|
| Autor | Wiadomość |
---|
Evan Rosier
| Temat: Gabinet Czarnego Pana Wto 18 Lut 2014, 14:29 | |
| Na pierwszy rzut oka nikt by się nie domyślił, że ów gabinet należy do Voldemorta. Wszystko było w nim ładnie poukładane i leżało tam gdzie leżeć powinno. Na podłodze ułożony był czarny duży dywan w jakieś mroczne wzory. Zamiast ścian były jakieś zimne skały. Nie było okien. Pokój był dość mroczny, jedynym źródłem światła były dwie świece położone na dużym biurku na końcu gabinetu. Gabinet był dość zadbany, ponieważ Voldemort rzadko w nim przesiadywał i praktycznie niczego nie ruszał. Gdzie nie gdzie po kątach pokoju pająki robiły swe mieszkania w postaci pajęczyn. Dookoła pokoju były porozstawiane duże półki na których widniały, to książki, to eliksiry, to jakieś inne dziwaczne rzeczy, wszystko to było nasiąknięte czarną magią. Na skałach porozwieszane były jakieś listy i wycinki z gazet. W samym pokoju cuchniało mieszaniną jakiś odrażających eliksirów i trupów. W lewym rogu pokoju znajdowały się osobne małe drzwiczki, a za nimi prywatna Myślodsiewnia Voldemorta. W samym gabinecie znajdowała się o wiele więcej przedmiotów Voldemorta, o których istnieniu wiedział tylko on, zabezpieczył się odpowiednimi zaklęciami by nikt nie mógł ich widzieć. Wejście do gabinetu zabezpieczało również odpowiednie zaklęcie, by nikt nie mógł wejść dobrowolnie pod nieobecność Czarnego Pana. |
| | | Bellatrix Lestrange
| Temat: Re: Gabinet Czarnego Pana Sro 02 Wrz 2015, 19:44 | |
| Stała w jednym z salonów Czarnego Zamku, strojąc się przed lustrem. Próbowała zaprowadzić na głowie porządek, wpinając czarne kosmyki w jakiś dziwaczny kok, z którego większość pasemek i tak po chwili wypadała, zmuszając Bellatrix do robienia na nie groźnych min. Nuciła przy tym pod nosem jedną z mugolskich musicalowych piosenek „I don’t need the sun to make me shine inside, I have your eyes and I don’t need light for me to see”, zapewne usłyszała to podczas jednej ze swoich niebezpiecznych wycieczek w celach rozrywkowych i do rytmu tej melodii wymordowała uroczą parkę mugoli. Bellatrix należała do kobiet rozkochanych w całym tym romantycznym kiczu. Nie mogła przejść obojętnie wobec utworu, w których miłość do potwora znajduje swój nieszczęśliwy koniec, ale też wzajemność oraz spełnienie. Nuciła cicho, jakby świadoma swoich wokalnych niedoskonałości i onieśmielona odważnymi pragnieniami. Naiwnym marzeniem, że teraz powinna za swoimi plecami usłyszeć dalsze słowa dośpiewane przez Czarnego Pana. Życzenie Belli, by Lord Voldemort zjawił się z kwiatami nucąc mugolską piosenkę, stanowi najlepszy dowód jej szaleństwa. Jakby świadoma absurdu sytuacji, parsknęła śmiechem i wyrzucając ręce w górę, zawirowała przed lustrem. Śmiała się z własnej naiwności, choć zapewne na dnie czarnego serduszka z uporem dziecka wierzyła w spełnienie swoich pragnień. Podczas jednego z energicznych obrotów dostrzegła sylwetkę Czarnego Pana. Zasłoniła sobie usta, by zapanować nad dzikim chichotem. Zatupała niecierpliwie nogami, bo przecież na niego wyczekiwała tu od paru godzin. Radość malująca się w tych błyszczących gorączkowo oczach była porównywalna do tej, jaką odczuwałby fanatyk podczas objawienia, romantyk na widok miłości życia oraz dziecka spotykającego Świętego Mikołaja. Na moment wstrzymała oddech, może by powstrzymać pisk, jaki nieopatrznie mógł jej się wyrwać z ust. Już po paru sekundach stała przed lustrem dumna przedstawicielka rodu Blacków, wierna zwolenniczka Lorda Voldemorta i bezwzględna wiedźma. - Panie, mam informacje, które niewątpliwie wydadzą Ci się interesujące – okazuje się, że Bellatrix potrafiła czasem zapanować nad swoją ekscentryczną krzykliwością, skoro bez trudu nadała głosowi rzeczowy ton. To, co miała do powiedzenia, musiało być ważne. Nawet ona nie była na tyle głupia, by zawracać Czarnemu Panu głowę, tylko dlatego że ma ochotę uciąć z nim sobie pogawędkę przy kawie. Szaleństwo ma swoje granice. |
| | | Lord Voldemort
| Temat: Re: Gabinet Czarnego Pana Sro 02 Wrz 2015, 19:50 | |
| Czarnego Pana od dłuższego czasu coś dręczyło i było widać to po poprzecznej zmarszczce między zadbanymi brwiami, zaciśniętych w prostą kreskę ustach i rzucających nieprzyjemne spojrzenia, połyskujących już czerwienią oczach. Nie wiedziano jednak co mogło być przyczyną tego zaniepokojenia Lorda Voldemorta, a nikt nie był na tyle szalony czy nierozsądny, aby zwyczajnie zapytać. Powszechnie bowiem zdawano sobie sprawę z tego, że ten mężczyzna nie najlepiej przyjmuje objawy nadmiernego zainteresowania swoją osobą, jeśli oczywiście nie było to ślepe uwielbienie i równie fanatyczna wierność, objawiająca się bezkrytycznym wykonywaniem jego rozkazów. Bellatrix Lestrange, którą obserwował w tej chwili poruszającą się , z jego punktu widzenia, w sposób całkowicie nierozsądny, zawsze świadoma była tej delikatnej granicy, na przekraczanie której nie mieli pozwolenia nawet jego najwierniejsi poplecznicy, przyjaciele z lat szkolnych. Jeśli oczywiście mieli ochotę zrobić coś jeszcze z posiadanymi informacjami albo przynajmniej pożyć. Do pewnego stopnia szanował nawet tę kobietę, a raczej jej bezwzględność i umiejętności, bo choć żałowałby gdyby zginęła lub spróbowała zawrócić z właściwiej ścieżki, nie byłoby w tej emocji nic osobistego. Dobrze wiedział, że w jej uczuciu do jego osoby jest nieco więcej szaleństwa, niżeli u innych Śmierciożerców, co wykorzystywał z resztą chętnie i raczej bezwzględnie, nie raz pozostawiając jej możliwość snucia jakichś nierealnych przypuszczeń co do potencjalnej wzajemności jego uczuć, jak choćby teraz, kiedy przez jej głowę przemknęła absurdalna możliwość o wspólnym wykonaniu mugolskiej piosenki. Dobrze, że nie do wtóru ptasiego trelu, na zalanej słońcem łące. Zajęty własnymi sprawami, snujący w głowie jakieś mroczne plany lub nie mniej mroczne przypuszczenia, nie miał zamiaru zatrzymywać się przy kobiecie, a tym bardziej ucinać sobie z nią pogawędki. Planował co najwyżej zaszczycić ją spojrzeniem, takim z góry, jako że była sporo od niego niższa. Być może pozwoliłby sobie na muśnięcie jej łydek połami swojej czarnej jak smoła szaty (które to jednak poły były w tym momencie odrobinę już zakurzone, bo właściwy image Mrocznego Zamku wymagał pewnych zaniedbań w zakresie sprzątania), nic jednak więcej. Milczenie rzeczywiście było czasem bardziej wymowne niż słowa, a już na pewno bezpieczniejsze, wygodniejsze i nie tak męczące. Nie wspominając o tym, że nie wymagało odrywania się od tego, co zajmowało aktualnie myśli danej osoby, w tym przypadku Voldemorta, który wydawał się nimi dość zafrasowany. Nie wypadało jednak ignorować damy, kiedy odzywała się pierwsza, a to właśnie uczyniła Bella, która nawet jeśli w rzeczywistości nią nie była, czasem nawet na damę wyglądała. I chociaż Czarny Pan rzadko przejmował się konwenansami, zdawał sobie sprawę z tego, że po pierwsze nie należy igrać z uczuciami kobiet, a po drugie – ta konkretna może faktycznie być w posiadaniu informacji, które nawet dla niego byłyby interesujące. Do pewnego stopnia ufał jej ocenie sytuacji, która w wielu aspektach pokrywała się z jego własną. Ponadto, czasem dane, który wydawały się innym najmniej istotne, w oczach zdolnego stratega mogły urosnąć do rangi kluczowych. Zatrzymał się więc, spojrzał na Bellę z góry, jak planował i skinął przyzwalająco głową, sugerując aby kontynuowała swoją wypowiedź, nie przeszkadzając sobie jego milczeniem. Może miał chore gardło?
|
| | | Bellatrix Lestrange
| Temat: Re: Gabinet Czarnego Pana Sro 02 Wrz 2015, 19:51 | |
| Czarny Pan wyglądał zdaniem Belli na zmartwionego, ale nawet wtedy zachowywał się jak prawdziwy dżentelmen i nie ignorował damy, za którą kobieta uważa się bez wątpienia. Wiedziała doskonale, kto jest winny tym zmarszczkom na jego czole. Parszywe mugole i ich magiczni przyjaciele. Już ona się z nimi wszystkimi policzy. Zdawała sobie też sprawę, że nie powinna ze swoją troską obnosić. Lord Voldemort nie mógł sobie pozwolić na to, by matkowała mu ta szalona kobieta. Zresztą ona też jakoś nie widziała siebie w tej roli. Mogła najwyżej zostać matką jego dzieci. – Ufam murom tego zamku, ale nie ufam wszystkim, którzy mają do niego wstęp. Moje informację dotyczą jednego z nas i wolałabym na razie powierzyć je tylko Tobie, Panie – głos jej lekko drżał, ale nie był to efekt strachu, jak to zwykle bywa w przypadku jego rozmówców, a jedynie trudnej do opanowania ekscytacji. Odwróciła spojrzenie od swojego przywódcy, by przenieść je kolejno na kominek oraz drzwi. On przyłapał ją przecież na czymś nierozsądnym i krępującym, ktoś mógłby podsłuchiwać ich rozmowę zupełnie przypadkowo, a na dodatek coś źle zrozumieć. Na przykład to, że Bellatrix gotowa jest spisać jednego ze swoich drogich przyjaciół śmierciożerców na straty, bez wahania informując Czarnego Pana o wszelkich grzechach oraz błędach tamtego. Mogła donieść na własnego męża, gdyby okazało się, że ten stanowi jakiekolwiek zagrożenia dla przedsięwzięcia, które ma zmienić świat na lepsze. Zachowywała się racjonalnie. Był on jedyną osobą, przy której odzyskiwała zdrowy rozsądek podczas gdy inni go raczej tracili. Panowała nad swoją ekscentryczną naturą, ogłupiającym uwielbieniem, tylko nad śmiechem nie potrafiła. Zapewne nawet najbliżsi współpracownicy nie wiedzieli o tym jakie zadania wyznacza Czarny Pan pozostałym, a nikt tak naprawdę nie znał jego ostatecznych planów. Łączyła ich romantyczna, ambitna idea zdobycia w końcu należnej im władzy. To wszystko. – Wśród nas jest potencjalny zdrajca – dodała, by przekonać mężczyzny, że warto poświęcić jej swój cenny czas na osobności. Oczywiście, wcale nie chodziło o to, że Bellatrix podstępem chciała dostać się do jego prywatnych komnat. Może troszeczkę. Nie po to jednak zostawała skarżypytą, by wzbogacić swoje fantazję o konkretne pokoje w których mogłaby zamieszkać z przyszłym władcą całego świata. W jej głosie nie było tego krzykliwego pragnienia jego uwagi, pozostał rzeczowy i ostrzegawczy. Wiedziała, że Czarny Pan nie potrzebuje jej troski, ale nie potrzebował też zdrajców w swoich szeregach. |
| | | Lord Voldemort
| Temat: Re: Gabinet Czarnego Pana Sro 02 Wrz 2015, 19:52 | |
| To prawda, zdecydowanie ich nie potrzebował; ba, mogli oni być poważnym zagrożeniem dla jego wielkich, mrocznych planów. Na swój, niezbyt etyczny dodajmy, sposób, dbał on jednak o to, aby takie skażone zdradą jednostki szybko znikały z jego szeregów. Ostatecznie nie bez powodu nazywano go jednym ze współczesnych mistrzów legilimencji. Nie wahał się jej wykorzystywać także wobec swoich podwładnych, nie krępował się przed przeglądaniem ich wspomnień i bezlitosnym wytykaniem wszelkiego zawahania w głosie, nie daj Marlinie kłamstw. Głównie z tego powodu w szeregach Śmierciożerców panowała ciągła rotacja, zwłaszcza pośród tych jego popleczników, którzy nie do końca wiedzieli, z kim mają do czynienia i myśleli, że choć w małych kwestiach uda się go oszukać albo przynajmniej nie zwróci on uwagi na podobne błahostki. Wychodził jednak z założenia, że kto nie jest wierny w małych rzeczach, w wielkich nie będzie tym bardziej. Nie podważał jednak możliwości, że których z jego aktualnych pupilków zna oklumencję i to na dostatecznym poziomie, aby ukryć pewne rzeczy przed samym Lordem Voldemortem, czyli nim, rzecz jasna. Czasem myślał w trzeciej osobie, bo bardzo lubił brzmienie wymyślonego przez siebie niegdyś miana, ale to tylko taka drobna dygresja. Wielu z nich pochodziło z potężnych, starożytnych rodów i mogli przejść odpowiednie szkolenie, część na pewno decydowała się na nie nieco później, jako że ministerstwo też zatrudniało kilku pracowników posługujących się legilimencją. Bella mogłaby więc potencjalnie wiedzieć o czymś, czego on nie jest świadomy. Jeśli jednak chciała upewnić się, że nikt nie będzie ich słyszał, wystarczyłoby użyć jednego, prostego zaklęcia. Czarny Pan pozwolił sobie jednak jedynie na przelotny uśmiech, który nie rozjaśnił niczym promyk słońca jego pobladłej acz przystojnej twarzy, pewnie dlatego, że słońce nigdy nie przebijało się przez w większej mierze pozbawione okien ściany Mrocznego Zamku. - Cenię Twoją ostrożność, Bellatrix. – odparł cichym, spokojnym tonem, wysuwając dłoń o długich, szczupłych palcach spomiędzy fałd czarnego materiału i wskazał korytarz po swojej prawej stronie wyważonym gestem. – Zapraszam do moich komnat, tam będziemy mogli porozmawiać bezpiecznie. – dodał w ramach wyjaśnienia, dobrze wiedząc, że tym samym spełnia pragnienie Belli. Być może jej spokój i opanowanie mogły być dla innych zwodnicze, ale on miał pewne pojęcie o uczuciach panny już Lestrange do jego skromnej osoby. Co do dzieci zaś, gdyby się na nie kiedyś zdecydował, być może nawet rozważyłby jej kandydaturę na matkę.
|
| | | Bellatrix Lestrange
| Temat: Re: Gabinet Czarnego Pana Sro 02 Wrz 2015, 19:53 | |
| Na cień uśmiechu na ustach Czarnego Pana odpowiedziała pełnowartościowym, figlarnym grymasem, który rozniecił zalotne iskry w ciemnych oczach. Czerpała przyjemność z tej małej gry, gdy mężczyzna przejrzał jej mały podstęp, dał o tym znać, a potem uległ mu, ale zupełnie świadomie. W tym było coś zachwycającego, coś zaskakująco subtelnego, jak na dwójkę brutalnych morderców. Dawała sobą manipulować, pozwalała się zdobywać nie jako kobieta, ale jako wierna zwolenniczka. Zresztą, jako takową ceniła siebie naprawdę. A więc jednak. Udzielono jej prywatnej audiencji, herbatka z Czarnym Panem, czego kobieta może więcej pragnąć? Ruszyła wskazanym korytarzem, choć mężczyzna onieśmielał ją swoją potęgą, nie traciła zadziornej pewności siebie, ani poczucia humoru. Teraz ze złośliwą satysfakcją pomyślała o swoim mężu, który zrobiłby teraz potworną scenę. Lubiła go, ale bardziej jeszcze rozkoszowała się wyprowadzaniem pana Lestrange z równowagi. Poza tym, teraz jej słabość do Czarnego Pana stawała się jeszcze bardziej obrazoburcza i niestosowna. Grała na nosie tym wszystkim nudnym świętoszkom. Nie chciała rozglądać się zbyt ostentacyjnie po wnętrzu prywatnych komnat. Skoro już ma okazję, to wzbogaci swoje fantazję o ich wspólnym życiu o konkretne pokoje, ale postara się to zrobić niezbyt nachalnie. Zresztą Lord Voldemort oczekiwał od niej informacji, a nie komentarzy na temat wystroju pokoju. - Jeden spośród nas… Liam… - zaczęła mówić powoli, ostrożnie dobierając słowa. Oczywiście nie znosiła tego pożal się Merlinie podrywacza. Miała wrażenie, że ma jakąś obsesję na punkcie macicy. Najpierw nie mogła go ścierpieć u boku swojej szkolnej rywalki, a teraz musiała tolerować obecność mężczyzny pośród śmierciożerców. Do tego jeszcze każe się nazywać pseudonimem. Przezwisko ma Czarny Pan i tylko on na nie zasługuje. Nie pozwoliła jednak, by te wszystkie negatywne emocje wzięły górę. Miała się przecież zachowywać jak rozsądna dama – myślę, że on ma obsesje na punkcie Aurora – parsknęła cicho rozbawiona własną nieporadnością, bo akurat nie o homoseksualizm chciała oskarżać Liama, to dopiero byłby zaskakujący zwrot akcji – znaczy kobiety. To jego uczucie, nad którym on sam nie potrafi zapanować, źle ulokowane… Panie, można je wykorzystać, trzeba na nie uważać, ale nie możemy go zlekceważyć. Panowała nad językiem. Mówiła spokojnie i rzeczowo, nie wodziła rozgorączkowanym spojrzeniem po pokoju. Na ten moment wyglądała raczej na dumną, wyniosłą przedstawicielkę rodu Blacków, która gotowa była zniszczyć człowieka, tylko dlatego że go nieszczególnie lubiła. Ryzykowała życiem swojej znajomej, ale nie mogła pozwolić na to, by Liam nagle zmienił stronę. Nie ufała mu, bo dla niej był jednym z tych, którzy postanowili zostać śmierciożercą z nudów albo pobudek osobistych, mając Voldemorta za głupca, który będzie brał pod uwagę ich prywatne aspiracje. Typowi wykorzystywacze idei dla własnych zysków.
|
| | | Lord Voldemort
| Temat: Re: Gabinet Czarnego Pana Sro 02 Wrz 2015, 19:54 | |
| Czarny Pan wiedział, w jaki sposób zdobywać popleczników i ich utrzymywać przy sobie: terrorem, przemocą i strachem. Były jednak szczególne jednostki, ludzie idei, którzy kierowali się wewnętrznym pragnieniem podobnym do tego, które trawiłoby jego duszę, gdyby ją posiadał. Wobec tych indywiduów Voldemort musiał wykształcić inny sposób postępowania, a Bella do nich należała. Dobrze wiedział, że w przypadku tego najściślejszego grona swoich popleczników, tych, których znał z imienia i nazwiska, których rodziny znał i miał sposoby aby doszczętnie je zniszczyć w razie niesubordynacji któregokolwiek ze swoich sługusów, może liczyć na poparcie i wierność bez konieczności ciągłego szantażu. Zdawał sobie także sprawę, że znak przychylności z jego strony od czasu do czasu, może być tym, co pchnie ich do wielkich rzeczy, które najprawdopodobniej będą przy tym szalone i niebezpieczne. Zaproszenie Belli do jego prywatnych komnat było tego rodzaju wyrachowanym gestem, który miał być dla niej dowodem zaufania i zaproszeniem do kręgu osób w ten sposób wyróżnionych pośród szarej (właściwie to czarnej) masy śmierciożerców. Choć gdyby się nad tym dłużej zastanowić, nie było w tym znowuż nic takiego specjalnego. Nie zwlekając jednak dłużej Voldemort skierował swoje kroki w kierunku wychodzącej na północ części zamku i szepnąwszy słówko zaklętemu, marmurowemu wężowi oplatającemu wejście do jego kwatery, przepuścił, niczym prawdziwy gentleman, Bellatrix przodem. - Witam w moich skromnych progach. – odezwał się cichym, chłodnym tonem zza jej pleców, kiedy znaleźli się w utrzymanym w gamie szarości salonie, w którym królowały wyglądające na niezbyt wygodne kanapy obite elegancką skórą. Oprócz nich znajdowały się jeszcze tutaj niezliczone regały zastawione księgami, których grzbietów nie zdobiły tytuły oraz kilka szaf o zawartości, której nie dało się określić, ponieważ kryła się ona za szarym, z natury rzeczy nieprzezroczystym drewnem. Reszta pomieszczeń skrywała się za kolejnymi drzwiami, nic więc prawdziwie osobistego nie zostało wystawione w zasięgu wzroku Belli. Czarny Pan z pewnym wyrazem zadowolenia opadł na jeden z obszernych foteli, choć właściwszym było by pewnie napisanie: usiadł sztywno, bo ten rodzaj mebla nie pozwalał na zbytni komfort. Splótł ze sobą długie, blade palce i utkwił w mówiącej bystre, pobłyskujące od czasu do czasu czerwienią spojrzenie. - Życzysz sobie czegoś do picia? – zapytał, kiedy skończyła, jakby dla przekory trzymając się ustalonych przez czas i jakichś bezimiennych ludzi zasad. Jeśli takie było życzenie jego gościa, sprowadził skrzata, który podałby kobiecie to, o co poprosiła, po czym wrócił do sprawy, która ich tutaj sprowadziła. - Obawiam się, że ten Liam nie jest nikim istotnym, nie kojarzę go. Czy twoje obawy w stosunku do niego są na tyle poważne, aby należało pozbyć się problemu? – zapytał bez ogródek, ujmując w dwa palce jakiś niewidzialny pyłek, który kalał idealną, smolistą czerń jego szaty. Voldemort nie przejmował się szczegółami, a takim szczegółem była śmierć jednego z pomniejszych popleczników. Każdego z nich mogło zastąpić kilku innych. Oczywiście nie wybijał ich pochopnie, nie był nierozsądny. Nie tolerował jednak tego typu... mariażów w swoich szeregach, zwłaszcza, jeśli nie miały one służyć realizacji któregoś z jego rozkazów. Niestety nie mógł znać wszystkich, nie było to technicznie i fizycznie możliwe, dlatego jego najbliżsi współpracownicy niejednokrotnie musieli czuwać na nieco mniej istotnymi pionkami, żeby żaden z nich nie zaczął zmieniać kolorów. - Czy może zechciałabyś delikatnie uświadomić go o nieostrożności jego działań? |
| | | Bellatrix Lestrange
| Temat: Re: Gabinet Czarnego Pana Sro 02 Wrz 2015, 19:55 | |
| W tym salonie Bella nie zdecydowała się usiąść od razu. Przespacerowała się po pomieszczeniu, wykonując jeden taneczny obrót i cicho, nieśmiało chichocząc. A choć jej reakcja była godna małej dziewczynki, to powstrzymała się przed dotykaniem czegokolwiek. Nie było sensu ukrywać się ze swoją radością i ciekawością. Żadna myśl nie umknie uwadze Czarnego Pana, a wszelkie próby ich zatajenia mogą wydać mu się podejrzane. Zresztą… Bella nie mogła okłamywać przyszłego ojca swoich dzieci. Ostatecznie postarała się zająć godnie miejsce w niewygodnym fotelu. Mogła być szalona, ale jak przywódca śmierciożerców została dobrze wychowana, a to czasem bywa silniejsze od pomieszania zmysłów. Założyła nogę na nogę, a czerwona podeszwa jej buta czasem wyglądała spod czarnej sukni, gdy leniwie machała stópką. - Napiłabym się herbaty – odparła, psując cały kusicielski efekt czerwonej podeszwy. Powinna poprosić o wino albo inny napój odpowiedni do namiętnego knucia apokalipsy. Nie jej jednak wina, że uwielbia zapach bergamotki. Skrzata, który jej podał napój nawet nie zauważyła, jak przystało na pannę z dobrego domu, przyzwyczajoną do sług i wychowaną pogardzie do nich. Jej spojrzenie i tak utkwione było tym cudownym mężczyźnie, który wybawi czarodziejów od plagi mugoli. Nie mogła więc zastanawiać się z czyjej skóry wykonane są meble. - Nie wydaje mi się, żeby on wiedział, z którego końca trzymać różdżkę, Mistrzu. Nie jest więc poważnym zagrożeniem, ale zagrożeniem, które możemy wykorzystać. Ma dostęp i pretekst, żeby odwiedzić biuro aurorów. Niech przyniesie stamtąd jakiś użyteczny prezent. Ostatecznie zdradzi swoją ukochaną, a przy okazji przysłuży się naszej sprawie i udowodni oddanie dla niej. Jak sądzisz, Mistrzu? – zaproponowała, w odróżnieniu od Czarnego Pana doceniała potęgę miłości i postanowiła ją zwalczyć, nim stanie się ona niebezpieczna. Zrobiła to jednak na tyle ostrożnie, by on sam mógł wydać odpowiednie polecenia. Narzucanie czegokolwiek Voldemortowi byłoby dość niebezpieczne i głupie. Podniosła parującą, drobną filiżankę do ust. Dmuchnęła w parę, a gdy jej wargi zetknęły się z gorącą, aromatyczną cieczą momentalnie się uśmiechnęła. Należała nie tylko do wąskiego grona współpracowników, ale była prawdopodobnie jedyną osobą, która w jego obecności potrafiła się odprężyć i nie odczuwała strachu, jedynie podziw dla potęgi i zdecydowania jego czynów. Teraz rozkoszowała się cierpkim, wyrazistym smakiem gorzkiego napoju, który niemal parzył ją w język. Pyszna herbata w obecności dobrze wychowanego, niezwykle przystojnego mężczyzny. Bella była zachwycona. |
| | | Lord Voldemort
| Temat: Re: Gabinet Czarnego Pana Sro 02 Wrz 2015, 19:55 | |
| Czarny Pan z pewnym pobłażaniem przyglądał się, jak kobieta krąży po pomieszczeniu, niczym juror w konkursie na najbardziej oryginalny wystrój wnętrz. Dobrze wiedział, co Bella do niego czuje, świadom był tej fascynacji graniczącej z obłędem, a może już właśnie nim będącej, ale nie obawiał się go, ba, był z niego niezwykle zadowolony. Pani Lastrange była jedną z tych osób, do których miał najwięcej zaufania, którym mógłby powierzyć najważniejsze misje i liczyć na to, że zostaną spełniony w sposób zgodny z jego oczekiwaniami. Bardzo nie lubił konieczności tłumaczenia co poniektórym osobnikom czego dokładnie od nich wymagał. Jego rozkazy były zazwyczaj krótkie i, choć precyzyjne, pozostawiały dosyć sporo pola do manewru. Kiedy skrzat, podawszy Belli filiżankę z emaliowanej na czarno porcelany, zniknął, Voldemort umknął spojrzeniem gdzieś w bok i skupił się na swojej rozmówczyni, dopiero kiedy podjęła przerwany na chwilę wątek. - Mamy wielu zaufanych ludzi w Ministerstwie Magii, prawdę mówiąc, gdybym chciał zacząć działać na tyle otwarcie, mogłoby ono być już pod moją całkowitą kontrolą. - stwierdził odrobinę zamyślonym tonem, obejmując bladymi palcami końce podłokietników. Jego przystojna twarz stała się jeszcze bardziej przystojna, kiedy pojawiła się na niej na moment pionowa zmarszczka pomiędzy brwiami, sugerująca, że ten mężczyzna oprócz mordowania potrafi jeszcze całkiem sprawnie knuć. - Pomysł sam w sobie jest jednak całkiem intrygujący, mógłby pomóc nam w sprawdzeniu, po której stronie leży tak naprawdę jego lojalność. - dodał po chwili, doceniając przecież inicjatywę kobiety. Choć był na tyle arogancki, aby twierdzić, że jego pomysły są nad wszystkimi innymi pomysłami, ale nie dość głupi aby odrzucać każdą ideę, która próbowano mu podsunąć. Poza tym, jak już wspomniałam, Liam był dla niego kimś dalekim, kimś, komu prawdę powiedziawszy nie poświęcał czasu ani myśli. Skoro Bella miała na to ochotę, cóż, oddawał nieszczęśnika w jej błyszczące czarnym lakierem pazurki. - Rozumiem, że masz ochotę się tym zająć w moim imieniu? - zapytał uprzejmie, choć przecież właściwie w tym momencie nie mogła już odmówić. Oczywiście, jeśli nie chciała wyjść na odrobinę gołosłowną. - Czy dzieje się jeszcze coś, o czym powinienem wiedzieć? - zapytał na koniec, właściwie nie oczekując odpowiedzi, bardziej dając kobiecie sygnał, że jej czas w tych komnatach dobiega końca i powinna niezwłocznie się ewakuować, jeśli nie chce go rozdrażnić.
|
| | | Bellatrix Lestrange
| Temat: Re: Gabinet Czarnego Pana Sro 02 Wrz 2015, 19:56 | |
| Nie mogła od niego oczu oderwać. To prawda, że ten mężczyzna był jej największą namiętnością, większą niż mordowanie mugoli i bezy. Powinien zresztą doskonale rozumieć Bellę, a przynajmniej potrafił świetnie określić to uczucie, bo było łudząco podobne do tego, które on sam odczuwał, ale wobec władzy oraz samego siebie. Nie odzywała się ani słowem, nawet gdy ten przerywał na chwilę i popadał w zamyślenie. Piła swoją herbatę i gapiła na niego jak skończona kretynka maślanymi oczkami. Gdy Voldemort zadał kurtuazyjne pytanie o stosunek Belli do powierzenia jej tej misji, ta zachichotała. Nie był to głośny wybuch szalonej radości, ale bardzo dziewczęcy, przerażający, cichutki śmiech. Wiedziała, że będzie się świetnie bawić kosztem Pięknisia Śmierciożercy, który używał nie tej różdżki, której powinien. - Z przyjemnością się tym zajmę, Mistrzu – dopiła ostatni łyk herbaty i cicho odstawiła filiżankę na stolik. Przeczuwała, że rozkoszne kilka chwil sam na sam z Czarnym Panem w jego prywatnych komnatach dobiega końca. Postanowiła odrobinę przeciągnąć to spotkanie, w których wzrok Voldemorta był skupiony tylko na niej. Zachęcona pochwałą jej intrygującego pomysłu, postanowiła opowiedzieć mu o czymś jeszcze. Założyła nogę na nogę, a następnie złożyła ręce na kolanach. Zawsze przy nim czuła się jak mała dziewczynka, jakby nigdy nie ukończyła Hogwartu i nie mordowała mugoli. Była niepewna, podekscytowana i spragniona uwagi. Zachowywała się tak jak każdy w obliczu imponującego autorytetu. - Opiekuję się jedną z uczennic Hogwartu. Może nie jest zbyt inteligentna, ponieważ gdy kazałam jej zaimponować przyniosła mi durny diadem z Pokoju Życzeń, ale kiedy przyjdzie taka potrzeba wykona zadanie – powiedziała z dumą i tym wyraźnym pragnieniem pochwały. Wykazała się inicjatywą i była użyteczna, w nagrodę oczekiwała tylko skinienia głową w geście uznania lub choćby pełnego aprobaty spojrzenia. Służba Czarnemu Panu była dla niej dziką przyjemnością, a najlepsze wynagrodzenie stanowiły krzyki cierpiących. Nie zawahałaby się przed wykonaniem żadnego rozkazu i nie znosiła tych aurorów, którzy ciągle naprzykrzali się jej ukochanemu. Natręty, które Voldemort zgniecie, gdy tylko znudzi się zabawą w z nimi. |
| | | Lord Voldemort
| Temat: Re: Gabinet Czarnego Pana Sro 02 Wrz 2015, 19:57 | |
| Powinien zapewne czuć się z tego powodu mile połechtany, może nawet wdzięczny, ale, prawdę mówiąc, dostrzegał jedynie jak bardzo praktyczne są tego rodzaju uczucia żywione doń przez część jego popleczników, niewielką co prawda, lecz najbardziej zaufaną. Doceniał to, że wcale nie musi ich straszyć ni szantażować, że może nawet obdarzyć ich od czasu do czasu nieco większym zaufaniem. Bywały jednak także takie chwile, kiedy miał wrażenie, że współpracuje ze skończoną bandą imbecyli, która nie nadaje się do niczego, a już na pewno nie do przejmowania władzy nad światem, tym bardziej u jego boku, boku Voldemorta, boku, który wraz z resztą ciała, któremu nie można się było oprzeć i umysłu, któremu geniuszu nie dało się odmówić, miał szanse tę władzę nad światem autentycznie przejąć. I to była właśnie jedna z takich chwil. Gdyby zupełnie nie pasowało to do wizerunku, jaki starał się wykreować, zapewne kopara opadłaby mu w tej chwili, całkowicie potocznie i w sposób niezbyt uchodzący lordowi, nawet samozwańczemu. Słuchał słów Belli, która najwidoczniej pełna była podziwu dla samej siebie i może oczekiwała nawet jakiegoś przychylnego słowa lub spojrzenia, i zastanawiał się jak bardzo zależy mu na szaleńczej wierności tej kobiety, która w ciągu sekundy potrafiła w nim rozbudzić mordercze żądze i to nie dlatego, że zdradzała go najpewniej ze swoim mężem. Ostatecznie uznał najwyraźniej, że nie może sobie pozwolić na rozkładającego się trupa w swoim wymuskanym gabinecie, bowiem kiedy wstał i wycelował w Bellę różdżką, nie przywołał swojej mocy po to, aby ją zamordować, jak na to zasługiwała, ale sprawić jej ból, cierpienie, którego echa, w postaci skrajnego przerażenia, odczuwał w tej chwili. -Crucio. - wyszeptał zimnym, lodowatym wręcz tonem i nie czekając nawet aż Bella, odrzucona siłą zaklęcia, osunie się po ścianie na ziemię, wyszedł z komnaty powiewając złowieszczo połami smoliście czarnej, choć zabrudzonej już nieco szaty.
[z/t x2] |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Gabinet Czarnego Pana | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |