|
| |
Autor | Wiadomość |
---|
Lucas Shaw
| Temat: Re: Boisko Sob 18 Lip 2015, 21:43 | |
| Czekał na to spotkanie wiele miesięcy. Spojrzał na swoją drużynę zebraną w szatni. Oczywiście, że chciał aby wygrali. Ale nie miał zamiaru im robić kazań jeśli im się to nie uda. Wierzył w nich. Dopisywał mu dobry humor i ogromna wiara. Nadzieja. Jeśli już przegrają, to z klasą... ale najlepiej będzie skopać tyłki tym Zielonym Glutom. Co prawda nie każdy Ślizgon był zły, ale teraz to była gra. Nie liczyły się żadne więzi - ani przyjacielskie ani rodzinne. -Śmiało, drużyno! Idziemy im dokopać. -uśmiechnął się szeroko. Nie wszedł na boisko, lecz wsiadł na miotłę już w szatni. Odczekał, aż wszyscy zawodnicy wylecą na murawę. On zamykał szyk. Gdy wylatywał usłyszał ironiczny komentarz Gwen odnośnie boiska. Uśmiechnął się pod nosem. Już dawno mu przeszła wzmożona złość na nią, ale i tak ich "rozmowy" kończyły się jakimiś tam frustracjami. Dzisiaj dopisywał mu wspaniały humor, więc postanowił zaryzykować nową strategię. Podleciał do trybun, robiąc małą rundkę nad widownią. Gdy mijał stanowisko komentatora obrócił się w kierunku panienki Gwendolyn i mrugnął do niej z uśmiechem. Oczywiście zacznie zaraz na nim wieszać psy, ale co z tego? W jakiś dziwny sposób go to dopingowało. Usytuował się przy środkowej tyczce i bardzo uważnie czekał na jakiekolwiek akcje na bramki. Gotowy obronić. |
| | | Samuel Silver
| Temat: Re: Boisko Sob 18 Lip 2015, 22:21 | |
| Wyszedł na boisko w świetnym humorze. Pogoda dopisywała, nie padało, a to już duży plus. Rokowania były niezłe, a on przez cały poprzedni dzień siedział w bibliotece i czytał o Quidittchu, aby przypomnieć sobie wszystko, co pamiętać musiał. Oczywiście, nie spodziewał się, że zapomni cokolwiek czego się nauczył podczas nauki praktycznej, jednak warto było nie przeceniać swoich umiejętności i pozostać po prostu skromnym graczem o jakichś tam możliwościach. Uśmiechnął się szeroko do swojej ciotki, która w tej chwili stała na środku boiska z gwizdkiem w ustach. Pomachał jej, po czym wsiadł na miotłę i wzbił się w powietrze, czekając na rozpoczęcie meczu. Spojrzał w chmury, aby ocenić prędkość wiatru i możliwości, którymi w tej chwili dysponował. Rzucił okiem w stronę trybun, mając nadzieję, że spotka jedną z najważniejszych twarzy w jego życiu, jednak ani Bena, ani Isabelle nie zauważył. Szkoda. Pewnie ona miała trochę spraw na głowę związanych z byciem prefektem, a Ben…. Z tego co pamiętał, to przewalał gnój wraz z Fimmelówną u Hagrida. Miał nadzieję, że Ben się umyje po powrocie do dormitorium i będzie miał ochotę posłuchać tego, co się wydarzyło na boisku, a z pewnością wydarzy się wiele rzeczy. Gdy rozbrzmiał dźwięk gwizdka, Sam wzbił się jeszcze bardziej w powietrze na miotle, ściskając w dłoniach pałkę. Rozejrzał się jeszcze po graczach, kalkulując sobie wszystko w myślach, po czym śmignął na miotle, przecinając powietrze. Znalazł swój cel, który musiał jak najszybciej wyeliminować. Grossherzog przeszkadzał, bardzo przeszkadzał, a tego nie lubił, szczególnie, że zależało mu na wygranej Ravenclawu. Czekając, aż tłuczek zbliży się jak najbliżej, uderzył w niego mocno, celując prosto w Gilgamesha, mając nadzieję, że uda mu się go przynajmniej uszkodzić. Oczywiście nie pogardziłby, gdyby od razu spadł z miotły na murawę. Jeden problem z głowy. |
| | | Regulus Black
| Temat: Re: Boisko Nie 19 Lip 2015, 02:22 | |
| W noc przed meczem Regulus nie mógł spać. Przewracał się z boku na bok, starając się nie myśleć o tym co następnego dnia czeka go na boisku. Nie chciał być jedynie poprawnym graczem, choć stadium owe według własnej, jakże obiektywnej oceny już dawno pozostawił za sobą, o czym świadczyć miał powietrzny taniec, który ze stoickim spokojem odtwarzał niezmiennie, kiedy to dane mu było gościć na pachnącym mieszaniną świeżo skoszonej trawy i błota murawie szkolnego boiska. Nie, strach przed splamieniem dobrego imienia rodu Blacków na płaszczyźnie sportowej – jak i właściwie każdej innej, nie frasował makówki młodego Ślizgona. Wszakże nie raz jego uszu dobiegły pełne uznania i równoczesnego zdumienia głosy, podczas gdy delikwentom, łapczywie pochłaniającym wzrokiem poczynania wymijającego z największą gracją wyczarowane słupki Regulusa pozostawało tyle co snuć domysły, jakim cudem ktokolwiek mógł zginać się pod tak dziwnymi kątami, skoro dla każdej pospolitej jednostki było to fizycznie niemożliwe. Tyle, że Regulus Arcturus Black dalece odbiegał od worka, do którego bezwiednie pakowano osoby powszechnie nazywane zwyczajnymi. Powód nocnych, łóżkowych harców, bynajmniej nie związanych z obecnością urodziwej niewiasty, która mogłaby ogrzać Księciunia swymi 36,6, wywodził swój byt z kwestii aspirujących do tytułu mniej bagatelnych, aniżeli mecz Quidditcha, który – w odróżnieniu od większości szkolnych entuzjastów – nie budził w nim aż tak skrajnych emocji, by cierpieć na jakże groteskową i nonsensowną bezsenność. Głowę młodego Blacka zaprzątała jedna, pozornie drobna myśl, uparcie ignorująca wydany doń wyrok wiecznej banicji z umysłu arystokraty – zastanawiał się, czy na trybunach pojawi się Syriusz, na czym (oj, dobrze, że nie musiał mówić tego na głos) w głębi, bardzo głębokiej głębi, serca bardzo mu zależało. Wprawdzie to maestria gry była prawdopodobnie ostatnim ze spoiw łączących ich niegdyś niezniszczalną więź. Finalnie, na godzinę przed planowaną pobudką udało mu się zdrzemnąć, tej nocy, zapewne w akcie współpracy z wystarczająco strudzonym za dnia (i większej części nocy) umysłem, nie tworząc sennych historii. Może dlatego, gdy o szóstej zerwał się na równe nogi, zmęczenie nie doskwierało mu bardziej, aniżeli zwykle, a wiara w zwycięstwo i swe ponadprzeciętne umiejętności plasowała się na tym samym poziomie co przed ucieczką w objęcia Morfeusza. Atmosfera w szatni była niezwykle beztroska i iście Ślizgońska w pełnym wachlarzu rozkodowywania tegoż epitetu. Wieszanie psów na krukońskich pomiotach niespecjalnie zaskoczyło młodego Blacka, który jednak wolał obrać taktykę biernego podejścia do słownych zagrywek. Przyodziawszy maskę stoickiego spokoju i milczenia, skinieniem głowy przywitał każdego z członków czystokrwistej i jedynej-godnej-mistrzostwa załogi, panie obdarzając w dodatku przyjaznym, acz nieprzesadnie wylewnym uśmiechem. Wcisnąwszy miotłę pod pachę opuścił szatnię wraz z resztą drużyny, mimowolnie lawirując spojrzeniem szarych ślepi między gromadzącą się widownią. Za punkt oparcia obrał stanowisko komentatora, gdzie niezmordowana Krukonka, blondwłosa Gwen, zdawała się majstrować coś przy nierozłącznej domenie sportowego sprawozdawcy – magicznym megafonie. Nie poświęcił jednak scenie owej nazbyt sporych pokładów uwagi, jako, że wzrokiem poszukiwał jedynej osoby, na której obecności podczas tegoż wydarzenia zależało Ślizgonowi najbardziej. Osoby nieco od niego wyższej i prawdopodobnie przystojniejszej (choć Reg nigdy nie przyznałby tego na głos – aczkolwiek biorąc pod uwagę statystyki damsko-męskich zażyłości można by śmiało rzec, jako by Syriusz został NIECO hojniej obdarzony przez matkę naturę i ojca Merlina), której nigdzie nie mógł znaleźć. Oddelegowana sędzina, Belinda Blackwall, nauczycielka, wpajająca młodym miłość do subtelnej sztuki latania, pokrótce upomniała przeciwstawne drużyny o zasadach współżycia społecznego i lichym kopniakiem uwolniła niezbędne grze artefakty. Regulus, odrzuciwszy od siebie opatrzone depresyjną łatką myśli o dziewiczej nieobecności brata podczas podniebnego spektaklu w wykonaniu młodszego z Blacków i jego pobratymców, wraz z donośnym dźwiękiem oznaczającym tyle, co rozpoczęcie meczu, odepchnął się mocno od ziemi i podleciał do pętli bramek, które od tej chwili miały pozostać jedynym zmartwieniem Małego Księcia. Uważnie obserwując sytuację na boisku, krążył w okolicach środkowej pętli, by w razie nagminnej potrzeby popisać się naprawdę widowiskowymi obronami. Tak, Regulus Black był pewny co najmniej dwóch rzeczy. Swoich ponadprzeciętnych umiejętności i tego, że nikomu nigdy nie zaszkodziły dobre relacje ze starszym bratem. |
| | | Michael Bonner
| Temat: Re: Boisko Nie 19 Lip 2015, 14:30 | |
| Był niezwykle podekscytowany na myśl o tym, że wreszcie, po długim czasie, ponownie pojawi się na boisku w roli reprezentanta drużyny Slytherinu. Chociaż dawno nie grał w zielonej kompanii, od chwili, kiedy został zawieszony przez Albusa Dumbledore'a, nie zaprzestawał ciężkich treningów, toteż mimo małego stresu, wierzył, że stanie na wysokości zadania. Ponadto cieszył się, że drugim ze śligońskich pałkarzy był właśnie Grossherzog. Mickey nigdy nie miał bowiem problemów, żeby odnaleźć z nim wspólny język (chyba że Gilgamesh był już tak napruty, że nie dało się zrozumieć żadnego jego słowa), a w końcu współpraca dwóch pałkarzy mogła zdziałać cuda. Chłopak pojawił się na boisku na krótko przed rozpoczęciem meczu, w oficjalnej szacie, którą dostawali wszyscy członkowie wężowej drużyny quidditcha. Stanął na środku, dzierżąc swoją miotłę w dłoni i czekał na gwizdek sygnalizujący pierwsze sekundy spotkania, rozglądając się nerwowo po trybunach. Ciekawe... czy Tanja pojawiła się na meczu i czy będzie obserwowała jego zmagania. Niestety, nie odnalazł jej przed piskliwym odgłosem, który rozbrzmiał w jego uszach, a że nie chciał tracić koncentracji, odwrócił spojrzenie od trybun i wzniósł się na miotle, pędząc za jednym z wypuszczonych z kufra tłuczków. Jego plan był prosty - dolecieć do tej kuli jak najszybciej, żeby żaden z graczy Slytherinu nie zdążył ucierpieć, a potem uderzyć tłuczka i posłać go wprost na Skai. Tak, tak... Bonner zastanawiał się przez moment czy celować w nią, czy może w Lucasa (obicie kapitana krukońskiej drużyny na pewno sprawiłoby, że tej spadłyby nieco morale). Stwierdził jednak, że wykluczenie z gry szukającego Ravenclawu, już w początkowej fazie meczu, byłoby znaczniej bardziej doniosłym sukcesem. Poza tym, choć nie konsultował swojej decyzji z Grossherzogiem, przypuszczał, że jego kumpel także rzuci się od razu na "najsłabsze ogniwo", drobną dziewczynę, która jednak dzięki elementowi szczęścia mogła zakończyć mecz jednym ruchem...
|
| | | Lloyd Avery
| Temat: Re: Boisko Nie 19 Lip 2015, 15:20 | |
| Adrenalina, której tak potrzebował by w normalne szkolne dni nie rozbić komuś łba o kamienną posadzkę, powoli zaczynała mieszać się z krwią, wypierać ją, zastępować naturalny puls przyspieszoną pracą serca. Gwizdek rozpoczynający mecz był wszystkim, czego w tej chwili potrzebował; wszystkim, co definiując go jako człowieka, zamieniało się w rozżarzoną potrzebę działania. Kiedy więc kafel wyrzucony rękami Belindy poszybował w górę, Avery uśmiechnął się do siebie i nie przez moment obserwował, jak ścigająca Krukonów wykonuje możliwie bardzo fatalne w skutkach podanie do młodszego z Gallagherów, w całej szkole słynących z najlepszego piwa domowej roboty w historii czarodziejskiego alkoholu. Rosier wystrzelił w jego kierunku jak z procy, a Grossherzog, pomagając z drugiej strony, najprawdopodobniej usiłował zrzucić chłopaka z miotły. Brązowe spojrzenie na moment spuściło z oczu kafel, śledząc tłuczek wycelowany przez Niemca w panienkę Wilson, poprzedzający drugi – również będący sprawką ślizgońskiego pałkarza. Jeśli jednak ktoś spodziewał się po młodym Averym jakichkolwiek oznak zaniepokojenia tą sytuacją – gorzko się rozczarował. Trwał mecz. Nikt nie mógł czuć się bezpieczny. Nieprzyzwyczajony do grania na pozycji ścigającego – co oczywiście nie równało się z ‘niekompetentny’ – starał się trzymać blisko Vane i Rosiera, jednocześnie, zupełnie przypadkiem, wpadając barkiem na pannę Argent. Przypadek – biorąc pod uwagę prędkość i gabaryty Lloyda, zapewne dość bolesny - był w tej sytuacji jak najbardziej autentyczny, bowiem wzrok Lloyda, wędrując w ślad za szybującym w stronę pętli kaflem, natrafił na trybunach na coś co sprawiło, że włosy zjeżyły mu się na karku, a w żołądku pojawiła się lodowa kula. Zaledwie parę miejsc od Rosalie, w towarzystwie mgliście kojarzonej przez niego Ślizgonki i kolejnego zawodnika z rezerwy siedziała Echo.
|
| | | Marlene McKinnon
| Temat: Re: Boisko Nie 19 Lip 2015, 20:39 | |
| Jak tu pozostać spokojnym, gdy miotła wzywa syrenim śpiewem, a dłonie aż palą, by chwycić w nie pałkę? Taką drewnianą dla uściślenia, zanim wasze myśli pobiegną w kierunku terytoriów, za których odkrycie mamusia pogroziłaby wam paluszkiem. Choć Marlene przesiadywała na rezerwie, wezwana przez swoją drużynę, by uzupełnić braki, nie wahała się ani chwili. Bo i dlaczego miałaby, skoro na szali leżał domowy honor, a w swoich pozornie kruchych, wątłych rączkach posiadała więcej siły, niż chciano by ją o to podejrzewać? Wraz z potężnie zbudowanym panem Silverem stanowili na tym meczu niezwykle kuriozalny duet pałkarzy. Napędzana adrenaliną i euforią wiążącą się z dosiadaniem miotły, wystrzeliła na boisko wraz z resztą graczy w niebieskich szatach, w duchu ciesząc się, że ostatnio nauczyła się robić zupełnie nowy rodzaj warkocza, który ciasno trzymał przy głowie wszystkie niesforne, ciemne kosmyki. Zainteresowanie i eksperymenty w dziedzinie fryzur czasem okazywały się o wiele przydatniejsze, niż można by z początku zakładać. Podczas krótkiego, zwyczajowego przemówienia sędziny przerzuciła pałkę z ręki do ręki, z chochliczym uśmieszkiem przyglądając się zawodnikom Slytherinu. Strata którego bolałaby najbardziej na samym wstępie? Puściła krótko oko do wiszącego obok w powietrzu Samuela, życząc mu bezgłośnie powodzenia, a wraz z gwizdkiem sygnalizującym początek meczu, poderwała miotłę do góry, unikając największego zgiełku związanego z przejęciem kafla. Wraz z odbiciem tłuczka w kierunku Wilsonówny, odruchowo skierowała miotłę w jej stronę, chcąc odbić wycelowaną w nią piłkę prosto w Chayenne, która już pędziła nie wiadomo gdzie. |
| | | Mistrz Gry
| Temat: Re: Boisko Pon 20 Lip 2015, 12:18 | |
| Ścigająca Yumi:
Wraz z rozpoczęciem meczu śmignęła do góry, aby ubezpieczać Kat i Aidena. Występowała dzisiaj jako rezerwowa. Coś zmogło paru członków drużyny, może jakaś epidemia? Nie myśląc już o tym, skupiła się na grze. Przewidując, że Kat zastosuje długo ćwiczony manewr Porskowej, skierowała się do Aidena, by przejąć kafla, jeśli jakiś Ślizgon zdoła go przechwycić i ruszyć od razu na bramki Ślizgonów.
Szukająca Skai: Miała okazję by się wykazać! Zaczęła okrążać boisko, robiąc unik przed tłuczkiem. I przed kolejnym, jeśli takowy by się pojawił w jej okolicy. Wzięła sobie do serca słowa kapitana, że ma unikać zarówno tłuczków jaki zawodników. Robiła mnóstwo uników. Jednocześnie obserwowała, czy nie ma gdzieś znicza i czy aby Chayenne już go nie wypatrzyła. |
| | | Mistrzyni Proxy
| Temat: Re: Boisko Pon 20 Lip 2015, 13:44 | |
| I tak oto dźwięk gwizdka sędziny rozpoczął mecz. Ślepy traf zdecydował o tym, że... A nie, to niesamowite umiejętności Krukonów pozwoliły im rozpocząć mecz od przejęcia kafla. Ścigająca domu Kruka pierwsza odbiła się się od płyty boiska i pochwyciła czerwoną piłkę tuż przed nosem przeciwników, którzy nie mieli zamiaru puścić jej tego płazem, a przynajmniej zamierzali spróbować. Kapitan drużyny Ślizgonów chyba nieco za bardzo się rozpędził i przeleciał centymetry pod ulatującą w górę Kateriną, tym samym czując na włosach powiew hańby. Podobnie zresztą Gilgamesh, prawdopodobnie zbyt skoncentrowany na wymachiwaniu swoją przerośniętą pałką, spóźnił się o sekundy i zobaczył tylko łopoczącą na wietrze koszulkę niedoścignionej panny Argent, która dosłownie na sekundy przed zderzeniem z Lloydem, wypuściła z dłoni, oh, jakże sprytnie, kafla. Być może ten manewr rozproszył ją na chwilę, wystarczająco długą jednak, by poczuć ostry ból rozchodzący się od klatki piersiowej i odbierającej jej na chwilę oddech, spowodowany niczym innym, jak tylko bliskim spotkaniem ze ścigającym przeciwnej drużyny, który nie wiedzieć dlaczego postanowił powisieć chwilę w miejscu. Biedna dziewczyna przez kolejne kilka minut miała zanosić się męczącym kaszlem i walczyć z mroczkami przed oczami, które niezmordowanie tańczyły jakiegoś dzikiego kankana. Istotniejsze wydarzenia miały jednakże miejsce kilka metrów niżej, gdzie Jasmine, w sposób nieco nieprzystojny damie usiłowała odzyskać kafla dla swojej drużyny. Precyzyjnym ciosem w nos Aidena, nieomalże go zresztą łamiąc i sprawiając, że oczy chłopaka zaszły niemęskimi łzami bólu, sprawiła, że chłopak przeniósł dłonie z czerwone piłki na tę, jakże istotną, część swojej facjaty, pozwalając pannie Vane przechwycić kafla. Co się jednak tyczy wymachów Gilgamesha, przynajmniej były one skuteczne. Pomimo prób pałkarza krukonów, aby nie stało się najgorsze, tłuczek dosięgnął Skai, na całe szczęście nie robiąc jej najwyraźniej czego bardzo groźnego i siniacząc, zapewne boleśnie, jedynie jej lewą nogę, która od tej chwili miała nieco utrudniać dziewczynie utrzymanie się na miotle, znacznie szybciej się męcząc. Komu jak komu, ale szukającemu może to przeszkadzać. Znicza nie było co prawda na razie nigdzie widać, co mogła potwierdzić wypatrująca go bezskutecznie Chay, ale kto wie, jak zachowa się nie w pełni sprawna kończyna w decydującym momencie. Pozostali pałkarze nie mieli tyle szczęścia. Zarówno Samuel, jak i Michael, spotkali się ze sprawnymi manewrami ze strony swoich potencjalnych ofiar. Gross najwyraźniej odzyskał już swoją koncentrację, na chwilę zmąconą radością z przywalenia biednej, kruchej Krukonce, a Skai nie zamierzała pozwolić, aby po raz kolejny jej coś uszkodzono. Jedynie obrońcy nie mieli jeszcze do roboty nic poza uważną obserwacją. Oboje pozostawali na swoich pozycjach, w pełni gotowości, usiłując się przygotować na wszystkie potencjalne ataki, które mogłoby zagrozić ich pętlom. W tym momencie to Lucas był w gorszej pozycji, Jasmine Vane słynęła bowiem z tego, że umiała walczyć o swoje, a w tym momencie zdobycie punktów dla domu musiało być jednym z jej najgorętszych pragnień. Kafel w rękach Jasmine, pozostali ścigający, co zrozumiałe, muszą czekać na jej ruch. Reszta może wrzucać swoje posty zaraz po sędzim.*** Rzuty w kolejności (od lewej do prawej, z góry na dół XD): Ataki tłuczkiem (zaznaczone na zielono osoby dostały):Gil(9+10+2=21) vs Skai(9+8+2=19) (obrona Marlene(8+10+2=20)) Samuel(3+8+2=13) vs Gil(5+10+2=17) Michael(4+8+2=14) vs Skai(9+8+2=19 -1=18) (obrona Marlene(1+10+2=13)) Próby przejęcia kafla:Rosier(6+8+2=16) vs Kat(6+9+2=17) Faule: Kat(8+9+2=19) vs Gil(2+10+2=14) Jasmine(9+6+2=17) vs Aiden(3+9+2=14) (ubezpieczanie Yumi(1+6+2=9)*) Lloyd(7+9+2=18) vs Kat(2+9+2=13) Rzuty:brak Gryffindor - 0 Slytherin - 0 Kilka słów od MG: > rozpiska punktów dostępna jest TUTAJ > każdorazowe użycia nr alarmowego będzie szczegółowo wyjaśniane. > po poście MG następuje post sędziego, który rozstrzyga za pomocą rzutu kośćmi czy zauważył wskazane czerwonym kolorem faule oraz sprawdza, czy podyktowany ewentualnie rzut karny zaowocował puntami -> osoba faulowana(jeśli ścigający)/wybrany ścigający vs obrońca (rzut wolny rozstrzygany fabularnie; kafel w rękach drużyny osoby faulowanej) . > post MG każdorazowo będzie ok 48h po poście sędziego.
Ostatnio zmieniony przez Mistrzyni Proxy dnia Pon 20 Lip 2015, 14:46, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Boisko Pon 20 Lip 2015, 13:44 | |
| |
| | | Gość
| Temat: Re: Boisko Wto 21 Lip 2015, 00:31 | |
| Jasmine vs Aiden - (1) Lloyd vs Kat (2)
Parzyste - Belinda zauważyła faul Nieparzyste - Belinda nie zauważyła faulu.
***
Wiadomo, podczas meczu Quidditcha dzieje się wiele, a przede wszystkim - dzieje się wszystko na raz. Nic więc dziwnego, że sędzina, chociaż wyjątkowo dobrze przygotowana do pełnionej przez siebie roli, nie dostrzegła ani sprytnej panienki Vane, dokonującej zamachu na nos Gallaghera (tego mądrzejszego), ani tego, jak panicz Lloyd - bujając głową w chmurach - nieomal zwalił ścigającą Krukonów z miotły.
Ostatnio zmieniony przez Belinda Blackwall dnia Wto 21 Lip 2015, 00:37, w całości zmieniany 1 raz |
| | | Huncwot
| Temat: Re: Boisko Wto 21 Lip 2015, 00:31 | |
| The member ' Belinda Blackwall' has done the following action : Dices roll'10-ścienna' : |
| | | Jasmine Vane
| Temat: Re: Boisko Wto 21 Lip 2015, 01:00 | |
| To było jej pięć minut! Mimo, że nie do końca planowała sfaulować ścigającego Krukonów - rozwaliła mu nos w dość nietypowy, ale malowniczy sposób. Odebrała zręcznie kafla i pochyliła się nad rączką. Zamierzała wykorzystać zamieszanie, jakie wywołały faule oraz skupienie się drużyny Krukonów na biednej szukającej, która oberwała. Jakoś nie było Jas jej szkoda. Była za mała na tę brutalną grę. Sama Vane wielokrotnie oberwała i swoje musiała wycierpieć. Co prawda nie uwzięli się nigdy na nią tak jak na szukającego, ale bycie kobietą stawało się argumentem aby zostać najłatwiejszym celem do obrania przez wrogów. Jasmine mocno przytuliła do siebie piłkę i postanowiła ruszyć w samotny rajd na tyczki Shawa. Wycelowała w najniższą tyczkę. Rzuciła ile sił w ręce. |
| | | Katerina E. Argent
| Temat: Re: Boisko Wto 21 Lip 2015, 13:34 | |
| Zderzenie z Lloydem odebrało jej oddech. Bynajmniej nie ze względu na jego aparycję. Faul w cycki – takie przewidywalne. Katerina przez chwilę wisiała w powietrzu stając się łatwym celem, na jej szczęście jednak nikt nie obrał jej za swój cel. I dobrze. Złapała parę razy oddech, próbując ignorować ból w klatce piersiowej, obserwując jednocześnie kątem oka co się dzieje na boisku. A się działo trochę i jeszcze więcej. Oczywiście złorzeczyła w myślach na sędzinę, która nie zauważyła dwóch oczywistych fauli. Nawet sapnęła zirytowana i poderwała miotłę do góry. Miała tylko nadzieję, że Aidenowy nos nie ucierpiał za bardzo. Poszybowała szybko w kierunku Vane, która przejęła kafla. Miała zamiar przeszkadzać Ślizgonce jak tylko się da, dlatego kiedy tylko się z nią zrównała (jeżeli się zrównała oczywiście), postanowiła odebrać dziewczynie kafla, starając się go podbić od dołu. I jeżeli w jej łapki wylądowała czerwona piłka, poleciała w stronę pętli Slytherinu, celując w lewą obręcz.
|
| | | Lloyd Avery
| Temat: Re: Boisko Sro 22 Lip 2015, 01:13 | |
| Co ona robiła w Hogwarcie, do diabła? Lloyd chwycił mocniej miotłę, niemal słysząc jak zaciskane zęby zgrzytają o siebie. Trzy miesiące bez słowa, trzy miesiące bez odzewu, bez odpowiedzi na wysyłane do niej sowy, których zresztą prędko zaniechał, zdając sobie sprawę z oczywistego faktu – Mallory nie zamierzała odpisać. A teraz zjawiła się na meczu, jak gdyby nigdy nic? Ochota, by podlecieć do dziewczyny i ściągnąć ją z trybun za włosy, a później poddusić solidnie domagając się wyjaśnień zalała go solidną falą gniewu, na parę chwil kompletnie wyrywając chłopaka z czasoprzestrzeni. Co właściwie nie miało takich złych skutków. Zaklął szpetnie gdy Katerina wyrosła przed nim jak spod ziemi, a bark zapulsował bólem – co prawda nie na tyle dotkliwym, by zwrócił na niego większą uwagę, wystarczającym jednak, by przywrócić ścigającemu Slytherinu zdrowy rozsądek i koncentrację. Rozejrzał się, sprawdzając, czy Belinda zauważyła faul, miał jednak więcej szczęścia niż podejrzewał. Posyłając Krukonce nieprzyjemne spojrzenie, w którym irytacja ścierała się ze złośliwą satysfakcją na widok jej zbolałej miny, zawirował w powietrzu i ruszył w kierunku Vane, szybko przekonując się jednak, że w tej części boiska wcale nie jest potrzebny. Roześmiał się złośliwie, gdy jego była dziewczyna jednym, celnym ciosem pozbawiła Aidena Gallaghera panowania nad odruchami (i prostego nosa), chwytając w dłonie czerwoną piłkę. Widząc, że sytuacja jest opanowana, Avery wzbił się w górę, a jego wzrok znów powędrował w stronę trybun – w samą porę zresztą, by dojrzeć jak Echo wymachuje do niego zawzięcie, a Pride nachyla się nad Rosalie. Co ona robiła z tym bułgarskim przybłędą? Przypływ adrenaliny sprawił, że mięśnie na jego szczęce zagrały niebezpiecznie wyraźnie, a miotła wystrzeliła w kierunku Bonnera, tymczasowo wiszącego najwyraźniej zupełnie bezczynnie w powietrzu, tuż przy ślizgońskich bramkach. - Mike, zrób coś dla mnie i traf cholerną Merberet, tylko raz, a porządnie - zawołał, przelatując nad chłopakiem, a wyraźnie kierując się nieco bliżej loży zajmowanej przez ślizgońskie kółko adoracji, nauczycieli i jego ukochaną kuzynkę, Gwen, jak zwykle paplającą jak potłuczona co tylko jej ślina na język przyniesie. - Pride, trzymaj łapy z daleka od nieswojej kobiety - krzyknął w kierunku Vincenta, na pożegnanie spoglądając jeszcze z góry na Rosalie. Moment prędko jednak minął, a Avery zawrócił na swoją pozycję, rozglądając się po boisku. Widząc Katerinę, która najwyraźniej zamierzała powstrzymać Vane przed strzałem, zrównał się z nią i zanurkował bez ostrzeżenia, spychając dziewczynę w bok. Faulem to jeszcze nie było, powinno jednak wystarczająco wyrwać dziewczynę ze skupienia, by nie przeszkadzała Vane w celowaniu do pętli. Gdyby jednak jakimś cudem udało jej się przejąć piłkę, gotów był po raz kolejny użyć barku do brutalnej dywersji i odzyskać kafla. |
| | | Gilgamesh von Grossherzog
| Temat: Re: Boisko Sro 22 Lip 2015, 01:47 | |
| Gross uśmiechnął się z satysfakcją, widząc że Skai oberwała tłuczkiem - nie widział więc powodu, aby zaprzestawać prób wyłączenia z gry Krukońskiej szukającej. Podleciał do najbliższego tłuczka i po raz kolejny posłał go w stronę Wilsonówny. Gdzieś pomiędzy emocjami meczu, dotarło też do niego że jedna wredna, Krukońska paskuda, najwyraźniej postanowiła mu dogryźć czy też zakpić sobie z niego. Obrócił więc miotłę biorąc spory rozpęd, ustawiając się w stronę swojego celu - Aidena. Jednocześnie zadbał też o to, by jego zamiary nie wyglądały na aż tak oczywiste, zaś jego trajektoria lotu wyglądała jakby kierował się do tłuczka i dopiero gdy był już blisko, przeszedł do realizacji swojego chytrego planu. Ustawił się tak, żeby w pewnym momencie zwyczajnie wlecieć mu na drogą i zwyczajnie spróbował pchnąć go łokciem w twarz i odlecieć na tyle szybko, by sędzina nie zauważyła jego małego podstępu. |
| | | Sponsored content
| Temat: Re: Boisko | |
| |
| | | |
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |