|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Henry Lancaster
| Temat: Re: Uliczka Sro 18 Lut 2015, 19:13 | |
| Henry miał wystarczająco wielkie problemy z sumieniem, aby dokładać sobie go kłamaniem Wandzie. Nie chciał kłamać, bo nie widział w tym większego celu. I tak wszystko wyszłoby prędzej czy później na jaw. Od początku roku szkolnego odkąd zaczęli ze sobą rozmawiać, Henry był szczery i nie owijał w bawełnę. Mówił, że dobija go amnezja, mówił, że jest wściekły, że się z kimś pożarł, ma ochotę zrobić to i tamto, przedstawiał mnóstwo swoich wad, a mimo wszystko Wanda nie zwiała z krzykiem. Ba, Henry wtedy celowo znalazł ją na moście i oddał chusteczkę, którą mu dała w pociągu. Chciał zobaczyć ten wesoły uśmiech, którym umiał się zarazić i szczerzyć jak skończony idiota. Robił z siebie przed nią błazna, pacana, klowna, a jakoś się dogadali i coś zaczęło między nimi się dziać. Szczerością mógł oczekiwać szczerości, a o to przecież chodziło w tym całym cyrku. Co widział Wandę to od razu mu się humor poprawiał niezależnie czy właśnie wyobrażał sobie truchło pewnego Niemca czy miał chomicze policzki od pożerania w ogromnych ilościach jedzenia z nieswojego stołu. - Szantażujesz mnie, wredna kobieto. Miałem być twoim jedynym Nadwornym Smakoszem i nigdy nie wspomniałaś nic o zapłacie. Nie zgadzam się, nie zobaczysz tego obciachowego zdjęcia. - nie chciałby być zmuszony mścić się za takie niecne szantaże. Dawno nie miał w ustach rozpływającego się piernika, a naprawdę je lubił. Puszył się, bo jako pierwszy odkrył talent kulinarny Wandy i mógł rościć sobie do tego prawa. Jeść jako jedyny, ale tego typu zagrywki nie mogły ujść płazem. Zapatrzył się na jej bladą rękę i byłby zapomniał jak ma na imię, gdzie są i o czym rozmawiają, gdyby Wanda nie postanowiła przywołać go do porządku grobowym "No dobrze". No dobrze, chwila sprzęd pięciu sekund zwiała gdzie pieprz rośnie. Od razu wzmógł czujność i spojrzał inaczej na Wandę. Siedziała jak na szpilkach, a jej wzrok uległ zmianie. Najgorsze obawy Henry'ego właśnie się ziszczały. Nie miał ochoty słuchać wywodu na temat jej byłych chłopaków, ani w szczególności o Niemcu, którego miał ochotę rozszarpać na strzępy i podarować Kłowi jako potrawkę po niemiecku. Ale słuchał. Zacisnął mocno szczękę i słuchał. Pierwszy atak furii pojawił się wraz z luzackim poinformowaniem go o nieudanej próbie oświadczyn. Grossherzorg musiał mieć naprawdę problemy z logicznym postrzeganiem rzeczywistości, skoro oświadczał się dziewczynie mimo, że nie był na tyle godny, żeby chociażby całować jej stopy. Na wieść o zerwaniu od razu się uśmiechnął, bo Wanda zrobiła najlepszą rzecz w życiu. Dała mu kosza na co w pełni zasługiwał. Nie przypadł mu do gustu ten rodzaj śmiechu. Henry zaczął wątpić w dane swoje słowo, że nie zrobi niczego złego. Jeszcze nie poznał gorzkiej prawdy, a już odzywały się w nim odruchy mordercze o które się nigdy nie podejrzewał. Rysy twarzy Lancastera się niebezpiecznie wyostrzyły, gdy przypomniała mu co się działo na moście. Jeśli ten człowiek myślał, że wszystko ujdzie mu płazem to się grubo mylił. Przyjdzie czas, a słono zapłaci mu za to, że chociażby żyje. Widział jak na dłoni, że Wanda była szczera i niełatwo jej było o tym mówić. Patrzyła na niego szczerze, a w oczach Henry'ego pojawiła się furia. Wanda zrobiła bardzo dobrze zabierając rękę, bo miałaby ją teraz zmiażdżoną. Chłopak wstał i nagle zadecydował, że zatrzyma jeszcze chwilę odznakę prefekta. Co spotka tego drania, będzie jechał mu po punktach, a jak tylko dopadnie Whispera to już osobiście zaplanują przyszłość Gorssherzoga. Wyglądał prawie tak samo jak Dorian na WDŻ,kiedy się dowiedział. Henry się dziwił, że Whisper zachował stalowe nerwy. Na jego miejscu wyprułby mu flaki na oczach wszystkich... Henry zakrył ręką oczy i oddychał bardzo powoli i bardzo głośno. - Osoby jego pokroju nie potrafią nic poza czczymi pogróżkami, Wando. Zresztą, wcale się nie dziwię, że próbuje ciebie zastraszyć, bo dałaś mu popalić. - mówił to grobowym tonem i bardzo napiętym od furii, którą jeszcze trzymał w ryzach. Henry nie wyglądał teraz za ciekawie. - Obiecałem, że nie zrobię nic złego. Nie martw się. Ja zrobię coś cholernie dobrego dla świata i masa osób mi przytaknie. - wycedził przez zaciśnięte zęby i dalej stał spory metr od ławki. Jeszcze nie powinien dotykać się do Wandy, kiedy był w stanie teraz coś rozwalić, łupnąć zaklęciem bądź kogoś udusić. Jemu też już nie było zimno, bo furia skutecznie wywiała mu mróz z żył. Różdżka Heńka wręcz prosiła się o użycie i wylanie na siebie gniewu. Nie patrzył na Wandę, dając jej dużo czasu, aby opanowała emocje. I przy okazji sobie, bo minie sporo czasu zanim przestanie odczuwać chęć mordu, którą było widać na jego twarzy. Gdyby jakiś przechodzień teraz go zobaczył, jak wygląda przy Wandzie, niechybnie próbowałby go obezwładnić i wezwałby aurorów w obawie, że jest niepoczytalny i chciałby zrobić krzywdę jedynej osobie w swoim towarzystwie. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Uliczka Czw 19 Lut 2015, 01:41 | |
| Odróżniamy dwa rodzaje kłamstwa. Te zwykłe, którymi mamimy bezczelnie osoby nie zawsze nam przyjazne, jak i te z konieczności. Bo czy każdy chciałby powiedzieć prawdę osobie, która za chwilę umrze, że wygląda fatalnie? Czasami posuwamy się do małych kłamstewek, które nie są groźne, to prawda. Im dalej jednak brniemy w nieprawdę, tym gorzej i trudniej jest nam się wydostać spod nawału tego wszystkiego. Tej zapory, którą tworzymy wokół siebie. Wanda rzadko kłamała. Co oczywiście nie znaczy, że nie robiła tego wcale. Mimo wszystko była sprytną dziewczyną i wiedziała, że czasami zatajenie prawdy jest o wiele lepsze i bezpieczniejsze niż powiedzenie czegoś wprost. W tym wypadku, w przypadku bycia z Henrym obiecała sobie, że nieważne co by się nie działo, ale go nie okłamie. Jeżeli myślała o nim poważnie [a o dziwo tak było] to nie chciała się ograniczać, wymyślać cudów – chciała być tylko sobą i taka też była. Nie udawała przed nim, nie czuła takiej potrzeby. Nie dopytywała o wypadek, po prostu czekając aż ten będzie gotów i sam zacznie o tym opowiadać. Nie naciskała – ludzie wokół i miliardy pytań tłoczących się w głowie Puchona już i tak mogły być denerwujące, dlatego nie chciała mu dokładać, bo po co? Sama wiedziała jak się czuł, gdy wrócił po wakacjach do szkoły, bo i ja plotki nie omijały. O śmierci jej ojca pisano w Proroku Codziennym, największym brukowcu w świecie czarodziei. I jej się dostało, ale po co miała opowiadać o swoim nieszczęściu jak i o wypadku ukochanego, skoro mogli paplać na wiele innych, przyjemniejszych i zabawniejszych tematów? Nie lepiej było się spotkać, pośmiać się i lepiej poznać? Jak widać wyszło im to na dobre – chyba nikt z ich dwójki nie podejrzewał, że tak szybko zapałają do siebie mocnym uczuciem. Zresztą, nie tylko dla nich było to zaskoczeniem. Kto by pomyślał. Whisperówna z Lancasterem. Niby tak odmienne osoby, o różnych zainteresowaniach, z innych domów, w różnym wieku. Może to tragedie ich połączyły, a może zwyczajna chęć odnalezienie oparcia w drugim człowieku, który Cię wysłucha i obdarzy najwspanialszym uśmiechem pod słońcem? I co z tego, że Henry nie był idealny? Czy nie kocha się właśnie całości? Czy nie bierze się pod uwagi również i tych niesnasek, które gdzie nie gdzie nas uwierają? Wanda również chodzącym ideałem nie była – nie dorównywała innym dziewczętom nie tylko pod względem urody – momentami była zbyt roztrzepana, za dużo gadała, za bardzo troszczyła się o innych. I choć nie brak jej było gracji czasami zachowywała się jak kompletna chłopczyca. Do tej pory nie wierzyła, że związała się z tak … wspaniałym chłopakiem. Nie umiała nie mówić o Lancasterze w samych superlatywach. Nawet teraz gdy ten lekko zbulwersował się jej ultimatum uśmiechnęła się jedynie i pokiwała głową w miną mędrca rozważając jego propozycję. - I tak wiesz, że pierniki dostaniesz, niezależnie od tego co powiem, Tak? Więc pokazanie jednego zdjęcia… – Starała się przybrać minę zbitego psa bądź innego słodkiego zwierzaczka, ale chyba jej nie wyszło. Poszerzyła zadowolony grymas, który chwile potem zniknął, gdy zaczęła się nieprzyjemna część spotkania. Nie wolno tego było odwlekać, a Krukonka zdawała sobie sprawę, że rozmawianie i przywoływanie wspomnień o jej byłym chłopaku nie było zbyt sympatyczne – zarówno dla niej jak i dla jej obecnego partnera, z którym dość mocno się zżyła. Musiała jednak opowiedzieć o wszystkim, nie chciała mieć jakichkolwiek tajemnic –wolała by dowiedział się faktów od niej, niż od kogoś innego. Dlatego nie pominęła niczego – nawet tych feralnych oświadczyn, które nie powinny nosić tego miana. Były załatwiane na szybko, kiedy nawet Niemiec nie darzył ją prawdziwym uczuciem, a zwyczajnie chciał ją wykorzystać – koniec końców i tak inna Krukonka wpadła w jego sidła, co Wandzia przyjęła za dobry obrót sprawy. Ona miała czyste konto – dalej uważała, że jest za młoda na wychodzenie za mąż – nawet jeżeli żyli w latach 70tych, gdzie panowały inne przyzwyczajenia. Mogła sformalizować swój związek ale tylko z miłości i to z osobą, którą naprawdę uważała za godnego by ten został jej wieloletnim partnerem. Nie rozumiała całej tej idei parowania dzieci od najmłodszych lat – jej rodzice, ogólnie jej rodzina chociaż czystokrwista nigdy, czy może teraz nie zwracała uwagi na to z kim ich dzieci się zadają. Nieważne czy Dorian czy ona umawialiby się z kimś szlamowatym czy nie. Ich to nie obchodziło. Boże, dlaczego autorka ma teraz rozkminę na temat małżeństwa? Tutaj sytuacja rozgrywa się o coś więcej niż tylko o to czy Gross byłby idealnym mężem. [Nie, nie byłby] Gdy skończyła czuła się lżej. Mimo wszystko wolała o tym komuś powiedzieć niż dusić w sobie wszystkie te nieprzyjemne uczucia – skoro teraz Henry już wiedział to nic gorszego się przytrafić nie może. Nie patrzyła na niego potem – mogła się jedynie domyślać po tym jak wstał, że jest wzburzony i żądny zemsty. Jej zdaniem Lancaster nie powinien się w to wszystko mieszać – nie znał jej zbyt dobrze, nie powinien się poświęcać i narażać na gniew Grossa. Nie chciała tego, nie chciała by stała mu się krzywda. A już na pewno nie przez nią. Odetchnęła głębiej, raz czy rugi i dopiero gdy była pewna, że się nie rozpłacze spojrzała na blondyna. Starała się być spokojna, opanowana, chociaż było jej naprawdę trudno. Tak naprawdę chciała się rozpłakać, przytulić do niego i po prostu odpocząć. Posłuchać jak ten oddycha, poczuć jak gładzi ją po plecach. Tego jej było trzeba, wytchnienia. - Zrobiłam to co uważałam za słuszne, Henry. – Powiedziała tylko cicho mrugając gwałtownie, starając się jednocześnie zerknąć na chłopaka, który niemal się trząsł. Widziała jak jego klatka piersiowa unosi się i opada, a on sam zaciska pięści, jakby powstrzymując się przed obiciem komuś twarzy. Być może Wanda była samobójczynią, może była głupia, może naiwna, ale potrzebowała interakcji. Nie chciała siedzieć sama na ławce, kiedy jej chłopak szalał z emocji rozrywającej jego ciało i duszę. Podniosła się, nawet nie odrywając wzroku z jego buzi – po prostu nie mogła oderwać piwnych tęczówek od jego twarzy, od tych ostrych rysów, od burzowych oczów i ładnie wykrojonych ust zaciskających się w cienka linię, niby nie do przebicia czy zerwania. Podeszła do niego niepewnie i wpierw delikatnie, drżącą ręką dotknęła jego ramienia, by zwrócić na niego swoją uwagę, a dopiero potem przysunęła się by oprzeć policzek o jego bark. Trwała tak przez chwilę nie mówiąc kompletnie nic. Dała sobie i jemu czas na przyswojenie tych wszystkich informacji, uczuć pałętających się wokół – tych złych i tych przyjemnych. - Nie rób nic głupiego. Nie warto niszczyć sobie życia przez kogoś takiego jak on. To tylko nic niewarte słowa. – Odezwała się po jakimś czasie nawet nie otwierając oczu, tylko chłonąc jego zapach i obecność. Mógł poczuć jak drży i jak powoli oplata go ramionami. Trochę nieporadnie i nieśmiało – z obawy na to, że oberwie, że go zezłości, że nie będzie chciał jej dotknąć. Tysiąc myśli, kilka gestów. To wszystko było niczym. - Mam nadzieję, że … nie gniewasz się na mnie. Nie chciałam by tak wyszło. – Mruknęła jeszcze w jego ramię.
|
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Uliczka Czw 19 Lut 2015, 19:21 | |
| Czasami trzeba było kłamać dla czyjegoś dobra. Bo czy poważnie chciało się poznać niektóre myśli, które nie dawały powodów do nie martwienia się? Henry był szczery jak najbardziej mógł i chociaż właśnie obiecał, że nie zrobi niczego złego, znalazł haczyk w swojej obietnicy i zrobi to, czego pragnie. Lancaster traktował Slytherin luzacko, szczególnie się nimi nie interesował, ale ten pogląd zmienił się wraz z zobaczeniem stanu Dwayne'a i stojącego nad nim Niemca wtedy na moście. Nigdy nie dowiedział się co złego jest w mugolakach. Nikt mu tego nie wyjaśnił i nie pokazał palcem, bo Henry najzwyczajniej w świecie nie widział różnic między sobą a osobami pochodzącymi z mugolskiego świata. To, że należał do małej rodziny czystokrwistej nigdy jakoś nie kazało mu się tym puszyć i chwalić na prawo i lewo. Nie widział w tym powodów do szpanowania i gnębienia osób, które zostały zaproszone do świata magii. Ale widząc narastający rasizm i wojnę krwi, Henry tracił nad sobą panowanie. To było całkowicie bez sensu bić kogoś za jego pochodzenie, na które nikt nie ma wpływu. O ile był w stanie trzymać nerwy na wodzy po pobiciu Dwayne'a, to na tym się to kończyło, gdy w grę wchodziło zastraszanie Wandy i jeszcze całowanie jej mimo, że dostał od niej solidnego kosza. Odesłała go z kwitkiem i pokazała mu gdzie jest jego miejsce. Był dumny z Wandy, która oprócz wdzięku i przyciągających oczu miała cięty charakterek. Im dłużej z nią był, tym widział w niej więcej zalet i siły. Ani razu nie złamała się, chociaż straciła więcej niż Henry. Znosiła plotki Proroka, poszeptywania a nawet czcze groźby, których chociaż nie dało się brać poważnie, dalej były pogróżkami. Henry zazdrościł jej takiego opanowania, bo jego aż nosiło. Starał się dbać o to, żeby tematy ich rozmów były zawsze pozytywne i zapamiętywane śmiechem, ale w końcu przyszedł czas i muszą zdjąć maski z twarzy. Nie było wesoło, oboje mieli wielkie problemy i trzeba było je jakieś rozwiązać. Jeśli nie polubownie, to przemocą. Henry rzadko używał siły, nawet powiem, że nigdy (jeśli się nie liczy zmuszania Dwayne'a do wyszorowania miotły), a teraz jakoś nie widział innego żadnego dobrego rozwiązania dla Grossherzoga. Teraz nie miał czasu ani sił przystanąć i skomplementować każdego cala ciała Wandy, ale gdyby się na to zdobył, nie byłby zaskoczony tym, co by zobaczył. Jak zawsze nie okazywała słabości i chociaż widział, że chciałaby się rozpłakać, nie podszedł jeszcze do niej i jej nie przytulił. Musiał się uspokoić. To wada Heńka, bo gdy już ktoś go wytrącił z równowagi, a o to nie było łatwo, miał problemy z opanowaniem trzęsących się rąk i różdżki, która wciąż prosiła o wyżycie się na czymś, choćby na przedmiocie martwym. Nawet nie kontynuował przekomarzania się, bo stracił ochotę na cokolwiek. Poświęcił sześć godzin, jeśli nie więcej, aby opanować siebie i zacząć logicznie podchodzić do swoich problemów, a teraz Wanda zdradziła mu słowa, które doprowadzały go do furii. Dobrze zrobiła, ale nie mogła oczekiwać, że Henry zachowa kamienną twarz tak jak było to w przypadku jej starszego brata. Nie uważał, że "naraża się na gniew Grossa", bo to Gross naraża się na gniew Henry'ego, gwoli ścisłości. Nie poświęcał siebie, a poświęcał swój czas, aby zrobić dobry uczynek i zrewanżować się pięknym za nadobne. Dwie skrajnie różne interpretacje, które Puchon miał zamiar wprowadzić w życie. Henry kręcił się po chodniku i próbował się uspokoić. Już dawno powinien dać sobie ulżyć i coś/kogoś porządnie zlać. Nie da się w nieskończoność zachowywać stoickiego spokoju. Nawet osoby takie jak Henry, które trudno było zdenerwować, miały swoje granice cierpliwości i nadchodził raz na jakiś czas ten moment, w którym trzeba było komuś przyłożyć i oczyścić siebie ze stresu. A miał go sporo w ostatnich tygodniach, jeśli nie mówić o całym kolorowym roku. Oddychał powoli, wmawiając sobie, że dzięki temu się uspokoi. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że Wanda teraz wstanie i widząc, że jest na skraju cierpliwości, do niego podejdzie. Gwałtownie odwrócił się w jej stronę, gdy dotknęła znienacka jego ramię. Spiorunował ją nawet wzrokiem, jakby spodziewał się, że to ktoś inny go teraz zaczepi. Znieruchomiał, bo to było najlepsze co mógł w chwili obecnej zrobić. Uderzyło go świeże waniliowe powietrze. Inhalował się nim, nie podnosząc ramion i nie obejmując ciała Krukonki. Patrzył na nią ciemnym i błyskającym spojrzeniem, ale już się nie ruszał. Stracił dech w piersiach, gdy go do siebie objęła, a przecież sama się trzęsła. Nawet jej głos nie tryskał pewnością siebie, a powinien. - Ja, Wando, nie będę robił niczego głupiego ani niszczył sobie życia. Wręcz przeciwnie. - poprawił ją nieco ostrzejsrzym tonem niż zamierzał. Mogła równie dobrze odebrać to jako warknięcie. Henry opamiętał się i dotarło do niego, że nie powinien takim głosem mówić do Wandy. Nie była niczemu winna, że ktoś się w niej zakochiwał, nawet ktoś tak podły jak wspomniany ślizgon. Henry uniósł sztywne ramię i położył rękę między łopatkami Krukonki, zatrzymując ją jeszcze przy sobie. Przysunął ją do siebie. Nie udało mu się rozluźnić mięśni spiętych od adrenaliny, ale przynajmniej starał się złagodzić swoje słowa. - Dlaczego mam się gniewać? - zmarszczył czoło, zbity nagle z tropu. Co ma gargulec do goblina? Oparł brodę o ciepłe czoło dziewczyny, poddając się. - Nie zawracaj sobie nim głowy, nie musisz. Masz rację, stratą czasu jest przejmowanie się kimś takim jak on. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Uliczka Czw 19 Lut 2015, 20:13 | |
| Wanda od zawsze powtarzała, że nie warto w sobie tłamsić wszystkich uczuć – i chociaż sama momentami tak robiła, a jakże, to uważała, że bliskie jej osoby powinny raz na jakiś czas dać upust emocjom – zwłaszcza tym negatywnym. Nie mogła się jednak powstrzymać i nie podejść do Puchona. Tyle razy gdy było jej źle potrzebowała czyjegoś dotyku, zapewnienia, że wszystko będzie dobrze, czegokolwiek co dałoby jej nadzieję na lepsze jutro. Być może popełniła błąd – w pierwszej chwili przestraszyła się wzroku Lancastera, bo ten spojrzał na nią jak na kogoś obcego, jak na kogoś kto chciał go skrzywdzić. Opamiętał się jednak i pozwolił na zbliżenie się jej i trwanie w ciszy, do momentu aż któreś z nich się nie odezwało. Nie chciała przeszkadzać Henrykowi, dlatego też milczała – dała mu moment na uspokojenie oddechu. Jego klatka piersiowa dalej unosiła się spazmatycznie, a całe jego ciało było sztywne jak u trupa. Nie podobało się to jak na nią spojrzał, ale czego mogła od niego oczekiwać w takiej chwili? Kwiatów, słodkich buziaków i czułych słówek? To co powiedziała, co właściwie przekazała mu w formie ustnej nie było niczym przyjemnym, nie napawało również optymizmem, wręcz przeciwnie. Wanda obawiała się co też może wymyśleć Henry by dopiąć swego. Gross nie był chyba aż taki głupi i nie próbowałby zaatakować dziewczyny w miejscu publicznym – w tym wypadku chodziło o szkołę. Nie dałaby mu się zastraszyć, gdyby trzeba było to i by walczyła, a co. Z racji relacji łączącej Gila z Dorianem ten nie powinien zbytnio szczekać, a nawet jeżeli to domyślała się po lekcji wdż-tu, że i starszy Whisper nie będzie obojętny na los własnej siostry. Z jednej strony było to cholernie miłe uczucie kiedy wiesz, że komuś na Tobie zależy. Że ktoś chce Cię chronić, by nie stała Ci się krzywda. Z drugiej jednak, kiedy wiesz, że jesteś dorosły i że potrafisz sam o siebie zadbać wizja dwóch rycerzy trochę Cię onieśmiela i krępuje. Nie była małą dziewczynką, będzie to powtarzać do momentu kiedy Ci w końcu zrozumieją, że ona sama nie boi się Grossherzoga – co nie do końca było prawdą. Nie wiedziałaby jak zareagowałaby gdyby ten faktycznie się na nią zaczaił – być może magia poszłaby w ruch, a ona sama skończyłaby w SS, ale czy to było ważne? Teraz nie chciała narażać bliskich na nieprzyjemności i kłopoty, dlatego gdy tylko wyczuła jak ramiona Lancastera sztywno ją obejmują westchnęła. Może z ulgi, że jej nie odtrącił a może z obawy? - Naprawdę nie chce byś miał przeze mnie problemy. Zostawmy tą sprawę tak jak jest, dobrze? – Spytała cicho, odwracając głowę, jednak nie zmieniając pozycji ani o milimetr. Coś z tyłu głowy mówiło jej, że Henry będzie próbował kombinować jak tu się zbliżyć do Niemca. Najpewniej zaplanuje jakiś podstęp, pułapkę, cokolwiek by dać popalić Ślizgonowi, co niezbyt się jej podobało. Nie była głupia, ton jakim się do niej odezwał nie wróżył niczego dobrego. Nie obraziła się jednak, tylko potulnie przyjęła reprymendę i skuliła się, tłamsząc w sobie pewien znany jej odruch. Naprawdę wolała zostawić to wszystko, aby los dalej sobie szedł w zaparte. Chciała cieszyć się życiem, poznawać nowych ludzi, uczyć się, a nie martwić tym co też wymyśli Gross czy jej chłopak na spółkę z bratem. Nie chciała nowych powodów do znienawidzenia samej siebie czy innych – naprawdę wolała spokój. Przesunęła dłonią po plecach blondyna w uspokajającym geście i zakołysała nim lekko. - Pamiętaj, że we mnie masz zawsze oparcie, Henry. Nieważne co byś zrobił. – Odezwała się zaraz, chcąc po prostu poinformować go o tym, że mimo wszystko… jeżeli zdecyduje się na zemstę, to może ją o tym spokojnie poinformować, bo choć ta nie lubiła siłowego rozwiązywania problemów to zawsze będzie przy nim by go wspierać. Może to dziwne, ale Wanda była podejrzliwa. Nie wierzyła, ba! Nie chciała wierzyć, że Lancaster nie posunie się do czegoś czego mógłby potem żałować. Podniosła powoli łepetynę, by móc spojrzeć na ciemniejące spojrzenie mogące zabić, a które należało do osoby, która w ostatnim miesiącu stała się dla niej niemal całym światem. Przełknęła ślinę i niepewnie posłała w jego stronę uśmiech – jeszcze ten z grona nieśmiałych. Nie chciała by ten udawał, że wszystko jest okej, skoro tak nie było. - Sądzę, że potrzebujesz napić się czegoś mocniejszego niż kremowe piwo. – Mruknęła, przesuwając piwnymi tęczówkami po jego twarzy. Odsunęła się, tak, że nie musiał już jej obejmować jeżeli nie chciał. Odgarnęła z buzi zbłąkany kosmyk ciemnych włosów i zakołysała się w przód i w tył – chociaż nie było jej gorąco, ona sama miała nieodpartą chęć upicia się. Czy mogło być coś lepszego niż Ognista w pewien październikowy wieczór?
|
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Uliczka Czw 19 Lut 2015, 20:42 | |
| Dla niego właśnie nadszedł taki czas, aby się na czymś wyżyć. Zaniechał jednak takich planów, bo nie chciał psuć im wieczoru. Nikt nie mówił, że ich rozmowa będzie łatwa i lekka. Nie patrzył na Wandę jakby chciał ją skrzywdzić. Sprawiało to takie wrażenie, bo nie spodziewał się, że teraz do niego podejdzie. Nie przywykł potrzebować czyjegoś dotyku, gdy miał ochotę kogoś zamordować. Wpędziła go w poczucie winy i słusznie, bo faktycznie zachował się niczym Filch, który nikogo nie lubił i na każdego patrzył jakby mieli zaraz zawisnąć do góry nogami pod sufitem. Nie przerywał ciszy i powoli się uspokajał, głównie dzięki inhalacji waniliowym powietrzem. Nie wyobrażał sobie swojej bezczynności po usłyszeniu czegoś takiego. Oczekiwanie od niego zachowania spokoju było niemal brutalne. Nie wziął nawet pod uwagę tego, że Wanda jest dorosłą, utalentowaną czarownicą i sama sobie poradzi z meblowaniem twarzy osób, które zapomną gdzie jest ich miejsce. Henry mówił i działał instynktownie. Chciał zemsty i kiedyś doprowadzi ją do skutku. Nie od razu, nie było pośpiechu. Teraz musi tylko uciszyć wszystkie podejrzenia, które mogłyby na niego paść, gdyby przypadkiem znaleziono Niemca w jakimś dole na cmentarzu. Nie odpowiedział czy zostawi sprawę tak, jak jest czy nie. Dotknął ustami gorącego czoła dziewczyny i cicho westchnął, skupiając swoją uwagę na niej. Dzięki temu uspokoi nadszarpnięte nerwy i będą mogli iść gdzieś się ogrzać albo wrócić niestety do zamku, bo godzina godziną, ale w końcu Filch ich pożre, przeżyje i wypluje, jeśli ich przyłapie. Zimniejsze powietrze go ocuciło i wrócił na ziemię. Wanda skuliła się i zachowywała sie bardzo niepewnie, co było bardzo dziwne. Henry poczuł się winny. Najpierw zareagował, a potem pomyślał zamiast na odwrót. Jak mogła to przewidzieć, nie dał jej odejść te dwa kroki. Objął ją talię i uśmiechnął się niemrawo. - Czytasz mi w myślach, ale dalej nie zmieniłem zdania i nigdy nie zobaczysz mnie pijanego. - przypomniał jej to, co kiedyś pisał jej w listach. Niedługo będzie impreza puchońska i będzie miał okazję napić się czegoś mocnego i potem cierpieć kaca przez długi czas. Należytego kaca. Objął obiema dłońmi okrągłą twarz Wandy, mając wyrzuty sumienia, że na nią warknął. Okazała mu szczerość i oczekiwała, że ją zrozumie i pocieszy, a on zamiast wziąć się w garść, denerwował się i nie potrafił opanować. Pocałował oba ciepłe policzki i czoło, oddychając przy tym, jakby czekał długo na zaczerpnięcie świeżego powietrza. - Robi się późno i zimno. Musimy wracać do zamku, bo w końcu ktoś się skapnie, że nie ma mnie od siedmiu godzin. - znając życie Laurel podniesie alarm i wezwie wojska,a Dwayne zgromadzi indiański oddział bojowników, czego nie chciał zastać po powrocie do Pokoju Wspólnego. Jedno było pewne, nie zamierzał pić przy Wandzie ani podsuwać jej alkoholu. Rodzice mu wpoili, że pewnych rzeczy nie wolno proponować kobietom i to nie z powodu "bo nie wypada", a z szacunku. |
| | | Wanda Whisper
| Temat: Re: Uliczka Czw 19 Lut 2015, 23:59 | |
| Może należało podejść do sprawy zupełnie inaczej? Może Wanda nie powinna się wtrącać do planów Henryka, jeżeli ten jakiekolwiek posiadał? Niech robi co chce, z kim chce. Panna Whisper uda po prostu, że to co się dzieje wokół jej nie dotyczy. Jak najszybciej wymaże z pamięci informacje o Grossie – będzie go unikać za wszelką cenę, jeżeli ktoś o nim wspomni zrobi głupawą minkę – przecież nie wie o kogo chodzi. Wspomnienia o nim umrą, zginą, przepadną. Nie będzie już nic czym miałaby się denerwować. Jeżeli jednak Dorian wraz z Lancasterem uknują coś i będą potrzebowali pomocy, to zrobi to. Czegokolwiek by nie chcieli, najpierw przymknie oko, a potem wyciągnie asa z rękawa. Bądź różdżkę. Co kto woli. Do tej pory jednak nie będzie już poruszać tematu Niemca ani mu podobnym – mieli się nie przejmować takimi sprawami, to nie będą. Nie to, że jest to tabu czy cokolwiek innego, podobnego. Whisperówna nie miała nic przeciwko temu by dyskutować na wszelakie, nawet te trudne tematy. Przed nimi nie uciekną, więc nie ma sensu wszystkiego odkładać na ostatnią godzinę, skoro można załatwić to wcześniej. Tak samo jak teraz, kiedy to ich dwójka stała w ustronnym miejscu i choć ich miny nie wskazywały na to, że są zadowoleni z życia to przynajmniej Krukonka cieszyła się, że stoi tutaj właśnie z Henrym, a nie z kimś innym. Odnalazła go, zmartwiona jego zbyt długim spacerem w nieznane – w tej chwili miała go przed sobą i widziała jak targają nim sprzeczne uczucia. Nie miała mu za złe, że burknął raz czy dwa na nią – miał prawo się irytować – w końcu nie na co dzień dowiadujesz się, że ex Twojej dziewczyny jej grozi, prawda? Chyba, że mieszkasz na Filipinach i kręcisz się tylko przy córkach mafiozów. Ale to inna sprawa, tutaj mamy Hogwart. Przez ciało dziewczęcia przeszedł słodki dreszcz kiedy poczuła znane jej wargi na swoich rozpalonym czole – poczuła się niemal od razu lepiej, lżej wiedząc, że chłopak nie jest na nią zły, że się na nią nie wścieka. Poczuła się jeszcze lepiej, gdy przyciągnął ją do siebie, a ona poddała mu się jak gdyby nigdy nic. Nie mogłaby od niego uciec, nawet gdyby ktoś siłą ją odciągał. Uśmiechnęła się już pewniej, a jej ciemne oczy na nowo rozbłysły. Temat Grossa zszedł na dalszy, mniej ważny plan – pewnie przypomni się w najmniej oczekiwanym momencie – Wandzia miała nadzieję, że do tego jeszcze daleka i długa droga, wolała cieszyć się tym co ma, a nie zaprzątać głowę zdradami i niecnymi planami bliskich jej osób. A już na pewno nie chciałaby być powiązana ze śmiercią czy też skrzywdzeniem jednego ze Ślizgonów. Dlatego też na powrót wbiła spojrzenie w buzię Lancastera i zahaczyła palcem wskazującym o jego brodę. - Dlaczego? Sądzę, że byłby to całkiem zabawny widok. - Odezwała się lekko schrypniętym głosem, który jeszcze drżał od emocji. Jej wargi jednak wyginały się w delikatnym uśmiechu, a jej ruchy znów były płynne i pewne siebie. Zastanawiała się dlaczego też Henryk nie chce pokazać się jej w stanie nietrzeźwości. Przecież nie było w tym nic złego – ileż razy miała do czynienia z pijanymi kolegami i jakoś nikt nie robił z tego powodu nieprzyjemności ani kłopotów. Sama także kilkukrotnie zbyt wiele wylała za kołnierz – i choć starała się trzymać z całych sił nie zawsze jej to wychodziło. Uniosła jedną brew lustrując lico Puchona chcąc dowiedzieć się też co chodzi mu po głowie. Czy miał jakieś uprzedzenia, czy coś mu wpojono? Czy to było istotne? Oprócz tego, że Wanda miała wielką ochotę zobaczyć jak Lancaster zachowywałby się po alkoholu to wszystko było w porządku. Wyjaśnili sobie co trzeba, teraz musieli zająć się sobą. I jak na zawołanie poczuła jak duże dłonie obejmują jej twarz, a ona stoi jakby w potrzasku nie mogąc się ruszyć ani o milimetr. Nie potrafiła również oderwać wzroku – przymknęła na moment oczy kiedy miękkie usta muskały jej lico, a ona tylko chłonęła obecność Puchona jak nic innego. Drgnęła niezauważalnie i nie potrafiąc już się powstrzymać błysnęła zębami w odpowiedzi. - Chcesz już wracać? – Spytała zaraz zaskoczona. Przecież dopiero co wyszła ze szkoły. Podniosła wzrok na niebo i odkryła, że to całkowicie pokryło się granatem, na którym co i rusz wyrastały nowe gwiazdozbiory przyjemnie łaskoczące sklepienie. Przez dłuższą chwilę przesuwała patrzałkami po nieboskłonie, jakby zapominając o tym gdzie się znajduje i z kim. Przypomniały jej się lekcje astronomii – prace domowe i cały tej szkolny bajzel. Szczerze mówiąc nie miała ochoty wracać do Hogwartu, wolałaby gdzieś wyskoczyć, ale skoro Henry spędził tyle godzin poza murami budynku to nie mogła się sprzeciwiać. Opuściła ciemne spojrzenie i kiwnęła głową. - A już miałam Cię zapraszać na gorącą czekoladę. – odparła po chwili wyważonym tonem jakby miała jakieś wielkie plany wobec niego, ale one oczywiście mogą poczekać. Przysunęła się do niego i sprzedała mu wilgotnego całusa w usta, tak spontanicznie, bo mogła!
|
| | | Henry Lancaster
| Temat: Re: Uliczka Pią 20 Lut 2015, 19:35 | |
| To, że coś złego chodziło mu po głowie nie oznaczało, że będzie w to wciągał Wandę. Wolałby nie robić jej kłopotów przez swoje nie do końca legalne plany. Najlepiej by było, aby trzymała się od tego z daleka i pozostała nieświadoma, ale Henry dobrze znał Wandę i wiedział, że jest inteligentna i prędzej wyczyta z jego twarzy każde przestępstwo niż dałaby się okłamać. Najlepiej będzie puścić szczenięce pogróżki Grossa w niepamięć i zająć się czymś o wiele przyjemniejszym, jak na przykład kontynuowaniem bycia w swoim towarzystwie. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że Wanda chętnie by się przyłączyła do knucia. Miał ją za poważną, beztroską Krukonkę przestrzegającą regulaminu bardziej niż on. Mniejsza o większość. Wymamrotał pod nosem coś niezrozumiałego typu i-tak-nie-zmienię-zdania. Słowa nietrzeźwego to myśli trzeźwego, dlatego Henry nie chciał się pokazywać Wandzie w stanie upojenia alkoholowego. To takie poniżenie zataczać się na jej oczach, bełkotać i obijać o ruszającą się podłogę. Wolałby, żeby miała o nim lepsze zdanie i widziała go tylko w pełni władz umysłowych. Jeśli ma pić, to z innymi kumplami, nawet obcymi. Henry nie miał nic do kobiet i nie traktował jej jako płci słabszej (przecież w jego drużynie taka Laurel czy Svietlana były lepsze niż niejeden pałkarz), ale do kieliszka jest tylko męskie towarzystwo. Już on o to zadba, aby panna Whisper nie widziała go w takim stanie,bo właśnie wydała się, jak bardzo jest tego ciekawa. Henry nie miał pojęcia gdzie tutaj powód do zainteresowania, ale już nie przedłużał tematu, aby ta urocza pannica celowo nie zapędziła go w kozi róg. Miał zaprowadzić ją do zamku, ale wybitnie nie chciało mu się zmuszać kończyn dolnych do zawrócenia. Czasami jak się idzie się w parze czy w grupie pojawia się takie przeczucie, że po tej stronie ulicy idzie się niewygodnie. Teraz było właśnie podobnie. Co próbował się odwrócić w stronę prowadzącą do Hogwartu, to coś mu nie pasowało. Skoro i tak złamali regulamin i szlajają się dosyć późno po Hogsmade, sami, to mogą zaszaleć. Kiedy Wanda oglądała nieboskłony, Henry oglądał jej błyszczące piwne oczy, stwierdzając, że ma niebo o wiele, wiele niżej, tutaj wzrostu Wandy. - No dobra, przekonałaś mnie. - a miał się upierać, że wrócą do zamku. I nie czekolada go zachęciła, a dolna warga, która zwiała za szybko, zanim mógł jakoś inaczej zareagować i odpędzić gęstą atmosferę sprzed paru minut. - Chodźmy wszędzie, byle nie do herbaciarni. Ta babka mnie od zawsze przerażała. - splótł ich palce i wskazał jej stronę ulicy, która była jak najbardziej wygodna do spaceru. Wieczór był bardzo zimny, więc tym bardziej chętnie dał się zaprowadzić grzecznie za rękę gdzie tam Wanda chciała. Henry nawet nie patrzył na drogę ani jak idzie, zajęty oglądaniem profilu Krukonki. Trzy razy się potknął o wielką dziurę, dusząc się ze śmiechu przy okazji, ale cudem nie runął na chodnik. Jak zwykle robił z siebie błazna przy dziewczynie. To się chyba nigdy nie zmieni.
[poszli sobie z tematu] |
| | | Bellatrix Lestrange
| Temat: Re: Uliczka Sro 09 Wrz 2015, 09:59 | |
| Była gotowa wywołać koniec świata. Miała wyjątkowo zły nastrój, ponieważ dopadło ją jakieś paskudne przeziębienie. Żaden eliksir nie zdołał jej wyleczyć, więc to na pewno jakieś mugolskie choróbsko. A skoro mugolskie, to Bellatrix zwalczy je siłą swojej woli i wściekłości. Tego dnia wyszła z domu pomimo zniechęcającej aury, ponieważ umówiła się na zabójczo romantyczne spotkanie. Na ulicy było już ciemno, a deszcz padał nieustannie od dwóch godzin. Ulice zamieniły się w rwące rzeki i nikt o zdrowych zmysłach nie miał ochoty nimi spacerować. Strój śmierciożercy dawał osłonę przed wścibskimi oczami i deszczem, ale uniemożliwiał wytarcie nosa. Czarownica smętnie nim pociągnęła i pielęgnowała w sobie złość na tego przeklętego Miltona. Była przekonana, że ten mężczyzna coś wiedział i węszy. Ostatnio zepsuł jej żart, gdy zbyt szybko pojawił się z resztą tego swojego śmiesznego oddziału, by odratować mugoli. Ile energii i pracy kosztowało grupkę śmierciożerców sprowadzenie Garboroga do niemagicznej dzielnicy. Był niezły ubaw, kiedy stworzenie zadeptało jednego z dzielnych obrońców mugoli. Bellatrix obserwując siejące zniszczenie zwierze zdążyła zapałać do niego sympatią i tym silniej odczuła sprawioną jej przykrość, gdy jej ogromny pupilek został zamordowany. Milton nie okazał litości, więc i ona tym razem nie zamierzała. Nie zapomniała tego mężczyźnie, a poza tym była pewna, że ten widział ją na miejscu i coś podejrzewa. Nie mogła pozwolić mu żyć, nawet jeśli to przekonanie było tylko wynikiem jej obsesji. Po prostu, Bellatrix poczuje się dużo lepiej, gdy Harry zginie. Ostatnim razem wyprowadziła Czarnego Pana z równowagi i obecnie wolała uniknąć sytuacji, w której znów będzie z niej niezadowolony. Długo nie mogła otrząsnąć się po crucio Voldemorta, a skutki zaklęcia odczuwała przez wiele godzin. Tym bardziej była pod wrażeniem jego zdolności magicznych, skoro czar rzucił od niechcenia. Czarny Pan wie jak zaimponować kobiecie. Czekała ukryta w cieniu, aż jej ofiara znajdzie się dość blisko. Nie miała zamiaru pozwolić mu dotrzeć na miejsce. W przeciwległej uliczce czekał jej mąż, nie wiedzieli przecież skąd Milton przyjdzie. Teleportuje się zapewne jak najbliżej lokalu. Mimo to pani Lestrange miała nadzieję, że to najpierw w jej zadbane szpony wpadnie Harry. Gdyby tak się jednak nie stało, będzie go miał jej mąż. Nie wątpiła w Rudolfusa, a choć teoretycznie z czarodziejem poradziłaby sobie sama, to jednak łatwiej i przyjemniej było z kimś u boku. Tym bardziej, jeśli będą zmuszeni do pościgu. Wiedziała, że mąż jej nie zawiedzie, z tych samych powodów, z których ona na zawsze pozostanie wierna Czarnemu Panu. Rudolfus chciał mieć z nią dzieci, tak jak ona chciała je mieć z Czarnym Panem. Nie można pozwolić skrzywdzić przyszłego rodzica swoich pociech. Zacisnęła palce na różdżce i znów pociągnęła nosem. |
| | | Harry Milton
| Temat: Re: Uliczka Sro 09 Wrz 2015, 16:08 | |
| /Bilokacja za zgodą Jasmine;
Pogoda była iście parszywa i nic nie wskazywało na polepszenie sytuacji z powodu zbliżającej się nieuchronnie zimy. Minęły się trzy tygodnie od tajemniczego zniknięcia nauczyciela od Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami i na to miejsce mianowano kogoś innego, dotychczas nieznanemu Harremu póki nie rozpoznał nazwiska – Fimmel. Przed oczyma stanęły mu bowiem dwie niesforne dziewczyny, zrządzeniem losu bliźniaczki o zupełnie odmiennych osobowościach i jedynie sympatia żywiona do łagodniejszej z nich sprawiła, że mężczyzna nie przekreślił od razu ich ojca. Pewien niedosyt krążył po trzewiach Miltona, dlatego też postanowił chociaż na chwilę powrócić do rzeczywistego świata, próbując w ten sposób nakarmić ochłapami próżności własną dumę i zazdrość z powodu tak prędkiego odnalezienia zastępcy. Nie miał najmniejszych skrupułów z pozostawieniem Mary wczesnym rankiem, doskonale zdając sobie sprawę z czekających na nią obowiązków w szklarniach. I chociaż oferował wielokrotnie pomoc przy roślinach, tego wieczora kobieta musiała przywitać na nowo czyhającą nań samotność. Ubrany przeciwnie do okoliczności, z jakimi został zaproszony na spotkanie, brnął do Hogsmeade najskuteczniejszym ze sposobów – używając sieci Fiuu, od którego niemalże zawsze dostawał czkawki. Wychodząc więc z pubu strzepywał jeszcze resztki zielonego proszku, czując przewracający się żołądek i zaciskał z całych sił usta, ażeby nie wydobyć na wierzch zdradliwych odgłosów. Na zwyczajną bluzę z kapturem zarzucił płaszcz zabezpieczający go przed wiatrem i ukrywał niespokojne spojrzenie w cieniu zarzuconego na głowę materiału. Uspokojony dniami przepełnionymi spokojem na odzyskiwaniu wewnętrznej równowagi, niemalże z radością przeczytał list na temat prośby nieznanej mu Kate. Jako mężczyzna nigdy nie określiłby się mianem atrakcyjnego, a tym bardziej intrygującego na tyle, by latami powstrzymywać erupcję uczuć. Nie, całkowicie nie wierzył w farmazony wypisywane przez kobietę o zamaszystym piśmie, jednak ciekawość oraz pewien kuszący zapach adrenaliny wystarczył do porzucenia rozsądku. Zostawił go zapewne na plantacji, zabierając ze sobą wyłącznie ostrożność nakazującą wstrzemięźliwość przed ujawnieniem swej obecności w herbaciarni. Było to zadanie dosyć trudne, dlatego też niecny plan Herberta pchnął go wprost w ramiona czekającej na niego Bellatrix. Nieświadomy wciąż próbował pozbyć się zielonych pyłków na lewym rękawie, co było bardziej czynnością godną miana pedanta niż osoby logicznie rozumującej – skoro za kilka minut zamierza przeistoczyć się w ptaka i sprawdzić pannę Kate siedzącą zapewne przy stoliku w herbaciarni, nerwowo obgryzając paznokcie.
|
| | | Bellatrix Lestrange
| Temat: Re: Uliczka Sro 09 Wrz 2015, 19:43 | |
| Ostrożność, jak widać na przykładzie Miltona, sprowadza na człowieka kłopoty, dlatego Bellatrix lubiła działać instynktownie i liczyć na życzliwość fortuny. Mężczyzna minął jej kryjówkę skupiony na rozmyślaniach na temat swojej własnej atrakcyjności. Czarownica nie mogła liczyć na lepszy moment, dlatego wyszła ze schronienia, skorzystała ze swoim zdolności posługiwania się magią niewerbalną i cisnęła w niego drętwotą. Musiała być naprawdę wściekła, skoro zaklęcie momentalnie zwaliło mężczyznę z nóg i pozbawiło go przytomności. Bell pożałowała na chwilę, że nie potraktowała go od razu avadą, ale wtedy nie miałaby okazji do zabawy. Należała do ludzi, którzy lubią podręczyć swoje problemy zanim się nich definitywnie pozbędą. Gdyby pojawili się świadkowie, była gotowa odegrać szopkę i udawać, że próbuje pomóc nieszczęśnikowi leżącemu na ulicy. Jak przystało na artystkę, miała przecież maskę. A jakby ktoś za bardzo się przyglądał przedstawieniu, to szybko pozbyłaby się ciekawskiego widza. Niestety, jak na złoć nie było nikogo, przed kim mogłaby popisywać się swoimi zdolnościami aktorskimi. Uśmiech satysfakcji przemknął przez jej wargi, gdy przypomniała sobie jak tamten energicznie otrzepywał ramię z pyłku, a teraz mogła go obserwować leżącego w błocie. Wyciągnęła drobną stópkę w eleganckim buciku na malutkim obcasie i lekko trąciła okrąglutkim czubkiem nieprzytomne ciało. Dla pewności i satysfakcji. Należało teraz tylko, używając lewitacji, zabrać ze sobą nową zabawkę, postanowiła jednak poczekać z tym na męża. Rudolfus miał do niej przyjść, jeśli Milton nie pojawi się na czas w jego uliczce. Wybrała już odpowiednie miejsce na przebudzenie się ofiary. Podwórko, na którym krzyki nikogo specjalnie nie zainteresują. Większość mieszkań była tam opuszczona, a nawet jeśli ktoś tam przebywał, to gorsze rzeczy działy się w tych pokojach i tortury na nikim nie zrobią wrażenia. Bellatrix wiedziała, że ludzie wolą się nie mieszać, dlatego tak silnie większością gardziła. Brakowało im odwagi, umiejętności i ochoty, by stanąć w obronie kogoś obcego. Poza tym miejsce, które kobieta wybrała stanowiło idealną scenerię. Było ono brudne, cuchnące, zniszczone i pozbawione światła latarni. Milton po tej odbierające zmysły randce obudzi się związany na górce gruzu i pewnie wciąż będzie miał problemy z zebraniem myśli. Do tego ból oraz szczypanie policzków, jakby ktoś porządnie go po nich okładał, próbując dobudzić.
Ostatnio zmieniony przez Bellatrix Lestrange dnia Czw 10 Wrz 2015, 09:58, w całości zmieniany 3 razy |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Uliczka Sro 09 Wrz 2015, 19:43 | |
| The member ' Bellatrix Lestrange' has done the following action : Dices roll'10-ścienna' : |
| | | Rudolf Lestrange
| Temat: Re: Uliczka Sro 16 Wrz 2015, 11:55 | |
| Istotnie ciężko było odmówić swojej żonie, której zamiłowanie do bez było nieziemskie. Chyba bardziej kochała tylko znęcanie się nad mugolami i Czarnego Pana, ku zgrozie Rudolfa. To była jego żona i nawet cały szacunek, jakim obdarzał swojego mistrza nie mógł wyplenić z niego zazdrości. Bellatrix była usposobieniem gwałtowności, namiętności i atrakcyjności. Dlatego największe awantury wybuchały, kiedy Bella rozwodziła się na temat cudowności i wspaniałości Mistrza. Ze względu na parę niesprzyjających okoliczności nie miał możliwości być z żoną, kiedy ta zajęła się małą, słodką masakrą z użyciem Garboroga. Był wtedy w pracy, a praca niewymownego miała to do siebie, że nie można było zmienić godzin pracy. Każde, chociażby minutowe wyjście wcześniej zza drzwi w Departamencie Tajemnic wzbudza podejrzenia. Praca była dość pedantyczna, więc kiedy wychodził z gabinetu i z wielkim zdziwieniem słuchał, że coś takowego ma miejsce, nie poleciał od razu do żony. Wiedział, że sobie poradzi. Dlatego tak jak zawsze wrócił do domu z paczką bez i natknął się na rozwścieczoną żonę. Po wyzwiskach, paru klątwach, w którym jedna śmignęła tuż nad uchem Rudolfa i pięciu zbitych wazonach Rudolf w końcu wyciągnął ze swojej żony, co się stało. Wysłuchał jej uważnie, skinął głową na jej plany i obiecał pomóc. Umówili się w przeciwległych uliczkach i jeśli nie było by Miltona w jego części do umówionej godziny, miał udać się do Belli. Oczekiwał przybycia rudzielca, ale minuty mijały jedna po drugiej. Rudolf miał na głowie kaptur, bo bądź co bądź nie chciał zmoknąć i jednocześnie zostać rozpoznanym. Miał zamiar jeszcze użyć Kameleona na sobie, gdy Milton się zjawi. Gdy wybiła odpowiednia pora wolnym krokiem udał się do drugiej uliczki, gdzie pociągająca nosem Bella stała nad ciałem Miltona. Uśmiechnął się spod kaptura do żony. Nie odzywając się ani trochę smagnął różdżką, używając lewitacji na sparaliżowanym ciele. Znał plany Belli, więc przetransportował siebie i Miltona na owe podwórko. Ciało spadło z łoskotem na mokrą ziemie. Rudolf stanął obok Belli i pocałował ją w odsłonięty kawałek szyi. Przesunął usta na ucho. -Zabaw się. -szepnął. On był tylko wsparciem. Zabawa miała uszczęśliwić zwłaszcza ją, której mordercze zapędy były nieokiełznane. I podniecające. |
| | | Harry Milton
| Temat: Re: Uliczka Czw 17 Wrz 2015, 09:37 | |
| Ciemność. To jedyne co ogarnęło Herberta w zaledwie ułamku sekundy, zanim zdążyć poczuć cokolwiek związanego z nadchodzącą utratą przytomności i następstwami upadku – żadnego bólu, żadnej świadomości. Po prostu zniknął w tak gwałtowny sposób, że nie był w stanie zrozumieć co się stało – nawet nie zdążył o tym pomyśleć. Czas biegł swoim torem i tempem, a bezwładne ciało zostało przetransportowane prosto w opuszczone podwórko pozbawione jakiekolwiek światła. Mrok. Był on pierwszym, który zaatakował wszystkie zmysły mężczyzny kiedy świadomość zaczęła powoli wracać do zaskoczonego ciała. Puste naczynie na nowo zostało napełnione egzystencją Herberta, który niemalże od razu odróżnił ciemność od mroku charakterystycznego po przebudzeniu z potężnego zaklęcia. Zawroty głowy nie miały racji bytu, ponieważ szeroka gama zapachów obezwładniła związane w jeden supeł kończyny. Nawet nie poczuł tak od razu szczypiącej skóry na Polikach, najzwyczajniej w świecie zaciskając powieki, kiedy narastająca jasność witała go wśród przytomnych. Bezwiednie zatoczył okrąg nie do końca posłusznym ciałem, otumaniony wystarczająco mocno, aby zapomnieć w jaki sposób należy posługiwać się językiem i do czego on tak naprawdę służy. Myśli nie łomotały jeszcze we wnętrzu czaszki z szaleńczą prędkością, ponieważ pierwsze sekundy po brutalnym wybudzeniu pozbawione były znajomości wygody czy komfortu. To przyszło dopiero z czasem, kiedy przytłamszone odgłosy zaczęły docierać do rudzielca, którego twarz umorusana była w błocie. Pierwsza próba poruszenia rękoma nie przyniosła żadnego oczekiwanego skutku, bo zamiast skoordynowanego ruchu, były nauczyciel w przyspieszonym tempie przewrócił się na bok z głuchym jękiem protestu. Wbijające się w skórę głowy kamyki gruzu były boleśnie szorstkie, dzięki czemu zdołał w końcu uchylić powieki i rzucić zaspanym wzrokiem przed siebie. Zbyt oszołomiony, aby ocenić czy przed nim ktoś się pochyla czy to tylko jakiś słup. Instynkt zadziałał z opóźnieniem, ponieważ Herbert szarpnął mocno barkami w próbie podniesienia ciała do pionowej pozycji a powieki otworzyły szeroko z małymi źrenicami otaczającymi błękitne tęczówki.
|
| | | Bellatrix Lestrange
| Temat: Re: Uliczka Pią 18 Wrz 2015, 09:23 | |
| Słowa męża i pocałunek sprawiły, że Bella zachichotała. W końcu była tylko rozpieszczoną dziewczynką z morderczymi skłonnościami, o czym zdaje się doskonale wiedział pan Lestrange. Żona bardzo doceniała to, że ten nie czuł się urażony, gdy w przypływie złości cisnęła w niego zaklęciem niewybaczalnym. Uważała, że to bardzo ładnie z jego strony. Kiedy Harry zaczął się wybudzać, Bellatrix zaklaskała. Nie wyglądało jednak na to, by biła brawo, kibicując jego wysiłkom. Raczej był to przejaw radości, jakby zniecierpliwione dziecko wreszcie otrzymało swój prezent. Nim jednak zajęła się swoją ofiarą, zerknęła przez ramię na męża. - Kochanie, to nie zabawa, tylko lekcja dla Ciebie. Jak Cię przyłapię z inną babą, to skończysz gorzej niż ten tutaj – znów zachichotała tym razem głośniej, ale nie mniej uroczo i dziewczęco niż poprzednio. Po tych słowach już tylko były nauczyciel z Hogwartu znalazł się w centrum jej zainteresowań. Panna Kate z liściku naprawdę zamierzała poświęcić mu całą noc. Okropny deszcz nieprzerwanie padał, gdy Bellatrix zrobiła ostrożny krok i znalazła się nad swoją ofiarą. Drobne, śliskie kamyczki osypały się spod jej ślicznych bucików. Dobrze, że nie założyła obcasów. Bardzo chciała w widowiskowy sposób posłać Miltona z powrotem do pozycji leżącej. Najlepsze byłoby kopnięcie go w szczękę z kolana, jego głowa sama wtedy poderwałaby się góry, a następnie wylądowała na kamieniach. Pani Lestrange nie była jednak na tyle praktyczną kobietą, by ubrać spodnie, a spódnica dość krępowała jej ruchy. Mężczyzna zobaczył nad sobą maskę, która niedługo stanie się jednym z symboli terroru, grozy i bólu. Po głosie jednak mógł wnioskować, że jego oprawcą jest kobieta. Bardzo niezadowolona kobieta, która właśnie przez nieostrożność nadepnęła na jego dłoń. Tym razem to on mógł pomyśleć „dobrze, że to nie obcasy”. - Oj – szepnęła, gdy zorientowała się, że miażdży mu palce. Nie zamierzała jednak przestać. Ból powinien szybko przywrócić mu świadomość, miała też nadzieję usłyszeć pierwszy krzyk pana Miltona. Ten powinien nie denerwować Belli i ładnie spisywać się w roli ofiary. - Haemorrhagia – wycelowała różdżką w ofiarę, mając nadzieję, że to skutecznie rzucone zaklęcie powoli będzie pozbawiać mężczyznę sił i z każdą minutą jego ucieczka stanie się jeszcze mniej prawdopodobna. Dłużej już nie potrafiła się jednak powstrzymywać, w końcu usta cisnęło jej się zupełnie inne zaklęcie. Chciała, by Milton cierpiał za zabicie jej zwierzątka i zepsucie zabawy. Bellatrix była prawdziwie wojującym ekologiem, gdy spoglądała na niego z góry z radosną ekscytacją iskrzącą się w ciemnych oczach. - Crucio – wymruczała rozkosznie, niecierpliwie, tak na dobry początek, by Harry nie zapomniał, że przyszedł tu na ekscytującą, namiętną randkę.
Ostatnio zmieniony przez Bellatrix Lestrange dnia Pią 18 Wrz 2015, 10:37, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Uliczka Pią 18 Wrz 2015, 09:23 | |
| The member ' Bellatrix Lestrange' has done the following action : Dices roll'10-ścienna' : |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Uliczka | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |