|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Huncwot
| Temat: Re: Boisko Pią 16 Lut 2018, 17:20 | |
| The member ' Tanja Everett' has done the following action : Dices roll
'10-ścienna' : |
| | | Syriusz Black
| Temat: Re: Boisko Wto 20 Lut 2018, 14:35 | |
| Oficjalna sowa od najlepszego przyjaciela wcale Syriusza nie ucieszyła. Szybko przekalkulował, miąc kawałek pergaminu w kulkę, że to nie będzie szczególna przyjemność sadzać swój tyłek na miotle w taką pogodę. I o takiej porze. Najchętniej zaszyłby się gdzieś przy kominku z prądowaną herbatą i wymyślił, jak uprzykrzyć życie Padalcom. Niestety skopanie im dupska na boisku również się kwalifikowało pod to postanowienie, więc z wielkim bólem Gryfon powlókł się w kierunku boiska brnąc przez śnieg w swoim szkarłatnym uniformie, kurtce i szaliku, z pod którego wystawała jedynie ciemna czupryna i para cwanych oczu. Dzierżąc na ramieniu torbę z prowiantem dla siebie, bo jak na dorastającego chłopaka bycie wiecznie głodnym nie było mu obce, myślał o tym jak bardzo dzisiejsze pogoda jest niekorzystna pod każdym względem. I to bynajmniej z powodu samej widoczności. Po balu zimowym, gdzie mógł wziąć w obroty podchmieloną Everett, Black intensywnie rozmyślał jak bardzo poprawiłby mu się humor, widząc ją w obcisłych spodniach. Ale przy tak niesprzyjającej pogodzie i zawierusze, Tanja będzie pewnie tak przystępnie ubrana jak muzułmańska zakonnica zaraz po święceniach. Westchnął tylko na ten niefart i zajrzał do szatni. Nie wszyscy jeszcze się zjawili, ale obiekt jego obecnych upodobań już był na miejscu. Wyszczerzył się do Tanji, tak jak przewidział, ubranej prawdopodobnie w zawartość całej szafy a później zmierzył Jamesa groźnym spojrzeniem. - Co jest Rogacz, Evans nie zgodziła się na wspólną wizytę w składziku? - posłał przyjacielowi złośliwy uśmiech - Czyżby nie chciała pomóc Ci przy polerowaniu miotły? O ile irytowały go oficjalne gadki i próby podnoszenia na duchu u Gryfonów, którym nie było czego podnosić bo jak zwykle uważali się za nie wiadomo kogo, tym razem Syriusz wstrzymał się z komentarzami na tyle, by łyknąć sobie jeszcze rozgrzewającego napoju i pochłonąć jedną kanapkę z indykiem. Nieznacznie też przysunął swój kuchenny prowiant w stronę Everett, bo w końcu każdy ogarniający sprawę facet wiedział, że jak chcesz zaimponować kobiecie to daj jej jedzenie. - I mówi to ten, przez którego można przegrać mecz jak sam zleci... - gderanie Blacka zakończyło wywody Pottera na temat dzisiejszych zajęć. Nawet wypicie sporej porcji herbaty z prądem go nie cieszyło, bo ilość potrzebna żeby się rozgrzać mogła stanowić niebezpieczeństwo w kwestii latania na miotle. Musiał się więc zadowolić zaledwie paroma łykami, co przy takim mrozie już w samej szatni, było ledwie jak ciepłe chuchnięcie. Od niechcenia sięgnął po swoją nieco zaniedbaną miotłę i wyleciał na boisko w ślad za Everett. Nawet przez rękawice czuł, jak kostnieją mu palce i nie trzeba było długo czekać, aż brunet zgarnął średnio subtelne muśnięcie tłuczkiem po ramieniu. - Rogacz, sadzaj swój tyłek i w górę! To od twojego patatajania zależy czy wygramy mecz, więc nie zgrywaj kibica! - Black śmignął tuż przy ziemi, zgarniając butem sporą porcję śniegu i obsypując przyjaciela. Jeśli Potter myślał, że będzie sobie tu stał jak ten kołek i patrzył jak reszcie drużyny grozi oblodzenie w powietrzu, to się mylił.
Ostatnio zmieniony przez Syriusz Black dnia Czw 22 Lut 2018, 19:01, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Boisko Wto 20 Lut 2018, 14:35 | |
| The member ' Syriusz Black' has done the following action : Dices roll
'10-ścienna' : |
| | | Gabrielle Levasseur
| Temat: Re: Boisko Pon 22 Paź 2018, 20:53 | |
| Pomieszczenie wypełnił natrętny dźwięk budzika, który uparcie nakazywał blondynce otworzyć oczy i wstać. Zdezorientowana zamrugała kilka razy powiekami, unosząc ociężałą jeszcze rękę do diabelskiego przedmiotu, tym samym uciszając go. Głowa dziewczyny opadła na miękką poduszkę, zaś usta opuścił przeciągły jęk niezadowolenia. Ziewnęła przyzwyczajając swoje oczy do półmroku, który panował w dormitorium. Pozostałe dziewczyny jeszcze spały, niektóre cicho oddychając, inne pochrapywały trzymane nadal w objęciach Morfeusza. Przeciągnęła się, owijając narzutą niemal jak kokonem. Nie miała najmniejszej ochoty opuszczać ciepłego i miękkiego łóżka, zamieniając je na mokre i zimne boisko, jednak decyzja zapadła już kilka dni temu i teraz nie mogła się wycofać. Spojrzała na delikatnie oświetloną tarczę zegara, który wskazywał godzinę 6:00, podświadomie głośno westchnęła, z grymasem bólu na twarzy. Nie miała wątpliwości, że będą to najgorsze tygodnie jej życia. *** Rozespana, w dłoniach trzymając swoją miotłę kroczyła przez opuszczone błonia. Odziana w zielone, welurowe, dresowe spodnie, białą koszulkę i pasującą do spodni bluzę, zapiętą do połowy szła z wysoko uniesioną głową. Włosy postanowiła zebrać w warkocz, nie przejmując się nielicznymi blond kosmykami, które uciekły spod palców okalając jej pociągłą twarz. Nie mogła powstrzymać ziewania, które systematycznie co 30 sekund przypominało jej, że natychmiast powinna wrócić do sypialni, zanurzyć się w kołdrze i odpłynąć do krainy snów. Nic z tego. Za nią szedł Horn, z jego obecności zdała sobie sprawę chwilę po tym, jak opuściła mury zamku, jednak skutecznie ją ignorowała. Przypuszczała, że jego postawa i wyraz twarzy sugerować może, że chce ją przygotować co najmniej na wojnę. Ostatnio ponownie zaszła mu za skórę i nie sądziła, iż złość skierowana w jej osobę minęła. Nieoczekiwanie przeszedł ją dreszcz. Nie było to bynajmniej spowodowane wzrokiem Ślizgon, który na sobie czuła. Tym razem, ową gęsią skórkę wywołał nagły podmuch wiatru, uderzający i ochładzający odsłonięte części ciała dziewczyny. W końcu wiosna dopiero miała nadejść. Pogoda w pełni przypominała nieco zimową, a 6 rano również nie należała do najcieplejszych godzin dnia. Otrząsnęła się, jednocześnie przyspieszając kroku. Dotarcie na opustoszałe boisko zajęło jej zaledwie 20 minut. Trawa pokryta była kroplami rosy, czuła jak zimna jest ziemia przez materiał białych adidasów. Stanęła na środku, czekając co zrobi chłopak. Chyba nie myślał, że tak łatwo da mu się podejść? W chwili, gdy poprosiła go o treningi, w głowie Francuzki zrodziła się pewna, szalona wręcz myśl. Nie mogła pozwolić, by po latach pracy, jej szkoleniem zajął się ktoś nieodpowiedni. Postanowiła sprawdzić umiejętności Ślizgona w praktyce. Zacisnęła dłoń mocniej na trzonku miotły, a różowe usta Puchonki wykrzywiły się w delikatnym uśmiechu, miała plan i dzięki temu pierwszy raz czuła, że ma przewagę nad Castielem. |
| | | Castiel Horn
| Temat: Re: Boisko Pon 22 Paź 2018, 20:54 | |
| Wczesne pory treningów to dla Castiela nie pierwszyzna. Mimo, że niezbyt chciało mu się wynurzać spod miękkiego posłania to uparł się i z trudem wstał. Miał nadzieję, że ta nieludzka pora zniechęci Gabrielle do kontynuowania cyklu treningów, na które się umówili. Musiał przypomnieć sobie dlaczego zobowiązał się słowem pokazać jej to i owo z dziedziny miotlarstwa sportowego. No tak, ceną jest alkohol -jakże cenny alkohol. Ta szkolna waluta nabierała wartości z każdym upływającym miesiącem, szczególnie na siódmym roku. Nigdy nie było jej za dużo, a zważywszy na realizację planowanych popijaw i imprez każda butelka dobrego piwa jest bezcenna. Ubrał się wygodnie i praktycznie, a dokładniej mówiąc w ostatnie sportowe ciuchy jakie udało mu się znaleźć (reszta czekała na wypranie, z czym się Castiel tragicznie ociągał) - czarne dresowe spodnie i bluzę sportową z dominującym motywem Slytherinu. Założył na głowę czarną bawełnianą czapkę. Na wysokościach temperatura jest śmiesznie niska, w szczególności o tak wczesnej porze. W ręku dzierżył lekką i wysłużoną Srebrną Strzałę. Po wyjściu z zamku uderzyło go zimne powietrze i pierwsze promienie wschodzącego słońca. Przesłonił twarz lewą ręką odzianą w cienką warstwę bandażu. Tutaj było widać jego defekt dłoni lecz póki co nie mógł nic zrobić w kierunku zatuszowania kontuzji. Dał sobie pełną minutę na przywyknięcie do niskiej temperatury. Przeszedł raptem siedem kroków, gdy dostrzegł przed sobą samotnie idącą sylwetkę, w której po paru chwilach rozpoznał Gabrielle. Jednak nie rozmyśliła się, wstała niemalże punktualnie. Nie skradał się, stawiał kroki głośno ale też nie przyspieszał by się z nią zrównać. Jego chamska część charakteru zwróciła uwagę na dobrze podkreślone kształty jej talii. Miał świetny punkt obserwacyjny, co tylko go uświadczyło w przekonaniu, że naprawdę było na czym zawiesić oko. Zaczerpnął haust świeżego mroźnego powietrza i skręcił w kierunku ślizgońskiej szatni, zabierając stamtąd jeden porządny kafel. Wrócił na boisko szybko. Rozejrzał się po okolicy. Cisza, spokój, chłód poranka, orzeźwiające powietrze i trochę sportu. To mu poprawiło humor i zmotywowało do wyładowania emocji w locie. Nie miał pojęcia na temat umiejętności miotlarskich Puchonki. Nie zapytał jej nawet na którą posadę poluje - na szukającą, ścigającą a może pałkarkę? Stawiał na to drugie sądząc po jej budowie ciała, której miał okazję się dobrze przyjrzeć. - Wstałaś. Kanarku. - podszedł do niej z boku i zatrzymał się w stosownej odległości. Castiel nie miał ponurej miny ani martwego głosu. Mówił z lekką chrypą a wzrok miał czysto zaciekawiony - świadczyło to o pasjii z jaką odnosił się do quidditcha. Gdy Gabrielle odwróciła się zwabiona dźwiękiem jego głosu, uniósł wysoko brwi i otworzył szerzej oczy na widok wyrazu jej twarzy. Czy nawet w zielono-burym stroju sportowym musi prezentować się tak… pociągająco? Przetarł bandażem czoło w niemym zdumieniu. Powinien z chłopakami ją rozpracować. Jakim cudem w ogóle myślał o niej w tak gorących kategoriach skoro dał sobie spokój z romansami i flirtem? Działo się to mimowolnie i wbrew jego woli, oczekiwaniom i planom. Zerknął na swoje buty, czubkiem jednego przesunął po trawie sprawdzając czy na źdźbłach jest wystarczająco rosy, by mógł dzisiaj Gabrielle wytarzać w błotku. Nie tylko jej świtały pomysły; wygląda na to, że wbrew różnicom jakie ich dzielą ułożyli niecne plany wobec siebie nawzajem. Jakby zaciągnął ją w kierunku zachodniej części murawy i tam doprowadził do upadku wpadłaby w kopiec wilgotnej ziemi. Przestanie być taka… czysta i naturalna, a to dostarczy mu sporej dawki satysfakcji. - Sądząc po twojej budowie… ciała to kwalifikujesz się fizycznie na posadę ścigającego. Zobaczymy czy dobrze trafiłem. - schował kafel pod pachę i dosiadł miotły. Oparł pięty na podnóżkach i posłał Gabrielle długie, wyzywające spojrzenie. - Potrafisz przyjąć aerodynamiczną postawę? Jeśli nie, to… lepiej mnie dogoń bo uczę w powietrzu, a nie na lądzie. - mówiąc to zaczął unosić się na miotle. Zakręcił się na niej wokół własnej osi, uśmiechnął zabójczo i nachylił się ku trzonkowi. Rozpędził się drastycznie szybko i pomknął ku górze zostawiając za sobą świst powietrza. - Optymalnie !- - krzyknął przez ramię. Nie chciałby być tym, który będzie musiał zeskrobywać ją z murawy. Powiew wiatru buchnął mu prosto w twarz, gdy przeciął powietrze i nabywał wysokości. W pewnym momencie skręcił miotłą gwałtownie i rozpoczął hamowanie boczne pięć stóp pod pętlami. Tam zatrzymał się, ziewnął i zatrzymał wzrok niżej próbując zlokalizować dziewczynę. Mówiła, że zna podstawy. Udowodniła mu, że posiada wiedzę a więc czekał aż dołączy i wtedy będzie mógł rozpocząć proces sprawdzania jakie zostały jej wpojone nawyki miotlarskie. Musiał w duchu przyznać, że zaczynało mu się to podobać. Tęsknił do miotły, do lotu i adrenaliny. Tu, na wysokości problemy stawały się maluczkie. Tutaj czuł się wolny i było widać to po jego rozluźnionej postawie oraz majaczącym na ustach uśmiechu. Koszmary nie dosięgną go na takiej wysokości, a serce biło głośno od rozkoszy adrenaliny a nie od bólu i goryczy. Zaczął krążyć w powietrzu niczym jastrząb czający się na swoją ofiarę. Chłodne drewno Strzały przychodziło mu na myśl same miłe skojarzenia. Horn był w stanie wykrzesać z siebie szczyptę radości na tak wczesnym spotkaniu. Nie dość, że nabrał wysokości to i miał za towarzystwo kogoś, kto nie umie go zanudzić, a to cenił sobie bardziej od tysiąca komplementów.
|
| | | Gabrielle Levasseur
| Temat: Re: Boisko Pon 22 Paź 2018, 20:54 | |
| Temperatura i to przeszywające zimno odczuwalne nawet teraz, kiedy kalendarzowa wiosna już dawno zapadła, wprawiały Gabrielle w ponury nastrój. U wybrzeży Marsylii, gdzie mieszkała wraz z mamą i dziadkami o tej porze roku można było cieszyć się już słoneczną pogodą i wyższymi amplitudami, które wręcz zachęcały do porannych treningów. Tu było zupełnie inaczej, nawet przez materiał dresów czuła ten chłód, który powodował nieprzyjemne dreszcze. Mimo to szła uparcie przed siebie, z jeszcze większym uporem ignorując obecność Castiela, który zamiast zrównać z nią krok pozostawał ciągle z tyłu. Czuła na sobie jego lubieżne spojrzenie, nie dało się tego wyjaśnić, kobiety zawsze wiedziały, kiedy lustrowano je wzrokiem zgłodniałego lwa. Wzięła głęboki wdech zaciągając się mroźnym powietrzem, słońce nieśmiało zaczęło wychodzić zza horyzontu, rozświetlając krople porannej rosy, choć przy ziemi nadal błąkały się ledwie dostrzegalne obłoczki mgły, która tej nocy spowijała błonia oraz murawę boiska. Z Caastielem było tak, że zawsze doprowadzał ją do granic możliwości, za każdym razem gdy spotykali się przypadkowo testował jej cierpliwość, samozaparcie czy charakter, który ewidentnie posiadała, nie poddając się zbyt łatwo. To właśnie chęć pokazania Hornow, że nie jest słaba, była silniejsza od bólu, którego spodziewała się dzisiaj zaznać. Zdecydowanie to była dobra motywacja. Niewątpliwie sama postać kapitana Slytherinu była najlepszym napędzającym ją do działania motorem. -Zaskoczony czy zasmucony? – zapytała unosząc do góry prawą brew, zaś wolną ręką odgarnęła włosy, które smyrgały ją po policzku. Odwróciła się w jego stronę z hardą miną, jednocześnie zdziwiona tym, co ujrzała. Jego spojrzenie nie ciskało w nią gromów, mina nie była ponura, wręcz przysięgłaby, że na ustach chłopaka błąka się mizernie ukryty uśmiech. Szok. Zdziwienie. Chwila konsternacji. Podejrzenia. Wiele uczuć przemknęło przez ciało oraz twarz dziewczyny, zmrużyła delikatnie oczy chcąc doszukać się jakiegoś podstępu. To nie mogło być takie proste i przyjemne. Uwadze blondynki nie umknęła również reakcja Ślizgona, kiedy w końcu mógł lepiej się jej przyjrzeć. Przygryzła dolną wargę, blokując tym gestem słowa, które cisnęły się jej na usta. Postanowiła się tym razem nie narażać, nie tak od razu. Lewą dłoń oparła na biodrze, zaś prawą mocniej chwyciła miotłę. Czując pod opuszkami palców zimne drewno, poczuła ogromną chęć wzbicia się w powietrze. Ponownie chciała poczuć ten cudowny wiatr we włosach, powietrze smagające twarz, chłód przeszywający ciało… tą cudowną wolność. Utkwiła w nim spojrzenie zielonych tęczówek, które w blasku wschodzącego słońca oraz ekscytacji wywołanej ponowną możliwością wzbicia się w powietrze wydawały się jeszcze piękniejsze. Już dzień wcześniej zastanawiała się od czego zacznie się dzisiejszy trening, ćwiczeń rozgrzewających, rozciągających czy może poprawiających wytrzymałość, właściwie spodziewała się wszystkiego. Widząc jak zbudowany jest chłopak przypuszczała, że doskonale zna się na rzeczy. Nie sądziła, iż będzie miał problemy z określeniem ćwiczeń i mówieniem jakie, na co działają, jednak zupełnie nie spodziewała się, że wszystko rozpocznie wyzwanie. Nie czekał na jej odpowiedź, zamiast tego wsiadł na miotłę wzbijając się w powietrze. Czuła, że nadal ma ją za totalną amatorkę, która poza wiedzą teoretyczną nie potrafi nic. Westchnęła zrezygnowana, kiedy postanowił się przed nią nieco popisać prychnęła. Wzięła głęboki wdech, mroźne powietrze wypełniło jej płuca, kucnęła palcami przejeżdżając po mokrej trawie. Nieśmiały uśmiech wstąpił na usta Puchonki, w oczach pojawiły się te diabelskie ogniki, który ukazywały się tam za każdym razem, kiedy planowała coś niebezpiecznego. Wstała, dosiadając swojej kochanej miotły. Z niebywała czułością pogładziła drewniany trzonek. Serce biło w jej piersi z niewyobrażalną siłą, w uszach dudniła jej płynąca krew, a uśmiech poszerzył się, ukazując rząd białych zębów. Zawsze w takiej chwili świat zaczynał się wyłamywać, rozpadać na milion kawałeczków, pozostawała tylko ona i miotła. -A ty potrafisz być wystarczająco szybki?! – krzyknęła, kiedy minęła go zaledwie o cal, pochylona delikatnie ku trzonkowi nabierała szybkości oraz wysokości. Z wyraźną satysfakcją na twarzy systematycznie wznosiła się coraz wyżej i wyżej. Murawa boiska wraz z otaczającymi ją trybunami zaczęła zmieniać się w jedną wielką plamę, Horn który jeszcze chwilę temu był tak blisko, że mogła poczuć jego zapach zniknął pośród obłoków. Im wyżej się znajdowała, tym powietrze stawało się chłodniejsze i cięższe. Z każdym oddechem czuła jego ciężar w płucach, jakby milion lodowych igieł wbijał się w miękisz jej płuc, stawało się to wręcz bolesne, jednak ona uparcie leciała coraz wyżej. Zaciśnięte na drewnie dłonie stały się prawie sine, z trudem oderwała je od trzonka, kiedy wyrównała lot. Nie była wstanie określić jak wysoko się znajduje. Między obłokami ledwie dostrzegała ziemię. Blondynka nie do końca przemyślała to, co zamierzała za chwilę zrobić. Na postawie zaledwie dwóch spotkań podjęła tak niebezpieczną decyzję, postanowiła zaufać umiejętnością Ślizgona, chociaż nigdy nie miała okazji poddać ich weryfikacji. Zamknęła na chwilę oczy, nie… nie rozważała żadnych za i przeciw, wręcz była pewna swojej decyzji. Musiała nieco uspokoić bijące mocno serce, które napędzane było czystą adrenaliną, czuła jak ta substancja krąży w jej żyła, napędza do działania, uzależnia. Teraz wystarczyło wstać i skoczyć, nie było przecież nic prostszego. W tym momencie potrzebowała odwagi, konsekwencji oraz umiejętności, które przecież posiadała. Przez wiele lat trenowała najróżniejsze sporty, gimnastykę artystyczną, jazdę na łyżwach, piłkę ręczną i co najważniejsze – miotlarstwo. Po raz kolejny nabrała lodowatego powietrza, wyciągnęła ręce po obu stronach ciała pod kątem dziewięćdziesięciu stopni. Ostrożnie postawiła jedną stopę na trzonku podnosząc się, po chwili dołączyła do tego druga. Nie wiedziała ile czasu minęło, który dla niej zdawał się zatrzymać. Miotła gibnęła się nieco na boki, na szczęście udało jej się zachować równowagę. –Dajesz Levasseur, dasz radę – dopingowała samą siebie, zamknęła oczy robiąc krok w przód. Grunt pod nogami Puchonki znikł, otworzyła oczy, opór powietrza sprawił że po policzku poleciało kilka łez, jednak ona zdawała się tym nie przejmować. Adrenalina krążąca w żyłach była silniejsza, napędzała jej mocno bijące serce, wywołując na ustach wręcz szalony uśmiech. Widziała jak ziemia zbliża się z niewyobrażalną prędkością, była coraz bliżej. Dopadły ją wątpliwości, a plan b… nie istniał.
|
| | | Castiel Horn
| Temat: Re: Boisko Pon 22 Paź 2018, 20:55 | |
| Zamiast kulturalnie odpowiedzieć i poprawnie zinterpretować jego reakcję emocjonalną wobec jej obiecanej obecności Castiel zwyczajnie się półgębkiem uśmiechnął. Nie tak łatwo jest określić czy jest zasmucony czy zaskoczony, a może co innego - zirytowany, zaintrygowany, zaciekawiony... sceptyczny? Równie dobrze każda z wyżej wymienionych tylko o różnym stopniu natężenia. Nie czuł potrzeby odpowiadania na to pytanie kontrolowane. Niech sama sobie to wywnioskuje, a doskonale zdawał sobie sprawę, że może to być dosyć trudne. Akurat to mu się podobało. Nabierał wysokości i nie oglądał się już za siebie. Wiatr otumaniał zmysł słuchu lecz wyćwiczony organizm Castiela wyczulił się na świsty czy gwałtowne ruchy wokół. Zaskoczyła go prędkość jej reakcji - nie próżnowała, nie dała się zszokować tylko od razu dosiadła miotły, dzięki czemu przemknęła obok niego niczym błyskawica. Uniósł brwi i się uśmiechnął, a w jego oczach pojawiła się dzika satysfakcja. Lubił wyzwania, a ta jasnowłosa panienka właśnie mu je rzucała. Miał ją uczyć, a postanowiła ścigać się z nim i próbować udowadniać Merlin raczy wiedzieć co. Musiał zatem pokazać jej, że to on miał tutaj poświęcać swój czas na oszacowanie poziomu jej umiejętności, a na zabawę przyjdzie odpowiedni moment. Castiel podchodził do pewnych rzeczy z niebywałą powagą, a wobec innych znowuż zachowywał się niczym bałwan. Quidditch zaliczał się do pierwszej kategorii. Co prawda nie wiązał z tym sportem żadnej przyszłości lecz skoro należał on już do jego hobby to przykładał się i chciał być w tym perfekcjonistą. Gabrielle przemknęła przed niego, a on jej nie gonił. Nie miała najmniejszego problemu z przyjęciem odpowiedniej postawy, powietrze nie było w stanie stawić jej oporu. To kwalifikowało ją jako ścigającą - wystarczyło kilka sekund, by rozpoczął dłuższy system oceniania. Zawisł w powietrzu i czekał aż łaskawie dziewczyna zatoczy koło i wróci jak tylko pojmie, że Horn nie podjął się dziecięcego ścigania. Wypadałoby faktycznie rozciągnąć mięśnie - wpadanie na wysokości bez rozgrzewki równa się porannym morderczym zakwasom. Jak wspomniał, trenował w powietrzu, włącznie z gimnastyką i utrzymywaniem równowagi w momencie, gdy pod nogami masz oddalone o wiele stóp twarde i milutkie morze trawy. Westchnął zniecierpliwiony i wzbił się wyżej, napierając w odpowiedni sposób na trzonek miotły. Dostrzegł Gabrielle i szczerze mówiąc nie rozumiał o co tej dziewczynie chodzi. Nie pierwszy i nie ostatni raz - jednak co chciała osiągnąć poprzez nabieranie aż takiej wysokości? Chłopak zadarł głowę, zrobił z dłoni daszek, by osłonić się przed promieniami wschodzącego słońca i zmrużył oczy wpatrując się w sylwetkę dziewczyny. Tam na górze jest cholernie zimno. Latał tyle lat by być tego pewnym. Nie żeby mu na niej zależało czy coś w tym stylu - ale poleciała tam z gołą szyją, głową i rękoma. Prędzej przymarznie do miotły niż mu tym zaimponuje. Gdy zatrzymała się w powietrzu, sporo dalej od niego, powoli zaczął ku niej lecieć. Przyznał przed sobą, że się zaniepokoił. Co jeśli wzięła sobie miotłę z kanciapy numer siedem - tej z zaczarowanymi i zepsutymi zwłokami mioteł? Nie wiedział jakie ta dziewczyna ma doświadczenie w lataniu, jednak skoro nie zawracała to musiało się coś wydarzyć. Psiocząc pod nosem na babski upór leniwie nabierał wysokości szykując się na spore uderzenie zimna. Nie spuszczał oczu z oddalonej sylwetki, nawet po drodze machnął do niej ręką, aby wracała. Nie ma czasu na wygłupy. Miał w planach kazać jej rzucać kaflem, latać slalomem, ósemkami, uciekać przed nim, próbować zbić go z toru a potem opowiedzieć o możliwości wpadnięcia w odpowiedni tor powietrza, który dodaje prędkości niektórym rodzajom mioteł. Mógł nawet w przypływie dobroci napomknąć o istnieniu zaklęć przeciwwibracyjnych, których inkantacje można sobie wykupić u producentów mioteł. Tak wiele mógłby z siebie dać, a teraz nie miał już na to ochoty, bo nie bardzo wiedział co się dzieje. Castiel nie lubił nie panować nad sytuacją. Poprawił czapkę na głowie i zmrużył oczy, ponieważ Gabrielle... zaczęła podnosić się i stanęła po chwili na miotle. Miała rozłożone ramiona, by zachować równowagę. Horn uniósł wysoko brwi i znowu jej pomachał, tym razem energiczniej, aby natychmiast wracała, bo on nie zamierza prowadzać jej za rączkę. Przyszła tu po to, by podzielił się z nią wiedzą w zamian za zapas alkoholu. Popisywanie mogła sobie darować, naprawdę. Samo to, że stanęła na miotle na takiej wysokości pokazywało o brakach w wiedzy sportowej. W sumie i on trochę zawinił, bo nie przyjrzał się rodzajowi witek i sposobu ich upięcia, a to dosyć istotna wiedza. Niektóre miotły są krnąbrne, inne nie słuchają wszystkich poleceń, a niektóre reagują z opóźnieniem, co w quidditchu bywa... jak to ująć, krwawo niebezpieczne. - GAB, ZŁAŹ! - krzyknął choć nie był pewien czy go usłyszy. Cóż rzec... to, czego był świadkiem dołożyło się do listy jego tak zwanych życiowych przykrych doświadczeń. Nie do końca to miał na myśli krzycząc "złaź". Zmroziło go, gdy zrobiła ten jeden krok do przodu, w otchłań i po prostu przechyliła ciało do przodu. Pomyślał jedynie "Samobójczyni". Przestał na moment oddychać. Ciało zostało brutalnie zaatakowane sporą dawkę adrenaliny, myśli wyostrzyły mu się tak, jak w chwili gdy walczył z Blaise'm na śmierć i życie. Krew zaszumiała w uszach, serce zaczęło wybijać szalony rytm. Instynkt wziął górę. Kafel spadł na ziemię, leciał znacznie szybciej niż Gab. W ciągu paru sekund Cas zrobił kilka rzeczy - obiema dłońmi chwycił mocno trzonek, nachylił się przy nim niemalże całym tułowiem, pięty na podnóżku przesunął do tyłu, palce ku górze i szarpnął się w geście odepchnięcia. Miotła wibrowała, wydała z siebie potężny świst, gdy Castiel niczym zamglona strzała ruszył błyskawicznie przed siebie. Nie leciał ku górze, leciał na wprost, gnał jak szalony, by znaleźć się jak najszybciej to możliwe tuż na linii lotu Gabrielle. Widział jej obracające się ciało, bladą buzię i... nie, to niemożliwe. Źle widzi, bo wydawało mu się, że na ustach ma uśmiech. Samobójczyni... ona przyszła się tu zabić. Kurwa. Zabić się na moich oczach. Szybciej Horn, nosz kurwa, szybciej leć!! Nie zdążysz... nosz do diabła, nie zdążysz... jeszcze trochę, jeszcze zimniej... jest tak głośno, ale dobra, Strzała... nabiorę najwyższy poziom prędkości... hamowanie będzie problemem...pieprzyć to... szyyyybcieeeej! Zacisnął blade usta w linię, przebijał się przez powietrze z prędkością, jaką osiągnął raptem dwukrotnie na tej miotle. Brakowało mu tchu, wiatr uderzał go potężnie prosto w twarz. Nie słyszał nic oprócz swoich myśli. Jego ubranie łopotało, wystające kręcone kosmyki włosów przykleiły się do jego skroni. Krajobraz zlewał się w jedną ciemność, a Castiel nie odrywał oczu od jednego punktu - opadającej Gabrielle. Panikował, wystraszył się, ale mknął, bo wiedział, że ma raptem kilka sekund by ją przechwycić i ocalić jej życie. Zbliżał się, była coraz większa, słyszał trzepot kaptura jej bluzy. Poczuł pod oczami gorąc, bo bał się cholernie, że nie zdąży. Spiął mięśnie tak mocno, że wywołał ból lewej ręki. Zacisnął pozostałe trzy palce jeszcze mocniej i przetwarzał ból w siłę. Jeszcze trochę... jeszcze parę metrów i będzie... ach, tylko trochę... już... już jest... Rozległ się głuchy odgłos zderzania się dwóch ciał. W tle rozległ się dziwny trzask, z gardła Castiela wydostał się jęk pełen bólu. Zacisnął zęby i objął talię dziewczyny, ściskał mocno jej brzuch i ją przygniatał swoim ciężarem do miotły. Wciąż lecieli, zwolnił jedynie o kilka kilometrów lecz nadal poruszali się z niemałą prędkością. To była ta sekunda, gdy nie mógł na to poświęcić uwagi. Dostał w twarz jasnymi włosami, w bark jej łokciem, a udem przycisnęła jego lewą rękę do trzonka. Musiał jednocześnie utrzymać się na miotle i wyswobodzić dłonie, przy tym nie puszczając trzonka. Prawą ręką wciąż przytrzymywał Gab, nie ośmielił się nawet drgnąć palcem. Ta sekunda podczas której uwalniał swoją rękę kosztowała ich dosyć sporo, bowiem... wpadli w tak zwane turbulencje. Po czym to poznał? A po tym, że stracił panowanie nad miotłą. Z jego ust wypadło skromne i przyzwoite: - kurwatylkonieto. - dodatkowy pasażer bardzo mu utrudniał zadanie. Serce przestało mu na chwilę bić, gdy zobaczył jak szybko zbliżają się ku trybunom. Jeśli nie zatrzyma miotły to gdy tam rąbną... cóż, Campbell będzie zbierać jego szczątki, a Misza zaśpiewa pieśń żałobną nad tym, co z nich zostanie. I to nie był wisielczy humor a realne niebezpieczeństwo. Za wysoko byli i za szybko lecieli, a w dodatku miotła wypięła się na nich i przestała współpracować. Zajebiście. Musiał więc chłopaczyna improwizować. Prawe ramię przesunął wyżej, tuż pod piersi Gab, przycisnął ją do siebie w niedźwiedzim zimnym uścisku. Stworzył ze swojej kończyny pas bezpieczeństwa dla niej, by mu przypadkiem nie wyślizgnęła się na ziemię - a byłoby to kiepsko, skoro cudem udało się ją złapać. Miotła trzęsła się, wibrowała, szarpała nimi na boki próbując ich z siebie zrzucić. Przy każdym przechyleniu Castiel stękał z wysiłku by ich utrzymać. Lewą dłoń przesunął po trzonku jeszcze wyżej, przeklinając w duchu brak dwóch palców, które nie ukrywajmy z pewnością by mu się teraz przydały. Starał się nie dać ponieść emocjom na widok trybun, do których dotrą za kilkanaście sekund. Powietrze stawiało mu ogromny opór. Nie miał innego wyjścia, musiał to zrobić. Teraz to on szarpnął całym ciałem, wciąż trzymając przyklejoną do torsu dziewczynę i przechylił się gwałtownie w lewą stronę. Nogami naciskał na podnóżek. Lecieli w poziomie i przy tym morderczo zakręcali. Świst protestującej miotły i przecinanego powietrza wrzynał się w bębenki uszne wywołując w nich dodatkowy ból. Mięśnie miał napięte do granic możliwości, zaciskał mocno szczękę i krzywił się zmuszając miotłę do posłuszeństwa. Całe jego ciało protestowało od takiego nieludzkiego wysiłku. Lewa ręka pulsowała ogromnym bólem ale nie puszczał trzonka, a tym bardziej Gab. Ba, wbijał palce w jej żebra, byle nie zsunęła się i nie pociągnęła go ze sobą. - kuwatrzymajsię. - jęknął bo w tym momencie zahaczyli witkami o trybuny. Nie wpadli w nie lecz rozwalali deski, łamali je na pół i lecieli trzy centymetry nad nimi. To wywołało więcej wstrząsów, ale już nie tak bolesnych jak te na górze. Wciąż utrzymywał ich poziomo, ale co najważniejsze zwalniali. Czuł to, przestali tak szaleńczo mknąć i w końcu zapanował nad miotłą. Niestety palce miał tak skostniałe, że nie udało mu się po ludzku i łagodnie wylądować. Walnęli w najwyżej ułożone ławki trybun i tam się ostatecznie zatrzymali. Castiel zwyczajnie zsunął się z miotły i opadł plecami na podłogę. Rozluźnił ręce i wypuścił Gab. Mogła wstać, mogła leżeć, mogła robić co tylko chciała, bo Castiel i tak nie był w stanie się podnieść. Oddychał ciężko po ogromnym wysiłku. Mięśnie paliły go dziwnym acz nie jakoś piekielnym bólem. Drżały jego ręce, usta, klatka piersiowa unosiła się w rytmie szalonych oddechów. Najważniejsze jednak, że wylądowali i się nie połamali. Horn był w takim szoku, że nie kontaktował przez kilka sekund. Zakrył prawą ręką swoje czoło mokre od potu. Cóż rzec, miał pewne doświadczenie w ratowaniu czyjegoś życia. Powinien wpisać to sobie do CV? Z pewnością nie będzie aplikował na posadę aurorską, bo to zajęcie jest do kitu - ratuj nieodpowiedzialne duszyczki i narażaj przy tym swoje własne życie. Wiedział mniej więcej co muszą czuć. Przetarł czoło i uchylił powieki. Brązowe oczy spojrzały wprost na Gabrielle.
|
| | | Gabrielle Levasseur
| Temat: Re: Boisko Pon 22 Paź 2018, 20:55 | |
| Nie zakładała niczego, żadnego innego scenariusza poza tym, że Horn zdoła ją uratować. Była szalona, głupia, naiwna? Ciężko stwierdzić. W oczach chłopaka zapewne uchodziła za wariatkę, jednak w każdym szaleństwie jest przecież jakaś metoda, czyż nie? Za każdym razem, gdy spoglądała w dół jej serce na chwile się zatrzymywało, nie ze strachu, ale ekscytacji która ogarniała drobne ciało blondynki. Nagle chłód panujący w górze przestał istnieć, nie czuła jak przeszywający jest. Gdzieś w oddali jej zielone oczy dostrzegły machającą postać, nie sądziła że Ślizgon pofatyguje się po nią, to było nienaturalne w ich relacji, by któreś przejmowało się drugą osobą. Bał się o nią? Ciężko było rozgryźć tego chłopaka, nawet wpatrując się w niego z intensywnością maniaka, nie zawsze trafnie oceniała jego reakcję. Chciała go przetestować, sprawdzić jak wiele potrafi, a pomysł który w przypływie uczuć wpadł jej do głowy wydawał się wręcz idealny. Teraz kiedy z niebywała prędkością spadała w dół, w głowie znalazła kilka innych rozwiązań, jednak było już za późno. Wiatr szumiał w jej uszach, nie pozwalając by jakiekolwiek inne dźwięki dochodziły do Puchonki. Mimo perspektywy rychłej śmierci czuła się wspaniale. Tu w górze wszystko wydawało się takie inne, proste. Obłoki chmur, promienie wschodzącego słońca, w tym wszystkim było coś pięknego, niezwykłego. Czuła się taka lekka, jak piórko wnoszone przez podmuch wiatru. Mimowolnie uśmiechnęła się. Zamknięta we własnych myślach, we własnym świecie nie miała zupełnie pojęcia, co przeżywa Castiel, nieświadoma walki jaką toczy z własnym ciałem, z powietrzem tylko po tym, by ją uratować. Nie była samobójczynią, dlatego jej do niej było, kochała życie, miała wiele marzeń i jeszcze więcej planów do spełnienia. Nigdy świadomie nie targnęłaby się na własne życie, wiedząc że pomoc nie zjawi się w porę. Jej haniebny czyn mógł świadczyć o czymś zupełnie innym, lecz to było kłamstwo. Widziała, jak postać Castiela zbliża się do niej w zastraszającym tempie. Wiedziała jak wiele umiejętności to od niego wymaga, siły i opanowania. Uśmiech blondynki powiększył się, a ona sama utwierdziła się w przekonaniu, że wart jest on tych butelek alkoholu, które mu obiecała oraz wydanych przez nią monet. Poczuła jak z impetem uderza w ciało bruneta, kiedy łapie ją w locie. Pierwszym, co poczuła był ból związany z zetknięciem się dwóch ciał, siła skupiona między nimi odebrała jej na chwilę oddech, potem poczuła ciepło i zapach jego ciała. Zamknęła oczy rozkoszując się tym. Pachniał jak skoszona trwa podczas letniego poranku, przyćmiona zapachem dymu papierosowego i wonią czegoś mocniejszego… jakby alkoholu, jednak był to zapach niezwykle przyjemny. Słyszała w uszach szum wiatru, jednak zagłuszony był on przez łomot jego serca, które biło tak szybko, że nie była wstanie policzyć każdego uderzenia. Pierwszy raz w swoich piętnastoletnim życiu znajdowała się tak blisko chłopaka, który był dla niej zupełnie obcy, bo przecież dziadek i kuzynostwo się nie liczyło. Emocje, które obudził się w dziewczynie w tamtej chwili były niezwykłą mieszanką wstydu, radości, strachu, bezradności, smutku i czegoś jeszcze, czego nie była w stanie zidentyfikować. Czuła jak i jej serce zaczyna bić mocniej, zupełnie jakby swoim rytmem chciało wpasować się w ten wybijany w klatce Castiela. To ją przeraziło. Pokręciła się delikatnie w jego ramionach, zupełnie jakby pozycja w której ją trzymał jej nie pasowała. Ledwo słyszała wypowiadane przez niego słowa, urywki z których zrozumiała jedynie „trzymajse”, w tej sekundzie chwyciła mocniej jego ciało, a jego uścisk stał się jeszcze bardziej żelazny niż chwilę wcześniej. Swoimi sarnimi, zielonymi oczami spojrzała najpierw na niego, po czym skierowała swój wzrok przed siebie, widząc trybuny. Szczęka chłopaka zacisnęła się, jeszcze bardziej uwydatniając swoją linię, wydawał się taki męski. Panienko Levasseur! skarciła się w myślach, a zawadiacki uśmiech pojawił się na jej różowych ustach. Wpadli w turbulencje, miotła na której lecieli nie potrafiła lecieć w linii prostej. Nadprogramowe kilogramy utrudniały zachowanie pionu, czuła wibracje przechodzące z trzonka na ich ciała. Huk, trzask. Drewno. Były to trzy rzeczy, które udało się jej zarejestrować, kiedy opadli na najwyższy poziom trybun. Castiel leżał na podłodze oddychając ciężko, łapiąc w płuca życiodajny tlen. Ona również oddychała ciężej, jednak bardziej miarowo i płynniej niż on. Rozkołatane serce powoli wracało do normalnego rytmu. Wszystko to, co się wydarzyło było takie nieprawdopodobne. Nie mogła uwierzyć, że działo się naprawdę. Po dłuższej chwili ciszy, i znieruchomienia Horn uchylił powieki spoglądając wprost na nią. Obdarzyło go szerokim, a jednocześnie najpiękniejszym jak dotąd uśmiechem, który dosięgał jej zielonych tęczówek. Jej policzki były różowe od zimna i smagającego je wiatru. Patrzyła na niego przez chwilę w całkowitej ciszy, po czym zaczęła się zwyczajnie, radośnie śmiać. Śmiech blondynki wypełnił powietrze niosąc go daleko poza trybuny. Wydawał się taki beztroski, niezwykle ciepły, a jednocześnie niezwykle uroczy i naturalny. Nie wiedziała jak zareaguje chłopaka, choć właściwie nie bała się jego reakcji. –To było… myślę, że możesz mnie uczyć. Tak… - odetchnęła nieco ciężej –teraz jestem tego wręcz pewna. – oznajmiła niezwykle spokojnie.
|
| | | Castiel Horn
| Temat: Re: Boisko Pon 22 Paź 2018, 20:56 | |
| Są różne odmiany zdenerwowania: irytacja, rozdrażnienie, skonfundowanie, frustracja, zniecierpliwienie. Tyle pochodnych a żadne z nich nie było w stanie w pełni oddać tego co teraz odczuwał Castiel. Z grymasem na twarzy podniósł się do siadu czując protesty mięśni, które jeszcze nie odsapnęły po tak intensywnym wysiłku podjętym bez rozgrzewki. Nie chciał być w swojej skórze rano, gdy się jutro obudzi. Oparł lewą obolałą rękę o zgięte kolano i zatrzymał wzrok na intensywnie zielonych oczach Gabrielle. W jego własnych czaił się niepokój, echo strachu i niedowierzania. Całe napięcie dopiero z niego schodziło, próbował się skoncentrować na tu i teraz a nie tam i wysoko. Zlustrował wzrokiem klęczącą Puchonkę w poszukiwaniu obrażeń od upadku czy zdarzenia. Nie widział ni kropli krwi co przyjął z ulgą. Kończyny też miała wszystkie na miejscu, żebra nienaruszone… nie musiał nawet się im przyglądać bo Gabrielle zwyczajnie wybuchnęła śmiechem. Po raz trzeci dała mu uśmiech tak promienny iż zmuszon został do przymrużenia powiek. Mowę mu odjęło. Zachowywała się jakby właśnie opowiedział porywający żart a nie ocalił jej życie. Zatkało go, wybałuszył oczy na blondynkę i wpatrywał się weń jak w idiotkę. To musi być reakcja na szok i strach, nie widział innego wyjaśnienia. Tak nie zachowują się niedoszli samobójcy tylko uciekinierzy z psychiatryka. Horna wcięło, otworzył usta i poruszył nimi bezgłośnie. Być może doceniłby melodyjny dźwięk jej głosu lecz jakże miałby to uczynić skoro śmieje się z powodu otarcia się o śmierć? To było dla niego tak absurdalne, że nie miał siły krzyczeć. W jego klatce piersiowej kotłował się gorący potwór gniewu, próbował wyrwać się wrzaskiem do świata i sprowadzić Gabrielle do poziomu owada. Chciał zamknąć jej usta, potrząsnąć nią, wydusić z gardła odpowiedzi, krzyczeć na nią i ją wyzywać za to, co zrobiła. Potrzebował wyżyć się, musiał nakarmić potwora w środku siebie, by go udobruchać i uśpić do czasu aż znów czyjaś głupota go nie obudzi. Z oczu Castiela ciskały gromy, małe kurwiki przeradzały się w czystą furię, ledwie kontrolowaną. Dolewała oliwy do ognia przyznając, że zrobiła to celowo. Naraziła swoje życie i przy okazji i jego. Postanowiła zabawić się w boga i nie pytając go o zdanie doprowadzić niemalże do katastrofy. u oddychać szybko i płytko. Spomiędzy jego zaciśniętych zębów wydobywał się syczący świst, gdy gniew przejmował nad nim pełną kontrolę. Mógłby docenić pomysł skakania z miotły tylko i wyłącznie w przypadku posiadania planu B. To, co Gabrielle zrobiła było skrajnie nieodpowiedzialne, dziecinne, szaleńcze i niepoczytalne. Swym radosnym śmiechem wytrąciła go z równowagi. To był kiepski żart. Ruszył się. Przemieścił się błyskawicznie. Dopadł Gabrielle, chwycił obiema dłońmi jej chude ramiona i wpił w nie palce. Osiem co prawda, ale i tak nikt nie mógł mu zarzucić delikatności. Z użyciem siły odwrócił ją do siebie plecami i wysyczał do jej ucha przesycone gniewem słowa: - Patrz. PATRZ kurwa. - pokazywał jej ścieżkę połamanych w drzazgi ławek, które rozwalił pęd niekontrolowanej miotły. Ślad ich lotu ciągnął się przez dobrych kilkanaście metrów na wysokości najwyższych trybun a kończył tuż przy stopach Gabrielle. - Tak wyglądałyby nasze głowy. Patrz na to i wyobraź sobie. - mięśnie ciała spinały się. Próbował powstrzymać furię, by nie stracić nad sobą panowania. Nawet Nessie w całym ich życiu nie doprowadziła go do tak intensywnego stanu gniewu. Nawet ona, a przecież miała tendencje do wpadania w tarapaty. Odwrócił do siebie Gab traktując ją niemalże jak szmacianą lalkę. - Popierdoliło cię, prawda?! Do reszty ci odbiło. Myślisz, że to było śmieszne?! - ryknął i puścił ją w obawie, że wyrządzi jej krzywdę. Wyobraził sobie jak wyglądałaby na murawie, rozpłaszczona, połamana, zmiażdżona z kończynami wygiętymi pod nienaturalnym kątem. To było tak irracjonalne zachowanie, że aż śmieszne. Prychnął. Parsknął. Jak można było wpaść na taki pomysł? Na jakiej podstawie powierzyła swoje życie w jego ręce? Potrząsnął głową i zaczął się śmiać. Jego śmiech był skrajnie odmienny od dziewczęcego i wesołego. Horn rechotał z bezsilności, z rezygnacji, bez cienia radości. W jego głosie słychać było rozpacz i niedowierzanie. Oto zatem ta Puchonka zaufała człowiekowi, który nie jest wobec niejnawet miły. Zawierzyła jego umiejętnościom nie biorąc pod uwagę, że mógł po prostu kłamać. Nie byłoby jej do śmiechu, gdyby poznała bliżej murawę. Łzy popłynęły mu po policzkach. Nikt mu w to nie uwierzy. Absolutnie nikt. Powinna być w gryffindorze i to bezapelacyjnie. Tiara się pomyliła umieszczając szaleńca w domu puchońskich przyzwoitych ludzi. Odchylił głowę i zaczerpnął tchu. Mięśnie brzucha protestowały, całe jego ciało było rozpalone od emocji. Napięcie zeszło, wyżył się śmiechem pełnym rozpaczy i rezygnacji. Potwór w klatce piersiowej zamlaskał lecz nie spał. Był czujny. Otarł policzki z łez i spojrzał na Gabrielle jakby widział ją pierwszy raz na oczy. Mimo, że zachowała się nieodpowiedzialnie i prawie straciła przy tym życie to tak go rozkręciła, że w pewnym momencie przestał czuć ból złamanego serca. Na chwilę o tym zapomniał, maksymalnie skoncentrowany na niej i tylko na niej. - Jesteś naiwna, jeśli myślisz, że będę cię czegokolwiek uczył po tym. - ręką pokazał jej boisko, połamane ławki i jego gorącą w dotyku miotłę, która wyglądała jakby została pożarta przez smoka i wydalona spod ogona. - Nie wykręca mi się bezkarnie takich numerów, gdzie mogłem skręcić sobie kark albo stać nad twoimi flakami rozciągniętymi po boisku. - rzucił ale co ważne nie syczał już i jej nie zabijał wzrokiem. Mówił tonem surowym, twardym z silnym i wyraźnym tembrem. Wyprostował się i ją wyminął nie oferując ni ramienia ni dłoni. Masował palce lewej ręki i przyglądał się wysokości z jakiej lecieli. W powietrzu wciąż wisiała miotła Gabrielle więc gdy zobaczył jak daleko nad ziemią się znajdowali to momentalnie wzdrygnął się. Tylko cud ich uratował przed zostaniem padliną na ptaków. - Wbij sobie do głowy dziewczyno by nie ufać obcym. Mogłem kłamać na temat swoich umiejętności i teraz byłabyś sobie na tamtym świecie. I do śmiechu by ci już nie było. - rzucił przez ramię i ruszył wzdłuż ławek. Im dłużej stałby tak blisko niej tym większe byłoby ryzyko, że zrobiłby coś niekontrolowanego. Był na nią rozwścieczony jak nigdy dotąd. Czuł jednak ulgę i poza tym mieszankę wielu skrajnych emocji. Żadne z nich nie bolały jakoś dotkliwie. Ot były. Zdjął z głowy czapkę i przeczesał palcami włosy. Chłodny wiatr osuszył pot na jego twarzy, dał orzeźwienie. Niósł ze sobą dziwny kwiatowy zapach pochodzący od Gabrielle, która najwidoczniej postanowiła za nim iść. Brakowało mu sił na tę dziewczynę. Jest szalona, dostarczyła mu takich przeżyć jakich ledwie da się zaznać w szkolnych murach. Z drugiej strony rozbudził się i dalej nie pamiętał o paskudztwach jakich ostatnio doświadczył. Nie był pewien jakie stanowisko zająć w tej kwestii. Spojrzał na nią przez ramię, patrzył nań długo z zamyśleniem. Brakowało mu słów. Chciał umieć teraz żartować, a nie mógł. Zastygł i układał sobie wszystko w głowie, zaś wiatr rozwiewał ich włosy i nabierał na sile.
|
| | | Gabrielle Levasseur
| Temat: Re: Boisko Pon 22 Paź 2018, 20:57 | |
| Przymknęła na chwilę powieki oddychając pełną piersią, zaczerpnęła życiodajnego tlenu rozkoszując się rześkością porannego powietrza. Czuła jak włosy smyrając ją po twarzy w prawione w ruch przez delikatny, chłodny wiatr. To było tak cudowne uczucie, nie mogła powstrzymać uśmiechu, który wkradł się na usta. Zmęczenie wywołane wysiłkiem dawało o sobie znać, choć musiała przyznać, że był to ten rodzaj zmęczenia, który mimo wszystko napędzał do działania. Endorfiny uwolnione podczas tego niebywale niebezpiecznego lotu krążyły w jej żyłach, mogła porównać się do narkomana, po dłuższym czasie mogła w końcu wziąć dawkę. Poczuła obok siebie ruch, otworzyła oczy, Castiel z grymasem bólu podniósł się do pozycji siedzącej, a jego czekoladowe oczy od razu skupiły się na jej osobie. Wydawał się być zaniepokojony. Uniosła do góry brew w pytającym geście, była ciekawa, co kryją jego myśli. Czy on również był tak bardzo zafascynowany tym, co się stało? A może wręcz przeciwnie – budziło to w nim jedynie przeszywające uczucie strachu? Powiedz, co myśliszpoprosiła w myślach, odpowiadając mu równie intensywnym spojrzeniem, co jego. Zaskoczenie. Najczystsza z jego postaci malowała się na twarzy Ślizgona, szeroko otwarte oczy, powiększająca się zmarszczka na czole i usta, które zamykały się i otwierały nie wydając żadnego dźwięku. Mimowolnie pozbyła się swojego uśmiechu, ciało blondynki przeszył ten nieprzyjemny dreszcz, który nigdy nie zwiastował niczego dobrego. Zupełnie jakby jej kobieca intuicja ostrzegała ją przed nadchodzącym niebezpieczeństwem. Dlaczego więc nie zadziałała tam, u góry? Spięła mięśnie, dopiero teraz odczuwając palący ból, głownie ramion, karku oraz pleców. Jutro nie będzie mogła podnieść się z łóżka, doskonale zdawała sobie z tego sprawę, a jeszcze dziś czekała ją lodowata kąpiel, która załagodzi nieco cierpienie, wzdrygnęła się na samą myśl. Lustrowała go uważnie spojrzeniem zielonych tęczówek czekając. Tylko na co? Czego mogła się po nim spodziewać, jakiej reakcji oczekiwać? Czuła to napięcie rodzące się między nimi w ciszy. Była nieznośna, milion razy bardziej wolałaby, aby na nią krzyknął, zwyzywał od najgorszych, wtedy miałaby chociaż pewność, że nie myli się co do niego. Nie musiała czekać zbyt długo. Brąz oczu Castiela zmienił się w czerń pod wpływem targających nim emocji. Furia. Było to pierwsze słowo, które przyszło dziewczynie na myśl, już kiedyś widziała coś podobnego w oczach swojego kuzyna, kiedy porządnie po wielu nieudanych próbach zaszła mu za skórę. Umysł blondynki od razu zaczął pracować na największych obrotach wśród wielu licznych wspomnień odnajdując tego, którego najbardziej się wstydziła, mimowolnie na policzki wstąpił rumieniec, lecz nim zdążyła w nich utonąć poczuła, jak wielkie, ciężkie dłonie zaciskając się na jej drobnych ramionach. Jęknęła zaskoczona tym gestem. Obrócił ją gwałtownie pokazując do czego razem doprowadzili. Ogrom zniszczeń był zaskakujący, wstrzymała oddech na kilka sekund, jednak poczucie winy nie spadło na jej ramiona ciążąc i budząc smutek, czego zapewne podziewał się Horn. Stała przed nim wyprostowana, lekko spięta, ale nadal z wysoko uniesioną głową. Jego syk wywołał gęsią skórkę na ciele Puchonki, ledwo powstrzymywała się przed tym, by nie wyrwać się z więżących ją rąk, których dotyk był nieprzyjemny, a jednocześnie niezwykle miły. Jak to możliwe, że Castiel Dupek Horn potrafił wywołać w niej tak sprzeczne emocje? Czym sobie zasłużyła, by to właśnie Ślizgona na jej ścieżce postawił los? Nie mógł to być Finn lub Vinii albo chociaż jakiś normalny chłopak? Westchnęła, w chwili gdy obrócił ją ponownie do siebie. Czuła się jak szmaciana marionetka w dłoniach niewprawionego lalkarza. Zadarła głowę do góry, by spojrzeć mu w oczy i od razu tego pożałowała. Tyrada niekontrolowanych słów opuściła jego usta, które poruszały się z zawrotną prędkością. Skupiła na nich swoją uwagę. Wcześniej nie miała okazji przyjrzeć im się z takiego bliska. Miały ładny różowy kolor, idealnie pasujący do ciemniejszej karnacji chłopaka. Górna warga była nieco większa niż dolna, ale obie bardzo kształtne. Im dłużej się w nie wpatrywała, tym mocniej jej umysł bombardowały myśli i rodzące się w nich pytania. Jak miękkie są? Jak smakują? Jaka jest ich faktura? Gonitwa w jej głowie została przerwana, kiedy poczuła jak uścisk pętający ramiona znikł. Potrząsnęła delikatnie głową, włosy opadły jej na oczy, więc odgarnęła je dłonią, skupiając spojrzenie na swoich butach. Śmiech chłopaka przeszył powietrze wokół nich, które zdawało się być niezwykle ciężkie. Był zupełnie inny niż ten jej, nie wyzwalał radości wręcz przeciwnie – budził niepokój. -Mamy umowę – odpowiedziała głosem pewnym i silnym, zupełnie niepasującym do jej uroczej buźki. Ni była obrażona, w przeciwieństwie do bruneta wykazywała się niezwykłym spokojem, mimo tego mimowolnie zacisnęła dłonie w piąstki czekając na kolejny atak z jego strony. Castiel zachowywał się wobec niej niczym starszy brat, którego nigdy nie miała. Tylko dlaczego? Czyżby potrzeba niesienia jej pomocy była silniejsza od antypatii, którą ją darzył? A może właśnie to go zdenerwowało? Pomagając jej pokazał, że mu w jakiś chory sposób zależy? A tego właśnie bał się najbardziej. Świadome wzięcie odpowiedzialności za drugą osobę nigdy nie było łatwym, a ona wręcz to na nim wymusiła. -Ale tak się nie stało. Zobacz. Jesteśmy cali i zdrowi- burknęła. Wyminął ją, obróciła się na pięcie idąc za nim. Zachowywała się niczym jego cień. –Po pierwsze- zaczęła wyliczać na palcach, robiąc krok kiedy i on go zrobił –Wcale taki obcy nie jesteś. Po drugie nie ufam ci – oznajmiła, zupełnie jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem. – Ale wiedziałam, że mnie złapiesz – dodała, nieco ciszej. Nie potrafiła tego racjonalnie wytłumaczyć, po prostu to czuła. Kiedy podczas ich ostatniego spotkania dotknęła jego serca, poczuła jego bicie, poznała rytm który wybijało, wtedy rozumiała, że nie jest taki zły. Spojrzał przez ramię na dłużej zatrzymując wzrok na dziewczynie. –Czyżby coś ci się spodobało Horn? –rzuciła, chcąc rozluźnić tą napiętą atmosferę. Przyspieszyła kroku, przeskakując między ławkami i stanęła twarzą do niego. –Zamierzasz się teraz na mnie obrażać? – zapytała –Z tego, co pamiętam obiecałeś, że nauczysz mnie grać, mylę się? – kolejne pytanie padło z jej ust. Nie chciała żeby się na nią gniewał, czy denerwował tym, co się stało. Przecież oboje żyli i to było najważniejsze. Wydęła różowe usta.
|
| | | Castiel Horn
| Temat: Re: Boisko Pon 22 Paź 2018, 20:58 | |
| Gabrielle zachowywała się dziwnie. Co prawda nigdy nie uważał jej za przeciętną szarą myszkę lecz dzisiaj przeszła samą siebie. Nie wyglądała na osobę choćby odrobinkę poruszoną faktem otarcia się o śmierć. Promieniała swoim blaskiem niezrażona powagą sytuacji. Zachowywała się jak typowa nastolatka, która w nosie miała konsekwencje i odpowiedzialność za swoje czyny. Robiła rzeczy nieprzemyślane i skrajnie niebezpieczne. Castiel poczuł się przy niej tak jakoś staro. Lubił adrenalinę i namiastkę szaleństwa ot tak, od czasu do czasu jednak nie szedł na aż tak głęboką wodę. Naprawdę brakowało mu cierpliwości a jednocześnie nie miał sił się pieklić na nowo i na nowo i na nowo. Wywrócił oczami i nie patrzył już na nią tylko na boisko spętane w delikatnej porannej mgle. Powietrze było wilgotne i rześkie, wypełniało jego płuca i dawało mu siłę, by mówić. - Składam wypowiedzenie umowy. - prychnął i zaczął rozmasowywać sobie kark. - Cali? Może ty. Po cholerę postanowiłaś się zabić na moich oczach, co? - odwrócił się doń i spoglądał na nią z wyrzutem. - Tak chcesz mi dopieklić? W taki sposób? Naprawdę, Gabrielle? Pomyślałaś choć przez chwilę jak to będę widział? Siedziałem w piekle, gdzie lała się krew i ludzie walczyli o życie, a dzisiaj postanowiłaś mi to przypomnieć skacząc z miotły jak idiotka. - celowo chciał wzbudzić w niej wyrzuty sumienia. Ta dziewczyna nie wykazywała nawet odrobiny skruchy, co go niepokoiło. Co jeśli postanowi znów targnąć się na swoje życie ślepo wierząc, że ktoś ją ocali? Sam nie wiedział czy nie powinien tego gdzieś zgłosić lecz zrezygnował z pomysłu chwilę po tym jak się pojawił. To nie na jego nerwy. Nie weźmie odpowiedzialności za życie Gab. Nie chciał tego ciężaru, miał serdecznie dosyć bycia tym, który wyciąga z tarapatów. Kto zatem jego wyciągnie z dołka, w którym zanurzony jest po same uszy? Umie tuszować swoje bolączki, jednak zapomniał już jak to jest się śmiać z czystej radości. Zachowanie Gabrielle wstrząsnęło nim porządnie i postanowił jej to pokazać. - Co chciałaś tym osiągnąć? Wierz mi, możemy nie lubić się po ludzku bez takich ekscesów. - zapewnił ją gorliwie. Jest wiele sposobów okazywania sobie antypatii czy wzajemnego dogryzania. Skoro postanowiła się na nim mścić - a tak to właśnie interpretował - proponował jej metody bardziej przyziemne. Castiel nie zastanawiał się nad tym dlaczego rzucił się jej na ratunek. Odpowiedź była tak samo naturalna jak potrzeba oddychania - musiał. Gdy w grę wchodzi walka o życie odsuwał na bok wszystkie złości, żale i wyrzuty i to właśnie udowadniało, że jednak potrafi czuć coś więcej niż głód czy pożądanie. - Słyszysz się, Gab? Nie jestem obcy, ale mi nie ufasz, a jednak wiedziałaś, że cię złapię. Normalnie wielkie dziękuję za wiarę w moje możliwości. - jęknął i potarł skroń czując jak ból zaczyna w niej pulsować. - Jest ona jednak bezpodstawna. - dodał trochę innym tonem. Z jednej strony zrobiło mu się miło, że była w stanie na nim aż tak polegać, jednak z drugiej zaczynało go to niepokoić. Patrzył na jej policzki dokładnie w tym samym momencie, gdy i ona zatrzymała na nim wzrok. Nie patrzyła mu w oczy mimo, że żądał kontaktu wzrokowego. Jego brwi drgnęły, gdy poczuł na sobie intensywne spojrzenie zielonych oczu. Wydawało mu się, że bije z niego gorąc, jakiś żar, który czuł aż pod skórą. Nie potrzebował zbyt wiele czasu by to poprawnie zinterpretować. Patrzyła na niego teraz nie jako obiekt, od którego nauczyć się może sportowych sztuczek ale jak na chłopaka, który nie dalej jak dziesięć minut temu trzymał ją w żelaznym uścisku, by ocalić jej życie. W tamtej chwili nie miał czasu zastanawiać się nad tym jak blisko siebie ją miał. Gdy teraz o tym myślał zauważył w sobie skrajny deficyt w kontakcie fizycznym z drugą osobą. Odkąd wrócił z cmentarza niektórzy bali się go nawet dotknąć, a on sam zaczął jakoś stronić od bliskości. Gab przywodziła na myśl tęsknotę do ciepła, a wszystko to przez jedno dłuższe i jakże wymowne spojrzenie. Nakazywała mu niemo wspomnieć bliskość dwóch ciał, co wywoływało w nim mieszankę sprzecznych odczuć. Chciałby umieć się z tego cieszyć czy być zdolnym do wykorzystać. Teraz to go sfrustrowało i wiedział, że od tej dokładnie chwili musi się pilnować. Zbyt łatwo byłoby zgasić jej naturalną radość. Nie miała bladego pojęcia pod jak bardzo zły adres trafiła. - Jeśli chcesz ze mną... utrzymywać kontakt to nie rób tego nigdy więcej. - to wypowiedział już innym tonem, czyżby trochę łagodniejszym? Trudno orzec jak brzmiał ten ton w jego ustach, bowiem używał go nadzwyczajnie rzadko. W całej tej bezsilności przeszedł nad ławką i usiadł na niej. Oparł głowę o rękę i westchnął. W głowie formułował się plan jak wyciągnąć z niej zadośćuczynienie jednak nie wypowiadał go jeszcze na głos. Zatrzymał się na chwilę, skupił na cieple jakie przez chwilę biło z jej oczu. Kiedy ostatnio ktokolwiek tak na niego patrzył? Pomimo tego jego całego charakteru i plątaniny myśli ktoś jednak odważył się spojrzeć na niego z innej strony. Nie podejrzewał jej o to, jednak wyjaśnienie było proste - nie znała go na tyle dobrze, by wiedzieć, że na takie ciepło nie zasługuje. Pewni ludzie są wadliwi i to nie tylko fizycznie. Nie szukał już kontaktu wzrokowego z Gab w obawie, że poczuje od niej coś więcej, na co nie będzie umiał odpowiedzieć.
|
| | | Gabrielle Levasseur
| Temat: Re: Boisko Pon 22 Paź 2018, 20:58 | |
| Panienka Levasseur zawsze wyróżniała się z tłumu i nie chodziło jedynie o jej nieprzeciętny wygląd, a bardziej o niekonwencjonalne pomysły często balansujące na granicy zdrowego rozsądku. Zawsze wychodziła przed szereg, zaskakując innych swoich zachowaniem, którego nikt by się po niej nie spodziewał. Często kierowana emocjami działała pod wpływem chwili, zanim jeszcze przemyślała wszystkie „za” i „przeciw”, wynikało to zarówno z charakteru Francuzki, jak i młodego wieku, który wręcz nakazywał próbować nowych rzeczy i przeżywać życie, a nie tylko egzystować. Tak było i w tym przypadku, szalona myśl zrodziła się w głowie blondynki, a ona nie bacząc na konsekwencje popłynęła z jej nurtem. Nie mogła udawać, że nie sprawiło jej to radości. W chwili gdy leciała w dół nie czuła strachu, tylko ekscytację, było to czymś niewiarygodnym, a jednocześnie czuła się taka wolna. On zdawał się tego nie rozumieć, kiedy patrzył na nią tym karcącym spojrzeniem. Czy naprawdę można zatracić w sobie radość życia? On był dowodem na to, że i owszem zaś ona swoim podejściem zdawała się przeczyć tej teorii wydobywając z niego, to co myślał że już stracił. Nie była dziwna, może nieco inna od swoich rówieśniczek, ale dzięki temu wyjątkowa. Zmarszczyła czoło słysząc o zerwaniu umowy, otworzyła usta w zamiarze zaprzeczenia, by wiedział że tak nie można, kiedy Castiel ponownie zabrał głos. Tym razem słowa, które wypowiedział wywarły na niej większe wrażenie niż ogrom zniszczeń, które pokazywał jej przed sekundą. -To nie tak – wtrąciła mu się w zdanie, kiedy zasugerował że chciała mu dopiec kierując się jednocześnie chęcią odebrania sobie życia. Poczuła na ramionach dziwny ciężar, poczucie winy spadło na nią w jednej chwili, a uśmiech nieco osłab na mocy. -Ja… nie miałam pojęcia – wydukała ciepłym, lecz cichszym głosem nieśmiało wyciągając ku niemu swoją dłoń, która zastygła w powietrzu. Nie była pewna gestu, który chciała wykonać, więc nim się na niego zdobyła szybko ją zabrała, chowając obie do kieszeni bluzy. -Musimy sobie coś wyjaśnić – kopnęła kawałek drewnianej ławki, która pękła podczas ich lotu. Nie patrzyła w jego oczy, bała się tego, co może w nich ujrzeć. Złość, wściekłość, a może żal i ból? -Po pierwsze nie chciałam się zabić. Daleko mi do samobójczyni. Nie miałam też w zamiarze, by ci dopiec. Nie jestem też idiotką – wypowiadała kolejne odpowiedzi na jego pytania. Czuła się teraz naprawdę głupio, pierwszy raz ktoś w tak bezpośredni sposób zwrócił jej uwagę na nieodpowiedzialne zachowanie, choć i ona miała świadomość tego, że nieprzemyślane pomysły zawsze wpędzają ją w tarapaty, ale co z tego? Przecież zawsze wychodziła z nich bez szwanku i tak było też tym razem. Buntownicza natura blondynki ponownie zaczęła budzić się w jej wnętrzu, dlatego przygryzła dolną wargę, w taki sposób, że widać było delikatnie jej białe zęby. Odruch, który na myśl przywoływać mógł wiele niecnych myśli, gdy rozmawiała z przedstawicielami płci przeciwnej. -Fakt, nie pomyślałam – przyznała niechętnie –Ale nie mogłam pozwolić byś uczył mnie, nie wiedząc na ile cię stać – dodała, myląc składnie zdania, tym razem kiedy mówiła odważyła się spojrzeć w jego oczy, które z każdą mijającą minutą spoglądały na nią łagodniej. Gdy zwrócił się do niej skrótem imienia poczuła najpierw jak serce zatrzymuje się w jej klatce piersiowej, by po chwili z niewyobrażalną siłą uderzyć w nią. Miałą wrażenie, że zrobiło to tak głośno, że nawet Ślizgon mógł to usłyszeć. Nie rozumiała. Nie wiedziała dlaczego jej ciało reaguje właśnie w taki sposób. Wcześniej coś takiego nigdy nie miało miejsca. Castiel Dupek Horn był przecież osobą, która wywoływała w niej więcej negatywnych niż pozytywnych uczuć. Zdenerwowała się swoimi odkryciem, zaś zdradzieckie ciało od razu zareagowało – na policzkach pojawiły się rumieńce. -Wcale, że nie – odburknęła – Złapałeś mnie, a mało kto by tego dokonał. Większość rzuciłaby po prostu jakieś zaklęcie, a ty… - zamilkła. Dopiero teraz docierały do niej kolejne fakty. Castiel wcale nie był taki zły jak mogło się wydawać. Skierowała zielone tęczówki ku górze gdzie nadal w powietrzu wisiała jej miotła. Ślizgon posiadał serce. Udowodnił to swoim czynem, bacząc na wszystko rzucił się Puchonce na ratunek. Usiadła obok niego, wyciągając przed siebie długie nogi. Ponownie zapadła cisza, nie dokończone przezeń zdanie wisiało w powietrzu, a między ciałami tej dwójki wyczuć można było napięcie. Czy wynikało ono z ogólnej niechęci? A może to zupełnie co innego? Mimowolnie spojrzała na niego kiedy wypowiedział ostatnie zdanie, robiąc znaczącą pauzę. Otworzyła usta, by po chwili znowu je zamknąć, żadne słowa nie opuściły jej warg, szukała tych odpowiednich. Czy zależało mu na tym, by jak to określił „utrzymać z nią kontakt”? -Czegoś takiego nie zamierzam. To był jeden, jedyny raz – obiecała uśmiechając się szeroko. Z jakiegoś powodu ucieszyła się. Może Horn nie był najbardziej logiczną osobą, działał jej na nerwy, doprowadzał czasem do szału, ale ta dziwna relacja bardzo jej się podobała. –Aaaa… więc jednak mnie lubisz? - zapytała powiększając swój uśmiech, po czym szturchnęła swoim ramieniem jego.
|
| | | Castiel Horn
| Temat: Re: Boisko Pon 22 Paź 2018, 20:59 | |
| Zaprzeczenia były naturalną koleją rzeczy. Powinien sobie pogratulować, bo w końcu udało mu się zetrzeć z jej twarzy ten denerwujący i pogodny uśmiech. Czemu właśnie w tym był najlepszy? Zabierał radość i narzucał ponury ton. Podobno dementorzy są dobrzy w te klocki. Czyżby miał iść w ich ślady? Tak ciężko mu było być prawdziwym sobą i przy tym nie ucierpieć. Zmiana tonu Gabrielle była więc oczywista, a jednak zdziwił się, że zamiast paniki w głosie wyczuł i następnie poczuł na skórze ciepło. Próbowała się tłumaczyć i mu wyjaśnić to, co nie wymagało tłumaczenia, bowiem żadne słowa by tego nie rozwiązały. Nie wiedziała, bo nie mówił. Prawie nikomu nie mówił. A mimo wszystko obudził jej sumienie i nie miał pojęcia co zrobić dalej. To było istne szaleństwo i choć w głowie mu się nie mieściło szastanie swoim życiem na prawo i lewo, nie mógł oprzeć się faktom, że na chwilę zapomniał o swoich nieśmiertelnych bolączkach. Ulga płynąca z tej świadomości nakazywała mu wybaczyć Gab ten wybryk. Duma nie pozwalała. A to właśnie jej częściej słuchał. Z uwagą obserwował ruch jej dłoni, gdy chciała go dotknąć, a po drodze się rozmyśliła. Ciekaw był czy starczyłoby jej odwagi na ten gest nie mając pewności jakby miał zareagować. Sam Castiel nie byłby pewien swojego zachowania. Nie potępił, nie pogardził, nie zaśmiał się szyderczo, ot obserwował gest, który nigdy nie doszedł do skutku. Nie umiał określić czy tego chciał czy jednak nie. Skrzywdził już swą najbliższą niegdyś przyjaciółkę. Zbliżanie się ku Gabrielle zachęcało do powtórki z historii. Nawalił przy Nessie, a więc istniało duże prawdopodobieństwo, że nawali i w tej kwestii. Nie bez powodu nakazywał Gabrielle odpuścić i darować sobie wchodzenie w nim w relacje. Uparła się, była, przychodziła, odchodziła, ale zawsze wracała. Uśmiechała się mimo braku odzewu z jego strony. Gdzie tu jakiś logiczny argument? - Kiepsko to brzmi w twoich ustach. Skoczyłaś z miotły, pamiętasz? Ciężko mi w to uwierzyć i nie przeproszę za to. Po prostu nie daję wiary. - to tak jakby zabijając kogoś mówił, że tak na dobrą sprawę chce kogoś ocalić. Jedno przeczyło drugiemu, a jednak Gab wydawała się mieć w tym swój indywidualny tor logiki. Nie pojmował tego, ciężko było mu zrozumieć motywy Puchonki. Nie zachowywała się jak normalna nastolatka w jej wieku. - Na galopujące gorgony, Gabrielle. - westchnął zniecierpliwiony i zawiesił na niej ciemny wzrok. - Dlaczego mnie zwyczajnie nie zapytałaś o moje umiejętności? Dziewczyno, powiedziałbym ci. Może nie wyglądam na takiego, ale wierz mi, pokazałbym ci co umiem. - powiedział to niemalże z błagalnym jękiem, bo nie chciał przechodzić tego jeszcze raz. Ratowanie to jedno, utrzymywanie ciężaru odpowiedzialności za to, to już druga historia. Znów pomasował czoło, wygładzał zmarszczkę która zalęgła się między jego brwiami. Gdy wrócił do niej wzrokiem akurat czerwieniała na twarzy. Zdziwił się, bo nie powiedział nic zawstydzającego. Zaciekawił się jakim to też torem myśli biegną jej rozterki. Poruszył palcami dłoni. Były zimne, chłodne, a jej policzki musiały być gorące. Potrząsnął głową, gdy myśli chciały wyrwać się naprzód i poruszyć wyobraźnię. Nawalił raz, nawali drugi. Nie może pozwolić sobie być podatnym urokowi Gabrielle. Będzie przez to cierpiała, więc musiał jakoś to przełknąć. "Wcale że nie" zabrzmiało jak ponadczasowy tekst stosowany między skłóconym rodzeństwem. Słowa, których używał zamiennie z Nessie w zażartych dyskusjach za czasów, gdy byli normalni. Brak jej przejawiał się dziurą w sercu i duszy. Doskwierało mu to, bolało, szczypało i uwierało. Postać Gabrielle czaiła się zbyt blisko tego wrażliwego i pokiereszowanego miejsca. - Zaklęcie by cię nie dosięgnęło. - stwierdził oschle i podrapał się za pomocą bandaża po brodzie. - Nie obrażę się za jakieś podziękowania, o przeprosinach nie wspominając. - rzucił patrząc na nią kątem oka. Nie miał tu niczego sprośnego na myśli, ot jedynie w umyśle realizował mu się plan odpłacenia się pięknym za nadobne. Mimo wszystko wolał nie ujawniać go, jeszcze nie teraz. Miło będzie napawać się myślą, że ma u niego dług do spłacenia. - Jesteś roztrzepana. - zauważył jasne kosmyki zabawnie sterczące po bokach jej głowy. O dziwo wydawało mu się to na swój sposób... ładne, intrygujące. W końcu coś niszczyło ideał jej wyglądu. - Nie poprawiaj. - powiedział zanim zdołał się powstrzymać. Wiedział, że zaraz padnie pytanie - dlaczego? Nie odpowie, nie wie, nie przejdzie mu przez gardło żadna odpowiedź. Odchrząknął, zasłaniając usta palcami zwiniętymi w pięść. Uśmiechnęła się. Czwarty raz. Pamiętał wszystkie trzy poprzednie. Jak ona to robiła? Dlaczego u licha? Mimowolnie wykrzywił się tak jak wcześniej - jakby promienie słońca padały mu prosto na twarz. Ledwie udało mu się zetrzeć ten pogodny uśmiech, a on wrócił niczym bumerang. - Wyciągasz ode mnie komplement? - uniósł brew i potarł kciukiem dolną wargę, by ukryć jej drżenie łaknące odwzajemnienia uśmiechu. - Nie powiem ci czy cię lubię bo to zabrałoby ci całą zabawę prób odkrycia tego. - stwierdził neutralnie, choć ciężko było mu teraz ukryć rozbawienie. Odwrócił wzrok, by nie dać się zdemaskować. Złość ulatniała się gdzieś hen daleko zostawiając po sobie jedynie gorzki posmak. Horn był jednak mendą i nie rozdawał wybaczenia na prawo i lewo. Wywrócił oczami, gdy go szturchnęła wesoło. - Och przestańże się tak szczerzyć. - jęknął teatralnie i przesłonił dłonią swoją twarz jakby faktycznie go oślepiała białymi zębami i uśmiechem, który miał moc rozrzedzania gradowych chmur znad jego oblicza.
|
| | | Gabrielle Levasseur
| Temat: Re: Boisko Pon 22 Paź 2018, 20:59 | |
| Wpatrywała się w bruneta chcąc odgadnąć jego myśli. Im lepiej go poznawała, tym tak naprawdę mniej o nim wiedziała. Ciężko było znaleźć jedno, odpowiednie słowo, które w jakiś sposób określiłaby osobę Ślizgona. Poza skomplikowany nic sensownego nie przychodziło Puchonce do głowy. Jego oczy skrywały tajemnicę, widziała to za każdym razem, gdy w nie spoglądała, choć na pozór chłopak wydawał się być otwarty i jasno wyrażać swoje zdanie. Było w nim coś intrygujące, nigdy wcześniej nie spotkała kogoś takiego, a może po prostu niezbyt bacznie przyglądała się ludziom wokół siebie? Chwilami zastanawiała się czemu ciągle do siebie wracają. Żadne z nich z jakiegoś chorego powodu nie umiała odpuścić. Była wręcz pewna, że on też nie potrafiłby przejść obojętnie obok niej. To była ich gra, rozpoczęli ją podczas pierwszego przypadkowego spotkania, tylko dlaczego ona czuła się tak, jakby przy każdym starciu była tą przegraną? Blondynka nie miała pojęcia jakich zawodów w życiu doświadczył Castiel, ta niewiedza ciągle spychała ją na drugą pozycję, jednak nie zamierzała odpuszczać. Była uparta, a on musiał w końcu pęknąć i się przed nią otworzyć, to było nieuniknione, chociaż nie wiedziała ile czasu to potrwa. Powoli, sukcesywnie, może trochę nieświadomie ukazywał jej swoje drugie oblicze, a ona uważnie obserwowała nawet najmniejsza zmianę w jego zachowaniu, analizowała i składała w jedną całość. Nie potrafiła wyciągnąć odpowiednich wniosków, było za wcześnie, jednak pochwyciła pewien trop. - No i? – zapytała marszcząc czoło – Musisz uwierzyć, bo nic innego ci nie pozostaje – stwierdziła zgodnie z prawdą. Mógł jej nie wierzyć, ale ona nigdy nie kłamała, brzydziła się kłamstwem uważając, że ono i tak zawsze wyjdzie na jaw, a powiedzenie prawdy jest znacznie łatwiejsze niż snucie zakłamanych historii, nawet jeżeli ktoś ma bardzo bujną wyobraźnię. - Mam przed sobą całe życie, plany i marzenia, nie chciałabym tego wszystkiego zaprzepaścić śmiercią i to w dodatku samobójczą. To byłoby tchórzostwo – skwitowała. Taki ludzi uważała za tchórzy i jawnie wyrażała swoją opinię na ich temat. Dużo łatwiej odebrać sobie życie niż próbować stawić czoła temu co przynosi los. A ona? Ją czekało jeszcze tyle rzeczy! Pierwszy pocałunek, nieszczęśliwe zauroczenie, miłość, wygrana Mistrzostw w Quiddicha, może kiedyś założy rodzinę? Była gotowa podjąć się każdego wyzwania i mu sprostać. Uśmiechnęła się sama do siebie, zaczerpnęła powietrza, po czym wypuściła je powoli z ust. Życie jest piękne pomyślała. Kolejne jego pytanie wywołało u dziewczyny śmiech. Chyba niezbyt uważnie słuchał jej wcześniejszych słów, skierowała na Ślizgona wzrok przybierając poważny wyraz twarzy, co było zjawiskiem niezwykłym. -Bo ci nie ufam. To chyba jasne – oznajmiła – Słowa kłamią, sam mnie tego nauczyłaś- w głowie od razu przypomniała sobie, jak próbował wmówić jej, że woźny Filch jest szanowanym nauczycielem etykiety. – A do pokazu mogłeś się odpowiednio przygotować, by mnie zmylić. Nie jestem taka naiwna i głupia za jaką ciągle mnie masz. Ciekawe kiedy w końcu to zrozumiesz. – chciała dodać coś jeszcze na temat jego głupoty, lecz zanim kolejne słowa popłynęły z jej ust ugryzła się w język. Ich aktualna sytuacja wyglądała na w miarę ustabilizowaną i nie chciała tego zrujnować, choć czuła się przez niego prowokowana. Rozmowa jeszcze ani razu nie wychodziła im tak dobrze, była to pewnie zasługa samokontroli nad którą Gab ostatnio dużo pracowała, a i on wydawał się jakby przyjemniejszy w obyciu. Czyżby dni spędzone w skrzydle szpitalnym nieco go odmieniły? A może to zasługa leków podawanych przez pielęgniarkę? Puchonka przez chwilę podejrzewała nawet że Pani Price jakieś pomyliła, przez co chłopakowi poprzestawiało się w głowie. Czy powinna jej za to podziękować ? - Wysoki jak brzoza, głupi jak koza – zaśmiała się, nie wytrzymując – Na którym jesteś roku? – zapytała patrząc na niego wymownie. Horn chyba nie należał do osób, które uważnie i z zaangażowaniem biorą udział w lekcjach. Ciekawe czy przeczytał jakąkolwiek książkę w swoim życiu? – Mogłeś przetransmutować kafla w siatkę dla gimnastyków. Kosztowałoby Cię to trochę energii, ale za to osiągnąłbyś lepszy efekt niż to - wskazała palcem zniszczenia, pouczając go jak przystało na pilną uczennicę, chociaż nie była pewna czy Castiel czym jest taka siatka. To, że poza światem magicznym znała też ten mugolski dawało jej czasem dużą przewagę nad innymi uczniami, z czego ochoczo korzystała. - Jakieś? To znaczy? – kolejne pytanie, w duchu miała nadzieję, że nie będzie to kolejna butelka alkoholu. Jeszcze nie zdobyła tych za dzisiejszy trening, dodatkowo wprowadzenie godziny aurorskiej niczego nie ułatwiło. Przemycenie teraz czegokolwiek do zamku graniczyło z cudem. Jęknęła cicho zrozpaczona pozycją w jakiej się znalazła. Ślizgona nie był świadom całej sytuacji, a ona bała się jak może zareagować gdy się dowie. Komentarz chłopaka zwrócił jej uwagę, a prośba wypowiedziana sekundę później wywołała zdziwienie, lecz nie powiedziała nic. Nie rozumiała do końca, co miał na myśli, wzruszyła ramionami skupiając wzrok na murawie. Mgła już całkowicie zniknęła, krople rosy wyparowały pod wpływem ciepłych promieni słońca, które teraz jasno świeciło ponad ich głowami. Gdzie nie gdzie ziemia była jeszcze mokra. - Że co?! – odpowiedziała pytaniem na pytanie marszcząc w zabawny sposób nos – Gdzież bym śmiała – przyłożyła dłoń do piersi w teatralnym geście zaskoczenia jego oskarżeniami. Kątem oka widziała, jak nieumiejętnie próbuje ukryć błąkający się na ustach uśmiech, poczuła to przyjemne ciepło w sercu, które jakby na rozkaz zabiło mocniej. - Nie musisz. Wiem,że tak jest – głos miała niezwykle pewny. Może i ona to trochę lubiła? - Co ci przeszkadza mój uśmiech? – zapytała uderzając go dłonią delikatnie w ramię, jak dobrego kolegę. Podniosła się z miejsca. – Ty też mógłbyś się czasem uśmiechnąć, wtedy jesteś przystojniejszy mówiła nie kontrolując do końca swoich słów. Nieświadomie oznajmiła mu , że jest przystojny i gdy tylko zdała sobie z tego sprawę pożałowała. Unikając jego wzroku ruszyła wzdłuż ławek. – Do mnie! – przywołała do siebie miotłę, która zwisała w powietrzu. Była to jej miotła, robiona specjalnie na zamówienie, którą dostała od dziadka. Nazwisko Levasseur wyryte złotymi literami na trzonku lśniło w świetle słońca. Kiedy złapała przedmiot w dłoń poczuła jak zimna jest, wzdrygnęła się delikatnie – To dziś będzie ten trening czy nie? – rzuciła w powietrze, nawet nie przystając .
|
| | | Castiel Horn
| Temat: Re: Boisko Pon 22 Paź 2018, 21:00 | |
| - Niczego nie muszę, Gabrielle. I ci nie uwierzę. Prawisz o tym, że samobójstwo to tchórzostwo, a o mały włos się nie zabiłaś przez swoją naiwną wiarę we mnie. Czym sobie na nią zasłużyłem? Powiedz mi tak szczerze, bo nie mam pojęcia. Skąd wiedziałaś, że cię złapię? - zapytał żywo zainteresowany, a to zmieniało coś w mimice jego twarzy. Skoncentrował się na Gabrielle jeszcze bardziej niż dotychczas. Odwrócił się na ławce przodem do niej i wyczekiwał jakiejkolwiek odpowiedzi, która zaspokoi jego ciekawość. Sama myśl, że mógłby nie zdążyć wywoływała w nim zimne dreszcze. Uniósł lewą brew, gdy przyznała, że nauczył ją czegokolwiek. No tak, kłamstwa. W nich był całkiem dobry. Często plamił sobie usta drobnymi słownymi oszustwami jeśli tylko miało mu to dostarczyć swobody, świętego spokoju czy rozbawienia. Święty nie był i nigdy się takowym nie nazywał. To tylko pokazywało jak bardzo różni się od Gabrielle. Czy możliwym było, aby kiedykolwiek doszli do pełnego porozumienia? Dostarczała mu atrakcji, to musiał przyznać, ale między nimi była przepaść i musieli wysilić się, aby znaleźć wspólny język. Castiel podświadomie do tego dążył. Miło było mieć w towarzystwie osobę, która nie obrażała się za byle oschłą uwagę czy słowne dokuczanie. Dzięki temu odstresowywał się i wstyd było mu przyznać jak bardzo jest mu to teraz potrzebne. - Za głupią cię nie uważam, ale za naiwną owszem. - nie przebierał w słowach, nie wysilił się na takt i zachowanie moralnej przyzwoitości. Podobała mu się jej podejrzliwość w stosunku do jego zamiarów i zachowań. To mile łechtało jego ego, choć musiał przyznać, że akurat dzisiaj nie wyszło im to na dobre. Nawalili w kontaktach międzyludzkich i w poprawnym przekazywaniu informacji i przez to oboje przeżyli krótką przygodę, która dostarczyła im wrażeń na resztę dnia. Ten się dopiero zaczął, a Horn wiedział już, że lada moment Gabrielle będzie krzyczeć na niego i pomstować, gdy zacznie się pomału mścić za ten wybryk. - Już to mówiłaś o mnie. Mówiłem ci przecież, że kończę szkołę w tym roku. - co prawda wspominał o tym w kiepskich okolicznościach, w momencie kiedy był w mega dołku emocjonalnym, ale pamiętał, że padł ten temat - obiecywał jej swobodę przebywania w ulubionych miejscach jak tylko opuści raz na zawsze hogwardzkie mury. - Jesteś bardzo siebie pewna, a przecież kilka minut temu na ciebie nawrzeszczałem. - nawiązał do tematu "lubienia", wszak Horn nie umiał po ludzku przytaknąć, powiedzieć coś miłego w sposób zwięzły i prosty. Musiał iść na około, na opak, tuszować komplementy w swoich wypowiedziach i bawić się w dziwną grę, której finał nie był jasny. Zamrugał dwukrotnie słysząc miłą uwagę, która się jej najprawdopodobniej wymsknęła sądząc po błyskawicznie wywołanym rumieńcu na jej policzkach. Zamiast od razu odpowiedzieć wstał za nią i doń podszedł. Dosyć blisko, celowo naruszając pewną granicę przyzwoitości podczas rozmów z płcią przeciwną. Chwycił na chwilę jej łokieć, by ją zatrzymać w swej wędrówce na niższe poziomy trybun. To było raptem kilka sekund, a poczuł na dłoni gwałtowny gorąc przenikający przez materiał jej ubrania. Przeminął od razu, gdy tylko ją puścił, a zrobił to prędko. To było zastanawiające. - Patrz. - zniżył głos i sięgnął po kawałek drewienka, które niedawno kopnęła. Wycelował weń swą różdżkę i za drugim razem przetransmutował przedmiot w miękki materiał pachnący drzewem i deszczem. Zawiesił wzrok w zielonej toni oczu Gab. - Uśmiechnę się, ale dopiero po tym jak dobrowolnie zgodzisz się przyjąć moją niespodziankę. - wyciągnął w jej kierunku materiał szerokości połowy dłoni, a długości średniego szala. - Przewiąż sobie oczy. Wiem, że mi nie ufasz i właśnie dlatego chcę, byś dobrowolnie ze mną teraz poszła. Przy okazji zaczniesz zadośćuczyniać tej sytuacji, a ja zacznę rozważać potencjalne kontynuowanie umowy. - Skoro chciała uśmiechu to da jej go tyle, że zacznie się na niego wściekać. Przyglądał się jej twarzy, policzkom, skroniom, brwiom, tak czystym, gładkim i jasnym. Już lada moment zasłoni to niedoskonałością, czyli zwyczajnie mówiąc sporą dawką brudu. Być może błotna warstwa odejmie jej uroku i przestanie go tak mierzić. Łatwiej byłoby mu z nią rozmawiać, gdyby nie była tak urodziwa. Wystarczyłaby jakaś brodawka na nosie, za małe oczy czy podwójny podbródek, a nie musiałby trzymać palców zwiniętych w pięść. Podobała mu się jej swoboda z jakim się do niego odnosiła. Chciał odpowiedzieć tym samym, naprawdę. Sęk w tym, że zapomniał jak się to robi. Spoglądał na nią z przekrzywioną delikatnie głową. Jak zawsze miał wyzywający wyraz twarzy, choć w oczach nie czaiło się aż tak sporo złośliwości. Ciekaw był czy Gab podejmie się wyzwania i spełni jego prośbę. Nie wiedząc co knuje, co zrobi ani tego w jakim stopniu jest szalony.
|
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Boisko | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |