|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Gość
| Temat: Re: Kuchnia Pon 04 Lip 2016, 02:10 | |
| Zwinął cały słoik ciastek z toffi zanim opadł na krzesło które uczynnie odsunęła mu Krukonka. Odstawił ostrożnie swoją torbę z książkami i innymi pomocami naukowymi, jakby w środku miał coś niezwykle kruchego, zanim utkwił w niej spojrzenie swoich intensywnie błękitnych tęczówek w oczekiwaniu na odpowiedź. Gęba wciąż radośnie mu się śmiała, aż do momentu w którym wspomniała o zaginięciach. Wtedy się mimowolnie skrzywił i utkwił spojrzenie w słoju. Jego to nie bawiło. Ani troszeczkę. Zaginięcia go przerażały. Widmo wojny paraliżowało. Nie ma mu się co dziwić, wszakże nie tak miało być. Miał dożyć spokojnej starości u boku kochającej kobiety. Jego siostra też miała dożyć tej spokojnej starości i na utęsknionej emeryturze będą spotykać się co niedzielę na obiadkach. No chyba, że nadal będzie z tym nieznośnie jazgotliwym Włochem... Wtedy nie będzie rodzinnych obiadków, ale będą utrzymywać kontakt listowny. W każdym razie... wojna mogłaby to skomplikować. Mogłaby te plany dość boleśnie unieważnić w ułamek sekundy. A on nie tego chciał od życia. Już i tak na dobrą sprawę jego życie wisiało na włosku. Wystarczy tylko żeby rodzinny sabat ściągnął go z powrotem. Albo, co gorsze, kazano by mu przystąpić do pojedynku z Audrey. Wtedy miałby pięćdziesiąt procent szans na przeżycie. Nikt przecież nie wie ile tak naprawdę ma w sobie magicznej mocy. To, że Krukońska bliźniaczka latała na miotle nie oznaczało, że jest ułomna w innych dziedzinach. Tak samo jak to, że Matty miał dobre wyniki w nauce nie oznaczało, że jest dobrym adeptem magii. Tak naprawdę był mierny, ale miał coś czego inni mierni mogą mu pozazdrościć- pracowitość. Był niezwykle pracowity i systematyczny co idealnie obrazowały jego wyniki. Jednak pojedynku nie chciałby nawet wygrać. Wojna tę możliwość ewentualnego zgonu w młodzieńczym wieku sprowadzała do granicy prawdopodobieństwa, a to nie podobało się Faulknerowi. Ani troszeczkę. - Oby to były tylko jej teorie. Nie wyobrażam sobie wojny - powiedział poważnym tonem zanim zanurzył dłoń w słoju i w sposób całkowicie niepoważny wypchał jamę ustną ciasteczkami. Wyglądał teraz bardziej chomiczo niż zwykle co jest swego rodzaju osiągnięciem. Mlaskając cicho konsumował jednocześnie wsłuchując się w historię swojej rozmówczyni, aby na koniec zmarszczyć czoło w wyrazie niezrozumienia. Przechylił nieco głowę świdrując ją spojrzeniem jeszcze bardziej, zamlaskał dwukrotnie i ogłosił: - To wymówka. To nie ma sensu. Pojechałaś z bratem do Chin? - znów ręka znalazła się w słoju, a on nawet nie patrząc na to co robi mówił dalej: - Gadałaś z bratem tak długo? Zdezerterowałaś żeby oglądać smoki? Jeśli tak to jestem gotów wybaczyć. Sam bym dla smoków zdezerterował. Chyba. Nie jestem do końca przekonany. Dezercja to brawura, a ja nie jestem fanem nadmiernego ryzyka. Ale zrozumiałbym, serio - i zamknął sobie skutecznie japę słodkościami. Wyczuł, że chciała zmienić temat. Może i średnio radził sobie w kontaktach międzyludzkich, ale wiedział, że powinien jej na to pozwolić. Dlatego uniósł w górę ciastko w geście zwycięstwa. - Złapmy tych ślizgońskich rzezimieszków i zróbmy im z dup jesień średniowiecza! Prawo i sprawiedliwość ponad wszystko, motyla noga! - rzucił niczym hasło wyborcze zanim znów pokazał w uśmiechu swoją szparę między jedynkami. Przeczesał lewą ręką białe włosy jednocześnie mówiąc poważnym już tonem: - Dwie ostatnie opcje są w grze. To co, rzucamy monetą? - i kolejna porcja ciastek została przez niego pochłonięta w iście chłopięcym stylu, albowiem pozbawionym grama gracji i dobrego wychowania. |
| | | Gość
| Temat: Re: Kuchnia Sro 06 Lip 2016, 00:03 | |
| Krukonka skarciła się w myślach, gdy zauważyła rzednącą minę Puchona. Sophie Thompson miała to do siebie, że nie była zbyt taktowna. Poziom posiadanej przez nią inteligencji emocjonalnej był odwrotnie proporcjonalny do prezentowanego przez nią poczucia humoru i uwłaczałby nawet sklątce tylnowybuchowej. Dostrzegalny na pierwszy rzut oka u szatynki niedostatek empatii to chyba najbardziej znacząca różnica charakterologiczna dwójki przyjaciół. - Wiem, że nie chcesz tego słyszeć, ale wydaje mi się, że w każdej plotce jest ziarno prawdy i nawet jeśli nie doszło do masowych porwań, to fakty są takie, że zniknęło kilka osób. Nikt nie rozpływa się ot tak, w powietrzu - zaczęła, starając się ostrożnie dobierać słowa. Skoro sama zdążyła się już zorientować, że sprawy wcale nie miały rozejść się po kościach, naturalną koleją rzeczy wydał jej się obowiązek uświadomienia młodego Faulknera. W całej swojej trosce o chłopca, musiała pamiętać jednak o tym, by nie powiedzieć za dużo. Sama nadal dysponowała jedynie strzępkami informacji, jej brat był bardzo tajemniczy, ale ubiegłego wieczora... wyjaśnili sobie kilka rzeczy, a to nakładało na nią obowiązek milczenia. - Miejmy nadzieję, że Skitter po prostu puściła wodzę fantazji i tło wydarzeń jest mniej makabryczne - dodała po chwili namysłu, starając się podnieść blondyna na duchu. Nie w jej intencji było zastraszanie niczego nieświadomego Puchona, z drugiej jednak strony, nie mogła przecież utwierdzać go w przekonaniu, że żyli w szklanej bańce, w której nic im nie grozi. Wojna miała nastąpić prędzej czy później. Byli praktycznie pełnoletni, a młody wiek - w obliczu wojny - nie zwalniał ich z konieczności opowiedzenia się po którejś ze stron. Szkotka przechyliła głowę w bok i przez chwilę w milczeniu utrzymywała z Matthew kontakt wzrokowy, dzielnie wytrzymując jego świdrujące spojrzenie. Ostatecznie pokręciła głową z wyraźną dezaprobatą i roześmiała się cicho. - Wstrzymaj swoje zapędy, panie nie-dezerterze, Tony nigdy nie pozwoliłby mi urwać się ze szkoły, nawet jeśli w grę wchodziłoby odwiedzenie chińskiego rezerwatu smoków - zdementowała, zagłębiając się w zmyśloną historię. Czuła się bardzo niekomfortowo, gdy musiała go okłamywać, ale wymagały tego okoliczności. Co więcej, była to winna bratu, w innym wypadku, Matt poznałby prawdę jako pierwszy. - Zgodził się za to spotkać ze mną w Hogsmeade, zatrzymał się tam na kilka dni i opowiadał mi o swoich ostatnich wyprawach i planach na przyszłość. Strasznie się za nim stęskniłam, ojciec uważa, że Tony jest źródłem całego zła na świecie i nie pozwala nam się ze sobą spotykać. Koniec historii - wyjaśniła, tym razem bez krzty kłamstwa, przegryzłszy kolejnego kociołkowego pieguska. Sophie z reguły nie chwaliła się skomplikowanymi relacjami rodzinnymi, natomiast już dawno wtajemniczyła we wspomniany melodramat przyjaciela. Okazany przez niego entuzjazm przyjęła z niewysłowioną ulgą. Przyklasnęła więc w dłonie i z wrodzoną lekkością poderwała się z miejsca, by na powrót zainteresować się zwartością swojej, porzuconej przy wejściu, torby. Skoro odbyła już wycieczkę do Hogsmeade, nie mogła wrócić z pustymi rękoma! - No dobrze, żądny sprawiedliwości, buntowniku! Miód zostawmy Łaskawie-Nam-Panującemu, mam tu coś mniej mdłego - zawyrokowała, z brzdękiem ostawiając dwie butelki na stół. Ciemne szkło uniemożliwiało identyfikację barwy trunku, a ustalenie jego składu było awykonalne przez wzgląd na sfatygowane etykiety. Matthew zazwyczaj był powściągliwy w swoim szaleństwie, toteż szatynka postanowiła odrobinę się z nim poprzekomarzać. Czyż nie to robili od dnia, w którym się poznali? - No chyba, że się boisz. Za sherry możemy zarobić szlaban, za ognistą nawet dwa, nie mówiąc już o tym, że może to być jakiś bimber prosto z Nokturnu. Taki nie-dezerter pewnie się nie odważy - podpuszczała, przywołując na twarz najbardziej zagadkową minę, na jaką było ją stać. Puchon nie mógł wiedzieć, że cała aura tajemniczości, roztoczona wokół butelek, wyszła spod różdżki psotnej Krukonki. W rzeczywistości napoje były po prostu mieszkanką piwa kremowego i syropu z imbiru. //przepraszam, spontaniczna wyprawa na wieś :< |
| | | Mikhail Asen
| Temat: Re: Kuchnia Pon 22 Sie 2016, 17:32 | |
| - Zmieniłem zdanie - powiedział, gdy już odgłos ich kroków ucichł w tajemnym przejściu prowadzącym do zamku. I tak zbyt długo zamarudzili w Hogsmeade, a dodając do tego dzikie akcje z równie dzikimi stworzeniami można by śmiało stwierdzić, że jeśli o Asena chodziło miał dość wypadów do wioski i nie zamierzał się w niej pokazywać przynajmniej do kolejnych świąt. NO CHYBA ŻE Z TANJĄ, ale to już inna para kaloszy, bo tu chodziło o zdobycie jej kamiennego serca a to wymagało poświęcenia. Poświęcenia na które Mikhail był gotowy a nawet całkiem chętny. Już paliły mu się podeszwy trampek na myśl, gdzie ją może jeszcze zabrać i jakie przygody z nią przeżyć. Ni stąd ni z owąd poczuł miłe ciepło w piersi gdy uzmysłowił sobie, że mógłby z nią tak zawsze. Że tak jak teraz mógł iść krok za gryfonką, wyobrażając sobie w ciemności jej seksowny tyłek i wdychać zapach jej włosów. Nie tak jak zawsze, że na chwilę. Że gdy jakaś panna w końcu została zdobyta to panicz Asen tracił zainteresowanie. Podobało mu się w Everett wszystko i wiedział, że nie ma takiej możliwości by mu się znudziła. Tracił przy niej wątek i do cholery, niesamowicie go to kręciło. - Nawet eliksir pieprzowy by mnie nie odstraszał. Droga do kuchni na całe szczęście przebiegła im nad wyraz bezproblemowo. I dobrze - ta dwójka wyczerpała chyba moc atrakcji na dzisiejszy wieczór, kolejne kłopoty były im potrzebne jak zeszłoroczny śnieg. W ciszy, by nie kusić losu przemknęli korytarzem w okolice konkretnego obrazu i gdy przekradali się do pomieszczenia Asen poczuł się delikatnie zmęczony. Emocje w końcu opadły, adrenalina, której zastrzyk mógł dziś doświadczyć również się ulotniła - Mikhail zamarzył więc o czymś miękkim do siedzenia, a najlepiej żeby to coś znajdowało się w pobliżu kominka. Spojrzał przelotnie na Tanję zgadując w myślach czy ma się podobnie jak on a następnie zrzucił z siebie przemoczony płaszcz i rzucił go w kąt. Mimo, że czuł jak powoli jego członki ogrzewają się do przyzwoitej temperatury to i tak było mu zimno. Zaklęciem przywołał do siebie dwie filiżanki gorącej czekolady i nie patrząc na ewentualne protesty dziewczyny wcisnął jej jedną z nich w dłonie z krótkim i rzeczowym: - Do dna. Opadł na siedzisko przy nigdy nie gasnącym kominku i opierając głowę o kamień przymknął oczy rozkoszując się ciepłem i zapachem kuchennych aromatów. O tej godzinie wszystkie skrzaty spały, ale nie miną pewnie trzy godziny jak stawią się tu by przygotować uczniom wspaniałe śniadanie. Spojrzał na Tanję by zadać pytanie, które od pewnego czasu cisnęło mu się na usta. - Powiedz mi, za co ty mnie tak nie lubisz, Everett?
|
| | | Tanja Everett
| Temat: Re: Kuchnia Czw 25 Sie 2016, 02:12 | |
| Tak jak Asen była przerażona wizją zagryzienia przez wilki, w chwili gdy krwiożercze bestie ruszyły za nimi w pogoń. Jednak już w ruinie leśniczówki ochłonęła i przyznała, że była to wspaniała przygoda, którą z chęcią powtórzy. Nie sądziła, że będzie miała jakieś ciekawe wspomnienia z Asenem jako towarzyszem, ale najwyraźniej mało doceniała los. Uśmiechała się pod nosem, kiedy już wyszli z tajnego przejścia i miała pewność, że Asen jest tuż za nią. Przecież nie chciała się przyznać, że mają jakieś miłe wspomnienie. Słowo „nas” nie istniało w słowniku panny Everett. Zawsze musiała myśleć o swoim losie i troszczyć o własny byt. Wolała, aby tak zostało. Bezgłośne westchnięcie wyrwało się z ust Gryfonki, kiedy Asen oznajmił zmianę zdania. -A podobno to kobiety są zmienne. –odparła zgryźliwie. Chciała znaleźć dobry sposób na Asena, aby się od niej odczepił, ale wyglądało na to, że razem z nią zmierzał do kuchni na gorący napój. No trudno, Everett nie chciała rezygnować z dobrej czekolady tylko dlatego, że przykleił się do niej Ślizgon. Przetrwa jeszcze te parę minut i się ulotni. Przemoczone ubrania dość złośliwie wgryzały się w ciało, dając uczucie zimna. -Jak wpadniesz na to, co Cię odstraszy, to wyślij mi sowę. –poprosiła, zaglądając za róg, czy aby nie natkną się na Filcha lub panią Norris. Droga była czysta, więc już raźniej Tanja zbiegła po schodkach, zatrzymując się przed obrazem z martwą naturą. Wspięła się na palce, aby połaskotać gruszkę. Ta zachichotała i kurcząc się, zamieniła się w klamkę. Bez problemu Tanja weszła do kuchni, z ulgą witając ciepło żarzącego się jeszcze ognia w kominku. Zmęczenie, zarówno to psychiczne jak i fizyczne zdawały się uderzyć w wątłe ciało Gryfonki ze zdwojoną siłą. Rozpięła kurtkę i rzuciła ją pod ścianę, niedaleko płaszcza Asena. Potarła ramiona, chcąc się trochę rozgrzać. Nim dziewczyna zdążyła zareagować, w jej dłoniach znalazła się gorąca filiżanka czekolady, która przyjemnie rozgrzewała zziębnięte palce. Gryfonka otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale zmieniła zdanie, biorąc potężny łyk napoju. Tego jej było trzeba. Tanja nieco podejrzliwie usiadła niedaleko Asena, lecz nie za blisko, aby zachować sobie nieco dystansu. Ciepły kamień kominka koił zmęczone ciało. Tanja odważyła się nawet przymknąć oczy. Przyjemną ciszę przerwało pytanie, które wydawało się już od dawna wisieć w powietrzu. Tanja rozchyliła powieki, spoglądając kątem oka na Ślizgona. -Muszę mieć jakiś konkretny powód czy stwierdzenie, że nie zrobiłeś na mnie dobrego, pierwszego wrażenia Ci wystarczy? –zapytała, biorąc kolejny łyk czekolady. Westchnęła ciężko. –Jeśli Cię to pocieszy, po dzisiejszym dniu nie lubię Cię ciut mniej. Zawsze przyjemniej ucieka się śmierci we dwoje, samej to już tak trochę nudno. –zauważyła z przekąsem, wracając do odpoczynku. Teraz kolej na jej pytanie. -Odbijamy kafla, teraz Ty powiedz, co Cię to tak nagle interesuje i chcesz za wszelką cenę to zmienić, hm? Potrzebna pomoc z eliksirów czy może korepetycje z quidditcha? -zapytała, pozwalają, aby złośliwy uśmieszek wypłynął na jej usta.
|
| | | Mikhail Asen
| Temat: Re: Kuchnia Pią 26 Sie 2016, 14:59 | |
| Powieki przyciągane siłą grawitacji ciążyły Asenowi z sekundy na sekundę coraz mocniej, ale chłopak wiedział, że nie może teraz poddać się zmęczeniu. A co, jeśli Everett już więcej nie da się wyciągnąć na podobną wycieczkę? Co, jeśli Misza nie będzie miał ponownej okazji ku temu by porozmawiać z gryfonką sam na sam w tak spokojnej, a nawet romantycznej scenerii? Wiedział, że wszystko zależy od tego wieczoru i jeśli dzisiaj Tanja go nie zaakceptuje to chłopak będzie musiał natrudzić się potem podwójnie. A po co? Znaczy, i tak by to zrobił ale jeśli dziś los mu sprzyjał to dlaczego miałby nie skorzystać? Spoglądał na nią upijając gorący łyk czekolady, która przyjemnie rozgrzewała jego zmarznięte wnętrze. I tak mu się podobała. Właściwie, to z poplątanymi od biegu i skoków w śnieg włosami, z czerwonym od zimna nosem i z przemoczonym ubraniem podobała mu się jeszcze bardziej. Tanja należała do tego typu dziewczyn które nie musiały wysilać się praktycznie wcale by zwrócić na siebie uwagę innych. Nie chodziło nawet o wgląd. Ta aura tajemniczości, która ją otaczała sprawiała, że zawsze się za nią odwracał, nawet gdy nie był świadomy tego kim właściwie jest. - No dobrze, to w takim razie kiedy miało miejsce to pierwsze wrażenie? - pochylił się by móc lepiej widzieć Everett, która zachowawczo usadowiła się w pewnej (musiało chyba chodzić o bezpieczną) odległości od młodego ślizgona. Nie musiała. Chociaż Misza dałby wiele by móc ją w ogóle dotknąć, nie mówiąc już o pocałowaniu, to wiedział, że za coś takiego oberwałby w dziób. Będzie trzymał łapy przy sobie z myślą, że jeszcze zdąży posmakować jej ust, albo dać jej tyle ciepła ile będzie potrzebowała. No i oczywiście chciał wiedzieć w jakich okolicznościach Tanja widziała go po raz pierwszy. Na jakiej podstawie wyrobiła sobie o nim taką a nie inną opinię. Jakaś cząstka podświadomości podpowiadała mu jednak, że na dziewięćdziesiąt dziewięć procent była to chwila, którą spędzał z Priorem, przez co wcale się Gryfonce nie dziwił. Jeśli widziała jak robił z siebie totalnego idiotę to nic nadzwyczajnego, że go za idiotę miała. - Przecież mówiłem ci, że nie jestem taki zły jak myślisz. W ogóle to sądziłem, że osoba tak inteligentna jak ty nie będzie skreślała kogoś po samych pozorach ale moje pozory były chyba nad wyraz wiarygodne - zauważył. Dotąd nie przejmował się tym co myślą o nim inni. Generalnie nadal nic nie miało się zmienić w tej kwestii ale jakoś opinia Everett zaczęła go obchodzić. Chyba go, lekko mówiąc, pogięło ale poczuł, że gdyby tylko kiwnęła palcem z miejsca by się ogarnął stając się przykładnym uczniem i synem. - Nikt mi w lekcjach nie pomaga - odgryzł się. - Ale uściślając to od eliksirów mam przyjaciela a w quidditchu sam sobie świetnie radzę. Everett życie wcale nie jest takie skomplikowane za jakie je uważasz i nie wszyscy są wcale tak bardzo interesowni. Tak trudno przyjąć do wiadomości, że mi się po prostu podobasz i chciałbym cię poznać z innej niż tylko opryskliwej strony? - wyjaśnił przybierając poważny wyraz twarzy.
|
| | | Tanja Everett
| Temat: Re: Kuchnia Pią 26 Sie 2016, 17:52 | |
| Zachowanie i myśli Tanji były w pełni antagonistyczne do tych Mikhaila. Fakt, jej powieki równie ciężkie i błagały o zasłużony odpoczynek, ale Gryfonka nie chciała na to pozwolić nie z racji wyciśnięcia z tego spotkania każdej drogocennej minuty, lecz by nie umknął jej żaden szczegół, który pozwoliłby jej zdemaskować zamiary Ślizgona. Nie była pewna, czy aby nie czekał na uśpienie jej czujności i koniec końców wywinął by jej jakiś paskudny numer. Jakaś mała iskierka nadziei jednak wolała ją uspokajać, że to, co dzisiaj przeżyli mogło wymazać głupie pomysły z głowy Asena. Przezorny zawsze ubezpieczony, czyż nie? Tanja miała to do siebie, że nie licząc pamiętnego balu z Taneshą, nie nosiła ani grama makijażu. Z wielu powodów. Po pierwsze nie było ją stać na jakieś wymyślne specyfiki, nie licząc szamponu, pasty i mydła. Po drugie, nieprzyzwyczajona do malowideł w krótkim czasie mogła by je sobie rozetrzeć po całej twarzy i efekt byłby odwrotny, czego dopełniały treningi quidditcha w każdych możliwych warunkach. Po trzecie – i w sumie najważniejsze – nie sądziła, aby kosmetyki mogły cokolwiek poprawić w jej słowiańsko-brytyjskiej urodzie. Mijane na korytarzach koleżanki w pełnym umalowaniu bardziej przypominały Tanji clownów niż boginie. Nie dbała o swój wizerunek w nadmiarze, więc nie poprawiała teraz gorączkowo swoich włosów czy ubrań. W głębi serca miała nawet nadzieje, że to odstraszy potencjalnych adoratorów. Gryfonka wzięła kolejny łyk czekolady, który załagodził jej paskudny humor wywołany zimnem i Asenem. Endorfiny robiły swoje. Dziewczyna zwróciła twarz w kierunku Ślizgona, nie odsuwając się kiedy ten postanowił zmniejszyć odległość. Minimalnie się wyprostowała, aby dodać sobie pewności siebie. -Trzecia klasa. Razem z Priorem obraliście sobie za cel pierwszoklasistkę z Gryffindoru, która z płaczem uciekła do Wieży, obklejona pierzem. Byłam przy tym. Cały wieczór wszystkie dziewczyny siedziały wokół niej i wybierały pióra z włosów i ubrań, bo żadne zaklęcie na to nie działało. Może dla Was to było zabawne, ale mała Sara do końca roku szkolnego panicznie bała się chodzić sama po korytarzu. –powiedziała jednym tchem. Wzięła kolejny łyk czekolady. Pamiętała to zdarzenie jakby było wczoraj. -Nie mówię, że sam kawał był poważnym występkiem, ale mogliście widząc ją na korytarzu przestać udawać gdakające kury, tylko zostawić ją w spokoju. Może nie wyglądam, ale sama mam na koncie mnóstwo kawałów, więc nie oskarżaj mnie o brak poczucia humoru. Po prostu… mogło się skończyć na nim i już. Żadnego wyśmiewania przez kolejny miesiąc. –kolejna przerwa na łyk czekolady. O dziwo w głosie dziewczyny nie było wyczuwalnego wyrzutu. Raczej rozczarowanie. Po paru sekundach ciszy na ustach Tanji pojawił się lekki uśmieszek rozbawienia, gdy w jej myślach pojawiło się pewne wspomnienie. -Chociaż gdyby nie to, pewno nigdy nie odważyłabym się podrzucić Wam na eliksirach rozpuszczających się w dłoniach chochel, przez co Smoczyca zrypała Was od góry do dołu za brak narzędzia pracy. –zaśmiała się cicho, chowając uśmiech za dłonią. Rozmowa o pozorach nie była bezpiecznym tematem, ale skoro został poruszony, nie należało od niego uciekać. Tanja wpatrywała się w pustą już filiżankę, obracając ją powoli w dłoniach. -Jestem nieufna i ostrożna wobec wszystkich. To, że coś mi powiesz nie znaczy, że Ci uwierzę. Nie jesteś wyjątkowy. Raczej traktuję Cię jak wszystkich. –odłożyła filiżankę na podłogę, obejmując swoimi rękoma kolana. –Powiedzmy, że po dzisiaj zacznę Cię dostrzegać. –rzuciła ironicznie. Kolejne słowa mocniej uderzyły w osobę Everett. Zmarszczyła nieco czoło, patrząc spod byka na Asena. -Jak dla mnie życie jest BARDZO skomplikowane i cieszę się, że jeszcze żyję. Właśnie dzięki ostrożności i podejściu, że każdy może coś ode mnie chcieć i ma w nosie moje potrzeby. Nie generalizuje, ale sprawdza się w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach. –odpowiedziała nieco oschle. Komplement wcale nie poprawił jej nastroju. -Podobam Ci się? Dobrze wiedzieć, że powinnam sprawić Ci mocne okulary. Jeśli mimo tego nie zmienisz zdania, to powiem Ci jedno. –spojrzała ostro na Asena. –Uciekaj jak najdalej ode mnie. I to nie dla mojej wygody, tylko dla Twojego bezpieczeństwa. Zrozumiałeś?
|
| | | Mikhail Asen
| Temat: Re: Kuchnia Pią 18 Lis 2016, 00:00 | |
| Było mu tak ciepło, wygodnie, przyjemnie i w ogóle z Everett u boku mógł pokusić się o stwierdzenie, że pomijając wilki, przeżywa chyba najlepsze zakończenie dnia w swoim nie aż tak długim życiu. Mimo, że czekolada w filiżance drastycznie szybko się skończyła to ani jedno ani drugie nie ruszyło się ku wyjściu do dormitoriów, chociaż godzina była już zdecydowanie zbyt późna na przesiadywanie w kuchni. Powieki co prawda niesamowicie chłopakowi ciążyły ale poruszyli właśnie zbyt ważne tematy by myśleć teraz o spaniu. Będzie miał co opowiadać Priorowi - znaczy, oczywiście jeśli uda mu się chociaż częściowo zmniejszyć niechęć dziewczyny do jego osoby. Z tego co mówiła był na dobrej drodze, ale w jej oczach nadal widział tę samą niechęć co w chwili, gdy rzucali się zieloną mazią w gabinecie Halla. Opowiadała mu właśnie o dniu, w którym dowiedziała się o jego istnieniu a on mimowolnie przywołał te chwile w pamięci. Doskonale pamiętał twarz tej małej gryfonki i musiał przyznać, że był niesamowicie dumny z siebie w tamtym momencie, ponieważ wiedział, że zaklęcie które rzucił było naprawdę dobre. Słowa Tanji tylko upewniły go w tym przekonaniu, ale do cholery - to przecież było tak dawno! Od tamtego czasu trochę się z Jonathanem zmienili i na swoje ofiary wybierali uczniów w mniej więcej podobnym wieku no i przede wszystkim przestali być chamscy. Poznali, że jest znacząca różnica pomiędzy robieniem kawałów a brakiem kultury osobistej toteż w dniu dzisiejszym takie coś by się najpewniej nie powtórzyło. - Zaraz zaraz... Oceniasz mnie teraz na podstawie tego co zrobiłem trzy lata temu? - spytał, a w jego głosie z łatwością dało się wyczuć szczere zdziwienie. - Przecież to niedorzeczne. Od tamtego czasu znacząco zmądrzałem i wyprzystojniałem - dodał jeszcze, siląc się, mimo zmęczenia, na swój popularny, zawadiacki uśmiech. Nie miał zamiaru się z niczego tłumaczyć, ani za nic teraz Tanji przepraszać. Był jaki był i nigdy niczego w życiu nie żałował. Co prawda kilka razy z pewnością z Jonathanem przegięli ale i tak byli powszechnie lubiani. Z całego zamku najmniej przepadała za nim właśnie Everett, a skoro była w znaczącej mniejszości to nietrudno zgadnąć, kto tu się myli w swoim osądzie. - Ty i kawały? - podchwycił temat, chociaż ciężko było mu wyobrazić sobie Tanję, która wycina komuś podobny numer. Szybko jednak zweryfikował te swoje wyobrażenia, kiedy wspomniała o pamiętnej lekcji eliksirów. - To byłaś ty? Przeżyliśmy z Priorem potem najgorszy szlaban świata. Gdybym wiedział wtedy kto podrzucił nam te chochle, na pewno bym się odpowiednio odwdzięczył. Był ślizgonem a Chantal była jego opiekunką. Mimo to nie przeszkadzało to Smoczycy odebrać mu wtedy dwudziestu punktów. Pocieszająca była świadomość, że tyle samo ubyło Gryffindorowi, więc Tanja poniekąd zaszkodziła tym czynem swojemu domowi. Kto jak nie Misza by ją jednak lepiej zrozumiał? Przecież czasem dobry numer wart był poświęcenia kilku koralików z klepsydry. Asen niejednokrotnie tak Slytherin poświęcał i to pewnie dlatego mieli taką trudność w zdobyciu pucharu domów. Ostrzeżenia dziewczyny wcale chłopaka nie zniechęciły. Mogła mówić sobie co chciała - szczerze mówiąc nawet gdyby stwierdziła teraz, że jest umysłowo nie teges to i tak by nie zrezygnował z podrywania jej. Coś mu podpowiadało, że gryfonka wcale nie żartuje, a jednak mimo tego jednocześnie stwierdził, że niebezpieczeństwa całkiem go kręcą, a życie nie może być zbyt nudne. - Nie interesują mnie twoje pogróżki - zapewnił. -Tanja, ze mną nic ci nie grozi, mógłbym być twoim osobistym ochroniarzem a dopłacałybyś mi się w naturze. Dawałabyś się czasem przytulić, nie fukałabyś na mnie bez powodu, uśmiechnęłabyś się chociaż raz na tydzień... wystarczy jedno słowo. Czy nie bawiłaś się dzisiaj całkiem dobrze? - zapytał, nie mogąc powstrzymać potężnego ziewnięcia które cisnęło mu się na buzię. |
| | | Tanja Everett
| Temat: Re: Kuchnia Sob 19 Lis 2016, 15:18 | |
| Zbawienna moc gorącej czekolady zaczynała działać na ciało i duszę. Mięśnie powoli rozluźniały się w błogim cieple rozprowadzanym przez krew, a dusza przestała podskakiwać na każdy najmniejszy dźwięk. Tanja odczuwała relaks, który dzisiejszej nocy był jej tak potrzebny. Wilki, skoki, zaspy śniegu, Asen... to za wiele wrażeń. W dodatku ciężka rozmowa potrafiła dostatecznie zmęczyć. Tanja oparła się wygodniej o mur i przymknęła na chwilę oczy, wsłuchując się w słowa Asena. Czy żałowała jednak dzisiejszego wypadu? Po prawdzie dawno nie przeżyła lepszego. Gwałtowne zaprzeczenie, jakoby Misza był nadal ów chamskim wyrostkiem wcale Tanji nie uspokoiło. Spojrzała na chłopaka spod powiek znacząco. -Jakoś nie zauważyłam. -odparła kąśliwie. Oczywiście, co do tego, że wyprzystojniał to mogła by się zgodzić. Jeszcze. Nie na głos, Merlinie, nie! Długo wpatrywała się w Asena, nim ten zaskoczył, kto był autorem niewybrednego żartu z chochlami. Kiedy zapadki kliknęły w mózgu Asena, na ustach Tanji pojawił się rozbawiony uśmiech. Błękitne oczy aż zabłyszczały z radości. Kochała kawały, ale mało kto o tym wiedział. -Mój własny wyrób, piekielnie byłam z tego dumna. -wyprostowała się znacznie, ukazując swoje uczucia w tej sprawie. -Ciekawe jak. -prychnęła. Gdyby się nie przyznała, nigdy by się nawet nie domyślił, kto za tym stał! Dobry humor prysł jak bańka mydlana i nawet ostre słowa Gryfonki nie wywołały wrażenia na Asenie. Westchnęła ciężko i jeszcze mocniej przytuliła się do własnych kolan. -Jak mam się uśmiechać, skoro mój ojciec jest Śmierciożercą? Nie mogę wyjść z Hogwartu nawet na milimetr, by nie zacząć się bać. To nie sprzyja przytulaniu ani radości. -powiedziała cichym, zmęczonym głosem. Wstała z trudem, otrzepując spodnie. -Bawiłam się dobrze, o dziwo. Mimo, że nie zjadły Cię wilki. -odparła, kierując się ku wyjściu z kuchni. |
| | | Mikhail Asen
| Temat: Re: Kuchnia Pon 21 Lis 2016, 17:23 | |
| - A, no bo dobrze się ukrywam - odparł, mając oczywiście na myśli swój wrodzony geniusz, bo na pewno o to Tanji chodziło, gdy mówiła, że nie zauważyła. Misza wcale nie był zapatrzony w siebie ale jednak byłby głupi gdyby nie zdawał sobie sprawy z tego, że ma powodzenie u dziewczyn. Trochę czuł się tym faktem sfrustrowany, no bo jak to - podobał się przecież prawie wszystkim dziewczynom, a Tanja akurat musiała należeć do tej malutkiej mniejszości, która myśli inaczej? Co za niefart. Jednocześnie sam musiał lekko zweryfikować sposób w jaki postrzegał tę dziewczynę. Do dnia dzisiejszego w życiu by nie podejrzewał, że da się z nią przeżyć takie przygody a ona jeszcze będzie się z tego śmiała. Potem dowiaduje się, że Everett jest zdolna do psocenia, co czyni z niej wręcz idealną kandydatkę dla ślizgona. W zasadzie to dla gryfonki najpewniej zła wiadomość, bo teraz Asen był w niej zakochany jeszcze mocniej i tym bardziej nie pozwoli by go tak łatwo spławiła. - No, no, Everett. Nie posądzałbym cię o takie rzeczy, tym bardziej, że jako znawca muszę przyznać, że ten kawał był całkiem całkiem. Słowa Tanji sprawiły, że na chwilę go zatkało. W jednej chwili zdał sobie sprawę, że nic o niej nie wie. To po części zasługa tego, że Everett nie daje się poznać. Jest niesamowicie skryta i tajemnicza. Fakt, że teraz nagle jakimś cudem pokazała mu skrawek siebie rokował dobrze. Cóż, ona już też wiedziała o tym, że jego ojciec jest gejem i prowadzi się z jednym z nauczycieli, ale wcale nie musiała mu się odwdzięczać czymś podobnym. Wyznanie dotyczące jej ojca było ryzykowne i Asen cieszył się skrycie jak dziecko, że podzieliła się z nim tym właśnie teraz. Zanim cokolwiek z siebie wydukał gryfonka zdążyła już wstać i kierować się w stronę wyjścia. Chłopak wiedział, że ten wieczór prędzej czy później będzie musiał dobiec końca, poza tym sam padał z nóg toteż nie czuł żalu. Jutro też jest dzień. Dzień, w którym dalej będzie mógł urabiać Tanję i powoli przekonywać ją do siebie. Podniósł się naprędce i chwyciwszy jeszcze wilgotne płaszcze obojga zadeklarował: - Odprowadzę cię do wieży. Jeśli nas złapią to ty będziesz uciekać a ja odciągnie uwagę Filcha. Szli w milczeniu. Misza po części trawił wiadomości zaserwowane mu przez dziewczynę jednocześnie chcąc jak najbardziej nacieszyć się jej towarzystwem. Absolutnie nie miał zamiaru jej potępiać. Jego stary lubił przytulać się z facetami, a jej lubił torturować mugoli. W sumie mieli ze sobą coś wspólnego, czyż nie? Dotarłszy do "tajemnego" przejścia do wieży gryfonów Asen oddał Tanji jej płaszcz, nie zdając sobie nawet sprawy, że cały czas go trzymał. Stanął na przeciw dziewczyny i powstrzymał ziewnięcie. - Ale bym cię teraz pocałował - wyrwało mu się, gdy już mięśnie jego twarzy rozluźniły się wystarczająco.
|
| | | Tanja Everett
| Temat: Re: Kuchnia Czw 24 Lis 2016, 01:40 | |
| Chwile szczerości pojawiały się czasami w najmniej oczekiwanych momentach. Czy ktoś wiedział oprócz Alexa, że jej ojciec jest Śmierciożercą z obsesją na temat własnej córki? Jego celem oprócz wiernej służby Voldemortowi było ujrzeć zakrwawione ciało córki. Nie można było inaczej tego nazwać jak obsesją o psychicznym podłożu. Jak prawda o kawale przeszła dość gładko przez gardło Tanji, tak informacje o rodzinie przeszły ciężką drogę. Wszystko przez to, że jej lwie serduszko czuło, że powinno to zdradzić. Przestać dusić w sobie niepotrzebne emocje z tym związane. By zrobiło się lżej chociaż na chwilę. Zdradzić to... Ślizgonowi. Czy to było mądre posunięcie? Wydawało się najlepsze, bo w najgorszym wypadku chłopak by uciekł na drugi koniec wysp brytyjskich, a w najlepszym dałby znak, że faktycznie się zmienił. Tanja czuła, że już jutro nie usłyszy powitania na korytarzu. Nie mniej zaskoczyła ją jednak scena, która nastąpiła po wyznaniu. -A nie na odwrót? -odparła z przekąsem. Pozwoliła jednak się odprowadzić aż na siódme piętro. Dopadało ją powoli zmęczenie tejże nocy. Po swobodnej wędrówce Gryfonka odebrała swój płaszcz. Przekrzywiła głowę, gdy z ust Miszy padła nieoczekiwana myśl. -Sorry, ale gdybyś był ostatnim facetem na ziemi to nadal wolałabym pocałować mop Filcha niż Ciebie. Dobranoc. -odparła ironicznie, znikając za obrazem Grubej Damy.
Z tematu x2. |
| | | Jon Morensen
| Temat: Re: Kuchnia Sob 16 Cze 2018, 22:30 | |
| Zgiełk korytarzy szkolnych i podniecone krzyki pierwszoroczniaków prezentujących na sobie wzajemnie efektywność rzucanych upiorogacków; nauczyciele przypominający o nadchodzących egzaminach i końcu roku; w końcu też rówieśnicy plotkujący na temat najlepszych sposobów na przemyt Ognistej, wydostania się do Hogsmeade w sposób nie do końca zgodny z regulaminem, czy też o tym, że kotka Filcha tak na prawdę została porwana – stały schemat powtarzany przez ostatni tydzień, nieurozmaicony czymkolwiek – to naprawdę zmęczyło i zanudziło Jona prawie na śmierć. W ramach ucieczki i wyciszenia, Morensen postanowił udać się dość daleko od dormitoriów Ravenclawu, w miejsce, gdzie o tej porze nie powinen spotkać raczej nikogo. Nie przepadał co prawda za lochami, zdecydowanie wolał wieże, z których było widać cały teren wokół zamku, lecz cel jego wędrówki był jedyny i słuszny.
Do kuchni, leniwie niczym kot Bonifacy, wślizgnął się blond Krukon. Wejście do kuchni i uderzenie wszelkich smakowitych zapachów był dla chłopaka czymś niesamowitym i to za każdym razem. Dawniej wywoływało to u niego pewnego rodzaju żal. ”Pewnie podobnie pachnie kuchnia w normalnym domu, z normalną rodziną. Kuchnia kochającej matki”. Myślał w ten sposób przez kilka pierwszych lat w Hogwarcie, lecz po śmierci ojca, w której aktywny udział brali Śmierciożercy (najprawdopodobniej działający w zmowie z matką) Jon zamienił żal w nienawiść, a kuchnia zaczęła mu się kojarzyć po prostu z dobrym jedzeniem i – od czasu do czasu – z cukiernictwem. Nie był może artystą, ale tak, to prawda – Morensen lubił piec. Nie zmienia to faktu, że akurat tego dnia, nie przybył tu tworzyć, a konsumować i bezczelnie wykorzystywać pracę krzątających się wszędzie skrzatów domowych.
JOOOOOOOOOOOOON – nagle w jego głowie wybuchł wrzask Angie. ZABRANIAM! Zabraniam Ci tyle jeść, nie możesz, utyjemy, to niedobre, mi nie smakuje, za słodkie!... Chłopak przysiadł na pierwszym lepszym stołku i przyłożył dłoń do czoła, po czym przeczesał swoje rozczochrone włosy. - Angie, doprawdy. Zamknij się. Nic Ci do moich preferencji żywieniowych. Jakbyś chciała zauważyć, nie muszę dbać o talię. - A… Ale… Cukrzyca… albo coś… – zająknęła się. – Nie po to uciekałem od ludzi i hałasu, Angie, żebyś kręciła mi tu dramę o kilka ciasteczek
I tak oto nasz Krukon siedział przez dłuższą chwilę dyskutując z żeńską wersją swojej jaźni, a minuty płynęły. Wszytsko trwało na tyle długo, zę nawet skrzaty przestały przejmować się gościem, który zaszył się w kąciku kuchni. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Kuchnia Pon 18 Cze 2018, 19:02 | |
| Plotki po szkole chodziły różne - począwszy od tych kto z kim sympatyzował, kto nie zaliczył przedmiotu, a ile razy pod rząd Filch nosił te same gacie. Każdy z uczniów znalazłby z pewnością coś dla siebie - znalazłby własną perełkę, o której mógłby rozmawiać godzinami, dzieląc się ze przyjaciółmi swoistymi wrażeniami na dany temat. Preferencje spędzania wspólnie czasu były więc różnorakie - pogoda zaczęła dopisywać; idealnie więc to był czas na wieczorne spacery - kończące się często nocnymi eskapadami za tereny hogwartowskie. Tak samo jak i Jon, tak samo i panna Whisper postanowili ów wieczór spędzić zgoła inaczej od swoich rówieśników. Odpocząwszy od nauki, od korepetycji i strofowania młodszych uczniów ciemnowłosa prefekt postanowiła zejść do lochów, by w towarzystwie uroczych skrzatów upiec kilka blach pierników. Od momentu zniknięcia Henryka ze szkoły minęło już wiele czasu - Whisper jednak do tej pory się nie pozbierała - nie potrafiła zebrać myśli ani odnaleźć w nowym otoczeniu. Uciekała więc przed spojrzeniami w naukę i pichcenie - bo to do tej pory wychodziło jej najlepiej. Nie opuściła się w nauce, dalej dbała o dobre stopnie - nie zaniedbywała również przyjaźni - i chociaż można z nią było porozmawiać o wszystkim, tak gdy na tacy pojawiał się temat Lancastera, tak Wanda milkła i znikała pośród gęstwiny własnych wspomnień. Tak samo teraz, milcząca i pełna skupienia schodziła po schodach, by zaraz wejść w plątaninę korytarzy. Przemierzała je zgrabnie, znając przecież drogę na pamięć. Na jasnej twarzy zrodziło się skupienie, gdy dosłyszała - tuż przed drzwiami czyjś głos. Dziwnie znajomy, niby to męski, a niby wciąż chłopięcy. Pchnąwszy drzwi cicho i z wyczuciem wsunęła się do środka, mijając po drodze Migotkę. Jej oczom ukazał się kolega z klasy - Morensen skulony gdzieś w kącie. Rozmawiający. Sam ze sobą. Krukonka przemknęła jeszcze kilka metrów, nie szeleszcząc nawet, nie dając o sobie znać. By zaraz, już za chwilę dotknąć ramienia blondwłosego sympatyka ciastek. - Wszystko w porządku, Jon? - Nachyliła się lekko, z zatroskanym wyrazem twarzy. Ciemne włosy miała splecione w luźny warkocz przerzucony na jedno ramię. Ubrana była w spraną już bluzę Srok z podwiniętymi rękawami i dziurawe dżinsy. Pomiędzy ciemnymi brwiami pojawiła się drobna zmarszczka - pytający wyraz twarzy jasno dawał do zrozumienia. Panna Whisper oczekiwała odpowiedzi. |
| | | Jon Morensen
| Temat: Re: Kuchnia Pon 18 Cze 2018, 21:34 | |
| Morensen zrobił coś bardzo do niego niepodobnego, ćoś bardzo głupiego, coś, przed czym zawsze się wystrzegał, a dodatkowo – zrobił to nieświadomie. Sama kłótnia z Angie czy Brucem, to nic wielkiego, rzec by można, że to porządek dnia codziennego. Rzecz w tym, że nie tym razem. Chłopak rzeczywiście kłócił się z Angelą, jednym z integralnych tworów jego jaźni, lecz niekoniecznie spójnych z jego jestestwem. Problemem okazało się jednak to, w jaki sposób to robił, a mianowicie – rozmawiał z nią prawie tak, jakby siedziała obok niego. Z początku była to błaha rozmowa o nawykach żywieniowych, stopniowo jednak, nie wiedzieć w jaki sposób, zeszła na wspomnienia z czasów tak odległych, że ten młody czarodziej uznał je już za właściwie nieprawdziwe. Rozmowa ta trwała od dobrego kwadransu, skrzaty więc przestały zwracać uwagę na Krukona siedzącego z podciagniętymi nogami na obitej materiałem ławeczce. Oplótłszy nogi rękoma, uformował się w coś w rodzaju kulki, w której to odgradzał się od świata zewnętrznego niczym pancernik tudzież inny jeż. W tej oto pozycji, już bardziej mamroczącego coś pod nosem, niż zrozumiale mówiącego, zastała go Wanda. Morensen naturalnie jej nie zauważył, w ogóle jej nie zarejestrował, niebywałe, bo chłopak ten zawsze zachowywał czujność i wiele osób próbujących go zaskoczyć kończyło z czubkiem różdżki wbijającym się lekko w brodę delikwenta.
Dotyk. Blondyn w jednym momencie zesztywniał, przestał mamrotać, i po sekundzie gwałtownie złapał haust powietrza, jak gdyby tyle co wynurzył się z wody po długim nurkowaniu bez osprzętu. - C…Co… - zamruczał, pochwycił dłoń zainteresowanego nim dziewczęcia, po czym trzeźwość umysłu i świadomość rzeczywistości uderzyły w niego niczym fala w skalny klif, płosząc tym samym Angie, która błyskawicznie wycofała się w głąb jaźni młodzieńca. - Wando…? - Pod czupryną na nowo zaświeciły zaszklone po transie srebrne ogniki, które podniosły się teraz w kierunku twarzy Pani Prefekt. – Tak… Chyba już w porządku. Wybacz, że Cię przestraszyłem – uśmiechnął się słabo i z lekką paniką puścił jej rękę. -Przypomniałem sobie, dlaczego nienawidzę wróżbiarstwa i jak to na mnie może wpłynąć – skłamał, całkiem wiarygodnie się krzywiąc. Akurat aktorstwo w obronie swojego sekretu miał opanowane do bardzo wysokiego poziomu. W tym momencie przyjrzał się uważniej nachylonej do niego pannie Whisper. Stwierdził że bez odznaki prefekta połyskującej na szacie, bez tego przykładnego wyrazu twarzy, który ma przez większość czasu – wygląda zdecydowanie ładniej. Zatroskana mina?.. Poczuł także zapach jej włosów, splecionych w luźny warkocz. W tej chwili można by rzec, że Jon był urzeczony oraz nieco zakłopotany całą sytuacją i bliskością swojej rówieśniczki z Domu, dlatego dla niepoznaki potrząsnął głową i delikatnie zwiększył dystans między sobą, a dziewczyną, ostatecznie potwierdzając w ten sposób swoje wybudzenie z tajemniczego stanu. - Co tutaj robisz o takiej porze, Szepcząca Panno? Raczej nie polowałaś na takich niepokornych uczniaków jak ja, wnioskując po braku Twojej odznaki – zaśmiał się w przyjazny sposób, przeczesując dłonią swoje włosy, aby odgarnąć czuprynę i lepiej widzieć swoją rozmówczynię, po czym wstał, podszedł do jednego ze stołów i wziął z niego jakiś talerzyk. -Swoją drogą… zmieniłaś kolor włosów. Ładnie. – powiedział, przechylając głowę w lewą stronę, jak to miał w zwyczaju, gdy obserwował coś, co go ciekawiło lub się w jakiś sposób podobało. -Ciasteczko? |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Kuchnia Wto 19 Cze 2018, 13:06 | |
| To była ona – Szepcząca panna, pierniczkowa dama we własnej osobie. Złapana za dłoń z początku chciała ją wyszarpnąć z lekkiego uścisku, zdała sobie jednak sprawę, że to tylko Jon. Mówiący do siebie chłopiec. Usta Krukonki momentalnie rozciągnęły się w uśmiechu, gdy powrócił do żywych – gdy się odezwał i zaprzeczył jakkolwiek działoby się z nim coś złego. Ale Wanda wiedziała, słyszała, że Morensen był tu sam, samiutki jak palec, a skrzaty pieczołowicie omijały jego chwilową kryjówkę. - A już miałam nadzieję, że powtarzasz materiał na jutrzejszy sprawdzian z zielarstwa, Jon. – Odezwała się w końcu, zabierając swoją dłoń i nie bardzo wiedząc co z nią zrobić. Splotła więc obie łapy za sobą, by powoli – powoli wyprostować się, zabrać dziewczęcy zapach włosów i uważne spojrzenie jakim obdarzyła go po raz pierwszy. Cofnęła się nawet o krok i zrobiła lekki półpiruet, gdy i Morensen postanowił ruszyć zadek i podejść do jednego z wielu blatów, na którym porozstawiane były misy, półmiski i talerzyki z różnymi pysznościami pozostawionymi po kolacji. Kiedy padło pytanie zadane przez równolatka panna Whisper jedynie ściągnęła usta w drobny dziub, jakby zastanawiała się nad odpowiedzią. Albo nad głupstwem jakie właśnie padło. Co mogła robić Wanda Whisper, przykładna uczennica w późnych godzinach wieczornych w kuchni? - Odznaka nie jest mi potrzebna do tego, by strofować uczniów, Jon. Powinieneś już to wiedzieć. Tak samo jak powinieneś wiedzieć, że przebywanie w godzinach niemalże nocnych dla zwykłego ucznia Hogwartu może być wyjątkowo niebezpieczne. – Mówiła, ruszając powoli w tany wokół stolików i stołków, by przy okazji otoczyć niejako blondwłosego Krukona – sprawdzić czy ten nic na pewno nie kombinuje, a ostatecznie pokręcić głową przy jego propozycji. - Przyszłam tu by upiec nową porcję pierników. Noc jest odpowiednim momentem, gdy mam chwilę czasu i spokoju. Kuchnia zazwyczaj jest wtedy wolna, a ja mam pełną swobodę w działaniu. – Posłała mu przydługie spojrzenie, unosząc jednocześnie jedną z brwi, gdy padła nowinka na temat koloru jej włosów. Te nieustannie, od pierwszej klasy były barwy czekoladowej – gdzieniegdzie przeplecione miedzią i blondem.
|
| | | Jon Morensen
| Temat: Re: Kuchnia Wto 19 Cze 2018, 22:21 | |
| Szepcząca Panna i mówiący do siebie chłopiec – można by to uznać za tytuł jakiejś baśni - mało znanej, starej i zapomnianej nawet przez wiekowe babcie. Któż mógłby się domyślić, o jakich zdarzeniach traktowałaby taka opowieść? Pewnie nikt, jest jednak sposób, aby temu zaradzić – napisać wszystko od nowa. Pytanie jednak, czy w czasach nam współczesnych możliwe jest wydarzenie się baśniowej historii? Jedno jest pewne – rzeczony już chłopiec, jeszcze chwile temu zachowywał się, jakby był zaklęty, jakby coś go prześladowało. Demony przeszłości? Gdyby Wanda miała tylko pojęcie, najprawdopodobniej pożegnałaby się ze swoim rozmówcą, czym prędzej oddalając się w tempie nad wyraz szybkim i z chęcią zawiadomienia służb Świętego Munga.Prefektka Ravenclawu jednak nie wiedziała zbyt wiele. Usłyszała coś, czego Jon nie chciał nikomu ujawnić – to prawda. Nie można jednak powiedzieć, aby do Wandy dotrały jakieś konkrety, a poza tym… -Wiesz, z zielarstwem nie mam problemów, chociaż przyznam - żałuję, że nie przejrzałem materiałów na ów sprawdzian. Nie miałem co ze sobą zrobić, więc z kaprysu poszedłem na wróżbiarstwo. Hipnoza źle na mnie działa, wpadam potem w losowe, krótkie transe przez następne kilka godzin – zacmokał z niezadowoloną miną, wymyślnie tłumacząc swoją przypadłość. Teoretycznie, chłopak rzeczywiście wstąpił na lekcję niezbyt poważanego przez siebie przedmiotu, więc alibi było możliwe do potwierdzenia. Losowe utraty świadomości także były czymś w miarę prawdopodobnym, dlatego też Krukon uznał temat za bezpiecznie domknięty i wyrzucony na boczny tor. Nie przejmował się tym już zresztą, bo proces myślowy został zakłócony przez uśmiech prostującej się właśnie Wandy. - Oj. Gdybyś tylko była taka czarująca na co dzień – pomyślał. Problem jednak w tym, że Jon nie znał tej kobiety „na co dzień”, dlatego akurat w tym momencie mógł być w błędzie. Słyszał tylko relacje z kilku przypadków odjęcia punktów kilku uczniom rozrabiającym na korytarzach i w klasach. Zdarzyło się też kilka sytuacji, w których to Morensen został napomniany przez Whisper, były to jednak uwagi w pełni uzasadnione i nigdy złośliwe, a… profesjonalne. - Nie. Nie powinienem opierać zdania o kimś na takich rzeczach. Skoro się uśmiechnęła – to dobrze. Tyle. – poprawił sam siebie, przymrużając jednocześnie trochę swoje srebrzyste oczy i unosząc prawy kącik ust. Wtedy jednak Wanda odpowiedziała na jego zaczepkę w kwestii odznaki. Cóż rzec? Jakie pytanie, taka odpowiedź. Blondyn westchnął z cicha i zachichotał., przypatrując się jej nieco uważniej. - Ah, ah, wiem o tym. Podziwiam Twoją obowiązkowość. – mówiąc to skłonił lekko głowę, bynajmniej nie w geście ironii. – Hmm. Niebezpiecznie. Cieszę się w takim razie, z obecności osoby nieco bardziej odpowiedzialnej niż ja, ufam, że już mi nie grozi – dodał, przyprawiając wypowiedź teatralnym dramatyzmem i całkiem przyjaznym uśmiechem. Lubił się droczyć, mimo, że często nie wychodziło mu to na dobre.
W tym czasie Krukonka, odmówiwszy poczęstunku, obeszła młodzieńca po okręgu zaburzonym manewrami wokół drepczących tu i ówdzie skrzatów, stojących na przeszkodzie stołków oraz innych przedmiotów wszelkiej maści. Po krótkiej chwili i kolejnej odpowiedzi Wandy, Jon zdecydował się podejść do jej stolika. - Pierniki Panny Whisper. Tyle o nich słyszałem przez te siedem lat w Hogwarcie, a nie miałem okazji skosztować ani razu. Nie, wróć. To przecież mój piąty rok tutaj… – zrobił zamyśloną minę, opierając się o nieco doświadczone czasem, drewniane krzesełko. -Wybacz, że najechałem Twoje królestwo, ma’am. Żywię jednak nadzieję, że mnie nie wypędzisz? Na korytarzach o tej porze może być niebezpiecznie. Obiecuję nikomu nie zdradzać i nie używać Tajnego Przepisu! – rzucił, wyszczerzając zęby w uśmiechu równie przerysowanym, co jego wypowiedź. – A tak serio, to po prostu nie zatłucz mnie wałkiem do ciasta. Pogniewasz się, jeśli zaproponuję pomoc w wypiekaniu? – zapytał, podwijając już rękawy swojej popielatej bluzy.
Gdyby ktoś w tej chwili zrobił zdjęcie, cała sceneria mogła wyglądać jak ilustracja do nowoczesnej baśni. Kuchnia, skrzaty, składniki kulinarne, ogień trzaskający w kominku, a pośród tego wszystkiego - Szepcząca Panna i Chłopiec, Który Nie Wie, Kim Jest. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Kuchnia | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |