|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Nash Padmore
| Temat: Re: Gabinet pana Filcha Sro 11 Maj 2016, 17:05 | |
| Kontemplacja nad czymkolwiek, uwzględniając towarzystwo Zgreda, była całkowicie niemożliwa. Chwila zagapienia się na piękną Gryfonkę mijaną na błoniach, groziła ewentualnym pożarem ze strony gada albo co gorsza, próbą zeżarcia kota owej uczennicy. Brunet musiał go cały czas mieć na oku, bo wstrętna podróbka smoka tylko czyhała na okazję by samemu zorganizować swego rodzaju piekło... Najwyraźniej Nath postanowił skorzystać z okazji, że mu nie przeszkadzają i poszukać nowego obiektu do szkicowania. Kiedy Ślizgon zorientował się, że jest to zwyczajny pająk prychnął krótkim śmiechem. - Trupowi nie słaliby już wyjca, więc jakby nie patrzeć sprawa załatwiona... - wzruszył ramionami po czym uśmiechnął się znów w złośliwy sposób - I co, chciałeś go namalować jak jedną ze swoich francuskich dziewcząt? Padmore'a czasami zastanawiało, czemu Rosier nie uwieczniał na papierze ludzi, a konkretniej to uczennic. Odpaliłby mu nawet kilka sykli za dobrej jakości portret jakiejś uroczej Krukonki. Dziewczyny przecież lubią takie rzeczy, na pewno ktoś by zapozował. Tymczasem jego kumpel zamiast szkicować kobiety, podziwiał wątpliwe wdzięki czarnej wdowy albo innego paskudztwa. Nie trzeba było też długo czekać, bo pajęczak padł ofiarą uwagi Zgreda, który z lekkim łomotem odbił się od ramienia Nasha i wpadł w misterną konstrukcję sieci, niszcząc ją bezpowrotnie i zżerając budowniczego. Po szybkiej przekąsce, odbił się łapami od ściany z gracją worka kartofli i zaczął krążyć nad ich dwójką. - Moja siostra raczej się ucieszy, bo z tej makulatury od Argusa to podobno robi jakiś świetny nawóz... - uniósł brew, biorąc zamach swoją olchowa różdżką. Krukon jednak był szybszy i po chwili drzwi kwatery Filcha stały dla nich otworem, skrzypiąc na powitanie. - I komu tu się śpieszy ratować dupsko? - nie omieszkał skomentować refleksu przyjaciela. Zgred, który tylko czekał na okazję, zapikował do środka i wylądował niezgrabnie na biurku woźnego, by z dziką pasją zabrać się za szarpanie marynarki przewieszonej przez wysłużone krzesło. - Chyba na chwilę mamy go z głowy, ale lepiej się streszczajmy i znajdźmy szybko te nasze biografie... Po wejściu do komory, w której jak zwykle śmierdziało kurzem, stęchlizną i koprem, Ślizgon rozejrzał się szybko po regałach. Stary charłak zamiast trzymać tu coś wartego uwagi bądź rozrywki, wolał marnować biedne drzewa na całe serie ksiąg z przewinieniami. Padmore przechodził wzdłuż tej ściany nienawiści, przeskakując wzrokiem po kolejnych literkach... w końcu wyjął śmierdzący sadzą wolumin, i otworzył na kilku początkowych stronach. - Wielebnemu, to chyba się przydadzą nowe okulary. Z tego co mi wiadomo, to ty go próbowałeś zepchnąć ze schodów, a ja podpalić ladacznicę. Nie na odwrót.... ale dowody zbrodni z czwartkowej balangi już mam. - pomachał Nathowi zapisanymi stronami i zabrał się do wymazywania ich zaklęciem. Filch ostatnio musiał mieć sporo pracy, bo kilka z ich przewinień było zapisanych w tomach zbiorowych, których spalenie w całości byłoby zbyt podejrzane. - Masz coś jeszcze? Może rzekome zdemolowanie damskiego kibla na trzecim piętrze? Wszyscy dobrze wiedzą, że to Jęcząca Marta miała PMS...
Ostatnio zmieniony przez Nash Padmore dnia Sro 11 Maj 2016, 17:43, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Gabinet pana Filcha Sro 11 Maj 2016, 17:05 | |
| The member ' Nash Padmore' has done the following action : Dices roll
'10-ścienna' : |
| | | Argus Filch
| Temat: Re: Gabinet pana Filcha Pon 16 Maj 2016, 18:42 | |
| / nie wiedziałem, że mam gości, było pisać! :D teoretycznie Filch jest w gabinecie... bo tamta sesja miała być chyba dokończona. Ale uznałem, że dopiero wejdę... :P Bawmy się! Może uda się Wam uciec ;>
Problemy chodzą parami. Dzisiejszym pechem był Filch i Pani Norris. Jednocześnie. Nagle, równocześnie. Zmaterializowali się znikąd, a tak na serio to człapali do gabinetu po wyczyszczeniu sedesów na trzecim piętrze. Ktoś wysmarował deski klozetowe hipogryfowym łajnem, które czuć było na całym piętrze. Filch wylał tam intensywnie aromatycznie pachnący detergent do podłóg w efekcie czego trzecioklasistka ze Slytherinu zemdlała, a trojaczki z Ravenclawu skończyły z obandażowanymi kończynami po epickiej próbie użytkowania wypolerowanej i natłuszczonej podłogi łazienkowej. Nie żeby to Filcha interesowało. On wykonywał swoją pracę, a im mniej osób kręciło się po korytarzu, tym on miał większy spokój. Dzisiejszego popołudnia Argus nie wiedział, że zyska dwie darmowe ofiary. O ich obecności poinformowała go najpierw kotka, która wyczuła ich odory z dosyć dużej odległości. A gdy sokoli wzrok woźnego dostrzegł uchylone drzwi... mężczyzna przyspieszył. Prężył swe ciało, używał młodych i żwawych kończyn pokonując drogę dzielącą go od gabinetu w zaskakująco dobrym tempie. Jak w zwolnionym tempie podnosił kolana, opuszczał je, marszczył twarz, otwierał buzię, stroszył brwi i zarzucał szarym włosiem w tył, zgarniając go z twarzy. Pot lśnił na łysym czubku głowy, a aromat wody kolońskiej o zapachu koperkowo-cebulowym zwiastował ogromne kłopoty. - CO. WY. TU. WYPRAWIACIE! - wrzasnął, zatrzymując się w progu drzwi, uniemożliwiając osobnikom ewakuację. Pani Norris z dzikim i obłąkańczym miauknięciem rzuciła się z pasją na zwierza wyżerającego ulubioną marynarkę Argusa Filcha. Zamachnęła się pazurami gotowa posilić się dziś jaszczurkowo-smoczymi łuskami notabene dobrymi na ostrość kłów. - RĘCE DO GÓRY. RÓŻDŻKI DO GÓRY! MAM WAS! - wrzasnął i rzucił się w ich stronę, wyrywając z ich brudnych rąk cenne tomiszcza i kartoteki, które ciułał od wielu laty. Tak niezwykle cenne dokumenty zbezczeszczone. Argus wyglądał jakby miał za chwilę dostać zawału serca. Dyszał jak po przebiegniętym maratonie, a kolor skóry jego twarzy przypominał kolor skóry chochlików potrubuowanych przez kałamarnicę szkolną ukrytą głęboko w jeziorku. Z kącika ust mężczyzny potoczyła się ślina. Wodniste oczka wyszły z orbit. Morderczy wzrok padł na chłopców. Nie wyjdą z tego cało. |
| | | Nathair V. Rosier
| Temat: Re: Gabinet pana Filcha Pon 23 Maj 2016, 00:22 | |
| Intensywna obserwacja misternie utkanej pajęczej sieci została przerwana przez nagły atak Zgreda. Nath zmarszczył nos, widząc to posunięcie. Obecność tego gada za każdym razem kończyła się albo kompletną dewastacją lub samozapłon w lekkim wydaniu. Nath nie zliczyłby ile razy już fajczyła się jego szata albo Nasha. Zawsze to był wypadek przy pracy. Rosier do tej pory nie wiedział, dlaczego nie zgłosił tego do Departamentu Kontroli Magicznych Stworzeń. Chyba lubił Padmore'a na tyle, by nie robić mu takich problemów. Zgred koniec końców bywał przydatny, bo czasem wypalił żarem w odpowiednim momencie. Chyba to była jego najlepsza zaleta. I jedyna jak na razie. Nath parsknął krótkim śmiechem, gdy Nash zapytał o rysowanie. Odchylił głowę, położył dłoń na tyle głowę, a jedną z nóg zgiął w kolanie. -Nath, narysuj mnie jak swój ulubiony francuski rogalik. -pisnął dziewczęcym głosikiem, a następnie się roześmiał. Co mógł poradzić na to, że jeszcze żadna z dziewczyn nie zachwyciła go na tyle, aby ją uwiecznić? Nie jego wina. Już nawet Zgred był wdzięczniejszą modelką. Wparowanie do gabinetu okazało się być łatwiejsze niż przypuszczał. -Oczywiście, że Tobie. -mruknął, zabierając się za przeszukiwanie akt. Nie było to do końca trudne, skoro wielka tabliczka na szafce nosiła ich nazwiska. -Zrzućmy się wielebnemu na okulary, tak ciężko nas odróżnić? W życiu bym go nie tknął, śmierdzi rybą. I moczem ladacznicy. Fetysze fetyszami, ale to już jest chore. -mruknął, rozglądając się po miejscu kradzieży. Uśmiechnął się ironicznie. -Miała PMS, ale nie pytaj kto ją wcześniej zdenerwował. -zaśmiał się, ale uśmiech mu zrzędł, gdy poczuł wyraźny zapach wielebnego. Jego widok i słodki głosik wcale nie poprawiły mu humoru. -Ups. -skomentował krótko pojawienie się Filcha. Spojrzał na Nasha. -Odpalaj miotacz ognia i spadamy. Nie weźmie tych akt żywcem. -polecił kompanowi i rzucił się do drzwi. Jeśli Filch wytargał by w jakiś sposób akta od Nasha, Nath wyrwał je od niego. Natomiast jeśli torował im drogę ucieczki, oberwał subtelną Rictusemprą, co by nieco się pośmiał. Ladacznica? Miał nadzieje, że Zgred rozpali ją do czerwoności. |
| | | Nash Padmore
| Temat: Re: Gabinet pana Filcha Sob 27 Sty 2018, 16:51 | |
| Mimo, że rozsądek nakazywałby się zamknąć i robić swoje szybko, sprawnie i czujnie, zachowywali się aż przesadnie swobodnie w miejscu kaźni, prawdopodobnie każdego ucznia w tej szkole. Przerzucanie się dogryzkami było ich stałym zajęciem, to też na komentarz Rosiera, Nash posłał mu nienawistne spojrzenie ale zaraz się uśmiechnął. Krzywo jak zawsze. - No cóż, nasz stróż prawa uważa się za tak ważną personę, że według niego wszyscy tylko czychają na jego życie... - mruknął Ślizgon, robiąc porządek na kolejnych stronach kroniki - Nigdy nie zapomnę jak przypisano nam zamach na jego osobę, po tym jak sam się wyłożył na świeżo umytej podłodze. Nikt przecież nie kazał mu za nami biec, tylko dlatego, że zwinęliśmy kilogram ciastek z kuchni... - na samo wspomnienie starca w jednej minucie krzyczącego "Stójcie!" a w kolejnej lecącego szczupakiem przez cały korytarz po świeżo wypastowanej podłodze, wprost pod ich nogi, nie mógł się nie zaśmiać pod nosem. Nigdy nie rozumiał jaki cel miał stary Drops, trzymając w szkole tego gnuśnego dziada. Przekopywanie się przez sterty zbutwiałej kartoteki wymagało czasu a chłopcy jak się okazało, nie mieli go aż tak wiele jak przypuszczali. Padmore zdążył wymazać kilka najświeższych przewinień ze zbiorowego tomu ofiar Filcha i właśnie odkładał go na miejsce, kiedy i do jego nozdrzy dotarł zapach co najmniej nieprzyjemny ale znajomy. Głośne posapywanie i koci pomruk, który towarzyszył otwierającym się na oścież drzwiom gabinetu zwiastował przybycie woźnego a zatem i kłopoty. Brunet niewiele myśląc chwycił jeden z cieńszych notatników z ich osobistej półki przewinień i upchnął w kieszeń szaty. Nie wiedział na ile jego kumpel zdążył posprzątać w zapiskach Argusa, ale miał nadzieję że wystarczająco. Przynajmniej do przyszłego miesiąca. - Przykro nam panie Filch, ale na nas już pora! - Nash uśmiechnął się złośliwie do woźnego, który zdawał się przeżywać w tej chwili atak serca. Zarówno z wysiłku jak i wściekłości - Zgred, Nath, spadamy! Wykorzystując, że Rosier usunął im charłaka z drogi, przemknął w kierunku wyjścia. Już w samych drzwiach obejrzał się przez ramię i subtelnym Wingardium Leviosa zarzucił marynarkę Filcha na szykującą się do ataku panią Noriss. Jaszczurowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Gad zasyczał wściekle i splunął małym płomykiem na odzienie Argusa, pod którym miotała się teraz zapchlona kotka. Następnie rozłożył skrzydła i potruchtał na brzeg biurka gdzie odbił się i jak zwykle niezgrabnie, rozbijając się po drodze o ramię stróża prawa i przewracając go na futrynę, wyleciał na zewnątrz za swoim panem. Tymczasem kot, miotający się pod coraz bardziej tlącą kapotą Filcha rozniósł ogień na najbliższy regał z kartoteką. Atmosfera w gabinecie momentalnie się zaogniła. Dosłownie. Ale winowajców tego zamieszania już tam nie było... za rogiem korytarza zniknęła wpierw czarna, powiewająca w biegu czupryna Nasha a zaraz za nią, z głośnym skrzekiem i nieregularną linią lotu pomknął jaszczur. Obejrzeli się tylko raz, upewniając się, że ich towarzysz z Ravenclawu również czmychnął z zasięgu woźnego i bez wyrzutów sumienia pognali ukryć się na innym piętrze. /zt ekipa włamywaczy (Nash, Nath, Zgred) |
| | | Argus Filch
| Temat: Re: Gabinet pana Filcha Pon 29 Sty 2018, 20:44 | |
| Argus Filch po tylu latach pracy naznaczonych brakiem szacunku do jego osoby, nadal nie przyjmował do wiadomości, że jego autorytet u uczniów jest zdecydowanie mniejszy niż sobie wyobrażał. Żeby nie powiedzieć, nie posiadał go w ogóle, no może nie licząc pierwszoklasistów, których przerażało jeszcze wszystko. Na krakenie w szkolnym jeziorze rozpoczynając, na ujrzeniu woźnego parskającego śliną skończywszy. Filch był święcie przekonany, że oto przechytrzył te bezczelne dzieciaki łapiąc je na gorącym uczynku i blokując możliwość ucieczki. Mimo, że jego znerwicowany organizm przejawiał oznaki wyczerpania po kulawym biegu przez pół korytarza, adrenalina kierująca jego szałem bojowym zdawała się być silniejsza niż ewentualny zawał. Okazała się jednak niewystarczająca, bo chwila chwały Wielebnego trwała tyle, co kilka wykrzyczanych słów i odebrany tom notatek. Zanim Argus zdążył wystosować jeszcze jakieś groźby karalne pod adresem obu nicponi, było już za późno. Wyrwano mu dobytek z rąk, próbowano pozbawić życia rozbijając łepetynę nieszczęśnika o obramowanie drzwi a biedna pani Noriss rzucała się tracąc dech od oparów kopru, cebuli i swądu spalenizny wyjściowej marynarki Filcha. Mężczyzna wydał z siebie serię nieartykułowanych odgłosów złości naznaczonych kropelkami śliny w powietrzu. Młócąc bezradnie rękoma próbował złapać któregokolwiek z winowajców ale skraj kurtki Krukona dosłownie został mu wyrwany z ręki. Woźny nie przyznawał tego przed sobą ale z młodzieńczą werwą jego dłonie zaatakowane reumatyzmem od wieloletniego dzierżenia mopa, po prostu nie miały szans. Trzęsąc się ze złości, złapał w końcu równowagę i kołyszącym truchtem wybiegł przed swój gabinet wymachując pięściami. - STAĆ! NATYCHMIAST TU WRACAJCIE BO POŻAŁUJECIE! - krzyczał tak, że było go prawdopodobnie słychać również na błoniach. Kilku zdezorientowanych uczniów mających pecha przemierzać w tej chwili ten sam korytarz, przyspieszało kroku by oddalić się od rozwścieczonego charłaka i rzucając tylko ukradkowe spojrzenia na jego spoconą i czerwoną jak dorodny pomidor twarz. - I TAK WAS DORWĘ NICPONIE! WIEM KIM JESTEŚCIE! - trudno było nie wiedzieć. Obu wyrostków miał wątpliwą przyjemność znać już od pierwszej, no może drugiej klasy. Regularnie, wręcz niczym z zegarkiem w ręku, łamali szkolny regulamin nie okazując ani odrobiny skruchy nawet wtedy, gdy Wielebnemu udało się ich dorwać w swoje sękate łapska. Nie robiło na nich wrażenia przepisywanie ksiąg, szorowanie podłóg ani segregowanie środków czystości we wszystkich trzech składzikach. Filch wystosował już nawet dwa pisma w sprawie przywrócenia kary wieszania pod sufitem, nie tylko dla tych cholernych dzieciaków ale i gagatków z Gryffindoru... niestety dwukrotnie dostał odpowiedź odmowną mimo argumentacji na trzy strony pergaminu. Narażał swój cenny nadgarstek, który powinien oszczędzać na prowadzenie kronik a mimo to go zignorowano. Klnąc pod nosem i próbując powstrzymać drgającą z nerwów powiekę, dopiero zdał sobie sprawę, że stoi jak ten słup soli - tyle, że krzywy, śmierdzący potem i rzężący. A w gabinecie słychać rumor i płacz jego ukochanej kotki. - P-PANI NORISS! - Wielebny obrócił się i zamarł. Jego kapota, teraz już bardziej czarna niż zgniłozielona, zdawała się poruszać w tańcu po zadymionym gabinecie i tylko koci ogon gustowny jak szczotka do butelek, świadczył o tym, że nie stoi za tym zaklęcie. Woźny rzucił się w kierunku zwierzęcia, ale te oślepione materiałem wymsknęło mu się z rąk. - Pani Noriss, wracaj tutaj kochana! - krzyknął, czując ból w kolanie i ponownie próbując złapać swoją zapchloną pomocnicę. Tym razem udało mu się chwycić marynarkę a kot, cały zjeżony i lekko dymiący, wybiegł na korytarz otrzepując się z resztek nadpalonej podszewki. I wtedy Argus zobaczył coś jeszcze bardziej przerażającego. Regał z katalogami przewinień za które zamierzał wystosować kolejny list, tym razem z prośbą o umożliwienie chłosty. Cały w płomieniach. Zawył bezradnie niczym ranione zwierzę i przecierając łzawiące, wytrzeszczone oczy zabrał się za gaszenie swojego dobytku. I tak już niezdatną do niczego kapotą. |
| | | Tanja Everett
| Temat: Re: Gabinet pana Filcha Wto 06 Lut 2018, 23:27 | |
| Gdyby ktoś się przysłuchiwał wspaniałemu planowi Taneshy, uznał by go niechybnie za istne wariactwo. Sama Gryfonka tak o nim myślała. Tylko Tanja była świecie przekonana, że w szaleństwie tkwi metoda. W końcu miała tę swoją gorącą krew, przez którą wiecznie wpadała w kłopoty. Albo w ramiona starszego Blacka, co było niemal równoznaczne. Syriusz miał zadziwiającą zdolność odnajdywania Tanji, zwłaszcza wtedy, gdy jego obecność była jej szczególnie nie na rękę. Tak mogło być i dzisiaj w dywersyjnej akcji złapania starej filchowej. Po wysłuchaniu szeregu słów wylanych przez krwiste usta Taneshy, Everett pokiwała głową że zrozumieniem. Bez słowa sprzeciwu zajęła się sprawdzaniem swojej miotły, kiedy misterne przygotowania przerwał straszny rumor za drzwiami, swąd spalonego futra i zgorszony ton głosu Taneshy. Brunetka jednym tylko ruchem głowy przywołała Rubina, który wpakował się grzecznie do kieszeni. -Jasna sprawa, maleńka. Wsiadaj. - Tanja przełożyła mogę przez miotłę i odczekała, aż jej bliźniaczka zrobi to samo. Dopiero wtedy odbiła się od podłoża. Wyleciała z sali, kierując się ku sufitowi. Dźwięk jak na złość dobiegał z gabinetu Wielebnego. Tanja dojrzała jeszcze dwie, czarne czupryny znikające za rogiem. Nie był to duet Blacków. Gryfonka zaklęła pod nosem widząc wybiegającą z gabinetu, lekko dymiącą Panią Norris. Już teraz misterny plan mógł wziąć w łeb! -Lepiej zatkaj usta, bo ten wszarz właśnie nam spiernicza. -burknęła Tanja, gotowa do akcji. Filch wył za drzwiami jak opętany. Dziewczyna zanurkowała i pozwoliła Niesiostrze złapać kotkę. Nie obyło się bez jawnego sprzeciwu czworonoga. Tanja złapała worek z kotem, sycząc przy tym jak wąż. Nawet przez płócienny materiał przebijały ostre pazury. Oby tylko była szczepiona, bo co do jej właściciela można było mieć spore obiekcje. Wedle wskazówek, Tanja leciała nieco wolniej, zataczając spore koła wokół miejsca zamieszania. Wyglądało na to, że Filch ratował coś jeszcze z małego pożaru. |
| | | Tanesha Hanyasha
| Temat: Re: Gabinet pana Filcha Sro 07 Lut 2018, 17:46 | |
| Jak wspomniano już wcześniej, Tanesha lubiła dramatyzm sytuacji i jego teatralny wymiar. Knucie intryg, gdzie sprawca pozostawał nieznany, było niezłe jeśli chodziło o innych uczniów czy osoby postronne, które się Ślizgonce naraziły. Ale jeśli dotyczyło to Argusa Filcha, to Tanesha nie marzyła o niczym innym, jak oglądać jego wściekłość i rozpacz na własne oczy i wiedzieć, że on również ją widzi. Tym swoim wytrzeszczonym i wyblakłym narzędziem wzroku. Jeśli miała mieć wpisy o sobie w kartotece to musiały brzmieć jak scenariusz dobrej powieści akcji. Żadne tam naruszanie godziny nocnej i oddychanie w miejscu gdzie nie powinna. Nie zaglądała często w swoje kryminalne papiery, ale doskonale wiedziała, że są pełne opisów ich akcji dywersyjnych z Niesiostrą, nawet tych nieszczególnie udanych. Ostatnio obie bliźniaczki były tak cięte na woźnego, że lada moment miały szansę prześcignąć Huncwotów w ilości tomów spisywanych przez Filcha. A oto przed nimi kolejna przygoda i bogaty wpis w kroniki. Ślizgonka jak szybko się zdenerwowała tak ekspresowo opanowała gniew zastępując go zimnym 'profesjonalizmem', jeśli tak można było określić wprawę w porywaniu wyliniałych kotów. Skinęła tylko do Everett i wpakowała się za nią na ich środek transportu. Nieszczególnie przepadała za miotłami, ale mając ze sobą tak wprawionego 'kierowcę' czuła się znacznie pewniej. Przytrzymując się bliźniaczki wolną ręką, wyglądała jej przez ramię kiedy leciały korytarzem. Jej uwadze również nie umknął fakt, że zarówna jedna ani druga sylwetka uciekinierów nie podobna była do żadnego z Blacków, co przyjęła z pewną ulgą. Gdyby tak było, musiałaby pewnie poświęcić całe popołudnie szukając Regulusa, żeby mu za to solidnie przygrzmocić swoim parasolem. Była na coś takiego stanowczo za leniwa ostatnimi czasy, ale honor nie pozwalałby jej zostawić tej sprawy ot tak. Co prawda obu podpalaczy umknęło nadzwyczaj szybko, ale brunetka zauważyła ścigającego ich, opasłego nietoperza w sweterku, w którym rozpoznała Zgreda. A zatem jej niepokorny kuzyn również przybył wyrównać rachunki z Filchem. I ewentualnie zgarnąć parasolem w czerep jeśli przez jego wizytę coś pójdzie nie tak. Właśnie miała powiedzieć coś odnośnie dymiącej kocicy na środku korytarza, kiedy Tanja ostrzegła ją krótko i dała nura w kierunku zapchlonego zwierzęcia. Zamiast "Pacz, to jego stara!" z jej ust wydał się cichy pisk, który przeszedł w głośne zaciągnięcie się powietrzem, bo Ślizgonka zdążyła się przymknąć zanim jej głos poniósł się korytarzem. Chociaż przy obecnych warunkach w gabinecie, woźny i tak nie miał szansy jej usłyszeć. Sam był zajęty głośnym wyciem. Kiedy Gryfonka zaparkowała w powietrzu przy zdezorientowanym i zaskoczonym kocie, Tanesha była już opanowana i z pełnym wyrachowaniem chwyciła zwierzę za kark ładując je do grubego wora. Sama skrzywiła się podając łup Niesiostrze, bo w najśmielszych snach nie zakładała, że pani Noriss jest szczodrze obdarzona szponami jak jakaś cholerna harpia albo hipogryf. Dziadowskie zwierzę! Widząc minę towarzyszki zbrodni miała wyrzuty sumienia, że zorganizowała tylko jedną parę rękawic, bo rozjuszona kocica nie miała oporów siekać swoimi szponami przez jutowy worek. Oby tylko Everett nie dostała jakiegoś zakażenia od tego wszarza. Tan nie chciała jej mieć na sumieniu. Chociaż w pierwszym odruchu zmartwiła się, że szalejący po kanciapie woźny nie zauważy ich przybycia, pani Noriss najwyraźniej postanowiła im ułatwić sprawę, nie tylko miotając się jak opętana, ale i wrzeszcząc jakby ją ktoś obdzierał ze skóry. Hanyasha rzuciła kudłate truchło niedaleko gabinetu i nasłuchiwała uważnie kiedy razem z Tanją krążyły przy drzwiach. Niestety wcześniejszy atak wściekłości Filcha skutecznie przegonił wszystkich gapiów, którzy mogliby być świadkiem ich niewątpliwie nadchodzącej chwały... W pewnym momencie Tan wychwyciła szuranie butów i posapywanie, tak dobrze znane wszystkim przestępcom w tym zamku. Oto nadchodził. Naczelna zakała tego zamku. Argus Filch. - Drętwota! - rzuciła głośno Ślizgonka, chociaż wcale nie musiała tego robić. Nie celowała jednak w charłaka a w jego kocicę miotającą się w worku. Zwierzę natychmiast zamarło stanowiąc teraz tylko trzy kilo zapchlonych kudłów a dziewczyna szybko skierowała różdżkę w stronę podłożonego pluszaka. Tak, żeby Filch miał szansę widzieć ten pokaz okrucieństwa. - Lacarnum Inflamarae! Puf. Kudłacz, którego tak mozolnie szyła cały wieczór zajął się małym płomieniem, który szybko zaczął pochłaniać imitację starej Filchowej. Ślizgonka z butną miną zatknęła różdżkę za dekolt i sięgnęła po aparat. - Pacz Everett, bo żadne zdjęcia tego później nie oddadzą... - rzuciła cicho do bliźniaczki i zabrała się za uwiecznianie tej doniosłej chwili. Za to, że dziewczyna musiała znosić miotającą się sierściuchę przeprosi ją później. Wojny wymagają poświęceń. Aparat strzelał fleszem raz po raz, a Hanyasha czekała. Czekała, aż woźny zauważy jedyną deskę ratunku dla jego lubej. Wiadro od mopa. Pełne. Po same brzegi. BENZYNY. |
| | | Argus Filch
| Temat: Re: Gabinet pana Filcha Sro 07 Lut 2018, 18:37 | |
| To nie był dobry dzień dla Argusa Filcha. Jak praktycznie każdy w tym zamku. Charłak posapując z wysiłku obijał kapotą płonący regał, nieudolnie tłamsząc płomienie. Jego twarz, tym razem już z wysiłku przeszła z etapu pomidora do odcienia dojrzałego kabaczka, wodniste oczka mrugały szybko, podrażnione dymem... a może i staruchowi zbierało się na płacz, ale tego nikt nigdy się nie dowie. W końcu ostatnim ciosem rozpadającej się marynarki dogasił ogień i oparł się ciężko o uratowany mebel. Jeśli wcześniej miał szansę na atak serca to teraz z pewnością go dostanie. Już chciał zacząć się użalać nad swoją zacną, nieposzanowaną osobą i powyklinać na czym ten świat (pełen młodocianych przestępców) stoi, usłyszał coś co nie pozwoliło mu zaznać jako takiego spokoju. Pani Noriss. Jego najdroższa, sądząc po głośnych, pełnych rozpaczy krzykach ponownie wpadła w tarapaty. Przerażony faktem, że może oboje nicponi wróciło wykończyć jego ukochaną kotkę, Argus wziął jeszcze jeden głęboki oddech, zaciągając się przy tym dymem i zakasłał o mało nie wypluwając swoich umęczonych płuc. - P-PANI NORISS! - wycharczał i ciężkim krokiem, na ile pozwalało mu spracowane ciało ruszył w kierunku drzwi. Jeśli myślał, że nic gorszego ich już dzisiaj nie spotka, to się srodze mylił. Mimo, że był charłakiem doskonale zdawał sobie sprawę z działania zaklęć, które tak wiele lat nieumiejętnie próbował opanować kiedy nikt nie patrzył. Jego szklany wzrok napotkał dwa przeklęte klony płci damskiej, które od dwóch lat uprzykrzały mu egzystencję stróża prawa. A licząc ilość nieporozumień, która wynikała z ich podobieństwa całe lata wstecz, to można powiedzieć, że woźny miał z nimi krzyż pański od wieków. A przynajmniej tak mu się wydawało. - WY! - zdążył zauważyć nieszczególnie bystro, kiedy przekraczał próg swojego gabinetu. I wtedy zobaczył jak jedna z tych wyrachowanych przestępczyń śmie podnieść różdżkę na jego kotkę. Aż się zachłysnął widząc zamarłą w bezruchu Panią Noriss, po tym jak dotknęło ją zaklęcie Ślizgonki. W pierwszej chwili nie wiedział co zrobić. Nie mógł jej pomóc bo nie posiadał własnej różdżki. A te przebrzydłe dzieciaki doskonale o tym wiedziały. Pozostało mu więc tylko dorwać obie dziewczyny i usadzić na wyjątkowo bolesnej karze a samemu zanieść kota tam, gdzie ktoś mógłby mu udzielić pomocy. Zanim jednak postanowił co uczyni, wygrażając sękatym palcem obu przestępczyniom, stało się coś jeszcze gorszego. Ta sama okrutnica, patrząc na niego tym jadowitym wzrokiem, zaatakowała ponownie już teraz bezbronną kotkę. I Pani Noriss zapłonęła. Argus Filch nie wierzył własnym oczom a wszelkie przekleństwa, groźby i obelgi utknęły mu w gardle. Ta dziewucha śmiała podpalić jego kotkę a towarzyszkę życia woźnego w tej chwili na prawdę lizały płomienie. I nie mogła przed tym uciec. Zawył ponownie tego dnia, zupełnie bezradny na niesprawiedliwość tego wszystkiego. Ale na płacz i leczenie ran czas przyjdzie później. Teraz ostatkiem sił musiał ratować panią Noriss. Umęczony przez wcześniejszy atak dwóch wyrostków, musiał odpuścić pojmanie winowajczyń, które w całej swej bezczelności i tak były poza jego zasięgiem. W amoku dopiero po chwili zorientował się, że oba klony ujeżdżają miotłę, co również było niezgodne z regulaminem. Mógłby je usadzić na miesiąc szorowania toalet klasycznym berłem ale to wszystko marność. Bo nie mógł ich dorwać w swoje spracowane ręce. Musiał ratować swą ukochaną kocicę. Charłak wydając z siebie całą gamę odgłosów między rzężeniem z wysiłku a jękami rozpaczy, rozejrzał się szybko w okół siebie. Jego marynarka rozpadła się niemal zupełnie, kiedy okładał nią swój cenny regał i raczej nie nadawała się do ugaszenia zwierzęcia. Ale wtedy aż się zachłysnął. Jego wycieńczony dymem wzrok napotkał wiadro do sprzątania, jeszcze pełne, co prawda brudnej wody, ale zawsze. Później to jakoś swojej biednej kotce wynagrodzi. Pozwoli jej na przykład zapolować na tą koszmarną fretkę albo tego oślizgłego, bezużytecznego gada którejś z bliźniaczek. Oj tak, Filch nie miał wątpliwości, że Pani Noriss godnie weźmie odwet na tych wstrętnych dzieciakach jak tylko dojdzie do siebie po dzisiejszych wydarzeniach. Nie zważał na bezczelność obu winowajczyń, które zamiast uciekać gdzie pieprz rośnie przed jego gniewem, nadal mu się przyglądały i do tego robiły zdjęcia całego zdarzenia. W opinii woźnego same na siebie kręciły bat (którym chętnie by je wychłostał swoją drogą) bo będzie miał tym samym dowód w kwestii oskarżenia ich i wystosowania listu o wyrzucenie z Hogwartu. Z pewnością zamach na pracownika szkoły powinien wystarczyć by pozbyć się ich raz na zawsze! - JUŻ PĘDZĘ, MOJA DROGA! WYTRZYMAJ! - Argus dysząc z wysiłku i podrygując niezbyt elegancko a wręcz śmiesznie, z powodu zesztywniałego a teraz puchnącego kolana, dopadł w kilku krokach do swojego wiadra. Zaaferowany całą sytuacją i znieczulony swądem spalenizny, nie zauważył niczego podejrzanego w zawartości pojemnika. Wracając równie niezdarnym, kołyszącym krokiem stanął ponownie nad panią Noriss, która przypiekła się już całkiem konkretnie. Nie miał czasu do stracenia, oblał ją wodą. A przynajmniej tak myślał. Słup ognia, który uniósł się niemalże do sufitu sprawił, że starucha odrzuciło aż na drzwi. Nie wierzył w to co widzi. Jeśli jego futrzasta luba miała jakiekolwiek szanse wyjść z opresji, to teraz już stanowczo było za późno. Zamiast kota, woźny był w tej chwili właścicielem dogorywającej pochodni. - WY PRZEKLĘTE KLONY! - zerwał się z drzwi czując jak wściekłość i adrenalina rozsadza go od środka. Warcząc i czerwieniejąc na twarzy do koloru głębokiej purpury, niemalże z trzech metrów zdołał opluć bliźniaczki, wygłaszając obelgi pod ich adresem. - DOPADNĘ WAS! ZNISZCZĘ! ZAMĘCZĘ! - charczał wściekle jednak nie próbował ich ścigać. Chwycił wiadro, obrócił i w ten sposób zdusił resztę płomieni na tym, co wcześniej było żywym stworzeniem. A tak przynajmniej myślał Filch. |
| | | Tanja Everett
| Temat: Re: Gabinet pana Filcha Pią 09 Lut 2018, 01:12 | |
| Może i Tanesha wierzyła tylko jednemu przedmiotowi, który posiadał kij i była to jej słynna ze znokautowania Blacka parasolka, ale z tak doświadczoną oblatywaczką podniebnych przestworzy i zamkowych sufitów jaką była Tanja, nic jej nie groziło! Gryfonka jak nigdy przedtem, posłusznie wykonywała polecenia swojej Niesiostry, łakoma widoku płonącej kupy futra. Chyba jednak Ślizgonka miała za wiele serca dla tej wyliniałej kreatury, skoro podmieniała filchową na kukłę. I tak prędzej czy później, Wielebny sprawił by sobie nowego kota. Równie upierdliwego jak poprzednik. Może nawet gorszego. Jednakże VIP-owskie miejsca na miotle miały swoją cenę w postaci ran od pazurów na bladych dłoniach. Tanja z wdzięcznością spojrzała na bliźniaczkę, gdy ta rezolutnie przypomniała sobie o przeznaczeniu różdżki i o tym, że ma jedną rękę wolną i sparaliżowała pchlarza. Jeden do zera dla Klonów. Postępująca palpitacja woźnego i poziom wyzwisk wskazywał na zbliżające się apogeum. Może staruszek zaraz umrze? Dziewczyna nie chciała zostać oskarżona o morderstwo. Jednak nie dane było jej długo się nad tym faktem zastanawiać, gdyż prawdziwe piekło właśnie się rozpoczęło. Tanja aż zleciała z kursu, kiedy wybuchnął ogromny płomień wywołany wodą z wiadra. Zaraz... Wodą?! -Na wszystkie Puchony świata, Tan, skąd wytrzasnęłaś benzynę?! -Gryfonka zrobiła unik, kiedy dojrzała lecące w ich strony strumienie ohydnej, wielebnej śliny. A fe! Sytuacja wybitnie wymykała się spod kontroli i nie podchodziło to już pod zwykłe wykroczenie przeciwko szkolnemu regulaminowi. Dziewczyna dobrze wiedziała, że kotka jest cała i zdrowa, ale zanim Filch się o tym dowie, może rozpętać niezłą awanturę albo paść na zawał. -Dobra, pani paparazzi, spadamy! -zadecydowała Gryfonka, pochylając się ostro nad rączką i kierując się w stronę drzwi wyjściowych, a stamtąd - wprost do szatni zawodników quidditcha.
Z tematu Niesiostry. I koteł Filcha. |
| | | Argus Filch
| Temat: Re: Gabinet pana Filcha Pią 09 Lut 2018, 17:18 | |
| Obie nikczemnice najwidoczniej bawiły się świetnie, natomiast Argus przechodził piekło. Liczba scen dantejskich przekroczyła dziś wszelkie normy i żadna łajnobomba czy wizyta tych cholerników z Gryffindoru, nigdy nie wyprowadziły go z równowagi bardziej jak te dwie klonice w tej koszmarnej chwili. Gdyby tylko biedny charłak mógł wiedzieć, że jego najdroższa kocica tak na prawdę spoczywa w worku jednej z uczennic, który w skutek zaistniałej sytuacji umknął jego jakże bystrym oczom, być może Filch byłby nieco dalszy od zawału niż był w tym momencie. Co nie zmienia faktu, że traktowanie pani Noriss w ten sposób było równie karygodne, ale przynajmniej miałby świadomość, że jego pomocnica żyje a nie wspominać ją czule patrząc załzawionymi oczami w kupkę popiołu. Zanim zdołał rzucić coś jeszcze w stronę przestępczyń (być może wiadro w przypływie szału), obu pomiotów szatańskich już nie było. Nadal w ciężkim szoku Argus zamrugał rozglądając się dziko na boki, jakby spodziewał się teraz ataku na swoją osobę. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Był na korytarzu sam. Tylko on, stróż prawa na granicy ataku serca i to, co pozostało z jego kotki. Teraz już mógł sobie pozwolić na łzy. Staruch zachlipał więc nad losem zwierzęcia, wycierając zarówno oczy jak i cieknący nos w rękaw swojego uniformu a później gibając się na zesztywniałych ze stresu nogach, powlókł się po szufelkę by zebrać z dywanu pozostałości Pani Noriss. Jak tylko prochy ukochanej zostały przesypane do wyszczerbionego wazonika, który trzymał na biurku, Argus zasiadł w fotelu by choć zminimalizować prawdopodobieństwo, że zaraz wyzionie swojego cennego ducha. Nie mógł sobie pozwolić na tę przyjemność bo kto wtedy pilnowałby by porządku w zamku, gdzie aż roiło się od nie szanującej praw i regulaminu chołoty. Kiedy jego parametry życiowe wróciły już do względnej normy - twarz przybrała naturalnie ziemisty odcień a staruch przestał rzęzić jak uszkodzony akordeon - zdecydował co następuje. Ponieważ nie umknęło mu, że morderczyni miała na sobie zielony szal, z pewnością była jednym z tych przebrzydłych, przemądrzałych i wyniosłych wyrostków ze Slytherinu. W związku z tym pójdzie wpiew do profesor Lacroix i jeśli ona nie wyciąganie konsekwencji wobec tej dziewuchy, to będzie czuł się w pełni usprawiedliwiony dopaść ją sam w swoje łapska i wymierzyć sprawiedliwość. Nawet jeśli miałby się narazić dyrektorowi, który obecnie rezydował poza szkołą. To po części jego wina! Pozwalał tym gówniarzom naprzykrzać się woźnemu a jego skargi puszczał mimo uszu. Teraz jednak miarka się przebrała. Argus wiedział co zrobi. I wiedział też, że nauczycielka nie będzie mogła tego zignorować. O drugiego klona się nie martwił. Jak dotrze do jednej to w jego rządne krwi ręce wpadnie i druga okrutnica. W jakiś magiczny sposób występowały w środowisku razem... - Nie martw się, moja droga... - Argus wlepił swoje wodniste oczka w wazonik z - jak sądził - prochami kota. - Dorwę je i Cię pomszczę... będą żałowały, że Ci to zrobiły... - głos mu się załamał. Wyciągnął swoją sfatygowaną chustkę i głośno wysmarkał haczykowaty nos. Z trudem dźwignął się z krzesła, czując ból już nie tylko w nadwyrężonym kolanie ale i całym ciele. W gabinecie nadal śmierdziało dymem i panował bałagan w postaci walających się szczątek marynarki woźnego. Mężczyzna pokuśtykał w stronę drzwi i jeszcze raz obejrzał się za siebie. Na kocią urnę i całe to pobojowisko. - Wszyscy pożałują... - wymruczał do siebie, teraz już nienaturalnie spokojny. W końcu zemsta najlepiej smakuje na zimno. Z tą myślą Wielebny ruszył w stronę lochów, kołysząc się jak kaczka i ignorując uczniów, którzy umykali mu z drogi.
/zt |
| | | Argus Filch
| Temat: Re: Gabinet pana Filcha Wto 07 Sie 2018, 22:24 | |
| Argus Filch po feralnym dniu swojej bynajmniej chwały, miał przed sobą więcej niż dzień rekonwalescencji w służbowym gabinecie. Na rozklekotanym tapczanie, otoczony niespecjalnie świeżą pościelą, mając jedynie za towarzystwo swą butwiejącą kartotekę i kilogramowy gips na kolanie (po ostatnich przejściach dostawał wręcz ataków paniki na widok różdżki). Jego ponura i pogrążona w bólu egzystencja ograniczała się zaledwie do niemrawego pochłaniania kanapek z szynką, przyprawionych krokodylimi łzami nad swym losem oraz podziwianiem zacieków na suficie. Zgięte pod nowym kątem kolano nadal rypało woźnego niemiłosiernie, a sam układ nogi uniemożliwiał równie sprytne patatajanie co do tej pory. Argus wydmuchując głośno swój haczykowaty nochal, w równie wymiętą jak on sam, chustkę, zastanawiał się nad swym dalszym życiem. A konkretniej, czy prędzej dokończy żywota w tej zakurzonej i przypominającą grobowiec kanciapie, czy może raczej ta wstrętna profesorka, wieczna panna Lacorix, doniesie dyrektorowi o jego nieudanych rządach w lochach. Przeżuwając zdecydowanie czerstwy już chleb (nikt się specjalnie nie fatygował doglądać jego skromnej osoby), rozmyślał też o tym, czy ten tleniony psychopata, który śmiał go tak sponiewierać, jest już w drodze do Azkabanu, czy jednak on, Argus Filch, narażając resztki swojego jestestwa, będzie po raz kolejny ryzykował zwichnięcie nadgarstka, wypisując pisma ponaglające do dyrektora. Po tym jak jego legendarne kolano, na którym sadził swoje niepokonane susy zarówno korytarzem jak i na schodach, zostało bezpowrotnie zgięte, umożliwiając mu tylko żałosne kuśtykanie, czuł że nadchodzi kres jego służby. Jeszcze tylko wypoleruje trzy kondygnacje schodów, Izbę Pamięci, kuwetę pani Noriss, wciąż nieobecnej zarówno fizycznie jak i w jego starczym sercu, no i najpewniej wyzionie swojego głodnego sprawiedliwości ducha.
*** Mini event dla marudziątek nie mających co począć ze swą postacią bądź też życiem. Wszystkich znudzonych zapraszam do odwiedzania Argusa, w celu mniej lub bardziej miłosiernym (bądź przestępczym). Zasady. 1. Odpisujesz, kiedy chcesz. Nie ma limitu czasowego. Ja się postaram odpisywać panem woźnym w miarę możliwości. 2. Filch jest niejako unieruchomiony w łóżku, ale jak się zdenerwuje to najprawdopodobniej dozna zmartwychwstania. 3. Weźcie pod uwagę, że każdy tu może wejść, a wybitne wybryki nie pozostaną obojętne na działanie mg ;) 4. Proszę nie ignorować innych postaci, które raczą się tu zjawić poza wami. Wszystko dzieje się w tym samym czasie! Macie przy okazji możliwość zawarcia nowych znajomości ;) 5. Bawcie się ładnie, za ciekawe posty rozdam szczodrze fasolki, bo zostawili mnie samą z tym całym majdanem to sobie pozwolę, a co! |
| | | Marcus Glom
| Temat: Re: Gabinet pana Filcha Czw 09 Sie 2018, 06:39 | |
| W dziedzinie wprowadzania chaosu, Marcus Glom zdecydowanie przodował, jednakże było jeszcze coś. Mało kto entuzjastycznie przyjął jego poczynania na lekcji odnośnie jakże biednego konserwatora powierzchni płaskich, lecz nie chodziło mu o poklask. Prawda była taka, że to nawet nie do końca była kara za słowa które wypowiedział względem Ślizgona. Nie chodziło też o podbudowanie swojego ego kosztem nie zdolnej do obrony własnej jednostki. Jaka więc była prawda, jaki miał w tym wtedy cel skoro nie był to samosąd, próba zdobycia akceptacji rówieśników czy leczenie własnych kompleksów? Odpowiedź była tylko jedna. To nie miało celu. To było czynienie zła, dla samego czynienia zła, całkowite zaprzeczenie stwierdzenia że każdy ma swój powód. Odkrywając swoje wynaturzone, ludzkie instynkty do krzywdzenia innych, ludzie zaczynali naprawdę żyć - a Marcus lubił ten dreszczyk emocji na plecach kiedy robił coś, co sprawiało że naprawdę żył. To było coś jak nałóg, coś jak pragnienie adrenaliny, tylko w trochę innym wydaniu. Wiedział jednak że nadmierna publika wcale nie jest mu do tego potrzebna. Był również świadom, że nie ma nic gorszego dla ofiary okrucieństwa, niż zobaczyć swojego prześladowce bez ewentualnych świadków którzy mogą ją uratować. Szczególnie że teraz miał różdżkę. Nawet nie musiał jej używać. Robotę tutaj robił fakt, że Filch prawdopodobnie by wiedział że ją ma. Domysły to coś co może zranić bardziej niż najgorsza klątwa. Zastanawiał się, czy jakby tak nie dotykając go nawet doprowadził go do zawału, to byłoby to przyjemne. Potęgą samych słów, gestów i niedopowiedzeń. Nie mógłby nie spróbować. Upewnił się tylko najpierw że woźny nie leży przypadkiem w skrzydle szpitalnym, kiedy jednak miał już pewność zaszedł pod jego gabinecik. Uprzejmość wymagała aby zapukał. Pff. Nigdy w życiu. Otworzył drzwi bez pardonu i wszedł do środka. Pfe, zaduch i smród prawie zwaliły go z nóg. Sztuka wymaga poświęceń. - Tęskniłeś, Argusie Filchu? - spytał jadowicie od progu i zamknął za sobą drzwi, opierając się tuż obok nich. Bawił się różdżką, w końcu jeśli ma zadziałać na psychikę tego worka kartofli który się tu wylegiwał, to jego magiczny kijaszek powinien być na zewnątrz. - Jak życie? - spytał, nie patrząc nawet na niego, tylko przyglądając się szafkom. Krążyły plotki że w jednej z nich jest pełno łańcuchów i narzędzi tortur. Nie, no nie mógł tego przepuścić. Jak już trochę pobawi się psychicznie z Filchem, to będzie musiał sprawdzić czy to prawda, a wtedy kto wie, może i będzie miał okazję je sobie pożyczyć? |
| | | Argus Filch
| Temat: Re: Gabinet pana Filcha Sob 11 Sie 2018, 23:24 | |
| Nieważne co myśleli inni, istotne co uważał Argus Filch. A mianowicie, po drastycznych i traumatycznych zajściach owego popołudnia, po utracie pełni władz w swoim legendarnym kolanie a wkrótce później i zwieraczach, woźny wiedział jedno. Marcus Glom, tleniony wyrostek na trzewiach zdrowego organizmu społeczności, wyhodował sobie na jakichś hormonach nie tylko przerost kręgosłupa, ale i spaczenie zwojów mózgowych. Wielebny w swych daleko posuniętych rozmyślaniach, gdzieś między zamartwieniem się kto z rana wyszoruje za niego toalety, a przedpołudniem wypoleruje podłogę w Wielkiej Sali, zdążył upchnąć cały szereg teorii na temat wypaczenia umysłowego tego wstrętnego Ślizgona. Zamierzał to później z typową dla siebie skrupulatnością odnotować w liście do dyrektora, a może i samego Ministra, że ot, w czasach pełnych szumowin i przemocy, hodują w tym przybytku kolejny okaz rzezimieszka. Argus znał te wszystkie zwyrodniałe twarze, które po rzekomym zaginięciu z pewnością dołączyły do Tego Którego z Imienia Lepiej Nie Nazywać. Gdzieś między kęsem czerstwej kanapki a ponownym wysmarkaniem nosa, miał się ziścić obecnie największy z koszmarów woźnego. Marcus Glom, którego osoba nieustannie zajmowała myśli starucha, bijąc się o pierwszeństwo z bólem przenikającym jego nogę, stał teraz w drzwiach i wiercił w osobie Argusa co najmniej dziurę na wylot. Nie pierwszej świeżości szynka, której niewiele już pozostało by wyhodować własne nogi, w tej przejmującej grozą sytuacji postanowiła wyskoczyć z pomiędzy przyschniętych pajd chleba, plask, wprost w pożółkłą, nieświeżą pościel. Charłak jednak tego nie zauważył, jego lekko zezowate spojrzenie, teraz doprawione wytrzeszczem w wyniku stresu, wpatrywało się wprost w lewicę i prawicę Ślizgona. Resztki nieszczęsnej kanapki w ułamku chwili zostały przemielone na nieapetyczną papkę w zaciskającej się nerwowo ręce woźnego. Oto i nastąpiło najgorsze. On, Argus Filch, kapitan tej skromnej łajby, sam na sam z Marcusem Glomem, naczelnym zwyrolem i nikczemnikiem. Starzec poczuł ścisk żołądka, następnie niepokojący bulgot, którym trzewia sugerowały mu, że kolejnych wyrzutów kortyzolu do krwi mogą już nie wytrzymać... - TY - Zdołał wychrypieć, bo nagle w wyniku stresu i ledwo przeżutej kanapki odczuł nieznośną suchość w ustach. Nawet jego typowa nadprodukcja śliny była w tej chwili zawodna. Wycierając pozostałość chlebowej papki w kołdrę, nie odrywał wzroku od postaci oprawcy. Jego prawie już przepalone zwoje mózgowe pracowały na podwyższonych obrotach. Co powinien zrobić? Czy powinien wstać i w swój pokraczny sposób przegonić tego nicponia? Czy może raczej ogłuszyć i wysłać wiadomość alarmową o czynnej napaści? A może zwyczajnie, najrozsądniej byłoby wydrzeć paszczę i wezwać ratunku? Kaprawe oczka Wielebnego, trawionego nie tylko gorączką choroby ale teraz i stresu, zarejestrowały różdżkę w rękach Ślizgona i wtedy było już po prostu za późno. Jakiekolwiek resztki rozsądku opuściły Argusa Filcha, tak samo jak seria niekontrolowanych gazów, których fetor miał wkrótce odczuć i sam Marcus. Wielebny ruchem kołyszącym, stękając przy tym jakby z każdym ruchem łamało go w kościach i wszędzie indziej, zdołał się ugramolić do pozycji siedzącej i mało efektywnie poderwać z tapczanu. Uzbrojony w garba i nagryzioną zębem czasu, ale i korników miotłą, stanął przed barłogiem, gotów bronić resztek swojego schorowanego jestestwa. I kartoteki. I rodowego wazonika. Ostatecznie zamierzał sobie utorować drogę do wyjścia a później świńskim truchtem biec po pomoc. |
| | | Marcus Glom
| Temat: Re: Gabinet pana Filcha Pon 13 Sie 2018, 22:00 | |
| Cóż za brak kultury i taktu. To on przychodzi w odwiedziny do schorowanego starca, aby...em, wesprzeć go na duchu (?) a ten jeszcze się na niego drze. Niesamowite, jego brak manier i instynktu samozachowawczego nie miał najwyraźniej żadnych granic. A miał nie używać różdżki. Najwyraźniej nie dane mu było spokojnie porozmawiać z Filchem - ta jednostka była nie tylko cholernie wybuchowa, ale też absolutnie nic się nie uczyła. Cholerny cieć, nie potrafił nawet grzecznie przywitać swojego gościa, najwyraźniej będzie musiał po raz kolejny nauczyć go pokory. To już nawet Puchoni rozumowali szybciej i sprawniej. Debil, no kompletny debil. Nie mógł tego tak zostawić, musiał się przecież obronić przed....emm...błyskawiczną i...ten no...wściekłą szarżą Argusa? - Mobiliarbus - rzucił, celując w nic innego jak w cenny rodowy wazon. Teraz droga już była prosta - po prostu za pomocą zaklęcia przyłożył mu po łbie rzeczonym naczyniem na kwiatki. Prawdopodobnie zrobiłby coś jeszcze, gdyby nie fakt że nagle coś do niego dotarło i bynajmniej nie był to koperkowy zapach Filcha o poranku. To coś znacznie gorszego. Smród przywodzący na myśl pryknięcie tysiąca amerykanów, coś znacznie gorszego od czteroletniej, sztywnej skarpety wypełnionej kałem, którą w trzeciej klasie dla żartu podrzucił komuś do torby. To był najgorszy fetor jaki dane mu było odczuć. Poczuł że nie może oddychać. Ba, wolał nie oddychać obawiając się że będzie to wciągał. Potrzebował powietrza. Szybko. Użył zaklęcia Bąblogłowy żeby jakoś ratować swoje biedne nozdrza. Teraz może i wyglądał mniej dumnie, ale przynajmniej miał możliwość oddychania. Wolał nie myśleć co to właściwie za zapaszek, obawiał się odpowiedzi na to pytanie, lepiej dla niego było zostawić to w sferze domysłów-do-których-nie-chce-się-wracać. Wolał nie brać pod uwagę, że po prostu woźny zastosował mechanizm obronny skunksa aby wyjść z ciężkiej sytuacji. Ciężkiej? Nie była ciężka, zanim ten nie podjął próby rzucenia się na niego a potem uduszenia, to Glom w sumie nic mu nie zrobił. Dzisiaj. - Po co ta agresja, Argusie Filchu? Tak się wita gości? - spytał i wzdrygnął się na samą myśl że ta ameba umysłowa może znowu go dotknąć, albo co gorsza - zapluć mu spodnie. Spojrzał z lekką niepewnością na wyżej wymienioną część garderoby - tamte musiał spalić, wolałby żeby nie był zmuszony robić tego z kolejną parą. Nie miał aż tyle spodni żeby mógł je ot tak sobie marnować. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Gabinet pana Filcha | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |