To tutaj odbywają się najważniejsze narady Slytherinu przed meczem! Cała drużyna skupia się na tym co ma do powiedzenia kapitan. Na ścianach wiszą szafki na strój, gdzieniegdzie plakaty sławnych drużyn Quidditcha, nie mogło także zabraknąć oznaczeń domu Salazara. Pod ścianą stoją ławki, na których odpoczywają zmęczeni zawodnicy. Należy uważać, aby przypadkiem nie zahaczyć o jakąś chwilowo porzuconą miotłę lub treningowego kafla.
Aristos Lacroix
Temat: Re: Szatnia Ślizgonów Wto 11 Sie 2015, 20:37
STOPjeśliwamżyciemiłe
Uścisk w żołądku zelżał nieco, gdy pokonała ostatnie drewniane stopnie, a jej stopy dotknęły miękkiej trawy zaściełającej ziemię tuż przy wejściu na trybuny. Wrzawa, którą zostawiła daleko w tyle, a której źródłem byli kibice Slytherinu, nie zelżała za to ani trochę – wydawać by się mogło, że upojeni wygraną faworyzowanej drużyny uczniowie zamierzają podnieść krzyk aż do gwiazd, wszem i wobec oznajmiając wszechświatu, że Ślizgoni wygrali pierwszy w tym sezonie mecz. Ona nie była tym jednak ani trochę podekscytowana. Triumf odniesiony na boisku nie był powodem jej zdenerwowania; napięcia, które wspinając się w górę kręgosłupa niepokojącym dreszczem, dziwnie kojarzyła z przyjemnością. To uczucie było czymś zupełnie innym, czymś, co pozostawiać miało słodki posmak na końcu języka już do końca tego dnia. Wiedziała doskonale co je spowodowało. Wiedziała i to sprawiało, że uśmiechała się ukradkiem, kiedy leniwymi ruchami dłoni rozplatała warkocz stojąc pod ścianą tuż przy wejściu do szatni zawodników Slytherinu. Niezauważona przez nikogo skierowała się w tą stronę podejmując decyzję w ułamku sekundy – po co bowiem zdawać się na rozsądek, który w ciągu ostatnich miesięcy zawiódł ją tyle razy? Zdążyła jeszcze zauważyć jak swoją szatnię opuszcza drużyna Ravenclawu, uszczuplona o szukającą: ich posępne miny były odstręczające do stopnia, który spokojnie zezwoliłby im na zastąpienie kamiennych gargulców strzegących wejść do zamku. A chociaż Aristos nie mogła liczyć na miano kibica roku, kąciki jej ust wygięły zaczerwienione od przygryzania wargi w pełen satysfakcji grymas. Poprzednia porażka Slytherinu była bolesna, to miażdżące zwycięstwo miało jednak osłodzić nastroje i podnieść morale drużyny na kilka kolejnych tygodni – nie miała ku temu żadnych wątpliwości. Patrzyła jak Bonner opuszcza szatnię w towarzystwie Blacka. Jak zaledwie chwilę później zza uchylonych drzwi wypada Chayenne, krzycząc coś niezrozumiale w stronę męskiej części drużyny. Jak Jasmine, słodka, drobna Jasmine wynurza się z przejścia tuż za szukającą, uśmiechając się blado. Na wejście do szatni zdecydowała się jednak dopiero w chwili, w której ślizgoński kwartet zaczął znikać jej z oczu. Zapach pasty polerskiej, mokrego drewna i męskich perfum uderzył ją w nos niemal w tej samej chwili, w której smukła sylwetka prześlizgnęła się przez szparę w drzwiach, zamykając je cicho. Aromat jaśminu przebijał się przez zaparowane pomieszczenie słabo i jakby niechętnie, nie sposób było go jednak nie uchwycić. Gryfonka rozejrzała się, niecierpliwie odgarniając jasnozłote loki za ucho; szum wody dobiegający z łazienki zwabił ją wreszcie, skłonił do postąpienia kilku kroków w tamtą stronę, wypełniając ciało niesprecyzowaną ekscytacją. Przez moment chciała tam wejść, zatrzymała się jednak w drzwiach, opierając plecami o framugę i skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej. Jej spojrzenie powiodło po wilgotnych kafelkach, musnęło zaparowane lustro, spoczęło wreszcie na niedbale rzuconych na stołek szatach do quidditcha. Na pomiętym materiale bez problemu odczytała numer i nazwisko. Nazwisko, które zwykła wymawiać z nutą czułości, wkradającą się nawet w najzjadliwszy ton. Oddając się własnym myślom nie spostrzegła, że szum wody umilkł nagle, a światło pochodzące z lamp zostało przysłonięte potężną sylwetką Ślizgona, wyrastającego przed Francuzką jak spod ziemi. Drgnęła wystraszona, powstrzymując odruch nakazujący jej sięgnąć po różdżkę, a później przesunęła spojrzeniem po górującej nad nią postaci, zauważając niedopięte jeszcze jeansy, sierpowatą bliznę rozlewającą się po klatce piersiowej, ręcznik zarzucony na ramiona i włosy, wciąż wilgotne, w kompletnym nieładzie. Na twarzy Rosiera skupiła się dopiero po chwili, zaglądając w czarne ślepia, jakby szukała w nich… Diabli wiedzą właściwie czego. Wzięła się w garść dopiero po chwili, rozluźniając ciało i przywołując na wargi krzywy uśmiech. – Moje gratulacje – mruknęła z nutą drwiny, bawiąc się koralikiem zwieńczającym zamek, ulokowany przy dekolcie sukienki – Byłeś świetny – dodała jeszcze po chwili wahania, gdy bławatkowe spojrzenie napotkało znów jego oczy. Te banały, te niewiele znaczące słowa, jakimi go raczyła, wcale nie miały służyć wymianie grzeczności. Miały uspokoić gniew i rozżalenie i ciepło i pragnienie, kumulujące się w drobnym ciele z każdą kolejną sekundą coraz bardziej gwałtownie. Miały sprawić, by zachowała kontrolę, choć jej oczy raz za razem uciekały w ślad za kroplami wody, toczącymi się po ramionach i brzuchu Ślizgona. Brawo, panno Lacroix. Doskonała strategia.
Wyraz zdziwienia zmieszany z lekkim zawodem wstąpił na twarz blondynki, kiedy Jasmine zerwała się na równie nogi tuż po otrzymaniu sowy, jak się okazało z bardzo ważnym listem. Pokiwała jedynie głową w geście jakby przyzwolenia, a już kilka sekund później brunetki nie było. Po raz kolejny pozostawiona samej sobie, z butelką ognistej Alecto jeszcze przez chwilę posiedziała na pomoście, wpatrując się w toń wody, aby nieco uspokoić ciało, które owładnięte upojeniem alkoholowym nie bardzo chciało z nią współpracować. Nie była świadoma posiadania własnych członków, nogi stały się miękkie, dłonie choć zaciśnięte na szyjce butelki, jakby jej nie czuły, w głowie lekki kręciołek. Wolną dłonią dotknęła zimnych ust, które nie były już tak wrażliwe, opuściła rekę po czym podpierając się nią z głośnym westchnięciem wstała. Niepewnym, lekko zachwianym krokiem ruszyła przed siebie, co jakiś czas uchylając trochę zawartości z butelki. Czuła się nieco lepiej, chociaż zapewne była to jedynie mara spowodowana procentami krążącymi w jej żyłach. – Love's my religion but he was my faith. Something so sacred so hard to replaceeeeee – zaczęła podśpiewywać, gdy zdradziecki umysł powrócił myślami do Blaisa. Stąpała po mokrej trawie, brudząc swoje buty błotem powstałym w trakcie odwilży. Pogoda, choć nie rozpieszczała, była nieco bardziej do zniesienia, a spożyty alkohol powodował, że blondynce było znacznie cieplej. Pchnięta dziwnym impulsem nadal śpiewając, – All wrapped in one he was so many sins. Would have done anything everything for him. And if you ask me I would do it again….. – lecz teraz nieco głośniej, jednocześnie lekko fałszując skierowała swoje kroki do szatni Ślizgonów. – No need to imagine. 'Cause I know it's true. They say "all good boys go to heaven" – kolejne wersy piosenki rozbrzmiały w pustej, jakby się wydawało szatni zagłuszając wewnętrzny ból dziewczyny. Zachichotała po nosem, zaś pijacka czkawka opuściła jej rozchylone wargi, co wywołało kolejny napad chichotu. Pewnie, jednak delikatnie chwiejąc się, od czasu do czasu „przytulając” ścianę ruszyła w kierunku pryszniców, potrzebowała zatopić się w zimniej wodzie. Ta myśl uporczywie tłukła się w głowie Ślizgonki, dlatego odstawiwszy butelkę z ognistą na jedną z drewnianych ławek zaczęła ściągać z siebie ubrania. Spodnie, których rozporek początkowo stawiał lekki opór. Płaszcz. Bluzka. Wszystko wylądowało na podłodze, jednocześnie naznaczając ścieżkę, którą szła, pozostawiając ją jedynie w bieliźnie. Zamknęła za sobą drzwi, ale dźwięk puszczanej wody dobiegł do niej z opóźnieniem. Szum kropli odbijających się od wykafelkowanej powierzchni ściany obudził w dziewczynie mieszaninę strachu oraz ciekawości. Z powodu dużej ilości wypitego alkoholu nie myślała jasno, dlatego tez bez zastanowienia ruszyła do kabiny z nad której unosiła się para wodna, po czym bez wahania odsłoniła kotarę dzielącą ją od…. –Regulus?!
Życie Regulusa nie było usłane różami, bo nawet kolce, które ów kwiaty mają były by rozkoszną ulgą w porównaniu do tego, co Black musiał nosić na lewym przedramieniu. Starał się nosić długi rękaw, ale jeśli istniała chociaż najmniejsza szansa, że będzie musiał zdjąć koszulę, obwiązywał przedramię magicznym bandażem, który ukrywał Mroczny Znak pod sobą. Miał w zamiarze nauczyć się jakiegoś zaklęcia, bo wszystkich już dziwiło, czemu tak długo nosi opatrunek. Jedynym sposobem, aby poradzić sobie z nerwami i bijącymi myślami był sport. Regulus wolał treningi w samotności, ale na te z drużyną zawsze się pojawiał. Tym razem wybrał się na samotne ćwiczenia. Bardzo intensywne. Gdy stanął prosto na nogach po dwóch godzinach śmigania na miotle, poczuł ból w zmęczonych mięśniach i odór potu. Postanowił wziąć prysznic i to solidny. W stroju Adama wszedł pod ciepły strumień wody i długo pozwalał, aby obmywał jego ciało. Szum wody sprawiał, że nie słyszał nikogo ani niczego. Poza tym - kto tu mógł być? Odgłos przesuwanych metalowych kółek zasłony dobiegł do niego dość przytłumiony, ale wypowiedziane imię już dosadnie przekonało go, że musi się odwrócić. -Alecto... Nie sądziłem, że masz ochotę na wspólny prysznic. -odparł nieco ironicznie, ale nie powstrzymał się przed obejrzeniu sobie z bliska bielizny, jaką miała na sobie Ślizgonka. Odwrócił się dość powoli z zawiadackim uśmiechem na twarzy. Wolał, aby jego ciało nie wymknęło się spod kontroli i nie pokazało wyraźnie zaskoczonej blondynce, że bardzo go podnieciła. Nawet po niedawnych niesnaskach. Odgarnął mokre włosy do tyłu. Odwrócił tylko głowę, nadal widząc w progu brodzika Alecto. -Ręcznik Ci też pożyczę, wchodzisz czy nie? -zagadnął rozbawiony.
Alkohol krążący w żyłach dziewczyny działał niczym środek znieczulający dla ciała, jak i dla duszy, którą zdawało się jej, że straciła wraz z odejściem Daniela. Teraz z perspektywy czasu, a może pod wpływem upojenia wszystko to wydawało się jej wręcz śmieszne. Bywają w życiu człowiek takie dni i noce, które zmieniają wszystko. Bywają takie rozmowy, własne lub zasłyszane, które są w stanie wywrócić do góry nogami cały nasz świat, starannie budowany od wielu lat. Tak właśnie było w przypadku Alecto. Od pewnego czasu wkraczała nieświadomie na niepewną ścieżkę, a kiedy dziś podczas rozmowy z Jasmine odważyła się obejrzeć za plecy, zrozumiała, że nie ma już odwrotu. Trzeźwość myślenia, którą pozornie utraciła, jednocześnie jakby otworzyła jej oczy. Uświadomiła sobie, iż zostały jej tylko dwie opcje: albo zaprzeczanie samej sobie, walka z uczuciami, w której z góry skazana jest na porażkę albo zaakceptowanie obecnej sytuacji. Wybrała to drugie. Szum wody działał na nią wręcz zachęcająco, kierowana ciekawością czuła potrzebę odkrycia kto też kryje się za cienką zasłoną. Dopiero w chwili, gdy ją odsunęła a jej niebieskim oczom ukazała się naga postać młodszego Blacka, pożałowała swojej decyzji. Wstrzymała na chwilę oddech, kiedy dotarło do niej w jaki irracjonalnej sytuacji się znaleźli. On nagi, a ona w samej bieliźnie, z widocznymi wypiekami na twarzy, spowodowanymi upojeniem alkoholowy, a może również zawstydzeniem? Ona zazwyczaj dumna, z wysoko uniesioną głową, teraz czuła się nieco zbita z pantałyku. Jego zawadiacki uśmiech nadal działał na blondynkę w taki sam sposób, nigdy nie potrafiła tego zrozumieć, mogła go nie lubić, wręcz nienawidzić, traktować jak zło konieczne postawione na jej drodze, jednak wystarczył TEN jeden uśmiech, by nogi jej z miękły, a w ustach zabrakło języka. Czy ona była jakaś nienormlana? Traciła przy nim rezon, zaś alkohol który wypiła wcześniej pozbawiał ją hamulców. -Z tobą? – zapytała, po dłuższej chwili ciszy, w której skupiała się na lustrowaniu całego ciała chłopaka, ostatecznie skupiając swoją uwagę na jego twarzy. –Nigdy w życiu Black – oznajmiła, krzyżując ręce na piersiach, przez co zamiast je skryć wyeksponowała jeszcze bardziej. Czuła jak temperatura jej ciała rośnie z każdą chwilą, zaś para wodna która wypełniała pomieszczenie jedynie potęgowała to uczucie. Słysząc jego propozycję przygryzła mocniej dolną wargę, Głos w jej głowie kategorycznie sprzeciwiał się temu pomysłowi, uważając go za idiotyczny, nawołując do uczuć, którymi darzyła Blaisa, jednakże blondynka szybko go uciszyła. Jednocześnie karcąc się za myśl o Danielu. Dlaczego wciąż musiał siedzieć w jej głowie?! Spojrzała w oczy Regulusa, uśmiechając się, niepewnym, lekko chwiejnym krokiem przekroczyła prób brodzika, stając naprzeciwko chłopaka, musiała lekko unieść głowę ku górze. Od dawna nie znajdowała się tak blisko niego, musiała przyznać, że przybyło mu kilka centymetrów, przez co teraz górował nad nią. –I co teraz Black?- zapytała wręcz wyzywająco patrząc w jego oczy.
Kłopot jaki Regulus miał z Alecto był dość prymitywny i godny pożałowania. Na dobrą sprawę Alecto nie zawiniła mu niczym zdrożnym ani prześmiewczym. Ona po prostu zakochała się w kimś innym, łamiąc serce młodemu Blackowi. Tak po prostu. Niby głupia, szczeniacka pierwsza miłość, którą brunet po raz pierwszy potraktował poważnie. To pożegnanie, które zafundowała mu Al uchybiło tylko i wyłącznie jego dumie. Nie lubił pokazywać słabości, więc po prostu mijał Carrow bez słowa, traktując jak powietrze. Nikt nie domyślał się, że tak było mu łatwiej przełknąć rozstanie. Ostatnio nawet czuł, że mu przechodzi, że może już patrzeć na jedwabiste pasma włosów blondynki i odpowiedzieć na rzucone w pośpiechu "cześć". Nigdy w życiu nie spodziewał się dziewczyny w bieliźnie pod jego prysznicem! Czyżby poczuł dziwnie bolesny rytm serca w piersi? Nie, Black, nie możesz... Możesz. Oczekiwał, że rzucone kąśliwie komentarze zniechęcą Alecto, co przyjął by z rozczarowaniem... ale jednak to Ślizgonka postanowiła go zaskoczyć mimo początkowej niechęci. Nieco osłupiały przyglądał się, jak jedwabiste pasma płynnego złota mokną, pociemniając swój kolor i przylepiają się do bladego ciała.. Jak bielizna jeszcze dokładniej odwzorowuje każde załamanie kobiecego ciała... Czuł, jak jego męskość zaciekawiona garnie się do rozwinięcia, ale w porę Black oprzytomniał i niepostrzeżenie dla Alecto, mając wbity wzrok w jej cudne tęczówki, uszczypnął się w nogę. To opanowało sytuację. Chcąc odzyskać rezon, uśmiechnął się ironicznie. -Teraz, kochana Alecto, wpadłaś w moją małą pułapkę. -odparł Regulus, przykładając dłoń delikatnego policzka Ślizgonki. Czyżby... chciała czegoś od niego? -Domagasz się hydromasażu, mycia pleców czy może kompleksowej usługi? -zapytał rozbawiony.
Nie zdawała sobie sprawy, jak wiele emocji wywołuje w Ślizgonie, przekonana iż układ których ich łączył był jedynie biznesową transakcją i nawet jeżeli w niej budziły się uczucia były one jedynie marą. Black był opcją, jedną z wielu, dla jej rodziców oraz brata jedyną słuszną, jedna dla niej? Tuż po zaręczynach myślała podobnie, walczyła między tym co właściwie, a tym co czuje do innego. W chwili gdy Regulus zniknął na jakiś czas z jej życia ułatwił jedynie podjęcie decyzji, pozwalając tym samym, aby długo skrywane uczucia ujrzały światło dziennie. I choć jeszcze przez jakiś czas ciągnęła całą tę farsę dłużej nie potrafiła, wymagała uwagi, której on jej nie poświęcał. Każda kobieta pragnie być widziana przez mężczyznę, adorowana, doceniania. Alecto była po części egoistką, wręcz wymagała by stawiano ją na piedestale, zwłaszcza kiedy godziła się być w związku. Teraz nieco inaczej podchodziła do tego wszystkiego, doświadczona po burzliwej relacji, odrzucona przez kogoś komu oddała serce, duszę i ciało teraz widziała wszystko inaczej, dojrzalej patrzyła na sprawy relacji dwójki ludzi. Nie wiedziała czy to sentyment, czy może alkohol krążący w jej żyłach, jednak w tej chwili Regulus wydał się jej taki……dojrzalszy niż przed rokiem. Tak jakby zaszła w nim jakaś zmiana, spowodowana czymś co blondynce umykało. Przyjrzała mu się uważniej mglistym spojrzeniem, przygryzając dolną wargę. Zauważyła, że zmienił się…..przede wszystkim fizycznie, weszła pod prysznic, czując jak woda obmywa jej ciało, znalazła się niebezpiecznie blisko chłopaka…..czuła jego zapach, tak pociągający, a jednak nie do końca jej odpowiadający, jakby mu czegoś brakowało. Stanęła twarzą do niego, kładąc niepewnie, delikatnie drżącą dłoń na jego brzuchu, pod palcami wyczuła fakturę wyraźnie wyrzeźbionych mięśni….dłonią skierowała się wyżej, jakby badając jego nagie ciało. Słowa które wypowiedział dobiegły do niej jakby z oddali, lekko przytłumione przez wodę, podniosła głowę patrząc na chłopaka, dotknął jej policzka, a ona mimowolnie wtuliła się w jego dłoń. Przymknęła powieki rozkoszując się ciepłem wody oraz unoszącym się wokół zapachem. Mięśnie blondynki rozluźniły się nieco. Stanęła na palcach przykładając swoje czoło do jego. -A może domagam się czegoś innego? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, nie czekając na jego reakcje zbliżyła wargi do jego, muskając je delikatnie, niczym drażniąc się z nim, wręcz prowokując.
Trzymanie nerwów na wodzy szło Regulusowi dość dobrze i w myślach już przyznawał sobie medal, że tak dobrze znosił dwuznaczną sytuację z Alecto. Myślał już nawet, czy by nie zrobić dziewczynie psikusa - odkryć jej zamiary i ochłodzić nieco napiętą sytuację, ale ona wyraźnie wolała go uprzedzić. Dziewczyna bez ostrzeżenia dotykała jego torsu. Tego Regulus nie mógł już opanować i zdusił w sobie jęk. Resztkami silnej woli starał się myśleć o brakującym uzębieniu pani Pince, by nie okazać po swoim ciele, jak Alecto nadal na niego działała. Chociaż była mu nadana jakby z urzędu, przez rodziców... traktował ją poważnie. Zakochał się bardzo szybko i to go pogrążyło. Co więcej, okazywał to Alecto, która wyraźnie sobie tego życzyła. Jak każda panna z wysokiego rodu, lubiła być adorowana, a biedny Regulus pomylił to z wzajemnością. Niestety. Przegrał w tę grę zwaną "miłością" i zakochał się pierwszy. I ostatni. Dlatego tak ciężko było mu leczyć złamane serce. Późniejsze zniknięcie, którego skutkiem był bandaż na ręce miało mu też pomóc. Pomogło... na chwilę. Poczuł delikatne muśnięcie na ustach i zaczepne pytanie doszło do jego uszu. Już było po nim. Przybił Alecto plecami do zimnej ściany prysznica, złapał jej dłonie w swoje i uniósł ponad głową. Czuł, jak rośnie w nim adrenalina i ciśnienie. Serce biło jak oszalałe. -Tylko wiesz Alecto... nie jestem już tym Regulusem, który robił to, czego się domagałaś. -wypowiedział niskim głosem tuż przy jej uchu. Biodrem docisnął jej ciało do ściany i przesunął usta na szyję. Spił jedną kroplę z jej szyi, jeszcze jedną nieco wyżej... i kolejną... Odnalazł jej usta i wpił się w nie tak mocno, że aż sam zapomniał jak się oddycha. Mimo tego, czuł przebijający się przez aromat wody i mydła JEJ zapach... ciągle taki sam. Tak cholernie pociągający. I wyczuł coś jeszcze. Słodko-gorzki posmak alkoholu na jej ustach. Potrzebowała go by mieć odwagę tu wejść czy zrobić głupstwo, które znowu złamie mu serce? A może już nie dało się go złamać i dlatego miał ochotę zaryzykować?
Alecto Carrow
Temat: Re: Szatnia Ślizgonów Sob 28 Lip 2018, 20:37
Zadrżała, chociaż w pomieszczeniu wcale nie było chłodno. Nie wiedziała jak, kiedy i dlaczego, ale początkowy szok w jednym momencie całkowicie ją opuścił. Przyszło za to jakieś nowe, niezrozumiałe uczucie: współczucie, na dodatek pomieszane z odrobiną czułości, której nie potrafiła wytłumaczyć i pojąć. Nie było między nimi żadnego ostępu, czuła jak jej klatka piersiowa styka się z jego, jak perfumy chłopaka, choć dużo słabiej wyczuwalne drażnią jej nozdrza. Czuła jak wzrok Ślizgona coraz bardziej ją hipnotyzuje, odruchowo lekko uchyliła usta, pozwalając by jej ciepły oddech wymieszał się z jego. Black również zdawał się zapomnieć o całym świecie, niemal słyszała bicie jego serca i tylko jęk przebijający się przez szum wody uświadomił jej, że mimo wszystko to ona nadal kontroluje sytuację, a on poddaje się temu. Tylko dlaczego? Spojrzała niepewnie w jego oczy, starając się cokolwiek z nich wyczytać, jakikolwiek przebłysk, który pozwoliłby blondynce odczytać zamiary bruneta czy też uczucia. I choć przez chwilę myślała, że jej się to udało szybko uświadomiła sobie, że wypity alkohol skutecznie uniemożliwia jej prawidłowy osąd. Nie potrafiła powstrzymać potrzeby, która zrodziła się w chwili kiedy przekroczyła próg brodzika. Nawet teraz Black miał w sobie coś, tego była pewna, jednakże czy to coś zmieniało, skoro nie wystarczyło w przeszłości? Poczuła jak jej plecy zderzają się z czymś zimnym, syknęła na to doznanie, a dreszcz przeszył ciało Alecto, kiedy chłopak uniósł jej dłonie nad głowę. Jego słowa zdawały się wisieć w powietrzu przez dłuższą chwilę. Jakby chciały prosić i błagać, bym je skomentowała, może przywróciła mu na nowo jakąkolwiek nadzieję. Ale w tamtym momencie nie potrafiła tego zrobić. Człowiek, który stał przede nią otoczony był gęstą mgłą enigmatyczności, a ją coś pchało w jego stronę, chociaż czuła niepewny grunt pod nogami. Mimowolnie serce przyspieszyło swój rytm, przygryzła dolną wargę, sytuacja robiła się coraz bardziej niebezpieczna…czuła to, a mimo to coś nakłaniało ją, by brnęła w to dalej. Cichy jęk opuścił usta blondynki, nie mogła się ruszyć całkowicie poddając się, była teraz niczym ranna sarenka zostawiona na pastwę drapieżnika. Nie pytał jej o zdanie chociaż głęboko wierzył, że blondwłosa Ślizgonka pragnęła tego samego. Musnął jej wargi kolejny raz, pozwalając by ten niewinny gest przerodził się w prawdziwy pocałunek dwojga ludzi. Odwzajemniła pocałunek, drżącymi dłońmi obejmując szyję arystokraty, kiedy puścił jej ręce. Nie wiedziała ile czasu minęło, czuła się jakby minęła wieczność kiedy oderwała się od jego warg. Spojrzała w jego oczy, kładąc dłoń na policzku, a cisza, która zapanowała między nimi była wręcz bolesna, ukrywając miliony niewypowiedzianych słów. -Regulus… ja… – zaczęła niepewnym, lekko drżącym głosem, choć nie do końca wiedziała co ma powiedzieć. –Zmieniłeś się. – przyznała, nie bardzo wiedząc czy było to skierowanie do niego czy do siebie samej. Z jakiegoś powodu zmiana, która w nim zaszła pociągała ją. Dotknęła swoimi smukłymi placami ust chłopaka, które jeszcze przed chwilą całowała. Drugą chwyciła jego przedramię, kiedy wyczuła bandaż, zmarszczyła czoło - Co ci się stało? - zapytała, niszcząc jednoczenie całe napięcie, które zrodziło się między nimi kilka sekund temu.
Regulus Black
Temat: Re: Szatnia Ślizgonów Pią 03 Sie 2018, 00:35
O tak, nie był już tym ślepo zapatrzonym w nią Regulusem. Wszystko musiał sobie przewartościować w ten pamiętny dzień... wesela swojej kuzynki Bellatrix. Tam nastąpiła decyzja, której tak na prawdę nigdy nie chciał podejmować. Popchnięty z tłumu ludzi przez zawsze "wspierającą" rodzinkę przekreślił swoje szanse na normalne życie... na pogodzenie się z Syriuszem, któremu to zawsze chciał zaimponować. A on go nienawidził. Tak bardzo, że sam Regulus zaczynał to odwzajemniać, bo starszy brat go odpychał... jedynie imponował swojej porąbanej rodzince, ale oprócz niego i Belli nikt nie zdecydował się na wejście w szeregi Czarnego Pana. Banda tchórzy... on sam był tchórzem, wiedział, że jego dni jako sojusznik Voldemorta są policzone. Jeśli on nie zabije kogo mu wskażą, sam zginie. Jeśli się zbuntuje, także zginie. Jeśli pozwoli, żeby ciemne moce nad nim zapanowały, zginie jego dusza dla całego świata. Powoli godził się z tą myślą i już obmyślał, jak to zakończyć. Jednak w tej chwili nie było Voldemorta tylko Alecto. Kochana, słodka Alecto, ucieleśnienie piękna i seksapilu... Regulus chociaż upokorzony przez nią i zraniony, nadal miał do niej słabość. Do jej kuszących warg. Do jej smukłego ciała. Może gdyby była jego, pomogła by mu wygrać ze swoimi demonami? Nie, tylko by ją naraził... lepiej dla niej, że wybrała życie z innym... czyżby wybrała? Oddany zachłannie pocałunek i zarzucone na szyję ręce wydawały się temu przeczyć. Słodko-ostry smak alkoholu na ustach potwierdzał. Może się z nim pokłóciła i oczekiwała pocieszenia w ramionach Regulusa? Regulus uśmiechnął się kpiąco słysząc rozedrgany głos Alecto. -Regulus, ja wcale tego nie chciałam. Spoko, rozumiem. -powiedział za nią z odrobiną jadu. Serce, które przed chwilą mocniej biło, raptownie zabolało. Cholera. -Zmieniłem się. Trochę. -przyznał, zakręcając wodę w kranie i odgarniając mokre włosy do tyłu. -Ty także. Na plus. Lepiej całujesz. -dodał po chwili śmiejąc się przy tym cicho. Poczuł przyjemny dreszcz, kiedy palce Alecto przesunęły się po jego ustach. Odwrócił głowę w odruchu spłoszenia. Wrócił wzrokiem do ręki, gdzie miał bandaż. No tak, nie dało się tego nie zauważyć. -To? Oblałem się jadem akromantuli na eliksirach, dziadostwo źle się goi, ale nieco szybciej niż złamane serce. Wychodzimy stąd? -zapytał, łapiąc zasłonkę od prysznica i wyczekująco patrząc na Alecto. Niegdyś, jego słodką Alecto...
Alecto Carrow
Temat: Re: Szatnia Ślizgonów Sob 04 Sie 2018, 17:59
W chwili kiedy kogoś tracimy, dopiero wtedy zdajemy sobie sprawę, że nasze życie jest uzależnione od innej osoby. Wtedy tracimy jednocześnie cząstkę siebie, możemy robić wszystko: znaleźć nową miłość, upić się do nieprzytomności, zająć się nowym hobby, kupić psa czy robić głupie rzeczy, jednak gdzieś w głębi wiemy, że ciągle nam czegoś brakuje. A tej pustki, która tak nieoczekiwanie pojawiła się w naszym życiu nie jest w stanie nic wypełnić. Codzienne czynności mimo, że wykonywane ciągle tak samo tracą sens i urok, który towarzyszył im wraz z obecnością tej drugiej osoby. Nawet nie musiała robić ich razem z nami, wystarczył fakt, że była obok. Wystarczyła świadomość, że po prostu była. Dni stają się melancholijne, a noce bezsenne. Czas płynie trochę wolniej. Wszystko co na pozór wydaje się takie same staje się inne, a my nawet nie potrafimy zrozumieć dlaczego. I my sami też jesteśmy trochę inni. Gdy zapada zmrok, kiedy już zostajemy sam na sam ze swoimi myślami, nic nie jest w stanie zagłuszyć tej burzy chaotycznych myśli i nieujarzmionego bicia serca, które tak nachalnie przypomina nam, że boli, w dodatku z każdą chwilą coraz bardziej. Aż w końcu boli tak mocno, że już nie jesteśmy w stanie go zignorować. Noc jest najgorsza. Wtedy tęskni się najbardziej. Alecto nie wiedziała jakie emocje targały Reglusem kiedy się rozstali, nie zauważyła kiedy rodzinna transakcja stała się dla niego czymś więcej, patrzyła jedynie na czubek własnego nosa, a co to było najważniejsze umykało blondynce. Gdzieś w otmętach jej umysłu pojawiło się wspomnienie, choć teraz nie była pewna czy wydarzyło się to naprawdę czy może jest jedynie pijacką wizją.
Cienisty zakątek pod osłoną nocy, ona wpatrywała się w niego zdezorientowanym wzrokiem, była zaskoczona jego zachowaniem… słowa padające z jego ust ”Pomyślmy…bo mi się podobasz? Sprawiasz, że mam ochotę wstawać każdego dnia? W wakacje byłem jeszcze smarkaczem, nie umiałem docenić tego, jaki skarb mi się trafił… postanowiłem się o Ciebie postarać.
Potrząsnęła głową, by odgonić od siebie te myśli. Przecież nie miała teraz pewności czy to wydarzyło się naprawdę, równie dobrze umysł upojony alkoholem mógł płatać jej figle. Westchnęła pod nosem. Czuła się zagubiona, miała przed sobą Regulusa, dotykała jego ciała, całowała jego usta i teoretycznie wszystko było na swoim miejscu, jednak coś nie pasowało. Zapach… brakowało jej w nim czegoś, usta ciepłe, miękkie ale nieco nie pasujące do jej warg. Daniel. Daniel Blais. Nawet w ramionach innego nie potrafiła o nim zapomnieć. Ze świata myśli wyrwał ją głos arystokraty, spojrzała na niego, uśmiechał się kpiąco. –To wcale nie tak. Nie wkładaj mi swoich słów do ust Black – odpowiedziała nieco wkurzona, ale przecież nie wiedziała co chce powiedzieć. Było tych słów tak wiele, a jeszcze więcej z nich wydawało się nieodpowiednie. Musiała przyznać sama przed sobą, że jej serce należało tylko do jednego mężczyzny, tego który potraktował ją w tak okrutny sposób, jednocześnie czuła… będąc w ramionach Regulusa, łącząc ich wargi w pocałunku… czuła się dobrze, jakby była w odpowiednim miejscu oraz czasie. Roześmiała się razem z nim, był to nerwowy śmiech, miał ukryć plątaninę myśli w jej umyśle, która nie dawała jasnej odpowiedzi. Co powinna zrobić? Przecież nic nie stało na przeszkodzie, by była z młodym Blackiem. A może ona sama nią była? -Dzięki, uznam to za komplement – odpowiedziała, przeniosła swoją dłoń w miejscu gdzie biło jego serce, trzymała swoje palce na jego rozgrzanej skórze, zupełnie jakby to choć trochę koiło jej ból i chciała by ukoiło również jego. Niespodziewanie uniosła na niego smutne spojrzenie, zupełnie jakby targały nią takie wyrzuty sumienia. – Boli cie? – zapytała, choć sama nie do końca była pewna czy pyta o serce czy ranę na jego przedramieniu. Przygryzła dolną wargę w chwili gdy odsłonił zasłonę, poczuła jak nieprzyjemny chłodny dreszcz omiata jej mokre ciało powodując gęsią skórkę. Nie chciała jeszcze opuszczać tego miejsca, nie była jeszcze gotowa na rozstanie z Regulusem. Kiedy tylko przekroczyli próg brodzika, otuliła się ręcznikiem, który jej podał, uśmiechnęła się do niego w geście wdzięczności. Cisza która zapanowała między nimi zdawała się ją przytłaczać, nieco skrępowana spojrzała na bruneta robiąc krok w jego stronę. Ponownie znajdowali się niebezpiecznie blisko siebie. –Nie chce dzisiaj być sama – wyszeptała.
Regulus Black
Temat: Re: Szatnia Ślizgonów Nie 26 Sie 2018, 17:16
Zapełnianie pustki na dłuższą metę nie przynosiło żadnego dobrego rezultatu. Zagłuszanie bólu jaki się miało w sobie tylko powodowało, że za jakiś czas cierpienie wracało ze zdwojoną siłą. Tak właśnie czuł się młody Black. Bujał się jak na hamaku, od stanu względnej równowagi do sytuacji krytycznej. Przyzwyczaił się do bólu jaki sobie sam sprawił, ale takie było jego przeznaczenie. Zostać kolejnym bezimiennym na polu wojny, która lada dzień miała wybuchnąć i pochłonąć miliony ofiar. Czekała go śmierć. Na początku go to przerażało, ale później zaczął ją traktować jako dobrą przyjaciółkę. Pogodzić się ze stratą i traktować ją jako coś nieuchronnego, ale pewnego. Ciekawym było, jak tak młody uczeń może w jednej chwili tak szybko dojrzeć. Jeśli miał zginąć, to na swoich warunkach i oby jego przyszłe dokonanie pozwoliły komuś innemu stawić czoła Czarnemu Panu. Znak, który nosił na przedramieniu palił Blacka, ale tego już nie mógł odwrócić. Niczego już nie mógł zmienić. Pojawienie się Alecto wzburzyło jego i tak niespokojną krew. Nadal mu była bliska, ale chyba tak miało być. Ona nie będzie cierpiała, bo po kim? Te chwile czułości były jak miód, ale z odrobiną dziegciu. Czuł w tym, że ona i tak nie należy do niego. Jej serce było za kimś, kto chyba mocno ją skrzywdził. I nic tego nie zagłuszy. Ta odrobina żartów nie przynosiła ukojenia splątanym myślom, ale pozwalała przerywać niezręczną ciszę, która mogłaby niechybnie zapaść. -Ciesz się, że wkładam Ci słowa, a nie coś innego. -odparł bardzo dwuznacznie, nadal nagi przebywając w towarzystwie Alecto. Po cichu bardzo sobie życzył takiego obrotu sytuacji. Wzdrygnął się, kiedy Alecto dotknęła go mokrą dłonią. Przypatrywał się jej uważnie. Miała bardzo smutne oczy. Za bardzo. -Boli. Czasami. -odparł równie dwuznacznie i bardzo zgodnie z prawdą. Zdarzało się, że ostatnim zrywem bolało go serce. Zwłaszcza, jak palił go znak na ręce. Regulus westchnął cicho, kiedy Alecto opatulona przez niego w ręcznik pragnęła znowu jego bliskości. Zrobił krok w jej stronę, mając już nasunięte bokserki na swoje walory i mocno przytulił Ślizgonkę. -Nie jestem odpowiednim towarzystwem na tę noc. -szepnął jej do ucha i odsunął się na wyciągnięcie ręki. Chwycił jej bródkę w dwa palce i przyjrzał się uważnie jej oczom. -Chciałbym być tym, przez którego dzisiaj płakałaś i tyle wypiłaś. Nie szukaj pocieszenia w moich ustach, tylko ramionach. Mogę Ci tylko obiecać, że całą noc będę Cię przytulał i słuchał jak oddychasz. Jako przyjaciel. -westchnął ponownie. Biedna Alecto.
Alecto Carrow
Temat: Re: Szatnia Ślizgonów Pią 31 Sie 2018, 22:25
Przyjaciel. Słowo proste, często mające różny wydźwięk, jednak na Alecto w tym momencie zadziałało jak sole trzeźwiące. Początkowo poczuła coś na kształt rozczarowania. Spojrzała na Regulusa sarnimi oczami, niewyobrażalnie dużymi, w których głębi można było utonąć. Kolejnym uczuciem był smutek, serce zabiło w jej piersi wolniejszym rytmem, odsunęła się od chłopaka robiąc mały krok w tył, jakby nie dowierzając słowu które wypowiedział, a które jeszcze teraz dobijało się echem w jej głowie. Trawiąc komórki ciała niczym śmiercionośna trucizna. Potem przyszła wdzięczność, pozwalając blondynce spojrzeń na niego zupełnie inaczej. Przyjrzała mu się badawczo doszukując się w jego oczach chociażby namiastki uczucia, która zapewniłaby ją, że nie jest mu zupełnie obojętna. Dorósł, tego była pewna. Teraz czuła się przy nim jak dziecko, choć przecież to ona była tą starszą, tą doroślejszą, mądrzejszą, a może tylko tak jej się wydawało? Skierowała swoje spojrzenie na ręcznik, którym była owinięta, dopiero teraz, z wyraźnym opóźnieniem jej zmysły zaczęły działać. Poczuła zimno przechodzące wzdłuż całego ciała, wywołujące gęsią skórkę. Co ja wyprawiam? pomyślała przenosząc wzrok z powrotem na Blacka. On nie był NIM, chociaż teraz bardzo chciałaby to zmienić, to nie było możliwe. Czy można żałować swoich uczuć do drugiej osoby? Czy można żałować, że poczuło się prawdziwy smak miłości? Alecto, w tym momencie żałowała. Gdyby w jej życiu nigdy nie pojawił się Daniel Blais, zapewne teraz omawiałaby z Regulusem szczegóły ich wspólnego ślubu. Za jakiś czas urodziłaby mu dzieci, wychowując je tak samo, jak ona została wychowana. Na zawsze porzuciłaby swoje marzenia czy potrzeby, zostałaby marionetką tego co powinna, co wypada. Scenariusz ten nie był przyjemny, jednak teraz wydawał się zdecydowanie lepszą wizją niż sytuacja, w której obecnie się znajdowała. Były Ślizgon był tym, dla którego poświęciła właściwie wszystko. W zamian co dostała? Ulotną chwilę szczęścia, która prysnęła niczym bańka mydlana. -Reglusie, ja… ja – zaczęła, nie była do końca pewna co powinna powiedzieć. Oboje wiedzieli, że chłopak ma racje, choć tego bardzo pragnęła wykrzyczeć mu w twarz, że jest inaczej. –Masz rację, ale to nie o to chodzi, czasem trzeba wybrać to, co słuszne zamiast kierować się przeklętym sercem. Ono gubi ludzi. Wiem co mówię – odpowiedziała, robiąc krok w jego stronę –Dziękuje – dodała, całując go w policzek. Różowe usta zetknęły się z jego opaloną skórą na dłużej niż było to konieczne. –Tylko nie wiem czy będę potrafiła być twoją przyjaciółką – oznajmiła patrząc mu w oczy.
Sarnie oczy Alecto podziałały na niego gorzej niż kubeł lodowatej wody. Wiedział, że tracił niepowtarzalną okazję do bycia przy dziewczynie, w której ulokował swoje szczeniackie uczucia. Kto wie, gdyby nie pojawił się Daniel, czy nie musiał by teraz znowu oglądać jej zapłakanej i pijanej, z tym, że przez niego samego. Nie mógłby z nią być, nosząc tak ciężkie brzemię na przedramieniu. Poza tym, spotkała by Daniela prędzej czy później. Tylko... chyba nie układało im się najlepiej. Zdecydowanie. Gdyby mógł, wyrwał by mu nogi z zacnej, tylnej części ciała. Jak można było ją skrzywdzić? Okej, ona skrzywdziła jego, ale czy byłby szczęśliwy z kimś, kto nie oddaje uczuć? Chyba nie... Pozwolił Alecto się cofnąć. Chyba ją również otrzeźwiło. Czuł, jak serce boleśnie zabiło w piersi. Czemu miłość musiała być taka durna? Chciał wyrwać sobie ten irytujący, pikający narząd z klatki i rzucić w kąt. Wtedy wszystko było by łatwiejsze. Wysłuchał jąkań Alecto, rozważając wszystkie za i przeciw. Czemu jej usta musiały układać się tak kusząco nawet wtedy, gdy miała wątpliwości? Kiedy ucałowała jego policzek, objął ją w talii i nie pozwolił się oddalić. -Ani ja Twoim przyjacielem... -odszepnął, napawając się jeszcze przez moment zapachem Alecto. Była jak zakazany narkotyk. -Wiesz, ja też nie kieruję się teraz sercem... bo ono właśnie wyrywa mi się z piersi i krzyczy, że jestem kretynem. Mógłbym Cię mieć na całą noc. Tylko byś potem tego żałowała, ba! Może byś mnie znienawidziła, ale na pewno nie byłabyś ze mną szczęśliwa. -mówił cicho, a na zakończenie mocno pocałował kuszące usta panny Carrow. Jak by chciał, by ta chwila trwała wiecznie. Oderwał się powoli, z niemałym ociąganiem. Spojrzał prosto w wielkie oczy Ślizgonki. Tak cudownie błyszczały... -Jeśli kogoś się kocha, trzeba pozwolić mu odejść. Jeśli wróci... to jest Twoje. Jeśli nie... a tak jest, to znaczy, że nigdy do mnie nie należałaś. Zawsze będę Ci służył ramieniem i radą. -uśmiechnął się delikatnie, powoli zabierając swoją rękę z talii blondynki.
Silne dłonie chłopaka zacisnęły się na drobnej talii blondynki, zmuszając ją tym samym do pozostania blisko niego. Ciepło drugiego ciała, mieszanka zapachów, która drażniła jej zmysły, skóra tak przyjemna w dotyku, wszystko to budziło w niej niezrozumiałe uczucia. Serce dziewczyny należało do Daniela , tego była pewna nawet teraz, kiedy otumaniona alkoholem znajdowała się w ramionach innego, lecz Regulus miał w sobie coś, co nie pozwalało jej, by tak po prostu odwrócić się teraz na pięcie i odejść. Pytana, nie potrafiłaby tego racjonalnie wytłumaczyć. To było silniejsze niż zdrowy rozsądek, który wręcz nakazywał Ślizgonce ulotnienie się z tego miejsca, było silniejsze niż głos serca bijącego w jej piersi tylko dla jednego mężczyzny stąpającego po ziemi. Dreszcz przeszył ciało blondynki wypełniając wszystkie zakończenia nerwowe w chwili, gdy młody Black wyszeptał swoją odpowiedź. Serce zatrzymało się na ułamek sekundy, by gdy wznowiło swoją pracę zabić ze zdwojoną siłą. Myślała, że to niemożliwe, przecież Blais pozbawił ją tego narządu, dawno rozerwał go na strzępy- to było w dniu gdy postanowił ją porzucić, jak zużytą zabawkę. Teraz poczuła się tak jakby Regulus ożywił je. Czy to było możliwe? Dlaczego czuła to wszystko? Przecież nie powinna, nie mogła! Nie była w stanie nic powiedzieć, zamiast tego wpatrywała się badawczo w bruneta chcąc odgadnąć jego myśli. Zmiana w jego wyglądzie nie była jedyną jaka w nim zaszła, czuła to, być może dlatego tak bardzo krwawiło jej serce , że nie może być dla niego tym kimś, kogo pragnął. Każde kolejne wypowiedziane przez chłopaka zdanie raniło jej duszę, w gruncie rzeczy wcale nie była taka zimna, jak myśleli inni. Regulus ją kochał, uświadomiła to sobie dopiero teraz, przez rok tkwiąc w przekonaniu, że zwyczajnie robi sobie z niej żarty, wmawiając iż stanie do walki o jej serce. Czcze gadanie młodzieniaszka, który mylił pociąg fizyczny z miłością. Jak bardzo się myliła. Nim zdążyła wypowiedzieć chociażby słowo poczuła jego ciepłe wargi na swoich, mimowolnie oddała pocałunek, czując to dziwne ukłucie w klatce. Cichy jęk opuścił jej różowe usta, zaś w głowie zrodziła się absurdalna myśl A gdyby tak spróbować? Przecież miłość może też przyjść wraz z czasem, czyż nie? Nie zdążyła udzielić odpowiedzi na te pytania, chłopak z ociąganiem oderwał się od niej, choć nadal czuła jego ciepło. Powiedział TO na głos, to co inni boją się mówić. Analizowała w głowie co powinna teraz zrobić. Nadal głupio kierować się sercem, a może tym razem zaufać rozumowi, co pozwoli jej uniknąć kolejnych ran? Przygryzła dolną wartę ponownie mu się przyglądając. Czy mogła poddawać w wątpliwość wszystko, co teraz czuła, wszystko czego aktualnie pragnęła? Nadal była pod wpływem alkoholu – jego znaczącej ilości. – Przecież teraz jestem tu... z Tobą – odpowiedziała nie odsuwając się od niego nawet na chociażby milimetr. Być może jutro będzie tego żałować, może też nie zapamięta nic z dzisiejszego dnia budząc się rano z okropnym bólem głowy, możliwe że jutro może nie nadejść wraz z pierwszymi promieniami słońca. Żyli w czasach kiedy liczyło się tu i teraz, nie kolejna godzina, kolejny dzień. Kierowana impulsem chwyciła jego twarz w swoje drobne dłonie, zadrżał pod wpływem gwałtowności tego gestu. Bez ostrzeżenia wpiła się w jego usta, jedną dłoń przenosząc na kark chłopaka. Przywarła swoim ciałem do jego, pogłębiając pocałunek. Ich języki zaczęły walczyć o dominację mimo, iż Regulus przez pierwsze sekundy zdawał się być niepewny tego, co właśnie miało miejsce.