|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Franz Krueger
| Temat: Re: Wielka Sala Sob 05 Lip 2014, 02:00 | |
| Dobrze rozumiał, co Jasmine musiała czuć, kiedy rozpoczęła już swoje przemówienie sensu stricte. Wiedział bowiem, co to znaczy, kiedy ucierpi duma i chociaż mówiło się zwykle o dumie męskiej, tak panna Vane była osobą dość specyficzną, która także starała się zgrywać osobę o wiele twardszę i wytrzymalszą, niżeli była naprawdę. Krueger widział, że dziewczyna niekiedy gra, jest wspaniałą aktorką, podczas gdy w głębi duszy przeżywa zgoła coś innego. Zresztą, czy tak właśnie nie było w związku z diametralną zmianą ich relacji? Brunetka przecież z początku nie chciała nawet przyznać się do tego, że nienawiść do niemieckiego czarodzieja zniknęła w mgnieniu oka, ustępując miejsca pożądaniu, a może nawet i głębszemu uczuciu, tak jak to miało miejsce w przypadku Franza. Ślizgon zdawał sobie sprawę z tego, że nie jest jej łatwo, choć kiedy próbowała go zatrzymać, naprawdę myślał, że ta chce się z nim tylko pożegnać. Zamazać ten smak jego porażki po imprezie. Wydawało mu się, że chodzi jej o wyrzuty sumienia, ale tylko o nie. Nie sądził, że dziewczyna rzeczywiście przyzna się do tego, że popełniła błąd i że zależało jej na tym, żeby ich znajomość przerodziła się w coś znacznie poważniejszego. Powiedziała, że strach wziął nad nią górę. Każde kolejne jej słowo było ostre, niczym brzytwa, rozdrapywało rany, ale mimo wszystko, to był ten rodzaj bólu, który wiązał się z dość nietypową przyjemnością i satysfakcją. Wprowadzał jednak także i w zakłopotanie. Sprawiał, że Krueger nie wiedział już, co ma zrobić. Chociaż powinien odejść, nie był już niczego wcale taki pewien. Po tych wyrazach ubolewania, które usłyszał z ust Jasmine, a których nigdy wcześniej nie mógłby się po niej spodziewać, uwierzył w to poświęcenie, do którego panna Vane nie była jeszcze zdolna na ślizgońskiej imprezie. To zabawne, że dziewczę, które niegdyś nie miało ochoty odezwać się do niego ani słowem, teraz wręcz prosiło o wysłuchanie. Pokrętny los poplątał ich drogi tak mocno, że ta dwójka sama zaczynała się już gubić. A teraz oboje, tak samo zagubieni, stali na korytarzu przed Wielką Salą, nie zważając zupełnie na to, że uczta trwała w najlepsze i wszyscy inni uczniowie bawili się i żegnali w doborowym towarzystwie. Franz nie odezwał się ani słowem, pozwolił jej dokończyć. Poza tym, można powiedzieć, że nieco go zamurowało. Dopiero ostatnie słowa niejako go ożywiły, bo… czyżby świadczyły o tym, że Jasmine unosi białą flagę? Na to wyglądało, bo zaraz po tym odwróciła się i zaczęła odchodzić w swoim kierunku. Zachowała się zupełnie tak, jak on parę chwil temu. Tym razem jednak to on szarpnął ją za ramię, pchająć niezbyt mocno na ścianę. Sam natomiast stanął przed nią, chociaż trzeba było długo czekać na to, by wydusił z siebie jakiekolwiek słowo. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, wszystko okazało się o wiele bardziej skomplikowane, niżeli obraz, który chłopak wizualizował sobie w głowie po wysłuchaniu tych wyjątkowych przeprosin. - Chciałbym Ci powiedzieć, tak jak zamierzałem na początku. Że nie chce mi się z Tobą gadać… – mruknął niespokojnym tonem. Czuł, że jego serce bije jak szalone, a czerwona sukienka, którą jego luba miała na sobie, działała na niego jak płachta na byka. Nie mógł się oprzeć jej urokowi. Tak bardzo pragnął, żeby była przy nim. To ona była jego kobietą. Nie chciał szukać żadnej innej. Nie chciał żadnej lepszej. Chciał właśnie ją. Nie wiedział, czy postępuje prawidłowo. A już tym bardziej nie myślał o tym, jak zapatrywałby się na jego zachowanie Rosier. W tym momencie nie obchodziło go zdanie innych. Było mu obojętne to, co pomyślą sobie wszyscy inni Ślizgoni po tym, jak po spektakularnej porażce, postanowi jednak dać Jasmine kolejną szansę. Wydawało mu się, że jej słowa warte są spuszczenia z tonu i puszczeniu niektórych wydarzeń w niepamięć. - …ale nie lubię patrzeć jak odchodzisz. – dodał po chwili już o wiele spokojniejszym głosem, kończąc tym samym, po krótkim milczeniu, rozpoczętą wypowiedź. Ta chwila milczenia z pewnością trzymała w napięciu. Franz jednak całkowicie oddał się swoim instynktom, a swojego zachowania nie poddawał już w żadnym stopniu kontrolnej funkcji świadomości. Objął dziewczynę swymi ramionami, by zaraz po tym wpić się łapczywie w jej usta, jak gdyby nigdy więcej mieli się nie spotkać. Albo, jak gdyby pierwszy raz w życiu mógł ją pocałować. Jakby poznawał ją zupełnie na nowo. Nie chciał myśleć o tym, czy panna Vane po raz kolejny zdecyduje się wbić mu nóż w serce. Rzucił się, niczym byk, na czerwoną płachtę, uzależniając swój los od woli torreadora. Wreszcie jednak, po dłuższej chwili odsunął swoje usta od jej warg. Nie mógł oderwać od niej wzroku. Wyglądała nieziemsko… Skradłaby serce każdego innego mężczyzny w Hogwarcie, a jednak stała przed nim, uroczyście oznajmiając mu, że to on zdołał dotrzeć w głąb jej duszy. - Chodźmy do mnie… - wyszeptał jej niezbyt głośno do ucha, przygryzając delikatnie jego płatek. I chociaż nie zależało mu jedynie na fizycznej bliskości, w czym przecież uświadamiał już Jasmine podczas ślizgońskiej imprezy, tak teraz nie mógł myśleć o niczym innym, jak o jej nagim ciele. Wiedział jednak, że ten wieczór będzie miał zupełnie inny wymiar i że będzie znaczył dla niego więcej, niż każdy inny. Złapał ją za rękę i razem, niczym zakochana para szczeniaków pod osłoną nocy, pobiegli do dormitorium Domu Węża.
2x zt. |
| | | Irytek
| Temat: Re: Wielka Sala Sob 05 Lip 2014, 09:41 | |
| Czy miał przystać na propozycję Tego-Cholernego-Blacka-Który-Odbiera-Mi-Sławę?? Iryś marszczył brwi, wybałuszał oczy, nadmuchiwał policzki przy każdym rzucie celnym bądź mniej celnym. Zatrząsł całą zbroją, gdy ta głupia Larsenka podeszła i oddała mu gumę do żucia twierdząc, że coś zgubił. - To miało być dla ciebie, ty głupia dziwaczko! - zawył i rzucił w nią gumą, ale tym razem chybił. Blackowi przyglądał się podejrzliwie. Na meczu naśmiewał się z każdego domu, i ze slytherinu i z gryffindoru. Nie obchodziło go kto wygrał, bo i tak nikogo nie lubił. Co prawda bardziej nie lubił Evana Rosiera, który odbił mu dziewczynę niż Syriusza Blacka, który odbierał mu sławę. Przez cztery rzuty analizował propozycję chłoptasia, zastanawiając się czy nie ma tych latających łajnobomb schowanych gdzieś w lochach. Uznał, że chyba skończyły mu się już na początku września. - Okej, ale jak nie dotrzymasz słowa, znajdę cię. - zapiszczał posyłając gromy do odchodzącego huncwota i nałożył amunicję na procę. Uprzejmie nie strzelił w Dumbledore'a, chociaż miał wielką ochotę widząc jego piżamę. Wyglądał świetnie! Irytek wybuchnął śmiechem na ten widok, rechocząc w najlepsze i przegapiając kilku ślizgonów. Zreflektował się widząc wybiegających z wielkiej Sali Kruegera i Vane. Tę drugą znał dobrze, wszak w zeszłym roku była jego miłością. Szybko mu się jednak znudziła, nie reagując na masę prezentów, które jej posyłał, np. ślimaki pod poduszką. Wycelował dwoma gumami i bęc, strzelił w ich stronę. Potem wziął się za resztę chadzających uczniów. Nie zwracał już uwagi na domy, po prostu dawał popalić. Zaniósł się śmiechem obrzucając jakiegoś Krukona trzema gumami naraz. Nie ubawił się tak odkąd nie pozbył się Norriski. |
| | | Syriusz Black
| Temat: Re: Wielka Sala Sob 05 Lip 2014, 10:13 | |
| Łapa nawet nie myślał, że został mu rok nauki. Nie skupiał się na niczym tylko na teraźniejszości i przyszłości w postaci paru najbliższych dni. Dzisiaj jest koniec roku, potem jedzie do Dorcas, gdzie spędzi cudowny kawałek wakacji. Jeśli tylko by mógł, zostałby z nią przez całe dwa miesiące, chociaż przewidywał, że już po pierwszym tygodniu pośle go do diabła i będzie kazała dać jej chociaż trochę świętego spokoju. Łapa nawet nie wiedział kim będzie po zakończeniu nauczania. Niby rozmawiał o tym z Dorcas, ale nie podjął żadnej decyzji. Jak na aurora był zbyt gwałtowny i nie umiałby być cicho, więc odpada. Porzucił te rozważania, uznając, że przyszły rok to wystarczająco dużo czasu do podejmowania takich decyzji. Gorzej przedstawiało się pozbycie tych fanek, piszczących, robiących do niego maślanych oczek i wypytujących czy nie chciałby ich wszystkich zabrać na koncert Wyjców. Widocznie były słabo doinformowane, wszak miał już plany na wakacje i nie planował taszczyć za sobą dzieciaków. Na pomoc przybyły dwie dziewczyny. Że Charlie, to spodziewał się, że wyciągnie go z opresji, ale Lily Evans? Ta Lily Evans postanowiła go uratować? Łapie szczęka opadła i przez chwilę miał nierozumiejącą minę. Dorcas musiała coś jej powiedzieć, skoro pierwszy raz od jakichś trzech lat Lily patrzy na niego przychylniej. Złapał Charlie, zanim ta postanowiła zapoznać się z podłogą. - Odradzam spadanie. Raz poleciałem na plecy na konkursie z Peterem na zjadanie pączków we wrześniu. Wygrał. - burknął niemiło wspominając przegraną. Everett musiała go zbierać z podłogi po tym, jak zjadł cztery udka z kurczaka i dwadzieścia pączków w odstępie paru minut. - Dzięki za ratunek, dziewczyny. Te małe były jakieś krwiożercze. - zamrugał oczyma, odpędzając szok spowodowany zachowaniem Lily. - Nie znasz ich, one się nie odczepią choćby się im groziło różdżką. - odparował, jakoby to mężczyzna miał być wybawicielem. Niektóre fanki wykazywały się nadmierną determinacją. Roześmiał się, gdy pani prefekt dała mu dwa bilety na koncert. - Tak się składa, że ja już je mam... dla ciebie i dla Jamesa też zamówiłem, póki są... - uśmiechnął się chyba trochę onieśmielony, że pomyślał o tym samym z Lily Evans. Podrapał się w tył głowy i wyjął z tylnej kieszeni spodni cztery bilety. Pomachał nimi w powietrzu i zerknął niepewnie na Lils. - Nie martw się, żadne się nie zmarnuje! Trzymaj Charlie. Dla ciebie i dla Petera, zabierzesz go, okej? - wręczył swej partnerce do tańca dwa bilety, nie przyjmując żadnych protestów i reklamacji. Potem wziął od Lily wejściówki i dał jej swoje. Wymiana bardziej bez sensu, lecz Black chciał zachować pozory. - Dzięki, że o nas pomyślałaś. - wyszczerzył się do niej wesoło i posunąwszy jakieś dzieciaki za sobą (może to nie było zbyt miłe, ale liczyły się intencje!) i zrobił miejsca Lils. - Siadaj, reszta powinna być lada chwila. - nie skomentował nieobecności Dorcas. Dziewczyny mogły zauważyć, że jego uśmiech stał się mniej wesoły, a oczy pociemniały ze zmartwienia. Skoro nie było z nią Lily oznaczało, że Dor pragnęła być teraz sama. Trochę się zmienił. Jeszcze parę tygodni temu pobiegłby do niej na łeb na szyję nie zwracając uwagi, że ktos by tego nie chciał. Teraz siedział, może już mniej rozluźniony, ale dalej z leniwym uśmiechem na ustach. Schował bilety "od Lily" do kieszeni spodni i zerknął w stronę Dropsa w piżamie. - Ten to ma poczucie mody. - mruknął rozbawiony. Black chyba najgłośniej zaklaskał i zagwizdał, gdy padło kto wygrał Puchar Quidditcha. A gdy tylko pojawiło się na stole jedzenie, jego oczy rozbłysły i od razu nałożył sobie na talerz porządną, wielką, męską porcję mięs, puddingów, smażonych potraw etc. Nalał sobie soku dyniowego, nie zapominając o dziewczynach. Chciał być bardzo miły, aby nie zaczęły na niego wrzeszczeć i przypadkiem nie odeszły. Czuł na karku wiercące spojrzenie drugoklasistek. Łapa wpakował do ust sporo jedzenia, połykając wszystko ze smakiem. |
| | | Dorcas Meadowes
| Temat: Re: Wielka Sala Sob 05 Lip 2014, 11:06 | |
| O tym, że dzisiaj miało się odbyć uroczyste zakończenie roku, nie można byłoby zapomnieć nawet, gdyby się bardzo chciało. W dormitorium dziewcząt panował ruch, jak mało kiedy, gdyż każda szykowała się na wieczorną ucztę już niemalże od świtu. Dorcas, która nie czuła się komfortowo w tłumie, na szczęście udało się zaszyć w miarę intymnym koncie z Lily. W końcu przyjaciółka obiecała jej rewanż po ostatniej, przegranej partii szachów czarodziejów i zamierzała dopilnować, aby się z tej obietnicy rozliczyła. I tak czas minął aż do wieczora... Nerwowo stukała obcasem o posadzkę, nigdzie nie mogąc dostrzec Regulusa. Wiedziała, że na pewno nie siedzi już w Wielkiej Sali, tak więc zmuszona była czekać, aż się młodszy Black w końcu pojawi. Wbrew wcześniejszym obawom, niewielu zerkało ciekawsko na Meadowes, tak więc mogła odetchnąć i przynajmniej z łatwością udawać, że wszystko jest na swoim miejscu. W końcu! Regulus nie wydawał się nigdzie spieszyć, tak więc Dor przecisnęła się przez kilku uczniów i podeszła do niego. Aby nie przedłużać, podała mu kopertę i dyskretnie puściła oko. - Tak, jak prosiłeś. Do zobaczenia za rok. Pewnych wiadomości lepiej było nie wysyłać sową, nawet swoją własną i zaufaną. Do jej ewentualnej partnerki uśmiechnęła się delikatnie, ufając, że nie będzie o to zła, bowiem Meadowes tak szybko, jak się pojawiła przed Blackiem, tak szybko odeszła, specjalnie nie zwracając uwagi na melodramat, który rozgrywał się pomiędzy dwójką Ślizgonów. Nie chciała się spóźnić, a jednak kiedy stanęła w udekorowanej zielenią Wielkiej Sali, dyrektor już wznosił toast. Posłała więc profesorowi Dmbledorowi przepraszający uśmiech i lekkim krokiem pospieszyła do stołu Gryfonów. Rude pukle Lils oraz westchnienia fanek Syriusza były dość charakterystyczne, aby już z daleka wiedzieć, gdzie siedzą jej przyjaciele. Po drodze mignęło jej kilka znajomych twarzy, jak choćby Gilgamesh, do którego swoją drogą pomachała. - Może staroświecko, ale przynajmniej z klasą. Wtrąciła się, słysząc końcówkę wypowiedzi Syriusza. Usiadła pomiędzy ich dwójką, jakoś sobie zgrabnie radząc z tym, aby przesadnie nie wygnieść białej, koronkowej sukienki tylko odrobinkę krótszej od przepisowej długości do kolan, do której idealnie pasowały czarne, klasyczne szpilki oraz włosy spleciony w gruby warkocz, który dodatkowo udekorowała wstążeczką. Tak upięte włosy odsłoniły szyję, na której nie mogło zabraknąć delikatnego, srebrnego łańcuszka z zawieszką w kształcie psiej łapy. Jak gdyby nigdy nic uśmiechnęła się i do Lilianne, i do Syriusza. Czyżby widziała też Charlie? - W zieleni nie jest mi do twarzy. Odsunęła od talerza zieloną serwetkę. Przynajmniej chciała spróbować bawić się dobrze. |
| | | Gość
| Temat: Re: Wielka Sala Sob 05 Lip 2014, 12:03 | |
| Oczywiście, jak zwykle przyszedłem na zakończenie roku kompletnie spóźniony i o dziwo tym razem nie chciałem, aby tak wyszło. Niestety, bardzo późno wstałem dzisiejszego dnia. Najzwyczajniej w świecie nie miałem sił, aby podnieść się z legowiska prędzej. Ostatecznie jednak uruchomiłem wszelkie procesy, potrzebne do tego, by się tutaj znaleźć i oto… Jestem! W okropnym nastroju, no ale lepiej tak, niż wcale. Pierwszą myślą, jaka mnie napadła, kiedy zobaczyłem tylu ludzi na sali, były wymioty. Potem nadszedł czas na obdarowywanie różnymi typami spojrzeń poszczególne stoły, a nawet poszczególnych uczniów przy nich siedzących! Tak więc, od początku – domyślnym było, że kiedy mój wzrok opadł na stół Ślizgonów, a zabójcze intencje byłyby wyczuwalne, to oni by się w tej chwili zaczęli dusić, chociaż nie mogłem nie przyznać, że wśród wszystkich znalazłyby się osoby warte oszczędzenia oraz takie, na których zgon specjalnie bym czekał, a jedną z nich była na przykład Jasmine. Niestety nie miałem okazji sobie z nią „telepatycznie” porozmawiać, gdyż niemal natychmiast wstała i wyszła. Niechęcią omiotłem także stół mojego własnego domu, jeżeli miałem być szczery, to po prostu nie mogłem na nich patrzeć. Podobnie było z Gryffindorem, tak naprawdę jedyną częścią sali, której nie chciałem zgładzić były ta z nauczycielami i ta z Krukonami. Chyba nic tu po mnie… Stwierdziłem. Co prawda chętnie bym coś zjadł, ale do jasnej ciasnej, nie usiądę przecież wśród takiej ilości istot żywych. Iść tam? Czy zjeść coś potem? Na upartego to tylko kilka godzin podróży… Tak! Najprędsza możliwa izolacja była najlepszym pomysłem. Przez myśl przeleciało mi „gdzie jest Yumi?”, z nią mógłbym się ukrywać „razem”, jej strata! Mruknąłem, po czym tak szybko, jak się tutaj znalazłem, opuściłem to miejsce z wielką, naprawdę wielką ulgą. - Ufff… Wypuściłem powietrze z impetem, dmuchając w kosmyk włosów, który opadł mi na nos. Jak to możliwe, że urosły mi one tak prędko? Muszę ogarnąć głowę… Ciekawe, czy miałem na myśli głowę, jako to co na niej mam, czy głowę, jako umysłowość? Podświadomie pewnie obydwa. Zastanawiało mnie, gdzie idą Ci wszyscy, którzy starali się opuścić to miejsce, jak najprędzej. Może pójdę za nimi? Z drugiej strony, czy to nie znaczyłoby tarapatów? Tym bardziej potrzebowałbym Yumi! Albo kogoś takiego… Drogi Buddo, tyle jest tutaj ludzi, a ja nie mogę dostrzec akurat tych, których teraz chciałbym spotkać. No naprawdę, nie cierpiałem form ludzkich, z pewnymi wyjątkami rzecz jasna, niestety wyjątków znośnych wokół mnie nie stwierdzono. Ech, skoczę lepiej po swoje rzeczy. |
| | | Chiara di Scarno
| Temat: Re: Wielka Sala Sob 05 Lip 2014, 14:12 | |
| Swoim zwyczajem całkowicie zignorowała Gilgamesha. Nie zaszczyciła go nawet jednym dłuższym spojrzeniem, bo też z jakiego powodu? Gdyby jednak wiedziała jakie wizje malują się w jego głowie, najprawdopodobniej zrzuciłaby maskę obojętności i wyśmiałaby go. Usiłował zniszczyć jej życie od momentu, w którym go odrzuciła, ale jak na razie jedynie dostarczał jej okazji, aby mogła z niego podrwić. Być może było to wynikiem jego zadufania w sobie, które sprawiało, że nie potrafił do pewnych spraw podejść realistycznie, a może po prostu był zbyt głupi, aby się z nią równać. Nie był w stanie choćby jej ośmieszyć, a rozmyślał o morderstwie… -Jak zawsze taki przenikliwy… – zadrwiła lekko z wypowiedzi Aerona, który w niemalże jednym zdaniu potrafił się wytłumaczyć, skomplementować ją i przeprowadzić analizę jej wyrazu twarzy. Nie ukrywała swojej niechęci do całego tego wydarzenia. Pojawiła się na nim, to już było wystarczające ustępstwo. -Zastanawiałam się, czy jeszcze żyjesz. Tak doskonale unikałeś miejsc publicznych, że przez ostatni miesiąc chyba nic nie jadłeś… – stwierdziła rozbawiona, milknąc jednak, kiedy dyrektor rozpoczął swoją zwyczajową przemowę. Zaklaskała nawet kilka razy, kiedy ogłoszono zwycięzcę Pucharu Domów, przy czym ponownie zerknęła na skłócone papużki przy stole Ślizgonów. Na stołach pojawiły się potrawy, których sam zapach sprawiał, że ślina napływała do ust, ale Chiara zamiast sobie nałożyć co do jedzenia, wolała obserwować zachowanie przyjaciółki. Widziała więc, jak wychodzi za Kruegerem, który najwyraźniej miał dość całej tej farsy, co o dziwo sprawiało, że Chiara podzielała choć raz jego odczucia. Potem szerokość drzwi uniemożliwiła jej dokładne śledzenie rozwoju wydarzeń, ale wystarczyło jej to, co zobaczyła. Czy była w tej chwili zawiedziona zachowaniem Jasmine? Nie. Być może nie czuła matczynej dumy, ale to chyba dobrze, skoro nieco inne relacje łączyły ją z Vane. Chyba była jedynie rozbawiona całym dramatyzmem sytuacji. Nie wyobrażała sobie siebie i Rosiera w podobnych okolicznościach. Mało prawdopodobne aby wyszła za nim i próbowała go błagać o wybaczenie na środku korytarza. Oczywiście zakładając, że on wcześniej byłby na tyle głupi aby umożliwić jej publiczne poniżenie jego osoby. Tak naprawdę nieistotne było to, co na ten temat uważała. W gruncie rzeczy chciała, żeby Jasmine była szczęśliwa, nawet jeśli oznaczało to zaakceptowanie Kruegera w roli jej partnera. Nie lubiła tego faceta, ale widocznie było w nim coś, czego nie dostrzegała, bo Jas nie była głupia ani ślepa. Co do tego Chi miała pewność, zbyt dobrze ją znała, aby móc ją mieć za pierwszą lepszą idiotkę, która leci na wygląd i kasę. Aż chciałoby się zanucić „miłość rośnie wokół nas” i pokołysać się lekko do romantycznej melodii, z lekkim uśmiechem na ustach i poczuciem radości w sercu. Szkoda tylko, że w przypadku Chiary było to równie niemożliwe jak to, że w najbliższym czasie zacznie śpiewać Evanowi tkliwe ballady. -Chyba nie jestem głodna. – mruknęła, ponownie koncentrując się na tym, co działo się tuż obok. Nienajlepszy wybrała sobie jednak moment na to oświadczenie, bo jej żołądek akurat w tej chwili postanowił zaprotestować przeciw długotrwałej głodówce, co przejawiło się cichym burczeniem w jej brzuchu. |
| | | Aeron Steward
| Temat: Re: Wielka Sala Sob 05 Lip 2014, 19:05 | |
| Zirytowany Arcio totalnie zignorował jakieś słowa, które wypowiedział ten przygłupi typek z Slytherinu. Szkoda, że niektórzy używają wszystkich mięśni oprócz tego najważniejszego. Zdarzają się przypadki osób w ogóle pozbawionych tego narządu. Ale na szczęście istnieje coś takiego jak selekcja naturalna. Natura na szczęście sama wie jak naprawić swoje pomyłki. Arcio sam nie wiedział, skąd brał się ten jego wstręt do osób ograniczonych umysłowo, ale jakoś do tej pory mu to nie przeszkadzało, i szczerze wątpił by coś się zmieniło. Czy był przenikliwy? Zdecydowanie tak, to jedna z tych cech, które każdy powinien sobie rozwinąć w dużym stopniu. Prawie nigdy się nie mylił co do oceny drugiej osoby. Pewnie dlatego tak unika kontaktu z ludźmi. Fałszywość i udawanie to chleb powszedni, a naiwna osoba ma w życiu ciężko. - Mam spore doświadczenie, inaczej byłbym jednym z tych głupków.- Zresztą on sam również nie cieszył się z tego, że tu był. Widział dyrektora idącego na swoje miejsce, co zaś oznaczało nudną przemowę. Co zaś oznaczało jeszcze więcej czekania. - Oczywiście że żyję. Śmierć przez zagłodzenie samego siebie jest naprawdę głupia, nie sądzisz? Lubię zjeść coś dobrego.- Mówiąc to wziął kawałek jakiegoś ciasta ze stołu, i wziął go do ust. Nie było najgorsze, ale na razie wystarczy. Zauważył wstającego dyrektora, szykującego się do przemowy. I nawet go nie słuchał, nie klaskał, nie zwracał uwagi na radość Slytherinu z wygrania Pucharu Domów. Czekał tylko aż wszystko się skończy. Zauważył że Chiar gdzieś patrzy. Spojrzał w tamtą stronę, gdzie ujrzał drzwi i dwójkę ślizgonów widocznych za nimi. O ile dobrze pamiętał dziewczyna to znajoma Chiary, chłopaka nie znał. Widać było że coś między nimi zaszło, ale Arcia to nie interesowało i odwrócił wzrok. Za to usłyszał stwierdzenie Chiar o nie jedzeniu niczego. Usłyszał również ciche burczenie jej żołądka, co komicznie ze sobą współgrało. Zaczął się cicho śmiać. - Pewna jesteś? Twój żołądek mówi coś innego. I Ty mówisz że ja mało jadam- Nie mógł przepuścić takiej okazji na poprawę, choć w małym stopniu, jego humoru. Jednak czasami opłaca się mieć przyjaciela albo dwóch z których można się pośmiać. |
| | | Soleil Larsen
| Temat: Re: Wielka Sala Sob 05 Lip 2014, 22:53 | |
| Sol siedziała przy stole pogrążona w rozmyślaniach, które dla odmiany dalekie były od beztroskich marzeń. Oderwała się od nich dopiero wtedy, kiedy pochwyciła wzrokiem sylwetkę Henry'ego, usiłującego się przedostać przez tłum dzieciaków kłębiących się przy wejściu. W jej oczach pojawiła się tkliwość i sympatią, kiedy oddała się obserwacji chłopaka porządkującego ten mały chaos. Zanim jednak zdążył zdać sobie z tego sprawę, wróciła do własnego odbicia w wypolerowanym do połysku talerzu. Czy chciała z nim zerwać? Nie. To była ostatnia rzecz, na którą miała ochotę, ale czuła, że być może będzie musiała to zrobić. A konkretniej po prostu zachować dystans. Wiedziała, że nie zdobędzie się na poinformowanie go o swoich planach w rozmowie, a wykorzystanie w tym celu listy wydawało się strasznie niewłaściwe. Fakt, że rok szkolny dobiegał końca, a z chwilą, kiedy pożegnają się na stacji w Londynie rozdzielą się na dwa miesiące, na pewno działał na jej korzyść. Przez ten czas mógł uświadomić sobie, że tak naprawdę nie szukał kogoś takiego jak ona, że czuł tę bliskość, bo go uratowała. Nie chciała aby był smutny, aby cierpiał. Zrobiłaby wszystko, żeby temu zapobiec, ale nie potrafiła jeszcze kontrolować Tytana. Nie mogła być pewna, że nie stanowi dla Puchona zagrożenia. Poniekąd nie miała wyjścia, nie widziała dla siebie innej drogi. Nie było dobrego wyboru, który wszystkich by zadowolił. Podłapała uśmiech Henry'ego i odwdzięczyła się podobnym. Szerokim, szczerym, prawie dokładnie takim, jakim zwykła raczyć go zanim On się wtrącił. Tylko jakiś cień czający się w głębi jej oczu mógł sugerować, że tak naprawdę wcale nie jest wszystko w porządku. Wysłuchała spokojnie przemowy dyrektora, Tytan natomiast przy fragmencie o Nette warknął cicho w jej głowie. Sol pewnie jako jedna z niewielu nie dostrzegała niczego dziwnego w stroju Dumbledore'a, a kiedy w końcu rozpoczął ucztę, bez przekonania nałożyła sobie odrobinę jedzenia na talerz, szturchając przy tym sąsiadkę. Dziewczyna okazała się nader sympatyczną III roczną i z zachwytem skomplementowała strój Sol, co mile połechtało Słoneczko, bowiem sama tę sukienkę uszyła. Pogrążyły się w sympatycznej rozmowie, ale wzrok Gryfonki wciąż od czasu do czasu uciekał do stołu, przy którym siedział Henry. Nie tknęła dania, które kusiło zapachem i wyglądem. Nie czuła się głodna, miała wrażenie, że jej żołądek jest zawiązany na supeł. |
| | | Lily Evans
| Temat: Re: Wielka Sala Sob 05 Lip 2014, 23:51 | |
| W zachowaniu Lily nie było ani winy, ani zasługi Dorcas. I wcale nie warczała na Syriusza od trzech lat! Prędzej od sześciu, ale ich kontakty znacznie pogorszyły się dopiero ostatnio. Kiedy jego zachowanie szczególnie zaczęło działać jej na nerwy, bo do tego wszystkiego, co miała mu do zarzucenia wcześniej, doszła jeszcze troska o osobę, którą kochała, dla której zrobiłaby niemalże wszystko. I powoli uświadamiała sobie, że nie jest w tym poczuciu osamotniona; że dla Łapy nie jest to żadna gra, że nie poleci z wywieszonym jęzorem do czekających na niego z wytęsknieniem fanek. Dlatego się przy nim zatrzymała. Miała do niego sprawę, potrzebowała jego pomocy. Nie potrafiła bezczynnie patrzeć jak jej przyjaciółka cierpi. Poszłaby do samego piekła, gdyby tam mogła znaleźć lek na jej zmartwienia. -Nie ma za co.. Na przyszłość spróbuj być po prostu bardziej asertywny. – zasugerowała cichym tonem. Słysząc jego śmiech, lekko się zaczerwieniła. No tak, ależ była bezmyślna. On oczywiście sam wpadł na pomysł, który próbowała mu w tej chwili podsunąć. Mogła to przewidzieć, aż jej się nieprzyjemnie zrobiło na myśl, że teraz nie przeszła by już babskie wyjście na takie wydarzenie, że Dorcas miała chłopaka, który chciał z nią dzielić podobne chwile. Odsunęła od siebie zazdrość i poczucie, że traci grunt pod stopami. Nie mogła dać się pokonać tym uczuciom, nie teraz. Z reszta i tak nie zamierzała iść na Upiornych Wyjców. -Dzięki, ale ja raczej... – zaczęła i przerwała, kiedy rozentuzjazmowany Syriusz zwrócił się do Charlie. Westchnęła lekko i dokończyła cichym szeptem, tak aby chłopak tego nie dosłyszał -Nie pójdę. – Siedząc spokojnie przy stole i wpatrując się trochę tępo w bawiące się wypolerowanymi do błysku sztućcami, Lily doczekała się w końcu momentu przemowy Dumbledore'a. Uśmiechnęła się nawet na widok stroju dyrektora. I klaskała uprzejmie, kiedy ogłoszono zwycięzcę Pucharu Domów. Uważała ten system za wymiernie sprawiedliwy i nie widziała potrzeby strojenia fochów. Na widok Dorcas uśmiechnęła się odrobinę szerzej i natychmiast zrobiła jej miejsce pomiędzy sobą i Łapą. Nie chciała dociekliwych pytań o jej raczej kiepskie samopoczucie i Pottera. Dor była w stanie to zrozumieć i poczekać, aż Lily będzie gotowa mówić. Nie spodziewała się podobnego zrozumienia, wyczucia i przede wszystkim cierpliwości ze strony Syriusza. Bezpieczniej więc było zasłonić się jego oszołamiająco wyglądającą dziewczyną. -Teraz to się najemy za wszystkie czasy. – mruknęła, szukając w sobie entuzjazmu i zaczęła nakładać najpierw Dorcas, a potem sobie dużą porcję ich wspólnej ulubionej potrawy. To dziwne, ale zmartwienia sprawiały, że robiła się bardziej wygłodniała niż zazwyczaj. |
| | | Chiara di Scarno
| Temat: Re: Wielka Sala Nie 06 Lip 2014, 02:06 | |
| Po tym świecie, a nawet po korytarzach tej szkoły, chodziło mnóstwo osób, które posiadały sprawny mózg, a jednak nie do końca potrafiły go używać. Włoszka przywykła więc do tego faktu, czasem traktując go nawet jako niewymagające większego wysiłku źródło zabawy. Tym niemniej w tej sytuacji całkowicie zgodziłaby się z Aeronem – Gilgamesh wcale nie był koniecznym elementem jej świata. Mógłby zniknąć i wcale by się tym nie przejęła. Byłaby właściwie zadowolona, bo Ślizgon był upierdliwy jak mało kto i potrafił działać jej na nerwy. Przemowy wysłuchała we względnym spokoju, chociaż ta „minuta” milczenia na cześć Nette sprawiła, że jej palce zacisnęły się na moment w nagłym spięciu mięśni. Było to jednak tak przelotne, tak nierzucające się w oczy w pomieszczeniu, w którym na człowieka nacierało milion bodźców na minutę, że mało prawdopodobne aby ktoś to zauważył. A tym bardziej przypisał temu właściwie motywy. Stary, dobry Arcio odwrócił zresztą jej uwagę swoimi słowami, na które zareagowała nieco ironicznym uśmiechem. -W śmierci z natury nie ma niczego mądrego. Śmierć jest brudna, lepka, mroczna, pełna cierpienia, strachu i niepewności. Potrafi być także wyzwoleniem lub czymś fascynującym, elektryzującym i pobudzającym krążenie krwi w żyłach. Nie użyłabym słowa „głupia” aby ją określić. – odparła, prześwietlając go spojrzeniem pociemniałych w tej chwili tęczówek. Czy się przypadkiem nieostrożnie nie odsłaniała? Raczej nie. Aeron wiedział, że jest zdrowo popieprzona. Nigdy nie opowiadała mu o swojej przeszłości i prawdę powiedziawszy niewiele wiedział o jej prywatnych sprawach i tym, co kryła za fasadą ironicznego uśmiechu i obojętności, ale na pewno znał ją dość dobrze, aby nie być zgorszonym tymi słowami. „Znajoma” to ładny eufemizm dla określenia relacji, która łączyła ją z Jasmine. Mało kto nie zdawał sobie sprawy, że kiedyś były parą. Związki homoseksualne wciąż jeszcze szokowały, gorszyły i nie były na porządku dziennym. A przynajmniej nie dla wszystkich. Przez chwilę obserwacja przyjaciółki pochłonęła ją do reszty, ale ostatecznie wróciła wzrokiem do stołu i rozmówcy. Bezczelny brzuch ją zdradził! Szybciej jednak czyniły to zapewne bardziej niż zwykle widoczne kości, cienie pod oczami i trochę niezdrowy wygląd. -Jestem na diecie. – odparła na pytanie Krukona. Jak mogła jeść, skoro każdy kęs pęczniał jej w ustach i zyskiwał metaliczny posmak krwi? Jak mogła spokojnie zasiadać do posiłku, skoro nachodzące ją w najgorszych momentach wspomnienia i tak przyprawiały ją o odruch wymiotny? Wmuszała więc w siebie tylko tyle, ile było potrzebne aby w miarę normalnie funkcjonować. To i tak była wystarczająco niewdzięczna konieczność. |
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Wielka Sala Nie 06 Lip 2014, 10:33 | |
| Zrobił się niecierpliwy. Nie umiał już ze spokojem i łagodnością przemawiać do upierdliwych młodszych kolegów, gdy priorytetem było wejście do środka wielkiej sali i odnalezienie jednej z najważniejszych głów w tej szkole. Bił entuzjastycznie brawo i przy wiwatach Slytherinu i przy wiwatach Gryffinodru. Uśmiechnął się wesoło przy przemowie Dumbledore'a. W dławiącej ciszy przetrwał tę "minutę", uciekając wzrokiem gdzieś w stół, swoje ręce, byleby nie patrzeć na stół nauczycielski. Z ulgą zauważył brak wzmianki o nim samym i wypadku, o którym wciąż starał się zapomnieć. Przy chóralnym wiwacie na widok zmaterializowanych pysznościach na stołach, Henry odwrócił głowę ponownie za siebie. Bez problemu wyłowił jaśniutkie włosy i tęczową sukienkę Sol. Rozmawiała z jakąś znajomą i uśmiechała się. Ten widok trochę go uspokoił, a w szczególności jasny uśmiech jaki mu posłała. Czyli wszystko było w porządku i nie powinien dramatyzować. Wtedy po prostu wystraszyła się czegoś, a to co później mówiła było szokiem. Henry chciał zaprosić Sol na ten koncert Wyjców. Nie miał za wiele kasy, ale skoro wycieczka do garbatorogów nie wypali za sprawą kategorycznego "Nie" ze strony ojca, zostaje mu sporo kieszonkowego. Sfinansuje sobie ten cholernie drogi bilet, a z pomocą dziadka załatwią i dla Sol wejściówkę. Henry wiercił się trochę, zwracając na siebie uwagę Grubego Mnicha, który zapytał go uprzejmie "czy nic ci nie dolega, drogi chłopcze?". Zbywając przyjaznego duszka, odwrócił się w stronę Callasa, który notabene wyglądał jakby zaraz miał puścić pawia. Lancaster poklepał go po ramieniu wyrozumiale. - Nie jest tak źle. Zobacz ile jedzenia. Skrzaty dały z siebie wszystko. - starał się go pocieszyć i zakłócić swoją niecierpliwość. Nałożył sobie trochę jedzenia i nie patrząc co je, zerkał kątem oka na Sol. Umiał już wyłowić ją z tłumu bez problemu. Henry czekał aż za kilkanaście minut będzie mógł wstać i podejść do Słoneczka. Jeśli sam nie przekona się, że wszystko jest okej, te wakacje będą dawały o sobie znać. |
| | | Syriusz Black
| Temat: Re: Wielka Sala Nie 06 Lip 2014, 10:47 | |
| - Dorscasa! - wybełkotał z pełnymi ustami na widok... właśnie. Łapa z trudem przełknął to, co miał w ustach, przy okazji trochę się krztusząc. Wlał w siebie soku dyniowego i odkasłał, starając się znowu wyglądać jak huncwot. Wybałuszył oczy na Dorcas, łykając każdy detal jej wyglądu. Zatrzymał wzrok na warkoczu, nieodłącznym elemencie jej ubioru. Mówił jej już parę razy, że o wiele lepiej jest jej w luźno rozpuszczonych włosach, którymi może się bawić. Z drugiej strony, choćby miała na sobie worek po ziemniakach, i tak wyglądałaby najpiękniej z masy innych dziewcząt. Łapa nawet nie pomyślał, aby skomplementować strój Charlie czy Lily, nie odrywał wzroku od Dor. - Wyglądasz cudnie. - jego oczy zaświeciły i zrobił duużo miejsca dla dziewczyny, przystając z entuzjazmem na usadzenie jej tuż obok siebie i Lily. Black starał się ignorować mordercze spojrzenia Charlie, nie wiedząc co on znowu takiego zrobił, że chyba chce go zabić (:P) i powrócił do połykania w zastraszającym tempie tych pyszności. Czujnie zerkał na Dor, w poszukiwaniu jakichś nieprawidłowości i czegoś, co miałoby go zmartwić. Po zjedzeniu porządnej pierwszej porcji, pod stołem splótł dłoń z palcami Dor, mocno je ściskając i uśmiechając się ponad nakryciami. - Lily ma świętą rację. Najecie się obie, a w szczególności ty. Taka chudzina... - uniósł jej trzymaną dłoń nad stołem i obejrzał ją ze wszystkich stron, jakoby był to dowód i powód do przytycia. Na oczach drugorocznych fanek, ucałował dłoń Dorcas i schował ją pod stół, decydując się, że będzie ją mocno przy sobie trzymał. Machnął rękę i potężna chochla z jakąś zupą nalała mu do talerza sporą porcję, którą z kolei Łapa pochłonął w ciągu pięciu minut. - Ch-chralie, to jak z Glizdusiem? - zerknął w stronę dziewczyny i uśmiechał się niewinnie. Kolejna kobieta, która chciałaby go zabić z niewiadomego powodu. Ach, te krwiożercze panny. Sir Nicholas miał rację, że z nimi nigdy nic nie wiadomo. - Od paru dni ciągle o tobie gada. - zauważył, posyłając jej szczenięcy, pełen nadziei uśmiech na pewny i korzystny obrót sytuacji. |
| | | Sir Nicholas
| Temat: Re: Wielka Sala Nie 06 Lip 2014, 10:58 | |
| Powitał głośno każdego z gryfonów. - Witajcie, moi drodzy! Panno Evans. - ukłonił się niziutko, omal nie tracąc głowy -dosłownie. - Panno Allison, panno Meadowes! Paniczu Black... o, panna Soleil, jakże miło panienkę widzieć! - jak tylko wymienił masę nazwisk panienek i paniczów, przeszywając stół przemieścił się w stronę kolorowo ubranej uczennicy. Tkwił tułowiem w puddingu i imbirze i uśmiechał się dumnie do dziewczynki. - Wygląda panna oszałamiająco. Wyróżnia się panienka spośród tłumów. Czy to jakieś święto, droga panno Larsen? Mnich poczerwieniał, moja droga. Przed chwilą powiedział mi, że około dwudziestu głów się za panienką obejrzało. - wyprostował się dumnie, bo to właśnie uczennica domu Lwa była przez chwilę w centrum zainteresowania i to duchowi dawało powód do wielkiej dumy i pysznienia się z tego powodu. Podkręcił wąsa i otrzepał niewidzialny pyłek z munduru, przyglądając się zaciekawiony dziewczynce. Miał do niej wyjątkową słabość. Nie było dnia, aby go nie zaskoczyła bądź nie powitała miłym słowem. Nie krzywiła się nawet, gdy głowa mu spadała z karku. Wielu uczniów kwaśniało na ten widok, co samemu Nicholasowi niewiele przeszkadzało, ale doceniał znowuż osoby, które traktowały to już jako coś normalnego. Kwestia przyzwyczajenia do pewnej niezdarności Nicka. - Jeszcze dwa lata, panienko, prawda? Ach, jak ten czas mija. Nasi huncwoci zostaną z nami przez ostatni rok, najstarsi odchodzą. W moich czasach, gdy ktoś nas odpuszczał, śpiewaliśmy smutny psalm, a rycerze, czyli oczywiście ja, droga panienko, biliśmy się mocno w pierś, w nasze stalowe zbroje. - ni stąd ni zowąd zaczął nawijać o starych czasach zza życia, bo to był też jego ulubiony temat do rozmów. Nieistotne, że kogoś mogło to nudzić. Jeśli tylko ktoś pozwolił się dać złapać Sir Nicholasowi, było się narażonym na długie pogawędki o jego życiu i przeżyciach po śmierci. |
| | | Argus Filch
| Temat: Re: Wielka Sala Nie 06 Lip 2014, 11:41 | |
| Pani Norris wyglądała o wiele lepiej. Filch pozbył się gum do żucia, wciąż pod nosem pomstując pod adresem Irytka. Miał z nim przebywać w szkole sam na sam przez następne dwa miesiące... gdyby nie poczucie obowiązku, oddanie Hogwartowi, sam wyjechałby na wczasy bądź urlop leczniczy, najlepiej z samą panią Pince u boku. Z zamyśloną, smutną miną wysłuchał przemowy Dumbledore'a, nie wyczuwając sarkazmu. Z pewnością w głowach tej niewychowanej młodzieży nie ma nic. Przekonał się o tym wielokrotnie podczas tego roku szkolnego. Nie było nadziei na poprawę. Póki nie powróći dawny system kar, młodzież wciąż będzie niedokształcone. Sama śmierć małej Nette... Filch osobiście znalazł jej trupa tutaj, na stole Puchonów. Oni o tym nie wiedzieli. Wiedział o tym tylko on i jego przyjaciel Dumbledore. - Pan profesor powiedział CISZA! - wydarł się na najstarszych uczniów siedzących niedaleko drzwi wielkiej sali, a więc też samego Filcha. - Niewdzięczne dzieciaki, minuta! Zamknąć się! - pogroził pięścią nicponiom, którzy pokazali mu język, gdy tak ich uciszał. Pan woźny wziął głęboki wdech, odzyskując żółto-brązowy, naturalny kolor twarzy. Wyglądałby bardzo dziwnie z czerwonymi bądź zielonymi policzkami. Nie dane było mu spokojnie stać na straży pomieszczenia, które wszak sam przygotował. Niby pomogło mu parę zniewolonych ofiar, ale i tak zasługi przypisywał sobie samemu. Gdyby nie on... gdyby nie on, ta szkoła nie przetrwałaby miesiąca! Nie bił nikomu brawa. Stał pod drzwiami zachmurzony i skrzywiony. Minę miał bardzo nieciekawą, gdy odwrócił się do spóźnialskich małych ślizgonów z bodajże czwartego roku. - Mam pomóc wam zająć wasze miejsca? Zmiatać mi stąd, natychmiast do swojego stołu! Te, Breth! Twój stół jest po lewej stronie, a nie po prawej, niemądry dzieciaku! - wydarł się na cały głos do chłopaczka, który umyślnie skręcił do Kurkonów prawdopodobnie w celu poderwania jakiejś dziewczyny. Teraz, w czasie tak ważnej uroczystości... zero manier i etykiety. Niewychowane dzieciaki i tyle. Woźny zmroził również wzrokiem czwórkę drugorocznych dziewcząt z gryffindoru, robiących maślane oczy do jednego z tej bandy Pottera. Posłał pod ich adresem wiązankę gróźb, które na własne szczęście nie mogły usłyszeć. Jego dolna warga drżała od tłumionego gniewu. Poprawił swoją muchę, postawił już oczyszczoną, lecz przygnębioną panią Norris na podłodze i dumny jak paw począł kroczyć w stronę stołu grona nauczycielskiego. Sapał przy tym i pojękiwał, odczuwając resztki reumatyzmu w kości ogonowej kręgosłupa. Ten przeklęty Stone, szpieg Tego, Którego, Nie, Wolno, Wymawiać nie wyleczył do końca cierpień młodego Filcha. To było do przewidzenia. - Czego się gapisz...?! - warknął na jakiegoś pryszczatego, obrzydliwego uczniaka; zerknął spode łba na gadające i gderające duchy, dalej szurając stopami do pana profesora Dumbledore'a. Jeśli dyrektor zauważył zmorę kierującą się wprost na niego... cóż, nie miał zbyt wielu dróg ucieczki. - Panie Dumbledore, mój drogi przyjacielu! - wydarł się, aby każdy w tej szkole słyszał, że on, pan Filch jest dobrym przyjacielem, znajomym i bratnią duszą takiej szychy jaką jest Albus Dumbledore. Po długiej wędrówce w końcu zatrzymał się przed czarodziejem w wyjątkowo eleganckiej piżamie. Pani Norris owinęła się ogonem i zaczęła językiem czyścić swoje pazurki. Następnie nie spuszczała wzroku ze stołu Ravenclawu, do którego miała najbliżej. Gdyby tak wskoczyć tam i zjeść te ciasteczka rybne...? Filch uścisnął mocno rękę czarodzieja i uśmiechał się przymilnie, co samo w sobie było przerażające i odrażające, zważywszy na krzywe, żółtawe zęby oraz odpychający koperkowy zapach wody kolońskiej. - Musimy zrobić coś z Irytkiem, panie Dumbledore. Atakuje każdego, kto zbliży się do tej zbroi. Martwię się, drogi przyjacielu, bardzo się martwię, że ten szatański pomiot planuje coś pod koniec tej ważnej uroczystości. - "posmutniał", bo nie obchodziło go co się stanie z uczniami. Nie chciał mieć więcej bałaganu do sprzątania, poza tym Filch zawsze cieszył się, gdy poltergeistowi obrywało się od dyrektora. Albus chyba nie pozwoli, aby żaden niemądry duch popsuł zakończenie roku i miłą zabawę, prawda? |
| | | Soleil Larsen
| Temat: Re: Wielka Sala Nie 06 Lip 2014, 13:35 | |
| Wyraz ulgi na twarzy Henry'ego dał jej do zrozumienia, że uśmiech zadziałał dokładnie tak, jak powinien. Dobre wspomnienia – to właśnie chciała po sobie zostawić, a nie poczucie zagubienia i niepokoju. Nie widziała sensu w kalaniu tego dnia, tych ostatnich przed wakacjami chwil. Nie planowałaby iść na koncert, nawet gdyby o nim wiedziała. Nie przepadała za tak wielkimi, głośnymi i nieprzewidywalnymi skupiskami ludzkimi, czuła się w nich mała, zagubiona i bezbronna. Z drugiej jednak strony na pewno dostrzegłaby w podobnym doświadczeniu coś pouczającego i interesującego, możliwość obserwacji. Wciąż pogrążona w rozmowie z sąsiadką, chciała nabrać sobie odrobiny puddingu, kiedy zauważyła, że zanurzyła łyżkę gdzieś w okolicach żołądka ducha rezydenta Gryffindoru. Uśmiechnęła się do półprzezroczystego mężczyzny radośnie i rumieniąc się lekko wysłuchała komplementu. Nie zamierzała w tej chwili zastanawiać się, czy powszechne zainteresowanie, które wzbudzała nie było raczej wyrazem rozbawienia albo szoku. Ubierała to, na co miała ochotę. I dobrze się ze sobą czuła. A konkretniej: czułaby się, gdyby gdzieś w jej wnętrzu nie czaił się Tytan. -Och, dziękuję, Sir Nicholasie, to niezwykle szarmanckie z Pana strony. Ja także muszę pochwalić dobór kryzy, bardzo szykowna i doskonale komponuje się z pańską fryzurą. – stwierdziła ciepłym, pełnym sympatii tonem, bez krztyny drwiny czy ironii. Z właściwą sobie swobodą weszła w rolę średniowiecznej damy, sięgając nawet mało popularny wśród swoich równolatków język. Jej sąsiadka zachichotała cicho, po czym pogrążyła się w rozmowie z koleżankami siedzącymi po drugiej jej stronie. Spojrzenie Sol znowu powędrowało do stołu Puchonów, ale tym razem wyłowiła spojrzenie Mnicha i posłała mu szeroki uśmiech. Duch Hufflepuffu był jedną z najmilszych istot, które stąpały po ziemi. A konkretniej unosiły się kilka cali nad nią. Już chwilę później cała jej uwaga koncentrowała się na Nicku. I dobrze, bo przynajmniej miała wymówkę, aby pozostawić jedzenie na talerzu w stanie nietkniętym. -Och, Sir Nicholasie! Po wakacjach koniecznie musi mi Pan zaprezentować jedną z takich pieśni, jestem pewna, że w Pana wykonaniu są niezwykle poruszające. Pewnie kobiety w takich chwilach tkały żałobne całuny, ukradkiem ocierając łzy... – Sol westchnęła lekko, pogrążając się w rozmyślaniach. -To musiały być naprawdę fascynujące czasy, Sir Nicholasie, czasem bardzo Panu zazdroszczę. – Czas mijał, jedzenie na jej talerzu stygło, a ona z zafascynowanym wyrazem twarzy wysłuchiwała kolejnych opowieści ducha o pojedynkach, damach serca, zamkach, ucztach, pana i sługach. Wiele z nich znała już wcześniej, ale w niczym jej to nie przeszkadzało. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Wielka Sala | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |