Temat: Gabinet profesor Lacroix Sob 15 Lut 2014, 18:27
Gabinet profesor Lacroix
Okrągły pokój w lochach. Na ścianach od podłogi do sufitu stoją półki z różnymi półproduktami do eliksirów. Obok mahoniowego biurka znajduje się kamienny kominek. Przy stoliku, wśród menzurek, słoików i pergaminów stoją dwa, obite w czarną skórę fotele.
Chantal Lacroix
Temat: Re: Gabinet profesor Lacroix Sob 08 Mar 2014, 01:43
Poprowadziła Anderson przodem, kierując się od razu do swego gabinetu. Mało który uczeń miał tam wstęp.. a już na pewno uczeń Gryffindoru. Profesorka skinieniem różdżki odsunęła krzesło przed biurkiem, jednym tylko ruchem głowy nakazując dziewczynie usiąść. Bez słowa sprzeciwu. Sama zamaszyście załopotała szatą w powietrzu, biorąc zakręt do swojego fotela. Drugi stał obok, czekając aż zajmie go Jared.. ale Chantal nie proponowała spoczynku aurorowi. Jeśli by chciał, sam by skorzystał. Nauczycielka eliksirów przypatrywała się uważnie uczennicy. Faktycznie, nie raz czy dwa widziała osobę przepowiadającą przyszłość... właśnie w taki sposób. Anderson była jasnowidzem? Tego by nie podejrzewała u dziewczyny.... Chantal założyła nogę na nogę i podniosła wzrok na Jareda. -Jeśli Anderson już się dobrze czuje, możesz ją przesłuchać. -nie zamierzała wychodzić. Z dwóch, jakże trywialnych powodów. Po pierwsze, z ciekawości. A po drugie... przy przesłuchaniach uczniów powinien być obecny nauczyciel. Nie, żeby kiedykolwiek przestrzegała regulaminu.... -Zanim jednak... powiedz mi, utrzymujesz jakieś bliższe kontakty z Everett? -zapytała nauczycielka.
Resa Anderson
Temat: Re: Gabinet profesor Lacroix Pią 14 Mar 2014, 23:11
Z niemałą wdzięcznością dla pani profesor duszkiem wychyliła szklankę wody na tyle łapczywie, że dwie kropelki pociekły jej po brodzie. To wszystko było okropnie męczące! Wszystko, czyli zarówno jej stan fizyczny, roztrzęsienie psychiczne i w dodatku dziwna sytuacja, w której się znalazła, i z której chciała jak najszybciej wybrnąć. Nie ma co, dobre towarzystwo - stary (jak dla Resy!) gbur i oziębła profesorka, której jedynym ludzkim odruchem było podanie jej szklanki z wodą. Można się założyć, że zaraz we trójkę zatańczą kankana. Czy ona kiedykolwiek pomyślała sobie, że lubi tego murzyna? A skąd! Cóż za brednie! Ten mężczyzna nie miał za grosz poczucia humoru, a jego ego zajmowało większość korytarza. Zastanawiała się czy mężczyzna jej coś zrobi - uderzy, zagrozi, ciśnie zaklęciem albo przekleństwem, ba, przez chwilkę trochę się go bała, bo wiedziała, że te słowa w stosunku do niego zabrzmiały nieodpowiednio. Każdy inny w podobnej sytuacji schowałby dumę do kieszeni, bez względu na wydźwięk tych słów, ale nie on. Jeszcze nie wiedziała kim był i co robił w Hogwarcie, ale trochę go przejrzała.... tak przynajmniej jej się wydawało. W każdym razie nie musiała dalej rozważać w jaki sposób zostanie ukarana za wyrażenie własnego zdania, ponieważ Lacroix odciągnęła go na bok i zaczęły się szeptane rozmowy. Dziewczyna zmarszczyła czoło i nieco poirytowana wpatrywała się w "parę", żałując, że nigdy nie interesowało jej czytanie z ruchu warg. "szeptu szeptu szeptu wydarzy" - usłyszała i tym bardziej ją to zirytowało. Jak można mówić aż tak cicho?! Ale w końcu przestali, a ona znów znalazła się w centrum uwagi. Nauczycielka po raz drugi tego dnia (niesamowite!) wykazała ludzki odruch, a Resa była tak wdzięczna, że prawie się do niej uśmiechnęła. Zamiast tego kąciki jej ust drgnęły lekko, a Gryfonka pogratulowała sobie opanowania. Taki uśmiech mógłby zostać źle odebrany, tym bardziej, że ton jej głosu był raczej oschły. - Już mi lepiej - mruknęła pod nosem. Zapomni o pająkach, jasne! Posłusznie podniosła się, wdzięczna bogu, że już może ustać na nogach i niczym więzień podreptała do gabinetu Lacroix. Słowa tego gbura zupełnie zlekceważyła. Będąc już wewnątrz tajemniczego pomieszczenia, do którego wcześniej nie miała wstępu, rozejrzała się zaciekawiona jak też mieszka oziębła profesor. Cóż, wszystko tutaj kojarzyło się z eliksirami, mogła się tego spodziewać. Posłusznie zasiadła na wskazanym miejscu. Minęła chwila zanim odpowiedziała na zadane jej pytanie. Chwila, podczas której rozmyślała o tym co powinna powiedzieć, a co raczej przemilczeć. Czy jej słowa mogą zaszkodzić przyjaciółce? - Cóż, to koleżanka z domu... - złożyła dłonie na podołku i mocno splotła palce, jednocześnie zmuszając się, by nie spuścić wzroku. - Gramy w jednej drużynie i tyle, dawniej trochę się przyjaźniłyśmy. - a potem się pozmieniało - dokończyła w myślach i przygryzła wargę. Przyjaźń z Tanją nigdy nie należała do tych najłatwiejszych, ale oddaliły się od siebie i Resa nie umiała do niej trafić.
Jared Wilson
Temat: Re: Gabinet profesor Lacroix Sob 15 Mar 2014, 12:02
Nie był wcale stary, miał dopiero trzydzieści pięć lat. Szmat życia przed sobą, jak i również za sobą. Szedł za paniami bacznie przyglądając się uczennicy, jakby chcąc ją prześwietlić. Dzisiejszy dzień był nienajlepszy. Dwie pyskate Gryfonki, a żadnego uczynnego Ślizgona nie było na horyzoncie. W milczeniu przepuścił obie damy w drzwiach i zamknął je za sobą, opierając się o nie. Nikt nie wyjdzie, dopóki Jerry nie dowie się tego, czego chce się dowiedzieć. Prawie w ogóle nie poświęcił uwagi wystrojowi gabinetu Chantal. Typowa miejscówka nauczyciela od eliksirów, nic szczególnego nie przykuło jego uwagi. Przyszedł tu, aby przesłuchać dziecko, a nie zwiedzać Hogwart, który zresztą nieciekawie wspominał. Dopiero gdy dziewczyna się odezwała w odpowiedzi na zadane pytanie, Wilson sztywnym krokiem podszedł do biurka Chantal, opierając się o nie. Miał pełny widok na gryfonkę jak i również nie obrażał nauczycielki, siedząc do niej bokiem. W skrzyżowanych na nodze rękach trzymał różdżkę, bardziej z przyzwyczajenia niźli z ostrożności. Bo cóż mogła mu uczynić kilkunastoletnia dziewczynka? Zmierzył ją nieprzyjemnym wzrokiem i wyczarował w powietrzu notatnik z samopiszącym piórem, które poszło w ruch jeszcze zanim mężczyzna się odezwał. - Pani Lacroix twierdzi, że jesteś jasnowidzem. Czy miałaś już podobne... obrazy, wizje w przeszłości? - nie spuszczał z dziecka czujnego, chłodnego spojrzenia. Wydawać się mogło, że chciał ją speszyć samym przykuwaniem wzrokiem dziewczyny do krzesła. - Czy twoi rodzice o tym wiedzą? Napisz mi na kartce swój adres zamieszkania. - kartka z notatnika sama się wyrwała i podleciała pod nos Resy, zaś pióro leżące na biurku Chantal niczym magnes również potrąciło delikatnie jej rękę. Zamiar Jareda był jasny. Porozmawiać z państwem Anderson choćby byli mugolami. Jedno było pewne, ten mężczyzna nie nabierze się na żadne kłamstewka i wymijanie prawdy. Był za stary na takie sztuczki, choć wciąż czuł się młodo.
Chantal Lacroix
Temat: Re: Gabinet profesor Lacroix Nie 16 Mar 2014, 00:21
Gdyby Chantal chociaż przez chwilę postawiła się na miejscu Gryfonki, mogła by zrozumieć jej zmieszanie oraz niepewność. Nauczycielka była w pełni świadoma, jaką posiadała opinię u tych uczniów, którzy nie byli akurat Ślizgonami lub jej ulubieńcami z eliksirów. Wiedziała i nawet się tym szczyciła, ponieważ na tym od początku jej zależało. Na byciu chłodną panią profesor, która wzbudzała lęk we wszystkich tych, którzy nie dostąpili zaszczytu posiadania talentu w sprawach warzenia eliksirów... a także niezwykle ponętną kobietą, która tylko nęciła.. nigdy nie satysfakcjonowała. Podniosła głowę na uczennicę. Znalazła się sam na sam w gabinecie nielubianej profesor oraz gburowatego aurora.. nie wiedząc, co się stało chwilę wcześniej. Może nawet nie była świadoma tego, że miała dar jasnowidzenia? Nie wiedziała po co tu jest i za co. Rolą tej dwójki było ją oświecić. Wysłuchała cierpliwie słów szatynki, skinąwszy tylko głową. Chantal zawsze ciekawiły osoby z darem jasnowidzenia.. nie takim udawanym jaki przedstawiała Trelawney.. ale takim prawdziwym jak u Resy. Nie wiedziała, czy kwestia przepowiedni miała związek z tym, że dziewczyny są blisko czy też to był zwykły przypadek. Nie zdążyła skomentować wypowiedzi uczennicy, gdyż w słowo wtrącił jej się auror. Obrzuciła go chłodnym spojrzeniem i ściagnęła usta w dzióbek. Co z tego, że mężczyzna był starszy? Nie z takimi sobie radziła. Odsunęła się od biurka, niezbyt cicho i założyła nogę na nogę. Lejący się materiał szaty osunął się po kolanie i zawisł niczym kurtyna w mugolskim teatrze. Słuchała pytań aurora, samej notując w głowie niektóre odpowiedzi. Na twarzy nauczycielki pojawił się nikły uśmiech.. jeśli dobrze się poznała na Resie, tak nie spodziewała się pokorności. -Twoja wrażliwość mieści się w łyżeczce od herbaty.. -mruknęła cicho Chantal, wstając z fotela. Przeszła się wzdłuż półek, szukając odpowiednich fiolek. Odnalazła odpowiedni eliksir. Odwróciła się, zamaszyście zamiatając powietrze szatą i podeszła do uczennicy. Podała jej fiolkę z srebrzystym napojem. -Panna Anderson powinna się wpierw uspokoić. Nie widzisz, jak drgają jej nerwy? Jak jej umysł plącze się przy kolejnych pytaniach? -mówiła cicho, jakby obierając stronę uczennicy. -To eliksir spokoju. Powinien Ci pomóc. W tej chwili mogła przypominać troskliwą.. może nie matkę, ale taką ciotkę.. lub właśnie opiekunkę domu. -To nie trucizna, zapewniam Cię.. że nie w smak było by mi zabijanie Gryfonki tuż pod nosem aurora. -dodała z nutką ironii i odeszła w kąt gabinetu, znikając w cieniu. Mogło by się wydawać, że Resa jest teraz sam na sam z aurorem..
Resa Anderson
Temat: Re: Gabinet profesor Lacroix Nie 16 Mar 2014, 14:58
Nie myślała już dłużej o Tan, bo każda taka myśl, sprawiała, że dziewczyna miała ochotę zerwać się stąd jak pies z łańcucha, pobiec do koleżanki i o wszystkim jej powiedzieć... dokładnie tak, jakby zrobiła to kiedyś. Dlatego skupiła swoje myśli na Lacroix, a później też na mężczyźnie, który nadal był szorstki i jakiś taki... nieprzyjemny. W przeciwieństwie do pani profesor, która się... uśmiechała? Gryfonka robiła wszystko żeby tylko nie wytrzeszczyć oczu. Może i nie był to gest skierowany do niej, w każdym razie nie do końca, ale i tak... cóż, trzeba będzie o tym komuś powiedzieć, koniecznie. Starała się nie patrzeć na czarnoskórego mężczyznę, jak się okazało aurora, który napawał ją mieszanymi uczuciami. Z jednej strony był profesjonalistą, a Resa potrafiła to docenić, z drugiej zdawał się wywyższać nawet nad panią profesor, chociażby z racji wieku i miejsca zatrudnienia. Auror, phi, też coś. Dlaczego więc gnije w zamku zamiast bronić ludzi przed ciemnymi siłami? A może w zamku kryło się coś niebezpiecznego i Resa jeszcze o tym nie wie?! W takim razie będzie musiała lepiej przyjrzeć się temu co robi mężczyzna, żeby nie być do tłu z wszelkimi informacjami. W końcu uświadomiła sobie, że będzie musiała odpowiedzieć na jego pytania, czy tego chce, czy nie, dlatego sięgnęła po eliksir, który podała jej profesor. To pozwalało jej odwlec w czasie nieprzyjemne przesłuchanie i gdzieś w głębi duszy miała nadzieję, że po eliksirze dziwny stan kobiety przestanie ją dziwić. Była miła, ba, nawet opiekuńcza, a przecież miała przed sobą przedstawiciela Gryffindoru, nie ukochanego przez siebie Slytherinu. Jeśli coś tutaj było dziwne to właśnie to zachowanie, nie cała przepowiednia (o której, swoją drogą, nie miała pojęcia). Obdarzyła kobietę uśmiechem na wzmiankę o truciźnie i pociągnęła dwa łyki, aż i tylko za razem, ponieważ niepokój mógł być jej sprzymierzeńcem, swoistym znakiem ostrzegawczym. Założyła nogę na nogę i spojrzała na aurora jednym z najniewinniejszych spojrzeń, jakie tylko może rzucić siedemnastolatka. - Jasnowidzem? - omal nie palnęła się otwartą dłonią w czoło. No jasne! To stąd ta niezmożona chęć choćby najkrótszego kontaktu fizycznego, stąd ta wielka dziura w pamięci. Nie wpadła na to tylko dlatego, że przez kilka lat nie miała nawet najmniejszej wizji, co najwyżej bardziej wyczuloną intuicję. - Podobno za dzieciaka wywróżyłam babce śmierć. - nie zapanowała nad cichym westchnieniem. Nikt wtedy nie słuchał dziewięciolatki. Oczywiście nie pamiętała samej przepowiedni, choć miała świadomość, że stanie się coś okropnego. Tak samo było i tym razem. Ludzie, nawet czarodzieje, tak po prostu mają - nie chcą wierzyć w coś niezwykłego, a przez licznych naciągaczy przewidywanie przyszłości jest dla nich abstrakcyjne. Jakie podejście miał auror? Na pewno nie mógł z góry wykluczyć, że stało się coś niezwykłego. - Miałam wtedy dziewięć lat i nikt mi nie uwierzył, a przepowiednia niestety się sprawdziła. Problem w tym, że... - zająknęła się pod spojrzeniem czarnoskórego. - ... że kiedy jestem w transie... - gdyby nie eliksir pewnie dawno powiedziałaby mu kilka niemiłych słów. Zamiast tego spuściła wzrok na swoje dłonie, które wciąż złączone były na podołku. - nie pamiętam swojej wizji. Dlatego nie wiem co stanie się Tanji, ale martwię... się. I zamilkła. Na pytanie o rodzicach tylko skinęła głową, a pióro zaraz znalazło się w jej ręce i ładnym okrągłym pismem zapisało "10 Glenaleamy Drive, Clonmel". Nie chciała ich niepokoić, ale co mogła poradzić. Ojciec znów będzie się martwić, matka powie coś w rodzaju "same kłopoty z tą dziewczyną", a sama Resa będzie miała wyrzuty sumienia. Niepewnym ruchem przesunęła kartkę po biurku w stronę mężczyzny. Nadal nie powiedział jej jak ma na imię.
Jared Wilson
Temat: Re: Gabinet profesor Lacroix Nie 16 Mar 2014, 15:24
Mina Jareda nie zdradzała niczego. Przypominała jedynie wyraz znudzenia i zirytowania, że musi przesiadywać w Hogwarcie zamiast gonić Śmierciożerców i wsadzać ich za kratki. Wiele razy słyszał, że nie jest delikatny w stosunku do osób poszkodowanych bądź będących w głębokim szoku. Nie było to jego celem, nie przejmował się po prostu tym, co czuje druga osoba. Empatia u tego pana była na najniższym szczeblu, szczególnie przy kwestii pracy. Po pracy na Grimmauld Place był nieco inny, pozwalał sobie na więcej swobody. Na co dzień wydawał się wiecznie spięty i niezadowolony, a wiązało się to z przeżytym w dzieciństwie stresem. Pomagało mu to przy wykonywaniu obowiązków, lecz niestety wpływało negatywnie na kontakty z ludźmi. Uwaga Chantal nieco go otrzeźwiła. Westchnął, a owe westchnięcie jakby trochę, troszeńkę go rozluźniło. Pozwolił sobie na zmniejszenie czujności. Jeśli Resa nie wiedziała co on tutaj robi, to naprawdę była do tyłu, jeśli chodziło o ostatnie wydarzenia. Choć Jerry nie był zadowolony ze zleconej mu pracy, musiał wykonywać ją perfekcyjnie. Przyjrzał się pannie Anderson i faktycznie po bliższej obserwacji musiał przyznać rację, iż ta jest zdenerwowana. Odczekał cierpliwie aż zażyje eliksir i odpowie. Nie poganiał jej, bez słowa wziął od niej kawałek pergaminu, zwinął go w rulonik i schował do kieszeni szaty. Milczał przez chwilę analizując coś w duchu i próbując przełamać swoją wrodzoną chłodność w stosunku do niedoświadczonych, małych dzieci. Zmarszczył czoło, gdy Chantal mu się wcinała tak w przesłuchanie, jednak powstrzymał się przed głośnym zwróceniem jej uwagi. - Zastanawia mnie czemu mówiłaś ją do mnie. - powiedział na głos i teraz wydawał się bardziej... normalny, bez tej otoczki zimna. Chantal mogła zaobserwować, że choć stara się być bardziej miły niełatwo jest mu tak grać. Spojrzał na Resę już nieco łagodniej, lecz nadal surowo, jakby coś przeskrobała. Traktował ją jednak poważnie, choć wciąż nie miał stuprocentowej pewności, iż się to wydarzy. - Opowiedz mi o pannie Everett. Przyjaźniłyście się, więc nie bez powodu miałaś tę wizję. Muszę wiedzieć o tej dziewczynie jak najwięcej, dlatego pytam najpierw ciebie, a potem przystąpię do rozmowy z opiekunem domu, dyrektorem i jej rodzicami. - to było najdłuższe zdanie wypowiedziane bezpośrednio do dziewczyny. I nie było naładowanie powarkiwaniem, to już postęp. Kwestię jasnowidztwa pozostawił w spokoju. Jako auror musiał jej wierzyć i wierzył, jako Jerry nadal podchodził do tego nieco sceptycznie. Nie uśmiechało mu się sprowadzanie pyskatej Everett i jej przesłuchiwanie. Miał dosyć póki co uczniów. Domyślał się, że te rozmowy nie będą łatwe i pochłoną czas. Wybrał drogę wypytywania jej przyjaciółki jako początek. Jerry schował różdżkę w połach szaty i usiadł na krześle obok, nie za biurkiem. Ten gest, który miał przełamać barierę psychiczną również wiele go kosztował. Wciąż musiał sobie przypominać, że to dziecko i powinien być bardziej łagodny, poza tym czuł na sobie wymowne spojrzenie Chantal. Zerknął na nią, a jego wzrok mówił "No co? Staram się być miły." Ponownie spojrzał na uczennicę, a notatnik lewitował obok jego głowy wszystko zawzięcie notując.
Gość
Temat: Re: Gabinet profesor Lacroix Wto 18 Mar 2014, 11:17
Prawdę powiedziawszy trochę się nudził. Prawdę powiedziawszy z własnej winy. Marudził, ot co. A to nie miał ochoty się uczyć, a to nie miał ochoty latać za ślicznotkami, na przygotowanie najprostszego eliksiru nie miał jakoś weny, a nikt nie chciał z nim potrenować Quidditcha. W Quidditcha! Przecież każdy lubi sobie polatać, szczególnie w taką pogodę. Sytuacja była na tyle beznadziejna, że poirytowany Daniel z zielonym jabłuszkiem w ręku opuścił pokój wspólny Ślizgonów, by udać się na krótki spacer po lochach, której przez te wszystkie lata poznał jak własną kieszeń. W ten sposób, powoli, drobnymi kroczkami, dotarł do wnęki, w której umiejscowiony był posąg węża owiniętego wokół skulonego czarodzieja, zwyczajowy cel jego wielce dalekich podróży. Ale nie zaprzestał na tym, oj nie! Wgryzł białe kiełki w owoc i tchnięty nagłą myślą wrócił się do pokoju wspólnego po list, który został w jego kufrze. Potem, równie pospiesznie ruszył zimnym korytarzem w stronę, zdawałoby się, klasy eliksirów. Tak jednak nie było, bowiem zatrzymał się kilka drzwi wcześniej i trzykrotnie zapukał, jak uczyła go mamusia. Chantal miała to do siebie, że swoim chłodnym obyciem onieśmielała większość osób, szczególnie uczniów i budziła niewytłumaczalny respekt nawet wśród tych, którzy mieli zaszczyt nosić barwy Salazara Slytherina. Tym dziwniejsze było jak lubił tę kobietę. Co prawda jako Ślizogn z dziada pradziada, do tego utalentowany w dziedzinie eliksirów, nie powinien mieć problemów by się z nią dogadać, ale mógłby się założyć, że nikt więcej nie miał by odwagi, by zrobić to, co zrobił teraz Daniel – zapukać, ugryźć jeszcze raz jabłuszko i bezceremonialnie wejść do środka z promiennym uśmiechem na facjacie. - Przepraszam Cię, ciociu, że tak bez uprzedzenia, ale zdawało mi się, że niedawno wspominałaś żebym wpadł na herbatę. Zdawałoby się, że w ogóle nie zauważył obecności czarnoskórego mężczyzny i tej dziewczyny, co oczywiście nie było prawdą, po prostu uznał, że nie są warci jego uwagi. Szczególnie Anderson, która padłaby trupem, gdyby tylko wzrok mógł zabijać. Zreflektował się jednak kiedy przyjrzał się temu facetowi, który, jak dopiero teraz spostrzegł, był aurorem. - Chyba nie przeszkadzam? Proszę mi wybaczyć. – tu skłonił się lekko w stronę Wilsona. Jako pan naczelny wiedział o kto jest kim. – Mam tutaj ważny list do profesor Lacroix i pomyślałem, że przyniosę go jak najszybciej. Nie uśmiechnął się, wiedział, że to nie przyniosłoby żadnych korzyści, ten cały Wilson nie wyglądał na kogoś, kto przejmowałby się mimiką jakiegoś tam ucznia. To trochę godziło w jego dumę – przecież nie był jakimś tam uczniem, ale znosił to dzielnie, wyprostowany, z wypiętą piersią. I znowu ugryzł kawałek jabłka. Nie wyproszą go stąd tak łatwo, on się nie da. Zrobił jeszcze jeden krok wgłąb pomieszczenia, żeby zaznaczyć, że jego obecność jest tutaj niezbędna.
Resa Anderson
Temat: Re: Gabinet profesor Lacroix Wto 18 Mar 2014, 14:45
Cicho westchnęła, w myślach powtarzając słowa "niech to się skończy" jak mantrę. Głupi dar. Phi, w sumie to też mi dar... jasnowidzenie, dobre sobie... wszyscy widzą, tylko nie ona, a potem dochodzi do takich nieprzyjemnych sytuacji jak ta. Eliksir na uspokojenie zdecydowanie zadziałał, w przeciwnym razie nie byłoby szans żeby Resa wysiedziała jeszcze pięć minut. Miała wrażenie jakby krzesło kłuło ją milionem szpileczek, a nogi były gotowe by stąd nawiać, a jednocześnie wcale nie miała ochoty się ruszać, więc tylko spojrzała na aurora jakoś tak... bez wyrazu. W tym spojrzeniu nie było złości ani irytacji, nic nie chciała mu tym przekazać. - Nie mam pojęcia, panie, hm, aurorze. - nie była pewna czy auror to odpowiedni zwrot do tego pana. Może nie powinno się tak do nich mówić? - Może się pan rozzłości, ale prawdopodobnie pana przeznaczeniem jest pomóc Tanji, a beze mnie nie doszłoby do tego? - odpowiedziała pytaniem na pytanie i wzruszyła ramionami Dar jasnowidzenia był dziwny i niezbadany tak, jakby życzyli sobie tego ludzie. Nie można było określić czemu tak, a nie inaczej, skąd bierze się taka umiejętność i czy przepowiednia zawsze się sprawdzi. Jeśli by wierzyć profesor od znienawidzonego przez dziewczynę wróżbiarstwa i kilku źródłom, których zasięgnęła, to owszem - przepowiednie, przynajmniej te prawdziwe, sprawdzały się w 98%. - Mało kto będzie w stanie powiedzieć panu coś na temat Tanji, ona jest... nie dopuszcza do siebie ludzi. Wiem, że nie dogadywała się z ojcem i... - nie dogadywała to bardzo słabe słowo, nieprawdaż? Nie dokończyła, ponieważ ktoś przerwał jej w połowie zdania. Ciociu? Herbatę? Omal nie parsknęła śmiechem. Co teraz, szarlotka i lekcja baletu? Miała świadomość pokrewieństwa między skretyniałym Naczelnym Ślizgonów, a szkolna mistrzynią eliksirów, ale nie podejrzewała ich o tak zażyłe stosunki. Odwzajemniła mordercze spojrzenie Blaisa i chwyciła swoją torbę. Teraz jest dobra pora, może nawet jedyna, jeśli nie chce zostać tu do późnego wieczora. A naprawdę, naprawdę nie chciała! - Tak, to na pewno bardzo ważne, niech pan koniecznie porozmawia z Tanją, ja nie wiem nic więcej. - skłoniła się pospiesznie ku profesor, a później w stronę aurora i najspokojniej jak tylko mogła ruszyła ku drzwiom i dopiero na korytarzy przyspieszyła kroku.
z/t
Jared Wilson
Temat: Re: Gabinet profesor Lacroix Wto 18 Mar 2014, 15:04
Jerry naprawdę starał się być uprzejmy. Nie do końca mu to wychodziło, gdyż miał poważny problem z łagodnym stosunkiem do uczniów i bachorów. Swoje dzieci akceptował, bo miał wpływ na ich wychowanie, znowuż inne niepoprawne osoby drażniły go samą swoją obecnością. Wtargnięcie Ślizgona musiało się źle zakończyć. Recz jasna dla ucznia, nie dla Jerry'ego. Mężczyzna automatycznie wstał w sekundzie, gdy uczeń dopiero otwierał usta, aby się przywitać. Auror zmroził go wzrokiem. - Tak, przeszkadzasz. - warknął i podszedł do Ślizgona, wskazując mu jednocześnie drzwi. - To przesłuchanie zamknięte, nikt nie ma prawa tu przeszkadzać. Znajdź sobie inny termin na herbatki z ciocią. Żegnam. - nie bawił się w uprzejmości. Wyglądał tak, jakby zaraz miał wziąć chłopaka za chabety i wywlec z gabinetu. Zirytował się również na Chantal. Przesłuchanie Anderson było co prawda przykrym obowiązkiem, jednak Jared Seth Wilson nie tolerował, gdy ktoś przeszkadzał mu w pracy, choćby to był sam Minister Magii. Na Grimmauld Place, gdy zasiadał w swoim gabinecie nad czymś pracując, analizując czy spisując raport dla Moody'ego - nikt, nawet pies i skrzat nie ważyli się mu przeszkodzić. Cezary wysyłał po cichu na górę kubek kawy i coś na przekąskę, każdy wiedział, iż nie wolno tam wchodzić. Trzeba więc zrozumieć gniew na widok małego zarozumiałego Ślizgona. Choć Jerry sam pochodził tego z domu nikogo nie faworyzował. - List zostaw i się wynoś. - wciąż zagradzał mu przejście do Chantal. Kopertę mógł zostawić na biurku, puścić w powietrze, aby lewitowała, podać go aurorowi i jedyne jego mądre posunięcie będzie w tył zwrot, najlepiej milcząc. Tymczasem świdrował go spojrzeniem, rejestrując w głowie ucieczkę Anderson. Nie zamierzał jej ganiać, później ją tu ponownie sprowadzi. Najpierw musi wezwać do siebie Everett i żaden Ślizgon ani inny czarodziejopodobny uczeń nie będzie mu przeszkadzał.
Chantal Lacroix
Temat: Re: Gabinet profesor Lacroix Sro 19 Mar 2014, 00:43
Całość tego przesłuchania zaczynała ją powoli nużyć.. miała o wiele ciekawsze zajęcia jak przysłuchiwać się dukaniom Gryfonki na temat innej... w obecności wkurzonego do granic możliwości aurora. Kwestia sympatii nie miała nic do gadania w czasie pracy, a w gabinecie panowała właśnie atmosfera najwyżej uwagi i skupienia. Chantal skrzyżowała ręce na piersi, nadal kryjąc się w cieniu. Jej myśli były zupełnie gdzie indziej jak ona sama... lecz nie przestawała słuchać. Tanja Everett... kojarzyła dziewczynę, jak na Gryfonkę miała bardzo pustelniczy tryb życia, zawsze zamknięta.. oschła dla ludzi. Czemu los nie rzucił ją z taką ambicją w objęcia węża? To było dobre pytanie. Wyłapywała kolejne informacje.. sama będzie musiała się przyjrzeć tej Everett.. może skrywała w sobie więcej niż się można było spodziewać. Napiętość przesłuchania została skutecznie zniszczona przez wtargnięcie.. Daniela Blaisa. Chantal podniosła wzrok i na jej karminowych ustach wykwitł zbłąkany, ironiczny uśmieszek. Daniel był jej rodziną.. a dokładniej była dla niego ciocią. Nie taką najbliższą, ale jednak. Zawsze cieszyły ją kontakty z prefektem naczelnym, jego aparycja była miła dla oka, a charakter.. rodzina jak nic. Nie odezwała się jednak, słuchając tego co się właśnie działo w gabinecie... zmarszczyła brwi, a jakiś pojedynczy nerw na jej policzku drgnął, zapowiadając niezbyt miłe dla ucha dźwięki.. Sama miała ochotę przerwać to nużące przesłuchanie, jednak ucieczka Anderson wiele jej ułatwiła. Wyszła z cienia, koncentrując wzrok na Wilsonie. Pisałam już, że sympatie w pracy nie miały żadnego znaczenia? -O ile dobrze pamiętam, to jest MÓJ gabinet i to ja decyduję, kto może w nim przebywać. -odezwała się, wbijając wzrok w aurora. Mogła go lubić.. mogła umawiać się z nim na kawę w domu rodzinnym Wilsonów... ale w szkole był na terytorium Chantal, a ona nie znosiła sprzeciwów nawet od takich osób jak Jared, który był od niej grubo starszy. -Danielu, wejdź. -powiedziała, nie patrząc nawet na Ślizgona. -Prefekt naczelny Slytherinu został wezwany do opiekunki z ważnym listem i to jest teraz dla mnie priorytet. Nie nadużywaj mojej gościnności i zrób coś pożytecznego.... -coś zaiskrzyło w oczach Chantal i wcale nie było to coś na wzór psotniczej iskierki... Mierzyła czarnoskórego wzrokiem, który znała większość uczniów... wiedzieli, że taka mina nie pozwalała na dyskusje. -Na przykład wezwij Everett na kolejne banalne przesłuchanie, na którym ona nic Ci nie powie... i nie chcę Cię tutaj widzieć z nią wcześniej jak za półtorej godziny. -pchnęła mocno drzwi od gabinetu pokazując aurorowi, że to on w tej chwili jest nieproszonym gościem. Jej oczy dawały mu jeden przekaz. Krótkie słowo, trzy litery... Won. Nawet włosy, które tylko na końcach były ufarbione, prawie do połowy przybrały kolor czerwieni.. -Powodzenia w szukaniu tej Gryfonicy. -warknęła na pożegnanie, zatrzaskując za aurorem drzwi. Kobieta otrzepała ręce i spojrzała na Daniela. -Teraz oficjalnie mogę Cię powitać... podejrzewam, że nie sama wizja herbaty Cię tutaj przyciągnęła. -powiedziała o dziwo milszym już tonem. Mimo, że było między nimi gdzieś około dziesięciu lat... Daniel był jej ulubieńcem, któremu nie szczędziła dobroci materialnych jak i uległości swego charakteru. -Siadaj... czego się napijesz? I co to za list? -zamiatała powietrze bordową szatą, a jej włosy wróciły do normalności. Usiadła przy okrągłym stoliku, zlokalizowanym w dalszej części gabinetu. Założyła nogę na nogę i niedbale poprawiła materiał szaty. Na blacie pojawiły się dwie szklanki, praktycznie znikąd i taca... z różnymi rodzajami ciastek. Czekoladowe, cynamonowe, waniliowe...i nawet owsiane, które chyba należały do ulubionych łakoci pana naczelnego.
Gość
Temat: Re: Gabinet profesor Lacroix Pią 21 Mar 2014, 16:27
Wiele Ślizgonów charakteryzowało się wyrachowaniem i stoickim spokojem w sytuacjach podobnych do tej i Daniel niewiele odstawał pod tym względem. Brakowało mu do niektórych, tych najbardziej opanowanych, jednak wiedział kiedy trzymać gębę na kłódkę, a obojętną maskę nosił przecież każdego dnia. Świadomość, że jego obojętność na zdenerwowanie aurora tylko bardziej go rozjuszy była niezwykle przyjemna. Tak, Daniel stał i patrzył się na niego, jakby oceniał kiedy pęknie mu żyłka. Brakowało tylko luzackiej pozy, której aktualnie nie mógł przyjąć, dlatego wsunął ręce do kieszeni, unosząc kącik ust w prawie niezauważalnym, ironicznym uśmieszku. - Cóż, niech pan mi wybaczy. Chociaż zdawałoby się, że prywatne gabinety mają to do siebie, że można je odwiedzać - odrzekł, kładąc nacisk na ostatnie słowo, a zaraz potem dodał. - Dlatego odnoszę wrażenie, że pokój profesor Lacroix, który, swoją drogą, nie był zamknięty nawet na zasuwkę, nie jest najlepszym miejscem na przesłuchiwanie uczniów. Może się mylę? Powstrzymywanie się od wyśmiania narwanego Wilsona prosto w twarz przychodziło mu z niemałym trudem, choć wszystko to wypowiedział z tonem tak chłodnym i spokojnym, że trudno było spostrzec jak wiele go to kosztuje. Po tych słowach zamilknął - mógł sobie być nawet prefektem naczelnym prefektów naczelnych, ale dorosły czarodziej i tak miał wyższe stanowisko, a co za tym idzie - większą władzę. Poza tym powiedział już wszystko, na co miał ochotę, no i bał się, że kolejne słowo może przesądzić nad jego "być albo nie być". Ach, nie wolno nam też zapomnieć o wściekłej Chantal, która rzuciła się do gardła aurora niczym lwica walcząca o swoje lwiątko. Z tego wszystkiego poczuł nagły przypływ wątłego uczucia do krewnej. Nie zrozumcie go źle - lubił ją, lubił z nią rozmawiać i lubił jej ciasteczka, ale nigdy nie postrzegał jej jako prawdziwej cioci, którą się kocha. Była tak młoda, że trudno było ją tak postrzegać. Oprócz przypływu czułości poczuł też niemały podziw do jej nieugiętości i odwagi. Nie każda kobieta potrafiłaby się sprzeciwić rozwścieczonemu, wielkiemu murzynowi, a ona załatwiła go w kilku słowach. Miał ochotę pokazać aurorowi język jak dziecko chowające się za maminą spódnicą. - Dziękuję, pani profesor i ponownie witam. - uśmiechnął się do niej, pewnym krokiem wchodząc wgłąb pomieszczenia i zajmując miejsce w jednym z wygodnych foteli przed kominkiem. Nic sobie nie robił z obecności czarnucha, wiedział, że Chantal go przegoni, każdy by to potwierdził. Zawsze osiągała to co chciała. Ze złośliwymi ognikami w oczach spojrzał w stronę zatrzaskujących się drzwi - Cóż, jeśli masz malinową herbatę to bardzo chętnie... ach, list. - zerknął na kopertę. Nie było to nic ważnego, zwyczajny pretekst d przyjścia tutaj. - Matka uważa, że jesteś za bardzo zapracowana, by dręczyć cię dodatkową pocztą, więc jak zwykle przesłała go do mnie. Jakby to miało cokolwiek zmienić. Wzruszył ramionami i oddał list ciotce, którą teraz w myślach nazywał najukochańszą ciotunią. Nie rozumiał jak jego wizyty miały odjąć Chantal obowiązków, może matka chciała, by zacieśnił swoje relacje z profesor. Nie była głupia, to by do niej pasowało. Tak czy inaczej treść listu wyglądała następująco:
Cytat :
Kochana Chantal! Tak dawno Cię u nas nie było, a dawniej Twoje wizyty w naszym domu były nieodłączną częścią naszej rodziny. Tęsknimy za rozmowami z tobą, może wpadniesz do nas na herbatkę, lub whiskey i zagramy w pokera, tak jak dawniej? Ci mugole są zupełnie bezużyteczni, ale muszę przyznać, że świetnie wymyślili tę grę. Twoja kuzynka Berenice.
Oczywiście nasz drogi Naczelny był na tyle dobrze wychowany, ze nie zapoznał się z treścią listu, dlatego pozostawał nieświadomy skłonności matki do gier hazardowych. Chwycił owsiane ciasteczko i przyjrzał się kobiecie czytającej zawartość koperty.
Chantal Lacroix
Temat: Re: Gabinet profesor Lacroix Nie 30 Mar 2014, 17:04
Ten chwilowy moment uniesienia, ledwo widoczny przez zaczerwienione końcówki włosów nie był czymś, co by na resztę dnia miało wyprowadzić Chantal z równowagi. Co więcej, przeszła po tym wydarzeniu do porządku dziennego, nadal była chłodną i poważną Chantal Lacroix... ale nie można zapominać, że mimo image'u jaki sama sobie kreowała, była młodą kobietą, której nie w głowie było zachowywanie się jak podstarzała jędza. Mogła być jędzą, ale cholernie seksowną. Zakładając nogę na nogę, przyglądała się uważnie Danielowi, uśmiechając się zagadkowo. -Zawsze na Ciebie czeka... -skinęła leniwie różdżką, a z czajnika zaczęła się wydobywać różowa para, dająca skojarzenie, że to nie herbata, a eliksir miłosny jest w ów naczyniu. Imbryk potulnie nachylił się nad filiżanką i wlał do niej napój o pięknej, malinowej barwie i zapachu. Uniosła brew, widząc papierek w dłoni Ślizgona. Ona i Berenice, matka Daniela stanowiły silną więź kuzynostwa, chociaż nie tak bliską jak by się mogło wydawać. Jednak wzajemna sympatia obu pań była już tak silna, że nie traciły ze sobą kontaktu. Odebrała list i zagłębiła się w lekturze, kwitując ją tylko delikatnym uśmieszkiem. Zakodowała sobie w myślach, aby odpisać kuzynce i wyrazić aprobatę odnośnie jej pomysłu. Złożyła pergamin na pół i odłożyła. -Jestem tak zapracowana przyjmowaniem na herbatę mojej rodziny, że faktycznie nie przyjęłabym żadnej poczty. -zadrwiła cicho, na co mogła sobie przecież pozwolić. Była w kręgu rodzinnym. -Chyba czas skończyć z tymi konwenansami, możesz zwracać się do mnie po imieniu, jeśli nikt inny akurat nie przysłuchuje się naszej rozmowie. Jesteś niewiele ode mnie młodszy. -zauwazyła. Nie była to nowość, że pozwalała na zwracanie się po imieniu. Mogla się czuć wtedy w pełni sił witalnych jakie przecież posiadała. -A jeszcze gdybyś zmienił trochę fryzurę, to wyglądał byś jak równego mi wiekiem. -dodała po chwili namysłu. Jak przypominała teraz kobietę o spokojnej naturze.. aż dziw.
Gość
Temat: Re: Gabinet profesor Lacroix Pon 14 Kwi 2014, 12:34
A gdyby to naprawdę był eliksir miłosny, warzony na tak specjalne okazje jak spotkanie z synem kuzynki, który oczywiście był nieziemsko przystojny i całkiem inteligentny? Co wtedy by zrobił? W gruncie rzeczy nie sądzę by po wypiciu czegoś takiego miał wiele wolnej woli, ale i tak zmierzył Chantal spojrzeniem pełnym zainteresowania. Coś w niej było, choć nie wiedział, czy to zasługa mocnego charakterku, czy przyjemna dla oka aparycja. Tak czy inaczej - mało który mężczyzna mógł ją przeoczyć, a w dormitorium chłopców z domu Slytherina odbyła się już niejedna rozmowa na jej temat. Po krótkim rozważaniu wyglądu gospodyni w końcu skusił się na łyk gorącej malinowej herbaty. Bogata w smaku, ślicznie pachniała, wygląd też niczego sobie... tak, zdecydowanie opłacało się przychodzić na herbatkę do "ciotuni". Na jej słowa uśmiechnął się ironicznie znad filiżanki pełnej różowego płynu. - Cała matula. Podejrzewam, że gdyby nie dość bliskie pokrewieństwo, dawno nalegałaby, bym się do Ciebie zalecał. W końcu w rodzinie zdarzały się już większe przepaści, aniżeli małe skromne dziesięć lat. Co tu ukrywać, taka była prawda. Każda czystokrwista rodzina starała się utrzymywać swoją nieskazitelność poprzez przynoszące korzyść małżeństwa i potomków. Dlatego też kochana babcia Danielka nie raz mówiła, że "ta dziewczyna dawno powinna wyjść za mąż. O dzieciach już nie wspomnę, to zbyt oczywiste". Głupie gadanie. - A więc Chantal. - kącik ust delikatnie drgnął przy wymawianiu tego imienia. Jakie to dziwne raz mówić do niej jak ktoś bliski, a raz jak uniżony uczeń. - czy to jedynie mylne wrażenie, czy uważasz, że moje uczesanie jest zbyt infantylne? - pociągnął łyka herbaty i oblizał wargi. A potem z czułością pogładził kruczoczarne kosmyki, które z przodu układały się w idealną grzywkę. Ach, gdyby patronusy nie przybierały jedynie formy zwierzęcej, jego na pewno byłby grzebieniem. - Może masz rację? Sam ostatnio myślałem, że stara fryzura już mi się przejadła i jest zbyt... hm... sam nie wiem. Ale nie wiem kto mógłby zająć się nimi - tu pogładził włosy. Znowu. - W odpowiedni sposób. Wiesz, są dla mnie bardzo ważne, szkoda by było zepsuć coś tak ładnego. Problem w tym, że żaden fryzjer w Hogsmeade nie spełniał jego oczekiwań, a na wyjazd do Londynu lub innego miasta musiał czekać do przerwy świątecznej. A tego by nie chciał. - Może ty znasz kogoś wartego mojej uwagi? - spojrzał na nią, a z jego miny nie dało się wyczytać zupełnie nic. Sam nie wiedział czemu o to zapytał - czy naprawdę chciał przyciąć swoje kochane włosy? Nie zmieniał fryzury od lat! Oczywiście gdyby coś poszło nie tak, mógłby użyć eliksiru na porost włosów, ale po nim nie byłyby już tak piękne i zadbane. Cóż za trudna sytuacja!
Chantal Lacroix
Temat: Re: Gabinet profesor Lacroix Nie 27 Kwi 2014, 20:26
Nauczycielka założyła nogę na nogę i poprawiła materiał szaty, aby nie odsłaniać więcej, niż powinien widzieć tak niewinny uczeń jak Daniel. Odłożyła pergamin na stół i sama wzięła filiżankę z herbatą. Spojrzała z nad brzegu na chłopaka, upijając łyk. Uniosła kąciki ust do góry, kiedy usłyszała co nieco na temat mamy Daniela, a jej kuzynce. -Wybacz kochany, ale nie wyobrażam sobie nas jako małżeństwo... chyba dla każdego było by to destrukcyjne. Poza tym... chyba nie jestem w Twoim typie. -wzięła kolejny łyk i odstawiła napój. Westchnęła, rozbawiona taką propozycją. Jednak nie zdziwiło by ją to.. dobrze, że jednak sprzeciwiała się utartym tradycjom i schematom. Oparła głowę na ręce i przyglądała się po krótce fryzurze Daniela.. -Wydaję mi się, że jak na Twój wiek powinno być bardziej.. chaotyczne. Krótsze. I na Merlina, z inna grzywką. -oceniła szczerze. Oczywiście grzywka Daniela była bardzo słodka... ale miał już 17 lat i nie należało zostawać przy opinii słodkiego chłopczyka. Wstała, zamiatając szatą podłogę z tyłu. Podeszła do Daniela i przesunęła palcami po kosmykach chłopaka. Spojrzała w odbicie, jakie utworzyło się w szybie komody z eliksirami. -Jeśli mi ufasz, ja się mogę tym zająć. Kto lepiej zajmie się Twoimi włosami jak ukochana ciocia? Jak coś zepsuję to obiecuję wrócić je do poprzedniego stanu. -Chantal wyjęła różdżkę i chwyciła kosmyk włosów nad uchem. -Jaka decyzja?-zapytała, zbliżając niebezpiecznie różdżkę do włosów. Miała zamiar przyciąć włosy na bokach, a grzywkę skrócić nieco i unieść, by dodać Danielowi szyku i elegancji. Chant uśmiechnęłą się do siebie. Taaak... na pewno Dan na tym skorzysta.