Nieprzyjemne miejsce. Droga jest pełna dziur jak w szwajcarskim serze, po bokach stoją wysokie, zimne i ciemne budynki, które swym wyglądem odpychają każdego. Kręcą się tu typy spod ciemnej gwiazdy i osobniki, które nie bez powodu ukrywają się przed zatłoczoną ulicą główną.
Yumi Mizuno
Temat: Re: Uliczka Czw 26 Cze 2014, 19:51
Dni zlewały się w jedną całość. Pogoda nie ułatwiała zachowania spokoju i równowagi. Nieistotne były zasady, regulaminy, maniery, etykieta. Yumi chwytała się wszystkiego, aby oderwać się na chwilę od rzeczywistości. Masa listów od rodzica i brata nie pozwalała jej spokojnie spać. Na ostatnich zajęciach siedziała rozkojarzona, nie mogąc skupić się na czytanym tekście czy odpowiedzi. Dorobiła się bólu głowy, pełnej od myśli, wizji przyszłości i wspomnień z przeszłości. Żałowała, że nie posiadała w domu myśloodsiewni. Urządzenie drogie, ale warte takiego grzechu. Nie mogła o nie prosić ojca, nie ryzykując jednocześnie wpakowania się w kłopoty w postaci niezręcznych pytań. Posag od matki pozwalał jej na taki wydatek, niestety od pewnego czasu niechętnie myślała o spadku. To był główny powód, dla którego ojciec zechciał pozbyć się jej z domu i z życia. Łatwo jest sprzedać jedyną córkę, tak bardzo przypominającą mu zmarłą żonę. Wystarczy zrzucić ją na barki rodziny Carrowów, pieczętując jej los i na zawsze wiążąc ją z tym nazwiskiem. Wymknęła się z Hogwartu. Z biegiem czasu i praktyką stało się to łatwe. Pierwszoroczni potrafili wyprowadzić pana Filcha w pole, więc czemu nie ona? Udało się czmychnąć już nie pierwszy raz i nikt jej nigdy na tym nie przyłapał. Razem z masą Krukonów spędziła miło czas w Trzech Miotłach. Przez pierwszą godzinę dobrze szło imitowanie dobrego nastroju, jednak z czasem robiło się to trudniejsze i żmudniejsze. Skończyło się na tym, że podziękowała znajomym i wyszła w poszukiwaniu samotności. Głębokie zamyślenie wywiodło ją w ciemniejsze ulice, w miejsca, w których odczuwałaby lęk, gdyby nie kłębiące się w głowie myśli. Szła raźnym krokiem, niezbyt powolnym, ale też nie pospiesznym. Kręcone u końcówek włosy łaskotały ją w obojczyk demonstrując kolejną zmianę długości. Grzywka sięgała już rzęs, a czerń włosów pogłębiała ciemny brąz oczu. Teraz suchych od wylanych już łez, i wciąż smutnych. Zaręczyny z Carrowem nie były powodem do radości. Świadomość, że to Ana go lubi i oficjalnie wie, że jest mu przeznaczona, powoli ją przygniatała. Nie umiała powiedzieć przyjaciółce o fatalnej pomyłce. Tyle razy próbowała! Stała z otwartymi ustami, prosiła o chwilę uwagi, lecz nic nie wydobyło się z jej gardła. Z zamyślenia wyrwało ją potknięcie się o dziurę w ścieżce. Ocknęła się i zachwiała, utrzymując na szczęście pozycję pionową. Rozejrzała się wokół siebie zaskoczona. Skręciła w złą stronę. Nie znała tej uliczki. Poczuła znajomy zimny dreszcz lęku. Nie było tutaj nikogo, więc szybko obróciła się na pięcie i z wyczuwalnym spięciem ruszyła w drogę powrotną. Samotność nie zawsze była bezpieczna. Zbawienna, ale i cwana. Yumi szukała wzrokiem znajomych sylwetek Krukonów. Pocieszała się, że za tamtym rogiem usłyszy już gwar przyjaciół wylewających się grupą z pubu.
Mistrz Gry
Temat: Re: Uliczka Czw 26 Cze 2014, 20:29
To nie był jego dobry dzień. Każdy dzień, który nie był dniem pełni nie był jego dobrym dniem. Klątwa, która go dopadła wieki temu zdawała się być już jego przyjacielem, wiernym kompanem, z którym dogadywał się najlepiej. Kochał ten czas, kiedy księżyc stawał się mlecznobiałą tarczą. Wszyscy dotknęci likantropią obawiali się pełni, chowali się po kątach, przypinali pasami do łóżek, aby przypadkiem nie skrzywdzić kogoś z bliskich. Dla niego, dla Fenira Greybacka była to zapowiedź uczty. Ile by dał, żeby pełnia trwała wiecznie! Możliwość zamiany w okrutną, krwiożerczą bestię napawała go wręcz ekstazą. Czuł metaliczny smak napoju płynącego w każdym z ludzi. Ten moment, kiedy czuł pod palcami tętniące żyły... kiedy wiedział, że to jego kły lub pazury przerwą ich bieg... uwielbiał karminowy kolor krwi. Najlepsza była ta w młodych, niewinnych ciałkach. Była taka czysta.. Dążył do smakowania jej nawet poza postacią wilkołaka. Dlatego wyglądał tak, jak wyglądał. Oczy dawno nabrały zwięrzęcego kształtu, tęczówki stały się żółte i wrażliwe na światło. Zarost ogarniał kolejne cale jego skóry, przypominająć wilcze futro. Nie to jednak przerażało każdego, kto miał nieszczęście spotkać Greybacka w ciemnej uliczce. Najgorsze były zęby oraz pazury. Wydłużone, wyostrzone, mające na sobie ślady krwi ostatniej ofiary. Nawet poza pełnią były śmiercionośną bronią. Fenrir potrzebował adrenaliny.. albo alkoholu. Najlepiej obu rzeczy naraz. Wchodząc do Świńskiego Łba spowodował, że wszyscy wybiegli, jakby w popłochu. Nawet barman, ale tego wilkołak chwycił za kark i kazał sobie nalać whiskey. Hektolity whiskey. O zapłatę się nie martwił, kto śmiałby prosić go o to? Nędzne szumowiny... Kiedy stężenie procentów w jego ciele osiągnęło właściwy poziom, wytoczył się z gospody. Umysł miał nieco pijany, lecz ciało całkiem sprawne. Potrzebował zaczepki lecz... sam wszystkich wypłoszył, czyż nie? Nie był na tyle głupi by wszczynać burdy tak blisko Dumbledore'a. Szedł uliczką skrytą w pół mroku. Nie musiał patrzeć przed siebie, miał bardzo wyczulony słuch. Przed nim ktoś potknął się. Ktoś chudy, niski i młody. Zmrużył powieki. Los uśmiechnął się do niego. Dziewczyna była smakowita, a smak jej krwi nawet, gdy nie był w wilczej postaci mogła być smakowita. Podchodziło to pod kanibalizm, ale kto mu zabroni tego procederu? Zatrzymał się, bo dziewczyna zawróciła pospiesznie i wpadła wprost na niego. Odbiła się od jego szerokiej klatki piersiowej i prawie znowu upadła, ale Fenrir złapał ją mocno za ramię, wbijając mu końcówki pazurów w skórę. -To niebezpieczne chodzić samej, dziewczynko... jeszcze spotkasz kogoś, kto chciałby Ci zrobić krzywdę. -wyszczerzył w uśmiechu zażółcone, ostre zęby. Oczy błyszczały mu złowrogo. Yumi nie miała szczęścia do dzisiejszego wypadu do wioski...
Yumi Mizuno
Temat: Re: Uliczka Czw 26 Cze 2014, 22:43
Im dłużej szła, tym bardziej narastał w niej lęk. Yumi nie była osobą przesądną, nie wierzyła w przeklęte miejsca, lecz w obecnej chwili z niewyjaśnionego powodu miała spięte wszystkie mięśnie. Nogi jak z waty, serce biło ostrzegawczo. Widok znajomych Krukonów uspokoi ją i zwróci nadszarpnięty stoicki spokój. Powróci z nimi do szkoły, do znanego jej dormitorium, ścian, ludzi i twarzy. Nie przyznawała się sama przed sobą, że prawdopodobnie zgubiła drogę. Dotarła już prawie do rozwidlenia ścieżki, na rozstaje prowadzące do ulicy głównej, gdy ktoś wyrósł przed nią spod ziemi. Zderzyła się z przerażająco wielkim osobnikiem, tracąc równowagę i lecąc w tył, aby powitać dziurawy, zimny chodnik. Nie upadła, bo ktoś ją złapał. - Prze... - nie udało się jej wydukać przeprosin za te niefortunne zderzenie. Do jej mózgu dotarł smród alkoholu, potu i... mokrej sierści? Niemożliwe. Wyparła tę myśl z siebie i zamrugała oczyma, pozbywając się sprzed nich mgły. Z dziewczęcego gardła wydobył się jęk. Osobnik bardzo mocno trzymał jej ramię, wbijał w skórę paznokcie... zerknęła na rękę i cicho krzyknęła. To nie były paznokcie ani ludzka ręka. To były szpony, ostro zakończone pazury żłobiące w jej ramieniu czerwone ranki. Bała się unieść głowę i spojrzeć w oczy temu, na którego wpadła. Jej serce załomotało szaleńczo, gdy usłyszała ochrypły, trudny do zrozumienia głos. Przypominał warczenie, to nie było normalne mówienie. Ogarnęło ją dojmujące zimno, ssące od środka, odbierające nabyty stoicki spokój. Musiała w końcu zrozumieć z kim ma do czynienia, przyznać rację czarnym scenariuszom ułożonym w głowie. Prawda wstrząsnęła nią i zachwiała chudym ciałem. Nie upadła, nadal ją trzymał. Znała tę owłosioną twarz, te żółte, wygłodniałe i dzikie ślepia. Wyglądały stokroć straszniej niż na zdjęciach pokazywanych w Proroku Codziennym. Greyback. Stwór, który zabił jej matkę. Wręcz ją rozszarpał, zagryzł. Przed oczami Yumi pojawiło się niechciane wspomnienie sprzed wielu lat. Wraz z ojcem stała przy łóżku w świętym Mungu. Leżała tam zabandażowana od stóp do głów kobieta. Płeć zdradzały czarne kosmyki wystające spod opatrunków i ciemne zapłakane oczy. Nie była w stanie nic powiedzieć, nie miała sił unieść ręki, aby pogłaskać swej dziewięcioletniej córeczki. Spotkała wilkołaka podczas pełni i przypłaciła to życiem. Mogła wrócić od babci nad ranem..., mignęła jej myśl, a wspomnienie po chwili zniknęło, pozostawiając po sobie piekący ból, który przejawiał się teraz rankami na ramieniu. Greyback był jej boginem. Wiedziała o tym, gdy rok później znalazła w szafie babci tego stwora. Zamienił się w wilkołaka, a sama Yumi przeżyła głęboką traumę. Minęło już siedem lat, a teraz spotkała go na żywo. Przez własną nieodpowiedzialność i chęć wymknięcia się ze szkoły. - Ja... - z paniką w głosie spuściła wzrok. Nie chciała go oglądać, będzie śnił się jej po nocach. Oczywiście, jeśli przeżyje i uda się go wyminąć. Tak bardzo zapragnęła ludzi... - T-tam są znajomi... pójdę, bo się zmartwią... - pisnęła. Jeśli udało się jej wyrwać z pazura Greybacka, ruszyła najpierw względnie powoli w stronę rozstajów. Tam rzuciła się biegiem, tłumiąc w ustach krzyk, wrzask i pragnienie wołania o pomoc. Nie słyszała już swoich myśli ani nie czuła szczypania ranek na ramieniu. Już niedaleko i wyjdzie z uliczki do światła, słońca, do Billa, Lucasa, Any. Czekają na nią, zapewne martwią się gdzie zniknęła. Będą jej szukać. Yumi nie obejrzała się przez ramię, przez te kilkanaście sekund nie wiedziała co się dzieje. Chciała jak najszybciej zniknąć z zasięgu Frenira. A jeśli rozpozna w niej Natsumi Merberet? Pamiętał swą ofiarę? Jęknęła cicho, znowu potykając się o jedną z licznych dziur i w ostatniej chwili ratując przed upadkiem. Wciąż czuła intensywny odór mokrej sierści i alkoholu. Gorszy był obezwładniający strach.
Mistrz Gry
Temat: Re: Uliczka Sob 28 Cze 2014, 03:50
Czy pamiętał? Nie pamiętał tej słodkiej kobiety, której córkę miał teraz przed sobą. Może gdyby Yumi wspomniała, coś, jakiś błysk twarzy ofiary przesunął by się przed jego oczami, ale Greyback nie miał pamięci do swoich ofiar. Tyle ich było, jak miałby je wszystkie spamiętać? Nigdy nie rozpamiętywał przeszłości, liczyło się teraz. A teraz nadział się na tę słodką dziewoję, której skóra pachnęła tak ożywczo. Nie było pełni, ale jemu to nie przeszkadzało... zawarczał cicho, dźwięk wydarł się z mocno zaciśniętych jeszcze ust. Widział jej panikę i strach... i nie działało to na jej korzyść. Podniecało go to, czuł chorą satysfakcję z tego, że ona się boi... zaciśnął mocniej pazury na jej ciele, lecz ta zaczynała się wycofywać. Nie.. nie tam.. chodź do mnie.. będzie bolało tylko chwilę.. -Koledzy? Chętnie ich poznam... każdy smaczniejszy... -mruknął basowo, robiąc krok w kierunku Yumi. Cholera! Wyrwała mu się! Poczuł złość, ale ekscytacje. Kto nie lubił, jak zwierzyna zaczyna uciekać? Jak w ostatnich porywach zdrowego rozsądku próbuje beznadziejnie uratować swoje marne życie? To tylko zabawa.. zabawa, która dla Ciebie skończy się marnie. Puścił się biegiem za Yumi. Był szybszy, zwinniejszy. Długo nie trwał ten pościg. Wbił mocno pazury w ramię Yumi, a drugą ręką złapał za bok. Czuł, jak pazury przebijają skórę i ciepła posoka otula jego palce jak matka otula kocykiem dziecko. Poczuł ten przyjemny dreszcz. Szarpnął ciałem Yumi, że ta musiała się zatrzymać i znowu wpaść na niego, tym razem plecami. Tylko cud mógłby ją teraz uratować.. pazury zagłębiły się mocniej, karminowa ciecz wsiąkała w ubranie.
Yumi Mizuno
Temat: Re: Uliczka Sob 28 Cze 2014, 15:41
Nie była taka niemądra, aby przypominać dawne dzieje. Nie była w stanie zdobyć się na lęk przed przeszłością, gdy strach dławił ją, zaciskał gardło, zmiękczał kolana powodując coraz to szybszą pracę serca. Jeden cel. Ucieczka. Yumi nie czuła nic poza nierówną powierzchnią pod butami, zimniejszym wiatrem i najgorszym, cuchnącym oddechem wygłodniałego potwora. Biegła uparcie, zmuszała protestujące kończyny do wysiłku. Każdy krok stawał się coraz cięższy do postawienia, rozstaje oddalały się zamiast przybliżać. Nie najlepiej przyjęła wiadomość o pożarciu jej przyjaciół. Logicznie rzecz ujmując, było to wysoce prawdopodobne aczkolwiek Krukoni posiadali różdżki. Greyback znowuż kły, szpony oraz nieprzeciętną siłę. To nastolatkowie byli teraz ostoją, bezpiecznym punktem w tej ucieczce. Wszystko wydawało się lepsze niż potwór za plecami. Nie dobiegła. Nie poradziła sobie z ucieczką, bo biegła za wolno. Z jej płuc wydobył się krzyk strachu zmieszany z bólem, gdy pazury przecięły skórę na jej ramieniu. Gwałtownie zatrzymana i zraniona, straciła dech w piersiach wprowadzając swój organizm w jeszcze głębszy szok. Z kącików oczu popłynęły łzy, wyciśnięte bólem i panicznym strachem. Yumi nie bała się, że straci życie. Bała się, że mogłaby zostać ugryziona, co zagwarantowałoby wilkołactwo. Dziewczyna nie skojarzyła faktu, że jest dzień i nie ma pełni. Nie myślała prawidłowo, karmiona duszącym i palącym od wewnątrz strachem. Odruch ucieczki przypomniał Yumi, że jest czarownicą. Niekoniecznie piekielnie zdolną, ale czarownicą. Odziedziczyła magię po obojgu rodzicach. Magia ta miała ją chronić, służyć jako obrona. Wymacała w kieszeni spodni różdżkę. Starała się wykorzystać cenne sekundy, aby obronić się i uciec. Najlepszą obroną jest atak, tak to mawiają ludzie pochodzenia mugolskiego? Nie unosząc trzymanego mniej rannego ramienia, obróciła różdżkę końcówką w Greybacka. Celowała w... udo, chociaż można stwierdzić, że również w krocze. Przełknęła łzy i ból piekącego ramienia. - Incendio... - syczący dźwięk pojawiającego się ognia tylko trochę ją uspokoił na czas trzech sekund. Nie pozwoliła sobie na sprawdzenie czy jej zabieg się udał. Najważniejsze było, aby zdezorientować wilkołaka i wyrwać się. Tak też Yumi uczyniła. Rzuciła się ponownie do ucieczki, jak tylko poczuła zelżenie uścisku na ramionach. Tym razem zauważyła dziurę w ścieżce i ją przeskoczyła. Łzy zasłaniały jej drogę, mokra od krwi koszula wywoływała lodowate dreszcze, ale nic nie było w stanie powstrzymać małej Yumi przed ucieczką. Pominąwszy rzecz jasna mięsożernego, krwiożerczego wilkołaka, któremu się prawdopodobnie bardzo spodobała. Zdecydowanie wolała Carrowa, jeśli mogłaby wybierać. Ten drugi przynajmniej nie chce jej zjeść. Porzuciła swój wisielczy humor i zmusiła kolana do stawiania dłuższych kroków. Jeszcze parę metrów i trafi w sam środek tłumu. Tam muszą być ludzie, wszak jest sobota, godziny południowe. Ktoś tam będzie i ten ktoś zagwarantuje jej imitację bezpieczeństwa. Jest tylko nastolatką, nie ma szans z wilkołakiem. A tu, za rogiem są dorośli czarodzieje. Płacząc, desperacko próbowała uchronić się przed rozszarpaniem na strzępy. Nigdy już nie przyjdzie do Hogsmade, solennie sobie to obiecała.
Mistrz Gry
Temat: Re: Uliczka Nie 29 Cze 2014, 15:45
Było już po niej. Jakie szanse miała przestraszona, mała Krukonka naprzeciw rosłego i głodnego wilkołaka? Miała i tak szczęście, że nie było pełni i był człowiekiem.. dobra, pół człowiekiem, bo jak można było określić Fenrira człowiekiem z tym wyglądem i kanibalistycznymi zapędami nawet poza pełnią księżyca? Kochał siebie jako potwora i nie walczył z tym jak wszyscy zakażeni. Wbił mocno pazury, że krew popłynęła szerszym strumieniem. Czuł jej zapach, smak na czubku języka.. tylko na litość, czemu krzyczała? Już niedługo moja droga, zaraz zamilkniesz na wieki, kiedy z lubością dobiorą się do jeszcze bijącego, małego serduszka.. Zawył boleśnie, kiedy poczuł piekący żar w okolicach kroku! Co to za mała gówniara! Jak śmiała! Puścił ją, kładąc dłonie na swojej okaleczonej męskości. Zaczął gasić mały pożar, który jednak nie uszkodził go tak mocno, jak można było się spodziewać. Yumi jednak zdążyła uciec, brodząc ścieżkę swoją własną krwią. Mógł za nią biec.. zemścić się... ale usłyszał głos ludzi. Nawoływali ją. Nie miał szans naprzeciwko całej hordzie uzbrojonych czarodziei. Dorwie ją.. zapamięta tę twarz i lepiej, by dziewczyna pilnowała się w czasie wakacji. Fenrir kulejąc nieco wyszczerzył kły i skrył się w ciemnych zaułkach wioski Hogsmeade.
Z tematu
Yumi Mizuno
Temat: Re: Uliczka Nie 29 Cze 2014, 18:30
Potknęła się, ale wtedy była już poza zasięgiem szponów Greybacka. Upadła wprost w ramiona jednego z Krukonów. Jak się domyślała, szukali jej. Gdy zobaczyli jej zakrwawione ramię, łzy w oczach i przerażenie, ciasno ją otoczyli swoimi ciałami tworząc żywą tarczę. Zrobiła zamieszanie swoim stanem. Właściciele Miodowego Królestwa z gotowymi różdżkami zapuścili się do bocznej, opuszczonej uliczki i szukali czy aby potwór dalej nie czyha. Nie doszukali się już nikogo. Została powierzchownie opatrzona i odtransportowana w ramionach owego Krukona do Hogwartu, w otoczeniu innych znajomych twarzy. Non stop jej mówiono, że nie została ugryziona, tylko podrapana i nie ma powodów do niepokoju. Yumi na ten czas zapadła w półsen, który był w tej chwili dla niej zbawienny. Mogła chociaż na chwilę zapomnieć o strasznym, obezwładniającym bólu całej lewej ręki oraz ciężkiej od krwi bluzki. Trafiła do skrzydła szpitalnego, gdzie szkolna pielęgniarka wydała werdykt o hospitalizacji. Nie kazała jej wyjazdu do świętego Munga, zaopiekowała się nią troskliwie w szkolnej izolatce. Nafaszerowana lekami przeciwbólowymi spała jak zabita. Następnego dnia została przesłuchana przed profesor McGonagall, później spotkała się sam na sam z profesorem Dumbledore'm. Bardzo długo rozmawiała z dyrektorem po cichu, szeptem. Dowiedziała się, że miała zostać prefektem od września, a w takiej sytuacji nie będzie mogła dumnie nosić odznaki tak, jak jej matka wiele, wiele lat temu. Dostała dożywotni zakaz wychodzenia do Hogsmade, co ją najbardziej zabolało. Nie buntowała się jednak takiej karze, przyjęła ją z pokorą. Niestety został poinformowany jej ojciec o zaistniałym wypadku. Wprawił ją w wielkie poczucie winy i zawstydził w oczach kadry nauczycielskiej. Zabrał ją na siedem dni do domu w Londynie, gdzie wysłuchała bardzo mocnych tyrad pod adresem swojej nieodpowiedzialności i niedojrzałości. Dostała mnóstwo licznych kar, zupełnie jakby na co dzień była rozwydrzona i rozpieszczona. Nie obyło się bez upomnień na temat zaręczyn. Wysłano ją z powrotem do szkoły nie interesując się tym, że lada chwile jest zakończenie roku. Gdyby została w domu, ludzie mogliby zacząć interesować się dlaczego wróciła tak przedwcześnie. Nikt nie pytał jej o bolące ramię. Bolało i to bardzo. Piekło dzień i w nocy, stało się nadwrażliwe, nawet na wiatr. Otrzymała leki znieczulające i chociaż je zażywała, wciąż odczuwała ból i drętwienie całej ręki. Nieliczni Krukoni obiecali zachować ten wypadek w tajemnicy, za co była im wdzięczna.
[zt] /dzięki c:
Wanda Whisper
Temat: Re: Uliczka Wto 15 Lip 2014, 16:59
Koniec roku szkolnego oznaczał to co tygryski lubią najbardziej – czyli wakacje. Pełne lenistwa dwa miesiące laby, podczas której nasza Wandzia zamierzała się nieco podszkolić nie tylko w eliksirach ale i w różnego typu zaklęciach. Teraz jednak nie czas na rozmyślanie o wakacyjnych korepetycjach. Jest lato, to i koncert być musi – upamiętniający te kilka, ciężkich miesięcy pracy w szkole, na zajęciach. Te drobne miłostki, szalone imprezy i wszystkie ciężkie szlabany odpracowane u Filcha. Czas o tym zapomnieć, prawda? Panienka Whisper akurat wracała z jednej z kawiarenek w Hogsmeade, gdzie uraczyła się pyszną kawą z aromatem waniliowym i lodami, które poprawiły jej humor. Sprawa z Gilgameshem dalej była nierozwiązana i niejasna - tego dziewczyna nie lubiła, spraw niezamkniętych. Nie wiedziała co o tym myśleć, dlatego dała się wyciągnąć przyjaciółkom na małe co nieco. Wychodząc z przybytku jeszcze raz, na pożegnanie wycałowała i wyściskała swoje towarzyszki i skręciła w jedną, najbardziej jej znaną uliczkę i zamyśliła się. Tak po prostu, o głupotach. O tym, że Alice miała śliczną sukienkę – na niej pewnie też tak fajnie by leżała jak i na tamtej… O, tutaj ten się rozstał z tą drugą, ta trzecia skorzystała, a ta pierwsza została lesbijką. Plotki, ploteczki są zawsze na propsie, to one odrywały myśli Wandzi od tych ważniejszych spraw, które tylko ją męczyły, sprawiały, że ta zamyka się w sobie i odpływa gdzieś hen daleko. Teraz jednak humor miała dobry, spotkanie z dziewczynami skutecznie jej go poprawiło, a otaczająca ją zieleń i mijający ją czarodzieje dawały złudzenie życia całkiem normalnego. Szła tak samotna, cicho stukając sandałkami z czarnej skóry i wpatrując się raz w niebo, zmieniające barwę na ciemniejszą, a raz na chodnik, który z chwili na chwilę stawał się jakby bardziej zaniedbany. O, jedna dziura – tą ominęła zgrabnie, jeszcze jedna i kolejna. Przedstawicielka rodu Whisper zmarszczyła tylko brwi i wzdychając raz za razem omijała kolejne to ubytki w chodniku. Nie zdawała sobie sprawy, że cóż, znajduje się w dzielnicy nie tyle co patologicznej, ale takiej, w którą młoda dziewczyna nie powinna się zapuszczać. Do tego te pustki, dziwne sklepy i budynki migające w oddali. No nic, nie chcąc już zawracać [skoro tyle przeszła] postanowiła iść dalej dzielnie, czując na sobie kilka nieprzyjemnych spojrzeń. Postanowiła jednak na nie nie odpowiadać, więc tylko kierowała się dalej naprzód jakże dzielnie [!] spuszczając łepek. Był to chyba błąd, bo lada chwila a jej oczom ukazały się czerwone ślepia wpatrujące się w nią bacznie. Do tego długie odnóża, poruszające się lekko w jej stronę i cielsko pokryte czarną sierścią czy innym futerkiem. Całe stworzenie, a raczej obrzydliwy pająk mierzył może około pół metra, może trochę więcej. Krukonka stanęła bacznie i pisnęła cicho, widząc coś tak paskudnego, które wychodziło jej naprzeciw. Jej serce zaczęło mocniej bić, pot wystąpił na czole, a ręce zaczęły jej drżeć. Pająki i inne robactwo znajdowało się na liście tych rzeczy, których Wandzia wolałaby unikać. Stanowczo unikać. Nie myśląc za wiele chwyciła za różdżkę, a jakiekolwiek znane jej zaklęcie, które odgoniło by paskudę zamarło jej na ustach. Gdy jej nowy towarzysz zrobił kilka kroków ponownie kierując się wprost na nią, ta stała jak słup soli i tylko krzyknęła. Czuła się jak dziecko, które zgubiło się w centrum handlowym. Wszyscy obecni, mijający ją tylko rechotali cicho pod nosem, albo i na głos. Zero współczucia i pomocy skądkolwiek.
Henry Lancaster
Temat: Re: Uliczka Sro 16 Lip 2014, 09:19
Lenistwo należało im się, mieli święte prawo odpoczywać po ostatnim roku. W szczególności Henry, który miał tę okazję, aby dosyć mocno odczuć wiszącą w powietrzu wojnę. Ostatnimi dnami siedział ciągle w Devon. Wychodził na słońce, chadzał z dziadkiem, kłócił się z Laurel, uciekał przed nadopiekuńczą matką, która traktowała go jakby był z porcelany. Któregoś dnia pokłócił się z rodzicielką i uniósł głos. Powiedział, że był tylko torturowany i nie powinna tak na niego naciskać. Od tamtej pory zapanował spokój w domu i nawet udało się pojechać na Koncert Upiornych Wyjców. Zranił trochę matkę i zachował się nie najlepiej (już widział wymowne spojrzenie Sol, gdyby się dowiedziała, że znowu bagatelizuje i minimalizuje własne doświadczenia), ale musiał, inaczej nie wytrzymałby psychicznie we własnym domu. Parę ulic dalej zostawił matkę, ciotkę i siostrę, które hurtem postanowiły odwiedzić magicznego kosmetologa. Nic tam po nim, więc zniknął zanim przypomniały sobie o jego obecności. Jeszcze ktoś ze znajomych zobaczyłby go z trzema babami w salonie spa... spaliłby się ze wstydu. Wskoczył do Magicznej Menażerii po trochę łakoci dla sowy, po nową szczotkę do piór, obcinacz do pazurów i krople do ślepi. Z torbą w ramionach ruszył w stronę tego kosmetologa, aby znaleźć trzy kobiety, których miał pilnować i im towarzyszyć. Niestety skręcił w złą stronę i dlatego zjawił się w tej uliczce. Zorientował się o tym po paru minutach, gdy minęła go pryszczata, niska i zgarbiona wiedźma śmierdząca zdechłym szczurem. Henry zatrzymał się zdziwiony i wyjrzał zza torby. Wywrócił oczami na swoją nieuwagę. Matula mawiała, że powinien uważać gdzie chodzi i z kim, a już w szczególności powinien unikać miejsc opuszczonych i tajemniczych. Ta uliczka niewątpliwie pasowała do tej kategorii. Nie widział nikogo na horyzoncie, tak więc zawrócił, woląc nałożyć drogi niż przejść przez ulicę. I nie kierował się strachem, tylko profilaktyką. Poszedłby bezpiecznie z powrotem, gdyby nie krzyk. Rzucił automatycznie torby na chodnik i ruszył biegiem wgłąb uliczki. Krzyczał ktoś młody, był tego bardziej niż pewien. Wolał się upewnić czy wszystko w porządku... nie mógł używać magii, co za nieszczęście, jednak od czasów tortur zaczął doceniać umiejętności fizyczne, przez niektórych nazywane mugolskimi. Podbiegł parę metrów i dostrzegł Wandę. A przed nią niedużego, ale z zabawnymi ślepiami, pająka. Znalazł się przy dziewczynie i złapał ją delikatnie za ramię. - Bu. Nie krzycz i spokojna głowa. - sześć gałek ocznych poruszających się każde w inną stronę, włochate kończyny i chudy odwłok nie przerażał Henry'ego. Widział już gdzieś tego potwora, w jakiejś książce. - Wystrzel w niego strumień światła to ucieknie. - nie czuł się najlepiej nie mogąc samemu użyć magii i różdżki. Pozostało mu przebić się przez strach Wandy i pokazać jej proste rozwiązanie. - Krzyk akurat go wabi. Wyobraź sobie ile ich musiało być, gdy był koncert Wyjców. - zażartował nawet. Nie czuł żadnego dyskomfortu związanego z tuptaniem pająka w ich stronę. Henry byłby w stanie kucnąć i zagadać do brzydkiego stworzenia, chociaż dotykać wolałby nie. Nie był pewien czy to urocze stworzenie nie strzela z jadu. Kto wie co kryło się w jego białych ząbkach? Henry mógłby wrócić się po obcinacz do paznokci Nero i potraktować z niego robala. Zasłynąłby z uratowania niewiasty przed krwiożerczym zmutowanym pajączkiem. Może postawiono by mu pomnik, gdzie zadumany przygląda się gwiazdom, a w rękach trzyma sowi obcinacz do paznokci? Przywołał siebie do porządku i stwierdził, że wypił o jedno piwo kremowe za dużo. Zaczął dumać nad narzędziami higienicznymi sów, mając przed sobą rodzaj tarantuly i wystraszoną Wandę. I tak dobrze się trzymał, skoro był skory do żartów. Dopóki nikt na głos nie wypominał jego przeszłych wydarzeń, był zdrowy. Pewne defekty należało ukrywać i Heńkowi wychodziło to dobrze.
Wanda Whisper
Temat: Re: Uliczka Sro 16 Lip 2014, 14:03
Wanda nie miała takich problemów w domu. Jej dnie mijały spokojnie, na spacerach brzegiem plaży z przyjaciółmi, na ucieraniu Dorianowi nosa, na gotowaniu obiadków dla swoich mężczyzn i na rozmowach z tatą, który bardzo stęsknił się za swoimi dziećmi. Whisper potrzebowała takiej odskoczni od szkoły, od tych wszystkich problemów związanych nie tylko z nauką i miłostkami, ale i właśnie od tej wojny, która nad nimi wisiała. Nie chciała o tym myśleć, bo to doprowadzało ją do niezbyt przyjemnych wniosków. W chwili obecnej jednak wcale nie przejmowała się przyszłymi egzaminami, korkami z eliksirów, ani Gilgameshem i jego dziwnymi zapędami. Teraz jej strach nasilał się, pot wystąpił na czole, a jej ruchy stały się powolne, zupełnie jakby ta nie mogła się ruszyć. Wszystko to działo się przez głupiego, obrzydliwego pająka, który zaszedł jej drogę. Krukonka nienawidziła wszystkiego co się rusza i nie jest uroczym zwierzaczkiem, albo człowiekiem. Dlatego teraz otworzyła usta w niemym krzyku i wpatrywała się w długonoga do czasu, gdy nie usłyszała stukotu odciskających się podeszew na tym nierównym chodniku. Momentalnie tęczówki barwy czekolady znalazły się na twarzy nowoprzybyłego, a kącik ust dziewczyny uniósł się ledwie o milimetr. Nie zauważyła nawet gdy ten znalazł się obok niej i trzymał ją za ramię, bo ta dalej spanikowana gapiła się na pająka, jakby ten zabił jej rodzinę. Słysząc polecenie Henry’ego wzięła głęboki wdech i czując się nieco pewniej zamachnęła lekko różdżką, mrucząc coś pod nosem, a smuga błękitnego światła, niemalże wypaliła pajęczakowi oczy. Ten wydał z siebie piśnięcie i odmeldował się od pary uczniów czym prędzej – widocznie nie chciał im jeszcze bardziej podpaść. Gdy ten odchodził Whisperówna mogłaby przysiąść, że słyszała padające z jego mordki przekleństwa przeplatane z hymnem Japonii… Cóż, dziwne te stworzenia chodzą po tym świecie. Dziewczyna jeszcze raz westchnęła, tym razem z ulgą i obróciła się w stronę kolegi, no, którymi mimo wszystko zdołał ją uratować – tym razem dobrą radą. Uśmiechnęła się lekko i schowała swoją różdżkę, zaraz po tym gdy zobaczyła, że jej przeciwnik schował się już między kamieniami, czy czymkolwiek innym. - Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Nie wiem co bym zrobiła gdyby ten zbliżył się bardziej. – Powiedziała naprędce i wtuliła się na moment w jego ramię, by okazać mu wdzięczność. Jej bicie serca powróciło do normalnego rytmu, a na twarzy znowu pojawił się uśmiech, chociaż nie tak szeroki jaki był na początku. Rozejrzała się na boki, by sprawdzić czy dalej wszyscy się na nich gapią, czy wrócili do swoich obowiązków. Tylko jedna, stara czarownica dalej obserwowała ich z zaułka, więc nie chcąc być pod ostrzałem czarnych ślepi pociągnęła Henryczka w stronę, z której przybył. Gdy ten wspomniał o koncercie ta, tylko parsknęła cicho, zaraz jednak przybrała poważną minę. - Gdybym podczas koncertu trafiła na więcej takich paskud, to chyba bym zeszła pod tą sceną. Serio – serio. – Dodała, spoglądając na niego i zaraz patrząc pod nogi, czy przypadkiem żaden robal nie zachodzi jej drogi. - Tak poza tym, to cześć. Co tutaj robisz? Jakieś zakupy, randka czy co? No i jak się czujesz? – Spytała, poprawiając torbę na ramię ciekawa i jednocześnie zadowolona, że tym kimś kto uratował ją z opresji był właśnie ten przyjacielski Puchon, a nie kto inny. Znała dość dobrze Lancastera, kojarzyła go z meczów quidditcha, lekcji i tak o, z mijania się na korytarzu. Poza tym mieli swoją małą tajemnicę… Na samą myśl uśmiechnęła się szerzej i dźgnęła go lekko łokciem w bok, czekając na odpowiedź.
Henry Lancaster
Temat: Re: Uliczka Sro 16 Lip 2014, 14:35
On też nie myślał o wojnach, problemach ludzi, zaginięciach, niewyjaśnionych atakach. Nie myślał, żył zdrowy i wesoły do czasu aż nie wpadł w pułapkę. Od tamtej pory to go prześladowało. Miał pamiątkę, odcisk. Nie mógł być dawnym sobą, musiał wbrew własnej woli się zmienić. Egzaminy były dosyć błahym problemem w porównaniu z resztą wydarzeń. Z drugiej strony, ciekawe jak mu poszły SUMy. Dowie się pewnie pod koniec wakacji, jednak niecierpliwość była dosyć męcząca. A potem szósta klasa i jasny wybór przyszłego zawodu, który wybrał mając lat sześć. Wystraszona mina Wandy trochę go zaniepokoiła. Nie chciałby, aby zemdlała. Jak by wytłumaczył matce, siostrze i ciotce obecność nieprzytomnej koleżanki ze szkoły? Już i tak zachwycały się i piszczały, że miał dziewczynę Zdecydowanie wolał uniknąć widoku omdlałej Krukonki. Pytanie, gdzie podziewał się Dorian, że pozwolił, aby Wanda szwendała się w takich uliczkach sama. Powinien chyba zwrócić mu uwagę, aby dopilnował siostry. Heniek sam był wyczulony na punkcie żywiołowej Laurel, więc wiedział co trzeba zrobić. Odetchnął z ulgą, gdy Wanda go posłuchała i pomimo szoku wystrzeliła zaklęcie w stronę "niebezpiecznego" pająka, który notabene wcale nie był taki straszny na jakiego wyglądał. Z uśmiechem oglądał jak stworzenie ucieka spłoszone i chyba oburzone takim traktowaniem. Ciekawe co by powiedziała na widok trestrali... miał nadzieję, że nigdy ich nie zobaczy, jednak z drugiej strony to bardzo ciekawy przypadek. Henry nie widział tych stworzeń, ale je czuł i dotykał. Widział w książce ich szkice i trestrale były wręcz przerażające. Kto by pomyślał, że są takie łagodne. Nie słyszał żadnych przekleństw ani japońskiego hymnu spomiędzy zębów pająka. Gdyby coś takiego miało miejsce, raczej wylądowałby w Mungu. I po kłopocie. Uśmiechnął się pogodnie do Whisperówny mówiąc całym sobą, że to był drobiazg. - Nie ma sprawy. Jeśli widzisz potworka w ciemnym zaułku, to atakuj światłem. W dziewięćdziesięciu procent przypadków to działa. Rzecz jasna na zwierzęta. - wzruszył ramionami, trochę rozbawiony jej lękiem przed robactwem. Takie małe stwory z reguły boją się bardziej swojej "ofiary" niż ofiara ich. Posłusznie dał się pociągnąć w stronę światła, ale po drodze jeszcze zebrał z chodnika torbę i akcesoria dla Nero. Powrzucał wszystko do środka i wyprostował się. Nie rozglądał się po uliczce w obawie, że zobaczy jakieś ślepia, przed którymi w najgorszym przypadku musieliby uciekać. - Wiesz, one pewnie by siedziały właśnie pod sceną w ciemności... jak już schodzić, to w jakimś ładnym miejscu, bo jeszcze by cię zjadły. - wyszczerzył się ni to żartując ni to mówiąc poważnie. Roześmiał się, gdy profilaktycznie patrzyła pod nogi, jakby właśnie się coś tu zmaterializowało. Przyspieszył trochę kroku, aby wyszli z najciemniejszej części ulicy i stanęli w bardziej oświetlonym miejscu. - Uciekłem przed ciotką, matką i siostrą, bo siedzą u magicznego kosmetologa. Zrobiłem małe zakupy dla sowy... i właśnie cię znalazłem. - wyjaśnił, mając żywą nadzieją, że nie będzie musiał ciągnąć Wandy do swojej rodziny. Nie to, żeby jej nie lubił, wręcz przeciwnie. Po prostu te trzy harpie Lancasterowe nie dałyby jej żyć, wypytując o wszystko, włącznie z tym czy aby nic ją nie łączy z ich ukochanym synusiem, siostrzeńcem i braciszkiem. Spaliłby się jak nic ze wstydu. Poczuł właśnie ssanie w żołądku, bo ich wspólna tajemnica była dosyć niekomfortowa. - Czemu tak się uśmiechasz? - poczuł się dźgnięty. - I co ty tutaj sama robisz? Uwierz mi, pająki są milutkie i puchate w porównaniu z tym, co tu można spotkać. - obejrzał się przez ramię i wzdrygnął. Minęli jakiegoś człowieka przytulonego do ściany kamienicy bez okien i drzwi. Osobnik przepraszał cegły... za co, już nie usłyszał i chyba nie chciał. Henry postanowił, że odprowadzi Whisperównę do jej brata, jeśli gdzieś tu był. Z przyjemnością odwlecze powrót do trzech bab siedzących w spa. Że też nie mógł iść z dziadkiem łowić ryb! Mugolskie wędkowanie to ciekawe doświadczenie, ale nie, dziadek nie chciał brać wnuka, bo jego kolega jest mugolem i nie wie nic o magii. Może innym razem, bla bla, trzeba zachować tajemnicę bla bla. Cóż, przynajmniej był jakiś plus. Spotkał kogoś znajomego!
Wanda Whisper
Temat: Re: Uliczka Sro 16 Lip 2014, 15:28
To, że znalazła się akurat w takiej uliczce to był czysty przypadek. Normalnie, sama dziewczyna nie zapuszczała się do takich miejsc, bo po prostu się ich bała. Bała się nie tylko robactwa, ale i osób niebezpiecznych – którym może i dałaby radę, bo mimo wszystko gdy pierwsza fala strachu minie to odzywa się w niej skrywana odwaga… Dorian, cóż, zapewne skrywał się gdzieś w lesie, czy na plaży, pił kremowe piwo albo i whiskey i odpoczywał wraz ze swoim kochankiem. Rumieńce pojawiły się na twarzy dziewczyny, co mogło oznaczać, że a najbliższym czasie nie zamierza zemdleć – no chyba, że w ciągu kilku sekund jakiś pająk znowu zacznie na nią warczeć, wtedy to co innego. Uśmiechnęła się słysząc jego radę i powoli kiwnęła łebkiem, notując w duchu światło odstrasza paskudy, okej. Naprawdę była mu wdzięczna, bo Whisperówna naprawdę szybko wpadała w panikę. Teraz jednak było o wiele lepiej, więc zarejestrowała jak ten zabiera jakieś manatki i pakuje je do torby. Łał, prawdziwy z niego bohater skoro tak łatwo i szybko pozbył się swojego towaru by ratować białogłowę z opresji. Tutaj jej kolega zarobił plusa, i to dość sporego jak na jej wymagania. Przemierzając tak uliczkę Krukonka wolała już spoglądać tylko w stronę kolegi, bo jeszcze faktycznie znowu trafi na jakieś dzikie zwierzę, które będzie chciało odgryźć jej głowę. Wysłuchawszy jego słów parsknęła ponownie, przypominając sobie jak to jej własny ojczulek musiał na nią czekać w tym magicznym SPA. Te spojrzenia rzucane przez kosmetyczki i inne panie. Myślała, że jej tata zapadnie się pod ziemię, kiedy te pożerały go wzrokiem. Więc, mając prawie, że podobne doświadczenie wiedziała jak mógł się czuć Henry i dlaczego tak szybko zwiał z tamtego miejsca. - To już rozumiem dlaczego stamtąd uciekłeś… Siedzenie u kosmetologa dla faceta może być okropne… I męczące… – Mruknęła rozbawiona, ciesząc się w duchu, że najciemniejsze element długiej jak tasiemiec ulicy w końcu Ci minęli. Teraz czuła się odrobinę pewniej dlatego wyprostowała się nieznacznie, a jej ruchy znowu nabrały dziewczęcej lekkości. Nie miała zamiaru iść do SPA przynajmniej nie teraz, kiedy jest z Henrym i kiedy trzy kobiety z jego rodu się tam znajdowały. Wiedziała, że ten ma dziewczynę, więc sytuacja byłaby nieco skomplikowana… Szła jednak dalej zahaczając czasem wzrokiem o jakieś ciekawsze tablice, czy sklepiki, które z każdym ich krokiem stawały się jaśniejsze i bardziej przytulne, co oznaczało, że już – już wracają na dobry tor. Gdy ten spytał co ona tu robi spłonęła rumieńcem i zamrugała. - Oj, można powiedzieć, że się zgubiłam… Chociaż, to może trochę za mocne słowo. Po prostu zboczyłam ze swojego kursu. Wracałam akurat z kawiarenki i tak jakoś wyszło. – Powiedziała zaraz wywracając oczyma jakby to co zrobiła nie było niczym niezwykłym. Przecież każdemu zdarzyło się robić coś głupiego, prawda? - Przecież dobrze wiesz, że normalnie nie zapuszczam się w takie rejony. Jestem grzeczną dziewczynką. – Jej ciemne oczka zamigotały wesoło, a sama Wandzia machnęła dłonią. - Nie mówmy już o pająkach i innym robactwie. Na samą myśl, aż mnie wykrzywia. – By pokazać jak bardzo ich nie lubi zrobiła jakiś zabawny grymas i zaraz parsknęła śmiechem, również zauważając faceta przytulonego do ściany. Zakręciła młynek przy skroni paluszkiem i wzruszyła ramionami, mając już o wiele lepszy humor niż na początku spotkania. - Wow, temu kolesiowi chyba naprawdę jest przykro. Te czułe gesty, to gorące spojrzenie na te…cegły. – Ostatnie słowo praktycznie wypluła, tak bardzo rozbawiona była tą sceną. Nie chciała jednak wyjść na niegrzeczną, więc zaraz starała się przybrać poważną minę.
Henry Lancaster
Temat: Re: Uliczka Sro 16 Lip 2014, 16:06
Powinni się cieszyć, że był to drobny pająk, a nie inny stwór, któremu ciężko byłoby podołać. Strach bardzo obezwładnia, odczuł to na własnej skórze. Nie ma nic gorszego niż bezradność i niemoc. Tym bardziej cenił odwagę u innych, nie umiejąc znaleźć jej w sobie. Do tej pory nie stawił czoła zakazanym wspomnieniom i tchórzył. Jednak na szczęście nikt nie umiał zinterpretować ciemniejszych błysków w jego oczach. Gdyby zemdlała, postawiłaby Henry'ego w niezręcznej sytuacji. Wołać o pomoc nie mógłby, bo znajdowali się w miejscu nieodpowiednim. Mogliby skończyć w jakiejś zupie, gdyby pomocy udzieliła im owa wiedźma, która się im przyglądała od paru minut. Magii użyć nie mógł; pozostawałaby tylko reanimacja. Henry zmieszał się na tę myśl. Powinien zadbać, aby do tego nie dopuścić. Po co od razu mdleć, skoro można iść na piwo kremowe? To nie był taki wielki wyczyn, jak oceniała to Wanda. Normalna reakcja normalnego człowieka. Rzucił wówczas torbę i nawet tego nie zauważył, bo wtedy przez te dwie czy trzy minuty nie liczyło się nic poza zlokalizowaniem źródła i powodu krzyku. Nauczył się reagować szybko. Jeszcze pozbędzie się zdolności do paniki w przypadku bezradności i będzie mógł być pożytecznym przyszłym Uzdrowicielem. Henry nie chciał siedzieć u kosmetologa też z innego powodu. Słuchanie ploteczek. Trzy gadające kobiety z innymi podobnymi im harpiami, oceniającymi zachowanie mężczyzn, zachwycającymi się nad nim, Henry'm... Gdyby matka na głos przy obcych i znajomych opowiadała przy nim jak w wieku czterech lat użądliła go w jajka pszczoła, Henry spakowałby manatki i sam zgłosił się na oddział Urazów i Zaklęć jako pacjent szczególnej troski. Wolał oszczędzić tego Wandzie i nie prowadzić jej w tamtą stronę. - Żebyś wiedziała jak bardzo. - burknął speszony swoją analizą i wizją tego, co matka, ciotka i siostra opowiadają, gdy go tam nie ma. Cieszył się, że nie musiał być tego świadkiem. Uniósł głową, gdy Wanda nagle się zarumieniła. Znał ten stan, bo sam miał ku temu zdolność, gdy komuś udało się go wpędzić w poczucie wstydu. Zdziwił się, co też powiedział, że Whisperówna uciekła wzrokiem? - Na pewno wracałaś z kawiarenki? - zapytał przyglądając się jej wesoło i podejrzliwie. Kto wie czy w tej kawiarence nie było jakiegoś przystojnego obiektu westchnień, stąd zamieszanie i "zboczenie z toru drogi"? Robienie głupot to naturalne zachowanie dorastających ludzi. On palnął głupotę i omal nie przypłacił tego życiem. Umyślnie nie odpowiedział na poprzednie pytanie "Jak się czujesz?". Nie wiedział. - E tam, robaczki są małe, a małe jest przecież piękne. - puścił do niej oczko, uśmiechając się złośliwie i dalej powoli szedł obok niej ulicą. Tutaj było już jaśniej, żywiej i dało się słyszeć szmery ludzi. Obecność innych czasami uspokajała. Drugi raz obejrzał się przez ramię i zerknął na gościa. Też chciało mu się śmiać. Widok był nieprzeciętny i osobliwy. - Musiał coś poważnego przeskrobać. Pewnie spojrzał na inne cegły i teraz ma przechlapane... - pokiwał głową z powagą, a potem parsknął. Zakrył usta i zatrząsł się od powstrzymanego wybuchu śmiechu. Jakimś cudem przemienił to w "kaszel", bo gościu mógł jeszcze ich usłyszeć. Henry potrzebował kilku minut, aby się chociaż trochę opanować i przestać się garbić. Przeczesał palcami włosy i udał, że właśnie się omal nie dusił. - Skoczysz na piwo? Mam jakąś... - zerknął na zegarek na nadgarstku - ... godzinę zanim moja kochana rodzina wyjdzie z tego spa. - a nie chciał tam wracać, jak Merlina kocha, nie chciał tam siedzieć i wysłuchiwać wstydliwych opowiastek z jego dzieciństwa. Dodatkowo upewni się, że Wanda nie zemdleje ani "nie zboczy z kursu". Mógłby odstawić ją wprost w ręce Doriana. Była od niego tylko o rok starsza, a i tak poczuwał się do obowiązku dopilnowania, aby wszystko potoczyło się dobrze.
Wanda Whisper
Temat: Re: Uliczka Czw 17 Lip 2014, 01:42
Pewnie, że tak. Gdyby to było inne robactwo, inne duże stworzenie to Wanda najpewniej wyzionęłaby ducha. No, ewentualnie najpierw narobiłaby rabanu, a potem spektakularnie machnęłaby różdżką pozbawiając tym samym głów wszystkich dookoła, łącznie ze swoją słodką osóbką. Na całe szczęście, nikt im już nie zachodził drogi, no, nie licząc może jednego ze starszych czarodziejów śmierdzących przetrawioną ognistą whiskey. Jednak ten. Nawet gdyby chciałby ich zaczepić, to z pewnością wystraszyłby się jak nie pojrzenia Henrysia, to Iny Wandzi, która w chwili obecnej nie zachęcała nowoprzybyłych do zawierania znajomości. Idąc tak dalej zmarszczyła brwi słysząc komentarz na temat małych rzeczy. Czyżby ten piłował do wielkości jej biustu? Zaraz to Whisperówna przystanęła i zajrzała za dekolt sukienki, sprawdzając czy aby z jej cyckami jest wszystko w porządku. Widząc, że ich stan, wielkość i miękkość się nie zmieniła, a dalej była bardzo zadowalająca to tylko parsknęła pod nosem. Tłamsząc w sobie tym samym chęć zbicia go na kwaśne jabłko. Zaraz jednak uśmiechnęła się szerzej gdy i Lancaster podjął jej grę, zabawę dotyczącą pana ceglastego, który widocznie nabroił i teraz starał się przekonać jakoś panią Cegłę do powrotu. - Cholera, a myślałam, że to my – kobiety jesteśmy skomplikowane. Pamiętaj, Henry by nigdy, a przenigdy nie patrzeć na inne cegiełki. – Powiedziała, ledwo tłumiąc śmiech, przez co jej słowa wydały się nieco zmienione, aczkolwiek dalej czytelne. Ramiona się zatrzęsły, dłoń powędrowała do ust, by je zamknąć, a w kącikach oczu pojawiły się łzy rozbawienia. Nie mogła się powstrzymać przed żartowaniem z tego dzikiego kolesia, który faktycznie miłował te mury. Niezależnie od wyglądu budulca, od jego zużycia, ten był im wierny jak pies. Słysząc kolejne pytanie, uspokoiła się nieco i westchnęła. Nie miała zbytnio co do roboty, a dzień tak naprawdę dopiero co się zaczynał. Poza tym dawno nie była na piwie z Puchonem, więc dlaczego by nie miała się zgodzić na tak kuszącą propozycję? Kiwnęła głową na znak, że się zgadza. - No dobrze, mogę iść, ale Ty stawiasz pierwsze! I tak, wracam z kawiarenki, byłam z dziewczynami na ciastku, żeby nie było, że robię coś niewłaściwego. – Powiedziała, dalej rozbawiona, zerkając na niego uprzejmie i skręcając w jakąś uliczkę, gdzie słychać było już wyraźnie okrzyki dzieci, lamentowanie starszych pań i jakże kuszące oferty domokrążców próbujących wepchnąć Ci eliksir na porost włosów u nóg. Lubiła rozmawiać z Henryśkiem, bo przy nim czuła się naprawdę swobodnie. Nie musiała na siłę być miła, udawać, że ma dobry humor, przed nim mimo wszystko mogła się odsłonić i pokazać jaka jest naprawdę. Żadnych oporów, kłamstw i sztucznych uśmieszków. Swoboda, głupie gadanie i śmieszne sytuacje… Dlatego tak naprawdę lubiła dzielnego Puchona. Rozejrzała się po raz setny, w poszukiwaniu jakiej przyjemnej knajpki, w której Ci mogliby spocząć i napić zimnego piwa, jednak niczego ciekawego nie znalazła. Wandzia nie znała dobrze tej części Hogsmeade, więc tutaj musiała się zdać na swojego towarzysza. - Masz może pomysł gdzie moglibyśmy wpaść? Ja się niezbyt orientuję.