. - Wielka to szkoda i wielki zaszczyt. Twoje dłonie są delikatniejsze niż posyłane przez ciebie tłuczki, co za ulga. Oczy Anderson śmiały się wyraźnie, kiedy wytrwale patrzyła w oczy Castiela i tylko resztkami woli utrzymała wybuch śmiechu w swoim wnętrzu. Jeśli kiedykolwiek wycelował w nią nieforną piłką, nie miała mu tego za złe - najprawdopodobniej sama kilka razy trafiła go na boisku. Za plecami Ślizgona przemknął jej poznany niedawno Puchon, do którego pomachała energicznie, zauważyła też Tanję, którą pochłonęła obserwacja Blacków. W międzyczasie przy jej boku znalazł się nie kto inny, jak jej narzeczony, który zresztą bez ogródek porwał ją w ramiona, obdarzając pocałunkiem na oczach wszystkich. Zamruczała, co było wynikiem stłumionych słów, które już-już cisnęły jej się na usta, ale absolutnie nie protestowała, uznając to powitanie za nader miłe. Zaczerwieniła się tylko jak burak, bo nie przywykła jeszcze do obecnego stanu rzeczy i zdziwione spojrzenia, jakie często widywała kiedy wraz z Lucasem okazywali sobie czułość wprawiały ją w ogromne zakłopotanie. Castiel odmaszerował w stronę Carrow, a ona odszukała dłoń Lucasa i zacisnęła na niej swoje palce, ale nie na długo, gdyż puściła ją, słuchając co ma do powiedzenia profesor. W głowie zaczęła układać plan. Zadanie. Eliksiry, zielarstwo, ONMS. Smoczyca. Może będzie coś niebezpiecznego - może Nessy będzie chciała ją zabić jakimś trującym chwastem. Zielarstwo nie było jej mocną stroną... Rozejrzała się wokół siebie, zastanawiając się z kim dobrać się w parę. Lucas był niby oczywistym wyborem, ale nie chciała go ograniczać, zresztą po lekcjach jego towarzystwo było przyjemniejsze. Wszyscy dookoła wyglądali na zdecydowanych, Tan i Tan dobrały się, jak zwykle, w niebliźniaczą parę. Pomachała dziewczynom. - Bardzo mi przykro, że nie możemy dłużej pogadać na temat randki Twojego życia, ale lekcja wzywa. Mam nadzieję, że wszyscy to przeżyjemy - złośliwy uśmieszek wypełzł na jej wargi. Ucałowała narzeczonego w policzek i odeszła w stronę Ethrana, który wydał jej się samotny i przybity. - Czołem. Słyszałam, że przy Tobie nie zabije mnie żadna krwiożercza roślina, mogę to wykorzystać? - uśmiechnęła się do Puchona szeroko, proponując mu tym samym pracę w parze. Zza pleców dobiegł ją przeciągły pisk Agnes, który, jak się okazało, wywołało zwierzątko szukające u niej zaczepki. Anderson popatrzyła w tamtą stronę z niezdecydowaną miną, nie wiedząc czy powinna ratować dziewczynę, czy może jednak sytuacja nie jest tak tragiczna. Na szczęście Lucas dalej był w pobliżu, postanowiła więc nie interweniować i obserwować zdarzenie z daleka.
Ostatnio zmieniony przez Resa Anderson dnia Wto 12 Cze 2018, 22:24, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Nessy Temple
| Temat: Re: Błonia Wto 12 Cze 2018, 22:11 | |
| W trakcie tych pięciu minut wydarzyło się więcej zwrotów akcji niż w niejednym filmie przygodowym, była miłość, flirt, nieme wyzwiska, przyjaźń, rządza mordu, a nawet krzyki, płacz i potwór, a wszystko to zamknięte w niecała trzysta sekund. Nie uprzedzajmy jednak faktów i zacznijmy po kolei. Widząc (jeszcze) pannę Teresę Anderson, kierującą w jej stronę te swoje przepraszająco heheszkowe spojrzenie mówiące, że no przecież nic się takiego nie wydarzyło i nie ma co sobie o to język strzępić, krew po raz pierwszy, zagotowała się w jej żyłach. Już otwierała swoje usta, już szykowała się do rozpoczęcia salwy armatniej będącą mieszaniną krzyku, gróźb, ciskania piorunami i kar cielesnych, że ta sytuacja wcale do śmiesznych nie należała, a do żenujących, poniżających i stawiających ją w wybitnie negatywnym świetle. Zanim jednak udało jej się wypowiedzieć chociaż jedno słowo, pomiędzy Gryfonkę i Krukonkę, jakby znikąd wyskoczył Ślizgon i to całkiem nie byle jaki, bo sam Castiel Horn, który to całkowicie postanowił zignorować obecność swojej około/prawie przyjaciółki, na rzecz jej ładnej, a głownie nieznajomej koleżanki. Krew w krukońskich żyłach zagotowała się poraz drugi i kiedy ta cała farsa z witaniem się i komplementami znudziła panicza Horna, a ten postanowił jednak zauważyć jej drobną osobę, Nessy pozwoliła sobie jedynie na ciche warkniecie. Ten dzień nie zapowiadał się dobrze, a ona z każdą chwilą była coraz bardziej zdenerwowana, tak, że na przyjacielsko/bratersko-siostrzany przytulas kierowany do niej od strony Shawa, miała ochotę odgryźć mu obie ręce. Z każdą chwilą coraz bardziej traciła nad sobą kontrolę, nawet ćwiczenia na oddech mające ją uspokoić i sprawić, żeby wróciła do stanu bycia pierdolonym kwiatem lotosu na idealnie czystej tafli jeziora zdały się na nic. Ignorując pojawiających się wokół niej uczniów, cały czas w myślach wymieniała liczby pierwsze, co prawie sprawiło, że umknął jej ogrom czułości jakim ta dwójka się oddawała, tak przy wszystkich? Zapamiętała by po zajęciach dorwać Anderson i szczegółowo ją o wszystko wypytać, wiedziała, że te same próby kierowane w stronę Lucasa do niczego nie doprowadzą. Po dwustu pięćdziesięciu sekundach, kiedy wydawało się, że wszystkie kryzysy są już zażegnane, a panna Temple przestała marzyć o oskórowaniu swoich najbliższych znajomych dzieje się coś, co będzie się jej śniło w najgorszych koszmarach do końca życia. Najpierw czuje jak coś ciężkiego siada jej na ramieniu, a kiedy kątem oka dostrzega wielką, gadzią mordkę, źrenice się jej zwężają, głos na chwilę zamiera w płucach, by po chwili wybuchnąć z całą mocą. Głośny pisk, przedziera się przez tłum głosów, sprawiając, że kilka ciekawskich spojrzeń odwraca się w stronę przerażonej Krukonki. Łzy naciekają jej do oczu, kiedy chłopak zdejmuje z jej ramienia potwora, tą bestię z żrącym oddechem. Uwolniona od potwora z całym artyzmem na jaki ją stać, opada na ziemie, drżąc i z oczami wypełnionymi łzami. - Co to za potwór, jak co, aaaa, nie chce tu być. – Mówi roztrzęsiona spoglądając z przerażeniem w stronę Ślizgona, w którego dłoniach jest to coś.
|
| | | Rupert Purée Gullymore
| Temat: Re: Błonia Wto 12 Cze 2018, 23:09 | |
| Jakkolwiek bezsensownie mógł wyglądać Rupert przemierzający szkolne błonia, cel jego wyprawy był tym, co w istocie nadawało sens jego życiu. Mimo powłóczystego kroku, rąk wbitych w kieszenie szaty tak mocno, że prawie przepijały je na wylot, a także zaciętego wyrazu twarzy, w głębi duszy cieszył się, że odbywały się jego ulubione zajęcia. Opieka nad magicznymi stworzeniami była tym, co interesowało go chyba najbardziej w szkole i niemal podskoczył z radości, gdy usłyszał o spotkaniu. Tylko czym była lekcja łączona? Łączona wiekowo, czy też przedmiotami? I, na gacie Merlina, cóż miał robić na niej jakiś wysłannik Ministerstwa Magii? Czyżby nauczyciel coś przeskrobał i zesłano na niego kontrolę? Pogrążony w rozmyślaniach, kopał po drodze kamyki i nucił coś pod nosem, prawdopodobnie ostatni nowy hit Celestyny Warbeck. Ledwo się spostrzegł, że już dotarł na miejsce. Stanął sobie gdzieś z boku, rozglądając się po obecnych tam osobach, czy może przypadkiem kogoś kojarzy? A i owszem, niektóre twarze były dla niego znajome, lecz nie podchodził, zamiast tego po prostu tkwiąc w miejscu i ryjąc czubkami butów coraz głębsze dołki. Ten jeden raz odważył się spojrzeć w jej kierunku. Resa nigdy nie wyglądała piękniej niż dzisiaj - a przynajmniej tak myślał Rupert za każdym razem, kiedy tylko znajdowała się w pobliżu. Zawsze tryskała taką energią, miała w sobie tyle życia... Złapał sam siebie, że nieco rozchylił wargi i z tego wszystkiego po prostu musiał się podrapać po głowie, pełny zakłopotania i mający nadzieję, że dziewczyna w żadnym wypadku nie zwróciła na niego uwagi. To musiałoby być dość traumatyczne, wielki rudzielec wywalający na nią gały i jęzor, och! Na szczęście nauczyciel zaczął mówić, jak będą wyglądały zajęcia. Gdy tylko wspomniał o udziale innych opiekunów i wskazał przedstawiciela Ministerstwa, Rupert ponownie poczuł stres. Jasne, jasne, takie gadki do niego nie przemawiały - to jasne, że ten ktoś będzie go oceniał, jeśli przyjdzie mu cokolwiek mówić. Gullymore wiercił się w miejscu, dodatkowo nie wiedząc, z kim miałby pracować. Wydawało mu się, że każda jedna osoba, która znajdowała się w pobliżu, jakby za magicznym dotknięciem różdżki znajdywała parę w chwili, gdy zawieszał na niej wzrok. Mówi się trudno, chyba będzie robił zadanie sam. Zacisnął usta w cienką linię i wrócił do grzebania w ziemi dołków czubkami butów. Jeszcze chwila i przekopie się do Chin... Aż nagle jego uwagę zwrócił WIELGACHNY JASZCZUR. - WOW, ALE EKSTRA - powiedział głośno, a jego twarz rozjaśniła się w szerokim uśmiechu, który zbladł dopiero wtedy, gdy zorientował się, że prawdopodobnie był jedynym entuzjastą sytuacji. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Błonia Sro 13 Cze 2018, 15:52 | |
| Oczywistym było to, że panny Whisper znaną również jako Pierniczkowa Dama nie mogło zabraknąć na jednej z wielu lekcji. Tym razem padło na Opiekę nad magicznymi stworzeniami – przedmiot co prawda dosyć ciekawy, ale o dziwo nie dla Krukonki, która może nie z trudem, ale z ewidentną niechęcią przemykała się z zajęć na zajęcia. Pojawiła się więc gdzieś na horyzoncie – jak zwykle z subtelnym uśmiechem na twarzy, skupionym spojrzeniem, którym powiodła od nauczyciela i łysiejącego pracownika Ministerstwa przez uczniów szkoły – skinęła głową w kierunku Aerona, Resy, Syriusza i innych. W kierunku tego pierwszego nawet ruszyła, jeszcze przed zleconym zadaniem przez pana Wattsa. Wiadomo, Krukoni muszą się trzymać razem – a zwłaszcza kujonka z księciem ciemności. Panna Whisper wyglądała tak jak zwykle – ciemne włosy pozostawały splecione w niezbyt dbały warkocz; kilka kosmyków ewidentnie nie czuło się w obowiązku zostać na swym miejscu toteż wpadały jak gdyby nigdy nic w czekoladowe oczy pani prefekt. Czarna spódnica kończyła się tuż nad kolanami, a biała koszula wymagała prasowania; łagodne rysy twarzy ginęły gdzieś pośród wszystkich szkolnych piękności, co absolutnie Wandzie nie przeszkadzało. Z założonymi rękoma stanęła więc nieopodal Aerona, by zerknąć na niego z ukosa. - To zabrzmi banalnie, ale może zostaniesz moją parą, Steward? Lepiej się zgódź, wiesz, że rzadko zahaczam o takie sprawy. – Zagadnęła bruneta cicho, trącając go barkiem zaczepnie. Nie była typem samotniczki, to było pewne – zawsze miała obok siebie kogoś; nie przeszkadzałoby jej jednak, gdyby pan Steward odmówił jej towarzyszenia w zadaniu. Zaraz też zwróciła wzrok w kierunku profesora Wattsa, który polecił im wykonanie krótkiej rozgrzewki – wszyscy wokół wiedzieli, że panna Whisper do silnych ani do zbytnio wysportowanych nie należała – sport był jej nemezis, a ćwiczenia wrogiem. Nic więc dziwnego, że usta wygięła w niezbyt szczęśliwą podkówkę i opuściła ramiona wzdłuż ciała by zacząć się rozciągać. Braku różdżki się nie obawiała; nie to jej było straszne; była pewna swojej wiedzy – zwłaszcza w dziedzinie eliksirów, o które będą zahaczać. Gorzej z aktywnością.
|
| | | Viní Marlow
| Temat: Re: Błonia Czw 14 Cze 2018, 10:07 | |
| Dzień zapowiadał się cudownie, wszystko zaczęło się od śniadania, kiedy to na stole pojawiły się muffinki z wiśniowym nadzieniem, dokładnie te, które tak rzadko można było dostać w Hogwarcie, a które smakowały mu najbardziej ze wszystkich babeczek świata. Przy stole rozglądał się za Rupertem, ale ten albo wyszedł już dawno temu, albo zaspał na lekcję.... właśnie, lekcję! Vini spojrzał na zegar w Wielkiej Sali i z początkowym przerażeniem odkrył, że bez względu na to jak szybko by nie pobiegł, nie zdąży na czas. Zerwał się z ławeczki, ale zaraz wzruszył ramionami i zamiast biec co sił w nogach, chwycił jeszcze jedną muffinkę, a trochę zaspanego Tosta, który do tej pory drzemał na jego podołku, położył sobie na barku. Dopiero teraz pobiegł na szkolne błonia, choć nie tak spiesznie, jak prawdopodobnie powinien. Swojego rudego przyjaciela widział już z daleka - wysoka i chuda postać stała trochę na uboczu, patrząc w stronę grupki uczniów jak sroka w gnat. Podszedł do niego, będąc jedną wielką kupką dezorganizacji - jednocześnie zakładał na szyję szalik w barwach domu, zjadał muffinkę, karmił szczurka okruszkami i uspokajał oddech po biegu. W końcu stanął za nim, najwyraźniej nadal niezauważony przez Puchona, który z lekko otwartą buzią dalej wiódł za czymś spojrzeniem. Vini również spojrzał, marszcząc delikatnie brwi, a zaraz jego twarz rozjaśnił uśmiech. Poklepał Ruperta po ramieniu, zarówno w celu pocieszenia, jak i zaznaczenia swojej obecności. Zadowolony szczur, korzystając z tej chwili bliskości, przeszedł na rękę rudego chłopaka. Uwielbiał towarzystwo Ruperta! - Nic się nie martw, Rupi, zrobimy tak żeby się z Tobą umówiła. - zadarł głowę, by spojrzeć na kumpla. Nie miał serca powiedzieć mu, że ze względu na niedawne zaręczyny, o których mówiło coraz więcej osób, sprawa Anderson jest co najmniej przegrana. Zdążył pomachać do znajomych, których wyhaczył w tej grupie, aż tu nagle rozległ się głośny pisk. Vini napiął się mimowolnie. Kogoś trzeba ratować?! Szybko! Szybko! On potrafi, naprawdę! Okazało się jednak, że to Zgred na swój niezdarny sposób szukał sobie przyjaciół i jak zwykle zaczepił niewłaściwą osobę. Rozluźnił się i mimo całego współczucia jakie poczuł, roześmiał się pod nosem, przede wszystkim dlatego, że Nash jak zwykle rzucał dziewczyny na kolana, ale nie w takim sensie jakby sobie tego życzył. Właściwie dopiero teraz zauważył urzędnika z Ministerstwa. Całkiem zapomniał, że nie miała to być zwykła lekcja.... szczerze mówiąc przez chwilę zapomniał, że w ogóle na jakiejś jest. Rzucił Rupertowi pytające spojrzenie, ponieważ na błoniach pojawił się już po wypowiedzi nauczyciela i nie miał najmniejszego pojęcia jakie było jego zadanie. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Błonia | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |