Temat: Wcale nie jesteś już małą Leslie! Sro 14 Paź 2015, 10:54
Opis wspomnienia
Wcale już nie jesteś taka mała! - pomyślał Cam, kiedy pewnego pięknego dnia, do jego gabineciku zawitała urocza młodsza siostra jego najlepszego przyjaciela. Ale przecież, to niemożliwe, niedobre, niewłaściwe, ale nie tak znów całkiem zakazane, odkryć w dziewczynie kobietę!
Osoby: Leslie Haldane oraz Cam Fawley
Czas: wrzesień '77
Miejsce: Ministerstwo Magii, Gabinet Fawleya i jakiegoś npc :p
Nie był Alec'iem; nie zrobił oszałamiającej kariery, nie błyszczał po każdej akcji, nie kąpał się w chwale, nie otrzymał awansu, nie szkolił żółtodziobów, a mimo wszystko było mu bardzo dobrze. Lubił być zwykłym detektywem. Lubił przychodzić rano do pracy, zaparzać sobie gorącą kawę a potem siadać z parującym kubkiem na wygodnym fotelu, zarzucać nogi na biurko i tak rozpoczynać dzień. Auror, z którym dzielił biuro miał urlop od zeszłej środy, toteż spokój i cisza jaka go opanowała po zamknięciu za sobą drzwi, przyjemnie koiła jego zmysły. Był dziś w nad wyraz dobrym humorze, gdyż po raz pierwszy od miesiąca porządnie się wyspał. Zamiast położyć się jak zwykle grubo po północy, spróbował zasnąć o wiele wcześniej i jak widać opłaciło mu się to. Z drugiej jednak strony całą papierologię, którą powinien wczoraj ogarnąć, zostawił sobie na dzisiejsze przedpołudnie i to był jedyny minus w całej tej sprawie. Ale cóż, trzeba, to trzeba. Położył aktówkę na blacie, po czym zajął się zaparzaniem kawy. Na zewnątrz aura nie była jeszcze wcale tak nieprzyjemna, był w końcu dopiero początek września, toteż nie musiał zrzucać z siebie dzisiaj zbyt wielu warstw ubrań. Tak naprawdę pozostał w swojej flanelowej koszuli, bo paradowanie w samym podkoszulku nie podchodziło pod normy dress code panujące w Minusterstwie. Flanela też nie, ale zwierzchnicy zaprzestali już suszyć Camowi o to głowę dobre trzy lata temu gdy zauważyli, że ich słowa wcale do Fawleya nie docierają. Mężczyzna przeczesał włosy, chwycił gorący kubek, a następnie rozsiadł się wygodnie, biorąc do ręki Proroka, który czekał na niego jak co rano. Szybkim spojrzeniem obiegł pierwszą stronę dziennika, w tym samym momencie zmuszając łyżeczkę do tego, by mieszała jego dawkę kofeiny bardzo powoli, a jednocześnie bardzo starannie. I czytał. Czytał jak zwykle dział sportowy, bo od tego zawsze zaczynał, sprawdzając jak radzą sobie w lidze jego ulubione drużyny Quidditcha. Uwielbiał być na bieżąco z tym, kto ostatnio wygrał, kto miał kontuzję, oraz jakie są notowania na kolejny mecz. Dziś zagłębił się w wywiadzie z szukającym z drużyny narodowej, wyłączając się kompletnie, bo przecież rytuał to jednak rytuał.
Leslie Fawley
Temat: Re: Wcale nie jesteś już małą Leslie! Sro 14 Paź 2015, 21:36
Papiery, papiereczki, papierunie. Och, jakże Leslie kochała całą tą biurową robotę! Tak bardzo ją kochała, że każdy dzień w Ministerstwie zaczynała od sprawdzenia czy na jej śnieżnobiałym blacie biurka nie pojawił się nowy papiereczek gotowy do uzupełnienia. Bywały też takie dni, że Alec pojawiał się nagle z tysiącem pergaminów które potrzebują miłości i uzupełnienia wszystkich rubryczek więc wbrew wszelkim regulaminom zabierała je wszystkie na nocną schadzkę do jej mieszkania i tam do później nocy wpisywała do raportów co komu się stało i jak temu zaradziła. Oczywiście papierologia od panicza Haldane dotyczyła wszystkich aurorskich żuczków którzy podczas ćwiczeń zrobili coś wybitnie lekkomyślnego- jak chociażby podpalenie swojego własnego zadka lub zwyczajnie mieli pecha i dostali zaklęciem. Żeby w tym wszystkim się nie pogubić i mieć wszystko uzupełnione dokładnie tak jak powinno być uzupełnione, notowała wszystkie przypadki w swoim czarnym notesiku. Dzisiejszy dzień był jednak kompletnie inny od wszystkich innych dni. Co go tak wyróżniło? Brak papierów do wypełnienia, a jedynie notka: "Odbierz karty medyczne od C. Fawley, pokój 3302" z radosnym uśmieszkiem od koleżanki, która od dziś ma urlop. Fantastycznie. Przez chwilę wpatrywała się nieobecnym wzrokiem w nazwisko najlepszego przyjaciela swojego brata zanim westchnęła ciężko i ruszyła w kierunku pokoju 3303. Nie przepadała za towarzystwem starszego aurora z jednej prostej przyczyny: traktował ją jak dziecko. Jakby wciąż miała sześć lat i przychodziła w towarzystwie matki na peron 9 i 3/4 aby wisieć na Alu i żałosnym płaczem go żegnać lub witać najweselszym z pisków i wisieć mu radośnie na szyi niczym mała, ruda małpka. Zawsze w takich chwilach Camelius gdzieś był obok i komentował to nieco kpiarskim uśmieszkiem. Dla niego nadal miała kilka lat, choć na oficjalnym przyjęciu wydanym przez jej matkę z okazji jej siedemnastych urodzin był, pił i nawet z nią tańczył. Jakby ten dzień znikł i wyparował z jego pamięci. Leslie, lat 6- ona szła w zakład za górę galeonów, że właśnie tak ją widział w myślach za każdym razem kiedy słyszał jej imię. Zaczęła więc unikać jego towarzystwa kiedy była taka sposobność. Aż do dziś. Dziś trzeba było podjąć chęć współpracy, bo potrzebowała od niego tych kart, żeby móc je przejrzeć i złożyć na biurku swojego bezpośredniego przełożonego tak szybko jak to tylko możliwe. Dlatego szła tak szybko. Kiedy weszła do skrzydła dla aurorów nikt nie zapytał ją nawet o przepustkę, bo wszyscy w tym skrzydle ją znali. Mimo młodego wieku często była zabierana na przeróżne akcje i często uczestniczyła w szkoleniach. I była ruda i piegowata- siostra Haldane'a, to pewniak. Wszyscy witali ją życzliwym uśmiechem, a niektórzy panowie nawet radośnie jej machali. Wiedziała co o niej myślą: "niezła, szkoda, że ruda". Dlatego nie chodziła z nimi na randki. Nie traktowała swojej rudości jako wady i nie potrzebowała by jakikolwiek facet ją tak traktował. Dlatego umawiała się z entuzjastami jej rudości. Zwykle na raz, góra dwa razy. Współczucie które wywoływała jej blizna na plecach sprawiało, że gość automatycznie był skreślony. Zero współczucia. Zero "szkoda, że ruda". Podeszła do drzwi z nazwiskiem Fawley i odruchowo grzecznie zapukała, zanim pchnęła je i weszła do środka. Dziś nie wyglądała na sześciolatkę. Głęboki dekolt koszulki na którą narzuciła gruby, rozpinany sweter idealnie obrazował, że kwestię dojrzewania ma już za sobą. Do tego dżinsy i trampki- w sam raz gdyby musiała gdzieś pilnie polecieć z innymi. A rude, gęste pukle rozpuszczone, a gumka na nadgarstku była w gotowości by coś temu zarazić w razie "w". - Dzień dobry, Cameliusie. Potrzebuję kart medycznych które miałeś uzupełnić dla Suzie - niezbyt grzecznie wsunęła dłonie do kieszeni swetra i uśmiechnęła się niepewnie.
Cam Fawley
Temat: Re: Wcale nie jesteś już małą Leslie! Czw 15 Paź 2015, 11:00
Przejrzał już do końca Proroka, wypijając przy tym większą część kawy i czując, że to, co nieuchronne nadchodzi ogromnymi krokami - zaległości. Mimo całego swojego roztrzepania, mimo tego popularnego nieogarnięcia wyrytego na jego trzydziestoletniej twarzy Camelius zawsze się ze wszystkim wyrabiał. Często kosztem snu, to prawda, ale nie było dnia w jego aurorskiej karierze, by ktoś go skarcił za to, że czegoś nie wykonał na czas. Z dwójki Fawley-Haldane to właśnie on od zarania dziejów uchodził za tego niezbyt pilnego, za tego, na którego trzeba zawsze mieć oko i zawsze, ale to zawsze porównywano go do jego przyjaciela słowami: dlaczego nie możesz być taki jak Alec? A przecież się starał. Nie sprawiał większych kłopotów wychowawczych, jakoś dawał radę, mimo wrodzonego lenistwa, przechodzić do klasy wyżej no i ukończył Hogwart z całkiem dobrymi wynikami pozwalającymi mu na to, by dostać się, a potem utrzymać w szkole dla aurorów. Jeśli nie chciał dziś nikogo zawieść, musiał odłożyć gazetę i otworzywszy aktówkę, zabrać się za swoją robotę, która przecież powinna być wykonana na wczoraj. Tak też uczynił, chociaż nie po raz pierwszy przyznawał przed samym sobą, że nie tak wyobrażał sobie pracę na tym stanowisku. Nie spodziewał się, że lwią część jego obowiązków stanowić będzie obrabianie papierologii, ale czasy robiły się coraz mroczniejsze - może więc Cam kiedyś jeszcze żałować swojego rozczarowania pracą! Wracając; odkładał już właśnie jedną z ostatnich części raportu, który miał wypełnić dla Suzanne (dla tej Suzanne, która często towarzyszyła mu w akcjach, a potem równie często lądowali w łóżku, ale ciii), gdy usłyszał pukanie do drzwi, a gdy uniósł głowę, dostrzegł, jak drzwi do jego gabinetu otwierają się, pchnięte od zewnątrz. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy to płomienny rudy kolor włosów, a dopiero potem całą resztę, należąca do młodszej siostry jego przyjaciela z dzieciństwa. Na jej widok odchylił się w tył z uśmiechem na twarzy. - No proszę, kogo to moje piękne oczy widzą - powiedział i wskazał jej krzesło umiejscowione przed jego biurkiem. - Siadaj, może zaparzę ci kawy? Musisz chwilę poczekać, bo jeszcze kończę, ale zostało mi dosłownie... pięć stron. Gwoli ścisłości - Leslie Haldane miała całkowitą rację twierdząc, że Cam ciągle traktował ją jak dziecko. Przecież gdy kończyli Hogwart, ona nie była nawet w pierwszej klasie! Zawsze machając jej z Ekspresu Hogwart-Londyn wytykał jej język, a spędzając wakacje u Haldane'ów nierzadko jej dokuczał; Leslie zawsze więc jawiła się mu jako zwyczajny piegowaty szczyl, który ciągle kręcił się im pod nogami. Nie miał pojęcia, jak to się stało, że dziś już wcale nie była taka mała. W ostatnim czasie nie miewali sposobności ku wspólnym spotkaniom, bo po pierwsze dziewczyna mieszkała sama, a po drugie pracowała na zupełnie innym piętrze. Podczas męskich wieczorów spędzanych u Alec'a, czy też u samego Cama jej temat poruszany był niezwykle sporadycznie, a mijając ją z daleka na głównym holu w Ministerstwie nie zaprzątał sobie głowy by za każdym razem podbiegać do niej i się z nią witać. Była tylko młodszą siostrą jego przyjaciela. Patrząc na nią teraz, musiał przyznać, że czasy, w których nie wiadomo było gdzie jej przód, a gdzie tył już dawno minęły. Leslie Haldane z podlotka, wyrosła na niezwykle atrakcyjną kobietę, która, mimo niebotycznej ilości piegów na twarzy, wcale nie wyglądała jak Pippi Langstrumpf. - Nie krępuj się, opowiedz, co u ciebie, a ja sobie to spokojnie skończę. Alec siedzi u siebie, czy jest gdzieś na mieście już od świtu? - spytał, przeglądając w rzekomym skupieniu wszystko to, co mu jeszcze do zrobienia zostało, jednak nie mogąc się powstrzymać, by co chwilę zerknąć w stronę dziewczyny i posłać jej Fawley'owy uśmiech numer pięć.
Leslie Fawley
Temat: Re: Wcale nie jesteś już małą Leslie! Czw 15 Paź 2015, 14:51
Camelius Fawley to książkowy przypadek lenistwa i dotychczas panna Haldane kompletnie nie zdawała sobie z tego sprawy, bo nigdy z niczym nikomu nie zalegał. Spodziewała się więc odebrać raporty i znów zaszyć się przy swoim biurku aby wszystkie dokładnie przejrzeć i potwierdzić swoim podpisem zanim znikną w odpowiednich szufladach do których jakże często zaglądali jej przełożeni. Nie wiedziała, że może być w plecy z robotą. Nie wiedziała, że wcale tego nie ruszył poprzedniego dnia. Kiedy więc usłyszała o pięciu stronach zaległych raportów jej rude brwi uniosły się w niedowierzaniu. Sama wiedziała co to imprezowanie. Wiedziała co to kac wielkości największego himalajskiego szczytu. Wiedziała jak to jest obudzić się obok nieznajomego, tak samo jak wiedziała jak sprowadzić do łóżka tego nieznajomego- nie ważne czy z pomocą alkoholu czy bez. Wiedziała jak to jest balować do białego rana. Nigdy jednak nie ucierpiały przy tym jej obowiązki. Jeśli raport miał być na godzinę ósmą, to był na ósmą, bez względu na to co robiła nocą. Oddzieliła dość skutecznie życie prywatne od zawodowego i nie znosiła kiedy ktoś tego nie robił. To przecież mało profesjonalne. - Pośpiesz się. Niektórzy mają faktyczną pracę do wykonania - wymamrotała zajmując miejsce na krześle. Nie potrzebowała kawy czy innego specyfiku, bo nic nie zmieniało tego, że czuła się nieswojo. Rzadko kiedy się tak czuła, a kiedy dochodziło do takich sytuacji zapalała jej się zielona lampka w głowie podświetlająca napis "ewakuacja". Teraz jednak nie mogła się ewakuować. Musiała mieć te raporty inaczej oboje będą mieli nieciekawą sytuację w pracy. Kiedy wyjdzie stąd bez tego mogą pojawić się pytania na które nie będzie mogła udzielić prawdziwej odpowiedzi, a nie znosiła kłamać. Kłamstwo leżało wbrew jej rudej naturze. - Mogło Ci to umknąć, ale nie mieszkam z Alem od pięciu lat, a pracuję z nim tylko przy okazji jego szkoleń, a te zajęcia odbywają się popołudniami. Przykro mi, jednak nie mam bladego pojęcia jak mój brat spędza poranki - po jej minie było jednak widać, że wcale, ale to wcale nie jest jej przykro. Wargi wygięły się w pełnym rozbawienia uśmiechu przez co na policzkach pojawiły się dwa urocze dołeczki. Nie kłamała. Nie wiedziała co jej brat robi o poranku, ale też nigdy szczególnie w to nie wnikała, bo każdy musi mieć odrobinę prywatności. Tak samo on nie pytał o wiele rzeczy. - Suzie ma urlop i mam ją zastąpić do jej powrotu. Razem z Alem dograjcie grafik żeby nie było niepotrzebnych spięć. Z tego co wiem ma jej nie być przez dwa tygodnie - błękitne tęczówki obserwowały każdy ruch pióra po pergaminie, ale mimo to zdążyła zauważyć, że Anglik co jakiś czas na nią zerka jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu. Czując jak robi się jej gorąco podwinęła rękawy swetra przy okazji odsłaniając wytatuowane przedramię jednak ani trochę jej to nie obeszło. Była wśród czarodziejów, więc nie musiała się z tym kryć aż tak bardzo. Z tym czyli z magicznym tatuażem. Nie mogła jednak poradzić sobie z tym spojrzeniem Fawley'a. - Coś nie tak? Jestem brudna, mam wysypkę na twarzy albo fioletowe włosy? - zapytała cicho i uniosła przed oczy pasmo swoich rudych włosów aby upewnić się, że nadal są rude. Były.
Cam Fawley
Temat: Re: Wcale nie jesteś już małą Leslie! Czw 15 Paź 2015, 16:41
Słysząc to, jak go pośpiesza, skrzywił się lekko, bo przecież nikt tego nigdy nie robił. Nikt nigdy nie mówił mu, żeby się streszczał, a fakt, że po raz pierwszy takie słowa padły z ust panienki Haldane sprawił, że i Fawley poczuł się delikatnie rzecz ujmując dziwnie. Podniósł głowę z nad kart medycznych które kończył uzupełniać i utkwił spojrzenie w zmieszanej Leslie, zaprzestając pisania. - Dam ci dobrą radę - zaczął. - Nie przepracowuj się tak zanadto, bo na starość nic z ciebie nie zostanie. - Mrugnął w jej stronę. Wyglądał dziś na nadzwyczaj wypoczętego i zdawał się być w wybitnie świetnym humorze. Tak było w istocie. Żadnych worków pod oczami, jasna, zdrowa cera a artystyczny nieład na głowie ewidentnie był zabiegiem celowym. Jak tu go nie kochać? Było naprawdę wiele dziewcząt, które oddałyby własne różdżki za to, by chciał się z nimi umówić, ale Cam jakoś nie specjalnie był takimi zainteresowany. Był typem zdobywcy, a jakim cudem mógł poczuć się jak prawdziwy myśliwy, skoro zwierzyna sama pchała mu się na ruszt? Jeśli czuł się samotny po prostu posyłał sowę do Suzie, do słodkiej, ale głupiutkiej Suzie, a ona przybywała w trybie natychmiastowym najbliższym świstoklikiem. Czuł się dobrze sam ze sobą, a rodzinę, która wypytywała o narzeczoną, zbywał zwyczajnym wzruszeniem ramion. Cieszył się z faktu, że jego gałąź rodu dziadek pozostawił w świętym spokoju i nie ustawiał im na siłę jakichś dziwnych pseudomałżeństw. Dzięki temu miał wolną rękę przy wybieraniu przyszłej żony, co jak widać szło mu beznadziejnie. A może to szkoda? Może powinien tę decyzję oddać komuś mądrzejszemu, skoro sam nie potrafił jej podjąć? Do licha, przecież dookoła kręciło się tyle ładnych i zdolnych czarownic. Wystarczyło zagadać jedną, lub drugą, zaprosić na kawę... Jego rozmyślania przerwał melodyjny głos Leslie, która dobitnie chciała chyba dać mu do zrozumienia, że jest już duża, prowadzi samodzielne życie i nikt, nawet jej jedyny brat, się w nie nie wtrąca. Cóż, nie musiała tego robić, bo sam to wszystko sobie nagle uświadomił. - No dobrze, dobrze, tylko spytałem. To miał być sposób na podtrzymanie rozmowy. - Odpowiedział jej uśmiechem, spoglądając może trochę zbyt długo na dołki w policzkach rudowłosej Haldane. Bez sensu. Znaczy, to nic dziwnego, że w towarzystwie naprawdę atrakcyjnej kobiety różdżka każdego faceta nagle nie mieściła się w spodniach. Ale, do cholery, to przecież siostra Al'a! Jest za młoda, jest nietykalna, jest poza wszelkim zasięgiem. Przecież Alec w sekundę wymyśliłby milion sposobów na zabicie go, gdyby dowiedział się, że Cam w ogóle bierze pod uwagę pocałowanie Leslie. Fawley wolałbym nie myśleć co by się stało, gdyby ją faktycznie dotknął! Całe szczęście, że ruda zaraz zabierze te papiery i zniknie za drzwiami, a ich konfrontacje znów zmaleją do minus jednego. - Dwa tygodnie? - zdziwił się, choć to przecież normalne. Urlopy zwykle tyle właśnie trwają. Suzie jednak słowem nie wspomniała o żadnych wolnych dniach podczas ich ostatniego spotkania, ta informacja była więc lekkim zaskoczeniem dla anglika. - Czyli rozumiem, że przez kilka dni będziesz ze mną pracować? Znaczy, będę miał cię tylko dla siebie? - Nie mógł jednoznacznie określić czy się z tego cieszył. Oczywiście posłał Leslie spojrzenie nie dające ku temu żadnych wątpliwości, ale w głębi duszy jakoś nie mógł się do tego przekonać. Przed chwilą jeszcze przecież rad był z faktu, że dziewczyna zaraz sobie pójdzie, a tu nagle okazuje się, że będą musieli na sobie polegać przynajmniej kilka razy w ciągu kolejnych czternastu dni. - Pójdę do niego po południu i pogadam z nim - powiedział przybierając już poważniejszy ton, ale w jego oczach nadal migały iskry rozbawienia. - Może jeśli okażesz się lepsza od Suzanne, zawnioskuję, żeby przydzielił mi ciebie na stałe? - zaśmiał się i powrócił do wypełniania rubryk, których ilość malała zbyt szybko. Gdy postawił ostatnią kropkę odłożył pióro na bok, zasznurował teczkę, po czym wyciągnął ją w stronę panny Haldane, mimowolnie spoglądając na jej odkryte przedramiona. Leslie i jej tatuaże. Sam nie miał ani jednego, ale nie ze względu na to, że nie był ich zwolennikiem. Po prostu do tej pory nie miał okazji ku temu, by sobie jakiś sprawić. Musiał przyznać, że do niej one pasowały. Była jak nieposkromiona kotka, a magiczny tusz na jej skórze tylko go w tym utwierdzał. Uśmiechnął się pod nosem, po czym potraktował uzdrowicielkę dobrotliwym spojrzeniem. - Leslie - zaczął. - Oświeć mnie, kiedy przestałaś być małą Leslie?
Leslie Fawley
Temat: Re: Wcale nie jesteś już małą Leslie! Czw 15 Paź 2015, 19:28
Dobra rada która opuściła pełne wargi czarodzieja była radą którą już wielokrotnie słyszała od zawodowych aurorów. Tak jak zawsze w takich chwilach szeroko się uśmiechnęła pochylając nieco nad blatem biurka. - Powiem Ci coś, słoneczko. Zawsze mogę przejść na stałą i cieplutką posadkę uzdrowiciela w Mungu. Wtedy z pewnością przestanę się przepracowywać - uśmiechnęła się szeroko. Wiedziała, że jej obecna kariera nie będzie trwać wiecznie. W Czarodziejskim Pogotowiu Ratunkowym nie było sędziwych czarodziei i czarownic z jednej prostej przyczyny: nie dawali rady fizycznie. W akcjach aurorskich trzeba dorównywać sprawnością fizyczną osobnikom z odznaką. Duża odporność psychiczna. Dużo samozaparcia. Brak obrzydzenia, żeby znów wsadzić komuś flaki do środka kiedy go gdzieś rozsadzi. Ciągłe ryzyko zawodowe. W Mungu tego nie było. Dlatego więc wysyłali uzdrowicieli do Munga kiedy tylko przestali być wystarczająco sprawni. Tam praca jest prosta, łatwa i przyjemna wobec oczekiwań CPRu. No i nie trzeba współpracować ciągle z aurorami. I pracuje się od godziny a do godziny b, a nie: dopóki nie skończymy szkolenia albo nie skończymy akcji. Pacjenci pojawiają się na noszach, gotowi do leczenia. Nie trzeba ich zbierać w jakichś ruinach. Ogółem bardzo przyjemna praca. Leslie nie miała wątpliwości, że kiedy przestanie sobie radzić lub kiedy tylko zechce dostanie przeniesienie na Mungowe stanowisko odpowiadające jej kwalifikacjom i umiejętnościom. Taki właśnie był plan. Aurorzy nie mieli takich alternatyw. Od razu kiedy przestali być najlepsi na świecie dostawali emeryturę. Tyle. Po prostu. Dla Les przedwczesna emerytura nie była atutem, bo kochała swoje zajęcie. Może zmiana nastawienia przychodzi z czasem, ale póki co nie chciała by jej nastawienie się zmieniło. - Ja tylko stwierdziłam fakty - zauważyła unosząc dłonie w obronnym geście. Nie powiedziała przecież niczego niezgodnego ze stanem faktycznym. Tak właśnie było. Nie miała pojęcia o porankach Aleca, bo nie brała w nich udziału. Koniec, kropka. Uśmiechnęła się jednak znów i kiedy znów poczuła na dłużej jego wzrok na sobie znów poczuła się nieswojo. To nie chodzi o to, że z Fawley'em jest coś nie tak. Jest stosunkowo młodym, przystojnym i majętnym mężczyzną z którym jej własna matka z pewnością chętnie by ją ohajtała gdyby to było możliwe. Ale nie jest. To najlepszy przyjaciel Aleca. I człowiek który wymazał z pamięci jej okres dojrzewania. - Tylko ja będę do Twojej dyspozycji na ten czas. Ja mam Ciebie i Aleca. Nie wiem dlaczego nikt inny nie chce z nim współpracować... - zaśmiała się lekko na koniec swojej wypowiedzi, bowiem oboje wiedzieli dlaczego nie było kolejki chętnych. Bo Alec to wrzód na tyłku. Znaczy może nie on sam w sobie, ale praca z nim to praca z bandą idiotów kursantów. Wypadki gwarantowane. Dodatkowe godziny też. Ciężko o urlop i wolne dni. Ciężko o wszystko. Właśnie dlatego nikt tego nie chciał. Na początku swojej kariery dostała duży kredyt zaufania od Ala, że zdecydował się z nią współpracować i jednocześnie skazał ją na siebie. Nie potrafiła mu odmówić, bo na tych przypadkach przerobiła już chyba wszystko czego nauczyła się w swojej akademii uzdrowicielstwa. Wszystko i jeszcze trochę. Słysząc jego uwagę o Suzanne znów lekko się zaśmiała i pokręciła przecząco głową. - Nie będę lepsza od Suzie, bo nie będę się pocić potem w Twoim łóżku, Cam - powiedziała cicho uśmiechając się przy tym z wyjątkowym rozbawieniem. Czy naprawdę myślał, że lekko upośledzona intelektualnie Suzanne była w stanie dotrzymać tajemnicy? Jeśli tak myślał to właśnie został z tego błędu wyprowadzony. Suzanne była blondynką. Filmowej urody blondynką. I w tym przypadku kolor włosów nie był podyktowany przypadkiem. Po każdym spotkaniu z Anglikiem relacjonowała to wszystko podekscytowanym teatralnym szeptem w przerwach między wyjazdami wszystkim swoim koleżankom. Leslie też. Tyle, że ona się nie wsłuchiwała. To w końcu przyjaciel jej brata, a nie jakiś nieznajomy przystojniaczek. Wyciągnęła wytatuowaną rękę by odebrać od niego teczkę kiedy padło pytanie z gatunku niezręcznych. Ona jednak znów radośnie się wyszczerzyła. - W świetle prawa w siedemdziesiątym drugim. Moja matka zrobiła wtedy przyjęcie i zmusiła mnie do włożenia tony niebieskiego tiulu. Na pewno pamiętasz. Śmiałeś mi się wtedy do ucha za każdym razem kiedy musieliśmy tańczyć razem. W twoich oczach najwidoczniej od jakichś czterech minut. I to podobno Al jest tym bardziej opóźnionym w waszym duecie. Łał. Nieźle się dobraliście - przejęła od niego teczkę i zaczęła pobieżnie przeglądać jej zawartość, aby upewnić się, że jego podpis jest w odpowiednich miejscach.
Cam Fawley
Temat: Re: Wcale nie jesteś już małą Leslie! Czw 15 Paź 2015, 22:04
- Ciepła posadka w Mungu, brzmi wspaniale. To praca marzeń, myślę, że się w niej spełnisz - uśmiechnął się. Wiedział, że Leslie będzie chciała odwlec moment zmiany posady jak najdłużej. Wiedział, że za kilka naprawdę długich lat będzie wciąż sprawiać wrażenie najlepszej we wszystkim i niezastąpionej. Bądź co bądź znał krew Haldane'ów bardzo dobrze, była to krew praktycznie taka sama, jak ta Fawley'owa. Cała ich trójka nie należała do osób, które mogłyby żyć w rutynie, nie spodziewając się niczego nowego po nadejściu kolejnego dnia. Spojrzał na nią wzrokiem, który mówił, że doskonale rozumie jej położenie. Ona przynajmniej miała perspektywę a on? Będzie dobrze, jeśli za kilka lat w ogóle będzie mógł przejść na tę przeklętą emeryturę. Zawsze przecież może kopnąć w kalendarz, jeśli nie będzie za bardzo uważny i nie obroni się w porę odpowiednim zaklęciem. Mimo wszystko nie zamieniłby się nigdy na żadną inną robotę, bo kochał bycie aurorem i kochał to, że nie dalej, jak za pół godziny zapewne będzie wezwany gdzieś, gdzie widziano śmierciożerców. - Za bardzo się czepia tych żółtodziobów. Jakby sam nie pamiętał, że kiedyś też zaczynaliśmy - powiedział z nostalgią, wspominając nagle te odległe już czasy, kiedy sami, ledwo po ukończeniu Hogwartu, stanęli przed drzwiami swojego szkoleniowca. - A może ja po prostu mam za miękkie serce. Dlatego nikt mi nigdy nie powierzył nikogo do nauki. Nie nadaję się do takich rzeczy. Leslie siedząca przed nim, stała się nagle kimś kompletnie obcym. Nie wiedział, od czego to zależy, ale słowa, w których był ukryty lekki podtekst, jakich często sam używał, teraz wydawały mu się nie na miejscu. Może po prostu... Haldane zaczęła go onieśmielać? Ta mała gówniara Haldane, która spędzała sen z powiek jej starszego brata i jego najlepszego przyjaciela. Po tylu latach siedziała z nim sam na sam w jego gabinecie, z tym niesamowicie ponętnym dekoltem, długimi nogami, lśniącymi włosami i sarnim spojrzeniem błękitnych tęczówek. A on nie mógł jej mieć, bo jak ostatni idiota, dziewiętnaście lat temu postanowił zaprzyjaźnić się z jej bratem. - Postaram się, żebyś miło wspominała współpracę ze mną. Nie będę dla ciebie tak bardzo surowy jak Alec - mrugnął do niej uśmiechając się i składając ręce. Pochylił się nad biurkiem i wpatrując się w Leslie, suszył zęby jak małolat, jednak po tym, jak padły z jej ust kolejne słowa, mina nieco mu zrzedła. Ale nie na długo. - Wydaje mi się, że właśnie dlatego będziesz lepsza. Chociaż z drugiej strony, nie bądź taka pewna siebie. Nawet nie zacząłem cię podrywać a ty i tak zamiast pójść sobie od razu, siedzisz tu i udajesz, że sprawdzasz czy dobrze wypełniłem te karty. Robię to już dziesięć lat, słoneczko. - Odchylił się do tyłu i splótł palce na karku. Może sobie trochę dopowiedział, może nawet nieco przeholował, ale tak czy siak, patrząc na nią nie mógł oprzeć się wrażeniu, że i tak go nie polubi. Zbyt wiele lat wraz z Al'em byli wrzodami na jej piegowatym tyłku. - Niebieski tiul śnił mi się potem przez dobrych kilka tygodni. I uwierz, to nie były dobre sny - parsknął śmiechem. - No a tak serio, to raczej, że pamiętam. Szkoda, że wtedy nie powiedziałaś mi, że wyrośniesz na... Właśnie.
Leslie Fawley
Temat: Re: Wcale nie jesteś już małą Leslie! Pią 16 Paź 2015, 01:37
Może i ciepła posadka w Mungu to praca marzeń, ale z pewnością te marzenia zaliczały się do strefy marzeń panny Haldane. Skończyła swoją akademię z wyróżnieniem, gdyby chciała już od dwóch lat mogłaby się wspinać po szczeblach mungowej kariery. Jej jednak to nie kręciło. Od zawsze chciała być aurorem. Wielkim strażnikiem prawa i porządku. Przez Aleca i jednocześnie dzięki niemu została uzdrowicielką. Przez, bo wywalił ją ze swoich zajęć kiedy padła ofiarą brutalnego ataku "kolegi" z grupy. Dzięki niemu, bo szybko znalazła alternatywę która okazała się ją satysfakcjonować. Praca w tutejszym pogotowiu łączyła w sobie oba te zawody i dlatego była tak cholernie ekscytująca. Nie trzeba wielkiego geniuszu, wystarczy na nią spojrzeć żeby wiedzieć iż jest poszukiwaczką przygód. - Najwcześniej za dwadzieścia lat. Nie dam się tak łatwo zepchnąć na boczny tor - uśmiechnęła się nieco drwiąco. On za dwadzieścia lat jak nic będzie już emerytem z kilkuletnim doświadczeniem w pobieraniu swoich świadczeń. Jeśli będzie miał wystarczająco dużo szczęścia by dożyć tej radosnej chwili pobierania emeryturki. - Problem nie tkwi w Alu tylko jego kursantach. Wiesz, że ostatnio wyszłam stąd po północy, bo jeden drugiemu połamał wszystkie żebra i lewą nogę? To strasznie czasochłonne - skrzywiła się na wspomnienie dodatkowych godzin które musiała spędzić z pryszczatym blondynem, który po pewnym czasie zaczął rzucać niewybrednymi tekstami dotyczącymi rudowłosych niewiast takimi jak "im bardziej zardzewiały dach tym wilgotniejsza piwnica". To wcale nie było zabawne. - Uważaj na swój tyłek i tyłki podwładnych, bo ostatnie na co mam ochotę w tym tygodniu to sprawdzanie czy jelito grube nie zamieniło się miejscem z jelitem cienkim, wesołku - czyż nie jest czarująca? Jest. Całą sobą zdawała się pokazywać, że ta współpraca już leży jej na wątrobie. Niby nie miała nic do Cama, ale nie znosiła gdy ktoś traktował ją z góry, kiedy ją bagatelizował, a Fawley miał do tego tendencje. Teoria która padła z jego ust wywołała jej śmiech, ale i tak nie przestała przeglądać zapisanych arkuszy pergaminu. Oczywiście przeglądała je na wyciągnięcie ręki ze zmarszczonym nieco czołem, ale wynikało to jedynie z jej dalekowzroczności którą normalnie korygowała okularami. Przy Angliku zdecydowała się ich nie wyciągać oszczędzając sobie zbędnych docinków. - Spokojnie, przystojniaczku. Tylko rzucam okiem. Wyluzuj, już opuszczam twoją świątynię - wymamrotała przeglądając te karty które zdążył przed chwilą uzupełnić. Nie dostrzegając braków podniosła się z miejsca i wepchnęła sobie pod pachę teczkę. - Na najmądrzejszą i najpiękniejszą rudowłosą Szkotkę jaką kiedykolwiek spotkałeś? Mówiłam to już we wczesnym dzieciństwie. Wtedy wysoce Cię to bawiło. Cóż, Fawley. Ten się śmieje kto się śmieje ostatni. Wiesz gdzie mnie szukać. Miłego dnia - i z szerokim uśmiechem skierowała się w stronę drzwi, aby posłać mu jeszcze spod nich buziaka i ruszyć w swoją stronę dość pośpiesznym krokiem.