|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Sini Marlow
| Temat: Re: Wielka Sala Czw 09 Sie 2018, 06:50 | |
| Gdy pierwsze płomienie rozrzedziły ciemności, mogła podjąć się zadania odnalezienia różdżki. Zgięła się w pół i wsadziła głowę pod stół, próbując zlokalizować swoją zgubę. Nie szukała długo. Wyjęła wypolerowaną różdżkę w chwili, gdy Feliks skończył rozjaśniać salę. W świetle świec mogła przyjrzeć się Krukonowi już dokładniej. Dostrzegła zmianę jego stroju. Wyglądał jakby wrócił właśnie z całonocnej imprezy w dormitorium i nie zdążył zdjąć jeszcze zdjąć odzienia. Poza tym prezentował się całkiem nienagannie jak na swój styl bycia. Zazwyczaj kojarzył się jej z zaniedbaniem swojego stroju - widziała jak chodził z wyciągniętą, pogniecioną koszulą, ze spodniami, które aż prosiły się o wyprasowanie nogawek i mundurku z tygodniową plamą po atramencie na lewym rękawie. Zrobiło się jej miło, gdy dostrzegła poprawę w stroju. To znaczy, że podchodzi do niej poważnie i nie będzie jej lekceważył. Wczoraj obserwowała go podczas kolacji oczywiście w taki sposób, aby się nie zorientował. Sini stresowała się dzisiejszym spotkaniem, stąd jej gorliwe podglądanie Krukona podczas posiłku. Próbowała wyczytać z jego twarzy jakiekolwiek emocje i domyślić się czy chociaż jedna z nich dotyczy dzisiejszych korków tanecznych. - Feliksie, zapytałam dlaczego nie zapaliłeś świec. Odpowiedziałeś, że tak jest romantyczniej. Chcę ci zatem delikatnie nadmienić, że ta ciemność nie miała w sobie nic z romantyzmu tylko przez chwilę z grozy. - wyjaśniła zaskoczona, że musi to uczynić. Powiązania były banalne i proste, dlaczego ich nie zauważył? Machnęła ręką stwierdziwszy, że powinni jak najszybciej przystąpić do działania jeśli nie chcą narazić się na obecność osób trzecich planujących przyjść wcześniej na kolację. Narastający dźwięk stukających o posadzkę małych obcasów informował o przemieszczeniu się Sini bliżej chłopaka. Podeszła z wyciągniętą różdżką i skierowała ją na pomniejszony gramofon. Posłała doń sprawne Finite przywracając mu pierwotny kształt. Uśmiechnęła się dokładnie na pół sekundy rada z braku komplikacji. Stres robi śmieszne rzeczy z tworzonymi zaklęciami. Nie tak dalej jak dwa dni temu podczas zajęć Zaklęć zestresowała się nagłą obecnością nauczycielki tuż za ramieniem. Dlatego też zamiast wytworzyć strumień czystej, zimnej wody nieumyślnie wytworzyła... bańki mydlane. Panna Marlow wolała nie powtarzać dzisiaj ekscesów tego typu. Kluczowa jest informacja, że nie będą dzisiaj tak mocno potrzebować magii. Dziewczyna wypakowała z papieru płytę winylową i niemalże z namaszczeniem umieściła w gramofonie. Nie ustawiła igły, ponieważ nie skontrolowała jeszcze stanu butów Feliksa. Odwróciła się doń i od razu spuściła wzrok na sponiewierane przez życie trampki chłopaka. Już prawie otwarła usta, aby zaproponować naprawienie ich zaklęciem lecz w porę powstrzymała się tknięta myślą, że mogłaby go tym obrazić. Sini również nie przelewało się w rodzinnym domu, a więc nie powinna wytykać Feliksowi marnego stanu obuwia. Będzie musiało wystarczyć to, co ma. - Zawiąż proszę sznurowadła inaczej oboje runiemy na podłogę po dwóch minutach tańca. - wyprostowała kark i odgarnęła ze skroni wąski pukiel włosa. Ukryła różdżkę w torebce, którą położyła na ławce. Przyglądała się Krukonowi z uwagą i nieświadoma zaczęła gryźć paznokieć palca wskazującego. Rozważała jak to wszystko rozpocząć, aby przełamać pierwsze lody i się przestać tak stresować. Nie rozumiała dlaczego stresuje się przy Feliksie. Z tego co wydusiła z Viniego, Feliks był miły, choć dziwny i miał nawiedzonego królika. Nie powinno być większych kłopotów z porozumieniem się. Skoro słowa zawodzą, może łatwiej będzie im złapać kontakt poprzez taniec. - Do-obrze. Możemy chyba zaczynać. Proponowałabym najpierw na sucho. - pomasowała zaczerwieniony od rumieńca policzek i zrobiła niepewny krok w stronę nastolatka. Wydawał się taki dorosły mimo, że dzielił ich zaledwie rok. Vini przy nim wyglądał na czternastolatka. Feliks miał w sobie coś, co dodawało mu dojrzałości. Czyżby był to ten zamyślony wyraz twarzy i dzikie ścieżki myśli? Podwinęła rękawy czerwonej koszuli, którą przywdziała na dzisiejsze spotkanie. - Połóż proszę lewą rękę na mojej tali, a prawą podaj do mojej lewej. - stanęła w taki sposób, aby mu to umożliwić. Wyciągnęła lewą dłoń w bok, w powietrze, lekko ku górze i otworzyła palce, zachęcając go tym samym do podjęcia stosownych kroków. Sini zakazała sobie surowo myślenia o tym, że za chwilę nawiąże kontakt fizyczny z chłopakiem. Serce zatrzepotało z nerwów. Musiała zachować pełen profesjonalizm, a więc zacisnęła usta w wąską linię. - Istotne podczas tańca jest, aby nie naruszać wzajemnej bliskości. Jeśli nie tańczysz ze swoją dziewczyną, zachowaj kilka cali odległości inaczej zwabisz Filcha pomstującego na pogwałcenie zasad moralnych. - tłumaczyła nie mając pewności jak wiele Feliks wie na temat etyki tanecznej i manier podczas imprezy. Wolała powiedzieć więc odrobinę za dużo niż za mało. Gdy podszedł, zorientowała się, że jest od niej wyższy. Uniosła podbródek i choć chciała, nie umiała swobodnie się uśmiechnąć. Przyłapała się na tym, że oddycha płycej, gdy podszedł tak blisko. Powściągnęła ochotę ponaglenia go. |
| | | Feliks Konieczny
| Temat: Re: Wielka Sala Pią 10 Sie 2018, 20:48 | |
| - Nie rozumiem? Ciemność jest jak najbardziej romantyczna. Romantyzm w swych założeniach wielbił rzeczy mroczne, tajemnicze i niepokojące. Idealną scenerią według powieści, grozy, które w epoce romantyzmu cieszyły się wielką popularnością był cmentarz lub samotny, oddalony od cywilizacji zamek na wrzosowisku, a przynajmniej u was w Anglii. W Polsce wracaliśmy wówczas do czasów świetności i istnienia na mapie Europy. – Tłumaczył powoli i spokojnie, powoli domyślając się, że winą za brak porozumienia może obarczać jedynie współcześnie rozwijającą się popkulturę, która śladów romantyzmu kazała dopatrywać się w czerwonych różach, czekoladkach i zapalonych świecach. Takie scenerie ni jak nie miały nic wspólnego z mrokiem opuszczonych, ciemnych pomieszczeń, nawiedzanych przez istoty i postacie, o których się filozofom nie śniło. Ze smutkiem w szarych oczach spojrzał na dziewczynę, której tak wiele rzeczy umykało, przez ograniczenie do tego co działo się w tym momencie i kompletnym zapomnieniu dla czasów minionych. Słysząc kolejny rozkaz, tym razem ozdobiony o skromne słówko proszę, nie widząc w tym większego sensu, przykucnął by zawiązać rozwiązane sznurowadła. Dałby sobie stopy uciąć, że jeszcze chwilę temu były zawiązane. W procederze rozwiązanych sznurówek musiała brać udział osoba trzecia, jakiś chochlik psotnik, który krążył po szkolnych korytarzach rozwiązując nie spodziewającym się niczego ludziom buty, w tym także naszemu biednemu Felkowi. Kiedy proces wiązania dobiega końca, powoli podnosi się do lekko zgarbionej pozycji. Dłonie poznaczone zgrubiałą skórą, szorstkie i nie przyjemne w dotyku, ukryte miał w kieszeniach, jakby w nadziei, że nie będzie konieczności ich pokazywania. Nie wstydził się ich, były to ręce muzyka, który oddał duszę i podpisał pakt z samym diabłem, byle zostać największym, byle tworzyć. Jednak w tym momencie, kiedy uświadomił sobie, że prędzej czy później będzie zmuszony dotknąć dłoni Sini, jego przeorane dłonie wydały mu się jeszcze gorsze. Próby nie nadadzą się jednak na zbyt długo. Słowo na sucho mu się nie podobało. Zgodził się na te lekcje, wymuszone na nim przez Wandę (samozwańczą menadżerkę jego osoby) i Finna tylko dlatego, że zdrowy rozsądek mówił, że do tańca potrzebna jest muzyka, a teraz to niepozorne dziewczę, chciało by robił to na sucho? Starając się nie wykrzywiać twarzy za bardzo, przybliżył się trochę, do póki z jej ust nie padło by ją złapał. Znowu dłonie wydawały mu się doczepione od jakiejś człekokształtnej małpy. Niepewnie jednak decyduje się zrobić to co mówi. Niezdarnie jednak z dużą delikatnością, jakby zamiast jej dłoni trzymał w swojej najpiękniejsze skrzypce Stardivariego. Bardziej ze strachu, niż z jakiś nieznanych sobie pobudek. Kiwał głową z uznaniem, kiedy dziewczyna podawała mu rady dotyczące odległości. - Obawiam się, że nawet z własną, jak to nazwałaś dziewczyną, powinienem je trzymać. Dla pana FIlcha nie robi różnicy, mój stosunek do dziewczyny, jeżeli jego wygórowane zasady moralne są łamane. Panna może być mi siostrą, a i tak czekać mnie będzie besztanie. – Mówił głosem spokojnym. Ostatnimi czasy próbował się nauczyć żartować, wszystkie próby kończyły się jedynie długimi monologami zatracającymi puentę i pod koniec nie bawiącymi już nawet go.
|
| | | Sini Marlow
| Temat: Re: Wielka Sala Sob 11 Sie 2018, 19:47 | |
| Feliks uchodził za osobę cichą choć dziwną. Sini nie miała z nim regularnego kontaktu, to dzisiaj w sumie pierwszy raz byli w swoim towarzystwie świadomie, w celu zamierzonym i długotrwałym. Stąd też zakłopotanie dziewczyny, ponieważ najzwyczajniej w świecie nie wiedziała jak ma się z nim obchodzić. Wyjaśnienie definicji romantyzmu całkowicie ją zaskoczyło. Otworzyła szerzej swoje brązowe oczy i słuchała Feliksa wyraźnie zdziwiona. Zabrzmiał jak osoba, która trafiła do 1978 roku przez błąd w obliczeniach. Zachowywał się jakby pochodził z innej epoki, a jego istnienie tutaj to pomyłka podczas używania Zmieniacza Czasu. - Nie przeczę twym racjom, lecz jesteśmy w latach siedemdziesiątych i pojęcie romantyczności uległo zmianie. Według dzisiejszych standardów krycie się w mroku bądź co gorsza na cmentarzu jest objawem szaleństwa, a nie miłości. - delikatnie przypomniała Krukonowi aktualną datę na wypadek, gdyby zapomniał. Skrępowanie nasiliło się, bowiem panienka Marlow nie miała absolutnego pojęcia gdzie powinna umieścić znajomość z Feliksem. Zgodziła się go poduczyć, choć Wanda zaskoczyła ją, gdy o to prosiła. Feliks był muzykiem, z tego co Vinicius jej opowiadał, a żeby tancerzem...? Wysiliła się na uprzejmy uśmiech, aby ukryć zmieszanie. Stała w opisanej wcześniej pozycji i czekała aż chłopak do niej dołączy. Gdy już to zrobił, zmarszczyła brwi i zerknęła jawnie w kierunku jego dłoni, większej od jej własnej. Poczuła chropowatą skórę i w pierwszym momencie była pewna, iż chłopak przywdział przed spotkaniem rękawiczki ze jaszczurzej skóry. Sini nie wiedziała jak wyglądają palce gitarzysty stąd jej chwilowa konsternacja. Pchana chwilą przysunęła ich złączone dłonie bliżej swojej twarzy, aby sprawdzić dłoń Feliksa. Dostrzegłszy zgrubienia na krańcach palców, momentalnie poczerwieniała, wybąkała przed nosem przeprosiny i ułożyła ich ręce w odpowiedniej wysokości. Przez dłuższy czas nie umiała spojrzeć mu w oczy, rażona zażenowaniem swoją śmiałością. Zaczerpnęła tchu i odczekała chwilę aż rumień na policzkach zblednie. - Masz rację, Filch nie zważa na żadną logikę poza głosem regulaminu. To nic, tańca nie może zakazać. - zatrzymała na nim wzrok na całe dwie sekundy zanim znów nim uciekła gdzieś w bok. Nic nie mogła poradzić na dziwnie bijące serce. - Zaczynajmy więc. To będą kroki do walca wiedeńskiego. Zaczniemy od ciebie. Twoja prawa noga do przodu... - pociągnęła go delikatnie w chwili, gdy sama zrobiła krok w tył jedną nogą. - ... lewą dostawiamy. Prawą nogą ciche tupnięcie. - zademonstrowała, co przy jej niskim obcasie również zostało wykonane cicho. - Teraz odwrotnie. Lewa noga w tył i prawą dostawiamy. Lewą tupnięcie w miejscu. - instruowała go, samej stawiając kroki w odwrotności. Wiedziała, że na początku najważniejsze jest złapać rytm, aby później przestać zastanawiać się nad krokami. - Prawa...dostawiamy...w miejscu... lewa... dostawiamy... w miejscu...Teraz pod kątem i na boki. - tym razem poprowadziła go z krokami po przekątnej i z powrotem. Nie patrzyła mu w oczy, nie miała jeszcze odwagi. Koncentrowała się na ich stopach i na ewentualnej ochronie własnych przed potencjalnym nadepnięciem. Nie mogła doczekać się, gdy włączy gramofon i będą mogli wczuć się w pełni w muzykę. |
| | | Feliks Konieczny
| Temat: Re: Wielka Sala Pią 17 Sie 2018, 18:26 | |
| - Przyjmuje do wiadomości twoje racje, jednak nie rozumiem, po co zmieniać dobrą definicję, która działała, na coś co jawnie nie trzymało się kupy. – Marszczy czoło, próbując zrozumieć, po co ludzie starali się robić takie rzeczy. Wiedział, że jedną z podstaw romantyzmu była nieszczęśliwa miłość, której najwspanialszym zakończeniem, było samobójstwo. Więc jakim cudem, przez lata wyewoluowało to do kwiatków, świec i czerwonych serc. Nie potrafiąc pojąć, szlaku, którymi chodziły ludzkie myśli, jedynie drapie się po nosie, po czym niechętnie podchodzi do młodszej Gryfonki, która zdawała się nie czuć najlepiej. Twarz jej na przemian blada i czerwona, przypominała atak jakieś strasznej, tropikalnej choroby, przywiezionej z dalekich egzotycznych stron. Czyżby miała dżumę, żółtą febrę, a może boreliozę? Nie pamiętał co prawda objawów wymienionych przypadłości, każda brzmiała jedynie na tyle dramatycznie i śmiertelnie, że Doktor Konieczny, gotów był zauważyć w niewieście je wszystkie. Czy powinien już żegnać się ze światem? Zastanawiał się, kiedy przyglądał się rudowłosej pannicy, niewiele niższej od jego osoby, czy powodem jego przedwczesnej śmierci będzie nauka tańca? Osobiście wolałby już gruźlice, byłoby to bardziej patriotyczne. Ze zdziwieniem przygląda się, jak dziewczę wącha jego dłonie, czyżby śmierdziały? Piętnaście minut mył je, czyścił i przycinał paznokcie, a jednak naturalny felkowy zapach robił swoje i nawet litr jaśminowego mydła, nie potrafił go skutecznie zamaskować. Mimowolnie speszony i mentalnie przygotowujący się na burę, którą dostanie od Wandy, kiedy tylko ta dowie się, o tym haniebnym poczynaniu, odchyla głowę w bok, chcąc skupić szare spojrzenie na czymkolwiek innym. Słucha jej instrukcji, taniec w teorii wydawał się prosty, wszystko opierało się na wykonywaniu odpowiednich ruchów w odpowiednim czasie. Podstawą był rytm. Walc wiedeński – taniec wirowy, około 60 taktów na minutę, metrum 3/4. Wszystko to w teorii wydawało się czymś prostym. W swoim życiu grał już wiele walców, nigdy jednak nie przypuszczał, że sam zostanie do tego zmuszony. Powoli, sztywno, jak gdyby kończyny jego zostały wykonane z drewna, wykonuje ruchy. Na początku trochę niemrawo, daje się zauważyć lekkie opóźnienie i próby nadepnięcia na dziewczęcy stópki. Dodatkowo wysuszone usta Krykona, ruszają się w cichym odliczaniu. Jego mina pełna zacięcia i śmiertelnego skupienia, zdaje się mówić, że z muzyką byłoby prościej. |
| | | Sini Marlow
| Temat: Re: Wielka Sala Sob 18 Sie 2018, 17:55 | |
| Im dłużej przebywała w towarzystwie Feliksa, tym nabierała przekonania, że urwał się z innej epoki. To on powinien uczyć ją walca wiedeńskiego, skoro mentalnie pochodził z tamtych czasów. Być może Sini ma przed sobą chłopaka, który użył Zmieniacza Czasu w zły sposób i utknął w latach siedemdziesiątych, a tak naprawdę pochodzi z czasów, gdzie żyli jeszcze założyciele Hogwartu. To nie było tak nieprawdopodobne jak się zdawało. Nie wiadomo co kryje się pod tymi rozczochranymi włosami Krukona. - Mamy lata siedemdziesiąte, a więc definicja uległa zmianie. Nic na to nie poradzimy. - sprostowała i skoncentrowała się całkowicie na nauczeniu go podstawowych kroków. To wszystko było proste, wystarczyło pojąć podstawowy takt i tańczyć zgodnie z rytmem swojej towarzyszki. Opuściła głowę, by obserwować postępy Feliksa. Udało się stawiać stopy w taki sposób, aby ich jej nie podeptał. Z każdym krokiem po Wielkiej Sali rozchodził się cichutki dźwięk obcasa. W pewnym momencie poprowadziła ich kroki w taki sposób, by wykonali razem próbny obrót wokół własnej osi, tak zwany wir wraz z zachowaniem odpowiedniego taktu. Na wszelki wypadek wyczuliła się na potencjalną utratę równowagi, jeśli nieumyślnie go zaskoczy i wybije całkowicie z rytmu. Przez cały ten czas spoglądała jedynie na ich stopy, by przewidzieć ewentualne przerywniki w postaci deptania nóg. Po jakichś siedmiu minutach zarządziła dosłownie moment przerwy. Zrobiła mały krok w tył, zrywając z nim kontakt fizyczny. Jeszcze przez dłuższy czas czuła na skórze dotyk jego chropowatych palców. Nie było to aż tak nieprzyjemne uczucie jak mogłaby podejrzewać. - Drobna rada. Popatrz na moje stopy proszę. - i sama zatrzymała na nich wzrok. Stanęła bokiem do Feliksa i podczas mówienia, demonstrowała. - Stawiam krok do przodu zaczynając od pięty. Analogicznie podczas kroku do tyłu zaczynam od palców. Podczas obrotu, tak zwanego kroku bocznego, zaczynam od samych podeszew. To detal, który warto zapamiętać. Zechciałbyś powtórzyć po mnie? - zapytała go łagodnym tonem i ponowiła demonstrację sposobu stawiania stóp. Obserwowała jak mu idzie i musiała przyznać, że porusza się tak elastycznie jak tylko potrafi robić to słomiana miotła. - Dziękuję. Teraz możemy spróbować już w towarzystwie muzyki. - posłała mu ładny uśmiech. Podeszła do gramofonu i włożyła doń płytę. Bardzo delikatnie naniosła na nią igłę i już po paru sekundach po Wielkiej Sali rozniosła się melodia walca wiedeńskiego. Sini podeszła z powrotem do Feliksa i posłała mu wyczekujące spojrzenie. Czekała aż zaprosi ją do tańca i wtedy będą mogli wspólnie rozpocząć utrwalanie kroków podstawowych, stawianych w należyty sposób. W zaciszu swojego umysłu prosiła go, aby choć trochę się rozluźnił. |
| | | Feliks Konieczny
| Temat: Re: Wielka Sala Pon 20 Sie 2018, 14:19 | |
| Siedemdziesiąte, kiedy ten czas przeleciał…? Zażartowałby ktoś inny, wprowadzając choć cień humoru, do tej ponurej atmosfery, starając się ją rozładować, przybiegunować. Felek jednak uparcie milczy, starając się zrozumieć, powodu takiego dziwnego stanu rzeczy. Nic rozsądnego, jego zdaniem, nie pojawia się jednak w jego głowie, dochodząc więc do jedynego słusznego wniosku, stwierdza, że skoro do tej pory nie znalazł odpowiedzi, znaczyć to może tyle, że ona mu się nie spodoba. Stwierdzenie to tak proste i dosadne w przekazie, powoduje, że w ułamku sekundy rezygnuje z dalszych prób odnalezienia odpowiedzi i wraca do wyobrażania sobie nieistniejących w tej chwili dźwięków. W wypełnionej nutami, etiudami, symfoniami i piosenkami głowie, rodzi się nowa melodia. Wolno sunąca pomiędzy neuronami, zmuszająca ciała do, przynajmniej w jego opinii, bardziej posuwistych ruchów, płynniejszych. Mamy tu jawny przykład parkietowego króla, który talent swój dostrzega jedynie, w ciasnej przestrzeni swojej czaszki, który to pogląd jedynie w tym miejscu, znajduje odpowiednie warunki do dalszej egzystencji. W rzeczywistości ruchy chłopaka, muszą przywodzić na myśl Pinokia, który to dopiero uczy się stawiać kroki, powolne, niezdarne, o nierównych odległościach, pozbawione wdzięku i stylu. Skupiony na układającej się w jego wnętrzu melodii, nagle zastyga, kiedy dziewczyna ogłasza przerwę. Lekko zdziwiony, nagłym zatrzymaniem kręci głową na lewo i prawo, starając się zauważyć istotę lub obiekt odpowiedzialny, za nagłe zatrzymanie wszechświata. Nikogo takiego nie zauważając, wraca spojrzeniem do Gryfonki, która głosem godnym młodszej kopi Minerwy McGonagall, z grzecznością tłumaczy mu jak powinien dobierać kroki, jak je stawiać, która część stopy była istotna. Zdziwiony, jak bardzo taniec okazywał się skomplikowaną czynnością, z niepewnością spoglądał na swoje stopy, nigdy wcześniej nie zastanawiając się nad ich udziałem w idei chodzenia, uznając to za umiejętność opanowaną do perfekcji i zakończoną. - Dobrze – kiwa głowa i powoli wstaje z ławki, na której udało mu się na kilka sekund przycupnąć, za nim rude gestapo wróciło do przeprowadzania jego musztry. Przez pierwsze chwile zasłuchany w dźwiękach Felek myli kroki, spóźnia się, wchodzi o takt za późno, co maluje się na jego chorowicie bladej twarzy, wyraźnym grymasem niezadowolenia. Z każdym kolejnym krokiem, kiedy odciąga swoje myśli od przyjemnych dźwięków walca, wychodzi mu lepiej. Nadal sztywny i nienaturalny, tym razem przynajmniej nie zasługującą na tytuł naczelnego skrobacza marchewek, a jedynie na chłopca z drewna. Raz dwa trzy, raz dwa trzy, raz dwa trzy, raz dwa trzy.
nmm
Ostatnio zmieniony przez Feliks Konieczny dnia Pon 17 Wrz 2018, 09:08, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Sini Marlow
| Temat: Re: Wielka Sala Czw 30 Sie 2018, 16:55 | |
| Krok za krokiem, zgodnie z narzuconym taktem. Tańczyli i udoskonalali umiejętności Feliksa. Nie szło mu jakoś najgorzej, Sini tylko cztery razy krzywiła się, gdy niechcący nadepnął jej na stopę. Ilekroć mylił krok zaczynali od nowa i od nowa. Musiała przyznać, że chłopak miał wyczucie rytmu, gorzej z zapamiętaniem odpowiedniej kolejności stawiania krooków. Po upływie pewnego czasu, na oko licząc trzydziestu minut, zaproponowała mu wprowadzenie obrotów. Niezrażona jego niepewną miną pociągnęła go na środek sali i włączyła melodię walca wiedeńskiego na nowo. - Dobrze ci idzie. Nie rób tylko zbyt dużych kroków, szczególnie w przód. - poprosiła na wypadek kolejnych nadepnięć. Skórę na prawej stopie miała zaczerwienioną, a palce pobolewały. Nie pokazała po sobie niedogodności, a uśmiechem zachęcała chłopaka do kontynuacji. Trzykrotnie, powoli i ostrożnie zademonstrowała w którym dokładnie momencie powinni się obrócić; napomknęła również, iż w dokładnie tej sekundzie powinien wzmocnić nacisk na jej talii. Mężczyzna nie może pozwolić, by jego partnerka przewróciła się bądź potknęła. Feliksowi daleko było do przejęcia inicjatywy w tańcu, dlatego to Sini prowadziła i co rusz pouczała go słowami. - Za którymś razem to ty będziesz prowadzić. - obiecała mu, gdy przetrwali przez pełen czas trwania melodii. Dygnęła przed nim jak dobrze wychowana panna i posłała doń pogodny uśmiech. - Na dzisiaj będzie koniec. - otarła czoło. Policzki miała zarumienione. W ustach jej zaschło, a więc wyczarowała im dwa pucharki, do których prostym zaklęciem nalała chłodnej wody. - Poznałeś podstawy walca wiedeńskiego. Jeśli będziesz chciał, mogę kiedyś pokazać ci bardziej zaawansowany poziom bądź inne style. - opróżniła pucharek do samego dna. - Dobrze zatem. To ty już możesz iść, ja tutaj posprzątam, odniosę gramofon i... do zobaczenia na kolacji. - wstąpił w nią mały diabełek, gdy zaczęła poganiać Krukona do wyjścia. Gdy już udało się jej go pozbyć, odetchnęła z ulgą. Kucnęła, pomasowała obolałe palce i obiecała sobie przyrządzić w dormitorium maść rozgrzewającą. Stwierdziwszy, że nie ma co się katować, zdjęła lakierki i rozluźniła się, gdy gołe stopy zetknęły się z chłodną podłogą Wielkiej Sali. Spędziła kilka minut nad pomniejszeniem gramofonu. Wychodziła z nadzieją, że Feliks powie to i owo swoim znajomym na jej temat. Chciałaby dorobić sobie do kieszonkowego, a skoro ma ku temu możliwości, miała nadzieję, że Feliksowi podobały się krótkie zajęcia tańca.
[z tematu] |
| | | Gabrielle Levasseur
| Temat: Re: Wielka Sala Sob 20 Paź 2018, 14:41 | |
| Tysiąc letni zamek, w którym mieściła się Szkoła Magii i Czarodziejstwa, otoczony był pięknymi błoniami oraz rozległymi lasami, które każdego dnia promienie słońca mocno ogrzewały, wdzierając się przez okna oraz otwarte drzwi. Gabrielle, jak to miała w zwyczaju, wstała wraz z wybiciem godziny szóstej rano, kiedy to jeszcze reszta dormitorium pogrążona była w głębokim śnie. Ubrana w dresy i wygodne buty ruszyła w dół schodów, przechodząc przez Pokój Wspólny, w którym panowała tak przenikliwa cisza, zupełnie nie pasująca do tego miejsca, że wywoływała dziwne uczucie smutku. Pomknęła między ścianami korytarza zatrzymując się dopiero przed wrotami głównymi, z których ziemna ścieżka prowadziła w głąb zielonych terenów otaczających Hogwart. Minęła zaledwie chwila, kiedy pojawił się przy niej wysoki chłopak o jasnej karnacji i czekoladowych oczach. Uśmiechnęła się na jego widok. Connor Campbell, Ślizgon który przyciągał wzrok niejednej dziewczyny, zmuszając serce do szybszego bicia. Fakt ten nie umknął panience Levasseur, która również na własnej skórze mogła przekonać się, w jaki sposób działa urok bruneta. Początkowo podchodziła do niego z niechęcią, nieprzyjemne doświadczenia z przedstawicielami domu Salazara nieco ostudziły jej zapał w próbie poznawania uczniów w zielonych barwach. Z czasem, kiedy zaczęli rozmawiać, a sam Connor okazał się być zupełnie inny niż Castiel Dupek Horn, mimo pewnego dystansu z jakim do niego podchodziła, polubiła jego towarzystwo. W gruncie rzeczy okazało się, że więcej ich łączy niż dzieli, a każda rozmowa dostarczała coraz więcej tematów, które poruszali przy kolejnym spotkaniu, dzięki temu blondynka dodatkowo zyskała kompana swoich porannych treningów. - To jak? Kto pierwszy na skraju zakazanego lasu? – zapytała, nim chłopak zdążył zrozumieć sens wypowiedzianych przez Puchonkę słów, ta ruszyła biegiem. *** Wielka Sala, o tak wczesnej porze była właściwie jeszcze opustoszała, tylko nieliczne jednostki odważyły się opuścić ciepłe łóżko przed godziną siódmą, miejsca przy stołach zajmowane było przez pojedyncze osoby, dzięki czemu dwójka, która przekroczyła właśnie próg pomieszczenia uniknąć mogła zaciekawionych spojrzeń. - Dzisiaj miałam gorszy dzień, tylko dlatego udało ci się wygrać. – oznajmiła, kiedy chłopak z dumnie wypiętą piersią po raz kolejny wypomniał jej przegraną. Ciężko było określić, co tak naprawdę łączyło tą dwójkę, nie byli przyjaciółmi, to było pewna, jednak przebywanie w swoim towarzystwie nie sprawiało im najmniejszego problemu, wręcz przeciwnie, było swego rodzaju odskocznią od codzienności. Od czasu do czasu zdarzało im się flirtować, w takich chwilach Gabrielle zazwyczaj narażona była na zawistne spojrzenia koleżanek, zwłaszcza tych starszych. Nie do końca rozumiała fakt, dlaczego Campbell właśnie jej poświęca tak wiele uwagi, skoro mógłby mieć każdą dziewczynę na wyciągnięcie ręki czy skinienie palca, jednak zbyt długo też nie zastanawiała się nad tym. Każdy dokonywał swoich wyborów, a ona przecież do niczego go nie zmuszała. Zajęła pierwsze miejsce z brzegu, nabierając powietrza. Stoły po brzegi wypełnione były jedzeniem, a w kubku tuż przed dziewczyną pojawiła się gorąca herbata. Dzisiejszy poranek był zimniejszy od tych ostatnich, czuła jak mięśnie zesztywniały pod wpływem przenikliwego chłodu, a płuca zdawały się palić od lodowatego powietrza. |
| | | Connor Campbell
| Temat: Re: Wielka Sala Wto 30 Paź 2018, 19:54 | |
| Kanadyjczyk niezmiernie cieszył się na przyjście pory wiosennej nie tylko ze względu na ocieplenie, budzenie się natury ponownie do życia, ale również z powodu możliwości uprawiania sportu na świeżym powietrzu. Tęsknił za tymi bardzo wczesnymi porami dnia pełnymi pięknych barw, zapachów oraz błogiej ciszy. Natomiast siarczyście mroźne poranki i wieczory przyprawiały go wręcz o ból płuc, gdyż przy każdym wdechu miał wrażenie jakby milion igieł wbijało mu się w te delikatne narządy. I wcale Campbellowi nie pomagało to, że pochodził z ojczyzny znanej z ujemnych temperatur, zimowych dyscyplin sportowych, oraz tego że nikomu niespecjalnie robiło różnicę to czy jest słonecznie, mroźno, czy deszczowo. Najzwyczajniej w świecie nie był zwolennikiem biegania po świeżej, złowrogo skrzypiącej pierzynce śniegu. Po przekroczeniu progu szkoły i znalezieniu się na dziedzińcu wciągnął w nozdrza świeże powietrze dopiero budzącego się dnia. Jego ciemne spojrzenie od razu odnalazło drobną sylwetkę blondynki, która od niedawna towarzyszyła mu przy porannym bieganiu. Wystarczyło mu tylko kilka kroków, aby znaleźć się przy niej i zostać obdarzonym uroczym i ciepłym uśmiechem, nie mogącym pozostać nieodwzajemnionym. Connor uważał to za największy atut Puchonki, który od samego początku przykuł jego uwagę i wywołał nieodpartą chęć poznania tejże słodkiej właścicielki. Trzeba przyznać, nie było mu łatwo przekonać ją do siebie, w końcu męska część Slytherinu nie szczyciła się nienaganną reputacją, a zwłaszcza sam Kanadyjczyk i jego zgraja. Szczęśliwie dla bruneta jego uparte dążenie do celu po raz kolejny przyniosło oczekiwany efekt. To błogie przywitanie lekko oderwało Conniego od rzeczywistości, co spowodowało że nie miał szans zareagować na to sportowe wyzwanie tak szybko jakby chciał. Uśmiechnął się pod nosem, kręcąc głową z niedowierzaniem. - Ty oszuście! Jeszcze przegrasz i zobaczysz jaka kara Cię będzie czekać! - Wrzasnął w jej stronę i wyruszył w pościg. Gabrielle była mała i zwinna, ale Ślizgon miał ten jeden atut w postaci długich nóg, który sprawiał że pokonywanie dużych dystansów było dla niego łatwością. Prawie że przefrunął przez całą długość błoni wyprzedzając blondynkę tuż przed wyznaczoną przez nią metą, po czym efektownie rozbryzgując ziemię zatrzymał się przy pierwszej linii drzew tworzących Zakazany Las. - Ostatni będą pierwszymi - oznajmił tryumfalnie i szczerząc się od ucha do ucha puścił jej oczko.
Oczywiście ten pierwszy wyścig był jedynie rozgrzewką, dlatego dopiero po około czterdziestu minutach zaszczycili Wielką Salę swoją obecnością. Większość uczniów o tej porze jeszcze przewracała się z boku na bok, a jedynie naprawdę niewielka garstka osób, dająca się policzyć na palcach jednej dłoni, pałaszowała już śniadanie. Wszak dwójka biegaczy przepełniona endorfinami, nawdychana świeżym powietrzem, rozgrzana, porządnie rozbudzona, straszliwie wygłodniała i pogrążona w zagorzałej rozmowie kompletnie nie zwróciła uwagi na innych użytkowników śniadaniowych stołów. - Proszę Cię! - parsknął, być może nazbyt głośno. - Nie pleć głupot... Po prostu musisz szybciej przebierać tymi swoimi króciutkimi raciczkami - odparł zgryźliwie, starając się nadać swojemu głosowi zupełnie poważny ton co nie do końca mu wyszło. Usiedli przy pierwszym stole z brzegu, nie zważając na podział na domy, a przed nimi pojawiły się talerze, zestaw sztućców oraz kubki pełne parującej i aromatycznej herbaty. Nie czekając na zaproszenie Ślizgon nałożył sobie dwie cienkie kiełbaski, taką samą ilość sadzonych jajek i poczęstował się kromką ciemnego chleba. - To jaki termin wybierasz na pierwszą randkę? - zapytał jak gdyby nic, powoli napełniając swój brzuch przepysznym śniadaniem, zapijając je herbatą i z niezmierną ciekawością obserwując twarz towarzyszki. |
| | | Gabrielle Levasseur
| Temat: Re: Wielka Sala Nie 04 Lis 2018, 14:57 | |
| Zmrużyła na niego oczy, uderzając drobną dłoń w ramię, kiedy ostatnie słowo opuściło wargi Ślizgona, i choć uśmiech nie schodził z ust blondynki, chciała dać mu do zrozumienia, że poczuła się urażona jego uwagą. -Raciczkami? – zapytała z udawanym oburzeniem, jej głos mimo łagodnego tonu nabrał nieco oschłości. –Jak śmiesz nazywać moje boskie stopki raciczkami hm? – kolejne pytanie padło z jej różowych ust, na których teraz pojawił się delikatny uśmiech. Spędzając czas z Connorem przyzwyczaiła się do jego zgryźliwych zaczepek, nauczyła się na nie odpowiadać, jednak on w przeciwieństwie do pozostałych uczniów domu Salazara miał w sobie wrodzoną uprzejmość. Jego uwagi, choć czasem kąśliwe nigdy nie były obelgą, dlatego też Gabrielle dużo łatwiej było przebywać w jego towarzystwie niż na przykład w obecności Castiela. Tych dwóch wydawało się być tak odmiennymi osobami, że Puchonce ciężko było zrozumieć, jak mogli trafić do tego samego domu. Connor był inteligentny, zabawny, przystojny, a Horn… był zwykłym dupkiem. Z pamięci ciężko było pozbyć się tych wszystkich momentów w których doprowadzał ją do skrajnych wręcz emocji. Wywoływał ich tak wiele, że czasem ciężko było jej potem odnaleźć spokój. Nabrała powietrza w płuca, by po chwili powoli je wypuścić. Spojrzała na Campbella, sięgając po kubek z parującym jeszcze napojem. Ciepłe szkło ogrzewało jej zmarznięte dłoni, a cudowna woń herbaty koiła zmysły. Czuła na sobie wzrok tych nielicznych osób znajdujących się w Wielkiej Sali, z jakiegoś powodu zawsze kiedy przebywała w towarzystwie Ślizgona, spojrzenie innych kierowane było na nią. Nie do końca to rozumiała, choć po części tłumaczyła to faktem, że Connor jest przystojnym młodzieńcem, a zazdrosne dziewczyny zapewne chętnie zamieniłyby się z nią miejscami, dlatego często obdarzały ją znienawidzonym spojrzeniem, jednak dlaczego podobne kierowane było w jej stronę przez przedstawicieli płci przeciwnej? Czyżby robiła coś złego? Kiedyś Sini tłumaczyła jej, że nie wszyscy uczniowie darzą się sympatią, domy podzielona są waśniami, a wychowankowie Salazara uważają się za lepszych od innych. Tylko dlaczego do tej pory ona tego nie dostrzegła? Horn zachowywał się jak dupek, ale nigdy nie czuła jakby się wywyższał czy uważał za lepszego niż ona. Brunet siedzący przed nią zdawał się zupełnie nie pasować do teorii, którą przedstawiła blondynce Gryfonka, więc o co w tym wszystkim chodziło? Nieznacznie wzruszyła ramionami, pogrążona we własnych myślach na chwilę oderwana od rzeczywistości z ociąganiem nałożyła na swój talerz jajecznicę oraz dwie kromki chleba tostowego. Czasem tęskniła za francuskimi rogalikami i dżemem malinowym babci. Wzięła pierwszych kęs chleba, który zatrzymał się w jej ustach, w chwili kiedy padło pytanie, blondynka otworzyła szerzej oczy patrząc na swojego towarzysza. -Żarujesz? – zapytała z pełnymi ustami. Chłopak parsknął śmiechem, upiła trochę herbaty –To znaczy, ty tak serio? – szept opuścił jej usta, pochyliła się delikatnie w jego stronę obserwując otoczenie, kilka osób siedzących nieopodal, które zapewne usłyszały pytanie Ślizgona spojrzały na nich zaskoczone, a jedna z dziewczyn posłała w kierunku Gabrielle nienawistne spojrzenie.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Wielka Sala | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |