|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Huncwot
| Temat: Re: Boisko Czw 10 Gru 2015, 23:06 | |
| The member ' Eric Henley' has done the following action : Dices roll'10-ścienna' : |
| | | Riaan van Vuuren
| Temat: Re: Boisko Nie 13 Gru 2015, 18:44 | |
| Riaan agresywnie przeszkadza Mel. |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Boisko Nie 13 Gru 2015, 18:44 | |
| The member ' Riaan van Vuuren' has done the following action : Dices roll'10-ścienna' : |
| | | Melanie Moore
| Temat: Re: Boisko Nie 13 Gru 2015, 20:57 | |
| - Riaan napisał:
- "Mel odbiera podanie"
|
| | | Huncwot
| Temat: Re: Boisko Nie 13 Gru 2015, 20:57 | |
| The member ' Melanie Moore' has done the following action : Dices roll'10-ścienna' : |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Boisko Pon 08 Lut 2016, 01:50 | |
| Dostał za swój cięty język dwa razy po głowie. Tym razem Porunn nie powstrzymała swojej złości rosnącej z zastraszającą prędkością. Najpierw jęczenie o tych dziewczynach, a teraz śmiał rzucić te stare żarty na temat polerowania jego rączki od miotły? Musiała się wyżyć, a to, że Enzo był na wyciagnięcie ręki, to wykorzystała ten przywilej. Jednocześnie przypomniała mu, jak to wspaniale i bezboleśnie było spędzać z nią wolny czas. W końcu taką ją polubił i zaakceptował. Że niby ona się zgodziła na coś takiego, jak dobrowolne pójście na boisko Quidditcha, kiedy nienawidziła tej dziedziny sportu całym swoim smoczym sercem? Nie chodziło nawet o to, że był na dworze śnieg po kolana i ciemno - Romulus naprawdę wziął tę propozycję na poważnie. Powinna się ugryźć w język zanim cokolwiek zaczynała przy nim mówić. I tak wylądowała w zaspie śnieżnej po kolana, na środku boiska w towarzystwie maniaka latających patyków do sprzątania. Wspaniale. - Enzo. Kiedy powiedziałam, że możesz się ze mnie pośmiać jak próbuję na tym czymś latać… to nie chodziło mi dosłownie o przyjście tutaj - powiedziała przez zaciśnięte zęby, patrząc raz na przyjaciela, raz na sprzęt do latania. Westchnęła ciężko, zaciskając pięści, po czym podkasała rękawy grubego swetra. Była na tyle zahartowana, że zima w Hogwarcie bardzo małe wrażenie na niej wywierała. Ale doprawdy, chyba tylko Enzo był przekonania, że ćwiczyć na miotle da się o zmroku, przy ograniczonej widoczności i w dodatku, kiedy śnieg sypał jak szalony. Nie miała jednak zamiaru w żadnym wypadku prosić go o litość i powrót do zamku. Była na tyle upartą osobą, że miała ochotę mu pokazać, że tego dnia nie pośmieje się. Już na pewno nie z niej. Chwyciła za miotłę i wyszarpnęła ją z rąk Włocha, po czym przełożyła jedną nogę przez ten dziwny patyk i chwyciła się mocno. - Wiesz, że cię nienawidzę z całego serca?- prychnęła, po czym odbiła się od ziemi nogami, aby unieść się na miotle w powietrze. Niestety, zaraz po chwilowej utracie gruntu pod nogami, nagle jej twarz znalazła się w śniegu. I gdyby nie fakt, że miała owinięty wokół szyi i ust szalik z barwami domu Węża to już dawno by się najadła śniegu, a zdecydowanie głodna nie była. Wymamrotała jedynie coś pod nosem, nie mając zamiaru wstawać. Mogła sobie tak poleżeć z twarzą w śniegu przez całą noc. Drugi raz na miotłę nie wejdzie. Za żadne skarby świata. Jedyną rzeczą, na którą się jeszcze zdobyła, było chwycenie w dłoń śnieg, uformowanie szybkiej, niedbałej kuli i rzucenie nią znienacka prosto w twarz Enzo, nie interesując się nawet tym czy trafiła, czy nie. |
| | | Enzo Romulus
| Temat: Re: Boisko Wto 09 Lut 2016, 01:19 | |
| Za każdym razem kiedy dostawał od niej razy śmiał się radośnie. Tak było i tym razem. Rumieńce na jej policzkach zdradzały złość równie mocno co jej dłonie zaciśnięte w pięści. Kiedy zniżała się do przemocy fizycznej było to nieco komiczne. Przestawało być komiczne kiedy rzucała jednym z tych zaklęć, które sprawiają, że wątroba chce się zamienić z jelitami na miejsca i to bez znieczulenia. Wtedy ani troszeczkę nie było mu do śmiechu. Teraz jednak śmiał się radośnie, jakby gorzkie żale które przed sekundą się z niego wylały nigdy nie miały miejsca. A podobno to kobiety są zmienne! Podobno. Enzo też bywał zmienny. Na jego nastrój składało się mnóstwo wytycznych mniej i bardziej istotnych które sprawiały, że się śmiał albo nie śmiał. I robił też inne rzeczy- wiadomo. Zmiana czasem jednej wytycznej potrafiła diametralnie odmienić mimikę twarzy Krukona czego przykład właśnie widzimy. No może niekoniecznie widzimy- wyobrażamy sobie. Szedł dumnie w doskonale znanym kierunku po drodze jednym Accio przywołując swoją czarną ramoneskę, bo przecież nie będzie latał w płaszczu. Szalik był w rękawie skórzanej kurtki więc jeszcze przed wyjściem na zimno szczelnie owinął szyję w barwy Ravenclawu. Kolejne Accio przywołało jego ukochaną miotłę, a jeszcze kolejne miotłę zapasową która głównie służyła do zamiatania, bo była zbyt słaba by ktokolwiek chciał na niej latać. Obie złapał zręcznie w locie przy okazji pokazując, że gdyby chciał to ścigającym też mógłby być, a uśmiech na jego twarzy jedynie się poszerzył. - Och, Po. Albo robimy coś porządnie, albo wcale! - podał jej słabszą miotłę uśmiechając się szelmowsko. Oparł się o swoje najdroższe cacko i obserwował każdy ruch Ślizgonki. Wiedział, że nie skończy się to dobrze. Po prostu to wiedział. Tyle lat unikała pojawiania się na boisku nie bez przyczyny. Musi być wybitnym antytalentem. Przygryzł policzek od środka by powstrzymać szyderczy śmiech kiedy przekładała nogę przez rączkę. Dokładnie widział moment w którym usadowiła swoje pośladki na miotełce. Równie dokładnie widział chwilę w której jej twarz spotkała się ze śniegiem, zanim wcześniej poinformowała go o swoich ciepłych uczuciach. - Z wzajemnością, słoneczko! - zdążył jeszcze krzyknąć przed całą tą katastrofą. A potem przez kilkanaście sekund chichrał się niczym mała hiena która dopatrzyła swoją ofiarę. Packa śniegu która spotkała się z jego torsem przypomniała mu o tym, że śnieg jest zimny, a ona właśnie robi sobie z niego okład na całą twarz. Podszedł więc porzucając najukochańszą miotłę by wyciągnąć ze śniegu pannę Fimmel. - Zapomniałaś poprosić o instruktaż - przypomniał łaskawie uśmiechając się radośnie. Wyciągnął dłoń ze zdecydowanym: "Do mnie" i zacisnął palce na rączce. Umiejscowił ją między nogami i odbił się od ziemi na taką odległość, że jego palce wisiały dosłownie trzy cale nad ziemią. - Cała filozofia. Przecież sport jest dla półgłówków - przypomniał i opadł znów na ziemię wyciągając swojego Nimbusa 1000 w kierunku Ślizgonki. - Tylko nie odlatuj za daleko. Musisz być delikatna i pewna tego co robisz. To ty rządzisz miotłą, a nie ona Tobą. I nie mów, że wymiękasz, Po. Tylko Puchoni wymiękają - wepchnął go w ręce Norweżki z wyrazem rozbawienia na twarzy. |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Boisko Sro 10 Lut 2016, 15:15 | |
| Od najmłodszych lat unikała pojawiania się na zajęciach z latania. Już w pierwszej klasie miała ochotę bić wszystkich tym beznadziejnym kawałkiem patyka, kiedy to cały rok potrafił się wzbić w powietrze, a ona nie. Dlatego też udało jej się z trudem zaliczyć pierwszy rok z latania. Później na szczęście jej przygoda się z tym skończyła. A przynajmniej miała taką nadzieję, dopóki nie poznała Enza, który gdy tylko podpatrzył, że dziewczyna unikała mioteł jak ognia… postanowił wykorzystać okazję. I tak od paru lat starał się ją nauczyć latania. Kończyło się to jednak jak zwykle z twarzą Porunn na ziemi i głośnym rechotem Romulusa. Ślizgonka miała wrażenie, że naprawdę chłopak czerpał z tego widoku nieziemską przyjemność. W przeciwieństwie do niej. Gdy pomógł jej podnieść się ze śniegu, policzki Fimmel były całe czerwone i to bynajmniej nie ze wstydu. Była wściekła, a jej oczy niemalże płonęły, sygnalizując, że jeśli coś teraz nie pójdzie po jej myśli, to zdecydowanie wybuchnie, a wtedy ratuj się kto może. Powstrzymywał ją tylko fakt, że zdecydowała się poprawić w ten sposób humor Krukona, a więc sama tak naprawdę skazała się na taki a nie inny los. - Wiadomo, przypominam tylko, że to, co tutaj zachodzi, pozostaje między nami - powiedziała z groźbą w głosie, spoglądając na przyjaciela uważnie. Zmarszczyła brwi, gdy chłopak przywołał swoją miotłę. Nie mogła się powstrzymać od cofnięcia kilka kroków, aby przypadkiem nie przyszło mu do głowy uderzenie jej, aby wbić jej zasady latania dosłownie do głowy. Obserwowała go uważnie, gdy usiadł na miotle i odepchnął się od ziemi, unosząc tym samym w powietrzu. Naprawdę nie rozumiała po co ludzie uczyli się latać, skoro równie dobrze mogli twardo stąpać po ziemi i przenosić się za pomocą sieci fiuu, a to przecież tylko jedna z wieli innych możliwości na podróżowanie. Były jeszcze smoki. Porunn marzyła o tym, aby jakiegoś dosiąść, chociaż miała norweskie smoki kolczaste na wyciągnięcie ręki - hodowla ojca jednak była zamknięta na tysiąc spustów jakimiś piekielnymi runami. Nagle, na są myśl o runach… oczy Porunn urosły do rozmiarów spodków, po czym jej uśmiech stał się nagle bardzo szeroki, co nie sugerowało niczego dobrego. Szybko jej entuzjazm opadł, gdy chłopak podał jej miotłę, aby spróbowała na tej lepszej. Czy on oszalał? Dawał jej do przelecenia SWOJĄ dziewczynę? Porunn pokręciła głową, po czym podeszła bliżej chłopaka, aby dotknąć jego czoła, w celu sprawdzenia, czy aby nie miał gorączki. Jeśli miał, to musiała go szybko przetransportować do Arii, ona się znakomicie znała na magii leczniczej. Nie miała pojęcia, czy akurat istniały zaklęcia powstrzymujące rozwój choroby, jednak Aria na pewno znajdzie jakiś sposób, była przecież mądra. - Może jednak powinniśmy wrócić, bo zachorujesz i umrzesz. Już teraz wykazujesz bardzo niebezpieczne objawy choroby. Dajesz mi swoją miotłę, a to już podchodzi pod stan agonalny - powiedziała z powagą w głosie, chociaż jej twarz cały czas wyrażała rozbawienie. Rzuciła miotłą o śnieg, po czym chwyciła Enzo w pasie, przyciągając do siebie tak, aby się na niej wsparł. - Nie umieraj, nie umieraj! Nie zostawiaj mnie na tym ziemskim padole saaamej w otoczeniu mioteł! - powtórzyła kilka razy, po czym roześmiała się głośno, nie mogąc już więcej powstrzymywać. Może ta strategia będzie o wiele lepsza i sprawi, że chłopak zapomni o tej głupiej nauce latania. Na co ona komu? |
| | | Enzo Romulus
| Temat: Re: Boisko Pią 12 Lut 2016, 00:12 | |
| Zawsze go zastanawiało jak można być antytalenciem w tak banalnej dziedzinie. Obserwowanie Porunn nijak nie przynosiło jednoznacznej odpowiedzi na pytanie "Jak tak można?", a z czasem pojawiała się też irytacja która przebijała się przez opary marihuany w jego organizmie. No bo przecież... JAK TAK MOŻNA? Latanie na miotle jest czymś banalnie prostym. Gdyby było inaczej nie dawano by mioteł jedenastolatkom, a już z pewnością nie dopuszczano by ich do gry. Umiejętność latania na miotle posiadał więc teoretycznie każdy uczeń wraz z ukończeniem pierwszego roku. Ale nie Po. Po unikała mioteł jak ognia nie licząc tych chwil w których dawała się jakoś przekupić. Jak teraz. Robiła z siebie skończoną idiotkę tylko po to, żeby umilić mu dzień. I umilała. Szeroki uśmiech na jego twarzy idealnie obrazował jak dużo frajdy sprawiało mu patrzenie na jej klęskę w starciu z czymś co było jego codziennością. Po pewnym czasie jednak zawsze pojawiała się irytacja. Naprawdę chciał żeby to zrozumiała. Chciał zobaczyć ją dwa metry nad ziemią lecącą na miotle. Czy naprawdę o tak dużo prosił? Najwidoczniej tak. - Dobrze, że o tym mówisz. Właśnie zamierzałem naskrobać donos do "Lustra" - wywrócił teatralnie oczętami ciężko wzdychając. Nie był paplą i nie zamierzał opowiadać całej hogwardzkiej społeczności przaśnych anegdotek o tym jak panna Fimmel jadła śnieg ze szkolnego boiska, bo nie potrafi wznieść się na miotle do góry. On szczodrze ofiarowywał jej swoją ukochaną, a ona zamiast złapać ją i spróbować się na niej jak najszybciej przelecieć zdecydowała się na kontrolę jego funkcji życiowych. Nie, nie chorował. Wypalił od rana tyle zielska, że nie docierały do niego ewentualne niekorzystne konsekwencje, a tych mogło być naprawdę wiele! Zbyt wiele, żeby o nich myśleć. Zaczął jednak powoli zdawać sobie z tego sprawę, kiedy odrzuciła miotłę na śnieg. Z jego ust wydobył się jęk pełen dezaprobaty i bólu, jakby właśnie dostał cios w splot słoneczny. - Ale nie rzucaj nią... Po! To moja jedyna odwzajemniona miłość! - stęknął, ale widząc rozbawienie w jej tęczówkach wygiął swoje wargi w delikatnym uśmiechu. - Nie umieraaam... Chciałem być miły... - wymamrotał przyciśnięty do ramienia Ślizgonki. Oczy trochę wyszły mu z orbit, a oddychanie powoli zaczynało sprawiać problem kiedy zdecydował się w końcu obronić. Objął ją w pasie i podniósł do góry, żeby zanieść w kierunku największej zaspy na boisku. - Naprawdę nie powinnaś rzucać Nim! - stwierdził zanim ulokował ciemnowłosą w śnieżnej zaspie z zadowoleniem obserwując swoje dzieło. Jednak obserwował je ze zbyt bliskiej odległości. Zdecydowanie zbyt bliskiej. Czuł jej oddech na swoich wargach i widział oczy tuż naprzeciwko swoich oczu. I poczuł takie ściśnięcie w żołądku, które sprawiło, że pochylił się jeszcze bardziej, żeby ich wargi się spotkały. Ot, czasem się zdarza. |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Boisko Pią 12 Lut 2016, 00:52 | |
| Porunn była przykładem największego antytalencia w dziedzinie latania na miotle, jednak o tym głośno się nie mówiło. Nie przypominało się w jej obecności o czymś takim jak miotła i latanie na niej. Dla dziewczyny był to temat tabu i trzeba było to uszanować. No, chyba, że było się jej przyjacielem, który niemalże kochał ten sport. Do dzisiaj nie wiedziała, jak to się stało, że nie wepchnęła mu jeszcze tego patyka do ust, aby zamknąć mu tym samym jadaczkę, która bez przerwy kłapała o tym, jakie miotły są super. Trzeba się urodzić Romulusem, który miał więcej szczęścia niż rozumu. Nie dość, że zadawał się z tykającą bombą zegarową, to jeszcze potrafił uchodzić ze spotkań w jednym kawałku. Należała mu się specjalna nagroda człowieka o niebywałym farcie. Przewróciła oczami, słysząc jego kąśliwą uwagę dotyczącą napisania plotki do Lustra. Nienawidziła tego czasopisma, które swojego czasu nieźle się do niej przyczepiło i dużo pisało na temat jej związku z Vincentem oraz znajomości z Wattsem. Na szczęście Romulusa to ominęło. Cieszyła się, że przynajmniej Włoch nie miał problemów z natrętnymi uczniami, którzy nie mając nic innego do roboty, po prostu żyli życiem innych. Dziewczyna prychnęła pod nosem na samą myśl o tym, ilu jeszcze musiała pozbawić tego uśmiechu na twarzy. Niech ich tylko znajdzie… Wróciła jednak myślami do Romulusa, który stał tuż przed nią, wpatrzony z oburzeniem na leżącą w śniegu jego ukochaną miotłę. Porunn wzruszyła ramionami, dając mu do zrozumienia, że jego słowa nie wywarły na niej żadnego wrażenia. Miotła jak każda inna. Porównanie do dziewczyny i odwzajemnionej miłości nie skomentowała. Od dawna wiedziała, że Enzo wiele do szczęścia nie potrzebował. Może dlatego przez rok był w związku z Puchonką, która jak widać postanowiła szukać szczęścia w objęciach innego chłopaka. Na samą myśl wykrzywiła twarz w grymasie niezadowolenia, przysięgając w duchu, że jeszcze się z nią policzy. Nim jednak zdążyła cokolwiek zarejestrować, poczuła jak Enzo łapie ją w pasie i podnosi. Spoglądała na jego twarz zdezorientowana, aby chwilę później warknąć ze wściekłości, gdy poczuła, jak śnieg wpada pod jej sweter, przypominając o panującej na zewnątrz niskiej temperaturze. Szalik stanowił średnią ochronę przed zimnem, szczególnie, jeśli lód zetknął się z jej ciałem. Miała ochotę wytarzać Enza w śniegu i patrzeć jak zamienia się w sopel lodu. I może właśnie by tak zrobiła, gdyby nie to, że poczuła jego gorące wargi na swoich. Otworzyła szeroko oczy, spoglądając w te jego ciemne ślepia, zastanawiając się gorączkowo jak do tego doszło. Nie powinna być jednak ani trochę zdziwiona. Chłopak z pewnością całował się w połową żeńskiej społeczności Hogwartu. Dlaczego więc miałby się przy niej hamować, skoro pewnie uznał, że to świetna okazja, aby zacisnąć więzi? Ślizgonka nie doszukiwała się w tym geście jakiejkolwiek krztyny romantyzmu. W końcu dlaczego podejście chłopaka do niej miało się nagle zmienić? Z pewnością potrzebował pocieszenia, chociaż nie rozumiała tej całej dramy, która była spowodowana zdradą nic niewartej Puchonki. Zacisnęła zimne, zmarznięte dłonie na przedzie kurtki Enzo, po czym odwzajemniła krótko pocałunek, aby zaraz odwrócić głowę w bok. Nagle zimno znów przestało jej przeszkadzać. Zrobiło jej się gorąco, a serce biło jak szalone. - Pozwoliłam ci na to tylko dlatego, aby poprawić twój humor. Chociaż równie dobrze mogłaby to być przypadkowa dziewczyna - mruknęła z lekkim poirytowaniem w głosie. Zaraz… czy ona przypadkiem nie poczuła tego dziwnego ściśnięcia w żołądku na samą myśl o tym, że chłopak mógłby bez problemu wymienić ją na inną dziewczynę? Różnicy pewnie zupełnie by nie odczuł. Zmarszczyła brwi. - Zimno mi, a leżę w samym swetrze w zaspie - skłamała, znów zwracając ku niemu spojrzenie błękitnych tęczówek. Mimowolnie musnęła ustami jego usta, w końcu wciąż się nachylał i nie pozostawiał jej zbyt dużego pola do manerwu. |
| | | Enzo Romulus
| Temat: Re: Boisko Pią 12 Lut 2016, 01:24 | |
| Ostrożnie pogłębił pocałunek, kiedy tylko poczuł, że Fimmel bawi się w tą zabawę razem z nim i nie odgryzie mu języka czy wargi żeby udowodnić mu, że nie jest zainteresowana. A mogłaby to zrobić. Znał ją wystarczająco długo, żeby wiedzieć iż jest nieco nieobliczalna. Jednak on zawsze uchodził żywo. Nawet jak nadepnął jej na odcisk. Nawet jak wyciągał ją na miotłę. Zawsze puszczała mu to wszystko płazem. A teraz wymieniali się radośnie bakteriami w całkiem romantycznej scenerii. Śnieg padał? Padał. To romantico jak talala! I było miło. Naprawdę miło. Dopóki się nie odwróciła. Zmarszczył nieco czoło, szukając jakiejkolwiek podpowiedzi do tego cóż nie tak uczynił. Ręce trzymał w miejscu przyzwoitym, bo na jej talii, a językiem nawet nie planował badania jej migdałków. To było bardzo grzeczne i bardzo niewinne. - Może masz rację - przyznał unosząc nieco wyżej ramiona, ale nie ruszył się ani troszeczkę. Może. On sam na dobrą sprawę nie wiedział dlaczego to zrobił. Wiedział zaś jedno: nijak nie poprawiło to jego nastroju. Wręcz przeciwnie. Nadal się nad nią nachylał. Nadal się w nią wpatrywał. Nadal nie wiedział. Jej głos przywołał go do porządku. Wyrwał z lekkiego szoku, jednak kiedy musnęła wargami jego usta nie zawahał się tylko pocałował ją tak jak dziewczyny powinno się całować czyli pewnie i z pełnym zaangażowaniem. Nie trwało to jednak tak długo jakby sobie tego życzył. Dość szybko przywołał się do porządku i wyciągnął dłoń w kierunku Ślizgonki. - Wstawaj zanim sobie zamrozisz nery - oto książę uwodzący księżniczkę. Na szczęście dżentelmeńskie odruchy nie umarły w nim do końca i ściągnął z siebie skórzaną ramoneskę podając ją panience Fimmel bez cienia uśmiechu. Oddał jej nawet swój szalik, bo przecież nie może zachorować. Sam został teraz w swetrze. Zacisnął mocniej zęby i wyciągnął dłoń, by władczym warknięciem o haśle "Do mnie" przywołać najwierniejszą z wiernych. Zacisnął dłoń na wilgotnej rączce i ponowił czynność by zabrać ze sobą starego Zmiatacza do wyczyszczenia w zaciszu dormitorium. - Nigdy nie nauczysz się latać. Amputowali Ci błędnik w dzieciństwie, Po? - zapytał w końcu rozbawionym tonem, chcąc jak najszybciej zmienić temat. I zapomnieć, że zna już smak jej warg. |
| | | Porunn Fimmel
| Temat: Re: Boisko Pią 12 Lut 2016, 01:44 | |
| Gdy ponownie ją pocałował już nie odwzajemniła. Sama nie wiedziała dlaczego tak bardzo poirytował ją fakt, że nie zaprzeczył odnośnie innych dziewcząt. Znała go jednak na tyle dobrze, żeby nie być zdziwioną jego słowami. Gdy pomógł jej się podnieść, otrzepała się ze śniegu, zdając sobie nagle sprawę, że nie czuła prawie palców. Zerknęła na niemalże fioletowe dłonie, po czym schowała je w swetrze. Szybko jednak zarejestrowała, że Włoch oddał jej właśnie swoją kurtkę. Zmarszczyła brwi, nie odzywając się i nie dziękując. Obserwowała go w milczeniu, zdając sobie jak najbardziej sprawę z tego, że marzł. Potwornie marzł, a ona właśnie zabrała jego kurtkę, aby się ogrzać. Przewróciła oczami, po czym zdjęła po chwili odzienie i rzuciła mu nim w twarz. - Nie jestem słabeuszem. Potrafię o siebie zadbać, a zimno mi nie straszne. Kłamałam. Natomiast ty wyglądasz, jakbyś miał zaraz zamienić się w sopel lodu - mruknęła, zakładając ręce na piersiach. Cały czas jej nozdrza drażnił jego zapach. Miała wrażenie, jakby przyległ do jej ciała, uporczywie nie chcąc opuścić jej myśli. Pachniał ładnie, przyjemnie. Zacisnęła pięści mocno, po czym wzruszyła ramionami, starając się zignorować to okropne uczucie w żołądku. Podobnie się czuła podczas pierwszych spotkań z Vincentem, kiedy zaczynał ją fascynować. Jednak teraz… teraz mimo iż było podobnie, to jednak inaczej. Przy Romulusie miała poczucie bezpieczeństwa. Nie, żeby sama nie potrafiła o siebie zadbać. Była samowystarczalna. Chłopak mógłby być po prostu dodatkiem. - Nie, nie nauczę się latać na miotle i nie wiem co to jest ten cały błędnik, ale nie chcę wiedzieć. Dziwnie brzmi - prychnęła, spoglądając wszędzie tylko nie w jego stronę. Nie znała się na tych mugolsko-medycznych terminach. Nie interesowała się tym, jednak nie obwiniała Enza za to, że wiedział więcej. W końcu jego krew wcale nie była czysta jak łza i o dziwo… Porunn zupełnie to nie przeszkadzało. Ruszyła do przodu, łapiąc Romulusa za rękę, prowadząc w kierunku wyjścia z boiska. Nie chciała, żeby z jej powodu się przeziębił, chociaż oddała mu kurtkę. Nie powinien narzekać. Zatrzymała się dopiero tuż przed wyjściem. Odwróciła się w jego kierunku, aby spojrzeć mu w oczy z determinacją i wymalowanym rozdrażnieniem na twarzy. - Nie wiem w co pogrywasz, ale to był tylko jeden jedyny raz - zaczęła, zaciskając mocniej pięść na jego dłoni. Spojrzała krótko w ziemię, aby zaraz znów podnieść głowę do góry. - Jestem niebezpieczna, nieprzewidywalna i bardzo zazdrosna. Jeśli ktoś ma być mój, to albo nim będzie, albo zostanie rozszarpany dosłownie lub w przenośni. Nie chcę, aby spotkała cię krzywda, więc powinieneś się trzymać ode mnie z daleka - powiedziała jednym tchem, momentalnie przywołując sobie w pamięci ból przemiany w wilkołaka lub moment, kiedy prawie udusiła Bena Wattsa, nie mogąc zapanować nad swoimi gwałtownymi emocjami, nad agresją w niej buzującą. Nie chciała już więcej nikogo stracić, a już szczególnie nie Włocha. |
| | | Enzo Romulus
| Temat: Re: Boisko Sob 13 Lut 2016, 01:05 | |
| Nie spodziewał się, że dostanie własną kurtką po mordzie. Dlaczego miałby się spodziewać? Złapał skórzany kawałek materiału, uniósł nieco wyżej brwi i ze spokojem przypomniał: - We Włoszech panuje inny klimat niż na twoim zimnodupiu - i wzruszył lekko ramionami wpychając z powrotem dłonie w rękawy ramoneski. Powinien nalegać? Powinien się kajać? Pewnie powinien. Jednak nie zamierzał, albowiem w swoim mniemaniu nie uczył nic niestosownego. Z małym wyjątkiem. Pocałował Smoczycę w mini wersji. Za to też nie zamierzał przepraszać. Było miło. Miało mu to poprawić nastrój? Poprawiło. Na chwilę. Jednak jej mina sprawiła, że wrócił do normy. Nawet trochę poniżej normy. Wargi mimo to wciąż miał wygięte w delikatnym uśmiechu pełnym rozbawienia, a kiedy prychnęła uniósł brwi nieco wyżej. - Nie wierzę, że tak łatwo się poddajesz - powiedział kręcąc z rezygnacją głową. Kto jak kto, ale ona nie zaliczała się to grona osób łatwo poddających się. Znał ją już na tyle dobrze, żeby wiedzieć iż pewnego dnia nauczy się latać tylko po to, żeby utrzeć mu nosa. Jednak dziś nie był ten dzień. Zdecydowanie nie. Pociągnęła go w kierunku wyjścia, a on posłusznie za nią poszedł. Do czasu. Kiedy się zatrzymała patrzył na nią nieco nieobecnym wzrokiem, choć jego umysł starannie odnotował każde słowo. - Cóż za autoreklama, panno Fimmel. Pozwolisz jednak, że podejmę ryzyko. O ile nie złamiesz mi nosa. Skrzywienie go do końca skrzywdziłoby mnie zdecydowanie najbardziej. Jesteśmy przyjaciółmi, Po. I jakoś nic mi nie jest - zauważył całkiem sensownie uśmiechając się przepraszająco. - Nie zaoferowałem Ci małżeństwa, tylko Cię pocałowałem. Płonne przemowy zostaw na chwile kiedy się zdecyduję oświadczyć - przechylił nieco głowę po czym kontynuował drogę w stronę zamku zatrzymując się jeszcze raz na chwilę. - Chodź zanim naprawdę odmarzną Ci nery - rzucił jeszcze spokojnym tonem chociaż uśmiech zdążył zgubić gdzieś po drodze. A raczej po tych kilku krokach które pokonał schodząc ostatecznie z murawy.
[z/t x2] |
| | | James Potter
| Temat: Re: Boisko Pon 12 Lut 2018, 12:29 | |
| Zima w pełni, śnieg po kolana a mróz z powodzeniem utrzymuje uczniów w zamku? Dla gryfonów to nic nowego! Rogacz nie spodziewał się odmowy uczestnictwa w treningu w gorszych warunkach atmosferycznych, jego zespół był twardy...a jak nie to musiał taki się stać. Oprócz stroju zespołu założył na siebie kurtkę i inne duperele umożliwiające przeżycie. W szatni zjawił się oczywiście pierwszy, postanowił w niej zaczekać na resztę by później nie biadolili o odprawie na zewnątrz. A trzeba przyznać, miał im dużo do powiedzenia. Chociaż znając życie Syriusz każe mu się zamknąć i przejść do sedna sprawy. Właśnie za to lubił swojego przyjaciela, Łapa nie musiał słuchać tych wszystkich motywujących gadek a James ich wygłaszać. W oczekiwaniu zajął się pielęgnacją swojej miotły, poprawiając to co ostatnio przeoczył. Widok przyjaznych mord zespołu ożywił Jamesa do roboty. Po przemyśleniu sprawy postanowił od razu powiedzieć co mają robić by nie przedłużać treningu. Tak naprawdę to od siedzenia w szatni odmarzł mu tyłek ale cii. -Jak wszyscy wiecie - żeby wykonać swoje zadanie na boisku należy przede wszystkim nie spierdo... nie spaść z miotły. Każde oberwanie tłuczkiem obniża Waszą skuteczność niezależnie od zajmowanej pozycji, a poza tym jest zwyczajnie niebezpieczne. Chciałbym, żebyśmy poćwiczyli unikanie tłuczka. Do roboty! Wygonił wszystkich z szatni, zaczekał aż wzbiją się w powietrze i wypuścił tłuczki. Niech rozpoczną się igrzyska śmierci!
//Rzut k10 parzysta - udany zwód, nieparzysta - tłuczek trafia |
| | | Tanja Everett
| Temat: Re: Boisko Pią 16 Lut 2018, 17:20 | |
| List, który dostała bardzo ją ucieszył. Nie było lepszej pogody na trening quidditcha! Śnieg cudownie prószył na zewnątrz, wiatr był przyjemnie chłodny, a miotła super wygodna. Ironia, z jaką Everett skomentowała informację od Rogacza, zasługiwała przynajmniej na oklaski na stojąco. Westchnęła ciężko, ale pokornie zebrała się z fotela w pokoju wspólnym i udała się po szaty do gry. Przebrana w szkarłatne ciuchy z złotą cyfrą "2" na plecach, narzuciła na siebie kurtkę i szalik w barwach domu. Powinna była powiedzieć, że ma okres, może James by jej dał spokój... Nie, nie dałby. Z ciężkim sercem dotarła do szatni, gdzie czekała już reszta drużyny. I miotła. Wysłużona, ale niezawodna kupka brzozowych witek. Należało jej się małe prostowanie gałązek. Nie próbowała wchodzić w dyskusję z kapitanem. Nic by nie wskórały. Postanowiła nie myśleć o zimnie i już w szatni wskoczyła na miotłę, by w dzikim pędzie odnaleźć się parę metrów nad oszronioną murawą. Ciekawe, że Potter sam nie unikał tłuczków tylko im kibicował z dołu... Tanja zrobiła unik przed morderczą piłką. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Boisko | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |