|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Hristina Georgiew
| Temat: Re: Kuchnia Wto 30 Cze 2015, 19:53 | |
| Mała wycieczka zleciała zadziwiająco szybko, a Hristina najchętniej zbadałaby każdy zakamarek zamku, który nie tak dawno temu był konkurencyjną placówką, którą pogardzała, pnąc się w nauce między murami Durmstrangu. W sumie dalej uważała, że jej była szkoła znajduje się na samym szczycie wszelkich rankingów, szczególnie tego od zajebistości, ale z dobrego wychowania nie napomykała o tym ani razu - póki co. Po co na "dzień dobry" narzekać na nowe miejsce, w którym przyjdzie jej mieszkać przez jakiś okres czasu? Dyrektor nie robił problemów(a to niespodzianka), Sebastian powitał ją jak przystało na prawdziwego faceta, a Ben z niesamowitym powodzeniem uprzyjemniał jej pierwsze chwile wolnego czasu. Nie miała na kogo narzekać, tylko schody darzył już szczerą nienawiścią i najchętniej by je wysadziła w powietrze. Najwyraźniej wyczuły jej intencje, gdyż podczas oprowadzania tylko raz postanowiły strzelić focha i zmienić im trasę. Rzucając im spojrzenie pasujące do ucieleśnionego zła żałowała, że mimo wszystko nie skorzystali z mioteł. Najwyraźniej Pan Prefekt nie podzielał jej miłości do latania, a przynajmniej nie w takim stopniu, a ona musiała nauczyć się z tym żyć - i unikać jego skromnej obecności, gdy będzie pędziła na swoim Zmiataczu do kuchni, biblioteki lub na zajęcia. Była sprytna, szybka i zwinna, da radę. Łaskotanie obrazu było co najmniej intrygujące i kojarzyło się raczej z ugłaskiwaniem zwierzaczka niż podawaniem hasła, by przejść dalej. Najwyraźniej Watts nie miał zbyt przyjemnego dotyku lub beznadziejną technikę, skoro gruszka postanowiła go obsmarkać. Hristina parsknęła śmiechem w reakcji i poklepała Krukona po ramieniu, strategicznie stając tuż za nim, by owoc nie postanowił przywitać się wylewnie i z nią. - Mam nadzieję, że z kobietami radzisz sobie lepiej. - zaśmiała się ponownie, w myślach przyznając jednak, że chichocząca gruszka mogłaby wyglądać naprawdę uroczo. Nie umknęło jej, że dłoń prefekta zdobił bandaż, który po spotkaniu z zakatarzonym owocem już nie nadawał się nawet na ścierkę. Kodując tę informację w głowie przekroczyła próg kuchni, której zapachy od razu zamknęły jej umysł w krainie smakowitych wyobrażeń tutejszych potraw. Dopiero teraz poczuła jak bardzo zgłodniała od momentu wyjazdu i że jej żołądek jest mało wybredny i bardzo pojemny - wbrew pozorom. Rozejrzała się dookoła szybko, by następnie przenieść spojrzenie na grupę skrzatów pędzących, by być do usług gościom, a już na pewno nie wypuścić ich bez chociażby babcinej porcji jedzenia. Może bez dokładki, ale jedna porcja być musiała. Georgiew nie należała do tych czarodziei, którzy gardzili skrzatami, po prostu korzystała z nich jako służby, ale nie bawiło jej poniżanie ich czy gnębienie. Jest usługa, jest i rekompensata w postaci zagwarantowania tym stworzeniom choćby spokoju i w miarę godziwych warunków do życia. Wiedziała, że dobre traktowanie opłacało się czasami znacznie bardziej niż okrucieństwo, szczególnie, że na nie zawsze przyjdzie pora. Myśląc nad zamówieniem ponownie rozejrzała się po ogromnym pomieszczeniu, zaciągając się milionem apetycznych woni. "Oczy by jadły", jak mówi przysłowie, dlatego ruda postanowiła zażyczyć sobie mniej jedzenia na "teraz", a więcej na wynos, które zachomikuje w pokoju. - Pełny obiad, dużo świeżych bułek, powidła śliwkowe, kruche ciastka z cukrem i jak najwięcej winogron oraz jabłek. Będę wdzięczna za zapakowanie większości. - powiedział, spoglądając na każdego skrzata z osobna, a gdy te pognały rozochocone, by uszczęśliwić nową lokatorkę zamku, ona podeszła do Bena, siadając obok na taborecie. Akurat pierwsze danie pędziło w jej kierunku, co skwitowała szerokim, drapieżnym, acz sympatycznym uśmiechem. Zabierając się za napełnianie brzucha, ponownie przyjrzała się ręce Prefekta. - Chcesz się podzielić tą historią czy niekoniecznie? - zapytała między jednym kawałkiem mięsa, a ziemniakiem.
|
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Kuchnia Sro 01 Lip 2015, 21:41 | |
| Choć zachodził tu nie tak często, jak mógłby sobie tego życzyć, Ben lubił przebywać w kuchni. W życzliwej atmosferze, jaką stwarzały skrzaty, wśród ciepła i zapachów dochodzących z garnków i imbryków. Łatwo było tam chociaż na chwilkę zapomnieć o tym, że miało się jakiekolwiek kłopoty i troski. Albo że jakieś wredne Ślizgonki czekały, aż się zjawi. Siedząc ze skrzyżowanymi nogami przy skrzacim meblu zawierającym różne mniej lub bardziej niezbędne rzeczy, szarpał się dłuższą chwilę z supłem na nadgarstku, aż ustąpił. Na moment lekko zwrócił głowę w kierunku stażystki, która szybko odnalazła się w nowej sytuacji, zwracając się do stałych bywalców kuchni w sposób zupełnie normalny, bez cienia wzgardy czy wywyższania się właściwego pewnym próżnym czarodziejom. Jakby nie patrzeć dobry znak. Zarobiła tym sobie kolejnego plusika do kolekcji w niewidocznym kajeciku Wattsa. Choć na zwrot „zapakowanie” uśmiechnął się nieznacznie kątem ust, widząc już, jak pomaga zanieść to wszystko na górę. Nie był to problem, w żadnym razie – ot kolejna wycieczka schodami w górę. Przeniósł spojrzenie z powrotem na dłoń, ostrożnie odwijając kolejne warstwy materiału brudnego jak nieboskie stworzenie. Pani Pomfrey załamałaby ręce, gdyby to zobaczyła. Może i dobrze, że nie poszedł z tym do niej? Będąc przy ostatniej warstwie syknął cicho, kiedy bandaż odchodził od dłoni. Rany we wnętrzu dłoni i palców wciąż okazjonalnie krwawiły, gdy nie był ostrożny i nic, co robiła pielęgniarka, zdawało się nie mieć trwałego efektu. Niezwykle frustrująca sprawa. Tak samo jak różdżka, która wciąż nie chciała się do końca słuchać życzeń Krukona, dając się coraz mocniej we znaki swoim cichym buntem. - Smacznego – rzucił krótko, gdy zadowolona z życia Hristina zaanektowała sobie taboret po jego prawej i została uraczona talerzem z przyjemnie pachnącym obiadem. Można było zgłodnieć nawet, jeśli całkiem niedawno samemu się jadło. Zranioną dłoń oparł na udzie, wnętrzem do góry – nowa rolka bandaża niestety miała mały supełek trzymający ją w całości. Ślepy był, że nie zauważył? Kręcąc lekko głową, chwycił jego brzeg zębami, zwyczajnie nie mając chęci męcząc się z nim jedną ręką. - Hm? – mruknął, zerkając na rudą, która w aktualnej pozycji mogła patrzeć na niego z góry. Wrażenie było nieco osobliwie, zważywszy na fakt, że natura obdarzyła Bena wzrostem pozwalającym naturalnie górować niemal nad każdym spotkanym człowiekiem. - Szczerze? Niespecjalnie – przyznał na zadane pytanie, krótkim pociągnięciem zębami uwalniając wreszcie bandaż. - Najprościej rzecz ujmując, różdżka mi się zbuntowała i postanowiła to boleśnie podkreślić. Na szczegóły jestem zdecydowanie zbyt trzeźwy – dodał jednak, oferując w ten sposób choć minimalne wyjaśnienie. Ot tyle, by niepotrzebnie nie zagęścić atmosfery kategoryczną odmową. Już nie raz odpowiadał w ten sposób innym zainteresowanym, nie czuł się więc, jakby zmuszano go do odsłonienia tego, czego zwyczajnie nie chciał pokazywać. Zabrał się do pracy mającej na celu z powrotem osłonić rany, marszcząc nieco brwi w skupieniu. - Skąd właściwie jesteś? – spytał nagle po dłuższej chwili, gdy żadne z nich nie wypowiedziało ani słowa. Jedno zajęte obiadem, drugie czynnościami pielęgniarskimi. - Przewija się tu dużo akcentów, ale twojego nie mam do czego przypisać – dodał jeszcze, zwracając z powrotem spojrzenie na twarz stażystki. Sam nauczył się niwelować swój szkocki akcent nakazujący specyficznie zmiękczać oraz przeciągać samogłoski do absolutnego minimum i mówić tak, by nie dawać innym uczniom powodu, by śmiali się po kątach czy spoglądali ze zdumieniem. Do tej pory nie potrafił zrozumieć, co było takiego trudnego w rozumieniu tych drobnych zmian w języku mówionym, ale cóż. Dostosował się, nagiął lekko do społeczności, w której przyszło żyć większą część roku. A w domu na wakacjach i tak z powrotem mówił po swojemu. |
| | | Hristina Georgiew
| Temat: Re: Kuchnia Sob 11 Lip 2015, 22:30 | |
| - Mówisz? - odparła z uniesioną brwią i uśmiechem chochlika, który w pierwszej chwili wysyłał sygnały typu "bój się" lub "prepare for trouble and make it double". - W takim razie muszę cię niedługo zaprosić do mojego gabinetu i zapoznać z moimi najwierniejszymi przyjaciółmi - winem, wódką i rumem. Wiedzą o mnie tak dużo, że musieliśmy zacząć się przyjaźnić, bo zabicie, a tym samym rozbicie butelki zabolałoby mój portfel. Na sam koniec uśmiechnęła się, choć całość wypowiedzi była teatralnie poważna. Skoro Krukon już z miejsca przyznał się, że tylko przy pomocy alkoholu wyśpiewa wszystko jak leci - a Hristina należała do osób niesamowicie ciekawskich i nie bojących się niczego - to czemu by nie wykorzystać tej wiedzy? Nikt nie zmuszał, as sam wskoczył do rękawa, a kimże by była absolwentka Durmstrangu, gdyby nie skorzystała z uśmiechu losu. Nikt nie wytrzyma długo w starciu z jej zapasami rumu, sprowadzanego z samych Karaibów. Do tego wódka, przy której była niepokonana. W końcu dzięki czemuś otrzymała swoje chlubne przezwisko, które w pewnym momencie przeniknęło nawet do grona pedagogicznego(ba, przegrał z nią jeden z nauczycieli). Patrzyła jak Ben mocuje się z bandażem spokojnie zajadając wyjątkowo dobry obiad i po prawdzie nawet przez moment nie przebiegło jej przez myśl, by zaoferować pomocną dłoń. Gdyby było to potrzebne chłopak sam by poprosił, ona zdecydowanie nie należała do osób nadgorliwych, wręcz przeciwnie. Może dlatego tyle razy przymykała oko lub znosiła wyjątkowo nieprzyjemne sytuacje? Możliwe, choć jak wiadomo, wszystko miało swoje granice. Na drugie pytanie Wattsa odpowiedziała z lekkim opóźnieniem, albowiem władowała sobie do ust wyjątkowo pokaźną porcję, której przełknięcie zajęło więcej niż ułamek sekundy - jak to było w przypadku poprzednich. Próbowała to zignorować, ale gdy padło "pufała" - poddała się. Uniosła palec wskazujący, nakazując pięć minut czekania, a gdy w końcu uporała się obiadem odetchnęła. - Bułgaria, stolica, wspaniałość na mapie. - powiedziała, a od razu było widać po niej jak niesamowicie jest dumna ze swego pochodzenia. - Co prawda bliżej mi do kosmopolity niż patrioty, ale i tak uważam, że wspaniale trafiłam. Najbliżej mi do pirata, którego ojczyzną są dzikie głębiny i słony wiatr we włosach, ale póki co robię za szczura lądowo-powietrznego. Ponownie się zaśmiała, wzruszając ramionami. Odłożyła talerz i bez najmniejszego skrępowania rozejrzała się dookoła i porwała jeszcze jakąś świeżo obraną marchewkę niewielkich rozmiarów. Tak, nadal była głodna. Nikt nigdy nie umiał pojąć jak w takim małym ciałku mieściło się tyle jedzenia, a Hristina też nie potrafiła udzielić odpowiedzi na to pytanie. Po prostu jadła, dopóki nie była najedzona, co czasami równało się podwójnym porcjom, choć miała tez swoje ulubione dania, których ilość zatrważała największych obżartuchów. Trzeba mieć energię, by broić, pochłaniać wiedzę runiczną i znosić charakterne schody, prawda? - A ty? Z tego co wiem, nie tylko Brytyjczycy uczęszczają do Hogwartu, a ja niestety nie mam dostatecznej ilości doświadczeń, by rozpoznawać was po akcentach. Wiem tylko tyle, żeś nie Rusek, Polak ani Czech. Przez chwilę milczała, po czym spojrzała na Krukona z przymrużonymi oczami, podejrzliwie przekrzywiając głowę. - Chyba. Maskujesz się?
|
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Kuchnia Nie 12 Lip 2015, 16:14 | |
| W chwili, w której dostrzegł błysk w oczach Hristiny, Ben już wiedział, że ma kłopoty. Większość odebrałaby jego słowa jako subtelną prośbę o porzucenie tematu, a ruda z wdziękiem wwalcowała przez pozostawioną lukę, wyciągając palec i drocząc się – dźgnie, czy nie dźgnie? Choć wyraźnie nie miała problemu z zadawaniem nowych pytań, ciekawość stażystki nie była nachalna, czy niemile widziana. Zdawała się mimo wszystko wiedzieć, gdzie leżała granica, której nie należy przekroczyć i Krukon zauważył, jak mimowolnie rozluźnia się w jej towarzystwie, stając się nieco bardziej gadatliwym. Groziło to powiedzeniem kilku słów zbyt wiele, ale bez ryzyka nikt jeszcze niczego nie zyskał. Faktem pozostało jednak, że nawet przy obiecanym towarzystwie alkoholu, Wattsowi wcale nie paliło się do tej konkretnej opowieści, a wymyślanie fałszywej historii z miejsca odpadało – nie znosił kłamać, jeśli nie miał ku temu naprawdę dobrych powodów. Dużo łatwiej było w ogóle nie wspominać o pewnych rzeczach. Pozostawało wierzyć, że Hristina odgrażała się na darmo i szybko zapomni o tym nie-do-końca-zaproszeniu, albo upije się szybciej niż pan prefekt i nie zdąży o nic zapytać. Ha, pobożne życzenia! Kwestii najwierniejszych przyjaciół pozwolił przepłynąć gdzieś obok, choć traktowana całkiem poważnie, niosła ze sobą niepokojące wnioski – czyżby panna Georgiew nie potrafiła zbyt długo przebywać z tymi samymi ludźmi? A może tylko się droczyła? - Szkoda by było dobrych procentów – rzucił, przytakując niejako, że rozbijanie butelek zdecydowanie nie wchodziło w grę. No chyba, że akurat chrzciło się nowy statek, wtedy to co innego. Kątem oka zauważając, jak męczy się dłuższą chwilę ze zbyt dużym kęsem, uśmiechnął się tylko złośliwie, mówiąc jak gdyby nigdy nic: - Chyba cię za dobrze nie karmili w podróży. Przerwał na chwilę bandażowanie, przekrzywiając nieco głowę w wyrazie zainteresowania, gdy Hristinie wreszcie udało się wydusić to, co miała zamiar powiedzieć. Bułgaria, kraj europejski, który w czarodziejskim szkolnictwie podlegał pod Durmstrang, o ile go teraz pamięć nie myliła. Samo wspomnienie o morzach rozlało w brzuchu Krukona przyjemne ciepło – jak zawsze, kiedy słyszał wzmianki o rzeczach, które zwyczajnie uwielbiał. - Zawsze zazdrościłem swojemu przyjacielowi, że mieszka niedaleko plaży – zaczął, wracając do owijania dłoni - Jak u niego bywam na wakacje, z uporem maniaka zostawiam na noc otwarte okna, żeby słyszeć fale. Wrzaski mew nad ranem są skuteczniejsze od budzika. W jego głosie przebrzmiało coś rozbawionego, co odbiło się też na twarzy, wygładzając zmarszczki między brwiami. Pytanie o narodowość sprawiło, że uniósł wzrok, a napotykając podejrzliwe spojrzenie Bułgarki tylko rozciągnął usta w szerszym uśmiechu, czując gdzieś w trzewiach te same bezdźwięczne wibracje zastępujące mu śmiech. - Przenikliwość godna Sherlocka Holmesa, panno Hristino – rzucił, pochylając głowę w parodii przerysowanego ukłonu. - Ale powód jest bardzo, bardzo prozaiczny – dodał, wciskając koniec bandaża pod opatrunek w okolicy nadgarstka. Zamknął na chwilę oczy, marszcząc się w zabawny sposób, jakby próbował sobie o czymś usilnie przypomnieć. Dopiero po chwili, z wyraźnym zadowoleniem otworzył znów usta, mówiąc z akcentem który przeciągał samogłoski, zdawał się zjadać niektóre litery i zaciągał w sposób, jaki momentami sprawiał wrażenie zupełnie innego języka niż angielski: - Osoby, które nigdy nie mieszkały w Szkocji, mają ogromne problemy zrozumieć, jak mówimy po swojemu. Dlatego wygodniej dla wszystkich, jeśli się przestawiamy i nie powtarzamy każdego zdania po trzy razy. Na samym początku tak mnie to frustrowało, że ciągle chodziłem wściekły i odgrażałem się obdzieraniem ze skóry. Musieli mieć ze mnie niezły ubaw. Na sam koniec rozłożył lekko ręce w geście ni mniej, ni więcej a „tadam!”, obserwując reakcję stażystki. Choć mógłby, postanowił nie torturować jej dłużej, wracając z powrotem do tego sposobu mówienia, który dało się już zrozumieć bez większego problemu. - Właśnie dlatego. Również dobrze mógłbym mówić w obcym języku, większość zrozumiałaby z tego dokładnie tyle samo. W sumie na początku tak było – poluzował lekko krawat przy szyi, gdy ciepło w kuchni zaczęło się powoli robić uciążliwe dla osoby w pełnym mundurku. - Byłem jednym z tych wiecznie niezadowolonych, śmiesznych pierwszorocznych których nikt nie rozumiał, to się zawziąłem i nauczyłem gadać inaczej. Lepszy sposób niż odgrażanie się, że ich oskóruję i wrzucę do jeziora jako karmę dla naszej kałamarnicy, bo i tak nie łapali, co chcę im zrobić. |
| | | Hristina Georgiew
| Temat: Re: Kuchnia Nie 12 Lip 2015, 20:29 | |
| Hristina potrafiła czasem wyczuć, gdzie leży granica, ale jeśli raz potraktuje coś jako zaproszenie to tylko przebłysk sklerozy uratuje nieszczęśnika przed jej ciekawością. Była dociekliwa, cwana, uparta i skłonna do złamania tych czy owych zasad w imię tego, czego zamierzała się dowiedzieć. Alkohol alkoholem - w tej batalii wierzyła w swoje możliwości, ale zostawiała margines błędu na wypadek, gdyby na Wyspach trafił się jakiś przypadek umiejący pić lepiej od uczniów Durmstrangu. Jeżeli jednak nawet jej najlepsi przyjaciele niczego nie wskórają pozostawała ciężka, acz dyskretna artyleria - runy. Doskonale zdawała sobie ze wszelkich zalet oraz drzwi, które ten rodzaj magii otwierał. Nie wszystkie były fair, ale życie też nie gra czystymi kartami. Umiała sięgać po to, czego chciała, a nie zamierzała cofać się przez odruchy rodem z caritasu. Ani to do niej podobne, ani nigdy taka nie była. Może nie należała do tej grupy Durmstrangowców, którzy najchętniej skąpali by świat wiecznym chaosie, ale i tak hogwardzkim aniołkiem nie była. Wystarczyłoby spojrzeć na jej ostatniego faceta, by mieć połowiczny obraz osobowości jaką skrywała dziewczyna za swoimi urokliwymi, brązowymi oczami. Była sympatyczna, humorystyczna, towarzyska i tolerancyjna, ale nie należało widzieć jej tylko przez ten pryzmat. Uśmiechnęła się lekko i wzruszyła ramionami, zerkając na góry naczyń gotowych do zapełnienia i przetransportowania do Wielkiej Sali. Niedługo powinna się stąd ewakuować, bo znowu odezwie się "mały" głód w jej wnętrzu i zażąda babcinych dokładek. - Fakt, dalekie to było od moich marzeń i porcji adekwatnych do pojemności mojego baku - poklepała swój brzuch, łapiąc jeszcze jedną z ciepłych bułek, których siostrzyczki w obfitej ilości właśnie pakowali do sporego koszyka - zapewne tego, który weźmie niedługo do swojego pokoju. - ale jak widzisz, nadrabiam, choć resztki dobrego wychowania powstrzymują mnie przed pochwaleniem się swoimi prawdziwymi możliwości i pozbawienia jednego z domów obiadu. Wgryzła się w chrupiące i niesamowicie pysznie pachnące pieczywo, na moment przymykając oczy z wyrazem błogości na ucieszonej twarzy. Wsłuchiwała się w słowa Bena, gdy wspominał o swoim przyjacielu i przez myśl przemknęło jej, że chyba znalazła kompana do morskich wycieczek, gdyby nie było nikogo innego. Oby tylko Krukon nie przegrał tej sprawy, bo będzie musiała go pozbawić swego doborowego towarzystwa. Kiwała tylko głową w pełnym zrozumieniu dla uwielbienia wybrzeży i kołysanki w postaci szumu fal. Sama czasami tak robiła, gdy nadarzyła się sposobność, wyobrażając sobie, że znajduje się na pokładzie olbrzymiego statku pod banderą jolly rogera, oczywiście z kapitańską czapką na głowie i Vladem w roli papugi. Ciekawe czy dałby sobie założyć na jedną z nóżek imitację drewnianej nogi. Kiedy Pan Prefekt przemówił z kolei swoim rodzimym akcentem aż rozszerzyła oczy, orientując się jak kolosalna była to różnica. Przez bite dwie minuty siedziała w milczeniu, ze ściągniętymi brwiami próbując odszyfrować jego szkocki komunikat i niektóre słowa nawet brzmiały znajomo, ale całość wypowiedzi stanowiła łamigłówkę mogącą strzec wejścia do którego z Pokoi Wspólnych. Musiała mimo wszystko przyznać, że pasowała mu ta "barbarzyńska mowa" - jak ją nazwała w myślach, przyrównując do brytyjskości, z którą do tej pory się stykała. Nadawała jakiejś drapieżności, która wspaniale współgrała z rysami twarzy Bena, przyjemnym chłodem oczu i nordyckim blondem czupryny. Nie wspominając o postawie goryla z klanu McKilt. - ...Nie obraziłeś mnie teraz, prawda? - spytała ponownie używając teatralnej podejrzliwości, po czym wstała z miejsca, widząc jak skrzaty pędzą z jej pakunkiem. - Mimo wszystko, jeśli wykażesz się cierpliwością możesz przy mnie tak częściej mówić - pasuje to do ciebie, pani Prefekcie. Puściła mu oko, a przy odbieraniu koszyka, dodała jeszcze: - No i oswoję się z większą ilością akcentów, wiedzy nigdy dosyć, szczególnie tej praktycznej. Wracamy? Zanim ja znowu zgłodnieję, a ty się rozpuścisz.
|
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Kuchnia Nie 12 Lip 2015, 22:08 | |
| Wszystko co dobre, prędzej czy później musiało zbliżyć się do końca – a jak to bywa z przyjemnie spędzanym czasem, jak na złość mija dużo szybciej. Szybkie, stanowcze odsunięcie od siebie myśli o potencjalnej popijawie i jej konsekwencjach wystarczyło, by Krukon przestał się na razie przejmować czymś, na co w tej sytuacji nie miał wpływu. Nie niosło to ze sobą nawet krztyny sensu, a niepotrzebnie zatruwało umysł, odsuwając go od teraźniejszości. Samo uciekanie w obrazy stworzone przez wyobraźnię nie było złe – Ben po prostu starał się, by nagle nie dać im wyższego priorytetu w stosunku do realnego świata. Czasem spirale własnych myśli oraz przewidywań okazywały się dużo bardziej destruktywne niż jakakolwiek moc istniejąca w magicznym, lub nie-magicznym świecie. Być może stanowiło to część powodu, dla którego tak bardzo zafascynowała go magia umysłu. - Jeśli tylko to cię powstrzymuje, to się nie krępuj, u nas nigdy nie brakuje jedzenia – rzucił ni to z rozbawieniem, ni to swego rodzaju podziwem dla czarnej dziury, która najwyraźniej zagnieździła się w żołądku Hristiny. Jak tak dalej pójdzie, to okaże się, że jadała więcej niż Ben i Sam razem wzięci, a to jednak o czymś świadczyło, sądząc tylko po ich gabarytach. Z zadowolonym błyskiem czającym się gdzieś na dnie jasnych oczu, prefekt obserwował reakcję stażystki na swoją rodzimą mowę. Zgodnie z przewidywaniami najpierw wpadła w wyraźną konsternację, później usiłując wyłapać ze zlepku akcentowanych słów, co się właściwie do niej mówiło. Skupienie, które ściągnęło jej twarz, zostało przywitane z bezgłośną aprobatą, w mentalnej tabelce obok imienia panny Georgiew stawiając kolejnego plusika. Była na dobrej drodze do wygrania sobie u prefekta Krukonów czegoś więcej niż przelotna, powierzchowna sympatia, jeśli koniunkcje sfer nie doprowadzą nagle do jakiejś nieodwracalnej katastrofy. - Gdzież bym śmiał – odparł całkowicie poważnym, może nieco zbyt poważnym tonem. Na kolejne słowa rudowłosej brwi Bena momentalnie podjechały nieco do góry, pozostawiając jego twarz w wyrazie zaskoczenia na dłuższą chwilę. Taka prosta rzecz, pozornie bez większego znaczenia, a smagnęła ciepłem kark, wprawiając w jakieś niejasne zakłopotanie. Kiwnął głową, przełykając mocniej ślinę i rzucił jeszcze: - Odprowadzę cię pod gabinet. Szkoda, żebyś się gdzieś zgubiła i wylądowała w schowku pierwszego dnia.
[z/t x2] |
| | | Sergie Lémieux
| Temat: Re: Kuchnia Nie 26 Lip 2015, 13:10 | |
| Cisza panowała w całych lochach. Kolacja trwała, nawet Ślizgoni i Puchoni nie kręcili się w okolicy. Można sądzić, że nie było tutaj żywego ducha. Martwego także. To idealny czas na odwiedziny w kuchni, gdzie skrzaty pracowały właśnie nad deserami. Potrawy mięsne z pewnością jako pierwsze zniknęły już ze stołu. Sergie podszedł do tajnego przejścia i podrapał "gruszkę." Obraz otworzył im dalszą drogę. Można spytać... skąd nowy Gryfon o tym wiedział? Prawda była taka, że już raz odwiedził to miejsce na początku roku szkolnego z uroczą Panną Vane. To była szalona, ciekawa, dziwna i dwuznaczna noc. Jeśli "dwuznacznością" można określić ich całą konwersacje. Blondyna nawet ciekawiło co dzieje się teraz z Jasmine. Nie miał okazji pooglądać jej na meczu. A szkoda. -Skrzaty może nas nie zaatakują z powodu przeszkadzania im w pracy. Zażartował, gdy weszli do kuchni. Uderzył ich zapach smacznych dań. Ale w szczególności czekolady. Kotka zapewne już szalała czując i widząc to wszystko. Gryfon machnął swoją różdżką z pióra feniksa i przelewitiwał do siebie kubek z sokiem dyniowym. -Chyba podkradnę trochę słodyczy i podrzuce Francisowi, oraz Ericowi. Uśmiechnął się. A dlaczego im? Praktykant mimo wszystko był dobrym znajomym sprzed lat o podobnych zainteresowaniach, a ten drugi najlepszym kumplem Francuza z Gryffindoru. Sergie cieszył się, że w końcu trafił na ludzi, którzy mają gdzieś jego pozycje i majątek. Teraz był zwykły jak reszta. No prawie. Nie licząc wyróżnienia jakim jest członkostwo w Seminarium. |
| | | Melanie Moore
| Temat: Re: Kuchnia Pon 27 Lip 2015, 15:50 | |
| No i kolejna jakże wspaniała wizyta w kuchni. Jedno z jej ulubionych miejsc w całym Hogwarcie, odwiedzane nie jednokrotnie. Może liczba wizyt w tym przekroczyła już 100 biorąc pod uwagę uwielbienie Melanii do jedzenia oraz słodyczy, które przygotowują im każdego dnia skrzaty o każdej porze dnia i nocy. To tak jak całodobowy sklep mugolski, ale tutaj nie trzeba płacić wszystko dla uczniów jest w końcu za darmo. To jest istny raj dla łakomczuchów. Gdyby tak Puchonka przyznała się do swoich licznych grzeszków żywieniowych pewnie by jej nie uwierzył, tyle móc w siebie wepchnąć, a być szczupłą. Oj, nieliczni mają takie szczęście i tylko nieliczni korzystają z tego niesamowitego przywileju. -Nie raczej nie. Już mnie tutaj znają, nie raz nie dwa tutaj byłam. Jednak zawsze z tą dozą niepewności czy ich nie wkurzę - odpowiedziała mu z uśmiechem na twarzy. Chociaż kiedyś dostała małą nauczkę, ale taką, że nie musiała się nią przejmować. Za to za każdym razem i tak traktuje to ja niebezpieczne zadanie, które może się skończyć różnie i ta cała atmosfera skradania. Warto, to jest dodatkowa frajda. -Tutaj zawsze tak przecudownie pachnie - zaciągnęła się mocno tymi wszystkimi aromatami, z jakimi miały teraz do czynienia jej receptory zapachowe. Mięso, pieczywo, czekolada, ciasta, owoce. Wszystko na raz i jak tutaj się zdecydować na jedną konkretną przekąskę? Wyciągnęła różdżkę z kieszeni i przywołała do siebie kawałek ciasta cytrynowego z lodami. Kolejne kalorie! Warto, tak bardzo. Usiadła sobie przy stole, dosłownie na jego krawędzi bo miejsca za wiele nie było. Mogła się nacieszyć ciastem, chwyciła srebrną łyżeczkę do dłoni i obserwowała Sergie. -Ostatnio też podkradałam tutaj słodycze. Tona ciastek i pianek - machnęła łyżeczką - W za każdym razem jak tutaj jestem ostatecznie decyduje się na coś słodkiego - powoli nabrała na łyżkę kawałek ciasta i zasmakowała, można naprawdę odpłynąć. Gdy przełknęła ten kawałek spojrzała jeszcze raz na towarzysza - Chcesz spróbować? Naprawdę pyszne |
| | | Sergie Lémieux
| Temat: Re: Kuchnia Pon 27 Lip 2015, 21:12 | |
| Obserwując te wszystkie skrzaty, Sergie'mu przypomnieli się kucharze z Akademii. Tam woleli prace ludzkich rąk, niż... tych istot. Francuz osobiście niczego nie miał do skrzatów. Jeden nawet służy na ich zamku. Arcadias po prostu uwielbia go dręczyć. Ale ten człowiek to staroświecki staruch z brakiem szacunku do wszystkiego co mniejsze od niego. -One raczej nie skrzywdziłyby uroczego głodomora z sympatycznym uśmiechem. Powiedział samemu uśmiechając się na tyle szeroko, aby pokazał zęby, lecz po chwili opuścił wzrok. -Podobno słodycze są niezdrowe. I czemu uczniowie nie pchają się tu "drzwiami i oknami", skoro wszystko za darmo? Według mnie jest jakiś haczyk. Zaśmiał się i zerknął w końcu na Melanie. Jej propozycja wydawała się w gruncie rzeczy kusząca, dlatego zrobił parę kroków w jej stronę. -Oui. Chyba będzie dobre...- Zaczął chwytając łyżke i smakując kawałka tortu. Jednak w jego przypadku przełknięcie tego przyszło z trudem. -...jeśli usunie się z tego smak cytryny. Jestem wybredny. Dokończył i oparł się o ściane zakładając ręce na piersi. Był może pół metra od niej. -Więc uczysz się w Hogwarcie 7 lat? Jak to jest spędzić w tym miejscu kawał życia? Spytał dla zagajenia rozmowy.
Sorry za jakość, kuzyn jest i ciężko się skupić ;-; |
| | | Melanie Moore
| Temat: Re: Kuchnia Sro 29 Lip 2015, 16:49 | |
| Praca ze skrzatami wydaje się być nawet fajnie. Przyjemnie się patrzyło na nie, jak tak biegają po całej kuchni i pichcą dania dla uczniów. Ciekawe czy miewają małe wypadki w takcie gotowania, tyle ich tutaj jest, pogubić się można. Mel na pewno nie byłaby wstanie zapamiętać ich imion. za każdym razem gdy tutaj jest ma wrażenie jakby pojawiły się nowe skrzaty, a może tak właśnie jest? Nie wnikała w to. -Bo ja wiem. W sumie to co mogłyby nam zrobić hm? Chociaż czarować też potrafią - gdy mówił o uroczym głodomorze miał na myśli rudą, nie... to niemożliwe. Taka nie pewność ją trochę rozstroiła, ale uśmiechnęła się delikatnie. -Jakie nie zdrowe? Co dobre, nie może być niezdrowe. Spójrz na mnie, żywię się słodyczami i jestem zdrów jak ryba. Jeśli chodzi o to drugie.. to sama nie wiem. Najważniejsze by tutaj w ogóle dotrzeć, domyśleć się jak wejść i nie rozmyślać o tym, że może Cie spotkać za to jakaś kara - odpowiedziała tak bez zastanowienia w sumie. Wymachiwała tak łyżeczką przez chwilę. Do tej pory nigdy się nie zastanawiała jak jest, że trudno tutaj faktycznie kogoś spotkać jak już zajdzie w to miejsce. Ewentualnie z kimś, to już prędzej. Za pierwszym razem ona sama się trochę obawiała jak to się skończy, na szczęście było dobrze to też nie zniechęciło ją do tego by częściej zaglądać do kuchni. Ciekawa reakcji chłopaka na smak ciasta, przyglądała się jego każdemu ruchowi w tej chwili i twarzy. Z uśmiechem do tego wszystkiego, miała nadzieję, że posmakuje mu tak samo jak i jej. Jednak trochę się zdziwiła - Co? O czym Ty bredzisz? Jest wyśmienite - odpowiedziała lekko zirytowana. Mówić, że należałoby się pozbyć smaku cytryny? Z ciasta cytrynowego? No serio... Wbiła swoją łyżeczkę w ciasto by nabrać go trochę i jakby ze złością ten kawałek zjadła. -Kawał życia? Mając 17 lat, można powiedzieć, że nawet połowę.. prawie. Jak dla mnie to miejsce jest niesamowite, czasem mam dość tych murów. Jak sobie pomyślę, że to ostatni rok tutaj.. trochę szkoda, bo się przywiązałam. Może nie tyle co do samych lekcji, ale no.. rozumiesz chyba? - trudno było jej określić ten rodzaj przywiązania. Jak każdy uczeń cieszyła się z wakacji i tylko na nie czekała, ale po tym co się jej przytrafiło jej myśli wolała ukierunkować tutaj. Przyszłości jeszcze się obawiała, zresztą nadal tak jest. Hogwart mogłaby nazwać drugim domem, który żyje i zawsze może tutaj na kogoś liczyć, wszystkie więzi jakie tutaj zawarła, szkoda by było je zaprzepaścić. Bo jej życie dopiero się zaczyna. Powoli już kończyła swoje ciastko, już nie wiedziała co mogła robić tu dłużej. Nie żeby towarzystwo Sergie'a ją nudziło, ale zrobiło się naprawdę późno. Wstała od stolika -Na mnie już pora. Nie ma to jak zdrowa kolacja. Do zobaczenia - dodała i machnęła chłopakowi na pożegnanie, wychodząc z kuchni. Zapewne on za chwilę sam wyjdzie, zaraz po niej.
z/t
Ostatnio zmieniony przez Melanie Moore dnia Pią 31 Lip 2015, 23:14, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Sergie Lémieux
| Temat: Re: Kuchnia Sro 29 Lip 2015, 21:50 | |
| -Skrzaty to potężne istoty! Są niebezpieczne! Latami mogą obmyślać sposoby uśmiercenia czarodzieja! Zażartował, a jeden ze wspomnianych istot, spojrzał na niego jak na kretyna. Chyba wersja Gryfona mijała się z prawdą. Tak troszeczkę. -Jak można żywić się jedynie słodyczami? Ja bym nie dał rady bez ryby, mięsa... owoców. Dodał z nutką żartobliwości, chociaż raczej była to cała symfonia. Sergie miał dzisiaj dobry nastrój. A to miła odmiana. Szczególnie, gdy współlokatorzy Francuza mogą potwierdzić, że ostatnio... przez cały miesiąc było z nim nienajlepiej. I to tylko dzięki motywującej koryspondencji z Ericiem, Lémieux postanowił to zmienić na dobre. Spoglądał na nią z niepewnością, jakby po skomentowaniu ciasta, Melanie miała użyć tej łyżeczki do zadania mu bólu. Jednak tak się nie stało. -Zależy od gustu, moja droga. Równie dobrze, ja mogę lubić coś czego Ty natomiast nie... Napomknął i westchnął. -Sam nie wiem. Ja edukacje w poprzedniej szkole zakończyłem rok szybciej. Natomiast Hogwart będzie dla mnie jedynie tym ostatnim rokiem. Uśmiechnął się delikatnie i przeszedł parę kroków do przodu. Wsłuchał się w odgłosy idących korytarzem uczniów. Kolacja się skończyła. Czyli było późno i czas znikać. -Uważaj na siebie, Melanie. I do zobaczenia.- Kiwnął głową i jakby nigdy nic... skierował się do Wieży Gryffindoru.
Z/t |
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Kuchnia Nie 20 Wrz 2015, 16:33 | |
| /pozwolenie na bilo od Jas
Do miejsc w Hogwarcie, w jakich można było spokojnie się pouczyć, zdecydowanie nie należała kuchnia, a jednak to właśnie tam wylądował prefekt Ravenclawu, ściskając pod pachą stary, nieco wyświechtany podręcznik transmutacji. Przeczytał go w całości, ale praca nad własnymi zaklęciami wymagała odświeżania wiadomości z poprzednich lat, braku pomijania szczegółów, które mogły umknąć zawodnej pamięci. Bo właśnie tym między innymi zajmował się pan Watts w swoim wolnym czasie – kombinował nad nowymi formułami, szukając rozwiązań, których wcześniej nie miał okazji zaobserwować chłonąc regularną, powszechną wiedzę. Transmutacja była bardzo wdzięczną dziedziną, pozwalającą na dużo kreatywności oraz swobody i może dlatego od samego początku tak bardzo przypadła do gustu Krukonowi. Tylko jak tu w spokoju czytać, kiedy męskie dormitorium aktualnie przypominało strefę wojny po tym, jak komuś odpaliło pudło fajerwerków, a w pokoju wspólnym wrzało jak w ulu? Jak na złość w bibliotece też coś się działo, ale Ben zdążył uciec, zanim pani Pince mogła go zawołać do pomocy – zwykle nie miał z tym żadnego problemu, ale dzisiaj chciał mieć trochę czasu dla siebie. Jak na złość wszystkie jego zwykłe miejsca, które okupował chcąc poczytać, były zajęte lub w pobliżu biegały grupy rozwrzeszczanych uczniów. Zacisnął tylko zęby, odpychając rosnącą irytację i podjął cokolwiek dziwaczną decyzję, by zejść do kuchni. Szum skrzaciego krzątania jawił się jako dużo atrakcyjniejsza perspektywa niż towarzystwo innych ludzi, kiedy szukał spokoju. Od razu poprawił mu się humor, gdy znalazł się w ciepłym, przyjemnie pachnącym pomieszczeniu – uprzejmie zapewniając skrzaty, że chciałby zająć tylko jeden z wolnych kątów i posiedzieć w spokoju, został uraczony kubkiem herbaty z syropem malinowym i tacką kruchych ciastek. Nawet jeśli mówił, że nie jest głodny, ciężko oprzeć się jeszcze ciepłym słodyczom... Czytanie tutaj chyba nie było tak bardzo złym pomysłem. Właściwie więcej niż dobrym, byleby tylko nikomu innemu nie wpadło do głowy, żeby przyjść do kuchni. |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Kuchnia Nie 20 Wrz 2015, 17:25 | |
| Wszystko jednak wskazywało, że i w kuchni nie będzie miał nawet krztyny swobody w nauce, gdyż co chwilę ktoś wchodził i wychodził, a skrzaty niemiłosiernie się tłukły zmywając czarami naczynia. Jednak takie dźwięki o dziwo były przyjemne i pomagały w skupieniu, w przeciwieństwie do jakichkolwiek rozmów, nawet tych szeptanych. Krukoni należeli do tej specyficznej jednostki, którą potrafiło wytrącić z równowagi i skupienia nawet zwykłe szuranie krzesłem. Tak przynajmniej uważała większa część Hogwartu.
Porunn weszła do kuchni po jakimś czasie. Z początku nie zauważyła obecności jej ulubionego chłopaka, Bena Wattsa, który schował się za górą naczyń przygotowanych do zmywania. Sama zaś zaczęła się krzątać i hałasować, szukając po szafkach czegoś, co nie było podane podczas kolacji. Słodyczy. Ostatnio skończyło jej się ostatnie już opakowanie Fasolek, a do Hogsmeade nie miała zamiaru iść o tej porze – chociaż nie był to jakiś problem, biorąc pod uwagę fakt, że dosyć często ostatnio szwędała się po nocach. Musiała jednak trochę zwolnić biegi i ciągoty do łamania szkolnego regulaminu, a powód był jasny i prosty; jej ojciec zaszczycił Hogwart. Niestety, ale nie była to najlepsza wiadomość tego wieczoru, ale cóż zrobić. Najpierw musiała zamordować Morgana za zaciągnięcie jej siostry do Zakazanego Lasu, a później zastanowić się co zrobić z Vincentem, jednak to już była trochę bardziej skomplikowana sprawa. Na dzień dzisiejszy miała wszystkiego serdecznie dość, a przede wszystkim ludzi. Czasami nawet i ona miała dość, chociaż nigdy po sobie tego nie pokazywała, biorąc pod uwagę jej nieco choleryczny i wybuchowy charakter. W końcu jednak znalazła to, czego szukała. Fasolki. Usiadła więc przy stole i wysypała parę na blat, zaczynając rozdzielać wszystkie kolorami. Już się dawno nauczyła, że te najbardziej żółte wcale nie smakowały cytryną, a te czarne w dziewięćdziesięciu procent przypadków smakowały lukrecją, albo węglem. Nic nie było wtedy lepsze, jak wyplucie świństwa i zaryzykowanie ponownie. I tak dalej, aż nie zachce się wymiotować. I siedziała więc w ciszy, segregując słodycze, przebywając myślami daleko, daleko. Aż nie usłyszała kichnięcia. Podskoczyła aż, a słodycze rozsypały się po podłodze, co wprawiło dziewczynę w niesamowity zawód, który zaraz zamienił się we wściekłość. Podniosła się, odsuwając krzesło tak, że narobiło niesamowicie dużo hałasu przewracając się na posadzkę. Uderzyła dłońmi o blat i zmarszczyła brwi. I wtedy go rozpoznała. Tę blond wygoloną łepetynę i niesamowicie wkurzającą twarz. Watts. - Czy ty możesz? – syknęła przez zaciśnięte zęby. Dlaczego zawsze, ale to zawsze trafiała na niego w najmniej oczekiwanym momencie? Miała wrażenie, że ostatnim czasem byli na siebie niemalże skazani. I albo Drops to ukartował, albo po prostu miała pecha, niesamowitego pecha. |
| | | Ben Watts
| Temat: Re: Kuchnia Nie 20 Wrz 2015, 17:25 | |
| Prawo Murphy'ego głosi: jeśli coś ma pójść źle, to pójdzie jeszcze gorzej. Idąc do kuchni, Ben liczył się z konsekwencjami przebywania w pomieszczeniu, które lubili odwiedzać uczniowie – właśnie dlatego wybrał dla siebie miejsce na uboczu, niedaleko stert naczyń porozkładanych na długich stołach, by wykorzystać je jako swego rodzaju kamuflaż. Wszyscy wchodzący i wychodzący po chwili goście nie zwracali uwagi na przycupniętego prefekta Krukonów, który od czasu do czasu sięgał po kubek z herbatą, czy jedno z ciastek ułożonych na małej, srebrnej tacce. Choć czytana przez niego książka miała już swoje lata, ostrożnie strzepywał z niej okruchy, jeśli jakiś postanowił się zawieruszyć i upaść na stronę. Nic nie zwalniało z dbałości o woluminy, a Watts lubił w jakiś sposób oceniać ludzi na podstawie tego, jak szanowali swoje książki. Nie potrafił mieć dobrego nastawienia, jeśli czyjeś podręczniki wyglądały, jakby przebiegło po nich stado hipogryfów, a potem pies Hagrida przeżuł i wypluł. Nie odrywając wzroku od linijki tekstu, którą właśnie czytał, Ben bezwiednie sięgnął do brzegu cienkiego golfu ukrywającego siniaki na szyi – w kuchni było ciepło, a on jeszcze popijał herbatę. Krukon celowo zostawił na skórze tę niemiłą pamiątkę po palcach Porunn, jako swoiste przypomnienie – Nie bądź naiwny, bo źle na tym wyjdziesz. Śliwkowe ślady na jasnej skórze ciężko było ukryć, by nikt nic nie zauważył, ale chłopak uważał to za potrzebną lekcję. Zawsze tak skutecznie uczył się na własnych błędach, teraz w szczególności nie mógł zrobić wyjątku. Nie, skoro w odpowiednich okolicznościach mogło go to kosztować życie. Odetchnął powoli, pocierając wilgotniejącą od potu skroń i nie zwracając większej uwagi na otoczenie, zajął się swoją lekturą. I wszystko prawdopodobnie byłoby dobrze, gdyby nagle nie kichnął – kręciło go w nosie i drapało w gardle od czasu pamiętnej kąpieli na zajęciach magii niewerbalnej. Zamiast zwykłego Na zdrowie! zwykle rzucanego w takich momentach przez uprzejme skrzaty, uszu Bena dobiegł huk przewracanego krzesła i obrzydliwie znajomy głos. Talerze podskoczyły nieco, kiedy Fimmelówna walnęła dłońmi w stół – kubek z herbatą Krukona pewnie by się przewrócił, gdyby nie chwycił go za ucho w odpowiednim momencie. - Gorzej ci? – rzucił w pierwszym odruchu z wyraźnie wyczuwalnym rozdrażnieniem, po czym jednym łykiem wypił do końca to, co zostało na dnie. Słodki malinowy syrop aż mrowił w język. - Kichnąć już nie można? Jak ci to przeszkadza, podziękuj ciotce – dodał, posyłając Ślizgonce nieprzychylne spojrzenie, mówiące ni mniej ni więcej a umrzyj, dlaczego ja?, a także goń się, Fimmel. Czy chciał z nią przebywać w jednym pomieszczeniu? No pewnie, że nie. Wspomnienie tego, co zrobiła, gdy wpadł na nią na obrzeżach Zakazanego Lasu wciąż było bardzo świeże, a jego namacalne ślady widoczne, gdyby opuścił golf. - I sprzątnij po sobie, w domu też tak masz? Towarzystwo Porunn miało to do siebie, że złośliwostki z dziecinną łatwością spływały prefektowi z języka, a on sam stawiał się w stan gotowości do odparcia ewentualnego ataku. Gdyby musiał, w akcie desperacji pewnie nie zawahałby się zatłuc dziewczyny czytanym podręcznikiem. Szybko dane mu było sprawdzić, co zrobiłby w sytuacji potencjalnie niebezpiecznej, kiedy Ślizgonka z mordem w oczach zaczęła okrążać stół, żeby przejść na drugą stronę, gdzie spokojnie przycupnął sobie wcześniej Watts. Mając w pamięci siłę z jaką naciskała na tchawicę prefekta, trudno by ten zachował stoicki spokój, gdy dzwonki alarmowe zaczęły mu wyć w uszach – zupełnie odruchowo chwycił za opróżnioną tackę po ciastkach, mniej lub bardziej celnym rzutem posyłając ją Porunn prosto w twarz. |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Kuchnia Nie 20 Wrz 2015, 17:26 | |
| Spoglądała na Wattsa, starając się przy okazji zrozumieć dlaczego żywiła do niego taką wielką nienawiść. Gdyby ktoś rzucił jej to pytanie prosto w twarz, nie miałaby pojęcia tak naprawdę co odpowiedzieć, tak po prostu. Jego jasne ślepia doprowadzały ją do szału, sprawiając, że miała ochotę rzucać w niego wszystkim, co miała pod ręką. Jednak było w nich coś, co sprawiało, że patrzyła w nie tak długo, jak tylko mogła. Arogancja, nieme wyzwanie wręcz z nich wołało, a ona nie mogła znieść faktu, że gdy była w jego pobliżu, to całe jej opanowanie szlag trafiał. Najchętniej wyciągnęłaby różdżkę i posłała do wszystkich diabłów, jednak z drugiej strony byłoby jej żal, gdyby zniknęła jej ulubiona zabawka w postaci tegoż człowieka. - Ciotka cię urządziła, przyznaję, chociaż nie jestem z tego powodu zadowolona. To powinnam być ja – powiedziała, po czym wzruszyła ramionami, jakby to średnio ją cokolwiek interesowało. No cóż, sama nie była dobrze potraktowana przez swoją ciotkę podczas zajęć z magii niewerbalnej. Miała wrażenie, że jeszcze przez trochę będzie wspominać pamiętne zaklęcie, które niemal sprawiło, że się udusiła. W porę jednak zostało zdjęte, a ona mogła wziąć normalny, głęboki wdech. Czuła się wtedy tak, jakby ktoś oblał ją zimną wodą w gorący dzień; nie zaprzeczała, było to naprawdę bardzo ożywcze. Co gorsza, miała ochotę jeszcze raz przejść przez taką szkołę, jaką zaserwowała jej Ingrid. Pozostawała jednak przy nadziei, że chora psychicznie urzędniczka ministerstwa nie stosowała czarno magicznych zaklęć na Arii. Gdyby o czymś takim się dowiedziała, to raczej nigdy by jej nie wybaczyła. Wychodziła z założenia, że jeśli ktoś mógł dotykać w jakikolwiek sposób, czy to krzywdzący, czy też nie, jej siostry bliźniaczki, to tylko i wyłącznie była to Porunn. To samo jednak tyczyło się Bena. Ciotka podniosła rękę na kogoś, na kogo nie mogła. Sprawiła, że poczuł ból nie z tej ręki, której powinien. To mocno ją ubodło na duchu, jednak nie mogła nic zrobić. Czuła jednak ogromną złość z tego powodu, ponieważ nikt, NIKT nie miał prawa robić Benowi tego, co powinna robić tylko i wyłącznie Porunn. Jednak była spokojna. Zemści się, jednak powoli, wszystko w swoim czasie. Nie była głupia, żeby wchodzić w paszczę lwa zupełnie nieprzygotowanym. - Nie martw się, pozbieram to, co rozsypałam – prychnęła, po czym dodała marszcząc przy tym brwi: – Nie bądź taki arogancji i kozacki, bo to, że jesteś wyższy ode mnie o ponad głowę, nie świadczy o twojej wyższości nade mną – warknęła, zaciskając pięści. Przez chwilę spoglądała na niego rozeźlona, a następnie przewróciła oczami, po czym postanowiła okrążyć stół i zacząć zbieranie fasolek, które wysypała od strony Bena, które nieszczęsne poleciały prosto pod jego nogi. Postanowiła, że im szybciej zacznie sprzątać właśnie z tej strony, to prędzej się ulotni z zasięgu chłopaka. Nie będzie wtedy narażona na wybuch gniewu, do którego zazwyczaj ją doprowadzał, nawet nie wiedząc czego dokładnie była to zasługa. Nim jednak się schyliła, żeby zacząć zbierać fasolki, zauważyła jak srebrna taca leci prosto na nią. W ostatniej chwili udało jej się zasłonić twarz rękami. Pech jednak chciał, żeby miała krótki rękawek, dzięki czemu naczynie uderzyło się prosto o odsłoniętą skórę. Przez chwilę nic się nie stało. Porunn stała lekko zszokowana, spoglądając na zmianę na ręce i Bena. W końcu jednak warknęła, gdy z lekkim opóźnieniem jej podatność na srebro, które nabyła dzięki zarażeniem się likantropią, zaczęło działać. Jej skóra na przedramionach zaczęła powoli czerwienieć i się łuszczyć, jakby niedawno miała kontakt z ogniem. - Coś narobił!? – warknęła z przerażeniem wymalowanym w oczach, po czym nie czekając na jego reakcję, cokolwiek, po prostu puściła się pędem w kierunku wyjścia z kuchni. Musiała pobiec do łazienki, jakoś zakryć rany, cokolwiek. Nikt nie może się dowiedzieć. Pech chciał, żeby o tej porze łaziła sobie w krótkim rękawku. Pięknie. W dodatku ból był nie do zniesienia. Miała wrażenie, jakby położyła ręce na rozżarzonym podłożu u czekała, aż spłonie cała żywcem. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Kuchnia | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |