|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Aeron Steward
| Temat: Re: Wielka Sala Pią 04 Lip 2014, 11:35 | |
| Na czym to Arcio skończył, póki następna fala niewyobrażalnego jazgotu przerwała jego myśli? A tak, myślami odbiegł już daleko stąd, w stronę błogiej ciszy. Wiedział że rodziców nie będzie w domu. Prawie nigdy ich tam nie było, i szczerze mówiąc nie miał najmniejszego pojęcia gdzie mogą się podziewać. Jak zniknęli około roku temu, tak do tej pory ich nie widział. Wątpił żeby zginęli - nie byli bezbronni, toteż nie przejmował się tym zbytnio. W sumie, gdyby tak o tym pomyśleć, to wolna chata sprzyja relacjom damsko-męskim. Gdyby Aeron jeszcze jakieś miał. W tej całej masie ludzi nie zauważył postaci zbliżającej się od tyłu. Która najwidoczniej pomyliła go z kimś innym (serio, jak można pomylić kogoś z Arciem?) i bezczelnie zrzuciła na podłogę. Zaskoczony Aeron nie zdążył zareagować, toteż skończył siedząc na zimnej podłodze. A w momencie gdy chciał coś zrobić, owa osoba podniosła go na ławkę. Rzucił okiem na gościa. Pierwszy raz go w życiu widział. Slytherin. Tfu. Usłyszawszy jego tłumaczenia, odpowiedział głosem, który zmroziłby każdego: -Uważaj. Niektóre pomyłki mogą drogo kosztować.- Zmierzył go wzrokiem, po czym zignorował i odwrócił się na miejscu. Miał mu ochotę przywalić, albo zrobić więcej otworów w ciele, ale stwierdził że za dużo ludzi zwróciłoby na to teraz uwagę. Chociaż, gdyby zrobić to odpowiednio cicho, może nikt by nie zauważył? Mało ważne, bo gość już się wycofał. Arcio wytrzepał część spodni, która najwidoczniej zebrała trochę kurzu z podłogi. Świetnie, ciekawe kto tu sprząta? Powinni go wywalić. Nagle jakieś młodsze rocznikowo dziewoje, siedzące obok Arcia rozpierzchły się jakby zobaczyły smoka. Tuż po tym miejsce to zajęła Chiar, co w sumie zgadzało się z tym co się stało. Poczuł delikatne muśnięcie warg, na które odpowiedział skinieniem głowy. Na stwierdzenie o jego awersji do ludzi, tylko się uśmiechnął. -Wiesz że unikam każdego. A to że ktoś jest przyjacielem, to oznacza tyle że jego unikam tylko trochę mniej. Patrząc na to co się stało przed chwilą, można by rzec że to dobrze. Dla innych. Ładna sukienka. Widzę że też nie paliłaś się żeby tu przyjść.- powiedział równie cicho jak ona. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Wielka Sala Pią 04 Lip 2014, 12:07 | |
| Koniec roku szkolnego to czas przemyśleń. Nie tylko przemyśleń dotyczących nauki, tego jakie egzaminy będziesz chciał zdawać, czy kogo będziesz dręczyć w następnym roku. Zazwyczaj wtedy robisz małe podsumowanie tego co udało Ci się osiągnąć, a czego nie. Czy chłopak z klasy wyżej zwrócił na Ciebie uwagę? Albo czy może udało Ci się wsunąć łapę w majtki tej ślicznotce z piątej? No, każdy ma różne osiągnięcia w danych dziedzinach, każdy mierzy się swoją miarą. Wanda całkiem nieźle ocenia mijający rok szkolny. Poznała wielu nowych uczniów, zdobyła kilku nowych przyjaciół, z nauką szło jej nie najgorzej – no dobrze, szło jej świetnie, ale czego spodziewać się po Krukonce? Do tego sprawy miłosne tak skomplikowane trochę się naprostowały, a raczej wyjaśniły. Chociaż i tak tego nie można było nazwać. Do tego kilka szlabanów u Filcha, imprezy, nauka, jedzenie czekolady z Sympcią i innymi dziewojami. No, było całkiem nieźle! Szkoda tylko, że Ravenclaw okazał się być tak nędzny, że ani nie zdobył Pucharu Domów ani Quidditcha. Może w przyszłym roku się uda? Kto wie. Teraz jednak zgodnie z tradycją miała odbyć się pożegnalna wspólna kolacja, która zawsze dostarczała miliarda emocji na minutę Wandzie. Raz chciało jej się śmiać i cieszyć, że to koniec nauki i nerwów, a po raz kolejny łzy cisnęły się jej do oczu, że przez te dwa miesiące nie zobaczy się z większością znajomych . Nie myśląc o tym za wiele przygotowała tylko jedwabną chusteczkę jeszcze należącą do jej nieżyjącej matki i schowała ją w torebce czy gdziekolwiek indziej, skąd jej nie wypadnie, o. Ubrała się w jedną z klasycznych czarnych sukienek z lekko rozkloszowanym dołem idealnie podkreślająca figurę nastolatki, będąc jednocześnie skromną. Do tego złoty, ciężki naszyjnik, kolczyki do kompletu oraz ciemne szpilki. Przydymiony makijaż oczu, usta pociągnięte karminową szminką i rozpuszczone włosy ozdobione czarną wstęgą, jeszcze lekko wilgotne i świeże po ostatniej kąpieli. Zapach truskawek unoszący się wokół Wandy i jej słodki uśmiech dopełniały całość. Zeszła ze schodów powoli kierując swe spojrzenie na poszczególne osoby przebywające w Sali, z niektórymi się witając – widząc kilka serdecznych koleżanek po prostu przytuliła każdą z osoba, szepcząc po kilka miłych słów. Z gracją dochodząc do stołu Krukonów zahaczyła wzrokiem o Gilgamesha, który jak zwykle kręcił się niezdrowo przy błękitnych barwach. Na jej twarzy pojawił się uśmieszek, trudny do zweryfikowania, a sama Wandzia nieco się spięła, gdy znalazła się tuż przy Ślizgonie. Dotknęła dłonią jego ramienia, tak by ten zwrócił na nią uwagę jeżeli jeszcze tego nie zrobił i obdarzyła go grymasem mówiącym o tym jak się cieszy z ich spotkania. - Gilgamesh. Nie powinieneś siedzieć teraz przy swoim stole? – Zagaiła grzecznie, starając się nie okazywać zbytnio emocji, które targały dziewczyną. |
| | | Yumi Mizuno
| Temat: Re: Wielka Sala Pią 04 Lip 2014, 12:12 | |
| Spędziła z Aną trzy godziny nad doborem stroju, który Yumi przyodzieje w dniu zakończenia roku. Nie wspomniawszy o problemem z włosami, które nijak nie chciały współpracować ze szczotką, odżywkami ani nawet różdżką. W ostateczności krótsze czarne włosy pół Japonki łaskotały ją w brodę, luźno sobie pozostawione. Po wielu kłótniach, awanturach, krzykach i nalegań zgodziła się również na niewidoczny makijaż. Ana była wniebowzięta, uzyskując niechętną zgodę na podkreślenie urody Yumi. Oczy dziewczyny zrobiły się trochę większe, jaśniejsze i wyraźniejsze, okolone gęstą warstwą rzęs. Nie było już widać dołów pod oczami, a jasna skóra nabrała trochę koloru dzięki cienkiej warstwie pudru. Musiała przyznać, że wygląda teraz o wiele ładniej i... weselej. Zupełnie jak mama. Przełykając głośno gulę w gardle wyściskała przyjaciółkę za udzielenie pomocy i zrobienia z niej bóstwa. Suknię niestety zmieniała ósmy raz trzydzieści minut temu upierając się przed Aną, że lepiej, aby założyła coś skromniejszego, co zasłoni zabandażowane przedramię. Padło więc na ciemnoniebieską koronkową sukienkę ( taką) oraz niebieską bransoletę z siedmioramienną malutką gwiazdką. Bandaż został przemalowany na podobny kolor, co z daleka kamuflowało nabytą kontuzję. Dziewczyna przez parę dni nie pojawiała się w Wielkiej Sali na wspólnych posiłkach ani na lekcjach, a każdy, kto pytał co się stało z jej ręką, otrzymywał odpowiedź, iż była to kłótnia z tentaktulą jadowitą. Wiele jej znajomych na tę wieść zamykało usta i przyglądało się współczująco rannej kończynie. Tylko Ana wiedziała, że to nie roślina ją zaatakowała, a sam Greyback. Wymusiła na na niej obietnicę milczenia i też, dzięki Merlinie, uzyskała ją. Umówiła się z przyjaciółką, że spotkają się na miejscu, ponieważ Yumi zgubiła Czikę i musiała ją odnaleźć. Wygrzebała jeżyka z kuferka i położyła go sobie na ramieniu, gdzie chętnie spoczął. Zwlekała z wyjściem z dormitorium. Pięciokrotnie przeglądała się w lusterku, sprawdzając czy wygląda skromnie i ładnie. Nie miała dla kogo powodu do strojenia się aczkolwiek chciała czuć się lepiej niż dotychczas. Yumi podjęła też ważną decyzję. Koniecznie musi porozmawiać z Anastasią przed jej wyjazdem do domu. Nie wypuści jej ze szkoły dopóki nie zdradzi jej zaistniałej pomyłki. Merberet bardzo męczyła się z tą tajemnicą. Wiele razy podchodziła do przyjaciółki, otwierała usta i próbowała zagadać na ten temat. Za każdym razem tchórzyła i wycofywała się, zmieniając tor rozmowy. Tym razem czuła, że jeśli nie zwierzy się Anie, ta nie odezwie się do niej do końca życia. Lekkim krokiem zeszła z wieży Ravenclawu, cicho postukując niedużymi obcasami czarnych bucików. Odmachała co znajomej twarzy i zatrzymała się przed Wielką Salą. Tłum dosyć mocno ją speszył i przez chwilę wahała się czy powinna tam wejść czy może odczekać aż się rozluźni. Nie zauważyła, że stanęła przed Irytkiem, który korzystając z okazji rzucił w nią gumą. Na szczęście odsunęła głowę i owa guma minęła jej twarz w odległości dwóch centymetrów. Yumi pokazała język duszkowi, pamiętając jego prezent parę tygodni temu. Czmychnęła zanim zirytowała Irytka i razem z masą ludzi weszła do środka. Wstrzymała oddech oglądając wystrój Wielkiej Sali. Było tu ładnie, zielono i spokojnie. Nie sądziła, że ta barwa może ją uspokoić swą intensywnością. Yu stanęła na palcach i wbiła wzrok w stół Krukonów, poszukując tam albo Any albo Yasmine. Ze spuszczoną głową ruszyła w tamtą stronę, nie doszukując się żadnej z dziewczyn. Zerknęła do stołu Puchonów, wyglądając Allana i nieumyślnie odwróciła głowę do Ślizgonów. Zacisnęła mocno usta łapiąc się na tym, że szuka bliźniąt. Jej stosunek do Carrowa bardzo ochłódł. Nie chciała z nim rozmawiać ani mieć jakkolwiek do czynienia. Uniosła więc brodę wysoko, wzięła głęboki wdech i tak wyprostowana zajęła miejsce wśród swoich, uśmiechając się do nich z rezerwą i rzucając "cześć". Jeżyka położyła na stole obok swojego nakrycia i głaskając jego kolce opuszkami palców zerkała w stronę drzwi. Była prawdopodobnie jedyną osobą w szkole, która nie cieszyła się z końca roku szkolnego. |
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Wielka Sala Pią 04 Lip 2014, 12:33 | |
| Henry miał ubrać garnitur. To było straszne! Nie chciał ubierać garnituru. Nie lubił go mimo, że matka zapłaciła za wyszycie na miarę. Jej synuś miał wyglądać idealnie i najlepiej przysłać zdjęcie jak wygląda. Niedoczekanie. Nawet słowa otuchy Matta i Dwayne'a go nie pocieszyły, gdy z bólem i jękiem założył srebrny garnitur. Sięgnął po krawat od mundurka i tak wystrojony, z grymasem powlókł nogami do Wielkiej Sali. Wcisnął ręce do kieszeni mamrocząc coś pod nosem i wyminął cholernego ducha szerokim łukiem. Przed wejściem zrobił się spory korek i chcąc nie chcąc, to on jako wielki pan prefekt musiał coś z tym zrobić. - Pojedynczo dzieciaki, nie wszyscy naraz. Uspokójcie się, bo przetransmutuję was w myszy. - mruknął do najmłodszych i dopiero po długich piętnastu minutach udało się usiąść przy stole Puchonów. Henry powitał głośno Grubego Mnicha i tłumiąc ziewnięcie, zajął swoje miejsce. Zapewne Matt, Dwayne, Allan i Elsa gdzieś tutaj się kręcą. Znając życie zgubią się jeszcze dziesięć razy zanim tutaj dojdą. I on nie usiedział w spokoju, automatycznie odkręcając tułowie do tyłu. Wyłapał wzrokiem Soleil. Zaśmiał się do siebie, bo nie dało się nie zauważyć tej tęczowej sukienki. Henry był pewien, że Sol wymyśli coś ekstrawaganckiego z okazji zakończenia roku. Gdy się tak jej przyglądał, zdał sobie sprawę, że i ona na niego spogląda. Nie uśmiechała się tak jak dawniej. Działo się coś, co Henry'emu zdecydowanie się nie podobało. Posłał jej cieplejszy uśmiech i skinął głową. Po uroczystości przedrze się między gryfonami i ją złapie, aby dowiedzieć się co się dzieje i dlaczego chodzi przygaszona. Widział różnicę, choćby ją kamuflowała. Lancaster siedział tak krzywo i gapił się na Soleil, chłonąc jej widok. Wyglądała najbardziej oryginalnie niż rzesza innych dziewcząt. Jemu się to bardzo podobało, chociaż Słońce podkreśliło swą dziecinność. Czemu nie mógł z nią normalnie porozmawiać wczoraj czy przedwczoraj? Nie umiał znaleźć słów, a coś wisiało w powietrzu. Chyba nie zmieniła zdania co do niego? Zatrząsł się od tej chorej myśli, nie chcąc jej nawet przyjmować jako możliwy scenariusz. Oparł się plecami o stół i skrzyżował nogi, rozglądając się za trzema pajacami i Elsą. |
| | | Syriusz Black
| Temat: Re: Wielka Sala Pią 04 Lip 2014, 12:50 | |
| - Jaaames, ruszaj swój jeleni tyłek! - wydarł się w wieży Gryfonów zaraz po tym jak wyszedł otoczony gromadką fanek, zafascynowanych prezencją Łapy. Wyglądał bardzo korzystnie i elegancko w drogim czarnym garniturze. Nawet się ogolił, aby nie wyjść na zarośniętego. Początkowo miał czekać aż trzej wspaniali łaskawie ubiorą się jak ludzie, przynajmniej ten raz w roku i z nimi zejść na dół, niestety porwany przez tłum drugorocznych dziewcząt nie miał za wiele do powiedzenia. Jedna dwójka wzięła go pod lewe ramię, druga dwójka pod drugie i tak prowadzony niczym obłąkany szaleniec, został niemal siłą zaprowadzony do Wielkiej Sali. Widząc Irytka uśmiechnął się szeroko i przeprosił fanki na chwilę. Podszedł do ducha i stanął z boku jak gdyby nigdy nic, chowając z tyłu ręce. - Jeśli wycelujesz te gumy w ślizgonów, za każdą głowę zapłacę ci specjalną łajnobombą, którą zrobiłem na początku roku. - szepnął kątem ust. - Latają za ofiarą. - te trzy słowa powiedział bardzo wyraźnie i mrugnął do poltergeista. Miał trochę zaległych przedmiotów własnego użytku, więc chętnie się z nimi podzieli, aby duszkowi nie brakło amunicji. Ponownie Łapa został porwany przez rzeszę fanek, przy których po prostu wzdychał. Nie pojęły jeszcze, że on już ma dziewczynę i żadne inne go nie interesują ani też nie bawią. Gdyby był dawnym sobą, skorzystałby z tej służalczości dziewczynek, a teraz wyglądał tylko Dorcas, czy aby już nie przyszła. - Siema Nick! - wydarł się na cały głos do ducha i usiadł, ciasno osaczony dziewczynkami. Wzrok miał błagalny, co kto z czerwonych obok niego przechodził. Niemo krzyczał "ratunku", męcząc się z fankami. Minę miał niesłusznie zbitego psa, gdy tak kiwał głową namolnym dziewczętom, które piszczały uradowane, co tylko na nie spojrzał. Czy musiał sobie wypisać na czole "Mam dziewczynę", aby się od niego odczepiły? Gdyby tak przyszedł Glizduś, rzuciłby go im na pożarcie. Nie był taki egoistyczny, Peterowi przydałoby się bycie w centrum uwagi. |
| | | Rubeus Hagrid
| Temat: Re: Wielka Sala Pią 04 Lip 2014, 13:00 | |
| Hagrid obawiał się tego dnia najbardziej ze wszystkich. Koniec roku szkolnego był dla niego naprawdę wzruszającym i smutnym przeżyciem. Jak to na wrażliwego półolbrzyma przystało po prostu miał ochotę się rozpłakać i starał się tego nie robić, ale już przy wejściu do Wielkiej Sali coś w nim pękło. Uczniowie z najstarszego rocznika opuszczali budynek i kto wie, pewnie ich już nigdy nie zobaczy. Zżył się z każdym z uczniów, każdego traktował jak swojego przyjaciela i bardzo trudno było mu się rozstać. Myśl o rozłące napawała jego serce cichą rozpaczą i smutkiem. Na tę uroczystość ubrał swój najelegantszy strój – skórzany garnitur, długi aż do kolan i z tego samego materiału spodnie. Pod szyją zawiązał granatowy, nieco połyskujący w świetle krawat, a całość swojego ubioru przyozdobił wielkim kwiatem słonecznika. Jego policzki były przyrumienione od płaczu, a broda mokra. Starał się jednak być na tyle poważny i dostojny, na ile pozwalał mu na to nastrój. Te wszystkie stroje, piękne dziewczęta w długich, czerwonych, czarnych, kolorowych sukniach! Wyglądały przepięknie, aż Hagridowi zmiękło serce i ponownie powstrzymał szloch. Wchodząc głębiej rozglądał się dookoła, witając się z uczniami, z którymi zaprzyjaźnił się najbardziej, a tych, których nie lubił, po prostu ignorował. Chłopcy wyglądali tak dojrzale i męsko… Hagrid uznał, że już przestali być małymi dziećmi, których przewoził przez Jezioro na początku pierwszego roku. Stali się młodymi, dojrzałymi czarodziejami z krwi i kości. No, może poza kilkoma wyjątkami – tu zerknął na Grossherzoga, który jak zwykle starał się narobić szumu wokół własnej osoby. Gajowy nie miał zamiaru jednak psuć sobie tego wieczoru i po prostu usiadł za stołem Grona Pedagogicznego i odetchnął ciężko. Szybko ze stresu wziął jednego „łyka” wina, a następnie drugiego. - Niech no skonam, zaraz się popłaczę – skomentował, swój stan. Nie, żeby już nie płakał.
|
| | | Charlie Allison
| Temat: Re: Wielka Sala Pią 04 Lip 2014, 16:32 | |
| Charlie nie cieszyła się z zakończenia roku. Od wielu lat traktowała Hogwart jako dom, i nienawidziła tych wszystkich dni, tygodni i miesięcy, które prowadziły ją do 17 urodzin, oraz 7 klasy. Gdyby mogła, to by została w szkole jeszcze kilka lat. Nie mogła uwierzyć, że dokładnie rok dzielił ją od tego, aby skończyć szkołę. To okropne uczucie się tak starzeć. Nie zastanawiała się zbytnio nad wyborem ubrania, w zasadzie to założyła zwykłą sukienkę, która nie była zbytnio elegancka. Włosy zostawiła rozpuszczone, jak zawsze. Charlie nie była dziewczyną, która pół dnia spędza nad lustrem, i raczej nic tego nie zmieni. Biżuterię ograniczyła do zwykłych kolczyków w kształcie lwów, i naszyjnika, także z lwem. Patriotyzm do domu, a jak! Była jeszcze zła na siebie, że nie założyła swoich trampków, tylko baleriny, których szczerze nienawidziła. Matka bardzo mocno chciała z niej zrobić wielką damę, Bóg wie po co. Nie mogła znieść porażki po tym, jak Charlie dołączyła do drużyny Quidditcha, co było w końcu kilka lat temu! Przybyła do Wielkiej Sali, obdarzając duchów i grono pedagogiczne uśmiechem. Jedyną osobą, której pomachała był Hagrid. Po czym podeszła do stołu Gryfonów. Uratowała Blacka z opresji, odganiając jego fanki słowami "zostawcie Łapę w spokoju, małolaty". Umiłowała się nad nim, bo cóż poradzić, była osobą miłościwą (taaak, bardzo). Przysiadła obok niego, uśmiechając się, i posyłając mu spojrzenie mówiące Jesteś winien mi piwo, jednocześnie wskazując głową na drugoklasistki, które wysyłały jej niezbyt miłe spojrzenia. Zaśmiała się cicho. -Cieszysz się na zakończenie, gwiazdorze? - spytała Blacka, biorąc łyk z pucharu. Rozejrzała się po sali. Spodziewała się, że to Ślizgoni wygrali w tym roku. Aktualnie skupiła wzrok na jednej ozdób, przez co niebezpiecznie przechyliła się do tyłu. Jakimś cudem udało jej się uniknąć spotkania z podłogą, i po chwili znowu siedziała prosto. Uśmiechnęła się jeszcze raz uroczo to dziewczyn, które przegoniła od Syriusza, a które nadal patrzyły na nią "strasznym" wzrokiem. Gdyby chciała, to też by na nie tak spojrzała, jednak postanowiła zająć się swoim sokiem, oraz opowieściami Prawie Bezgłowego Nicka. |
| | | Lily Evans
| Temat: Re: Wielka Sala Pią 04 Lip 2014, 17:51 | |
| Ostatnie dni Lily spędziła w znacznej mierze w dormitorium, dziesiątki razy pakując, rozpakowując i przepakowując walizkę. Udając, że to właśnie zajmuje jej myśli. Że wspomnienia tego, co wydarzyło się niespełna tydzień temu w Obserwatorium nie odzywają się szlochem w jej gardle i nie spływają łzami. Nie chciała do tego wracać, tak bardzo pragnęła po prostu się z tym pogodzić. Uznać, że to zamknięta księga, postąpić tak, jak w swoich słowach sugerował Severus. Nie widziała się z nim od tamtej chwili, wychodziła z wieży tylko kiedy było to absolutnie konieczne, a i wtedy unikała miejsc, w których mogła się na niego natknąć. Zdawała sobie sprawę, że postępuje nierozsądnie, że jej dom oddalony jest od jego zaledwie o kilka przecznic, a poza tym czeka ich jeszcze cały przyszły rok w jednej szkole, ale w tej chwili jej ból, jej cierpienie, jej rany były zbyt świeże. Nie chciała posypywać ich solą. Potter był kolejnym problemem. W jego ramionach czuła się chciana, bezpieczna, na miejscu… A jednak jakiś cichy głosik w jej głowie szeptał, że to może być ślepa uliczka, że już raz była skłonna zainwestować w kogoś uczucia i ten ktoś po prostu zniknął, że za bardzo się różnią, że najbardziej prawdopodobnie po krótkim okresie ich zafascynowanie osłabnie i wtedy ona, Lily, zostanie z niczym. Nie mogła jednak pod naporem sprzecznych emocji i myśli odpuścić sobie Zakończenia Roku. To by nie było w jej stylu, poza tym, wciąż jeszcze spoczywały na niej obowiązki prefekta. Należało więc odłożyć swoje troski na bok i zająć się tym, co konieczne. Ubrała się stosowniej do okoliczności, w skromną, nieco bardziej odświętną niż na co dzień sukienkę, związała włosy w ciasny warkocz i w drodze do Wielkiej Sali pomogła jakimś zagubionym pierwszakom, które nadziały się na nader nieprzyjazny portret pewnego starszego pana z, nie wiedzieć czemu, fioletowymi brwiami. Nie zdziwiły jej zielone dekoracje i olbrzymi wąż nad stołem nauczycielskim. Wiedziała, kto zdobył puchar. Cały rok potrafiła wyrecytować z pamięci kto miał ile punktów. I pewnie byłaby tym przybita znacznie bardziej, gdyby nie inne problemy, które przytłaczały smutek tego zawodu. Przemaszerowała wzdłuż stołu Gryfonów, krzywiąc się trochę na te wszystkie ponure miny. Z jakiegoś powodu irytowało ją w tej chwili to przygnębienie jej współdomowników. Były znacznie gorsze rzeczy niż to, co im się przytrafiło. Szukała jakiegoś miejsca, które sprawi, że będzie niewidzialna i w spokoju spędzi kolejną godzinę do czasu, aż zgodnie z wymogami dobrego wychowania będzie już mogła wyjść i udać się w drogę powrotną do dormitorium. Coś ją jednak zatrzymało, a konkretniej nawet ktoś; Syriusz i jego błagalne spojrzenie… Widząc przyklejone do niego, rozgadane i rozchichotane drugoklasistki poczuła, że coś się w niej łamie. Z resztą i tak miała pogadać z Blackiem. Charlie co prawda szybciej przeprowadziła misję ratunkową, ale wystarczyło jedno spojrzenie Pani Prefekt aby wielbicielki Łapy ostatecznie wycofały się w jakieś bezpieczniejsze miejsce. Lily opadła na zwolniony kawałek ławki, prawie naprzeciw Soleil i uśmiechnęła się lekko do dziewczyny, która wyglądała trochę nieswojo. - W bajkach to przeważnie mężczyzna jest wybawicielem na białym koniu. Żadne przekazy nie mówią o dwóch dziewczynach. – mruknęła i choć z założenia miał to być żart, zapewne zabrzmiałby lepiej, gdyby udało jej się przyjąć inny wyraz twarzy. - Dorcas nie czuje się najlepiej. Może przyjdzie później. – dodała, tak gwoli wyjaśnienia i wyciągnęła coś z torby, która pasowała do jej kreacji jak pięść do nosa, ale Ruda najwyraźniej wcale się tym nie przejmowała. - Zabierz ją na ten koncert, dobrze? –zasugerowała cicho i podsunęła chłopakowi dwa bilety. Sama chciała zabrać tam przyjaciółkę, ale teraz wiedziała, że tylko zepsułaby jej zabawę. A przecież zdawała sobie sprawę, co jest przyczyną złego samopoczucia Dor… Po raz pierwszy od pogrzebu miała wrócić do domu. Pustego domu, pełnego duchów i wspomnień. Lily obiecała jej oczywiście towarzyszyć, ale potem musiała wrócić do Spinners End. Rodzice chcieli w końcu ją zobaczyć. W tym roku bowiem nawet święta spędzała w Hogwarcie. Nie zapytała o przyczynę nieobecności Pottera. |
| | | Gilgamesh von Grossherzog
| Temat: Re: Wielka Sala Pią 04 Lip 2014, 19:19 | |
| -Uważaj. Niektóre słowa mogą prowadzić do zguby.-odparł już chłodniej. A miał taki dobry humor i wcale nie zamierzał go brutalnie krzywdzić, ale nie, Krukonek musiał wyskakiwać z ukrytymi groźbami. Gilgamesh go zapamięta, zdecydowanie. Prawdopodobnie powiedziałby coś jeszcze, gdyby nie fakt że robiły się tu coraz większe tłumy. Najpierw zauważył Chiare di Scarno. Ah, przepiękna Chiara z tym jej perfekcyjnym tyłkiem, której usta przepięknie leżałyby na każdej męskiej dumie. Tak wspaniała. Kiedyś umrze w męczarniach za to że ośmieliła się go tak skrzywdzić, ale zdecydowanie będzie jednym z najlepszych, najwspalnialszych trupów jakie, miał nadzieję, będzie dane mu widzieć. Nie miał jednak czasu się zajmować Chi, bo w pole widzenia wszedł właśnie ktoś, kto zdecydowanie ją przyćmiewał w jego oczach. Wanda Whisper. Oczywiście że zwrócił na nią uwagę, ba, nawet obdarzył ją zainteresowanie, w końcu jak mógłby inaczej? -Nie powinienem. Mógłbym tam siedzieć, ale nikt mnie nie zmusza. I tak wszyscy jeszcze pchają się jakby whiskey za darmo rozdawali, więc lepiej będzie przeczekać aż bydło się upchnie. Aczkolwiek skoro mnie wyganiasz...-wygłosił do Wandy z lekkim uśmieszkiem, po czym ujął jej dłoń, złożył na niej delikatny pocałunek i oddalił się w stronę swojego stołu. Mimo wszystko miał dobry humor! Slytherin zwyciężył. Szkoda tylko że w tym tłumie ciężko było kogoś zauważyć. Gdzie Krueger? Gdzie Rosier? Pierwszego nie mógł dostrzec przez dłuższy czas, ale w końcu mu się udało. Evan pewnie się spóźni, albo oleje ucztę, ewentualnie po drodze kogoś zaliczy w schowku na miotły, albo zabije korzystając z zamieszania. Jedno z czterech. No to cóż, pora na dalszą ekspedycję. Przepchnął się do swojego stołu (po drodze wywracając przypadkiem jakiegoś trzecioroczniaka) i przywitał się z Franzem krótkim salutem, po czym rozsiadł się przy stole. |
| | | Albus Dumbledore
| Temat: Re: Wielka Sala Pią 04 Lip 2014, 23:21 | |
| Koniec roku szkolnego! To był taki smutny dzień. Kończył się pewien etap w życiu każdego mieszkańca zamku, nie ważne kim tak naprawdę był. Dla niego, Albusa Dumbledore’a to była zawsze bardzo ponura uczta. Zamek nagle pustoszał, a w jego gabinecie nie było niezapowiedzianych gości. Dwa miesiące ciszy. Jednakże teraz w Wielkiej Sali odbywał się istny Fashion Week. Chyba każdy ubrał swój najlepszy lub najbardziej ulubiony strój, a w szczególności panie wiodły prym w tej paradzie kolorów i szyku, ponieważ prawie każda miała na sobie piękną sukienkę, podkreślającą każdy walor ich pięknych, drobnych ciał. Dyrektor Hogwartu nie mógł przecież również odmówić sobie ubrania swojej najbardziej szykownej szaty, która na dodatek miała magiczną zdolność poprawiania jego i całego towarzystwa humoru. Długi błękitny materiał, spływał sobie niczym kaskada nieba aż do ziemi, a szykowna szpiczasta tiara, trochę jakby oklapła na czubku pod wpływem wielkiego pompona. Kolor tegoż ubioru idealnie podkreślał jego przenikliwe błękitne tęczówki. Całość jego majestatycznego wyglądu była okryta milionem malutkich gwiazdeczek. Nie oszukujmy się, wyglądał jakby przyszedł w pidżamie, ale on jakby nie zdawał sobie z tego sprawy i kroczył dumnie, jak na dyrektora Hogwartu przystało, pośród uczniów, zręcznie omijając gumy truskawkowe Irytka. Obserwował zajmujących miejsca młodych czarodziejów znad swoich okularów połówek. Intensywnie niebieskie oczy, śledziły niektórych zbyt hasających, z rozbawioną iskierką, a nawet od czasu do czasu przytaknął głową na powitanie, o małym pogrożeniu palcem nie wspominając. W końcu zasiadł za stołem nauczycielskim, czując za sobą ogromny sztandar Slytherinu i gdzieś dam w dołku ścisnęło go na myśl, że Gryffindor, jego ukochany Gryffindor, nie zdobędzie w tym roku Pucharu Domów. Westchnął tylko i złożył dłonie w piramidkę, a przed nim, jakby na zawołanie, pojawiła się mała miseczka z cytrynowymi dropsami. Uśmiechnął się. Kochane skrzaty! I kiedy już wszystkie miejsca były pozajmowane (ach ten kochany Argus! Tak chętnie zagonił uczniów na miejsce! Nawet niektórym pomógł usiąść, taki kochany z niego woźny), wstał, a siedząca obok niego profesor Lacroix stuknęła trzy razy w nóżkę kieliszka, by zarządzić ciszę. Która oczywiście nie była natychmiastowa. -Moi drodzy! Minął kolejny rok! Kolejny, pełen przygód rok, w czasie którego nie tylko niektórzy z Was poznali smak pierwszych miłości i nienawiści, ale także staraliśmy się wsadzić Wam do głów trochę wiedzy, totalnie nieprzydatnej w codziennym życiu, ale przecież jesteście nam w stanie nam to wybaczyć. – uśmiechnął się delikatnie – I zanim zacznie się ględzenie staruszka podsumowywujące ten rok, co mam nadzieję, mu wybaczycie, chciałbym Was prosić o minutę ciszy dla Nette Montez, waszej koleżanki, która jak na pewno doskonale pamiętacie, została zamordowana w marcu tego roku. – zwiesił delikatnie głowę i po cichu zaczął liczyć do sześćdziesięciu, oczywiście zbyt szybko, więc minuta nawet nie minęła. Czy cisza była, to też zapewne pojęcie względne. – A teraz moi kochani, czas na parę ogłoszeń, zanim wspaniała uczta zamroczy Wam mózgownice, które przecież są teraz pełne wiedzy! – zrobił krótką pauzę i rozłożył ramiona jakby chciał objąć nimi cała salę. – Jeżeli chodzi o Puchar Quidditch’a, otrzymał go, oczywiście Gryffindor, po wspaniałym i wyrównanym meczy ze Slytherinem. – ponownie przerwał, gdyż przez salę rozległy się wiwaty. Po chwili uspokoił salę gestem ręki i dalej kontynuował. – Jeżeli natomiast chodzi o Puchar Domów, oto jak przedstawia się tabela: czwarte miejsce zajmuje Hufflepuff, 525 punktów. Trzecie miejsce Ravenclaw, 681 punktów. Drugie miejsce i 750 punktów, Gryffindor. No i, pierwsze miejsce, Slytherin, 847 punktów. – uśmiechnął się i zaczął klaskać razem z całą resztą Sali, a przynajmniej tą która klaskała. – Oczywiście, wspaniale, brawa dla Slytherinu!. A teraz czas zacząć biesiadę! – i klasnął w dłonie, a złote półmiski, talerze i puchary zapełniły się wspaniałym jadłem i piciem. |
| | | Franz Krueger
| Temat: Re: Wielka Sala Pią 04 Lip 2014, 23:45 | |
| Franz siedział znudzony, popijając kolejne łyki whiskey. W duchu śmiał się z tego, że najpewniej nikt z grona pedagogicznego nawet nie podejrzewał jego i innych Ślizgonów o to, że w ich szklankach nie znajduje się sok jabłkowy. Cóż, w większości byli już dorosłymi, pełnoprawnymi członkami czarodziejskiej społeczności. Jedynie szkolna etykieta zabraniała im przyjmowania wysokoprocentowych trunków na tego rodzaju uroczystościach. Dom Węża jednak nigdy nie zważał na żadne zakazy czy nakazy, więc nic dziwnego, że niektóre szklanki napełniały się płynem wlewanym do nich z piersiówek i buteleczek z napisem „Ognista”. Krueger akurat, mimo że nie chodził nigdy napruty jak szpadel, miał słabość do tego szlachetnego trunku. Whiskey była niezwykle częstym składnikiem jego diety, a chłopak nie potrafił sobie zwykle odmówić chociażby szklaneczki. A już szczególnie na tak sztywnych ucztach, balach, weselach… Ze znużenia wyrwała go dopiero obecność w Wielkiej Sali pewnej kobiety ze Slytherinu. Chłopak spojrzał w jej stronę, chociaż z początku nawet jej nie poznał. Czerwona sukienka? Nic dziwnego, że Franz pomyślał najpierw, iż próg pomieszczenia przekroczyła jakaś Gryfonka. Dojrzał jednak zaraz również wężową bransoletkę i wisior. Zbadał wzrokiem każdy, nawet najmniejszy skrawek ciała Jasmine, stwierdzając, że wygląda, jak zawsze olśniewająco. Nie radził sobie ze zgrywaniem obojętnego, a przynajmniej nie w takim stopniu, jaki zakładał na początku. Niekiedy zerkał w stronę brunetki. Sposób, w jaki oblizywała wargi działał na niego piorunująco. I ta czerwień sprawiała, że jego dłoń coraz częściej sięgała po szklankę z alkoholem. Mimo wszystko, kiedy tylko panna Vane szukała z nim kontaktu wzrokowego, unikał go, odwracając spojrzenie w inną stronę. Udawał, że w ogóle go to nie rusza i że nadal nie wybaczył jej tego, co zrobiła na ślizgońskiej imprezie. Kierował się rozsądkiem, pomimo tego, że serce rwało jak oszalałe, chcąc przebić pierś i podążyć w stronę pięknej niewiasty. Na szczęście, myśli niemieckiego czarodzieja od jego obiektu westchnień skutecznie odsunął Dumbledore, który rozpoczął swoją przemowę. Kolejna część nudnej uczty, na której obecność była dla Franza wątpliwą przyjemnością. Milczał przez cały ten czas, nie odzywając się nawet do zaczepiających go kolegów, którzy siedzieli obok. Czasem tylko mruknął coś albo kiwnął głową. Tylko po to, żeby się od niego odczepili. Wreszcie przyszedł czas na gromkie oklaski, którymi raczył się chyba tylko stół Slytherinu, może z małymi, niechlubnymi wyjątkami z innych domów, które nie popisywały się nigdy zbyt wielkim patriotyzmem. Franz siedział natomiast niewzruszony. I bynajmniej nie dlatego, że nie cieszył się ze zdobytego pucharu, chociaż prawdę mówiąc, ta cała rywalizacja faktycznie niewiele go obchodziła, a po prostu chłopak nie był do końca obecny. Myślami cały czas wracał do swojego ostatniego występu, który zakończył się fiaskiem. Do tych słów Jasmine, które przeszyły go na wskroś i przekreśliły szanse na jakikolwiek rozwój ich relacji. Krueger zerknął jeszcze raz w kierunku panny Vane, by zaraz po tym ścisnąć dłoń w pięść. Nie wiedział, czy bardziej jest zły na nią czy na świat. Jedno było pewne – nie potrafił usiedzieć spokojnie w tym miejscu ani minuty dłużej. Sięgnął po szklankę whiskey, którą wychylił jednym haustem, a następnie wstał, opierając się przy tym dłonią o ramię jednego z siedzących obok kumpli. Tak dla własnej wygody. - Dobra. Wystarczająco się wynudziłem. – mruknął niezbyt głośno, żeby oznajmić swoim znajomym, że już nie wróci. Pewnym krokiem opuścił Wielką Salę, nie zważając na to, że wodziły za nim spojrzenia innych uczniów, którzy jego zachowanie najwyraźniej uważali za bezczelne. Jak można było zrezygnować z uczty na zakończenie roku? Jak można było nie skorzystać z okazji pożegnania się ze wszystkimi towarzyszami z domu? Niemiec jakoś nieszczególnie się tym przejmował. Mordy najbliższych wiedział, że i tak będzie musiał jeszcze oglądać w wakacje, a akurat, jeśli chodzi o pannę Vane, ta skutecznie pożegnała się z nim już przy ostatnim ich spotkaniu. Chłopak pchnął mocno drzwi wejściowe i wpadł na korytarz, gdzie schował ręce do kieszeni i kontynuował swoją podróż do dormitorium. |
| | | Symplicja Szafran
| Temat: Re: Wielka Sala Sob 05 Lip 2014, 00:23 | |
| Doczłapanie się do Wielkiej Sali z nogą w gipsopodobnym tworzywie, nie należało do najprostszych zadań. Wymagało ciągłej uwagi, posiadania oczu z tyłu głowy i zdolności chodzenia. Jak się okazywało Polka nie posiadała zbyt wiele umiejętności w żadnej z powyżej wymienionych dziedzin. W czasie drogi na dół, mimo, że musiała zeczłapać jedynie z pierwszego piętra udało jej się wpaść na przynajmniej ośmiu pierwszoklasistów, którzy w zasadzie nie byli bez winy, bo zamiast się rozstąpić jak Morze Czerwone widząc ranną koleżankę, to w oczach Polki jeszcze bardziej ścisnęli się do siebie, utrudniając wszystkim przejście. Oprócz tego miała wrażenie, że jak najbardziej specjalnie ktoś rzucił jej jakieś pod nogi różne przeszkody typu papierki po cukierkach wszelkiej maści, a nawet jakiegoś pluszaka, ze dziwieniem stwierdziła, że wśród tych śmieci nie było żadnej skórki od banana, bo z tym numerem mogłaby wtedy iść do cyrku. Po mimo wszystkich utrudnień, Sympli w końcu udało się dotrzeć do Wielkiej Sali. Lekko spóźniona, zwracając na siebie uwagę uczniów siedzących najbliżej wyjścia, z trudem dopełzła do stołu Ravenclawu, z radością zauważyła, jak kilka osób przesunęło się trochę by zrobić jej miejsce. Uśmiechnęła się do nich smutno, po czym usiadła. Rozejrzała się po sali, spojrzała w stronę Wandy, jednak jej wzrok nie zatrzymał się na niej zbyt długo. Po przejrzeniu stołu Krukonów, najdyskretniej jak potrafiła spojrzała w stronę czerwonego stołu, w poszukiwaniu jednej osoby. Z lekkim żalem i nie dowierzaniem, nigdzie nie mogła się dopatrzeć jego twarzy. Stwierdzając, że za pewne siedzi do niej tyłem westchnęła cicho i spojrzała w stronę nauczycielskiego stołu. Dostrzegając postać dyrektora, przeszedł ją lekko dreszcz. Mimo całej życzliwości i wdzięczności dla jego osoby, nigdy nie mogła się do niego przekonać. Coś w nim ją denerwowało i sprawiało, że mimo darzonego szacunku i w ogóle, nie potrafiła mu zaufać tak jak to robili inni uczniowie. Cóż jak to mówią, nie każdy musi go lubić. Chociaż ze dziwieniem stwierdzała, że wśród rówieśników coraz mniej osób lubiło dyrektora, a może było to spowodowane dużym przyrostem naturalnym w domu Ślizgonów. Szybko jednak Sym odrzuciła od siebie wszystkie myśli i spojrzała na jedzenie, które jak zwykle wyglądało genialnie. |
| | | Jasmine Vane
| Temat: Re: Wielka Sala Sob 05 Lip 2014, 00:37 | |
| Wszyscy pzy stole Slytherinu i nie tylko zauważyli, że Jasmine ubrała czerwoną sukienkę, co nieco kłóciło się z poczuciem patriotyzmu. Wystarczyło jednak spojrzeć na Vane po raz drugi by zrozumieć, że to ironiczne zagranie, skoro na jej nadgarstku i na szyi wisiały węże. Jasme nigdy nie miała wątpliwości co do swojej przynależności do domu Salazara. Zawsze była dumna z barw, jakie nosiła i cech, które reprezentowała. Była Ślizgonką w pełnym tego słowa znaczeniu. Ceniła sobie znajomych z domu Węża, ale też z domu Kruka. Ravenclaw był jedynym domem, z którym Slytherin mógł mieć w miare dobre relacje, co było widać na przykładzie Jasmine i Chiary. Stare dzieje, ale jakie żywe.. Jas przeniosła wzrok z Franza na resztę sali. Poznawała coraz to więcej osób w mniej lub bardziej gustownych kreacjach. Widziała spojrzenie Chiary, która ubrała się bardzo skromnie jak na nią. Posłała przyjaciółce uśmiech, zanim znowu odwróciła spojrzenie na stół Zielonych. Upiła kolejny łyk soku. Wcale nie czuła głodu. Myśl o tym, że musi przekonać Kruegera by ją wysłuchał powodowała, że miała w gardle wielką kulę. Nie mogła by nic przełknąć, a coś podejrzewała, iż z mówieniem też może być lekki problem. Nie wycofa się jednak. Nie miała nic do stracenia. Już wystarczająco namieszała. Znowu poprawiła rąbek sukienki i akurat jej czekoladowe oczy napotkały na oczy chłopaka, który tak usilnie zrywał ten kontakt. Za każdym razem czuła się, jakby dostała w twarz. Wzięła głębszy oddech i skupiła się na przemówieniu dyrektora. Słuchała go piąte przez dziesiąte. Dopiero słowa "Puchar Domów" ożywiło nieco jej uwagę i zaczęła klaskać wraz z całym stołem, a nawet gwizdnęła przeciagle, co parę osób podchwyciło. To było przecież oczywiste, ze wygrają w tej rywalizacji czterech domów! Szkoda, że finał rozegrał się tak, a nie inaczej, no ale Potter miał więcej szczęścia jak rozumu.. Stoły ugięły się pod naporem wytrawnych potraw, których zapach doprowadzał Jasme do mdłości. Skrzywiła się i wypiła do końca sok. Wtedy to zrobiło się małe zamieszanie parę miejsc dalej. Franz wyraźnie poddenerwowany podniósł się i pożegnał się z kumplami. Jasmine odprowadziła go wzrokiem aż do wyjścia i poczuła silne ukłucie. Teraz albo nigdy.. Zerwała się z miejsca, chociaż starała się dbać o konwenanse. Otrzepała skraj sukienki i podążyła niby wolnym krokiem do wyjścia. Dopiero, gdy minęła próg Wielkiej Sali i znalazła się na KORYTARZU przyspieszyła. -Franz, zaczekaj! -o, mogła mówić. Zaskoczyło to ją samą. Wiedziała, że to może być ciężki bój, ale nawet nie wymagała by z nią rozmawiał. Tylko, aby ją wysłuchał. Tylko o to... -Krueger, do jasnej cholery, zatrzymaj się i mnie wysłuchaj! -jej głos nabrał nieco zachrypniętej, poirytowanej barwy. Miała żal do siebie i wyrzuty sumienia, ale nie w jej naturze było płakanie i błaganie na kolanach. Zatrzyma go chociażby siłą. |
| | | Franz Krueger
| Temat: Re: Wielka Sala Sob 05 Lip 2014, 00:58 | |
| Bezczelny Ślizgon, który opuszcza Wielką Salę jeszcze przed zakończeniem uczty. Smutna sprawa, naprawdę. Chyba nikt inny nie zdecydowałby się na taki krok. Dobrze, że niemiecki czarodziej poczekał chociaż na przemowę dyrektora. Chociaż, biorąc pod uwagę to, że wyszedł od razu po jej zakończeniu, można było stwierdzić, że zachował się równie nie w porządku i wobec samego Albusa Dumbledore’a. Problem tkwił w tym, że Krueger w ogóle o ty nie myślał. Nie był w stanie skoncentrować się na niczym innym, jak tylko na tej czerwonej sukience. Musiał stąd zniknąć, póki jeszcze potrafił trzeźwo ocenić sytuację. Kolejne kilka szklanek whiskey najpewniej popchnęłoby go do czynów, których później by żałował. A wystarczyło przecież, że wygłupił się ostatnim razem, na tej ślizgońskiej imprezie, która miała się w jego mniemaniu potoczyć zupełnie inaczej. I wcale nie był zadowolony z tego, że zapewnił dużo rozrywki swoim znajomym ze Slytherinu. Zresztą, sytuacja musiała wyglądać naprawdę tragicznie, skoro nawet Rosier postanowił ruszyć tyłek i popędzić wtedy za nim na błonia. Żałosne. Franz nie potrzebował wsparcia. Potrafił sobie sam radzić ze wszystkim. Nigdy nie zwierzał się nikomu ze swoich problemów, może poza Vivienne. Evanowi, mimo że traktował go jak brat, nie mówił nigdy o swoich rozterkach. Męska duma nie pozwalała mu bowiem ani mówić o tym, że coś jest dla niego twardym orzechem do zgryzienia, a już tym bardziej nie mógłby poprosić tego buca o pomoc. Z pewnością byłby on gotowy nawet pomóc mu zakopać ciało w środku nocy, ale później wypominałby mu przez całe życie, że musiał go wesprzeć swoim ramieniem, co akurat Kruegerowi, rzecz jasna, nie było w smak. Na całe szczęście, tym razem, Rosiera nie było. Niemcowi dopiero teraz przypomniało się, że niepotrzebnie oczekiwał jego przyjścia w Wielkiej Sali. Przecież ten mówił mu jeszcze przed zakończeniem roku, że wyjeżdża wcześniej. Cóż, Franz najwidoczniej nie zarejestrował tej wiadomości. Zresztą, przez ostatnie dni był swego rodzaju wrakiem człowieka, zamkniętym na świat i na to, co inni ludzie do niego mówili. Kiedy przemierzał korytarz prowadzący od Wielkiej Sali, w jego uszach rozbrzmiał znajomy głos, a ściślej mówiąc, krzyk. Co gorsza, znał go bardzo dobrze. Należał do tej jednej osoby, której tak bardzo dzisiaj pragnął uniknąć. A może właśnie odwrotnie? Świadomość podpowiadała mu, że lepiej będzie, jeżeli oddali się z tego miejsca i pozostawi to wszystko za sobą. Jednakże podświadomie Krueger nie chciał zrobić kolejnego kroku naprzód. Zatrzymał się więc, chociaż początkowo nie odwrócił się nawet w stronę brunetki. Toczył bitwę z myślami. Bitwę pomiędzy sercem, a rozsądkiem, a powoli ten drugi zaczynał słabnąć, a głowę przepełniały tak żywe, niedawne wspomnienia. Miał jej wysłuchać? A czy ona potrafiła powstrzymać się od niepotrzebnych komentarzy, którymi uraczyła go ostatnio w towarzystwie szerszego grona Ślizgonów? Odwrócił się wreszcie na pięcie, wbijając swoje beznamiętne spojrzenie w tę niezwykle zgrabną i pociągającą sylwetkę. - A co możesz mieć mi jeszcze do powiedzenia? Zapomniałaś ostatnim razem o jakimś jeszcze bardziej wyrafinowanym epitecie? – mruknął niechętnie, a jego twarz nie przedstawiała żadnego innego uczucia, jakim były złość i żal. Jedynie we wnętrzu chłopak toczył wojnę, na zewnątrz nadal pozostawał niewzruszony i odgrywał taką rolę, którą postanowił sobie, że będzie grał już na początku uczty. Nie brał pod uwagę tego, że sytuacja potoczy się w ten sposób. W każdym razie, nadal uważał, że nie powinien narażać swojej męskiej dumy na kolejną skazę. Na ślizgońskiej imprezie oberwała aż nadto. - A jeżeli chciałaś się ze mną pożegnać, to zrobiłaś to już kilka dni temu. Na imprezie. Nie musisz się powtarzać. – dodał po chwili z wyraźnie słyszalnym wyrzutem. Nawet na chwilę nie wyjął rąk z kieszeni. Prawdę mówiąc, taka nonszalancja jeszcze lepiej oddawała jego stosunek do jej osoby i nie zamierzał w tym momencie dostosowywać się do żadnej dżentelmeńskiej etykiety. Skoro to Jasmine zapragnęła sobie tak z nim pogrywać, to nie mógł być potulnym pieskiem, który przy następnym spotkaniu rzuci jej się w ramiona. Był oschły, tak samo, jak i ona, kiedy podjął próbę przekonania jej do swojej osoby. Miał wrażenie, że potraktowała go jak największego wroga, a wydawało mu się, że od pewnego czasu już nim nie był. Chyba miał dość. Wolał nie słuchać kolejnych jej słów. Odwrócił się i znów zaczął oddalać się w kierunku dormitorium. |
| | | Jasmine Vane
| Temat: Re: Wielka Sala Sob 05 Lip 2014, 01:32 | |
| Wiedziała, że robi coś przeciwko swej dumie. Dumie, której słuchała praktycznie całe życie i nigdy źle jej nie doradzała. Na imprezie Ślizgonów też posłuchała dumy. Dumy oraz strachu i straciła na tym wszystko. Nie zamierzała tracić po raz kolejny... bo w sumie nie miała już czego. Czuła, jak resztki rozsądku konają w bólach, kiedy zerwała się i poszła za nim. Kiedy duma żałośnie skamlała, gdy krzyczała, aby zaczekał. Na pewno Chiara nie pogratulowała by jej tego czynu, ale miała to w nosie. W tej chwili zrobi to, czego pragnęła ona. Nie społeczeństwo, duma, rozsądek. Ona. Ona i jej uczucia. Nie łudziła się nawet, że coś to zmieni, chodziło tylko o jej sumienie. Nie mogła by opuścić zamku zanim nie zostanie wysłuchana. Chociażby miała zostać wymieszana z błotem. Była na to przygotowana. Zauważyła, jak się zatrzymuje. Czy to będzie aż takie proste? Serce pzyspieszyło swój niespokojny rytm, kiedy stanęła tuż za nim. Dyszała od tego truchtu, bieg w szpilkach nie należał do najłatwiejszych. Nie mówiła nic, czekała. Czekała na swego rodzaju przyzwolenie, aby mówić i znak, że będzie wysłuchana. Jasme poczuła, jak jej kolana drżą, gdy Franz się odwrócił. Ciągle był wkurzony i jego oczy były oczami osoby, która nie chciała jej znać. Przeczuwała to, a jednak jego beznamiętna mina bolała. Śmiało Vane, wypij piwo, które nawarzyłaś. Na chwilę zapomniała o tym, jak się mówi. Przełknęła ślinę, gdy Krueger się odezwał. -Nie, nie zapomniałam. -odpowiedziała cicho i co było dziwne? Jej głos nie miał ani krztyny cierpkości. Nie był jadowity ani ironiczny. Dziwne, słyszeć głos Jasmine takim czystym. Zacisnęła zęby, bo jakiś skryty głosik w jej duszy chciał się odgryźć, powiedzieć mu to, co powinna była powiedzieć suka Vane. Jednak nie tędy droga. -Nie chciałam się pożegnać, ja... -zaczęła, ale Franz najwyraźniej nie chciał jej słuchać. Zmrużyła oczy w gniewnym geście i zrobiła krok na przód, łapiąc chłopaka mocno za ramię, zatrzymując go. Była dziewczyną, ale już raz udowodniła Ślizgnowi, że ma dość siły by go przybić do ściany lub jak teraz, zatrzymać. -O nie, wysłuchasz mnie! Potem możesz zrobić co chcesz, ale wysłuchaj mnie! Ostatni raz zawracam Ci głowę i potem możesz.. -wzięła oddech, maskując dziwne załamanie głosu w krtani. -...zrobić co tylko zechcesz. Proszę. -rzuciła. Okrążyła go, nadal trzymając za ramię. Puściła go dopeiro wtedy, gdy znowu zobaczyła jego twarz. No śmiało Jasmine, ćwiczyłaś to milion razy... tak, łatwo mówić. Znała tekst swojego przemówienia na pamięć, ale teraz wszystkie słowa przestały mieć znaczenie i były banalne. Coś jednak musiała mówić, skoro juz go zatrzymała. Podniosła wzrok, odgarniając włosy z czoła. -Zachowałam się jak ostatnia suka. Wiem. Powiedziałam rzeczy, których nie chciała, a jednak to zrobiłam. Nic mnie nie usprawiedliwia, nawet strach, który wtedy czułam. -słowa same zaczęły płynąć z jej ust. Śmiało.. -Nigdy sobie tego nie wybaczę, że durnymi humorkami zepsułam coś, co mogło być piękne i wieczne. -nie miała już odwagi patrzeć mu w oczy. Opuściął głowę. Wzięła głęboki oddech po raz kolejny. Jednak wyprostowała się i spojrzała głęboko w oczy osoby, która tyle dla niej znaczyła. Szkoda, że dopiero teraz do niej to dotarło. Za późno, Jaśminko.. -Przepraszam. Cholernie Cię przepraszam, chociaż wiem, że to słowo niczego nie zmieni i to za mało, by wyrazić, jak wielkie miałam wyrzuty sumienia. Przepraszam, że zachowałam się jak ostatnia suka. Przepraszam, że nie liczyłam się z tym, że Ty na prawdę możesz.. a raczej mogłeś coś czuć do mnie. Przepraszam, że się zawahałam i poczułąm strach, że nie podołam... przepraszam za to i za milion innych rzeczy, tak cholernie przepraszam, że wszystko schrzaniłam! -podniosła głos, ale temb był rozedrgany i to cud, że nie płakała. Nie płakała, bo nauczyła się nie robić tego publicznie. Nie okazywać słabości. Musiała być silna, nie chciała litości. Musiała ponieść karę swoich czynów. Dyszała jakby właśnie przebiegła maraton. -Franz.. nie życzę Ci źle. Jesteś wspaniałym facetem i do teraz pluję sobie w brodę, że to zaprzepaściłam. Mam.. mam nadzieje... -odgarnęła chyłkiem włosy, by uspokoić nerwy. To był już koniec jej przemówienia. -...że spotkasz kobietę swojego życia. Lepszą, niż ja. -skończyła tak cicho, że aż zastanawiała się, czy Franz ją usłyszał. Musiał jednak słyszeć, te słowa dudniły w jej uszach jak mantra. Powiedziała coś, co osobiście wbiło jej nóz w plecy. Nie mogła sobie wyobrażać Franza z kimś innym, za bardzo ją to bolało, sama myśl.. ale musiała usunąć się w cień. Tym razem to ona się odwróciła. Czuła, że dalsza "rozmowa" ją rozklei, a chciała tego uniknąć. Powiedziała wszystko, co chciała by usłyszał. Ruszyła powoli w stronę dormitorium Slytherinu. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Wielka Sala | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |