|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Gość
| Temat: Re: Kuchnia Sob 14 Cze 2014, 19:50 | |
| Kiedy wreszcie dostrzegła zmierzającą w jej kierunku Yumi, westchnęła ulgą. Nie zdziwiłaby się, gdyby po jej opieraniu się o ścianę został widoczny kontur jej ciała. Co prawda koszula była przewiewna to jednak bawełniana spódnica może jednak nie była zbyt szczęśliwym pomysłem na obecną pogodę. Dodatkowo, takie stanie obok obrazu nie wtajemniczonym w jego wielkość uczniom, pewnie wydawało się dziwne. I chociaż nie martwiła się opinią innych to jednak spotkanie oślizgłych Ślizgonów dzisiaj zdecydowanie do szczęścia nie było jej potrzebne. - Zaczynałam się obawiać czy list w ogóle dotrze. To biedne szkolne zwierze wyglądało jakby ledwie zipało. – Nie wspominając już o tym, co ja tam przeżyłam, pomyślała. Znanym już faktem była alergia łapiąca Lav przy najmniejszym nawet sierściuchu. Koszmar. Jeszcze czuła efekty wejścia do sowiarni, objawiające się ciągłym swędzeniem ciała i kichaniem. – A na błonia to by mnie kijem nie wygonili. Brr! Siedzieć na tym słońcu… nie wierzę, żeby drzewa dawały zbyt dużo schronienia – skrzywiła się na samą myśl, zdmuchując wchodzące do oczu włosy. Że też nie pomyślała o związaniu ich. Ale to przynajmniej przypomniało jej o celu spotkania i bezsensowności stania na środku korytarza. Widząc skinięcie głowy Yumi, podeszła do obrazu i odnajdując ukrytą na nim gruszkę, połaskotała ją palcem wskazującym. Biorąc krok do tyłu, pozwoliła otworzyć się ukrytym drzwiom, ukazującym pomieszczenie rojące się od pracujących skrzatów. Które zresztą od razu po dostrzeżeniu ich zasypały dziewczęta gradem pytań, co mogą dla nich zrobić. Różowowłosa wchodząc do środka przycupnęła wygodnie na podstawionym krześle i uśmiechnęła zawadiacko do Krukonki. - Dla mnie lody czekoladowe. I szklanka wody, dziękuje bardzo. – Jakimś dziwnym trafem (a raczej czarem) w kuchni nie czuć już było takiej duchoty i oddychać normalnie się dało. Lavinia od początku wiedziała, że ta wyprawa jest dobrym pomysłem. – A co tam tak w ogóle u ciebie słychać? Ostatnio rzadko cię widuje – zwróciła się do towarzyszki, racząc pysznymi zimnymi słodkościami.
|
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Kuchnia Sob 14 Cze 2014, 20:16 | |
| Yumi zakładała, że większość uczniów zamieszkujących lochy wie, że tutaj znajduje się kuchnia. Sama Merberet dopiero rok temu dowiedziała się o istnieniu tego miejsca. Uradowało ją to, wszak nie udało się jej otrzymać zgody na wyjścia do Hogsmade od ojca. Pan Merberet był wiecznie zajęty i świstek dziwnym trafem co roku znika w dokumentach. Yu miała swoje podejrzenia, czyja to sprawka, ale tego nie komentowała. Gdy uczniowie wychodzili do Miodowego Królestwa, Yumi spędzała ten czas z ukochanymi skrzatami. Tutaj czuła się najbardziej jak w domu, jak za dawnych czasów, gdy żyła jej mama. - Dotarło, ale zejście z wieży tutaj trochę zajmuje. Nie znam tajnych przejść i muszę chodzić na pieszo. Kondycję mam za to godną zawodników z quidditcha. - uśmiechnęła się pogodnie. Biedną sówkę wygłaskała na śmierć i poczęstowała smakołykami Cirii. Yumi miała gorące serce do zwierzątek oraz skrzatów. Gorzej miało się z ludźmi, ale nikt nie jest idealny, prawda? - Masz rację, na błoniach jest najgorzej. Nie opalę się, więc wybieram lody. - uniosła swą rękę do oczu przyglądając się jasnej skórze, odziedziczonej po mamie. Jasna karnacja, której nie da się nigdy opalić. Żałowała, że nie ma brązowej skóry jak inne koleżanki, lecz z genami nie dało się wygrać. Stanęła na palcach i zajrzała przez ramię Lav do kuchni. Dostrzegła mnóstwo par brązowych ciemnych ślepi, które na ich widok pojaśniały z radości. Yumi odwzajemniła równie ładnie uśmiech, dając się pociągnąć za ręce do środka. Z czułością przyglądała się jasnym stworkom, chętnym nieba im uchylić. Pogłaskała zaprzyjaźnioną jej skrzatkę Tse po głowie i za uchem, czym zyskała litanię komplementów pod własnym adresem. - Kochana panienka, co panienka sobie życzy? Tse panience da wszystko, panienka jest taka uprzejma i miła! Jakie panienka ma ładne włosy, oj jak panienka ślicznie się uśmiecha, powinna panienka tak zawsze wyglądać... - Yu zawstydziła się słysząc tyle wspaniałości i musiała przerwać skrzatce. - Może lody truskawkowe? Już raz mi je robiłaś i były wyśmienite! - pochwaliła skrzatkę, która zachwyciła się nią po raz kolejny i śmignęła, aby wykonać zlecenie perfekcyjnie. Gdy przerzedziło się od stworków, Krukonka spojrzała na Lav. - Kochane są, prawda? Lubię tu przychodzić. - usiadła posłusznie na podsuniętym miniaturowym stołku, poprawiając przy tym spódniczkę, wygładziwszy ją dłońmi. Pytania pokroju "co słychać" często ją peszyły, bo nie umiała na nie odpowiadać. - Miałam bardzo dużo sprawdzianów, ale teraz mam już wolne. Pani Pince się na mnie obraziła i zakazała odwiedzin w bibliotece. Uwierzysz? - zagadnęła na temat bardzo luźny i wesoły. Nie musiała wspominać jaka osoba jej wówczas towarzyszyła. - Dostałam brzydki prezent od Irytka. Nie rozumiem dlaczego mi dokuczył. Przecież nic mu nie zrobiłam. - posmutniała na myśl o szkolnym duszku, który cierpiał na niedobór atrakcji. Z uwielbieniem podziękowała skrzatce, gdy otrzymała pucharek z lodami truskawkowymi, polewą czekoladową i laską wanilii. Nałożyła na łyżeczkę niewielką ilość lodów i włożyła do ust, mrucząc rozleniwiona. Chciałaby tu zamieszkać, a byłaby szczęśliwa. |
| | | Gość
| Temat: Re: Kuchnia Nie 15 Cze 2014, 22:07 | |
| - Nie znam nikogo, kto śmiałby zaprzeczyć, że jest to najlepsze pomieszczenie w całym Hogwarcie. Mogłabym tu zostać! - Kiedy już pomysł wpadł jej do głowy (a przecież nie zdawała sobie sprawy, że myśli Yumi szły podobnym torem!), wydawał się całkiem sensowny. Tak, porzuci naukę i będzie pomagać w kuchni, przy okazji korzystając z jej dobrobytów. Serio, przecież to zwykłe lody, a wywoływały nieziemską rozkosz. Jakby dla potwierdzenia Lav przymknęła oczy i zamruczała z przyjemności. Niestety, co dobre, szybko się kończy i tak też było z zawartością lodowego pucharka. A kilogramy przybywają... – Pani Pince? Przecież ona się obraża na wszystkich. Ciągle wygania mnie z biblioteki, niby za głośne gadanie, a nawet nie staram się podnosić głosu – prychnęła na znak oburzenia, chociaż surową bibliotekarkę lubiła. Może była odrobinę dziwna. – A co do Irytka, to naprawdę się nim przejmujesz? Jego powołaniem jest dręczenie wszystkich biednych, zmaltretowanych istot, zwanych potocznie uczniami. Ale jaka to zabawa odpowiadać mu pięknym za nadobne! – stwierdziła z krzywym uśmieszkiem i radosnymi błyskami w oczach, zapewne przypominając sobie swoje własne z nim porachunki. – A, i nie martw się. Za rok będzie dużo gorzej. Zdanie wielu SUMów jest najgorszym, co mogło człowieka spotkać, uwierz mi. – To jej przypomniało o zbliżającym się końcu roku i nadchodzącym jej ostatnim w Howgwarcie. A nawet nie wiedziała jeszcze, co chce po nim robić. Może nic? W końcu nie musiała wiązać się z czarodziejskim zawodem, a wrócić do rodziców i przycupnąć sobie z dala od wszystkiego. Z drugiej strony czuła potrzebę, by w przyszłości zrobić coś w stronę walki ze Śmerciożercami i Voldemortem. - Mogę śmiało stwierdzić, że obecny rok był jednym z najtrudniejszych… samobójstwo, zabójstwo… - podczas mówienia głos zniżał się do coraz cichszego aż w końcu umilkł. Dopiero po chwili, jakby wyrywając się z letargu, Lav z nową siłą wzniosła do góry szklankę z wodą, imitując toast. – Za lepszą przyszłość! – uśmiechając się, wypiła duszkiem, po czym z trzaskiem odstawiła naczynie na blat.
|
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Kuchnia Pon 16 Cze 2014, 08:28 | |
| Tutaj właśnie panowała rodzinna atmosfera, ciepło z pieców przyjemnie ogrzewało i uspokajało skołatane serce, a skrzaci gwar przypominał o szczęśliwym, szybko jej odebranym, dzieciństwie. To też zwracało uwagę, że po powrocie do domu nie czekają na nią miłe dwa miesiące. Yumi potrzebowała porozmawiać o tym, ale była w tym kiepska. Pewien ktoś powiedział jej, że nie umie się zwierzać, wciąż wszystko w sobie dusząc. Niestety miał rację. Łyżeczka zastukała o puste dno pucharka. Yu westchnęła tęsknie do orzeźwiającej słodyczy. W przeciwieństwie do swoich niektórych rówieśniczek, mogła jeść ile tylko zapragnie. Krukonka miała pewne problemy z przytyciem oraz nabraniem masy, o czym świadczyły chude kończyny i wystające obojczyki. Spożyte lody wyjdą jej na zdrowie, działając przy okazji bardzo terapeutycznie. Zmarszczyła usta. Pani Pince była dziwną osobą. Kobieta kochająca książki z jednoczesną manią krzyczenia na każdego, kto odważy się na nie chociażby krzywo spojrzeć. - Irytek wysłał mi doniczkę z kwiatkiem. - odwróciła się bokiem do Gryfonki i pokazała jej lewe ramię, na którym można było dostrzec już bladziutkie różowe ślady po pnączach. - Przylepił się do mnie i lada chwila, a skończyłabym u pani Pomfrey. Chyba nie chcę mścić się za to. Wiesz, wolę dożyć do końca roku. - uśmiechnęła się życzliwie. Czy umiałaby drzeć koty z duszkiem pokroju poltergeista? Jeśli tak, nie wyszłaby z tego cało. Yumi nie należała do osób porywających się z motyką na słońce. Boju w pewnych przypadkach jej nie brakowało aczkolwiek walka z magią Hogwartu nie należała do bezpiecznych. Pozostało Yumi cierpliwe znoszenie tego, a nuż Irytek zapomni o dokuczaniu jej skromnej, niewychylającej się osobie. Lav nie uspokoiła Krukonki zapowiedzią Sum'ów. Przez cały czerwiec i połowę maja w klasie przygotowywali się już do tych egzaminów. Nauczyciele wydawało się nie zauważali, że mają na to jeszcze dużo czasu. Jeszcze przed wakacjami stresowali czwartoklasistów wizją tak ważnego egzaminu. Yumi odczuwała niepokój na tę myśl. Uczyła się w miarę pilnie, lecz niecodziennie podchodzi się do istotnego sprawdzianu, odbijającego się w przyszłości. - Dziękuję za pocieszenie. - posmutniała i westchnęła do pucharka lodów. Skrzatka Tse dostrzegła ten wyraz twarzy i poczęła przygotowywać dla swych wyjątkowych gości mus malinowy. Jeszcze więcej orzeźwienia w upalne dni. Merberet nie zdobyła się na komentarz dotyczący obecnego roku. Tak wiele zmieniło się w ich otoczeniu. Wydarzenia działy się obok nich, tak niebezpiecznie blisko. Aurorzy w Hogwarcie zwykli stresować uczniów, w szczególności Yumi, która z kolei starała traktować się ich albo uprzejmie albo unikać niczym ognia. Sięgnęła po szklankę wody i uniosła ją również w górę. - Za przyszłość. - uśmiech ponownie ozdobił jej twarz. Wypiła wodę i zaczęła obracać szklankę w dłoniach, zaciskając mocno usta. - A propos, co chcesz robić po szkole? - oparła się bokiem o zimny piec, chowając nogi pod krzesełko. - Dziękuję, Tse! Jesteś bardzo miłą skrzatką. - zachwyciła się nad kolejnym deserem w postaci musu malinowego, jej ulubionego. Biały stworek owinięty w szary skraw prześcieradła podskoczył w radości, ocierając łzy z wielkich ślepi. Yumi włożyła słomkę do ust i posmakowała słodyczy. Zerknęła na Lav, sprawdzając czy i jej przypadło to do gustu. Nadchodzą wakacje, nie mogą przejmować się teraz dodatkowymi kilogramami. Lavinii też przyda się trochę więcej kalorii! Jeszcze porozmawiały o skrzatach, egzaminach, wakacjach i lodach, a potem Yumi nagle wstała, przeciągnęła się i pożegnała z Lav. Gorąco doskwierało, jednocześnie kusząc, zapraszając na błonia.
z tematu
wybacz, ale trochę mi się nudziło :( jak wrócisz, dołącz do bieżącej fabuły!:) |
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Kuchnia Pią 05 Gru 2014, 22:28 | |
| Przez pół drogi z mostu Henry szedł jakoś tak nieobecnie. Wanda jak gdyby nigdy nic wzięła go pod ramię i machała wszystkim na prawo i lewo. To też go peszyło, bo nie przywykł. Nie pozwalał Laurel na nadmierne wylewanie na nim swojej "miłości", a Wanda zachowywała się tak naturalnie, że nie miał serca automatycznie sie zdystansować i zrobić krok w tył. Dał się ciągnąć do kuchni, skoro był to jego pomysł i z ulgą powitał korytarze, gdzie już nikt się tak na nich nie gapił. - Puchońskie tereny, jak miło. - schylił się pod niższym stropem i szedł za Wandą, puszczając ją przodem. Po dotarciu do drzwi chłopak się zatrzymał. - Panie przodem. Jak się skrzaty na mnie rzucą, wychodzę. - powiedział poważnie, nie mając ochoty odklejać od siebie tych stworów. Henry nie przywykł do tak mocnego okazywania mu uczuć, od kogokolwiek by one nie były. Od siostry, koleżanki, skrzata, gumochłona czy krzesła. Podrapał gruszkę, a ta z irytującym chichotem obróciła się w bok i uchyliła drewnianych drzwi. Chłopaka od razu uderzyło gorąco pomieszczenia, słodkie zapachy ciast, deserów... tak jakoś poczuł jeszcze wanilię i miód. Zmarszczył brwi orientując się, że te dwa ostatnie zapachy wcale nie pochodzą z kuchni tylko od dziewczyny stojącej przed nim. Przybrał minę pokerzysty i poczekał aż Wanda wejdzie do swojego świata. Podzielał jej pasję, bo kto nie lubił jeść? Jedzenie jest dobre na wszystko, jeśli tylko nie tyło się w zastraszającym tempie. Porzucił myśli o tym, tylko wszedł za Krukonką i zastanawiał się czy dobrze zrobił przychodząc tutaj w biały dzień w godzinach szczytu. Przed nimi zaroiło się nagle od białych głów i wszystkie pary uszu i wielkich oczu przypominały mu o Groszku sprawdzającym o pierwszej, drugiej, trzeciej, piątej w nocy czy panicz Lancaster żyje. Zamknął drzwiczki i odczekał aż gruszka wróci na swoje miejsce. Dalej stał w drzwiach i sceptycznie patrzył na armię skrzatów otaczających teraz Wandę. Miał chwilę wytchnienia, póki go jeszcze nie zauważyły. Uśmiechnął się kącikiem ust widząc uroczy obrazek Łandy otoczonej gromadką pełnych uwielbienia małych istot. Chociaż z początku wyglądało to trochę przerażająco, stosunek dziewczyny do tych dziwacznych stworów wybuchającym płaczem bez powodu, teraz wyglądało to miło. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Kuchnia Pią 05 Gru 2014, 23:02 | |
| Ona przynajmniej teraz nie martwiła się tym co powiedzą inni. Niech myślą sobie co chcą, ona i Henry znają prawdę, więc co to ma do rzeczy? Nie chciała by się peszył, wolała dotrzymać mu towarzystwa i pokazać mu, ze nie ma się co bać. Że warto powoli wracać już do normalności. Stopniowo, małymi kroczkami. Widziała ulgę na twarzy kolegi, gdy weszli już do szkoły, między korytarze, po których poruszali się już swobodnie. Przez chwilę pomyślała, że Lancaster wstydzi się jej towarzystwa, co mogło ją zmartwić. Miała ochotę przejrzeć się w lusterku i krytycznie zbadać swoją twarz, bo co do ciała to miała pewność, że po wakacjach trochę przytyła. Cholera, to pewnie przez to! By nie przedłużać – Wanda szła przodem, jednak na tyle by w każdej chwili móc swobodnie pozaczepiać Henryka jakąś zabawną w jej mniemaniu historyjką, o tym jak to Wanda w wieku lat dwunastu dodała cementu zamiast mąki do ciasta. Każdemu się zdarzają wpadki jak widać. Wolała nie poruszać drażliwych tematów, chciała głównie skupić się na przyjemnościach jakie teraz ich czekają. Być może uda im się spędzić całe popołudnie, co byłoby miłą odskocznią od ciągłej nauki. Jak na razie szło im to całkiem nieźle. Z zaciekawieniem obserwowała jak ten traktuje gruszkę, która raptem zamieniła się w zieloną klamkę – nie każdy z jej znajomych zna tą sztuczkę, zatem nie każdy wie jak wejść do kuchni. Dlatego na jej twarzy znowu zagościł sympatyczny uśmiech. Ale co się dziwić, kuchnia faktycznie znajdowała się na terenie Puchonów, więc to tutaj Henryk może nosić miano króla. Przynajmniej teraz. Krukonka weszła pierwsza do gigantycznej kuchni, która powitała ją serenadą różnych zapachów. W tej chwili dominowały bardziej te słodkie, chociaż nozdrza Wandzi wyczuły również odrobinę chilli i jakby curry. Rozejrzała się powoli po pomieszczeniu chcąc sprawdzić czy coś się zmieniło podczas jej nieobecności w szkole. Te same mosiężne rondle zwisały ze ścian, kolorowe garnki walały się po podłużnych blatach, a ogień wesoło piszczał na palenisku. Twarz panny Whsiper wyrażała głębokie zadowolenie, bo właśnie znalazła się w miejscu, w którym lubiła przebywać. Nie tylko ze względu na jedzenie, ale ze względu na atmosferę, rodzinną, którą tworzyły wszystkie skrzaty, które jak jeden mąż zebrały się wokół niej. Poczuła się dosłownie niczym Królewna Śnieżka wraz ze swoimi krasnoludkami. Stojącego najbliżej skrzata odzianego jedynie w czystą przepaskę pogłaskała po małym łebku i uśmiechnęła się szerzej, kierując spojrzenie piwnych oczu na towarzysza, który z nią przyszedł. - Witajcie, przyjaciele. Strasznie za Wami tęskniłam. – Przyznała szczerze witając się z resztą swoich ulubieńców, którzy przekrzykiwali siebie nawzajem chcąc pokazać jak i oni stęsknili się za szatynką. Panienko, jak dobrze Panienkę widzieć! Ale Panienka wyładniała! Czy na długo Panienka wpadła? Czy jest Panienka głodna? A kim jest ten Panicz? Na co macie ochotę? Miliard pytań, stwierdzeń i ogólników. Dziewczyna przez chwilę została zbita z tropu, zaraz jednak się pozbierała i robiąc kilka kroków w przód pokazała Henrykowi by za nią poszedł. - To jest Henry Lancaster, na pewno go kojarzycie, to bardzo miły i pomocny chłopak. – Przedstawiła go, bo wiedziała, że tak należy zrobić, po czym zsunęła szatę z ramion i odwiesiła ją wieszak, który znajdował się w kącie, po czym wygładziwszy letnią koszulę zabrała się za szykowanie stołu pod mały eksperyment kulinarny. - Dzisiaj trochę Wam poprzeszkadzamy, ale nie przejmujcie się nami tylko zajmijcie się swoją pracą. – Powiedziała jeszcze dobrodusznie do tych małych stworków, które wiedząc co się za chwilę wydarzy z wielkim przejęciem wymalowanym na ich jasnych buźkach podsunęli tylko kilka niezbędnych składników, a jeden z młodszych skrzatów popchnął delikatnie Heńka by ten ruszył się w stronę Wandy ze słowami Panienka nie może czekać na Panicza! , na co rzeczona panienka wybuchnęła śmiechem. - No już, już. Dziękujemy. – Z tym zdaniem zaczęła kompletować niezbędne jej przedmioty. A to tutaj znalazła wałek, tam stolnicę, teraz rozglądała się za foremkami. Widać było, że jest w swoim żywiole – jej policzki były zarumienione, ale tylko z ekscytacji i ciepła, jakie ją dotykało. Poza tym bardzo chciała by pierniczki jej wyszły. Chybaby się rzuciła z mostu, gdyby je spaliła. Jeżeli Henryś znalazł się w jej pobliżu, to ta wskazała mu krzesełko rozmiarem konkurującym ze Zgredkiem czy innym skrzatem, na co znowu uśmiechnęła się, trochę złośliwie. Krzesło było ewidentnie za małe. - Wybacz mi, mamy deficyt. – odparła lekkim tonem, a wesołe ogniki zatańczyły w jej piwnych oczach.
|
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Kuchnia Pią 05 Gru 2014, 23:26 | |
| Nie chodziło tutaj o wygląd. Ani tym bardziej o wagę, bo Wanda jako jedna z nielicznych nie była chodzącym kościotrupem- trestralem. Henry najzwyczajniej w świecie peszył się, bo nie przepadał, gdy wszyscy się na niego gapili. Robiło się to wkurzające tak po pierwszych kilku tygodniach. Minęło dopiero parę dni od rozpoczęcia roku, a i tak powoli niektórzy dawali mu się we znaki. Przetrwał ten nagły przypływ sympatii, który w normalnych warunkach być może by odwzajemnił. Piskliwe głosiki skrzatów po pierwszej irytacji zmieniły się w pełne tęsknoty i uwielbienia pytania pod adresem Wandy. Zdradziły, że nie jest tu pierwszy raz. Jest w swoim żywiole i świetnie sobie radzi. Wie co gdzie leży, a skrzaty za nią wprost przepadają. Z drugiej strony, czy one kogoś nie lubią? Może Heńka, skoro nie okazywał im takiego zachwytu jakie one okazywały gościom. Stał sztywno przy zamkniętych drzwiach nie mając gdzie się podziać. Burczało mu w brzuchu, ale nagle to stado wielkouchych stworów wzbudzało w nim mieszane uczucia. Póki co nie rzuciły się na niego z nagłą wielką miłością, ale i tak Henry rozważał czy nie poczekać na wypieki Wandy po drugiej stronie drzwi. Uznał, że byłoby to niemiłe, a więc dał się popchnąć łysemu stworowi powtarzając sobie, że nie każdy skrzat jest nadgorliwym Groszkiem z brakiem piątej klepki. - Ja tu tylko przelotem... przelotem. - powtórzył dobitnie zanim jakaś skrzacia dama wyciągnęła ku niemu szpony z jakąś miseczką. Nie, poczeka na Wandę. Bo jak weźmie coś od jednego skrzata, zrobi się ich dwa razy więcej gotowych mu usługiwać. Wybrał drogę cierpienia - dłuższego głodu. Pomęczy się, ale potem się naje świeżą pysznością wprost spod kulinarnych umiejętności Krukonki. Swoją drogą, nie miał pojęcia, że ma taki talent. Inaczej już dawno by do niej przychodził z nadzieją na uszczknięcie piernika. Albo po prostu nie pamiętał, że tak było? Skoro z pamięcią miał spore problemy... Powrócił na ziemię widząc małe krzesełko. - Pół nogi mi się na tym zmieści, Łando. - stwierdził sceptycznie i sięgnął po dwa kolejne krzesełka przysuwając je do siebie. Wtedy usiadł, ale siedział za nisko. Czuł się jak olbrzym. Wyjął więc różdżkę, z trudem wstając i powiększył sobie jedno krzesło, użyczając je bez zgody od skrzacich guru. - No, teraz zmieszczę się cały. - obserwował Wandę przygotowującą sobie składniki i tak się zastanowił, czy ma siedzieć w ciszy i w bezruchu przez cały proces przygotowania masy do pierników, aby pozwolić się jej skupić czy pomóc? - Według matki i Laurel jestem niebezpieczeństwem w jakiejkolwiek kuchni. Bym pomógł, ale sama wiesz... - teraz on wykonał ręką ruch w powietrzu wskazując na wnętrze kuchni. Jego mina mówiła za niego. Prędzej wysadzi pomieszczenie i skaże siebie i Wandę nieumyślnie na banicję z tego małego raju niż zrobi coś poprawnie. Chyba, że jego praca będzie polegała na podawaniu sztućców i misek, z tym chyba nie zrobi nikomu krzywdy. Gorące i parne powietrze podniosło skutecznie temperaturę ich ciał. Henry poluzował krawat Hufflepuffu i podwinął rękawy koszuli do łokci. Wanda już dorobiła się świeżych rumieńców, a jej oczy świeciły jakby była tutaj pierwszy raz. Uśmiechnął się do tego obrazka, stwierdzając, że to popołudnie nie pójdzie na straty. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Kuchnia Sob 06 Gru 2014, 01:00 | |
| Co do skrzatów to mimo niecodziennego wyglądu i irytujących, piskliwych głosików to tak naprawdę kochane istoty, które chcą jak najlepiej nie tylko dla swojego Pana, ale również dla otaczających go osób. Wanda doceniała każdy miły gest względem swojej osoby, toteż nie mogła odmówić kilku pieszczot swoim kuchennym ulubieńcom. Raz na jakiś czas zerkała w ich stronę, a gdy przyłapała stworki na tym, że się jej przyglądają lub chcą jej pomóc, ta marszczyła natychmiast groźnie brwi i poganiała ich do swojej pracy. W końcu robią coś odpowiedzialnego. To dzięki nim na wszystkich pięciu stołach pojawiają się przepyszne smakołyki, które z chęcią czy to rano czy w południe Wandzia zajadała. Dziewczyna w sumie obraziłaby się gdyby ten wyszedł i na zewnątrz poczekał na jej wypieki. Wtedy tak naprawdę mijałoby się z celem wspólne spędzanie czasu. Nie musiał wtedy proponować wypadu do kuchni, bo sama mogłaby upiec pierniki bez jego wiedzy. Rozmyślając tak sobie o niczym w sumie Wandzia zaczęła rozstawiać to tam, to tu, sprawdzając jednocześnie czy ma wszystkie składniki. Kątem oka zerknęła na to jak sobie poradził Henry ze zbyt małym krzesełkiem. Wiedziała, że da sobie radę więc tylko się uśmiechnęła pod nosem. - Grzeczny chłopiec. - Mruknęła i zatarła ręce. Widząc, że wszystko już ma – upewniła się co najmniej ze trzy razy, w duchu powtarzając przepis na pierniczki. Słowa Henryka przetrawiła w milczeniu – mówił zupełnie jak jej ojciec, który za cholerę nie chciał się nauczyć czegokolwiek pożytecznego, czegoś co faktycznie mogło mu się przydać. Zawsze tylko czekał aż jego córa wróci na ferie czy wakacje, by móc skosztować jej wypieków. A mógł się nauczyć! - Wiem, wiem. – Stłumiła śmiech. Spojrzała na niego przelotnie, by nie poczuł się nazbyt obserwowany i zaczęła brać po kolei wszystkie produkty poczynając od przyprawy korzennej, której aromat zakręcił dziewczynie w nosie. Potem poszło kakao, cynamon, miód, masło i cukier. Wszystko to wylądowało w małym kociołku, który Whisperówna postawiła na ogniu, wcześniej zapalając go przy użyciu różdżki, którą to zgrabnie wyjęła. Jeden lekki ruch nadgarstkiem i voila. - Nie martw się, nie musisz mi pomagać. Siedź sobie spokojnie i czekaj na efekty. Ewentualnie możesz mnie zabawiać jakimiś dzikimi historiami z dzieciństwa. Bo te z wyrywaniem siedmiolatek przypadły mi do gustu. – Mówiąc to czarownica znów machnęła kawałkiem drewna wykonanego z wiązu, by tym samym zamieszać w naczyniu, które powoli się rozgrzewało. - Składniki muszą się połączyć, wiesz… – Powiedziała jakby mówiła do pięciolatka z autyzmem, po czym zdając sobie z tego sprawę, że potraktowała go jak małe dziecko zaśmiała się głośno – zwróciła uwagę skrzatów, które widząc jej spojrzenie nie zareagowało nijak. - Przepraszam… To było takie głupie. – Mruknęła rozbawiona biorąc do łapki sporą łyżkę, do której nasypała sody oczyszczonej, a tą zaraz wrzuciła do kotła. Zaraz potem do masy miodowej dołączyły żółtka. Mówiąc to miała na myśli jej wcześniejsze słowa. Nie wiedziała jak się zachować, czy tłumaczyć mu to co robiła, czy po prostu miała paplać głupoty. Nieważne zresztą bo na powrót jej dobry humor sięgał zenitu, a świadomość tego, że niebawem skosztuje słodkich pierniczków dodawała jej Powera.
|
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Kuchnia Sob 06 Gru 2014, 10:01 | |
| Henry zachowywał się wręcz odwrotnie. Nie patrzył na skrzaty i miał płonną nadzieję, że one nie gapią się na niego. W kuchni pojawiał się od czasu do czasu i to na góra pięć minut, czyli wystarczająco czasu, aby się na niego nie rzuciły. Lancaster nie miał pojęcia, dlaczego szczególnie przy nim reagowały albo zbyt entuzjastycznie albo tak jak on, niepewnie co się za chwilę stanie. Puchon siedział jak na szpilkach i pilnował, aby nic nie zlazło ze stołu. Nie miał co podawać ani w czym pomóc, a więc siedział i starał się nie przeszkadzać. Skoro mają pojawić się przepyszne pierniki, nie zamierzał psuć tego małego cudu. Pierniki i to świeże. Jak można się im oprzeć? Nazywając go grzecznym chłopcem zabrzmiała jak jego własna matka. Przerażony tą myślą siedział dalej "grzecznie", w duchu narzekając na brak wygody. Obserwował latające składniki nie przyznając się nikomu, że niektórych nie umiałby od razu nazwać. Skrzaty też patrzyły. Wanda była obserwowana przez wiele par oczu, w tym większość chciała rzucić się jej na pomoc, a najlepiej ją wyręczyć. Mogła spokojnie pracować, bo Heniek nie pałał się do wspomagania i współdziałania. Najwyżej pomoże posprzątać, gdy nie będzie ryzyka wyrzucenia w powietrze całej kuchni. Sądząc po jej odpowiedzi nie tylko on nie pakował się do kuchennych okolic. Wanda jakby spodziewała się, że Henry obierze taką taktykę obserwowania i czuwania nad wszystkim, byle nie na zaglądaniu do kocioła. Wzniósł oczy ku niebu szukając w myślach zabawnych historii z dzieciństwa. Świetny trening na pamięć, ale też jego życie nie było tak bogate... - yy... Z Dwayne'm w zeszłym roku upiliśmy mojego skrzata. Morison ukradł ojcu piersiówkę czy whisky i daliśmy na spróbowanie Groszkowi. - powiedział to co pierwsze przyszło mu na myśl. Uśmiechał się do tych wspomnień, które chociaż przymglone dalej były żywe i śmieszne. - Śpiewał balladę w języku staroceltyckim, a potem uszył nam dwumetrowe skarpetki na skrzydełkach w kociołki. Dalej je mam na pamiątkę. - wyszczerzył się. "Pamiątka" kryła się w jego domu pod łóżkiem. Rodzice podejrzewali, że skrzat zachorował i Henry cudem uniknął wykrycia. Laurel nie dawała mu żyć przez tydzień na siłe chcąc się dowiedzieć co wtedy robił i dlaczego nie wziął jej ze sobą. Nie wyglądał wcale na urażonego tak błahą uwagą. - To wcale nie głupie, Łando. Cardaroc kupił kiedyś fałszywy kociołek, który nie łączył żadnych składników. Lacroix niemal go za to nie pożarła. Ale ubaw był niezły jak wszystkie pijawki, skrzydła nietoperzy i oczy jaszczurek wyleciały w powietrze. - obrócił to w "przestrogę", krzyżując ręce na karku. Pierniki jeszcze nie pachniały piernikami. Ale czuł już cynamon i coś korzennego, ciągle zmieszanego z miodem i wanilią. Jeszcze trochę, a Henry będzie przekonany, że do ciastek Wanda dodaje właśnie te składniki skoro przebijają się przez te gęste zapachy. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Kuchnia Sob 06 Gru 2014, 15:48 | |
| Być może skrzaty bardzo lubiły postać Lancastera, tylko odrobinę się go bały? Mogły domyślać się jaki ten ma stosunek do nich, dlatego starały się na razie nie wchodzić mu w drogę. Gdyby Puchon spojrzał na nich bardziej przychylnym okiem to może ich wzajemne traktowanie wyglądałoby zgoła inaczej. Wanda nie wiedziała dlaczego Henryk ma taki stosunek do małych ludzików, jednak nie spytała o to. Mogła się jedynie domyślać, że może jest to spowodowane zanikiem pamięci. Może nie chce się angażować zbyt emocjonalnie. Kto go tam wie. Jej samej było całkiem wygodnie. Otaczały ją różnorakie zapachy – większość jej dobrze znana, chociaż zdarzały się aromaty, których nie potrafiła rozróżnić. W kuchni było cieplutko, a to za sprawą ogromnego paleniska i pieców, w których wesoło pyrkotały przysmaki przeznaczone na kolacje dla uczniów i pracowników szkoły. Panna Whisper uwielbiała domową atmosferę, którą mimo wszystko dało się tu wyczuć. Skrzaty były ze sobą związane, pomagały sobie nawzajem, a wchodząc tu od razu chciały Cię wyręczać we wszystkim. Nawet jeżeli było to tylko przyniesienie kubka z zimną wodą. Stała tak przy suto zastawionym blacie, w letnim mundurku szkolnym i raz na jakiś czas tylko marszczyła brwi, jakby zastanawiała się czy na pewno dodała odpowiednie składniki. Zawsze była szansa, że doda czegoś więcej lub mniej, a wtedy wzrastała szansa na niepowodzenie. Ona nie mogła sobie na coś takiego pozwolić, dlatego dwa razy sprawdzała elementy składające się na aromatyczne wypieki. Jej poważna mina tylko utwierdzała obserwatorów w przekonaniu, że Krukonka jest niezwykle skupiona na swoim zadaniu. Nie zawsze tak było – będąc w domu często pozwalała sobie na finezję, teraz jednak niezwykle zależało jej na powodzeniu akcji. Zupełnie jakby od tego zależało jej życie. Zastanawiające. Jednym uchem słuchała historyjki Henryka, jednocześnie dalej mieszając w kociołku przy pomocy różdżki, która sama wiedziała co ma robić. Usta szatynki znowu wygięły się w rozbawionym uśmiechu, bo mini opowiastka była naprawdę śmieszna. Że też ona z Dorianem nie wpadła na upicie swoich domowych skrzatów! Chociaż, z drugiej strony trochę szkoda alkoholu, tak trudno dostępnego dla osób w ich wieku. Przynajmniej kiedyś tak było. Parsknęła szczerze wyobrażając sobie zataczającego się Groszka z flaszką w łapce, który musiał wyglądać przekomicznie! Do tego ta ballada! Wierzyć się nie chciało. - O, a ballada była o nieszczęśliwej miłości ? Czy może o tym jak wspaniałym jest życie domowego skrzata? – Spytała przez śmiech, myśląc sobie w duchu, że dwumetrowe skarpetki w kociołki [ale hipstersko!] muszą super wyglądać. Sama by takie chciała. Może nie aż tak długie, ale metrowe by się jej przydały. Na zimowe, chłodne wieczory, o. Na słowa przestrogi Krukonka tylko wywróciła zabawnie oczami, starając się go trochę przedrzeźnić, by za chwilę posłać w jego stronę sympatyczny uśmieszek i wskazać mu szafkę, która znajdowała się po jej prawej stronie. Szafka była wykonana ze starego, ciemnego drewna - chyba był to dąb, ale Wandzia nie dałaby sobie ręki za to uciąć – z delikatnie wygrawerowanymi liśćmi i innymi ozdobnikami. - Będę wiedzieć na przyszłość. Hej, skoro już tak siedzisz na tym ekstra wygodnym krześle to mam prośbę. Znajdź foremki na pierniki. Tylko wybierz jakieś fajne. - Poprosiła go i zaraz wróciła do wybierania kolejnych składników. Na stolnicę czy na inną foremkę wysypała określoną ilość mąki, do tego dodała proszek do pieczenia i wszystko to wsypała do kociołka z masą miodową i już ręcznie zaczęła mieszać wybrane składniki. W pewnym momencie westchnęła ciężko i nieopacznie przetarła czoło, zapominając, że dopiero co łączyła elementy ciasta ze sobą. Dało to uroczy efekt pobrudzenia czoła i twarzy resztkami mąki czego w ogóle nie zarejestrowała dziewczyna. - Gorąco tu. – Westchnęła raz jeszcze i dalej gniotła ciasto jak gdyby nigdy nic.
|
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Kuchnia Sob 06 Gru 2014, 18:53 | |
| Skłamałby gdyby zaprzeczył, że nie czuje się tutaj jak u siebie w domu. W Devon może panuje większy rozgardiasz dyrygowany przez matkę, ale zapachy, dźwięki i barwy były te same. Uderzanie o siebie talerzy, garnków, bulgotanie zup, smażenie, spadająca łyżka, płonący komin i przekrzykiwania, praca na całej linii. Heniek czuł się trochę zbędny, bo co to za pomoc opowiadanie o pijanym skrzacie przy pieczeniu pierników. Raczej przeszkadzanie, ale skoro poprosiła i zgodnie stwierdzili, że Heniek nie powinien tykać się niczego, siedział grzecznie na swym powiększonym i poszerzonym tronie. To był całkiem miły obrazek. Wanda krzątała się i obracała w kuchni, jakby robiła to tysiąc razy i czerpała z tego radość. Chociaż nie rozumiał jak można cieszyć się z robienia jedzenia, skoro największa przyjemność jest podczas jego konsumpcji, szanował to i szczerzył zęby za każdym razem jak Wanda na niego spojrzała. - Chyba i ballada o nieszczęśliwej miłości do garnka i domowe życie skrzata. Nie pamiętam dokładnie, zajęty byłem zaśmiewaniem się z Morisonem. Ten skurczybyk ma pewnie jakąś fotę z tej sceny, nie zdziwiłbym się. - a było mu dobrze, że pamietał taką głupotę i mógł się nią podzielić. Póki co niewiele miał nikomu do zaoferowania, skoro sam ledwie stanął na nogi. Nie ułożył jeszcze żadnych spraw, nie rozpoczął szczegółowego odtwarzania swojego żywota ani nie zadawał dołujących pytań wszystkim wokół. Skoro był torturowany z jakiegoś powodu (jakiego?!) i teraz oberwał głazem, to może to przeznaczenie, że miał o tym zapomnieć? Heniek nie miał pojęcia czy poczułby sie lepiej, gdyby pamiętał. No i jest też Soleil. Znowu, zawsze. Widząc tor swoich myśli warknął na siebie w duchu i rozkazał sobie oglądanie każdego ruchu Wandy. Nawet nie zauważył kiedy zrobiła z tylu składników jedną masę, a teraz zaczęła ją ugniatać i mielić. - Zmęczysz się w tym tempie. Nie lepiej zaklęciem? Matula tak robi zawsze. Czaruje i robi w tym czasie inne rzeczy.- odważył się doradzić, bo przecież co to za radość z pierników, gdy się po nich jest zmęczonym. Posłusznie wygiął się tułowiem i szukał po omacku czegoś co przypomina foremek. I tak musiał się podnieść, żeby nie fiknąć koziołka. Zanurkował do ciemnej szafy, nie zwracając uwagi z czego jest zrobiona. Jeśli nie chce urwać mu głowy, to dobra szafa. Znalazł na samym końcu metalową misę z foremkami. Wyciągnął je i obejrzał stojąc jeszcze tyłem do dziewczyny. - Na garbate gargulce, pierniki w kształcie skarpet? Masz tu jeszcze kształt gumochłona, nieśmiałka, jednorożca, pająka i cztery: lwa, orła, borsuka i węża. Oryginalne, nie powiem. Ale ja zamawiam foremkę klauna i bor... - urwał, gdy odwrócił się do Wandy. Roześmiał się cicho. Jak miał jej powiedzieć, że się pobrudziła? Otworzył usta, ale zamiast powiedzieć coś sensownego, znowu się roześmiał, ale tak niegroźnie. Sięgnął znad pieca suchą, ciepłą lnianą szmatkę i podał ją Krukonce. - Pobrudziłaś się... tu... - niedbałym ruchem wskazał czoło i wyjął różdżkę. Skrzaty już powoli przygasały komin, skoro panience Whisper jest gorąco. Henry tymczasem uchylił wszystkie lufciki i zmniejszył płomienie świec, aby wytwarzały mniej gęstego powietrza. - Mmm... na kolację chyba będą tłuczone smażone ziemniaki. - odwrócił się do garnków, ale widząc groźną minę skrzatki z jednym okiem większym, a drugim mniejszym wycofał się do stołu i położył foremki na stole. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Kuchnia Sob 06 Gru 2014, 19:28 | |
| Szczerze mówiąc Wanda wolała chyba trzymać rękę na pulsie i mieć wszystko pod kontrolą. Gdy robiła coś sama, to miała pewność, że gdyby coś nie wyszło to wina spadłaby tylko na nią, nie na kogoś innego. Celowo nie prosiła Henryka o pomoc, bo ten sam przyznał, że w kuchni nie czuje się zbyt dobrze – przynajmniej jako kucharz, nie jako nadworny smakosz domowych obiadków. Gdyby tylko wiedziała, że chłopak ma takie odczucia to natychmiast znalazłaby mu coś do roboty – a tak chciała sprawić mu przyjemność. Lubiła słuchać historyjek Lancastera, jego spokojnego głosu i spoglądać na jego ożywioną twarz. Oczywiście nie przyznała się do tego, dalej traktowała go jako przyjaciela w potrzebie jednak… Coś nie do końca było w porządku. Dziewczyna z iskrzącymi oczami zaśmiała się ponownie, tym razem głośniej słysząc finał opowiastki = przez chwilę nawet szkoda się jej zrobiło biednego skrzata domowego mieszkającego w Devon. Zrobiła smutną minę, jakby naprawdę rozczulała się nad losem Groszka. - Och nie! Co za nieszczęście. Ale w sumie się nie dziwię. Gdybym zakochała się w garnku, a on nie odwzajemniłby mojej miłości to chyba też bym się spiła i śpiewała jakieś ballady. Pewnie rozłożyłabym się gdzieś na błoniach i zawodziła jak Jęcząca Marta. – Zwiesiła głowę i zaczęła się całą trząść, starając się powstrzymać histeryczny śmiech, jaki wstrząsnął jej ciałem. Miała jeszcze zawołać, że fotki skrzata G. muszą trafić w jej lepkie łapska, ale nie zdążyła bo Puchon znowu się odezwał. Oho, chyba poczuł się jak Magda Gessler, bo i rady dawał całkiem sensowne. Krukonka wykrzywiła usteczka. - Ojj, powiem Ci szczerze, że czasami lubię sobie popichcić bez używania magii. Wtedy mam większą frajdę z tego wszystkiego. – Zamachnęła gwałtownie łyżką, z której odrobina masy piernikowej trafiła na podłogę. Ale zanim ktokolwiek zdążył cokolwiek zauważył Whisperówna trzymała już różdżkę w dłoni i jednym, prostym zaklęciem oczyściła posadzkę. Uśmiechnęła się szeroko jak gdyby nigdy nic i wznosząc oczy ku górze zdmuchnęła jedno pasemko z czoła. A właśnie, czoło. - Hej, to ja rezerwuje jednorożce! – Odwróciła się tak, by móc widzieć całą postać kolegi i spojrzała na jego minę. Z czego on się tak podśmiewał? Zrobiła coś złego? Czy po prostu jej wyraz twarzy jest tak głupi, że ten się z niej śmieje? Zmarszczyła brwi już chcąc coś pysknąć, ale ten nagle rzucił jej przyjemną w dotyku ściereczkę kuchenną. Oooch, czyli się pobrudziła! Co za wstyd! Szatynka szybko odwróciła się do niego plecami mamrocząc pod nosem coś w stylu Bardzo śmieszne, ubaw po pachy po prostu.i wytarła resztki słodkiej masy z twarzy. Miała nadzieję, że wytarła ją dokładnie, bo nie zamierzała paradować przed Heńkiem z brudną buźką. Mimo wszystko dalej miała dobry humor, a mały incydent tylko pozwolił się jej dodatkowo rozluźnić. Widząc jak Heniek zajmuje się garami ta szybko ogarnęła masę piernikową i wyrzuciła ją na blat, wcześniej już za pomocą magii – ukłon w stronę blondyna wałkując ciasto. Odczekała chwilę i klepnęła kolegę w ramię. - Dobra, teraz żebyś mi nie marudził to mam dla Ciebie super ważne zadanie. – minę miała poważną, zupełnie jakby zlecała mu ochronę samej królowej. Wskazała na foremki, które przyniósł. - Zajmij się foremkami, a jak skończysz to pierniczki wstawimy do pieca. – Powiedziała i uśmiechając się miło zrobiła mu miejsce i sama opierając łokcie o stół spoglądała na niego. Ton jej głosu był zachęcający, a zadanie niezbyt trudne. Chodziło tylko wykrojenie odpowiednich form.
|
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Kuchnia Sob 06 Gru 2014, 20:50 | |
| Jako smakosz domowych obiadków sprawdzał się świetnie. Ogólnie cokolwiek miało związek z jedzeniem, Heniek nie miał problemu z dostosowaniem się do tego i "pomaganiem" w sprawdzaniu smaku i przydatności potraw. Nawet nie miał pojęcia, że się ożywił. Adhd opadło, a więc powinien teraz siedzieć obolały bez sił, nie mając ochoty oglądac światła dziennego... i może tak było, bo zamiast światła oglądał Wandę i stwierdzał, że to miła odmiana. Przynajmniej nikt nie szepcze, tylko skrzaty gapią się na nich raz na jakiś czas. - Widzisz jakie te garnki są okropne? Nie odwzajemniają uczuć, a przecież liczy się ich wnętrze! Zawsze je lubiłem. - miał na myśli potrawy tych garnków, przez co stanął solidarnie w obronie Groszka, którego nie cierpiał. - Jak Jęcząca Marta? Mam złe wspomnienia z tą dziewczyną. - zatrząsł się chyba z obrzydzenia i strachu przed tym potworem. Spacerując na pierwszym piętrze zawsze zachowywał się cicho i chodził po na palcach, aby nie sprowokowac żadnych spotkań z tą zmorą. Wolał już Irytka, poważnie. Wyszczerzył się w odpowiedzi na jej wymowne spojrzenie i wzruszył ramionami. No co? To było śmieszne, ale w pozytywnym sensie! Przynajmniej jej o tym powiedział. Gdyby był wrednym ślizgonem, nawet by się na ten temat nie zająknął. Na szczęście trafił do Hufflepuffu i dumny był z tego jak paw. Albo jak borsuk. Dumny jak borsuk. To brzmi sensownie. Na dźwięk "super ważnego zadania" Lancaster znieruchomiał i patrzył na Wandę z przerażeniem. Chyba nie będzie zmuszać go do gotowania?! Popsułby jak nic. Chyba, że opierałoby się to na mieszaniem czegoś w garnku, ale i z tym bywa różnie. Na eliksirach złe mieszanie też powoduje wybuch. Złe wspomnienia jak nic. - Uff, foremki. Już się wystraszyłem. - nie mówił tego w żartach, a śmiertelnie poważnie. Coby się nie pobrudzić tym wszystkim rzucił łatwe Wingardium Leviosa i poustawiał po kolei foremki wzdłuż jednej linii na cieście. Zrobił pięć jednorożców i pięć borsuków, a reszta po kolei jak szło. Non stop zachowywał odpowiednią odległośc od stołu, nie chcąc ryzykować upaprania się składnikami. Z daleka było widać, że Heniek nie przesiaduje często w żadnych kuchniach i nie ufa wszystkiemu. Nawet foremkom do pierników. Zmrużył powieki, gdy zostało jeszcze kawałek ciasta do wyrobienia. Uśmiechnął się kątem ust i bez użycia plastikowych forem za pomocą ukochanej różdżki, zaryzykował. Ryzykował wiele. Bardzo wiele. Ale udało się, był z siebie dumny. W cieście powstało pięć innych kształtów, literek imienia dziewczyny. Zaryzykował po raz trzeci i wyrwał je zaklęciem z ciasta tak, aby literki latały teraz przed nimi. Popsuł przez to trzy kształty: jednorożca, węża i głowę lwa, ale warto było. - Zaklepuję W i A. To dopiero będą pierniki. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Kuchnia Sob 06 Gru 2014, 21:26 | |
| Wanda nie miała zbyt wielu okazji do spotkania na korytarzach Jęczącej Marty – to chyba dlatego, że ów duch samotnej dziewczyny nie gustował w osobach tej samej płci, co niezmiernie cieszyło Krukonkę. Tym samym trochę współczuła Heńkowi, który pewnie nie raz był zaczepiany przez zmorę. Ba, pewnie dostawał od niej Walentynki czy inne słodkie przedmioty. Ale jak się domyślała Whisperówna to nie on pierwszy. I nie ostatni zapewne. Wanda uśmiechnęła się znowu dobrodusznie, już nie zawracając sobie głowy garnkami, które choć czasami puste w środku bywały okrutne. Machnęła ręką na jego gadanie i tylko pogoniła go lekko, by ten zaczął działać. Tak jak wspomniałam – zadanie nie było trudne, a miało również na celu rozruszanie naszego niezwykle dumnego jak borsuk Puchona. Nie chciała później słuchać jego jęków nad uchem jak to nie pozwoliła mu nic zrobić w kuchni, więc teraz miał okazję się wykazać. Obserwowała jego ostrożne ruchy – poruszał się jakby bał się czegokolwiek dotknąć – posługiwał się różdżką, był odrobinę niepewny. Wandzia spoglądała na to wszystko z przymrużeniem oka, trochę rozbawiona i ciekawa tego jaki będzie efekt jego pracy. Nie przeszkadzała mu, teraz to ona była z boku i wcale nie przeszkadzała jej taka rola. Z przyjemnością oglądała jak jej przyjaciel stara się wykroić najlepsze pierniczki na świecie. Nie szło mu najgorzej, dlatego wyprostowała się gdy borsuczki i jednorożce były gotowe i już miała chwytać za tackę, gdy Henry zrobił coś jeszcze. Różdżka wykonana z drewna klonowego ponownie zawisła w powietrzu, a reszta ciasta uformowała się na gładką, z której po kolei Henryk wykrajał znajome jej litery układające się w jej imię. Wanda. Dziewczyna otworzyła szerzej oczy - nie spodziewała się tak słodkiego gestu z jego strony. Niby nic, miły gest, ale dzięki niemu w okolicach serca szatynki rozlało się przyjemne ciepło, które grzało ją jeszcze przez chwilę. Obserwowała z zachwytem jak literki z masy miodowej lewitują nad blatem, po czym podniosła spojrzenie piwnych oczu na twarz Lancastera. Serce zabiło jej mocniej, a ona sama wygięła usta w delikatnym i być może uroczym uśmiechu, kompletnie nie zwracając uwagi na to, że inne ciastka zostały zniekształcone. - Henry… – Zaczęła, ale głos uwiązł jej w gardle. Przełknęła ślinę i chwyciła tackę w dłonie szukając odpowiednich słów do wyrażenia swojej wdzięczności. Być może zachowywała się jak głupia pensjonarka, ale to co zrobił Puchon było… - To było niezwykłe. Nikt nigdy wcześniej nie zrobił czegoś takiego dla mnie. – Zaśmiała się, by trochę rozładować atmosferę i skupiła się na pierniczkach. Swoją drogą mówiła szczerze. Żaden chłopak, czy to jakiś adorator czy zwykły kolega nie zdobył się na coś takiego. To było coś nowego, świeżego. Przeniosła się na swoje miejsce, jednocześnie zbliżając się nieznacznie do swojego towarzysza kuchennego, wcześniej spoglądając na niego życzliwie i tak…po krukońsku, o! Przez przypadek może musnęła go ramieniem… I znowu ratując się różdżką poczęła nakładać w równych odstępach wykrojone wizerunki zwierząt uważając by ich do końca nie zepsuć. Raz, dwa i te zaraz trafiły do pieca, gdzie będą leżeć i odpoczywać od ich rąk pewnie z kilkadziesiąt minut. Wanda klasnęła w ręce i odwróciła się znowu do chłopaka zadowolona. - Najsmaczniejsze! Potem możemy je przyozdobić czy coś. Na przykład płynną czekoladą, albo kolorową posypką. – Powiedziała szczerze uradowana i oparła się biodrem o blat. Zrobiła cwaną minę. - Już widzę minę Dwayne’a gdy dowie się, że mieliśmy takie pyszności. – Zachichotała pod nosem.
|
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Kuchnia Sob 06 Gru 2014, 21:59 | |
| Jęcząca Marta to zło i trzeba jej unikać. Ona rzucała sie na każdego chłopaka, który przechodził obok niej nie uciekając. Albo niechcący przystanie przy jej łazience. A najgorsze to jej wizyty w toalecie prefektów. Cała przyjemność z tych niesamowitych kąpieli znika przez zwykłego, upierdliwego ducha. Poważnie Henry wolał już Irytka. Przynajmniej nie chciał się umawiać na randkę! Lancaster nie zauważył, że zrobił coś... miłego. Zechciało mu się zjeść pierniki w kszatłcie liter, bo czemu nie?, to ryzykując popsucie ciasta dziewczyny, wyciął jej imię i manewrował sobie literami w powietrzu układając je w odpowiedniej kolejności. Przelotnie spojrzał na Krukonkę i powrócił uwagą do surowych pierników i zamarł. Chwila, dlaczego się do niego tak uśmiechnęła... z taką wdzięcznością? Cofnął się wzrokiem i ponownie spojrzał na dziewczynę. Żadna z dziewcząt nie zaszczycała go tego rodzaju uśmiechem, bo nie miały powodu. Henry był zwykłym, najzwyklejszym Puchonem na świecie i żył sobie nie wadząc nikomu. Razem z armią znajomych narzekał na słabe powodzenie u płci przeciwnej, aż w koncu nie wierzył jak widział, że jakakolwiek dziewczyna uśmiecha się do niego tak ciepło. Uszy Henry'ego ledwie co wróciły do dawnej barwy, a teraz znowu zrobiły się czerwone. Chłopak zmieszał się i uciekł wzrokiem. - Totylkoliterki. - mruknął pod nosem szybko i w ślimaczym tempie różdżką posłał swój zacny twór na tacę w odpowiedniej kolejności. Najpierw "W" wylądowało przy lewym brzegu. Nie zawinęło się ani trochę. "A", "N", ale "D" postanowiło się zbuntować. Zwinęło się na pół i skleiło przez co Henry spanikował. - Ej, nie psuj się, masz ładnie wyglądać. - warknął do literki "D" i niemal sięgnął ręką do ciasta, ale zaraz ją cofnął w obawie, że jeszcze bardziej zniszczy twór własny. - "D" się skleiło. Jest na to jakieś zaklęcie? - zapytał Wandy, podnosząc głowę mimo zmieszania jakie w nim po raz kolejny wywołała. Szukał jak zwykle magicznego sposobu rozwiązania problemu i szukał pomocy u Wandy, mistrzyni w swoim fachu. Musiała na to stworzyć zaklęcie, nie było innej przecież możliwości. Pierwsza taca poleciała do pieca, a druga dalej leżała na stole. "WAN" czekało grzecznie, "D" zwinęło się w powietrzu, a ostatnie "A" kiwało się na boki zaraz obok. - O nie, ja nie ozdabiam. I nie mówimy Dwayne'owi bo będzie mi gęgał, żebyś zrobiła i jemu, a on zjada więcej ode mnie. - od razu się wycofał z jakichkolwiek prób ozdabiania czegokolwiek. Jedynie co może ozdabiać to Wielką Salę na imprezy, bo wtedy magia wre i kipi. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Kuchnia | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |